Dziekuje Serdecznie za komentarze: Maja Samsung,Nieprzyjaciel,Zielona,Anonimowy,Monika Garbicz,Kaja Kot,Kiminari,Akuma B. Jestem naprawdę bardzo szczęśliwa czytając je co mnie wyjątkowo napędza przy pisaniu. Pewnie dlatego 10 rozdział już jest gotowy :)
Nie przedłużając betowała: Kochana Mato .
Rozdział
9: Sztuka uwodzenia
Harry
patrzył na słowa, które pojawiły się w dzienniku z
niedowierzaniem. Przeczytał kilkakrotnie, wciąż nie wiedząc co
dokładnie się stało. Nie dane mu jednak było długo się nad tym
zastanawiać. Usłyszał szybkie kroki w oddali i natychmiast zabrał
wszystkie swoje rzeczy ze stołu. Pośpiesznie wszedł pod niego,
chowając się pod peleryną niewidką. Miał tylko nadzieję, że to
nie był Filch z Panią Norris. Woźny na pewno by go nie zobaczył,
ale jego kotka bez wątpienia by go wyczuła. Niestety i tym razem
modły Harrego nie zostały wysłuchane. Do biblioteki wszedł Filch
świecąc lampą i jego nieodłączna kotka. Harry przeklął w
myślach swoje szczęście i skulił się jeszcze bardziej starając
się wolniej i ciszej oddychać. Serce biło mu jak oszalałe, miał
niemal wrażenie, że każdy kto jest w pobliżu musi, po prostu musi
to usłyszeć. Woźny wszedł między regały, jednak Pani Norris
zatrzymała się, jakby coś czuła w pobliżu, a po chwili zaczęła
coraz bardziej zbliżać się do stolika, pod którym siedział
Gryfon. Po chwili zatrzymała się pochylając nad czymś na
podłodze, po czym głośno zamiauczała przywołując swojego
właściciela.
-
Co znalazłaś moja śliczna? - Zapytał woźny, wyłaniając się na
to wezwanie spośród półek i oświetlając miejsce w którym była
kotka.
Harry
znieruchomiał pod peleryną jak kamień, nie mając odwagi nawet
drgnąć. Obserwował tylko w miejsce wskazane przez kotkę kątem
oka, ale nawet i to wystarczyło. Nie miał wątpliwości, to była
plama krwi, Był też pewien, że była to jego krew, choćby
dlatego, że również z tej odległości widać było, że jest
świeża. Kotka uniosła łepek, przez chwilę uważnie węszyła i
nasłuchiwała, po czym wolno zaczęła się zbliżać do Harry’ego,
ewidentnie dążąc po zapachu krwi. Harry’emu na moment zamarło
serce, a przez myśl przemknęło „… Będę miał poważne
kłopoty! I to drugi raz dzisiaj! Może sala w Mungu nie będzie taka
zła ...” Była to dość desperacka myśl, ale też i sytuacja
wydawała się beznadziejna.
Nagle
wszyscy, włącznie z Harrym drgnęli, ponieważ usłyszeli głośny
dźwięk dobywający się spomiędzy regałów bibliotecznych. Hałas
natychmiast przykuł uwagę Pani Norris i Filch'a, a Harry nieco
odetchnął, wypatrując trochę z napięciem, a trochę z
ciekawością, co też to mogło być. Dźwięk zaczął być coraz
bardziej donośny ... jakby coś się zbliżało. Harry obserwował
regały z książkami i nagle zza nich wyłoniła się gryząca
książka. Ta, z którą ostatnio miał do czynienia w Dziale Ksiąg
Zakazanych. Księga właściwie bez zastanowienia zaczęła napierać
na woźnego i jego kotkę, którzy próbowali się bronić przed jej
atakami. Harry obserwował to wszystko z fascynacją. Wiedział, że
atakowani są bez najmniejszych szans. Co jak co, ale on najlepiej
wiedział jaka to była wyjątkowo uparta bestia. Pamiętał z
własnych doświadczeń, że jak tomiszcze raz upatrzy sobie zdobycz,
nie odpuści. Obserwował więc ze swojego ukrycia przebieg
książkowej kampanii, jak zauważył raczej jednostronnej jeśli
chodzi o walkę. Kotka i jej pan oczywiście przegrali i dość
szybko, a nawet w popłochu opuścili bibliotekę. Harry, odetchnął
głośno z ulgą, wychodząc po chwili spod stołu zdejmując
pelerynę niewidkę i z radością rozprostował zdrętwiałe ciało.
Z pewnym niepokojem obserwował nagle spokojne tomiszcze, które
teraz powoli zaczęło sunąć w jego stronę. Harry miał nadzieję,
że nie zostanie pogryziony. Księga zatrzymała się tuż przy nim.
Nie wyglądało na to żeby miała jakieś złe zamiary, więc Gryfon
przyklęknął i wziął ją w ręce mówiąc:
-
Nawet nie masz pojęcia jak bardzo ci jestem wdzięczny ...
Uratowałaś mnie przed naprawdę poważnymi tarapatami. – Mówienie
do przedmiotu jakoś nie wydało mu się niewłaściwe, tym bardziej,
że ten konkretny przedmiot zdawał się mieć jakąś własną
osobowość. Chłopak z księgą w rękach skierował się do Działu
Ksiąg Zakazanych. Już po chwili byli na miejscu, a Harry nagle
zachwiał się, ale zdołał utrzymać równowagę przytrzymując się
regału. Zdecydowanie poczuł zawroty głowy i to poważne. Dłuższy
czas stał nieruchomo, zastanawiając się kiedy atak się skończy,
po czym opadł powoli na podłogę. „… To na pewno przez upływ
krwi …” pomyślał, wolno spuszczając wzrok na kontuzjowaną
rękę. Rękaw szaty był już cały przesiąknięty krwią. Chłopak
wzdrygnął się patrząc z niedowierzaniem, a przez głowę
przemknęły mu błyskawicznie myśli „… To niemożliwe, by
zwykły eliksir uzupełniający krew miał takie właściwości …
ale w sumie … może to była jakaś ulepszona wersja? … Kiedyś
czytałem gdzieś, że w skrajnych przypadkach używali tego eliksiru
w szpitalach. Ale dlaczego Umbridge mi go podała? …” Przez
chwilę w głowie miał pustkę po zadaniu sobie tego pytania, po
czym odpowiedź przyszła mu do głowy „… Wiedziała ... Hermiona
kiedyś mi opowiadała, że szpitalu podają go, gdy pacjent nie ma
już żadnych ran otwartych, żeby krew nie miała ujścia … W moim
przypadku owszem, ma ujście, stąd ta słabość …” Harry
przymknął na moment powieki i wziął głęboki oddech. Wciąż
było mu słabo, a nie było to najlepsze miejsce do omdlenia. Uwagę
Gryfona zwrócił nagły pomruk ze strony trochę zapomnianej księgi.
To przywołało go do rzeczywistości.
-
Może ty masz jakiś pomysł jak temu zaradzić? – Dość
zdesperowanemu, osłabionemu chłopcu księga wydała się nagle
przyjacielem, więc bez namysłu zadał pytanie i pokazał swoją
zakrwawioną dłoń. Zdumiony obserwował jak stary tom zsuwa się z
jego kolan i wędruje do przeciwległego regału. Tam tomiszcze
znieruchomiało na moment, po czym zaczęło sugestywnie podskakiwać
w miejscu, jakby dawało znać, że ma podejść. Czyżby księga
zrozumiała? Harry postanowił się nad tym zbytnio nie zastanawiać,
tylko chwytać szansę na pomoc, kiedy się pojawia.
-
Chcesz żebym tam poszedł? - Czuł się trochę głupio rozmawiając
z przedmiotem, ale gdy usłyszał zadowolony pomruk postanowił
zaryzykować i podszedł powoli do regału. Domyślił się, że
pewnie chodzi, o którąś ze stojących na nim książek, więc
powoli wyciągnął rękę w ich kierunku. Okazało się, że gryząca
księga była inteligentniejsza, niż można było by przypuszczać.
Kiedy Harry przesuwał rękę w złym kierunku, słyszał warczenie,
a gdy w dobrym zadowolony pomruk. Szybko zorientował się w tych
wskazówkach i postępował zgodnie z nimi. W momencie, gdy zbliżył
się do górnej półki i zbliżył rękę do pierwszej książki,
został delikatnie pociągnięty za nogawkę spodni. Spojrzał w dół
na pomagający mu tom. „… To pewnie ta …” pomyślał i wyjął
wskazaną książkę z regału. Chłopak wrócił na swoje poprzednie
miejsce na podłodze i spojrzał na trzymaną w ręku księgę świeżo
wyjętą z półki. Jej tytuł był w jakimś nieznanym języku, a
sama książka wyglądała tak krucho, jakby miała się zaraz
rozlecieć. Delikatnie otworzył ją na losowej stronie, ale poczuł
rozczarowanie oczywiście tekst był napisany w tym samym języku, co
tytuł, czyli absolutnie niezrozumiały dla niego. Harry westchnął
zrezygnowany, kładąc obcojęzyczny tom na kolanach. Zwrócił się
przepraszającym tonem do gryzącej księgi, czekającej obok:
-
Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego chciałaś pokazać mi tę księgę
... Może przeceniłaś moją inteligencję? Nie mam pojęcia co jest
w niej napisane ... – Sam we własnym głosie usłyszał wyrzut do
gryzącej książki. Ta przez moment była nieruchoma, po czym
delikatnie wspięła się na kolana Harry’ego i bezceremonialnie
zaczęła zjadać księgę, której nie potrafił odczytać. – Ah
nie rób tego! – Harry był przerażony tym widokiem, i próbował
odzyskać konsumowaną księgę. Na niewiele się to zdało. Gryząca
książka dosłownie wciągnęła tą drugą, a następnie
ostentacyjnie beknęła, wyrzucając z siebie kawałki papieru.
Harry’emu po prostu zabrakło słów na ten widok, a po chwili
wydukał … – Em ... mam nadzieję, że była smaczna ... Choć w
życiu nie spodziewałem się że może istnieć kanibalizm wśród
książek ... - Zawroty głowy się nasiliły, więc zamknął na
moment oczy. Po czym, nagle poczuł ciężar na kolanach, domyślił
się, że to gryząca książka, gdy ręką pogładził jej grzbiet i
usłyszał zadowolone mruczenie. Nagle usłyszał nowy, dziwny dźwięk
i otworzył oczy. Okazało się, że gryząca książka się
otworzyła i zaciekawiony Gryfon wyszeptał Lumos
by cokolwiek zobaczyć. Na stronie widniał tytuł gryzącej książki:
Agresja – Księga Tajemnic
-
Agresja? – Chłopak powtórzył zaskoczony. Po czym przez chwilę
bez słowa wpatrywał się w leżący mu na kolanach tom. – To
twoje imię? – Zapytał trochę inaczej, a słysząc zadowolony
pomruk zrozumiał, że miał rację. – Agresja ... to się nazywa
idealnie dobranie imię. – Gryfon zaśmiał się cicho, a jego myśl
pobiegła dalej. – Księga tajemnic ... - Nigdy nie słyszał o
czymś takim. „… Czym w zasadzie jest księga tajemnic? A co
ważniejsze, dlaczego są w niej tylko puste strony? …” pytania
same pojawiły mu się, gdy powoli przewracał kolejne strony. Nagle
na ostatniej stronie zauważył jakieś słowa, których jednak nie
zdążył przeczytać bo księga zatrzasnęła się energicznie o
mało nie przytrzaskując mu palców. Próbował ponownie ją
otworzyć, jednak była nieugięta i po chwili siłowania chłopak
stwierdził, że nie warto tracić jeszcze więcej sił. W końcu
musi jeszcze dotrzeć do dormitorium. Odłożył delikatnie gryzącą
księgę na podłogę i podjął pierwszą próbę wstania na nogi.
Nic z tego, ponownie upadł, tym razem na kolana uderzając boleśnie
o twardą powierzchnię podłoża.
-
Przeklęta wiedźma ... – Gryfon warknął ponownie siadając. Cała
sytuacja nie wyglądała optymistycznie, a jego brak sił był co
najmniej niepokojący. Jeżeli szybko czegoś nie wymyśli, spędzi
tutaj noc powoli się wykrwawiając. Jego myśli płynęły leniwie,
choć treść bynajmniej nie zachęcała do opieszałości: „…
czy Umbridge byłby zdolna do morderstwa? Może tak, a może nie, a
może eliksir przestanie wkrótce działać ... co wtedy? …”.
Harry usłyszał głośny szelest od strony odłożonej na podłogę
księgi, ale zanim zdążył zareagować, ta ponownie wspięła się
na jego kolana i otworzyła zachęcająco:
-
Oh ... To wygląda znajomo ... Jak napisy w tamtej książce, którą
zjadłaś i której nie umiałem zrozumieć ... Spać mi się chce …
- Harry westchnął i zamknął oczy z wyczerpania. – Auć! – Nie
dane było mu zasnąć, poczuł ból w lewej ręce gwałtownie
otworzył oczy. Oczywiście, został ugryziony przez Agresję, która
podskoczyła mu na kolanach, zwracając na siebie uwagę i ponownie
otworzyła się na jakiejś stronie. Gryfon przez moment,
zdeprymowany, przyglądał się otwartej księdze. Nie wiedział
jakie ma zamiary, nie potrafił przecież zrozumieć tych cholernych
napisów nie ważne jak długo na nie patrzył ... Postanowił jednak
zaryzykować z nadzieją, że księdze właśnie o to chodzi i
wpatrywał się uparcie w niezrozumiały tekst, który nagle zaczął
się zmieniać i układać w zrozumiałe słowa ... - Ale jak to
możliwe ... - Wyszeptał do siebie chłopak, odczytując powoli
formułę zaklęcia:
-
Descenim novas
deperdium linoa.
– Kiedy tylko skończył, poczuł jakby całe jego ciało płonęło,
a krew zaczęła krążyć wokół niego w powietrzu. W pewnym
momencie nie mógł już złapać tchu i zaczął się dusić.
Resztkami sił walczył o haust powietrza. Jedyne co zapamiętał
resztką świadomości, to krwawy krąg wokół własnego ciała.
Potem nie pamiętał już niczego.
Ocknął
się w tym samym miejscu w bibliotece, był nawet czymś przykryty.
Zastanowiło go to, zmrużył lekko oczy pod wpływem światła, a
gdy już przyzwyczaił wzrok do jasności, zauważył urwaną
zasłonkę i wtedy nagle zrozumiał czym był przykryty. Czuł się
lepiej, ale na wszelki wypadek wstał powoli i rozejrzał się wkoło.
Biblioteka wyglądała tak jak zawsze ... Nic się nie zmieniło i
przez chwilę Gryfon zastanawiał się, czy aby mu się to wszystko
co czuł i widział nie przyśniło. Kiedy jednak zwrócił uwagę na
swoją chorą rękę, która dziwnie nie bolała, zamrugał w
niedowierzaniu. Nic, nawet śladu rany, ręka była uleczona i już
wiedział, że to nie był Sen ...
-
Co to było do cholery za zaklęcie? Przez chwilę myślałem, że
naprawdę umrę. – Powiedział cicho do siebie, marszcząc brwi z
zastanowieniem „… Tamta książka naprawdę mi pomogła ... Nawet
nie chcę wiedzieć do czego mogłoby dojść, gdyby nie ona …
wiele jej zawdzięczam ... Czy Umbridge naprawdę do tego się
posunęła, żeby mnie zabić? Zabić? Ucznia? Prawie nie do
pomyślenia, ale tylko prawie …”. Harry potarł w zamyśleniu
czoło i trochę oprzytomniał. Zaczął rozglądać się za gryzącą
książką, ale nie zauważył jej nigdzie w pobliżu. Nawet ją
cicho nawoływał, ale nigdzie jej nie było. Trochę go to
rozczarowało, bo naprawdę chciał jej podziękować za to co
zrobiła. Przecież cokolwiek to było, było skuteczne. Jeszcze raz
ją zawołał, jednak i tym razem było to bezskuteczne, nie było
słychać żadnego szmeru, który mógłby wskazać, gdzie teraz
przebywała Agresja. Nie było potrzeby dalej zwlekać. Harry
skierował się do wyjścia z Zakazanego Działu, ale po chwili
stanął, bo przed nim leżała mokra i trochę lepka kartka, ze
znajomym mu już pismem, którego nie mógł wcześniej odczytać ...
Nie znał tych znaków, ale wiedział już co ma zrobić. Po kilku
chwilach intensywnego wpatrywania się w znaki, te zaczęły się
zmieniać i utworzyły zrozumiały napis: „ Maść na magiczne
blizny”. Przeczytał w myślach, uśmiechając się i jednocześnie
wycierając delikatnie mokrą stronę o spodnie. Był niemal pewien
że Agresja „zwróciła” mu tą stronę i to dosłownie. Teraz
przynajmniej miał już pewność że nie próbowała go zabić
również ona.
-
Agresjo wiem, że na pewno gdzieś tam jesteś. Wkrótce tu wrócę i
mam nadzieję, że tym razem pozwolisz mi odpowiednio podziękować.
– Powiedział Gryfon przyciszonym głosem, który w ciszy
biblioteki zabrzmiał wystarczająco głośno. Odpowiedziała mu
cisza, ale czuł że to nie będzie ostatnie spotkanie z gryzącą
książką. Nie było na co czekać, wyszedł z Zakazanego Działu,
uprzednio naprawiając zasłonkę.
W
pokoju wspólnym Gryfon opadł bezwładnie na kanapę. Ostatnie dni
był naprawdę męczące. Cały ten tydzień należał do wyjątkowo
wyczerpujących nie tylko fizycznie. Również jego psychika została
porządnie nadwyrężona. Nie było sensu wędrować do sypialni,
dlatego chłopak po prostu położył się na kanapie, chcąc
zasłonić ręką oczy. Zanim jednak to zrobił, ujrzał na dłoni
bliznę i słowa, które pisał wczoraj „Nigdy nie podważę
kompetencji nauczyciela”. W tym momencie zrozumiał, dlaczego
„Agresja” zostawiła mu również recepturę na tą maść ...
Nie chciał mieć na ciele nic, co kojarzyłoby mu się z Umbridge.
Nie chciał dać jej tej pieprzonej satysfakcji. Naciągnął rękaw
swetra tak, by nie widzieć blizny i sięgnął do kieszeni po kartkę
z recepturą na maść i zaczął czytać składniki potrzebne do
wytworzenia tego specyfiku: „… Liść miechunki pospolitej,
sproszkowany róg buchorożca, śluz gumochłona … te składniki
powinienem bez problemu dostać w aptece ... choć róg będzie
naprawdę bardzo drogi ... włos pogrebina ... pióro feniksa i jad
akromantuli ...”
-
O rany ... - Jęknął, bo wiedział, że zdobycie tych dwóch
ostatnich składników jest wręcz niemożliwe. Feniks aktualnie
przebywał w gabinecie dyrektora, a w zaistniałej sytuacji trudno
byłoby akurat jemu się tam dostać, a z ostatniego spotkania z
akromantulą ledwo uszedł z życiem. Ponowne spotkanie z Aragogiem
byłoby wręcz głupotą, chociaż wtedy miał ze sobą Rona ...
Teraz nie miał już nikogo, do kogo mógłby się zwrócić o pomoc.
Harry zastanawiał się przez chwilę, czy warto byłby ryzykować
życiem by usunąć jakąś głupią bliznę i w rezultacie doszedł
do wniosku, że jednak nie. Nie zmieniało to jednak faktu, że samo
jej posiadanie było po prostu wkurzające i zmusiło go do
refleksji: „… Może jednak warto zrobić rozpoznanie możliwości
zakupu tych składników podczas następnej wizyty w Hogsmeade? …”.
Harry czuł się strasznie senny, jednak było teraz coś o wiele
bardziej ważnego niż sen. Wstał z wysiłkiem i wyciągnął ze
swojej torby tajemniczą książkę, którą wczoraj otworzył. Teraz
zrobił to już bez problemu, ponowie czytając słowa, które
wcześniej się w niej ukazały:
Nasz
świat ma wiele fałszywych urojeń... Białe nie zawsze jest białe
a czarne
nie
zawsze pozostaje czarnym. Istnieje o wiele więcej barw o których
inni nie
mają
pojęcia bo są zwykłymi pionkami w rękach potężniejszych od
siebie. Czy
jesteś
wart mojej uwagi? Czy może ty również jesteś zwykłym pionkiem?
Zastanowił
się chwilę nad znaczeniem tych słów i doszedł do wniosku, że
wcześniej pewnie nie wiedziałby co one mogą znaczyć, jednak w
świetle ostatnich zdarzeń doskonale zdawał sobie sprawę z tego,
co osoba pisząca w dzienniku miała na myśli. W końcu sam do tej
pory żył w otoczeniu kłamstw i urojeń. Jednak na szczęście w
porę otworzył oczy. Owszem, pozbawił się przy tym fałszywego
szczęścia, które serwowali mu jego przyjaciele i czasem
doskwierała mu samotność, jednak uważał, że to lepsze niż
życie złudzeniami. W głowie już miał ułożoną odpowiedź dla
nieznajomego. Przez chwilę Harry jeszcze zastanawiał się, jak dać
tę odpowiedź, by się z nim skontaktować. Jednak przeczucie mówiło
mu, że powinien po prostu napisać co myśli w dzienniku i tak
zrobił. Nie podpisał się, tak było bezpieczniej, a poza tym,
tamta osoba także tego nie zrobiła. Gryfon był tym człowiekiem
naprawdę zaintrygowany. W krótkiej wiadomości wyczytał między
wierszami dużo więcej, niż było napisane i wiedział, że
zdecydowanie ma do czynienia z osobą o silnym, zdecydowanym
charakterze. Świadczył o tym chociażby dobór słów.
-
Harry, musimy poważnie porozmawiać. – Był tak pogrążony w
myślach, że kiedy usłyszał głos Hermiony drgnął lekko z
zaskoczenia.
-
Coś się stało? - Zapytał trochę zbyt beztrosko i gdy zdał sobie
z tego sprawę natychmiast dodał ciąg dalszy. – Jeśli chodzi o
wczoraj ... to nie chcę teraz o tym rozmawiać. – W sumie nie
skłamał, naprawdę teraz nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać z
kimkolwiek, a zwłaszcza z Hermioną o czymkolwiek, ale wiedział, że
dziewczyna nie da tak szybko za wygraną.
-
Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakie Umbridge może zastosować wobec
ciebie konsekwencje za twój wczorajszy ... – Gryfonka urwała w
połowie, zastanawiając się jak odpowiednio ubrać w słowa
wczorajsze zdarzenie - Wybryk... – dokończyła trochę niepewnie.
-
Nie wiem co we mnie wczoraj wstąpiło i jest mi naprawdę przykro z
tego powodu, ale czasu już nie cofnę! - Wcale nie było mu zbyt
przykro z powodu wybuchu, ale Hermiona nie musiała o tym wiedzieć,
dlatego dla świętego spokoju skłamał. Umbridge już dawno się
prosiła o to, by ktoś rzucił jej prawdę w oczy. Odwrócił wzrok
od Hermiony i zauważył, że dziennik wciąż leży zamknięty na
stole. Zgarnął go i pośpiesznie schował do torby modląc się, by
Hermiona jednak tego nie zauważyła. Kiedy ponownie zwrócił wzrok
na przyjaciółkę wiedział, że jednak zwróciła uwagę na to co
zrobił. Sprytnie nie dała tego po sobie poznać, ale Harry zdał
sobie sprawę, że musi postarać się dobrze zabezpieczyć dziennik.
Musi też znaleźć dobrą odpowiedź, kiedy Hermina o dziennik
zapyta. Był pewien, że to kiedyś nastąpi.
-
Dlaczego wczoraj tak wybuchłeś? – Nieoczekiwanie dziewczyna
ominęła temat dziennika i Harry po cichu ucieszył się, że ma
jeszcze jakiś, zapewne krótki, czas na zastanowienie w tej kwestii.
-
Nie wiem ... myślę, że chyba ostatnio było tego zbyt wiele i po
prostu nie wytrzymałem ... - Odparł ze skruchą w głosie, a
przynajmniej miał nadzieję, że jego głos tak właśnie brzmiał.
-
Próbowaliśmy wczoraj z Ronem rozmawiać z innymi Gryfonami, jednak
nie chcieli nas słuchać. Większość sądzi, że powoli opętuje
cię Sam Wiesz Kto ...
-
To Ron nie jest na mnie zły? - Zapytał Harry zaskoczony. Nie
interesowali go teraz inni Gryfoni, bo od dawna już wiedział, że
nie ma w nich żadnego oparcia.
-
Nie jestem zły Harry. - Usłyszał nagle za sobą znajomy głos
Rona, a gdy odwrócił się zobaczył przyjaciela, który stał
niedaleko, a po chwili powoli do nich podszedł i usiadł na kanapie
naprzeciwko nich. - I tak jestem pełen podziwu, że wcześniej nie
wybuchłeś. – Dodał Ron nie patrząc na nich, co nieco
zaniepokoiło Harry'ego. Takie zachowanie zupełnie nie pasowało do
rudzielca.
-
Cieszę się, że nie jesteście na mnie źli. – Odpowiedział
Harry, udając ulgę, a jednocześnie czując straszny ucisk w
środku, jakby jakaś pętla, którą miał od jakiegoś czasu
zawiązaną w tym miejscu, coraz bardziej się zaciskała. Naprawdę
się cieszył, że jego przyjaciele nie są źli choć możliwe, że
udawali tylko po to, by uśpić jego czujność. Przez myśl mu
przebiegło: „… Kiedy stałem się tak wobec wszystkich
podejrzliwy i nieufny? …”.
-
Harry! Słuchasz mnie? - Wyrwał go z zamyślenia głos Hermiony.
-
Wybacz, zamyśliłem się, możesz powtórzyć? – Musiał
odpowiedzieć, bo rzeczywiście nie słyszał co mówiła dziewczyna.
-
Pytałam się co robiłeś u Umbridge?
-Oh
... To co zwykle, tylko trochę więcej. – Stwierdził Harry, a
kiedy zauważył, że Hermiona nabiera powietrza, by zacząć kolejną
mowę o nielegalnych metodach Umbridge, pośpiesznie dodał: –
Zażyłem już potrzebne eliksiry i nic mi nie jest, no może poza
tym, że jestem nie wyspany, ale tak poza tym wszystko jest w
porządku. – Uśmiechnął się lekko do przyjaciół, mając
nadzieję, że nie będą drążyć tematu.
-
I tak jestem za tym, by powiadomić o tym Dumbledore'a kiedy wróci
do zamku. – Ogłosiła Hermiona.
-
Po ostatnim zdarzeniu wątpię, by to miało jakiekolwiek znaczenie.
– Powiedział cicho Harry, skutecznie uciszając swoją
przyjaciółkę. Sam jeszcze nie był pewien konsekwencji
wczorajszego zdarzenia, ale podejrzewał, że dla niego na pewno
dobrze się to nie skończy.
Na
śniadanie najlepiej nie poszedłby wcale, ale czekał na list od
Williama, zdecydował więc, że się zmusi. Pierwsze co go w
Wielkiej Sali spotkało było raczej przyjemne i satysfakcjonujące.
Zaskoczone spojrzenie i zdumienie malujące się na twarzy Umbridge,
dostarczyły mu tych odczuć dostatecznie dużo. Odpowiedział jej
lekkim uśmiechem i usiadł przy stole. Tu już nie było tak miło.
Starał się ignorować nienawistne spojrzenia współdomowników i
mniej, czy też bardziej głupie zaczepki. Harry był głodny i to
bardzo, w końcu wczoraj nie poszedł na kolację, ale posiłek nie
był mu dany z powodu głupich żartów, albo niby przypadkowych
wypadków: na przykład wysypania całej solniczki do jego tostów,
czy też do owsianki. Ron z Hermioną próbowali ingerować, jednak
zostali całkowicie zlekceważeni przez innych. Harry po tym
doświadczeniu czekał już tylko na jedno … na pocztę. Zauważył
chmarę sów, która właśnie zaczęła wlatywać przez okna I dość
szybko wypatrzył małą sówkę lecącą w jego stronę, jednak
zanim zdążył pochwycić swój list, ktoś nieoczekiwanie wyrwał
go sowie. Harry odwrócił się spoglądając na sprawcę. Był to
jeden z szóstoklasistów:
-
Oddaj mi mój list. – Poprosił na początek grzecznie, choć
widząc wzrok starszego chłopaka wiedział, że to nie będzie takie
proste.
-
Kto wie, czy nie korespondujesz z Sam Wiesz Kim. – Powiedział
Joseph oschle, rozrywając kopertę i wyciągając złożony list.
-
Oddaj mi go w tej chwili! - Podniósł głos Harry, zwracając na
siebie uwagę innych domów.
-
Zdaje się, że masz coś do ukrycia skoro tak desperacko pragniesz
go odzyskać ... – Podsumował szóstoklasista.
Owszem
Harry czuł się zdesperowany, nawet bardzo. Modlił się, by William
nie napisał nic ważnego. Skoro jednak ten szóstoklasista myślał,
że tak łatwo da sobie odebrać to co jest jego, to był w grubym
błędzie. Harry wstał i spojrzał na przeciwnika nienawistnie.
Starszy uczeń górował nad nim i to całkiem sporo jednak ta
przewaga nie przeszkadzała mu.
-
Radzę ci lepiej go oddać. – Szepnął tak cicho, że tylko oni
dwaj byli wstanie to usłyszeć.
-
A co jeśli odmówię? - Równie cicho odparł adwersarz Harry’ego
nie przerywając kontaktu wzrokowego.
-
Jesteś pewien, że naprawdę chcesz poznać tego
konsekwencje?
Joseph
momentalnie zbladł słysząc ostatnie słowo Pottera. W jego głowie
zakołatała myśl: „… Czy mi się wydawało, czy ostatnie słowo
Pottera przerodziło się w syk? Dlaczego teraz pod jego wzrokiem
wydaje mi się, że jestem taki malutki, mimo że znacznie
przewyższam go wzrostem? Czy jego oczy przez chwilę zalśniły
zielenią? … boję się go ...” skonstatował starszy chłopak.
Czuł się teraz tak, jakby igrał z drapieżnikiem i zdecydowanie to
on był ofiarą, zimny pot na plecach przyspieszające serce
potwierdziły tylko, że coś jest nie tak. Zanim Joseph zdążył
jednak jakkolwiek zareagować na słowa Pottera, znienacka coś go
oślepiło, po czym ktoś wyrwał mu list z ręki. Kiedy odzyskał
ostrość widzenia, zauważył Colina Creewey'a trzymającego sporny
list w ręce. Gdy spojrzał na aparat zwisający na jego szyi, już
wiedział czym został oślepiony. Joseph przez moment się zawahał,
po czym podjął decyzję, Potter zaczął co prawda nie wyglądał
tak jak wcześniej, nie był już otoczony tą groźną aurą, którą
czuł przed chwilą, ale i tak postanowił się wycofać. Tak było
bezpieczniej.
-
Radzę ci Creevey, trzymaj się od tego dziwoląga jak najdalej jeśli
cenisz własne życie. – Powiedział szóstoklasista na odchodnym i
wrócił do swoich kolegów, którzy zasypali go gradem pytań, gdy
tylko usiadł.
Harry
obserwował Josepha do momentu, aż usiadł. W głowie wciąż
słyszał wycedzone słowo „dziwoląg”, które odbijało się
niczym echo w jego głowie. Poczuł znajome ukłucie w piersi, takie,
które czuł od dziecka słysząc to słowo kilkakrotnie każdego
dnia. Odetchnął i pozbierał się szybko, wymierzając sobie
mentalnego kopniaka. Odwrócił się do Colina, który bez słowa
podał mu list. Wypadało podziękować:
-
Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny. Jeszcze chwila, a chyba
rzuciłbym się na niego. – Przyznał Harry.
-
To chyba nie widziałeś Rona. Jeszcze chwila, a przeleciałby przez
stół, by porachować mu kości. – Powiedział młody Gryfon,
zaskakując tym Harry’ego, który powoli odwrócił się w stronę
swojego rudowłosego przyjaciela. Rzeczywiście widać było jak
stopniowo, czerwona od emocji twarz Rona, zaczyna przybierać swój
zwyczajny kolor. Wywarło to Harry’m niemałe wrażenie. Pojawiła
mu się nawet w myśli wątpliwość, czy Ron jedynie pozował, czy
też faktycznie czuł to co wyrażał zachowaniem. Harry przeprosił
przyjaciół za zamieszanie i szybkim krokiem wyszedł z Wielkiej
Sali. Po drodze przeczytał krótką wiadomość, którą otrzymał
sową: „ Do zobaczenia”. Ulżyło mu, że William tylko to
napisał. Gdyby wiadomość została przechwycona, czytający niczego
by z niej nie wywnioskował. No może tyle, że Harry miałby się z
kimś spotkać. Nic więcej. Harry nie znał godziny spotkania, ale
był pewien, że to nie było jakimś wielkim problemem. William też
uczył się w Hogwarcie, niewątpliwie wie dobrze w jakich godzinach
uczniowie wychodzą do Hogsmeade. Gryfon nie mógł już się
doczekać kolejnego spotkania.
Ostatnie
dni przed wypadem do Hogsmeade wyglądały dla Harry’ego tak samo.
Lekcje, żarty, szydzenia, lekcje i tak ciągle. Ron z Hermioną na
szczęście zrozumieli jego niechęć dotyczącą wyjścia do wioski
z nimi i nie naciskali, z czego był zadowolony. Gdy właściwie
wszyscy z wieży Gryffindoru już poszli, zaczął przygotowania.
Podczas ubierania przeszło mu przez myśl, że powinien kupić
więcej ubrań. Nie mógł przecież ciągle pokazywać się w tych
samych spodniach. Dobrze że chociaż kupił dwie bluzki. Włożył
teraz jedną z nich na siebie i szybko przejrzał się w lustrze i
stwierdził że jest dobrze. Kontrolnie zerknął na swoje oczy, by
upewnić się co do ich koloru i wzdrygnął się nieznacznie. Ich
zieleń przypominała Avadę
z wizji, od której zemdlał. Przypomniała mu też niestety o
incydencie, o którym wolałby jednak nie pamiętać. O zaklęciu,
które rzucił, by skrócić męki samicy graniana. Harry potrząsnął
głową, by odegnać niechciane myśli i spojrzał na swoje dłonie.
Tym razem lekko się skrzywił, gdy nie proszone wspomnienia
zaatakowały, przypominając mu incydent z Umbridge. Żadne
maskujące zaklęcie nie działało na bliznę na dłoni i żeby choć
trochę ją zasłonić, pożyczył od Hermiony mugolski podkład.
Oczywiście bez jej wiedzy. Miała sporo różnych specyfików tego
typu, więc miał nadzieję, że nie zauważy zniknięcia małej
tubki. Wychodząc, Harry założył pelerynę niewidkę, by uniknąć
przyłapania przez Malfoy’a, czy kogokolwiek innego i pobiegł w
stronę posągu przesłaniającego tajemne wyjście.
Na
szczęście po drodze nie było nikogo i gdy przekroczył próg
tajnego przejścia, odetchnął z ulgą. Wychodząc z Miodowego
Królestwa, Harry wciąż miał na sobie pelerynę niewidkę, którą
ściągnął dopiero w jednej z nieuczęszczanych uliczek. Po tym,
wyszedł na główną ulicę z nadzieją, że jego kamuflaż nie
zostanie przez nikogo odkryty. Wędrówka główną aleją Hogsmeade
stresowała go jednak. Wciąż miał wrażenie, że ktoś rzuca mu
ukradkowe spojrzenia, które znikały tak samo nagle jak się
pojawiały. Jeśli zdarzało się, że złapał na tym konkretną
osobę, ta speszona, lub zarumieniona szybko odwracała wzrok. Było
to dość dziwne, jednak skoro nikt do tej pory go nie zagadnął,
ani nie wyzwał od najgorszych, mógł chyba spokojnie chodzić po
głównej uliczce. Wolałby nie zwracać na siebie tak dużej uwagi,
miał raczej nadzieję na wędrówkę incognito. Niestety, musiał z
tego zrezygnować jeśli chciał się dostać na miejsce spotkania i
zrobić zakupy.
Harry
był już niedaleko gospody „ Pod Świńskim Łbem”, kiedy jego
uwagę zwrócił jakiś ruch z prawej strony. Spojrzał w tą stronę
uważniej, ale niczego nie dostrzegł. Nie zaprzątał więc tym
sobie dłużej głowy i powędrował dalej. Okazało się, że
niesłusznie. W momencie, gdy już miał wchodzić do pubu, został
nagle gwałtownie szarpnięty w stronę ślepego zaułku, w którym
gromadzone były śmieci. Zaskoczony Harry starał się wyciągnąć
różdżkę, ale jego ręce zostały silnie przytrzymane, a usta
zasłonięte z pewnością po to, by nie mógł wołać o pomoc.
Gryfon poczuł się jak w pułapce. Był zdezorientowany i nie bardzo
rozumiał o co w tym napadzie mogłoby chodzić? Moment wahania
szybko minął i Harry zaczął działać. Odchylił gwałtownie
głowę do tyłu i uderzył nią napastnika w nos. Ten widocznie
zaskoczony kontratakiem, puścił Harry’ego, który błyskawicznie
wykorzystał okazję i odwrócił się w stronę atakującego,
celując w niego różdżką. I właściwie na tym skończyła się
jego obrona, ponieważ zupełnie zaskoczony zorientował się, że
napastnikiem był William w tej chwili stojący z rękoma
podniesionymi ku górze w geście poddania:
-
Nieźle Aren. – Podsumował całe zdarzenie William tak cicho, że
Harry musiał natężyć słuch, by zrozumieć co właśnie
powiedział.
-
Dlaczego mnie napadłeś? – Zapytał tym razem Harry, równie
cicho. Zaskoczony obserwował nerwowe ruchy Williama, który po
chwili kontrolnego rozglądania się cichutko odszepnął:
-
Ciii ... szukają mnie …
Dla
Harry’ego cała ta sytuacja była absolutnie niezrozumiała. Miał
mnóstwo pytań: kto i dlaczego szukał Williama? Czy to możliwe, by
był uciekinierem z Azkabanu tak jak Syriusz? Przed kim uciekał?
Jedno było dla Harry’ego pewne William był w tarapatach. Gryfon
zastanowił się krótko i podjął, raczej spontaniczną niż
przemyślaną, decyzję.
-
Załóż to i idź za mną. – Powiedział pospiesznie podając mu
pelerynę niewidkę. Nie miał czasu zastanawiać się czy było to
mądre posunięcie. Lekko rozszerzone z zaskoczenia źrenice Williama
powiedziały Harry’emu, że ten zauważył jak cenny przedmiot ma
właśnie w swoich dłoniach. Po chwili William skinął głową i
założył płaszcz na siebie, znikając gryfonowi z oczu.
Harry
wyszedł z zaułku jak gdyby nigdy nic i skierował się ponownie w
stronę głównej alei. Jeśli ktoś rzeczywiście siedział
William’owi na ogonie, to pewnie już niecierpliwie się za nim
rozgląda. Gryfon zdecydował, że nie powinien ściągać na siebie
nadmiernej uwagi i grać zwykłego ucznia, który był na zakupach.
Tak naprawdę nie wiedział czy jego znajomy za nim podąża,
ponieważ nic nie słyszał przez gwar miasta. Czuł się jednak
zobligowany do pomocy Williamowi i nie zamierzał zmieniać zdania.
Harry zamyślił się chwilę, po czym ruszył do apteki, zamierzając
utrzymać swój status ucznia załatwiającego niezbędne sprawunki.
Idąc dostrzegł kątem oka kilku czarodziejów, którzy zachowywali
się podejrzanie i postanowił trochę zaryzykować. Lekko zmienił
kierunek i powoli przeszedł obok tej grupki. Gdy ją mijał usłyszał
strzep rozmowy:
-
… zabije nas ... On na pewno jest gdzieś tutaj! - Sapnął nerwowo
jeden z mężczyzn.
Harry
przezornie ominął ich nie dając po sobie poznać, że cokolwiek
dotarło do jego uszu, a po chwili wszedł do apteki i powiedział
szeptem z nadzieją, że William znajdował się wciąż za nim, a
nie ulotnił się z peleryną niewidką, korzystając z idealnego
kamuflażu: „… Stań gdzieś na uboczu, żeby nikt nie wpadł na
ciebie …”. Po wydaniu tej instrukcji, Harry podszedł do lady,
gdzie stał znudzony młody czarodziej. Gryfon odchrząknął lekko,
by zwrócić na siebie uwagę sprzedawcy i szubko zdobył jego
całkowite zainteresowanie:
-
Witam młodzieńcze. W czym mogę ci pomóc? – Powiedział aptekarz
nieznacznie pochylając się nad ladą i wyraźnie górując wzrostem
nad Harrym.
-
Potrzebuję sproszkowany róg buchorożca … – zaczął Gryfon,
zastanawiając się jednocześnie, czy wystarczy mu galeonów na ten
rzadki składnik.
-
Bardzo mi przykro, jednak dosłownie przed chwilą, jeden z uczniów
Hogwartu kupił ostatnią sztukę. – Powiedział ze szczerą troską
w głosie sprzedawca, a zabrzmiało to tak, że Harry zaczął
podejrzewać, że naprawdę było mu przykro.
-
Oh ... w takim razie, może włos pogrebina? -Podjął kolejną próbę
zakupu młody Gryfon, ale wyraźnie nie miał dziś szczęścia:
-
Włos pogrebina? - Powtórzył wolno sprzedawca, a jego brwi
zmarszczyły się. gdy zaczął najwidoczniej o czymś intensywnie
myśleć. – Jesteś pewien, że nie pomyliłeś włosa ze śliną?
Z tego co mi wiadomo, te stworzenia nie mają włosów i nigdy nie
spotkałem się z żadnym eliksirem z takim składnikiem. –
Zdecydowany ton głosu i badawcze spojrzenie sprzedawcy, skłoniły
Harry’ego do chwilowego wycofania się z chęci zakupu tego
konkretnego składnika:
-
Może się jednak pomyliłem ... jak wrócę to sprawdzę ponownie …
A pióro feniksa? – Harry konsekwentnie starał się kontynuować
zakupy, choć wyraźnie nie szło mu dziś dobrze. Przekonała go o
tym przygnębiona mina aptekarza.
-
Pióro feniksa należy do najbardziej luksusowych produktów i muszę
z przykrością stwierdzić, że co roku dostajemy ich tylko z tuzin,
a następna dostawa będzie dopiero w przyszłym roku. – Odparł
sprzedawca smutno, a Harry westchnął i zdecydował zaryzykować z
ostatnim składnikiem:
-
Em ... w takim razie ... czy znajdę tutaj jad akroman... – Harry
przerwał, widząc szklące się oczy sprzedawcy, a po chwili
dokończył zrezygnowanym już tonem: – akromantuli ...
-
Jadu akromantuli nie używa się w eliksirach ... chyba, że tworzy
się truciznę ... -Odpowiedział cicho aptekarz, pochylając się
jeszcze bardziej nad Harrym. I dodał szeptem prosto do ucha: - Można
ją dostać tylko na czarnym rynku, jednak nie radzę ci chłopcze
tam się udawać, bo to bardzo niebezpieczne i sam możesz skończyć
jako składnik. – Po wygłoszeniu tej rady sprzedawca wyprostował
się i dokończył smutno. - Jesteś pierwszym klientem, któremu nie
mogłem w żaden sposób pomóc. Bardzo mi przykro z tego powodu.
-
Rozumiem ... – Harry postanowił wykazać się wyrozumiałością.
- Dziękuję za poświęcenie mi czasu oraz przydatną małą lekcje
o składnikach.
-
Jeśli znowu będziesz czegoś potrzebować, chętnie ci pomogę,
choć mam nadzieję, że następnym razem lista będzie ... –
sprzedawca przez moment szukał odpowiednich słów, po czym
dokończył: - … bardziej dostępna i jeśli wyrazisz chęć, mogę
również poopowiadać co nieco
o ... – Aptekarz nie dokończył wypowiedzi, bo przerwał mu
apodyktyczny, choć młody głos:
-
Hej! Ile można czekać! Rusz się w końcu!
Sprzedawca
zamknął oczy w wyrazie zdenerwowania, po czym otworzył je i lekko
skinął głową Harry’emu na pożegnanie, po czym udał się w
stronę marudzącego klienta a raczej klientów, którymi okazali się
Malfoy z Zabinim.
-
Oh, czy potrzebuje Pan, panie Malfoy czegoś więcej, niż
sproszkowanego rogu buchorożca? - Powiedział doniosłym tonem do
uciążliwego młodego klienta sprzedawca, a Harry podziękował mu w
myślach, bo tym sposobem wiedział, kogo musi znaleźć w Hogwarcie,
by zdobyć pożądany składnik. Na razie zdecydował, że dobrze
będzie się wycofać, zanim Malfoy go zauważy. Niestety, kiedy
zaczął się odwracać, usłyszał głos blądwłosego Ślizgona:
-
Hej! Zaczekaj! – Harry postanowił , że zignoruje to wezwanie i
udając, że nie zrozumiał o co chodzi, wyszedł ze sklepu mając
nadzieję, że William ciągle z nim jest. Przyśpieszył kroku,
myśląc tylko o tym, by jak najszybciej zniknąć Malfloy’owi z
oczu i nie zauważył osoby przed sobą. Wpadł na nią z impetem,
przewracając się samemu i pociągają za sobą uczestnika tej małej
katastrofy. Zerwał się dość szybko i dopiero teraz przyjrzał się
osobie, z którą się zderzył. I na sekundę zamarł… była to
bowiem Hermiona. Błyskawicznie opanował panikę i zachowując
uprzejmą maskę na twarzy, wyciągnął rękę, by pomóc wstać
dziewczynie:
-
Naprawdę bardzo mi przykro, mam nadzieję, że nic ci nie jest. –
Powiedział podciągając ją do pionu.
-
To nic takiego … - Powiedziała Hermina, rumieniąc się, gdy na
niego spojrzała. I Harry poczuł się zdumiony, bo jeszcze nigdy nie
widział tak rumieniącej się przyjaciółki. Postanowił jednak nie
przedłużać tego spotkania i oddalić się stąd jak najszybciej.
Skinął krótko głową na pożegnanie i szybko ruszył przed
siebie.
Dotarł
do Wrzeszczącej Chaty i zmęczony usiadł na jednym ze starych
kufrów wzdychając głęboko. Dzisiejszy dzień dostarczył mu aż
nadto wrażeń. Miał pewność, że nie był śledzony, ale
zdecydowanie niepokoił się tym, czy William okazał się godny
zaufania i przyszedł tu za nim. Po chwili ciszy Harry zaryzykował i
powiedział głośno w przestrzeń, czując się trochę głupio:
-
Emm ... Jesteś tutaj? Jestem pewien, że nie ma w tej okolicy nikogo
z tych co cię szukali. – Z prawdziwą ulgą przyjął
materializującą się przed nim postać William’a, który ściągnął
z siebie pelerynę niewidkę i tym samym stał się widzialny.
-
Myślałem, że już po mnie … – Podsumował krótko William,
siadając na jakimś starym krześle. – Naprawdę, gdyby nie twoja
pomoc, już dawno by mnie dorwali ... mało brakowało … –
Odetchnął głośno i potarł twarz w znużeniu, a kiedy odsunął
dłonie, jego mina wyrażała ulgę.
-
Skoro wiedziałeś, że ktoś cię ściga, to dlaczego przyszedłeś
na umówione spotkanie? To było naprawdę nierozsądne, naraziłeś
się na schwytanie i ... – Tyradę Harry’ago przerwał William w
widoczny sposób nieco zakłopotany:
-
Wiem to wszystko Aren, ale nie chciałem cię zawieść. Miałem
przeczucie, że jeśli teraz zawalę, to będzie koniec naszej
znajomości ...
-
Oh ... – To był jedyny komentarz, który przyszedł Gryfonowi do
głowy. Zapadła niezręczna cisza, którą na szczęście przerwał
William:
-
Zupełnie tego nie rozumiem ... Widzisz, od naszego pierwszego
spotkania naprawdę często o tobie myślałem. Czuję jakieś …
przyciąganie do ciebie. To jest naprawdę dziwaczne ... – William
przerwał i chwilę obserwował mocno zakłopotanego, siedzącego
przed nim Gryfona, po czym szybko zmienił temat. - Zastanawiam się
dlaczego mi pomogłeś? W dodatku dałeś mi tak cenny przedmiot.
Skąd miałeś pewność, że po prostu nie wezmę peleryny i nie
ucieknę?
-
Myślę, że to był impuls. Nie zastanawiałem się nad słusznością
swojej decyzji, po prostu zrobiłem to, co mogłem w takiej sytuacji
... O pelerynę martwiłem się, a jakże, jednak miałem nadzieje,
że mnie nie oszukasz. – Odparł Harry szczerze.
-
Jednak pomimo całego tego zamieszania, w które cię wciągnąłem,
cieszę się, że tutaj jestem. Czy jest coś w czym mógłbym ci
pomóc? Chciałbym się jakoś odwdzięczyć za to co dla mnie
zrobiłeś.
-
Uważam cię za swojego przyjaciela i myślę, że to normalne … –
Harry zaryzykował tym stwierdzeniem, modląc się w duchu, by były
Krukon go nie wyśmiał. Rozpromieniona twarz Williama powiedziała
mu jednak, że ryzyko się opłaciło i jak się wydaje jego rozmówca
uważa podobnie.
-
I tak chciałbym coś zrobić. – Upierał się dalej William, a
Harry zaryzykował stwierdzenie pół żartem, pół serio:
-
Cóż ... Jeśli znasz jakąś miłą akromantulę, która chętnie
podzieli się swoim jadem, to chętnie skorzystam.
-
Oh ... nie mam dobrych doświadczeń z tym pająkiem ... - stwierdził
ponuro William, a Harry uśmiechnął się i przyznał:
-
Spokojnie żartowałem tylko. Tak się składa, że ja również mam
niemiłe wspomnienia z Aragogiem. Prawie zginąłem wtedy …
-
Aragogiem? Czyli wychodzi na to. że ty również byłeś trochę
dalej w Zakazanym Lesie ... Obydwaj też nie lubimy tego paskudnego
stworzenia za bardzo. – Były Krukon wyszczerzył się radośnie,
jednak żaden z nich nie poruszył tematu, w jakich okolicznościach
spotkali tego samego pająka. Po chwili ciszy William zaczął z
„innej beczki” - Tak nawiasem, coś ty zrobił temu aptekarzowi?
Myślałem przez chwilę, że się rozpłacze po rozmowie z tobą.
-
Był chyba poruszony tym, że nie mógł mi pomóc, gdyż nie
posiadał na stanie żadnego składnika, którego szukałem. Wskazał
mi jednak osobę, która ma sproszkowany róg buchorożca. Mam
nadzieję, że potem uda mi się go jakoś zdobyć ...
-
Od tego jasnowłosego ucznia? – Były Krukon spojrzał na
Harry’ego, który przytaknął głową w odpowiedzi. – Myślę,
że to nie będzie trudne. Chłopak jest tobą wyraźnie
zainteresowany.
-
Chyba żartujesz. – Harry odpowiedział z niedowierzaniem.
-
Takie są fakty. Gdybyś przyjrzał się wyrazowi twarzy, jaki miał,
gdy cię zauważył zrozumiałbyś. Teraz skupmy się na tym, jak
odebrać mu ten składnik. – William nie zważając na rumieniec
zażenowania na twarzy Gryfona kontynuował, uśmiechając się
przebiegle. - Z twoim wyglądem i po moim małym szkoleniu sprawię,
że będzie ci jeść z ręki.
-
Williamie, ale ja planowałem ten składnik odkupić, a nie zdobyć.
– Protest Harry’ego i ostre spojrzenie trochę powstrzymały
zapędy byłego Krukona.
– Chodziło
mi o to, że bez problemu odkupisz od niego ten proszek. Tylko dam ci
parę wskazówek. Na pewno się przydadzą i pomogą. Zobaczysz. –
William wstał i z uśmiechem podszedł do Gryfona: - Po pierwsze
kontakt wzrokowy. Nigdy pierwszy go nie przerywaj. Musisz zmusić
drugą osobę, by ona to zrobiła. Z twoim fenomenalnym kolorem oczu
będzie to banalnie proste, niechętnie przyznaję, ale chyba sam bym
ci uległ. – Były Krukon zignorował konsternację na twarzy
Harry’ego i mówił dalej: - Po drugie, musisz pokazać swoje
zainteresowanie. Wątpię czy zauważyłeś, ale ten aptekarz
zdecydowanie również był tobą zainteresowany, choć pewnie tylko
ze względu na twoją urodę. Mówiąc o okazywaniu zainteresowania
mam na myśli zmniejszanie odległości pomiędzy tobą, a drugą
osobą. Musisz robić to oczywiście z wyczuciem. Czasem można się
pokusić o delikatny, przelotny dotyk, oczywiście niby przypadkowy.
Po trzecie, uśmiech! Niby taka prosta sprawa, ale niektóre osoby
mają „to coś”, gdy się szczerze uśmiechają, choć w twoim
wypadku wystarczy nawet łagodny, delikatny uśmiech. Mówię ci,
połącz wszystkie wskazówki, zrealizuj je, a nie znajdziesz nikogo,
kto by ci się oparł! Blondasek prawdopodobnie nawet nie będzie
wymagał tyle zachodu. Będzie twój nawet wtedy, jeśli zastosujesz
jeden z tych punktów i jestem pewien, że nie odmówi ci
odsprzedania tego składnika.
-
Nie jestem tego pewien i myślę, że zdecydowanie przesadzasz z tym
wszystkim. – Powiedział Harry zmieszany, ale i trochę rozbawiony
„szkoleniem”.
-
Nic na to nie poradzisz, jesteś śliczny i tyle. – William z
uśmiechem wzruszył ramionami, udając, że oświadczył rzecz
oczywistą:
-
Śliczny? A nie powinno się mówić, że przystojny? –
Konsternacja Harry’ego na moment się zmniejszyła, a zajęło jej
miejsce jakieś drażniące odczucie, że słowo „śliczny” nie
jest słowem odpowiednim, jeśli chodzi o określenie jego urody.
-
Pewnie że jesteś przystojny, ale uważam, że bardziej pasuje do
ciebie „śliczny”. Masz wielki urok w sobie i bogowie, nie mam
pojęcia dlaczego tego nie dostrzegasz! Mam plan, by cię powoli do
tego faktu przyzwyczajać … szykuj się! – Lekkie pchnięcie
palcem w pierś Harry’ego miało zapewne podkreślić słowa byłego
Krukona. Gryfona ogarnęło jakieś miłe uczucie i ciepło gdzieś w
środku. Uśmiechnął się i delikatnie uścisnął rękę
Williama:
-
Dziękuję, że jesteś moim przyjacielem. – Powiedział, ale już
po chwili prawie rzucił się na ratunek byłemu Krukonowi, który
nagle przysiadł na podłodze zasłaniając twarz dłońmi: „...
Cholera, jest zdecydowanie zbyt uroczy! W dodatku ma wrodzony talent
do uwodzenia, choć zdaje się, że nie jest tego świadom ...”
William usilnie starał się uspokoić i przeczekać, aż znikną mu
z twarzy zdradliwe rumieńce. W końcu przecież niedawno sam dawał
chłopakowi wskazówki, zresztą jak widać zupełnie niepotrzebnie!
Po chwili poczuł, że wraca mu równowaga, że ochłonął. Wstał i
powiedział głośno:
-
Nawet nie masz pojęcia ile bym dał, żebyś był kobietą! – To
oświadczenie wprawiło Harry’ego w niemały szok. Po chwili ciszy,
która pozwoliła Gryfonowi zebrać myśli zaczęli rozmowę na inne
jeszcze tematy. Spędzili jeszcze razem dwie godziny, ale żaden z
nich nie wrócił już do poprzednich kwestii. Harry potrzebował
takiej odskoczni od ponurej szkolnej rzeczywistości, toteż
niechętnie żegnał się z nowym przyjacielem.
-
Dokąd się teraz wybierasz? - Zapytał, trochę zmartwiony.
-
Hmm ... Tak szczerze to nie mam pojęcia. – Odparł William
beztrosko, wzruszając ramionami.
-
Ile to już trwa? – Harry postanowił drążyć ten temat:
-
Ponad rok już będzie. – Odpowiedział po chwili William, jakby
zastanawiał się ile może powiedzieć. Harry’emu po tej
odpowiedzi coś zaświtało i postanowił rozwiać wątpliwości,
pytając wprost:
-
Czyli to z twoim bratem było kłamstwem? - Miał nadzieję, że nie
było słychać w jego głosie nutki żalu.
-
To akurat była prawda, tylko zdarzyło się to dwa lata temu. Jeśli
o czymś nie chcę mówić, z reguły o tym nie mówię, albo
uprzedzam, że nie mam ochoty w tym momencie do tej sprawy
nawiązywać. Poznaliśmy się dość niedawno Aren, ale chcę
zbudować naszą przyjaźń na stabilnych fundamentach. Wierzę, że
przyjdzie czas na odkrycie kart. - William zamyślił się na moment
i po chwili podjął: - Wielka szkoda, że nie będę mógł już
robić wypadów do Świńskiego Łba. Co jak co, ale to najlepsze
źródło wszelakich informacji. Żałuję jeszcze, że nie
spędziliśmy więcej czasu razem ... Z przykrością to mówię, ale
muszę już wyruszyć. – Były Krukon westchnął. – W zamian za
dzisiejszy ratunek powiem ci, jak zdobyć pióro feniksa ... Obaj
dobrze wiemy, gdzie znajduje się ptak ... Słyszałem, że
Dumbledore jest od dłuższego czasu nieobecny w szkole ...
-
Sugerujesz mi włamanie do jego gabinetu? - Zapytał Harry nie
dowierzając własnym uszom.
-
Oj tam, zaraz włamanie ... nazwijmy to … krótką wizytą ...
-
Wiesz dobrze, że bez zaproszenia żaden człowiek tam nie wejdzie
...
-
No właśnie, człowiek! A co, gdyby zrobiło to zwierzę? - Nie
czekając na reakcję Harry’ego dopowiedział: - Zwierzę bez
problemu przejdzie przez zabezpieczenia! Możesz w tym momencie
podziękować Filchowi, że ma Panią Norris – William uśmiechnął
się, widząc błysk zrozumienia na twarzy Harry’ego.
-
Mówisz o animagii ...? – Wolał upewnić się Harry, a kiedy
zauważył twierdzące kiwnięcie głową ze strony przyjaciela,
dodał z lekkim powątpiewaniem. – Tylko, czy to nie jest jedna z
najtrudniejszych sztuk magicznych? Co jeśli nie dam rady?
-
Jestem pewien, że dasz radę. A teraz zbliż się, dam ci podpowiedź
jak tego dokonać. – Harry podszedł do niego czekając na
wskazówkę. William natomiast pochylił się nad nim szepcząc
słowa, na które Gryfon zareagował nieukrywanym szokiem.
-
Gwarantuje sukces. - Odparł były Krukon wyszczerzając się. - Na
mnie już czas Aren, skontaktuję się z tobą, mam nadzieję, że
będzie to dość szybko. – Po tych słowach William pomachał mu i
szybko odszedł. Kiedy zniknął z pola widzenia Gryfona, ten
westchnął i postanowił wrócić do wioski i zapolować na pewnego
ślizgona...
***
Tom
rozmyślał. Minęło kilka dni od ostatniego zdarzenia. Wciąż nie
wiedział o co dokładnie chodziło z tamtym nagłym napływem
emocji, jednak był niemal pewien, że należały do jego
przeznaczonego. Nie czytał w żadnej księdze o podobnym zjawisku.
To było interesujące, jednak w pewnym stopniu również
niepokojące: „… W jakim stopniu jesteśmy połączeni, skoro
emocje tego drugiego wpłynęły również na mnie? ... Musiało to
być coś naprawdę okropnego, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie
doświadczył w całym swoim życiu …”. Rozmyślania przerwał mu
Abraxas, zajmując miejsce naprzeciwko niego. Tom widział jego
wahanie, jednak nic nie zrobił, czekając na pierwszy ruch Malfoya:
-
Zastanawiałem się nad naszą rozmową sprzed trzech tygodni. –
Zaczął dość niepewnie blondyn. – Myślałem o tym bardzo dużo
i wydaje mi się, że znalazłem jedną nieprawidłowość ... –
Abraxas przerwał, czekając na ruch Toma, jednak gdy się nie
doczekał kontynuował: – Jak już wiadomo, Przeznaczeni mają ten
sam rodzaj sygnatury i rdzenia, dzięki czemu mogą razem łączyć
zaklęcia w jedno ... Wcześniej nie zwróciłem uwagi na te małe
ilustracje, ale gdy już to zrobiłem zauważyłem, że jedna z dwóch
postaci zawsze ma zwierzęcą głowę, a nie ludzką ... W kilku
wypadkach był to wilk, a w innych orzeł ...
-
I jakie wnioski wyciągałeś z tego? - Zapytał zaintrygowany Tom.
-
Wydaje mi się, że może być potężnym animagiem. Czytałem
kiedyś, że dawno temu ci, co opanowali sztukę zmieniania się w
zwierzę, potrafili zamieniać dowolną część ciała, nie tracąc
przy tym formy ludzkiej. W tym wypadku głowy ...
-
A dlaczego akurat wilk i orzeł? - Zagadnął Tom, coraz bardziej
zainteresowany:
-
Orzeł ze względu na jego wzrok, a wilk z racji wrażliwego słuchu
... Niewątpliwie te dwa zmysły mogły być przydatne podczas walki
w czasach, gdy wojny czarodziejów były czymś częstym, nieomal
codziennym ... - Zakończył swój wywód Abraxas, czekając na
reakcję drugiego ślizgona.
-
Widzę, że odrobiłeś lekcje, jednak umknęło ci jeszcze kilka
istotnych faktów … jednakże ... Jestem zadowolony, że udało ci
się coś innego dostrzec. – Tom pochwalił wysiłki Abraxasa.
-
Dziękuję Panie, nie przestanę szukać kolejnych wskazówek. –
Zapowiedział blondyn, kłaniając się lekko.
Wieczorem
Tom zebrał całą grupę w jednej z nieużywanych klas. Gdy wszyscy
już dotarli, spojrzał na grupę pięciu stojących przed nim
uczniów, czekających tylko na jego rozkazy, po czym stwierdził:
-
Mam dla was bardzo ciekawą zabawę ... Ostatnio natknąłem się na
bardzo ciekawy przedmiot ... – To powiedziawszy wskazał w kierunku
kufra, który znajdował się niedaleko nich. – Chcę, by
którykolwiek z was otworzył ten przedmiot. Chyba nie muszę mówić
o konsekwencjach nie wykonania zadania? – Zapytał ostro, czekając
na potwierdzenie słów, które nadeszło szybko i objawiło się
zgodnym kiwnięciem wielu głów. – Zaczynajcie więc. –
Zaordynował Tom i usiadł na stole nauczyciela, obserwując
poczynania swoich popleczników.
Pierwszy
ruch wykonał Mulciber, otwierając skrzynię, z której ku
zdziwieniu młodych uczniów wysunęła się księga, która zaczęła
na nich szybko szarżować, ukazując swoje ostre zęby. Pierwszy z
zaskoczenia otrząsnął się Malfoy i jako pierwszy rzucił
Expelliarmus w jej stronę. Zaklęcie nic nie dało. Pierwszą ofiarą
księgi został Avery, którego tomiszcze mocno ugryzło w nogę.
Szamotanie Avery’ego uniemożliwiło innym rzucanie zaklęć i
przez to jedno z zaklęć wiążących trafiło w niego. Upadł z
głośnym łoskotem, a księga ruszyła ponownie, tym razem na
Black’a.
-
Panie, jakie zaklęcia są dozwolone przeciwko temu czemuś? –
Zapytał szybko Riddle'a.
-
Wszystkie. – Odparł krótko Tom.
Słysząc
odpowiedź, Black nie zawahał się i posłał w stronę książki
pierwszą klątwę. Podobnie jak inne zaklęcia nie zadziałała.
Każdy już dawno przestał się ograniczać i zaczęli ciskać
różnymi klątwami w kierunku atakującego tomu. Zdawało się
jednak, że żadne zaklęcie, ani klątwa po prostu nie działała,
nawet gdy Lastrange zaryzykował niewybaczalne. Z każdym kolejnym
czarem, wydawać się mogło, że agresja tego piekielnego przedmiotu
jest coraz większa i zdecydowanie to oni byli na przegranej pozycji.
Malfoy
spojrzał na innych, którzy krwawili z różnych miejsc, choć
zazwyczaj to były ręce i nogi. Sam pewnie nie wyglądał lepiej.
Ich ubrania w tej chwili przypominały raczej strzępy niż odzież.
Spojrzał z ukosa na Toma, który obserwował ich potyczkę, jednak
nie wyglądał na zadowolonego. „… To będzie bolesna noc...”
przeszło mu na myśl, gdy zauważył, że Tom zdecydowanym krokiem
ruszył w ich kierunku. Abraxas dostrzegł również, że księga
także zobaczyła ruch Toma i momentalnie ruszyła na niego,
szczękając zębami. Malfoy poczuł się zaskoczony, gdy Tom
poradził sobie z księgą, używając zwykłej siły fizycznej,
dociskając ją szybko kolanem do podłogi. Riddle przywołał
niewerbalnie kufer, a następnie obydwoma dłońmi mocno przytrzymał
szczękę tomiszcza i wrzucił je do kufra, szybko go zamykając.
Wstał otrzepując się lekko i spojrzał na nich z widocznym
gniewem.
-
Ten pokaz był najbardziej żałosnym widokiem jaki kiedykolwiek
widziałem. – Powiedział to cichym głosem, a Ślizgoni w
przeczuciu nadchodzących bolesnych doświadczeń zadrżeli. – Jak
widać nie umiecie polegać na niczym innym niż magia. A gdyby ją
wam zabrać? - Zapytał retorycznie. - Pewnie zaczniecie czekać na
śmierć? Żałosne! – Ryknął Tom, nie starając się już
opanować ogarniającej go wściekłości. – Czy tak się zachowują
moi przyszli niepokonani podwładni? - Ponownie zaniżył głos, mam
nadzieję, że dzisiejsza lekcja czegoś was nauczy ...
Crucio!
-
Bezużyteczni idioci ... Czego się po was w sumie spodziewałam?
Było do przewidzenia, że nie poradzicie sobie z zadaniem.
– Myślał
na głos w wężomowie Riddle patrząc na wijących się z bólu
Ślizgonów. Przerwał niechętnie zaklęcie. Musiało im przecież
starczyć siły, by dojść do własnych pokoi. Zignorował ciche
jęki bólu i wyszedł z pomieszczenia.
Obudził
się nagle, czując znajomą mu magię. „… Czy to możliwe...?”
Przeszło mu szybko przez myśl, gdy schylił się do kufra,
wyciągając dziennik, od którego można było wyczuć subtelne
wirowanie magii. Tom otworzył go i z satysfakcją zaczął
obserwować pojawiające się słowa ...
Myślę
że, każdy kiedyś był lub jest pionkiem. Jeśli nim jest, to
oznacza tylko, że nie
zdaje
sobie z tego sprawy i pozwala innym kierować sobą niczym
marionetką. Silni
wiedzą
jak kierować innymi i w dodatku czują się tym bardziej ważni.
Choć tak naprawdę, w takim momencie coraz bardziej można
ich kontrolować.
Byłem
pionkiem całkiem długi czas, jednak gdy w końcu to do mnie
dotarło, cały mój światopogląd zmienił się diametralnie.
Świat nabrał zupełnie innych barw niż widziałem wcześniej.
„ Czy jesteś wart mojej uwagi?” Widzisz, w zasadzie mogę
zapytać cię o to samo, ostatnio zauważyłem, że otaczają mnie
tylko ułuda i kłamstwa.
-
Gratuluję ... W końcu tego dokonałeś ... więc może jeszcze nie
warto cię skreślać? - Powiedział do siebie Riddle, uśmiechając
się groźnie. Tyle na to czekał! Czuł ekscytację nie potrafiąc
sobie odmówić kolejnego przeczytania treści wiadomości. Ta osoba
była naprawdę intrygująca i już nie mógł się doczekać tego
wyzwania. Wiedział już, że manipulacja tą osobą nie będzie
należała do najłatwiejszych. W końcu zaczęło się robić
ciekawie ...