Maja Samsung - Rozdział bez bety to też jakieś rozwiązanie, ale niestety nie dla mnie. Osobiście nie mam nic do Hermiony, ale w moim opowiadaniu chyba nikt jej nie lubi. Cóż w większości to moja wina... Co do uciszania... Nic nie mówię :)
Paulina Szalona - Ten rozdział powinien ci chyba przypaść do gustu bo jest w nim trochę bliźniaków. I znowu Hermiona... Cóż mogę powiedzieć... Wszystko w swoim czasie
Kaja Kot - Byłabym bardzo szczęśliwa gdyby Signum trafiło do twoich ulubieńców, ale to dopiero zaczątki historii i wszystko się może zdarzyć, jednak mam nadzieje że w dalszym ciągu będziesz czytać :)
Dagmara Biernat - Jaki obszerny komentarz! Uwielbiam czytać takie i wrażenia czytelników po przeczytanym rozdziale. I nie musisz mnie przepraszać! Sam fakt że czytasz to już dla mnie radocha.
Anonimie z 16.04 - Strasznie chaotyczny komentarz, ale bardzo mi miło że znalazłaś/eś chwilę by go napisać
Sadako Jeff Aizawa - Spóźnione wszystkiego najlepszego! :) Twoje opowiadanie już czytałam, ale zdaje mi się że muszę już chyba coś nadrobić, wkrótce to uczynię.
Azula Galuba - Bardzo się cieszę że rozdział tak bardzo ci się spodobał :)
Draco Dormiens - Wszystko stopniowo zamierzam wytłumaczyć jednak trochę to potrwa. Bardzo się ciesze że ci się podoba!. Jestem w trakcie czytanie twojego bloga i na dniach powinnaś spodziewać się komentarza gdy skończę. Uwielbiam Drarry!
Anonimie z 14.05 Wybacz że tak długo musiałaś czekać. Czytałam kiedyś Nie taki Riddle straszny... Muszę kiedyś nadrobić zaległości w czytaniu. Cieszę się że Signum również ci się podoba
Uhicha-senpai - Cóż mogę powiedzieć... Dziękuje!
Neko Chan - Ile już piszę... Zaczęłam pisać w czerwcu zeszłego roku a to że nie ma żadnych błędów zawdzięczam mojej kochanej becie którą uwielbiam! wy lubicie mnie a ja was! Uwielbiam moich czytelników! bez nich Signum leżało by wciąż tylko w mojej głowie.
Akuma B - Świetnie że znalazłaś czas by skomentować! Dziękuje i super że rozdział ci się spodobał!
Anonimie z 23.05 - Opowiadanie jest na ff, jednak na blogu można śledzić obecne postępy nad rozdziałem jak i rozdziały ukazują się tu w pierwszej kolejności. Cieszę się że ci się podoba :)
Anonimie z 24.05 - Dzięki wam moja wena jest wręcz na najwyższym poziomie! A o porzucanie nie ma co się martwić, jestem za bardzo przywiązana do mojego opowiadania by je rzucić w kąt.
Dagna Płecha - Wielkie spotkanie naszej pary... raczej wkrótce :) Też lubię ten fragment z Draco :)
Anonimie z 26.06 - Ojej! Dziękuje!
Agata - Dziękuję i zapraszam na kolejny rozdział!
Rozdział
8: Komplikacje
Harry
zaczął się budzić. Pierwsze co dotarło do jego świadomości to
straszliwy ból głowy. Spróbował usiąść, ale natychmiast opadł
na łóżko czując mdłości. Czuł się rozbity i bardzo
spragniony. Po nieudanej próbie wstania z łóżka zrezygnował na
razie z kolejnych, zaczął się jednak zastanawiać nad tym, która
jest godzina. Po chwili chłopak doszedł do wniosku, że właściwie
to nie wie nawet, czy to jeszcze jest ten sam dzień. Nie pamiętał
bowiem, kiedy wrócił do domu Hagrida. Gryfon lekko zmarszczył
brwi. Miał nadzieję że gajowy nie był świadkiem nagłego ataku
rozpaczy, który jak pamiętał Harry, nagle go ogarnął. Czuł, że
chyba zapadłby
się pod ziemię,
gdyby tak rzeczywiście było i nie był
pewien, jak powinien się zachować
w momencie, gdy pojawi się półolbrzym. „… Wolałbym jednak, by
tego nie widział …” chłopak ciężko westchnął i zastanowił
się przez chwilę, stwierdził, że potwornie chce mu się pić, że
dłużej już nie wytrzyma, po czym podjął kolejną próbę
wstania z łóżka. Tym razem powoli i ostrożnie usiadł na brzegu
posłania, rozglądając
się za czymś
do picia, ale po chwili zesztywniał, zapominając o swojej palącej
potrzebie. Usłyszał bowiem dźwięk kroków zbliżających się do
chaty. Przez chwilę
Harry poczuł panikę, jednak po namyśle stwierdził,
że
tylko Hagrid mógł tak głośno się poruszać i odetchnął nieco.
Po chwili gajowy stanął
w progu i Gryfon już wiedział, że się nie pomylił.
-
Harry, już wstałeś? Jak się czujesz? – Zapytał
z troską
półolbrzym.
-
Oh ... Całkiem nieźle, ale mam ogromnego kaca. – Westchnął
Harry przełykając z trudem ślinę, bo pragnienie odezwało się
ponownie, gdy tylko pomyślał o piciu.
-
Nie dziwię
się Harry, każdy by padł
po takiej ilości ognistej jaką
wczoraj pochłonąłeś i to w tak krótkim czasie, chyba pobiłeś
rekord. Uwierz mi, w życiu nie widziałem osoby, która tak szybko
wypiła whisky jak ty, a miałem do czynienia z niejednym mistrzem
kieliszka. – Gajowy zachichotał
sięgając po coś do kieszeni.
-
Nigdy więcej, chyba już żadna siła nie zmusi mnie do picia. I
pomyśleć,
że
dorośli to piją
z własnej woli. – Harry starał się pokręcić z niedowierzaniem
głową, ale natychmiast znieruchomiał i skrzywił
się z bólu. Głowa mu pękała, a pokój lekko zafalował przy
próbie energicznego ruchu. Nie było dobrze. Harry westchnął
ponownie z rezygnacją.
-
Mam coś
co powinno ci pomóc. – Głos gajowego i widok jego ręki podającej
jakąś fiolkę z eliksirem wlał otuchę do serca Gryfona. Harry
odebrał i otworzył fiolkę, czujnie powąchał
zawartość.
Zapach był mu nieznany, czyli raczej nigdy nie zażywał tego
specyfiku. Postanowił więc zapytać, zanim go wypije:
-
Co to za eliksir? Nigdy nie widziałem takiego i prawdopodobnie nigdy
go też nie warzyliśmy
z Snape'em.
-
Nie dziwię
się Harry, w końcu to eliksir na kaca. – Zaśmiał się Hagrid. –
Profesor Snape prędzej by przestał nauczać,
niż
pokazał wam, uczniom, jak warzyć
taki eliksir. Wyobrażasz sobie, jakie byłyby tego skutki?
-
Domyślam
się, ale pewnie można go dostać w sklepie w Hogsmeade. – Odparł
Harry pewnym tonem.
-
Owszem można, jeśli
jesteś skory zapłacić
trzydzieści galeonów za jedną fiolkę. – Uśmiech Hagrida był
szczery, mimo uszczypliwości kolejnego zdania. – Musiałbyś być
naprawdę zdesperowany
by tyle zapłacić, nie? No i sprzedają
go tylko pełnoletnim, co również
jest dodatkowym utrudnieniem dla młodego nabywcy.
-
Oh ... W takim razie oddam ci jutro pieniądze za niego Hagridzie. –
Powiedział odrobinę
zakłopotany Gryfon.
-
W porządku Harry, nie musisz się tym przejmować, mam go po
znajomości.
– Odpowiedział na to półolbrzym puszczając
oczko. – Często dostarczam Severusowi zioła z mojego ogródka, a
czasem kilka z Zakazanego Lasu, więc jeżeli czasem poproszę go o
jakieś
eliksiry, pomimo wielkiego marudzenia, dostarcza mi je poprzez
Pomfrey.
„
Oh
... Więc Snape nie jest do końca
takim skończonym bydlakiem ...” pomyślał Harry przetwarzając
słowa
Hagrida w głowie i wypijając
jednym haustem zawartość
trzymanej w ręce fiolki. Poczuł przyjemne ciepło w brzuchu, a po
chwili … nie mógł wprost uwierzyć
… nie było bolącej głowy, nie było suchości w ustach, żadnych
zawrotów, nic … jakby nigdy nie miał alkoholu w ustach. Spojrzał
z zaskoczeniem na Hagrida, który ponownie się roześmiał i swoją
szeroką dłonią potargał włosy
chłopaka komentując:
-
I tak to właśnie
działa Harry. Ten eliksir nieraz uratował mnie przed noclegiem
gdzieś
w rowie. Masz ochotę
na śniadanie? – Harry uśmiechnął się w odpowiedzi i stwierdził
z lekkim przekąsem.
-
Dziękuję
Hagridzie, ale powinienem już wracać
... Hermiona z Ronem pewnie się martwią.
-
Zanim jednak pójdziesz Harry, weź
to. – Powiedział na to gajowy, wręczając
Gryfonowi małą
skórzaną torbę.
Kiedy chłopak ją otworzył,
zobaczył
kilka fiolek z jakimś
eliksirem i słoiczek z maścią.
– Maść
dwa razy dziennie wcierać
w ranę
i jedna fiolka eliksiru wieczorem. – Powiedział półolbrzym
wyraźnie nieco zawstydzony.
-
Ja ... – Harry zająknął
się trochę, nie do końca wiedząc jak zareagować. Po chwili
postanowił jednak po prostu podziękować i tyle. – Naprawdę ci
dziękuję
Hagridzie. – Wziął maść
i od razu wtarł sobie w ranę
po bełcie, czując
przyjemne mrowienie w jej okolicach. - Tyle dla mnie zrobiłeś
... Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny. – Hagrid wydawał się
wciąż zakłopotany, a odpowiedź tylko to potwierdziła:
-
Już wystarczy tych pochlebstw, bo nie czuję, żebym na nie zasłużył
Harry, przecież to ja cię
zraniłem. – Półolbrzym uciął temat machnięciem reki. Harry
lekko skinął
głową
i za pomocą
różdżki naprawił
swoje rozdarte ubranie. „… jak będę
w zamku muszę wziąć prysznic ...” pomyślał w trakcie
doprowadzania się do ogólnego ładu przed lustrem w domu Hagrida.
Harry
uśmiechnął się promiennie do machającego mu na pożegnanie
gajowego i pobiegł w stronę
zamku. W drodze obmyślał co powinien po kolei zrobić, żeby
wymyślić naprawdę dobrą wymówkę usprawiedliwiającą
nieobecność, którą powinien przekazać Ronowi i Hermionie.
Oczywiście taką, która by się pokrywała
z tym, co powiedzieli jego przyjaciołom bliźniacy. Oznaczało
to tylko jedno, musiał odnaleźć najpierw bliźniaków, zanim Ron z
Hermioną go złapią i zaczną wypytywać. Zatrzymał
się kilkanaście metrów przed zamkiem i wyciągnął z torby mapę
Huncwotów, próbując
odszukać
wzrokiem imiona Freda i George’a. Zaskoczony odkrył, że imiona
bliźniaków znajdują się przed samym wejściem do szkoły. Z ulgą
pomyślał
o wyjątkowej zapobiegliwości obydwu braci. Schował
mapę
z powrotem i ruszył w stronę
wejścia do zamku. Już po chwili był w stanie uchwycić na tle
budowli znajome rude czupryny. Nie chcąc kazać im dłużej
czekać,
podbiegł
do nich od razu przechodząc do rzeczy:
-
Udało
się załatwić sprawę
z Ronem i Hermioną?
– Wypalił jednym tchem.
-
Harry, Harry ... wyraźnie
nas nie doceniasz … - Zacmokał
z dezaprobatą
George.
-
Choć może być
problem z Panną Wiem To Wszystko, strasznie się dopytywała, ale
koniec końców udało
nam się ją
spławić
... to znaczy przekonać.
– Szybko poprawił
się Fred.
-
Em ... a co właściwie im powiedzieliście? - Zapytał
podejrzliwie Harry, zaczynając
się trochę poniewczasie, martwić
ewentualnymi szkodami.
-
Oh, nic takiego w sumie ... Tylko, że
zgodziłeś
się zostać naszym królikiem doświadczalnym. – Wyszczerzył
się Fred – Czyli, jak widzisz, samą
prawdę
nic, a nic nie skłamaliśmy.
– Dokończyli już razem bliźniacy jeszcze bardziej się
szczerząc,
co było dość niepokojące.
-
Królikiem doświadczalnym? - Powtórzył
powoli Harry, zaczynając
powoli żałować,
że
zwrócił
się o pomoc akurat do nich.
-
Nie musisz się o nic martwić
Harry, wypijesz dwa eliksiry, a my tylko zobaczymy efekty ich
działania. Możemy ci obiecać,
że
absolutnie nic ci się nie stanie. Może
i nasz młodszy brat jest beznadziejny w eliksirach, ale my naprawdę
znamy się na rzeczy, ku nieszczęściu Snape'a. – Próbował
uspokoić Harry’ego George.
Harry
przez skórę czuł, że
tego gorzko pożałuje,
ale był
bliźniakom to winien, w końcu pomogli mu się wyplątać z kłopotów
i przesłuchań
przyjaciół, kryli go i nie zadawali żadnych pytań.
Był
im za to ogromnie wdzięczny, a wypicie dwóch dziwnych eliksirów w
zamian uważał za małą cenę za podobną przysługę. W końcu
bliźniacy rzeczywiście zazwyczaj wiedzieli co robią i w kwestiach
eliksirów byli naprawdę dobrzy. „… Będzie dobrze …”
próbował pocieszyć się Harry, bo mimo tych optymistycznych
przemyśleń, czuł pewną obawę przed eksperymentalnymi miksturami
braci:
-
Dajcie te eliksiry. – Podjął wreszcie decyzję i wyciągnął
rękę po fiolki.
-
On naprawdę się zgodził
Fred … – zagadnął brata George z pewnym niedowierzaniem, ale i
radością, po czym gładko kontynuował wypowiedź. - Spodziewaliśmy
się wprawdzie odmowy, ale to znaczy, że
równy z ciebie gość
Harry. – Z tymi słowami George otoczył ręką ramiona Harry’ego
i podsunął mu pod nos dwa eliksiry.
-
Chcę wiedzieć
czego powinienem się spodziewać?
– Dość sucho zapytał Harry.
-
Hmm ... nie, nie chcesz. – Powiedzieli chórem bliźniacy, a Harry
w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
Cóż
powiedział „A” trzeba powiedzieć i „B”. Sam się na to
zgodził. Było
mu już wszystko jedno. Odkręcił
jedną fiolkę z niebieskim płynem i wypił do dna, by mieć to już
z głowy.
Eliksir był
o dziwo dość
przyjemny w smaku, ale Harry trochę się zdziwił. Nie czuł
kompletnie nic po wypiciu tego specyfiku. Podejrzeń nabrał dopiero,
gdy zobaczył
tłumiony za pomocą
rąk śmiech
bliźniaków. Popatrzył w dół, po sobie, ale jakoś nie zauważył
żadnych zmian. Zerknął ponownie na bliźniaków i znowu wzruszył
ramionami. Nie wiedział o co im chodziło. Chciał zapytać, ale coś
go rozproszyło … jakieś odgłosy, choć chyba daleko ….
Wsłuchał się w nie … Słyszał bardzo dobrze szum jeziora … i
coś
jeszcze tam było.
Po chwili skupienia usłyszał jakby plusk czegoś
większego. Otworzył
oczy, jednak był
za daleko, by coś dostrzec. Przez moment poczuł zdziwienie, że z
tak daleka usłyszał cokolwiek, ale rozproszył go inny odgłos.
Uwagę
Harry’ego przykuł szelest trawy z prawej strony, odwrócił
głowę w tamtym kierunku, ale niczego tam nie było. Odgłos się
utrzymywał, dlatego Harry z napięciem oczekiwał co się pojawi.
Dopiero po chwili ujrzał parę
biegnących uczniów. Byli dość
daleko, ale bardzo wyraźnie
słyszał ich rozmowę.
-
To niesprawiedliwe, uczyłem się cały
wczorajszy wieczór, a mimo wszystko dostałem tylko zadowalający.
Byłem pewien, że
dostanę powyżej oczekiwań ... - Żalił
się jeden z uczniów.
-
Wiesz, że
McGonagall surowo ocenia ... - Próbował go pocieszyć
drugi chłopak.
Harry
nie usłyszał dalszej rozmowy, bo Fred nim potrząsnął i tym samym
zupełnie rozproszył.
-
Halo, halo! Ziemia do Harry'ego! –Harry się skrzywił,
wydawało mu się bowiem, że
Fred wręcz krzyczał mu do uszu.
-
Nie musisz krzyczeć ... Słyszę cię
głośno
i wyraźnie.
– Odpowiedział Harry zgryźliwie pocierając
uszy. „… Zaraz uszy? …” Gryfon zawahał się, po czym
delikatnie ponownie pogładził
miejsca, gdzie powinny znajdować się jego ludzkie uszy. Miękkie
futro mówiło mu jednak, że jego aktualne uszy nie mają z ludzkimi
wiele wspólnego.
-
Oh ... w końcu zauważył
– Zagadnął
pogodnie George. - Wyglądasz w nowych uszach niezwykle czarująco
Harry. – Mrugnął okiem do swojej „ofiary” i przytrzymał
przed jej twarzą lusterko.
Harry
spojrzał na swoje odbicie i sapnął z zaskoczenia. Niepewnie
dotknął swoich „nowych uszu”, które wyglądały
dość
osobliwie, by nie powiedzieć
dziwnie na nim.
-
Teoretycznie powinny wyjść
uszy od wilka, ale w końcu zdecydowaliśmy
się jednak na fenka, bo ma większe. – Zaczął
jeden z bliźniaków. Na moment przerwał, widocznie czekając na
komentarz Harry’ego, ale gdy się nie doczekał, kontynuował swoją
wypowiedź. – Pamiętasz nasze uszy dalekiego zasięgu prawda?
Owszem są
skuteczne, ale jeśli
przez przypadek ktoś
je strąci, albo jak wtedy, kiedy dorwał je Krzywołap, stają się
zupełnie bezużyteczne. Dlatego próbujemy je udoskonalić.
W końcu wymyśliliśmy,
że
wyhodujemy zwierzęce uszy! Super nie?
-
Chyba nie do końca
podzielam wasz entuzjazm ... Powiedzcie mi tylko, czy jest sposób,
by to odwrócić?
Nie wyobrażam sobie życia z takimi uszami.
-
Powinno raczej wszystko wrócić
do normy w ciągu godziny, choć nie jesteśmy tego zupełnie pewni,
dlatego masz ten drugi eliksir, który powinien cofnąć efekty ...
Aaa! Czekaj Harry! Nie Pij tego jeszcze! – Krzyknął Fred, gdy
zauważył,
że
Gryfon przymierza się do wypicia wspomnianego eliksiru.
-
Dlaczego? - Zapytał
zaskoczony Harry z wahaniem zerkając na bliźniaka.
-
Ehh ... Harry,Harry ... Musimy najpierw odnaleźć Rona i Hermionę.
Nie sądzisz, że
jak cię
zobaczą
w tym uroczym stanie to będą
już w stu procentach pewni, że
to co powiedzieliśmy
nie było
kłamstwem?
-
Nie pomyślałem o tym ... - Powiedział nieco zawstydzony Gryfon
zdziwiony, że
sam o tym nie pomyślał. Zaraz po tym został chwilowo oślepiony
światłem z magicznego aparatu, który trzymał
Fred.
-
Masz to Fred! - Ekscytował się George, a Harry spojrzał na niego
zdezorientowany.
-
Pewnie! Chyba nie myślisz, że
mógłbym to przegapić.
Harry
patrzył
z niezrozumieniem na bliźniaków do czasu, kiedy dostał swoje
zdjęcie. Dopiero wtedy był w stanie zrozumieć ekscytację George’a
i Fred’a. Zdjęcie przedstawiało
go jak kuli uszy z zażenowania. „… Że też one tak działają
…” pomyślał i poczuł, że
chyba znowu to samo robi patrząc na zdjęcie. Miał ochotę
zapaść się pod ziemię.
Zaczerwienił się i szybko schował
zdjęcie do torby.
-
Uszy do góry Harry! To tylko do naszego wglądu. - Mrugnął do
niego porozumiewawczo Fred, co tylko trochę uspokoiło
chłopaka. Miał tylko pewność, że
bliźniacy nie zrobią
nic, co w rzeczywistości
mogłoby mu poważnie zaszkodzić.
Nakrył głowę kapturem i wyciągając
ponownie mapę
poszukał
wzrokiem dwojga swoich przyjaciół. Byli w bibliotece.
-
Zanim nam uciekniesz, powiedz Harry, czy widzisz różnicę
w tym co słyszysz? Zauważyliśmy
już, że
na pewno jest lepiej, ale czy możesz dokładniej to opisać? -
Zagadnął George.
-
Hmm ...- Harry zamyślił
się, zastanawiając się jak przedstawić im to o co pytali. – Na
pewno jest duża różnica, bo słyszałem rozmowę Krukonów, którzy
tam – machnął w odpowiednią stronę ręką - niedawno
przechodzili. Jednak musiałem być
wtedy skupiony. Kiedy przerwaliście moje skupienie przestałem
słyszeć ich rozmowę. – Powiedział i chwilę obserwował jak
Fred zawzięcie notuje dane. Kiedy już skończył pisać, podniósł
wzrok na Harry’ego i z powagą na twarzy powiedział:
-
Dziękujemy za pomoc Harry, twoje poświęcenie na pewno nie pójdzie
na marne. – Po czym nagle tracąc powagę wyszczerzył się
radośnie.
-
W ciągu jakiego czasu ten drugi eliksir powinien zadziałać?
– Zapytał
Harry dla pewności.
-
Około
dziesięciu minut.
Harry
kiwną głową
i wypił eliksir. Podziękował bliźniakom za pomoc i oddalił
się do biblioteki, by poszukać
swoich przyjaciół. Kiedy już szedł korytarzem zamku, kilkanaście
metrów dalej usłyszał rozmowę rudzielców.
-
Jak myślisz Fred, ile Colin da nam za to zdjęcie? To będzie
przecież
istna perełka w jego „Kolekcji Harry'ego”!
-
Hmm ... Trochę go pomęczymy zanim mu je sprzedamy, pewnie łyknie
kilka naszych prototypów, by je zdobyć. Już nie mogę się
doczekać,
by zobaczyć
jego minę,
gdy zobaczy to zdjęcie!
„…
Te
uszy jednak są
przydatne …” uśmiechnął się pod nosem Harry „… zapytam
ich później ile warte było
moje zdjęcie, skoro i tak w końcu trafi do prywatnej kolekcji
Colin’a …”.
Niektórzy
uczniowie rzucali mu dziwne spojrzenia, gdy szedł z zarzuconym na
głowę kapturem, ale ostatnio ignorowanie ludzi zaczęło
wchodzić mu w krew, więc nie zwracał na nich większej uwagi.
Dotarł do biblioteki i skierował się do stolika, przy którym
siedzieli jego przyjaciele. Hermiona z nosem w książce, a Ron
piszący coś
zawzięcie na pergaminie.
-
Cześć,
co robicie? - Zaczął
rozmowę i zaśmiał się, gdy obydwoje podnieśli głowę i
zmarszczyli brwi na jego widok.
-
Harry, dlaczego nosisz kaptur? - Zapytała
Hermina, a Ron jakby chciał zadać
to samo pytanie, pokiwał
tylko twierdząco
głową.
-
Oh ... Mały
skutek uboczny pewnego eliksiru ... – Zaczął
Harry, a następnie rozejrzał się po bibliotece, czy nikt inny nie
zobaczy jego nowej ozdoby głowy.
Ocenił, że nikt oprócz przyjaciół nie powinien zauważyć i
ściągnął
kaptur. Ciekaw był jak zareagują. Ron zaczął
śmiać się jak szalony, a Hermiona szybko zerwała się z miejsca
ponownie nakrywając
mu głowę kapturem.
-
Harry, co ci się stało?
- Zaczęła,
jednocześnie posyłając
Ron’owi krytyczne spojrzenie, po którym przestał się śmiać.
-
Oh ... To tylko jeden z eliksirów Fred’a i George’a, ale
spokojnie, wypiłem już eliksir, który niedługo powinien wszystko
odwrócić.
Nie ma co się martwić.
– Harry uśmiechnął się do dziewczyny, próbując
ją
trochę udobruchać.
-
Harry! Czy ty już całkiem upadłeś
na głowę? Mówimy przecież
o bliźniakach! A co jeśli
któryś
z ich eliksirów mógłby ci naprawdę poważnie zaszkodzić?
- Ostatnie zdanie Hermina powiedziała już ciszej i spokojniej,
widząc
z daleka ostrzegawczy wzrok bibliotekarki.
-
Nie musisz się martwic o to Hermino ... - Nieoczekiwanie odezwał
się Ron. – Przez lata piłem, zazwyczaj nieświadomie, różne ich
specyfiki i uwierz, żaden z nich nigdy nie wyrządził
ani mnie, ani innym w rodzinie też zresztą, krzywdy. Niechętnie
to przyznaję, ale to właśnie
oni są
najlepsi z eliksirów na swoim roku i w naszej rodzinie. Powiedz
Harry, co właściwie robiliście tyle czasu?
-
Oh, wypiłem tylko jeden eliksir, a Fred z George’m obserwowali
skutki uboczne oraz jego właściwości. Właśnie
dlatego mam te uszy. – Wytłumaczył
Harry, jednocześnie odruchowo dotykając
swoich uszu, które jak zauważył,
wróciły
tymczasem do normy. Odetchnął z ulgą
ściągając
nakrycie głowy.
– Widzicie, ani śladu. – Skomentował, by zwrócić uwagę
przyjaciół na radosny fakt pozbycia się wątpliwej ozdoby.
-
Harry, dlaczego zgodziłeś
się im pomóc? - Zapytała
Gryfona dociekliwie.
-
Hermiono, dzięki nim zdobyliśmy
w wakacje wiele cennych informacji, więc gdy poprosili mnie o pomoc,
nie potrafiłem im odmówić.
– Skłamał gładko Harry. Widział jak dziewczyna przetwarza tą
informację, a następnie lekko kiwa głową w zrozumieniu.
Odetchną
z ulgą, że tak łatwo mu poszło, po czym poczuł lekki strach, że
potrafi tak dobrze kłamać, bez zmrużenia oka. Nie przedłużając
niechcianej rozmowy, szybko przyłączył
się do przerwanej dyskusji przyjaciół o wojnie goblinów. Sam
zrobił wszystkie zadania już wcześniej, z czego się bardzo
cieszył, a nawet przemknęło mu przez głowę, że powinienem robić
tak już zawsze, bo daje mu to dużo wolnego czasu. Rozmyślał nad
tym, słuchając
wykładu przyjaciółki, który Ron skrupulatnie notował. Wzrok
Harry’ego przykuła tabliczka z napisem „Zakazany Dział”. Jego
myśli powędrowały do nocnej wizyty w tamtym miejscu. Była
w końcu dość
... niezwykła. Harry pomyślał, że powinien wkrótce znowu tam
zajrzeć. Miał tylko nadzieję, że
tamta książka będzie w mniej bojowym nastroju niż
poprzednio, mimo iż
ugryzienia zniknęły, czuł wyraźnie
ból, gdy go gryzła
i nie było to przyjemne. Ponownie spojrzał na swoich przyjaciół.
Nudził się okropnie, był
strasznie zmęczony, a wczorajsza noc nie należała do lekkich.
Położył
się na stole i zamknął oczy, by choć chwilę
odpocząć, jednak nie było
mu to dane. Ron lekko nim potrząsnął:
-
Harry nie śpij!
Przecież
zaraz mamy lekcje. – Upomniał go.
-
Mhm ... no tak, Zaklęcia. – Wymamrotał
Harry wstając.
-
Chcielibyśmy
by tak było,
jednak dziś czekają
nas podwójne tortury z Umbridge, mówiłem ci wczoraj, pamiętasz? –
Ron uniósł brwi w zdziwieniu.
-
Uh ... faktycznie … – Jęknął Harry załamany, nie miał
pojęcia jak wytrzyma dwie Obrony przed Czarną
Magią
z tą
Różową
Ropuchą.
Ledwo udawało mu się wytrzymać
jedną lekcję spokojnie, ale dwie? Czekał
go niezły egzamin ze spokoju. Miał tylko nadzieję, że go zda.
Wchodzący
do sali lekcyjnej Gryfoni wyglądali jakby szli na ścięcie,
z czego Ślizgoni mieli niezły ubaw. Zwłaszcza Draco Malfoy, który
obserwował ich z nieukrywaną przyjemnością
rzucając
wyniosłe spojrzenia. Zaskoczył
Dracona fakt, że
dziś Potter po prostu spojrzał na niego beznamiętnie i ignorując
jego popisy zajął swoje miejsce wyciągając
pergamin i pióro. Po chwili weszła
Umbridge uśmiechając
się i spoglądając
z wyższością
na uczniów.
-
Witajcie drodzy uczniowie. Jak zapewne już wiecie, czekają
was dziś podwójne lekcje ze mną z czego jak mniemam jesteście
bardzo zadowoleni. – Powiedziała słodkim głosem, obserwując
jak Ślizgoni kiwają
głowami na znak zgody, a Gryfoni spoglądają
na siebie z grozą. – Proszę otworzyć
podręczniki na stronie sto dwudziestej piątej
i zrobić
dokładne notatki z tego rozdziału, nie omijając
również
przypisów. Harry szepnął do Rona, by położył swoją książkę
na środek ławki, bo swojej zapomniał, co nie uszło uwadze
Dolores, która natychmiast zwróciła
im uwagę:
-
Co to ma znaczyć
Potter? – Zapytała,
ustawiając
książkę Rona tak jak była,
czyli tylko po jego stronie.
-
Jak Pani zapewne zauważyła
zapomniałem podręcznika, więc Ron pozwolił
mi skorzystać
ze swojego. – Powiedział Harry spokojnie, choć w środku nie
wiedział czemu, czuł narastającą złość
i agresję wobec tej kobiety. To było
bardzo dziwne, przecież
nie zrobiła
jeszcze nic co mogłoby doprowadzić
go do takiego stanu, a mimo wszystko już zaciskał
ze wściekłością
dłonie w pięści.
-
Wymagam na swoich lekcjach własnych podręczników czy ci się to
podoba, czy też
nie. Potter minus piętnaście punktów od Gryffindoru za nie
przygotowanie do lekcji. – Odparła słodko
Umbridge odwracając
się w stronę
swojego biurka. Zatrzymała
się jednak w połowie drogi i spojrzała za siebie słysząc
śmiech
Pottera.
-
Nie przygotowanie do lekcji? Śmiesz chyba żartować?! Przepisywanie
tego … – Harry uniósł książkę Rona – nazywasz
przygotowaniem?! - Ryknął rzucając
jej książkę pod nogi. Czuł coraz bardziej narastające negatywne
emocje, którym po prostu dawał teraz upust. Nie uważał ani
trochę, że jest winien tego, co właśnie
zrobił.
Wręcz przeciwnie, czuł jakąś chorą
satysfakcję z miny kobiety, która z całych sił zaciskała
ze złości
usta.
-
Ostrzegam cię
Potter ...
-
Ty ostrzegasz mnie? - Powiedział kpiąco
Harry. – Nie, Różowa Ropucho to ja ostrzegam ciebie. Przyjdzie
dzień, gdy gorzko pożałujesz
wszystkiego co zrobiłaś
i uwierz mi, zadbam o to by ... - Przerwał
gdy poczuł szarpnięcie za rękę.
-
Harry przestań natychmiast. – Powiedziała błagalnie Hermina.
Wyrwał
dłoń
z jej uścisku, a gdy Ron próbował zatrzymać
go siłą,
po prostu go odepchnął i zaczął
podchodzić
wolnym krokiem do Umbridge. Ta cofała
się do momentu, aż
nie dotknęła biurka. Wtedy wyciągnęła różdżkę i wycelowała
w niego.
-
No, no celować
różdżką w bezbronnego ucznia? Jaki przykład daje Pani innym? -
Zacmokał
z dezaprobatą
Harry, uśmiechając się drwiąco. Tyle razy widział taki uśmiech
u Malfoy’a, że potrafił
go już bezbłędnie skopiować, co tylko dolało
oliwy do ognia. Umbridge poczerwieniała ze złości
na twarzy i coraz mocniej ściskała
różdżkę.
W
tym samym czasie, gdy przepełniony dziwną, nienaturalną złością
Harry przeprowadzał słowny atak na Dolores Umbridge w wieży
Gryffindoru George na długą chwilę zawahał się nad pewną
fiolką, po czym zwrócił się do brata bliźniaka:
-
Hej Fred, znalazłem nasze antidotum na zwierzęce uszy, nie dałeś
go Harry'emu? Z tego co pamiętam to było
nasze ostatnie … - Zapytał
George machając
Fred’owi przed nosem fiolką z eliksirem.
-
Sam widziałeś przecież,
że
mu dałem eliksir i … O cholera! – Krzyknął zaskoczony Fred,
wyrywając
Georgowi fiolkę odkręcając
ją i wąchając.
– Daliśmy
mu zły
eliksir! Uszy po nim owszem znikną, ale pamiętasz jak zachowywał
się Lee jak mu go dolaliśmy
do soku?
-
Biedna Angelina, rozpłakała się jak zaczął
się na nią wydzierać,
kiedy tylko zwróciła
mu uwagę
na temat jego zachowania podczas meczów ... Jeśli
Harry wziął ten prototyp ...
-
Mamy totalnie przechlapane George ... Wiesz gdzie teraz może być
Harry?
-
Nie, ale wiem kto na pewno będzie to wiedział. – George spojrzał
znacząco
na Colin’a, który siedział wraz z innym uczniem, odrabiając
lekcje. Podszedł do nich i klepiąc Colin’a po plecach powiedział
głośno:
-
Wiesz gdzie jest teraz Harry? Co jak co, ale tylko na ciebie możemy
liczyć
jeśli
chodzi o takie informacje. – Mrugnął do Colin’a okiem i
uśmiechnął się zachęcająco.
Colin
zmieszał
się trochę na to pytanie, ale odpowiedział cicho patrząc
na podłogę:
– Harry
powinien mieć teraz OPCM ... mieli mieć Zaklęcia, ale Flitwick
musiał się udać
do Ministerstwa i zastąpiła
go Umbridge ... – Po tej wypowiedzi Colin podniósł wzrok na
bliźniaków i struchlał. Był pewien, że powiedział coś nie tak,
bo obu zrzedła mina. – Czy z Harrym wszystko w porządku?
-
Dzięki
Colin! Wkrótce zostaniesz nagrodzony za tą
informację! - Wykrzyknęli razem Fred i George, szybko ruszając w
stronę
wyjścia z wieży.
Biegli modląc się, by jednak nic złego
się nie stało,
bo w końcu to oni pomylili ten cholerny eliksir! Gdy dotarli na
drugie piętro, gdzie powinny się odbywać
zajęcia, ujrzeli jak drzwi do sali otwierają
się, a z nich wychodzi energicznym krokiem Harry, w tle dominował
krzyk Umbridge:
-Wracaj
Potter! Jeszcze z Tobą
nie skończyłam! – Wrzeszczała.
-
Nie mogę przecież
pracować bez podręcznika stara jędzo! – Warknął Harry i
trzasnął drzwiami.
Bliźniacy
spojrzeli na siebie z przerażeniem, a Fred kiwną porozumiewawczo do
George’a i wyciągając
różdżkę szepnął:
-
Petrificus Totalus
–
Obaj patrzyli jak zaklęcie dosięga celu i Harry upada na podłogę.
Nie czekając
na ewentualną widownię, bracia szybko podbiegli do znokautowanego
Gryfona i biorąc go za ręce i nogi zanieśli do najbliższej
łazienki. Fred wyciągnął z torby eliksir o jasnobłękitnym
kolorze i wlał go do lekko rozchylonych ust Gryfona, a George
zwolnił
zaklęcie paraliżujące. Zapadła cisza, która była
wręcz namacalna. Pierwszym, który się odezwał
był
Harry:
-
Co się stało?
I dlaczego jesteśmy w łazience? - Zapytał
lekko zaskoczony, a bliźniacy spojrzeli na siebie niepewnie, jakby
typując, który ma odpowiedzieć.
-
Emm ... Za chwilę
powinno wszystko być
w normie i sobie przypomnisz ... - Zaczął
Fred, po czym obaj nabrali tchu i swoim zwyczajem zaczęli uzupełniać
się wzajemnie w wypowiedzi, kontynuując tłumaczenia. – Jednak
zanim to nastąpi ... Cholernie cię
przepraszamy! - Powiedzieli chórem - Podaliśmy
ci zły
eliksir, ten który wziąłeś to był
prototyp, który owszem, zdejmuje efekt zwierzęcych uszu, ale
powoduje także
agresję. Myśleliśmy,
że
wylaliśmy
cały
zapas, ale jedna z fiolek musiała się gdzieś
zawieruszyć
i nieszczęśliwie to właśnie
ją
podaliśmy
tobie. I zanim zaczniesz krzyczeć naprawdę jest nam bardzo przykro
i postaramy się by to wszystko jakoś
odkręcić
... Choć z tym babsztylem może być
ciężko
...
-
Wiecie może co zrobiłem? I w jaki sposób ... – Harry nie
dokończył.
Do głowy
zaczęły
napływać
mu wspominania. - O kurwa, jestem martwy! - Krzyknął stając
na równe nogi z szokiem wypisanym na twarzy.
-
Zdaje się, że
sobie przypomniał. – Skonstatował Fred, uważnie przyglądając
się twarzy Harry’ego. Po chwili, próbując pocieszyć
poszkodowanego dodał - … ale Harry, przecież
nie może być
tak źle ... - Na co Harry drgnął i ukrył twarz w dłoniach
mówiąc:
-
Oh … grożenie nauczycielowi przy wszystkich … wyśmiewanie
się i szydzenie … nawet różdżką we mnie celowała
…! Już po mnie …! – Bliźniacy milczeli obserwując Harry’ego,
a ten umilkł i zaczął krążyć nerwowo po łazience rozmyślając:
„… Kurwa! Jak się teraz z tego wywinę? Wręcz podałem się jej
„na tacy”. Ma pretekst, by wysłać mnie do Munga! Ślizgoni
wszystko jej potwierdzą. Nie ma szans, by udało
mi się wydostać z tych kłopotów ...”
-
Harry, wszystko wytłumaczymy, przecież
to nie była
twoja wina tylko eliksiru, który my uwarzyliśmy.
– Zaczął
jeden z rudzielców pewnym głosem.
-
Macie przecież
już i tak ogromne kłopoty z Umbridge, jesteście na jej celowniku
... – Harry zatrzymał się przed bliźniakami, westchnął i
zamknął oczy, by pomyśleć.
Słyszał plotki o tym, że
bracia przez jeden większy numer, mogą jak nic wylecieć z Hogwartu
... A Umbridge w jego sprawie i tak wykręci kota ogonem i wyjdzie na
to, że
to była
jego wina. Znaleźli
się w patowej sytuacji i Harry nie miał pojęcia jak z niej wyjść.
Wiedział również,
że
bliźniacy przyznają
się do tego co zrobili z jego zgodą, czy też
bez. Po prostu już tacy byli. Uwielbiali robić
innym kawały,
jednak zawsze brali odpowiedzialność
za swoje czyny. Nie chciał pozwolić
by zostali wyrzuceni ze szkoły niepotrzebnie, ale wątpił
czy uda mu się ich do tego przekonać.
Spojrzał na rozmawiających ze sobą braci. Słyszał jak zawzięcie
dyskutują
jak wywinąć się z tej sytuacji. Miał chaos w głowie, postanowił
więc udać się do wieży po tą nieszczęsną „kość niezgody”,
czyli podręcznik. „… może po drodze rozjaśni mi się w głowie,
może znajdę rozwiązanie …”. Bliźniacy wciąż dyskutowali,
więc rzucił im tylko krótko:
-
Zaczekajcie tu na mnie, pójdę szybko po ten podręcznik i tu wrócę.
– Nie czekając
na odpowiedź Harry rzucił
się biegiem do wieży
Gryffindoru. Gdy był
już na miejscu, szybko wziął podręcznik do Obrony, starając
się wymyślić
cokolwiek. Nic z tego, na razie im więcej myślał,
tym większy mętlik miał w głowie. Zbliżał się już do wyjścia
z wieży, kiedy zatrzymał
go głos
Colin’a:
-
Harry, bliźniacy cię
szukali. Wydaje mi się, że
to było
coś
poważnego. – Harry zatrzymał
się i spojrzał na niego z ukosa.
-
Colin, czy mówili coś
konkretnego? – Zapytał
z czystej ciekawości.
-
Nic specjalnego w sumie ... Pytali tylko gdzie mogą cię
znaleźć,
a gdy im powiedziałem, wyglądali dość
blado ... – Stwierdził
Colin marszcząc
brwi w zastanowieniu.
-
Czy tylko z tobą rozmawiali? - Głowa
Harry'ego pracowała teraz na najwyższych obrotach.
-
Tak ... jak im tylko powiedziałem gdzie jesteś, szybko wyszli.
Wyglądało to tak, jakby bardzo się spieszyli. – Wyjaśnił.
Harry
mrugnął, kiedy zupełnie nagle pojawił mu się w umyśle pomysł.
Wiedział, że
to myśl bardzo ryzykowna, ale nie mógł pozwolić,
by osoby którym ufa, zostały wyrzucone ze szkoły. Lista jego
przyjaciół i tak nie była już zbyt długa, a zwłaszcza takich,
którym może zaufać.
Spojrzał na Colin’a wzdychając
lekko. Cóż nie miał wyjścia …:
–
Colin,
potrzebuję Twojej pomocy. Co Ty na to? - Zapytał
grzecznie. Uradowany wzrok chłopaka powiedział mu wyraźnie, że
ten nie widzi problemu i mu pomoże. Harry szybko wytłumaczył
co Colin musi zrobić,
by mu pomóc i razem wrócili do łazienki, gdzie Fred i George
siedząc na podłodze nadal o czymś
dyskutowali.
-
O, jesteś Harry, po co pobiegłeś po podręcznik? - Zapytał
jeden z bliźniaków odwracając
się w kierunku Harry’ego, ale zanim obaj bracia zdążyli
zareagować, usłyszeli głosy
Harry,ego i Colin’a:
-
Petrificus
Totalus!
- Srebrne smugi trafiły
we Fred’a i George’a, którzy zesztywnieli z niedowierzaniem na
twarzach. Harry podszedł do nich, a Colin został w tyle milcząco
obserwując
dalszy ciąg zajścia:
-
Wybaczcie, naprawdę myślałem
nad najlepszym wyjściem
dla nas wszystkich, a wy już macie sporo spraw, ze względu na które
Umbridge może zmusić Was do opuszczenia szkoły. Nie mogę na to
pozwolić
... Jak już wszystko się ułoży,
daję wam słowo,
że
odwrócę zaklęcie. – Harry uśmiechnął się słabo, skierował
różdżkę na Fred’a, mówiąc
krótkie Oblivate i to samo zrobił
potem z George’m. Żałował,
że
tak musiało się stać,
ale w tym momencie nie miał innego wyboru. Wyszedł szybko z
łazienki, gdy bliźniacy dochodzili do siebie, a za nim podążał
Colin. Harry zastanawiał
się co ma teraz zrobić
z młodszym chłopakiem. Naprawdę pomógł, bo sam Harry nigdy by
sobie nie poradził
Weaslay’ami. Spojrzał na Colin’a lecz zanim zdążył
cokolwiek powiedzieć,
odezwał
się młodszy Gryfon:
-
Jeśli
chcesz mieć pewność,
że
nikomu nic nie powiem, możesz i na mnie rzucić
zaklęcie zapomnienia. Wiem, że
zapewne nie ufasz mi. W końcu nie jesteśmy przyjaciółmi czy coś
... Jednak mogę cię zapewnić,
że
ja nigdy bym cię
nie zdradził
Harry ... – W głosie Colin’a brzmiało zdecydowanie.
Harry
spojrzał na niego zastanawiając
się nad usłyszanymi słowami. Tak naprawdę Colin nigdy nie zrobił
niczego, co mogłoby nadszarpnąć zaufanie Harry’ego. Owszem,
bywał
może i wkurzający, głównie dlatego, że był
zagorzałym fanem, ale podczas Turnieju Trójmagicznego na przykład,
Harry widział jak Colin bardzo starał
się zmienić
napisy na tych głupich plakietkach mimo, że
o to nie prosił
... Colin Creevey był
chyba jedną z nielicznych osób w Gryffindorze, która była
naprawdę szczera. Podjął już decyzję w sprawie Colin’a może
ryzykował, ale …:
-
Dam ci kredyt zaufania w tej sprawie ... - Powiedział Harry wolno –
dziękuję ci za pomoc Colin.
-
Dziękuję, że
mi zaufałeś
Harry! - Wykrzyknął młodszy Gryfon cały
rozpromieniony.
-
Emm ... muszę wracać
na lekcję, jeszcze raz dzięki za pomoc … – pożegnał się z
kolegą Harry i udał
się w kierunku niedawno z hukiem opuszczonej klasy.
Przed
drzwiami poczuł, że
serce mu zaraz wyskoczy z piersi. Czuł takie zdenerwowanie, że
nie był
w stanie nawet podnieść ręki do klamki „… uspokój się,
uspokój się ...„ powtarzał
sobie raz za razem, ale niewiele jak na razie to dawało. „…
Babsko nie może zobaczyć,
że
ma nad Tobą
przewagę
...” powiedział sobie i wykonał kilka głębokich oddechów, po
czym klepnął się mocno w policzki dłońmi.
Ból zadziałał
nieco orzeźwiająco. Harry miał świadomość, że musi wejść do
klasy, że będzie jeszcze gorzej, jeżeli nie pojawi się wcale.
Biorąc ostatni głęboki
oddech nacisnął klamkę i wszedł do środka. Momentalnie zapadła
zupełna cisza, a wszyscy uczniowie odwrócili się w jego stronę.
Dzielnie to zniósł i wrócił
na swoje miejsce. Otworzył swoją książkę i zaczął
notować, czekając
na ruch Umbridge. Czuł, że
go obserwowała, zresztą nie tylko ona, Gryfoni i Ślizgoni robili
to samo. Wydawało się, że wszyscy czekają co dalej zrobi, jednak
on już za żadne skarby nie zamierzał kopać sobie jeszcze
głębszego grobu. Czas mijał, lekcje powoli się kończyły
i Harry słysząc
stukanie obcasów zbliżające się do niego wiedział, że
zaraz się zacznie:
-
Potter, za twoje bezczelne zachowanie Gryffindor traci sto
pięćdziesiąt punktów oraz widzimy się dziś wieczorem w moim
gabinecie na szlabanie, a gdy tylko wróci Dumbledore wezmę sprawy w
swoje ręce. Zrozumieliśmy
się? - Syknęła
Umbridge w jego kierunku.
-
Oczywiście Pani profesor. – Powiedział Harry, ciesząc
się w duchu, że
jego głos
nie zadrżał.
Umbridge
wyszła. Harry wiedział, że
to nie koniec jego kłopotów, bo czuł na plecach spojrzenia ludzi z
jego domu. Ron z Hermioną
również
byli milczący, nie dziwił
im się wcale. W końcu stracili naprawdę dużo punktów. Nawet nie
czekając
na nich spakował się i wyszedł, słysząc
po drodze obelgi od Gryfonów. Był pewien, że do kolacji jego
wybryk rozniesie się po całej
szkole. Być
może nawet i w gazecie znajdzie się odpowiedni artykuł. Pewnie
któryś
ze Ślizgonów nie przegapi okazji, by jeszcze bardziej go oczernić
w oczach innych. Zbliżała
się pora obiadowa i naprawdę nie miał ochoty iść
do Wielkiej Sali, ale od rana nic nie jadł.
„… Muszę porozmawiać
ze Ron’em i Hermioną
… tylko co właściwie powinienem im powiedzieć?
…” zastanawiał
się w drodze do sowiarni, skąd zamierzał wysłać list do
Wiliam’a. Gdy doszedł na miejsce wyciągnął pióro i pergamin i
napisał:
Drogi
Williamie.
W
weekend jak zapewne wiesz uczniowie wybierają
się do
Hogsmeade.
Jeżeli miałbyś czas, to co powiedziałbyś na spotkanie przy
kuflu
kremowego?
Aren
Musiał
pisać
dwa razy ten sam list, bo ze zdenerwowania pierwszy podpisał własnym
imieniem i nazwiskiem. Nie chciał być
Harrym Potterem, chciał by inni nie patrzyli na niego przez pryzmat
nazwiska i tego co wypisują
o nim w Proroku Codziennym. Jako Aren mógł być
po prostu sobą i właśnie
takim polubił
go William. Całkiem możliwe, że
to będzie Harry’ego ostatnie spotkanie z Wiliam’em. W końcu
Umbridge dołoży
wszelkich starań,
by został umieszczony w Mungu, a w najlepszym wypadku wyrzucony ze
szkoły. Ostatnie wydarzenia coraz bardziej mu ciążyły,
więc chciał choć na chwilę
odetchnąć od tego wszystkiego.
Mimo
wszystko udał
się na obiad, żołądek
miał już nieprzyjemnie skurczony z głodu, a może z nerwów. W
drodze do Wielkiej Sali, gdy mijał
grupkę szóstoklasistów z jego domu, jeden z nich splunął mu pod
nogi, wyzywając
od najgorszych. Reszta mu wtórowała. To wydarzenie tylko
potwierdziło
domysły Harry’ego, że
już cała
szkoła wie o tym co działo się na lekcjach. Wchodząc do Wielkiej
Sali, czuł na siebie wzrok chyba każdego, kto w niej akurat był.
Nawet profesorowie bacznie go obserwowali, co go tylko jeszcze
bardziej zaniepokoiło.
W jednej chwili zmienił
zdanie o dłuższym pobycie w tym miejscu. Podszedł do miejsca,
gdzie siedzieli pierwszoroczni i nabrał na talerz trochę jedzenia.
Nie rozglądając się już więcej, jak najszybciej opuścił
to miejsce. „… To był
zdecydowanie głupi pomysł, by teraz tam przychodzić
…” przemknęło mu przez myśl,
gdy wyszedł na błonia, by w spokoju zjeść
cokolwiek. Jednak nawet taka prosta czynność
jak jedzenie była
trudna. Każdy kęs
stawał
mu kością w gardle. Czuł jak drżą
mu dłonie od nadmiaru emocji. Zamknął oczy, biorąc kilka
głębszych wdechów dla uspokojenia. Miał ochotę
uciec od tego wszystkiego, czuł jakby cały
świat
obrócił
się przeciwko niemu. Otworzył
oczy i spojrzał na Zakazany Las w oddali. „… Ciekawe co tam u
Altair'a ...” przywołał
w pamięci obraz młodego graniana. „… Co za ironia, że
to właśnie
w Zakazanym Lesie czułem się najlepiej...” Harry zaśmiał
się gorzko ze swoich myśli
i poszedł w kierunku chaty Hagrida, gdzie niedługo powinna się
zacząć
kolejna lekcja.
Dotarł
na miejsce, usiadł pod pobliskim drzewem czekając
na resztę
uczniów i obserwując
jezioro. Kiedy próbował się przesunąć bliżej drzewa, natrafił
ręką na kamień,
który był
dość
miękki ... Spojrzał na to zjawisko zdziwiony, przecież
kamienie nie powinny być
miękkie. Obejrzał to coś z każdej strony … jakby nie patrzeć
przypominało
kamień.
Postanowił zaryzykować i podnieść to coś. Zrobił to delikatnie
i okazało się, że trzyma w ręku malutkie ciałko. Było to
jakieś
stworzenie ... chyba nawet o nim czytał.
Zamyślił
się przez chwilę
próbując
przypomnieć sobie jego nazwę.
-
Pogrebin! - Przypomniał sobie nagle i odstawił
stworzenie na miejsce. – Wybacz kolego, ale jestem naprawdę
kiepskim celem i nie mam najmniejszej ochoty rzucać
na ciebie jakiekolwiek zaklęcia byś
się odczepił,
a tym bardziej kopać.
Wydaje mi się to strasznie niewłaściwe i nie fair w stosunku do
ciebie, więc będzie lepiej jak szybko stąd znikniesz. Inaczej ktoś
inny może zrobić
to, czego ja nie chcę zrozumiałeś?
- Stworzenie przechyliło
na jego słowa
głowę lekko na bok w geście niezrozumienia, na co Harry westchnął,
po czym mruknął z zastanowieniem. – Może
lepiej będzie wynieść cię
do lasu? - Pogrebin ponownie wykonał
ten sam gest, przechylając głowę w drugą stronę. Harry przekonał
się dzięki temu, że
chyba dyskutowanie z nim nie ma większego sensu. Wziął go więc na
ręce i ruszył w stronę
lasu. Gdy miał już wejść między drzewa, usłyszał za sobą
zaniepokojony głos
Hagrida.
-
Harry, dlaczego wchodzisz do Zakazanego Lasu?
-
Chciałem go tylko zanieść trochę w głąb
lasu Hagridzie. – Harry odwrócił się pokazując na swoje
usprawiedliwienie półolbrzymowi pogrebina.
-
A to skubaniec! Szukałem go od wczoraj! - Wykrzyknął gajowy widząc
stworzenie w rękach Harry'ego. - Nigdzie go nie wypuszczaj Harry, to
jest dzisiejszy temat naszej lekcji. Jak nam uciekanie, to będę
mieć problem. – Gajowy uśmiechnął się znacząco.
-
Oh ... To chyba dobrze, że
się przyplątał, gdzie mam go postawić
Hagridzie? - Zapytał
Harry.
-
Włóż
go na razie do tamtej klatki. – Półolbrzym wskazał na jedną z
klatek stojących koło
jego domu. Harry włożył
do niej pogrebina, który wydawał się niezbyt zadowolony z obecnej
sytuacji.
-
Wybacz – szepnął Harry do stworzenia. – Jak tylko lekcja się
skończy wypuszczę cię
na wolność.
– Obiecał
i odwrócił
się w stronę
Hagrida. Chciał mu zadać
kilka pytań
odnośnie granianów, a zwłaszcza Altair'a, zauważył
jednak w oddali zbliżających się uczniów. Postanowił
poczekać
z pytaniami do końca
lekcji. Kiedy Ślizgoni wraz z Gryfonami doszli na miejsce, Harry
trzymał
się na uboczu koło
drzewa, pod którym wcześniej siedział. Ani Ron, ani Hermiona nie
podeszli do niego. W końcu przecież
odtrącił
ich, gdy próbowali mu pomóc podczas lekcji Obrony. Nie miał im
tego za złe.
Sam nie był
pewien jak osobiście by się zachował
w podobnej sytuacji.
-
Na dzisiejszej lekcji mam dla was coś
specjalnego! - Przywitał
wszystkich uczniów z uśmiechem
gajowy, biorąc klatkę z pogrebinem, który ponownie się skulił
udając
kamień.
– Czy któreś
z was powie mi co to za stwór? - Kilka dłoni
uniosło się w górę.
Harry chciał przez moment podnieść rękę, ale szybko zrezygnował
z tego pomysłu. Nawet jeśli
by odrobił
kilka punktów i tak nie miałoby to znaczenia. Hagrid wybrał do
odpowiedzi Herminę,
która dosłownie wyrecytowała formułkę, którą czytał
w podręczniku.
-
To jest pogrebin który osiąga najwyżej stopę
wzrostu. Ma włochate ciało i gładką, nieproporcjonalnie dużą,
szarą głowę. Pogrebiny ciągnie
do ludzi, którym lubią
towarzyszyć
kryjąc
się w ich cieniu, a kiedy właściciel cienia odwróci się, kulą
się, przypominając
szary, okrągły
kamień.
Jeśli
pogrebin będzie podążał
za człowiekiem przez wiele godzin, jego ofiarę
ogarnie uczucie zniechęcenia, po czym pogrąży się ona w depresji.
Jeśli
ofiara się zatrzyma, opadnie na kolana i zacznie rozpaczać
nad bezsensownością
życia, pogrebin rzuci się na nią
i będzie starał
się ją
pożreć.
Łatwo jest jednak odeprzeć
pogrebina prostymi urokami i zaklęciami otumaniającymi. Dobrym
sposobem jest po prostu kopnięcie go.
-
Wspaniale Hermiono! Dziesięć
punktów dla Gryffindoru. – Wykrzyknął entuzjastycznie Hagrid –
Mam tutaj jak widzicie jeden okaz, kto będzie chętny by pokazać
innym jak polują
pogrebiny? - Zapytał
uczniów patrząc
lekko z ukosa na Harry'ego, który na ten gest pokiwał
przecząco
głową.
-
Ja to zrobię.
– Odezwał
się głos
ze strony, gdzie siedzieli Ślizgoni. Był
to Blaise, który wystąpił
naprzód, co w widoczny sposób zaskoczyło
Hagrida. Ślizgoni bardzo rzadko odzywali się na jego lekcjach, a
jeśli już, to robili to tylko po to, by kpić
z gajowego.
-
Musisz odwrócić
się do niego plecami i iść, by zaczął
podążać
za twoim cieniem. – Oznajmił
półolbrzym, zachęcając
Zabini’ego, by podszedł bliżej, po czym wypuścił
stworzenie, które natychmiast zaczęło
chodzić
za Ślizgonem. Kiedy Blase się odwracał,
pogrebin kulił
się tak, że było widać tylko jego głowę przypominającą
kamień.
Blaise'owi zaczęła
już się nudzić
ta zabawa i gdy odwrócił
się po raz kolejny, kopnął z całych sił stworzenie, które
odleciało kilka metrów dalej. Ślizgoni zaczęli
się śmiać razem z Blaise’m, który wrócił
na swoje miejsce.
-
Dziesięć punktów dla Slytherinu. – Zarządził
Hagrid, gdy wrócił
ponownie z pogrebinem. – Jak widzicie nie są
to zbyt mądre stworzenia i tak naprawdę wystarczy najprostsze
zaklęcie dla pierwszorocznych, by je odegnać.
Sposób, który przedstawił
Blaise, jest również
bardzo skuteczny. Ktoś
jeszcze jest chętny by spróbować? - Zapytał
ponownie gajowy i znów podniosło się kilka dłoni.
Tym razem został wybrany Dean, któremu również
bardziej przypadło do gustu kopanie. Żaden z pięciu następnych
uczniów nie stosował
zaklęć, co zaczęło
irytować Harry'ego. Niespodziewanie, gdy następny uczeń odwrócił
się plecami do pogrebina, stworzenie go wyraźnie
zignorowało i zaczęło
iść
w kierunku Harry’ego, po czym w jego cieniu zwinęło się w kłębek
przypominając kamień.
Zaskoczyło
to Gryfona, ale skoro nadarzyła
się okazja, postanowił
zakończyć
całe
to przedstawienie.
-
Wingardium Leviosa
– Wypowiedział zaklęcie i zaczął lewitować stworzenie w stronę
klatki, w której było
wcześniej. Kiedy pogrebin już się w niej znajdował, Hagrid
zatrzasnął drzwiczki klatki.
-
Świetnie Harry! Jak widzicie wystarczy nawet zaklęcie lewitujące
by pozbyć się tego szkodnika. – Podsumował praktyczną część
lekcji gajowy.
Pod
koniec lekcji opowiadał
uczniom czym żywią
się pogrebiny oraz w jakich miejscach można je znaleźć,
a także podawał inne ciekawostki z nimi związane. Harry chętnie
słuchał
Hagrid’a, bo ten opowiadał
o własnych przeżyciach, a nie formułki z książki. Gdy lekcje się
zakończyły,
a uczniowie rozeszli, Harry podszedł do Hagrid’a. Zamierzał
dowiedzieć
się więcej o granianach i uwolnić pogrebina.
-
Hagridzie, chciałbym cię
zapytać
o tamto stado granianów ... - zaczął
rozmowę.
-
Wiedziałem, że
w końcu o nie zapytasz Harry, ale nie mam dla ciebie dobrych wieści.
– Westchnął gajowy widząc,
jak mina Harry'ego nieco zrzedła. – Stado owszem, jest w Zakazanym
Lesie, ale bardzo głęboko, gdzie nawet ja nie wchodzę, bo kryje
się tam naprawdę wiele niebezpiecznych stworzeń
Harry. Dlatego pod żadnym względem nie wchodź do Zakazanego Lasu,
by ich szukać,
bo może się to zakończyć
naprawdę tragicznie. Stworzenia żyjące na tamtych terenach
nienawidzą ludzi. Wielu czarodziejów już zaginęło na tamtych
rejonach, więc jeśli
czy życie miłe,
nigdy tam nie pójdziesz. Zrozumiałeś
Harry? – Zakończył półolbrzym z powagą
swoją przemowę.
-
Czy to znaczy, że
już nie zobaczę
tamtych granianów? - Zapytał
nieco zgaszonym tonem Harry.
-
Oh, nie musisz się o to martwić
Harry, zawsze wychodzą na wiosnę. Jak tylko zobaczę,
że
są
już bliżej, natychmiast cię
o tym poinformuję.
– Hagrid klepnął go pocieszająco
po plecach. – A teraz Harry obiecaj mi, że
więcej się już nie zbliżysz sam do Zakazanego Lasu. Przedtem
ochraniały
cię
graniany, ale teraz, gdy nie masz żadnej obrony, jesteś łatwym
celem dla innych stworzeń.
– Głos gajowego był
spięty i widać było,
że
nie żartuje.
-
O ... Obiecuję ... – Odpowiedział Harry z trudem, a gajowy
wyraźnie
się rozluźnił po jego słowach. Żeby przerwać
krępującą
ciszę,
która zapadła po tej wymianie zdań, Gryfon podszedł do pogrebina
i wyciągnął go z klatki, po czym zwrócił się do Hagrida. –
Nie masz nic przeciwko, żebym wypuścił go na wolność
Hagridzie?
-
Oczywiście że
nie Harry, tylko nie trzymaj go zbyt długo, inaczej wiesz jak może
się to skończyć.
I spokojnie, nic mu nie będzie, mają
twardą skórę.
Harry
kiwnął głową i postawił
stworzenie na ziemię.
Zaczął
iść
w kierunku błoni,
kątem oka widząc,
że
pogrebin podąża
za nim. Poszedł nad jezioro, usiadł na trawie obserwując
taflę wody. Harry spojrzał na mały
kamień
za sobą i uśmiechnął się tylko lekko. Pomyślał, że musi być
chyba naprawdę samotny, skoro szuka towarzystwa takiego stworzenia,
które uchodzi za szkodnika. Harry uważał,
że
pogrebin ma dość
uroczy wygląd. Podniósł go ponownie i położył sobie na kolana.
Wyciągnął różdżkę i skierował ją
na stworzenie, recytując
proste zaklęcie lecznicze, po którym pogrebin zaskoczony zaczął
oglądać
się z każdej strony, a z jego ciałka zaczęły znikać małe
zadrapania. Kiedy Harry skończył
leczenie, poklepał stworzenie lekko po głowie:
-
Teraz jest pewnie o wiele lepiej prawda? - Zapytał,
na co stworzenie kiwnęło głową twierdząco.
– Wygląda na to, że
jesteś mądrzejszy niż
inni twierdzą
... Chociaż czasem lepiej udawać, niż
pokazywać innym swoją prawdziwą naturę.
– Dodał po chwili Harry, opadając
na trawę.
Słońce delikatnie grzało jego twarz, a wiatr przyjemnie muskał
skórę,
zamknął więc oczy relaksując
się. Nawet się nie zorientował, kiedy zasnął.
Obudził
go chłodniejszy powiew powietrza, który wywołał dreszcze. Harry
przetarł oczy i rozejrzał się uważnie. Słońce już zaszło, a
pogrebin, który zdaje się również
zasnął na jego brzuchu, spał nadal w najlepsze. Gryfon wziął go
delikatnie i odstawił
na ziemię.
Przeciągnął się lekko i rzucił
Tempus, by sprawdzić
godzinę.
Właśnie
powinna trwać
kolacja, na którą Harry nie miał najmniejszego zamiaru iść.
Niestety również
nieubłaganie zbliżała się pora jego szlabanu z Umbridge. Nie
napawało go to zbytnim optymizmem i myślał
o nim nieświadomie pocierając
dłoń.
Przeczekał
jeszcze około
godziny na błoniach. Po czym wstał i udał
się w stronę
zamku, wcześniej kładąc
pogrebina koło
pobliskiego drzewa. Stworzenie zadawało się spać jak kamień,
który zresztą w tej chwili przypominało.
Kiedy
Harry szedł korytarzem w stronę
gabinetu Umbridge, większość
uczniów była
już w swoich pokojach wspólnych. Po drodze mijał
tylko kilkoro uczniów, którzy pewnie właśnie
się tam udawali. Po chwili doszedł do drzwi gabinetu nauczycielki i
nie czekając zapukał
głośno.
Wszedł do środka. Różowa wiedźma siedziała przed swoim biurkiem
pisząc
coś
i popijając
jakiś
alkohol. Rzuciła
na Harry’ego krótkie spojrzenie i wskazała mu dobrze znane biurko
przy jednej ze ścian. Usiadł przy nim w ciszy, czekając
na kolejne polecenie, a kiedy usłyszał zgrzyt przesuwanego krzesła
i odgłos kroków, lekko się spiął.
-
Napiszesz czterdzieści razy „ Nigdy nie podważę
kompetencji nauczyciela.” - Poleciła
słodko
Umbridge i uśmiechnęła się miło.
Harry
usłyszał liczbę
i lekko zbladł. Zazwyczaj kazała mu pisać
około
dziesięciu, piętnastu razy, a dziś było
to dwa razy więcej niż
zwykle. Nie dał
po sobie niczego poznać
co lekko skonsternowało nauczycielkę, która widocznie spodziewała
się jakiejś gwałtownej reakcji. Po chwili ciszy i milczenia obu
stron, Umbridge postawiła
przed Harry’m małą
fiolkę eliksiru.
-
Co to? - Zapytał
podejrzliwie chłopak, przyglądając się naczynku.
-
Eliksir uzupełniający krew, nie możemy przecież
dopuścić,
by zabrakło tuszu, prawda panie Potter?
-
Ależ
oczywiście Pani profesor – odpowiedział Gryfon przez zaciśnięte
zęby, biorąc pióro do ręki. Zaczął
pisać to co nakazała mu nauczycielka. Zawsze najgorsze było
pierwsze pisane w ten sposób zdanie, kiedy każda zapisana na
pergaminie litera, ryła ślad na jego dłoni. Lekko syknął z bólu,
ale by nie dać
starej wiedźmie satysfakcji pisał
dalej, ignorując
spojrzenia kobiety. Po dwóch godzinach, powtórzył już ponad
trzydzieści razy podane zdanie, jednak zaczynało
mu być niedobrze i jakoś słabo, najwyraźniej zaczęło brakować
krwi, by mógł jeszcze cokolwiek napisać. Frustrowało go to, bo
nie chciał pić
tego głupiego eliksiru, ale z drugiej strony nie chciał już tu
siedzieć ani chwili dłużej
niż to konieczne. Zawahał
się przez moment, jednak w końcu wziął fiolkę, uprzednio ją
wąchając
i wypił do dna, ignorując
zadowolony śmiech
nauczycielki która miała z tego wyraźnie wielką satysfakcję. Po
chwili poczuł się trochę lepiej, chociaż odniósł wrażenie, że
taka mała
fiolka to za mało
na tak intensywne zużycie krwi. Zacisnął zęby
i pisał
dalej. Bolała
go ręka i to strasznie, ale kiedy skończył
nareszcie pisać
ostatnie słowo,
poczuł ulgę.
Nie wiedział nawet ile czasu minęło,
ale według wskazówek na zegarze zbliżała
się północ. Podszedł do biurka i rzucił
plik z krwawymi napisami na jej biurko.
-
Czy to wszystko? – Zapytał.
-
Pokaż rękę, w której trzymałeś
pióro Potter. – Powiedziała Umbridge, wyciągając
swoją dłoń.
Chciał
już wyjść
z tego miejsca i dlatego pokazał jej tą rękę z krwawym,
wyżłobionym napisem. Kobieta chwyciła
szybko podawaną przez chłopaka dłoń, przyglądając
się z uśmiechem napisowi. Wolną ręką sięgnęła po szklankę z
alkoholem i wylała całą
zawartość
na ranę
Gryfona. W pierwszej chwili, gdy rana ostro zapiekła chciał
krzyknąć z bólu, jednak w porę
ugryzł się w język i szybko wyrwał
dłoń.
-
To powinno przyśpieszyć
gojenie, nie sądzisz? – Słodki głosik nauczycielki nie licował
z dalszą częścią jej wypowiedzi. – Oh ... Chociaż to nalewka z
chili, chyba bardziej podrażni ranę.
Musiałam się pomylić,
mam nadzieję, że
nie będziesz mi miał za złe.
-
Gdzież
bym śmiał
pani Profesor ... Czy to już wszystko? - Zapytał
Harry, panując nad sobą ostatkiem sił.
-
Na razie Potter owszem, ale gdy wróci Dumbledore wiedz, że
pożałujesz,
że
zadarłeś z Wielkim Inkwizytorem Hogwartu i śmiałeś
mi się przeciwstawić.
– Oznajmiła na koniec Umbridge.
Harry
tylko skinął
głową
i szybko opuścił
gabinet, ściskając
kurczowo prawą
dłoń.
Czuł teraz, jakby ktoś
mu położył rozżarzony węgiel na ranę.
Zaplanowała to suka, nie miał co do tego wątpliwości.
Nie mógł iść
do pielęgniarki, Ron z Hermioną
również
odpadali, nie mógł już znieść tego bólu, więc jedyne co mu
przyszło do głowy,
to była
biblioteka.
Zanim
wślizgnął się do ponurej biblioteki, upewnił
się, że Filch mu nie przeszkodzi. Pelerynę
niewidkę założył dopiero w środku, a przy zakładaniu pozwolił
sobie na ciche jękniecie z bólu. Usiadł na pobliskim krześle
wzdychając
i oglądając
swoją dłoń,
która wyglądała
teraz okropnie i jak na złość
zaczęła
dość
mocno krwawić.
Obejrzał się w stronę drzwi, czy przez przypadek nie zostawiał
żadnych krwawych śladów, ale wyglądało
na to, że
nie. Nie mógł tego samego powiedzieć
o swojej szacie. Podszedł do jednej z półek, gdzie były
książki o magii uzdrawiającej, wziął jedną o najwyższym
stopniu zaawansowania i wrócił
do stolika. Krew wciąż się sączyła,
co zaczęło
działać
mu już na nerwy. Trzeba było choć trochę opatrzyć tę ranę.
Zaczął
przeszukiwać swoją torbę
w celu znalezienia czegokolwiek co mógłby przetransmutować w
bandaż.
Wziął pierwszą lepszą książkę i trzymając
różdżkę w zdrowej ręce wypowiedział zaklęcie transumując,
które ku jego zaskoczeniu nie poskutkowało. Zawsze był
niezły w transmutacji książek, więc co się stało? Światło
pochodni było
słabe, postanowił poświecić sobie różdżką. Zauważył
że
trzyma w dłoni
nie podręcznik, a tajemniczy dziennik, na który właśnie
kapała
krew z jego dłoni
... Zaklął siarczyście i rękawem szaty starał
się zetrzeć
krwawą
smugę,
kiedy nagle oślepiło
go światło
bijące z książki, która nagle uniosła się i otworzyła,
po czym delikatnie opadła na stół. Zaskoczony Harry obserwował,
jak na pustej stronie zaczynają
pojawiać
się słowa...
Nasz świat
ma wiele fałszywych urojeń ... Białe nie zawsze jest białe, a
czarne
nie
zawsze pozostaje czarnym. Istnieje o wiele więcej barw, o których
inni nie
mają
pojęcia, bo są
zwykłymi pionkami w rękach potężniejszych od siebie. Czy
jesteś
wart mojej uwagi? Czy może
ty również
jesteś
zwykłym
pionkiem?