piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 5: Tajemnice

No to przybywam z nowym rozdziałem. Wena powróciła na szczęście dość szybko, także zaczęłam działać. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę czytają moje opowiadanie tylko trzy osoby? Jeżeli ktoś jeszcze czyta Signum proszę odezwij się, będzie mi bardzo miło :). No, ale co ja bym zrobiła bez moich wiernych komentujących? Dziękuję: Kaja Kot i Dagna Płecha za komentarze, naprawdę jest mi bardzo miło kiedy je czytam. 

 Największe podziękowania jak zwykle należą się Mato, za wspaniałą betę i wsparcie. I dzięki niej kolejny rozdział ujrzycie już około 14 lutego mimo że będzie mieć naprawdę krótki czas na sprawdzanie mojego tekstu. Czyż nie jest wspaniała? Pozdrawiam i zapraszam do czytania.

Rozdział 5: Tajemnice


Był weekend. Harry wraz z przyjaciółmi odrabiali zadania domowe na przyszły tydzień. Ron co jakiś czas rzucał mu spojrzenia pełne niedowierzania i zdrady, w końcu głównie z jego winy nie poszli na mały mecz quidditcha pomiędzy Gryfonami. Harry miał nadzieję, że przyjaciel mu wybaczy za kilka czekoladowych żab, które planował kupić przy okazji wizyty w Hogsmeade. Sam zaproponował robienie pracy domowej, ponieważ spodziewał się, że w przyszłym tygodniu, może nie mieć na to czasu. Dodatkowo w oczach Hermiony Harry widział coś na kształt uznania. Miał świadomość, że prymusem na pewno nie zostanie, ale starał się ogarnąć przynajmniej to, co sobie założył … książki o magicznych stworzeniach były ciekawe, skończył już tą o leczeniu i był w połowie tej o stworzeniach magicznych jako takich.

- Harry, wybierasz się może jutro do Hogsmeade? – Zagadnął Ron.

- Hmm ... chyba nie, odwiedzę za to Hagrida. – Odpowiedział znad sterty książek Harry.

- Hagrida? - Zdziwił się rudzielec. - Po co?

Harry spojrzał znacząco na Hermionę, która nawet ich nie słuchała i robiła pilnie notatki, a potem na Rona. Miał nadzieję, że kolega pojmie sugestię, żeby spędzili jutrzejszy czas razem, bez jego obecności. Po chwili uszy jego przyjaciela lekko poczerwieniały, a Ron skinął głową w zrozumieniu.

- Hermiono, masz może gdzieś tą książkę o ziołach, których używa się do eliksirów leczniczych? - Zapytał Harry przyjaciółkę, jednocześnie ciesząc się, że to była ostatnia praca zadana na następny tydzień. Dzięki temu pytanie nie wyglądało podejrzanie.
- Harry tylko mi nie mów, że nie zrobiłeś jeszcze pracy na eliksiry, która jest na poniedziałek?

- Gdybym ją miał to wątpię żebym cię o nią pytał. – Skomentował Harry czując irytację.

- Oddałam ją do biblioteki, jeszcze zdążysz ją wypożyczyć jeżeli pójdziesz teraz. – Odpowiedziała Hermiona lekko obrażonym tonem.

- W takim razie zaraz wracam. - Harry postanowił działać od razu.

Wstał i wyszedł z pokoju wspólnego. Idąc w kierunku biblioteki na chwilę zatrzymał się przy jednym z okien i chwilę obserwował drużynę quidditch'a z Cho-chang na czele. Cho nadal mu się podobała, ale wiedział też, że ona wciąż rozpacza po śmierci Cedrika. Harry miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie wierzy w te bzdury wypisywane przez Skeeter. Westchnął i poszedł dalej, im bardziej zbliżał się do celu, tym więcej uczniów było na korytarzu. Często schodzili mu z drogi, a gdy już ich mijał słyszał szepty, które nieraz doprowadzały go wściekłości zwłaszcza komentarze dotyczące Cedrika.
... Chciałbym porozmawiać z kimś tak naprawdę szczerze, bez żadnych tajemnic. I nie z Ronem, ani Hermioną. Czuję, że nie zrozumieliby mnie … Syriusz … nie, on też nie zrozumiałby … na nim najbardziej się zawiodłem ...” Zamyślony Harry stracił czujność i nie dał rady zareagować, gdy usłyszał:

- Rictusempra!

Zaklęcie trafiło go w plecy powodując, że przewrócił się czując nagłe skurcze mięśni. Podczas upadku ugryzł się w język i teraz czuł w ustach metaliczny posmak krwi. Próbował wstać, ale w tym samym momencie został gwałtownie podniesiony przez dwie osoby, które trzymały go za ramiona. Wiedział już czyja to sprawka. Podniósł głowę i zobaczył jasne blond włosy, co tylko potwierdziło jego podejrzenia. No tak, jego nemezis.

- Malfoy … Naprawdę, tylko ty możesz upaść tak nisko, by atakować przeciwnika od tyłu. Niech zgadnę … ojciec cię tego nauczył? Bo śmiem wątpić, żebyś sam wpadł na to. – Zadrwił Harry i z zadowoleniem obserwował jak szare oczy Malfoy'a ciemnieją ze złości. Widać było, że zbiera się z wysiłkiem by coś powiedzieć.

- Wiesz Potter … Mój ojciec przynajmniej może mnie czegoś nauczyć, a twój? Och ... a może twoja szlamowata matka? No tak … Oni już niczego cię nie nauczą bo nie żyją. – Odpowiedział po chwili słodkim głosem blondyn, upajając się widokiem Pottera, który szarpał się, by wydostać się z uścisku Goyl'a i Crabble'a.

- I po co tak gwałtownie Potter? - Kontynuował Malfoy ze złośliwym uśmiechem. - Nie możesz znieść kiedy się mówi o twoich rodzicach? Po co się tym przejmować skoro nawet ich nie znałeś? Mówiłem ci, że zapłacisz mi za to co opowiadałeś. Malfoy'om nigdy się nie ubliża. – Po tej tyradzie Malfoy uderzył Harry'ego w brzuch pięścią, a potem wymierzył cios w twarz. – Puśćcie go. – Rozkazał swoim gorylom. Uwolniony z ich rąk Harry upadł na posadzkę, a sami sprawcy odeszli śmiejąc się.

Harry podniósł się i usiadł opierając się o zimną ścianę. Oddychał ciężko próbując się uspokoić. Siedział tak może z pięć minut ignorując zaciekawione spojrzenia i chichoty, mijających go kilku osób. „... Niech wszyscy idą do diabła ...” przeklinał w myślach wszystkie osoby, które oceniały go nawet nie znając. Odpoczynek dobrze mu zrobił, mimo bólu już po chwili był w stanie wstać i ruszyć w dalszą drogę, czyli do biblioteki.

Dotarł na miejsce, ale tu czekało go kolejne rozczarowanie. Biblioteka była już zamknięta. Harry z frustracji, aż uderzył w drzwi pięścią. Złość się w nim gotowała, a wydarzenia z ostatnich chwil pobudziły gorzkie myśli. Już widział oczami wyobraźni minę Hermiony, współczucie z domieszką wyższości „... nie znoszę u niej tej cechy, trochę nieraz przypomina Malfoy'a z tą swoją wyższością i …” Nagle pokręcił gwałtownie głową, a skądś z głębi wypłynęło poczucie winy: „... Boże, jak mogę tak sądzić o swojej przyjaciółce! … Nie, nie mogę teraz, w tym stanie wrócić do pokoju wspólnego ...” Błyskawicznie podjął decyzję wyjścia z zamku, który w tej chwili wydał mu się jakiś ciasny i duszny, mimo swoich rozmiarów i wprowadził ją w życie.

Ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia z zamku. Kiedy był już na zewnątrz, jego szybki chód zmienił się w bieg. Zatrzymał się dopiero pod Zakazanym Lasem próbując złapać głębszy oddech, chwilę patrzył na chatę Hagrida jednak zrezygnował z odwiedzin. Spojrzał w głąb Zakazanego Lasu i przypomniał sobie tamtego rannego graniana. Wiedział, że to co przyszło mu do głowy, było głupim pomysłem, wręcz szalonym, ale … niewiele myśląc wszedł do lasu.
Szedł powoli w myślach odtwarzając drogę jaką pokonał wtedy, idąc z Hagridem. Miał przeczucie, że idzie dobrze, ale i tak gdy z dala ujrzał jezioro odetchnął z ulgą. Był na miejscu, minusem było to, że zaczynało się powoli ściemniać, a wracanie nocą do zamku nie napawało go optymizmem. „... Tylko na chwilę ...” powtarzał sobie, wolno posuwając się naprzód. Nie mógł tak po prostu zapomnieć o rannym granianie, a zwłaszcza oczu pełnych cierpienia …

Kiedy Harry wyszedł zza drzew na polanę, dostrzegł tą samą klacz graniana, leżała tam gdzie ostatnio, ale nie ruszała się, a oczy miała zamknięte. Chłopak na ten widok zamarł. Czy żyła jeszcze? Serce zaczęło mu łomotać w piersi kiedy szedł powoli w jej kierunku. Gdy był już tylko kilka kroków przed nią, samica nagle otworzyła oczy. Harry odetchnął z ulgą.
- Tak się cieszę, że jednak żyjesz. – Wyszeptał siadając na trawie kilka metrów przed zwierzęciem, by go nie płoszyć. - Już bałem się że ... - Nie wypowiedział ostatniego słowa nie mogło przejść mu przez gardło. Zwierzę nie ruszało się, ale bacznie go obserwowało. Harry postanowił kontynuować przemowę cichym, uspokajającym tonem. – Nie zrobię ci krzywdy, odkąd ostatnim razem się spotkaliśmy nie mogłem przestać o tobie myśleć, nawet przeczytałem książkę o magicznych zwierzętach i o ich leczeniu. – Spojrzał w oczy stworzenia i powiedział smutnym głosem. – Tak bardzo mi przykro ... chciałem ci pomóc ... ale to niemożliwe ... - W głosie chłopca zabrzmiała gorycz. Podniósł trochę głos … – W książce piszą że nie można ci już pomóc ... nie wiem dlaczego, ale nie umiem tego zaakceptować. Poza tym, ta książka o leczeniu była jakaś cienka i choćby dlatego mało przekonująca. Cholera … przepraszam cię … nie powinienem mówić tak głośno.

Harry obserwował leżącą samicę uważnie, sam również był przez nią obserwowany. Wydawało mu się, że zwierzę jest spokojne w jego obecności, więc postanowił jeszcze trochę się zbliżyć. Wstał wolno i zrobił kilka kroków. W pewnym momencie jednak granian drgnął niespokojnie więc chłopak zdecydował, że widocznie tu przebiega granica bezpieczeństwa zwierzęcia i dalej już się nie ruszył, usiadł. Chciałby chociaż przemyć tą ranę by ulżyć zwierzęciu w cierpieniu. Miał świadomość, że jeśli będzie działał pochopnie może to cierpienie tylko pogłębić. Spojrzał na niebo, jeszcze chwila i będzie ciemno. Nie miał więcej czasu wstał więc ponownie, rzucając ostatnie spojrzenie na magiczne stworzenie, które wciąż go obserwowało.

- Wrócę tu jutro ... do zobaczenia. – Zaczął wycofywać się w głąb lasu.

Do pokoju wspólnego wrócił przed godziną policyjną, więc nie musiał się martwić szlabanem. Spodziewał się ujrzeć swoich przyjaciół zaraz jak wyjdzie zza portretu, jednak byli tu chyba wszyscy oprócz właśnie tej dwójki. Zmarszczył czoło w zamyśleniu i poszedł do swojego dormitorium. Jednak gdy chciał wejść, napotkał opór w postaci zaklęcia blokującego drzwi. Zdziwił się, bo nigdy nikt nie zakładał takiego zaklęcia na pokoje. Nie było sensu się siłować z klamką czy też używać kontrzaklęcia, więc zapukał głośno. Po chwili otworzyła mu Hermiona ... trochę zaczerwieniona:

- Wybacz, że musiałeś czekać Harry. – Powiedziała jakoś dziwnie zmieszana.

- Nic się nie stało … - Chciał dodać coś więcej, ale zrezygnował, kiedy zobaczył wygląd Rona stojącego za Hermioną.

- Emm ... to ja już chyba pójdę. – Powiedziała szybko Gryfonka wymijając go w drzwiach.

Harry tylko wzruszył ramionami i wszedł do pokoju. Nic nie mówiąc położył się na łóżku i wyciągnął książkę o magicznych stworzeniach ... zaczął ją czytać. Widział kątem oka, że Ron strasznie się wierci na łóżku i próbuje jakoś zacząć rozmowę. Nie miał zamiaru mu tego ułatwiać. Po dłuższej chwili Ron odważył się podjąć temat.

- Dlaczego o nic nie pytasz Harry? - Zaczął, rumieniąc się nieznacznie.

- Myślę, że widziałem dość, by się domyślić o co chodzi. Zwłaszcza, że pokój był zamknięty. Naprawdę Ron … nie musisz mi się tłumaczyć. To wasza sprawa co robicie.

- Ale my się tylko całowaliśmy! Nie doszło do n ... niczego więcej i ... - Ron przerwał na chwilę uważniej mu się przyglądając. - Co ci się stało w twarz Harry?

- To nic takiego, mały wypadek, po prostu kiedy biegłem do biblioteki nie zauważyłem otwierających się drzwi i wpadłem na nie.Zaśmiał się z własnego kłamstwa.

- Stary, ty to masz jakiegoś pecha! Poczekaj mam chyba coś na tą śliwkę. – Zaproponował Ron i zaczął grzebać w swoim kufrze wyciągając z niego coraz to dziwniejsze rzeczy: od plakatów zawodników quidditcha po kilka dodatkowych szczoteczek do zębów. – Aha! - Wykrzyknął triumfalnie kiedy wyciągnął mały słoiczek. - Posmarujesz przed spaniem, a rano nie będzie śladu. – Powiedział rzucając maść w kierunku Harry'ego.

- Dzięki – Powiedział Harry z wdzięcznością otwierając słoiczek. Jednak kiedy zdjął wieczko, aż odwrócił głowę od zapachu tego specyfiku. – Rany, dlaczego wszystkie eliksiry i inne magiczne twory muszą tak okropnie cuchnąć? Fuj, Ron żałuję, że oczy są tak blisko nosa. Cały czas czuję ten zapach. - Harry skrzywił się kiedy nacierał sobie tym czymś okolice oka.

- Idziesz już spać? - Zdziwił się Ron obserwując zabiegi Harry'ego.

- Taaa ... jestem zmęczony, ta praca domowa mnie wymęczyła. A, Ron i ani słowa Hermionie o mojej dzisiejszej wpadce. – Powiedział ziewając sugestywnie.

- Jasne. – Wyszczerzył się rudzielec. - Dobranoc Harry.

- Dobranoc Ron. – Odpowiedział i zasłonił kotary wokół łóżka, by jak zwykle rzucić zaklęcie wyciszające.

Obudził się słysząc szmer w pokoju i głosy innych jego współlokatorów w tym i Rona.

- Jesteś pewien, że śpi? - Rozpoznał głos Deana.

- Tak, w sumie ja też padam z nóg, przez niego musiałem prawie cały dzień odrabiać pracę domową. Uwierzycie, że chciał zrobić wszystkie zadania na przyszły tydzień?! - Usłyszał znajomy głos Rona.

- Powinieneś się postawić, a nie pozwalać by się rządził. – Kolejny głos, tym razem Seamusa.

- A pamiętasz, że moją dziewczyną jest Hermiona? Chyba jeszcze nigdy nie widziałem jej tak zadowolonej, kiedy Harry wyszedł z tą propozycją. – Powiedział zrezygnowanym głosem Ron.

- Ron, jesteś przecież facetem! Nie pozwól się zmanipulować Hermionie, musisz jej się czasami postawić. – Stwierdził Seamus.

- Poczekaj, aż sam będziesz miał kogoś, wtedy pogadamy i ciszej bo obudzicie Harry'ego – Ron podsumował słowa Seamusa.

- Nie wiem dlaczego ciągle trzymasz z Potterem, przecież tyle razy ci mówiliśmy, że ciągle się tylko narażasz i … - Tym razem był to Dean.

- A ja mówiłem, że nie będę z wami na ten temat rozmawiać. – Wszedł Dean'owi w słowo Ron, kończąc tym samym dywagacje kolegów. – Idę spać i nie zapomnijcie rzucić zaklęcia na łóżka. Dobranoc.

Głosy ustały, a Harry leżał w łóżku jak sparaliżowany. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Ron jest z nim czy też przeciw niemu? Ale chyba będąc po jego stronie nie kazałby innym założyć barier ochronnych? A może się myli, może to tylko szyderstwo z kolegów ze strony Rona? „ … Cholera!? Dlaczego zawsze muszę się budzić w najmniej odpowiednim czasie? ...” myślał gorączkowo, próbując ponownie usnąć. Przeczuwał jednak, po prostu wiedział, że sen i tak nie nadejdzie. Wyjrzał powoli zza zasłon łóżka, wyglądało na to, że pozostali już śpią. Harry wstał, ubrał się po cichu, założył pelerynę niewidkę i wyszedł z dormitorium. Siedział przez chwilę w pokoju wspólnym próbując myśleć o wszystkim, tylko nie o tamtej zasłyszanej rozmowie. Siedział jednak w miejscu, gdzie wszystko przypominało mu o Ronie, co najwyraźniej nie pomagało. Zdecydowanie nie był to dobry pomysł, wobec tego Harry zebrał się w sobie i wyszedł z wieży Gryffindoru. Pierwsze co postanowił, to odwiedzić bibliotekę, skoro jutro miała być również nieczynna, nie było szans żeby odrobić pracę domową na eliksiry, a Hermiony nie chciał o to prosić, jej ego jeśli chodzi o naukę i tak było już wystarczająco duże.

Po pewnym czasie doszedł do drzwi biblioteki i otworzył je zaklęciem. Wszedł do środka rozmyślając. Zawsze się zastanawiał dlaczego biblioteka była tak źle chroniona, skoro już jako pierwszaki się do niej włamali, używając najprostszego zaklęcia otwierającego. W końcu to tutaj była największa skarbnica zakazanej magii, chociaż raczej mało kto pewnie teraz to widzi ... On sam przecież był w tej kwestii ignorantem do czasu, aż znalazł dziennik. Ta osoba, która go ukryła, musiała być piekielnie mądra i na pewno nie korzystała z białej magii. Harry wątpił, by znalezienie dziennika było tylko łutem szczęścia, podejrzewał że może kryć się za tym coś więcej. Podszedł do działu, w którym znalazł potrzebną mu książkę do eliksirów. Potem skierował się w stronę Zakazanego Działu. Nie wiedział dlaczego, ale zamiast usiąść przy jakimś stoliku i odrabiać pracę domową w normalnych warunkach, wolał ją odrabiać na zakurzonej podłodze w Zakazanym Dziale. Coś go tu przyciągało, ale nie umiał określić dokładnie co. Czuł się tu po prostu dobrze choć wiedział, że nawet jak na niego to było bardzo dziwne. Po dwóch godzinach spojrzał z nieukrywaną dumą na swoją pracę. Co jak co, ale była naprawdę dobrze napisana! Chociaż był pewien, że Snape na pewno znajdzie jakiś powód do przyczepienia się, inaczej nie byłby sobą.

Kiedy Harry schował pergamin ze swoją pracą domową, oparł się o pobliski regał. Gdyby przewidział co się stanie, nigdy by tego nie uczynił. Na jego głowie, znienacka wylądowała dość gruba i w dodatku gryząca książka. Przypominała trochę tą od Hagrida, Książka była wyjątkowo agresywna, przy niej „Potworna księga potworów” to był pikuś. Ta, która aktualnie zaatakowała Harry'ego wykazywała wyjątkowe zdolności ludożercze, a w dodatku skakała, by dostać się do jego i tak już pogryzionych rąk. Po chwili, odrzucona, przycichła i patrzyła na niego z kąta Zakazanego Działu. To nie było zabawne ani trochę, chyba mniej już się bał samego Voldemorta niż tej piekielnej książki! Wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie wyciszające, nie wiedział ile zajmie mu ujarzmienie tego przedmiotu, a nie chciał, by odgłosy walki dotarły do niepowołanych uszu dyżurującego na korytarzach zamku nauczyciela. Zdecydował się zapomnieć o ucieczce z biblioteki na korytarz, bo zajadła księga wciąż deptała mu po piętach jak agresywny kundel. Perspektywa złapania go w takiej sytuacji przez Flicha, bądź nauczyciela wydawała się … niepokojąca. A uczniowie mieliby kolejny powód do plotek na jego temat. Nie, odpadało … musiał sobie jakoś poradzić.

Nieubłaganie zbliżał się nowy dzień, a on nadal zmagał się z tą przeklętą księgą, która pewnie nawet nie myślała o poddaniu. Najgorszy był jednak fakt, że nie działało na nią żadne zaklęcie, ku rozpaczy Harry'ego, który przetestował już chyba wszystkie możliwe zaklęcia, które znał. Czas mu się już powoli kończył. Za jakieś dwie godziny powinno być śniadanie, co mu dawało niecałą godzinę, by się uporać z problemem.

- No dobrze, nie wiem o co ci chodzi, ale kończy mi się już czas więc to będzie nasza ostatnia runda. – Ogłosił Harry w stronę księgi. Choć wiedział, że to było głupie przypuszczenie, ale naprawdę mu się wydawało, że zrozumiała. Schował różdżkę bo i tak nic mu nie dawała, zakasał rękawy i rzucił się w stronę książki, która również nie pozostała bierna. Najpierw postanowił ją przygnieść ciężarem własnego ciała, co dało kiepski efekt, bo księga skoczyła w kierunku jego twarzy, więc odruchowo zakrył ją rękoma. Impet ataku książki spowodował, że Gryfon stracił równowagę i przewrócił się. Myślał, że książka zaraz go pogryzie, ale tylko leżała na jego brzuchu.

- Przyznaję, wygrałaś! Zadowolona jesteś? - Jakby na potwierdzenie jego słów, księga wydała zadowolony pomruk, a następnie wlazła pod jego rękę, jakby upominała się o pogłaskanie. Harry już był zupełnie skołowany ... co było nie tak z tą książką?! Może stwierdziła, że nie jest zbyt smaczny? Pogładził jej grzbiet i teraz w końcu mógł jej się przyjrzeć. Wyglądała na bardzo starą i zniszczoną. Złote tłoczone litery były już słabo widoczne, a krawędzie wytarte, jednak podobała mu się mimo tych wszystkich mankamentów. Miał nadzieję, że nie przyczynił się za bardzo do przybycia kolejnych uszczerbków w jej wyglądzie. Wziął ją w ręce i odłożył na półkę z której spadła, jednak ta wykazując podziwu godny upór, nie chciała z nim współpracować.

- Myślałem, że mamy rozejm. – Powiedział chłopak z wyrzutem, kiedy księga buntowała się i nie chciała wejść z powrotem pomiędzy inne książki. Harry wziął głęboki zniecierpliwiony oddech. – Dobrze, siedź sobie gdzie chcesz, ale ja już naprawdę muszę iść, inaczej będę mieć kłopoty. – Ogłosił i zaczął powoli odchodzić, ale uparta książka wciąż sunęła za nim po podłodze. Stanął i spojrzał na nią sfrustrowany. – Nie mogę cię wziąć ze sobą, każda książka z biblioteki może zostać zabrana tylko wtedy, gdy posiada podpis bibliotekarki, rozumiesz? Będę mieć kłopoty.

To było dziwne widzieć jak księga wycofuje się z powrotem do Zakazanego Działu po tym co powiedział. Nawet przez chwilę było mu jej po prostu żal. Pierwszy raz widział, żeby przedmiot tak się zachowywał. Długo jednak nad tym nie rozmyślał, nie było na to czasu, musiał jak najszybciej wydostać się z biblioteki. Zarzucił pelerynę niewidkę i ruszył w stronę drzwi. Udało mu się wyjść sprawnie i niezauważenie, co przyjął z radością. Po walce z książką musiał wyglądać okropnie. Dlatego zdecydował, że najpierw musi pójść gdzieś, gdzie będzie miał spokój i lustro, by w spokoju ocenić i poprawić swój wygląd. Po krótkim zastanowieniu Harry zdecydował się na damską łazienkę na trzecim piętrze. Szczęście mu dziś sprzyjało. Wędrując korytarzami nie widział nawet cienia dyżurującego nauczyciela. Do łazienki dziewcząt dotarł szybko, prześlizgnął się przez drzwi i odetchnął z ulgą. Teraz pozostało mu tylko doprowadzić się do względnego porządku. Czuł na ciele wszystkie uderzenia i ugryzienia jakie pozostawiła walka z księgą. Podszedł do lustra i spojrzał w nie z niemałą obawą. Zamrugał ze zdumienia i znieruchomiał na moment na widok swojego odbicia. Szata była we strzępach, owszem, ale cała reszta … nie było widać żadnych śladów bitwy z książką na twarzy, nie było nawet lima po starciu z Mafloy'em. Opuścił wzrok na swoje ręce … nic, ani śladu …. nawet ból zaczął znikać. Przyjrzał się nogom, też nic … zdumiewające. Dotknął miejsca na nodze, gdzie powinno być szczególnie dotkliwe ugryzienie, nie bolało, ale przecież nie wymyślił sobie tego, wyraźnie czuł wcześniej ból. Było to bardzo dziwne. Tak samo dziwne jak ta książka. „... chyba powinienem się jej bardziej przyjrzeć ...” myślał Harry kiedy za pomocą czarów doprowadzał swoją szatę do stanu używalności. Taksującym spojrzeniem ocenił w lustrze swój wygląd. Wszystko było w porządku. Przemył twarz zimną wodą by się orzeźwić po nocnej eskapadzie, zwinął pelerynę niewidkę i wyszedł z łazienki rozglądając się uważnie po korytarzu. Jeszcze była cisza. Nie było sensu wracać do dormitorium więc udał się do Wielkiej Sali na śniadanie.

Dziwnie było siedzieć przez jakiś czas samemu w oczekiwaniu na posiłek. Po pewnym czasie zaczęli pojawiać się pojedynczy uczniowie, z których prawie każdy obrzucał Harry'ego jakimś dziwnym spojrzeniem. Wczoraj nie czytał Proroka więc nie był na bieżąco z obecnymi plotkami na swój temat. Wielka Sala stopniowo zapełniała się uczniami, pojawili się też jego domownicy z różnych klas. Przyjaciele natomiast wciąż jeszcze nie nadeszli. Gdy pojawiło się jedzenie, Harry nałożył sobie trochę owsianki, obficie polewając ją miodem, a po chwili zastanowienia dołożył jeszcze trochę dżemu truskawkowego. Dobrze, że nie było jeszcze Hermiony inaczej już miałby wykład na temat dbania o uzębienie. Był w połowie posiłku i rozkoszował się kolejnymi łyżkami swojego śniadania, kiedy zauważył, że naprzeciwko siadają przyjaciele. Harry spojrzał na Rona i poczuł nieprzyjemne uczucie w piersi. Postanowił to zignorować i w żaden sposób nie dał po sobie poznać dyskomfortu.

- Harry, gdzie ty się podziewałeś? Wszędzie cię z Ronem szukaliśmy. – Powiedziała karcącym tonem Gryfonka.

- Och ... Po prostu obudziłem się godzinę przed ucztą, więc przyszedłem wcześniej i w końcu udało mi się dorwać mleczne bułeczki. Jak przychodzę później już niczego nie ma. – Na potwierdzenie własnych słów wskazał na talerz, gdzie aktualnie znajdowały się cztery sztuki wspomnianego pieczywa.

- Harry... Chyba nie zjesz tego wszystkiego sam …? - Zaczął niepewnie Ron.

- W zasadzie już nie jestem głodny, więc są twoje. – Harry podsunął w stronę rudzielca talerz, z którego Ron skwapliwie chwycił pierwszą bułkę. Po jej ugryzieniu przymknął z ukontentowaniem oczy delektując się smakiem.

- Przecież to praktycznie sam cukier. – Prychnęła Hermiona, przyglądając się jednocześnie z rozbawieniem swojemu chłopakowi. Ron machnął lekceważąco ręką na jej słowa i kontynuował jedzenie popijając sokiem z dyni. Hermiona chwilę się temu przyglądała, ale po chwili wróciła do rozmowy z Harry'm.

- Zapomniałam wczoraj spytać ... - Lekki rumieniec zabarwił jej policzki wskazując o czym pomyślała, ale dzielnie kontynuowała wypowiedź. - Udało ci się dostać tą książkę?

- Tak, dziś pewnie odrobię to zadanie z eliksirów jak będziecie w Hogsmeade ... A skoro o tym mowa ... Czy mogłabyś mi kupić kilka składników do eliksirów? Moje są już praktycznie na wykończeniu, a nawet nie chcę sobie wyobrażać co będzie, jak Snape zauważy, że nie mam podstawowych składników. – Poprosił Harry podając jej dość mocno wymięty kawałek pergaminu.

Dziewczyna spojrzała na jego wymiętoszoną kartkę krytycznym okiem i za pomocą zaklęcia wyprostowała świstek, przez chwilę wodziła wzrokiem po liście składników.

- Ale Harry ... - zaczęła – przecież części z tych składników nie ma w naszym podstawowym wyposażeniu, a niektóre z nich są strasznie drogie!

- Tak wiem. – Powiedział Harry, wyciągając z kieszeni swojej szaty kilka galeonów, które podał dziewczynie.

- Po co ci one? - Zapytała podejrzliwie.

- Pamiętasz jak w składziku potłukłem kilka słoików? - Kiedy Gryfonka pokiwała twierdząco głową kontynuował. – Snape kazał mi to odkupić, bo to były rzadkie składniki. – Dokończył wypowiedź, wzruszając ramionami, a równocześnie po cichu dziwiąc się temu, jak ostatnio gładko idą mu kłamstwa. Wcześniej praktycznie zawsze było widać gołym okiem, że kłamie, a teraz, widząc minę dziewczyny wiedział, że mu uwierzyła.

- Harry! Przecież on nie może zmusić cię do odkupowania składników! - Dziewczyna była wyraźnie oburzona.

- Hermiono, chyba nie pamiętasz o kim jest rozmowa - Wtrącił Ron, a Harry skwapliwie przytaknął mu głową.

- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że to co robi, jest wbrew prawu! - Oburzenie Hermiony nie miało granic.

- To Snape – Wtrącił ponownie Ron takim głosem, jakby to było coś oczywistego.

Harry tylko się uśmiechnął dokańczając owsiankę. Właściwie przy tym wszystkim nie zauważył nawet jak do Wielkiej Sali wleciała chmara sów. Na szczęście jego refleks szukającego nie zawiódł, kiedy przesyłka dla niego o mało co nie wylądowała w soku dyniowym.

- Niezły chwyt Harry! - Wyszczerzył się Ron.

Przez chwilę Harry zapatrzył się na swojego rudego przyjaciela, który zachowywał się jak zwykle. Przez głowę Harry'ego przemknęło pytanie „...czyżbym się wczoraj przesłyszał? …”. Po chwili lekko pokręcił głową, gdy w myśli nadeszła odpowiedź „... Nie, to z pewnością nie była moja wyobraźnia ...”

- Coś się stało stary? - Zapytał Ron machając mu ręką przed oczami.

- Nie ... to nic. Po prostu przypomniałem sobie o zakazie Umbirdge co do mojej gry w quidditcha.

- Wredna jędza ... pewnie specjalnie to zrobiła bo wiedziała, że Ślizgoni przegrają w tegorocznym turnieju!

- To już nie jest ważne, dopóki Dumbledore nie wróci, nie ma sensu się przeciw niej buntować. Inaczej obróci się to przeciwko nam. – Hermiona ukróciła szybko tyradę Rona. - Swoją drogą, Harry co to za paczka?

- Och ... To od Dursley'ów, zapewne ubrania ... - Powiedział nieco zakłopotanym tonem, a przynajmniej miał nadzieję, że jego ton głosu tak właśnie brzmiał.

- Kolejna porcja prześcieradeł!– Zarechotał Ron.

- Ronaldzie! To było niegrzeczne, masz natychmiast przeprosić Harry'ego!

- Hermiono, przecież wiemy oboje, że ma rację. – Powiedział Harry próbując ją nieco uspokoić. – Mam nadzieję, że pomożesz mi je skrócić kiedy będę potrzebować?

- Oczywiście, tylko powiedz słowo. - Uśmiechnęła się przyjaciółka.

- Dziękuję, na pewno wkrótce skorzystam.

Skończyli śniadanie i wyszli z Wielkiej Sali. Harry pożegnał się z przyjaciółmi machając im ręką i ku własnemu zaskoczeniu poczuł ulgę, że nie widzi już Rona. Zbyt wiele nieprzyjemnych myśli chodziło Harry'emu po głowie, kiedy widział przyjaciela, nawet, jeśli ten zachowywał się jak zwykle.

Harry wrócił do dormitorium, by przebrać się i wziąć prysznic. Wyszedł z łazienki i położył się w samym ręczniku na łóżku głęboko wzdychając. Jego wzrok przykuła wciąż nie rozpakowana paczka, którą dostał dziś rano. „... Od kiedy tak dobrze potrafię kłamać? ...” pomyślał sięgając po pakunek, który oczywiście tak naprawdę nie był od Dursley'ów. Rozerwał papier i wyciągnął kilka nowych ubrań, przyglądając się im z każdej strony. Był naprawdę zadowolony z zakupu czegoś nowego i pasującego na niego. Rozumiał też w pewien sposób Rona, jeśli chodziło o upodobanie do nowych rzeczy w końcu sam tak naprawdę nie posiadał niczego swojego. Myśli o przyjacielu przez chwilę ostudziły jego zachwyt, ale szybko się zreflektował.

Przymierzał kolejne nowe ubrania i spoglądając w lustro nie mógł uwierzyć własnym oczom, pierwszy raz wyglądał naprawdę dobrze! „... Chyba powinienem zastanowić się nad całkowitą wymianą garderoby, chociaż to chyba jednak byłoby zbyt podejrzane ...” zastanowił się przez chwilę. W końcu ubrania kupił tylko dlatego, żeby nie zwracać na siebie uwagi kiedy jutro pójdzie do Hogsmeade i wypije eliksir wielosokowy. Szata ucznia wzbudziłaby zbyt wiele podejrzeń. Przeczesał ręką włosy, ciągle zapominał o czesaniu ich po kąpieli, przez co notorycznie były w nieładzie, a grzebień tylko pogarszał sprawę. Ubrał ponownie stare ubrania po swoim kuzynie i wyszedł z siedziby Gryffindoru.

Po niezbyt długiej wędrówce korytarzami zamku, Harry stanął pod dużym obrazem owoców i połaskotał lekko gruszkę, która ukazała klamkę do kuchni Hogwartu. Nacisnął ją i wszedł do środka. Widok tak wielu skrzatów domowych zawsze go fascynował, było to w jakiś sposób niesamowite. Od czwartego roku nie był tu ani razu, dlatego czuł się nieco oszołomiony.

- Harry Potter, sir! Zgredek tak bardzo się cieszy, że znów cię widzi! Wykrzyknął jeden ze skrzatów podchodząc do niego z wyrazem uwielbienia w oczach.

- Emm ... Czy my się znamy? - Zapytał niepewnie Harry. Nie pamiętał bowiem, żeby zadawał się z jakimkolwiek skrzatem, a ten przed nim wyraźnie go znał.

Odpowiedź Harry'ego spowodowała, że oczy skrzata zaszły łzami, a po chwili na jego twarzy pojawiło się przerażenie.

- Zły Zgredek! Niedobry Zgredek! Harry Potter nie powinien znać Zgredka! - Zaczął krzyczeć skrzat uderzając głową o ścianę. Harry zaskoczony zesztywniał przez moment, ale po chwili zareagował odciągając stworzenie od ściany.

- Przestań! Możesz sobie zrobić krzywdę! – Kiedy skrzat się trochę uspokoił, Harry zaryzykował pytanie. – Emm ... Zgredku, poznaliśmy się już wcześniej?

Ostatnie zdanie spowodowało, że skrzat zawył ze smutku chowając twarz w dłoniach. Potem przez chwilę kwilił cicho, próbując się uspokoić. Pociągając nosem podniósł pełne łez oczy na Harry'ego kiwając przecząco głową i ponownie spuścił wzrok na swoje dłonie. Harry sięgnął do kieszeni i podał mu chusteczkę, którą skrzat przyjął, by po chwili znowu się rozpłakać. Harry był zdezorientowany takim zachowaniem stworzenia.

- Ja przepraszam Zgredku, nie wiem dlaczego płaczesz, ale proszę przestań już. – Chłopak zdziwił się, że skrzat posłuchał, opanował łkanie i ponownie spojrzał na Harry'ego.

- To Zgredek powinien przepraszać Harry'ego Pottera. Zgredkowi jest bardzo przykro, że Harry Potter musiał się martwić. – Powiedział skrzat pociągając nosem i wyciągnął w stronę Gryfona kompletnie mokrą chusteczkę.

- Emm ... Możesz ją zatrzymać Zgredku. – Widząc, że ponownie w kąciku oczu skrzata zbierają się łzy dodał szybko – To naprawdę nic takiego, przyjmij ją jako prezent ode mnie.

Skrzat zamilkł, jednak co chwilę zerkał na niego swoimi wielkimi oczami i wyglądało na to, że się definitywnie uspokoił, więc Harry zaryzykował kolejne pytanie.

- Jak się poznaliśmy Zgredku? - Wybuchu rozpaczy nie było, ale Harry zauważył, że uszy Zgredka znacząco oklapły.

- Zgredek musiał się pomylić, Zgredek przeprasza Harry'ego Pottera. Czy Zgredek może czymś służyć?

Skrzat najwyraźniej zdecydował się zakończyć temat, a Gryfon szybko zorientował się w tej zmianie. Chłopak postanowił jednak, że przynajmniej na razie rzeczywiście dość tej stresującej wymiany zdań i czas wrócić do tego, po co tu przyszedł. Położył swoja torbę na stole i poprosił grzecznie.

- Potrzebowałbym trochę mleka z miodem i dość sporo orzechów ... - Zaczął Gryfon niepewnie.

- Och! Wszystko czego Harry Potter, Sir sobie zażyczy! - Wykrzyknął radośnie Zgredek i znikł z pola widzenia. Po chwili pojawił się z produktami, o które Harry prosił. Skrzat sprawnie zapakował produkty do torby Harry'ego, co chłopak obserwował z zastanowieniem. Było w tym niewielkim stworzeniu coś znajomego … wręcz nostalgicznego „... dlaczego go nie pamiętam? Zgredek widocznie mnie zna ... Muszę się dowiedzieć więcej za wszelką cenę! ...”.

- Chyba coś sobie przypominam ... - Podjął ponownie rozmowę Harry, kącikiem oka zauważając zainteresowanie Zgredka. Musiał troszkę zaimprowizować, może się uda. – No tak! Pamiętam! - Wykrzyknął, może nawet zbyt optymistycznie, ale wyraźnie nie przeszkadzało to skrzatowi. - Pamiętasz jak się poznaliśmy Zgredku?! To było naprawdę nieprawdopodobne, zaskoczyłeś mnie wtedy.

- Bo Harry Potter nigdy wcześniej nie widział skrzata domowego kiedy poznał Zgredka. - Skrzat rozpromienił się z radości, a Harry stwierdził, że w dobrą stronę poprowadził rozmowę i postanowił kontynuować.

- Cóż, jak zapewne wiesz nie wiedziałem o magicznym świecie do czasu, aż dostałem list z Hogwartu. Wiele się od tej pory zmieniło ...

- Zgredek jeszcze raz przeprasza za to, że wtargnął do pokoju Harry'ego Pottera narażając go na nieprzyjemności ...

Teraz umysł Harry'ego pracował na najwyższych obrotach. To niemożliwe, że poznał Zgredka we własnym pokoju, przecież to na pewno by zapamiętał!

- Kiedy to było? - Zapytał skrzata słabym głosem, masując sobie skronie i czując zbliżający się ból głowy.

- Na drugim roku sir, kiedy … - Zgredek nie dokończył zasłaniając sobie usta dłońmi. – Harry Potter powinien już iść, Zgredek musi wracać do pracy ...

Takie dość zaskakujące zakończenie rozmowy nie zwróciło uwagi Harry'ego, którego umysł, pracujący na najwyższych obrotach, zajęty był czym innym. Chłopak czuł, że umyka mu coś co powinien pamiętać … coś istotnego. Musiał to przemyśleć na spokojnie. Postanowił więc dać sobie na razie spokój z dalszym indagowaniem skrzata. Wróci, gdy przetrawi uzyskane informacje.

- Dziękuję ci Zgredku za jedzenie ... i ogólnie za wszystko. – Skłonił się Zgredkowi lekko zanim wyszedł z kuchni. Nie słyszał już ostatnich słów powiedzianych szeptem w jego kierunku:

- To Zgredek powinien podziękować tobie Harry Potterze. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem odzyskać to co utracone ...

Ból głowy stawał się już praktycznie nie do zniesienia i Harry doprowadzony do ostateczności udał się do szkolnej pielęgniarki po eliksir. Teraz gdy ból minął łatwiej mógł poskładać myśli. Zdecydował, że najłatwiej będzie mu się myślało w trakcie spaceru, a że i tak miał zamiar pójść znowu do graniana, to równie dobrze mógł wybrać się już teraz. Wszystkie potrzebna rzeczy miał w torbie ze sobą, więc nawet nie musiał cofać się do wieży.

Idąc w stronę Zakazanego Lasu, wciąż myślał o tym co powiedział skrzat. Co właściwie stało się podczas drugiego roku? Nie przypomniał sobie nic podejrzanego ... Jednak teraz, gdy o tym pomyślał ... zawsze coś się działo, właściwie co roku odkąd chodził do Hogwartu: Turniej Trójmagiczny, kamień filozoficzny, ucieczka Syriusza … wymieniał w myślach, ale czuł, że czegoś brakowało, czegoś bardzo istotnego ... Tak rozmyślając doszedł do niewielkiego jeziora w lesie, wypatrując graniana. Samica leżała tam gdzie ostatnio, na szczęście jeszcze żyła.

- Cześć! Jak obiecałem tak jestem. – Powiedział w stronę magicznego stworzenia, które odwróciło łeb w jego kierunku. Ranna nie wyglądała na zdenerwowaną jak ostatnio, więc Harry zaryzykował i usiadł trochę bliżej.

Wiesz ... przyniosłem coś dla ciebie, nie wiem w sumie dlaczego, ale wydaje mi się, że powinno ci smakować. – Kontynuował monolog chłopak, wyciągając z torby orzechy. Postanowił nie ryzykować z podchodzeniem bliżej, więc po prostu rzucał je w kierunku chorego zwierzęcia. Na początku klacz patrzyła podejrzliwie na rzucany pokarm, jednak po chwili uważnego węszenia, zaczęła jeść. To był dobry znak, nie straciła apetytu.

Przez dłuższy czas Harry tylko ją obserwował i zastanawiał równocześnie, czy mógłby spróbować zbliżyć się jeszcze troszeczkę. Mimo swojej rany samica graniana wyglądała wciąż bardzo pięknie i Harry żałował, że za pierwszym razem nie dotknął jej. Spojrzał na jej ranę, z tej odległości było ją doskonale widać, była już porządnie zainfekowana, jeszcze trochę i zacznie być widać kość ... Gdyby tylko za pierwszym razem nie zawalił sprawy ... mogło to wyglądać inaczej. Gryfon czuł z tego powodu wyrzuty sumienia.

- Dlaczego pozwoliłaś mi się zbliżyć na początku, a teraz nie pozwalasz? - Powiedział z wyrzutem do zwierzęcia. – Ja naprawdę chcę ci pomóc. Co się zmieniło od tamtego czasu?! - Teraz już prawie krzyczał z rozpaczy. W tym samym momencie przypomniał sobie słowa centaura Ronana „...To już nie byłeś ty ...”.

- Cholera ... Nie rozumiem tego wszystkiego... - Szepnął, a jego głos nieznacznie drżał, za dużo tych wszystkich rewelacji jak na jeden dzień. Teraz czuł się jakby żył w jakiejś chorej iluzji tajemnic i kłamstw, nie wiedział co tak naprawdę jest prawdziwe. Czuł się w tym momencie strasznie, czuł spływające po policzkach łzy smutku i bezradności, ale nie przejmował się nimi. W końcu tyle razy ukrywał swoje prawdziwe uczucia, by tylko innych nie martwić. Teraz był sam w lesie, więc nie musiał niczego ukrywać, zwłaszcza swoich uczuć.

Nie wiedział ile czasu minęło od jego małego załamania. W końcu jednak zebrał się w sobie, przecież w końcu nie przyszedł tu, by się użalać. Zaczął od poszukiwania okularów, które położył gdzieś na ziemi. To był jeden z minusów utrzymywania stale zaklęcia zmieniającego kolor oczu. Mając inny kolor oczu był ślepy jak kret mimo, iż w swoim naturalnym odcieniu widział bardzo dobrze. W zasadzie sam skazywał się na ten defekt, próbując na siłę być kimś innym. Skupił się, by cofnąć zaklęcie i po chwili widział już zupełnie dobrze, a przy okazji znalazł bez wysiłku swoje okulary. Na razie nie były mu potrzebne, więc schował je do kieszeni spodni. Czuł się lepiej, żadnych tajemnic, sekretów, był sobą. Wziął głęboki oddech i ponownie spojrzał na graniana, który teraz patrzył na niego z ciekawością. Harry poczuł się dużo pewniej i zaczął podchodzić do zwierzęcia powoli, stopniowo. Kiedy był już tuż usiadł choć jeszcze nie odważył się dotknąć zwierzęcia. Jego obawy jednak szybko odeszły w zapomnienie w momencie, gdy poczuł na swoim policzku język klaczy.

Niepewnie sięgnął ręką do jej głowy, głaszcząc delikatnie. Tak jak myślał, jej sierść była gładka i aksamitna w dotyku. Uśmiechał się wciąż ją głaszcząc, jednak szybko się opamiętał. Musiał zająć się najpierw tą wielką raną. Transmutował kamień w miskę i wlał tam mleko z miodem i eliksir przeciwbólowy od Pomfrey, którego nie wypił do końca. Granian po uważnym obwąchaniu miski zaczął pić, a Harry tymczasem zajmował się raną. Zaczął od przemycia jej delikatnie wodą, później polał ją eliksirem odkażającym. Właściwie tego momentu bał się najbardziej, ponieważ efekty działania eliksiru były dość bolesne, jednak zwierzę w żaden sposób nie zareagowało … na szczęście. Po tym trudnym etapie, pozostało nałożyć maść, delikatnie wcierając ją w rozkładające się mięso. Harry kontynuował pracę bez obrzydzenia czy też wstrętu i nawet nie myślał o tym co musiał zrobić. Było to konieczne, więc to robił i już. Teraz wystarczyło poczekać, aż maść się trochę wchłonie i będzie mógł zabandażować klaczy nogę. Głaszcząc ją po głowie i grzbiecie poczuł się bardzo sennie, nie mógł zapanować nad zamykającymi się oczami. W końcu przecież nie przespał ostatniej nocy. Walczył z sennością dzielnie, ale niewiele to dało. Nawet nie wiedział kiedy zasnął.

Obudziło go delikatne szturchanie w ramię.

- Obudź się Harry Poterze, las nie jest bezpieczny nocą. – Usłyszał głos.

Zerwał się ze snu i rozejrzał z przerażeniem. Faktycznie była już noc! „... A co jeżeli godzina policyjna już się zaczęła? Będą poważne kłopoty! Mam nadzieję, że Ron z Hermioną jakoś mnie kryją ...” myśli przelatywały mu przez głowę jak spłoszone ptaki. Po chwili przyszła kolejna „... Kto mnie obudził? Nikt groźny, bo już bym nie żył ...” taką miał przynajmniej nadzieję, ale musiał zobaczyć. Wyjął różdżkę:

- Lumos – Wyszeptał i z mroku wyłoniła się sylwetka centaura Ronana.

- Widzę Harry Potterze, że jesteś sobą. – Powiedział centaur spoglądając w oczy Harry'ego.

Chłopak przez chwilę nie rozumiał o co chodzi, jednak zrozumienie bardzo szybko zaświtało mu w głowie.

- Chodziło o oczy prawda? - Zapytał.

- Owszem, ale nie tylko. Dziś nie miałeś żadnych masek. Graniany to bardzo wrażliwe i czułe magiczne stworzenia, wyczują każdy fałsz. Dlatego niełatwo się do nich zbliżyć, jednakże udało ci się dokonać tego.

Harry poczuł, jak płoną mu policzki i cieszył się, że było ciemno i może nie widać jego zawstydzenia. Oświetlając sobie zawartość torby Gryfon wyciągnął bandaże i zaczął delikatnie owijać ranną nogę graniana. Gdy skończył spojrzał z zadowoleniem na swoje dzieło, a zwierzę ponownie polizało go po twarzy.

- Polubiła cię, chciałem już wcześniej cię obudzić, jednakże nie pozwoliła mi mówiąc, że jesteś zmęczony.

- Czekaj! Ty rozumiesz ich mowę?! - Wypalił Harry.

- Wszystkie magiczne stworzenia potrafią się ze sobą komunikować. – Stwierdził centaur jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Rozumiem ... pora już na mnie. – Westchnął Harry wstając i pochylił się w stronę graniana głaszcząc pysk i szyję oraz szepcząc ciche „dziękuję”.

Później odwrócił się i zamierzał iść w kierunku zamku, kiedy drogę zagrodził mu centaur.

- Podwiozę cię. – Powiedział krótko schylając się. by Harry mógł dosięgnąć jego grzbietu.

Chłopak nie zastanawiał się długo i dosiadł centaura, choć czuł się trochę nieswojo. Nie był pewien czego powinien się złapać, by utrzymać równowagę, ale po szybkim przemyśleniu po prostu objął tors magicznego stworzenia. Kiedy tylko to zrobił, Ronan ruszył naprzód. Był naprawdę szybki, aż obraz rozmazywał się przed oczami Gryfona. Przypomniał sobie, że już czegoś podobnego doświadczył w pierwszej klasie, tylko wtedy nie pomógł mu Ronan tylko inny centaur. Nie pamiętał jak miał na imię.
Podróż nie trwała długo i nim Harry się obejrzał zza drzew wyłonił się Hogwart. Na brzegu Zakazanego Lasu chłopak zsiadł z centaura, podziękował za podwiezienie i ruszył w stronę zamku. Kiedy po chwili obejrzał się za siebie, centaur właśnie zawracał do lasu. Harry zawahał się, ale zdecydował się zawołać:

- Zaczekaj! - Centaur przystanął i obejrzał się, a Gryfon podbiegł do niego. – Powiedz, czy ona będzie bezpieczna? Nic jej się nie stanie w Zakazanym Lesie? Nie może chodzić i jest sama, teraz przecież jest najbardziej narażona na ryzyko!

Ronan przez chwilę milczał przyglądając mu się tak jak ostatnim razem.

- Graniany ... to zwierzęta stadne ... Myślę, że ta wiadomość ci wystarczy. Do zobaczenia Harry Potterze – Tylko tyle powiedziawszy, centaur wyminął chłopaka i zniknął w ciemnościach lasu.

Gryfon przez chwilę patrzył w głąb lasu zastanawiając się nad słowami Ronana „.. skoro są zwierzętami stadnymi to dlaczego żadnego nie widziałem? Cóż, muszę zaufać Ronanowi, to w końcu magiczne stworzenie, chyba wie co mówi ...” Rzucił szybkie Tempus i odetchnął z ulgą, jeszcze miał czas. Założył swoje okulary, ponownie rzucając niewerbalnie zmianę koloru oczu i rzucił się biegiem w stronę zamku.

***

Tom obserwował z przymrużeniem oka pojedynek pomiędzy Lastrange i Blackiem. Od początku było pewne kto wygra, a kto zasłuży na karę. Lastrange nie był złym czarodziejem, jednak działał na jego zgubę fakt, że po prostu za bardzo się zapalał do walki, przez co jego koncentracja spadała praktycznie do zera. Nie jeden raz mu to powtarzał, ale nie widział żadnej poprawy. Najwidoczniej był ostatnio zbyt miękki skoro jego słowa nie docierały do mózgu Lastrange. Tom uśmiechnął się unosząc rękę do góry, by przerwać walkę pomiędzy jego poplecznikami.

- Wystarczy ... Regulusie, spisałeś się dziś bardzo dobrze, choć powinieneś poprawić kilka klątw, które rzucałeś dziś po prostu niechlujnie ... Czarna magia jest pięknem samym w sobie, nie powinno jej się tak bezcześcić, zrozumiałeś?

Wydawać by się mogło, że powiedział te słowa spokojnie lecz czuć było w jego głosie obietnicę tortur jeżeli Regulus niczego nie zmieni. Black skinął w jego kierunku głową i wrócił na swoje miejsce. Widział, że Lastrange czuł się coraz bardziej nerwowy widać to było choćby po wykręcaniu palców.

Riddle'owi sprawiało przyjemność obserwowanie go. Czuł się jak drapieżnik, który zaraz rzuci się na swoją ofiarę, a patrzenie jak cieniutka stróżka potu płynie po skroni Lastrange i oddech tego głupca przyśpiesza sprawiał, że już chciał go widzieć w agonii bólu. Jednak zanim do tego dojdzie powinien go bardziej upokorzyć, wtedy widok będzie jeszcze lepszy.

- Abraxasie, zmierzysz się z nim. – Powiedział wolno Tom i nie uszedł mu widok oczu Lastrange, który wręcz sztyletował wzrokiem Malfoy'a. Nie wiedział dlaczego mają ze sobą zatarg, i nie obchodziło go to nawet, ale dzięki temu przedstawienie będzie jeszcze ciekawsze, jeśli żywią do siebie taką niechęć, którą było widać gołym okiem. - Zasady takie jak zwykle wszystko dozwolone prócz niewybaczalnych.

Tom rozsiadł się wygodniej w fotelu i zaczął obserwować walkę. Zdecydowanie była o wiele ciekawsza w końcu obaj pałają do siebie tak silnymi negatywnymi uczuciami. Widać było determinację Lastrange, by pokonać Abraxasa, nie popełniał już głupich błędów, był skoncentrowany na swoim wrogu. Tom doszedł do wniosku, że powinien częściej doprowadzać ich do wspólnej walki ... W końcu nie potrzebuje słabeuszy w swoich szeregach. Malfoy, zręcznie unikał rzucanych w jego kierunku klątw, jednak był tym, który się cofał, a Lastrange napierał. Tom zastanawiał się dlaczego Abraxas posyła w kierunku Lastrange tak słabe klątwy? W przeciwieństwie do przeciwnika, który od razu zaczął dawać z siebie wszystko, choć to pewnie była już kwestia desperacji Ślizgona.

- Malfoy, to nie zabawa w podchody, jeżeli nie zaczniesz traktować tego poważnie twoim następnym przeciwnikiem będę ja. – Powiedział Riddle i zauważył w oczach Abraxasa chwilowe wahanie, zanim ten przeszedł do ofensywy. Lastrange początkowo był zaskoczony nagłym atakiem, jednak szybko się zreflektował. Tom widział już zmęczenie na twarzy Rudolfa w końcu pojedynkował się już dłużej niż Malfoy. Był jednak ciekaw jak daleko ten się posunie, by nie stracić swojej dumy zwłaszcza przed Abraxasem.

Pojedynek dobiegł końca kiedy różdżka Lastrange upadła na podłogę z głuchym dźwiękiem. Cóż Riddle spodziewał się tego, ale widok twarzy Rudolfa był zabawny. Zdecydowanie to była jedna z lepszych rozrywek ostatnimi czasy. Abraxas odwrócił się od swojego wroga chcąc zejść z areny pojedynków. Tom tylko się uśmiechnął widząc jak Rudof sięga po swoją różdżkę i trafia Malfoy'a w plecy klątwą. To było takie w jego stylu jednak skuteczne w tym wypadku. Usłyszał oburzone głosy pozostałych, którzy pomogli trafionemu Ślizgonowi wstać. Gdy obaj stanęli przed jego obliczem ledwo stojąc, zaśmiał się cicho.

- Abraxasie jaki błąd popełniłeś? - Zapytał przeszywając go wzrokiem.

- Zbyt długo się z nim bawiłem, powinienem skończyć to jak najszybciej. – Stwierdził Malfoy patrząc z pogardą na drugiego chłopaka.

- Tak sądzisz? Więc dlaczego jesteś w takim stanie teraz?

- Bo zachował się jak zwykły tchórz celując mi w plecy, mimo iż przegrał pojedynek.

- A ty Lastrange jak to widzisz? - Zwrócił się Tom do drugiego.

- To był pojedynek. To oczywiste, że można trafić na przeciwnika, który nie zawsze będzie grać według ustalonych zasad. Malfoy powinien się upewnić, że jego przeciwnik jest nieprzytomny, zabity, albo odebrać mu różdżkę, wtedy uniknął by tej godnej pożałowania porażki. – Uśmiechnął się z wyższością.

- Bądź pewien, że następnym razem o to zadbam. Na własnej skórze to poczujesz. – Warknął na niego blondyn.

- Wystarczy! - Zagrzmiał nie chcąc dłużej słuchać tej dziecinnej dyskusji. – Ten pojedynek wygrał Rudolf, jest tak jak powiedział Abraxusie, nie wszystkie pojedynki są uczciwe, czasem trzeba się wykazać sprytem jak on to zrobił. Myślisz, że któryś z popleczników Grindelwalda myślałby o zasadach walcząc o własne życie?

- Nie, ale … - Próbował oponować Mafloy.

- Żadnych „ale” Abraxasie. Wierzę, że ta nauka wiele ci da ... Crucio!

Abraxas pamiętał ból jaki go ogarnął, chciał umrzeć, by już tego nie czuć. Nim jednak zemdlał, zobaczył perfidny uśmieszek Rudolfa, który ponownie patrzył na niego z wyższością. Poprzysiągł sobie, że zatrze mu ten uśmiech z gęby i na zawsze zakarbuje mu w pustym łbie, że z Malfoy'ami się nie zadziera.

Tom kazał rozejść się pozostałym i zabrać ze sobą Malfoy'a. Sam udał się po raz kolejny do biblioteki mając nadzieję, że znajdzie jakąś poszlakę w poszukiwaniach tego Gryfona. Jeżeli był zbyt prawy, żeby wejść ponownie do zakazanego działu, by poszukać odpowiedzi, to tylko oznaczało, że nie był wart uwagi mimo bycia jego Przeznaczonym. Dziś patrolował korytarze Slughorn więc Tom nie spodziewał się, że będzie się kręcił blisko biblioteki, zazwyczaj obierał kurs koło kuchni i komnat Puchonów. Po wejściu do biblioteki Riddle od razu poczuł, że coś się zmieniło, a im bardziej się zbliżał do zakazanego działu tym bardziej czuł tą magię. Uśmiechając się wszedł w głąb pomieszczenia i tu już wyraźnie wyczuwał magię tej osoby. „... Może jednak dogadam się z tym Przeznaczonym? Czekałem już tak długo, więc może jeszcze się zmuszę do odrobiny cierpliwości. W końcu mój Przeznaczony zaczyna robić postępy. Jego magia jest teraz wszędzie, co oznacza, że sporo jej zużył w tym pomieszczeniu. Tylko dlaczego? Może ćwiczy tu klątwy? ...” pomyślał Tom, a potem lekko się zaśmiał z własnego pomysłu. Pewnie wtedy dużo łatwiej byłby się z nim dogadać. Jeżeli nie będzie chciał po dobroci, zawsze istnieją inne sposoby by zmusić go do współpracy. Riddle usiadł zamyślony, opierając się pod jednym z regałów, nie zauważył spadającej na jego głowę książki ...

14 komentarzy:

  1. Super!
    Ciekawe kiedy i jak się spotkają?
    O Harry dobry z ONNS... to może zostanie medykiem - magomedykiem - tak sobie gdybam...
    " opierając się pod jednym z regałów, nie zauważył spadającej na jego głowę książki ..." - oj biedna główka Toma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię czytać "gdybania " czytelników. wierz mi lub nie, ale to naprawdę fajne wiedząc co sądzi czytelnik o danym rozdziale i możliwych jego skutkach. Dziękuje za komentarz :)

      Usuń
  2. Witam! Jestem po raz pierwszy na twoim blogu i znakomicie piszesz. Jestem wielką fanką TMR/HP i cieszy mnie to ogromnie,że o nich piszesz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo długo czekałam na polski genialny blog. Jestem szczęśliwa widząc twój blog. Także czekam na twój rozdział z niecierpliwością.:) Pozdrawiam! ;)

      Usuń
    2. Ojej, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę wiedząc że mam kolejnego czytelnika :) Normalnie 100% do weny i motywacji. Mam nadzieje że zostaniesz na stałe. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Hej, hej!!! Witam Cię Joanne Gabrielle!!! - jeżeli na prawdę masz na imię Joanna - witaj imienniczko :D
    Niedawno znalazłam Twojego bloga i powiem ci jedno: JESTEŚ GENIALNA!!!
    Pomyślałam, że nie ma sensu pisać komentarzy przy każdym rozdziale, więc napiszę tutaj, nieco dłuższy.
    Wiec, że kocham parring Harry-Tom, lub podobne, więc twój blog jak najbardziej przypadł mi do gustu. Wniosek? - masz nową czytelniczkę-wielbicielkę!!!
    Prolog bardzo wciąga, rozdziały także, masz niesamowity styl pisania - z powodzeniem możesz pisać książki - na pewno będę je czytać.
    Mimo, że znalazłam tam drobne literówki, nie rzucają się w oczy i nie ma co się nimi przejmować.
    Fabuła jest na prawdę genialna (kurde, nadużywam tego słowa) i z niecierpliwością czekam na kolejny wspaniały rozdział.
    W tym rozdziale najbardziej podobał mi się moment z książką - płakałam jak czytałam.
    Jestem również zła na ciebie - dzisiaj, jak czytałam 5 rozdział prawie spóźniłam się rzez ciebie na autobus. Oj dobra, wybaczę ci, ale pod warunkiem, że odwiedzisz mojego bloga i zostawisz komentarz: ucieczka-od-smierci.blogspot.com
    No dobra, to chyba wszystko, co miałam ci do powiedzenia. Życzę ci ogromnej weny i czekam na next.
    Panna Riddle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panno Riddle cóż mogę powiedzieć... Nawzajem imienniczko, mi również bardzo miło poznać. Bardzo się cieszę że Signum Temporis przypadło ci do gustu, strasznie przyjemnie mi się zrobiło na serduchu czytając twój komentarz i jeszcze bardziej się cieszę zyskując nowego czytelnika. Cieszę się że jednak zdążyłaś na autobus :) Oczywiście odwiedzę twojego bloga :)

      Usuń
  4. Ja również jestem nowa. :D I cóż mogę powiedzieć? Świetny blog, bardzo podoba mi się tematyka, gdyż uwielbiam paring Harry&Tom/Voldemort. A poza tym opwiadanie lekko się czyta i jest dobrze napisane. Nie będę się rozwodzić nad innymi rozdziałami, napiszę tylko, że bardzo mi się podobają. Za to skupie się na tym rozdziale. Bardzo spodobała mi się ta walka z książką, po prostu komiczne, a jak ładnie komponuje się z zakończeniem. xD Ciekawi mnie również zanik pamięci Harry'ego oraz ta sprawa z Ronem, ale mogę się założyć, że za to wszystko odpowiada Dumbl. Podsumowując nie mogę doczekać się co będzie dalej. :D
    Pozdrawiam gorąco Paulina.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam Paulino na pokładzie ;) Bardzo mnie cieszy twoja obecność. Mogę tylko powiedzieć że wszystko się w swoim czasie wyjaśni i znajdziesz odpowiedzi na twoje pytania. Jestem strasznie szczęśliwa że w ciągu jedno dnia aż trzech nowych czytelników. Wasza obecność naprawdę daje kopa twórczego. Również pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję ,że mi odpisałaś. Obiecuję ,że zostanę na stałe. Już jestem pozytywnie nastawiona na twój blog i czekam cierpliwie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    co się stało, ze Harry utracił część wspomnień... obawiam się, że Ron nie jest po stronie Harrego tylko udaje, i o co chodzi z tą książką...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam, super blog bardzo ciekawa fabuła, życzę dużo weny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy mam się spodziewać walki Riddle'a z książką? XD takiej walki jak u Harry'ego? :D
    Super napisane :)

    ~MangleTheGirlFox

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    co spowodowało, że Harry utracił część wspomnień? owydaje mi się, że Ron nie jest po stronie Harrego tylko udaje, i o co chodzi z tą książką?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń