Queen of the war in the stars: Czy i tym razem udało ci się przeczytać rozdział po publikacji? Ostatnio nie trafiłaś z tym, że tytuł odnosił się do uczuć Toma a nie Abraxasa, tutaj jednak mogę cię już na wstępie poinformować, że tytuł odnosi się do naszej głównej dwójki ^^ Powoli odkrywam moje sekretne karty, ale wiedz, że za Agresją kryję się większa historia niż by się początkowo zdawało. Ciekawa jestem twoich wniosków odnośnie tego tematu, zechcesz się podzielić? Cieszę się, że spodobał ci się pomysł odnośnie rdzeni magicznych :D Noo Beery faktycznie stał się bardzo podejrzanym gościem a początkowo był taki nieszkodliwy prawda? :) Jak ten Aren działa na ludzi ^^ No Tom w końcu dorwie swojego kotka już w trym rozdziale, coś mi się wydaje, że powinnaś być zachwycona ^^ Wiedz, że się starałam! Wracając do Abraxasa, miło że udało mi się nieco poruszyć twoje serducho ^^ Zdecydowanie Edgar i Orion zasłużyli po tym wszystkim na wybaczernie, tego można być pewnym. Jestem przekonana, że w tym rozdziale nadrobiłam zaległości relacji Tom/Aren, zdecydowanie miał nieco nadszarpnięte nerwy.,.. ale by nie spolerować czekam na relacje z rozdziału! Buziaki kochana!
Betowała: Matonemis
Rozdział 29: Potrzeba bliskości
Ku rozpaczy Arena Holly Pomfrey
miała dużo do powiedzenia na temat jego zaniedbywania zdrowia oraz
ogólnej ignorancji w zakresie dbania o siebie. Szczególny nacisk
kładła na notoryczne omijanie posiłków, przepracowywanie się
oraz niedosypianie. Musiał ją powstrzymać przed rzucaniem na niego
szeregu leczniczych zaklęć. Jakoś udało mu się ją przekonać,
że eliksiry będą bardziej odpowiednie. Spora wiedza na temat
mikstur i składników pomogła mu w argumentacji, chociaż musiał
się nieźle napocić, żeby osiągnąć sukces.
Pomfrey wydzieliła mu w końcu pięć
eliksirów, które uznała za konieczne zaaplikować. Aren nie
oponował. Potrzebował ich, by wspomóc regenerację organizmu. Nie
było sensu temu zaprzeczać. Żaden z eliksirów, które otrzymał
nie był jego. Chłopak musiał więc rozstać się ze swoją teorią,
że mikstury, które robił i oddawał Slughornowi trafiały tutaj.
Wypijane przez niego lekarstwa były z pewnością wykonane właśnie
przez Horacego.
Pielęgniarka wytrwale siedziała przy
jego łóżku obserwując uważnie jak wypija kolejne mikstury.
Wyraźnie chciała upewnić się, że przyjmie konieczne lekarstwa.
Kiedy do zastosowania pozostał mu już tylko eliksir bezsennego snu
Pomfrey zagarnęła puste fiolki, wstała i nie czekając już na
wypicie tej mikstury życzyła mu spokojnego snu i wyszła, cicho
zamykając za sobą drzwi.
Pozostawiony samemu sobie zielonooki
chłopak odstawił fiolkę z eliksirem nasennym na stolik. Bynajmniej
nie zamierzał go wylewać. Był mu potrzebny, ale najpierw musiał
zapoznać się z listem i danymi dostarczonymi mu przez Oriona.
Wymęczony i trochę zmięty pergamin oraz nieporządne pismo
Black'a, który zazwyczaj pisał ładnie, wyraźnie i elegancko,
wskazywały na pośpiech przy spisywaniu tego tekstu. Czas był na
analizę treści:
Postanowiłem w zarysie
opisać wydarzenia jakie miały miejsce
pod twoją nieobecność. Istotne
będzie to z pewnością w momencie,
kiedy zetkniesz się z Tomem.
Po tym jak się rozstaliśmy,
zgodnie z planem wcieliłam się w ciebie,
a Avery w Malfoya. Do kolacji
wszystko przebiegało zgodnie z planem
i nie ma potrzeby wgłębiać się
w szczegóły. Problemy zaczęły się, kiedy
pod twoją postacią złapał mnie
Riddle. Chciał omówić kwestię
uczestników Turnieju, a przede
wszystkim usłyszeć uwagi na ich temat.
Nie chciałem wypowiadać się w
twoim imieniu. Udało mi się kupić trochę
czasu. Od razu dodam dla jasności,
że przy waszym następnym spotkaniu
Tom tak łatwo nie odpuści.
Dlatego radzę zapoznać się z sylwetkami
uczestników przed waszym
nieuniknionym zetknięciem.
Zauważyłem, że Riddle wyraźnie
przeczuwa, że coś przed nim ukrywasz.
Wywnioskowałem z rozmowy z nim,
że ma świadomość tego, że robisz
wszystko byleby się tylko nie
dowiedział. Jestem przekonany, że możesz
spodziewać się swojego rodzaju
gry, a może nawet przesłuchania, gdy tylko się spotkacie.
Uważam, że powinienem cię przed tym ostrzec.
Wracając do tematu. Moje
spotkanie z Tomem trwało dość długo
i pod koniec mało brakowało do
tego byśmy zostali odkryci. Udało się utrzymać sekret tylko
dzięki temu, że Beery mnie, a raczej ciebie wezwał.
Tym sposobem umknąłem z pokoju
Riddle'a.
Co do Beery'ego to nasze
spotkanie w cieplarni przebiegało dziwnie.
Nie wiem skąd, ale wiedział o
naszej całej maskaradzie. Jeszcze bardziej
zaskoczył mnie jednak kolejnego
dnia, kiedy zaproponował pomoc i przybrał
twoją postać zamiast mnie.
Jestem pewien, że to uratowało cały plan.
Gdybym ciągnął dłużej
żonglerkę twoją postacią Tom domyśliłby się wszystkiego.
Wiesz przecież, że jest
wytrawnym obserwatorem i potrafi kojarzyć fakty.
Myślę, że więcej nie muszę na
ten temat pisać. Zrozumiesz. Jak się domyślasz
zgodziłem się na propozycję.
Jedna rzecz nadal mnie jednak nurtuje. Jak Beery domyślił się
wszystkiego? Mnie nie powiedział, ale istnieje szansa, że tobie
powie.
Dobrze byłoby się tego
dowiedzieć jak sądzę. Wracając jednak do sprawy... Profesor,
będąc w twojej postaci bardzo umiejętnie unikał Toma.
Jak się domyślasz nie spotkało
się to z wielkim entuzjazmem Riddle'a
wzmagając jedynie jego
frustrację. Obawiam się, że aktualnie sięgnęła ona zenitu.
Dlatego powtórnie radzę ci, żebyś koniecznie zapoznał się z
profilami
uczestników Turnieju, bo rozmowa
z Riddle'm cię nie minie. Najpewniej
nie będzie przyjemna sądząc z
aktualnego nastawienia Toma, ale to już wyłącznie twój problem.
Czuj się ostrzeżony.
Liczę na solidne wyjaśnienia
dlaczego nadstawiałem karku. Mam też nadzieję, że pamiętasz o
tym, że jesteś mi winien informacje na temat napastliwej,
warczącej, kłapiącej zębiskami, gryzącej i wysoce agresywnej
księgi, która w stosunku do ciebie tak się nie zachowuje.
List był napisany ogólnikowo, ale to
wystarczyło. Mógł z całym przekonaniem stwierdzić w duchu, że
Avery i Orion zasłużyli na wybaczenie.
W myślach zrobił przegląd tego, co
ewentualnie mógłby wyjawić w ramach wyjaśnień i okazało się,
że nie było tego zbyt wiele. Bez wątpienia niewiele więcej
usłyszą od Abraxasa. Pewnie nie będą obaj zadowoleni, ale nie
zamierzał zdradzać tak bardzo osobistych spraw Malfoya.
Z listu wynikało, że Riddle jest
wściekły i Aren docenił przenikliwy umysł Blacka po raz kolejny.
Gdyby nie pomysł ukrycia go u Holly, musiałby się spotkać ze
zdenerwowanym i zniecierpliwionym Tomem. To w jego aktualnym stanie
nie byłoby najlepsze rozwiązanie. Niespodziewanie dla samego siebie
poczuł dreszcz ekscytacji na samą myśl, że Riddle mógłby w tej
konfrontacji nie utrzymać swojej maski prefekta i doskonałego
ucznia. Po chwili jednak trzeźwo skonstatował, że było to
wątpliwe. Tom nie pozwolił by sobie odkryć się tak bardzo przy
szerszym audytorium. Co nie oznaczało oczywiście, że on Aren nie
chciałby tego zobaczyć. W takich momentach czerwone oczy błyszczały
tak fantastycznie i były pełne rozmaitych emocji. Co z tego, że
byłaby to teraz złość, ale te rubinowe iskierki...
Aren potrząsnął głową odganiając
z niej myśli o Tomie. Z pewnym zaskoczeniem zorientował się, że
stęsknił się za ich małymi utarczkami, w których uwielbiał
prowokować Riddle'a. Każde starcie traktował jak wyzwanie. Próbę
doprowadzenia Toma do ostateczności. Jak dotąd zwycięstwa w tych
drobnych bitwach należały do prefekta Slytherinu, ale nie zamierzał
się poddawać, a już na pewno nie chciał z nich rezygnować.
Zielonooki chłopak cicho zachichotał kiedy dotarło do niego, że
znowu myśli nie o tym co trzeba i skupił się ponownie na treści
wiadomości od Oriona.
Najbardziej zaskoczony był
postępowaniem Beery'ego. Jakim cudem odkrył spisek? Dlaczego
zdecydował się do niego dołączyć? Black pewnie miał kilka
teorii na ten temat, ale się nimi nie podzielił. Arenowi na razie
nie chciało się na ten temat dywagować. Po chwili postanowił, że
właściwie to nie będzie na to tracił czasu, tylko przy
najbliższym spotkaniu zapyta nauczyciela o powody. Tak będzie i
szybciej i łatwiej. Znał go już na tyle żeby odkryć, że był
niezwykle skrytym człowiekiem mimo pozornej wylewności. Pod maską
znudzonego profesora kryło się wiele tajemnic.
Aren miał świadomość, że
nauczyciel już kilka razy celowo odkrywał się przed nim tylko po
to, by sprawdzić jego reakcję. Bez wątpienia próbował w ten
sposób zbierać informacje. Po co? Tego póki co Grey nie wiedział,
ale podjął tą grę i sam zachowywał się podobnie. Tym sposobem
bardziej się poznali i zaczęli rozmawiać o eksperymentach coraz
bardziej otwarcie. Doświadczenia, które przeprowadzali i planowali
już dawno przestały być nieszkodliwe i bezpieczne. Rozumieli się
doskonale. Mieli podobne podejście do nauki i eksperymentów. W tych
kwestiach ufali sobie, choć obaj zachowywali czujność.
Zielonooki chłopak westchnął, zwinął
list od Oriona w kulkę i wrzucił go do palącego się kominka.
Pergamin dość szybko zajął się ogniem i po chwili rozpadł na
popiół. Grey obserwując proces spalania poczuł, że jego powieki
robią się coraz cięższe. Zmobilizował się jednak do
przeczytania informacji o uczestnikach Turnieju. Przejrzał je
dwukrotnie, a później wypił eliksir słodkiego snu, położył się
wygodnie i szybko zasnął.
***
Jeżeli ktoś sądził wczoraj, że
złość Toma sięgnęła zenitu, to dzisiaj mógł się przekonać
jak bardzo się pomylił. Cały Slytherin był zgodny co do tego, że
lepiej omijać miejsca gdzie przebywa, bo aura jaka była w nich
odczuwalna przerażała. Oczywiście grupa Toma nie miała tyle
szczęścia.
Aren nie pojawił się tego dnia na
żadnym posiłku, co zaskoczyło spiskowców. Zakładali, że jeśli
nie rano to w południe powinien już dotrzeć. Zbliżała się
jednak cisza nocna, a Arena wciąż nie było. Magia Toma jeszcze
nigdy nie była tak mroczna i nieprzyjemna jak teraz. Orion próbował
dowiedzieć się czegoś o stanie Greya od pielęgniarki, ale ta nie
miała dla niego czasu. Spieszyła się do Świętego Munga, gdzie
miała zostać do początku przyszłego tygodnia. Zapewniła jednak
Blacka, że Aren wciąż odpoczywa i pod jej nieobecność ma
zapewnioną tymczasową opiekę. Na koniec dodała, że jak tylko
zielonooki chłopak się obudzi to do nich dołączy i mają się nie
zamartwiać, tylko spokojnie czekać. To działo się jednak po
śniadaniu. Po kolacji Orion podjął próbę dostania się do komnat
Holly, by sprawdzić co się dzieje, ale nie udało mu się. Kwatery
pielęgniarki były zamknięte i pilnowane przez obraz
przedstawiający jednego z dawnych lekarzy Hogwartu. Nie było sensu
próbować się tam dostać, a szkoda. Wolałby wiedzieć co z Greyem
choćby po to, żeby uspokoić Malfoya, który denerwował się coraz
bardziej. Widać to było zwłaszcza w momentach, kiedy nie było w
pobliżu Toma. Nie było to dla niego normalne zachowanie, dlatego
Black znowu powrócił do rozmyślań co też zaszło wówczas, kiedy
ta dwójka przebywała razem. Nie bardzo miał jakieś punkty
zaczepienia oprócz tego, że w jakiś sposób powiązane to było z
rodziną Abraxasa. Już ten drobny fakt sugerował, że cokolwiek to
było, na pewno było złe. Ponieważ nie doszedł do żadnych innych
wniosków porzucił te rozważania.
Teraz wszyscy, całą grupą siedzieli
w pokoju wspólnym. Orion próbował czytać, ale mroczna, dusząca
aura Toma nie bardzo pozwalała mu się skupić na treści. Ogólnie
panowała ciężka atmosfera i nawet zwykle wygadany Avery przycichł
i wyglądał na zrezygnowanego.
Niespodziewanie przejście z korytarza
do pokoju wspólnego Slytherinu otworzyło się i aura Toma nagle się
rozwiała. Widocznie zebrał się w sobie i opanował ją. Można mu
było pogratulować refleksu, bo do pokoju weszli Slughorn wraz z
profesorem Beerym. Orion odruchowo wzmógł czujność na widok tego
ostatniego. Opiekun ich domu zwrócił się do Riddle'a, który miał
już na twarzy maskę dobrego ucznia:
–
Dobrze, że tutaj jesteś Tom. Prosiłeś o publikacje i przy pomocy
profesora Beery'ego udało nam się je szybciej zebrać – wskazał
na książki i pergaminy, które trzymał znajdujący się za nim
nauczyciel zielarstwa. Beery uśmiechnął się lekko w ich stronę,
patrząc wyczekująco.
Riddle wstał i podszedł po materiały
kiwając lekko głową w podziękowaniu. Pobieżnie przejrzał je i
wymienił kilka krótkich uwag na ich temat. Orion obserwował
tymczasem Beery'ego, który wycofał się lekko i zachowywał tak,
jakby go nie było. Właściwie należało go podziwiać, bo
bardzo skutecznie „zniknął w tle” korzystając z okazji i
rozglądając się z zainteresowaniem po Ślizgońskim pokoju
wspólnym. W pewnym momencie napotkał wzrokiem spojrzenie Blacka i
lekko mrugnął do niego porozumiewawczo, uśmiechając się
przebiegle. Orion nie zareagował, ale czekał na jego kolejny krok.
Nie był spektakularny, ale zawierał w sobie sporo informacji:
– Horacy. Pozwolisz, że będę się
już zbierał. Zajrzę jeszcze tylko do Arena, a potem zajmę się
obchodem, zgarniając wszystkich zakochanych z Wieży Astronomicznej
i schowków na miotły. – Tyle wystarczyło, żeby zelektryzować
Toma, który błyskawicznie znalazł się przy nauczycielu
zielarstwa:
– Profesorze, coś się dzieje z
Arenem?
– Jak to? To ty nie wiesz Tom? –
dołączył do rozmowy Horacy ze zmarszczonymi brwiami:
– O rany! Kompletnie wypadło mi z
głowy! Wybacz Horacy! Zająłem się w południe moimi firletkami, a
wiesz przecież ile pracy wymaga zapewnienie im odpowiednich warunków
bytowania i kompletnie straciłem poczucie czasu. Zapomniałem, że
prosiłeś mnie żebym przekazał wiadomość Tomowi – tłumaczył
pozornie skruszonym tonem Beery: – Aren jest obecnie pod opieką
Holly i odpoczywa. Ostatnio za bardzo się nadwyrężył
przygotowując się do Turnieju, więc musi bezwzględnie wypocząć.
Ledwo zipał. Oddałem go pod opiekę pielęgniarki, bo byłem
pewien, że gdybym odesłał go do dormitorium zlekceważyłby moje
polecenia i nadal pracował.
– Rozumiem profesorze. Dziękuję za
informacje – potwierdził formalnie Tom, zachowując z wysiłkiem
maskę ucznia i Beery wyszedł, a Slughorn jeszcze przez moment
pozostał rozmawiając z Riddle'm.
Orion był pewien, że ich Pan nie
utrzyma nerwów na wodzy po wiadomościach uzyskanych od nauczyciela
zielarstwa. Lekceważące potraktowanie przez profesora dolało oliwy
do ognia i Black czekał na wybuch, który na szczęście nie
nastąpił. Był jednak pewien, że Beery właśnie przeprowadził
sobie jakiś test na Riddle'u. Zrobił to z premedytacją, choć
Orion nie wiedział po co. Nadal nie znał motywów, które nim
kierowały. Kiedy nauczyciel zielarstwa opuścił już pokój
wspólny, Orion zerknął z ukosa na Abraxasa, który pozornie
wyglądał jak zwykle, ale ściskał oparcie fotela tak mocno, że
aż pobielały mu kłykcie. Na pewno przejmował się tym, że Grey
wciąż jeszcze wymaga opieki pielęgniarki. Black wyczuł na sobie
czyjś wzrok i przesunął spojrzenie po innych. To Avery obserwował
go w skupieniu, po czym przeniósł wzrok na Malfoya i zmarszczył
brwi w konsternacji. Pewnie myślał sobie to samo co i on sam, że
Abraxas musi się szybko pozbierać, dopóki ich Pan zajęty jest
rozmową z opiekunem domu.
W całym tym wydarzeniu Orion widział
tylko jeden pocieszający fakt. Teraz, gdy Riddle wie już gdzie jest
Aren, powinien być spokojniejszy. Zapewne złoży mu wizytę, a oni
w końcu będą mogli odetchnąć. Inna sprawa, że lepiej byłoby,
żeby Aren był już na nią przygotowany.
***
Herbert Beery czuł, że jest w swoim
żywiole. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że przy jego profesji
nie uchodzi bawić się w takie gierki, ale równocześnie miał
wielką ochotę zobaczyć Riddle'a wyprowadzonego z równowagi.
Widział delikatne oznaki, że prawie mu się udało, ale było to
tylko prawie. Tom utrzymał swoją maskę, a Herbert poczuł lekki
zawód. Nie zamierzał się jednak tym przejmować. Był pewien, że
prefekt Slytherinu będzie starał się wkrótce dostać do Skrzydła
Szpitalnianego. Chciałby zobaczyć jego minę, gdy okaże się, że
jest puste. Zachichotał pod nosem. Właściwie jednak ciężko mu
było sobie wyobrazić jak ta bryła lodu okazuje emocje, ale jest
przecież człowiekiem, więc czasem musi je gdzieś uzewnętrzniać.
Pewnie tylko w samotności.
Stanął przed wejściem do kwater
Pomfrey i został wpuszczony przez obraz. Pielęgniarka umożliwiła
mu wstęp w momencie, kiedy zgłosił akces do doglądania Arena. Ku
lekkiemu zaskoczeniu Herberta chłopak wciąż jeszcze spał głęboko.
Zwykłe próby budzenia nie przynosiły oczekiwanego efektu. To było
niepokojące i Beery zaczął się zastanawiać co jest tego
przyczyną.
Próbując dojść do prawdy rzucił
kilka rozmaitych zaklęć sprawdzających stan chłopaka. Każde z
nich potwierdzało, że jego organizm ma się dobrze. Od Holly
wiedział jakie podała mu eliksiry i nie widział w nich przyczyny
przedłużającego się, bardzo głębokiego snu Arena. Usiadł na
fotelu i wpatrując się w spokojną twarz Arena zamyślił się
głęboko.
Pomfrey wspominała o bajeczce, którą
opowiedział jej Black, a która dotyczyła wytłumaczenia stanu w
jakim znajdował się Aren. Istniała szansa, że wyczerpanie
chłopaka było większe niż przypuszczał. Jedno było pewne.
Cokolwiek robił Aren nie było to bezpieczne i miało spory wpływ
na jego ciało. Chłopak był geniuszem, to nie ulegało wątpliwości,
ale miał też niepokojące skłonności do poświęcania się.
Podczas wizyty w pokoju wspólnym Slytherinu zdążył zauważyć, że
Malfoy jest przerażony. Z pewnością wie o co może chodzić. Co
prawda blondwłosy Ślizgon skutecznie ukrywał swój stan, ale
Herbert wyczuł jego aurę. Była bardzo rozchwiana i niestabilna.
Musiały kłębić się w nim sprzeczne i bardzo silne emocje.
Rozmyślania zajęły mu trochę czasu,
ale w stanie Arena nic się nie zmieniło i w swoim zamyśleniu
Herbert zwrócił się do chłopaka z prowadzonym półgłosem
monologiem:
– Hej śpiąca królewno! Nie
sądzisz, że najwyższa pora się obudzić? Wkrótce pewien przyszły
władca ciemności wyjdzie z siebie i będziesz miał na sumieniu
sporą grupkę ludzi. Ciekaw jestem czy ty również tak intensywnie
myślisz o nim, jak on zdaje się myśleć o tobie. To całkiem
ciekawe nie sądzisz? Znam go odkąd tutaj uczę i jeszcze nigdy nie
widziałem go w takim stanie. Zastanawiający jest fakt, że
zainteresował się właśnie tobą. Przecież nie możesz rzucić
nawet najprostszego zaklęcia. Oczywiście nie można ci zarzucić
braku uroku osobistego. Zdecydowanie masz w sobie coś, czemu trudno
się oprzeć. Nawet ktoś taki jak ja wpadł nieoczekiwanie w twoje
sidła.
Oczywiście odpowiedziało mu milczenie
ze strony śpiącego. Herbert umilkł i tylko rozmyślał nad czymś
głęboko. W pewnym momencie wyprostował się szybko i zwiększył
czujność. Wyczuł w pobliżu, prawdopodobnie z korytarza mroczną
magię, która mogła należeć do jednego ucznia. Na twarz
nauczyciela wypłynął pełen zadowolenia uśmiech. Jego
przewidywania okazały się słuszne. Tom krążył wokół Skrzydła
Szpitalnego i kwater pielęgniarki w poszukiwaniu Arena. Oczywiście
niczego nie znalazł. Jedno było pewne. Dziś w Slytherinie chyba
nikt nie zaśnie spokojnie. Przy okazji podjął decyzję, że jeżeli
Aren nie obudzi się w ciągu nocy, to lepiej dla niego, Herberta
będzie, żeby jutro nie wychylał się z tego pomieszczenia. Pewien
rozdrażniony Ślizgon, doprowadzony do ostateczności, może podjąć
w końcu jakieś kroki.
***
Aren leżał w półśnie, delektując
się ciszą i spokojem. Dziwił się, że Holly nie postanowiła go
jeszcze obudzić. Zamierzał jednak korzystać z tego ile tylko się
da, pozwalając sobie na leżenie w kusząco miękkiej pościeli. Po
dłuższej chwili zdecydował jednak, że zaczyna być nudno i
uchylił jedno oko. Zamierzał sprawdzić która jest godzina.
Pierwsze co zauważył to księżyc za oknem. Później zarejestrował
ciemność wokół, a na końcu fakt, że nie jest sam w pokoju.
Przez myśl mu przemknęło, że to pewnie pielęgniarka, dlatego
zapytał kontrolnie:
– Pani Pomfrey?
– W końcu! Oświadczam głośno i
wyraźnie, że jesteś odpowiedzialny za to, że ominąłem dziś
trzy posiłki! Rozumiesz?! Trzy! – Usłyszał w odpowiedzi znajomy
głoś Beery'ego i zdezorientowany aż cofnął się na łóżku z
zaskoczenia. W odpowiedzi Herbert zapalił świece i w ich blasku
Aren rozejrzał się szybko upewniając, że wciąż jest w kwaterach
Holly.
– Profesorze? Co pan tutaj robi?
– Pilnuję cię. Przyznam jednak, że
gdybym wiedział ile czasu zajmie ci odpoczynek, pewnie bym to sobie
dokładniej przemyślał. Holly jest w Mungu. Ponoć jakiś ciężki
przypadek.
– Oh... nie spodziewałem się, że
będę spał całą dobę – przyznał zielonooki chłopak lekko się
przeciągając. W odpowiedzi usłyszał:
– Hmm... myślę, że warto
sprostować twój błąd. Dziś jest już... – Beery spojrzał na
zegar, który wskazywał drugą w nocy i spokojnie dokończył: –
poniedziałek w zasadzie. Przespałeś pełne dwa dni. Nieźle mnie w
pewnym momencie wystraszyłeś, gdy w ogóle nie reagowałeś na moje
próby budzenia. Zaklęcia wskazywały jednak, że wszystko jest w
porządku, dlatego cierpliwie czekałem.
Aren zbladł na tą informację,
podniósł się i sięgnął po ubrania powtarzając z
niedowierzaniem:
– Dwa dni?
– Daj spokój. Chyba nie ma sensu o
tej porze wracać do lochów. Jutro pójdziesz jak gdyby nigdy nic na
śniadanie. Dodam, że przy okazji musisz trochę poskromić waszego
prefekta. Jest w okropnym humorze, choć doskonale to maskuje.
– Domyślam się... A co z
pozostałymi?
– Wszystko z nimi w porządku. Tom
nie powiązał ze sobą naszych wspólnych działań. Na szczęście
w porę udało mi się przekonać Oriona, że chcę współpracować.
– Skąd pan...
– Wiedział? – dokończył frazę
Beery z szerokim uśmiechem: – To było przypadkowe spostrzeżenie.
Pewnego dnia zauważyłem, że jesteś szykanowany. Byłem oczywiście
przekonany, że to ty, ale w pewnym momencie zauważyłem u tej osoby
odruch wyciągania różdżki. Ty już nie masz tego odruchu, dlatego
wydało mi się to nader podejrzane. Postanowiłem tą osobę
śledzić. Wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy osobnik ten jako ty
wszedł do łazienki, a po chwili wyszedł z niej Black. Sprawdziłem
później wnętrze tego pomieszczenia. Nikogo więcej tam nie było.
Wniosek był oczywisty. To były właściwie jedyne wpadki Oriona.
Potem, na szczęście, bardziej się pilnował.
– Ciężko mi uwierzyć żeby Orion
nie zauważył, że jest śledzony – wyraził wątpliwość Aren,
patrząc prosto w oczy profesora. W odpowiedzi usłyszał
nonszalanckie:
– Jestem człowiekiem wielu talentów.
– W to akurat nie wątpię –
skwitował Grey, opadając z powrotem na poduszki. – Doceniam pana
pomoc. Pozostali jak sądzę również. Gdyby nie pan, na pewno byśmy
wpadli.
Podziękowanie z pewnością należało
się profesorowi i Grey nie zamierzał się z nim ociągać. Inna
sprawa, że już po raz kolejny jego mózg zaczął wysyłać
intensywne sygnały ostrzegawcze w stosunku do tego człowieka.
Zignorował je na razie, ponieważ jak dotąd Beery w żaden sposób
go nie zawiódł i dużo mu pomógł. Nawet ryzykował w jego
sprawach. Poza tym nigdy nie dopytywał o doświadczenia z
przeszłości przyjmując tyle informacji ile Aren chciał mu dać.
To zasługiwało na szacunek i zielonooki chłopak zamierzał
utrzymać taki układ. Miał nadzieję, że nauczyciel także na
takim etapie poprzestanie. Jeśli nie ze względu na koleżeństwo,
to ze względu na korzyści jakie już, a także w przyszłości
miałby uzyskać z eksperymentalnych zastosowań swoich roślin,
odkrytych przez niego, czyli Arena. Jeżeli zauważy jakąś zmianę
w nastawieniu profesora, zareaguje odpowiednio. Miał tylko nadzieję,
że jego decyzja jest słuszna.
Beery zaczął coś opowiadać, a Aren
jakoś nie mógł się na tej wypowiedzi skupić i po chwili poczuł,
że powieki znowu mu opadają. Gdzieś w tle usłyszał jeszcze:
– … i nie uwierzysz co wtedy zrobił
Slughorn... – później nie słyszał już nic, bo zasnął.
Tymczasem Herbert, słysząc spokojny
oddech przerwał w pół słowa opowieść, patrząc z
niedowierzaniem na chłopaka. Znowu zasnął. Zerknął więc na
zegar. Był środek nocy, więc pora sposobna do snu również dla
niego. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i również pogrążył w
krainie Morfeusza.
***
Obudziło go lekkie szturchanie
ramienia. Aren niechętnie otworzył zaspane oczy i zamrugał szybko
widząc nad sobą twarz Herberta. Zerknął szybko w okno. Tym razem
było jasno. Westchnął z ulgą, choć była to irracjonalna
reakcja. Teraz z kolei spojrzał na zegar, który wskazywał, że za
kwadrans będzie pora śniadania. Sama myśl o jedzeniu spowodowała
burczenie w brzuchu. Nauczyciel zareagował na to śmiechem mówiąc:
– Zdecydowanie zgadzam się z twoim
żołądkiem. Mój również urządza koncerty od siódmej. Nie
jadłeś o wiele dłużej, dlatego twój głód musi być dużo
większy.
– Marzę o czymkolwiek do jedzenia.
Przyznam, że nawet perspektywa suchego chleba i wody wydaje się być
niewyobrażalną ucztą. Czy jest tutaj jakiś prysznic? Muszę się
odświeżyć.
– Myślę, że możemy skorzystać z
prysznica w Skrzydle Szpitalnym. Nie chciałbym nadużywać
gościnności Holly.
– Oczywiście – potwierdził Aren
ostrożnie wstając z łóżka. Wolał robić to powoli. Podejrzewał,
że jego koordynacja ruchowa po tylu dniach leżenia może być
zachwiana. Z westchnieniem zgarnął swoje nie najświeższe szaty ze
stojącego przy łóżku krzesła i ruszył do wyjścia. Powstrzymał
go głos Herberta:
– Zaczekaj. Tędy będzie szybciej.
Nauczyciel podszedł do jednej ze
ścian, wyjął różdżkę i odpowiednio w nią postukał. Już po
chwili odsłoniło się przejście wprost do składziku z lekami i
zaplecza Pomfrey w Skrzydle Szpitalnym
– Oh, ma to w sumie sens –
stwierdził jedynie z uśmiechem Aren przechodząc przez przejście i
nieomylnie kierując się w stronę pryszniców. Rzucił ubrania
niedbale na krzesło i nagle na moment znieruchomiał czując tak
bardzo mu znaną magię. Nie było mowy o pomyłce. Jakiś czas temu
musiał tu być Tom.
– Coś się stało? – wyrwał go z
zamyślenia głos Beery'ego, który obserwował go uważnie lekko się
uśmiechając.
– Wszystko w porządku. Nie musi Pan
na mnie czekać poradzę sobie, ale byłbym wdzięczny za jakieś
zaklęcie świeżości na moje ubrania. Podejrzewam, że jeśli
założę takie jakie tu leżą, prysznic nie będzie miał sensu.
– Zostaw to mnie. Idź już.
Chłopak zniknął za drzwiami
łazienki, a Beery spełnił jego prośbę rzucając dwa zaklęcia na
jego ubrania. Wciąż się uśmiechał, bo niespodziewanie zdobył
kolejne drobne informacje. Kiedy tutaj weszli zaskoczyło go, że
Grey nagle stanął jak wryty. Dopiero po paru chwilach zrozumiał
dlaczego. Czuł magię Toma. Skoro aura utrzymywała się po tak
długim czasie znaczyło, że jej właściciel miał w sobie solidne
pokłady mocy. Mroczny koloryt tego śladu magii świadczył
natomiast o buzującej złości. Aren wyczuł tą aurę niemal
natychmiast i prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że się
uśmiechał. Te wnioski były bardzo interesujące.
Po odświeżeniu ubrań chłopaka
Herbert udał się do Wielkiej Sali i zajął miejsce przy stole
nauczycielskim. Od razu wyczuł na sobie czyjeś intensywne
spojrzenie. Przebiegł wzrokiem obecnych już uczniów i natrafił na
krwistoczerwone tęczówki. Musiał przyznać, że to spojrzenie
robiło wrażenie. Gdyby mogło zabijać, leżałby już trupem.
***
Żołądek Arena wyprawiał dzikie
harce, kiedy chłopak zdążał w kierunku Wielkiej Sali. Mimo
niewątpliwego głodu, zielonooki czuł także zdenerwowanie i
podekscytowanie na myśl o spotkaniu z Tomem. Miał świadomość, że
to dziwaczne, ale chciał go zobaczyć. Już! Teraz! Zaraz! Z nie do
końca jasnego powodu potrzebował tego...
Z taką myślą wszedł do jadalni
przez ogromne wrota konstatując, że jego miejsce przy końcu stołu
jest zajęte. Zmarszczył brwi i powędrował wzrokiem wzdłuż
całego stołu Ślizgonów. Konfiguracja zasiadających przy nim do
posiłku uczniów była zadziwiająca. Węże oblegały końce stołu,
gdzie zazwyczaj było pusto, za to centrum wyglądało na dziwnie
opustoszałe. Królowała tam grupa Toma z nim samym na czele. Kiedy
tylko Aren to zobaczył, wiedział już w czym rzecz. Sprawa nie
wymagała wyjaśnień.
Z daleka wypatrzył, że grupa siedzi
tak, że miejsce naprzeciw Riddle'a jest puste i spokojnym krokiem
ruszył w tamtą stronę nie przenosząc wzroku na czerwonookiego
Ślizgona, którego wzrok czuł na sobie odkąd przekroczył próg
Sali. Uczniowie Slytherinu obserwowali jego poczynania z napięciem,
a Arenowi przemknęło przez myśl, że we własnych czasach w
podobnej sytuacji z przerażeniem zastanawiałby się co takiego
znowu napisała ta głupia Skeeter. Po chwili dotarł do wolnego
miejsca i opadł na nie, podnosząc wzrok na Toma. Na Merlina! Poczuł
dreszcze wzdłuż kręgosłupa widząc w końcu jego spojrzenie. Nie
zdradził się z tym jednak i rzucił krótko:
– Cześć.
Cisza, która po tym powitaniu zapadła
była tak gęsta i pełna rosnącego napięcia, że pewnie dałaby
się kroić nożem. Abraxas wyglądał jakby mu ulżyło, chociaż
był też spięty. Black obserwował w ciszy i ograniczył się
jedynie do lekkiego skinięcia głową na powitanie. W Avery'ego
jakby wstąpiła nowa siła. Uśmiechnął się szeroko. Mulciber
również lekko skinął głową, a Lestrange zignorował jego
obecność kontynuując posiłek. Riddle nic nie odpowiedział,
ograniczając się do obserwacji. Aren zareagował na te wszystkie
powitania uśmiechem i nie zwlekając nałożył sobie porcję
jedzenia i nalał herbatę, odruchowo szukając cukiernicy. Kiedy ją
w końcu dostrzegł sięgnął po nią w tym samym momencie co Tom.
Ich dłonie zetknęły się i Aren natychmiast cofnął swoją z
zamiarem poczekania. Riddle jednak ujął pojemniczek ze słodkimi
kostkami i podsunął go Grey'owi, któremu pozostało jedynie
powiedzieć:
– Dziękuję.
Zielonooki chłopak z przyjemnością
wrzucał kolejne kostki do swojej filiżanki, zamieszał i upił łyk
ulubionego napoju z ukontentowaniem. Następnie zaczął powoli
spożywać posiłek. Cały czas czuł na sobie spojrzenia wielu
współdomowników, ale ignorował je skrupulatnie. Po długiej ciszy
usłyszał pytanie Toma:
– Co robiłeś przez ostatni weekend?
– słowa były spodziewane, ale na dźwięk tego głosu Aren
niespodziewanie dla samego siebie zadrżał i to wcale nie ze
strachu. Odpowiedział jednak spokojnie i z rozbrajającą
szczerością:
– Spałem. Musiałem być bardziej
zmęczony niż przypuszczałem – w wypowiedzi zawarł informację
dla pozostałych spiskowców. Wyjaśnienie, dlaczego tak długo nie
był obecny. Z własnego doświadczenia wiedział, że prawda z
reguły najlepiej się sprawdzała w podobnych wypadkach.
– A czym byłeś tak zaabsorbowany
przez ostatnie dni? – najwyraźniej Tom nie zamierzał odpuścić i
drążył temat.
Riddle właściwie miał ochotę zadać
nieco inne pytanie zastępując słówko „czym” określeniem „z
kim”, ale nie byli teraz sami i nie mógł tego zrobić.
Potrzebował podstawowych informacji i nie zamierzał przy okazji aż
tak się zdradzać. Na wszelki wypadek rzucił jednak wokół
ostrzegawcze spojrzenie wszystkim, którzy się gapili osiągając
bez wątpienia spektakularny sukces. Aren niemal od razu odczuł
ulgę, bo przestał wyczuwać na sobie liczne spojrzenia i w duchu
pogratulował Riddle'owi skuteczności. Gapie niemal natychmiast, jak
jeden mąż wrócili do swoich spraw, a Grey tłumiąc niespodziewane
ziewnięcie odpowiedział:
– Ćwiczyłem swoje umiejętności
warzenia. Muszę przyznać, że jestem naprawdę zadowolony z
efektów. Przerosły nawet moje oczekiwania i... muszę jeszcze co
prawda parę rzeczy sprawdzić, albo doprowadzić do końca, ale to
już bez pośpiechu – po tym stwierdzeniu uniósł filiżankę i
upił z niej łyk herbaty. Tym razem również postawił na prawdę.
Co prawda z licznymi niedopowiedzeniami, ale jednak. Na tym na razie
indagacje Toma się skończyły.
Pozostały czas śniadania upłynął
spokojnie. Riddle wyglądał na zamyślonego i spod oka obserwował
Greya. Kiedy wreszcie Aren skończył jeść i uniósł się z
miejsca, by udać się po potrzebne podręczniki, prefekt wstał
również i ruszył wraz z nim. Nie rozmawiali, ale czerwonooki nie
odstępował go na krok nie zważając na cierpiętnicze
westchnienia. Aren miał nadzieję, że uwolni się od niego na
lekcjach, ale już na pierwszej stało się jasne, że nic z tego.
Zielonooki chłopak wszedł do klasy, gdzie miały się odbyć
zajęcia ze Starożytnych Run i usiadł na swoim miejscu z tyłu.
Chwilę później przy nim spoczął nie kto inny jak prefekt
Slytherinu. Grey uniósł brwi w niemym pytaniu, na co Tom
odpowiedział wyjaśniająco:
– Ostatnio straciłeś sporo punktów,
gdy cię przepytywano. Przymknąłbym oko, gdyby nie zdarzało się
to nagminnie. Mimo wszystko jesteśmy w tym samym domu.
– Nie będę już wspominał czyja to
była wina, że Abraxas nie udziela mi już korepetycji – warknął
cicho w odpowiedzi Aren, starając się skupić na wykładzie. Odkąd
przestał uczyć się z Malfoyem starożytne runy znowu zaczęły być
dla niego kompletnie niezrozumiałe.
– Dlatego powinieneś docenić moją
hojną ofertę pomocy. Patrząc na twoje notatki widzę absolutne
niezrozumienie. Istny chaos, a to nie powinno mieć miejsca –
podsumował Riddle cicho, uśmiechając się szyderczo, gdy Aren
odruchowo zasłonił swoje zapiski.
Na tym konwersacja się skończyła.
Tom obserwował Arena kątem oka. Chłopak z uwagą słuchał wykładu
i pozornie nie wyglądał na takiego, który nic z niego nie rozumie.
Świadczyły o tym jednak bardzo subtelne sygnały mowy ciała, ale
trzeba było obserwować chłopaka cały czas, by je wypatrzyć...
lekkie przygarbienie, ściskanie pióra mocniej niż zwykle,
delikatne puknięcia w blat drugą dłonią... Kolejne notatki
zielonookiego chłopaka były wciąż nader chaotyczne i zupełnie
pozbawione sensu.
W międzyczasie Tom zdążył zauważyć,
że domownicy od czasu do czasu rzucają im wyczekujące spojrzenia.
Wyraźnie na coś czekali. Riddle zdawał sobie sprawę o co im
chodziło, ale nie zamierzał ich satysfakcjonować. Planował
załatwiać sprawy z Arenem na osobności. Miał mnóstwo pytań,
sporo domysłów i żadnej odpowiedzi. Przez ostatnie dni jego
frustracja rosła jak jeszcze nigdy. Zdążył dojść do wniosku, że
to niebezpieczne, że stał się zbyt rozchwiany emocjonalnie. To
było dla niego nowe, ekscytujące, ale również złe. Przecież
zawsze uważał uczucia i wszystko co się z nimi wiązało za
słabość. Z zaskoczeniem jednak skonstatował, że Aren takie
właśnie odczucia w nim budzi. I niestety na chwilę obecną nie
potrafił się zdystansować od Greya i działało mu to na nerwy.
Niezbyt wesołe myśli przerwał mu nagły ruch po prawej stronie.
Spojrzał szybko w bok widząc, że Aren... zasnął.
To było niespodziewane. Tom lekko
zmarszczył brwi i zamyślił się na chwilę. Zaledwie moment
wcześniej nic nie wskazywało na to, by zielonooki chłopak był
zmęczony. Teraz ewidentnie spał. Chyba pierwszy raz czerwonooki
chłopak widział kogoś, kto rzeczywiście zasnął na zajęciach
Starożytnych Run. Złożoność tez i konieczne pełne skupienie do
tego nie skłaniały. Wręcz nie sprzyjały senności. Surowość
nauczycielki również nie zachęcała do takich ekscesów. A jednak
nic z tych rzeczy nie przeszkodziło Greyowi w zaśnięciu. Tom
zerknął w stronę kobiety prowadzącej zajęcia i zauważył, że
ta zerknęła akurat w ich stronę. Widocznie jednak nie zauważyła
postępowania Greya, bo nie zareagowała. Na razie. Miał jednak
świadomość, że za moment może się to zmienić i Slytherin
straci mnóstwo punktów jeżeli Aren zaraz się nie obudzi. Trzeba
było działać.
Lekko szturchnął śpiocha ręką w
ramię, ale nie osiągnął żadnego rezultatu. Przezornie ustawił
książkę pionowo przed złożoną na przedramionach twarzą Greya,
by ją choć w ten sposób przesłonić. Wiedział jednak, że jeżeli
chłopak będzie spał dalej, to ta prowizoryczna zasłona nie
wystarczy. Pod koniec lekcji nauczycielka zawsze robiła obchód
klasy sprawdzając pracę uczniów, a co za tym idzie kolejne etapy
zrozumienia zasad. To nie mogło skończyć się dobrze. Tak czy
inaczej ucierpi Slytherin. Tom westchnął lekko biorąc w dłoń
pergamin z wcześniejszymi notatkami Arena i uzupełnił je
rozrysowując kolejne sekwencje run, nanosząc sporo poprawek, ale
zostawiając kilka błędów dla niepoznaki. Kiedy skończył
uzupełnił swoje notatki i ponowił próbę budzenia. Tym razem
szturchnął zielonookiego mocniej, ale to również nic nie dało.
To było niepokojące. Czas lekcji zbliżał się do końca i pani
profesor już zaczęła w pierwszych ławkach sprawdzać postępy
pracy uczniów. Nadeszła chwila na bardziej radykalne kroki. Tom
pochylił się w stronę ucha Greya i szepnął prosto do niego:
– Aren, jeżeli w tej chwili się nie
obudzisz, będę zmuszony użyć zaklęcia... – groźba została
poparta lekkim dmuchnięciem w ucho i chwilę później czerwonooki z
zadowoleniem obserwował jak zielonooki chłopak gwałtownie drgnął
i natychmiast podniósł się z ławki, rozglądając się
nieprzytomnie po klasie. Widać było, że jest zdziwiony tym, że
zasnął na lekcji. Chwilę później wzrok obudzonego spoczął na
Tomie i padło ciche pytanie:
– Jak długo...?
– Większa połowa lekcji, zaraz
kończymy... – dalej nie mógł mówić, bo właśnie podeszła do
nich nauczycielka. Aren zesztywniał z nerwów ściskając pod ławką
pięści, kiedy wzięła do ręki pergamin z jego pracą. Tom
obserwujący go z boku domyślił się, że chłopak spodziewa się
ostrej krytyki i odjęcia punktów. Nie ingerował, tylko spokojnie
czekał na rozwój sytuacji.
– Widzę, że chyba jednak coś
zaczynasz rozumieć. Nie jest idealnie, ale zdecydowanie to co tu
ująłeś zdąża w dobrym kierunku. Musisz jeszcze popracować nad
łączeniem dwóch różnych run. Pracy wymaga też łączenie
sekwencji, ale dobieranie ich wychodzi ci już doskonale – z tymi
słowami pani profesor odłożyła pracę Arena na ławkę i
uśmiechnęła się lekko do wyraźnie zaskoczonego ucznia. Następnie
podeszła do Toma, zerkając na jego pracę i bez komentarza
odkładając ją przed niego.
Przeszła do kolejnego rzędu ławek, a
Aren wciąż jeszcze z niedowierzaniem wpatrywał się w swój
pergamin. Doskonale wiedział, że to nie jego dzieło. Pamiętał to
co napisał od początku lekcji. Nawet ten fragment został
przemodelowany i wyglądał dużo lepiej. Nie wątpił w to, kto
przyszedł mu z pomocą. Powoli przeniósł wzrok na Toma i skinął
głową w podziękowaniu. Nie mógł sobie pozwolić na razie na
bardziej otwarty gest. Byli na lekcji.
Przeniósł wzrok znowu na ławkę,
swoją pracę i dopiero teraz dotarło do niego, że jego podręcznik
stoi, a nie leży. Przez chwilę zastanawiał się o co chodzi, ale
nagle doznał olśnienia. Tom uratował go również w tym wypadku
przed czujnym okiem kobiety wykładającej Starożytne Runy. To było
zdumiewające. Prawdę mówiąc nie spodziewał się takiego gestu ze
strony Riddle'a. Uśmiechnął się lekko na tą myśl. Właściwie
to dopuszczał zupełnie odwrotną możliwość... przecież podobno
Riddle był na niego niebotycznie wściekły.
***
Coś było nie w porządku. Taki
wniosek wyciągnął niezależnie każdy z grupy Toma, a podsumowano
go przy obiedzie.
Aren zasypiał na każdych zajęciach,
a to już nie było normalne. Na szczęście i Obrona przed Czarną
Magią i Zaklęcia były w zasadzie praktycznymi przedmiotami, gdzie
Aren siedział z tyłu i niewielu zauważyło jego niedyspozycję.
Teraz zostało już tylko zielarstwo z Beery'm.
Identyczne wrażenie odniósł również
Rudolf. Z Greyem było coś nie tak. Co prawda z pewnym zdumieniem
zauważył, że Aren znowu przebywa razem z nimi, więc ewidentnie
coś mu umknęło. Stwierdził jednak bez wątpienia, że zielonooki
zachowywał się jakoś inaczej. Był ospały, nieuważny i
notorycznie zasypiał. Nawet na lekcjach. Nie był rozmowny.
Właściwie odpowiadał tylko na pytania. Nie patrzył też na
żadnego z nich tym swoim zimnym, zielonym wzrokiem. Nawet na niego.
To było dziwne. Rudolf był dzisiaj trochę obolały po wczorajszych
„zajęciach” z Czarnej Magii z Tomem. Połączenie złego Pana z
nauczaniem nie było dobrym pomysłem. Prawdę mówiąc było w
zasadzie samobójcze, ale nikt nie śmiał się sprzeciwiać. Dziś
było zupełnie inaczej. Magia Toma uspokoiła się zupełnie.
Wyraźnie wpłynęła na to obecność charłaka i Rudolf po raz nie
wiadomo który zastanawiał się dlaczego.
Co takiego posiadał Aren czego inni
nie mieli? To pytanie gnębiło Lestrange'a odkąd Aren powrócił.
Jakoś nie wierzył w to, że chodzi o informacje, które chłopak
posiadał. Zresztą doświadczenia ostatnich dni wskazywały, że
nawet on wolał, żeby charłak przebywał w pobliżu ich Pana. Nie
był wbrew pozorom ignorantem i zdecydowanie nie miał skłonności
samobójczych. Co prawda nie lubił zielonookiego chłopaka, ale jego
obecność mniej bolała niż nieobecność, dlatego był w stanie ją
obecnie tolerować.
Rudolf uniósł niechętne spojrzenie
na Arena i zauważył, że chłopak znowu zasypia. Z ręki
zielonookiego wypadła łyżeczka i zadźwięczała o talerzyk, co go
rozbudziło. Lestrange poczuł ruch gdzieś obok siebie i zerknął
na Toma, który wyciągnął szybkim gestem różdżkę i wymierzył
ją w Greya. Rudolf zdębiał. Co prawda spodziewał się jakiejś
zemsty na charłaku, ale raczej nie przy świadkach... Dopiero kiedy
usłyszał zaklęcie zrozumiał, że był w błędzie. Było to
zaklęcie medyczne, monitorujące zdrowie. Dosyć skomplikowane jak
zauważył. Grey nie wykonał żadnego ruchu, gdy został nim
potraktowany, co było dość zastanawiające. Świadczyło też
dobitnie o jego marnym stanie. Zazwyczaj był czujny. Za to Malfoy
sprawiał wrażenie, jakby miał dostać zawału. To było dla
odmiany dziwne. Abraxasa spacyfikował szybko Orion, co było jeszcze
dziwniejsze. Lestrange doszedł do wniosku, że może warto byłoby
się temu przyjrzeć bliżej. Nie zdążył zagłębić się w żadną
analizę, ponieważ usłyszał przyciszony głos Edgara:
– Lepiej nie wnikaj Rudolfie, nie
warto. Mało ostatnio mieliśmy problemów? Poza tym jestem pewien,
że wkrótce Tom wymierzy stosowną karę Arenowi.
– Już o tym rozmawialiśmy Avery.
Nie będę z tobą rozmawiał o tym cholernym charłaku – cicho
mruknął w odpowiedzi Rudolf. W odpowiedzi Edgar uszczegółowił:
– Tak, ale teraz lepszym pomysłem
będzie zbieranie informacji o Turnieju niż robienie zasadzek na
Malfoya czy Greya. Tym bardziej, że jak wiesz są w jednej drużynie.
Powinieneś zauważyć, że wszelkie działania w takim wypadku
obróciłyby się w końcu przeciw tobie. Zresztą, sabotowanie
własnej drużny jest wysoce nie w porządku. Sądzę, że nawet Tom
nie byłby ci skłonny drugi raz wybaczyć.
– Wiem o tym, nie jestem głupcem. Po
prostu coś się zmieniło. Tylko jeszcze do końca nie jestem pewien
co.
***
Zielarstwo zapowiadało się
interesująco po ciekawym wstępie Beery'ego, jednak skupienie Arena
trwało krótko. Już po pięciu minutach poczuł, że jego umysł
się wyłącza. To nie było normalne i zdawał sobie z tego sprawę.
Starał się walczyć z tymi dziwnymi objawami wiedząc, że walka
jest bardzo nie wyrównana. Spanie na stojąco prędzej czy później
musiało się skończyć albo na podłodze, albo w sporych donicach z
roślinami stojących w pobliżu. Żadna z tych opcji mu się nie
podobała, dlatego szczypał się co chwilę na obudzenie. Niestety
to też już chyba nie bardzo działało. Łapał się na tym, że
trochę słów, lekcji, wydarzeń gdzieś mu uciekało.
W pewnym momencie kątem oka zauważył,
że Tom podszedł do profesora i chwilę z nim rozmawiał. Beery
przerwał mu, rozdysponował zadania i zebrani uczniowie zajęli się
ich wykonywaniem, po czym wrócił do wymiany zdań z Riddle'm.
Arenowi moment instruowania uczniów co do zadań kompletnie umknął.
Wydawało mu się też, że Abraxas coś przed chwilą mówił, ale
to też jakoś przeoczył. Ponownie się uszczypnął, ale nie był
pewien co powinien teraz robić. Chciał się rozejrzeć co robią
inni i po prostu ich naśladować, ale zachwiał się niebezpiecznie
i gdyby nie ramię Abraxasa obejmujące go wpół i przytrzymujące w
pionie na pewno by upadł. Uniósł na moment wzrok i spojrzał
prosto w zaniepokojone oczy Oriona. Odetchnął głęboko, próbując
odzyskać równowagę i przytomność i znowu się uszczypnął.
Zerknął na Abraxasa, który już otwierał usta, by coś
powiedzieć, ale powstrzymał się nagle, a Grey rzuciwszy wokół
okiem domyślił się dlaczego. W ich kierunku szedł Tom,
nieprzyjaznym wzrokiem mierząc na przemian blondyna i jego rękę
wciąż asekurującą jego, Arena. Na spojrzeniu się nie skończyło.
Grey wyczuł strumień bardzo nieprzyjemnej magii, który popłynął
w stronę Malfoya. Ten zaskoczony, natychmiast opuścił rękę, ale
pozostał blisko zielonookiego na wypadek, gdyby miał upaść.
Ryzykował z pełną świadomością. Na szczęście Tom postanowił
skupić swoją uwagę na Arenie:
– Rozmawiałem z profesorem. Jesteś
zwolniony z tych zajęć – oznajmił, równocześnie chwytając i
zarzucając sobie na ramię torbę Greya. Aren patrzył na niego z
zaskoczeniem i trochę niezrozumieniem, ale został zignorowany,
ujęty za ramię i popchnięty w stronę wyjścia z cieplarni. Nie
opierał się. I tak prawdopodobnie nie dotrwałby do końca lekcji,
a to było dużo lepsze niż spektakularny upadek.
Już po chwili było jasne, że Tom
holuje go w stronę lochów. Przypuszczał, że do dormitorium.
Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności w tym momencie mózg
zielonookiego chłopaka, pracując na bardzo zwolnionych obrotach
wygenerował mu obraz podobnego zdarzenia z przeszłości i Aren
zachichotał cicho.
Tom zatrzymał się nagle, spoglądając
na niego z jakąś dziwną emocją, której jak dotąd u niego nie
widział. Co dziwniejsze Riddle nawet nie starał się jej maskować,
gdy tak patrzyli na siebie. To było dość niepokojące dla Greya,
więc żeby polepszyć humor Tomowi powiedział wyjaśniająco:
– Przypomniało mi się jak
prowadziłeś mnie do łazienki prefektów przed świętami. Wiesz,
wtedy gdy wracałem ze szlabanu. Tak samo wlokłeś mnie za sobą –
wzrok Riddle'a stał się łagodniejszy, kiedy odpowiedział:
– Jest w zasadzie różnica. – to
powiedziawszy puścił ramię Greya, wziął go za rękę i
poprowadził dalej bez słowa.
Aren zamknął oczy dając sobą
kierować. Czuł miłe, uspokajające ciepło promieniujące z dłoni
drugiego chłopaka. W głowie powstało mu pytanie, dlaczego zawsze
dotyk Toma wydawał mu się taki przyjemny i odprężający. Doszli
wreszcie do pokoju wspólnego i minęli jego wejście. Zielonooki
chłopak spodziewał się, że pójdą do dormitorium, ale Tom
skierował się do swojego pokoju. Aren westchnął ciężko
przeczuwając kłopoty. Owszem, miło byłoby porozmawiać, gdyby był
w pełni sił, ale senność nie pozwalała mu się skupić, ani
logicznie myśleć. Był co prawda przygotowany przez Oriona do tego,
że do konfrontacji z Tomem musi dojść, ale miał nadzieję, że
jednak jeszcze nie teraz.
Kiedy Riddle puścił jego dłoń Aren
poczuł chłód. Bez tej podpory poczuł się niepewnie i od razu
poszedł do jednego z foteli siadając w nim z widoczną ulgą. Tom
postawił przy zajętym przez Greya siedzisku jego torbę i opadł na
fotel naprzeciw patrząc ostrym wzrokiem, którego Aren zdecydowanie
nie lubił. Po chwili Riddle zadał pytanie:
– Aren coś ty do diabła wyprawiał
przez ten czas?
– Chyba nie spodziewasz się, że ot
tak zdradzę ci wszystko co robiłem przez te dni.
– Spałeś przez ostatnie dwa dni, co
samo w sobie jest dosyć dziwne. Zauważ jednak, że ten długotrwały
odpoczynek najwyraźniej niewiele dał. Z pewnością sam widzisz, że
coś nadal nie jest w tobą w porządku. Nie jesteś w stanie się
skupić, jesteś rozproszony, rozkojarzony i ciągle, nieustająco
senny. Nad tą sennością zupełnie nie panujesz – Tom krótko
przedstawił swoje obserwacje, a Aren w duchu przyznał mu punkt ze
spostrzegawczość. Zielonooki chłopak postanowił jednak trochę
się z nim podroczyć, dlatego lekko się uśmiechnął i stwierdził:
– Skąd pewność, że wtedy nie
kłamałem? Równie dobrze mogłem robić coś innego w ten weekend.
– Potrafię rozpoznać kiedy
kłamiesz. Owszem, nie było cię w Skrzydle Szpitalnym, ale
podejrzewam, że byłeś w kwaterach Pomfrey nie wiadomo czemu.
Zostawmy to jednak na później... Nie zasypiaj! – ostatnie zdanie
zostało rzucone podniesionym głosem, bo nagle powieki Arena zaczęły
opadać i stało się jasne, że za moment nie będzie z kim
rozmawiać. Podziałało i zielone oczy znowu były przytomne.
Przynajmniej przez pewien czas. Tom kontynuował: – Podczas obiadu,
rzuciłem na ciebie zaklęcie monitorujące. Była to zaawansowana
wersja tego czaru. Używają go magomedycy przy ciężkich
przypadkach. Zwykłe zaklęcie wskazywało, że wszystko jest z tobą
w porządku. Obaj jednak wiemy, że tak nie jest.
– Co masz na myśli?
– Twój rdzeń magiczny... zaklęcie
wykazało dziwne wahania mocy w twoim ciele. Początkowo przyjąłem,
że to jakaś anomalia związana z regeneracją twojego głównego
rdzenia magicznego i klątwą jaka została na ciebie rzucona.
Zauważyłem jednak, że poziom aktywności rdzenia wciąż spada.
Subtelnie, ale ciągle, a to już nie jest normalne, ani bezpieczne.
Powinien się regenerować, a nie osiągać wartości krytyczne –
słowa Toma spowodowały, że oczy Arena rozszerzyły się w szoku.
Zielonooki chłopak tego się nie
spodziewał. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że senność może
być związana ze zmianami w jego rdzeniach, a tym bardziej w rdzeniu
głównym. Musiał to sprawdzić. Z tą myślą sięgnął do swojej
torby wyciągając z niej różdżkę. Tym gestem zaskoczył Toma.
Riddle w pierwszym momencie spiął się, ale w następnym rozluźnił
się ponownie i tylko obserwował, jak Aren próbuje dostać się do
swojego rdzenia. Niestety senność i spowodowana tym słabość
powodowały, że dwa kolejne wysiłki spełzły na niczym i wreszcie
Aren westchnął z rezygnacją i skomentował:
– Cholera, nie potrafię pozbierać
myśli przez tą senność.
– Może pomóc?
– Nie bardzo mam ochotę pokazywać
ci jak wygląda ten aspekt mojego wnętrza. Nie ufam ci na tyle –
przyznał zupełnie wprost. Riddle westchnął tylko z irytacją
przewracając oczami, ale odpowiedział cierpliwie:
– Powinieneś nieco więcej poczytać.
Ujrzę tylko to, co zechcesz bym widział. Nic poza tym. Oczywiście
mógłbym siłą wedrzeć się w strefę, którą chcesz ukryć.
Myślę, że w twoim stanie nie byłoby to zbyt trudne...
– Dzięki, właśnie to chciałem w
tym momencie usłyszeć – warknął Aren w odpowiedzi, ale Tom
spokojnie kontynuował:
– Powinieneś docenić moją
szczerość. Równie dobrze mogłem cię okłamać i wykorzystać
okazję do zdobycia informacji.
– Co nie zmienia faktu, że wciąż
to możesz zrobić – sapnął zniecierpliwionym tonem zielonooki
chłopak i na moment przymknął oczy. Szybko je jednak otworzył, bo
automatycznie pojawiła się senność, a spać teraz nie chciał.
Musiał zobaczyć dlaczego czuje się tak, a nie inaczej. Zdawał
sobie sprawę, że jedynym sposobem była pomoc Toma w tym
procederze. Nie podobało mu się to. Miał związane z tym rozmaite
obawy, ale równocześnie nie widział innego wyjścia. Westchnął
ciężko i spojrzał w czerwone oczy znowu wyrażające tą
tajemniczą emocję, której wciąż jeszcze nie potrafił nazwać.
Westchnął ponownie, zagryzł wargę i powoli skinął głową na
znak zgody.
Tom widząc to skinięcie odetchnął
wewnętrznie z ulgą. Trzeba było działać. Najpierw zaczął
tłumaczyć Arenowi jak po kolei musieli postępować. Potrzebny był
choćby niewielki fizyczny kontakt, żeby za pomocą Legilimencji
nakierować myśli Arena na jego własny rdzeń. Mina zielonookiego
chłopaka wyraźnie wskazywała co myśli o Legilimencji w
wykonaniu Toma, dlatego ten szybko wyjaśnił, że to nie będzie
pełna Legilimencja. Użyje tylko tego aspektu, który pozwoli
mu popchnąć świadomość zielonookiego chłopaka w odpowiednią
stronę. Zapewnił, że nie ma zamiaru ponownie zaglądać we
wspomnienia Greya. Aren był sceptyczny, to było widać, ale w końcu
spojrzał mu w oczy i jakoś tak... zmiękł nie wiadomo czemu.
Wyglądało to podejrzanie, ale nie bardzo był czas na zastanawianie
się nad tym. Tom zaproponował, żeby usiedli na łóżku, naprzeciw
siebie i już po chwili tak się stało. Przez cały czas widać
było, że Aren walczy z sennością i waha się przed rozpoczęciem
procedury. Tom wyciągnął w jego stronę dłoń, czekając, aż
zielonooki ją ujmie, by można było zacząć. Kiedy wahanie się
przedłużało, Riddle przypomniał spokojnym głosem:
– Pamiętaj, że jesteś panem
własnego ciała i umysłu. Nie zobaczę niczego na co mi nie
pozwolisz.
Aren czuł, że Tom mówi naprawdę
szczerze. Miał jednak rozmaite wątpliwości i chyba słuszne. W
końcu siedzący przed nim Ślizgon dał mu sporo powodów do
nieufności. Miał świadomość, że tym razem nie różdżka, ale
Tom miał być dla niego swoistym buforem. Żeby tak się stało
musiał ująć jego dłoń. Właściwie miał niewielki wybór.
Jedynie Tom mógł mu pomóc. Musiał zaryzykować. Wyciągnął rękę
i ujął dłoń Toma. Nie tą wyciągniętą, tylko tą spoczywającą
na kolanie. Po chwili zorientował się co zrobił i szybko uchwycił
również drugą. Tom cicho się roześmiał, a Aren, który chciał
ostro zareagować, kiedy uniósł wzrok z zaskoczeniem ujrzał
łagodny wyraz twarzy i psotne iskierki w czerwonych oczach. To było
coś co go kompletnie rozbroiło. Nie bardzo wiedział jak ma się
zachować, więc spuścił wzrok myśląc równocześnie, że czasami
wolałby, żeby Tom postępował zawsze jak totalny dupek.
Przynajmniej wiadomo było wtedy co zrobić. Ponownie spojrzał na
niego tym razem z większą pewnością dostrzegając, że Tom splótł
ich palce w mocniejszym uścisku. To było naprawdę niesamowite,
kierowany instynktem przechylił się ku niemu czując, że Riddle
zrobił to samo przez co ich czoła teraz się zetknęły. Uchylił
powieki w tym samym momencie co on, by móc podziwiać ich barwę z
naprawdę bliska. Były naprawdę piękne.
– Gotowy?
Aren ograniczył się do lekkiego
skinięcia głową. Dotykali się czołami, więc było to
wyczuwalne. Przyjemność jaką sprawiała mu bliskość Toma
zupełnie nie przeszkadzała. Wręcz odwrotnie, pomagała mu się
skupić. Zamknął oczy i czekał na to co się stanie. Oczywiście
szybsza była senność. Pojawiła się niemal natychmiast, ale
moment później wyczuł też delikatną obecność Toma, która
rozproszyła to otumanienie. To pomogło mu skupić się na rdzeniu.
Odczucie było podobne jak to, które miał ćwicząc w łazience,
jeszcze przy nieprzytomnym Abraxasie. Kiedy był już pewien, że
zakotwiczył w odpowiednim miejscu, otworzył oczy.
Miał przed sobą swój główny rdzeń,
ale... bardzo, ale to bardzo przytłumiony. Przyczyny nie musiał
szukać daleko. Od dołu widać było znacznie grubszą niż ostatnio
widział nić, odchodzącą od rdzenia związanego z magią krwi.
Oplątywała główny rdzeń, czepiając się za pomocą cierni i
jaśniała jasnoczerwonym blaskiem. Przybyło też pąków róż i
czuć było od niej dużo większą moc. Grubość pnia rdzenia magii
krwi zaczęła zbliżać się do rdzenia animagicznego. Jeszcze mu
trochę do tamtego brakowało, ale rozrastał się szybko. Aren
poczuł przypływ paniki. Zaczynał rozumieć co się dzieje, ale nie
bardzo wiedział co z tym fantem zrobić. Skupił się na tym, by
ukryć swój rdzeń animagii i kiedy był pewien, że nie jest już
widoczny usunął bariery w umyśle, by pozwolić wejść drugiemu
Ślizgonowi.
Tom poczuł jak bariery blokujące mu
dostęp do głównego rdzenia Arena znikają. Skonstatował, że Grey
musi mu jednak bardziej ufać niż śmie przyznać. Naprawdę to
doceniał. Pomyślał sobie jednak, że powinien go przestrzec przed
wpuszczaniem tutaj jeszcze kogoś. To zawsze wiązało się z pewnym
niebezpieczeństwem, a nawet śmiercią. Otworzył oczy i rozejrzał
się wokół. Postać Arena stała koło sporej wielkości pnia
rdzenia głównego, oplecionego przez nić innego rdzenia pulsującą
czerwienią. Posługiwała się w swojej ekspansji kolczastymi
gałęziami róż i właściwie do złudzenia przypominała tą
właśnie roślinę. Tom przesunął się trochę i podszedł bliżej
drugiego rdzenia, od którego odchodziła ta odnoga. Zafascynował go
widok jaki ujrzał. Rdzeń przypominał bardziej pień drzewa
różanego oplątany pędami z pąkami kwiatów, tyle, że całość
była czerwona. Wyglądało to zdumiewająco i Riddle długą chwilę
poświęcił na zastanawianie się jaką magię ten odmienny od
innych rdzeń reprezentuje, bo dotąd takiego nie widział. Nawet w
książkach. Chciał dotknąć kwiatu róży, ale powstrzymała go
ręka Arena, który przestrzegł:
– Nie rób tego. Nie jestem pewien
czy nie chciałyby złapać cię w swoje sidła.
– Mówisz z doświadczenia? –
zapytał zaciekawiony Riddle i w odpowiedzi otrzymał twierdzące
skinięcie głową. Kontynuował więc otwarcie: – To ciekawe...
nigdy o takim zachowaniu magicznego rdzenia nie słyszałem. Patrzę
na niego, ale nie potrafię go zidentyfikować.
– To jest... – zaczął Grey, ale
przerwał zagryzając wargę. Zanim zdecydował czy chce, by Riddle
się dowiedział, dostrzegł ruch z prawej strony. Jedna z gałązek
wysunęła się w stronę Toma. Zareagował natychmiast wystawiając
własną dłoń i odpychając czerwonookiego z zasięgu chwytliwych
macek.
Tom z trudem utrzymał równowagę.
Dopiero po chwili zorientował się w czym rzecz. Aren uratował go
przed podstępnymi zakusami czerwonego rdzenia. Jedna z gałęzi
oplatała teraz coraz ciaśniej rękę Arena, wbijając kolce aż do
krwi. Krew była wchłaniana przez pnącze. Pod jej wpływem pąki
róż zaczęły się nagle rozwijać. Rozchylały coraz bardziej
płatki. Grey zaczął walczyć z pnączem i po chwili uwolnił się
z jego uścisku mówiąc:
– Lepiej stąd chodźmy. Musimy
wrócić do głównego rdzenia.
Tom szedł za nim bez słowa, za to
obserwując uważnie. Szli wzdłuż czerwonej nici, na której co
chwila rozkwitały kolejne kwiaty. Riddle zauważył, że proces
rozkwitu jest ściśle związany z mijającym je Arenem, jakby
domagały się uwagi właściciela. Nie były tak intensywne jeśli
chodziło o kolor jak te, które rozkwitły na pnączu trzymającym
wcześniej dłoń Greya.
Doszli do głównego rdzenia i Riddle
stwierdził, że zaczyna rozumieć w czym był problem. Bez wątpienia
kłopot był monstrualnie wielki. Teraz, kiedy wiedział już skąd
te gałęzie, zaczął rozumieć więcej. Widać było wyraźnie, że
kolczaste pnącza oplotły główny rdzeń Arena, prawie całkowicie
pochłaniając jego złoty blask. Wyglądało to tak, jakby żywiły
się energią tego rdzenia. Tyle informacji mu wystarczyło.
Natychmiast zerwał połączenie, powracając do własnej
świadomości. Chwilę trwało nim Aren także oprzytomniał.
Odsunęli się od siebie, ale ich dłonie wciąż były złączone.
Riddle nie czekał na żadne wywody, tylko zapytał:
– Wyjaśnisz mi skąd u ciebie tak
wysoko rozwinięty trzon, odpowiadający za magię krwi?
– Ciężko powiedzieć... nie jestem
pewien.
– To może inaczej, kiedy ostatnio
posłużyłeś się tą dziedziną magii? – odpowiedziała mu
cisza, więc zdecydował, że musi bardziej nacisnąć: – Jeżeli
nie powiesz mi tego, nie będę mógł ci w żaden sposób pomóc.
Myślę, że wiesz czym się to może skończyć. Zapadniesz za jakiś
czas w magiczną śpiączkę, z której cię nie wybudzimy jeżeli
ciernie wciąż będą oplatać twój główny rdzeń.
– To było trzy dni temu... –
wydusił z siebie wreszcie Grey mając świadomość, że Tom ma
rację co do śpiączki. Stłumił jęk zawodu, gdy Ślizgon nagle
odsunął się od niego i rozłączył ich dłonie. Z uwagą śledził
go w drodze do biblioteczki. Riddle najwyraźniej czegoś szukał. Po
chwili padły kolejne pytania:
– Dlaczego osoba, która nie może
używać magii, posunęła się do praktykowania magii krwi? Nie
rozumiem tego? Chciałeś w jakiś sposób odzyskać swoją magię?
Przyspieszyć regenerację, czy może był ku temu jakiś inny powód?
Zadając te pytania Tom wciąż
wertował kolejne publikacje. Równocześnie z pewnym zaskoczeniem
skonstatował, że Aren ma najwidoczniej predyspozycje do
praktykowania magii krwi. Nie była to powszechnie wykorzystywana
dziedzina magii. Czyżby to była przyczyna zainteresowania
Grindelwalda?
– Nie użyłem krwi do zaklęć,
tylko do eliksirów... – odpowiedział po dłuższym czasie Aren
niemal szeptem. Tom z niedowierzaniem na twarzy powoli odwrócił się
do niego. Grey był chyba pionierem używania własnej krwi do
eliksirów. Czyżby właśnie ten fakt wpłynął na oryginalność
wyglądu jego rdzenia odpowiadającego tej dziedzinie magii?
Zazwyczaj stosowano tą magię do rytuałów i zaklęć by zwiększyć
moc, a tutaj...
Tom dość szybko się opanował,
przywrócił swojej twarzy zwykły wyraz i znowu zaczął wertować
publikacje. Po chwili rzucił w przestrzeń pytanie:
– Czy był jakiś konkretny powód? –
równocześnie odłożył jedną z ksiąg na bok, po czym schylił
się ku dolnym szufladom wyciągając pergaminy oraz pióra.
– Tak, ale nie chcę o tym mówić...
– Riddle jakby nie słysząc tego zebrał rzeczy i usiadł znowu na
łóżku obok zielonookiego chłopaka, zabierając się do notowania
czegoś. Aren przez chwilę przyglądał się uważnie, po czym
zapytał: – Co robisz?
– Staram się uratować ci tyłek.
Tymczasem postaraj się nie zasnąć, bo nie mamy pewności, że tym
razem cię obudzę – krótko przedstawił sprawę Riddle i
kontynuował swoją pracę. Kreślił jakieś skomplikowane wzory na
pergaminie oraz inne dziwne znaki. W niektórych z nich Aren
rozpoznał runy, chociaż bardzo zmienione. Pozostałe symbole były
mu zupełnie obce.
– To nadal są runy? Nigdy wcześniej
ich nie widziałem. Po co te obliczenia? – pytał nie dlatego żeby
zrozumieć, bo podejrzewał, że wymagałoby to dokładnych i długich
objaśnień, ale dlatego, żeby nie zasnąć. Musiał zająć
czymkolwiek umysł.
– Muszę zrobić obliczenia, by nie
popełnić pomyłki. Nie chcę cię przecież zabić. To nie są
tylko runy. Są tutaj wplecione wezwania, symbole ochronne i
starożytne zaklęcia. Na zajęciach głównie je odczytujemy.
Właściwie nie stosujemy, a przecież dawniej było inaczej. Już od
dawna nie praktykuje się tego typu magii, dlatego większość jest
zapisana w grece. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem,
powinienem przerwać ten niekontrolowany pobór magii. – Tom
odpowiadał nie odrywając wzroku od pergaminu, który pokrył już
zapiskami na kilka ładnych cali. Do zapisków doszły rysunki
człowieka, na którym były umieszczone różne znaki oraz
inkantacje. Niektóre Riddle przekreślał, zastępując je innymi,
czasem zaglądał do książki, która była napisana w nieznanym
Arenowi języku. Później znowu pisał coś w zawrotnym tempie.
Cisza działała zgubnie i powieki zielonookiego chłopaka zaczęły
powoli opadać. Chwilę później od strony Toma padło krótkie:
– Aquamenti
Strumień zimnej wody na twarzy
podziałał orzeźwiająco. Aren rzucił okiem na zegar i stwierdził,
że jakimś cudem zdołał nie zasnąć od ponad dwóch godzin. To
był swoisty rekord tego dnia.
Kiedy powrócił wzrokiem do Toma
zauważył, że ten ponownie sprawdza całą pracę, co jakiś czas
wertując publikację, którą miał przy sobie. Na koniec odłożył
pióro i oświadczył wprost:
– Teoretycznie powinno zadziałać.
Nie dowiemy się jednak póki nie spróbujemy. Chciałbym to bardziej
udoskonalić, jednak nie mamy czasu. Sam wiesz jak się czujesz.
Dlatego bądź łaskaw i rozbieraj się.
– C... co? Żartujesz? – początkowo
Grey myślał, że się przesłyszał. Poważny wzrok Toma temu
jednak przeczył. Przełknął ślinę, by pozbyć się guli, którą
zupełnie nagle poczuł w gardle na myśl o rozbieraniu się przy
Tomie. W końcu wydusił: – Dlaczego?
– Muszę narysować na twoim ciele te
znaki, które tutaj widzisz. Muszą się tam znaleźć, żeby się
powiodło. Bez nich nie będziemy mogli zablokować przepływu magii.
– Wszystkie...? – spłoszony Aren
mierzył przestraszonym wzrokiem obrazki. Rysunki były według niego
w zbyt wielu miejscach.
– Wszystkie. Gdybym miał więcej
czasu, byłoby tego więcej. Czasu jednak nam brakuje, więc
ograniczyłem się do tych strategicznych i absolutnie niezbędnych.
Nie marudź i zacznij wyskakiwać z ubrań. Zawsze istnieje opcja, że
gdzieś mogłem popełnić błąd i będę musiał nanieść poprawki
i... Nie zasypiaj! Unieś na chwilę do góry ręce.
Aren był tak zamroczony, że odruchowo
spełnił tą prośbę. Dopiero po chwili zauważył, że Tom
zgrabnie pozbawił go kamizelki. Następnie bez skrupułów zaczął
poluźniać mu krawat. Poczuł jak zdradliwe rumieńce zaczynają
wykwitać na policzkach. Chciał nawet odsunąć ręce Toma, ale ten
jednym ruchem powstrzymał go przed tym spokojnym głosem, ale z
niewielkim uśmiechem na ustach informując:
– W obecnym stanie nie dasz rady tego
zrobić. Pomogę ci.
– Dobrze się bawisz?
– Gdyby nie twoja sytuacja, pewnie
bawiłbym się lepiej. Daj znać jeżeli będziesz chciał to
ponownie powtórzyć w momencie, gdy będziesz w pełni sił.
Mówiąc to Tom odrzucił krawat na
inną część łóżka i zabrał się za guziki jego koszuli.
Rozchylające się części odzieży stopniowo odsłaniały nagi tors
Greya. W końcu Riddle ujął jedną jego rękę rozpinając mankiet,
a później drugą i pomógł Arenowi zdjąć koszulę odkładając
ją tam, gdzie wcześniej krawat. Zielonooki chłopak był bardzo
spięty, ale nie miał siły cokolwiek zrobić. Nie czuł się nawet
na tyle sprawny, żeby odepchnąć Riddle'a. Zdawał sobie sprawę z
tego, że przez to piekielne osłabienie nie może nawet skutecznie
ukryć własnej słabości. Jego przyspieszony oddech zdradzał co
najmniej zdenerwowanie.
Tom tymczasem chłonął po prostu
kątem oka urocze zażenowanie Arena. Nie chciał go bardziej peszyć
niż to konieczne, więc udawał całkowicie pochłoniętego
wykonywanymi czynnościami. Było to trudne tym bardziej, że dotyk
aksamitnej skóry drugiego chłopaka nie pomagał. Niedopowiedzeniem
roku byłoby twierdzenie, że nic nie czuł. Jakoś jednak sobie
radził i wkładał wiele wysiłku w to, by jego maska nie runęła.
Kiedy tak powoli go rozbierał, niespodziewanie coś zwróciło jego
uwagę. Na początku zignorował to, ale spojrzenie z uporem wracało
do miejsca na obojczyku, tuż u nasady szyi chłopaka. W końcu
skupił się na nim i prawie wybuchł od fali zalewającej go
wściekłości. To był czerwony i bardzo wymowny ślad. Krótko
mówiąc malinka i tyle. Jego magia prawie wydostała się na
zewnątrz w niekontrolowanym wybuchu, ale stłumił ją całym
wysiłkiem woli. Starał się powstrzymać złość, ale Aren
widocznie wyczuł, że coś się zmieniło, bo zapytał:
– Coś się stało? Odkładamy to na
później?
– Nie. Runy wciąż aktualne. Widzę
jednak, że całkiem przyjemnie spędzałeś czas, gdy tak bardzo
starałaś się mnie unikać. A teraz powiedz mi kto ci to zrobił? –
zapytał ostro Riddle, obwodząc mocno palcem czerwony, wyraźny
ślad.
Mówił na pozór spokojnie, ale jednak
nie do końca potrafił utrzymać swoją magię w ryzach. Znowu
burzyła się, szarpała i wyrywała na zewnątrz na myśl, że ktoś
śmiał oznaczyć Arena w taki sposób... dotykać go w taki
sposób... Miał ochotę wyjść i znaleźć tą osobę. Chciał ją
torturować. Powoli doprowadzić do stanu, aż ofiara będzie sama
błagała o śmierć. I już sobie wyobrażał tą dziką satysfakcję
z faktu, że nie pozwoli temu człowiekowi tak łatwo umrzeć. Jak
ten osobnik śmiał dotykać jedynej osoby którą on...
Myśli Toma nagle się zatrzymały. W
duchu ze zdziwieniem przyjął taki nagły wybuch i swoje myśli. Kim
był dla niego Aren? Skąd się brało to wzburzenie i wściekłość?
W końcu jakoś nigdy nie obchodziły go związki innych więc
dlaczego teraz? Spojrzał ponownie na chłopaka. Ten wciąż
widocznie zastanawiał się nad odpowiedzią, bo milczał. Tom
korzystając z okazji skupił się na cudownie zielonych oczach.
Chciał znać prawdę... i nie chciał. Grey zebrał się wreszcie w
sobie i zaczął:
– Tutaj wcześniej była rana, która
nie chciała się do końca zasklepić. Nawet po użyciu maści
leczniczej. Była bardzo głęboka i został jeszcze ślad. Powinno
pewnie zejść za parę dni całkowicie. Mogłem wziąć jakiś
eliksir leczniczy, ale zupełnie wypadło mi to z głowy.
– Więc to nie była robota żadnej
kochanki, ani kochanka? Ten ślad wygląda bardzo sugestywnie i
przywodzi na myśl miłosne uniesienia.
– C... co?! Nie! Okoliczności
powstania tej rany nie należały do miłych, ani tym bardziej
przyjemnych. Tak szczerze, to wolałbym nawet o tym zapomnieć, a już
z pewnością nie chciałbym po raz kolejny tego przeżywać.
Uprzedzając jednak twoje pytanie, absolutnie nie mam zamiaru o tym
rozmawiać.
Tom widział w oczach Arena, że ten
mówił prawdę. Ani razu nie odwrócił wzroku, nie zawahał się
udzielając odpowiedzi. Czerwony ślad jednak wyraźnie go irytował.
Denerwowało go również, że Aren nie chce do końca wszystkiego
wyjaśnić, Musiał pozbyć się tego znaku, który do złudzenia
przypominał malinkę, bo nie mógł się skupić. Skupienie
natomiast było mu niezbędne przy realizacji leczniczego i
niezmiernie skomplikowanego planu. Wziął więc swoją różdżkę i
szepcząc inkantację zaklęcia leczącego przyłożył jej koniec w
feralnym miejscu na skórze Greya. Po chwili nie było już widać
żadnego śladu i sprawiło mu to pewną satysfakcję. Zanim zabrał
się za dalszą pracę, pochylił się ku uchu zielonookiego Ślizgona
i cicho wyszeptał:
– Pamiętaj... zabiję każdego, kto
ośmieli się kiedykolwiek dotknąć cię w ten sposób – na koniec
lekko dotknął ustami płatka ucha drugiego chłopaka czując, jak
Aren na moment zamiera. Chwilę później Grey drgnął, a następnie
się rozluźnił i uśmiechnął mówiąc:
– Masz dosyć makabryczne poczucie
humoru. Powinieneś nad nim trochę popracować.
– Zatem pozostaje mieć nadzieję, że
nigdy nie spełnię tej groźby – odparował z uśmiechem i
błyskiem w oku Riddle wracając do swojej przyjemnej pracy.
Pchnął Arena lekkim ruchem na łóżko,
dostrzegając przez chwilę jego zszokowane spojrzenie. Następnie
zajął się jego sprzączką od paska ignorując protesty Ślizgona
i zapewnienia, że sobie poradzi. Odpinając guzik spodni i
rozpinając rozporek, musnął lekko skórę na jego brzuchu, co
posłało mu do kręgosłupa całe stado maleńkich mróweczek.
Postarał się, żeby Grey niczego nie zauważył, rozpraszając go
procesem zdejmowania spodni. Wsunął w nie dłonie na wysokości
pasa chłopaka i przesuwając je po talii, biodrach, udach, doszedł
do wysokości kolan. Tu po kolei wysuwał z nogawek każdą z nóg,
przy okazji pozbawiając je skarpetek. Ciężki oddech Arena
wskazywał, że zabiegi te nie są mu obojętne, co nie działało
uspokajająco na niego samego. Widok zielonookiego chłopaka w samych
bokserkach na łóżku, stanowił istną ucztę dla oczu. Toteż
Riddle'owi chwilę zajęło opanowanie swojego wzroku i oderwanie go
od tych urokliwych widoków. Pewne zauroczenie przerwał zadyszany i
lekko schrypnięty głos Arena:
– Na Merlina! Jak tylko odzyskam
magię przysięgam, że pierwsze co zrobię to rzucę Oblivate
na ciebie a potem na siebie! I ani mi się waż o tym jutro
wspominać! A najlepiej nie wspominaj o... o tym... – Nakreślił
ręką wzdłuż swojego ciała – Nigdy. Przenigdy! – Dodał
dobitnie – Mam ochotę teraz zapaść się pod ziemię, lepiej
zajmij się już tymi cholernymi runami inaczej umrę prędzej ze
zawstydzenia niż wyczerpania magicznego
– Jeżeli to cię pocieszy, to
absolutnie nie masz się czego wstydzić. – Odpowiedział spokojnym
głosem Tom, co kosztowało go wiele wysiłku i opanowania. Grey
leżał spokojnie i obserwował poczynania Toma spod półprzymkniętych
powiek. Widok był tak... grzeszny, że Riddle nie wytrzymał i
zamknął na moment oczy udając, że skupia się nad zadaniem. Kiedy
był już pewien, że wrócił do względnej równowagi wypowiedział
inauguracyjną inkantację, wzbudził magię w opuszkach palców i
pochylił się nad ciałem Arena, by zabrać się za rysowanie.
Gorący ślad palców Toma na szyi
powodował, że Arenowi ledwo udawało się opanować. Nie był
pewien ile w tym dotyku było emocji, a ile magii, ale postanowił w
to nie wnikać. Musiał to przetrwać. Zresztą nie było na co
narzekać, może oprócz intensywności odczuć. Zrzucał to na swoją
słabość. Żeby zrobić cokolwiek, co odwróciłoby jego uwagę od
elektryzujących doznań zaczął mówić, nawiązując do
poprzedniej wypowiedzi Toma:
– Żartujesz sobie? Jestem stosunkowo
niski i drobny jak na swój wiek. Moje oczy przypominają mordercze
zaklęcie. Raczej nie mogę narzekać na powodzenie w kontaktach
damsko–męskich... – dłonie wędrujące po szyi i kreślące
tajemnicze znaki rozpraszały i to bardzo. Nie był w stanie nawet
dokończyć myśli. Tom zatrzymał swoje ręce tuż przy jego twarzy
i patrząc mu w oczy powiedział coś, co całkowicie zburzyło
delikatną równowagę w Greyu.
– Jesteś piękny... każdy cal
twojego ciała. Twoje oczy są idealnym dopełnieniem tego
wszystkiego. Avada Kedavra jest niewybaczalnym zaklęciem.
Jednak nie sposób zapomnieć jej barwy i blasku, kiedy już się ją
widzi. Jest wspaniała. Te wszystkie mieniące się w niej odcienie
zieleni... Nie można jednak oczekiwać po głupcach, że docenią
prawdziwe piękno – Powiedział patrząc mu prosto w oczy widząc w
nich całą gamę emocji, którą uwielbiał widzieć, zatrzymując
wzrok na języku Greya który oblizał nerwowo wargi. Odwrócił
wzrok starając się ponownie skupić rysując kolejną runę na
obojczyku i ramionach.
Dla Arena to było zbyt wiele. Odnosił
nieodparte wrażenie, że jego serce już chyba nie zniesie więcej.
Czuł jak szybko, bardzo szybko bije, a właściwie tłucze mu się w
piersi. Rumieńce ani na moment nie schodziły mu z policzków, a
dotyk Toma zdawał się jeszcze bardziej palić jego skórę. Miał
ochotę wić się pod jego dłońmi, ale leżał w miarę nieruchomo,
mając świadomość, że każdy błąd może mieć znaczenie
katastroficzne. W tym momencie daleko mu było do uśnięcia. Zbyt
wiele wrażeń i bodźców odczuwał. Na koniec stwierdził, że jego
ciało ciało właśnie go zdradzało! Nie powinien tak intensywnie
reagować na dotyk tego dupka, a jednak... te dreszcze i wszystko
inne.
Jak dotąd nikt go tak nie dotykał i
to wszystko było nowe. No tak, był Abraxas, ale to było inne.
Zupełnie inne. Dlaczego jeżeli chodziło o tego cholernego dupka
zawsze wszystko było inne? Ręce Toma były teraz na jego klatce
piersiowej, kreśląc kolejną cholerną runę. „Ile ich tam
jeszcze było an tym rysunku?!” Starał się myśleć dosłownie o
wszystkim byle nie od dłoniach na jego ciele, jednak z realizacją
było o wiele gorzej. Gdy myślał o wywarze żywej śmierci i co
mógłby w niej zmienić nagle jego ciało przeszedł prąd a z jego
ust wyszedł krótki jęk. „Merlinie czy ten dźwięk wyszedł
właśnie od niego?!” Gorączkowo myślał automatycznie zakrywając
sobie usta, nie śmiąc teraz nawet patrzeć na Riddle'a.
Tom czuł się nieco skrępowany, gdy
musiał przejść z rysunkami na tors Arena. Emocje, które czuł
teraz w sobie, pożerały go od środka, a jakiś złośliwy głosik
w jego głowie podpowiadał, że chciałby dotykać więcej i więcej.
Nie tylko w miejscach, gdzie musiały być nałożone runy. Starał
się nie zerkać na twarz leżącego chłopaka i na lekko rozchylone
usta, po których od czasu do czasu przesuwał się język. Zmuszał
się do spokoju, kiedy czuł pod dłońmi dreszcze jakie przebiegały
przez ciało Greya. Reakcje tego drobnego ciała były wspaniałe i
coraz bardziej go pogrążały. Chciał szybciej skończyć, a z
drugiej strony chciałby to jeszcze bardziej przeciągnąć.
Kiedy tak walczył ze sobą pokrywając
kolejne części leżącego przed nim ciała symbolami czas mijał i
nagle okazało się, że pozostała na torsie do narysowania jedynie
runa na prawej piersi. Zajął się tym niezwłocznie i chyba trochę
nieuważnie, bo niebacznie trącił sutek leżącego chłopaka i jego
uszy zostały nagrodzone naprawdę przyjemnym dźwiękiem. Drgnął
silnie odczuwając niebywałe sensacje, a po kręgosłupie rozeszły
mu się przyjemne dreszcze. Ku własnemu zdumieniu Tom poczuł ciepło
na policzkach i wziął głęboki oddech starając się opanować.
Nie pamiętał, by kiedykolwiek się rumienił. Przymknął na moment
oczy, ponownie zbierając siły i przywołując strzępy opanowania.
Nie zamierzał mówić zielonookiemu chłopakowi o tym jak na niego
działa, bo z pewnością dodatkowo by go zestresował, a musieli to
wszystko doprowadzić do końca.
Postanowił przenieść swoje działania
na stopy chłopaka. Kolejność nanoszenia symboli nie była istotna.
Ważne było, by narysować je wszystkie. Rzeczywiście, to
podziałało odprężająco na Arena, chociaż wciąż miał napięte
mięśnie, ale też na niego samego. Emocje nieco opadły, a to
właśnie było celem. Riddle przesunął się wyżej na łydki, a
później na uda Greya.
Kiedy skończył, zostały już tylko
trzy rysunki na przodzie drobnego ciała, ale w najtrudniejszych
miejscach. Miejscach, które rozbiją znowu spokój zielonookiego
chłopaka i jego. Postanowił, zanim zacznie, uprzedzić Arena na
wypadek, gdyby nie zauważył, albo zapomniał o tych miejscach.
Łatwiej byłoby, gdyby chłopak zechciał współpracować chociaż
trochę. Tom przywołał resztki opanowania, trochę dziwiąc się,
że stać go jeszcze na spokój w głosie i powiedział, patrząc w
śliczne zielone oczy:
– Z przodu zostały jeszcze tylko
trzy symbole. Mam nadzieję, że trochę mi przy nich pomożesz.
Będzie łatwiej i szybciej. – oczekiwał, że to co powiedział
zabrzmiało wystarczająco zachęcająco, by zmobilizować Greya do
współpracy. Chwycił pergamin i wskazał te trzy miejsca
zielonookiemu obserwując, jak oczy chłopaka rozszerzają się w
szoku. Ewidentnie zapomniał o tych miejscach. Było to widać.
Znieruchomiał na moment przetrawiając informację, ale na koniec
skinął głową na potwierdzenie, co Riddle skomentował pozornie
lekko, by rozluźnić napiętą atmosferę: – Gdybyś zawsze tak
współpracował życie byłoby zdecydowanie prostsze.
– Działa to w obie strony. Jednak
odnoszę nieodparte wrażenie, że byłoby wtedy strasznie nudno.
Błagam miejmy to już z głowy – westchnął ciężko Aren
zginając nogę w kolanie, i unosząc ją lekko, by ułatwić Tomowi
dostęp do wymaganej wewnętrznej części uda.
Tom przysunął się bliżej, lądując
właściwie między jego nogami i poczuł, że serce mu przyspiesza,
a ubrania coraz bardziej zaczynają przeszkadzać. Odsunął na ile
się dało te myśli i lekko przytrzymując łydkę, by ułatwić
Arenowi utrzymywanie nogi w górze, drugą dłonią zaczął
nakreślać znaki. Po chwili zorientował się, że Grey coś szepcze
pod nosem, zaciskając mocno powieki. Niestety brzmiało to
niezrozumiale, a mogło być interesujące. Tom nie czuł się jednak
na razie na siłach mówić i wolał skupić się na rysowaniu. Po
dłuższym czasie skończył z tej strony i dotykiem dał Arenowi
znak, że czas na drugą nogę. Chwilę trwało, nim impuls dotarł
do zielonookiego Ślizgona i niema prośba została wykonana. Tom
zmienił nieco ułożenie własnego ciała, syknął, bo niewygoda
trochę dokuczała, westchnął cierpiętniczo w duchu, chwilę
zbierał strzępy opanowania znowu w zdumieniu stwierdzając, że
wciąż jest co zbierać i dotknął ponownie miękkiej, ciepłej
skóry skupiając się na zadaniu. Po chwili pracy pogratulował
sobie, że w tej sytuacji jeszcze jest w stanie trzeźwo myśleć.
Właściwie to miał przemożną ochotę pocałować ten skrawek
skóry, ale zdawał sobie sprawę, że zniszczyłby tym cały plan.
Zniszczyłby też Arena. Przerwanie przepływu mocy jest przecież
konieczne do tego, by przetrwał... dla niego. Pod koniec rysowania
symbolu dotarły do uszu Riddle'a ponowne szepty, ale zmusił się
żeby skończyć i dopiero wtedy zapytał:
– O czym myślisz?
– O sklątkach tylnowybuchowych,
eliksirach na czyraki i śluzie ślimaka.
Pierwsza nazwa kompletnie nic Tomowi
nie mówiła. Ogólnie jednak trochę go ubodło, że Grey woli
myśleć o tych wszystkich obrzydliwych z nazwy rzeczach, zamiast
skupić się na jego dotyku. Miał ochotę dać mu małą nauczkę,
która miała wskazać temu pięknookiemu impertynentowi, że nie
warto tak go ignorować. Odsunął się na stosowną odległość,
następnie złapał go szybko za obie kostki i pociągnął ku sobie
słysząc zaskoczone sapnięcie. Nie czekając już na nic usiadł na
kolanach Arena i chwycił lekko, ale zdecydowanym gestem za materiał
bokserek chłopaka. Już zamierzał je pociągnąć, gdy Aren chwycił
jego dłonie swoimi i drżącym głosem powiedział:
– S... sam to zrobię! I nie musiałeś
posuwać się do tego, żeby na mnie siedzieć. I tak nie mam jak
uciec choć przysięgam, że gdyby nie sytuacja z rdzeniem pewnie już
dawno by mnie tu nie było.
Aren mówił to, a równocześnie miał
świadomość, że zwyczajnie kłamał w żywe oczy. Cała ta
procedura i dotyk Riddle'a działały na niego jak narkotyk. Nie
planował nawet ucieczki. Jakoś w kąt schowała się nawet
świadomość, że ten dotyk wynikał z konieczności, że musiał go
przyjąć, bo inaczej groziła mu śmierć. Nie zamierzał jednak
tego ujawniać, ale prawdę mówiąc nie wiedział ile czasu jeszcze
da radę utrzymać jakąkolwiek, choćby minimalną kontrolę.
Mimo wszystko wciąż był
nastolatkiem. Owszem, zajętym ratowaniem cholernego magicznego
świata, ale to nie oznaczało, że nie miał swoich potrzeb
cielesnych. Nigdy dotąd w zasadzie nie interesowały go takie
rzeczy, a już zwłaszcza po czwartym roku. Teraz jednak chłonął
dotyk jak gąbka. Jak dotąd. Teraz wstyd mu było obnażać się tak
do końca, ale szybko przypomniał sobie, że to konieczność. Przez
chwilę leżał ciężko oddychając, a później zsunął bokserki,
dając Tomowi dostęp do swojego podbrzusza. Kiedy poczuł na sobie
jego place wstrzymał oddech i wyprężył się nieświadomie, a w
myślach zaczął powtarzać swoją rozpaczliwą mantrę: „ myśl o
sklątkach tylnowybuchowych, myśl o sklątkach tylnowybuchowych, są
ohydne,wredne złośliwe i paskudne... myśl... ”. Sapnął
rozpaczliwie czując palący, delikatny, rozkoszny, przyjemny dotyk.
To było jednak nad wyraz wrażliwe miejsce. Biodra Arena uniosły
się, wychodząc naprzeciw pieszczotom.
Dłonie Riddle'a na moment zamarły i
odsunęły się od chętnego ciała. Tom miał wrażenie, że za
chwilę już nie da rady, nie powstrzyma się. Gdyby Aren teraz na
niego patrzył, zauważyłby w oczach tylko pożądanie. Dobrze wobec
tego, że nie patrzył, bo faktycznie by uciekł i cały wysiłek
poszedłby na marne. Miał ochotę nie tylko muskać to ciało
rysując symbole, ale zacząć pieścić je i... dość... stop...
musi skończyć, żeby Aren przeżył... dla niego.
Jego oddech przyspieszył, kiedy
ponownie zbliżył dłonie do ciała zielonookiego chłopaka,
próbując skupić myśli na symbolu, który musiał skończyć. W
myślach gwałtownie przeklinał znajdującego się pod nim Ślizgona
za bycie tak bardzo pociągającym, tak kuszącym. Zwłaszcza w tym
momencie. To było w zasadzie zaskakujące. Nigdy nie interesowały
go inne osoby, a tym bardziej jakikolwiek kontakt z nimi. Oczywiście
okazało się, że był na świecie jeden wyjątek, który uwielbiał
łamać wszystkie zasady. Tom czuł się rozchwiany, bo nigdy dotąd
w całym swoim życiu nie przeżywał podobnych emocji tak
intensywnie.
Zmobilizował się na koniec ostatkiem
rozsądku i ukończył rysowany symbol dysząc ciężko i nie panując
już nad drżeniem rąk, ani nad kropelkami potu na czole. Później
na chwilę znieruchomiał zbierając siły, zagryzł wargę i z
wysiłkiem wstał odsuwając się od kuszącego ciała i przecierając
dłońmi spoconą twarz. Oceniającym wzrokiem, kontrolnie sprawdził
każdy ze znaków z zadowoleniem konstatując, że na szczęście nie
trzeba będzie niczego poprawiać i uśmiechnął się lekko z
zadowoleniem do wstającego również z łóżka zielonookiego mówiąc
szeptem, bo nie do końca ufał swojemu głosowi:
– Teraz tylko jeszcze dwa znaki na
łopatkach i jeden duży na środku pleców.
– To powinno być łatwiejsze –
zasapany i ochrypły głos Arena wskazywał na równie silne emocje.
Rysowanie znaków na plecach
dostarczało miłych doznań, ale nie tak intensywnych, dlatego szło
w miarę sprawnie i uspokoiło na szczęście wzburzone wody
rozszalałych emocji. Kiedy ostatnia kreska została postawiona, a
Tom po sprawdzeniu stwierdził, że wszystko jest w porządku,
nadszedł czas na wytłumaczenie Arenowi co dalej:
– Wszystko jest gotowe. Teraz
przejdziemy do dalszej części rytuału, bo właściwie można
nazwać to w pewnym sensie rytuałem. Będę stał za tobą
wypowiadając kolejne inkantacje. Jedną dłoń będę trzymał na
twoim ramieniu, by ułatwić przepływ magii, a druga różdżką
będzie dotykała tej dużej runy – mówiąc to nakreślił okrąg
różdżką na plecach Arena, obwodząc nim największą runę. –
Cały proces potrwa dość długo jak sądzę. Wszystko co musisz
zrobić, to zachować pełną świadomość. Nie możesz sobie
pozwolić na najmniejszą dekoncentrację, a już na pewno nie na
sen.
– Postaram się. Z pewnością pomoże
świadomość, że paraduję po twojej sypialni nago. Zresztą po
twoich wcześniejszych zabiegach... utrzymanie z dala senności
wydaje się nie być niczym szczególnym – słysząc te słowa Tom
lekko się uśmiechnął. Miał ochotę odpowiedzieć równie
otwarcie, ale z pełną świadomością powstrzymał się od tego.
Teraz raczej nie byłoby wskazane wyprowadzanie Arena z równowagi.
Dlatego też ograniczył się do sugestii, licząc na zrozumienie,
albo przynajmniej podrzucenie pożywki dla przemyśleń:
– Cieszą mnie te słowa i widoki. W
takim razie zaczynajmy. – Odparł słysząc ciche sapniecie
zaskoczenia z ust Arena na jego słowa.
Riddle jak zapowiedział, stanął za
Greyem różdżką dotykając dużego symbolu, i łapiąc lekko za
ramię chłopaka. Chwilę trwała cisza, którą poświęcił na
skupienie, po czym zaczął pierwszą inkantację. Aren nie potrafił
wyjść z podziwu słysząc powolne i dokładne słowa Toma w
nieznanej sobie mowie. Kolejne zaklęcia i inkantacje były równie
precyzyjne, mimo że czas mijał i z pewnością narastało
zmęczenie. Zauważył w pewnym momencie, że namalowane runy i
symbole, przynajmniej te, które widział nabierają barwy. Tuż po
narysowaniu były blade, a teraz stawały się coraz ciemniejsze.
Zaczynały przypominać tatuaże. Aren miał jednak nadzieję, że po
ukończeniu rytuału wszystkie te znaki i artystyczne dzieło Toma
zniknie. Nie ważne jak egzotycznie wyglądały, nie chciał ich
nosić dłużej niż to konieczne. Czuł w sobie magię Toma. Nie
wiedział czemu, ale jakoś tak miał wrażenie, jakby znał ją od
zawsze. Była przyjemna, uspokajająca. Głębiej wbita w ciało
różdżka drugiego chłopaka z pewnością miała być znakiem, że
powinien otrzeźwieć. Dopiero, kiedy otworzył oczy zrozumiał, że
zwyczajnie zaczął odpływać i ingerencja Toma uratowała go przed
zaśnięciem. Powtarzało się to jeszcze kilkukrotnie podczas całej
procedury. Kolejne inkantacje i obserwowanie, jak rysunki stopniowo
ciemnieją, aż do przybrania czarnego koloru miały usypiające
działanie.
Dochodziła północ. Aren czuł, że
powoli zbliżają się do końca. Wyczekiwał tego, bo powoli
zaczynało mu brakować interesujących tematów do rozmyślań i
coraz częściej musiał szczypać się w policzek, albo udo, by
wybić się ze snu. Rozmyślał już o eliksirach i zielarstwie, a
nawet o tym co działo się podczas rysowanie znaków. Toma nie
widział, bo ten stał za jego plecami, ale domyślał się, że po
tylu godzinach nieprzerwanego czarowania musiał być już
wyczerpany. Grey nigdy wcześniej nie miał do czynienia z taką
magią i zastanawiał się skąd Tom ją zna. Dotarło też do niego,
że będzie miał u Riddle'a naprawdę spory dług wdzięczności
jeżeli to się powiedzie. Chciał żeby się powiodło.
Nagle zorientował się, że wszystkie
znaki na jego ciele zaczynają coraz bardziej intensywnie lśnić
fioletowym blaskiem, a on sam stopniowo zaczynał czuć się coraz
lepiej. To było tak bardzo wyraźnie odczuwalnie, że westchnął z
ulgi i zadowolenia. Symbole zaczęły się teraz powoli rozgrzewać,
co było miłe, ale i kłopotliwe, zwłaszcza jeśli chodziło o
symbol na podbrzuszu. Trwało to parę minut, po czym znaki jaskrawo
błysnęły i zgasły. Tom w tym samym momencie puścił jego ramię
i odsunął różdżkę od pleców.
Aren powoli odwrócił się w jego
stronę, obserwując jak siada na łóżku dysząc ciężko i
starając się wyrównać i opanować oddech. Kiedy już trochę
wszystko wróciło do normy, Riddle zerknął na Greya i posłał mu
kąśliwy uśmiech, ale powiedział zupełnie poważnie:
– Jesteś pierwszą osobą, która
widzi u mnie oznaki wyczerpania magicznego. Tak sobie myślę, że
jesteś wyjątkiem. Inni pewnie by tego nie przeżyli.
– Oh, w to nie wątpię. –
uśmiechnął się w odpowiedzi Aren siadając obok niego. Zauważył
na skroni Riddle'a stróżkę potu i bez zastanowienia wyciągnął
dłoń by ją zetrzeć. Po fakcie zarumienił się lekko i
onieśmielony spuścił na moment wzrok zbierając odwagę, a później
szybko sięgnął po swoją koszulę, żeby czymś zająć ręce i
zaczął się powoli ubierać ku cichemu żalowi Toma, który głośno
stwierdził:
– Wygląda na to, że się udało.
Jak się czujesz?
– Jakby to ująć... doskonale. Tak
jak zawsze, zanim sięgnąłem po magię krwi. Co to w zasadzie było
za zaklęcie?
– Czarnomagiczne zaklęcie,
powodujące niszczenie rdzenia magicznego – spokojnie oznajmił
Tom, ale widząc zszokowane spojrzenie Arena dodał: – spokojnie
twój rdzeń jest oczywiście cały. Ten odpowiadający za magię
krwi również zresztą. Dzięki runom udało mi się ukierunkować
zaklęcie tylko na nici oplatające główny rdzeń magiczny, jednak
musiałem być bardzo ostrożny i odpowiednio, w takich samych
odstępach czasu używać kolejnych inkantacji. To właśnie czas
odgrywał tu główną rolę. Moja magia była silniejsza, dzięki
czemu udało się odeprzeć te żarłoczne macki. Chcę jednak, żebyś
jutro był czujny i obserwował, czy nic się nie zmienia.
Aren pomyślał sobie, że chociaż
zdawał sobie sprawę z faktu, że Tom jest potężny magicznie, to
chyba i tak nie doceniał jego mocy. Szczerze wątpił by ktokolwiek
z uczniów w szkole był w stanie przez tak długi czas nieprzerwanie
czarować. W tej chwili zdał sobie również sprawę z tego, że
Riddle musiał mieć bardzo rozwinięty rdzeń magiczny odpowiadający
za czarną magię. Te wszystkie myśli przemknęły Arenowi
błyskawicznie przez głowę, po czym zebrał się na odpowiedź:
– Dziękuję za wszystko. Byłoby
kiepsko, gdybym faktycznie zapadł w śpiączkę.
– Cóż, jest pewna rzecz, którą
możesz dla mnie wkrótce zrobić. – uśmiech na twarzy Toma
wzbudził czujność Greya:
– Co takiego? Jeżeli chodzi o
jakiekolwiek informacje to zapomnij, nie mogę tego zrobić.
– Odbiorę tę przysługę w
Durmstrangu. Nie musisz teraz zawracać sobie tym głowy.
Brzmiało to co najmniej podejrzanie.
Jednak Aren skinął głową, zastanawiając się dlaczego dopiero
podczas Turnieju Trójmagicznego. Nawet nie próbował o to pytać,
domyślając się, że jasnej odpowiedzi i tak nie dostanie. Spojrzał
na swoje bose stopy, widząc ciemne linie rysunków, które nie
zniknęły. Marszcząc brwi dotknął ich czując pod skórą
niewielkie wybrzuszenia. Nie zdążył jednak zadać pytania, bo Tom
stwierdził:
– Kiedy twoja magia całkowicie się
ustabilizuje znikną. Choć muszę przyznać, że chyba będę
żałował. Nawet ci pasują.
– Ile to się będzie utrzymywać?
– Zakładając szybką poprawę,
jutro nie powinno być po nich śladu. Będą stopniowo blaknąć.
Nalegam jednak, żebyś tą noc spędził tutaj. To była bardzo
skomplikowana magia i wolę mieć pewność, że nie wystąpią żadne
anomalia.
– Czy to naprawdę konieczne?
– Wolisz, by inni dowiedzieli się do
czego tutaj doszło? Narazisz nie tylko siebie, ale również i mnie.
W końcu ty praktykujesz magię krwi, a ja czarną.
– Nie ważne. Nie było pytania –
oznajmił spokojnie Aren, kładąc się na jednej części łóżka.
Obserwował jak Tom gasi światła,
pozostawiając tylko dwa po obu stronach łóżka i zastanawiał się
co powie jutro Abraxasowi. Prawdziwa wersja zdarzeń nie wchodziła w
grę. Choćby ze względu na... odczucia. Kiedy tylko o tym pomyślał,
rumieńce wystąpiły mu na policzkach. Odwrócił się w stronę
Toma, który akurat ściągał szatę i dalej w takiej samej
kolejności jak jego rozbierał, systematycznie zdejmował kolejne
ubrania. Na ten widok Arenowi zaschło w ustach. Nie potrafił jednak
odwrócić wzroku. Ciało Toma było wspaniałe po prostu. Sprężyste,
wyraźnie zarysowane mięśnie, smukła sylwetka. Wyglądał dosyć
mistycznie w panującym półmroku. Kiedy zielone spojrzenie
dowędrowało do twarzy Toma okazało się, że oczy Riddle'a patrzą
wprost na niego, a na ustach błąka się uśmieszek. Cichy głos
podkreślał jedynie aurę tajemniczości i rosnącego napięcia,
które Aren zupełnie niedawno poznał:
– Podobają ci się widoki?
– Co? – Odpowiedział zaskoczony
słysząc cichy głos Riddle'a, który brzmiał dla niego naprawdę
erotyczne, po chwili jednak się ogarnął i odwrócił wzrok
ponownie zawstydzony nie mając śmiałości by ponownie obserwować.
Choć słyszał szelest kolejnych ściąganych ubrań i kusiło
niemiłosiernie. Dopiero gdy poczuł jak łóżko się ugina
delikatnie pod ciężarem drugiego ciała spojrzał, widząc jak Tom
wsparty na łokciu wyraźnie na coś czeka
– Mam ci znowu pomóc w rozbieraniu?
Chyba nie zamierzasz spać w ubraniach? – kpiący uśmiech był
obliczony wyraźnie na podrażnienie drugiego chłopaka, który po
chwili wahania podjął to wyzwanie, ale poprosił:
– Zasłoń oczy.
– Słucham?
– Prosiłem, żebyś zasłonił na
moment oczy.
– Naprawdę po tym wszystkim wciąż
się wstydzisz? Widziałem prawie każdy cal twojego ciała i to w
dodatku w pełnym świetle, mało tego...
– Nie mów tego! Nie chcę więcej
słyszeć! – Krzyknął spanikowany Aren, a Tom z irytującym
uśmiechem na ustach, przesłonił sobie ramieniem oczy.
Grey szybko wyskoczył z łóżka,
błyskawicznie rozbierając się do bielizny. Kiedy wieszał ubrania
na krześle usłyszał od strony łóżka chichot, który po chwili
przerodził się w czysty, wesoły śmiech. Aren wsłuchał się w
ten śmiech, który go po prostu oczarował. Jak dotąd nie było mu
dane usłyszeć szczerego, miłego i radosnego śmiechu Toma. Dopiero
po dobrej chwili
dotarła do niego irracjonalność,
zabawność sytuacji i sam zaczął się również śmiać. W końcu
uspokoili się obaj i Aren położył się obok Riddle'a plecami do
niego i na samym końcu łóżka. Milczeli obaj i właściwie nie
wiadomo kiedy Grey wsłuchany w spokojny oddech Toma zasnął.
Czerwonooki chłopak obserwował
dłuższy czas plecy Arena, początkowo spięte jednak po jakimś
czasie już rozluźnione co sugerowało, że najwidoczniej zielonooki
chłopak zasnął. Mógł czuć się zmęczony. To był ciężki
dzień.
Pomimo zmęczenia Tom nie mógł
zasnąć. Dlatego starał się uporządkować emocje, które się w
nim gnieździły. Było to uciążliwe. Nie miał wprawy. Dotąd nie
bardzo je zgłębiał i nie przejmował się nimi. Teraz jednak
musiał rozprawić się z tym kłębiącym się siedliskiem myśli,
bo inaczej wkrótce to wszystko obróci się przeciwko niemu. Nie
miał co do tego żadnych wątpliwości. Zbliżał się Turniej.
Osoby, które były uczestnikami, będą silnymi przeciwnikami.
Zwłaszcza pewna dwójka. Nie mógł pokazać żadnej słabości. Nie
mógł popełnić żadnego błędu. A tymczasem Aren był... no
właśnie kim?
Pociąg do Greya od początku zdumiewał
nawet samego Toma. Przekroczył już wszelkie normy, a na pewno ramy
przewidziane dla zwykłego zainteresowania. Nie potrafił nie wodzić
za nim wzrokiem, szukać informacji czy też zwyczajnie obserwować.
A kiedy zaczął w końcu powoli nawiązywać z zielonookim
chłopakiem bliższą relację, nawet z początku biegnącą w złą
stronę, pociąg wzrósł. Kiedy Aren troszkę się przed nim
odsłonił, to praktycznie... przepadł. A teraz... nie było już
odwrotu jak zdał sobie sprawę. Aren stał się dla niego kimś
więcej niż zwykłym współdomownikiem. Dużo więcej. Czuł to
gdzieś tam w sobie.
Zielonooki nie tylko był bystry i
czarujący. Właściwie jedynie ten chłopak ze wszystkich ludzi
dotąd napotkanych reagował na niego... tak intensywnie. Nie
przywykł do tego. W tych zielonych oczach nigdy nie widział
strachu, kiedy na niego patrzyły. Zawsze obserwował w nich
ciekawość, zainteresowanie, a czasem nawet zachwyt. Aren był
niepowtarzalny. W kontaktach z nim, w momentach, kiedy inni już
dawno by uciekali, on zawsze stawiał mu czoła. Było to godne
podziwu, bo przecież ten chłopak nie mógł korzystać z magii. Nie
miał w sobie magii, ale się przed nim nigdy nie ugiął. Nie uginał
się przed żadnym problemem, ani człowiekiem.
Na takich rozważaniach minął Tomowi
długi czas. Aren w tym czasie odwrócił się we śnie na plecy.
Riddle usiadł, przyglądając się jego spokojnej twarzy i nagiej
klatce piersiowej wciąż ozdobionej runami. Na samo wspomnienie jak
te znaki powstały czuł przyspieszone bicie serca. Był przekonany,
że oczy mu błyszczą. Na twarzy miał lekki uśmiech, ale teraz,
kiedy Aren spał, nie musiał tych wszystkich objawów maskować.
Ponownie poczuł palenie policzków, kiedy przypomniał sobie jak
Aren reagował na jego dotyk. Tym sposobem dotarł myślą do
momentu, kiedy Grey powiedział mu o czym myśli i nagle doznał
oświecenia. Był w błędzie. Już wiedział dlaczego zielonooki
Ślizgon rozmyślał w takim momencie o tych wszystkich
obrzydliwościach...
Na twarzy Riddle'a pojawił się dużo
szerszy, radosny uśmiech. Czyli jednak Aren intensywnie odczuwał
jego dotyk. Doceniał jego działania. Szkoda tylko, że ponownie nie
jęknął. To był bardzo pobudzający dźwięk w jego wykonaniu.
Wzrok Toma zatrzymał się na lekko
rozchylonych ustach Greya. Myślał już o nich wcześniej. Wtedy,
kiedy wpadli na siebie na korytarzu. Dosyć często wracał do tego
momentu myślami. Następnej okazji pewnie nie będzie, skoro w tym
tygodniu wyruszają do Durmstrangu. Dlatego może jednak spróbować...
lekko dotknął policzka śpiącego chłopaka namyślając się
jeszcze przez chwilę. Widocznie jednak się zdecydował, bo w
następnym momencie pochylił się nad Arenem i złożył na ustach
śpiącego pocałunek. Początkowo miało to być tylko muśnięcie
warg, ale przedłużyło się trochę. Pocałunek ujawnił
czerwonookiemu Ślizgonowi, że wargi chłopaka były bardziej
miękkie niż to sobie wyobrażał. Najbardziej zdumiało go, że
kiedy tylko oderwał się od tych ust, pojawił się na nich słodki,
delikatny uśmiech. Tom również się uśmiechnął wstając z
łóżka i podchodząc do biurka. Wyciągnął z ukrytej skrytki
myślodsiewnię i dziennik, w którym pisał ze swoim Przeznaczonym.
Myślodsiewnię postawił na biurku, a nad dziennikiem chwilę się
zastanowił. W końcu odłożył go do skrytki decydując, że nie
będzie mu potrzebny w czasie Turnieju i zostanie w Hogwarcie.
Wrócił do magicznego artefaktu,
sięgnął do swojej głowy po wspomnienie tego całego procesu
leczniczego włącznie z pocałunkiem i umieścił je w myślodsiewni.
Łagodne spojrzenie jakim chwilę później obdarzył śpiącego na
łóżku Greya zdumiałoby niejednego. Co prawda musiał to zrobić,
ale równocześnie odczuł gdzieś w sercu żal z tego powodu.
***
Grey obudził się następnego dnia
wypoczęty. Riddle'a nie było w pokoju, a na śniadaniu zachowywał
się jak zwykle. Aren odczuł z tego powodu ulgę. Stwierdził, że
widocznie tylko on przejmował się tak bardzo tym co działo się w
trakcie przygotowań do leczenia. Może i byłby się przekonał do
teorii, że to nic nie znaczyło, gdyby nie przeczucie, że jednak
coś się zmieniło w jego postrzeganiu Toma i odwrotnie.
Abraxas przez pierwsze dwa dni
obserwował go czujnie. Kiedy wreszcie przekonał się, że wszystko
z nim w porządku, dał sobie spokój. Poproszony przez Arena, żeby
nie zadawał pytań o spotkanie z Tomem, zgodził się na to.
Oczywiście nie oznaczało to, że nie chciałby wiedzieć jak
przebiegało wszystko w pokoju Toma.
Do spotkania z Tomem poświęconego
uczestnikom Turnieju doszło pewnego dnia w bibliotece. Rozmowa
trwała dość długo. Aren dowiedział się wielu nowych rzeczy.
Mniej o uczestnikach, a więcej o samym Durmstrangu. Generalnie
Riddle nie był jak się zdaje zbyt zadowolony z tego, że nie
potrafił wiele powiedzieć o przeciwnikach. Grey stwierdził bowiem,
że musi po prostu ich zobaczyć, ocenić jak się zachowują,
posłuchać jak mówią, poznać osobiście. Wtedy ich oceni. Według
niego ciężko jest ocenić człowieka po opisie, ocenach, korzeniach
rodziny, czy uwagach o tym z kim się przyjaźni.
Z Abraxasem Aren spędzał w tamtych
dniach niewiele czasu, bo blondyn bardzo często ćwiczył z Riddle'm
zaklęcia i różne sposoby walki. Sam też miał sporo zajęć.
Pracował nad eliksirami, spotykał się w celach naukowych i na
sesjach trucicielskich z Beerym i ćwiczył animagię.
Wznowił swoje ćwiczenia animagiczne w
Pokoju Życzeń. Właściwie musiał zaczynać wszystko na nowo. Za
pierwszym razem nawet nie udało mu się przemienić. Kolejne dwa
były porażką o tyle, że kiedy się obudził, niczego nie
pamiętał, a wokół panował istny chaos. Doszedł do wniosku, że
chyba musi popracować nad zachowaniem kontroli nad ciałem i umysłem
jeszcze przed przemianą, by utrzymać je po niej. Był to dobry
pomysł, chociaż realizacja była kulawa, bo Orion widocznie coś
zaczął podejrzewać.
***
Nadszedł dzień, w którym mieli udać
się wraz z dyrektorem do Durmstrangu. Od rana tak Aren, jak i
Abraxas, a zapewne i Tom pakowali ostatnie rzeczy i sprawdzali, czy
nic nie zostało zapomniane.
– Jak myślisz czego jeszcze nie
zabrałem? – zapytał Abraxas obserwując to, co powinien jeszcze
zmieścić w kufrze.
– Patrząc na tą stertę ubrań
zastanawiam się, czy cokolwiek jeszcze zostało tutaj – zaśmiał
się Aren, równocześnie wkładając do kufra Agresję, a później
jeszcze kilka ubrań i parę innych przyborów oraz książek, które
uznał za przydatne.
– Nie będzie problemów z
przewiezieniem tej książki?
– Orion ją zapieczętował, więc
nie powinna sprawiać problemów. Avery za to zbadał ją pod kątem
przedmiotów czarnomagicznych. Nie wykazuje zupełnie nic. Dlatego
postanowiłem, że jednak ją wezmę. Może się przydać.
Grey zamknął wreszcie kufer rzucając
wokół kontrolnie okiem. Nie widać już było niczego, co powinien
wziąć. Krótko się zastanowił, ale stwierdził, że nie powie
Abraxasowi, że Orion zanim opieczętował wielkie tomiszcze wymusił
na nim obietnicę, że w najbliższym czasie opowie mu o tej książce.
Był przy tym bardzo zasadniczy i widać było, że cierpliwość mu
się skończyła. Aren nie opierał się, ponieważ miał pełną
świadomość jak wiele zawdzięcza Black'owi. Zresztą i tak długo
już odwlekał tą chwilę. Miał już przygotowane co chciał
opowiedzieć, a czego absolutnie nie.
Kiedy chciał ogłosić, że już
skończył usłyszał od strony drzwi wejściowych głos Edgara:
– Aren, Beery cię szukał. Mówił,
że jak cię spotkamy mamy przekazać, że czeka na ciebie w
cieplarni.
Zielonooki chłopak przyjął tą
wiadomość lekkim skinieniem głowy i głośnym podziękowaniem.
Doskonale wiedział po co profesor go wzywał. Od kilku już dni
przeprowadzali „trucicielskie testy”. Efekt jak dotąd był
zawsze taki sam. Trucizny nie działały. Z pewnością to wezwanie
oznaczało kolejną toksynę do sprawdzenia. Aren w duchu przygotował
swoje kubki smakowe na jakąś zapewne mało smaczną roślinę, czy
też miksturę.
Po wyjściu Arena, Avery rozłożył
się na łóżku i z zainteresowaniem zaczął obserwować wyczyny
Malfoya, który za pomocą magii układał stertę ubrań
pomniejszając większość z nich. Kiedy skończył z nimi zajął
się książkami. Te potraktował również zaklęciem
zmniejszającym. Na końcu zaczął wkładać arenowe półwytwory i
ukończone eliksiry. Nie było tego dużo, ale zielonooki Ślizgon
nie zmieścił ich już u siebie. Po pewnym czasie Edgar nie
wytrzymał i zapytał:
– Przygotowany na Turniej? Ostatnio
dosyć intensywnie trenowałeś z naszym Panem. Zakładam, że to
musiało być trudne.
– Nie koniecznie. Treningi były
przeprowadzane na wypadek rozmaitych nieoczekiwanych zdarzeń, które
zapewne nastąpią podczas Turnieju. Uznaliśmy, że musimy być na
to gotowi. Obmyślaliśmy różne strategie na takie właśnie,
zaskakujące sytuacje. Poza tym przemyśleliśmy i przeanalizowaliśmy
kilka możliwych wariantów w jakich może odbywać się Turniej w
systemie drużynowym. To było trudne, ale nie niemożliwe.
– Widzę, że wzięliście się za to
bardzo poważnie. Tak sobie jednak myślę, że praca z Tomem w tych
sprawach była pewnie łatwiejsza dla ciebie. Riddle musiał jak
sądzę uwzględnić fakt, że nie może cię za bardzo skrzywdzić
skoro tworzycie drużynę.
– Taaa... zapewniam jednak, nie było
prosto. Przecież wiesz jaki jest wymagający. To frustrujące.
Zawsze kiedy myślę, że świetnie mi idzie, sprowadza mnie do
parteru i bezlitośnie wytyka błędy.
– To do niego takie podobne. Oh to
już pora obiadu. Idziesz?
– Idź przodem. Zaraz do ciebie
dołączę, tylko uporam się do końca z tym pakowaniem.
Malfoy został sam w dormitorium i na
moment przymknął oczy z ulgą, delektując się ciszą i
samotnością. Ostatnie dni były intensywne. Starał się dokonać
jak najwięcej, by jak najlepiej móc chronić Arena. Zaryzykował
nawet i skierował prośbę do Toma o szkolenie pod jego nadzorem. Na
pytanie o powód, jako argument podał chęć pomocy Greyowi. Kiedy
tylko o tym wspomniał, zobaczył coś dziwnego w oczach ich Pana.
Nie zdążył tego odczytać, ale podświadomie poczuł przez ułamek
sekundy zagrożenie. To bardzo szybko minęło, ale był pewien, że
się nie pomylił. W rezultacie jego argument został zaakceptowany,
ale w czasie treningów, a raczej w międzyczasie został szczegółowo
wypytany o nagłe ocieplenie się jego stosunków z Arenem. Nie
wdając się w detale i nie opowiadając o szczególnych warunkach w
jakich doszło do rozmowy wyjaśnił Tomowi, że w końcu udało mu
się zmusić zielonookiego by wysłuchał jego wersji wydarzeń.
Poinformował, że na końcu przeprosił, a Aren mu wybaczył. Po tak
oszczędnym przedstawieniu sytuacji spodziewał się zalewu pytań,
ale Tom tylko kiwnął ze zrozumieniem głową i nie wracając
więcej do tego tematu zajął się tym po co on, Abraxas tam
przyszedł, czyli treningiem. Sprawa zielonookiego Ślizgona nie
wróciła już nigdy na forum dyskusji między nimi.
Blondyn otworzył oczy, westchnął i
rozejrzał się powoli. Wydawało się, że zabrał już wszystko
czego potrzebował. Na wszelki wypadek przejrzał jeszcze raz
wszystkie swoje skrytki zabezpieczone magicznie. Kiedy otwierał
jedną z nich zdziwił go widok książki do mugoloznastwa.
Zmarszczył brwi w zamyśleniu. Nie przypominał sobie, by ją tam
chował. Nie bardzo też wiedział po co miałby to robić. To
przecież tylko podręcznik i to nie najważniejszy. Pokręcił w
niedowierzaniu głową i sięgnął po niego, próbując otworzyć.
Na próbowaniu się skończyło. Książka ani drgnęła. Dopiero ten
fakt otworzył jakąś przegródkę w jego umyśle i nagle nadeszło
zrozumienie co takiego trzyma w rękach. Zupełnie zapomniał o tym
przeklętym dzienniku. Schował go dokładnie, ale na wszelki
wypadek, gdyby komukolwiek przyszło na myśl grzebać w jego
rzeczach, rzucił na niego zaklęcie maskujące. Jak mógł o nim
zapomnieć. Minęło już tyle czasu... zdawał sobie doskonale
sprawę z faktu, że nie może go oddać teraz ot tak. Kiedy tylko o
tym pomyślał poczuł ból, jaki z pewnością zadałby mu ich Pan.
Kara byłaby dotkliwa. Nie, nie mógł tego zrobić, ale zostawiać
go tutaj też nie było bezpiecznie. Po krótkim zastanowieniu
Abraxas sprawdził, czy dziennik nie reaguje na zaklęcia wykrywające
czarną magię, po czym owinął go w jeden z szalików i schował w
jednej z ukrytych w kufrze kieszeni, postanawiając, że najlepszym
miejscem do pozbycia się tego ciężaru będzie zdecydowanie
Durmstrang.