Betowała: Mato
Rozdział
13: Eliksir spokoju
Wchodząc
do Wielkiej Sali Harry zauważył znajomą czuprynę Hermiony, więc
niewiele myśląc skierował się w jej stronę. Szybkim rzutem oka
zarejestrował brak Rona. Było to dość dziwne, przecież rudzielec
nigdy nie opuszczał posiłków. Harry usiadł koło przyjaciółki i
zapytał bez ogródek:
-
Gdzie Ron?
-
Dziś ominie śniadanie. Zapomniał o wypracowaniu dla Snape'a, coś
tam wspominał o jakichś pająkach chodzących po nim i że nigdy
więcej kar z nietoperzem, ale niewiele rozumiałam z tego bełkotu.
- Stwierdziła dziewczyna krótko, po czym rzuciła pytanie: – A
może ty coś wiesz Harry?
-
Wypracowanie! Kompletnie o nim zapomniałem! - Krzyknął w
odpowiedzi Harry, zrywając się na równe nogi. Szybko machnął
przyjaciółce na pożegnanie i pobiegł do wieży lwów. Wpadł z
impetem do pokoju wspólnego, ale nie zwrócił większej uwagi na
siedzącego tam nad pergaminem Rona. Od razu skierował się do ich
dormitorium. Tam w szufladzie swojej szafki zaczął szukać fiolki z
amrotencją. Znalazł ją dość szybko i uważnie spojrzał na zegar
wyliczając, że jeszcze ma ponad godzinę do pierwszych zajęć. Nie
mógł sobie pozwolić dzisiaj na karę od nietoperza zwłaszcza, że
planował wcielić w życie rady Relina. Chciał się też wcześniej
położyć, by być choć trochę wypoczętym i skupionym w nocy.
Spojrzał krótko na bladoróżowy kolor eliksiru, zjadliwie
komentując w myślach, że kolor jego mikstury był o wiele bardziej
intensywny niż Hermiony. Otworzył fiolkę i powąchał jej
zawartość.
-
Oh ... - Wymknęło mu się z ust, gdy tylko wyczuł zapach. Skupił
się uważnie, by go zidentyfikować. Poczuł woń starych ksiąg i
po zastanowieniu stwierdził, że tak pachniały książki w Dziele
Zakazanym, gdzie mało kto zaglądał. Ich zapach był inny niż
ksiąg dostępnych powszechnie i często używanych. Harry nie umiał
ocenić z czym mogło być to związane. Czy z wyczuwalną od tych
publikacji mocą, czy też z warstwą kurzu, który zalegał od lat.
Gryfon poczuł się nieco skonfundowany, że poruszył go taki, a nie
inny zapach. Przecież o Dziale Ksiąg Zakazanych nie bardzo mógł
pisać. Zastanowił się przez chwilę i zdecydował, że napisze
wszystko, oprócz części związanej z tą konkretną częścią
Biblioteki. Kiedy skończył opis, ponownie zbliżył fiolkę do nosa
i wciągnął unoszący się z niej aromat. Skupił się na
zidentyfikowaniu czegoś jeszcze i po chwili stwierdził, że
wyraźnie poczuł woń drzewa iglastego. Z zakłopotaniem, jednak
doszedł do wniosku, że nie bardzo jest w stanie określić jakiego
drzewa czuje zapach. Powód był prosty, nie znał się na nich, a
tym bardziej na ich zapachach. Po opisaniu drugiego aromatu, Harry
westchnął ciężko i skupił się na kolejnej, ostatniej już woni,
która jakoś ciągle mu umykała, chociaż czuł ją od samego
początku. Tak, czuł ją, ale co to mogło być? Chłopak nawet
zamknął oczy w nadziei, że w ten sposób będzie mu łatwiej
wyizolować ten subtelny aromat. Niestety, nic z tego. Jedno do czego
doszedł, to pewność, że nieuchwytny zapach wzbudza w nim pewną
nostalgię i spokój, choć sam do końca nie rozumiał dlaczego.
Gryfon postanowił wobec tego opisać to co odczuwał, nie próbując
już dłużej kojarzyć woni z czymkolwiek materialnym.
Harry
właśnie kończył pisać stawiając ostatnią kropkę, kiedy
usłyszał skrzypnięcie drzwi i po chwili ujrzał wyłaniającego
się zza nich ostrożnie Rona:
-
Skończyłeś? - Zapytał rudzielec siadając na jego łóżku.
-
W zasadzie to tak, a ty?
-
Tak, samo ... Powiedz co poczułeś? - Ron jak zawsze był ciekawski:
-
Zapach książki i drzewa, nic ciekawego w sumie. - Odpowiedział na
to Harry, jednocześnie chowając swoje wypracowanie do torby. Dość
niechętnym ruchem wsunął tam również amortencję, żałując w
duchu, że musi ją oddać. Nie bardzo interesowało go co poczuł
Ron, ale miał świadomość, że przyjaciel tylko czeka na to
pytanie, więc oczywiście dla porządku zadał je: - A ty co
poczułeś?
-
Stary mówię Ci to było boskie! - Wybuchł Ron z entuzjazmem, a
Harry już wiedział, że nie pomylił się w ocenie i faktycznie
rudzielec tylko na to czekał, by móc się podzielić swoimi
odczuciami. – Poczułem zapach lawendy, pergaminu i ... pasty do
zębów. – Harry zmarszczył trochę brwi na ostatnie określenie,
ale po chwili dotarło do niego, że przecież rodzice Gryfonki są
dentystami, więc być może o to chodziło. Głośno natomiast
podsumował:
-
Wypisz wymaluj Hermiona – Jego rudy przyjaciel jeszcze szerzej się
uśmiechnął i z zapałem kontynuował:
-
Mówię ci, jesteśmy sobie przeznaczeni! Ciekawe co ona poczuła ...
Słowa
Rona jednak już do Harry'ego nie docierały, wyłączył się, gdy
tylko usłyszał o przeznaczeniu. Miał swojego własnego
Przeznaczonego, który wczoraj go zignorował. Wciąż czekał na
jakieś wyjaśnienia z jego strony. Teraz, kiedy już sobie o tym
przypomniał zapach ksiąg w Zakazanym Dziale pasował mu jakoś do
tamtej osoby. Było przecież jasne, że nie tylko on, Harry, bywał
w tamtym dziale biblioteki. Gdy przypomniał sobie zapach eliksiru
poczuł dziwne uczucie w środku, jednak kolejny raz nie umiał
określić co to mogło być. To ulotne odczucie wywoływało
irytację i pewien niepokój, że sam nie potrafi siebie zrozumieć.
Westchnął lekko zwracając na siebie uwagę Rona, który nie
omieszkał swoim zwyczajem zapytać:
-
Coś się stało? Wydajesz się zamyślony
-
Nie, po prostu jestem głodny. – Skłamał gładko czarnowłosy
Gryfon wiedząc, że Ron z łatwością przyjmie tą odpowiedź. W
końcu z jego apetytem sam z pewnością boleśnie odczuwał brak
śniadania.
-
Masz rację, umieram z głodu, nie ma mowy bym na głodniaka umiał
się skupić. – Zaczął lamentować rudzielec, chwytając z
własnej szafki nocnej podręcznik do eliksirów.
-
Wiesz ... może przejdziemy się szybko do kuchni? - Zaproponował
Harry przyjacielowi, a Ron przyjął to z wyjątkowo szerokim
uśmiechem.
-
Masz rację! Dlaczego sam o tym nie pomyślałem! - Wykrzyknął
radośnie, ruszając energicznie w stronę drzwi dormitorium. Złapał
za klamkę i nagle przystanął mówiąc kpiąco: - Tylko wiesz ...
ani słowa Hermionie, inaczej znowu wyskoczy z WESZ i pouczeniem, że
wykorzystujemy te biedne stworzenia ... - Harry uśmiechnął się
lekko i tylko skinął głową, poklepując lekko Rona w łopatkę,
dyskretnie w ten sposób poganiając rudowłosego do wyjścia.
W
hogwardzkiej kuchni Harry'ego zawsze zaskakiwała ilość
krzątających się skrzatów. Obaj chłopcy przystanęli na moment
przy wejściu, podziwiając atmosferę wytężonej pracy, jaka
panowała w tym zdecydowanie nie małym pomieszczeniu. Prawie
natychmiast zostali zauważeni i kilka stworzeń podeszło do nich.
-
W czym możemy służyć? - Zapytał cicho, niemalże szeptem jeden
ze skrzatów, ten z najbardziej oklapłymi uszami jakie Harry
kiedykolwiek widział. Gryfon wziął oddech, by poprosić o
jedzenie, ale nie zdążył. Uprzedził go Ron i wyniosłym tonem
zamówił górę dań. Harry popatrzył na przyjaciela trochę
zdumiony, bo był pewien, że takiej ilości pożywienia nie dadzą
rady z pewnością. Po chwili jednak wzruszył lekko ramionami. Znał
przecież niepohamowany apetyt rudowłosego. Dlatego ostatecznie nie
mógł być pewien, czy ta sterta jedzenia, która zostanie im
podana, rzeczywiście nie zniknie w czeluści żołądka rudego
Gryfona.
-
Tylko pośpieszcie się! - Zażądał Ron i skrzaty momentalnie
ruszyły do pracy, a obaj głodni chłopcy usiedli przy stole.
Już
po chwili pierwsze potrawy pojawiły się przed nimi, skrzaty
dostarczyły im także talerze i sztućce, więc mogli zacząć jeść.
Ron oczywiście nie ograniczył się do jedzenia, ale równocześnie
wciąż opowiadał, co robił, co zamierzał zrobić i zamartwiał
się eliksirami. W międzyczasie Harry zaobserwował, że rudzielec
bardzo dobrze czuł się w roli obsługiwanego przez skrzaty.
Uwielbiał wprost wydawać im polecenia. Żądał, a nie prosił.
Harry'emu nie podobało się postępowanie przyjaciela, ale
postanowił na razie milczeć jednym uchem słuchając tego co mówił
Ron, a wzrokiem szukając wśród pracujących skrzatów Zgredka.
Bezskutecznie, najwyraźniej jego skrzaci przyjaciel zajmował się
jakąś inną pracą. Tak się rozglądając, Harry zauważył, że
jedno ze stworzeń idzie w kierunku Rona z gorącą herbatą. Po
oklapłych uszach rozpoznał skrzata, który odezwał się do nich
jako pierwszy odbierając zamówienie. Obserwacja zbliżającego się
stworzenia doprowadziła Harry'ego do wniosku, że skrzat zachowuje
się trochę dziwnie. Przede wszystkim unika kontaktu wzrokowego.
Kiedy stworzenie było już blisko, Harry mógł mu się dokładniej
przyjrzeć i zauważył, że dłonie skrzata nieznacznie drżą,
ponieważ wyraźnie są oparzone. Prawie w oczach tworzyły się na
nich boleśnie wyglądające pęcherze. Kontuzja musiała być
całkiem świeża i Harry zerwał się ze swojego miejsca z zamiarem
pomocy, głośno przy tym odsuwając krzesło. Skrzat, który właśnie
stawiał przed Ronem niesioną gorącą herbatę, podskoczył
przestraszony niespodziewanym hałasem i strącił kubek z napojem
wprost na rudzielca.
-
Parzy! - Ron z dzikim okrzykiem zerwał się szybko od stołu. A
Harry z refleksem godnym doskonałego szukającego szybko odszukał
wzrokiem najbliższy pojemnik z zimną wodą, dopadł go, chwycił i
chlusnął na miejsce oparzenia. Ron nawet się nie wściekł, co
tylko potwierdzało, że faktycznie cierpiał, za to jego twarz po
interwencji Harry'ego rozluźniła się w uldze. Odetchnął, wziął
oddech i ryknął w stronę skrzata:
-
Patrz kurwa jak leziesz! - Stworzenie znieruchomiało porażone takim
pokazem agresji, a Harry widząc furię na twarzy przyjaciela,
postanowił załagodzić jakoś jego gniew:
-
Spokojnie, nic się nie stało ... To była w zasadzie moja wina i …
- Niestety, próby uspokojenia wściekłego lwa spełzły na niczym,
prawdopodobnie słowa Harry'ego nawet do niego nie docierały, złość
z rudego Gryfona wręcz pałała i wydawało się, że zaraz złapie
skrzata i rzuci nim przez pomieszczenie. Harry duchowo przygotował
się nawet do interwencji, ale … na szczęście okazało się to
niepotrzebne. Nastrój Ron'a gwałtownie się zmienił. Syknął,
twarz mu się jakby skurczyła, zacisnął zęby i syknął:
-
Boli jak jasna cholera! - A po chwili z niejakim niepokojem dodał: -
Co jeśli nie będę mógł go używać? Nie chcę być impotentem!
Na
początku Harry poczuł się zagubiony słysząc tą wypowiedź,
zupełnie nie wiedział co Ron miał na myśli. Po chwili jednak coś
mu zaświtało i czujnie zerknął na miejsce, w którym jak pamiętał
pierwotnie wylądowała gorąca ciecz. No tak, natychmiast wszystko
stało się jasne … Harry wyjął różdżkę, szybkim ruchem
wysuszył mokre ubranie przyjaciela i poradził:
-
Lepiej będzie jeśli szybko udasz się do pani Pomfrey I nie martw
się eliksirami. Powiem Snape'owi, że miałeś mały wypadek. Daj mi
jednak lepiej swoje wypracowanie i amortencję, bo wątpię, by
wypadek był dla niego dostatecznym usprawiedliwieniem na nie
dostarczenie zadania domowego. Wiesz przecież jaki on jest. –
Ron, wyraźnie cierpiący skinął w milczeniu potwierdzająco głową
i po chwili grzebania w swojej torbie posłusznie podał mu
wypracowanie. Następnie wciąż bez słowa, co tylko podkreślało
powagę sytuacji skierował się do wyjścia, ale tuż przed nim
stanął i odwrócił się do Harry'ego mówiąc: - Słuchaj kumplu i
nie mów Hermionie gdzie dokładnie się oparzyłem, dobra?
Harry
oczywiście potwierdził i Ron opuścił wreszcie hogwardzką
kuchnię. Czarnowłosy Gryfon natomiast, niespokojnie rozejrzał się
za skrzatem, sprawcą całego zamieszania. Miał świadomość, że
stworzenie zgodnie ze swoją naturą pewnie zaraz zacznie się karać.
Już po chwili wiedział, że na szczęście jeszcze do tego nie
doszło. Skrzat stał niedaleko, właściwie wciąż w tym samym
miejscu, ciągle wyraźnie zszokowany i roztrzęsiony. Harry
westchnął z ulgą i postanowił spróbować odwieść stworzenie od
pomysłu ukarania siebie. Żeby nie patrzeć na skrzata z góry,
usiadł na podłodze i zaczął spokojnie mówić:
-
Nic mu nie będzie, on lubi wszystko wyolbrzymiać. I wiesz, w
zasadzie to moja wina bo rozproszyłem twoją uwagę gwałtownym
ruchem i hałasem, więc nie masz o co się obwiniać. – Starał
się uspokoić wciąż drżące stworzenie.
Po
chwili zastanowienia Gryfon postanowił też wypróbować metody
leczenia stworzeń magicznych, o których ostatnio przecież czytał.
Fakt, nigdy ich nie stosował, ale też jak dotąd nie było ku temu
okazji. Harry podjął decyzję i powoli wyciągnął różdżkę.
Skrzat zauważył ten ruch i natychmiast skulił się cały,
zakrywając głowę rękoma i oddychając spazmatycznie. Tak
gwałtowna reakcja stworzenia zszokowała Harry'ego do tego stopnia,
że początkowo nie wiedział co dalej robić. Chwilę później
zdecydował, że jednak powinien wcześniej wytłumaczyć co zamierza
zrobić, przynajmniej nie przestraszyłby skrzata. Zaczął więc
szeptem mówić:
-
Spokojnie, nie mam najmniejszego zamiaru cię skrzywdzić ...
chciałem ci tylko pomóc i uleczyć twoje dłonie więc jeśli mi
pozwolisz postaram się ulżyć ci w bólu.
Skrzat
niepewnie spojrzał na Harry'ego, w jego oczach widać było wahanie.
Gryfon uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, że skrzat
wreszcie przełamie swoją nieufność. I tak uważał już za pewien
sukces, że stworzenie patrzyło mu w oczy, a nie jak wcześniej
wpatrywało się w podłogę. Harry postanowił się przedstawić,
licząc na to, że taki krok przełamie kolejną barierę nieufności
u skrzata:
– Jestem
Harry, mogę poznać twoje imię?
-
Klapek ... - Usłyszał cichy zachrypnięty głos.
-
Więc ... Klapku pozwolisz sobie pomóc? - Przez dłuższy moment
trwała cisza i bezruch, ale po tym czasie skrzat powoli wyciągnął
przed siebie dłonie, wyraźnie pozwalając chłopakowi na działanie.
Harry ponownie się uśmiechnął, uniósł różdżkę i zaczął
recytować krótkie łacińskie zaklęcie. Z jego różdżki
popłynęła leniwie struga niebieskiego światła, która objęła
obie dłonie stworzenia zaskakując je tym. Skrzat drgnął i zaczął
się wycofywać, więc Harry nie czekając na dalszą reakcję
przemówił: - Zaufaj mi proszę, nie skrzywdzę cię – Wielkie
oczy spojrzały na niego oceniająco, jakby próbowały przejrzeć
jego zamiary, po czym skrzat zatrzymał się i rozluźnił nieco, co
pozwoliło magii opatulić jego oparzenia i powoli je uleczyć. Harry
patrzył na ranki i pęcherze, które robiły się coraz mniejsze i w
końcu zniknęły zupełnie nie zostawiając po sobie śladu. Gryfon
opuścił różdżkę. Był trochę zmęczony, ale zadowolony z
efektów pierwszej przecież próby leczenia magicznego stworzenia.
Jedno było pewne, autor księgi miał rację pisząc, że rzucanie
leczniczych zaklęć tego typu wymaga wiele energii, dużo więcej
niż zaklęcia leczące rzucane na człowieka. Rozmyślając nad tymi
różnicami, Harry uniósł wzrok z dłoni skrzata na jego twarz i
zauważył, że wpatrują się w niego ponownie wielkie oczy, tym
razem bez wyrazu bólu i nieufności, a raczej pełne wdzięczności.
-
Klapek dziękuje Panu ...
-
Żaden Pan, tylko Harry. – Poprawił go Gryfon wciąż się
uśmiechając.
Po
tym oświadczeniu na twarz skrzata powoli wypłynął uśmiech i
Harry poczuł się szczęśliwy. Na krótko, bowiem niedługo potem
usłyszał zegar, który zaczął wybijać godzinę jedenastą.
Oznaczało to, że musi się zbierać i to szybko, bo inaczej Snape
ukarze go za spóźnienie. Wstał otrzepując spodnie i zarzucając
na ramię torbę. Sprawdził, czy na pewno ma wypracowanie swoje i
Rona, czy obydwie fiolki amortencji znajdują się w torbie po czym
na pożegnanie powiedział głośno:
-
Bardzo wam dziękuję za śniadanie, było przepyszne i przepraszam
was za zachowanie Rona. Klapku jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie
znów cię odwiedzę. – Skrzat na potwierdzenie kiwnął lekko
głową, a Harry z uśmiechem pożegnał się, wesoło machając ręką
wszystkim obecnym skrzatom i wyszedł z kuchni. Nie zauważył
ukradkowych, dyskretnych spojrzeń, które rzucały mu przez cały
czas pożegnania wszystkie skrzaty.
Gdy
obraz zamknął się za chłopakiem, Klapek pogładził swoje dłonie
nie czując bólu, a uszy jak nigdy, odkąd zaczął tu pracować,
uniosły się lekko w górę. Początkowo bał się tego czarodzieja,
bał się ich wszystkich, jednak ten mag był inny. Skrzat nigdy
dotąd nie spotkał takiej osoby i nikt z ludzi nie potraktował go
tak jak ten młody czarodziej. Właściwie Klapek stwierdził, że
został potraktowany jak równorzędna osoba, po prostu jak
przyjaciel. To spowodowało, że stworzenie czuło się pierwszy raz
od bardzo dawna szczęśliwe.
Tymczasem
Harry zmierzał w kierunku lochów w stronę klasy eliksirów,
rozmyślając o fiolce z miłosnym eliksirem, którą niósł w
torbie. W końcu pokusa stała się tak wielka, że nie mógł się
powstrzymać. Wszedł w jeden z rzadziej używanych korytarzy i
wyciągnął miłosną miksturę po to, by ponownie zaciągnąć się
tym cudownym aromatem. Żal mu było oddawać eliksir, jednak ze
Snape'em nie było nawet mowy o jakiejkolwiek dyskusji. W sąsiednim
korytarzu słychać już było kroki zbliżających się uczniów,
więc Harry niechętnie schował amortencję z powrotem do torby i z
westchnieniem ruszył znowu w stronę klasy. Szczęśliwie dotarł na
czas i zajął zwyczajowe miejsce, które najczęściej zajmowali
wraz z Ronem. Hermiona rzuciła mu pytające spojrzenie, zapewne na
temat nieobecności rudzielca, ale nie zdążył jej nic powiedzieć,
bo ze znajomym rozmachem w sali pojawił się Snape i wszelkie
rozmowy stały się niemożliwe.
-
Wypracowania mają znaleźć się na moim biurku, a zawartość
fiolek ma zostać wylana do ścieków i niech żadnemu z was nie
przyjdzie do głowy, by próbować przemycić amortencję. W takim
wypadku delikwent pożałuje dnia, w którym przyszło mu to do
głowy. – Warknął nauczyciel od razu na dzień dobry, zasiadając
przy biurku i obserwując uważnie poczynania uczniów, którzy
zgodnie z instrukcją po kolei oddawali mu wypracowania, a zawartość
fiolek wylewali do zlewu. Gdy Harry zbliżył się do biurka
nietoperza z wypracowaniami i dwoma eliksirami nie uszło to
oczywiście uwadze Mistrza Eliksirów:
-
Możesz mi wyjaśnić Potter, dlaczego Weasley'a nie ma dzisiaj na
moich zajęciach?
-
Miał mały wypadek profesorze i znajduje się w Skrzydle Szpitalnym,
ale mam jego wypracowanie i eliksir. – Wytłumaczył Harry i na
potwierdzenie swoich słów pokazał profesorowi pergamin, który
następnie położył na biurku wraz ze swoim. Poczekał chwilę na
ewentualny komentarz, a gdy był już pewien, że Snape nic więcej
nie powie, poszedł wylać obydwa eliksiry z pewnym smutkiem
obserwując jak różowa substancja znika w odpływie. Usiadł
ponownie na swoim miejscu czekając, aż reszta uczniów wróci do
stolików. Po chwili Mistrz Eliksirów wstał łypiąc pogardliwie
swymi czarnymi oczami na Gryfonów. Ku zdziwieniu Harry'ego jednak,
na niego nie spojrzał, tylko po prostu go zignorował. Chłopakowi
to zdecydowanie odpowiadało, była to całkiem miła odmiana i Złoty
Chłopiec miał nadzieję, że tak zostanie do końca lekcji. W końcu
ostatnio Mistrz Eliksirów nie spuszczał z niego oczu i krążył
wciąż w pobliżu, co Gryfona deprymowało i denerwowało, a już z
pewnością nie pomagało podczas tworzenia mikstur, kiedy wypadałoby
się skupić. Według Harry'ego był to podstawowy powód jego
warzelniczych porażek.
Severus
Snape jednym machnięciem różdżki w stronę tablicy sprawił, że
zaczęły się na niej pojawić składniki eliksiru, który ci
niekompetentni głupcy, jak nazywał uczniów, mieli dzisiaj uwarzyć.
Eliksir spokoju, cóż miał oczywiście świadomość, że żaden z
imbecyli nie wykona go poprawnie, choćby z tego powodu, że jest
jednym z trudniejszych. Jednak podniesiona ręka Granger, świadczyła
o tym, że przynajmniej ona zorientowała się, że eliksir ten był
już przerabiany. Profesor zdecydował się tym razem nie ignorować
uczennicy i w końcu zwrócił na nią uwagę:
-
Tak, panno Granger?
-
Profesorze, eliksir spokoju już przerabialiśmy. – Powiedziała, a
Snape z satysfakcją stwierdził, że poprawnie rozpoznała skład
mikstury. Odpowiedź jednak dał tradycyjnie zjadliwą:
-
Tak się składa, iż wiem o tym panno Granger, tak samo jak wiem, że
jest to jeden z eliksirów często występujących na SUM-ach. Z tego
co pamiętam jednakże, żaden z was tu obecnych i nieobecnych nie
uwarzył go poprawnie, dlatego macie dziś swoją ostatnią szansę.
- Widział, że Gryfonka coś chciała jeszcze dodać, jednak jego
ostre spojrzenie szybko ją uciszyło. Zajęła się przygotowaniem
składników i o to mu zresztą chodziło.
Nie
cierpiał większości uczniów, przede wszystkim tych, którzy jak
wiedział po macoszemu traktują jego przedmiot. Wiele razy próbował
nakłonić durniów z Ministerstwa do tego, by na SUM-ach z
eliksirów, zamiast tylko teorii, wdrożyć praktykę. Nic z tego jak
dotąd nie wyszło, dla nich liczy się tylko głupie machanie
różdżką, żaden z nich zdaje się nie docenia prawdziwej sztuki
jaką są eliksiry. Zirytowany Snape usiadł i zaczął sprawdzać
wypracowania uczniów stawiając pierwszego Trolla.
Harry
odetchnął z ulgą widząc, że nauczyciel naprawdę postanowił go
ignorować. Z większym zapałem zaczął przygotowywać się do
pracy, kompletując przybory i składniki, a następnie rozpoczynając
warzenie eliksiru. Na początek dodał sproszkowany kamień
księżycowy, mieszając cierpliwie dopóki eliksir nie zmienił
koloru na zielony. Wiedział, że teraz powinien zacząć już
następny etap, ale wolne mieszanie pochłonęło go. Obserwował
cały czas ciecz i robił małe eksperymenty. Zauważył, że
mieszanie w tempie dwa okrężne ruchy wolne i jeden szybki,
powoduje, że eliksir szybciej staje się zielony, a jego barwa jest
głębsza. Uwagi pozostawił dla siebie i zdecydował, że najwyższy
czas przejść do drugiego etapu, bo w końcu zepsuje miksturę już
na wstępie. Zmniejszył ogień i czekał cierpliwie na bulgotanie
wywaru, gdy zauważył pierwsze pęcherzyki dodał więcej proszku z
kamienia księżycowego, obserwując z zainteresowaniem jak barwa z
zielonego zmienia się w piękny fiolet, po czym przechodzi w róż.
To było naprawdę fascynujące i ku własnemu zdumieniu czerpał
teraz z warzenia prawdziwą przyjemność!
Czas
mijał i trzeba było zacząć następny etap, polegający na dodaniu
syropu z ciemiernika czarnego. Ważne było tutaj, by stopniowo
zmniejszać temperaturę wrzenia, równocześnie wlewając po trochu
syrop. To właśnie był najtrudniejszy moment w tworzeniu eliksiru
spokoju, który wymagał precyzji i cierpliwości, no i wyczucia. Nie
każdy posiadał te przymioty i Harry, mając świadomość, że jego
precyzja i wyczucie pozostawiają wiele do życzenia, postanowił
potraktować ten etap pracy jak wyzwanie i kolejny własny, prywatny,
mały eksperyment. Zdecydował, że nie będzie się przejmował
nawet Snape'em i po prostu zgasił ogień pod kociołkiem, po czym
dodał cały syrop z ciemiernika. Ryzykował, ale doszedł do
wniosku, że skoro nie ma już ognia, temperatura sama będzie spadać
stopniowo i eliksir nie powinien zareagować gwałtownie po dodaniu
składnika. Jego podejrzenia sprawdziły się na szczęście, co
wywołało triumfalny uśmiech na twarzy chłopaka. Gryfon postarał
się, by ten uśmiech szybko zniknął, mając nadzieję na to, że
Mistrz Eliksirów, zajęty sprawdzaniem prac go nie zauważył.
Kolejny, tym razem mały uśmiech wywołała reakcja eliksiru,
prawidłowa reakcja, ponieważ ciecz zmieniła kolor na turkusowy.
Harry odczekał dłuższą chwilę, by temperatura mikstury spadła
do letniej i ponownie zaklęciem wzniecił ogień. Teraz trzeba było
znowu doprowadzić eliksir do stanu wrzenia, kiedy to ciecz ponownie
powinna przybrać fioletową barwę, nieco jaśniejszą od
poprzedniej. Czekając, by mikstura zmieniła kolor, Harry zajął
się przygotowaniem kolców jeżowca. Na tablicy było napisane, by
je sproszkować, ale Harry zachęcony dotychczasowymi pozytywnymi
efektami własnych ryzykownych eksperymentów, postanowił nie
odpuszczać i dalej przeprowadzać doświadczenia. Zdawał sobie
oczywiście sprawę z ryzyka, ale miał nadzieję, że intuicja go
nie zawiedzie. Oczywiście mogło się okazać, że nadzieja ta jest
złudna, jednak … dotąd mu służyła. Igły zostały więc nie
sproszkowane, ale pokrojone bardzo drobno i wrzucone do fioletowej
już mikstury. Po dodaniu igieł, ciecz przybrała kolor szary, co
trochę zmartwiło Harry'ego bo według wskazań przepisu teraz
powinna przybrać kolor pomarańczowy. Gryfon zmarszczył brwi i
próbując ratować eliksir, zaczął zwiększać ogień pod
kociołkiem, równocześnie powoli mieszając go w kierunku
przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Po kilku minutach mikstura
zaczęła wolniutko zmieniać odcień na żółty. Najpierw pojawiły
się pojedyncze nitki tego koloru, później było ich coraz więcej,
aż w końcu cała ciecz przybrała jednolitą ciemnożółtą barwę.
Z pewnością nie był to kolor pomarańczowy, ale zawsze to było
bliżej pomarańczowego niż szary. Harry westchnął, krótko
zastanawiając się, jaki też będzie efekt końcowy tych jego
doświadczeń, po czym zabrał się za dalszą część swojej pracy.
Bo to jeszcze nie był koniec, pozostały do dodania dwa składniki:
oczy traszki i żółć pancernika. Harry cierpliwie odczekał, aż
mikstura ostygnie do temperatury pokojowej, po czym zaczął wrzucać
w odstępie pięciu sekund po jednym oku traszki, uważnie obserwując
zmiany jakie zachodziły w eliksirze. Po szóstym oku, wywar zmienił
barwę na czarną i Gryfon zatrzymał się z kolejnym okiem traszki w
dłoni. Powinien dodać osiem oczu, jednak już po sześciu osiągnął
to co powinien, zdecydował więc, że nie ma co kontynuować, bo
jeszcze zniszczy efekt i odłożył siódme oko obok pozostałego,
ósmego. Przez myśl przemknęło mu, że być może osiągnięta
różnica na poprzednim etapie warzenia spowodowała, że na tym
efekt finalny osiągnięty został szybciej. Powąchał powstałą
miksturę i stwierdził, że nie pachniała najgorzej, chociaż
właściwie nie wiedział jakiego zapachu miałby się spodziewać.
Pozostał ostatni składnik, żółć pancernika, którą powinien
przed dodaniem lekko wstrząsnąć. Ujął więc w dłoń pojemniczek
z żółcią, by wypełnić instrukcję i w tym momencie
niespodziewanie usłyszał za sobą wybuch. Drgnął zaskoczony i
upuścił fiolkę ze składnikiem na podłogę, szybko odwracając
się w stronę źródła dźwięku. Bez większego zaskoczenia
stwierdził, że kociołek, który właśnie wyleciał w powietrze
należał do Saemusa Finnigana.
-
Finnigan! - Krzyknął Mistrz Eliksirów, na co winowajca w widoczny
sposób wzdrygnął się i przybrał skruszoną minę.
-
Przepraszam profesorze, zaraz wszystko posprzątam – powiedział
cicho.
-
W to nie wątpię, jednakże zrobisz to bez użycia magii oraz
otrzymujesz Trolla za dzisiejszy eliksir. Dodatkowo napiszesz na
następną lekcję wypracowanie na temat, dlaczego nie można dodawać
zbyt wielu oczu traszek do mikstur, bo założę się, że nawet ich
nie policzyłeś tylko bezmyślnie wrzuciłeś jak popadnie. –
Seamus poczerwieniał, co dla profesora było odpowiednią wskazówką,
że się nie pomylił w ocenie bezmyślności tego konkretnego
Gryfona. Przyjrzał się więc uważnie uczniowi ze standardowym
złośliwym uśmieszkiem na twarzy i spokojnie wrócił na swoje
miejsce za biurkiem, przelotnie spoglądając na eliksir Pottera,
który miał teraz czarny kolor. Snape prychnął cicho pod nosem,
prognozując w duchu, że eliksir Pottera i tak będzie kolejną
warzelniczą porażką Złotego Chłopca, nawet, jeśli udało mu się
dojść do tego etapu tworzenia mikstury z zadowalającym wynikiem.
Tymczasem
Harry podniósł buteleczkę z żółcią. Miał oczywiście
świadomość, że składnik został wstrząśnięty zdecydowanie
mało delikatnie. Przyjrzał się przez moment zawartości fiolki i
zauważył z pewnym niepokojem, że wciąż widać było pełno
małych pęcherzyków. Chłopak przez moment wahał się, czy
powinien dodawać taką żółć do swojego eliksiru, czy poczekać
aż się ustoi, czy też pójść i spróbować wyszukać inną.
Spojrzał przelotnie na zegar, nie pozostało mu zbyt wiele czasu do
chwili, gdy bezwzględnie będzie musiał dodać ostatni składnik. W
tym momencie przyszło mu do głowy jeszcze jedno rozwiązanie. Mógł
spróbować przelać eliksir do drugiej fiolki przez filtr.
Błyskawicznie zdecydował się na tą opcję. Rezultat wydawał się
być pozytywny. Przefiltrowana żółć pancernika wyglądała tak
jak przed upadkiem. Harry przez moment jeszcze się zastanawiał, czy
wstrząsać preparatem, ale pomyślał, że właściwie już sam fakt
przelewania i filtrowania składnika można chyba uznać za jakąś
formę potrząsania i zrezygnował z tej części wskazówek do
wykonania mikstury. Był już najwyższy czas przejść do końcowego
etapu warzenia i chłopak spojrzał uważnie do kociołka, gdzie
lekko bulgotała czarna ciecz. Zamieszał substancję energicznie
mimo, że nie było tego we wskazówkach, ale skoro i tak zepsuł jak
przypuszczał ten eliksir to uznał, że nic nie stoi na
przeszkodzie, by poeksperymentować z nim na koniec jeszcze trochę.
Miał jedynie nadzieję, że nie popełni takiego błędu jak Seamus
i doświadczenia nie zakończą się jakimś wielkim, czy też małym
wybuchem. Jeśli miałby być szczery, to wolałby jednak małą
eksplozję. Wziął głęboki oddech i do wirującego eliksiru dodał
ostatni składnik, obserwując jak stopniowo biel przełamuje czerń.
Harry nie wierząc własnym oczom zamrugał szybko. Nie było
wybuchu! Za to wyraźnie, warzona ciecz zaczęła przybierać barwę
jaką powinna mieć po ukończeniu. Przeczytał jeszcze raz w
podręczniku jak powinien wyglądać poprawnie wykonany eliksir
spokoju i ponownie przyjrzał się temu, co spoczywało w jego
kociołku. Eliksir miał perliście białą barwę i pięknie
połyskiwał. Cóż, o ile był w stanie ocenić, to naprawdę mu się
udało po raz pierwszy poprawnie coś uwarzyć, mimo tych wszystkich
eksperymentów i wypadków. Harry dyskretnie się uśmiechnął i
krótko zastanowił, po czym nie spuszczając wzroku z Mistrza
Eliksirów szybko przelał do małej buteleczki odrobinę swojego
pierwszego udanego zadania i schował zdobycz prędko do torby. Kiedy
przeprowadził już swoją małą dywersję, skupił się na
sprzątaniu stanowiska pracy.
Pięć
minut przed końcem lekcji Harry przelał zgodnie z życzeniem Snapa
eliksir do fiolki i podpisał swoim nazwiskiem, a resztę z bólem
serca usunął jak zwykle za pomocą magii. Skończył pakować swoje
rzeczy, z fiolką wykonanego eliksiru w dłoni podszedł do biurka
profesora i położył ją w przeznaczonej do tego skrzynce. Tuż
obok swojej mikstury zauważył eliksir Hermiony, który miał
bladoszarą barwę. Wyraźnie tym razem przyjaciółce coś podczas
warzenia nie wyszło i Harry poczuł mimowolny przypływ dumy.
Odwrócił się w stronę wyjścia i zauważył w progu Hermionę,
która czekała na niego. Podszedł do niej i razem wyszli z sali.
Mistrz
Eliksirów odetchnął w duchu. Nareszcie skończył sprawdzanie
wypracowań na dziś. Powinien mieć dodatkowo opłacane czytanie
tych bzdur, które wypisywały durne dzieciaki. Pozostało jeszcze
postawić ocenę za eliksiry, które dziś warzyli piątoroczni.
Systematycznie wyciągał jedną fiolkę za drugą i póki co
najlepiej uwarzona mikstura należała do Granger. Daleko jej było
do idealnej, ale ze wszystkich, które do tej pory sprawdził była
chociaż namiastką tego eliksiru, o który chodziło. Nakreślił na
papierze Zadowalający i sięgnął po następną fiolkę, która
należała do Draco. Mikstura, która się w niej znajdowała, była
gorsza niż Gryfonki jednak nauczyciel postawił tą samą ocenę.
Nie było to uczciwe, ale kwestie moralne był zmuszony odsunąć na
bok z oczywistych względów. Miał tylko nadzieję, że Granger jest
na tyle rozgarnięta, że pojmie, czy też domyśli się jego
powodów. Jeśli nie, to oczywiście trudno. Następne dwie mikstury
załapały się na ocenę Nędzny. Mistrz Eliksirów prychnął
zdegustowany karygodnymi porażkami warzelniczymi pożałowania
godnych piątorocznych, kiedy nagle jego wzrok zahaczył o fiolkę z
idealną wprost zawartością. Oczy Snapa rozszerzyły się w szoku,
sięgnął po pojemniczek i przyjrzał się cieczy dokładniej:
-
Jest idealna... - Szepnął do siebie, zachwycając się wspaniałym
blaskiem oraz migotaniem eliksiru. Podniósł fiolkę do światła,
by dokładniej ocenić jej odcień, jednak pierwsze co rzuciło mu
się w oczy to nazwisko, które było na przylepionej kartce –
Potter … doprawdy Potter? - Zdumienie Mistrza Eliksirów było
wielkie. Poświęcił dłuższą chwilę na zastanawianie się, jak
to możliwe, że tym razem Złotemu Chłopcu Gryffindoru udało się
uwarzyć eliksir klasy S?! To było prawie niewyobrażalne, to było
wręcz niemożliwe. A jednak! Wcześniej miał co prawda przesłanki,
choćby po amortencji, że być może chłopak nie jest do końca
skończonym kretynem, ale teraz miał dowód czarno na białym. Po
chwili Snape zorientował się, że po raz kolejny przegapił okazję
do obserwacji sposobu pracy Gryfona. Jakoś wypadło mu z głowy, że
obiecywał sobie to zrobić. Wściekły na siebie i na Pottera,
wystawił mu także, jak Grenger i Draco, ocenę Zadowalający,
Potter nie będzie pierwszym dzieciakiem w historii Hogwartu, któremu
postawi ocenę Wybitny, nawet jeżeli w pełni na to zasłużył.
W
drodze do wieży Gryffindoru Harry, nie wiedział co powinien
dokładnie powiedzieć Hermionie o wypadku Rona zwłaszcza, że
przyjaciel stanowczo zabronił mówić jak to poparzył swoje
klejnoty. Możliwe, że było w tym jeszcze drugie dno, obaj
wiedzieli jak bardzo Gryfonka jest zakręcona na punkcie WESZ i
prawdopodobnie czekałby ich spory wykład na ten temat, gdyby
dowiedziała się po co poszli do kuchni. Harry wolał mimo wszystko
tego uniknąć. Po lekcjach z Snape'em udali się do Skrzydła
Szpitalnego, ale Pani Pomfrey poinformowała ich, że Ron niedawno
opuścił je i wrócił do wieży. Wrócili więc do pokoju
wspólnego, uważnie się po nim rozglądając, ale nigdzie nie
zobaczyli przyjaciela. Harry zasugerował, żeby sprawdzić w ich
dormitorium zanim zdecydują się szukać Rona gdzie indziej. Pomysł
okazał się dobry. Obecność przyjaciela już po otwarciu drzwi
dormitorium, została Harry'emu zamanifestowana poprzez dziwny,
intensywny zapach, który unosił się w całym pomieszczeniu. Ron
siedział na łóżku i okładał swoje krocze niewielkim okładem o
specyficznym zielonkawym kolorze. Okład niewątpliwie był źródłem
już wcześniej wyczuwalnego zapachu. Czarnowłosy Gryfon jednym
rzutem oka ocenił, że przyjaciel znajduje się w mocno kłopotliwym
stanie i zanim Hermiona wynurzyła się spoza drzwi i dostrzegła, że
jej chłopak jest bez spodni, odezwał się oznajmiając, że oboje
tutaj są:
-
Ron! Przyprowadziłem Hermionę. – Rozszerzone ze strachu oczy
przyjaciela były tak zabawne, że miał ochotę parsknąć śmiechem,
ale się powstrzymał. Zauważył, że rudowłosy popisując się
niezłym refleksem, szarpnięciem zarzucił na siebie kołdrę, zanim
Hermiona pojawiła się w polu widzenia.
-
Oh, cześć jak minęły eliksiry? - Zapytał chory Gryfon cały
zaczerwieniony.
-
Warzyliśmy eliksir spokoju, ogólnie to co zwykle, choć Snape był
dziś wyjątkowo spokojny. Na tyle spokojny, że zacząłem się
zastanawiać czy sam przed lekcją nie popijał tego eliksiru. –
Wyszczerzył się w uśmiechu Harry, starając się nieco rozbawić i
odprężyć Rona.
-
Nie mogę uwierzyć, że masz takie podejście to tego Harry - Weszła
mu w słowo Hermiona. – Jest tak jak mówił profesor, jest to
jeden z częściej powtarzanych eliksirów na SUM-ach!
-
Co z tego? I tak wystarczy znać składniki oraz wiedzieć jak
działa. Nie warzymy go przecież na egzaminie. – Stwierdził lekko
rudzielec wzruszając ramionami.
-
Może i masz rację ... - Potwierdziła dziewczyna, zaskakując tą
odpowiedzią swoich przyjaciół, którzy spojrzeli na nią jakby
spadła z księżyca. Spodziewali się raczej gorącego protestu z
jej strony.
-
Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną! - Wykrzyknął żartobliwie
Ron.
-
Dajcie już spokój, jednak może ty mi powiesz dlaczego ominąłeś
eliksiry i znalazłeś się w Skrzydle Szpitalnym Ron? Harry milczał
jak grób tłumacząc, że ty mi wyjaśnisz więc słucham. I co to
za zapach? - Dopytywała się dziewczyna, równocześnie podejrzliwie
pociągając nosem.
-
Głupia sprawa wiesz ... Po prostu się poparzyłem, a jeśli chodzi
o ten zapach to okład, który dała mi Pomfrey. – Szybko streścił
Ron, jednak widać po nim było, że nie ma wielkiej nadziei na to,
że Gryfonka szybko porzuci temat jego choroby.
-
A w jakich okolicznościach się poparzyłeś? Poza tym takie
oparzenia są dosyć proste do wyleczenia, pokaż mi. - Nagle
ogłosiła dziewczyna rozkazującym tonem, no co Ron spojrzał na nią
przerażony i mocniej naciągnął na siebie kołdrę:
-
Mówię ci, że to nic takiego nie musisz tego oglądać. –
Odpowiedział szybko, a Harry przez moment zastanawiał się, czy aby
nie interweniować. Było już jednak za późno. Hermiona ze zwykłą
dla siebie gorliwością, czy też uporem dążąca do odkrycia
prawdy, nie dyskutując więcej przeszła do czynu i mocnym
szarpnięciem odsłoniła Rona, który teraz rozpaczliwie
przytrzymywał okład na swoim kroczu.
Na
reakcję nie trzeba było długo czekać. Policzki dziewczyny
przybrały kolor dojrzałego pomidora, a Harry doszedł do wniosku,
że takiej barwy na jej twarzy jeszcze nigdy nie widział. Ron nie
wyglądał lepiej, a czerwień na jego twarzy nie koniecznie
harmonizowała z kolorem włosów. Usilnie próbował odzyskać z rąk
zakłopotanej Gryfonki swoją kołdrę. Wreszcie przykrył się na
nowo, ale nie był w stanie podnieść oczu z zawstydzenia. Hermiona
siedziała zszokowana w milczeniu, co było dość dziwne. Cisza się
przedłużała, dlatego Harry postanowił wkroczyć wreszcie i
przełamać impas w jakim znaleźli się jego przyjaciele:
-
Eee ... Hermiono myślę, że lepiej będzie jeśli teraz wyjdziesz.
– Zaproponował może mało elokwentnie, ale na twarzy dziewczyny
odbiła się ulga, skinęła szybko głową i opuściła w pośpiechu
pomieszczenie. Kiedy Gryfonka wyszła z dormitorium, nastała
krępująca cisza, którą przerwał dość nerwowym tonem Ron:
-
To nic, przynajmniej nie dowiedziała się, że byliśmy u skrzatów.
-
Stary, nie przejmuj się, przecież w sumie nic nie widziała. –
Pocieszał go Harry bez przekonania.
-
Co nie zmienia faktu, że już dawno tak się nie wstydziłem.
-
Poważnie? Myślę że bliźniaki doprowadzali cię do tego stanu
bardzo często. – Zażartował Harry starając się rozweselić
przyjaciela i ledwo uchylił się przed lecącą w jego kierunku
poduszką.
-
Oh dzięki. W sumie, jak teraz o tym wspomniałeś to pomyślałem,
że masz rację, jestem chyba już trochę przez nich zahartowywany.
Trochę, bo bracia to bracia … bo sam powiedz jak się teraz
zachowywać przed Hermioną? - Westchnął ciężko Ron, a Harry po
chwili zastanowienia stwierdził:
-
Po prostu udawaj, że nic się nie stało. Według mnie to będzie
najlepsze rozwiązanie – Gdy przyjaciel skinął głową, Harry
zapytał autentycznie zaciekawiony: – A powiedz mi dlaczego leżałeś
nagi jak tu weszliśmy?
-
Dopiero niedawno przyłożyłem to paskudztwo tak jak kazała
Pomfrey. Miało lekko przyschnąć, więc sobie leżałem i czekałem,
a po trzydziestu minutach miałem to zmyć letnią wodą. Tymczasem
wy przyszliście. – Oznajmił gorzko biedny Ron, patrząc na zegar.
– Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło jak mówi mama.
Przynajmniej szybciej minął mi czas, jeszcze piętnaście minut i
mogę zmyć to paskudztwo.
-
Przynajmniej ominęły cię eliksiry. – Harry starał się
pocieszać rudzielca jak mógł.
-
To chyba jedyna pozytywna rzecz tego wypadku.
W
tym samym czasie Severus Snape siedział w swoich komnatach
obserwując eliksir Pottera. Zdjął z fiolki kartkę z podpisem
Gryfona, by nie raziła go w oczy i kontemplował specyficzne perłowe
refleksy zastanawiając się. Próbował usilnie rozszyfrować jak
udało się temu uciążliwemu dzieciakowi tego dokonać. Może kupił
ten eliksir, to była jedna z rozpatrywanych przez Mistrza Eliksirów
opcji, ale w rezultacie doszedł do wniosku, że to nie wchodziło w
grę. Eliksiry tej klasy kosztują bajońskie sumy. Po drugie skąd
chłopak miałby wiedzieć co dziś będzie warzył, skoro on sam
wpadł na pomysł dopiero dziś rano. Myśli Mistrza Eliksirów,
rozproszył dźwięk aktywującego się kominka, który zwiastował
przybycie jedynej osoby, która miała do niego dostęp:
-
Dawno się nie widzieliśmy Albusie. Przyznam, że spodziewałem się
Ciebie dopiero za dwa tygodnie. – Oznajmił Snape wskazując
Dyrektorowi miejsce naprzeciw siebie.
-
Oficjalnie tak właśnie ma być chłopcze. – Uśmiechnął się
Dyrektor znad swoich okularów zajmując miejsce. – Wkrótce znów
opuszczam Hogwart, wpadłem tylko zapytać jak mają się sprawy.
-
Rozumiem, że te „sprawy” mają związek jak zwykle z twoim
Złotym Chłopcem. – Warknął z pewnym zniecierpliwieniem Snape.
-
Nie inaczej Severusie. Poniekąd jednak przyczyna jest inna, nikt nie
robi tak wyśmienitej herbaty jaśminowej jak Ty, więc jeżeli
mógłbyś ...
Mistrz
Eliksirów sapnął z irytacją wstał energicznie i kilkoma
sprawnymi ruchami różdżki zaczął przygotowywać Dumbledore'owi
herbatę pomrukując przy tym coś, czego Albus wolał nie słyszeć,
rozkoszując się rozchodzącym powoli po pomieszczeniu zapachem
jaśminu. Po pewnym czasie herbata została gościowi podana, a Snape
z drugą filiżanką zasiadł na swoim miejscu i po chwili
zastanowienia zaczął mówić:
-
Jak pewnie wiesz, Pottera czeka rozprawa w sprawie grożenia
Umbridge. Nie wydaje się tym zbytnio przejmować, pewnie jak zwykle
liczy na łut szczęścia. Jego hogwardzki dom zdaje się traktować
go nieco z rezerwą, jednak wciąż ma swoich lwich przyjaciół
Granger i Weasley'a. Nic więcej raczej nie zauważyłem.
-
Więc to tak ... Cieszę się, że mimo wszystko wciąż ma oparcie w
swoich przyjaciołach. - Stwierdził trochę smutno Dumbledore. Po
chwili jego uwagę przykuła fiolka z połyskującym białym
eliksirem, którą wziął do rąk, obserwując migoczące perłowo
świetlne refleksy. Przez pewien czas w skupieniu obserwował
miksturę i wreszcie z uznaniem stwierdził: - Przepięknie wykonany
eliksir, idealny, praktycznie bez żadnej skazy, gratulacje
Severusie, jeśli się nie mylę to eliksir spokoju prawda?
Snape
tylko kiwnął sztywno głową, przyjmując nie jemu należne tym
razem pochwały z właściwą sobie gracją. Nie miał zamiaru
wychwalać nagle odkrytego w Złotym Chłopcu talentu do eliksirów,
póki sam go nie potwierdzi. Póki osobiście nie przekona się, że
takowy istnieje. Na razie nie zamierzał wyprowadzać Albusa z błędu.
-
Myślę, że jednak przybyłeś po coś więcej niż po wieści jak
ma się twój bohater. – Mistrz Elikirów postanowił zmienić
temat, a raczej powrócić do tematu wizyty Albusa.
-
Jak się domyślam, masz nowe informacje dotyczące Voldemorta –
Stwierdził starzec gładząc swoją długą białą brodę w
oczekiwaniu. - Wierzę iż tym razem uda nam się być o krok od
niego. - Westchnął ciężko czekając na raport dotyczący poczynań
mrocznego lorda.
Harry
był niemalże zadowolony z zakłopotania swoich przyjaciół głównie
dlatego, że miał spokój i w związku z tym nadzieję, że bez
problemu uda mu się wymknąć niepostrzeżenie w nocy. Widząc ich
oboje tak skrępowanych, nieraz miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
Powstrzymywał się jednak. W końcu nigdy nie wiadomo, czy sam
kiedyś nie będzie w podobnej sytuacji. Śmiech nie wydawał mu się
najprzyjemniejszą reakcją w takim wypadku. Pozostałe lekcje tego
dnia szybko minęły, więc zdecydowali wraz z Ronem odwiedzić
Hagrida. Gryfonka postanowiła dziś zrezygnować ze spotkania z
gajowym, na co rudzielec odetchnął z ulgą. Wiedział, że obydwoje
potrzebują dojść do siebie po wcześniejszych wydarzeniach,
zresztą jak wyznał Harry'emu musiał jakby od nowa przyzwyczaić
się do Hermiony i ona pewnie tak samo. Złoty Chłopiec obserwując
obydwoje stwierdził, że coś w tym było. Kiedy byli przy nim
oboje, byli spięci i milczący, a gdy jedno z nich odchodziło, to
to, które zostało rozluźniało się i stawało całkiem rozmowne.
Po
krótkiej wędrówce Harry i Ron dotarli do chaty półolbrzyma i
czarnowłosy Gryfon najpierw poszedł do ogrodu zobaczyć co u
Szpilki, a Ron siłą rzeczy poszedł za nim. Widok jaki zastali
zaskoczył Harry'ego. Szpiczak spał, a niedaleko niego spał sobie
spokojnie Pogin.
-
No kto by się spodziewał. – Powiedział do siebie zadowolony
Złoty Chłopiec.
-
Co to za stworzenie? – Zapytał nagle Ron, o którym Harry na
moment zapomniał.
-
To szpiczak. Hagrid go uratował i można powiedzieć, że to jego
nowe zwierzątko. – Uśmiechnął się Harry przyklękając przy
kolczastym stworzeniu i głaszcząc lekko jego główkę. Szpilka nie
poruszyła się, tylko uchyliła oczy. Chłopak zauważył kątem
oka, że rudzielec również chciał ją dotknąć, więc zabrał
swoją rękę pozwalając drugiemu Gryfonowi zbliżyć dłoń do
szpiczaka. Co z tego, że Harry pozwolił Ronowi pogłaskać Szpilkę,
kiedy ona sama miała na tą sprawę inne zdanie. Zanim jej rudowłosy
dotknął, stworzenie wykonało błyskawiczny ruch i ugryzło go w
palec.
-
Auuu! - Jęknął Ron, natychmiast wkładając palec do buzi. – Na
Merlina! Wszystkie magiczne stworzenia się dziś na mnie uwzięły!
- Komentował wydarzenia ze złością, w ostatniej chwili uchylając
się przed otwieranym z rozmachem przez gajowego oknem:
-
Ron, Harry? Co wy tu cholibka robicie? - Padło z okna pytanie i
chłopcy spojrzeli w tamtą stronę, a Harry zaczął tłumaczyć:
-
Pokazywałem Szpilkę Ronowi i chciałem sprawdzić co u Pogina, ale
z tego co widziałem ma się dobrze, właściwie to oboje mają się
świetnie. – Ponownie zerknął w kierunku magicznych stworzeń.
-
Zaskakujące prawda? Też się zdziwiłem gdy ich tak zastałem. –
Rozpromienił się półolbrzym, po czym zaprosił obu swoich młodych
przyjaciół do środka: - Wchodźcie, zrobiłem nową mieszankę
ziołową na herbatę. Głowa gajowego Hogwartu zniknęła z otworu
okiennego, a wewnątrz pomieszczenia słychać było
pobrzękiwanie jakichś naczyń, pewnie kubków.
-
Trochę się boję tej mieszanki. – Szepnął nieco nerwowo Ron.
-
Przecież od pierwszej klasy od czasu do czasu próbujemy nowości od
Hagrida i jak widać wciąż żyjemy, więc nie może być tak źle.
– Stwierdził uspokajająco Harry zdążając w stronę wejścia do
domku gajowego i holując w tym samym kierunku Rona.
W
środku nie dało się nie poczuć mocnego zapachu ziół, a gdy
gajowy postawił przed nimi sporej wielkości kubki, obaj chłopcy
już wiedzieli, że tak szybko dziś nie wyjdą. Harry najpierw
powąchał napar o intensywnym zapachu, dopiero później spróbował
i stwierdził, że nie jest taki znowu zły. Wręcz odwrotnie,
całkiem mu smakuje. Zorientował się po kilku chwilach, że
wyczuwa tam znajome smaki i zapachy. Upił ponownie mały łyczek
identyfikując pokrzywę, miętę, melisę i dziurawiec, i był
prawie pewien, że był tam również czystek. Zaskoczyło go, że
wyczuł te wszystkie rośliny, wcześniej nie zwracał uwagi na takie
rzeczy jak skład mieszanek ziołowych Hagrida. Żeby sprawdzić
jednak swoje umiejętności, postanowił zapytać gajowego:
-
Hagridzie, możesz powiedzieć jakich ziół użyłeś w tej
herbacie?
-
Hmm ... zmieszałem pokrzywę, melisę, dziurawiec i miętę … tak,
to chyba wszystko. – Wyliczał gajowy.
-
Nie było tam czystka? - Dociekał Harry, a Hagrid zerknął na niego
z uśmiechem:
-
Faktycznie tam był! Cholibka prawie żem o nim zapomniał! W sumie
miałem go nie dodawać i tylko na początku wsypałem ociupinkę, aż
tak go czuć? - Zmartwił się troszkę półolbrzym.
-
Nie, nie, herbata jest naprawdę smaczna, choć jak dla mnie jest w
niej za dużo pokrzywy. – Uspokoił Hagrida Harry upijając kolejny
łyk. Po czym zasugerował: – Myślę, że mogłeś śmiało dodać
więcej czystka.
-
Zapamiętam Harry. – Uśmiechnął się do chłopaka gajowy i
chciał dodać coś więcej, jednak przerwała mu sowa wlatująca
przez okno. Ptak upuścił na stół list, który Hagrid otworzył
szybko, czytając krótką wiadomość. Widocznie była ważna, bo po
chwili półolbrzym dość niechętnie stwierdził:
-
Wybaczcie mi, ale muszę was teraz opuścić.
-
Coś ważnego Hagridzie? - Dopytywał się Harry, ale otrzymał łatwą
do przewidzenia odpowiedź:
-
Sprawy Hogwartu Harry. Mam do Was prośbę chłopcy, dosypcie karmy
Kłowi jak będziecie wychodzić, byłbym wdzięczny: – Powiedział
gajowy na odchodnym i żegnając się krótko wyszedł kierując się
w stronę Hogsmeade. Kiedy tylko Hagrid zniknął, Ron uśmiechnął
się szeroko i z ulgą ogłosił:
-
Oh, jak dobrze, że nie muszę dopijać tej herbaty. – I nie
zastanawiając się wiele podszedł do zlewu i bezceremonialnie wylał
zawartość kubka:
-
Nie przesadzaj jest całkiem niezła. - Harry'emu rzeczywiście
akurat taki smak całkiem smakował.
-
Daj spokój, myślałem ze usnę jak zaczęliście rozmawiać o tej
cholernej herbacie, kogo obchodzi czy lepiej by smakowała z większą
ilością melisy czy też nie. – Marudził Ron.
-
Chodziło o czystka. – Automatycznie poprawił go Harry.
-
Nie ważne, wracamy? - Zlekceważył całą sprawę rudzielec.
Złoty
Chłopiec kiwnął tylko potwierdzająco głową, dopił resztę
naparu i ruszyli w stronę zamku. Już wewnątrz zamku przyjaciele
się rozdzielili. Ron poszedł do wieży, a Harry poczuł pilną
potrzebę pójścia do toalety. Wybrał tą na pierwszym piętrze,
jednak zanim zdążył chociażby otworzyć drzwi łazienki usłyszał
wołanie z prawej strony korytarza. Odwrócił się i zobaczył
bliźniaków, którzy podbiegli do niego z uśmiechami na twarzach.
Chłopak przeczuwał, że coś się święci i gdy tylko zobaczył
jak Fred wyciąga fiolkę ze znajomym niebieskim eliksirem, od
którego wyrosły mu uszy, zdwoił czujność. Bliźniacy byli
wspaniali, ale jednak trzeba było na nich uważać. Ich dowcipy
potrafiły niekiedy sprowadzać kłopoty jak wiadomo:
-
Harry, sądząc po Twojej minie pamiętasz naszą uszatą miksturę,
bo widzisz mamy z nią pewien problem ... – zaczął jeden z
bliźniaków. – Próbowaliśmy już działania na sobie i kilku
innych Gryfonach jednak ani nam, ani innym nie wyrosły uszy, więc
zastanawialiśmy się czy aby wcześniej czegoś nie brałeś, co
mogłoby jakoś wpłynąć na działanie eliksiru?
-
Eee ... to był eliksir na kaca z tego co pamiętam. – Po krótkim
zastanowieniu odpowiedział im Harry, prawie od razu żałując tego
co powiedział. Po jego oznajmieniu bowiem, twarze braci Rona wręcz
rozbłysły w uśmiechu.
-
Widzisz George mówiłem ci, że Harry nie jest taki grzeczny za
jakiego chce uchodzić, trzeba kiedyś się wybrać razem na ognistą,
najlepiej do Świńskiego Łba, tam nie pytają o wiek! -
Zaproponował Fred, a drugi bliźniak pokiwał z entuzjazmem głową.
-
Bardzo chętnie, jednak dopiero będę mógł w przyszłym tygodniu
... - Odpowiedział Harry, krzywiąc się wewnętrznie na nazwę
trunku. Po ostatnim zdarzeniu i cierpieniach nie chciał mieć z nim
więcej do czynienia.
-
Damy ci znać kiedy dokładnie, poza tym nie po to podarowaliśmy Ci
mapę Huncwotów, byś grzecznie czekał na weekend w Hogsmeade. A
tak przy okazji, możesz jeszcze raz wypróbować ten eliksir? -
Zapytał George, podając mu fiolkę z miksturą. Harry wziął ją,
ale nie otwierając zadał pytanie:
-
Jakie mieliście skutki uboczne skoro próbowaliście go na sobie?
-
Na wszystkich w tym na nas wystąpił ten sam objaw. Małe czerwone
placki na rękach, które jednak znikły po godzinie. Wydaje mi się,
że to nic strasznego.
-
Dobrze, wezmę ten eliksir, ale kiedy indziej. Dziś nie mogę go
przetestować. Jak tylko to zrobię powiem wam o efektach. –
Obiecał Złoty Chłopiec, chowając eliksir do torby. Nie zauważył,
że bliźniacy podmienili zręcznie znaczki na toaletach. Kiedy
chciał wejść do najbliższego pomieszczenia, według niego
będącego męską łazienką, jeden z bliźniaków wykrzyknął z
udawanym przerażeniem:
-
Harry! Wstydziłbyś się! To łazienka dla dziewcząt!
-
Oh ... - Harry zerknął na oznaczenia i przytaknął zakłopotany: -
Masz rację ... Byłem pewien, że to dla chłopców, najwyraźniej
musiałem się pomylić. - Wszedł do sąsiedniego pomieszczenia
zamykając za sobą drzwi i nie słyszał już śmiechu znikających
za rogiem bliźniaków.
Już
w środku rozejrzał się trochę zdziwiony. Miał uczucie deja vu,.
Niby był pewien, że nigdy do tej pory nie używał tej łazienki, a
równocześnie czuł, że bywał tutaj. Podszedł do jednej z
umywalek obserwując swoje odbicie w lustrze, na chwilę opuszczając
zaklęcie ze swoich tęczówek, właściwie nie do końca wiedział
po co. Przez myśl przemknęło mu wspomnienie śmierci Cedrika.
Ciężko westchnął i przywrócił fałszywy kolor oczu.
Zdecydowanie się odwrócił i ruszył w stronę kabin. Po wyjściu z
kabiny Harry ponownie spojrzał na jedną z umywalek. Przeczuwał, że
coś jest nie tak, że coś powinien o tym pomieszczeniu wiedzieć,
ale mu to umykało, a ból głowy skutecznie tłumił jego wysiłki
przypomnienia sobie. Przemył szybko twarz i gdy zakręcał wodę
zauważył dwa węże przy kranie. Nie mógł się oprzeć i dotknął
jednego z nich słysząc zadowolony syk, to było dość
niespodziewane. Ból głowy jeszcze bardziej dał o sobie znać, tak
że aż jęknął:
-
Wszystko w porządku Harry? - Padło niespodziewane pytanie i chłopak
podskoczył zaskoczony słysząc za sobą głos dziewczyny. Odwrócił
się błyskawicznie i zobaczył jęczącą Martę.
-
Witaj Marto, zaskoczyłaś mnie. – Przyznał uśmiechając się
lekko. – Co robisz w męskiej łazience?
-
Ależ Harry, to jest damska łazienka, jestem tego pewna! W końcu
tutaj umar ... Cholerny staruch! – Wybuchła nagle, ponownie
zaskakując Harry'ego, który nie był pewien jak powinien na to
zareagować, więc stał cicho. – No czym to ja ... Ah! No tak
możliwe, że Irytek znowu pozamieniał oznaczenia. Często to robi,
a jako, że te ubikacje są rzadko używane, wątpię by woźny to w
ogóle zauważył. Mimo wszystko cieszę się, że właśnie tutaj
trafiłeś Harry, nawet jeśli był to tylko przypadek.
-
Również się cieszę, że cię wiedzę Marto ... Wyglądasz eee ...
świetnie odkąd cię ostatnio widziałem. – Wydukał Gryfon
przeklinając w myślach Fred'a i George'a. Już wiedział czemu było
im tak wesoło gdy odchodzili.
-
Ty pochlebco. – Zamruczała Marta owijając jeden z kucyków na
palec, puszczając mu zalotnie oczko.
-
Wybacz, że tak krótką wizytę, ale obiecałem przyjaciołom, że
będę zaraz. Miło było cię widzieć! - Pożegnał się szybko
Harry ignorując całusa posłanego w jego kierunku,. Musiał jak
najszybciej się stamtąd wydostać. Nie dość, że głowa i tak
niemiłosiernie mu pulsowała, to jeszcze duch sprawiał, że ból
stawał się coraz bardziej uciążliwy.
Niedługo
potem Harry był już bezpiecznie ukryty w pokoju wspólnym Gryfonów,
gdzie pierwszym co rzuciło mu się w oczy był fakt, że jego
przyjaciele najwidoczniej już sobie poradzili z wcześniejszą
wpadką. Siedzieli razem cicho rozmawiając. Harry nie miał jednak
zamiaru do nich dołączać i zasłaniając się zmęczeniem poszedł
prosto do łóżka. Zdecydował, że mała drzemka przyda mu się tym
bardziej, że przewidywał bezsenną noc. Spakował kilka niezbędnych
rzeczy, w tym pelerynę niewidkę i mapę Huncwotów, a po namyślę
spakował również swój dzisiejszy eliksir. Tak na wszelki wypadek.
W duchu podziękował nawet Snape'owi za wybór mikstury na
dzisiejsze zajęcia. Lepszej doprawdy nie mógł wymyślić. Harry
zdecydował, że przebieranie się w piżamę jest zbędną
czynnością i dał sobie z nią spokój. Położył się w
ubraniach, szczelnie się przykrywając się kołdrą, by inni tego
nie dostrzegli. Ułożył się wygodnie i po chwili zapadł w sen.
Obudził
się po drugiej w nocy, upewniając się, czy wszyscy współlokatorzy
śpią. Sprawdził mapę Huncwotów, która wykazała, że Filch
akurat patrolował lochy, a Pani Norris była na czwartym piętrze.
Nie chcąc tracić czasu na zastanawianie, Harry pośpiesznie wymknął
się z dormitorium ukryty pod peleryną niewidką, od czasu do czasu
zerkając kontrolnie na mapę. Dzięki temu bez żadnych problemów
udało mu się wyjść na zewnątrz. Zadrżał lekko, gdy poczuł na
skórze październikowy wiatr. Gryfon przypomniał sobie, że
zbliżała się noc duchów i teraz gdy o tym pomyślał skojarzył,
że w tym dniu zawsze coś się działo. Na czwartym roku Turniej
Trójmagiczny, na trzecim Gruba Dama zaatakowana przez Syriusza, na
pierwszym górski troll a na drugim ... Był pewien, że i na drugim
roku stało się coś niespodziewanego, tylko za nic nie umiał sobie
przypomnieć co to mogło być. Przeczucie jednak mówiło mu, że
coś się wówczas wydarzyło, postanowił jednak roztropnie
rozmyślania na ten temat zostawić na inny dzień. W pewnym momencie
Harry usłyszał szmer za sobą i gwałtownie odwrócił się celując
w tamtym kierunku różdżką. Jednak niczego nie dostrzegł. Czekał
cierpliwie, wierząc swojemu słuchowi i po chwili okazało się, że
miał rację. Z pobliskich krzaków wyłonił się znajomy mu
pogrebin.
-
Oh, to tylko ty, wystraszyłeś mnie. – Powiedział z westchnieniem
ulgi Gryfon, podchodząc do magicznego stworzenia. – Co tutaj
robisz?
-
Pogin! - Usłyszał tylko i roześmiał się cicho sam z siebie, bo
czegoż innego mógł się po pogrebinie spodziewać. Domyślał się,
że stworzenie chciałoby z nim pójść, więc zaryzykował
odpowiedź:
-
Wybacz mały, ale dziś nie mogę się tobą zająć, muszę pilnie
coś sprawdzić. – Wyjaśnienie na niewiele się zdało, bo idąc
dalej znowu usłyszał za sobą kroki Pogina. Ponownie więc zawrócił
i tym razem zapytał wprost: - Chcesz iść ze mną? - Gdy stworzenie
kiwnęło potwierdzająco głową i wyciągnęło ręce w górę w
znajomy sposób, Harry zrezygnował z dalszych perswazji i wziął go
na ręce.
Zgodnie
ze wskazówką Relin'a udał się za Hogwart. Nigdy wcześniej tutaj
nie był i widział teren jedynie podczas latania. Nie zwracał wtedy
większej uwagi na ukształtowanie tego obszaru, czy na
rozmieszczenie roślinności, dlatego teraz nie bardzo wiedział co
jest przed nim i ostrożnie posuwał się do przodu. Oświetlał
sobie różdżką drogę, ale czuł się niepewnie w ciemności. W
końcu przecież zawsze czuł lęk przed ciemnością, który
pozostał mu po spędzeniu dzieciństwa w komórce pod schodami lub
piwnicy wujostwa, o której nigdy nikomu nie wspominał. Czas
spędzony tam był jednym z jego najgorszych przeżyć. Wiedział, że
to już przeszłość, że czasy gdy był tam zamykany już się
skończyły, ale obawa pozostała i niekiedy odzywała się z
większą, czy mniejszą siłą. Próbując przepędzić ponure myśli
Złoty Chłopiec Gryffindoru skupił się na dotarciu do celu.
Wiedział ze wskazówek Relin'a, że jeszcze chwila i powinien
zobaczyć przed sobą stary wielki dąb, otoczony niewielką
sadzawką. Oczywiście zanim zobaczył dąb, natknął się na
sadzawkę, a raczej niemal do niej wpadł. Przeklął w myślach
siebie i swoją głupotę, że nie wziął miotły. Przecież
powinien pamiętać, że będzie musiał przedostać się przez wodę
do dębu. Nie zamierzał się cofać, więc nie pozostało mu nic
innego jak podwinąć nogawki w spodniach w nadziei, że to wystarczy
i iść. Oczywiście okazało się, że nie wystarczyło. Woda była
nieprzyjemnie zimna, a dno błotniste. Harry nie zrezygnował i wolno
posuwał się przed siebie. Woda stopniowo sięgała mu coraz wyżej
i w końcu zanurzył się aż do pasa. Na szczęście był to
najgłębszy punkt i później było już tylko lepiej. Na koniec
chłopak z westchnieniem ulgi wydostał się na małą wysepkę i
dotarł do wspaniałego okazu drzewa. Potężny, rozłożysty dąb
imponujących rozmiarów nie dał się przegapić. Harry położył
śpiącego już pogrebina u stóp drzewa, przypominając sobie
jednocześnie słowa Relin'a, który mówił: „ … Za Hogwartem
powinieneś znaleźć stary dąb otoczony sadzawką. Idź do niego i
nagi obejmij to drzewo ...”
Za
każdym razem kiedy Gryfon przypominał sobie słowa William'a
brzmiało to dla niego absurdalnie. Jednak był już na tyle
zdesperowany niepowodzeniami w zakresie animagii, że chwycił się
tej ostatniej już chyba szansy jak tonący brzytwy. Jeśli dziś by
mu się jednak nie udało, to prawdopodobnie znaczyłoby, że
faktycznie nie miał w tym kierunku zwyczajnie talentu.
Harry
czuł wielkie zażenowanie rozbierając się w ciemności mimo iż
wiedział, że jest tutaj tylko z pochrapującym pogrebinem. Na
wszelki wypadek zresztą upewnił się sprawdzając mapę. Wciąż
jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że ktoś go obserwuje.
Postanowił to uczucie zignorować i przeklinanie pod nosem pomysły
byłego Krukona, rzucił na siebie zaklęcie ocieplające. Wzdychając
ciężko, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to robi, Harry objął
drzewo i czekał. Nie wiedział czego się spodziewać, słyszał
bicie serca, a czas zdawał się zwolnić bieg. Przez chwilę myślał,
że to bicie jego własnego serca, ale już po chwili zorientował
się, że jednak nie. Rytmiczny odgłos dobywał się z głębi dębu.
Zaskoczony Gryfon zamknął oczy, by bardziej wsłuchać się w ten
dźwięk ... tak bardzo kojący. Nagle poczuł ciepło i obejmujące
go ramiona i usłyszał cicho wyszeptane słowa: „… Jesteś nasz
...”.
Ciekawe kto przytula Harre'go i do niego mówi.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy Harry kiedyś przypomni sobie te wspomnienia które ma zablokowane przez kogoś ,podejżewam o to Dropsa
Mroczny Anioł
Ekhm... Odrobinę się spóźniłam, ale już jestem i mogę skomentować! Bardzo się cieszę, że tak szybko coś dodałaś. Fantastyczny rozdział, choć w sumie niewiele się działo. Eksperymenty Harry'ego były zwyczajnie zabawne. Reakcja Severusa - bezbłędna! Ale Stary Nietoperz lubi, jak widać, przyjmować pochwały.
OdpowiedzUsuńOgółem przez cały czas miałam banana na twarzy, chociaż mam jedno "ale"... Gdzie jest mój ukochany Tom? Całe szczęście zamiast niego w mojej chorej głowie pojawił się poparzony Ron.
I ta łazienka z Martą... Znowu kolejny fragment tej dziwnej układanki. Dlaczego Harry nie pamięta akurat swojego drugiego roku? Teraz przyszło mi do głowy, że może Dumbledore domyśla się, że Marvolo z przeszłości i Harry się kontaktują i specjalnie usunął mu wspomnienia, aby go nie poznał? Nie wiem. Najdziwniejsze jest zachowanie Rona i Hermiony. Jeżeli naprawdę byli przyjaciółmi Harry'ego, to nic by przed nim nie ukrywali. Coraz bardziej mnie ta historia wciąga i po każdym następnym rozdziale zastanawiam się, co będzie dalej.
Mam wrażenie, jakbym oglądała "Efekt Motyla". Każda decyzja wydaje się mieć znaczący wpływ na przebieg wydarzeń. Nawet ten eliksir...
Mam nadzieję, że szybko wrócisz i odsłonisz przed wiernymi czytelnikami następne tajemnice :)
Z rozdziału na rozdział jestem coraz bardziej zaintrygowana , wciąga jak diabli, cieszę sie że w niedługim czasie będzie kolejny rozdział, Tom szkoda że go nie było ale Harry za robi się coraz bardziej świadomy i mądry, mam nadzieję że przypomni sobie wydarzenia z 2 roku w najbliższym czasie i spotka się ze swoim Przeznaczonym , życzę weny i chęci do pisania pozdrawiam ciepło :D <3
OdpowiedzUsuńJejku jak ja nie lubie tego twojego Rona. Wydaje mi się takim.. dupkiem X.X Gdzię jest Tom nasz wspaniały?! Przez cały rozdział na niego czekałam :"C Mam nadzieje że szybko wstawisz kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńWeny~~!!
Oco chodziło z jesteś nasz mam nadzieję,że Harry nie wpadł w kłopoty Ron jest coraz bardziej irytujący co ta Hermiona w nim widzi i czyje były to rence obejmujące Harrego i co kombinuje Dambledore gdzie się udał Hagrid pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak się cieszę że pojawił się 13 rozdział!
OdpowiedzUsuńNa prawdę dobrze się czyta twoją historię i cieszę się że pojawia się jej kontynuacja.
Podoba mi się że Harry się rozwija, coraz bardziej go lubię. Mam nadzieję że rozwiąże się problem z Tomem. W końcu to dość inteligentny czarodziej i powinien zdać sobie sprawę, że coś jest nie tak, skoro jego przeznaczony nie pojawił się na spotkaniu, nad którym mu także zależało.
No ale na pewno moja wiara w Toma nie pójdzie na marne.
Tak się śmiałam z nieszczęścia Rona, ahh! Piękna wizja, mam nadzieję, że uszkodzi się jakoś poważnie, albo przynajmniej nie uleczalnie. Hmm <3.
Uwielbiam momenty z eliksirami. No... wybacz mi że cię nie skrytykuję, ale jestem tak bardzo zadowolona z tego rozdziału że nie mogę się skupić. Hah, pozdrawiam Cię i życzę dużo weny.
Mój komputer wreszcie wrócił z naprawy, więc wchodzę na twojego bloga i patrze rozdział.
OdpowiedzUsuńPo ogólnym zacieszu patrze na datę... jest już czerwiec, a ja dopiero
komentuje... Wybaczysz mi?
Co do rozdziału to bardzo spodobał mi się fragment z eliksirami :3
Choć mam jedno zastrzeżenie..........więcej Toma bym prosiła.
Nigdy nie lubiłam Rona,ani w oryginalniej książce, ani w filmie...to tu już totalnie bym go uśmierciła ><
No jak tak można traktować skrzaty? No jak?
Hermione co prawda też nie darze za dużą sympatią ale jak już musi być to niech będzie.
Harry jest fajnoo~
Żegnam i przesyłam kopa weny. Mam nadzieje, że niedługo dotrze.
~Kasumi
Hej :)
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twojego bloga wczoraj i od razu zabrałam się za czytanie, i muszę Ci powiedzieć, że jest świetny ;)
Nie mogę się doczekać nowego rozdziału XDD
Pozdrawiam
Aneri
Boskie! Czekam na więcej :3 mam nadzieję że kolejny rozdział będzie niedługo ^^
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie! Czekam niecierpliwie na więcej :D weny życzę! :D
OdpowiedzUsuńIntrygujące, bardzo mnie zaciekawiłaś całą historią, podoba mi się w jaki sposób kreujesz charakter Harry'ego, najciekawszą kwestią jest jak Harry i Tom w końcu się spotkają, i czy w ogóle się przez różnicę czasów. Czekam z niecierpliwością na więcej.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńprzepraszam, przepraszam, autorko.... już tak dawno mówiłam, że nie długo coś skrobnę, a tutaj nadal nic... niestety kilka spraw zawaliło mi się na głowę, no i nie wiem kiedy przeczytam, fakt jest taki, że już prawie cały rozdział jedenasty przeczytałam...
a piszę teraz ponownie, abyś nie pomyślała, że zrezygnowałam...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Wybacz, że tak obcesowo, ale...GDZIE DO JASNEJ MARIOLKI JEST KOLEJNY ROZDZIAŁ?!
OdpowiedzUsuńA tak serio. Przeczytanie wszystkich zajęło mi prawie całą noc, ale nie żałuję. Mam nadzieję, że w końcu dodasz coś nowego, bo to opowiadanie niezwykle mnie zaciekawiło i czekam na więcej. ��
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego usunęłaś wpis Aleksjo, ale odpowiem i tak ;)
UsuńOpowiadanie jak najbardziej jest aktualne, choć przyznam, że nie bardzo rozumiem stwierdzenia "aktualne" chyba bardziej by pasowało kontynuowane? :)Pozdrawiam i inforumuje, że rozdział 2 tygodnie temu poszedł do bety a ja wracam za tydzień, więc myślę, że do tego czasu Mato zbetuje rozdział :)
Ciągle wchodzę na twojego bloga żeby sprawdzić czy nie dodałaś nowego rozdziału.Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.Mam nadzieje ze dodasz go nie długo ;)
OdpowiedzUsuńM.
Witam,
OdpowiedzUsuńkońcówka po prostu zwalająca z nóg, jak dla mnie dziwne jest zachowanie Rona, ta jego reakcja, moim zdaniem Harry powinien się ograniczyć z tą ufnością, haha eksperymentował trochę ale wyszedł mu idealny eliksir, a może za tym kryje się wiedza Riddla? Niech napisze w tym dzienniku pytanie czemu się nie pojawił na wieży, i że czekał do samego rana...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ta końcówka to po prostu zwalaa z nóg, bardzo dziwne jest zachowanie Rona, ta jego reakcja, jednak moim zdaniem Harry powinien się ograniczyć z ufnością do nich, och bosko, eksperymentował trochę, a jednak wyszedł mu idealny eliksir, a może za tym przejawem geniuszu w eliksirach kryje się wiedza Riddla? niech zapyta w tym dzienniku dlaczego się nie pojawił na wieży, i że czekał na niego do samego rana...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga