Chcę wam przedstawić nowe opowiadanie o tytule "Persona". Poniżej krótki opis o czym będzie opowiadać.
"Wojny w magicznym świecie nie było.
Tak Harry, jak i inni są już dorośli. Niektórzy przyjaciele
Harry'ego pracują, inni kontynuują naukę. Sam Harry studiuje w
Czarodziejskiej Akademii Teatralnej. Pewnego dnia dowiaduje się, że
do Akademii ma przybyć wybitny, uznany już aktor Tom Riddle, by
nawiązać z nią współpracę i w oparciu o wybranych studentów
kontynuować realizację kolejnego projektu. Czy Harry rozpozna w
Tomie Voldemorta? A może opowieść potoczy się jednak inaczej i
czerwień oczu Riddle'a zafascynuje pewnego zielonookiego byłego
Gryfona? Czy Harry stanie się uczestnikiem projektu? Co wyniknie ze
spotkania Toma z Harrym?"
Betowała: Mato
Rozdział 1: Morderca
Harry z westchnieniem rozsiadł się
wygodnie na kanapie i otworzył książkę trzymaną w dłoniach. Co
jakiś czas otrzymywał od autorów kolejnych publikacji egzemplarze
do przejrzenia wraz z prośbą o wywiad. Mniej czy bardziej uważnie
przeglądał je wszystkie, choć sam fakt przekazywania mu tych
tekstów uważał za bezsensowny. Na przykład ta książka, którą
trzymał w ręku. Był ledwo na wstępie, a już widział, że do
końca nie dotrwa. Co za grafomańskie popisy doprawdy:
„...Harry Potter był sławnym
czarodziejem tylko dlatego, że udało mu się przeżyć atak
mordercy, który niegdyś terroryzował czarodziejski świat.
Morderca ten zniknął wraz z nieudanym zabójstwem niemowlęcia.
Voldemort z kolei był sławny przede wszystkim dlatego, iż każde
jego morderstwo było formą przedstawienia. Było jakby sceną, w
której on był władcą marionetek, które poruszały się wedle
jego woli. Warto jednak zaznaczyć, że każde takie zabójstwo było
pretekstem do uwidocznienia winy zabitego człowieka. Wydaje się, że
morderstwa nie były przypadkowe, ale dotykały tych, którzy mieli
coś na sumieniu. Po śmierci wielu wpływowych i potężnych
czarodziejów wychodziły na jaw wszystkie brudne sprawy, z którymi
mieli do czynienia. Voldemort obnażał ich sekrety wobec całej
magicznej społeczności. Obdzierał ich z godności często ukazując
zmasakrowane ciała w aktach seksualnych. Otwarcie drwił z władz
pozwalając, by to reporterzy byli pierwszymi, którzy widzieli jego
„dzieło”, powodując tym samym bałagan podczas śledztwa i
zanikanie śladów.
Nie pomagały nawet nakazy
Ministerstwa, zawsze było to samo. Obawiano się go również z
powodu wiedzy, którą miał o innych. Zdarzało mu się, że swoimi
działaniami doprowadzał do zachwiania porozumień pomiędzy
Ministerstwami, gdy na jaw wychodziły poważne uchybienia, a nawet
afery w strukturach wyżej postawionych. Z tego też powodu, w
krótkim czasie został najbardziej ściganym mrocznym magiem w
historii. Przez lata pozostawał nieuchwytny. Oczywiście nie robił
tego z dobrych pobudek. Dla niego była to tylko zabawa, dzięki
której, przy okazji, pokazywał prawdziwą naturę tych wszystkich
zabitych.
Całe społeczeństwo zaczęło drżeć
ze strachu, gdy Voldemort po politykach i ważnych osobistościach
obrał sobie za cel innych, zdawałoby się zwykłych magów. Okazało
się, że ci zwykli magowie również mieli wiele do ukrycia, ku
uciesze gazet. Wyszło na jaw wiele grzeszków czarodziejów. Trwało
to latami. Z czasem morderstwa zaczynały być po prostu zwykłymi
zabójstwami. Później przestały być nawet zwykłe. Widać było,
że oprawca napawał się widokiem cierpień, bawiąc się ofiarą
kilka dni, a nieraz tygodni.
Ostatnimi ofiarami była rodzina
Potterów Lily i James, którzy byli aurorami i zajmowali się sprawą
Voldemorta. Można podejrzewać, że do tego morderstwa doszło,
ponieważ Potterowie za bardzo zbliżyli się do prawdziwej
tożsamości mrocznego maga. Oczywiście zwłoki małżeństwa
prezentowały jak zawsze scenę: kobieta wbija sztylet w plecy
mężczyzny, trzymając w drugiej ręce serce, które nie należy do
jej męża. Była to ewidentna sugestia zdrady. Jakkolwiek było,
jeden element nie pasował do dotychczasowych zbrodni Voldemorta:
pozwolił przeżyć niemowlęciu, synowi Potterów.
Wcześniej eliminował wszystkich
członków zaatakowanych rodzin, również dzieci w każdym wieku.
Dziecko znaleziono w innym pokoju niż zwłoki rodziców, otoczone
przez jadowite węże atakujące wszystkich, którzy chcieli się
zbliżyć do chłopca. Zdumiewającym faktem było to, że węże nie
robiły żadnej krzywdy dziecku. Jakikolwiek był powód
pozostawienia dziecka przy życiu, na jego ciele pozostał ślad
spotkania z mordercą rodziców w postaci magicznej blizny w
kształcie błyskawicy. Blizna stanowiła pewna zagadkę dla
magomedyków i innych uczonych magów. Nie zidentyfikowano klątwy,
która ją spowodowała i nie potrafiono jej usunąć magicznie.
Po tym zdarzeniu wszelki ślad po
Voldemorcie zaginął. Skończyły się zabójstwa, ucichł zamęt i
przerażenie. Pozostały na ten temat jedynie spekulacje i kolejne
artykuły w gazetach, w których dziennikarze prześcigali się
wzajemnie w dywagacjach na temat tajemniczego, nieuchwytnego
mordercy, jego działalności i nagłego zniknięcia. Wciąż otwartą
kwestią pozostaje, czy Voldemort nadal żyje pośród nas? Dlaczego
tak nagle znikł naznaczając dziecko? Na te pytania oraz wiele
innych znajdziecie odpowiedzi w poniższym wywiadzie w psychiatrą
Michaelem Fonesem...”
Harry przymknął oczy w
zniecierpliwieniu i zamknął napoczętą książkę, czując
narastający ból głowy. Doprawdy, od lat zastanawiał się dlaczego
autorzy książek o Voldemorcie wysyłają mu je z takim
zapamiętaniem. I to z prośbą o wywiad. Równocześnie niemal każdy
z nich w publikacjach zaznacza, że on, Harry, w momencie kiedy miał
styczność z tym seryjnym mordercą był kilkumiesięcznym
niemowlęciem. Czyżby spodziewali się, że przekaże im
psychologiczną charakterystykę Voldemorta, wraz ze szczegółowym
opisem wydarzeń z tamtego czasu? Ciekawe jakim sposobem?
Zresztą to już przeszłość,
historia, minęło już od tych wydarzeń dwadzieścia pięć lat.
Powinni cieszyć się, że zabójstwa się skończyły, a nie
wywlekać wciąż tą sprawę na nowo i zadręczać nią jego.
Przylepiono mu łatkę „Chłopca który przeżył”. Ten wątpliwy
tytuł nigdy nic dobrego nie przyniósł w jego życiu. Był niczym
piętno od którego chciał się uwolnić. Jak dotąd nie udało mu
się wyzwolić ani od blizny, ani od tej „łatki”. Spojrzał na
okładkę niedawno zamkniętej książki, z której jakiś czarodziej
w średnim wieku machał do niego przyjaźnie, co tylko bardziej go
zirytowało, więc nie zastanawiając się dłużej chwycił książkę
i cisnął ja przed siebie w złości, nie zauważając wchodzącej
do jego pokoju Ginny, która w porę uchyliła się przed lecącym
przedmiotem. Książka huknęła o ścianę za nią, a dziewczyna
wyprostowała się po uniku i skomentowała spokojnie:
– Masz szczęście, że zawodowo gram
w Quidditcha, inaczej krucho by było z Tobą, gdyby faktycznie to we
mnie trafiło. – Schyliła się po książkę, która omal jej nie
trafiła czytając tytuł. Po zapoznaniu się z nim, Ginny swobodnym
krokiem skierowała się w stronę kosza na śmieci i z uśmiechem
satysfakcji umieściła tam publikację, sama natomiast podeszła do
Harry'ego całując go w policzek i zajmując miejsce obok. Potter
obserwował jej poczynania bez słowa i kiedy już usiadła
postanowił się usprawiedliwić:
– Wybacz, nie spodziewałem się
Ciebie o tej porze. Co z treningiem?
– Wilda miała wypadek, a z braku
zastępstwa trening skrócono. Nie cieszysz się, że jestem
wcześniej? Możemy teraz spędzić więcej czasu razem. A jeżeli
chcesz to możemy ... – Pochyliła się kokieteryjnie w jego
stronę, eksponując dekolt i jedną ręką zsuwając kusząco
ramiączko bluzki. Oczywiście Harry wiedział do czego zmierza, więc
czym prędzej wstał z kanapy, póki miał jeszcze szansę na
ucieczkę, mówiąc:
– Wybacz nie mam nastroju. – Kiedy
zobaczył jak dziewczyna czerwienieje ze złości i zażenowania,
momentalnie pożałował swojej pochopnej decyzji. Wystarczyło tylko
zacisnąć zęby i po prostu zrobić to tak jak zwykle. Dobrze
odegrać swoją rolę i tyle. Wolałby jednak, żeby był wieczór,
wtedy Ginewra nie widziałaby jego twarzy i byłoby mu dużo łatwiej.
Tymczasem dziewczyna podniesionym głosem komentowała:
– Tyle razy Ci powtarzałam, żebyś
wyrzucał od razu te wszystkie cholerne książki! Dlaczego w ogóle
je czytasz? Przecież wiesz, że to wszystko stek bzdur, które
wymyślają Ci żałośni autorzy. Za każdym razem gdy to czytasz
wpadasz w melancholię, która trwa przez kilka dni. Nie patrz tak na
mnie, bo wiesz, że mam rację. Mówisz, że to Cię nie obchodzi, a
jednak śledzisz każdą informację dotyczącą tego mordercy
Voldemorta. Masz na tym punkcie jakąś pieprzoną obsesję!
– Masz rację. Przepraszam. – Harry
starał się udobruchać rozpędzającą się Ginny. Kiedy zaczynała
przeklinać, należało szybko zażegnać konflikt, bo potem było
już tylko gorzej. Podszedł do niej i przytulił gładząc po
długich rudych włosach. Czuł jak spięte ciało dziewczyny
rozluźnia się powoli. Wiedział więc, że kryzys został
zażegnany. Ginewra podniosła głowę spoglądając mu w oczy, więc
tym razem bez namysłu ją pocałował. W tej samej chwili usłyszał
dźwięk z kominka, z którego w następnym momencie wypadł
dosłownie Ron, a za nim wyszła spokojnie Hermiona spoglądając na
swojego męża z politowaniem. Potem podniosła wzrok i napotkała
spojrzenie Harry'ego, wciąż trzymającego w objęciach Ginny.
Błyskawicznie zrozumiała sytuację rumieniąc się i pomagając
wstać Ronowi. Harry, korzystając z wymówki w formie
niespodziewanych gości, natychmiast odsunął się od Ginny,
Tymczasem Ron stanął na nogi, a Hermiona ponownie czerwieniejąc
zaczęła przepraszać i tłumaczyć za nich oboje:
– Strasznie przepraszamy Harry, że
wam przerwaliśmy ...
– Chcecie coś do picia? – Potter
postanowił zachować się jak na gospodarza przystało, a
równocześnie tym skuteczniej odsunąć się od Ginny. Hermiona
skinęła głową, więc ruszył do kuchni i sięgnął po herbatę,
którą zawsze u niego pijała. Ginny postanowił zaparzyć melisę,
by ją trochę uspokoić, a sobie kawę. Zanim pomyślał o Ronie,
usłyszał okrzyk z salonu:
– A masz może jakieś piwo?
– Ron! Dopiero co wróciłeś z
pracy! – Zbeształa męża Hermiona.
– No właśnie, dlatego należy mi
się za ciężką pracę. – Odburknął rudowłosy, a Harry
spokojnie sięgnął do lodówki, zamierzając spełnić prośbę
przyjaciela. Gdy obowiązek ugoszczenia przybyłych został
spełniony, Harry zajął miejsce obok Ginny i zapytał:
– No więc? Co was sprowadza? Z
reguły wcześniej mnie uprzedzacie o wizycie, dlatego domyślam się,
że to coś szczególnego.
– Chciałam Cię powiadomić, ale Ron
... – Zaczęła Hermiona, jednak podekscytowany Ron wszedł jej w
słowo:
– Daj spokój, jestem pewien, że jak
Harry to usłyszy to po prostu padnie! Widzisz, Hermiona nalegała,
by powiedzieć Ci jutro skoro i tak będziemy się widzieć. Uważałem
jednak, że to nie może czekać, dlatego tu jesteśmy.
– Emm ... a dowiem się w końcu o co
chodzi? Zaczynasz mówić trochę nieskładnie i co masz na myśli
mówiąc, że jutro będziemy się widzieć skoro wiesz, że jutro
pracuję ...
– Właśnie o to mi chodzi! Jutro ja
wraz z Derekiem będziemy u Ciebie w Akademii! Jak dzisiaj
dowiedziałem się o tym, to wiedziałem, że żadna siła nie
powstrzyma mnie przed tym, żebym zaraz Cię nie powiadomił o tym co
się dowiedziałem!
– Powiesz mi w końcu o co chodzi? –
Harry zaczynał powoli tracić cierpliwość. Żeby zamaskować
zniecierpliwienie podniósł do ust kubek kawy by upić łyk, gdy
Ron powiedział:
–
Tom Riddle przyjeżdża jutro do waszej Akademii! Ponoć ma wziąć
udział w jakimś ważnym projekcie, ale nie bardzo mówili nam o
szczegółach, dlatego wiem tylko tyle. – Rzucił Ron niemal na
jednym wydechu, a Harry dla odmiany wstrzymał oddech i zamarł w
radosnym zaskoczeniu. Ginny wyjęła z jego ręki kubek, chyba w
obawie, że może go upuścić. Prawdopodobnie zresztą miała rację,
bo Harry jakby o nim zapomniał, przetrawiając zasłyszaną
informację. Tom Riddle był jednym z najwybitniejszych aktorów
jakich dane mu było kiedykolwiek widzieć. Bilety na spektakle, w
których ten uznany aktor grał, wyprzedawały się niemalże
natychmiastowo. Harry marzył, by kiedykolwiek dostać się na jeden
z nich, ale zdobycie biletu graniczyło z cudem. Musiał się
zadowalać tylko magicznymi taśmami z przedstawień, a to oczywiście
nie było to samo. Nie ta atmosfera. Niemniej było to lepsze niż
nic. Nawet taki sposób oglądania powodował, że czuł dreszcze
widząc wspaniałą grę aktorską Riddle'a. Na żywo efekt musiał
być jeszcze mocniejszy. Tom był stosunkowo młodym czarodziejem,
który osiągnął wyżyny sztuki aktorskiej w Czarodziejskiej
Akademii Teatralnej, czyli uczelni Pottera. Już podczas nauki brał
udział w spektaklach, które zdobywały zaskakującą popularność
dzięki niemu. Harry miał okazję obejrzeć kilka wywiadów z
Riddle'm i widział jak bardzo charyzmatyczną osobą był ten
człowiek. Umiał zjednać sobie dosłownie każdego, obłaskawić i
skłonić, by jadł mu z ręki. Nawet najbardziej drapieżni
dziennikarze mu ulegali, podobnie inni ludzie, również politycy.
Harry go podziwiał, a teraz czuł, że nagle jego marzenie się
spełnia. Ma możliwość być blisko i obserwować tego człowieka.
Rozmyślania przerwało mu uderzenie w ramię i słowa Rona:
– Ziemia do Harry'ego! Widzisz
Hermiono mówiłem Ci, że będzie zadowolony. – Potter zamrugał,
spojrzał na Rona trochę nieprzytomnie i zapytał:
– Kiedy dokładnie się zjawi? I co
Ty z Derekiem macie z tym wspólnego?
– Riddle to gruba ryba więc mamy
dbać o jego bezpieczeństwo. Wydział aurorów przydzielił nas do
jego ochrony. Oczywiście do oficjalnego komunikatu wszystko musi
pozostać tajemnicą, inaczej będę mieć kłopoty. – Uprzedził
rudowłosy, na co Harry skinął ze zrozumieniem głową.
Przez resztę wieczoru Harry w radosnym
podnieceniu nie był w stanie uczestniczyć w rozmowach. Starał się,
ale mu nie wychodziło i w końcu dał sobie spokój, a przyjaciele,
mając świadomość co się z nim dzieje nie zmuszali go do tego.
Jego myśli nieustannie krążyły wokół wizyty Toma w Akademii,
przypuszczeń co do projektu, wokół osoby Riddle'a, jego gry i tak
w kółko. Zastanawiał się też jakim rzeczywiście człowiekiem
jest Tom. Jako aktor miał świadomość, że ci najwybitniejsi
potrafią perfekcyjnie zakładać maski granych postaci. Kiedykolwiek
granych postaci. Ta łatwość powoduje, że czasami chowają się za
rozmaitymi maskami także na co dzień. Często w stosunku do takiej
osoby nie sposób się połapać, czy w danej chwili maskuje się,
czy prezentuje swoją prawdziwą twarz i zachowanie.
Ron z Hermioną po pewnym czasie
pożegnali się i wrócili do siebie. Ginny odeszła do swojego domu
niewiele potem, gdy po raz trzeci nie usłyszał jej pytania. Na
szczęście nie robiła mu żadnych wymówek z tego tytułu.
Położył się stosunkowo wcześnie,
ale podekscytowany nie potrafił zasnąć. Wciąż myślał o
jutrzejszym dniu oraz Tomie Riddle'u. Wyobrażał sobie jak razem
grają w sztuce i dzięki temu udaje mu się wybić, zdobyć sławę.
Byłaby to jego własna sława, Harry'ego Pottera, a nie teoretyczna,
polegająca na rozgłosie uzyskanym w efekcie nie dokończonego
dzieła mordercy. Chciałby współpracować z Riddle'm, poznać go
bliżej, być może czegoś się od niego nauczyć. Zasnął dopiero
nad ranem i pewnie dlatego kolejny dzień zaczął się kompletnie
nie po jego myśli.
Zaspał. Obudziły go promienie słońca
pełgające po twarzy. Będąc jeszcze w półśnie zakrył kołdrą
cała głowę i próbował zasnąć, kiedy dotarło do niego, że
skoro na twarz pada mu słońce, to musi być już bardzo późno.
Przecież zawsze wstawał przed świtem. Gwałtownie usiadł i
spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę dziesiątą rano.
Przerażony dosłownie wyskoczył z łóżka, potykając się o
leżące na podłodze buty i uderzył mocno czołem o szafkę nocną.
Na chwilę go zamroczyło i musiał poczekać, aż wróci mu ostrość
obrazu. Kiedy to się stało, już znacznie ostrożniej wstał i
obejrzał czoło odsuwając grzywkę. Bolało, ale na szczęście
obyło się bez żadnego rozcięcia. Za to czuł, że bez guza się
nie obejdzie, jednak grzywka na szczęście go zasłaniała. W takim
momencie doceniał swoją decyzję podjętą jakiś czas temu, która
zaowocowała magicznym zabiegiem poprawy wzroku. Nie nosił już
okularów, więc nie ucierpiał na skutek pękającego szkła. Prawdę
mówiąc nie miał już czasu na zastanawianie się. Zaczął się
szybko ubierać, zrezygnował z porannego prysznica, zakładając
szatę wszedł do kominka i nabierając proszku fiuu powiedział:
Czarodziejska Akademia Teatralna. Zniknął w zielonych płomieniach.
Wyszedł z publicznego kominka w
Akademii i od razu rzuciła mu się w oczy ilość osób znajdująca
się w głównej hali. Nie dało się też nie zauważyć ochrony,
która podeszła do niego gdy tylko się pojawił. Pokazał im szybko
identyfikator i przepuścili go bez słowa. Podszedł go biurka
sekretarki i od razu wiedział, że nie będzie miała dla niego
dobrych wieści:
– Harry gdzieś Ty się podziewał?!
Jesteś ponad dwie godziny spóźniony!
– Przepraszam zaspałem.
– Beery jest absolutnie wściekły,
że właśnie dziś postanowiłeś się spóźnić! Mamy specjalnego
gościa. Nawet nie zdajesz sobie sprawy co Cię właśnie omija! –
Próbowała krzyczeć szeptem, za co Harry był jej wdzięczny, ale
całą ewentualną dyskrecję psuło wymachiwanie rękoma, które
niestety zwracało uwagę, czego Harry chciał za wszelką cenę
uniknąć.
Zaniepokoił go fakt, że Beery go
szukał. Dyrektor Akademii był dla niego wymagający, ale jednak
wierzył w niego pomimo, że pierwsze przedstawienie Pottera okazało
się być totalną klapą. Za bardzo się starał i sytuacja go po
prostu przerosła. Media nie zostawiły na nim suchej nitki. Harry
bardzo to przeżywał, zaczął nawet szukać pocieszenia w alkoholu,
ale w porę wyciągnął go z tego bagna właśnie Berry. Od tamtej
pory jednak otrzymywał tylko mało znaczące role. Za to jego
szkolny wróg, Draco Malfoy, wspinał się sukcesywnie po szczeblach
kariery, zdobywając coraz to poważniejsze role i rozgłos.
– Gdzie jest teraz dyrektor?
– Wszyscy są w auli, radzę Ci idź
tam jak najszybciej.
Zdecydowanie nie brzmiało to dobrze.
„Wszyscy” oznaczało, że jest tam mnóstwo osób i znając
Beery'ego panowała tam absolutna cisza, co nie sprzyjało dyskrecji.
Nie miał jednak wyjścia, musiał się tam udać. Szedł szybkim
krokiem, przeklinając w duchu swojego pecha. Kiedy dochodził już
do drzwi, ujrzał przed nimi Rona i Dereka. Ron również go
zauważył, a na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie. W
zdumieniu przenosił wzrok to na niego, to na drzwi wejściowe do
auli, a kiedy Harry stanął wreszcie koło niego nie wytrzymał i
szepnął:
– Stary, co ty tu robisz? Zaczęło
się już ponad godzinę temu!
– Zaspałem, trzymaj kciuki. –
Odpowiedział Potter nieco smętnie, biorąc głęboki oddech jak
przed skokiem do wody i otwierając lekko drzwi wślizgnął się do
środka. Oczywiście jego pech trwał, akurat przemawiał Berry, więc
nic nie mogło ujść jego uwadze. Dyrektor Akademii nie byłby
sobą, gdyby nie skomentował jego wejścia. Szkoda tylko, że zrobił
to z mównicy, głosem wzmocnionym przez zaklęcie Sonorus:
– Miło nam Panie Potter, że
zechciał Pan łaskawie pojawić się tutaj. Już myślałem, że nie
jesteśmy godni Pańskiej obecności. – Takie powitanie
spowodowało, że oczy wszystkich obecnych na sali skierowały się
na Pottera, który w duchu przeklął soczyście. Wielkie wejście
miał już więc za sobą. Teraz pozostało zająć jakieś miejsce.
Usiadł szybko w tylnym rzędzie. Ledwo
to zrobił, już miał ochotę uciec, kiedy zauważył kpiący
uśmiech Malfoya. Oczywiście w tej chwili nic z tym nie mógł
zrobić. Zresztą lata użerania się z tym ślizgońskim dupkiem
uświadomiły Harry'emu, że to tylko forma prowokacji po to, by
wpadł w kłopoty. Żałował, że musiało mu zająć tyle lat, by
to pojąć. Lekko wzruszył ramionami w odpowiedzi Malfoyowi i
przeniósł wzrok na pierwszy rząd, próbując wypatrzyć Toma
Riddle. Nie zauważył go pośród tam siedzących, więc skupił się
na dyrektorze, który tymczasem nawiązał zgrabnie do dalszego ciągu
swojej wypowiedzi:
– Zanim nam przerwano, starałem się
przedstawić Państwu sylwetkę artystyczną naszego gościa, a teraz
chciałbym wraz z Państwem powitać serdecznie Toma Riddle'a. –
Gdy tylko padło nazwisko po sali rozeszła się fala oklasków.
Kiedy ucichła, Beery dodał: – Jak wiecie był swego czasu
studentem naszej Akademii, którą ukończył z wyróżnieniem. Teraz
powraca do nas z projektem, który sam Wam przedstawi. – Po tej
zapowiedzi dyrektor odsunął się na bok. Wszystkie spojrzenia
powędrowały na lewą stronę sceny i tam właśnie pojawił się
mężczyzna ubrany w ciemnozieloną szatę ze srebrnymi wstawkami.
Teraz Harry oddałby wszystko, byleby tylko znaleźć się w
pierwszym rzędzie, niestety nie mógł na to liczyć, dlatego starał
się mimo odległości zaobserwować jak najwięcej. Riddle szedł
lekkim, eleganckim, ale dumnym krokiem z godną uwagi pewnością
siebie. Uśmiechał się przyjaźnie do wszystkich. Harry stwierdził,
że na żywo wyglądał jeszcze lepiej niż na nagraniach. Był
wyższy od Harry'ego, ale sylwetkę miał podobną do niego. Włosy
miał nieco dłuższe niż w ostatniej produkcji, opadały mu lekko
na barki, a grzywka układała się na bok. Oczy jak zawsze
hipnotyzowały swoja specyficzną, ale według Harry'ego piękną,
krwistą barwą. Zdecydowanie był przystojnym czarodziejem i
emanował urokiem osobistym. Riddle wyciągnął różdżkę rzucając
na siebie Sonorus i omiótł spojrzeniem aulę. Pottera
przeszedł dreszcz, gdy ich spojrzenia się spotkały. Mógłby
przysiąc, że przez dłuższą chwilę Riddle zatrzymał na nim
spojrzenie. Nie był tego pewien i nie miał już czasu tego
roztrząsać, bo gość zaczął mówić:
– Witajcie. Nazywam się Tom Riddle
jak pewnie już wiecie. Pierwsze co chciałbym powiedzieć to:
przepraszam za spóźnienie. Wczoraj byłem strasznie podekscytowany
zbliżającą się realizacją mojego przedsięwzięcia i zasnąłem
dosyć późno, co niestety spowodowało, że dzisiaj obudziłem się
także zbyt późno. – Gość uśmiechnął się po tych
wygłoszonych z rozbrajającą szczerością przeprosinach, a Harry
po raz pierwszy miał okazję zobaczyć co to znaczy różnica w
hierarchii. Był pewien, że podczas gdy Riddle'owi wszyscy bez
mrugnięcia okiem wybaczą, jemu samemu uśmiech nie wystarczy. Beery
z pewnością jeszcze do tego wróci. Odłożył jednak swoje
rozterki na później i wsłuchał się w dalszą wypowiedź Toma:
– ... przez najbliższe kilka
miesięcy, będę tutaj z Wami pracował nad nową sztuką
zatytułowaną „Persona”, która w wielkim skrócie będzie
opowiadać o mordercy i jego naśladowcy. Naśladowca stara się w
niej za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę mordercy. Pomysł,
wraz z dyrektorem Beery'm zaczerpnęliśmy ze znanej z pewnością
wszystkim historii związanej z Voldemortem. Nie można zaprzeczyć,
że lata temu była to dość sławna postać. Będę grać jedną z
głównych ról i wcielę się w postać mordercy. Drugą główną
rolą, jest postać naśladowcy. Jeszcze nie znany jest odtwórca tej
roli, ale z pewnością w niedługim czasie wybór nastąpi. Wybrani
również zostaną aktorzy, którzy zagrają inne liczne postaci
wypełniające fabułę mojej opowieści. Przez co najmniej tydzień
będę obserwował Wasze zajęcia praktyczne i wraz z dyrektorem
wybierzemy poszczególne osoby do danych ról. To dla Was wielka
szansa na zdobycie sławy. Szansa na wybicie się. Mam nadzieję na
owocną współpracę. Dziękuję za uwagę. – Ukłonił się
lekko, a na widowni rozległy się gromkie brawa.
Następnie ponownie głos zabrał
dyrektor, opowiadając jak doszło do tej niecodziennej współpracy.
Nawiązał do propozycji Toma, by wdrożyć w projekt studentów
Akademii będących na ostatnim roku. Przedstawił kolejne etapy
powstawania „Persony”. Beery oświadczył, że dziś projekt
zostanie przedstawiony prasie, choć sam scenariusz będzie tajemnicą
do czasu wybrania kandydatów do poszczególnych ról. Według słów
dyrektora warto było jednak już teraz zaprezentować mediom
wydarzenie, by podsycić ciekawość potencjalnego widza. To były
ostatnie słowa, które dotarły do Harry'ego, ponieważ ponownie
pogrążył się we własnych myślach. Dopiero hałas spowodowany
wstawaniem innych z krzeseł przywrócił go do rzeczywistości.
Dyrektora i Toma już nie było, a reszta obecnych powoli opuszczała
aulę. Nie było po co już tutaj siedzieć, więc Harry wstał także
i na ile się dało, pośpiesznie ruszył w stronę swojego pokoju w
mieszkalnej części budynku Akademii, w którym od czasu do czasu
mieszkał.
Znał Beery'ego na tyle, że spodziewał
się w najbliższym czasie wezwania do stawienia się w jego
gabinecie. Miał jeszcze trochę czasu, jeżeli słusznie wnioskował
z wrzawy na dole. Niewątpliwie odbywało się oficjalne ogłoszenie
rozpoczęcia prac nad „Personą” i stąd harmider, który niósł
się z parteru aż na drugie piętro. Harry ocenił, że powinien
mieć jeszcze jakieś niecałe dwie godziny nim pójdzie na dywanik.
Z westchnieniem podsumował, że ten dzień może zaliczyć do puli
najgorszych w jego życiu. Westchnął ponownie i wrócił myślami
do tego co mówił Tom. Wspominał, że przez tydzień będzie
obserwował ich podczas zajęć praktycznych. Dla Harry'ego nie była
to dobra wiadomość. Był beznadziejny w odgrywaniu romansów. Sam o
tym wiedział, ale poza tym każdy z osobna nie omieszkał mu o tym
wspomnieć.
Oczywiście pech chciał, że akurat
teraz był w trakcie praktyk z tego gatunku. Nie spodziewał się
więc, że zrobi na Riddle'u piorunujące wrażenie. No, chyba, że
antypiorunujące. To już prędzej. Wrócił pamięcią do swojego
pierwszego przedstawienia, właśnie romansu, które stało się w
jego wykonaniu istną tragedią na każdej linii. Otrząsnął się
ze wspomnień i wrócił do niewesołej teraźniejszości.
Niewesołej, bo najwyraźniej przez piekielny romans straci swoją
życiową szansę. Oczywiście wiedział, że aktorzy powinni być
wszechstronni, ale sam nie był i w tej chwili ubolewał nad tym
bardzo. Wzdychając ciężko podszedł do okna, gdzie w dużym
wazonie stały cztery gałązki forsycji, które jakimś cudem
pojawiały się na parapecie okna jego pokoju po każdym spektaklu, w
którym grał. Pierwszą gałązkę dostał po katastrofalnym
pierwszym przedstawieniu. Tak bardzo był tym podarunkiem od
nieznanego ofiarodawcy poruszony, że wymusił na Hermionie by
rzuciła na nią zaklęcie, pozwalające zachować kwitnącą żółto
gałązkę w stanie zastoju i świeżości. W kolejnych trzech
spektaklach grał raczej mało znaczące role, ale każda z nich
została podkreślona kolejną gałązką forsycji. Za każdym razem
Harry wzywał przyjaciółkę, by utrwaliła kolejną gałązkę. Do
dziś zastanawiało go kto zadał sobie trud, by mu je dostarczyć.
Był tej osobie wdzięczny za wsparcie, bo tak właśnie sobie
tłumaczył te podarunki. Nieraz miał ochotę za nie podziękować,
ale oczywiście nie było na to szansy.
Wpatrywał się więc teraz w kwitnące
gałązki stojące na parapecie i wdychał zapach wydzielany przez
nie, działający na niego w uspokajający sposób. Jego
melancholijny nastrój przerwał odgłos gwałtowne otwieranych
drzwi, a chwilę później szybkie ich zatrzaśniecie.
– Co do ...?! – Harry błyskawicznie
odwrócił się i umilkł, kiedy jego oczom ukazał się Tom Riddle
we własnej osobie, odwracający się właśnie od gwałtownie
zamkniętych przed chwilą drzwi.
– Przepraszam za najście. Czy
mógłbym się tu ukryć i przeczekać do spotkania z prasą? W
zasadzie powiedziałem już wszystko co powinno zostać powiedziane,
ale dziennikarze są nienasyceni. Zawsze chcą więcej i więcej.
Zaczęli mnie ścigać na pierwszym piętrze, gdzie niestety mnie
zauważyli. Muszę przyznać, że z mojej perspektywy patrząc, nieco
uciążliwy jest fakt, że w tym budynku nie można się aportować.
– Widzę, że nie masz lekko. Z
aportacją się zgodzę, ale Beery jest nieustępliwy w tej kwestii.
– Harry starał się sprawiać wrażenie swobodnego, choć w
środku był zdenerwowany. Riddle przyjrzał mu się uważnie i
zapytał, jakby to nie on wpadł tutaj jak bomba:
– Ty jesteś ...?
– Jestem Harry Potter.
– Tom Riddle, chociaż mnie pewnie
już rozpoznałeś. – Uścisnęli dłonie w geście powitania,
uśmiechając się przyjaźnie do siebie. Harry puścił dłoń
Riddle'a i chciał się odsunąć, ale Tom wciąż jeszcze ją
przytrzymywał w uścisku. Po chwili puścił, ale Harry poczuł na
wewnętrznej stronie dłoni delikatne muśnięcie palców Ridlle'a.
Spojrzał zdumiony w oczy Toma i zobaczył w nich coś dziwnego,
czego nie potrafił zinterpretować. Nie zdążył w żaden sposób
zareagować, gdy dłoń uznanego aktora powędrowała w górę, do
czoła Harry'ego i odsunęła na bok grzywkę, odkrywając sławetną
bliznę. Potter wzdrygnął się jak uderzony. Nienawidził kiedy
ktoś oglądał jego „pamiątkę” z dzieciństwa, ale ta sytuacja
była tak inna, że nie wiedział jak ma zareagować. Tymczasem Tom w
skupieniu przesunął smukłym placem po znamieniu, a Harry poczuł
dziwne mrowienie, którego dotąd nigdy nie odczuwał. Dłoń
Riddle'a badawczo przesunęła się po guzie, który sobie nabił
dzisiejszego ranka, ale tym razem nie było to dotknięcie delikatne.
Zostało raczej obliczone na zadanie bólu, ale Potterowi z jakiegoś
niezbadanego powodu nie sprawiło to przykrości. Tom oczywiście to
zauważył i na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Bez słowa
sięgnął po różdżkę i rzucił na poturbowane czoło zaklęcie
leczące. Po tym akcie schował różdżkę, odsunął się od
Harry'ego i podszedł do okna, na którym stały gałązki forsycji.
Do tej pory trwało między nimi milczenie, które przerwał Tom
pytaniem:
– Lubisz forsycje?
– Nigdy się nad tym nie
zastanawiałem, ale myślę, że lubię. Przywołują dobre
wspomnienia.
– Dbasz o nie, dlaczego są takie
wyjątkowe?
– To ... nie Twoja sprawa. – Harry nie
zamierzał dzielić się z tym obcym w końcu człowiekiem swoimi
odczuciami do tych konkretnych gałązek. Tom jednak niezrażony
kontynuował rozmowę:
– *Forsycja oznacza w języku kwiatów
oczekiwanie, wiedziałeś o tym?
– Nie, nie wiedziałem. – Odparł
Harry, nie pierwszy raz zdając sobie sprawę ze swojej ignorancji.
Przez myśl przemknęło mu, że ciekawe co też to oczekiwanie
miałoby oznaczać dla osoby, która przysyłała mu te gałązki.
Czy w ogóle wiedziała, znała znaczenie forsycji … po chwili
doszedł do wniosku, że z pewnością nieznanemu ofiarodawcy ta
wiedza była znana. Problem w tym, że Harry nie bardzo wiedział o
co mogło wobec tego chodzić, Oczekiwanie … Czy chodziło o jego
rozwój w karierze aktorskiej? A może o coś jeszcze innego. Jego
rozmyślania przerwał głos Toma:
– Wybacz, nie chciałem wchodzić w
Twoją prywatną strefę zwłaszcza, że praktycznie się nie znamy.
Musiałem jednak zobaczyć Twoją bliznę. To moja bardziej
dokuczliwa cecha – ciekawość. Kiedy zacząłem pracę nad
„Personą”, czytałem wiele publikacji dotyczących Voldemorta.
Oczywiście w każdej z nich wspominano o Tobie, czyli o Harry'm
Potterze. Dlatego, kiedy już Cię zobaczyłem, nie mogłem się
oprzeć. Jeszcze raz proszę o wybaczenie.
Harry patrzył z podziwem na grę Toma.
Nie wątpił bowiem, że w trakcie tego spotkania Riddle grał. W
ciągu kilku minut zobaczył jego trzy różne oblicza i nie był
pewien, które z nich było prawdziwe. Nie mógł nawet stwierdzić,
czy którekolwiek z nich było prawdziwe. Pod uważnym spojrzeniem
Riddle'a, Harry zaczął czuć się coraz bardziej niezręcznie.
Targały nim coraz to inne emocje, choć starał się panować nad
sobą i nie okazywać niczego na zewnątrz. Oczywiście pewnie nie
bardzo mu to wychodziło, bo starał się usilnie patrzeć wszędzie,
tylko nie na Toma, który stał spokojnie, oparty o parapet tuż przy
gałązkach forsycji. Czujna obserwacja ze strony Riddle'a
powodowała, że Potter czuł się obco we własnym pokoju. Zagryzł
nerwowo wargę i zdecydował się spojrzeć na Toma. Z ulgą
skonstatował, że tamten spogląda akurat w okno. Harry bezgłośnie
odetchnął, a równocześnie warknął na siebie w myśli. Przecież
marzył o takiej właśnie okazji, by porozmawiać bezpośrednio z
tym wielkim aktorem, który stał teraz przed nim Oczywiście gdy
przyszło co do czego nie potrafił nawiązać nawet cholernej
rozmowy. Zastanawiał się właśnie czy istnieje jakaś granica
beznadziejności, bo póki co odnosił wrażenie, że zapada się
coraz głębiej i głębiej. Nagle od strony Riddle'a padło pytanie:
– Jaki gatunek teraz przerabiacie? –
Harry słysząc to poczuł zniechęcenie. Siłą woli starał się
opanować i nadać swojemu głosowi neutralność, ale sam usłyszał
w nim nutkę goryczy, kiedy odpowiedział krótko:
– Romans.– Czujne ucho i oko
Riddle'a wyraźnie wyłapało tę gorycz, bo stwierdził z lekkim
uśmiechem:
– Martwisz się, czyli wnioskuję, że
masz z tym klasycznym i niezwykle popularnym gatunkiem jakiś
problem. Jaki? Może będę mógł pomóc?
To było właśnie to o czym marzył
Harry! Okazja jedna na milion. Z jednej strony nie chciał przyznawać
się do swoich słabości, ale z drugiej strony ... Tom był
profesjonalistą, rzeczywiście mógł pomóc i do tego sam tą pomoc
zaproponował. Potter spojrzał na niego niepewnie, wręcz nieufnie,
ale nie zauważył w postawie, ani minie Toma niczego podejrzanego:
kpiny, czy szyderstwa. Wydawało się, że intencje uznanego aktora
są szczere. Mimo to w głowie Pottera pojawiło się małe światełko
ostrzegawcze, ale postanowił je z pełną świadomością
zignorować. Westchnął ciężko i powiedział:
– Beery mówi, że mój największy
problem jeśli chodzi o romans, to zupełny brak zaangażowania, a
przecież ono jest w tym gatunku niezbędne. Ja natomiast sam czuję,
że nie jestem w stanie zmusić się do wyrażenia uczuć, uzyskania
choćby minimum emocji. Beery powtarza raz za razem „... Potter!
Już troll wyraża więcej uczuć, niż ta namiastka, którą
próbujesz ugrać ...”. Nie mogę się z nim nie zgodzić, czuję
wewnętrznie jakąś blokadę i póki co nie potrafię jej ominąć.
– Hmm to rzeczywiście spory problem.
Pamiętam Twoją pierwszą sztukę i ...
– To było totalne nieporozumienie. –
Dokończył Harry z rezygnacją, czując zażenowanie, że Riddle
widział to przedstawienie.
– Z grzeczności nie zaprzeczę choć
uważam, że scena w której przyłapałeś Rosalie na zdradzie była
wyborna. Naprawdę wspaniale zagrałeś wściekłość i poczucie
zdrady. W tym byłeś rzeczywiście doskonały. Można tylko żałować,
że w oryginalnym scenariuszu nie było motywu zemsty na Joshu.
Jestem pewien, że w tym też byłbyś bardzo dobry i sceny dotyczące
miłości do Rosalie nie raziłyby tak bardzo i nie wybiłyby się na
pierwszy plan.
– Oh ... muszę przyznać, że
podobnie pomyślałem, gdy po raz pierwszy czytałem tą sztukę.
Nawet sugerowałem Bones, by rozszerzyła scenariusz, ale ona nie
chciała nawet słyszeć o zmianach. Do tej pory ma chyba do mnie żal
o tą propozycję, bo kiedy mijam ją gdziekolwiek, patrzy na mnie
jakbym zabił jej ukochanego psa ...
– Faktycznie, jest dosyć ...
specyficzną osobą. Nie dziwię się, że szybko się rozwiodła.
Gdybym był z taką kobietą, długo bym nie wytrzymał. Jednak w
naszym zawodzie zdarzają się gorsze przypadki od Bones. Musimy
umieć dostosować się do innych, inaczej nasza przyszłość
rysowałaby się raczej w ciemnych barwach. Dobrze, wobec tego mam
propozycję. Przećwiczmy jakąś romantyczną scenę, bym zobaczył
z czym dokładnie masz problem. Improwizuj. – Harry zamrugał
zaskoczony i skonsternowany:
– Kogo mam odegrać? – Równocześnie
z pewną fascynacją patrzył na zmiany jakie zachodziły w Tomie,
gdy przygotowywał się do odegrania swojej roli. Jego aura zupełnie
się zmieniła, co odzwierciedlała też twarz. Patrzył na Harry'ego
z czułością i wielkim uczuciem w oczach. Potter był zdumiony.
Nikt nigdy nie patrzył na niego w taki sposób. Nie miał jednak
czasu na kontemplację, bo Tom podszedł do niego wyciągając rękę
i pogładził z czułością jego policzek cytując tekst sztuki:
– Rosalie ... Dlaczego pozwoliłaś,
by on Cię dotknął ...? Zrobiłem dla Ciebie wszystko, rozumiesz …
wszystko! A Ty w taki sposób mi się odwdzięczasz? Dlaczego!? –
Wykrzyknął zranionym głosem z rozpaczą w oczach. Harry widział w
jego wzroku udrękę. Tom był perfekcyjny w swojej grze i wyraźnie
oczekiwał, że Potter dołączy do niego odgrywając Rosalie,
dlatego zmobilizował wszystkie siły i zaczął:
– Nie dałeś mi wyboru Alex! Gdybyś
od początku mi o wszystkim powiedział, nie musiałabym bratać się
z wrogiem! – Odepchnął jego rękę ze swojego policzka i zaczął
nerwowo chodzić po pokoju kontynuując: – Gdyby nie te wszystkie
tajemnice. Nie rozumiesz, że chciałam tylko Ci pomóc?! –
Zaczynał coraz bardziej wczuwać się w swoją rolę. – Dlaczego
sądzisz, że tylko Ty zostałeś skrzywdzony! – Głos załamał mu
się, odwrócił się plecami do Toma – Alexa, by ten nie widział
jego twarzy i malujących się na niej uczuć:
– Masz rację. Zamiast Cię chronić
sprawiłem tylko, że wepchnąłem Cię w jego ramiona. Zrozum
jednak, że Cię kocham. Zawsze wybierałem Twoje dobro nad moje
własne. – Harry w tym momencie odwrócił się powoli, by móc
zobaczyć twarz Toma w scenie, w której on sam poległ. Równocześnie
jednak nie zapominał, że gra wciąż się toczy. Tom – Alex
odwrócił się, by zgodnie ze scenariuszem podjąć próbę wyjścia.
Musiał go zatrzymać!
– Proszę wybacz mi! – Jęknął,
przytulając się do pleców Riddle'a i zatrzymując go nim dosięgnął
klamki. Rozedrganym głosem Harry – Rosalie kontynuował: –
Popełniłam błąd, ale jeszcze możemy go naprawić. – Włożył
w tą kwestię całe uczucie, które był w stanie z siebie
wykrzesać: – Zrobię wszystko! – Ścisnął Toma – Alexa
niemal desperacko, czując na swoich dłoniach jego rękę:
– Wszystko powiadasz ...? – Tom –
Alex odpowiedział szeptem i zanim Harry – Rosalie zdał sobie
sprawę co się dzieje, został brutalnie pchnięty na ścianę. Jego
ręce zostały uniesione w górę i przyciśnięte. Przez chwilę
Harry był zdezorientowany, ponieważ tego nie było było w
oryginalnym scenariuszu, jednak szybkie spojrzenie na Riddle'a
upewniło go, że ten wciąż gra, więc sam zaczął również
improwizować:
– Wszystko ... – Wyszeptał patrząc
mu w oczy. Tom – Alex uśmiechnął się drapieżnie, przysuwając
się bliżej i wdychając głęboko jego zapach:
– Jesteś pewna? Sama dobrze wiesz,
że nie będzie odwrotu, gdy tylko przekroczymy tę granicę. –
Harry zadrżał na dźwięk tych, jakże grzesznych i przywodzących
na myśl o wiele więcej niż by się zdawało, słów. Jego oddech
przyśpieszył. Nie odwrócił wzroku od fascynujących czerwonych
oczu. Wahał się. Stojący przed nim mężczyzna dawał mu właśnie
wybór. Mógł go odtrącić i zapomnieć, albo dać się ponieść.
Nagle poczuł na szyi dotyk języka Toma – Alexa, który leniwie
wędrował, drażniąc wrażliwe miejsca. Cichy jęk wydobył się z
jego ust:
– Chcę tego... – Wyszeptał Harry
– Rosalie oblizując usta zachęcająco. Tom – Alex naparł na
jego ciało, zmuszając go do rozsunięcia nóg kolanem. Kiedy Harry
– Rosalie poczuł twarde ciało uciskające jego męskość,
wstrzymał oddech, by po chwili usłyszeć tuż przy uchu:
– Nie ma już odwrotu ukochana. –
Po czym Tom – Alex ugryzł go w szyję. Harry – Rosalie krzyknął
z zaskoczenia i niedowierzania, równocześnie wsłuchując się w
swój organizm, który zareagował na to przyjemnością, ekscytacją,
dopiero później dotarł do niego ból. Dyszał teraz ciężko,
wciąż mocno przytrzymywany za ręce przez Alexa – Riddle'a i ku
własnemu zakłopotaniu zaczął odczuwać podniecenie. Po chwili
dotarło do niego, że Riddle wciąż opiera się o niego całym
ciałem, niewątpliwie zdając sobie sprawę z jego, Harry'ego stanu.
Wstrzymał oddech, zebrał siły i stanowczo odepchnął od siebie
Toma, który momentalnie przybrał zraniony wyraz twarzy. Harry
zamrugał zaskoczony i zorientował się, że Tom przecież wciąż
gra Alexa … zebrał się więc w sobie, starając się opanować
emocje i ponownie wejść w rolę. Na razie jego własne odczucia
zdominowały go jednak i nie był w stanie:
Stali w milczeniu blisko siebie,
obserwując się wzajemnie. Harry z zaskoczeniem zauważył na
wargach Toma krew. Rzeczywiście go ugryzł … mimochodem sięgnął
dłonią do swojej szyi, gdzie poczuł pod opuszkami palców mokry
ślad po niedawnym ugryzieniu Riddle'a. Spojrzał na swoje palce. Tak
to była krew. Spojrzał z niedowierzaniem na Toma. Nie mógł
uwierzyć, że to się stało naprawdę. Po chwili jednak
skonstatował co innego, poniosło ich obu, pochłonęły ich role,
które grali. Myśli Harry'ego przerwał głos Toma:
– Daj, uleczę to.
– Nie! – Harry był wciąż jeszcze
w emocjonalnym chaosie i nie do końca wiedział jak powinien
zareagować i co powiedzieć: – Nie trzeba, sam to zrobię ...
potem. – Riddle opuścił i schował różdżkę, po czym z
zachwytem w głosie skomentował:
– Twoja gra była bezbłędna. Już
dawno nie zatraciłem się w swojej roli do tego stopnia, by nie
odróżniać gry od rzeczywistości. Choć przyznaję, poniosło
mnie. Przepraszam. – Harry czuł, że ten wybitny aktor nie kłamał
co do wspólnej gry. Jednak co do przeprosin jednak, miał nieodparte
wrażenie, że nie brzmiały one w zupełności szczerze. Coś mu
mówiło, że Tom ugryzł go celowo. Zignorował jednak te podszepty
ducha wdzięczny, że zelżała trochę napięta atmosfera. Zdobył
się nawet na cień uśmiechu, kiedy przyznał:.
– Cóż, nie tylko Ty dałeś się
ponieść ... – Harry miał pełną świadomość, że właściwie
sam był winny całej tej sytuacji, jawnie kusząc Alexa – Toma. W
głębi duszy chciał tego, więc byłby hipokrytą, gdyby zwalił
winę jedynie na Riddle'a. Pragnął dotyku i tyle. Cieszył się z
jednego, że miał na sobie szatę i że odkąd Tom się odsunął od
niego, nie może widzieć, że wciąż jeszcze odczuwa równie duże
podniecenie. Tom uśmiechnął się lekko zlizując równocześnie
krew Harry'ego z ust, czym doprowadził młodszego mężczyznę,
obserwującego z zajęciem ruch jego języka prawie do palpitacji
serca, po czym spokojnym głosem stwierdził:
– Jeżeli będziesz grał tak jak
dzisiaj, szybko staniesz się dla mnie konkurencją. – Harry nie
zdążył odpowiedzieć, bo w tym momencie z kominka, pod jego stopy
wypadła czerwona koperta, w której rozpoznał wyjca. Nie musiał
nawet zgadywać od kogo jest. Zerknął na Toma, wzruszył lekko
ramionami i pochylił się, by dotknąć wiadomości, która
natychmiast się rozwinęła i przemówiła nie znoszącym sprzeciwu
głosem dyrektora Akademii:
W ciągu pięciu minut widzę Cię
w moim gabinecie!
Każda sekunda spóźnienia to
jedna klątwa żądlibąka w Twoim tyłku!
– Herbert jak widzę jak zwykle nader
taktowny. – Skomentował wesoło Riddle: – Nie będę już Ci
zabierać czasu. Myślę, że prasa została już przegoniona przez
Beery'ego, skoro wzywa Cię do siebie. Dziękuję za ciekawie
spędzony czas. – Zakończył dość zagadkowo, po czym zniknął
za drzwiami wyjściowymi, pozostawiając Pottera w spokoju.
Gdy Harry został sam, nogi dosłownie
odmówiły mu posłuszeństwa i osunął się po ścianie na podłogę.
Z jego twarzy zniknęła maska obojętności, którą za wszelką
cenę chciał utrzymać przy Tomie. Czuł jak serce łomocze mu w
piersi. Najwyraźniej wciąż jeszcze nie wrócił do siebie.
Wyobraźnia mu w tym zdecydowanie nie pomagała, przywołując obrazy
ze wspólnej gry z Tomem. Spodnie wciąż miał w tym szczególnym
miejscu zbyt ciasne, co nie pomagało w zapomnieniu i przypominało
jak wielkie wrażenie na nim zrobił Riddle. Czuł, że policzki mu
płoną i z pewnością ma rumieńce, a jego dłoń bezwiednie
powędrowała do rany na szyi. W tym momencie jego wzrok spoczął na
porzuconej czerwonej kopercie i ten widok trochę go otrzeźwił.
Nie było czasu, by myśleć o tym co się stało. Wstał, rzucił na
swoją twarz i szyję zaklęcie maskujące i wyszedł szybkim krokiem
z pokoju kierując się w stronę gabinetu dyrektora. Nie zamierzał
się spóźnić i niepotrzebnie dodatkowo narażać się Beery'emu.
Tym bardziej, że jak wiedział groźby rzucane przez Herberta nie
były próżne. Rzeczywiście stosował rozmaite kary, ucząc swoich
podwładnych punktualności.
Dotarłszy do gabinetu zapukał do
drzwi i gdy usłyszał przyzwolenie wszedł do środka. Dyrektor
siedział w obszernym fotelu przy swoim biurku. Nie uszło uwadze
Harry'ego, że gdy tylko wszedł, wzrok Beery'ego powędrował na
zegar. Najwyraźniej był o czasie. Herbert wskazał mu miejsce na
kanapie, które Harry zajął chętnie. Nie czekając na pytanie
dyrektora rzekł wyjaśniającym tonem:
– Zaspałem.
– Naprawdę masz talent do
komplikowania sobie życia. Zaspać w dzień, w którym powinieneś
zaprezentować się w pozytywnym świetle. Zdajesz sobie sprawę, że
swoim postępowaniem raczej zasugerowałeś, że nie przykładasz się
sumiennie do nauki. – Takie postawienie sprawy zirytowało młodego
człowieka, który lekko zakpił:
– Niech zgadnę Toma Riddle'a też
wezwał Pan do gabinetu? Przecież on też zaspał.
– Może gdybyś miał chociaż połowę
jego talentu, czy też klasy, ta rozmowa wyglądałaby inaczej.
Powinieneś zacząć od przeprosin, a dopiero potem wyjaśniać
cokolwiek. Czy może coś takiego jak dobre wychowanie jest Ci obce?
– Ja ... – Harry zawahał się.
Herbert miał w zupełności rację, zachował się beznadziejnie.
Nie pomyślał, a raczej nie potrafił teraz zbyt trzeźwo myśleć.
Pozostało mu zakończyć tym, czym właściwie powinien zacząć,
dlatego smętnie powiedział: – Przepraszam. – Beery zmarszczył
brwi w zastanowieniu i powiedział łagodniejszym już tonem:
– Harry, czy coś Cię martwi? Wiesz,
że możesz na mnie liczyć i pomogę Ci w miarę swoich możliwości.
– Nie, wszystko w porządku. Myślę,
że oprócz skarcenia mnie ma Pan do mnie jakąś sprawę. – Harry
chciał mieć już za sobą tą stresującą wizytę, wykłady i
wszystko co musiał. Chciał już być w domu. Wytrzymał oceniające
spojrzenie Beery'ego, który wziął głęboki oddech i wstał zza
biurka, zajmując fotel obok kanapy i zaczął mówić:
– „Persona” jest naprawdę dużym
przedsięwzięciem. Widzę w tej sztuce szansę dla Ciebie. Możliwość
rehabilitacji Masz okazję, by udowodnić wszystkim krytykom, że się
mylili co do Twojej gry aktorskiej. Harry wiem, że jesteś
utalentowany. Jednak wiem również, że największe ograniczenia
podczas gry narzucasz sam sobie. Spróbuj je pokonać, a oczarujesz
publiczność.
– Myślę, że trochę mnie Pan
przecenia dyrektorze, jednak postaram się dać z siebie wszystko i
mam nadzieję, że zostanę wybrany do jakiejś tam roli.
– Trafiliśmy na kiepski moment
twoich zajęć praktycznych. Myślę, że zdajesz sobie z tego
sprawę, ale spróbuj potraktować to jako wyzwanie. Wyobraź sobie
na przykład, że partnerka na scenie to Twoja dziewczyna Ginewra.
– Pomyślę o tym, a teraz jeżeli
Pan pozwoli udam się już na zajęcia. Jeszcze raz przepraszam za
moje skandaliczne zachowanie. – Tym razem Harry zachował się jak
należy i opuścił gabinet.
Herbert obserwował jeszcze przez
chwilę drzwi, za którymi zniknął Harry, wzdychając ciężko.
Potter był nieoszlifowanym diamentem, który był wyjątkowo oporny
na wszelkie próby wydostania z niego choćby cienia talentu, który
Beery w nim przeczuwał. Dyrektor czuł się winny, że tak szybko
rzucił chłopaka głęboką wodę i polecił Amelii jako odtwórcę
głównej roli. Po ostrej krytyce Harry zamknął się bardzo w
sobie. Pewnych rzeczy nie był w stanie do dziś zagrać. Herbert to
widział i sam dla odmiany borykał się z wyrzutami sumienia.
Między innymi dlatego postanowił
spróbować przekonać Toma do swojego pomysłu, wystawienia jego
sztuki z pomocą ludzi i środków Akademii. Myślał, że będzie to
trudne zadanie i kilka dni spędził na zbieraniu argumentów. Riddle
jednak go zaskoczył. Kiedy tylko usłyszał propozycję, po krótkim
namyśle zgodził się niemal bez problemu. Teraz wystarczyło jakoś
zmobilizować Pottera, by dostał się do projektu, jako odtwórca
jednaj z ról, możliwie nie najmniejszej. Beery wiedział jak bardzo
Harry podziwiał Toma i miał szczerą nadzieję, że może
Riddle'owi uda się wyciągnąć z młodego człowieka więcej.
Więcej, czyli to wszystko, co Potter ukrył głęboko w sobie.
Beery do tej pory pamiętał moment, w
którym przyłapał Harry'ego na odgrywaniu pierwszej z głównych
ról Toma. Jego interpretacja była inna, a jednak doskonała i
Herbert nie mógł odwrócić wzroku od chłopaka. Podejrzewał, że
gdyby w tamtym momencie nie wystawił młodzieńca na scenę, a
pozwolił mu powoli zdobywać ostrogi, to dziś byłby już
doskonałym aktorem, który świadom swoich umiejętności,
zaczynałby błyszczeć na scenie. Niestety, podjął inną decyzję
i cofnął jakby Pottera w rozwoju. Teraz próbował mu pomóc.
Wszystko zależy od Harry'ego. Dostanie rolę adekwatną do
umiejętności jakie pokaże podczas tygodnia obserwacji. Mimo, że
Herbert traktował chłopaka jak syna, nie mógł go faworyzować i
wiedział, że Potter nigdy by mu tego nie wybaczył.
Zajęcia wreszcie dobiegły końca i
Harry mógł się udać do domu. Cieszył się, że wykłady i
zajęcia były wymagające. Dzięki temu nie miał czasu myśleć o
wydarzeniach w jego pokoju. Posunął się do tego, że w duchu był
wdzięczny Malfoyowi, że ten postanowił mu dziś wyjątkowo
zażarcie dokuczać. Tego dnia w ogóle go to nie ruszało, za to
blondyna wprost przeciwnie. Harry zaczynał rozumieć, dlaczego Draco
bawi tak bardzo drażnienie innych. Sam miał z totalnego
ignorowania, a przez to drażnienia blondyna niezłą satysfakcję.
Kiedy zbierał się już do domu, nie
myślał o niczym więcej jak o gorącej kąpieli, by się
zrelaksować. Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z jego planem.
Kiedy wyszedł z kominka, pierwsze co zauważył to długie włosy
swojej dziewczyny, która drzemała na kanapie. Na stole stała
przygotowana kolacja, której obecność przyjął właściwie z
radością, bo był głodny. Odłożył swoje rzeczy i usiadł na
krześle zabierając się za jedzenie. Jakiś czas później usłyszał
senny głos Ginny:
– Chciałam Ci zrobić niespodziankę,
a zasnęłam. – Kiedy spojrzał na nią, uśmiechnęła się
przepraszająco, więc przysiadł się do niej i zapytał:
– Ciężki trening?
– Mhm. Było okropnie. Pod koniec
miałam ochotę wyszarpnąć pałkarzowi jego pałkę i strzelić
tłuczkiem w trenera. A właśnie, powiedz jak wizyta Riddle'a?
Widziałam w gazecie jego wywiad, a potem ucieczkę od prasy. –
Zaśmiała się cicho. – Zdecydowanie myślę, że sławne osoby
nie mają lekko. Wszędzie są rozpoznawane i wiecznie narażone na
prześladowania dziennikarzy.
– Czyli wiesz o nowym projekcie? –
Zapytał przebiegle, by ominąć temat Riddle'a.
– Za wiele nie powiedzieli. Ciężko
to nawet nazwać szerszą informacją. Zainteresowanie tym projektem
jest naprawdę ogromne. Wszyscy się rozpisują jaki to Twój
ulubieniec jest hojny, pozwalając brać udział w swojej sztuce
absolwentom i dając im szansę na wybicie się. Częściowo się
zgadzam i oczywiście będę Ci kibicować. – Wtuliła się w jego
ramię.
– Wiem, że to moja szansa i postaram
się jej nie zmarnować. – Powiedział Harry pewnym siebie głosem.
Naprawdę nie chciał nikogo zawieść, a szczególnie siebie.
– Harry ... ale pamiętaj, że nawet
jak coś nie wyjdzie, to nie będzie koniec świata.
Po tych słowach jego niedawno
odzyskany dobry humor natychmiast opadł. Spojrzał z niedowierzaniem
na Ginny, która zrozumiała natychmiast, że popełniła błąd, ale
powiedzianych słów nie dało się już cofnąć. Nienawidził tego,
że wszyscy traktują go nadal przez pryzmat zachowań sprzed kilku
lat. Sam widział, że był wówczas niedojrzały i nie przywykł do
tak jawnej krytyki, ale do diabła minęło tyle czasu. Niestety
jakimś cudem przyjaciele, a nawet dyrektor obchodzili się z nim
czasami jak z jajkiem. Odsunął się od Ginny i spokojnie oznajmił,
wstając z zamiarem przeniesienia się na górę, do swojej sypialni:
– Lepiej będzie jak już pójdziesz
do siebie.
– Harry proszę! – Przytuliła się
do niego od tyłu, a Harry'emu zaświtało, że przeżywa właśnie
swoiste deja vu:
– O co prosisz? – Zapytał szeptem,
czując bicie jej serca, gdy go tak ściskała rozpaczliwie.
Wiedział, że i ona czuje, że im się ostatnio nie za bardzo
układa. Żadne z nich jak dotąd nie poruszało tej kwestii. Trwali
przy sobie, a spory były szybko rozwiązywane, by nie zaogniać
sytuacji. Dziś jednak Ginny chyba wyczuła, że przekroczyła jakąś
nie pisaną granicę, bo poprosiła:
– Przepraszam Harry... Po prostu do
tej pory mam przed oczami jak wtedy byłeś rozbity. Jak piłeś, jak
groziłeś, że się zabijesz. To naprawdę mną wstrząsnęło
zwłaszcza, że wiesz jak bardzo Cię kocham.
Harry obejrzał się za siebie widząc
w jej oczach łzy. Ku własnemu zdziwieniu nie poczuł jednak nic.
Zdumiało go to, bo dotąd zawsze czuł się winny widząc, że
doprowadził ją do płaczu. Teraz zaś, jakoś myślał jedynie o
podobieństwie całej tej sytuacji do niedawno odgrywanej sceny. W
pewnej chwili zaświtał mu pewien pomysł i Harry nie zastanawiając
się długo popchnął Ginny na ścianę. Przyjrzał się swojej
dziewczynie, której twarz wyrażała zaskoczenie i niedowierzanie i
przez myśl mu przemknęło, że Riddle musiał w nim zobaczyć to
samo w tamtym momencie. Grał dalej, zaciskając w mocnym uścisku
lewej dłoni jej drobne ręce nad głową. Były delikatne, nie takie
jak jego. Widział w jej oczach nutę strachu i ku własnemu
zaskoczeniu chciał go widzieć więcej. Pocałował ją mocno,
niemalże brutalnie miażdżąc wargi. Nigdy dotąd jej tak nie
całował. Zawsze ich pocałunki były delikatne i czułe. Czuł, że
chciała się wyrwać, więc wzmocnił uścisk i przycisnął jej
ciało całym sobą, by nie miała możliwości się odsunąć. Jego
wolna ręka wsunęła się pod jej bluzkę ściskając jej krągłą
pierś.
– Harry przestań! Nie tak! –
Usłyszał jej krzyk, gdy oderwał się od jej ust, jednak wciąż
nie pozwolił jej wydostać się z potrzasku. Jego uwagę za to
przykuła szyja, do której przyssał się całując i zaczynając
lekko podgryzać, stopniowo zwiększając intensywność pieszczoty.
– To boli! – Ponownie usłyszał krzyk Ginny i znowu ją
zignorował. Po paru chwilach przestała się wyrywać, więc
poluźnił swój uścisk i to był błąd. Wyrwała rękę z jego
uchwytu i poczuł siarczyste uderzenie na policzku. Chwilę potem
gwałtowne go odepchnęła tak, że omal nie stracił równowagi. To
go nieco otrzeźwiło, więc spojrzał na nią z niezrozumieniem. Jej
widok spowodował, że Harry przeżył prawdziwy wstrząs: opuchnięte
wargi, liczne malinki na szyi, częściowo rozerwana bluzka. Zamrugał
szybko w niedowierzaniu i prawie jęknął:
– O mój boże Ginny! Przepraszam,
nie wiem co mnie opętało! – Próbował zbliżyć się do niej,
ale natychmiast odsunęła się od niego, więc nie naciskał,
zachował dystans:
– Jak mogłeś ...? – Wyszeptała
przez łzy, po czym aportowała się bez dalszych komentarzy.
Gdy zniknęła, przez chwilę w głowie
Harry'ego panowała absolutna pustka, po czym nastąpiła istna
lawina myśli i wyrzutów sumienia: Co wyprawiał!? Przecież to był
już prawie gwałt! Jak mógł jej to zrobić?! Zalała go wściekłość
na samego siebie:
– Kurwa! Kurwa! Kurwa! – Dając
ujście swojej frustracji,.zaczął demolować wszystko co było pod
ręką, W takich momentach zbawieniem było mieszkanie z dala od
cywilizacji. Nikt mu nie przeszkadzał. Gdy nie było już w tym
pomieszczeniu nic, co mógłby jeszcze zniszczyć, spojrzał w lustro
przed nim. Cofnął zaklęcie maskujące, które ukazało sporej
wielkości, sine ugryzienie na szyi. Uśmiechnął się krzywo do
swojego odbicia zamykając oczy i zatracając się we wspomnieniu
sceny odgrywanej z Riddle'm. Wzwód, który czuł odkąd zaatakował
Ginny jeszcze bardziej się powiększył. Zaśmiał się
histerycznie. To nie mogło się dziać. Po tylu latach. Jak mógł
stracić kontrolę ...
– Jestem jakimś potworem. –
Wyszeptał swojemu odbiciu, które przez chwilę uśmiechało się
zadowolone, po czym zostało zlikwidowane jednym uderzeniem.