No to przybywam z nowym rozdziałem. Wena powróciła na szczęście dość szybko, także zaczęłam działać. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę czytają moje opowiadanie tylko trzy osoby? Jeżeli ktoś jeszcze czyta Signum proszę odezwij się, będzie mi bardzo miło :). No, ale co ja bym zrobiła bez moich wiernych komentujących? Dziękuję: Kaja Kot i Dagna Płecha za komentarze, naprawdę jest mi bardzo miło kiedy je czytam.
Największe podziękowania jak zwykle należą się Mato, za wspaniałą betę i wsparcie. I dzięki niej kolejny rozdział ujrzycie już około 14 lutego mimo że będzie mieć naprawdę krótki czas na sprawdzanie mojego tekstu. Czyż nie jest wspaniała? Pozdrawiam i zapraszam do czytania.
Rozdział
5: Tajemnice
Był weekend.
Harry wraz z przyjaciółmi odrabiali zadania domowe na przyszły
tydzień. Ron co jakiś czas rzucał mu spojrzenia pełne
niedowierzania i zdrady, w końcu głównie z jego winy nie poszli
na mały mecz quidditcha pomiędzy Gryfonami. Harry miał nadzieję,
że przyjaciel mu wybaczy za kilka czekoladowych żab, które
planował kupić przy okazji wizyty w Hogsmeade. Sam zaproponował
robienie pracy domowej, ponieważ spodziewał się, że w przyszłym
tygodniu, może nie mieć na to czasu. Dodatkowo w oczach Hermiony
Harry widział coś na kształt uznania. Miał świadomość, że
prymusem na pewno nie zostanie, ale starał się ogarnąć
przynajmniej to, co sobie założył … książki o magicznych
stworzeniach były ciekawe, skończył już tą o leczeniu i był w
połowie tej o stworzeniach magicznych jako takich.
- Harry,
wybierasz się może jutro do Hogsmeade? – Zagadnął Ron.
- Hmm ... chyba
nie, odwiedzę za to Hagrida. – Odpowiedział znad sterty książek
Harry.
- Hagrida? -
Zdziwił się rudzielec. - Po co?
Harry spojrzał
znacząco na Hermionę, która nawet ich nie słuchała i robiła
pilnie notatki, a potem na Rona. Miał nadzieję, że kolega pojmie
sugestię, żeby spędzili jutrzejszy czas razem, bez jego obecności.
Po chwili uszy jego przyjaciela lekko poczerwieniały, a Ron skinął
głową w zrozumieniu.
- Hermiono, masz
może gdzieś tą książkę o ziołach, których używa się do
eliksirów leczniczych? - Zapytał Harry przyjaciółkę,
jednocześnie ciesząc się, że to była ostatnia praca zadana na
następny tydzień. Dzięki temu pytanie nie wyglądało podejrzanie.
- Harry tylko mi
nie mów, że nie zrobiłeś jeszcze pracy na eliksiry, która jest
na poniedziałek?
- Gdybym ją miał
to wątpię żebym cię o nią pytał. – Skomentował Harry czując
irytację.
- Oddałam ją do
biblioteki, jeszcze zdążysz ją wypożyczyć jeżeli pójdziesz
teraz. – Odpowiedziała Hermiona lekko obrażonym tonem.
- W takim razie
zaraz wracam. - Harry postanowił działać od razu.
Wstał i wyszedł
z pokoju wspólnego. Idąc w kierunku biblioteki na chwilę zatrzymał
się przy jednym z okien i chwilę obserwował drużynę quidditch'a
z Cho-chang na czele. Cho nadal mu się podobała, ale wiedział też,
że ona wciąż rozpacza po śmierci Cedrika. Harry miał tylko
nadzieję, że dziewczyna nie wierzy w te bzdury wypisywane przez
Skeeter. Westchnął i poszedł dalej, im bardziej zbliżał się do
celu, tym więcej uczniów było na korytarzu. Często schodzili mu z
drogi, a gdy już ich mijał słyszał szepty, które nieraz
doprowadzały go wściekłości zwłaszcza komentarze dotyczące
Cedrika.
„... Chciałbym
porozmawiać z kimś tak naprawdę szczerze, bez żadnych tajemnic. I
nie z Ronem, ani Hermioną. Czuję, że nie zrozumieliby mnie …
Syriusz … nie, on też nie zrozumiałby … na nim najbardziej się
zawiodłem ...” Zamyślony Harry stracił czujność i nie dał
rady zareagować, gdy usłyszał:
-
Rictusempra!
Zaklęcie trafiło
go w plecy powodując, że przewrócił się czując nagłe skurcze
mięśni. Podczas upadku ugryzł się w język i teraz czuł w ustach
metaliczny posmak krwi. Próbował wstać, ale w tym samym momencie
został gwałtownie podniesiony przez dwie osoby, które trzymały go
za ramiona. Wiedział już czyja to sprawka. Podniósł głowę i
zobaczył jasne blond włosy, co tylko potwierdziło jego
podejrzenia. No tak, jego nemezis.
- Malfoy …
Naprawdę, tylko ty możesz upaść tak nisko, by atakować
przeciwnika od tyłu. Niech zgadnę … ojciec cię tego nauczył? Bo
śmiem wątpić, żebyś sam wpadł na to. – Zadrwił Harry i z
zadowoleniem obserwował jak szare oczy Malfoy'a ciemnieją ze
złości. Widać było, że zbiera się z wysiłkiem by coś
powiedzieć.
- Wiesz Potter …
Mój ojciec przynajmniej może mnie czegoś nauczyć, a twój? Och
... a może twoja szlamowata matka? No tak … Oni już niczego cię
nie nauczą bo nie żyją. – Odpowiedział po chwili słodkim
głosem blondyn, upajając się widokiem Pottera, który szarpał
się, by wydostać się z uścisku Goyl'a i Crabble'a.
- I po co tak
gwałtownie Potter? - Kontynuował Malfoy ze złośliwym uśmiechem.
- Nie możesz znieść kiedy się mówi o twoich rodzicach? Po co się
tym przejmować skoro nawet ich nie znałeś? Mówiłem ci, że
zapłacisz mi za to co opowiadałeś. Malfoy'om nigdy się nie
ubliża. – Po tej tyradzie Malfoy uderzył Harry'ego w brzuch
pięścią, a potem wymierzył cios w twarz. – Puśćcie go. –
Rozkazał swoim gorylom. Uwolniony z ich rąk Harry upadł na
posadzkę, a sami sprawcy odeszli śmiejąc się.
Harry podniósł
się i usiadł opierając się o zimną ścianę. Oddychał ciężko
próbując się uspokoić. Siedział tak może z pięć minut
ignorując zaciekawione spojrzenia i chichoty, mijających go kilku
osób. „... Niech wszyscy idą do diabła ...” przeklinał w
myślach wszystkie osoby, które oceniały go nawet nie znając.
Odpoczynek dobrze mu zrobił, mimo bólu już po chwili był w stanie
wstać i ruszyć w dalszą drogę, czyli do biblioteki.
Dotarł na
miejsce, ale tu czekało go kolejne rozczarowanie. Biblioteka była
już zamknięta. Harry z frustracji, aż uderzył w drzwi pięścią.
Złość się w nim gotowała, a wydarzenia z ostatnich chwil
pobudziły gorzkie myśli. Już widział oczami wyobraźni minę
Hermiony, współczucie z domieszką wyższości „... nie znoszę u
niej tej cechy, trochę nieraz przypomina Malfoy'a z tą swoją
wyższością i …” Nagle pokręcił gwałtownie głową, a skądś
z głębi wypłynęło poczucie winy: „... Boże, jak mogę tak
sądzić o swojej przyjaciółce! … Nie, nie mogę teraz, w tym
stanie wrócić do pokoju wspólnego ...” Błyskawicznie podjął
decyzję wyjścia z zamku, który w tej chwili wydał mu się jakiś
ciasny i duszny, mimo swoich rozmiarów i wprowadził ją w życie.
Ruszył szybkim
krokiem w stronę wyjścia z zamku. Kiedy był już na zewnątrz,
jego szybki chód zmienił się w bieg. Zatrzymał się dopiero pod
Zakazanym Lasem próbując złapać głębszy oddech, chwilę patrzył
na chatę Hagrida jednak zrezygnował z odwiedzin. Spojrzał w głąb
Zakazanego Lasu i przypomniał sobie tamtego rannego graniana.
Wiedział, że to co przyszło mu do głowy, było głupim pomysłem,
wręcz szalonym, ale … niewiele myśląc wszedł do lasu.
Szedł powoli w
myślach odtwarzając drogę jaką pokonał wtedy, idąc z Hagridem.
Miał przeczucie, że idzie dobrze, ale i tak gdy z dala ujrzał
jezioro odetchnął z ulgą. Był na miejscu, minusem było to, że
zaczynało się powoli ściemniać, a wracanie nocą do zamku nie
napawało go optymizmem. „... Tylko na chwilę ...” powtarzał
sobie, wolno posuwając się naprzód. Nie mógł tak po prostu
zapomnieć o rannym granianie, a zwłaszcza oczu pełnych cierpienia
…
Kiedy Harry
wyszedł zza drzew na polanę, dostrzegł tą samą klacz graniana,
leżała tam gdzie ostatnio, ale nie ruszała się, a oczy miała
zamknięte. Chłopak na ten widok zamarł. Czy żyła jeszcze? Serce
zaczęło mu łomotać w piersi kiedy szedł powoli w jej kierunku.
Gdy był już tylko kilka kroków przed nią, samica nagle otworzyła
oczy. Harry odetchnął z ulgą.
- Tak się
cieszę, że jednak żyjesz. – Wyszeptał siadając na trawie kilka
metrów przed zwierzęciem, by go nie płoszyć. - Już bałem się
że ... - Nie wypowiedział ostatniego słowa nie mogło przejść mu
przez gardło. Zwierzę nie ruszało się, ale bacznie go
obserwowało. Harry postanowił kontynuować przemowę cichym,
uspokajającym tonem. – Nie zrobię ci krzywdy, odkąd ostatnim
razem się spotkaliśmy nie mogłem przestać o tobie myśleć, nawet
przeczytałem książkę o magicznych zwierzętach i o ich leczeniu.
– Spojrzał w oczy stworzenia i powiedział smutnym głosem. –
Tak bardzo mi przykro ... chciałem ci pomóc ... ale to niemożliwe
... - W głosie chłopca zabrzmiała gorycz. Podniósł trochę głos
… – W książce piszą że nie można ci już pomóc ... nie wiem
dlaczego, ale nie umiem tego zaakceptować. Poza tym, ta książka o
leczeniu była jakaś cienka i choćby dlatego mało przekonująca.
Cholera … przepraszam cię … nie powinienem mówić tak głośno.
Harry obserwował
leżącą samicę uważnie, sam również był przez nią
obserwowany. Wydawało mu się, że zwierzę jest spokojne w jego
obecności, więc postanowił jeszcze trochę się zbliżyć. Wstał
wolno i zrobił kilka kroków. W pewnym momencie jednak granian
drgnął niespokojnie więc chłopak zdecydował, że widocznie tu
przebiega granica bezpieczeństwa zwierzęcia i dalej już się nie
ruszył, usiadł. Chciałby chociaż przemyć tą ranę by ulżyć
zwierzęciu w cierpieniu. Miał świadomość, że jeśli będzie
działał pochopnie może to cierpienie tylko pogłębić. Spojrzał
na niebo, jeszcze chwila i będzie ciemno. Nie miał więcej czasu
wstał więc ponownie, rzucając ostatnie spojrzenie na magiczne
stworzenie, które wciąż go obserwowało.
- Wrócę tu
jutro ... do zobaczenia. – Zaczął wycofywać się w głąb lasu.
Do pokoju
wspólnego wrócił przed godziną policyjną, więc nie musiał się
martwić szlabanem. Spodziewał się ujrzeć swoich przyjaciół
zaraz jak wyjdzie zza portretu, jednak byli tu chyba wszyscy oprócz
właśnie tej dwójki. Zmarszczył czoło w zamyśleniu i poszedł do
swojego dormitorium. Jednak gdy chciał wejść, napotkał opór w
postaci zaklęcia blokującego drzwi. Zdziwił się, bo nigdy nikt
nie zakładał takiego zaklęcia na pokoje. Nie było sensu się
siłować z klamką czy też używać kontrzaklęcia, więc zapukał
głośno. Po chwili otworzyła mu Hermiona ... trochę
zaczerwieniona:
- Wybacz, że
musiałeś czekać Harry. – Powiedziała jakoś dziwnie zmieszana.
- Nic się nie
stało … - Chciał dodać coś więcej, ale zrezygnował, kiedy
zobaczył wygląd Rona stojącego za Hermioną.
- Emm ... to ja
już chyba pójdę. – Powiedziała szybko Gryfonka wymijając go w
drzwiach.
Harry tylko
wzruszył ramionami i wszedł do pokoju. Nic nie mówiąc położył
się na łóżku i wyciągnął książkę o magicznych stworzeniach
... zaczął ją czytać. Widział kątem oka, że Ron strasznie się
wierci na łóżku i próbuje jakoś zacząć rozmowę. Nie miał
zamiaru mu tego ułatwiać. Po dłuższej chwili Ron odważył się
podjąć temat.
- Dlaczego o nic
nie pytasz Harry? - Zaczął, rumieniąc się nieznacznie.
- Myślę, że
widziałem dość, by się domyślić o co chodzi. Zwłaszcza, że
pokój był zamknięty. Naprawdę Ron … nie musisz mi się
tłumaczyć. To wasza sprawa co robicie.
- Ale my się
tylko całowaliśmy! Nie doszło do n ... niczego więcej i ... - Ron
przerwał na chwilę uważniej mu się przyglądając. - Co ci się
stało w twarz Harry?
- To nic takiego,
mały wypadek, po prostu kiedy biegłem do biblioteki nie zauważyłem
otwierających się drzwi i wpadłem na nie. – Zaśmiał
się z własnego kłamstwa.
- Stary, ty to
masz jakiegoś pecha! Poczekaj mam chyba coś na tą śliwkę. –
Zaproponował Ron i zaczął grzebać w swoim kufrze wyciągając z
niego coraz to dziwniejsze rzeczy: od plakatów zawodników
quidditcha po kilka dodatkowych szczoteczek do zębów. – Aha! -
Wykrzyknął triumfalnie kiedy wyciągnął mały słoiczek. -
Posmarujesz przed spaniem, a rano nie będzie śladu. – Powiedział
rzucając maść w kierunku Harry'ego.
- Dzięki –
Powiedział Harry z wdzięcznością otwierając słoiczek. Jednak
kiedy zdjął wieczko, aż odwrócił głowę od zapachu tego
specyfiku. – Rany, dlaczego wszystkie eliksiry i inne magiczne
twory muszą tak okropnie cuchnąć? Fuj, Ron żałuję, że oczy są
tak blisko nosa. Cały czas czuję ten zapach. - Harry skrzywił się
kiedy nacierał sobie tym czymś okolice oka.
- Idziesz już
spać? - Zdziwił się Ron obserwując zabiegi Harry'ego.
- Taaa ... jestem
zmęczony, ta praca domowa mnie wymęczyła. A, Ron i ani słowa
Hermionie o mojej dzisiejszej wpadce. – Powiedział ziewając
sugestywnie.
- Jasne. –
Wyszczerzył się rudzielec. - Dobranoc Harry.
- Dobranoc Ron. –
Odpowiedział i zasłonił kotary wokół łóżka, by jak zwykle
rzucić zaklęcie wyciszające.
Obudził się
słysząc szmer w pokoju i głosy innych jego współlokatorów w tym
i Rona.
- Jesteś pewien,
że śpi? - Rozpoznał głos Deana.
- Tak, w sumie ja
też padam z nóg, przez niego musiałem prawie cały dzień odrabiać
pracę domową. Uwierzycie, że chciał zrobić wszystkie zadania na
przyszły tydzień?! - Usłyszał znajomy głos Rona.
- Powinieneś się
postawić, a nie pozwalać by się rządził. – Kolejny głos, tym
razem Seamusa.
- A pamiętasz,
że moją dziewczyną jest Hermiona? Chyba jeszcze nigdy nie
widziałem jej tak zadowolonej, kiedy Harry wyszedł z tą
propozycją. – Powiedział zrezygnowanym głosem Ron.
- Ron, jesteś
przecież facetem! Nie pozwól się zmanipulować Hermionie, musisz
jej się czasami postawić. – Stwierdził Seamus.
- Poczekaj, aż
sam będziesz miał kogoś, wtedy pogadamy i ciszej bo obudzicie
Harry'ego – Ron podsumował słowa Seamusa.
- Nie wiem
dlaczego ciągle trzymasz z Potterem, przecież tyle razy ci
mówiliśmy, że ciągle się tylko narażasz i … - Tym razem był
to Dean.
- A ja mówiłem,
że nie będę z wami na ten temat rozmawiać. – Wszedł Dean'owi w
słowo Ron, kończąc tym samym dywagacje kolegów. – Idę spać i
nie zapomnijcie rzucić zaklęcia na łóżka. Dobranoc.
Głosy ustały, a
Harry leżał w łóżku jak sparaliżowany. Nie wiedział co o tym
wszystkim myśleć. Ron jest z nim czy też przeciw niemu? Ale chyba
będąc po jego stronie nie kazałby innym założyć barier
ochronnych? A może się myli, może to tylko szyderstwo z kolegów
ze strony Rona? „ … Cholera!? Dlaczego zawsze muszę się budzić
w najmniej odpowiednim czasie? ...” myślał gorączkowo, próbując
ponownie usnąć. Przeczuwał jednak, po prostu wiedział, że sen i
tak nie nadejdzie. Wyjrzał powoli zza zasłon łóżka, wyglądało
na to, że pozostali już śpią. Harry wstał, ubrał się po
cichu, założył pelerynę niewidkę i wyszedł z dormitorium.
Siedział przez chwilę w pokoju wspólnym próbując myśleć o
wszystkim, tylko nie o tamtej zasłyszanej rozmowie. Siedział jednak
w miejscu, gdzie wszystko przypominało mu o Ronie, co najwyraźniej
nie pomagało. Zdecydowanie nie był to dobry pomysł, wobec tego
Harry zebrał się w sobie i wyszedł z wieży Gryffindoru. Pierwsze
co postanowił, to odwiedzić bibliotekę, skoro jutro miała być
również nieczynna, nie było szans żeby odrobić pracę domową na
eliksiry, a Hermiony nie chciał o to prosić, jej ego jeśli chodzi
o naukę i tak było już wystarczająco duże.
Po pewnym czasie
doszedł do drzwi biblioteki i otworzył je zaklęciem. Wszedł do
środka rozmyślając. Zawsze się zastanawiał dlaczego biblioteka
była tak źle chroniona, skoro już jako pierwszaki się do niej
włamali, używając najprostszego zaklęcia otwierającego. W końcu
to tutaj była największa skarbnica zakazanej magii, chociaż raczej
mało kto pewnie teraz to widzi ... On sam przecież był w tej
kwestii ignorantem do czasu, aż znalazł dziennik. Ta osoba, która
go ukryła, musiała być piekielnie mądra i na pewno nie korzystała
z białej magii. Harry wątpił, by znalezienie dziennika było tylko
łutem szczęścia, podejrzewał że może kryć się za tym coś
więcej. Podszedł do działu, w którym znalazł potrzebną mu
książkę do eliksirów. Potem skierował się w stronę Zakazanego
Działu. Nie wiedział dlaczego, ale zamiast usiąść przy jakimś
stoliku i odrabiać pracę domową w normalnych warunkach, wolał ją
odrabiać na zakurzonej podłodze w Zakazanym Dziale. Coś go tu
przyciągało, ale nie umiał określić dokładnie co. Czuł się tu
po prostu dobrze choć wiedział, że nawet jak na niego to było
bardzo dziwne. Po dwóch godzinach spojrzał z nieukrywaną dumą na
swoją pracę. Co jak co, ale była naprawdę dobrze napisana!
Chociaż był pewien, że Snape na pewno znajdzie jakiś powód do
przyczepienia się, inaczej nie byłby sobą.
Kiedy Harry
schował pergamin ze swoją pracą domową, oparł się o pobliski
regał. Gdyby przewidział co się stanie, nigdy by tego nie uczynił.
Na jego głowie, znienacka wylądowała dość gruba i w dodatku
gryząca książka. Przypominała trochę tą od Hagrida, Książka
była wyjątkowo agresywna, przy niej „Potworna księga potworów”
to był pikuś. Ta, która aktualnie zaatakowała Harry'ego
wykazywała wyjątkowe zdolności ludożercze, a w dodatku skakała,
by dostać się do jego i tak już pogryzionych rąk. Po chwili,
odrzucona, przycichła i patrzyła na niego z kąta Zakazanego
Działu. To nie było zabawne ani trochę, chyba mniej już się bał
samego Voldemorta niż tej piekielnej książki! Wyciągnął różdżkę
i rzucił zaklęcie wyciszające, nie wiedział ile zajmie mu
ujarzmienie tego przedmiotu, a nie chciał, by odgłosy walki dotarły
do niepowołanych uszu dyżurującego na korytarzach zamku
nauczyciela. Zdecydował się zapomnieć o ucieczce z biblioteki na
korytarz, bo zajadła księga wciąż deptała mu po piętach jak
agresywny kundel. Perspektywa złapania go w takiej sytuacji przez
Flicha, bądź nauczyciela wydawała się … niepokojąca. A
uczniowie mieliby kolejny powód do plotek na jego temat. Nie,
odpadało … musiał sobie jakoś poradzić.
Nieubłaganie
zbliżał się nowy dzień, a on nadal zmagał się z tą przeklętą
księgą, która pewnie nawet nie myślała o poddaniu. Najgorszy był
jednak fakt, że nie działało na nią żadne zaklęcie, ku rozpaczy
Harry'ego, który przetestował już chyba wszystkie możliwe
zaklęcia, które znał. Czas mu się już powoli kończył. Za
jakieś dwie godziny powinno być śniadanie, co mu dawało niecałą
godzinę, by się uporać z problemem.
- No dobrze, nie
wiem o co ci chodzi, ale kończy mi się już czas więc to będzie
nasza ostatnia runda. – Ogłosił Harry w stronę księgi. Choć
wiedział, że to było głupie przypuszczenie, ale naprawdę mu się
wydawało, że zrozumiała. Schował różdżkę bo i tak nic mu nie
dawała, zakasał rękawy i rzucił się w stronę książki, która
również nie pozostała bierna. Najpierw postanowił ją przygnieść
ciężarem własnego ciała, co dało kiepski efekt, bo księga
skoczyła w kierunku jego twarzy, więc odruchowo zakrył ją rękoma.
Impet ataku książki spowodował, że Gryfon stracił równowagę i
przewrócił się. Myślał, że książka zaraz go pogryzie,
ale tylko leżała na jego brzuchu.
- Przyznaję,
wygrałaś! Zadowolona jesteś? - Jakby na potwierdzenie jego słów,
księga wydała zadowolony pomruk, a następnie wlazła pod jego
rękę, jakby upominała się o pogłaskanie. Harry już był
zupełnie skołowany ... co było nie tak z tą książką?! Może
stwierdziła, że nie jest zbyt smaczny? Pogładził jej grzbiet i
teraz w końcu mógł jej się przyjrzeć. Wyglądała na bardzo
starą i zniszczoną. Złote tłoczone litery były już słabo
widoczne, a krawędzie wytarte, jednak podobała mu się mimo tych
wszystkich mankamentów. Miał nadzieję, że nie przyczynił się za
bardzo do przybycia kolejnych uszczerbków w jej wyglądzie. Wziął
ją w ręce i odłożył na półkę z której spadła, jednak ta
wykazując podziwu godny upór, nie chciała z nim współpracować.
- Myślałem, że
mamy rozejm. – Powiedział chłopak z wyrzutem, kiedy księga
buntowała się i nie chciała wejść z powrotem pomiędzy inne
książki. Harry wziął głęboki zniecierpliwiony oddech. –
Dobrze, siedź sobie gdzie chcesz, ale ja już naprawdę muszę iść,
inaczej będę mieć kłopoty. – Ogłosił i zaczął powoli
odchodzić, ale uparta książka wciąż sunęła za nim po podłodze.
Stanął i spojrzał na nią sfrustrowany. – Nie mogę cię wziąć
ze sobą, każda książka z biblioteki może zostać zabrana tylko
wtedy, gdy posiada podpis bibliotekarki, rozumiesz? Będę mieć
kłopoty.
To było dziwne
widzieć jak księga wycofuje się z powrotem do Zakazanego Działu
po tym co powiedział. Nawet przez chwilę było mu jej po prostu
żal. Pierwszy raz widział, żeby przedmiot tak się zachowywał.
Długo jednak nad tym nie rozmyślał, nie było na to czasu, musiał
jak najszybciej wydostać się z biblioteki. Zarzucił pelerynę
niewidkę i ruszył w stronę drzwi. Udało mu się wyjść sprawnie
i niezauważenie, co przyjął z radością. Po walce z książką
musiał wyglądać okropnie. Dlatego zdecydował, że najpierw musi
pójść gdzieś, gdzie będzie miał spokój i lustro, by w spokoju
ocenić i poprawić swój wygląd. Po krótkim zastanowieniu Harry
zdecydował się na damską łazienkę na trzecim piętrze. Szczęście
mu dziś sprzyjało. Wędrując korytarzami nie widział nawet cienia
dyżurującego nauczyciela. Do łazienki dziewcząt dotarł szybko,
prześlizgnął się przez drzwi i odetchnął z ulgą. Teraz
pozostało mu tylko doprowadzić się do względnego porządku. Czuł
na ciele wszystkie uderzenia i ugryzienia jakie pozostawiła walka z
księgą. Podszedł do lustra i spojrzał w nie z niemałą obawą.
Zamrugał ze zdumienia i znieruchomiał na moment na widok swojego
odbicia. Szata była we strzępach, owszem, ale cała reszta … nie
było widać żadnych śladów bitwy z książką na twarzy, nie było
nawet lima po starciu z Mafloy'em. Opuścił wzrok na swoje ręce …
nic, ani śladu …. nawet ból zaczął znikać. Przyjrzał się
nogom, też nic … zdumiewające. Dotknął miejsca na nodze, gdzie
powinno być szczególnie dotkliwe ugryzienie, nie bolało, ale
przecież nie wymyślił sobie tego, wyraźnie czuł wcześniej ból.
Było to bardzo dziwne. Tak samo dziwne jak ta książka. „...
chyba powinienem się jej bardziej przyjrzeć ...” myślał Harry
kiedy za pomocą czarów doprowadzał swoją szatę do stanu
używalności. Taksującym spojrzeniem ocenił w lustrze swój
wygląd. Wszystko było w porządku. Przemył twarz zimną wodą by
się orzeźwić po nocnej eskapadzie, zwinął pelerynę niewidkę i
wyszedł z łazienki rozglądając się uważnie po korytarzu.
Jeszcze była cisza. Nie było sensu wracać do dormitorium więc
udał się do Wielkiej Sali na śniadanie.
Dziwnie było
siedzieć przez jakiś czas samemu w oczekiwaniu na posiłek. Po
pewnym czasie zaczęli pojawiać się pojedynczy uczniowie, z których
prawie każdy obrzucał Harry'ego jakimś dziwnym spojrzeniem.
Wczoraj nie czytał Proroka więc nie był na bieżąco z obecnymi
plotkami na swój temat. Wielka Sala stopniowo zapełniała się
uczniami, pojawili się też jego domownicy z różnych klas.
Przyjaciele natomiast wciąż jeszcze nie nadeszli. Gdy pojawiło się
jedzenie, Harry nałożył sobie trochę owsianki, obficie polewając
ją miodem, a po chwili zastanowienia dołożył jeszcze trochę
dżemu truskawkowego. Dobrze, że nie było jeszcze Hermiony inaczej
już miałby wykład na temat dbania o uzębienie. Był w połowie
posiłku i rozkoszował się kolejnymi łyżkami swojego śniadania,
kiedy zauważył, że naprzeciwko siadają przyjaciele. Harry
spojrzał na Rona i poczuł nieprzyjemne uczucie w piersi. Postanowił
to zignorować i w żaden sposób nie dał po sobie poznać
dyskomfortu.
- Harry, gdzie ty
się podziewałeś? Wszędzie cię z Ronem szukaliśmy. –
Powiedziała karcącym tonem Gryfonka.
- Och ... Po
prostu obudziłem się godzinę przed ucztą, więc przyszedłem
wcześniej i w końcu udało mi się dorwać mleczne bułeczki. Jak
przychodzę później już niczego nie ma. – Na potwierdzenie
własnych słów wskazał na talerz, gdzie aktualnie znajdowały się
cztery sztuki wspomnianego pieczywa.
- Harry... Chyba
nie zjesz tego wszystkiego sam …? - Zaczął niepewnie Ron.
- W zasadzie już
nie jestem głodny, więc są twoje. – Harry podsunął w stronę
rudzielca talerz, z którego Ron skwapliwie chwycił pierwszą bułkę.
Po jej ugryzieniu przymknął z ukontentowaniem oczy delektując się
smakiem.
- Przecież to
praktycznie sam cukier. – Prychnęła Hermiona, przyglądając się
jednocześnie z rozbawieniem swojemu chłopakowi. Ron machnął
lekceważąco ręką na jej słowa i kontynuował jedzenie popijając
sokiem z dyni. Hermiona chwilę się temu przyglądała, ale po
chwili wróciła do rozmowy z Harry'm.
- Zapomniałam
wczoraj spytać ... - Lekki rumieniec zabarwił jej policzki
wskazując o czym pomyślała, ale dzielnie kontynuowała wypowiedź.
- Udało ci się dostać tą książkę?
- Tak, dziś
pewnie odrobię to zadanie z eliksirów jak będziecie w Hogsmeade
... A skoro o tym mowa ... Czy mogłabyś mi kupić kilka składników
do eliksirów? Moje są już praktycznie na wykończeniu, a nawet nie
chcę sobie wyobrażać co będzie, jak Snape zauważy, że nie mam
podstawowych składników. – Poprosił Harry podając jej dość
mocno wymięty kawałek pergaminu.
Dziewczyna
spojrzała na jego wymiętoszoną kartkę krytycznym okiem i za
pomocą zaklęcia wyprostowała świstek, przez chwilę wodziła
wzrokiem po liście składników.
- Ale Harry ... -
zaczęła – przecież części z tych składników nie ma w naszym
podstawowym wyposażeniu, a niektóre z nich są strasznie drogie!
- Tak wiem. –
Powiedział Harry, wyciągając z kieszeni swojej szaty kilka
galeonów, które podał dziewczynie.
- Po co ci one? -
Zapytała podejrzliwie.
- Pamiętasz jak
w składziku potłukłem kilka słoików? - Kiedy Gryfonka pokiwała
twierdząco głową kontynuował. – Snape kazał mi to odkupić, bo
to były rzadkie składniki. – Dokończył wypowiedź, wzruszając
ramionami, a równocześnie po cichu dziwiąc się temu, jak ostatnio
gładko idą mu kłamstwa. Wcześniej praktycznie zawsze było widać
gołym okiem, że kłamie, a teraz, widząc minę dziewczyny
wiedział, że mu uwierzyła.
- Harry! Przecież
on nie może zmusić cię do odkupowania składników! - Dziewczyna
była wyraźnie oburzona.
- Hermiono, chyba
nie pamiętasz o kim jest rozmowa - Wtrącił Ron, a Harry skwapliwie
przytaknął mu głową.
- Wiem, ale to
nie zmienia faktu, że to co robi, jest wbrew prawu! - Oburzenie
Hermiony nie miało granic.
- To Snape –
Wtrącił ponownie Ron takim głosem, jakby to było coś
oczywistego.
Harry tylko się
uśmiechnął dokańczając owsiankę. Właściwie przy tym wszystkim
nie zauważył nawet jak do Wielkiej Sali wleciała chmara sów. Na
szczęście jego refleks szukającego nie zawiódł, kiedy przesyłka
dla niego o mało co nie wylądowała w soku dyniowym.
- Niezły chwyt
Harry! - Wyszczerzył się Ron.
Przez chwilę
Harry zapatrzył się na swojego rudego przyjaciela, który
zachowywał się jak zwykle. Przez głowę Harry'ego przemknęło
pytanie „...czyżbym się wczoraj przesłyszał? …”. Po chwili
lekko pokręcił głową, gdy w myśli nadeszła odpowiedź „...
Nie, to z pewnością nie była moja wyobraźnia ...”
- Coś się stało
stary? - Zapytał Ron machając mu ręką przed oczami.
- Nie ... to nic.
Po prostu przypomniałem sobie o zakazie Umbirdge co do mojej gry w
quidditcha.
- Wredna jędza
... pewnie specjalnie to zrobiła bo wiedziała, że Ślizgoni
przegrają w tegorocznym turnieju!
- To już nie
jest ważne, dopóki Dumbledore nie wróci, nie ma sensu się przeciw
niej buntować. Inaczej obróci się to przeciwko nam. – Hermiona
ukróciła szybko tyradę Rona. - Swoją drogą, Harry co to za
paczka?
- Och ... To od
Dursley'ów, zapewne ubrania ... - Powiedział nieco zakłopotanym
tonem, a przynajmniej miał nadzieję, że jego ton głosu tak
właśnie brzmiał.
- Kolejna porcja
prześcieradeł!– Zarechotał Ron.
- Ronaldzie! To
było niegrzeczne, masz natychmiast przeprosić Harry'ego!
- Hermiono,
przecież wiemy oboje, że ma rację. – Powiedział Harry próbując
ją nieco uspokoić. – Mam nadzieję, że pomożesz mi je skrócić
kiedy będę potrzebować?
- Oczywiście,
tylko powiedz słowo. - Uśmiechnęła się przyjaciółka.
- Dziękuję, na
pewno wkrótce skorzystam.
Skończyli
śniadanie i wyszli z Wielkiej Sali. Harry pożegnał się z
przyjaciółmi machając im ręką i ku własnemu zaskoczeniu poczuł
ulgę, że nie widzi już Rona. Zbyt wiele nieprzyjemnych myśli
chodziło Harry'emu po głowie, kiedy widział przyjaciela, nawet,
jeśli ten zachowywał się jak zwykle.
Harry wrócił do
dormitorium, by przebrać się i wziąć prysznic. Wyszedł z
łazienki i położył się w samym ręczniku na łóżku głęboko
wzdychając. Jego wzrok przykuła wciąż nie rozpakowana paczka,
którą dostał dziś rano. „... Od kiedy tak dobrze potrafię
kłamać? ...” pomyślał sięgając po pakunek, który oczywiście
tak naprawdę nie był od Dursley'ów. Rozerwał papier i wyciągnął
kilka nowych ubrań, przyglądając się im z każdej strony. Był
naprawdę zadowolony z zakupu czegoś nowego i pasującego na niego.
Rozumiał też w pewien sposób Rona, jeśli chodziło o upodobanie
do nowych rzeczy w końcu sam tak naprawdę nie posiadał niczego
swojego. Myśli o przyjacielu przez chwilę ostudziły jego zachwyt,
ale szybko się zreflektował.
Przymierzał
kolejne nowe ubrania i spoglądając w lustro nie mógł uwierzyć
własnym oczom, pierwszy raz wyglądał naprawdę dobrze! „...
Chyba powinienem zastanowić się nad całkowitą wymianą garderoby,
chociaż to chyba jednak byłoby zbyt podejrzane ...” zastanowił
się przez chwilę. W końcu ubrania kupił tylko dlatego, żeby nie
zwracać na siebie uwagi kiedy jutro pójdzie do Hogsmeade i wypije
eliksir wielosokowy. Szata ucznia wzbudziłaby zbyt wiele podejrzeń.
Przeczesał ręką włosy, ciągle zapominał o czesaniu ich po
kąpieli, przez co notorycznie były w nieładzie, a grzebień tylko
pogarszał sprawę. Ubrał ponownie stare ubrania po swoim kuzynie i
wyszedł z siedziby Gryffindoru.
Po niezbyt
długiej wędrówce korytarzami zamku, Harry stanął pod dużym
obrazem owoców i połaskotał lekko gruszkę, która ukazała klamkę
do kuchni Hogwartu. Nacisnął ją i wszedł do środka. Widok tak
wielu skrzatów domowych zawsze go fascynował, było to w jakiś
sposób niesamowite. Od czwartego roku nie był tu ani razu, dlatego
czuł się nieco oszołomiony.
- Harry Potter,
sir! Zgredek tak bardzo się cieszy, że znów cię widzi! Wykrzyknął
jeden ze skrzatów podchodząc do niego z wyrazem uwielbienia w
oczach.
- Emm ... Czy my
się znamy? - Zapytał niepewnie Harry. Nie pamiętał bowiem, żeby
zadawał się z jakimkolwiek skrzatem, a ten przed nim wyraźnie go
znał.
Odpowiedź
Harry'ego spowodowała, że oczy skrzata zaszły łzami, a po chwili
na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
- Zły Zgredek!
Niedobry Zgredek! Harry Potter nie powinien znać Zgredka! - Zaczął
krzyczeć skrzat uderzając głową o ścianę. Harry zaskoczony
zesztywniał przez moment, ale po chwili zareagował odciągając
stworzenie od ściany.
- Przestań!
Możesz sobie zrobić krzywdę! – Kiedy skrzat się trochę
uspokoił, Harry zaryzykował pytanie. – Emm ... Zgredku,
poznaliśmy się już wcześniej?
Ostatnie zdanie
spowodowało, że skrzat zawył ze smutku chowając twarz w dłoniach.
Potem przez chwilę kwilił cicho, próbując się uspokoić.
Pociągając nosem podniósł pełne łez oczy na Harry'ego kiwając
przecząco głową i ponownie spuścił wzrok na swoje dłonie. Harry
sięgnął do kieszeni i podał mu chusteczkę, którą skrzat
przyjął, by po chwili znowu się rozpłakać. Harry był
zdezorientowany takim zachowaniem stworzenia.
- Ja przepraszam
Zgredku, nie wiem dlaczego płaczesz, ale proszę przestań już. –
Chłopak zdziwił się, że skrzat posłuchał, opanował łkanie i
ponownie spojrzał na Harry'ego.
- To Zgredek
powinien przepraszać Harry'ego Pottera. Zgredkowi jest bardzo
przykro, że Harry Potter musiał się martwić. – Powiedział
skrzat pociągając nosem i wyciągnął w stronę Gryfona kompletnie
mokrą chusteczkę.
- Emm ... Możesz
ją zatrzymać Zgredku. – Widząc, że ponownie w kąciku oczu
skrzata zbierają się łzy dodał szybko – To naprawdę nic
takiego, przyjmij ją jako prezent ode mnie.
Skrzat zamilkł,
jednak co chwilę zerkał na niego swoimi wielkimi oczami i wyglądało
na to, że się definitywnie uspokoił, więc Harry zaryzykował
kolejne pytanie.
- Jak się
poznaliśmy Zgredku? - Wybuchu rozpaczy nie było, ale Harry
zauważył, że uszy Zgredka znacząco oklapły.
- Zgredek musiał
się pomylić, Zgredek przeprasza Harry'ego Pottera. Czy Zgredek może
czymś służyć?
Skrzat
najwyraźniej zdecydował się zakończyć temat, a Gryfon szybko
zorientował się w tej zmianie. Chłopak postanowił jednak, że
przynajmniej na razie rzeczywiście dość tej stresującej wymiany
zdań i czas wrócić do tego, po co tu przyszedł. Położył swoja
torbę na stole i poprosił grzecznie.
- Potrzebowałbym
trochę mleka z miodem i dość sporo orzechów ... - Zaczął Gryfon
niepewnie.
- Och! Wszystko
czego Harry Potter, Sir sobie zażyczy! - Wykrzyknął radośnie
Zgredek i znikł z pola widzenia. Po chwili pojawił się z
produktami, o które Harry prosił. Skrzat sprawnie zapakował
produkty do torby Harry'ego, co chłopak obserwował z
zastanowieniem. Było w tym niewielkim stworzeniu coś znajomego …
wręcz nostalgicznego „... dlaczego go nie pamiętam? Zgredek
widocznie mnie zna ... Muszę się dowiedzieć więcej za wszelką
cenę! ...”.
- Chyba coś
sobie przypominam ... - Podjął ponownie rozmowę Harry, kącikiem
oka zauważając zainteresowanie Zgredka. Musiał troszkę
zaimprowizować, może się uda. – No tak! Pamiętam! - Wykrzyknął,
może nawet zbyt optymistycznie, ale wyraźnie nie przeszkadzało to
skrzatowi. - Pamiętasz jak się poznaliśmy Zgredku?! To było
naprawdę nieprawdopodobne, zaskoczyłeś mnie wtedy.
- Bo Harry Potter
nigdy wcześniej nie widział skrzata domowego kiedy poznał Zgredka.
- Skrzat rozpromienił się z radości, a Harry stwierdził, że w
dobrą stronę poprowadził rozmowę i postanowił kontynuować.
- Cóż, jak
zapewne wiesz nie wiedziałem o magicznym świecie do czasu, aż
dostałem list z Hogwartu. Wiele się od tej pory zmieniło ...
- Zgredek jeszcze
raz przeprasza za to, że wtargnął do pokoju Harry'ego Pottera
narażając go na nieprzyjemności ...
Teraz umysł
Harry'ego pracował na najwyższych obrotach. To niemożliwe, że
poznał Zgredka we własnym pokoju, przecież to na pewno by
zapamiętał!
- Kiedy to było?
- Zapytał skrzata słabym głosem, masując sobie skronie i czując
zbliżający się ból głowy.
- Na drugim roku
sir, kiedy … - Zgredek nie dokończył zasłaniając sobie usta
dłońmi. – Harry Potter powinien już iść, Zgredek musi wracać
do pracy ...
Takie dość
zaskakujące zakończenie rozmowy nie zwróciło uwagi Harry'ego,
którego umysł, pracujący na najwyższych obrotach, zajęty był
czym innym. Chłopak czuł, że umyka mu coś co powinien pamiętać
… coś istotnego. Musiał to przemyśleć na spokojnie. Postanowił
więc dać sobie na razie spokój z dalszym indagowaniem skrzata.
Wróci, gdy przetrawi uzyskane informacje.
- Dziękuję ci
Zgredku za jedzenie ... i ogólnie za wszystko. – Skłonił się
Zgredkowi lekko zanim wyszedł z kuchni. Nie słyszał już ostatnich
słów powiedzianych szeptem w jego kierunku:
- To Zgredek
powinien podziękować tobie Harry Potterze. Mam nadzieję, że choć
trochę pomogłem odzyskać to co utracone ...
Ból głowy
stawał się już praktycznie nie do zniesienia i Harry doprowadzony
do ostateczności udał się do szkolnej pielęgniarki po eliksir.
Teraz gdy ból minął łatwiej mógł poskładać myśli.
Zdecydował, że najłatwiej będzie mu się myślało w trakcie
spaceru, a że i tak miał zamiar pójść znowu do graniana, to
równie dobrze mógł wybrać się już teraz. Wszystkie potrzebna
rzeczy miał w torbie ze sobą, więc nawet nie musiał cofać się
do wieży.
Idąc w stronę
Zakazanego Lasu, wciąż myślał o tym co powiedział skrzat. Co
właściwie stało się podczas drugiego roku? Nie przypomniał sobie
nic podejrzanego ... Jednak teraz, gdy o tym pomyślał ... zawsze
coś się działo, właściwie co roku odkąd chodził do Hogwartu:
Turniej Trójmagiczny, kamień filozoficzny, ucieczka Syriusza …
wymieniał w myślach, ale czuł, że czegoś brakowało, czegoś
bardzo istotnego ... Tak rozmyślając doszedł do niewielkiego
jeziora w lesie, wypatrując graniana. Samica leżała tam gdzie
ostatnio, na szczęście jeszcze żyła.
- Cześć! Jak
obiecałem tak jestem. – Powiedział w stronę magicznego
stworzenia, które odwróciło łeb w jego kierunku. Ranna nie
wyglądała na zdenerwowaną jak ostatnio, więc Harry zaryzykował i
usiadł trochę bliżej.
– Wiesz ...
przyniosłem coś dla ciebie, nie wiem w sumie dlaczego, ale wydaje
mi się, że powinno ci smakować. – Kontynuował monolog chłopak,
wyciągając z torby orzechy. Postanowił nie ryzykować z
podchodzeniem bliżej, więc po prostu rzucał je w kierunku chorego
zwierzęcia. Na początku klacz patrzyła podejrzliwie na rzucany
pokarm, jednak po chwili uważnego węszenia, zaczęła jeść. To
był dobry znak, nie straciła apetytu.
Przez dłuższy
czas Harry tylko ją obserwował i zastanawiał równocześnie, czy
mógłby spróbować zbliżyć się jeszcze troszeczkę. Mimo swojej
rany samica graniana wyglądała wciąż bardzo pięknie i Harry
żałował, że za pierwszym razem nie dotknął jej. Spojrzał na
jej ranę, z tej odległości było ją doskonale widać, była już
porządnie zainfekowana, jeszcze trochę i zacznie być widać kość
... Gdyby tylko za pierwszym razem nie zawalił sprawy ... mogło to
wyglądać inaczej. Gryfon czuł z tego powodu wyrzuty sumienia.
- Dlaczego
pozwoliłaś mi się zbliżyć na początku, a teraz nie pozwalasz? -
Powiedział z wyrzutem do zwierzęcia. – Ja naprawdę chcę ci
pomóc. Co się zmieniło od tamtego czasu?! - Teraz już prawie
krzyczał z rozpaczy. W tym samym momencie przypomniał sobie słowa
centaura Ronana „...To już nie byłeś ty ...”.
- Cholera ... Nie
rozumiem tego wszystkiego... - Szepnął, a jego głos nieznacznie
drżał, za dużo tych wszystkich rewelacji jak na jeden dzień.
Teraz czuł się jakby żył w jakiejś chorej iluzji tajemnic i
kłamstw, nie wiedział co tak naprawdę jest prawdziwe. Czuł się w
tym momencie strasznie, czuł spływające po policzkach łzy smutku
i bezradności, ale nie przejmował się nimi. W końcu tyle razy
ukrywał swoje prawdziwe uczucia, by tylko innych nie martwić. Teraz
był sam w lesie, więc nie musiał niczego ukrywać, zwłaszcza
swoich uczuć.
Nie wiedział
ile czasu minęło od jego małego załamania. W końcu jednak zebrał
się w sobie, przecież w końcu nie przyszedł tu, by się użalać.
Zaczął od poszukiwania okularów, które położył gdzieś na
ziemi. To był jeden z minusów utrzymywania stale zaklęcia
zmieniającego kolor oczu. Mając inny kolor oczu był ślepy jak
kret mimo, iż w swoim naturalnym odcieniu widział bardzo dobrze. W
zasadzie sam skazywał się na ten defekt, próbując na siłę być
kimś innym. Skupił się, by cofnąć zaklęcie i po chwili widział
już zupełnie dobrze, a przy okazji znalazł bez wysiłku swoje
okulary. Na razie nie były mu potrzebne, więc schował je do
kieszeni spodni. Czuł się lepiej, żadnych tajemnic, sekretów, był
sobą. Wziął głęboki oddech i ponownie spojrzał na graniana,
który teraz patrzył na niego z ciekawością. Harry poczuł się
dużo pewniej i zaczął podchodzić do zwierzęcia powoli,
stopniowo. Kiedy był już tuż usiadł choć jeszcze nie odważył
się dotknąć zwierzęcia. Jego obawy jednak szybko odeszły w
zapomnienie w momencie, gdy poczuł na swoim policzku język klaczy.
Niepewnie sięgnął
ręką do jej głowy, głaszcząc delikatnie. Tak jak myślał, jej
sierść była gładka i aksamitna w dotyku. Uśmiechał się wciąż
ją głaszcząc, jednak szybko się opamiętał. Musiał zająć się
najpierw tą wielką raną. Transmutował kamień w miskę i wlał
tam mleko z miodem i eliksir przeciwbólowy od Pomfrey, którego nie
wypił do końca. Granian po uważnym obwąchaniu miski zaczął pić,
a Harry tymczasem zajmował się raną. Zaczął od przemycia jej
delikatnie wodą, później polał ją eliksirem odkażającym.
Właściwie tego momentu bał się najbardziej, ponieważ efekty
działania eliksiru były dość bolesne, jednak zwierzę w żaden
sposób nie zareagowało … na szczęście. Po tym trudnym etapie,
pozostało nałożyć maść, delikatnie wcierając ją w
rozkładające się mięso. Harry kontynuował pracę bez obrzydzenia
czy też wstrętu i nawet nie myślał o tym co musiał zrobić.
Było to konieczne, więc to robił i już. Teraz wystarczyło
poczekać, aż maść się trochę wchłonie i będzie mógł
zabandażować klaczy nogę. Głaszcząc ją po głowie i grzbiecie
poczuł się bardzo sennie, nie mógł zapanować nad zamykającymi
się oczami. W końcu przecież nie przespał ostatniej nocy. Walczył
z sennością dzielnie, ale niewiele to dało. Nawet nie wiedział
kiedy zasnął.
Obudziło go
delikatne szturchanie w ramię.
- Obudź się
Harry Poterze, las nie jest bezpieczny nocą. – Usłyszał głos.
Zerwał się ze
snu i rozejrzał z przerażeniem. Faktycznie była już noc! „... A
co jeżeli godzina policyjna już się zaczęła? Będą poważne
kłopoty! Mam nadzieję, że Ron z Hermioną jakoś mnie kryją ...”
myśli przelatywały mu przez głowę jak spłoszone ptaki. Po chwili
przyszła kolejna „... Kto mnie obudził? Nikt groźny, bo już bym
nie żył ...” taką miał przynajmniej nadzieję, ale musiał
zobaczyć. Wyjął różdżkę:
-
Lumos
–
Wyszeptał i z mroku wyłoniła się sylwetka centaura Ronana.
- Widzę Harry
Potterze, że jesteś sobą. – Powiedział centaur spoglądając w
oczy Harry'ego.
Chłopak przez
chwilę nie rozumiał o co chodzi, jednak zrozumienie bardzo szybko
zaświtało mu w głowie.
- Chodziło o
oczy prawda? - Zapytał.
- Owszem, ale nie
tylko. Dziś nie miałeś żadnych masek. Graniany to bardzo wrażliwe
i czułe magiczne stworzenia, wyczują każdy fałsz. Dlatego
niełatwo się do nich zbliżyć, jednakże udało ci się dokonać
tego.
Harry poczuł,
jak płoną mu policzki i cieszył się, że było ciemno i może nie
widać jego zawstydzenia. Oświetlając sobie zawartość torby
Gryfon wyciągnął bandaże i zaczął delikatnie owijać ranną
nogę graniana. Gdy skończył spojrzał z zadowoleniem na swoje
dzieło, a zwierzę ponownie polizało go po twarzy.
- Polubiła cię,
chciałem już wcześniej cię obudzić, jednakże nie pozwoliła mi
mówiąc, że jesteś zmęczony.
- Czekaj! Ty
rozumiesz ich mowę?! - Wypalił Harry.
- Wszystkie
magiczne stworzenia potrafią się ze sobą komunikować. –
Stwierdził centaur jakby to była najbardziej oczywista rzecz na
świecie.
- Rozumiem ...
pora już na mnie. – Westchnął Harry wstając i pochylił się w
stronę graniana głaszcząc pysk i szyję oraz szepcząc ciche
„dziękuję”.
Później
odwrócił się i zamierzał iść w kierunku zamku, kiedy drogę
zagrodził mu centaur.
- Podwiozę cię.
– Powiedział krótko schylając się. by Harry mógł dosięgnąć
jego grzbietu.
Chłopak nie
zastanawiał się długo i dosiadł centaura, choć czuł się trochę
nieswojo. Nie był pewien czego powinien się złapać, by utrzymać
równowagę, ale po szybkim przemyśleniu po prostu objął tors
magicznego stworzenia. Kiedy tylko to zrobił, Ronan ruszył naprzód.
Był naprawdę szybki, aż obraz rozmazywał się przed oczami
Gryfona. Przypomniał sobie, że już czegoś podobnego doświadczył
w pierwszej klasie, tylko wtedy nie pomógł mu Ronan tylko inny
centaur. Nie pamiętał jak miał na imię.
Podróż nie
trwała długo i nim Harry się obejrzał zza drzew wyłonił się
Hogwart. Na brzegu Zakazanego Lasu chłopak zsiadł z centaura,
podziękował za podwiezienie i ruszył w stronę zamku. Kiedy po
chwili obejrzał się za siebie, centaur właśnie zawracał do lasu.
Harry zawahał się, ale zdecydował się zawołać:
- Zaczekaj! -
Centaur przystanął i obejrzał się, a Gryfon podbiegł do niego. –
Powiedz, czy ona będzie bezpieczna? Nic jej się nie stanie w
Zakazanym Lesie? Nie może chodzić i jest sama, teraz przecież jest
najbardziej narażona na ryzyko!
Ronan przez
chwilę milczał przyglądając mu się tak jak ostatnim razem.
- Graniany ... to
zwierzęta stadne ... Myślę, że ta wiadomość ci wystarczy. Do
zobaczenia Harry Potterze – Tylko tyle powiedziawszy, centaur
wyminął chłopaka i zniknął w ciemnościach lasu.
Gryfon
przez chwilę patrzył w głąb lasu zastanawiając się nad słowami
Ronana „.. skoro są zwierzętami stadnymi to dlaczego żadnego nie
widziałem? Cóż, muszę zaufać Ronanowi, to w końcu magiczne
stworzenie, chyba wie co mówi ...” Rzucił szybkie Tempus
i odetchnął z ulgą, jeszcze miał czas. Założył swoje okulary,
ponownie rzucając niewerbalnie zmianę koloru oczu i rzucił się
biegiem w stronę zamku.
***
Tom obserwował z
przymrużeniem oka pojedynek pomiędzy Lastrange i Blackiem. Od
początku było pewne kto wygra, a kto zasłuży na karę. Lastrange
nie był złym czarodziejem, jednak działał na jego zgubę fakt, że
po prostu za bardzo się zapalał do walki, przez co jego
koncentracja spadała praktycznie do zera. Nie jeden raz mu to
powtarzał, ale nie widział żadnej poprawy. Najwidoczniej był
ostatnio zbyt miękki skoro jego słowa nie docierały do mózgu
Lastrange. Tom uśmiechnął się unosząc rękę do góry, by
przerwać walkę pomiędzy jego poplecznikami.
- Wystarczy ...
Regulusie, spisałeś się dziś bardzo dobrze, choć powinieneś
poprawić kilka klątw, które rzucałeś dziś po prostu niechlujnie
... Czarna magia jest pięknem samym w sobie, nie powinno jej się
tak bezcześcić, zrozumiałeś?
Wydawać by się
mogło, że powiedział te słowa spokojnie lecz czuć było w jego
głosie obietnicę tortur jeżeli Regulus niczego nie zmieni. Black
skinął w jego kierunku głową i wrócił na swoje miejsce.
Widział, że Lastrange czuł się coraz bardziej nerwowy widać to
było choćby po wykręcaniu palców.
Riddle'owi
sprawiało przyjemność obserwowanie go. Czuł się jak drapieżnik,
który zaraz rzuci się na swoją ofiarę, a patrzenie jak cieniutka
stróżka potu płynie po skroni Lastrange i oddech tego głupca
przyśpiesza sprawiał, że już chciał go widzieć w agonii bólu.
Jednak zanim do tego dojdzie powinien go bardziej upokorzyć, wtedy
widok będzie jeszcze lepszy.
- Abraxasie,
zmierzysz się z nim. – Powiedział wolno Tom i nie uszedł mu
widok oczu Lastrange, który wręcz sztyletował wzrokiem Malfoy'a.
Nie wiedział dlaczego mają ze sobą zatarg, i nie obchodziło go to
nawet, ale dzięki temu przedstawienie będzie jeszcze ciekawsze,
jeśli żywią do siebie taką niechęć, którą było widać gołym
okiem. - Zasady takie jak zwykle wszystko dozwolone prócz
niewybaczalnych.
Tom rozsiadł się
wygodniej w fotelu i zaczął obserwować walkę. Zdecydowanie była
o wiele ciekawsza w końcu obaj pałają do siebie tak silnymi
negatywnymi uczuciami. Widać było determinację Lastrange, by
pokonać Abraxasa, nie popełniał już głupich błędów, był
skoncentrowany na swoim wrogu. Tom doszedł do wniosku, że powinien
częściej doprowadzać ich do wspólnej walki ... W końcu nie
potrzebuje słabeuszy w swoich szeregach. Malfoy, zręcznie unikał
rzucanych w jego kierunku klątw, jednak był tym, który się cofał,
a Lastrange napierał. Tom zastanawiał się dlaczego Abraxas posyła
w kierunku Lastrange tak słabe klątwy? W przeciwieństwie do
przeciwnika, który od razu zaczął dawać z siebie wszystko, choć
to pewnie była już kwestia desperacji Ślizgona.
- Malfoy, to nie
zabawa w podchody, jeżeli nie zaczniesz traktować tego poważnie
twoim następnym przeciwnikiem będę ja. – Powiedział Riddle i
zauważył w oczach Abraxasa chwilowe wahanie, zanim ten przeszedł
do ofensywy. Lastrange początkowo był zaskoczony nagłym atakiem,
jednak szybko się zreflektował. Tom widział już zmęczenie na
twarzy Rudolfa w końcu pojedynkował się już dłużej niż Malfoy.
Był jednak ciekaw jak daleko ten się posunie, by nie stracić
swojej dumy zwłaszcza przed Abraxasem.
Pojedynek dobiegł
końca kiedy różdżka Lastrange upadła na podłogę z głuchym
dźwiękiem. Cóż Riddle spodziewał się tego, ale widok twarzy
Rudolfa był zabawny. Zdecydowanie to była jedna z lepszych rozrywek
ostatnimi czasy. Abraxas odwrócił się od swojego wroga chcąc
zejść z areny pojedynków. Tom tylko się uśmiechnął widząc jak
Rudof sięga po swoją różdżkę i trafia Malfoy'a w plecy klątwą.
To było takie w jego stylu jednak skuteczne w tym wypadku. Usłyszał
oburzone głosy pozostałych, którzy pomogli trafionemu Ślizgonowi
wstać. Gdy obaj stanęli przed jego obliczem ledwo stojąc, zaśmiał
się cicho.
- Abraxasie jaki
błąd popełniłeś? - Zapytał przeszywając go wzrokiem.
- Zbyt długo się
z nim bawiłem, powinienem skończyć to jak najszybciej. –
Stwierdził Malfoy patrząc z pogardą na drugiego chłopaka.
- Tak sądzisz?
Więc dlaczego jesteś w takim stanie teraz?
- Bo zachował
się jak zwykły tchórz celując mi w plecy, mimo iż przegrał
pojedynek.
- A ty Lastrange
jak to widzisz? - Zwrócił się Tom do drugiego.
- To był
pojedynek. To oczywiste, że można trafić na przeciwnika, który
nie zawsze będzie grać według ustalonych zasad. Malfoy powinien
się upewnić, że jego przeciwnik jest nieprzytomny, zabity, albo
odebrać mu różdżkę, wtedy uniknął by tej godnej pożałowania
porażki. – Uśmiechnął się z wyższością.
- Bądź pewien,
że następnym razem o to zadbam. Na własnej skórze to poczujesz. –
Warknął na niego blondyn.
- Wystarczy! -
Zagrzmiał nie chcąc dłużej słuchać tej dziecinnej dyskusji. –
Ten pojedynek wygrał Rudolf, jest tak jak powiedział Abraxusie, nie
wszystkie pojedynki są uczciwe, czasem trzeba się wykazać sprytem
jak on to zrobił. Myślisz, że któryś z popleczników
Grindelwalda myślałby o zasadach walcząc o własne życie?
- Nie, ale … -
Próbował oponować Mafloy.
-
Żadnych „ale” Abraxasie. Wierzę, że ta nauka wiele ci da ...
Crucio!
Abraxas pamiętał
ból jaki go ogarnął, chciał umrzeć, by już tego nie czuć. Nim
jednak zemdlał, zobaczył perfidny uśmieszek Rudolfa, który
ponownie patrzył na niego z wyższością. Poprzysiągł sobie, że
zatrze mu ten uśmiech z gęby i na zawsze zakarbuje mu w pustym
łbie, że z Malfoy'ami się nie zadziera.
Tom kazał
rozejść się pozostałym i zabrać ze sobą Malfoy'a. Sam udał się
po raz kolejny do biblioteki mając nadzieję, że znajdzie jakąś
poszlakę w poszukiwaniach tego Gryfona. Jeżeli był zbyt prawy,
żeby wejść ponownie do zakazanego działu, by poszukać
odpowiedzi, to tylko oznaczało, że nie był wart uwagi mimo bycia
jego Przeznaczonym. Dziś patrolował korytarze Slughorn więc Tom
nie spodziewał się, że będzie się kręcił blisko biblioteki,
zazwyczaj obierał kurs koło kuchni i komnat Puchonów. Po wejściu
do biblioteki Riddle od razu poczuł, że coś się zmieniło, a im
bardziej się zbliżał do zakazanego działu tym bardziej czuł tą
magię. Uśmiechając się wszedł w głąb pomieszczenia i tu już
wyraźnie wyczuwał magię tej osoby. „... Może jednak dogadam się
z tym Przeznaczonym? Czekałem już tak długo, więc może jeszcze
się zmuszę do odrobiny cierpliwości. W końcu mój Przeznaczony
zaczyna robić postępy. Jego magia jest teraz wszędzie, co oznacza,
że sporo jej zużył w tym pomieszczeniu. Tylko dlaczego? Może
ćwiczy tu klątwy? ...” pomyślał Tom, a potem lekko się zaśmiał
z własnego pomysłu. Pewnie wtedy dużo łatwiej byłby się z nim
dogadać. Jeżeli nie będzie chciał po dobroci, zawsze istnieją
inne sposoby by zmusić go do współpracy. Riddle usiadł zamyślony,
opierając się pod jednym z regałów, nie zauważył spadającej na
jego głowę książki ...
Super!
OdpowiedzUsuńCiekawe kiedy i jak się spotkają?
O Harry dobry z ONNS... to może zostanie medykiem - magomedykiem - tak sobie gdybam...
" opierając się pod jednym z regałów, nie zauważył spadającej na jego głowę książki ..." - oj biedna główka Toma.
Lubię czytać "gdybania " czytelników. wierz mi lub nie, ale to naprawdę fajne wiedząc co sądzi czytelnik o danym rozdziale i możliwych jego skutkach. Dziękuje za komentarz :)
UsuńWitam! Jestem po raz pierwszy na twoim blogu i znakomicie piszesz. Jestem wielką fanką TMR/HP i cieszy mnie to ogromnie,że o nich piszesz. :)
OdpowiedzUsuńBardzo długo czekałam na polski genialny blog. Jestem szczęśliwa widząc twój blog. Także czekam na twój rozdział z niecierpliwością.:) Pozdrawiam! ;)
UsuńOjej, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę wiedząc że mam kolejnego czytelnika :) Normalnie 100% do weny i motywacji. Mam nadzieje że zostaniesz na stałe. Pozdrawiam
UsuńHej, hej!!! Witam Cię Joanne Gabrielle!!! - jeżeli na prawdę masz na imię Joanna - witaj imienniczko :D
OdpowiedzUsuńNiedawno znalazłam Twojego bloga i powiem ci jedno: JESTEŚ GENIALNA!!!
Pomyślałam, że nie ma sensu pisać komentarzy przy każdym rozdziale, więc napiszę tutaj, nieco dłuższy.
Wiec, że kocham parring Harry-Tom, lub podobne, więc twój blog jak najbardziej przypadł mi do gustu. Wniosek? - masz nową czytelniczkę-wielbicielkę!!!
Prolog bardzo wciąga, rozdziały także, masz niesamowity styl pisania - z powodzeniem możesz pisać książki - na pewno będę je czytać.
Mimo, że znalazłam tam drobne literówki, nie rzucają się w oczy i nie ma co się nimi przejmować.
Fabuła jest na prawdę genialna (kurde, nadużywam tego słowa) i z niecierpliwością czekam na kolejny wspaniały rozdział.
W tym rozdziale najbardziej podobał mi się moment z książką - płakałam jak czytałam.
Jestem również zła na ciebie - dzisiaj, jak czytałam 5 rozdział prawie spóźniłam się rzez ciebie na autobus. Oj dobra, wybaczę ci, ale pod warunkiem, że odwiedzisz mojego bloga i zostawisz komentarz: ucieczka-od-smierci.blogspot.com
No dobra, to chyba wszystko, co miałam ci do powiedzenia. Życzę ci ogromnej weny i czekam na next.
Panna Riddle
Panno Riddle cóż mogę powiedzieć... Nawzajem imienniczko, mi również bardzo miło poznać. Bardzo się cieszę że Signum Temporis przypadło ci do gustu, strasznie przyjemnie mi się zrobiło na serduchu czytając twój komentarz i jeszcze bardziej się cieszę zyskując nowego czytelnika. Cieszę się że jednak zdążyłaś na autobus :) Oczywiście odwiedzę twojego bloga :)
UsuńJa również jestem nowa. :D I cóż mogę powiedzieć? Świetny blog, bardzo podoba mi się tematyka, gdyż uwielbiam paring Harry&Tom/Voldemort. A poza tym opwiadanie lekko się czyta i jest dobrze napisane. Nie będę się rozwodzić nad innymi rozdziałami, napiszę tylko, że bardzo mi się podobają. Za to skupie się na tym rozdziale. Bardzo spodobała mi się ta walka z książką, po prostu komiczne, a jak ładnie komponuje się z zakończeniem. xD Ciekawi mnie również zanik pamięci Harry'ego oraz ta sprawa z Ronem, ale mogę się założyć, że za to wszystko odpowiada Dumbl. Podsumowując nie mogę doczekać się co będzie dalej. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco Paulina.
Witam Paulino na pokładzie ;) Bardzo mnie cieszy twoja obecność. Mogę tylko powiedzieć że wszystko się w swoim czasie wyjaśni i znajdziesz odpowiedzi na twoje pytania. Jestem strasznie szczęśliwa że w ciągu jedno dnia aż trzech nowych czytelników. Wasza obecność naprawdę daje kopa twórczego. Również pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję ,że mi odpisałaś. Obiecuję ,że zostanę na stałe. Już jestem pozytywnie nastawiona na twój blog i czekam cierpliwie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Witam,
OdpowiedzUsuńco się stało, ze Harry utracił część wspomnień... obawiam się, że Ron nie jest po stronie Harrego tylko udaje, i o co chodzi z tą książką...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Witam, super blog bardzo ciekawa fabuła, życzę dużo weny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzy mam się spodziewać walki Riddle'a z książką? XD takiej walki jak u Harry'ego? :D
OdpowiedzUsuńSuper napisane :)
~MangleTheGirlFox
Hej,
OdpowiedzUsuńco spowodowało, że Harry utracił część wspomnień? owydaje mi się, że Ron nie jest po stronie Harrego tylko udaje, i o co chodzi z tą książką?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga