Wiecie że Signum Temporis ma juz ponad sto stron? :) Aż mi się wierzyć nie chcę że tyle już napisałam...
Betowała: Niezastąpiona Mato
Rozdział 7:
Poświęcenie
Kiedy Harry z Hagridem
dotarli wreszcie do zamku nie było jeszcze godziny policyjnej. Sporo
uczniów kręciło się jeszcze po korytarzach, prawie każdy mijany,
rzucał im zaciekawione spojrzenia. Harry pewnie by się tym nie
przejmował, gdyby niektórzy otwarcie nie pokazywali go palcami,
szepcząc z innymi wyraźnie na jego temat. Pewnie nie minie dużo
czasu i wiadomość o jego wędrówce z Hagridem rozejdzie się po
szkole. Gryfon przeczuwał, że na dniach pojawi się kolejny artykuł
Rity Skeeter o jego następnym, rzekomym problemie. Nie przejmował
się tym już tak bardzo. Cokolwiek by nie napisała, nie powinno go
już nic zaskoczyć.
Jak sądził, kiedy wieści
rozejdą się po szkole, to niewątpliwie Ron z Hermioną przyjdą go
odwiedzić. Przynajmniej miał tym razem dobre kłamstwo, a skoro
Hagrid to potwierdzi, tym bardziej stanie się ono prawdziwe, więc
nie powinni wnikać w szczegóły. To chłopaka cieszyło. Dotarli do
skrzydła szpitalnego i półolbrzym rozejrzał się po pomieszczeniu
szukając wzrokiem pielęgniarki. Nigdzie nie było jej widać,
dlatego podszedł do pobliskich łóżek i delikatnie położył
Harry’ego na jednym z nich.
- Harry, pójdę
zawiadomić Panią Pomfrey. Myślę że jest u siebie w gabinecie.
Nie ruszaj się lepiej i poczekaj aż wrócimy, dobrze? – Mruknął
uspokajająco Hagrid, nie spuszczając wzroku z leżącego Gryfona.
- Myślę, że nawet
jakbym chciał, miałbym ze zniknięciem ogromny problem Hagridzie –
Harry uśmiechnął się do gajowego, który rozluźnił się trochę
po tych słowach.
- Zaraz wracam. –
Odpowiedział półolbrzym kierując się w stronę gabinetu
pielęgniarki szkolnej.
- Zaczekaj Hagridzie! –
Gryfon zawołał za nim.– Proszę … czy to co się zdarzyło w
lesie pozostanie tylko między nami? Nie chcę martwić Rona i
Hermiony. – Harry miał nadzieję, że błagalny ton ułatwi
przekonanie gajowego. To nie była prawda, że nie chciał martwić
przyjaciół, ale za wszelką cenę chciał uniknąć niewygodnych
pytań, które zapewne by się pojawiły, gdyby jego wycieczki do
Zakazanego Lasu wyszły na jaw. W napięciu zagryzł wargę, gdy
Hagrid dłuższą chwilę przypatrywał mu się w milczeniu.
- Dobrze Harry. –
Zgodził się w ostateczności półolbrzym i ponownie zaczął iść
w stronę gabinetu Pomfrey, a Harry wypuścił ze świstem powietrze,
nagle uświadamiając sobie, że wcześniej wstrzymywał oddech.
Nie czekał długo na
pojawienie się pielęgniarki. Jak go tylko zobaczyła, szybko
podbiegła do niego z eliksirem, który kazała od razu wypić. Harry
rozpoznał po smaku eliksir wzmacniający i skrzywił się, gdy
ostatnie krople tego specyfiku spłynęły mu do gardła.
Zdecydowanie, nie powinien pamiętać jak smakują eliksiry takie jak
ten, za dużo ostatnimi czasy ich łykał. Obrzydliwe. Po
zaaplikowaniu pierwszego lekarstwa, pielęgniarka zabrała się za
szczegółowe badania, ale nie omieszkała przy tym komentować:
- Hagrid mi już wyjaśnił
przyczyny wypadku Panie Potter. – Skanowała swoją różdżką
ciało Harry’ego od głowy do stóp. – Wygląda na to, że ma pan
złamane cztery żebra oraz liczne potłuczenia. Ten testral musiał
porządnie cię kopnąć. – Pomfrey uśmiechnęła się lekko,
odchodząc na moment w kierunku szafek, gdzie trzymała eliksiry. Po
chwili wróciła z charakterystyczną butelką szkiele-wzro, nalała
mu pełną szklankę i podała z komentarzem. – No to do dna Panie
Potter, nie muszę już panu tłumaczyć na czym polega leczenie,
skoro pan przez nie kiedyś przechodził.
- Tak ... Pamiętam … –
Powiedział Gryfon nieco posępnie, ale posłusznie wypił całość.
Kiedy odstawiał szklankę na nocny stolik obok łóżka, drzwi do
skrzydła szpitalnego gwałtownie się otworzyły i do środka
bardziej wtargnęli niż weszli jego przyjaciele.
- Harry! - Pierwsza
wypaliła Hermina, chcąc wraz z Ronem do niego podejść, jednak na
drodze stanęła im pielęgniarka.
- Panno Granger, może mi
Pani wytłumaczyć to zachowanie? Rozumiem, że się martwisz o
przyjaciela, ale jak już zdążyłaś zauważyć jest cały, w
jednym kawałku i mogę cię zapewnić, że już mu nic nie dolega. –
Ostre wystąpienie gospodyni skrzydła szpitalnego, znacznie
ostudziło zapędy Gryfonów. Kiedy Pomfrey zauważyła niewielkie
rumieńce na twarzach obydwojga przyjaciół Harry’ego,
złagodniała. – Pół godziny! I ani chwili więcej. Pacjent musi
odpoczywać.
-
Dziękujemy i przepraszamy pani Pomfrey. – Bąknął Ron,
odprowadzając wzrokiem odchodzącą pielęgniarkę. Kiedy tylko ta
zniknęła w swoim gabinecie, wraz z Hermioną podeszli do chorego.
- Dobrze się czujesz? Co
się stało? - Uprzedził Hermionę Ron.
- Oh ... mały wypadek,
gdy pomagałem Hagridowi zajmować się testralami. – Wytłumaczył
Harry, a widząc oczekujące spojrzenia przyjaciół mówił dalej: –
Cóż ... Trafił mi się taki dość narwany, no i przez przypadek
mnie kopnął, no i voila, znalazłem się tutaj. – Harry
wyszczerzył się pokazowo do przyjaciół. Zauważył, że Hermiona
spojrzała na Hagirda w poszukiwaniu potwierdzenia jego słów, co go
nieco zaskoczyło. Myślał, że uwierzy mu i wystarczy jej tylko
obecność gajowego. Na szczęście Hagrid dotrzymał słowa i
pokiwał twierdząco głową, na co dziewczyna wyraźnie się
uspokoiła.
- Jakie obrażenia? –
Zapytała krótko.
- Kilka siniaków i cztery
złamane żebra. – Odpowiedział Harry. - Pani Pomfrey podała mi
już szkiele-wzro, więc do jutra powinno już być wszystko dobrze.
- Uuu... - Stęknął Ron.
– Pamiętam jak kiedyś złamałem rękę i mama mi to podała,
bolało jak diabli!
- Myślę, że to i tak
nie przebije Lockhart’a, który całkiem mi usunął kości z ręki.
– Zaśmiał się na to wspomnienie Harry.
- Pamiętam! Twoja ręka
wtedy tak dziwnie się kołysała. – Ron zachichotał. - Wybacz, że
się śmieję, ale Twoja mina była wtedy bezcenna.
- Oh, myślę że twoja
mina nie byłaby lepsza, gdybyś nagle został pozbawiony kości. –
Wtrąciła Hermiona uśmiechając się do nich obu, a Harry przez
chwilę poczuł, jakby odzyskał swoich przyjaciół … niestety,
rzeczywistość była inna ...
- Harry, ja będę już
się zbierał. Wpadnij do mnie znowu na herbatkę dobrze? -
Powiedział Hagrid wstając z sąsiedniego łóżka. Prawdopodobnie
ani Ron, ani Hermina, nie zauważyli tego, ale on owszem, że Hagrid
chce wyraźnie porozmawiać z nim samym, gdy wyjdzie ze szpitala. W
innym wypadku zaprosiłby ich wszystkich. Harry widział w oczach
Hagrida, że to nie będzie łatwa rozmowa.
- Jasne Hagridzie, do
zobaczenia. – Pożegnał się, a postać półolbrzyma zniknęła
po chwili za drzwiami skrzydła szpitalnego.
- Ostatnio często
odwiedzasz Hagrida – Zauważyła Hermiona, a Harry przeklął w
myślach fakt, że dziewczyna jest spostrzegawcza. Na szczęście
znając ją, był przygotowany na taką ewentualność, dlatego
sprawnie odpowiedział na tę uwagę.
- Po prostu obiecałam mu
pomoc po szlabanie i spodobała mi się opieka nad testralami, to
naprawdę świetne zwierzęta. – Harry wzruszył lekko ramionami,
co miało podkreślić, że pomoc Hagridowi nie jest niczym dziwnym.
- Co może być fajnego w
zwierzętach, które widzi się tylko, jak zobaczy się czyjąś
śmierć. – Powątpiewająco powiedział krzywiąc się Ron, a
Hermiona mu przytaknęła.
- Fascynujące, nie
uważacie? – Kontynuował Harry, autentycznie ciekawy dalszych
reakcji przyjaciół.
- Nie bardzo stary, ja
uważam to za przerażające. Dlaczego niby te zwierzęta ukazują
się tylko tym, co widzieli nieboszczyka? To chore … – Ron
najwyraźniej nie bardzo był w stanie przyjąć do wiadomości
specyfikę testrali i nawet wzdrygnął się w trakcie wypowiedzi.
- Wcale nie! To tylko
pokazuje wrażliwość testrali. – Żachnął się Harry, na taki
brak zrozumienia ze strony Rona.
- Taa ... są tak
wrażliwe, że jeden z nich cię kopnął, łamiąc ci tylko kilka
żeber. – Stwierdził ironicznie Ron.
- To nie było...! –
Zaczął Harry, jednak w porę się powstrzymał, zanim zdążył
powiedzieć coś głupiego, co mogłoby mu przynieść tylko kłopoty.
Po czym dokończył: – To był wypadek i to była tylko moja wina.
- Nie ma o co się
spierać. – Ukróciła ich mały spór Hermina. – Poza tym mamy
ci coś do przekazania Harry ... - Zaczęła niepewnie, przez co
czujność Harry'ego wzrosła dwukrotnie …
- Coś się stało? -
Zapytał nieco zaniepokojony.
- Bo widzisz ...
Rozmawialiśmy ostatnio z Ronem i stwierdziliśmy, że przez to, że
jesteśmy teraz razem, nie spędzamy już ze Tobą tyle czasu co
kiedyś i ...
- Hermiono, to
niepotrzebne. – Harry szybko uciął słowa przyjaciółki, wiedząc
w jakim kierunku zmierza jej wypowiedź. Po czym kontynuował, mając
nadzieję, że to co powie, zabrzmi szczerze. – Naprawdę, jestem
szczęśliwy widząc was razem i to normalne, że potrzebujecie czasu
dla siebie. Przecież zawsze jak was potrzebuję, mogę na was
liczyć. Wspieracie mnie niezależnie od tego co się dzieje i
naprawdę jestem wam bardzo wdzięczny. Nie mogłem sobie wymarzyć
lepszych przyjaciół – Kiedy skończył, Ron z Hermioną spojrzeli
na siebie, a w następnej chwili Hermiona przytuliła się do
Harry’ego mówiąc:
- Oh Harry! Nawet nie
wiesz ile te słowa dla nas znaczą, martwiliśmy się o Ciebie przez
ostatnie wydarzenia.
- Zupełnie niepotrzebnie.
– Odpowiedział z uśmiechem. – Znam was bardzo dobrze i wiem, że
nigdy się ode mnie nie odwrócicie. – Zauważył widoczną ulgę
na twarzach obojga przyjaciół.
- Panno Granger i Panie
Weasley, minęło już pół godziny, a pacjent musi odpoczywać. –
Stanowczy głos Pani Pomfrey, przywołał przyjaciół do porządku.
- Więc do jutra Harry. –
Oboje pożegnali się i wyszli ze skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey
wzięła pustą szklankę ze stolika chorego i postawiła na nim
kolejny eliksir.
- To eliksir
przeciwbólowy, mocniejsza dawka, ale lepiej dmuchać na zimne.
Gdybyś obudził się z bólem, natychmiast go zażyj, zrozumiano
Panie Potter? - Spojrzała na niego wyczekując odpowiedzi.
- Tak, dziękuję Pani.
Szkolna pielęgniarka,
udała się z powrotem do swojego gabinetu, uprzednio gasząc światła
i instruując go, by postarał się nie ruszać podczas regeneracji.
Kiedy Harry został sam, wypuścił głośno powietrze w wyrazie
ulgi. Wizyta Rona i Hermiony tak naprawdę tylko go zmęczyła. W
trakcie rozmowy chciał, by już jak najszybciej poszli. Nigdy
jeszcze nie wypowiedział tyle kłamstw na temat ich przyjaźni. Czuł
się zmęczony ostatnimi wydarzeniami, ciągle pojawiały się tylko
nowe pytania, a nie miał na żadne z nich odpowiedzi. Było to
frustrujące i czuł się zagubiony. Nie ufał już praktycznie
nikomu, wszędzie widział same kłamstwa i ułudę. Ludzie którym
ufał, okazali się być kimś innym. On sam również się zmienił,
jednak ta zmiana mu nie przeszkadzała, dzięki temu stał się
silniejszy, nie doskwierała mu również samotność. Dobrze
pamiętał, jak podczas turnieju Trójmagicznego brakowało mu Rona,
a teraz nie czuł zupełnie nic. I pomyśleć, że praktycznie od
początku prawdopodobnie był okłamywany. Był strasznie zaślepiony
swoim zaufaniem i wiarą w innych, i co mu to przyniosło? Tylko
gorzkie rozczarowanie.
Harry westchnął lekko i
odwrócił się delikatnie na bok. Sięgnął po swoją torbę, która
leżała na stoliku nocnym, otworzył ją i wyciągnął dziennik.
Pogładził jego wierzch ręką, mając nadzieję, że cokolwiek
poczuje. Jednak i tu spotkał go zawód. Musiał ponownie spotkać
się z Williamem, nie tylko ze względu na dziennik, ale i dlatego,
że poczuł sympatię do tego człowieka. Nie wiedział dlaczego, ale
czuł, że mógł mu zaufać. Rozmyślał: „ …Jutro wyślę mu
sowę z propozycją spotkania. Mam tylko nadzieję, że zgodzi się
spotkać za trzy dni, w weekend … ostatni kamuflaż zadziałał,
więc nie powinienem obawiać się, że któryś z uczniów Hogwartu
mnie rozpozna. Chciałbym już wszystko zakończyć i znaleźć
odpowiedź na tajemnice dziennika. Czuję, że ze wszystkich
sekretów, ten najbardziej wszystko zmieni …” Ponownie lekko
westchnął, po czym jego myśli popłynęły w inną stronę, do
samicy graniana. Zastanawiał się, czy kiedy uda się nad jezioro po
chorobie, to jeszcze zastanie ją żywą. Czy zdoła jej pomóc?
Postanowił sobie też, że gdy tylko będzie pewien, że zakończył
sprawę z granianem, zacznie się baczniej przyglądać swoim
fałszywym przyjaciołom.
Nazajutrz, gdy po
dokładnych oględzinach został w końcu wypuszczony ze skrzydła
szpitalnego, udał się na śniadanie wypatrując Rona i Hermiony.
Nigdzie ich nie było, więc usiadł sam, ignorując szelesty
towarzyszące odsuwaniu się od niego siedzących przy stole
współdomowników. Nałożył na talerz trochę jajecznicy i powoli
przegryzał ją tostem. Dziś mu się nie poszczęściło i wolne
miejsca były tylko po stronie stołu, po której mógł być
obserwowany przez uczniów z innych domów. Niektórzy rzucali mu
zaniepokojone spojrzenia, a przyłapani na tym, natychmiast odwracali
speszeni wzrok. Natomiast zainteresowanie Harry’ego skupiło się
na stole Slytherinu a tak dokładniej na księciu tego domu, który
wydawał się być strasznie zamyślony. Zupełnie ignorował to co
mówili inni, jakby był w zupełnie innym świecie. Obserwację
Malfoy’a przerwał Harry’emu dźwięk znajomych mu głosów
przyjaciół, którzy szli na śniadanie i najwyraźniej o coś się
kłócili. Harry natężył słuch w nadziei, że uda mu się coś
usłyszeć.
- To zły pomysł
Hermiono! Nie zgadzam się! - Krzyknął zdenerwowany rudzielec.
- Jak inaczej zdobędziemy
więcej informacji?! Potrzebujemy ich. – Nalegała dziewczyna.
- Nie! To już będzie
przesada i …
Głos Rona nagle ucichł i
Harry wywnioskował z tego, że pewnie go zauważyli. Nie patrzył w
ich stronę i miał nadzieję, że dzięki temu zdoła ich przekonać,
że nic nie słyszał o czym mówili. Kiedy stanęli tuż przy nim,
odwrócił się w kierunku przyjaciół z uśmiechem na ustach:
- Czekałem na was,
gdzieście się podziewali? - Powiedział spokojnie.
- Oh ... Wiesz że Ron ma
kłopoty ze wstawaniem i ... – Hermina wyraźnie próbowała
wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.
- Rozumiem, mieliście
pewnie ciężką noc co? - Uśmiechnął się przebiegle i puścił
oczko do Rona. Miny obojga były bezcenne i Harry nawet pożałował,
że nikt nie uwiecznił tego, jak w tym samym momencie policzki Rona
i Hermiony pokrywa dorodny rumieniec. Pierwsza ocknęła się
Hermina:
- Harry! To nie tak jak
myślisz! Poza tym to jest wbrew zasadom i ...
- Spokojnie tylko
żartowałem, nie musisz się przejmować … – Harry roześmiał
się, by podkreślić, że to co mówił było żartem lecz Gryfonka
była nadal nadąsana. Spojrzał na Rona i zobaczył jak się
uśmiecha. „… no chociaż on ma poczucie humoru i łapie takie
żarty …” pomyślał Harry.
- Zła wiadomość stary.
– Zaczął Ron. – Mamy jutro zastępstwo na zaklęciach.
- Czyżby podwójne
eliksiry? Snape musi być przeszczęśliwy. – Odpowiedział
ironicznie Potter.
- Nigdy nie sądziłem, że
to kiedykolwiek powiem, ale gorzej … – Powiedział trochę z
wahaniem Ron.
- Nie ... tylko nie ten
różowy babsztyl. – Jęknął Harry.
- Przesadzacie, wystarczy
się tylko nie wychylać, a jakoś to przetrwamy, zwłaszcza ty
Harry. – Uspokajająco powiedziała Hermina i pogroziła mu palcem,
przypominając w tym momencie Panią Weasley. Ron musiał pomyśleć
o tym samym, bo zakrył ręką usta, by nie wydostał się z nich
tłumiony śmiech.
Na lekcjach było o dziwo
spokojnie. Nawet eliksiry odbyły się bez ekscesów, przez co
większość Gryfonów odetchnęła z ulgą. Harry jednak czuł w
środku głęboki niepokój, owszem takie dni zdarzały się, choć
bardzo rzadko, ale nie umiał pozbyć się tego uczucia. Ron
zauważył, że coś jest nie tak, jednak gdy zapytał Harry’ego
czy mu coś dolega, ten odpowiedział tylko, że jest tylko zmęczony
po kuracji szkiele-wzro. To wydawało się wystarczyć Ronowi, bo nie
zadawał więcej pytań. Po skończonych zajęciach Harry siedział
wraz z przyjaciółmi w pokoju wspólnym, obserwując jak Ron gra z
Seamusem w szachy czarodziejów. Śledził grę i czekał tylko na
odpowiedni moment, by się wyślizgnąć niezauważonym. Miał jednak
inny problem. Hermiona zdawała się mieć na niego oko i to go
dodatkowo frustrowało. Musiał się zobaczyć z Hagridem i
koniecznie sprawdzić jak się czuje samica graniana, zwłaszcza to
ostatnie nie dawało mu spokoju. Zerkał wciąż nerwowo na zegarek,
gdy tylko wiedział, że Gryfonka tego nie widzi. Zbliżała się już
piąta i Harry wiedział, że powoli kończy mu się czas. Musiał
działać.
- Pssst! Harry! - Usłyszał
zupełnie nagle za kanapą znajomy głos jednego z bliźniaków
Weasley.
- Fred? – Zaryzykował z
imieniem i kontynuował równie cicho. - Coś się stało? Dlaczego
mówisz szeptem?
- Widzimy, że musisz się
koniecznie gdzieś urwać, a może się mylę?
- Nie, ale jak pewnie już
zauważyłeś, Hermiona ma ciągle na mnie oko, a ja nie mam dobrej
wymówki, by móc się urwać. Kończą mi się pomysły. –
Westchnął zrezygnowany.
- W takich momentach
możesz do nas uderzać! Przecież wiesz, że zawsze ci pomożemy, a
Pannę Wiem-To-Wszystko zostaw nam. – Fred wyszczerzył się i dał
jakiś dziwny sygnał rękoma Georgowi, który konspiracyjnie uniósł
kciuk w górę. – Ok, zaraz zrzucimy naszą super bombę
łzawiąco-dymną, a ty Harry na trzy biegnij do wyjścia … raz...
dwa... trzy!
Harry'emu nie potrzeba
było powtarzać dwa razy. Dostał okazję do ucieczki i nie
zamierzał jej zmarnować. „… Muszę koniecznie się odwdzięczyć
bliźniakom jak wrócę …” myślał podczas biegu do wyjścia z
zamku. Dopiero na błoniach zatrzymał się, by zaczerpnąć tchu. Po
chwili przerwy, wciąż szybkim krokiem, podążył w stronę chaty
Hagrida. Zapukał głośno i gdy usłyszał krótkie „Otwarte”
wszedł do środka. Zastał Hagrida przy piecu, wyciągającego coś,
co wyglądało jak pieczeń, choć nie mógł być tego w stu
procentach pewien, znając zdolności kulinarne gajowego.
- Wiedziałem, że się
zjawisz Harry. – Stwierdził Hagrid, ściągając wielkie rękawice
kuchenne i rzucając je w kąt. – Choć przyznam, nie sądziłem,
że tak szybko. – Uśmiechnął się zajmując krzesło naprzeciw
Harry’ego.
- Em ... no tak, ale
czułem, że to nie może czekać. – Odparł szczerze Gryfon.
- Lepiej się już
czujesz? - Zapytał miękko półolbrzym.
- Tak, proces odnowy kości
nie był przyjemny, ale dało się wytrzymać. – Uśmiechnął się
Harry i zrobił głęboki wdech, jak przed skokiem do wody. Nie miał
czasu na pogawędki, więc musiał od razu przejść do rzeczy. –
Hagridzie, o czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- No tak … chciałem …
Harry, jak doszło do tego, że klacz pozwoliła się do siebie
zbliżyć? - Spytał niespodziewanie gajowy.
- Oh ... To nie było
proste, miałem kilka podejść, zanim w końcu pozwoliła się do
siebie zbliżyć. – Harry uśmiechnął się, przypominając sobie
swoje podchody. – Gdy w końcu doszliśmy do porozumienia, okazała
się wspaniała! Haridzie, naprawdę jeszcze nigdy nie czułem się
tak jak byłem z nią, czułem taką jakby … nić zrozumienia.
Czasami miałem wrażenie, że zamiast ja się o nią troszczyć, to
ona troszczyła się o mnie, trochę jak matka. – Wyznał i
spojrzał na Hagrida, którego mina wydała się teraz udręczona. To
zaniepokoiło Gryfona:
- Hagridzie ... - Zaczął
ostrożnie. – Wszystko w porządku?
- Bardzo mi przykro Harry,
ale ona już ... – Wychlipał gajowy niepewnie …
- Hagridzie ... to bardzo
kiepski żart ... Ona przecież nie mogła … - Ostatnie słowo
ugrzęzło chłopakowi w gardle. W końcu dotarły do niego słowa
półolbrzyma i poczuł się, jakby zapadła się pod nim ziemia, a
może rzeczywiście upadł na podłogę? Nie wiedział … ale krzyki
Hagrida w ogóle do niego nie docierały. Kiedy trochę oprzytomniał,
zorientował się, że siedzi na podłodze. Kiedy Hagrid zorientował
się, że Harry’emu już jest nieco lepiej, podniósł go i lekko
nim potrząsnął, po czym posadził znowu na krześle. To pewnie
miało pomóc, ale Gryfon wciąż czuł się jak otumaniony:
- Ja ... Myślę, że już
pójdę – Powiedział szeptem wstał i wyszedł z domu, ignorując
nawoływania Hagrida.
Powolnym krokiem zbliżał
się do miejsca, gdzie znajdowało się boisko do Quidditcha. Nie
mógł uwierzyć, że granian nie żyje. Owszem, przeczuwał to od
dłuższego czasu, ale teraz, gdy do tego doszło, Harry nie mógł
jakoś tego przyjąć. Co teraz pocznie, gdy jej już nie ma? Tak
naprawdę tylko dzięki klaczy i opieki nad nią, mógł wytrzymać
wszystko, co się teraz działo wokół niego. „… jak sobie
poradzę? Zostałem sam z tym wszystkim. …” Szedł powoli w
stronę boiska, ale w pewnej chwili zatrzymał się i odwrócił w
stronę lasu. „… Czy jest w porządku tak po prostu odejść? …”
Przemknęło mu przez myśl. Nie zastanawiał się długo i puścił
się biegiem w stronę Zakazanego Lasu. Nawet jeśli już klacz nie
żyła, musiał się z nią pożegnać.
Kiedy znalazł się już
na znajomej mu ścieżce, zwolnił kroku. Bał się zobaczyć ją
martwą, ale chciał się z nią pożegnać, był jej to winien i
jednocześnie czuł, że musi to zrobić dla siebie samego. Nie
wybaczyłby sobie, gdyby tego nie zrobił. Był już tylko parę
metrów od znajomej polany, więc zatrzymał się, a jego serce
zaczęło coraz szybciej bić, przez myśl przelatywały mu rozmaite
myśli: „… co jeśli jej ciało zostało już pożarte przez inne
zwierzę? …” Tak, to dręczyło Harry’ego najbardziej.
Wiedział, że to było możliwe, bo w końcu takie są prawa natury.
Zebrał całą odwagę, na jaką było go stać, wziął kilka
głębokich wdechów i ruszył naprzód. Gryfon wyszedł spoza drzew
na polanę i to co zobaczył sprawiło, że serce na moment mu się
zatrzymało. Widział jakby w zwolnionym tempie, jak Hagrid, stojąc
tylko kilka metrów dalej, celuje w samicę graniana z kuszy. „…
czyli ona żyje! Jak on mógł! …” Harry widział nawet z tej
odległości jak jej ciało unosi się i opada w rytm oddechu podczas
snu. To były tylko sekundy, zanim ruszył w kierunku klaczy
krzycząc, żeby Hagrid się zatrzymał.
- Nie! Hagridzie ona jest
w ciąży! – Harry obudził swoim krzykiem samicę, która
podniosła łeb zaniepokojona.
Była zbyt wolna. Strzał
został oddany i Harry zrobił jedyne co mógł … poczuł potężny
ból w udzie zanim upadł na ziemię. Jednak ten ból przyćmiła
satysfakcja, że zdążył ją osłonić, uratować. Spojrzał na
graniana, który leżał przed nim, wyglądała jeszcze gorzej niż
wczoraj. Wyciągnął rękę, by dotknąć klaczy, a samica jakby
wyczuła, że chce ją dotknąć, zbliżyła pysk. Nawet lekki dotyk
powiedział mu wiele, klacz graniana miała wysoką temperaturę,
miała też przekrwione oczy. Było z nią bardzo źle. Z jej nozdrzy
wypływała śluzowo-ropna maź.
- Harry! - Usłyszał
krzyk Hagrida, zobaczył kątem oka, że gajowy chciał się do niego
zbliżyć. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć Hagridowi z obu
stron lasu zaczęły nadbiegać inne graniany, które oddzieliły go
od Hagrida. Zaczęły szarżować na półolbrzyma, starając się go
odgonić od miejsca, gdzie Harry był z klaczą graniana. Gryfon
przez moment obawiał się o Hagrida, ale gajowy wykazał się
znajomością rzeczy i wycofał o kilkanaście metrów. To
wystarczyło, by graniany przestały na niego napierać. Harry
odetchnął z ulgą, choć zaniepokoił się teraz trochę o własne
bezpieczeństwo. Był otoczony przez duże stado granianów.
Zwierzęta zachowywały się jednak spokojnie, jakby na coś czekały,
a po chwili na czoło wysunął się wyglądający dość
majestatycznie samiec. Był o wiele większy od pozostałych, a jego
sierść zdawała się lśnić. Harry zrozumiał, że musi to być
przywódca. Chłopak czekał na jakąkolwiek reakcję ze strony tego
osobnika, ale ten, poza wystąpieniem z szeregu, nie zrobił żadnego
ruchu tylko się przyglądał. Harry był przez chwilę zafascynowany
tym widokiem, jednak gdy usłyszał kwilenie za sobą szybko
zapomniał o całym obserwującym go towarzystwie i odwrócił się
w stronę samicy, która teraz miała przyśpieszony oddech.
Podczołgał się do niej nieco bliżej i dotknął delikatnie jej
brzucha. Wyczuł skurcze i wyciągnął z kieszeni fiolkę eliksiru
przeciwbólowego, który dostał od Pomfrey na swoje dolegliwości.
Bolało go w nocy, ale wiedział komu się bardziej przyda ten
specyfik i zachował go dla graniana. Odchylił lekko głowę
stworzenia i wlał do pyska całą dawkę.
Skurcze zaczęły być
coraz bardziej intensywne i Harry domyślił się, że zaraz zacznie
się poród. Syknął z bólu kiedy spróbował się ruszyć, ale
jednak z niemałym trudem doczołgał się do tylnych nóg klaczy.
Transmutował najbliższe kamienie w nóż i ręczniki. Pamiętając
rozmaite doświadczenia swoje i przyjaciół z bolącymi brzuchami, z
różnych przyczyn, na jeden ręcznik nałożył zaklęcie
ocieplające i położył na brzuch graniana, mając nadzieję, że
okład choć troszkę pomoże. Gryfon mówił do rodzącej klaczy
ciepłym i spokojnym głosem, chociaż sam już nawet nie wiedział
co mówi. Bał się, ale trwał na posterunku pocieszając i rodzącą
i siebie. Nie bardzo wiedział, czy się na coś przyda. Czuł pot na
czole i z nerwów zapomniał nawet o bolącej nodze. Poród trwał.
- Jeszcze trochę i będzie
po wszystkim ... Jeszcze tylko troszeczkę – Przemawiał kojącym
głosem, widać było że poród sprawiał klaczy wiele bólu. Po
pewnym czasie, gdy źrebię już przyszło na świat, Harry zrobił
jedyną rzecz, którą wiedział, że zawsze należy zrobić, to
znaczy wziął nóż i przeciął pępowinę wiążąc ją. Po tym
zacisnął mocno zęby, wstał dość niezgrabnie, uprzednio biorąc
źrebię i przystawił je do pyska matki, która zaczęła je
dokładnie myć. Harry uśmiechnął się na ten widok. Obserwował
samicę, która troskliwie zajmowała się swoim młodym. Przesunął
wzrokiem po jej ciele i … jego wzrok przykuła struga krwi płynąca
spomiędzy nóg klaczy. Wstrzymał oddech i spojrzał z paniką na
pysk samicy, zdawała się być spokojna. Gryfon pomyślał z
niepokojem, że eliksir jeszcze działa, ale co zrobi kiedy efekty
specyfiku przeciwbólowego znikną? Być może i był to silny
medykament, ale dawka była przewidziana dla człowieka, a nie dla
trzy razy większego stworzenia. Harry bał się momentu, gdy eliksir
przestanie działać. Serce waliło mu jak oszalałe w oczekiwaniu. W
pewnym momencie klacz podniosła głowę i spojrzała na niego swoimi
przenikliwymi oczami. „… Ona wie ...” Pomyślał z rozpaczą
unosząc drżącą dłoń i głaszcząc graniana po pysku. Wiedział
co musi zrobić, nie chciał nawet dopuścić myśli, że zostawi ją
w cierpieniu, ale czy uda mu się? Zaklęcie zabijające działało
ponoć tylko wtedy, kiedy miało się wobec swojej ofiary mordercze
zamiary. On ich nie miał, to raz, a po drugie, wcale nie był
pewien, czy da radę je wypowiedzieć.
Ponure myśli przerwał mu
nagły ruch ze strony klaczy graniana. Najwyraźniej eliksir przestał
działać i odezwał się ból. Najszybciej jak dał radę, odsunął
jej dziecko z dala, by przez przypadek nie uderzyła go. Harry nie
myślał już nawet o swoim bólu chyba pod wpływem adrenaliny
zupełnie o nim zapomniał. Wyciągnął różdżkę i uklęknął
przy niej, kładąc sobie jej głowę na kolanach. Poczuł jak
polizała go po ręce, jakby chciała dodać mu otuchy.
- Jesteś wspaniała ...
Tyle wycierpiałaś, ale udało ci się i możesz być z siebie tylko
dumna. – Powiedział Harry cicho do ucha klaczy i pocałował ją w
głowę. Z bólem patrzył, jak jej ciałem wstrząsają spazmy. To
nie był czas na myślenie, liczyła na niego teraz. Przyłożył jej
różdżkę do głowy i wypowiedział ciche – Avada Kedavra
Promień zielonego światła
wystrzelił z końca różdżki i dotarł do celu, a on mógł tylko
obserwować jak blask oczu klaczy graniana gaśnie. Wtedy Harry po
raz pierwszy nie pomyślał o Avadzie jak o morderczym zaklęciu, a
jedynie jak o dającym ukojenie. Zamknął samicy powieki i wstając
z trudem, odwrócił się w stronę cichego i nieruchomego stada.
Kulejąc mocno, powoli podszedł do przywódcy. Gdy był już na
wyciągnięcie ręki zatrzymał się.
- Przepraszam ... Tak
bardzo was wszystkich przepraszam ... Nie potrafiłem jej ocalić,
starałem się naprawdę i ... i ... mimo wszystko zawiodłem. –
Powiedział drżącym głosem. Adrenalina musiała chyba już
ustąpić, bo Harry poczuł nagły ból w udzie, gdzie został
postrzelony. Zachwiał się i już miał upaść na ziemię, kiedy
granian-przywódca nagle podszedł bardzo blisko. Gryfon odruchowo
wylądował na nim, opierając się na szyi rękoma. Harry był
zaskoczony zachowaniem zwierzęcia, ale skwapliwie skorzystał
z pomocy i kiedy udało mu się w miarę opanować ból, nieznacznie
się odsunął, starając się, na ile to możliwe stanąć na
własnych nogach, chociaż wciąż z pomocą graniana. Działo się
coś dziwnego. Najpierw przywódca, a jego śladem reszta stada
pokłoniła się Gryfonowi. Zauważył również, że młode
nieżyjącej już samicy, próbuje wstać. Harry zrezygnował więc
ze swojej żywej podpory i pozwolił sobie opaść na ziemię. Z tej
pozycji łatwiej mu było obserwować poczynania malucha. Kiedy tylko
źrebię pewnie stanęło na nogach, chłopak wyciągnął ręce prze
siebie i powiedział:
– Chodź maleńki –
Młode, gdy tylko usłyszało jego głos, podbiegło niezgrabnie, a
Harry chwycił je w ramiona tuląc. Nie wiedział ile czasu upłynęło.
Odwróciło jego uwagę od miłego zajęcia dopiero delikatne
skubanie w ucho. Podniósł wzrok i zobaczył, że to jedna z samic,
za nią stała gromadka innych źrebiąt. Harry zrozumiał
natychmiast, że to ona będzie zastępczą matką dla nowo
narodzonego malucha. Wypuścił źrebię z ramion i delikatnie
popchnął w stronę czekającej samicy.
- Altair ... –
Powiedział cicho Harry, gdy stado zaczęło odchodzić. – Twoje
imię to Altair. – Powtórzył już donośniejszym głosem, a
źrebię odwróciło się i pochyliło lekko głowę jakby na znak
zgody. Po chwili na polanie został już tylko Gryfon i przywódca
stada, który podszedł do niego i schylając się dotknął pyskiem
klatki piersiowej chłopaka. Kiedy tylko zatknęli się, Harry
zobaczył niebieskie światło i jakiś dziwny znak, który po chwili
zniknął. granian odszedł od niego i pogalopował w kierunku, gdzie
zniknęły ostatnie graniany. Potem, zanim zemdlał, Harry widział
już tylko biegnącego w jego kierunku Hagrida.
Obudził go nagły ból w
nodze, otworzył oczy i rozejrzał się po znajomym wnętrzu domu
Hagrida. Próbował wstać, ale dłoń półolbrzyma powstrzymała go
od tego ruchu.
- Harry proszę nie ruszaj
się teraz. – Powiedział cicho Hagrid, a Gryfon zauważył, że ma
rozciętą nogawkę spodni. Hagrid przemywał mu ranę, która
wyglądała dość paskudnie. Chłopak zacisnął zęby i obserwował
poczynania gajowego. Panowała cisza, jakby żaden z nich nie
wiedział co powiedzieć i Harry postanowił przerwać tą ciszę
mimo odczuwanego bólu i mroczków przed oczami:
- Hagridzie ... Wszystko w
porządku? - Zapytał niepewnie.
- Harry! Cholibka, mogłem
cię zabić! - Odpowiedział donośnym i trochę rozdygotanym głosem
Hagrid.
- Przepraszam ... -
Odparł cicho chłopak. – Nie mogłem pozwolić żebyś ją zabił,
zrozum Hagridzie, ona była dla mnie naprawdę ważna i ...
- Skąd wiedziałeś, że
jest w ciąży – Przerwał mu nagle półolbrzym.
- Ja ... – Harry zawahał
się, po czym uśmiechnął się nieco nieprzytomnie i kontynuował:
– Nie wiem ... Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć, ale wtedy te
słowa same wypłynęły mi z ust i naprawdę nie mam pojęcia
dlaczego, kiedy tylko wypowiedziałem te słowa, wiedziałam że są
prawdziwe i że ona rzeczywiście jest w ciąży. – Gajowy przez
moment patrzył na niego w milczeniu, a potem skinął głową.
- Musimy iść do Pani
Pomfrey Harry ... – Zaczął Hagrid, ale Harry zdecydowania
pokręcił głową, co poskutkowało lekkimi zawrotami, ale
postanowił je zignorować.
- Nie Hagridzie, odmawiam.
Mogą cię zwolnić jeśli powiemy prawdę. A jeśli skłamiemy, to
jak wyjaśnimy, że zostałem postrzelony? Wątpię żeby
uwierzyli, że sam to sobie zrobiłem - „… Oh ...
Umbridge byłaby cała w skowronkach, gdyby się dowiedziała, że
sam się postrzeliłem. Od razu zarezerwowałaby mi łóżko w Mungu
…” pomyślał gorzko.
- Nie mamy wyjścia Harry,
zrozum … - Próbował go przekonać gajowy.
- Ty to zrób Hagridzie. –
Harry zauważył, że półolbrzym nie zrozumiał, więc wytłumaczył
mu swój pomysł – Wyciągnij bełt z mojej nogi, a wtedy nikt się
nie dowie o postrzale. Jestem pewien, że już to robiłeś, to nasza
jedyna szansa. – Zaproponował błagalnie Harry, czując coraz
większą słabość, choć nie pokazując tego po sobie.
- Harry nie jesteś
zwierzęciem, a co jeśli cię zranię? - Półolbrzym nadal nie był
przekonany do pomysłu.
- Hagridzie, znam cię i
wiem z jaką troską opiekujesz się zwierzętami i magicznymi
stworzeniami, a czym tak naprawdę od nich się różnimy? Proszę
cię, jesteś jedną z nielicznych osób, którym mogę teraz ufać.
– Widać było, że Hagrid zaczął mięknąć.
- To będzie okropnie
boleć, a nie mam nic na znieczulenie. – Gajowy znowu zaczął
wątpić w pomysł Harry'ego w obliczu piętrzących się problemów.
- Bardziej zaboli mnie,
jeśli będziesz musiał odejść z Hogwartu. – Wprost oznajmił
Harry z melancholijnym wyrazem twarzy, czując powoli narastający
ból w zranionej nodze.
Hagrid westchnął w
odpowiedzi, ale Harry wiedział, że go przekonał. To nie było
łatwe dla nich obu, jednak gra toczyła się o zbyt wysoką stawkę.
- Jak wyjaśnimy twoją
nieobecność? - Półolbrzym poszedł dalej w swoich rozważaniach.
- Potrzebna mi będzie
sowa, pergamin i coś do pisania. – Odpowiedział po chwili
zastanowienia Harry.
Hagrid wyciągnął z
szuflady rzeczy do pisania i wyszedł z domu, by po chwili wrócić z
sową na ramieniu. Według zegarka, powinna trwać jeszcze kolacja,
więc Harry napisał krótki liścik do bliźniaków:
Fred, George,
potrzebuje pilnie waszej pomocy.
Dziś w nocy nie
będzie mnie w zamku, proszę
kryjcie mnie.
Harry.
Dał liścik Hagridowi,
który podał go sowie. Średniej wielkości puszczyk od razu
poleciał w stronę zamku, a Harry miał nadzieję, że bliźniakom
uda się go kryć i nikt nie zauważy jego zniknięcia. Spojrzał
wyczekująco na gajowego, który podszedł do kredensu, wyciągając
kilka rzeczy. Zauważył bandaż i szczypce oraz jakieś flakoniki z
nieznaną mu zawartością. Gajowy położył wszystko na stolik obok
Gryfona i ponownie zawrócił w stronę szafek, wyciągając sporych
rozmiarów butelkę ognistej, którą mu podał.
- Chcesz szklankę Harry?
- Zapytał uprzejmie półolbrzym, nie zwracając uwagi na zaskoczoną
minę chłopaka. Harry zareagował dopiero po chwili:
- Myślę, że będzie
zbędna Hagridzie. – Odpowiedział i wziął pierwszy, spory łyk
whisky. Smakowało okropnie, ale lepsze to, niż być w pełni
świadomym czekającego go zabiegu. Był wdzięczny Hagridowi, że
wymyślił sposób na otumanienie go i jakieś tam znieczulenie.
Pół butelki później
czuł, jak kręci mu się w głowie dużo bardziej niż wcześniej.
Wnętrze chatki Hagrida, a nawet sam Hagrid jakoś dziwnie falowali.
Pomimo ewidentnego upojenia, Harry wyczuwał napiętą atmosferę,
choć jakoś nie był w stanie zatrzymać myśli i dojść z jakiego
powodu martwi się gajowy. Zebrał się więc na odwagę i zadał mu
pytanie wprost:
- Hagridzie, co się
martwisz? – Wymamrotał dość bełkotliwie Harry. – Jakiś
przygnębiony jesteś daj spokój, rób swoje … uh... obraz mi
wiruje...
- To nie jest najlepszy
moment na taką rozmowę Harry – Hagrid był wyraźnie spięty, co
Harry odebrał jako nad wyraz śmieszne. Zachichotał i odparł:
- Jak nie teraz to kiedy?
Chcę wiedzieć, no wiesz, żeby nie było poro … znaczy tych tam
… nie … nieporozumień … jeśli mam ci ufać … muszę
wiedzieć. – Teraz już Gryfon nie chichotał, ale naciskał.
Półolbrzym westchnął i
podjął temat.
- Nie obwiniasz mnie o to,
że zataiłem przed tobą to co zamierzałam zrobić? Gdyby nie ty,
umarłaby nie tylko ona, ale i jej dziecko. – Wyszeptał Hagrid
udręczony.
- Oh mam dość, jeszcze
łyk i chyba … niedobrze mi ... co ja miałem … no tak …Hagridzie
znam cię. O, pewnie, że na początku byłem zły na ciebie i to jak
zły ... – Harry’emu zmienił się nagle humor i łzy popłynęły
z oczu, chlipnął raz czy drugi, przetarł oczy i zerknął na
Hagrida, któremu też jakoś dziwnie załzawiły się oczy. Harry
kontynuował rzewnie: - No ładnie, to sobie popłaczemy, ale wiesz,
kiedy rzuciłem zaklęcie uśmiercające zrozumiałem, że tak
naprawdę chciałeś jej pomóc, a zrobiłeś to dla mnie …
wiedziałeś jak mi na niej zależało, jak się do niej przywiązałem
… chciałeś oszczędzić mi tego … - Z oczu Harry’ego płynęły
łzy.
- Tak bardzo się bałem
Harry, że mnie znienawidzisz. – Wychlipał półolbrzym. A
Harry’emu jakoś zrobiło się lekko na duszy i zachichotał, choć
wciąż jeszcze przez łzy:
- Ja ciebie? To niemożliwe
Hagridzie, przecież to ty wyciągnąłeś mnie z piekła i jesteś
moim przyjacielem, na którego zawsze mogę liczyć. – Harry
spoważniał, wciąż kręciło mu się w głowie, ale nóg prawie
nie czuł i jakoś tak przyjemnie mrowiło go ciało, więc
wymamrotał znowu jakoś dziwnie bełkotliwie - … yyyy …
Hagridzie, lepiej się już za to weź … to dobry moment … –
Wskazał swoją nogę, a gajowy pokiwał głową.
Gdy półolbrzym zabrał
się za wyciąganie bełtu, Harry poczuł irracjonalną wdzięczność
dla tego, kto wymyślił alkohol. Nie ma mowy, żeby zniósł ten ból
na trzeźwo. Hagrid starał się być delikatny, więc Harry nie
narzekał, a gdy tylko czuł mocniejszy ból, zapijał go kolejnym
łykiem ognistej, aż w końcu opróżnił całą butelkę. Na
szczęście bełt leżał już na stole. Gajowy nałożył na ranę i
okolicę jakąś zielonkawą maść i owinął nogę bandażem, a gdy
skończył otarł pot z czoła i uśmiechnął się.
- Już po wszystkim Harry,
bełt na szczęście nie wyrządził poważniejszych szkód, nawet
kość ominął. Pójdę teraz do Pani Pomfrey po odpowiedni eliksir,
pewnie będzie na mnie zła, że o takiej godzinie, ale mam pewien
przypadek, który nie może czekać. – Gajowy puścił oczko do
Harry’ego i wyszedł z domu.
Kolacja trwała w
najlepsze, jednak Hermiona była zaniepokojona nieobecnością
Harry'ego. Kiedy tylko wybuchła ta bomba w pokoju wspólnym,
straciła go z oczu. Miała przeczucie, że to wszystko było
ukartowane, ale przecież Harry nigdy nie trzymał się z
bliźniakami, może to był tylko zbieg okoliczności? W końcu
Weasley’owie zawsze ich zaskakiwali swoimi najnowszymi wynalazkami
w najmniej spodziewanym momencie. Dokąd Harry ciągle się wymykał?
Może do tego chłopaka, o którym mówił Ron? Rozumiała powody,
dla których chciał to utrzymywać w sekrecie, jednak coś tu się
nie zgadzało. Gdyby Harry miał jakiś romans, wymykał by się
raczej nocą, a nie jak tylko kończą się lekcje.
- Hermiono, widzę że się
martwisz. – Wyrwał ją z zamyślenia głos Rona.
- Chodzi o Harry'ego.
Wydaje mi się, że coraz bardziej się od nas oddala. –
Powiedziała.
- Myślę, że nie ma
powodu do obaw. – Odparł beztrosko rudzielec. – Znalazł nową
miłość, a wiadomo, że wtedy człowiekowi odbija.
- Z nami tak nie było. –
Burknęła Hermiona.
- My to inna bajka
Hermiono, w końcu przecież po długiej przyjaźni zostaliśmy parą.
- Może i masz rację. –
Przyznała niechętnie. – Ale to nie wyjaśnia zagadki, gdzie teraz
jest Harry.
- I w tym momencie
wkraczamy my! - Wykrzyknęli chórem bliźniaki, którzy usiedli, a
raczej wepchali się razem, rozdzielając Rona i Herminę.
- Wiecie gdzie jest Harry?
Szybko podjęła temat dziewczyna, ignorując nagłe wtrącenie się
bliźniaków do ich rozmowy.
- Pewnie, jest w naszym
tajnym laboratorium jako króliczek doświadczalny. – Odparł
wesoło Fred.
- I nie jesteśmy pewni,
czy dziś go wypuścimy ... - Zasymulował smutną minę George.
- Jest z wami? - Zapytał
Ron, nie przejmując się zbytnio całym tym szumem wokół
Harry'ego, który wywołała jego dziewczyna. Znał sekret Harry’ego
i tak jak obiecał, nie miał zamiaru się z nikim nim dzielić.
- Tak, no może nie w tej
chwili, bo teraz my jesteśmy tutaj, ale tak. A na poważnie, to
serio musimy go pożyczyć na jedną noc. – Zaczął Fred – Harry
prosił nas, by was o tym powiadomić.
- Ale dlaczego? - Nie
dawała za wygraną Hermina.
George westchnął coraz
bardziej zniecierpliwiony, Panna
Wiem-To-Wszystko-Ale-Dziś-Nie-Do-Końca zaczęła mu działać na
nerwy, ale w żaden sposób nie pokazał tego po sobie.
- Mamy swoje sprawy do
załatwienia i Harry obiecał, że nic nie powie, więc będziemy wam
wdzięczni, jeśli nie będziecie go naciskać. – Fred swoje słowa
skierował głównie do Gryfonki. – Mogę wam tylko zdradzić, że
dotyczy to pewnego przełomowego wynalazku, który wraz z George'em
opracowaliśmy i potrzebowaliśmy do tego pomocy Harry'ego. Więc
kryjcie nas kiedy ktoś będzie zadawać pytania, możemy na was
liczyć?
- Jak dla mnie nie ma
problemu. – Wzruszył ramionami Ron, tylko oddajcie nam go jutro w
jednym kawałku. – Zaśmiał się, a następnie trochę skulił,
gdy zauważył ostre spojrzenie Gryfonki.
- Oczywiście Roniaczku. –
Odpowiedział George, udając głos swojej matki i wraz z Fredem
oddalili się od przyjaciół Harry’ego.
Hermiona patrzyła na ich
oddalające się sylwetki, czując teraz jeszcze większe
zaniepokojenie. Teraz była pewna, że Harry nawiązał z bliźniakami
pewien rodzaj współpracy. Nie podobało jej się to, bo to
oznaczało, że oddala się od nich. Spojrzała krytycznie na Rona,
który jadł kanapkę nie zwracając na nią żadnej uwagi: „…Jak
mógł … nie stanął po mojej stronie. Powinien bardziej naciskać
na swoich braci, a nie tylko kiwać twierdząco głową na wszystko
co oni powiedzą. Jak można być tak ślepym. To oczywiste, że była
to manipulacja. Muszę za wszelką cenę uświadomić o tym Rona …”
postanowiła twardo i wróciła do swojej napoczętej sałatki.
Harry’emu wciąż
jeszcze było niedobrze, więc postanowił wyjść przed dom w razie,
gdyby miał zwymiotować. Czuł się zamroczony i odczuwał ból w
nodze, ale nie chciał sprawiać więcej problemów Hagridowi.
Wyszedł z chaty w dobrym momencie. Mdłości się nasiliły i
zwymiotował chyba całą zawartość żołądka na ziemię. Skrzywił
się, czując smak wymiocin w ustach i w tym momencie dostrzegł
leżące obok drzwi wiadro.
- Aquamenti -
Rzucił zaklęcie, dzięki któremu wiadro napełniło się wodą.
Nabrał jej trochę w dłonie i przepłukał usta, czując się
znacznie lepiej. Podszedł do zagrody, gdzie były testrale, usiadł
na wilgotnej trawie i patrzył na nie w milczeniu. Chłodne powietrze
i wymioty trochę go otrzeźwiły. Powoli odtwarzał sobie w pamięci
zdarzenia sprzed kilku godzin. Poczuł silny uścisk w sercu i poczuł
jak łzy zbierają mu się w oczach. Przetarł szybko policzki,
jednak to nic nie dało, bo spływały po nich coraz to nowe łzy,
Zaszlochał głośno, czując ból w sercu. Czuł ogarniającą go
pustkę i poczucie bezradności, a wiedział, że musiał być silny,
musiał walczyć, ale w tym momencie nie miał siły na nic. Był
zmęczony, tak cholernie zmęczony tym wszystkim. W tym granianie
miał ukojenie, które pomagało mu zapomnieć o okrutnej
rzeczywistości, a teraz to zniknęło. Zawył głośno dając upust
swojemu smutkowi i rozgoryczeniu. Był sam i nikt nie widział jak
teraz jest słaby. „… Ron, Hermiona, Zgredek, tajemnice ...
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa! …” Nie zauważył dwóch cieni,
które obserwowały jego załamanie w milczeniu.
***
Podczas ostatniego
weekendu, każdy z członków grupy Riddle'a przeczuwał, że
niedługo coś będzie na rzeczy. Ich Pan od ostatniego pojedynku
chodził ciągle zamyślony i ignorował wszystkich, prócz
nauczycieli, dbając jak zwykle, by jego opinia wzorowego ucznia nie
została nadszarpnięta. Z jednej strony oznaczało to chwilowy
odpoczynek, a z drugiej cały dom Slytherina chodził spięty z
powodu małomówności Toma. Po czterech dniach odpoczynku Abraxas
czuł się dobrze, choć jeszcze nie do końca był w swojej formie.
W końcu oberwał cruciatusem od Toma. W pokoju wspólnym nie było
na szczęście Lastrange, więc mógł się wymknąć, nie będąc
przez niego śledzonym. Poszedł tam gdzie zawsze, bo wiedział, że
nigdy żaden Ślizgon nie będzie się kręcił w pobliżu wieży
Gryffindoru. Dlatego klasa wróżbiarstwa w północnej wieży, była
dla niego idealna na spotkania w sprawie interesów. Gdy wszedł do
środka, zobaczył już na miejscu czwartorocznego z Gryffindoru, z
którym miał się dzisiaj spotkać.
- Czy masz to o czym
ostatnio rozmawialiśmy? – Zapytał chłopaka, który skinął
głową i podał mu mały pakunek. Abraxas odpakował zawiniątko i
uśmiechnął się triumfalnie widząc malutką fiolkę eliksiru. -
Jesteś pewien, że to na pewno ten eliksir? Wiesz co się stanie
jeżeli okaże się wadliwy. – Warknął.
- Tak jestem pewien. –
Pisnął przestraszony Gryfon.
- Dobrze, masz jak się
umawialiśmy dwadzieścia galeonów. – Podał mu małą sakiewkę,
którą chłopiec przyjął z drżącymi dłońmi. – A teraz
spadaj!
Gryfon szybko wycofał się
z pustej klasy zostawiając Abraxasa samego. Ten podniósł fiolkę w
kierunku światła księżyca, przez chwilę podziwiając kolory
jakimi mienił się eliksir.
Nazajutrz, późnym
wieczorem, wszyscy z kręgu siedzieli w pokoju wspólnym. Była to
taka milcząca zasada, że dopóki Tom ich nie odeśle, albo nie
pójdzie sam spać, będą mu towarzyszyć. Każdy zajmował się
czymś innym, a on sam studiował starożytne księgi, które mogły
mu przynieść więcej informacji na temat Przeznaczonych. Ostatnio
zaczął powoli wątpić czy jego przeznaczony jest tak naprawdę
wart uwagi. Już minął prawie miesiąc i dalej nic, jeżeli jakimś
cudem zdoła wreszcie otworzyć ten dziennik i okaże się skończonym
kretynem, to on, Tom, będzie miał przynajmniej rozrywkę w
torturowaniu go, za zabieranie mu cennego czasu. Riddle miał
nadzieję, że chociaż Lastrange z Abraxasem dostarczą mu wkrótce
rozrywki, ale póki co żaden z nich nie wykonał ruchu, choć była
to pewnie tylko kwestia czasu. Ich napięcie było widoczne, gdy
przybywali w jednym pomieszczeniu.
- Panie. – Odezwał się
Black. – Dostałem wiadomość w sprawie, o którą ostatnio mnie
prosiłeś, niestety nie jest zbyt dobra ...
- Mów dalej Regulusie. –
Zachęcił go machnięciem ręki.
- Jedna z naszych
posiadłości została przejęta przez ludzi Grindelwalda i spłonęła
wraz z całym miastem. Z biblioteki nic nie zostało. – Powiedział
Regulus cicho.
- Rozumiem. – Tom
odpowiedział krótko i wrócił do swoich ksiąg, ignorując resztę.
Miał przeczucie, że w domu Blacków coś znajdzie, niestety
Grindelwald wszedł mu w drogę. Niech cieszy się swoją ulotną
władzą, już wkrótce zostanie zdetronizowany i na jego miejsce
wejdzie prawdziwy Mroczny Pan. Uśmiechnął się do siebie.
Zaczęło robić się już
późno. Większość jego popleczników spała, nie licząc
Malfoy’a, który również czytał jakąś księgę. Po okładce
Riddle poznał, że była to książka o klątwach i truciznach.
Dotyczyła bardzo zaawansowanej magii i mimo, że Abraxas był silnym
czarodziejem, to nie był jeszcze jego poziom, choć Tom doceniał
jego starania. Riddle sięgnął po ostatnią z ksiąg, którą
chciał przejrzeć, kiedy nagle dopadł go potężny ból w klatce
piersiowej, aż sapnął z zaskoczenia zwracając na siebie uwagę
Malfoy’a.
- Wszystko w porządku
Panie? - Zapytał zaniepokojony Abraxas, który jeszcze nigdy nie
widział takiej reakcji u Riddle’a.
- Wynoście się wszyscy!
- Ryknął Tom, budząc całe towarzystwo, które w popłochu zaczęło
zbierać swoje rzeczy, nie chcąc się narażać na gniew wściekłego
Riddle'a. Woleli jak najszybciej zejść mu z drogi.
Kiedy został już
wreszcie sam, dotknął delikatnie i niepewnie swojej klatki
piersiowej, oddychając krótkimi, urwanymi haustami powietrza i
czując jak serce mu szybko bije. To było jak tortury, a nawet
gorzej. Jeszcze nigdy nie czuł takiego rodzaju, rozdzierającego
bólu. Wykluczył truciznę i bezpośrednią magię, to było coś
innego. Nie był to ból fizyczny, bo kiedy dotykał, czy oglądał
swoją klatkę piersiową, nie było na niej żadnych śladów. To
był ból psychiczny, ale skupiony na piersi. Czuł jakby miał się
zaraz rozpaść na kawałki. Trudno mu było przeprowadzać analizę
tego co się działo, ale powoli, bardzo powoli zaczęło do niego
docierać, że to nie był jego ból. To nie były jego uczucia tego
był już teraz pewien. Było tak, jakby odczuwał i podzielał ból
kogoś innego, wciąż i wciąż i wciąż ...
Już wiem dlaczego warto było czekać nie mogę się doczekać następnego nareszcie zaczyna sie dziać to na co czekałam kiedy sie spotkają? uwielbiam cię życzę weny i oby tak dalej postaraj sie wstawiać je częściej nawet bez bety :( :) to do następnego Majka
OdpowiedzUsuńI przydałoby się uciszyć Hermione ;)
OdpowiedzUsuńGenialne.
OdpowiedzUsuńWięcej bliźniaków.
Zrób coś Hermionie. (moje życzenie albo marzenie)
Zaskoczyłaś mnie z tą Avadą jeszcze nie widziałam takiego zastosowania, ciekawe, bardzo ciekawe.
Pozdrawiam.
Muszę pochwalić za wyjątkowo umiejętne prowadzenie akcji, ładnie się rozwija, nie za szybko ani nie za wolno. Na ten rozdział musiałam długo czekać, ale opłaciło się :) jeżeli do końca utrzyma taki wysoki poziom to na pewno trafi do grupy moich ulubionych fanficków i często będę do niego wracać. Dużo weny i oby następny rozdział był trochę szybciej niż ten, bo jestem niezmiernie ciekawa co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńKurde, ale dodatkowo zaostrzyłaś moją ciekawość tą końcówką~!!! W ogóle, przepraszam Cię strasznie, że dopiero teraz, znalazłam ten rozdział już nad ranem, ale musiałam sobie przypomnieć poprzednie części, a niestety nie wytrzymałam , bo tak mi się chciało spać, że niestety zasnęłam.. :/ W dodatku późno wstałam i ciągle miałam później przerwy w czytaniu, więc jeszcze dłużej mi to zajęło.. :/ Ale dobra, to nieważne.. Najpierw, co chcę przekazać: *khm..khm..* JUUUUUUPIIIIII~!!!! Jest nowy rozdziałłł~!!!!!! Ogrrromnie, mega się cieszę!!! Następnie: właśnie, rozdział.. GE-NIA-LNY!!! Strasznie mi się spodobał i w 100% zgadzam się z poprzedniczkami, że warto było na niego czekać!! Akcja płynnie się toczy, nie ma jakichś niezgodności, jedynie serwowane przez Ciebie zagadki. A!! I tak szczerze, to dołączam się też do prośby o woęcej Greda i Forge'a. O i są genialni. Mam nadzieję, że zostaną po stronie Harry'ego (bo mam nadzieję, iż dobrze zauważyłam, że własnie po jego stronie są). I nie lubię tutaj Rona i Hermiony za bardzo.. Strasznie sztuczni są. Zresztą Dumbldore'a też nie bardzo trawię. Niech się lepiej zajmie własnymi sprawami, a nie miesza się w pamięć Harry'ego (bo mam wrażenie, że jego przypuszczenia są słuszne, co?).. Swoją drogą, jestem też właśnie ciekawa, czemu on mu wykasował tą pamięć. Czyżby (już) wtedy zdarzyło się coś, co by wskazywało na to, kim Harry i Voldek są dla siebie?? Bo właśnie takie coś mi przyszło do głowy, nie wiem tylko, czy mam słuszne te przypuszczenia. Mam nadzieję, że w następnych (lub w następnej ;P) częściach się to wyjaśni. I tak w ogóle, to mam również nadzieję, że Hagrid także jest i b ę d z i e po stronie Harry'ego. Tak szczerze, to myślałam, że podczas tej rozmowy Hagrid będzie chciał jakoś bardziej wypytać Harry'ego o jego zachowanie względem prz~... ech, sorry... ''przyjaciół'', a nie... No, ale cóż, na pewno bardziej mi przypadła do gusta taka wersja jak jest.. No, oprócz tego kłamstwa. Choć właściwie to miałam pewne podejrzenia, że Hagrid może jednak nie mówić prawdy. Jednak nie spodziewałabym się, że będzie próbował tak to załatwić, ale rozumiem, że chciał jej po prostu ulżyć w cierpieniu. Na szczęście wszystko.. hmm.. powiedzmy, że 'w miarę' dobrze się skończyło. Mam też nadzieję, że Harry nie zaprzestanie odwiedzać stada, w końcu ma tam teraz Alcaira, nee?? No i - ja już pisałam na początku - STRASZNIE zaciekawiła mnie ta końcówka! I mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. :) Już naprawdę nie mogę się doczekać następnej części. Ale, ni, czekam, pozdrawiam serdecznie i życzę Ci MNNÓÓÓSSTWOOO WENY, CHĘCI na dalsze pisanie i CZASU, ale tyle, żeby ci go wystarczyło na wszystkie twoje sprawy. ;) I jeszcze raz w e n y!
OdpowiedzUsuń~Daga ^.^'
(Dagmara Biernat ^.^")
Po pierwsze więcej Toma cieszę się,że Herry obronił samicę zastanawiam się skąd wiedzał,że jest w ciąży mam mieszane uczucia co do awady ciekawe kto obserwował Herrego cieszę się,że ma poswojej stronie blizniaków ciekawe czy Herry odzyska pamięć i co się będzie działo z Tomem pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUznaje to za prezent urodzinowy. Czekam na rozwój wydarzeń <3
OdpowiedzUsuńA z innej beczki to zapraszam do mnie na prolog i rozdział I ( II w robocie) TomxHarry :3 Mam nadzieję, że ci się spodoba moja twórczość :)
OdpowiedzUsuńhttp://zakochanymateusz.blogspot.com/2015/04/to-nadal-ja-harry.html?m=1
UsuńWspaniały rozdział! Cóż mogę dodać.... niesamowity.
OdpowiedzUsuńReakcja Toma cudowna!
Cieszę się bardzo,że dodałaś nowy fragment. Pozdrawiam!
Znalazłam Twój blog wczoraj wieczorem, ale nie dałam rady całego przeczytać.
OdpowiedzUsuńBOSKIE!!!
Akcja się rozwija, a ja nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. To jest niesamowite.
Dawno nie czytałam tak dobrego bloga.
Jestem strasznie ciekawa, o co chodzi z tymi utraconymi wspomnieniami. Zaskoczyłaś mnie tym i przez chwile nie wiedziałam, co się dzieje. Czekam na rozwinięcie tego wątku i mam nadzieję, że Draco spotka jeszcze parę razy tego odmienionego Harry'ego ;)
Uwielbiam i mam nadzieję, że rozdział pojawi się bardzo niedługo!
Jako, że nie masz księgo gości, pospamuję Ci tutaj xd Mój blog o tematyce Drarry. Może się skusisz?
http://niebardzozlotychlopiec.blogspot.com/2014/05/prolog.html
Pozdrawiam, życzę weny i ogromu czasu!
Twoje opowiadanie jest świetne nie czytałam jeszcze takiego dobrego no jeszcze jest nie taki riddle straszny jak go malują ale twoje jemu dorównuje i mogę powiedzieć ze masz niezły styl 😃 pisz dalej czekam na notke
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobało twoje opowiadanie :) zwłaszcza wątek z TomArry <3 no ale cóż poradzić no nie mogę czekać !!! Z (nie)cierpliwością ~ Uchiha-senpai :*
OdpowiedzUsuńSiema! Jestem nowa na twoum blogu i tak sobie czytam i sobię myślę : ,,No dobra wypadałoby skomentować!". A więc uwielbiam twojego bloga! X3 Rozdziały są długie, nie znalazłam żadnych błędów ortograficznych, stylistycznych czy interpunkcyjnch. Zastanawiam się ile czasu już piszesz? :D Żeby wejść na tak wysoki poziom pisania to chyba trzeba spędzić dużo czasu nie? :D sama piszę trochę, ale jeszcze daleko mi do twojego poziomu xD No to mam nadzieję, że dodasz jakąś notkę w niedługim czasie~! I dużo weny rzyczę ^w^
OdpowiedzUsuńWitaj, witaj,
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz jak się cieszę z rozdziału nowego, cóż chwilowo nie mam czasu, kompletny brak czasu,a le przeczytam w najbliższym czasie, w zasadzie po weekendzie po winnam trochę znaleźć czasu... więc nie martw się mnie się tak łatwo nie da pozbyć ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
świetne opowiadanie może warto zamieścić je na fanfiction.net
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest cudowne !!! Dopiero co je znalazłam a już nie mogę doczekać się dalszej części i kiedy w końcu Harry otworzy dziennik. Jednak moim ulubionym momentem była scena kiedy zderzyli się razem z Draco. Trochę szkoda że Harry nie zmienił swojego wyglądu jak to robił gdy chciał się niepostrzeżenie wymknąć z Hogwartu gdyż sądząc po reakcji otoczenia wyglądał wtedy dużo lepiej .Czytałam już naprawdę wiele bardzo dobrych opowiadań harry/draco lub harry/tom ale twoje doskonale im dorównuje. Uważam że masz naprawdę wielki talent do pisania i mam nadzieję że nie porzucisz bloga ponieważ już zdążyłam się wciągnąć w tą historię więc będę z cierpliwością czekała na następny rozdział, życzę weny i przesyłam pozdrowienia. ;)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńw końcu udało mi się przeczytać.. rozdział fantastyczny, już nie mogę się doczekać kolejnego... ech Hermiona, Ron, kłamstwa i kontrola no chyba czas się odseparować.... chociaż udało mu się uratować młode, a jak widać stado chroniło matkę i Harrego przed Hagridem, może kiedyś i oni pomogą jemu, Tom odczuwa ten sam ból co Harry, a co to za dwie postacie? Bliźniacy... a właśnie, dobrze, ze może polegać na bliźniakach...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Super kolejny ciekawy długi rozdział.
OdpowiedzUsuńKiedy będzie wielkie spotkanie Toma i Harrego?
Tak bliźniaki w akcji to było by dobre - tak dobra propozycja Akumy B.
Jak powyżej któś napisał spotkanie Harrego ( odmienionego) z Draco, a później poznanie prawdy kim on jest mrau
Weny do pisania kolejnego 9 rozdziału jak i kolejnych. :)
Jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam. Życzę weny i z niecierpliwością oczekuję nowego rozdziału.
OdpowiedzUsuńWspaniały blog, bardzo ciekawe ujęcie tematu, na początku jak zaczynałam czytać fanfiki nie lubiłam tomarry ale dzięki takim blogom jak twój stał się to mój ulubiony paring zaraz za snarry, życzę weny i mam nadzieje że wkrótce pojawi się tu nowy rozdział:) Pozdrawiam Ż.
OdpowiedzUsuńJestem pod ogromnym wrażeniem. Piszesz ciekawie a cała fabuła trzyma się kupy i jest naprawdę fascynująca. A długość twoich rozdziałów... marzenie. Czekam na kolejne rozdziały i życzę weny.
OdpowiedzUsuńWow jestem pod wrażeniem...
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Harryego :p mam nadzieję że on się pozbiera do kupy po tym. Chociaż myślałam, że jego rozpacz to będzie głównie przez to że rzucił to zaklęcie uśmiercające.
Zaintrygowały mnie te 2 cienie i zastanawiam się kto to tak na prawdę jest.
Wszystko jest na prawdę cudowne. Pomysł bardzo fajny i oryginalny, przypada mi strasznie do gustu :)
~MangleTheGirlFox
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest fantastyczny, ech Hermiona, Ron, i kłamstwa, i cały czas kontrola Harrego, no chyba czas się odseparować.... chociaż udało mu się uratować młode granina, a jak widać stado chroniło matkę i Harrego przed Hagridem, może kiedyś i oni pomogą jemu, Riddle odczuwa ten sam ból co Harry, a co są to za dwie postacie? Fred i George Weslay... dobrze, że Harry może polegać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga