Ok, teraz jeszcze informacje odnośnie rozdziału 7:
~ 15 lutego - 3 marzec, nie ma mnie w kraju i nie będę miała możliwości w tym czasie pisać.
~ zaczęłam już pisać rozdział 7 i ... zapomniałam go wrzucić na pendrive'a a do końca marca siedzę u swojego w stolicy. Szlag mnie trafił i muszę zacząć ponownie, ale bez obaw dostaniecie rozdział w marcu, postaram się o to.
Dziękuję Mato za jej cudowną betę. A teraz zapraszam do czytania
Rozdział
6: Magia krwi
Harry wyczuł
zbliżające się kłopoty kiedy zobaczył z daleka swoich
przyjaciół, żywo rozmawiających obok portretu Grubej Damy.
Zauważył również mapę Huncwotów w rękach Hermiony, co nie
poprawiło mu humoru. oznaczało to, że odkryli jego wizytę w
Zakazanym Lesie. Poza tym, skoro mieli mapę, to musieli zabrać ją
z jego kufra. Dobrze, że dziennik zawsze nosił przy sobie … Szedł
nie śpiesząc się w ich kierunku myśląc „... zaraz się zacznie
… Hermiona zacznie wykład, Ron będzie jej przytakiwać, a mi
pęknie głowa od tego gadania ...”. Zauważyli go w końcu i
okazało się, że niewiele się pomylił:
- Harry!
Wytłumacz mi gdzie ty się podziewałeś!? - Powiedziała Gryfonka
podniesionym głosem.
- Byłem na
zewnątrz, zaczerpnąć świeżego powietrza, to wszystko – odparł
niewinnie.
- A powiedz nam
gdzie byłeś zaczerpnąć tego powietrza? Sprawdzaliśmy z Ronem
mapę i kiedy w końcu pokazał się punkt z twoim imieniem, okazało
się, że wychodzisz z Zakazanego Lasu, możesz nam to wytłumaczyć?
- kontynuowała Hermiona.
- Tak, byłem na
spacerze i nie, nie byłem w środku Zakazanego Lasu, tylko na jego
obrzeżach. To nic takiego i nikomu tym nie zaszkodziłem, więc nie
rozumiem twojego zdenerwowania. - Harry spokojnie odpowiedział nie
okazując irytacji.
- Martwiliśmy
się o Ciebie Harry, zrozum ... I nie powinieneś chodzić nawet po
obrzeżach Zakazanego Lasu, bo to wciąż jest niebezpieczne!
Zwłaszcza po zmroku. Co by się stało, gdyby zaatakowało cię
jakieś magiczne stworzenie?
- Hermiona ma
rację stary. Co jakby Aragog ponownie cię zaatakował? Pamiętasz,
że wtedy ledwo uszliśmy z życiem. - Ron postanowił wyraźnie
wesprzeć Hermionę.
- Tak, pamiętam
... Tylko nie pamiętam dlaczego wtedy poszliśmy za tymi pająkami
... - Harry zamyślił się i wymamrotał jakby do siebie.
- Och ... To było
wtedy kiedy Miona była … auu ... – Ron przerwał dość nagle,
kiedy Hermiona uderzyła go mało dyskretnie łokciem w żebra, co
wydawało się Harry'emu aż za bardzo podejrzane.
- Wtedy
pokłóciliśmy się, a Ron chciał mi udowodnić jaki to jest
odważny i dlatego poszliście za tymi pająkami, gdybym wiedziała
jak to się skończy w życiu bym mu nie zarzuciła tchórzostwa …
- Hermiona starała się szybko jakoś wyjaśnić i zamaskować
potknięcie Rona, ale mało przekonywająco. Dla Harry'ego było
jasne, że przyjaciółka kręci. Nie był z tego zadowolony, ale na
razie postanowił nie drążyć tego tematu. Coś było wyraźnie nie
tak, zdecydował jednak, że będzie rozwiązywał problemy
stopniowo, po kolei. A ten póki co, nie był jego priorytetem,
dlatego nie okazał złości i odpowiedział:
- Nie pamiętam w
sumie tego dokładnie, ale skoro tak mówisz pewnie tak było. –
Harry uśmiechnął się nawet. Po czym dodał wyciągając rękę. -
Czy mogę dostać z powrotem mapę?
Gryfonka oddała
mu spuściznę Huncwotów, co go trochę uspokoiło. Wrócili do
pokoju wspólnego, gdzie Harry dał się namówić na krótką rundkę
szachów czarodziejów, później pożegnał się z przyjaciółmi i
udał się do dormitorium. Nie czuł się za bardzo śpiący, ale
podejrzewał, że jak dłużej zostanie w towarzystwie Rona i
Hermiony to w końcu wybuchnie, a to nie byłoby dobre wyjście. Coś
przed nim ukrywali, zresztą nie tylko oni byli w to wplątani ...
ten skrzat też nie zachowywał się normalnie, nawet jak na skrzata.
Harry próbował zmusić umysł do pracy:.„... Pomyśl co zdarzyło
się na drugim roku. No, dalej … cokolwiek ...” starał się
sobie przypomnieć. Pamiętał, że przejście na peron było
zablokowane więc wzięli latający samochód ojca Rona i rozbili się
o wierzbę bijącą ... Ten sam samochód pomógł im również,
kiedy uciekali przed zgrają pająków ... Pamiętał nowego
nauczyciela, Lockhart'a, no tak, beznadziejnego nauczyciela. O tak,
Harry nie zapomniał także, że założył Klub Pojedynków i
walczył z Malfoy'em ... Wygrał z nim, tego był pewien, tylko
dlaczego nie pamiętał przebiegu tego pojedynku? ...”. Nie
zgadzało się sporo rzeczy, a im bardziej wysilał się, by
cokolwiek sobie przypomnieć, tym bardziej bolała go głowa. Było
dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy skończył rozmowę ze
Zgredkiem. Wniosek był jeden, na drugim roku musiało się stać coś
naprawdę ważnego! Wyraźnie też ktoś próbował ingerować w jego
pamięć, to nie jest możliwe, by miał aż takie luki, był teraz
już przekonany, że wymazano mu niektóre wspomnienia … „...
Tylko dlaczego? Kto mógłby na tym zyskać? ...” Tak naprawdę
znał odpowiedź. Może nie chciał sam przed sobą przyznać, że
zna … nie chciał podejrzewać Dumbledora, ale nikt inny nie mógł
maczać w tym palców i tylko on mógł rzucić tak potężne
zaklęcie zapomnienia. Harry doszedł w końcu do kolejnego wniosku
jaki wyniknął z tej sytuacji, Nie powinien ufać już nikomu ...
niestety. Podjąwszy taką decyzję, Gryfon zasnął spokojnie.
Dziś był wielki
dzień, nawet wczorajsze wydarzenia nie były w stanie tego przyćmić.
Harry miał nadzieję, że informacje, które dziś uzyska, pozwolą
mu poznać tajemnice dziennika. Jeszcze tylko dwie lekcje! Nie
zamierzał pozwolić, by nawet ostatnie w tym dniu eliksiry zepsuły
mu humor, niech Snape mówi sobie co chce, będzie tak spokojny, że
nie ma szans żeby dostał szlaban!
- Stało się coś
dobrego? - Zainteresował się Ron. – Wydajesz się być od rana w
świetnym humorze.
Harry spodziewał
się takiego pytania, więc już podczas śniadania przemyślał taką
odpowiedź, aby żadne z jego przyjaciół nie podejrzewało go o
nic.
- Myślę, że
tak ... ale przekonam się o tym dopiero jak wrócę. – Harry
wyszczerzył się do przyjaciela.
- Kompletnie nie
rozumiem Harry, o czym ty mówisz? - Ron wydawał się być nieco
zagubiony.
- Noo ... O mojej
dzisiejszej randce w Hogsmeade, zapomniałeś? – Gdy tylko to
powiedział, usta Rona wygięły się w wielkie „o”, przez co
wyglądał naprawdę komicznie, Harry nie mógł się powstrzymać i
parsknął śmiechem, ale szybko się opanował, kiedy zauważył
karcące spojrzenie profesora.
- Żartujesz
prawda? Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś. – Szepnął
Ron z wyrzutem.
- Wiesz ... to
nie było tak do końca pewne ... Wcześniej też nie dała rady, bo
wiesz, pracuje w weekendy, a jutro ma wolne więc … - Harry
przerwał obserwując reakcję Rona, który po raz kolejny zrobił tą
samą minę.
- Chcesz mi
powiedzieć, że ona jest starsza od nas?! Gdzieś ty ją poznał ?!
- Ron był wyraźnie zaskoczony i podekscytowany równocześnie,
teraz wystarczyło tylko przekonać go do współpracy. Plan miał
szanse powodzenia.
- Obiecuję ci,
że opowiem wszystko jak wrócę, tylko mam prośbę. – Harry
spojrzał w kierunku Hermiony, która siedziała w pierwszej ławce z
Lavender. Ron podążył za jego spojrzeniem, a Harry tymczasem
kontynuował: – Widzisz ... pewnie Hermiona nie poparłaby tego, że
spotykam się ze starszą od siebie dziewczyną, a w zasadzie już
kobietą, dlatego chcę byś mnie krył. Powiedz cokolwiek, byleby
nie przyszło jej na myśl, że ma mnie szukać. – Poprosił
błagalnie, w reakcji na co Ron przez moment patrzył na niego w
milczeniu. Harry sądził nawet, że jednak nic z tego, ale po chwili
na twarzy Rona zagościł uśmiech i Harry był już pewien, że ten
problem ma z głowy.
- Możesz na mnie
liczyć Harry, Kiedy masz zamiar iść do Hogsmeade?
- Myślę, że
najlepiej podczas obiadu. Wtedy wszyscy są obecni w Wielkiej Sali i
jest mała szansa natknąć się na kogoś na korytarzach.
- Rozumiem,
postaram się coś wymyślić, by Hermiona nie nabrała podejrzeń,
ale potem masz mi wszystko opowiedzieć. Och ... i przy okazji jakbyś
mógł kupić coś z Miodowego Królestwa byłoby wspaniale i ... tak
teraz myślę, że piwo kremowe też byłoby niezłe … -
Zaproponował Ron, a Harry'emu jego warunki nie wydały się zbyt
trudne do zrealizowania.
- Możesz na mnie
liczyć! - Harry poczuł się przez chwilę jakby nie było kłamstw
w ich przyjaźni. Szkoda, że to była tylko iluzja ...
Zaklęcia
skończyły się i podbiegła do nich Hermiona ciągnąć za sobą
Lavender, która spojrzała na Harry'ego z lekkim niepokojem.
- Dziś mamy
przechlapane na eliksirach! Słyszałam od Lavender, że każdy kto
miał miał lekcje ze Snape'em wychodził z nich niemal z płaczem. -
Powiedziała Hermiona szybko, a chłopcy spojrzeli na siebie z
niepokojem. Harry miał tylko nadzieję, że mimo tych przeciwności,
nie da się sprowokować i nie zarobi szlabanu ...
Severus Snape był
z reguły człowiekiem spokojnym i opanowanym, lubił dręczyć
uczniów, którzy lekceważyli jego przedmiot, a szczególnie
wszelkich Gryfonów. Niestety tym razem nie przewidział i
zlekceważył kretynizm i niezdarność Puchonów. „... Cholerny
Anthony Ross, jak śmiał stłuc eliksir Pottera! Co z tego, że
durny chłopak zemdlał kiedy skończyłem na niego wrzeszczeć.
Niech tylko Pomfrey jeszcze raz wspomni o moim nieodpowiedzialnym
zachowaniu to sama będzie warzyła lecznicze eliksiry! ...”
Postrach Hogwartu przeklinał w myślach czekając na ostatnie lekcje
ze swoim domem i Gryfonami. Kiedy uczniowie zaczęli powoli schodzić
się na zajęcia, wypatrywał wzrokiem Pottera. Ten szedł jak zwykle
z głupkowatą miną razem z Weasley'em. Uczniowie zajęli już swoje
miejsce, a Snape, wyczulony na ich reakcje, wyraźnie widział, że
Gryfoni są spięci. To niesamowite jak plotki szybko się rozchodzą.
Nauczyciel uśmiechnął się krzywo i mierząc uczniów złowrogim
spojrzeniem zaczął:
- Dziś uwarzymy
wywar żywej śmierci ... - Zaczął powoli, jednak zanim zdążył
dokończyć wypowiedź, zauważył rękę Granger podniesioną w górę
– Czy jest coś aż tak ważnego panno Granger, że przerywasz mi
lekcję? - Wysyczał mało przyjaźnie, a dziewczyna nieco skuliła
się jednak odpowiedziała na pytanie.
- Profesorze
przecież na ostatnich zajęciach warzyliśmy ten eliksir i …
- I gdybyś aż
tak bardzo nie chciała popisać się swoim zarozumialstwem i
wysłuchała do końca nie marnowałbym w tej chwili czasu na ciebie,
pięć punktów od Gryffindoru za przerywanie nauczycielowi. - Snape
miał świadomość, że to nie było uczciwe, bo w końcu Granger
podniosła rękę i sam pozwolił jej mówić, ale zignorował jak
zwykle oburzenie Gryfonów i mówił dalej. – Podziękujcie swojemu
koledze z Hufflepuffu, który zmarnował mój cały zapas tego
eliksiru. A teraz do roboty!
Obserwował
poczynania uczniów, jednak wciąż miał na oku Pottera, szczerze
wątpił, żeby ten ponownie uwarzył tamten eliksir, ale musiał
chociaż podjąć próbę. Im dłużej obserwował poczynania
rzeczonego Gryfona, tym bardziej się denerwował: „... Ten
dzieciak nie ma żadnego pojęcia jak warzyć eliksiry! Robi tak
podstawowe błędy, że aż się patrzeć na to się nie da! … Nogi
pająka powinieneś dodawać stopniowo ty durniu, a nie wrzucić je
wszystkie od razu do kociołka! ...” Po kolejnej chwili obserwacji,
Snape odwrócił wzrok, nie mogąc już patrzeć na kolejne zbrodnie
popełnione na eliksirach, przez tego głupiego dzieciaka. Zrobił
obchód przyglądając się postępom innych uczniów. Jego Ślizgoni
radzili sobie dość dobrze, czego nie mógł powiedzieć o domu lwa.
„... Gdyby nie Granger w życiu nie przepuściłbym Longbottoma,
nawet na drugi rok ...” pomyślał obserwując niezdarne ruchy i
trzęsące się ręce Nevila. Gdy nauczyciel doszedł do Pottera i
Weaslaya, aż skrzywił się, gdy zajrzał do kociołka. Ich eliksir
to była absolutna katastrofa. Spojrzał ostro na Pottera, który
wydawał się dziś wyjątkowo spokojny, co nie było normalnym
zjawiskiem na jego zajęciach.
- Potter, czy tak
według ciebie powinien wyglądać wywar żywej śmierci? - Zapytał
Snape groźnym tonem. I skonstatował, że może zrobiło to wrażenie
na Weasley'u, jednak Potter wciąż pozostawał spokojny, spojrzał
tylko w podręcznik i odpowiedział:
- Nie profesorze,
jestem pewien, że popełniliśmy z Ronem błąd podczas warzenia i
dlatego nasz eliksir tak wygląda.
Snape przez
chwilę był zdezorientowany. Potter i przyznawanie się do błędu?
Świat się kończy. Kontynuował męczenie Gryfonów z zadowoleniem.
- Więc może Pan
Weasley nam wyjaśni, gdzie popełniliście błąd? - Widział jak
Rudzielec spojrzał na niego z paniką, co wywołało u niego pewną
satysfakcję.
- Nie wiem ... -
Wymamrotał przerażony Weasley. A w odpowiedzi Postrach Hogwartu
kontynuował w nadziei sprowokowania Harry'ego:
- Oczywiście, że
nie Panie Weasley. Gdybyś połowę swojego czasu poświęcał nauce,
zamiast głupim grom, może jeszcze coś by z ciebie było, jednak
teraz jesteś tylko chodzącą porażką. – Szyderczy ton
deprymował Weasley'a, Jednak Snape czuł się rozczarowany …
Potter nie reagował. Gryfon patrzył tylko uparcie w stół,
najwidoczniej próbując ignorować wszystko wokół. To było
dziwne, nauczyciel wrócił do swojego biurka, wstawiając im Trolle
do dziennika. Dziś zdecydowanie nie był jego dzień. Piątoroczni
mieli szczęście, że zdążył się dostatecznie wyżyć na
poprzednich trzech lekcjach.
Po ostatniej
lekcji Harry odetchnął z ulgą. Naprawdę, tylko Snape potrafił
doprowadzić go do granicy wytrzymałości. Dumny był z siebie, że
udało mu się przetrwać eliksiry bez szlabanu. Przekazał szeptem
Ronowi, że będzie się już powoli zbierał i przypomniał żeby
ten pamiętał kryć go przed Hermioną. Następnie pobiegł prosto
do wieży Gryffindoru i wszedł do dormitorium. Byli tam Seamus z
Deanem, których nie było na eliksirach, jednak gdy tylko się tam
pojawił Harry oni natychmiast wyszli. „... cóż nareszcie jakieś
plusy z bredni, które wypisuje Skeeter ...” pomyślał Gryfon,
skwapliwie korzystając z uzyskanej swobody.
Podszedł do
swojego kufra by wziąć fiolkę z eliksirem wielosokowym, ale po
pobieżnym przeszukaniu całego kufra nie znalazł jej. Rozpoczął
więc systematycznie szukać, wyciągając każdą rzecz pojedynczo,
by być pewnym, że nic nie przeoczył. Zaczął panikować, kiedy w
kufrze zostały już tylko książki. Był pewien, że eliksir
schował do małej kieszonki w ściance kufra „...To niemożliwe
żeby wyparowała! … Co się stało? ...” myślał gorączkowo.
Nikt nie wiedział o tym eliksirze więc nikt nie starałby się go
ukraść. Jego wzrok przykuła mapa Huncwotów. No tak. Ostatnio
Hermiona wyciągała ją z kufra. Tylko po co miałaby mu ukraść
ten eliksir, nawet gdyby go znalazła? Nie było to w gruncie rzeczy
ważne w tej chwili, więc Harry szybko zaczął się zastanawiać
jak wybrnąć z sytuacji. Nie chciał się wycofywać, już wszystko
praktycznie było dopięte na ostatni guzik!
- Pieprzyć to! -
Krzyknął sfrustrowany. Ubrał się w nowe ubrania, chowając
szkolne szaty do torby, spojrzał w lustro i pierwsze co mu się
rzuciło w oczy to rozczochrane włosy, przez które widać było
bliznę. Próbował je przygładzić dłońmi, jednak bezskutecznie.
Rozejrzał się nerwowo po pokoju i jego wzrok przykuło małe
pudełeczko na nocnym stoliku Deana. Podszedł tam mając nadzieję,
że to było to o czym myślał. Wziął je do ręki i uśmiechnął
się triumfująco, gdy przeczytał napis „ Ulizanna”. Dean z
pewnością nie będzie miał mu za złe, że pożyczy sobie od niego
trochę tego specyfiku. Po przeczytaniu krótkiego opisu nałożył
na włosy odpowiednią ilość środka, przeczesując je palcami i
poszedł do łazienki przejrzeć się w lustrze. Zaskoczony był
działaniem żelu, nawet nie czuł, że cokolwiek na nie nałożył,
a włosy idealnie się układały, nie sterczały już w każdym
kierunku,a kiedy bliznę ukrył za grzywką i ponownie spojrzał w
lustro, aż sapnął z zaskoczenia. Ubrania i inna fryzura zupełnie
go odmieniły. Odłożył swoje okulary do torby i zdjął zaklęcie
ze swoich tęczówek. Z pewną obawą spojrzał ponownie na swój
„odmieniony wizerunek”. Przez moment analizował lustrzane
odbicie z zaskoczeniem, sam widział różnicę „... może brzmi to
narcystycznie, ale wyglądam naprawdę nieźle! ...” pomyślał i
spojrzał na zegar. Obiad już trwał więc nie było czasu na
głupoty. Zabrał wszystkie potrzebne rzeczy do torby i wyszedł z
komnat Gryffindoru.
Biegnąc w stronę
posągu jednookiej czarownicy jeszcze analizował, czy aby na pewno
wszystko zabrał ... mapa, peleryna niewidka, ubrania, dziennik,
pieniądze, różdżka ... wymieniał szybko w myślach. Wydawało
się, że miał komplet. Poświęcił chwilkę na zastanowienie się,
kto też mógł „zaopiekować się” fiolką eliksiru
wielosokowego. Jakoś nie umiał sobie wyobrazić Rona grzebiącego
mu w rzeczach ... To nie pasowało do rudzielca, może i ukrywa przed
nim - Harrym to, czy owo, ale na pewno nigdy nie parał się
kradzieżą. Hermiona też by niczego nie zabrała, przecież to ona
zawsze była „głosem rozsądku” w ich grupie. Może jednak był
to kto inny? Harry miał swoje podejrzenia, ale na razie postanowił,
że zanim zacznie kogokolwiek oskarżać, musi zebrać dowody. Tyle
zdecydował i porzucił temat, aby skupić się na tym, co robił w
tej chwili. Niestety, trochę się z tym spóźnił. Akurat bowiem
skręcił w korytarz, który prowadził na trzecie piętro i nie
zauważył cienia, który wyłonił się zza zakrętu. Wpadł z
impetem na idącą naprzeciw osobę przewracając ją. Dopiero wtedy
miał czas na to, by przyjrzeć się, kogo staranował. Jasna blond
czupryna raczej nie pozostawiała zbyt wielu możliwości i w związku
z tym Harry miał ochotę soczyście przekląć. Przez myśl
przemknęło mu „..Dlaczego ze wszystkich możliwych osób w całym
Hogwarcie muszę zawsze wpadać na Malfoya?!”
- Uważaj łamago
jak chodzisz! - Warknął Malfoy podnosząc wzrok na Harry'ego, który
zdążył jeszcze pomyśleć „... no to sprawdzian, zobaczymy czy
mnie pozna, jeśli on nie rozpozna to i nikt … mam nadzieję ...”.
- Przepraszam za
to – Pojednawczo powiedział Harry, badawczo przyglądając się
blondynowi. Wyglądało na to, że nie został rozpoznany,
kontynuował więc, jakby nigdy nic. Podał rękę, wciąż
siedzącemu na ziemi Malfoy'owi, a gdy Ślizgon ją przyjął, pomógł
mu wstać. Po chwili milczenia, czując się niezręcznie pod raczej
ciekawym niż czujnym wzrokiem blondyna, który stał wciąż jeszcze
trzymając Harry'ego za rękę, ten ostatni zdecydował się
zareagować. – Nic ci nie jest? - Zapytał, a jego słowa podziały
na Ślizgona budząc go z zamyślenia. Mafloy spuścił wzrok na ich
złączone dłonie i puścił rękę Harry'ego. Po czym wrócił
spojrzeniem na twarz Gryfona i zapytał:
- Kim jesteś?
Nie widziałem cię wcześniej w zamku. – Największym szokiem było
dla Harry'ego nie to, że nie został rozpoznany, bo tyle już
wiedział, ale to, że pytanie zostało zadane przyjaznym tonem!
- Nie jestem stąd
... I właśnie opuszczam to miejsce. – Odpowiedział Harry krótko.
Właściwie nie miał czasu na długą konwersację i zamierzał
zakończyć tą rozmowę najszybciej jak się da.
- Kogo byłeś
tutaj odwiedzić? - Zapytał ze szczerą ciekawością blondyn, a
Harry przez moment podziwiał to jego przyjazne spojrzenie. Dotąd,
gdyby ktoś zapytał go, czy Malfoy potrafi się zachowywać inaczej
niż jak dupek, wyśmiałby tą osobę od razu. Teraz jednak ujrzał
inne oblicze blondyna. O dziwo potrafił być miły! Była to
zaskakująca konkluzja, niestety nie było czasu, by pogłębiać tę
znajomość, ale ponieważ w oczach Mafloy'a był obcy, postanowił
przynajmniej zachować pozory.
- Jak masz na
imię? - zapytał blondyna.
- Draco Malfoy,
pochodzę z szanowanej czystokrwistej rodziny i należę do domu
Slytherina. - Cóż teraz wydawał się wrócić do dawnego,
puszącego się siebie, nie licząc przyjaznego tonu. - A kim … -
Harry zbliżył się szybko do blondyna kładąc mu na ustach palec i
uciszając skutecznie.
- Tak więc Draco
... - Powiedział ściszonym głosem. – Tak naprawdę nie powinno
mnie tu być, więc mam nadzieję, że pozostanie to sekretem. -
Malfoy skinął głową na słowa Harry'ego, który dopiero teraz
zauważył, że Ślizgon jest delikatnie czerwony na policzkach.
Harry zaskakując samego siebie lekko się uśmiechnął i przesunął
dłonią po policzku zdumionego blondyna. Stwierdził, że ten był
bardzo ciepły. Jakoś zawsze sądził, że Mafloy powinien być
chłodny, więc było to swego rodzaju odkrycie. Przez myśl
przemknęło mu nawet, że być może blondyn jest przeziębiony. Nie
przedłużał jednak już tego spotkania, zwinnie wyminął Ślizgona
i ruszył szybkim krokiem przed siebie, na odchodnym rzucając
jeszcze:
- Miło było
poznać Draco. – Krzyk Malfoya, który wyraźnie chciał go
zatrzymać zignorował i pospiesznie zmierzał do swego celu.
Kiedy Harry
znalazł się już w przejściu, na którego końcu były schody do
Miodowego Królestwa, odetchnął głęboko z ulgą. „... Malfoy
był dla mnie miły ... fakt, nie wiedział, że ja to ja …
jakkolwiek by to nie brzmiało, ale jednak to zaskakujące, że
potrafi być taki … Może to przeziębienie tak dla niego wpłynęło?
...” zastanawiał się nadal, wchodząc po schodach. Wciąż do
niego nie docierało że Malfoy potrafił się tak przyjaźnie
zachować. Przecież także swoich domowników traktował bardziej
jak sługi niż przyjaciół ...
Harry przerwał
swoje rozmyślania, gdy stanął przed drzwiami prowadzącymi do
piwnicy Miodowego Królestwa. Narzucił płaszcz z kapturem, a
następnie pelerynę niewidkę, by wydostać się niezauważenie aż
na ulicę. Wychodząc ze sklepu poczuł chłodny wiatr na swojej
twarzy. Uważając, by na nikogo nie wpaść, skierował się do
bocznej uliczki i ściągnął pelerynę niewidkę. Złożył ją i
wsunął do torby, po czym poprawił kaptur płaszcza tak, by nie
było widać twarzy i wyszedł na główną ulicę. Zmierzał do
Świńskiego Łba. Kiedy otwierał drzwi do tego dość dyskusyjnej
jakości przybytku skrzywił się. Drzwi donośnie, dokuczliwie
skrzypiały „... to tyle jeśli chodziło o dyskretne wślizgnięcie
się ...” mruknął do siebie Harry widząc, że praktycznie
wszyscy znajdujący się w środku podnieśli głowy, by zobaczyć
kto wszedł do środka. Co prawda po chwili każdy wrócił do swoich
spraw, ale wielkie wejście zostało zaliczone.
Świński Łeb
był miejscem wyjątkowo obskurnym i brudnym, ale to nie był czas na
narzekanie i Harry zdecydował się to zignorować. Rozejrzał się
po bocznych stolikach wchodząc głębiej do lokalu. Głupio się
czuł patrząc każdemu na dłonie, ale nie miał innego wyboru,
jeśli chciał się czegoś dowiedzieć, musiał znaleźć mężczyznę
z tatuażem przedstawiającym wilka na dłoni. Nic z tego, albo coś
przegapił, albo tego mężczyzny nie było tutaj. Kiedy Gryfon
stracił już właściwie nadzieję, ponownie otworzyły się
skrzypiące drzwi wejściowe, a w nich stanął mężczyzna w wieku
około dwudziestu pięciu lat. Nowy gość rozejrzał się, po czym
podszedł do barmana mówiąc głośno:
- Poproszę
kremowe. – Głos miał lekko ochrypły. Sięgnął do kieszeni po
pieniądze, położył je na ladę baru, a Harry ku swojej radości
ujrzał na dłoni nowo przybyłego tatuaż w kształcie wilka.
Osobnik wziął swoje kremowe i udał się do jednego z pustych
stolików. Niewiele się zastanawiając Gryfon zamówił to samo i
podszedł do stolika, przy którym usiadł nieznany mu człowiek z
wilczym tatuażem na dłoni.
- Można? -
Zapytał uprzejmie Harry. Mężczyzna przyjrzał mu się
podejrzliwie, a Gryfon przez chwilę bał się, że mu odmówi. Ten
jednak otaksował spojrzeniem najpierw jego, później butelkę
kremowego, po czym uśmiechnął się lekko.
- Siadaj –
Powiedział krótko. – A Harry skwapliwie wykorzystał to
zaproszenie i szybko usiadł po drugiej stronie stolika, był trochę
zdenerwowany. Trochę, to nawet mało powiedziane. Był bardzo
zdenerwowany, ponieważ jego plany obejmowały spotkanie z tym
człowiekiem, ale jakoś nie pomyślał, w jaki sposób rozpocząć z
nim konwersację. Nie znali się, więc nie mógł od razu wypytywać
o jego brata, a tym bardziej o zaklęte czarno magiczne księgi.
Należało jakoś zagaić rozmowę, ale nie przychodziło Harry'emu
do głowy jak. Siedział więc zafrasowany, obracając w dłoniach
butelkę z kremowym, dyskretnie obserwując obcego. Na pierwszy rzut
oka był dość przystojnym mężczyzną o krótkich, brązowych
oczach i włosach. Przeczucie mówiło Harry'emu, że jest w
porządku.
- Wiesz ...
Siedzimy przy jednym stole, a ja nie przepadam nie widzieć z kim
siedzę, a tym bardziej rozmawiam, więc gdybyś mógł … - Zaczął
nieznajomy, a Harry lekko westchnął z ulgą. To był dobry
początek, że też o tym sam nie pomyślał ...
- Och przepraszam
… kompletnie o tym zapomniałem, wybacz ... – Odpowiedział
ściągając z głowy kaptur.
- Teraz dużo
lepiej. - Mężczyzna z lekkim uśmiechem przyjrzał się Harry'emu i
skomentował. - Spodziewałam się wszystkiego, ale na pewno nie
myślałem że jesteś taki … - zamilkł na chwilę jakby
zastanawiał się co powiedzieć, a po chwili dokończył: –
Atrakcyjny ... Teraz zwracamy na siebie sporą uwagę nie uważasz?
Harry odkąd
zdjął kaptur, czuł na sobie uważne spojrzenia innych gości
Świńskiego Łba, ale, gdy obcy o tym powiedział, poczuł je
jeszcze wyraźniej. Odwrócił się więc do innych i posłał im
lodowate spojrzenie, w odpowiedzi większość z nich zajęła się
własnymi sprawami, a Harry na wszelki wypadek rzucił zaklęcie
wyciszające, usprawiedliwiając się:
- Po to, żeby w
spokoju porozmawiać. Za dużo tu ciekawskich. - Obcy mężczyzna
skinął głową w odpowiedzi i ponownie lekko się uśmiechnął.
- Jestem William
Relin, a ty? - Zapytał.
- Jestem … -
Wahanie było krótkie, ale w tym czasie przez głowę Harry'ego
przegalopowały myśli:„... cholera powinienem wcześniej pomyśleć
nad imieniem! ...” – A … Aren – Wydukał w końcu odpowiedź.
-Aren powiadasz,
no dobrze, wypijmy za naszą nową znajomość. – Podsumował
wysiłki Gryfona William, podnosząc w toaście swoje piwo. Harry
zrobił to samo i obaj upili łyk. Chłopak zauważył przy tym, że
William nie spuszczał z niego oka. Było to dość deprymujące i
zaczął czuć się niepewnie.
- Em ... mam coś
na twarzy? - Gryfon zadał pierwsze pytanie, które mu się nasunęło,
na co jego rozmówca uśmiechnął się i odpowiedział:
- Pewnie nie raz
już to słyszałeś, ale masz naprawdę zdumiewającą urodę. Z
jednej strony wydajesz się taki kruchy i delikatny przez drobną
budowę ciała – Harry skrzywił się na to określenie, ale nie
przerywał. – Jednak twoje oczy ... Są naprawdę fascynujące!
Mają w sobie niebywałą siłę. Jeśli nawet ktoś cię zlekceważy
z racji postury, to kiedy spojrzy w oczy ... jestem pewien, że wtedy
od razu będzie się miał na baczności. Musisz być potężnym
czarodziejem prawda? - Gryfona zdziwiło i zaskoczyło to co mówił
jego nowy znajomy. Nie uważał się za silnego czarodzieja, a co
dopiero za potężnego.
- Emm ... Nie,
nie jestem zbyt potężny, a te inne ... rzeczy, o których mówiłeś
to nie jest prawda. Jestem zupełnie przeciętny. - Powiedział z
powagą to, co uważał o sobie.
- Żartujesz
prawda? - William uważnie mu się przyjrzał, a gdy zobaczył minę
Harry'ego wybałuszył oczy w autentycznym zaskoczeniu. – Na
Merlina! Ty mówisz poważnie!
Harry był coraz
bardziej zawstydzony tą rozmową, dziwnie się czuł będąc
komplementowanym. To była dla niego cóż ... zupełna nowość.
Musiał podjąć jak najszybciej inny temat, bo inaczej policzki
odpadną mu z gorąca. Czuł, że jest czerwony.
- Czym się
zajmujesz? - Tak drastyczna zmiana tematu została oczywiście
zauważona. William krótko, porozumiewawczo skinął głową
przystając na nią, po czym odpowiedział.
- Och, pracuję w
terenie ... to jedyne co mogę powiedzieć.
- Rozumiem ... W
takim razie mogę zapytać co taka osoba jak ty robi w takim miejscu
jak to?
- Hahaha ... –
William roześmiał się szczerze. – Uwierz mi, mógłbym zapytać
o to samo, ale odpowiem na twoje pytanie, ukrywam się przed bratem,
a to ostatnie miejsce, w którym by mnie szukał.
- Dlaczego się
przed nim ukrywasz? - Zapytał Harry ciesząc się, że już tak
szybko poruszyli temat brata Williama.
- On ... po
prostu nie rozumie mnie. Widzisz ... uwielbiam wiedzę i naukę w
końcu byłem Krukonem – Powiedział William puszczając mu oczko.
Po chwili kontynuował. – Zacząłem interesować się nie tylko
białą magią, ale i … czarna magia również bardzo mnie
interesowała, jednak tylko w aspekcie naukowym. Zacząłem gromadzić
księgi czarnomagiczne podczas moich podróży. Było ich naprawdę
dużo, ale brat dowiedział się o moich „zainteresowaniach” i na
wszystkie księgi nałożył jakieś zaklęcie. Próbowałem za
wszelką cenę się do nich dostać, jednak znane mi zaklęcia
zawiodły. A wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? - Harry
zaprzeczył ruchem głowy. – Mój własny brat, który twierdzi, że
tak bardzo brzydzi się czarną magią, sam jej użył! I to jeszcze
tej najobrzydliwszej gałęzi Magii Krwi! - Brwi Harry'ego podjechały
do góry w zdziwieniu, a pytanie samo pojawiło się na ustach:
- Czym jest Magia
Krwi? - Zapytał autentycznie zainteresowany.
- Powiem ci, ale
nie powtarzaj tego lepiej innym. Magia krwi jest jedną z
najstarszych form magii w dodatku bardzo niebezpieczną! Jak wiesz,
każdy posiada swój indywidualny magiczny rdzeń i sygnaturę. Magia
krwi łączy je w jedno, podczas inkantacji zaklęcia. Powstaje w
wyniku tego niepowtarzalna aura. W taki sposób powstaje większość
czarnomagicznych artefaktów. Jednak to nie jest takie proste jak się
może wydawać. Próba połączenia rdzenia i sygnatury magicznej
jest bardzo niebezpieczna! Bardzo niewielu to potrafi. Jeżeli się
nie uda to albo rdzeń, albo sygnatura mogą zostać uszkodzone i już
nigdy nie będziesz mógł władać magią tak jak poprzednio. Ci co
jednak potrafią władać Magią Krwi są niewątpliwie potężnymi
czarodziejami, choć zazwyczaj czarnoksiężnikami.
- Czy twojemu
bratu udało się?
- Cóż ... i tak
i nie. Udało mu się dać własną sygnaturę magiczną, ale nie
udało mu się stworzyć aury. Przeleżał miesiąc w Mungu i dostał
nauczkę, by nigdy więcej nie próbować parać się czarną magią.
Mogło się to skończyć o wiele gorzej. Ogólnie nie stało mu się
nic poważnego. Na szczęście.
- Twój brat musi
Cię bardzo kochać ... - Powiedział cichym głosem Harry. William
zamyślił się przez chwilę, zanim odpowiedział.
- Wiem, że mnie
kocha, ale nie może mnie ograniczać. Powinien mi zaufać kiedy
mówiłem, że interesuje mnie tylko teoria i nic więcej.
- Tak właściwie
... Dlaczego mi o tym wszystkim mówisz? Jestem dla ciebie
praktycznie obcą osobą.
- Hmm ... Jakby
ci to wytłumaczyć ... Po prostu wiem, że jesteś godny zaufania,
Chciałbym więcej powiedzieć, ale to musi ci wystarczyć. Poza tobą
mówiłem o tym jeszcze jednemu gościowi, miał na imię Hagrid..
Był świetnym słuchaczem.
„...
Pewnie już nieźle był wtedy pijany ...” pomyślał Harry trochę
niesprawiedliwie, uśmiechając się na wspomnienie półolbrzyma.
- Czy mogę zadać
jeszcze jedno pytanie odnośnie tamtej magii? - Gryfon zdecydował
się drążyć.
- Jasne, postaram
się odpowiedzieć. - William wydawał się być zaciekawiony o co
chce spytać i chętny do współpracy.
- Udało ci się
otworzyć swoje księgi?
- Niestety, by je
otworzyć trzeba przelać krew dobrowolnie oddaną. Krew musi spaść
na konkretny zaklęty przedmiot. Mój brat prędzej padnie trupem niż
mi pomoże je odzyskać jak się domyślasz, więc na razie nie mam
szans. Gdybym miał taką samą sygnaturę i rdzeń, to pewnie by
wyszło ... – William westchnął z rozrzewnieniem.
- Więc dlaczego
nie poszukasz osoby, która posiada tą samą moc? - Harry postanowił
pogłębić nieco temat.
- Gdyby to było
takie proste ... Widzisz, każda osoba posiada swoją własną,
niepowtarzalną magię. I dlatego Magia Krwi jest tak skuteczna,
jeżeli chce się coś ukryć. Chyba, że posiadasz Przeznaczoną ci
osobę, ale to tylko bajki, nie warto się w nie zgłębiać.
Rozmawiali
jeszcze długo, pijąc kolejne piwa. William był bardzo dobrym
towarzyszem rozmów, Harry już dawno się tyle nie śmiał. Czuł
się absolutnie zrelaksowany. Spojrzał na stary zegar pokryty grubą
warstwą pajęczyn. Kiedy zobaczył godzinę westchnął ciężko.
- Pora wracać do
zamku prawda? - Zapytał William z uśmiechem.
- Skąd wiesz że
… - Harry zająknął się.
- Aren, ja
również byłem uczniem, choć nigdy nie wymykałem się do
Hogsmeade w tygodniu. Widzę, że jesteś spokojny więc domyślam
się, że to nie jest twój pierwszy raz.
- No tak ...
Naprawdę miło było Cię poznać, ale muszę już iść i … -
William z uśmiechem przerwał Harry'emu nieudolne tłumaczenia.
- O nie, nie
Aren. Tak łatwo mi się nie wywiniesz! Będę czekać na sowę od
Ciebie. Nie wiem czemu, ale czuję, że już tu nie zawitasz, dlatego
wolę być przezorny.
Harry poczuł
przyjemne ciepło, które ogrzewało go teraz od środka. Nie
spodziewał się, że znajomy Hagrida będzie chciał się z nim
zaprzyjaźnić.
- Wyślę ją w
najbliższych dniach. – Obiecał Williamowi i z powrotem nasunął
na głowę kaptur. Wychodząc usłyszał jeszcze głos nowego
przyjaciela.
- Aren,
zdecydowanie powinieneś mieć więcej pewności siebie! Do
następnego!
Harry wyszedł ze
Świńskiego Łba szczerząc się od ucha do ucha. Nakładając
pelerynę ojca, udał się ponownie do Miodowego Królestwa i do
tajemnego przejścia w piwnicy. Nie śpiesząc się szedł ciemnym
korytarzem, oświetlając sobie drogę różdżką. Dowiedział się
dziś naprawdę dużo, zdecydowanie więcej niż sam potrafiłby
znaleźć! William Relin będzie cennym przyjacielem, jego wiedza
była szersza niż Hermiony i nowy znajomy nie wahał się sięgać
po zakazaną wiedzę, co również bardzo Harry'emu odpowiadało.
William stawiał sprawę jasno na przykład wtedy, kiedy nie chciał
o czymś mówić i tak samo szanował jego wolę, gdy Harry wolał
coś przemilczeć. Było to takie inne niż wieczne tłumaczenie się
na siłę swoim „przyjaciołom”.
Po dłuższej
wędrówce, Harry wyszedł zza posągu jednookiej czarownicy w
Hogwarcie i udał się do łazienki na trzecim piętrze. Przecież
nie mógł się pokazać tak Ronowi zwłaszcza, że jak się okazało
był to skuteczny kamuflaż. W łazience przebrał się w swoje stare
ubrania po kuzynie, na które nałożył szkolną szatę, zmienił
kolor oczu i założył okulary. Zaklęciem, które przeczytał
wcześniej na opakowaniu usunął efekty „ Ulizanny” z włosów,
dziwnie się czując, kiedy na jego głowie znów zapanował nieład.
Tak, wrócił, był Harrym Potterem, podejrzewanym o bycie
niestabilnym emocjonalnie psychopatą. „... Ciekawe co Ron
powiedział Hermionie ...” zastanawiał się idąc w kierunku wieży
Gryffindoru.
- Harry! Jak
było? - Usłyszał krzyk Rona kiedy tylko wszedł do pokoju
wspólnego. Kilka osób obrzuciło go bacznym spojrzeniem. Miał
teraz ochotę udusić Rona. Zignorował resztę i usiadł koło
przyjaciela.
- Hermiony tu nie
ma? - Zapytał tak na wszelki wypadek.
- Nie, siedzi z
innymi dziewczynami w dormitorium. Marudziła, że nie przyszedłeś
również na kolację, ale poradziłem sobie. – Uśmiechnął się
Ron z dumą.
- To pochwal się,
co takiego powiedziałeś Hermionie, by nie nabrała żadnych
podejrzeń? - Zapytał cicho Harry.
- Powiedziałem
jej, że jesteś na randce. – Oczy Harry'ego rozszerzyły się w
szoku, na co Ron pospieszył z wyjaśnieniem. – Spokojnie nie
powiedziałam, że umawiasz się ze starszą od siebie kobietą, nie
jestem głupi ... Powiedziałem po prostu … coś innego ... -
Rudzielec skończył dość niepewnie, a Harry w przewidywaniu
kłopotów zapytał:
- W takim razie
co jej takiego powiedziałeś? - Obawa słyszalna w jego głosie
oddawała doskonale złe przeczucia jakie go opadły.
- No ... - Zaczął
Ron, ale musiał przerwać i dopiero po dwu dużych wdechach był w
stanie kontynuować. Te manewry tylko bardziej zdenerwowały
Harry'ego. - Powiedziałem, że interesują cię mężczyźni, ale
nie jesteś gotowy, by jej się przyznać i poprosiłem by zachowała
to w tajemnicy ... Znasz ją przecież, jeżeli chodzi o takie tematy
nie będzie zadawać zbyt dużo pytań, dopóki sam tego nie zechcesz
...
- Ale ... ale ...
– No, i wszystko jasne. Dowiedział się, ale wiedza ta dosłownie
zatkała Harry'ego. – Ja nie jestem gejem. – Wystękał
zdesperowanym głosem.
- Wiem że nie
Harry, ale spanikowałem na kolacji i kiedy ponownie zapytała o
ciebie, i zobaczyłem Colina ... to było jedyne na co wtedy wpadłem
– Odpowiedział zmieszany rudzielec.
- Więc mówisz,
że to kupiła? I naprawdę o nic nie wypytywała? - Harry powoli
wracał do równowagi po zaskoczeniu, jakie zafundował mu
przyjaciel.
-W sumie to nie,
powiedziała tylko, że już wcześniej miała podejrzenia. – Ron
zaśmiał się krótko.
- Bardzo śmieszne
... - Harry nadąsał się sięgając po torbę, z której wyciągnął
łakocie kupione podczas swojej małej wyprawy. – Na co masz
ochotę? - Podsunął słodycze w stronę Rona, który chwycił
kociołkowe pieguski.
- Opowiadaj, od
obiadu zżerała mnie ciekawość kim jest dziewczyna, z którą
chodzisz i nie myśl nawet o wykrętach. Chcę poznać każdy
szczegół!
- Ma na imię ...
Wiktoria, jest naprawdę ładna, ma krótkie brązowe włosy i piwne
oczy. Była kiedyś Krukonką. Ma ... dwadzieścia pięć lat.
Umówiliśmy się w Trzech Miotłach i wypiliśmy zdumiewającą
ilość kremowego piwa. Jest świetnym słuchaczem i rozmówcą, choć
czasem otacza ją taka tajemnicza aura ... W sumie to tylko tyle ...
Spędziłem świetnie czas i mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy
kiedyś, ale na razie będziemy się komunikować przez sowy. –
Harry uśmiechnął się niby do Rona, ale bardziej do siebie.
Powiedział w sumie częściowo prawdę, nie licząc miejsca
spotkania i prawdziwej płci osoby, z którą się spotkał. Ron po
dawce informacji wyglądał, jakby właśnie trawił wiadomości.
- To wszystko?
Żadnych pocałunków? Przytulania? Nic? - Dążył przyjaciel
nieustępliwie.
- Ron, to była
nasza pierwsza randka, a ja nie jestem osobą, która robi nagle
takie rzeczy. Znasz mnie przecież.
- No wiem ...
choć przyznam, że spodziewałam się czegoś ... no sam nie wiem,
ale myślałem, że skoro jest starsza to jest też śmielsza w tych
sprawach ... - Mówiąc to rudzielec zarumienił się.
- Cóż ... Nie
poznałem jej od tej strony ... Nie ma potrzeby się śpieszyć,
wszystko przyjdzie w swoim czasie.
- A czy ... - Ron
nagle urwał, zagryzając dolną wargę, Harry tylko posłał mu
uspokajający uśmiech, więc dokończył. - Nie przeszkadzają jej
te plotki o tobie Harry?
- Nie skoro się
ze mną spotkała. Poza tym jest typem osoby, która woli sama ocenić
człowieka. – Uspokoił nieco swojego przyjaciela, który wydawał
się być dość nerwowy poruszając ten temat. W myślach natomiast
dodał „... pomijając kwestię, że William nie wie kim naprawdę
jestem …”
Tej nocy Harry
śnił ...
… Tym
razem był na zewnątrz, miejsce było gdzieś na odludziu. Nie
wiedział co to było za miejsce. W oddali było widać spory kawałek
lasu oraz pola uprawne. Widział ponownie plecy Voldemort'a jednak to
nie było najważniejsze, wyminął go chcąc zobaczyć osobę przed
nim. Odetchnął z ulgą kiedy zauważył, że jest to tylko
Śmierciożerca. Nim się obejrzał, zaczęli pojawiać się kolejni,
którzy stanęli w okręgu, a Voldemort był w jego centrum. Było
ich zdecydowanie więcej niż w poprzednim śnie co bardzo zmartwiło
Gryfona. Widać było, że Voldemort nie próżnował i powoli
budował swoją armię.
- Lucjuszu
wystąp. – Powiedział Czarny Pan krótko, a całe zgromadzenie
ucichło.
Z szeregu wyszedł
Lucjusz Malfoy, uklęknął trzymając głowę nisko w wyrazie
absolutnego szacunku do swojego pana.
- Panie, nasz cel
był ostatnio widziany w pobliżu Londynu, jednak gdy tylko go
namierzyliśmy znowu nam umknął ... Sprawdziliśmy jego krewnych,
tak jak podejrzewałeś Panie, tylko on odziedziczył „tą” moc.
Podaliśmy veritaserum jego rodzinie, jednak żadne z nich nie
wiedziało o tej mocy. Jestem przekonany, że ta wiedza jest
przekazywana tylko pomiędzy tymi, którzy odziedziczyli moc.
Niestety, również w ministerstwie jego dane są ściśle tajne, a
te które widnieją w aktach dostępnych są sfałszowane. Sam cel
nie zostaje w jednym miejscu, ciągle przemieszcza się na terenie
Anglii, przez co trudno go namierzyć. – Referował starszy Mafloy,
wciąż trzymając schyloną głowę.
- Lucjuszu,
powstań. – Kolejne krótkie polecenie, które Malfoy szybko
wypełnił, jednak wciąż nie odważył się spojrzeć Czarnemu Panu
w twarz. – Weźmiesz Avery'ego i Rookwooda. Spróbujcie ponownie
namierzyć trop, jednak jeżeli i tym razem wam się nie powiedzie,
czeka was surowa kara. Jeżeli się spiszecie, czeka was nagroda ...
- Wedle rozkazu
Panie ... - Przytaknął Malfoy i wrócił do szeregu.
„...
Kogo szuka Voldemort? ...” zastanawiał się Harry obserwując całą
scenę stojąc z boku. Patrzył jak Voldemort przygląda się w ciszy
swoim sługom. Widoczne było teraz jego zamyślenie. Niektórzy ze
Śmierciożerców zaczęli poruszać się nerwowo, jednak żaden nie
odważył się powiedzieć choćby słowa. Harry nie chciał tego
przyznać, ale autorytet jego wroga robił wrażenie. Wiedział
oczywiście, że dorobił się go poprzez sianie strachu, ale nie da
się ukryć, był bardzo potężnym czarodziejem. Harry spojrzał z
pogardą na Malfoya i pomyślał: „... Niby taki dumny, a płaszczy
się przed nim jak szczur ... a jeżeli chodzi o szczury, to nigdzie
nie widzę Petera ...” Gryfon rozglądał się wokół całego
zgromadzenia. Kątem oka zauważył ruch ze strony Voldemorta. Który
pochylił się w stronę Nagini.
-
Witaj moja piękna, jak udało się polowanie?
- Kiedy
Voldemort przemówił do węża większość Śmierciożerców w
widoczny sposób drgnęła, choć Harry nie wiedział czemu. Ich pan
nie zwracał teraz na żadnego z nich uwagi, koncentrując się na
wężu.
-
To nie jest dobre miejsce na polowanie. Jest zbyt mało miejsc, z
których można atakować znienacka. Pomimo trudności poradziłam
sobie. – Wysyczała
wężyca.
-
Nie wątpię, że sobie poradziłaś, następnym razem postaram się
lepiej wybrać nasze tymczasowe miejsce,
a jeżeli będzie taka potrzeba, dostaniesz któregoś z tych
nieudaczników. – Mówiąc
to spojrzał ostro na swoich ludzi. Harry był zaskoczony, że żaden
z nich nie zareagował na taką obelgę. Nikomu przecież nie
spodobało by się bycie alternatywną przekąską dla Nagini.
- Teraz
posłuchacie mnie bardzo uważnie. Naszą następną misją będzie
...
… Harry
obudził się nagle, czując na ramieniu czyjąś rękę ...
- Wstałeś już
Harry? Niedługo śniadanie, inni już dawno zeszli. – Budził i
popędzał go najwyraźniej Ron. Kiedy rudzielec uznał, że
przyjaciel jest już dostatecznie rozbudzony, ruszył w stronę
łazienki.
- C … co? -
Harry, wciąż jeszcze zaspany, rozejrzał się nieprzytomnym
wzrokiem po dormitorium, które rzeczywiście było teraz puste.
Dobra chwila minęła nim się zupełnie rozbudził. Zupełnie nagle
wówczas przypomniał sobie sen i jęknął przeciągle.
- Stary, wszystko
gra? - Zza drzwi łazienki wychylił się Ron.
- Tak, ale
odpuszczam śniadanie, więc nie musisz na mnie czekać.
Ron wyszedł, a
Harry opadł ponownie na poduszkę, rozmyślając o swoim śnie.
Zupełną nowością było, że Voldemort nikogo nie torturował.
„... gdyby tylko Ron pozwolił mi dłużej spać, dowiedziałbym
się czegoś o planach Voldemorta ...” myślał z odrobiną żalu
chłopak. Teraz kiedy wiedział, że Czarny Pan, jak nazywali go
Śmierciożercy, coś planuje i był o krok, żeby się dowiedzieć
co to takiego, czuł niebywałą frustrację. Harry był wypoczęty
pomimo tego, że miał znowu wizje z Voldemortem. Wstał i poszedł
do łazienki wziąć prysznic.
Na lekcjach
Gryfon starał się analizować słowa Williama o Magi Krwi i doszedł
do winsoku, że sam nie wie co o tym tak naprawdę myśleć. Doszedł
do wniosku, że powinien wypytać o więcej szczegółów. Analizował
wiadomości i próbował dostosować je do sprawy znalezionego przez
siebie dziennika. Zastanawiał się: „... Może osoba od dziennika
nie chciała by ktoś go znalazł? Ale przecież gdyby tak było to
dlaczego skrytka otworzyła się gdy użyłem magii? Na dziennik
magia nie działa, ale na skrytkę już zadziałała, dlaczego? ...”
Wątpliwości było wiele.
- Harry wszystko
w porządku? - Zapytała go zmartwionym głosem Hermiona podczas
obiadu.
- Tak, w jak
najlepszym, a coś się stało?
- Jesteś dziś
strasznie nieswój ... obserwuję Cię już od jakiegoś czasu i
widzę, że myślami jesteś gdzieś indziej.
-Och, to nic
takiego, mam po prostu pewną sprawę do załatwiania, którą sam
załatwię. – Odpowiedział kładąc lekki nacisk na słowo „sam”
w nadziei, że zostanie ono uwzględnione przez przyjaciół.
Hermiona wyraźnie
zrozumiała sugestię i skinęła lekko głową, a Harry poczuł
wyrzuty sumienia, więc dodał po chwili.
- Obiecuję, że
kiedy będzie po wszystkim, ty dowiesz się pierwsza. – Słysząc
oburzone sapnięcie Rona dodał. – Wraz z Ronem. – Dziewczynie
zdecydowanie to poprawiło humor, a Harry poczuł ulgę.
Po obiedzie
Hermiona zasugerowała naukę w bibliotece, ale Harry grzecznie
odmówił mówiąc, że musi iść do sowiarni i napisać list do
Syriusza. Plany miał oczywiście inne, ale oczami wyobraźni widział
reakcję przyjaciółki, gdyby powiedział, że idzie ponownie do
Zakazanego Lasu. Zamierzał odwiedzić rannego graniana. Trójka
przyjaciół rozdzieliła się tuż za progiem Wielkiej Sali. Harry
najpierw poszedł do kuchni po to co ostatnio i kilka marchewek.
Skrzat domowy, z którym poprzednio rozmawiał, prawdopodobnie go
unikał, bo kiedy zauważył, że Gryfon przygląda mu się zza
uchylonych drzwi spiżarni, natychmiast schował się głębiej.
Harry'ego zmartwił wygląd Zgredka. Zanim skrzat się ukrył,
chłopak zauważył bandaże na jego uszach i rękach. Miał tylko
nadzieję, że stworzenie nie zrobiło sobie krzywdy przez niego,
choć już teraz czuł poczucie winy. Podziękował skrzatowi, który
przyniósł mu potrzebne rzeczy i ruszył w drogę do Zakazanego
Lasu. W pobliżu chaty Hagrida nałożył pelerynę niewidkę, by
uniknąć ewentualnego spotkania półolbrzyma. Po chwili marszu
wszedł do Zakazanego Lasu, obierając tą samą drogę co zwykle.
Czuł się podekscytowany, że znowu będzie mógł spotkać samicę
graniana. Miał tylko nadzieję, że klacz lepiej się czuje. W
połowie drogi zaczął biec w kierunku małego jeziora. Chciał tam
dotrzeć jak najszybciej. Kiedy z oddali zobaczył wodę jeziorka,
zatrzymał się, by wziąć oddech, schować pelerynę niewidkę i
zdjąć zaklęcie ze swoich oczu.
- Witaj, już nie
mogłem się doczekać, by ponownie cię zobaczyć. – Powiedział
Harry głośno, wychodząc z pomiędzy drzew na łąkę po to, by
oznajmić swoją obecność. Zmartwiło go kiedy klacz nie podniosła
łba. Gryfon podszedł do niej spokojnie i uklęknął gładząc ją
delikatnie po grzywie. Najwyraźniej, mimo jego zabiegów, samica
osłabła i teraz już całkowicie nie mogła się ruszyć. Położył
jej głowę na swoich kolanach, by łatwiej jej się przełykało i
zaczął jej podawać jedzenie. Nie zjadła zbyt wiele, ale i tak
cieszył się, że przyjęła choć trochę pokarmu. Podał jej mleko
z miodem, ostrożnie podtrzymując jej pysk, gdy piła, po czym
delikatnie położył jej głowę na ziemi i podszedł do jej nogi,
chcąc zmienić opatrunek. Powoli odwijał bandaż. Niższe warstwy
przylgnęły do rany, trzeba było zdjąć je sposobem. Harry po
krótkim namyśle postanowił rozmoczyć go wodą i dopiero wówczas
spróbować ponownie.
Czekał
cierpliwie przez jakąś godzinę, głaszcząc po głowie chorą
klacz i opowiadając zwierzęciu wydarzenia ostatniego dnia. Patrzył
na nią ze smutkiem, naprawdę miał nadzieję, że będzie lepiej
się czuła po opatrzeniu rany. Najwyraźniej jednak tak się nie
stało.
- Wytrzymaj
proszę ... jeszcze tylko trochę ... - Mówił drżącym głosem
Harry przytulając głowę graniana. – Obiecuję, że zakończę to
potem bezboleśnie i już nigdy nie będziesz cierpieć lecz teraz
błagam, wytrzymaj … - Nie dbał o to, że kilka łez znaczyło
ślad na jego policzkach, wiedział że przegrywał tę walkę ...
Odsunął się od zwierzęcia i zaczął delikatnie ściągać
odmoczony wreszcie bandaż owinięty wokół chorego kopyta klaczy,
Kiedy dotarł do najniższych warstw, cichym głosem powiedział:
- Przepraszam ...
to może zaboleć – Na początku planował ściągnąć to szybko,
jednak pomyślał, że może wyrządzić tym tylko większą szkodę
więc powoli usuwał opatrunek aż do końca. Widział, że klacz
cierpi. W pewnym momencie zaczęła ruszać dość mocno zdrowymi
kończynami co utrudniało chłopcu pracę. Syknął tylko, kiedy
jedno z kopyt uderzyło go w żebra i usłyszał odgłos łamania
kości. Bolało, nawet bardzo, jednak postarał się zignorować swój
ból i dokończyć to co zaczął. Kiedy skończył, otarł pot z
czoła i przyjrzał się ponownie odkrytej ranie. Wyraźnie się
powiększyła, jednak nie było już w niej robactwa, choć to marne
pocieszenie. Oczyścił ranę i ponownie nałożył leczniczą maść.
Nie wiedział czy ona na pewno działa, ale nie miał nic do
stracenia. Postanowił tym razem nie owijać niczym nogi graniana.
Skończył wszystkie zabiegi i próbował wstać. Jęknął z bólu,
odruchowo trzymając się za naruszone żebra, zauważył nerwowy
ruch ze strony klaczy i postanowił ją uspokoić:
- To nic takiego,
mój ból to nic w porównaniu z tym, co ty musisz przeżywać.
Pewnie jak wrócę dostanę Szkiele-Wzro i jutro nie będzie śladu,
więc nie musisz się martwić. Zostawiam ci tu obok jedzenie jakbyś
zgłodniała. Wrócę jutro po lekcjach. – Pomimo bólu schylił
się i objął dłońmi jej pysk, przyłożył do niego czoło. –
Do zobaczenia. – Pożegnał się w nadziei, że jeszcze będzie
żyła, gdy tu wróci i ruszył w drogę powrotną. Kiedy doszedł do
linii drzew przystanął, zaklęciem zmienił kolor oczu i założył
okulary.
Nie wiedział ile
czasu zajęła mu droga powrotna. Chyba była dość powolna, skoro
widział jak powoli zaczyna się ściemniać. Kiedy dobrnął do domu
Hagrida odetchnął z ulgą wiedząc w oknach światło. Harry
postanowił odwiedzić półolbrzyma i zapukał głośno w duże,
masywne drzwi, które po chwili się otworzyły i w progu stanął
sam gospodarz.
- Harry? Co cię
tu cholibka sprowadza o tej porze?
- Potrzebuję
pomocy Hagridzie, prawdopodobnie mam złamane żebra i czuję, że
nie dojdę o własnych siłach do zamku. – Powiedział Gryfon,
wciąż trzymając za obolały bok.
- Jak to się
stało? Kto cię tak urządził Harry? - Zmartwił się gajowy.
-Ja ... - Zaczął
niepewnie Harry, ale przez głowę przemknęła mu myśl „... Nie
powinienem przynajmniej jemu opowiadać kłamstw ...” i dokończył
pewniejszym już głosem. - Zranił mnie ten ranny granian, kiedy
ściągałem opatrunek z nogi ... przykleił się do rany i nie
chciał zejść. Postanowiłem namoczyć go wodą i spróbowałam
ponownie, ale pod koniec ją zabolało i naprawdę … tylko przez
przypadek mnie uderzyła! - Bronił zwierzęcia Harry.
- Dobry z ciebie
czarodziej Harry, naprawdę ... masz takie wielkie serce. Myślałem,
że bidulka już zdechła i jestem zaskoczony, że nadal żyje ... -
Wychlipał Hagrid.
- Żyje ...
Jednak dziś już nie mogła wstać i ... boję się, że już jutro
jej nie zobaczę.
- To od początku
nie była równa walka Harry i dobrze wiesz o tym, Zabiorę cię
teraz do skrzydła szpitalnego i myślę, że Pomfrey poradzi coś na
twoje złamania.
- Poczekaj!-
Krzyknął Harry. – Inni nie mogą się dowiedzieć, że bywałem w
Zakazanym Lesie wiesz przecież, że to zakazane, będę mieć
naprawdę wielkie kłopoty! - W myśli zaś dodał „.. A Święty
Mungo będzie na mnie czekać z otwartymi ramionami ...”.
- Spokojnie
Harry, Powiem, że kopnął cię jeden z testrali. – Próbował
nieco go uspokoić Hagrid.
- Nie będziesz
miał przez to kłopotów Hagridzie?
- Powiemy, że to
był wypadek, prawda Harry? - Gajowy wydawał się być pewny swego.
- Dziękuję
Hagridzie. – Harry z wdzięcznością przyjął pomoc półolbrzyma.
Hagrid podniósł go i niósł na rękach w stronę zamku, a Gryfon
zerkając w stronę Zakazanego Lasu, modlił się, by jutro klacz
graniana, o którą się tak troszczył, wciąż żyła.