Witajcie! Zgodnie z planem oddaje wam w ręce nowy rozdział. Mato jak zwykle wykonała swoją pracę perfekcyjnie. Jestem bardzo zadowolona z naszej współpracy gdyż bez problemu odgaduje moje intencje. Ostatnio jestem strasznie ospała i nic mi się nie chce, nie lubię jesieni.
Kaja Kot - Mam nadzieję że nowy rozdział spodoba ci się i było warto czekać.
Aevum - Ciesze się z drugiego czytelnika któremu podoba się moje opowiadanie.
Czytanie waszych komentarzy jest naprawdę bardzo miłe i daje kopa do roboty. Liczę na kolejne i czekam na wasze wrażenia z tego rozdziału. Mam nadzieje że jest was tam więcej :)
Rozdział 2: Rozdarcie
"... Więc mój Przeznaczony jest
w Gryffindorze? To nieco komplikuje sprawy ..." - myślał Tom
podczas lekcji wróżbiarstwa - "... A może to pomyłka? Nie...
to nie może być błąd, pomieszczenie reaguje tylko na moją magię
i jego ... muszę obmyślić plan co może być trudne przez głęboką
przepaść pomiędzy domami węża i lwa, pieczęć z dziennika nie
została jeszcze zerwana więc nie odkrył jak go otworzyć, a skoro
jest gryfonem pewnie to potrwa ... że też ze wszystkich domów
musiał być to Gryffindor! Sam dołożyłem wszelkich starań by
przepaść się powiększyła, a teraz mój Przeznaczony jest
mieszkańcem wrogiego domu! Los najwidoczniej lubi sobie ze mnie
kpić. ..."
- Panie Riddle - wyrwał go z
zamyślenia głos nauczycielki - proszę nam powiedzieć co pan widzi
w swojej filiżance.
Popatrzył z ukosa na stertę fusów
herbacianych na dnie filiżanki, nie widział tam kompletnie nic! A
stara nauczycielka patrzała na niego wyczekująco. Przeklął w
duchu tego kto wymyślił te durne zajęcia i jeszcze raz spojrzał
na fusy. Tym razem jednak nie widział tylko fusów ... pochylił się
nad naczyniem i zauważył kształt. Przyjrzał się jeszcze raz czy
mu się na pewno nie przewidziało, jednak nie mylił się choć było
to dziwne, gdy przed jego oczami sterta fusów zaczęła nabierać
kształtów.
- Widzę błyskawicę - powiedział i
czekał na reakcje nauczycielki która zajrzała do środka naczynia
i uśmiechnęła się.
- Doskonale panie Riddle, pięć
punktów dla Slytherinu - odeszła od stolika Toma i zwróciła się
do wszystkich - Błyskawica to jeden z najpotężniejszych symboli
który oznacza wielką moc i zwiastun wielkich wydarzeń, oznacza
również uwolnienie zduszonych emocji i uczuć. Może wskazywać na
nadejście potężnego psychiczno-emocjonalnego uwolnienia takich
emocji jak złość,wrogość,wściekłość czy też zazdrość i
miłość, naprawdę to niesamowite – Stara nauczycielka aż
podskakiwała z podniecenia, opowiadając o tym uczniom. - Uważam
Tom, że wkrótce twoje życie znacząco się zmieni. A pan panie
Malfoy, co pan widzi? - Zwróciła się tym razem do siedzącego
naprzeciwko Riddle'a ucznia.
Abraxas wyprostował się na krześle i
spojrzał z obrzydzeniem na dno filiżanki. W leżących tam fusach
zobaczył dziwny kształt. Przypominał mu zwierzę.
- Widzę coś co przypomina mi
wielkiego kota, który ma ... chyba nastroszone futro pani profesor.
- Ah tak ... - zamyśliła się patrząc
na filiżankę. - Kot również ma bardzo ciekawe znaczenie. Może
nie tak potężne jak błyskawica, ale również zwiastujące zmiany.
Kot jest często symbolem seksualnym, bardziej związany z potrzebą
czułości. Ogólnie kot we śnie może ostrzegać przed podstępem i
fałszywością lub wzywać do większego zaufania własnej intuicji.
A nastroszone futro może oznaczać, że jest dziki. Oznacza to próbę
nawiązania kontaktu z kimś agresywnym, nieufnym, niebezpiecznym, o
szybkich reakcjach. Będziesz musiał wykazać się taktem,
czujnością i inteligencją, by nie sprowokować go do ataku.
Naprawdę wspaniałe dziś wróżby zobaczyliście moi drodzy jestem
z was dumna! I oczywiście kolejne pięć punktów dla Slytherinu! To
wszystko na dziś moi drodzy i proszę na następne zajęcia napisać
rolkę pergaminu o tym co zobaczyliście w waszych filiżankach.
- Ej! Abraxusie, nie zapomnij wspomnieć
o tym symbolu seksualnym! - Powiedział głośno Lastrange, na co
pozostali Ślizgoni wybuchnęli śmiechem.
- W przeciwieństwie do ciebie cieszę
się że chociaż je posiadam - odpowiedział patrząc na niego
wymownie. Jednak ten drugi poszerzył swój uśmiech i Abraxas już
wiedział o czym ten drugi zaraz wspomni, to był czas na odwrót
- Jednak jeżeli zmienisz swoje
przedmiotowe podejście do kobiet to kto wie może w końcu
jakakolwiek zwróci na ciebie swoją uwagę? A teraz jeżeli
pozwolisz udam się na następne zajęcia i tobie też to radzę,
wiesz że Tom nie lubi kiedy odbierają nam punkty za spóźnianie. -
Na szczęście imię Riddle'a poskutkowało i Lastrange się wycofał
na co Abraxas odetchnął z ulgą, tylko jak długo jeszcze uda mu
się go zwodzić by ten kretyn nie rozpowiedział każdemu jego
tajemnicy?
Po lekcjach Abraxas znalazł Toma w
bibliotece. Towarzyszyli mu Avery, Lastrange, Mulciber i Black.
Rzadko widywał ich wszystkich razem, musiało to znaczyć, że
Riddle czegoś od nich oczekuje. Tylko czego? Abraxas podszedł do
ich stolika, który znacząco był oddalony od pozostałych, mimo, że
samo pomieszczenie biblioteki było puste jak zawsze, gdy Tom
przebywał z nimi wszystkimi w jednym pomieszczeniu.
- Panie? - Zwrócił się do Toma .
Tylko gdy byli z nim sami nazywali go tak by nie odkryć jego maski
wzorowego ucznia. Tom jednak zignorował Abraxasa i zwrócił się do
wszystkich.
- Mam dla was zadanie, które wymaga
niemałego zaangażowania i wierzę, że mnie nie zawiedziecie ... -
Obserwował jak wszyscy zebrani patrzyli na siebie niepewnie
zastanawiając się, czy któryś z nich coś więcej wie. Po chwili
było jasne, że nikt nic nie wie i wszyscy spojrzeli ponownie na
Toma - Potrzebuję informacji o każdym Gryfonie od pierwszego
rocznika włącznie ... Chcę wiedzieć o tych, którzy najbardziej
się wyróżniają na swoim roku talentem i mocą. Macie dla mnie
zdobyć te informacje w ciągu hmm ... - zamyślił się i uśmiechnął
widząc przerażone miny Averego, Lastrange i Mulcibera oraz obojętne
Malfoya i Blacka - tygodnia.
- Ale Panie, to nie możliwe! To za
mało czasu, nie wspominając o tym, że Gryfoni nas nienawidzą!
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć
Avery, że Ślizgoni nie potrafią zdobyć czegoś tak prostego jak
informacje? - Odpowiedział Tom, a jego oczy na chwilę zalśniły
czerwienią, na co chłopak wzdrygnął się.
- Proszę o wybaczenie Panie, zrobię
wszystko byś dostał upragnione informacje.
- Jeżeli którykolwiek z was
zawiedzie, wiecie co was czeka. Malfoy i Black sprawdzicie roczniki
od piątego wzwyż, Avery i reszta pozostałe. - Ślizgoni skinęli
głowami i odwrócili się w stronę wyjścia.
Gdy Tom został sam, spakował swoje
rzeczy do torby i wyszedł z pomieszczania było już późne
popołudnie więc miał jeszcze czas. Skierował swoje kroki w stronę
trzeciego piętra, po drodze odjął kilku pierwszorocznym gryfonom
punkty co poprawiło mu humor. Niestety na krótko, ponieważ po
niewczasie przypomniał sobie, że teraz nie może zrażać do
siebie gryfonów tylko traktować ich najwyżej z chłodną
obojętnością. Chociaż, zawsze można ich zastraszyć tak że nie
pisną słówka kto im odjął punkty, tak... to był dobry pomysł.
Gdy korytarz był pusty podszedł do posągu jednookiej czarownicy i
wypowiedział hasło stukając w jej garb różdżką.
- Dissendium – Kiedy Tom wypowiedział
te słowa posąg odsunął się i ukazał mu ukryte przejście, które
zamknęło się gdy tylko przekroczył jego próg. Korytarz, którym
szedł był brudny i pełen pajęczyn, zastanawiał się czy
ktokolwiek od zbudowania zamku przez założycieli odkrył to
przejście. Ściany pokrywała tak gruba warstwa brudu, że sama
nasuwała się myśl, iż musiało minąć sporo czasu odkąd zaczął
się zbierać. Tom doszedł do końca drogi i założył na siebie
pelerynę, a na głowę kaptur. Wyszedł z przejścia upewniając się
że nikt go nie widział i szybko opuścił Miodowe Królestwo, nie
znosił tego miejsca, wszyscy tutaj zaczynając od rodzin z dziećmi,
które patrzyły z zachwytem na różnokolorowe słodycze,
pracowników i kończąc na uczniach Hogwartu, wyglądali dla niego
zbyt szczęśliwie, chciał by te ich uśmiechy znikły z ich twarzy.
Wyszedł na ulice Hogsmeade, zaczynało
się już ściemniać, ale wciąż miał dostatecznie dużo czasu by
załatwić swoje sprawy i zdążyć na czas wrócić. Szedł przez
dłuższy czas główną ulicą miasteczka, ignorując ciekawskie
spojrzenia innych czarodziejów, następnie skierował się w stronę
bocznej uliczki i wstąpił do „Derwisza i Bangesa”.
Pomieszczenie było brudne i obskurne,
tak samo jak właściciel, który patrzył na niego nieprzychylnie,
prychnął pod nosem i wrócił do czytania "Proroka
Codziennego". Tom nie był tu od dłuższego czasu i widział,
że przybyło sporo nowych podejrzanych przedmiotów w tym osobliwie
powieszone nad ladą głowy skrzatów domowych. Zaczął powoli
przechadzać się po sklepie i oglądać to co było na półkach.
Większość z tych rzeczy niestety okazywała się śmieciami, które
pokrywały spore warstwy kurzu, wiedział jednak, że im głębiej
wchodzi tym bardziej niebezpieczne przedmioty może znaleźć. Gdy
miał już się wycofywać z głębi sklepu jego wzrok zatrzymał się
na starej zniszczonej szafie, której wcześniej tu nie widział.
Szyby były przyciemnione, a jedno skrzydło drzwi szafy zwisało
smętnie na pojedynczym zawiasie. Podszedł do niej i otworzył to co
zostało z drzwi szafy. W środku znajdowały się dwie półki,
jedna zerwana na dole oraz druga na samej górze, mająca może z
piętnaście centymetrów wysokości. Rzucił jeszcze przezornie
zaklęcie na wykrywanie klątw i zaczął przeszukiwanie mebla. Na
dole nie było nic, więc postanowił przeszukać górną półkę,
podniósł rękę i zaczął poszukiwania czegokolwiek, nie pomylił
się, jego ręka na coś natrafiła, wyciągnął ją. W dłoni
trzymał zakurzony medalion, czuł wibrującą od niego magię oraz
coś znajomego. Przetarł go skrajem szaty nie chcąc ryzykować
uszkodzenia zaklęciem. Wiedział, że nie był to zwykły medalion,
patrzył na niego z pożądaniem w oczach szybko podchodząc do lady
sklepu.
- Ile chcesz za to? - Pokazał
znalezisko sprzedawcy, który wyrwał mu z ręki medalion i zaczął
dokładnie oglądać. Widział również jak oczy sprzedawcy
rozszerzają się w szoku, więc stary gbur wie jaki ma skarb w
sklepie.
- To nie jest na sprzedaż, zjeżdżaj
stąd! - Jednak widząc czerwony błysk spod kaptura nieznajomego,
nieznacznie się cofnął od lady.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. -
Stwierdził Tom - Albo mi to sprzedasz i będziesz mieć z tego
jakąkolwiek korzyść, albo po prostu wezmę to siłą.
- Nie odważysz się! - Pisnął
mężczyzna i sięgnął po różdżkę do rękawa.
Jednak było już za późno, Tom był
szybszy od niego.
- Imperio – strumień zaklęcia
trafił w swój cel, który stał teraz patrząc nieprzytomnym
wzrokiem w ścianę. - Nie będziesz pamiętał mojego przyjścia
tutaj, a gdy wyjdę będziesz zachowywać się tak jak zawsze,
zrozumiałeś? - Mężczyzna tylko pokiwał głową, więc Tom
wycofał się do wyjścia. Kiedy spojrzał przez szybę mężczyzna
znowu czytał gazetę. Zdobył to co chciał, więc pora wracać do
zamku.
Gdy wszedł do pokoju wspólnego,
zastał ze swoich popleczników tylko Malfoya, który pochylał się
nad pergaminem trzymając w ręce pióro, którym notował na nim coś
zawzięcie.
- Czy ktoś pytał o moją nieobecność
Abraxasie? - zapytał.
- Jakiś czas temu odwiedził nas
Slughorn, gdy pytał o ciebie powiedziałem, że robisz obchód.
Wątpię, by cokolwiek podejrzewał, a tym bardziej, że poszedłeś
do Hogsmeade.
Tom spojrzał przenikliwie na Abraxasa,
był jednym z jego najbardziej zaufanych ludzi, jeszcze się na nim
nie zawiódł i znał go najbardziej co doskonale sprawdzało się w
wypadkach takich jak ten.
- Czy coś jeszcze się stało kiedy
mnie nie było?
- Nie. Rozpoczęliśmy selekcję
Gryfonów tak jak sobie tego życzyłeś. – Ślizgon spojrzał na
Toma, który właśnie obracał w dłoniach medalion i jego oczy
rozszerzyły się nieznacznie.
- Czy to jest to o czym myślę?
- Dokładnie to … jedna z pamiątek
po Salazarze.
- Jak ci się udało to znaleźć? To
musi być warte niemałą fortunę!
- Powiedzmy, że miałem szczęście. –
Mówiąc to uśmiechnął się szyderczo. - Niestety, sprzedawca nie
chciał współpracować, więc musiałem go do tego zmusić.
Sam wyraz twarzy Riddle'a mówił
Ślizgonowi wszystko, wątpił żeby Tom posunął się do
morderstwa, ale na pewno nie zdobył naszyjnika legalnymi metodami.
Możliwe, że rzucił niewybaczalne jednak Abraxas wiedział, że
lepiej tego nie komentować, jeżeli posunie się zbyt daleko może
oberwać jakąś paskudną klątwą, więc wrócił do spisu
gryfonów. Tom obserwował go chwilę jednak po chwili wyciągnął
jakąś księgę, Abraxas spojrzał kątem oka na jej oprawę by
zobaczyć tytuł, jednak nie znalazł go, zauważył za to, że jego
pan nie jest chyba zadowolony z jej zawartości, ciekawość
zwyciężyła i postanowił zapytać:
- Co to za księga?
- Mój dziennik – odpowiedział Tom
nie patrząc na niego .
Zaskoczył Malfoya swoją odpowiedzią,
Abraxas nie dał tego po sobie poznać, ale nie spodziewał się po
Tomie prowadzenia dziennika. Wiedział, że musiało być w tym
drugie dno, długo nie musiał czekać na dalszą część tłumaczeń:
- Abraxasie dziennik jest zabezpieczony
tak, by nikt inny nie mógł do niego zajrzeć. Jakie jest według
ciebie najlepsze rozwiązanie? A może sam chcesz przetestować? -
Wyciągnął rękę tak, by Ślizgon mógł wziąć dziennik i
obserwował jego poczynania.
Abraxas nie zaczął od podstawowej
magii, tylko od razu zaczął rzucać na dziennik czarno magiczne
zaklęcia, które jednak nie skutkowały. Zamyślił się na chwilę
i spróbował również podstawowych zaklęć, które również nie
otworzyły dziennika.
- Czyżby … - Powiedział sam do
siebie, spojrzał na siedzącego naprzeciw niego Toma "... w
końcu to On ... dla niego nie ma rzeczy niemożliwych ..." –
Czy to możliwe, że użyłeś magii krwi?
Ślizgon uśmiechnął się z
satysfakcją, tego mógł się spodziewać po Malfoyu, błyskotliwy
umysł jak i wiedza … może nie tak wielka jak jego, ale jednak
widać, że pochodzi z rodziny gdzie parają się czarną magią.
- Doskonale … jesteś jedynym z tej
bandy kretynów, który używa mózgu.
- To niesamowite Panie, że potrafisz
opanować tak starą i zaawansowaną magię, – Powiedział
spokojnie Abraxas, choć w środku naprawdę był zdumiony
zdolnościami Riddle'a. Wiedział, że jest potężny, ale nie
spodziewał się aż takich umiejętności w tak młodym przecież
wieku.
- Jak myślisz, ile zajęłoby zwykłemu
człowiekowi dojście do tego, że jest to magia krwii? Dajmy na to
zdolnemu Gryfonowi?
- Phh! - Abraxas parsknął – Gryfoni
to kretyni i nie ma tam rodzin, które by skalały się mrokiem, są
na to zbyt prawi. Dlatego wątpię, by którykolwiek wiedział
cokolwiek o tej dziedzinie magii.
- Tego się właśnie obawiałem …
pozostaje czekać – powiedział do siebie Tom.
- Czy ma to coś wspólnego z listą,
którą robimy?
- Być może … jednak to nie jest
rozmowa na tą chwilę.
Abraxas wolał nie ryzykować dalszego
wdrążania się w temat, więc go porzucił.
- Pozwolisz Panie, że udam się już
do swojego pokoju ?
- Jeszcze jedna sprawa Abraxasie.
Biblioteka w waszym dworze ma zapewne wiele ksiąg, których nie
można znaleźć w Hogwarcie. – Chłopak skinął głową więc Tom
kontynuował: – Potrzebuję każdej informacji o Przeznaczonych.
Podkreślam również, że to o czym dziś rozmawialiśmy ma być
poufne i masz w to nikogo nie mieszać. Czy się zrozumieliśmy?
- Tak, ale jak mam znaleźć te księgi
nie informując nikogo?
- Macie w domu skrzaty domowe, napisz
do jakiegokolwiek. Na pewno coś znajdą. Rozkaż im to wysłać i
poinformuj o milczeniu.
- Mam napisać do skrzata domowego?!
- Czy masz coś przeciwko Abraxasie? -
Zapytał niby spokojnie Tom, ale drugi Ślizgon widział ostrzegawcze
spojrzenie.
- Nie ... oczywiście, że nie. Jutro
zrobię to z samego rana, a teraz jeśli pozwolisz ... – Skinął
kierunku Toma głową na dobranoc i oddalił się do sypialni
współdomowników.
Gdy Riddle został sam, ponownie wziął
dziennik i przekartkował puste strony. Ile jeszcze będzie musiał
czekać? Skoro jego Przeznaczony jest Gryfonem ... Czy istnieje
jakakolwiek szansa, że odkryje zabezpieczanie w postaci magii krwi?
A może księgi się mylą i nie jest możliwe, by dwie osoby
posiadały bliźniaczą magię? Nie znosił niepewnych informacji tak
samo jak ich braku. Miał dużo pytań i żadnej odpowiedzi.
Przeznaczeni zawsze byli uważani za legendy lub brednie, opowiadane
przez niepoczytalnych psychicznie magów. Wstał i skierował się w
stronę swojej sypialni dla prefektów. Jeżeli On jest kluczem do
potęgi, zdobędzie go. Nieważne jakim kosztem.
***
Harry zapukał do gabinetu
nauczycielki OPCM i wszedł do środka, odruchowo pocierając prawą
dłoń drugą ręką. Wiedział co oznacza kara pod nadzorem różowej
ropuchy. Jego złość potęgowała świadomość, że tym razem
zarobił szlaban z winy Malfoya i jego goryli.
-Potter, zapraszam - Dolores Umbridge
nie zwróciła na niego uwagi pisząc na jakimś pergaminie
zawzięcie.
"... Pewnie kolejna ustawa ..."
pomyślał Harry "... ciekawe co tym razem. Zakaz śmiania się?
A może przyznawanie dodatkowych punktów tym, którzy pogrążą
Pottera w większym bagnie niż jest teraz? O tak to do niej by
pasowało ..."
Gdy Umridge odłożyła pióro,
spojrzała na niego i uśmiechnęła się triumfująco. Wskazała
Harry'emu miejsce przy bocznej ścianie gabinetu gdzie stał mały
stolik, nad którym wisiał portret trzech kotów bawiących się
włóczką. Podała mu arkusz pergaminu i pióro:
- Napiszesz dwadzieścia razy „nie
będę opowiadać kłamstw”.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać
Umbridge już dawno by padła trupem. Wyrwał jej arkusz i pióro.
Nauczycielka jeszcze bardziej się uśmiechnęła i stanęła obok
biurka:
- Czekam panie Potter, aż zaczniesz. –
Powiedziała słodkim głosem, w którym było słychać drwinę.
Harry wziął pióro i zaczął pisać.
Poczuł piekącą ranę, która znowu się otworzyła na jego dłoni,
gdy napisał zdanie. Nie miał jednak zamiaru dać satysfakcji
ropusze i z kamienną twarzą pisał dalej.
- Udajemy silnego co? Zobaczymy czy pod
koniec nadal będziesz mieć siłę by walczyć. - Powiedziała
nauczycielka i wróciła się do swojego biurka..Usiadła wracając
do sprawdzania wypracowań uczniów.
Po godzinie Harry pisał już ostatnie
zdanie i wiedział, że Umbridge go obserwuje. Nawet uśmiechała się
widząc, że maska Harry'ego zaczyna opadać pod wpływem bólu, gdy
skończył rzucił jej pergamin z krwawymi napisami na biurko.
- Mam nadzieję, że to cię nauczy
szacunku Potter. – Podniosła pergamin i jednym zaklęciem spaliła
dowody używania nielegalnie krwawego pióra, które schowała do
swojej szuflady.
- Na szacunek trzeba sobie zasłużyć
pani profesor. – Odpowiedział patrząc na nią z wyzwaniem.
Nauczycielka zmrużyła wściekle oczy.
– Kłamcy nie zasługują na
szacunek. A teraz zejdź mi z oczu!
Gryfon wyszedł trzymając swoją dłoń
w kieszeni. Nie chciał by inni widzieli jak wygląda. Już drugi raz
pisał tym przeklętym piórem i ten raz zdecydowanie był gorszy niż
poprzedni. Ledwo zasklepiona wcześniejsza rana znów się otworzyła.
Kiedy wszedł do wieży Gryffindoru przyjaciele podeszli do niego:
- Harry wszystko w porządku? Jesteś
strasznie blady - zauważył Ron.
- Tak Ron wszystko w porządku.
- Harry, wyciągnij rękę z kieszeni.
- Poprosiła dziewczyna.
Gryfon już wiedział, że nie ukryje
swojej rany więc posłusznie wyciągnął rękę. Przyjaciele aż
sapnęli, gdy zobaczyli krwawy napis.
- Harry proszę cię, powiedz
Dumbledor'owi. To co ona robi jest nielegalne!
- Nie Hermiono, dyrektor ma teraz wiele
innych zmartwień.
- Ale ... Harry! - Dziewczyna nie
chciała ustąpić.
- Teraz to nie jest ważne, jak wy się
czujecie?
- Z nami wszystko w porządku, to był
tylko rykoszet zaklęcia expulso i rzuciło nas trochę o
ścianę. Nie było to mocne zaklęcie w końcu wypowiedział je
Crabble Dziwię się, że w ogóle potrafi je rzucać. – Szczerzył
się Ron
- A ja nadal nie mogę uwierzyć, że
Umbridge całą winę zrzuciła na ciebie! Nawet zaklęcia nie
zdążyłeś wypowiedzieć, trzeba się zająć twoją raną,
zaczekaj chwilę. - Dziewczyna westchnęła i wyszła do swojej
sypialni, a po chwili wróciła z dwoma fiolkami.
- To eliksir na uzupełnienie krwi, a
ten jest przeciwbólowy. - Powiedziała wręczając przyjacielowi
fiolki, które chłopak przyjął z wdzięcznością od razu je
wypijając.
- Dziękuję Hermiono.
- Podziękujesz mi jeśli będziesz
trzymać język za zębami na jej lekcjach i nie będziesz się dawał
prowokować Ślizgonom.
Chłopak skinął tylko skinął głową,
czując już działanie eliksiru.
- I lepiej się połóż Harry, jak
eliksir przeciwbólowy przestanie działać możesz mieć problemy z
zaśnięciem.
- Myślę że to dobry pomysł. -
Jeszcze raz podziękował przyjaciółce i skierował się w stronę
sypialni słysząc jeszcze oburzone krzyki Rona.
W pokoju panował półmrok, Harry
przebrał się i wsunął pod kołdrę, jednak nie potrafił zasnąć.
Zbyt wiele myśli chodziło mu po głowie: Syriusz nie odzywał się
już od dawna do niego i chłopak zaczął się martwić. Być może
jego ojciec chrzestny również uważa go za kłamcę? Może powinien
napisać jeszcze jeden list? Czuł się bardzo samotny. Jak ma stawić
czoło Voldemortowi, skoro reszta społeczeństwa bagatelizuje jego
ponowne odrodzenie? Czasami Harry wątpił nawet czy jego przyjaciele
na pewno mu wierzą.
- Jestem sam ... - Powiedział do
siebie, jednak słowo „sam” powtarzało się w jego głowie
ciągle i ciągle ... poczuł przenikliwy ból w sercu, wcześniej
odsuwał od siebie myśl o swojej obecnej sytuacji, ale teraz, gdy
czuł się osamotniony wszystko wróciło ze zdwojoną siłą.
Artykuły w Proroku o jego niepoczytalności umysłowej i kłamstwach,
wyzwiska jakie rzucali inni uczniowie, niedowierzające spojrzenia
własnego domu, szydercze uśmiechy i zaczepki Ślizgonów ... to
było zbyt wiele, kręcił się jeszcze przez dłuzszą chwilę w
łóżku w końcu jednak zasypiając. Gdy zasnął, nawet sny nie
chciały dać mu wytchnienia.
Śnił ...
... był w starym budynku, w którym
pochodnie tliły się resztką płomienia. Gdyby nie one, panowałaby
całkowita ciemność. Meble były stare i zniszczone, albo
poprzewracane. Przed sobą widział plecy Voldemorta, a dalej kilku
Śmierciożerców, którzy trzymali mężczyznę. Gdy Harry się
przyjrzał, wydawało mu się, że gdzieś go już widział, jednak
nie był pewien gdzie. Był dość wysoki, w średnim wieku, krótkie
włosy i brązowe oczy, w których widniał strach i przerażenie
obecną sytuacją. Mężczyzna próbował się wyrwać, ale jeden ze
Śmierciożerców rzucił na niego zaklęcie wiążące, po którym
więzień upadł jak kukła na podłogę.
- Avery przyprowadź go do mnie.
Jeden z sług posłusznie zrobił to,
co nakazał Voldemort, zaklęciem podnosząc więźnia i popychając
w stronę ich pana.
- Magnusie ... witaj w moich skromnych
progach. - Voldemort wyszedł z cienia i ujawnił się mężczyźnie,
który momentalnie zbladł.
- T ... ty ... to nie możliwe! Ty nie
żyjesz! - Krzyczał histerycznie, próbując się uwolnić z uścisku
zaklęcia.
- I po co te krzyki? Jak widzisz jestem
całkiem żywy, jeżeli nie będziesz współpracował nie mogę
zapewnić, że ty również pozostaniesz przy życiu, ale wierzę, że
posiadasz zdrowy rozsądek ...
- Nic ci nie powiem! Możesz mnie
zabić, ale nigdy nie zdradzę ci żadnych tajemnic! - Wykrzyczał
uwięziony mężczyzna patrząc na swojego ciemiężyciela.
- Jesteś tego pewien? W zasadzie
spodziewałem się, że nie będziesz chciał współpracować w
końcu jesteś niewymownym i szlamą. – Ostatnie słowo Voldemort
wypowiedział z obrzydzeniem.
Czarodziej ponownie próbował się
wyrwać, jednak niewidzialne węzły mu to uniemożliwiły, Voldemort
nie zwracając na to uwagi i kontynuował:
- W Departamencie Tajemnic jest coś
czego potrzebuję, jednak nie dostanę się tam nie ujawniając się
równocześnie ... Tylko ktoś z twoją pozycją na pewno się tam
dostanie ...
- Idź do diabła! Nigdy ci nie ulegnę!
- Bello, myślę że trzeba pokazać
naszemu gościu,,gdzie jest jego miejsce, ale nie zabijaj go, jeszcze
mi się przyda, a miło będzie popatrzeć jak łamiesz jego upór. –
Voldemort odwrócił się i usiadł na pobliskim fotelu, który był
chyba jedyną rzeczą nie zniszczoną w tym pomieszczeniu.
Z szeregu śmierciożerców wyszła
kobieta, na jej twarzy widniał obłąkany uśmiech, skierowała się
w stronę związanego czarodzieja i chwyciła jego twarz wbijając mu
paznokcie w policzki, z których zaczęła cieknąć krew. Oderwała
dłoń od twarzy więźnia i zlizała krew ... wyciągnęła różdżkę
...
- Hmm co by tu z tobą zrobić … -
zacmokała. - Co sądzisz o zaklęciu łamiącym kości? A może
wolisz czuć jak w twoich żyłach krew pulsuje jak żywy ogień?
Tyle możliwości … może zaczniemy od pierwszego, co o tym sądzisz
Magnusie? - Zaśmiała się przerażająco, aż obserwującemu to
wszystko we śnie Harry'emu przeszły ciarki po plecach.
- Właściwie wpadłam na lepszy
pomysł! Może sam sobie połamiesz na przykład własne palce ... To
będzie interesujący początek zabawy – Śmierciożercy
zarechotali słysząc Bellę, a jeden z nich odwrócił zaklęcie
wiążące.
- Imperio! - Zaklęcie trafiło,
a więzień upadł ponownie na zimną kamienną posadzkę.
- Wstań i zacznij od łamania sobie
palców – Rozkazała Bella i uśmiechnęła się, gdy mężczyzna
zaczął wykręcać i łamać sobie palce. Towarzyszyły temu odgłosy
chrupania i łamania, krzyczał, jednak nadal to robił, dopóki nie
połamał sobie wszystkich palców. Pod koniec zaczął uderzać
nawet nimi o podłogę, gdyż nie mógł robić już tego drugą ręką
– Myślę, że na razie wystarczy. –
Bella zwolniła zaklęcie. Mężczyzna leżał na podłodze łkając
cicho.
Harry patrzył na to we śnie, modląc
się, by kobieta wreszcie skończyła. Wiedział z poprzednich snów,
że to dopiero początek, ponownie rozległ się mrożący krew w
żyłach krzyk, a on mógł tylko patrzeć … zasłonił uszy, by
nie słyszeć jednak to nic nie dawało. Bellatrix zdawała się
rozkoszować krzykami bólu torturowanego więźnia, rzucając to
coraz nowsze i paskudniejsze klątwy. Krzyk zaczął być coraz
cichszy i urywany, przez krew, którą dławił się więzień.
- Myślę, że wystarczy Bello –
Rozkazał Czarny Pan podchodząc do leżącego we krwi czarodzieja.
- Tak mój panie. - Śmierciożerczyni
cofnęła ostatnią klątwę i wróciła do szeregu.
- Jak ci się podobało nasze powitanie
Magnusie? Bella bardzo starała się zapewnić ci rozrywkę ... a
teraz mi odpowiedz jak dostać się do ...
- Nigdy ci nie powiem ... – Mag
odpowiedział cicho. - Możesz mnie torturować, a nawet zabić,
nigdy ci nie wyjawię tajemnic niewymownych.
- Moja cierpliwość się skończyła,
dałem ci już drugą szansę, którą zmarnowałeś. Myślę jednak,
że potrzeba ci tylko motywacji by mówić. Wprowadzić ją!
Dwoje śmierciożerców weszło do sali
wciągając za ręce nieprzytomną, ciężarną kobietę. Kiedy
torturowany mężczyzna to zauważył, jego źrenice znacznie się
poszerzyły. Voldemort uśmiechnął się tylko i wyciągnął
różdżkę:
- Crucio - Czerwony promień
trafił w kobietę, która zaczęła krzyczeć i wić się na
podłodze.
- Błagam przestań! Puść ją! -
Voldemort cofnął zaklęcie i ponownie odwrócił się w stronę
więźnia.
- Miłość to największa słabość
czarodziejskiego świata, nie sądzisz Magnusie?
Po twarzy mężczyzny spływały łzy.
Co chwilę zerkał na kobietę, która miała szeroko otwarte ze
strachu oczy i drżała leżąc na podłodze.
- Wypuść ją!
- Jeżeli będziesz współpracował
zrobię to. A może jeszcze bardziej mam cię zachęcić? - Voldemort
spojrzał z obrzydzeniem na kobietę, mówiąc jednocześnie: –
Twoja żona jak widzę spodziewa się dziecka, a ból matki
oddziałuje również na płód. Jak myślisz ile cruciatusów
przetrwałaby twoja żona, a ile dziecko? A może chcesz się
przekonać?
- Błagam nie … - Więzień szepnął
wyciągając drżącą dłoń w stronę kobiety.
- Chcę wiedzieć jak dostać się do
Departamentu Tajemnic.
Gdy mężczyzna to usłyszał
zaszlochał jeszcze bardziej, po chwili usłyszał słaby głos
udręczonej małżonki.
- Wiesz co masz robić ... on i tak nie
zostawiłby nas żywych. – Powiedziała z trudem.
- Crucio – zaklęcie trafiło
w kobietę, która zgięła się w pół trzymając kurczowo za
brzuch, starała się tłumić krzyki, jednak nie udawało jej się i
krzyki odbijały się echem w pomieszczeniu.
Harry modlił się, by ten koszmar już
się zakończył, nie chciał tego słyszeć! Nie chciał widzieć
tego wszystkiego ... wyraz twarzy kobiety i jej męża ... to było
dla niego za wiele ...
- Przepraszam Julie ... nie jestem ci
wstanie pomóc ... a ty … ty bydlaku! Nikt ci nie powie jak dostać
się do Departamentu Tajemnic. W wakacje Dumbledore wraz z
Wizengamotem wymusił przysięgę wieczystą na każdym pracowniku
Departamentu po to, by nikt twojego pokroju się tam nie dostał.
Cokolwiek więc nie zrobisz, nigdy się tam nie dostaniesz! -
Wychrypiał więzień.
- Dumbledore to głupiec! Avada
Kedavra!
Zielony strumień światła trafił w
krzyczącą kobietę. Ostatnią rzeczą którą zapamiętał Harry z
tego koszmaru to gasnący blask oczu kobiety w momencie, gdy zaklęcie
trafiło do swojego celu.
... Koniec snu ...
Harry obudził się zalany potem i ze
łzami w oczach, które natychmiast zasłonił ręką. Leżał tak
przez dłuższą chwilę szlochając i nie potrafiąc się uspokoić.
Gardło bolało go, pewnie krzyczał podczas koszmaru, a skoro inni
nadal śpią, to chyba rzucił zaklęcie wyciszające. Nie mógł
dalej spać, jego mózg wciąż przetwarzał obrazy tortur ...
Spojrzał na zegarek, jeszcze niecałe dwie godziny do uczty i nieco
ponad godzina, aż inni wstaną. Wyszedł do łazienki i wziął
zimny prysznic. Wciąż był roztrzęsiony, drżał na całym ciele i
chciał by to były skutki zimnej wody ... wiedział jednak, że tak
nie było. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze ... nie wyglądał
dobrze: oczy podkrążone, podpuchnięte i zaczerwienione, blady jak
ściana. Rzucił szybkie Glamour tak jak zawsze i zszedł do pokoju
wspólnego czekając, aż pierwsi uczniowie zaczną wychodzić ze
swoich sypialni.
- Harry wszystko w porządku? -
Zapytała Hermiona, gdy podczas wolnej godziny spacerowali wraz z
Ronem na błoniach.
- Tak Hermiono, wszystko gra. Czuję
się tylko zmęczony. – Harry zmusił się do uśmiechu, choć nie
był pewien, czy dziewczyna dała się nabrać.
- Miałeś znowu koszmary?
- Nie, to nie koszmary. Miałaś rację,
jak obudziłem się nad ranem, kiedy eliksir przeciwbólowy przestał
działać, bolało mnie i nie mogłem zasnąć.
- Dlaczego nie poszedłeś do pani
Pomfrey!? Czemu zawsze musisz bagatelizować swoje zdrowie. –
Hermiona spojrzała na niego wzrokiem pełnym wyrzutu.
- Niczego nie bagatelizuję po prostu
było już wcześnie i zaraz wszyscy wstawaliśmy. Wziąłem drugi
eliksir, ale nie widziałem już potrzeby by zasypiać i … - Nie
zdążył dokończyć, gdy usłyszał za sobą znajomy głos ...
- Proszę proszę, kogo my tu mamy ...
Wszędzie by poznał ten ociekający
kpiną głos, odwrócił się i zobaczył za sobą Malfoya z jego
gorylami:
- Czego chcesz Malfoy! - Warknął Ron
cały się napinając.
- A czego mogę oczekiwać po hmm ... -
Zamyślił się Ślizgon i patrząc na każdego z osobna wymieniał z
odrazą. - Szlamie, nędzarzu i obłąkanym złotym chłopcu –
Pozostali Ślizgoni wybuchnęli śmiechem.
- Dorośnij Malfoy – Warknęła
Gryfonka odwracając się i ciągnąć za sobą Harry'ego i Rona w
stronę wejścia do zamku.
- Nie tak szybko szlamo, jeszcze nie
skończyłem.
- Ale ja owszem. – Odpowiedziała
nawet się nie odwracając, tym bardziej denerwując Ślizgona, który
wyciągnął różdżkę – Fernoculus!
Ron odepchnął Hermionę, przyjmując
na siebie zaklęcie. Na twarzy rudzielca zaczęły pojawiać się
białe bąble. Takie samo zaklęcie widział już Harry w jednym z
koszmarów. Teraz, realnie widział jak Ron cierpi i spojrzał ostro
na Malfoya, który uśmiechał się triumfująco. Tego już było dla
Harrego za wiele. Chciał by Ślizgon również cierpiał tak bardzo,
żeby nie myślał o niczym innym niż o bólu. Wyciągnął różdżkę,
odbijając jedno z zaklęć rzucone przez fretkę, nawet już nie
wiedział jakiego to był rodzaju czar, widział tylko swój cel.
- Cruc ...
- Drętwota! - Usłyszał za
sobą głos przyjaciółki. Malfoy również był zaskoczony, gdy
zaklęcie w niego trafiło powalając go jednocześnie. Harry'ego
najbardziej zmartwił jednak wzrok Gryfonki, która patrzyła na
niego ze strachem. Nagle dotarło do niego co chciał zrobić. Chciał
rzucić zaklęcie niewybaczalne … ręka mu zadrżała i upuścił
różdżkę na ziemię.
- Odłożyć różdżki! Natychmiast! -
Krzyknęła profesor McGonagall idąc szybkim krokiem w ich stronę
wraz z Hagridem. Wszyscy posłusznie to zrobili i czekali na
zbliżającą się nauczycielkę.
- Hagridzie zabierz pana Wesleya i
Malfoya do szkolnej pielęgniarki.
Hagrid podniósł bez problemu oboje
uczniów spoglądając na Harry'ego z niepokojem, ale gdy ten kiwnął
mu głową uspokajająco odszedł w stronę zamku wraz ze swoim
bagażem.
- A teraz wytłumaczcie mi w tej
chwili, co to ma znaczyć?! Jesteście już prawie dorośli, a
zachowujecie się jak dzieci.
- To Gryfoni zaczęli – zaczął
tłumaczyć się Crabble – rzucili na Draco drętwotę!
- A pan Wesley na pewno sam w siebie
rzucił zaklęciem? Nie obchodzi mnie kto zaczął, wszyscy
poniesiecie odpowiedzialność za swoje zachowanie. Wy ... –
powiedziała ostro w stronę Ślizgonów – ... macie się zgłosić
na szlaban u profesor Sprout, wraz z panem Malfoyem. Słyszałam, że
potrzebuje pomocy z przesadzaniem mandragor, a teraz odejdźcie.
Dwójka odeszła pośpiesznie zostali
jedynie Harry i Hermiona.
- Bardzo mnie dziś zawiedliście,
zwłaszcza ty Hermiono. Nigdy nie reagowałaś na zaczepki, a tym
razem rzuciłaś zaklęcie na ucznia. Spodziewałam się po tobie
więcej rozsądku.
- Przepraszam pani profesor, to się
już więcej nie powtórzy.
- Masz zjawić się u mnie na szlabanie
po kolacji, a pan Potter pójdzie do Hagrida zrozumiano?
Oboje kiwnęli zgodnie głową. Kiedy
nauczycielka odeszła zapadła pośród nich cisza. Harry nie
wiedział co ma powiedzieć. Może przeprosić? A może jednak
Hermiona nie zauważyła, że chciał rzucić zaklęcie
niewybaczalne? Sam sobie zaprzeczał, przecież widział jej
przerażony wzrok. Musiała wiedzieć co chce zrobić, skoro
zareagowała. W zasadzie powinien jej podziękować.
- Emm ... Hermiono ja ...
- Profesor McGonagall była dla nas
dziś łaskawa nie sądzisz? Pewnie będę u niej coś porządkować,
a ty u Hagrida pić herbatkę. – Zachichotała dziewczyna.
Harry zdumiał się, że nie poruszyła
tematu zaklęcia, choć w głębi serca sam nie chciał tego
poruszać. Podchwycił więc temat rozmowy.
-Pić herbatkę, albo zajmować się
się magicznymi stworzeniami, które według Hagrida są bardzo
milutkie i przyjazne, a tak naprawdę są stworzeniami zdolnymi zabić
doświadczonego czarodzieja. – Powiedział niby z powagą, a potem
uśmiechnął się lekko. Ulżyło mu gdy dziewczyna odwzajemniła
uśmiech.
- Powinniśmy iść odwiedzić Rona,
może już wrócił do normy. – Powiedziała zmartwionym głosem.
- Na pewno nic mu nie jest. Wiesz, że
pani Pomfrey nie ma sobie równych, jeżeli chodzi o leczenie. Idź
pierwsza na pewno się ucieszy, ja za jakiś czas do was dołączę.
Dziewczyna zatrzymała na dłuższą
chwilę na nim wzrok. Po chwili jednak skinęła głową i skierowała
się w stronę zamku. Harry, gdy został sam usiadł na trawie
obejmując nogi rękoma. Czy naprawdę zaczyna być szalony? Chciał
przecież rzucić niewybaczalne! Może i Malfoy jest podłym,
egoistycznym dupkiem, ale i tak nic go nie usprawiedliwia. Siedział
tak przez dłuższa chwilę próbując się uspokoić, jednak im
bardziej myślał, tym bardziej jego myśli szalały. Po co Voldemort
ma go pokonać, skoro wystarczy go zamknąć w wydziale zamkniętym
Świętego Munga. Nie wiedział ile już siedział na zimnej trawie,
chyba długo, bo zaczął marznąć, jednak czarne myśli wciąż nie
odchodziły.
Nagle poczuł ciepło, które stopniowo
ogrzewało jego ciało, zaskoczony zaczął rozglądać się, czy nie
ma nikogo w pobliżu. Trwały lekcje, więc nikogo się nie
spodziewał i słusznie, bo nie zobaczył nikogo. Poczuł, że jego
torba jest również ciepła, co było już dziwne. Zaczął ją
przeszukiwać, by odkryć źródło ciepła. W rezultacie wyciągnął
dziennik, który znalazł jakiś czas temu. To właśnie od niego
dochodziła fala magii, po której czuł się jakoś lepiej. Była
taka znajoma, a jednocześnie inna ... przycisnął dziennik do
siebie. Teraz jego myśli były spokojne i czyste, było to
niesamowite! Wstał i poszedł do skrzydła szpitalnego, odwiedzić
Rona.
W szpitalu szybko rozpoznał rudą
czuprynę. Twarz jej właściciela była ukryta w magazynie
quidditcha. Nie zauważył Malfoya, więc musieli go wcześniej
wypisać.
- Jak się czujesz? - Zapytał
podchodząc i siadając na pobliskim krześle obok łóżka.
- W porządku. Żałuj że nie
słyszałeś skomlenia Malfoya, kiedy jego goryle opowiedzieli mu o
jego karze. – Wyszczerzył się w uśmiechu rudzielec.
- Tym razem McGonagall trafiła w
dziesiątkę. Co sądzisz o tym, żeby odwiedzić profesor Sprout,
podczas kiedy oni będą wykonywać swoja karę? Żeby nie było
żadnych podejrzeń weźmiemy Neville'a.
- Stary to genialny pomysł! Widok
fretki w takiej sytuacji, to jak prezent na gwiazdkę, myślisz że
Neville poradzi sobie?
- Przecież wiesz jak on potrafi ciągle
gadać o tych wszystkich roślinach, o których większość osób
nawet nie słyszała. Oczywiście nie pomijając faktu, że Sprout go
uwielbia.
- W sumie masz rację, ale Dean i
Seamus będą nam zazdrościć! O, wiem! może poprosimy Colina, żeby
zrobił im zdjęcie z ukrycia?! - Prawie wykrzyczał Ron cały
podekscytowany swoim pomysłem, aż pani Pomfrey musiała go
upomnieć.
- Myślisz, że Colinowi się uda
zrobić takie zdjęcie? Chociaż jak my będziemy ściągać uwagę
profesor na siebie, to może mu się to udać …
- Harry, Colin zrobi każdemu zdjęcie,
a fotografowana osoba nawet tego nie zauważy. Inaczej już dawno
kazałbyś mu spalić swoje zdjęcia w samym ręczniku w szatni
quidditcha … - Ron gdy uświadomił sobie co powiedział szybko
zasłonił usta dłonią.
- Wiedziałeś o tym i mi nie
powiedziałeś?! - Harry spojrzał zszokowany na przyjaciela.
- Odkryliśmy to przez przypadek z
Deanem i Seamusem, a jak Colin nas zobaczył prawie się rozpłakał.
Znaleźliśmy też sekretną kolekcję Harry'ego Potter'a.
- Kolekcję czego?!
- Noo ... wszystkie twoje zdjęcia z
gazet i te, które sam zrobił. Mówię ci, byliśmy w niezłym szoku
widząc to ... znaczy wiesz... wiedzieliśmy, że Colin cię
uwielbia, ale nie sądziliśmy, że w takim stopniu i doszliśmy
razem do wniosku, że to coś poważniejszego.
- Świetnie … Teraz jestem kłamcą.
A jak wyjdzie, że Colin się we mnie kocha będę gejem.
- Pewnie zrobią trochę szumu, ale to
nic takiego.
- Nic takiego?! Mówisz poważnie?
Przecież cały czarodziejski świat będzie mnie brał za
homoseksualistę!
- Harry może dziesięć lat temu
owszem, byłbyś skazany na potępienie, ale teraz jest to normalne.
- Nigdy nie zrozumiem magicznego
świata, a jak było dziesięć lat temu? - Zapytał z ciekawości.
- Zazwyczaj większość czarodziejów
i czarodziejek się ukrywała, ale kiedy wszystko wychodziło na jaw,
wtedy mieli przechlapane. Wszyscy odwracali się od takich osób,
nawet rodzina, która często wydziedziczała członków własnego
rodu, byleby nie splamić honoru. Najbardziej surowi byli
czystokrwiści, którzy dodatkowo wymuszali wygnanie.
- To straszne ... ale w zasadzie skąd
o tym tyle wiesz?
- Tata mi opowiadał, mieliśmy w
rodzinie od jego strony ciotkę, która związała się z kobietą.
Rodzina tej drugiej wydziedziczyła ją, a schronienie dał jej mój
dziadek, za którego potem wyszła.
- Wasza rodzina chyba nigdy nie
trzymała się podstawowych zasad czysto krwistych rodzin. –
Uśmiechnął się Harry, a Ron odwzajemnił uśmiech.
- A właśnie, czemu nie przyszedłeś
razem z Herminą do skrzydła szpitalnego?
- Chciałem wam dać czas sam na sam …
- "... cholerny kłamaca …" przemknęło przez myśl
Harry'ego - Mam nadzieję, że go wykorzystałeś, Hermiona bardzo
się o ciebie martwiła.
- Naprawdę? Rany, dzięki stary! Co do
wykorzystania czasu … wzięła mnie za rękę, kiedy pani Pomfrey
leczyła mnie, to było świetne! - Rozmarzył się Ron – Jej dłoń
jest taka mała i delikatna, i jej oczy kiedy na mnie patrzyła ...
- Okej, rozumiem ... nie potrzebuję
naprawdę już więcej szczegółów, czyli pierwszy krok macie już
raczej za sobą? Pozostaje ci tylko zaprosić ją na randkę.
Najlepiej podczas następnej wizyty w Hogsmeade.
- Ale to już za parę dni!
- Ron, jestem pewien, że oboje
czujecie do siebie to samo. Musisz się tylko zdobyć na pierwszy
krok, reszta przyjdzie sama.
- Łatwo ci mówić … Ty do tej pory
nadal nic nie zrobiłeś w sprawie Cho.
- To już przeszłość, poza tym ona
nadal nie pogodziła się ze śmiercią Cedrika ... Źle bym się
czuł próbując ją poderwać zwłaszcza, że to ja się
przyczyniłem do jego śmierci …
- Zawsze możesz spróbować z Colinem,
będzie wniebowzięty i na pewno weźmie cię na romantyczne
oglądanie ''Kolekcji Harry'ego'' przy świecach. – Powiedział
poważnym tonem rudowłosy, po chwili wybuchając śmiechem i przy
okazji dostając w ramie kuksańca.
- Chłopcy! Już raz was upominałam, w
tym pomieszczeniu ma panować cisza! - Ponownie ofuknęła ich
szkolna pielęgniarka. – Pan Weasley zostanie wypisany przed
kolacją i wówczas porozmawiacie, więc proszę o opuszczenie
skrzydła szpitalnego Panie Potter chyba, że chce pan sam zamierza
zaaplikować przyjacielowi maść i eliksiry.
- To bardzo kuszące ... ale myślę,
że odpuszczę. Zobaczymy się na kolacji Ron.
Wychodząc, Harry wpadł na Hermionę,
która widząc go naburmuszyła się. Harry więc miał przeczucie,
że zaraz zacznie się wykład, jeżeli okaże skruchę i przeprosi,
to może przyjaciółka da mu przejrzeć notatki.
- Harry! Nie było cię na lekcjach!
- To tylko zielarstwo i historia magii.
Nic się nie stało takiego i jeżeli mogłabyś ...
- Nic takiego? Przecież w tym roku
piszemy SUM'y. Nie powinieneś traktować tego jak błahostkę. Od
tego wiele zależy, choćby to na jakie zajęcia dostaniesz się na
OWTM'y
- Masz rację Hermiono, przepraszam to
więcej się nie powtórzy.
- Po kolacji dam ci notatki i radzę ci
je dokładnie przeczytać. – Pogroziła palcem. – A jak tam z
Ronem?
- Pomfrey aplikuje mu jakąś maść i
eliksiry. Powiedziała, że wypuści go przed kolacją.
- To dobrze, że nic mu nie jest.
Dostał naprawdę paskudnym zaklęciem, ale w końcu to Malfoy,
pewnie zna o wiele gorsze zaklęcia, gdzie się teraz wybierasz
Harry?
- Muszę iść odwiedzić sowiarnię i
napisać do Łapy.
- W porządku, pozdrów go od nas.
- Jasne, zobaczymy się na kolacji. –
Żegnając się z przyjaciółką, układał już sobie w głowie
list to Syriusza.
W sowiarni przwie od razu dostrzegł
Hedwigę, która przyleciała do niego gotowa wyruszyć z listem.
- Wybacz Hedwigo, ale nie mogę cię
wysłać z tym listem. Jesteś zbyt rozpoznawalna, a dobrze wiesz do
kogo jest zaadresowany ten list i jakie to ważne, by nikt nie
skojarzył nadawcy ze mną. – Gdy próbował ją pogłaskać, sowa
dziobnęła go i odleciała ponownie na swoje miejsce.
- Domyślam się, że zasłużyłem co?
- Powiedział w jej kierunku, ale został zignorowany. Wyciągnął z
torby swój list ponownie go czytając:
Drogi Łapo,
wybacz tą nagłą prośbę, ale
zastanawiam się, czy wiesz coś może
o przedmiotach, których nie da
się otworzyć przy pomocy zwykłej
magii? I nie martw się, to na
pewno nie jest nic niebezpiecznego.
U nas wszystko w porządku,
Hermiona '' dba '' o to byśmy ciągle
myśleli o przyszłych SUM'ach i
nie przestawali się uczyć. Myślę,
że niedługo zostaną z Ronem
parą o ile Ron odważy się zrobić
pierwszy krok, ale jestem dobrej
myśli. Pozdrawiam
H.
Dał szkolnej sowie list i patrzył jak
się wznosi i znika z pola widzenia. Ron powinien już wyjść ze
szpitala więc najlepiej będzie, jeżeli uda się w stronę Wielkiej
Sali na kolację. Korytarze były już puste kiedy szedł w tym
kierunku. Pewnie większość uczniów jadła już kolację. Gdy
dotarł do Sali poszukał wzrokiem swoich przyjaciół, a kiedy ich
dostrzegł zaczął iść w tamtą stronę.
- O, jesteś Harry ...
- Ron! Nie mówi się z pełnymi
ustami. – Wykrzywiła twarz z obrzydzenia Hermiona.
- Wybacz Miona. – Przeprosił Ron, po
czym zwrócił się do Harry'ego szeptem: – wysłałeś list do
Łapy?
Harry skinął tylko głową
zauważając, że Ron bawi się włosami Hermiony okręcając ich
pasmo wokół palców. Nie skomentował tego wiedząc, że Ron może
się speszyć.
- Harry, musisz spróbować tej
sałatki! Mówię ci jest świetna – Przyjaciel podsunął mu pod
nos misę z apetycznie wyglądającą potrawą, którą nałożył
sobie wraz z kiełbaskami. Kiedy jadł do sali wleciało stado sów,
trzymające Proroka Codziannego.
- Coś późno dziś. – Skomentowała
Hermiona biorąc swój egzemplarz, otwierając go i przesuwając w
stronę rudzielca, który zerkał jej przez ramię.
Harry nigdy nie interesował się tym
szmatławcem, który wypisywał tylko brednie. Dziś jednak, gdy
tylko spojrzał na nagłówek upuścił widelec na talerz, zwracając
przy tym uwagę przyjaciół.
- Harry wszystko gra? Zrobiłeś się
strasznie blady ...
- Hermiono ten nagłówek o czym piszą
... ?
Dziewczyna podsunęła mu gazetę z
artykułem:
Pracownik Ministerstwa dokonuje
rzezi na swojej rodzinie,
a potem popełnia
samobójstwo!
Dla czytelników wszystko
relacjonuje Rita Skeeter, która przybyła
na miejsce zdarzania. "To
było coś okropnego, pierwszy raz spotkałam
się z takim okrucieństwem.
Kobieta była tak zmasakrowana, że nawet nie
można było stwierdzić kim była.
Dopiero po interwencji magomedyków
potwierdzono, że to żona Magnusa
Firensa, która była w trzecim miesiącu ciąży ..."
Gdy to czytał, znowu zobaczył przed
oczyma scenę tortur. Krew, odsłonięte kości ... widoczne mięso i
mięśnie. Zwymiotował wcześniej jedzony posiłek, nie zwracając
uwagi na krzyki domowników, oddychał szybko nie zwracając uwagi
nawet na otoczenie, wciąż widział ten koszmar przed
oczami. Znów i znów słyszał krzyki, błagania,
klątwy ... widział krew żony torturowanego
czarodzieja, która zaczęła kapać po nogach przy utrzymywaniu
cruciatusa. Przerażenie w jej oczach i ich gasnący blask … to
zbyt wiele … krzyczał tak bardzo, że jego gardło zdawało się
płonąc żywym ogniem i widział przerażone spojrzenia utkwione w
sobie. Potem była już tylko ciemność …