Osaki Nana: Dziękuję za wsparcie i bardzo mnie cieszy, że skomentowałaś poprzedni rozdział. Wierzę, że ten również przypadnie Ci do gustu, zwłaszcza że to jeden z moich ulubionych i pisanie go było czystą przyjemnością.
Queen of the wars in the stars: Oh nawet nie wiesz jak ja się szczerzyłam czytając Twój komentarz. Zdecydowanie połechtałaś bardzo moją wenę. Edgar zyskuje fanki, byłby wniebowzięty! Zwłaszcza, że w tym rozdziale bardziej ukazuje jego charakter który naprawdę bardzo lubię. Też zawsze nie lubiłam, że kanoniczny Potter tak bardzo się nie przykładał do nauki i to nie tylko eliksirów. Przecież na Merlina siedział mu na głowie Czarny Pan! Powinnaś być zachwycona w tym rozdziale scenami Tomarry gdyż zdecydowanie jest ich tutaj najwięcej ze wszystkich rozdziałów dotąd publikowanych. Smacznego ;*
Betowała: Matonemis
Rozdział 23: Zemsta Lestrange'a
Wspólny lot nie trwał zbyt długo
głównie ze względu na stan Arena. Kiedy już szli w stronę
szatni, widać było po Abraxasie, że był dumny ze swojego pomysłu
tym bardziej, że czuł i widział radość Greya. Malfoy
zaproponował zielonookiemu Ślizgonowi, że kiedy odzyska już
sprawność i siły, mogą częściej powtarzać takie loty, co Aren
przyjął z entuzjazmem. W szatni Grey przysiadł na ławce pod
ścianą, by trochę odpocząć, a Abraxas poszedł pod prysznic. Po
szybkiej kąpieli i przebraniu się w codzienne ubrania dołączył
do Greya i razem ruszyli w stronę lochów. Abraxas co chwilę zerkał
po drodze na Arena, który po zniknięciu rumieńców wywołanych
wysiłkiem włożonym w utrzymanie się na miotle i samym lotem,
okazał się blady jak ściana. Malfoya martwiło to bardzo i w końcu
nie wytrzymał, wspomniał o swoich obawach Arenowi, który machnął
tylko na to ręką twierdząc, że jutro odpocznie. Po prostu będzie
spać do południa korzystając z weekendu i w ten sposób
niewątpliwie odzyska siły. Zielonooki nie mówił tego na wyrost.
Miał szczerą nadzieję, że rzeczywiście tak będzie, bo póki co
jego stan nie poprawiał się w widoczny sposób. Postanowił jednak
i oznajmił to również Abraxasowi, który naciskał na wizytę u
szkolnej pielęgniarki, że poczeka do niedzieli i jeśli nie będzie
zmian, to pójdzie do niej po pomoc.
Na takich rozmowach szybko minęła im
droga i wkrótce stanęli przed wejściem do pokoju wspólnego
Ślizgonów. Kiedy tylko weszli Abraxas odruchowo zdwoił czujność,
bo w salonie panowała dość niezwykła jak na piątek wieczór
cisza. To nie było normalne. Szybki rzut oka wokół pozwolił mu
ustalić, że bez wątpienia źródłem ciężkiej, przytłaczającej
atmosfery jest znany powszechnie osobnik rezydujący na kanapie przy
kominku i czytający książkę z kamienną twarzą. Oczywiście
chodziło o Toma, wokół którego siedziała reszta jego grupy z
grobowymi minami, zajmując się własnymi sprawami. Spojrzenie
Abraxasa pochwyciło na moment wzrok Blacka, który tylko wzruszył
ramionami, co nie było zbyt pomocne w zidentyfikowaniu powodu
nastroju Riddle'a. Ponure towarzystwo nie zachęcało do dołączenia,
dlatego Malfoy zamierzał zaproponować Arenowi, by udali się od
razu do dormitorium. Odwrócił się w stronę zielonookiego chłopaka
i mrugnął zaskoczony. Arena przy nim nie było. Uniósł wzrok i
zobaczył z niejakim przerażeniem, że ten idzie w kierunku
miejsca, gdzie siedzi Tom ponury i w bardzo złym humorze, a to
połączenie jak wiadomo było skrajnie niebezpieczne. Było już
jednak za późno na jakiekolwiek ostrzeżenia i Abraxasowi pozostało
jedynie ruszyć w ślad za Greyem.
Tymczasem Aren, kiedy tylko weszli
wraz z Malfoyem do pokoju wspólnego, wyczuł przytłaczającą
atmosferę bijącą z grupy skupionej w okolicy kominka. Próbował
uchwycić spojrzenie Riddle'a, ale nie powiodło mu się, bo Tom nie
oderwał wzroku od książki, którą czytał. Zielonooki chłopak
był zawiedziony i jakby na przekór poczuł nieodpartą ochotę
zbliżenia się do niego. Właściwie to nie tylko z przekory, ale
też dlatego, że z nie do końca ustalonej przyczyny bliskość
Toma, jak pamiętał, działała na niego wzmacniająco,
pokrzepiająco. Po prostu czuł się przy nim lepiej. Zanim podjął
świadomą decyzję skonstatował, że nogi same, prawie bez udziału
woli, skierowały go w stronę kanapy zajmowanej przez Prefekta
Slytherinu. Minęła zaledwie chwila i z pewnym zadowoleniem zajął
miejsce na drugim końcu kanapy, na której rezydował Riddle.
Niedługo później Abraxas zajął fotel po prawej stronie od Toma.
Aren oczywiście już wcześniej zauważył pewien stały porządek w
zajmowaniu miejsc wokół siedziska Riddle'a: Malfoy po prawej
stronie, Black po lewej, a naprzeciwko Lestrange, Mulciber i Avery.
Kiedy Grey dowędrował wzrokiem do tej trójki z niejakim
zdziwieniem zauważył wbity w siebie wzrok Rudolfa, który patrzył
na niego najpierw z niedowierzaniem, a po chwili z wściekłością.
Grey spokojnie przeniósł wzrok na Toma, ale ten zupełnie nie
zareagował na jego obecność. Z godnym podziwu zacięciem pogrążony
był w lekturze. Cisza się przedłużała, ale wreszcie zdecydował
się ją przerwać Avery, który jako jedyny sprawiał wrażenie
spokojnego.
– Co robiliście? Dosyć późno
wróciliście. – Pytanie spowodowało, że Abraxas spiął się i
zawahał, dlatego Aren postanowił wziąć odpowiedź na siebie.
– Po treningu dałem się namówić
Abraxasowi na przejażdżkę na miotle. Od wieków tego nie robiłem
i naprawdę brakowało mi związanych z tym odczuć.
– Teraz rozumiem dlaczego zostaliście
na boisku. Czyli polecieliście we dwóch na jednej miotle. Lot we
dwójkę wydaje się być dosyć mało stabilny. Miotły nie są
przystosowane do lotu w parach jak wiadomo. Skoro jednak dotarliście
tutaj bez żadnego złamania, to najwidoczniej udało się Wam to
osiągnąć. Gratulacje – Grey uśmiechnął się lekko w
odpowiedzi, wciąż jeszcze podekscytowany lotem i skomentował.
– Oh, były w trakcie tego lotu i
oczywiste usterki, i niedoskonałości połączone z możliwością,
że zaraz się rozbijemy. Daliśmy jednak radę. Oczywiście jeśli
uwzględni się to, że nie chodziło o lot szybki, czysty i
doskonały technicznie, a tylko o sam fakt unoszenia się w powietrzu
i czerpanej z tego przyjemności, to poszło nam świetnie. Trzeba
było uważać zwłaszcza na zakrętach i synchronizować ruchy. Bez
wątpienia gorzej było z prędkością, a właściwie to zupełnie
marnie, ale przecież nie to było celem. Zresztą niech Malfoy Ci
opowie.
Avery miał ochotę roześmiać się
widząc twarz Abraxasa po tej propozycji. Wydawało się, że Aren
kompletnie nie pojmował w jakim położeniu stawiał blondyna.
Zresztą od początku zachowywał się tak, jakby nie zauważał, że
siedział obok rozjuszonej bestii gotowej w każdej chwili do ataku.
Edgar obserwował całą trójkę z ciekawością i zastanawiał się,
czy Grey jest aż takim ignorantem, czy też ryzykantem. Na oko
wydawało się, że zupełnie nie zwraca uwagi na humor Toma i czuje
się nad podziw swobodnie. To było intrygujące. Sam Avery miał
pełną świadomość, że ryzykował prowokując tą dyskusję. Grał
w niebezpieczną grę, ale taką miał naturę. Nie lubił, gdy
wszyscy siedzieli sztywno i prawie bali się oddychać. Zagrożenie
rosło wraz z przedłużaniem tej konwersacji, ale Edgar świadomie
postanowił ją kontynuować i w tym celu z całym spokojem na jaki
było go stać zwrócił się do blondwłosego Ślizgona:
– Wobec tego powiedz mi Abraxasie na
czym polegała, potrzebna w wypadku dwóch osób na miotle,
synchronizacja? Jestem niezwykle ciekaw dlatego, że kiedyś
próbowałam polecieć w ten sposób z Dianą. Niestety nie wyszło.
To było kompletne nieporozumienie i skończyło się połamanymi
kończynami. Na szczęście nie moimi, ale jednak – Abraxas wbił w
Edgara morderczy wzrok, ale nie miał wyjścia, musiał odpowiedzieć.
– To nic wielkiego. Wystarczyło
wiedzieć, w którym kierunku chcemy lecieć, a następnie podczas
zakrętu, przy wznoszeniu czy opadaniu odpowiednio reagować na
miotle. Ważne było, by pochylać się w tym samym czasie i w
wystarczający dla zmiany kierunku sposób.
– Oh! To może zademonstrujecie –
Avery kiedy już rzucił propozycję uświadomił sobie, że być
może jednak przesadził tym razem w zabawie, ale słowo się rzekło.
Trudno. Już nieraz bywało, że w trakcie swoich prowokacji stawał
się nieobliczalny i niekiedy za to płacił. Odruchowo przeniósł
wzrok na siedzącą na przeciwległej kanapie parę i uderzył go
rzucający się w oczy kontrast. Tom wciąż udawał pogrążonego w
lekturze, choć zaciśnięte w wąską linię usta wskazywały, że
doskonale orientuje się w temacie rozmowy, a obok Aren spokojny i
zrelaksowany. Edgar aż się na moment zagapił, a przez myśl
przemknęło mu, że to nie jest normalne. Myśli przerwała mu
jednak krótka i ostra odpowiedź Malfoya.
– Nie!
– Skoro nie chcesz pokazać to
narysuję – Ogłosił Edgar, szarżując coraz bardziej. Nie
zważając na przerażony wzrok Abraxasa przywołał zaklęciem
pergamin i pióro po czym kilkoma ruchami różdżki naszkicował
dwie postacie na miotle. Kiedy skończył szkicować ułożył
rysunek na stoliku i czarem sprawił, że narysowane osoby zaczęły
„latać” wokół po pergaminie.
Zaciekawiony Aren obserwował co też
Edgar narysował, ale niewiele widział ze swojego miejsca. Było po
prostu za daleko. Postanowił więc upiec dwie pieczenie przy jednym
ogniu i zbliżyć się do Toma. W ten sposób nie wzbudzając żadnych
podejrzeń mógł dyskretnie zmniejszyć odległość do źródła
dającego mu lepsze samopoczucie, a przy okazji mógłby z bliska
obejrzeć rysunek Avery'ego. Potrzebował do tego jeszcze jakiegoś
słownego pretekstu, więc czekał z niecierpliwością na niewielką
choćby okazję. Pojawiła się szybko.
– To nie ma sensu Abraxasie –
ogłosił z pretensją Avery, obserwując swoje dzieło – To co tu
widzę nie różni się w zasadzie niczym od mojego lotu z Dianą.
Też staraliśmy się na komendę w odpowiedni sposób dostosować
położenie naszych ciał, a jednak ...
– W zasadzie na tym rysunku jest błąd
– Aren Bez wahania wykorzystał okazję, dostrzegając szansę na
realizację planu. Przysiadł się dużo bliżej Toma i prawie
westchnął z ulgi. Od razu poczuł wielką zmianę na lepsze w
samopoczuciu. Opanował się jednak i pochylił nad stołem udając,
że całkiem pochłonęła go ta dyskusja.
– Tak sądzisz? Powiedz gdzie.
– Na początku owszem, trzymałem
Abraxasa za ramiona, ale taka pozycja okazała się nieefektywna.
Raz, że krępowała nam ruchy, dwa nie wyczuwałem dość szybko
położenia, czy też stopnia pochylenia ciała Abraxasa. To nie było
dobre, bo nasz lot zaczął być chwiejny i niebezpieczny. Dlatego
zdecydowałem się na inny układ. Siadłem bliżej i zacząłem
trzymać go za biodra. To poprawiło synchronizację – Avery szybko
zlikwidował poprzedni rysunek i zgrabnie naszkicował kolejny,
prezentujący nowy sposób dosiadania miotły przez dwie postacie.
Kiedy skończył, zaklęciem sprawił, że rysunek ożył i przez
moment go obserwował, po czym ogłosił:
– To ma sens! Kiedy przylgnąłeś do
ciała Abraxasa zmniejszył się opór powietrza i jak zgaduję,
znacznie polepszyła się dynamika, a także tak jak wspomniałeś,
synchronizacja. Będąc tak blisko można łatwo zareagować na ruch
drugiej osoby – Edgar spojrzał na Arena i skinął mu głową z
uznaniem i nagle w tej samej niemal chwili poczuł dreszcze biegnące
wzdłuż kręgosłupa. Wyczuł równocześnie złowrogą aurę, którą
mógł emanować jedynie Tom. Zdarzało się to tylko wtedy, gdy był
absolutnie wściekły. Najwyraźniej ich przywódca osiągnął kres
wytrzymałości. Edgar z lękiem przeniósł wzrok na Riddle'a i
stwierdził, że ten morderczym wzrokiem wpatruje się w jego
obrazek. Wyraźnie wizualizacja nie była najlepszym pomysłem, ale
oczywiście było już za późno. Rozejrzał się po swoich
towarzyszach. Po twarzach i spięciu widać było, że doskonale
czują co się święci.
Edgar rozejrzał się więc po pokoju
wspólnym i zarejestrował, że emanację aury Toma odczuli także
inni, co objawiło się stopniowym, ale systematycznym opuszczaniem
tego pomieszczenia. Instynkt samozachowawczy Ślizgonów działał
bezbłędnie i Avery pozazdrościł im tego, że mogą po prostu
swobodnie sobie wyjść, czując co się może stać. Edgar
obserwował kolejnych Ślizgonów udających się do dormitoriów i
nagle błysnęła mu myśl, że bardzo współczuje Arenowi, który
siedział przecież tuż przy ich Panu, więc musiał tą aurę
odczuwać niezwykle intensywnie. Wrócił wzrokiem do Greya
spodziewając się zobaczyć na jego twarzy przerażenie, a
przynajmniej dyskomfort i znieruchomiał z zaskoczenia otwierając ze
zdumienia usta. Może i było to nieodpowiednie dla osoby z jego
statusem krwi i pochodzenia, ale ... Aren wyglądał na najbardziej
zadowolonego czarodzieja na świecie. Zupełnie nie przejmował się,
że siedzi koło naprawdę wściekłej bestii. To było
niewiarygodne. Nie uwierzyłby, gdyby nie widział na własne oczy.
Kiedy już doszedł do siebie, popadł w kolejne zdumienie wywołane
myślą „... dlaczego Tom przy takim poziomie rozdrażnienia
jeszcze nie zaczął rzucać klątwami ...”. Kolejną chwilę
zajęło mu dojście do wniosku, że to Aren był pewnego rodzaju
buforem, który powstrzymywał Riddle'a przed rzucaniem klątw. Bez
wątpienia każdy z nich powinien być zielonookiemu chłopakowi
wdzięczny. Problem polegał na tym, że nie wiadomo było na jak
długo Riddle'owi starczy samokontroli. Ogólne napięcie przerwał
Aren kontynuując rozmowę jakby nigdy nic.
– Myślę, że dużą rolę odgrywają
umiejętności. Abraxas jest zawodnikiem od lat, ja również byłem
graczem, dlatego obaj mieliśmy większe pojęcie co należy, a czego
nie wolno robić siedząc na miotle. Jak należy reagować przy
wznoszeniu, jak przy skręcie łagodnym, jak przy ciaśniejszym i tak
dalej. No i zaufanie też chyba dużo dało. Z Abraxasem praktycznie
nie musieliśmy używać zbyt wielu słów. Świetnie rozumieliśmy
się bez nich.
– Tak, pewnie masz rację ... –
Oszczędnie powiedział Edgar starając się zapanować nad drżącym
głosem, ale nie rozwijając tematu. Wolał nie ryzykować i nie
przerywać szczęścia, które im dotąd dopisywało. Aura Toma była
wyjątkowo paskudna i ciężko było siedzieć blisko niego, nie
czując przytłaczającego uczucia. Avery poczuł pewnego rodzaju
uznanie dla Greya zastanawiając się dlaczego ten nie reagował tak
jak wszyscy inni. Nagle zauważył, że chłopak dyskretnie rozejrzał
się po nich, widocznie orientując się, że coś jest nie tak.
Aren od jakiegoś czasu wyczuwał
napięcie i zmiany w atmosferze panującej w grupie. Nie ulegało
żadnej wątpliwości, że przyczyną powszechnego dyskomfortu był
Tom, a przede wszystkim pogarszanie się jego humoru i zmiany w
magii. Oczywiście Aren to czuł, ale w jego przypadku powodowało to
jedynie polepszenie kondycji. W końcu jednak drastyczna zmiana w
aurze Riddle'a i ogólne przerażenie, które zgromadzeni wokół
Toma starali się pokryć maską zwróciło jego uwagę. Rozejrzał
się uważnie. Zarejestrował powszechną bladość na twarzach,
stróżkę potu spływającą po skroni Abraxasa, który wyglądał
na chorego i zdecydował, że powinien coś spróbować zrobić. Nie
liczył na spektakularne efekty, ale skoro sam tak dobrze się czuł
przy Tomie to może i … To było warte przetestowania. Ciekawość
popchnęła go do tego, że wstał wsparł się kolanem na stole i
sięgając przez narożnik położył Malfoy'owi dłoń na czole,
pozornie po to, by sprawdzić czy nie ma gorączki. Czoło było
wręcz zimne, co też nie było normalne, więc Aren konsekwentnie
dążąc do celu i wykorzystując nadarzającą się okazję
powiedział zmartwionym głosem, wprawiając wszystkich w zdumienie i
wywołując pewną konsternację.
– Może lepiej się położysz
Abraxasie? Obawiam się, że mogłem Cię zarazić tym moim
przeziębieniem – Kiedy Grey dotknął Malfoya, atmosfera stała
się jeszcze bardziej okropna niż była. Malfoy nie miał odwagi
przeciągać struny odzywając się, więc odpowiedział jedynie
oszczędnym ruchem głowy.
Obserwujący wszystko czujnym okiem i w
milczeniu Black stwierdził w duchu, że oczywiście wszystkiemu bez
wątpienia winny jest Avery, który jak zwykle przesadził i
doprowadził wydarzenia na skraj przepaści. Mały błąd i skupi się
na nich wszystkich. Polecą w otwartą czeluść i odpokutują za
jego brawurę. Teraz wzrok Oriona spoczął na Arenie, ale kątem oka
zauważył, że jego Pan także obserwuje zielonookiego chłopaka.
Jeszcze nigdy nie widział takiego przerażającego wzroku u
Riddle'a. Podejrzewał, że za moment cała wściekłość Riddle'a
skupi się na Abraxasie i nie chciałby być teraz w skórze Malfoya.
Napięcie wciąż rosło, atmosfera gęstniała tak, że ciężko
było oddychać. Ciężkie przyspieszone oddechy wszystkich, wyraźnie
odbiegały od zachowania Greya, które było wręcz niepojęte.
Orionowi przemknęło przez myśl, że może on po prostu nie
wyczuwał tego co się działo. Może powodem był brak magii. Już
chwilkę potem Orion odrzucił własną koncepcję. Widział już
przecież mugoli, którzy doskonale wyczuwali przerażającą aurę
Riddle'a, czyli to nie było to.
Rudolf zazdrościł charłakowi odwagi,
kiedy ten nie zwracając uwagi na zły humor Riddle'a po prostu sobie
przy nim usiadł. Kiedy mimo takiej bezczelności nic się nie stało,
Tom nie zareagował, Lestrange poczuł wściekłość i zazdrość,
że to właśnie takie nic jest inaczej niż oni wszyscy traktowane
przez ich Pana. Stopniowo jednak, w miarę wydarzeń, jego gniew
skierował się również w inną stronę. Był wściekły na
Avery'ego za to, że znowu grał w te swoje prowokatorskie gierki.
Były dobre, kiedy ich Pana nie było w pobliżu, a przede wszystkim
kiedy był w lepszym humorze. Dzisiaj najwyraźniej samopoczucie Toma
nie było najlepsze i z każdą chwilą było gorzej. Kiedy Riddle
niemal stracił nad sobą panowanie Rudolf zbladł z przerażenia
wściekły równocześnie na Edgara za to, że tak ryzykował. Za to,
że bawił się ich kosztem. Za to, że oddalił się od Alberta i
niego, wyraźnie oscylując w stronę charłaka. Był wściekły na
tego przeklętego półkrwi charłaka, który wyglądał jakby jemu
aura ich Pana nie przysparzała kłopotów w oddychaniu. Jak to jest,
że on swobodnie sobie siedzi przy Tomie. Taki rozluźniony. Czyżby
był tak bardzo pewny, że to na nich skupi się gniew ich Pana?
Właściwie … dlaczego Tom dotąd nie rzuca klątw? To znowu ten
charłak o nieczystej krwi. Jak on śmie … Rudolf z napięciem
wpatrywał się w Riddle'a, ledwie rejestrując poczynania Greya,
kiedy nagle nastąpił przełom.
Aren przyjął skąpą odpowiedź
Abraxasa spokojnie i jakby nigdy nic wrócił na swoje miejsce.
Pozornie na swoje. Z rozmysłem bowiem, realizując swój plan,
skorzystał z okazji i usiadł dużo bliżej Toma niż poprzednio.
Celowo pozwolił, by ich uda otarły się o siebie. W tym samym
momencie cała ponura aura Toma i gęsta atmosfera dosłownie
zniknęły niczym zły sen. Aren w myśli się uśmiechnął, ale nie
pokazał po sobie satysfakcji, którą odczuł. Miał rację. Nie
tylko on czuł się w towarzystwie Toma lepiej. To działało również
na odwrót. Zmianę nastroju potwierdziło lekkie, ale gremialne
westchnienie ulgi, które objęło pozostałych. Mogli już
najwyraźniej normalnie oddychać. Grey był zadowolony, że udało
mu się zaoszczędzić im bólu.
Napięcie powoli opuściło ciało
Oriona, który równocześnie obserwował podobne zachowania u
innych. Wniosek był jeden. Grey nie był głupi, ani nieuważny.
Widział co się działo i znalazł sposób by temu zaradzić.
Wyraźnie zdawał sobie sprawę z własnego wpływu na Toma, albo też
testował dopiero swoje możliwości. Nie było to właściwie dla
Oriona ważne, ale jedno było pewne, mieli być za co Arenowi
wdzięczni.
– To było naprawdę pouczające. –
Stwierdził nagle znienacka Edgar jakby zupełnie od rzeczy. Nie
rozwijał jednak poprzedniego tematu, zmieniając jakby nigdy nic
kierunek rozmowy – To co, może omówimy kwestię jutrzejszego
wypadu do Hogsmeade skoro jesteśmy wszyscy?
– To jednak idziesz? – Wtrącił
mimochodem wciąż jeszcze lekko schrypniętym ze stresu głosem
Malfoy, który z napięcia i przerażenia był nieprzeciętnie blady.
Aren zerknął na niego zdawałoby się niefrasobliwie i spokojnie
odpowiedział:
– Mhm ... Avery potrafi być dosyć
przekonujący.
– By nie powiedzieć upierdliwy. –
Dopowiedział usłużnie Black, na co Edgar zareagował z właściwą
sobie werwą, zakładając ręce na piersiach w geście oburzenia:
– Ej! Ja tu jestem!
Rozmowa potoczyła się wokół
bezpiecznego tematu, a tymczasem Tom uspokajał się powoli. Bliskość
Arena pomagała mu opanować nerwy. Zauważył moment kiedy odczuł
nagłą zmianę w samopoczuciu. Swego rodzaju ulgę. Stało się to w
chwili, kiedy Aren naruszył jego przestrzeń osobistą. Kiedy go
dotknął. Nie czuł już potrzeby torturowania Abraxasa tak długo,
by błagał o śmierć. Nie marzył już tylko o tym, by leczyć go
po to, by znowu torturować i tak bez końca. Wszystko dlatego, by
nigdy, przenigdy nie zbliżał się już do Arena. On był jego i
nikt nie miał prawa go dotykać. To podpowiadała mu natura … po
chwili sam przed sobą przyznał w duchu, że podpowiadała mu to
najwyraźniej zazdrość. A jednak mimo to zauważył, że Malfoy
wywiązał się ze swojego zadania pozyskując zaufanie Greya.
Doceniał ten wysiłek, choć sam fakt wyjątkowo działał mu na
nerwy. Minęła chwila, zanim był w stanie śledzić toczącą się
rozmowę i obserwować spokojnie otoczenie i wyciągać wnioski.
Jedno było pewne w jego grupie dały
się zauważyć wyraźne zmiany. Black prawie nigdy nie brał udziału
w takich rozmowach i trzymał się z boku. Tym razem uczestniczył w
rozmowie, a to odbiegało od normy. Coś w tym musiało być. Uwagę
Toma zwrócił też Avery, który najwyraźniej zaczął lekko
alienować się od Rudolfa i Mulcibera, których dotąd się trzymał.
Po chwili obserwacji Riddle doszedł do wniosku, że obydwaj zaczęli
ciążyć w kierunku Arena. Do tej trójki należało dodać
oczywiście Abraxasa. Aren w ich towarzystwie wydawał się być
rozluźniony. Stopniowo opadała jego maska. Tom skonstatował, że
bez tego zabezpieczenia zielonooki chłopak okazywał się być
jeszcze bardziej czarujący niż na początku znajomości. To było
niezwykle absorbujące odczucie. Chwilę po tym, jak Tom doszedł do
takiego wniosku, Aren opadł na oparcie kanapy, równocześnie
delikatnie ocierając się przez chwilę o jego ramię i nie
przerywając rozmowy. Riddle nie był pewien czy to było świadome
działanie, czy też zwyczajny przypadek. Poświęcił chwilę, by
szybko przeanalizować postępowanie Arena od chwili pojawienia się
go w pokoju wspólnym i doszedł do wniosku, że musi docenić kunszt
chłopaka.
Doszedł bowiem do wniosku, że
zielonooki Ślizgon od początku zaplanował stopniowe zbliżanie się
do niego. Oczywiście robił to niby przypadkowo, subtelnie, ale
konsekwentnie dążył do celu. Takie systematyczne realizowanie
planu można było tylko podziwiać i Tom, ku własnemu zdumieniu
odczuł dumę. Ta myśl w jakiś sposób ogrzewała jego serce i było
to zdumiewające. A ta myśl w jakiś sposób ogrzewała jego serce.
Gdy był obok czuł, jakby to miejsce od zawsze było jego, to była
stosunkowo dziwna myśl, ale nie mógł wyrzucić jej z głowy. Nie
chciał zdradzić się ze swoimi myślami, dlatego wrócił wzrokiem
do książki, słuchając jednocześnie jednym uchem przebiegu
rozmowy, która od jakiegoś czasu była zwykłą pogawędką krążącą
wokół wydarzeń jutrzejszego dnia. Minęła około godzina, kiedy
Tom usłyszał u swojego boku stłumione ziewnięcie, które
sugerowało, że Aren już zbyt długo nie przetrwa i powędruje
spać. Riddle poczuł żal, bo całkiem przyjemnie było czuć go tak
blisko siebie. Nie zareagował jednak w żaden sposób, a jedynie
przewrócił kolejną kartkę czytanej publikacji. Niedługo potem
niespodziewanie poczuł na swoim ramieniu ciężar. Nie przerwał
czytania i nie pokazał po sobie zaskoczenia, ale szybkim, krótkim
rzutem oka sprawdził co się stało. Okazało się, że Aren
ostatecznie zasnął sobie smacznie, obierając jego ramię za
poduszkę. Tom zanotował sobie w pamięci, że musi poinstruować
Greya na przyszłość. Nie powinien zasypiać w pokoju wspólnym
Slytherinu. Przy nim nic mu nie grozi jakkolwiek dziwnie by to nie
zabrzmiało, ale jeśli jego, Toma nie będzie w pobliżu, taka
drzemka mogłaby się skończyć nieciekawie. Po co tak ryzykować.
– Jak on śmie... – Wycedził
Rudolf jakby na potwierdzenie myśli Toma. Patrzył na Arena jakby
był czymś obrzydliwym.
– Przysnęło mu się tylko, obudźmy
go – Zaproponował Avery, podnosząc się z miejsca i wyciągając
rękę, by potrząsnąć Arena za ramię. Tom nie zamierzał do tego
dopuścić, więc ogłosił nie znoszącym sprzeciwu głosem.
– Sam go obudzę, jesteście wolni.
Takie postawienie sprawy nie
pozostawiało miejsca na żadne dyskusje. Wszyscy potulnie wstali z
miejsc i bez dalszych dyskusji udali się w kierunku sypialni.
Abraxas zawahał się przez chwilę, ale po namyśle nic nie
powiedział i oddalił się tak jak i inni. Tom usiadł wygodniej i
zaczął przyglądać się spokojnej, rozluźnionej twarzy śpiącego
Arena. Wciąż jeszcze nie mógł do końca uwierzyć, że znalazł
się człowiek, który w jego towarzystwie czuł się na tyle
komfortowo i spokojnie, żeby zmniejszyć czujność do tego stopnia,
by zasnąć. Gdyby ktoś próbował go przekonać, że ufa mu do tego
stopnia, to bez pardonu wyśmiałby go, a może i ukarał jakąś
klątwą za bezczelność i nieśmieszny żart. A jednak życie
zaskoczyło Toma. Pojawił się Aren Grey tajemniczy czarodziej
pozbawiony mocy z dyszącym w jego kark czarnoksiężnikiem ...
Zaiste ekscytujące połączenie. Uśmiechnął się do swoich myśli.
Nie mógł się powstrzymać i zaczął delikatnie gładzić po
głowie nieświadomego niczego, śpiącego chłopaka. Jego wzrok
błądził w zamyśleniu po pokoju wspólnym i w pewnym momencie
natrafił na pozostawiony na stole rysunek przedstawiający dwóch
czarodziejów na miotle wyglądających, jakby się do siebie
przytulali. Riddle nie wytrzymał i ruchem dłoni sprawił, że
obrazek strawił ogień pozostawiając jedynie popiół.
***
Abraxas obudził się około czwartej
nad ranem. Po chwili oprzytomniał i kontrolnie zerknął na łóżko
Arena. Było puste. Przez chwilę wpatrywał się w nie zaskoczony.
Pomyślał, że pewnie Grey wyszedł na moment do łazienki, ale po
chwili stało się jasne, że coś za długo to trwa. Malfoy
zaniepokoił się i wstał podchodząc do sąsiedniego łóżka.
Kontrolnie dotknął pościeli, ale ta była zimna, czyli Aren
jeszcze się nie kładł. Abraxas zastanowił się przez chwilę, po
czym rzucił na siebie zaklęcie lekkich stóp, by nie hałasować i
ruszył w stronę pokoju wspólnego, by rozejrzeć się za
zaginionym. W salonie panował półmrok rozświetlony jedynie
płomieniami trawiącymi drewno w kominku. Abraxas nie musiał szukać
długo. Wystarczyło, że skierował wzrok na kanapę przy kominku.
Tom nadal czytał, chociaż stosik publikacji wskazywał, że to nie
jest wciąż ta sama książka, a Aren spał w najlepsze wsparty o
Riddle'a. Uwagę Malfoya zwrócił specyficzny jak na Toma wyraz
twarzy. Tak bardzo inny od tego, który można było zobaczyć u
niego na co dzień, zupełnie nieznany, łagodny. Zszokowany blondyn
nie śmiał się poruszyć, by nie zostać odkrytym. Obserwował
twarz ich Pana, jak i wolno, z czułością, przesuwającą się w
geście pieszczoty po włosach, a czasem i po twarzy Arena rękę.
Malfoy nie podejrzewałby nawet Riddle'a o umiejętność czułego
zachowania, dlatego teraz patrzył z pewną fascynacją, nie śmiąc
nawet drgnąć. Patrzył bardzo długo zanim się wycofał wypędzony
śmiechem Toma i nie zauważony przez tamtą dwójkę.
Śpiący chłopak zaczął się chyba
budzić, bo zamruczał coś niezrozumiale przez sen. Wtulił się
bardziej w Toma i westchnął. Riddle spojrzał na niego czujnie,
choć z lekkim uśmiechem i przestał go głaskać, na co od strony
zielonookiego dobiegł nieco bardziej artykułowany protest:
– Mmm ... nie przestawaj, to takie
przyjemne ... – Kiedy dłoń Toma powróciła do głaskania Grey
przeciągnął się, ponownie wtulił w Riddle'a i westchnął
okazując zadowolenie. Chwilę trwało uspokajające gładzenie, po
czym tuż przy uchu usłyszał niezbyt głośny, dobrze mu znany,
choć w tej chwili brzmiący rozbawieniem głos:
– Przypominasz teraz kota. Jeszcze
troszkę tego głaskania, a zaczniesz mruczeć z przyjemności.
Efekt był piorunujący. Aren
momentalnie odskoczył od Toma zaskoczony zapominając, że są na
kanapie. Oczywiście spadł z niej i klapnął ciężko na podłogę
obijając sobie boleśnie tyłek i przy okazji uderzając tyłem
głowy o brzeg stołu. Dopiero teraz oprzytomniał, rozejrzał się
szybko, a po chwili, rejestrując ból przyłożył dłoń do tyłu
głowy. Bolało. Nawet nie zdążył sprawdzić, czy nie krwawi,
kiedy usłyszał propozycję Riddle'a.
– Pokaż, uleczę to. – Dłoń
Arena została odsunięta, a zaklęcie leczące zakończyło tą
nieprzyjemną przygodę. Oczywiście pozostało bolące siedzenie,
ale o tym drobnym niuansie Grey wolał już nie wspominać. Tom
powrócił na swoje miejsce, a zielonookiemu pozostało tylko
powiedzieć:
– Dziękuję. – Sam też wstał z
podłogi, otrzepał spodnie i wrócił z westchnieniem na kanapę.
Usiadł na wyciągnięcie ręki od Riddle'a, ale z zawstydzenia nie
śmiał na niego spojrzeć.. Czuł jak palą go policzki.
Podejrzewał, że płoną czerwienią. Sytuacji nie poprawiał czujny
wzrok Toma, który czuł na sobie. Trzeba było się otrząsnąć i
porozmawiać. Aren nie bardzo wiedział
jak zacząć, więc niepewnie zapytał
z nadzieją, że zostanie zrozumiany:
– Jak długo ...?
– Kilka godzin. – Stwierdził ze
stoickim spokojem Tom, wciąż nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
Zielonooki zaskoczony uniósł wzrok na niego, patrząc z
niedowierzaniem, na co Riddle uśmiechnął się lekko i wzruszył
ramionami wskazując wzrokiem zegar, który wskazywał czwartą nad
ranem. Grey zamrugał zaskoczony. Czyli Tom nie żartował. Przeniósł
wzrok na siedzącego obok, który wciąż mu się przyglądał, a
później na leżący na stole stosik książek. Doszedł do wniosku,
że Tom przez ten czas najwidoczniej czytał. Kolejny raz zwrócił
wzrok na Riddle'a, próbując dostrzec na jego twarzy oznaki
zmęczenia. Niczego podobnego nie zobaczył, co go na krótko
zdumiało. Nie trwało to długo, bo już chwilę później
zrozumiał. Zareagował spontanicznie. Przemieścił się szybko w
stronę Toma i ujął jego twarz w dłonie mówiąc nakazująco:
– Ściągaj je! – Tom rozbawiony
żywiołową reakcją adwersarza i tym, że chłopak najwyraźniej
nie zwrócił w zapale uwagi na to, że właściwie niemalże usiadł
mu na kolanach, wciąż spokojnie stwierdził:
– Aren, mówiłem Ci już jak
powinieneś zaczynać rozmowę.
– Dobrze wiesz, że chodzi mi o
glamour.
– Oh, proszę bardzo. – Krótko
odpowiedział Tom, zdejmując z twarzy zaklęcie. Wiedział, że po
jednej zarwanej nocy może mieć co najwyżej cienie pod oczami, a i
to niewielkie. Zastanawiał się o co chodzi Arenowi, że uparł się
na zobaczenie jego twarzy. Widząc skupiony wzrok zielonookiego
chłopaka studiujący jego twarz z tak bliska, nie zamierzał
narzekać. Czekał na konkluzję, przy okazji korzystając z
przyjemnej bliskości. Grey wpatrywał się w jego twarz, lekko
gładził kciukami miejsca pod oczami, gdzie prawdopodobnie zauważył
cienie. Dotknięcie było delikatne, ale posłało do kręgosłupa
Toma całą serię przyjemnych dreszczy. Nie poruszył się jednak,
nie chcąc spłoszyć Arena, który w tej samej chwili zażartował:
– Następnym razem po prostu mnie
obudź. Właściwie, to istnieje jeszcze jedna opcja, pozostaw mnie
śpiącego na pożarcie straszliwym Ślizgonom, którzy tylko czekają
na to, by przelać moją krew.
Kiedy Tom to usłyszał nie mógł
powstrzymać się od śmiechu. Najwidoczniej Aren nie był ani
naiwny, ani głupi. Najwidoczniej miał pełną świadomość, że
spanie w pokoju wspólnym Slytherinu nie było najlepszym
rozwiązaniem. Postanowił wobec tego wstrzymać się z pouczeniami,
ale dla odmiany zarejestrował, że Aren zaczął się na niego wręcz
gapić. Uniósł pytająco brwi i usłyszał w odpowiedzi:
– Jednak potrafisz się szczerze
śmiać. Mój dowcip widocznie nie jest taki tragiczny jak sądziłem
– Grey mówiąc to uśmiechnął się ciepło, a Tom zdecydował
się odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
– Uznaj, że dla Ciebie robię
wyjątek. To co, gotowy na pożarcie przez Ślizgona, który tylko na
to czekał przez kilka godzin? – Pytanie zostało zadane z pełną
powagą, równocześnie Tom płynnym ruchem zamyknął talię Greya w
uścisku tak, że teraz faktycznie chłopak wylądował na jego
kolanach. Riddle był jak zwykle oczarowany zażenowaniem jakie
zagościło na twarzy Arena. Tymczasem zielonooki chłopak powoli
miał dość tego swojego zawstydzenia. Skonstatował, że odkąd się
obudził, policzki płoną mu z emocji. Tymczasem Tom najwyraźniej
dobrze się bawił. Ta jego cholerna pewność siebie deprymowała.
Trudno było wyczuć o co dokładnie mu chodzi, a Grey nie zamierzał
czekać. Spróbował się uwolnić, ale trzymany był w żelaznym
uścisku. Potrzebował więc planu na tyle skutecznego, by osiągnąć
cel. Musiał się przede wszystkim uspokoić, dlatego zamknął oczy
i wziął parę głębokich oddechów.
Riddle przeczuwał podstęp, ale
postanowił spokojnie poczekać na to, co Aren wymyślił. Domyślał
się już, że Grey nie pozostanie mu dłużny. Z pewnym podziwem
obserwował, jak chłopak opanowuje nerwy. Kiedy otworzył oczy nie
był już zawstydzonym nastolatkiem. Uśmiechnął się szelmowsko i
opadł całym ciałem na Riddle'a, zaskakując go takim postępkiem.
Tom odruchowo na moment rozluźnił uścisk, co zostało natychmiast
wykorzystane przez Arena, który wyślizgnął się z rąk
czerwonookiego pokazując mu w trochę dziecinnej reakcji język. Tom
roześmiał się szczerze na taki pokaz zwinności, a Grey
triumfował, trzymając się przebiegle poza zasięgiem jego rąk.
– A widzisz, „posiłek” zdążył
Ci uciec – Tom był w wyśmienitym humorze i nie zamierzał go
sobie psuć, dlatego stwierdził:
– Oh, co się odwlecze to nie
uciecze. Tym razem pozwolę Ci umknąć. Nie zamierzam jednak
zapewniać, że tak będzie zawsze – Po tych słowach i kolejnym
uśmiechu wstał zabierając swoje książki. Już po chwili wolnym
krokiem skierował się w stronę swojej sypialni, zostawiając Greya
samego.
Aren ociągał się z powrotem do
dormitorium, leżąc na kanapie, którą jeszcze niedawno zajmowali
wraz z Riddle'm. Czuł się doskonale. Oczywiście wciąż jeszcze
był przeziębiony, ale jakoś nie odczuwał skutków wyczerpania
magicznego, co było dziwne. Najwyraźniej miało to coś wspólnego
z bliskim kontaktem z Tomem. Aren przyznał sam przed sobą, że dziś
chyba pobił jakiś rekord przebywania tuż przy Riddle'u. Dotykanie
go i bycie dotykanym przez niego było tak przyjemne. Od tego
doznania nie mógł i nie chciał uciec. Właściwie to nie czuł
potrzeby uciekania z uścisku Toma. Zrobił to wyłącznie z
przekory, bo nie z przekonania. To było dość niepokojące.
***
Na śniadaniu do Abraxasa dosiedli się
tylko Avery oraz Black. Reszta dalej koczowała w dormitorium,
próbując się wybrać, a Aren spał w najlepsze. Malfoy zanim
wyszedł, przezornie rzucił na łóżko Greya zaklęcie ochrony w
razie, gdyby Lestrange wpadł na jakiś głupi pomysł. Jedząc
analizował to, co widział w nocy. Był zbyt daleko od kanapy, by
słyszeć rozmowę, a zza oparcia mebla widział jedynie głowy i
ramiona siedzących. Nie zamierzał ryzykować wykrycia tym bardziej,
że dość już się wczoraj naraził Tomowi i wolał nie sprawdzać,
czy jego nerwy wytrzymają kolejny raz. Zresztą, kara i tak mogła
go dosięgnąć po pewnym czasie, choć miał wielką nadzieję, że
odsunięta została na stałe. Wczoraj obserwował wszystko do czasu,
kiedy Tom się roześmiał szczerze i z radością. Ten śmiech
zszokował blondyna i wygnał go do dormitorium. Zszokował go
dlatego, że … był niepojęty. Tom nie śmiał się w ten sposób
nigdy. Nigdy było tu kluczowym słowem. A jednak przy Arenie
wszelkie zasady co do zachowania się Riddle'a przestawały
obowiązywać. Riddle zachowywał się jakby był ... Abraxasowi to
słowo jakoś nie chciało się nawet pojawić w umyśle w
zestawieniu z osobą Toma, a coś w środku nie chciało nawet
rozważać takiej opcji. Nagle zobaczył coś przed oczami, a przy
uchu usłyszał:
– Ziemia do Abraxasa! – Okazało
się, że to Avery machał mu dłonią przed twarzą, starając się
zwrócić jego uwagę.
– Zamyśliłem się, możesz
powtórzyć?
– Rozmawialiśmy o wczorajszej
sytuacji. Upiekło nam się. A już myślałem, że przyjdzie mi się
kurować do końca weekendu. Zresztą nam wszystkim. Ostatnio był
tak zdenerwowany jak zapytałam o tamten przełom, pamiętacie? – I
Black i Malfoy zgodnym ruchem przytaknęli. Ciężko było o tym
zapomnieć. Bolało i to bardzo. Skutki zdenerwowania ich Pana
utrzymywały się przez dobrych kilka dni. Teraz wiele zawdzięczali
Arenowi i właściwie każdy z nich w duchu, oddzielnie, doszedł do
tego wniosku.
Abraxas zamyślił się ponownie, choć
na trochę inny temat. Ciekawe jak by wyglądała teraz sytuacja z
Greyem, gdyby doszło do spotkania Toma z Przeznaczonym. W końcu do
niedawna ich Pan nie szczędził sił, by odnaleźć tego całego
Przeznaczonego. Może to byłoby lepsze dla nich, dla Arena. Gdyby
nie wpadł na beznadziejny pomysł i nie zabrał tego przeklętego
dziennika Przeznaczony by po niego wrócił i nawiązał kontakt z
Tomem. Istnieje prawdopodobieństwo, że Tom skupiłby się na nim i
po wyduszeniu informacji z Greya zostawiłby go w spokoju. A wtedy
mógłby ... W zasadzie co? Myśli Abraxasa zatrzymały się w tej
chwili, a on sam poczuł się trochę zaskoczony kierunkiem w jakim
płynęły. Przecież gdyby Tom nie zlecił mu zbierania informacji o
Arenie i zdobycia jego zaufania był pewien, że pomimo niewątpliwej
urody zielonookiego chłopaka, nie zainteresowałby się czarodziejem
bez możliwości rzucania zaklęć. A jednak na dzień dzisiejszy,
kiedy poznał go bliżej, przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie.
Zostali przyjaciółmi i Abraxas nie bał się do tego przyznać
przed samym sobą. Nie miało to jednak większego znaczenia dla
całości sprawy i nie było sensu roztrząsać co by było gdyby.
Powrócił myślą do tematu rozmowy i do śniadania. Biorąc do ust
kęs pożywienia odpowiedział Avery'emu:
– Pamiętam, tak jak pewnie każdy z
naszej grupy. Mam też świadomość, że było to spowodowane jak
zwykle tym, że nie potrafisz się oprzeć i trzymać jęzora za
zębami. Jesteś jakimś masochistą Edgar?
– Nie, nie lubuję się w bólu.
Jednak chciałbym wiedzieć nieco więcej o Tomie. Naprawdę go
podziwiam i szanuję. Jego moc jest niesamowita i jestem pewien, że
dokona wielkich czynów. Z taką charyzmą z jaką potrafi oczarować
każdego nie powinno być to trudne.
– Cóż Abraxasie. Sądzę, że nie
powinieneś obwiniać Edgara. Sam nie jesteś lepszy – stwierdził
oschle Orion. – Obaj powinniście się trzymać od Arena Greya jak
najdalej. Dla własnego i nas wszystkich bezpieczeństwa.
– Daj spokój. Gdyby wczoraj Arena
nie było, to dobrze wiem jakby się to skończyło. A tak Tom po raz
pierwszy powstrzymał się od rzucania klątw na prawo i lewo.
Dlatego myślę, że właśnie bezpieczniej jest się trzymać blisko
Greya – Stwierdził z pełną powagą Avery.
Orion miał już dość przekomarzania
się. Nie miał ochoty tego ciągnąć. Wstał z miejsca, dopijając
kawę, ale od odejścia powstrzymała go ręka Edgara. Natychmiast ją
odepchnął patrząc wilkiem, jednak oczywiście na Averym nie
zrobiło to większego wrażenia.
– O co Ci chodzi Orionie? Serio,
gdybyś jaśniej wyrażał swoje myśli, być może byłbyś dla
innych przyjemniejszy w obyciu i nie odstraszał swoją osobą.
– Oh w porządku, nie mam ochoty
siedzieć z kretynem, do którego najwidoczniej dołączył drugi.
Nie chcę zarazić się waszym idiotyzmem. Skoro jesteście tacy
ślepi proszę bardzo, spoufalajcie się z Greyem, ale potem nie
przychodźcie ze skargami. Nie mówcie, że nie ostrzegałem.
Po tym oświadczeniu Orion po prostu
odszedł. Abraxas zgadzał się z nim właściwie, że niebezpiecznie
jest tworzyć jakąkolwiek więź z Arenem. Uważał jednak, że
Black za bardzo skupia się na samym Tomie i tym co może ich spotkać
z tej strony. A przecież trzeba zwrócić uwagę na Arena. On Toma
nie zna. W końcu jednak dostrzeże jaki naprawdę jest Riddle. Jak
rozwiązuje wszelkie niedogodności. Kiedy wreszcie pozna jego
osobowość, powinno go to odepchnąć od Riddle'a. Abraxas ku
własnemu zdumieniu zauważył, że byłby w stanie nawet się
poświęcić po to, by Aren mógł poznać prawdziwe oblicze ich
Pana.
***
Pod wieczór zebrali się wszyscy i
razem udali do Hogsmeade. Aren czuł się wypoczęty, choć ponownie
zaczął odczuwać w pewnym stopniu wyczerpanie magiczne. Nie było
to tak przemożne uczucie jak wcześniej, a bardziej jako dokuczliwa
niedogodność. Obiecał sobie jednak, że jutro pójdzie do Pomfrey
i rozprawi się z przeziębieniem, które za nic nie chciało
ustąpić. Podzielił się tą informacją z Malfoyem, który poparł
go niezwykle entuzjastycznie, a nawet zobowiązał się zaprowadzić
go pod sam gabinet, bo do końca nie ufał mu w tej kwestii. Aren nie
mógł się nawet przed tym zarzutem bronić, bo zdawał sobie
doskonale sprawę z faktu, że od początku swojego pobytu tutaj
bagatelizował trochę zdrowie.
Już wczoraj zostało ustalone, że od
razu udają się do Pubu pod Trzema Miotłami i tak też zrobili.
Abraxas ruszył zająć stolik, a inni poszli złożyć zamówienie.
Kiedy Grey zakupił już co należało i poszukał wzrokiem Malfoya,
miał ochotę parsknąć śmiechem. Siedział dokładnie w tym samym
miejscu, które zajął w poprzednich czasach Arena Draco, gdy się
spotkali. Może to jakiś specjalny stół rodu Malfoyów? Ta myśl
spowodowała, że Aren nie wytrzymał i głośno zachichotał,
równocześnie zajmując miejsce na jednym z końców wygodnej kanapy
w kształcie podkowy, przy Abraxasie. Tym razem nie chciał siadać
koło Toma. Zdecydowanie co za dużo wrażeń to nie zdrowo. Niestety
miejsce, które zajął wypadło naprzeciwko Rudolfa, który o dziwo
przynajmniej na razie nie zabijał go wzrokiem.
– Co ci tak wesoło? – Zapytał
zaciekawiony Abraxas.
– Oh przypominałem sobie zdarzenie z
przeszłości.
– Ooo ... uwielbiam historyjki z
przeszłości. Opowiedz! – Wręcz zażądał Avery, a jego oczy
błyszczały ciekawością, co sugerowało, że nie odpuści. Zresztą
po krótkim rzucie oka wokół, Aren przekonał się, że wszyscy
patrzyli na niego z wyczekiwaniem. Po krótkim zastanowieniu Aren
stwierdził, że po ominięciu i przemilczeniu kilku szczegółów
może podzielić się z nimi opowieścią o Draco, dlatego też po
chwili zaczął:
– Przypomniałem sobie pewnego
chłopaka, z którym chodziłem do szkoły...
– Niech zgadnę byliście
przyjaciółmi? – zainteresował się Abraxas.
– Wręcz przeciwnie. Spotkałem go w
sklepie z szatami, gdy zaczynałem pierwszy rok nauki. Od tego
spotkania, wręcz się nie znosiliśmy i byliśmy zaciekłymi
wrogami. Potrafiliśmy rozmawiać tylko poprzez wymianę zaklęć.
Oczywiście rękoczyny również wchodziły w grę, na przykład w
czasie, gdy nasze różdżki zostały odebrane przez nauczyciela.
Zdecydowanie ten chłopak działał mi na nerwy. Najbardziej nie
lubiłem, kiedy nazywał moją bliską przyjaciółkę „szlamą”.
Widziałem jak ona początkowo to przeżywała, więc za każdym
razem jak tylko otwierał usta, by to powiedzieć wyciągałem
różdżkę. Oczywiście wówczas, kiedy był daleko. Jeśli był
blisko, używałem najpierw pięści – Zaśmiał się niewesoło i
wzruszył ramionami na użytek słuchaczy. W duchu pomyślał jakie
to wszystko teraz wydawało się głupie. W końcu Hermiona okazała
się bardziej wyrachowana niż przypuszczał i wszystkie obelgi jakie
wylał na nią Draco okazały się słuszne. Westchnął, omiatając
towarzystwo wzrokiem. Czekali chyba na ciąg dalszy, ale tym, który
nie wytrzymał był oczywiście Edgar.
– Na Merlina! Kim jesteś i co
zrobiłeś z Arenem! Jakby powiedział mi to ktoś inny w życiu bym
nie uwierzył.
– A co to ma wspólnego ze mną? –
Zapytał podejrzliwie Abraxas, któremu nie bardzo spodobało się,
że został porównany do wroga Arena.
– Przypadkowo poznałem drugą stronę
tamtego chłopaka i po tym nie umiałem już go nienawidzić.
Rozumiałem powody, dla których zachowywał się tak, a nie inaczej.
Jego postępowanie zaczęło być dla mnie zrozumiałe. Okazało się,
że wszystko co musiał mówić i robić oficjalnie, było kłamstwami
i mistyfikacją. Prawdziwy on był zupełnie inny. Masz z nim
Abraxasie kilka wspólnych cech. Najbardziej rzucającą się w oczy
jest kolor włosów. To w sumie tyle, jak widzicie nic ciekawego.
Temat zapoczątkowany przez Greya
wyraźnie odpowiadał zebranym, bo został podchwycony. Zaczęły się
mniej, bądź bardziej rozwinięte opowieści jak to pozostali obecni
się poznali. Wyszło na jaw, że jedyną osobą, która nie miała z
nikim problemu był Mulciber. Wszyscy jednak zgodnie stwierdzili, że
Albert był zawsze dosyć spokojny i zgodny, nie robił nikomu
problemu Sam zainteresowany wzruszył jedynie ramionami. Ku
zdziwieniu Arena okazało się, że największy problem z
dostosowaniem się do grupy miał Edgar, który był dosyć
buntowniczo nastawiony generalnie do wszystkich. Najwięcej zatargów
miał z Blackiem i Malfoyem. Nagle stało się jasne skąd taki, a
nie inny podział w grupie Toma i dlaczego Edgar trzymał z Rudolfem
i Albertem. Do ogólnej rozmowy o dziwo włączył się nawet
Lestrange. Ku lekkiemu zaskoczeniu Arena, wymienili nawet kilka
spostrzeżeń między sobą. Normalnie świat oszalał.
W pewnym momencie podszedł do ich
stolika jakiś czarodziej wyglądający bardzo podejrzanie i
skrzyżował swój wzrok z Riddle'm, który w odpowiedzi kiwnął
głową. Na ten widok przybysz opuścił lokal, aportując się z
cichym trzaskiem. Tom dopił swoje wino i oznajmiając, że wróci za
jakiś czas również się aportował.
Rudolf obserwował aportację Riddle'a
z zadowoleniem. To była jego szansa. Niechęć do charłaka rosła w
nim odkąd tylko Grey pojawił się w szkole. Lestrange uważał, że
chłopak wprowadza tylko zamieszanie w ich od dawna uporządkowaną
grupę. Zagarnął Avery'ego, ich Pan poświęcał mu wielką uwagę,
traktował go dużo lepiej niż ich wszystkich. Rudolfa już choćby
z tego powodu drażniła jego obecność, ale były też inne powody.
Na tym półkrwi charłaku zależało Abraxasowi, a to wystarczyłoby,
żeby podjudzić Lestrange'a do zrobienia wszystkiego, byleby mu
dopiec. Do tego dołożyły się ostatnie wydarzenia na boisku. Grey
ośmieszył go przy całej drużynie. Może ktoś by uważał, że
stało się to przypadkowo, ale stało się i już. I do tego charłak
obronił Malfoya. To wszystko gotowało się w Rudolfie podczas
całego spotkania. Ostatnią kroplą, która przeważyła szalę i
pokonała jego lekkie wahanie była informacja, że Grey przyjaźnił
się ze szlamą. Miał nadzieję, że Tom zostanie na jakiś czas
odwołany. Często tak bywało. Tym razem też się tak stało, ku
radości Rudolfa. Teraz, bez czujnego oka przywódcy, mógł
zrealizować swój plan i ukarać tego … półkrwi charłaka.
Dlatego też nie przedłużając zaoferował:
– To co, następna kolejka? Ja
stawiam! – Towarzystwo zgodziło się chętnie i Rudolf podszedł
do lady by zamówić drinki, a dla Greya kremowe. Musiał poczekać
aż barman skompletuje całe zamówienie na tacy. Był weekend i pub
przeżywał prawdziwe oblężenie. Pierwsze pojawiło się piwo dla
Arena. Lestrange miał okazję przeprowadzić to co zamierzał. Oparł
się o blat w ten sposób, by zasłonić swoje poczynania, wyjął
małą fiolkę z fioletową cieczą, odkorkował i wlał do piwa
kilka kropel. Miał nadzieję, że domieszka nie zmieni koloru
trunku. Po chwili było już jasne, że barwa się utrzyma ku cichej
radości Rudolfa. Po jakimś czasie zamówienie zostało
skompletowane i Lestrange wrócił z tacą do stolika. Rozdał napoje
i zajął swoje miejsce. Abraxas jako jedyny rzucił na swojego
drinka zaklęcie wykrywające substancje trujące i tym razem,
feralnie nie pomyślał o zrobieniu tego samego dla Arena. Rudolf z
zadowoleniem obserwował Greya, który właśnie upijał łyk swojego
piwa z „małym” dodatkiem.
– Dokąd on się udał? – Zapytał
Aren, zaciekawiony nagłym zniknięciem Riddle'a.
– Tom interesuje się różnymi
magicznymi artefaktami. Zdobywa je, a później bada – Wyjaśnił
spokojnie Orion po dłuższej chwili powszechnej ciszy.
To była ciekawa informacja. Aren
natychmiast zapisał ją sobie w pamięci. Rzadko ktokolwiek w tej
grupie mówił cokolwiek o Riddle'u, dlatego każda taka kropelka
wiedzy była pilnie zbierana przez Greya. Chciał wiedzieć więcej o
Tomie, a przecież nie zamierzał, jak ten drań, posuwać się do
legilimancji. Skrzywił się odruchowo na wspomnienie tego
samego ze strony Dumbledore'a, po czym chwycił za swój kufel i
wypił jego zawartość jednym haustem. Kiedy już przełknął,przez
myśl mu przemknęło, że kremowe w tych czasach jakoś inaczej
smakuje. To delikatna odmienność, ale jest. Właściwie jest
smaczniejsze niż to, które pijał w swoich czasach. Istniała
przecież możliwość, że były jakieś różnice w recepturze.
Zastanawiając się nad tym, Aren podniósł wzrok i napotkał
zdziwione spojrzenie Rudolfa. Nie wiedział o co mu mogło chodzić,
dlatego zapytał:
– Coś nie tak?
– Nie, nie ... po prostu narzuciłeś
ostre tempo. – Stwierdził na pozór spokojnie Lestrange, choć w
środku jego myśli wręcz szalały. Z niecierpliwością czekał na
rezultaty zaaplikowania specyfiku ofierze. Powinno zadziałać jakieś
parę minut po spożyciu, a minęło już dobre pół godziny i nic.
Żadnych objawów. Rudolf zastanawiał się nawet, czy nie podał
zbyt małej dawki, ale po chwili doszedł do wniosku, że wszystko
zrobił jak należy. To jak zwykle z Greyem jest coś nie tak, może
jego organizm potrzebuje więcej czasu. Po kolejnych kilkunastu
minutach napięcie w Lestrange'u osiągnęło punkt kulminacyjny i
nerwy go poniosły. Zaproponował następną kolejkę na swój koszt
i tym razem wlał do piwa Arena wszystko, co jeszcze miał w fiolce.
Przemyślał sobie wcześniej wszystko i doszedł do wniosku, że nie
mógł popełnić błędu w pozyskiwaniu substancji trującej z tej
rośliny, którą ukradł na lekcjach zielarstwa. Najwyraźniej więc
problem leżał w zbyt małej dawce.
Tom wracał do pubu pieszo, rozmyślając
nad zdobyczą i wydarzeniami. Nie znosił Chefsiby Smith. Ta kobieta
reprezentowała wszystko czego nie lubił u kobiet i tak samo jak
inne zdawała się mieć do niego słabość. Oczywiście to
wykorzystywał. Zależało mu na artefakcie, który kobieta
posiadała, ale jeszcze niestety mu nie przekazała. Chodziło o
czarkę Helgi Hufflepuff. Smith zdradziła mu w wielkiej tajemnicy,
że ma czarkę. Zrobiła to pewnie po to, by mu się przypodobać.
Był to oczywiście wielki błąd z jej strony, bo nie wiedziała kto
się kryję ze maską dobrego chłopca, ale oczywiście Tom nie
zamierzał jej w tym uświadamiać. Na razie zdobył pewien
pierścień, a nad problemem naczynka jeszcze popracuje. Tymczasem
dotarł do wejścia do pubu i już po chwili znalazł się w środku.
Jego grupa właśnie się z czegoś głośno śmiała. Aren, jakby
wyczuwając jego obecność zerknął w stronę wejścia. Tom już
zauważył, że obaj tak mają. Wyczuwają kiedy pojawi się w jakimś
pomieszczeniu ten drugi. Riddle lawirując między ludźmi i stołami
dotarł do swojego towarzystwa. Lestrange, który chwilę wcześniej
go zauważył przesunął się, robiąc mu miejsce. Dzięki temu Tom,
ku własnemu zadowoleniu siedział aktualnie naprzeciw Greya. Nie
próbował nawiązywać z chłopakiem rozmowy, bo podejrzewał, że
wciąż jeszcze zielonooki czuje się zażenowany. Tomowi wystarczył
jednak sam widok Arena.
***
W drodze powrotnej do zamku, Riddle
zauważył, że Grey wciąż na przemian kicha i kaszle. Padający
śnieg i zimny wiatr raczej nie pomagały. Słyszał już wcześniej
przy stole, ze ten planuje jutro udać się ze swoim przeziębieniem
do Pomfrey, więc nie komentował tych objawów. Kiedy jednak po raz
kolejny Arena chwycił atak kaszlu nie wytrzymał i rzucił na niego
niewerbalne zaklęcie ocieplające. Nie spodziewający się niczego
Grey aż podskoczył z zaskoczenia, poślizgnął się i upadł.
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem, ale potem Abraxas pomógł mu wstać.
Kiedy Aren otrzepywał się jeszcze ze śniegu minął go Tom, na
którego chłopak zerknął podejrzliwie. Tom lekko się uśmiechnął,
puszczając mu oczko, co Grey skomentował cichym:
– Dziękuję, ale następnym razem
mnie uprzedź.
Dalsza droga minęła już bez przygód
i po pewnym czasie byli w zamku. Kiedy szli głównym korytarzem
usłyszeli, że ktoś woła za nimi imię Arena. Grey obejrzał się
i zauważył nauczyciela Zielarstwa, który już po chwili do nich
podszedł lustrując wzrokiem całe towarzystwo i zwrócił się do
niego bezpośrednio:
– Masz chwilę Aren?
– Myślę, że tak. Wrócę później
– Poinformował pozostałych. Zanim odeszli profesor dodał
jeszcze:
– Black, jutro widzę Cię na
szlabanie po obiedzie. Skończył mi się nawóz z łajna testrali.
Wierzę, że wiesz co to znaczy – Po tym oświadczeniu wraz z
Arenem oddalił się w kierunku cieplarni. Kiedy byli już
dostatecznie daleko od Ślizgonów Beery roześmiał się cicho i
skomentował reakcję Oriona – Widziałeś jego minę? – Aren
lekko się uśmiechnął i zapytał:
– Żartował profesor z tą karą
prawda?
– Nie żartowałam. Naprawdę tego
potrzebuję, a Orionowi nic się nie stanie jak splami swoje
czystokrwiste rączki odrobiną pracy. Uprzedzając jakikolwiek Twój
komentarz dodam, że nie odwołam tej kary, więc szkoda wysiłku. A
teraz chodź, dokonałem wspaniałego odkrycia. Jak sądzę spodoba
się również i Tobie.
Aren musiał przyznać, że i jemu
zaczęła się udzielać radość profesora. Zastanawiał się co to
za odkrycie. Niespodziewanie poczuł uderzenie gorąca w okolicach
brzucha, co było dziwnym odczuciem. Złożył to jednak na karb
nadmiaru alkoholu. Uczucie gorąca w żołądku pojawiło się
jeszcze raz, kiedy doszli do cieplarni, ale nie bardzo zwróciło
jego uwagę. Nie było dokuczliwe, nie był to ból. Tymczasem Beery
skierował kroki do swoich prywatnych kwater, więc Aren podążył
za nim, rozglądając się z ciekawością. Było tu przytulnie.
Salonik był okrągły, na środku stały dwa fotele, a pomiędzy
nimi stolik. Poza tym były tu półki na książki i dwie mini
szklarnie z jakimiś roślinami. Oczywiście ciekawość zwyciężyła
i chłopak podszedł bliżej, żeby obejrzeć rośliny.
– Uważaj tylko na tą koło półki,
różnie reaguje na nowe zapachy – usłyszał za sobą głos
Beery'ego.
– Te wszystkie rośliny... Pan je
wyhodował? Nie poznaję żadnej z nich.
– Cóż, żadna z nich nie została
zatwierdzona przez Ministerstwo – odpowiedział z przekąsem
nauczyciel. – Uważają, że moje eksperymenty są niebezpieczne i
zupełnie niepotrzebne. Wyobrażasz to sobie? Za każdym razem kiedy
próbuję wprowadzić nowość, odsyłają mnie z kwitkiem!
– Teraz rozumiem. Gdyby udało mi się
stworzyć jakiś naprawdę pożyteczny eliksir używając tych nowych
odmian, wówczas Panu udałoby się przekonać ich do rejestracji
nowych roślin.
– Czytasz mi w myślach Aren. Zatem,
pokażę Ci efekty moich badań nad ciemiernikiem. Posłuchaj.
Pamiętasz z pewnością, że liście zawierają toksyczne soki, ale
po wielu eksperymentach udało mi się jeden z ciemierników połączyć
z miodnikiem olbrzymim i otrzymałem roślinę o zdumiewających
walorach. Wyczuwa zapachy, a na nieprzyjemne dla siebie reaguje
wyrzutem miodu. Miód, podobnie jak u miodownika magazynuje w
gruczołach umieszczonych na liściach. Przyjrzyj się, widzisz te
pomarańczowe wypustki? To właśnie miododajne gruczoły. Można je
również rozcinać, by pozyskać miód. I teraz najważniejsze. Ten
miód nie nadaje się do jedzenia na co dzień. Mam jednak nadzieję,
że znajdziesz dla niego zastosowanie w eliksirach.
– Dlaczego nie nadaje się do
jedzenia?
– Ponieważ jest toksyczny. Zawiera w
sobie mieszankę miodu i soków liściowych ciemiernika. Właściwie
bardziej przypomina miód obłędu pochodzący od rododendronów.
Spożywany w czystej postaci powoduje obniżenie częstotliwości
skurczów serca, zmniejszenie ciśnienia tętniczego, nudności,
wymioty i zaburzenia świadomości.
– Rzeczywiście lepiej go nie
spożywać.
– Ano lepiej, ale powtarzam mam
nadzieję, że uda Ci się znaleźć dla niego zastosowanie w
eliksirach. A tu mamy ciemiernik biały, który udało mi się
połączyć z kalinówką błyszczącą, co złagodziło toksyczność
soków zawartych w liściach ciemiernika.
– Złagodziło? Do jakiego stopnia?
– Właściwie jedynym objawem
zatrucia jest ból głowy, nic poza tym.
– To faktycznie niewiele.
***
Rudolf spoglądał z niepokojem na
zegar siedząc z całą grupą w pokoju wspólnym. Minęły już
ponad trzy godziny odkąd podał truciznę Arenowi. Czuł coraz
większy niepokój. Wszystkie negatywne emocje zdążyły go już
opuścić i teraz czuł jedynie strach, że skrzywdził człowieka.
Chciał jedynie charłaka nastraszyć, zadać lekki ból, doprowadzić
do wymiotów, czy rozwolnienia i tyle. Nawet miał przy sobie
odtrutkę, ale ta działała tylko przy pierwszych objawach. Beery
popsuł mu wszystko, zabierając chłopaka. Teraz nie był w stanie
kontrolować postępów zatrucia i się denerwował. Martwił się
tym, że podał Arenowi całą fiolkę silnej przecież trucizny. Co
go podkusiło. Przecież charłak mógł umrzeć … dobrze, mała
dawka na niego nie podziałała, a duża też nie bardzo nie wiadomo
dlaczego, ale przecież skumulowana trucizna mogła uderzyć z
opóźnieniem ze zdwojoną siłą. Rudolf miał już teraz
najbardziej czarne wizje. Co gorsza w tle majaczyła mu wizja własnej
śmierci. Jeśli Tom dowie się, że to on podał Greyowi truciznę,
a domyśli się bez wątpienia ... wyrzucenie ze szkoły wydawało mu
się w tym momencie błogosławieństwem i Lestrange nie wątpił, że
decyzja o nim przyjdzie zbyt późno już po jego śmierci. Żałował,
że zrealizował ten cały plan. Mógł to rozegrać w inny sposób,
ale teraz było już za późno. Pocieszał się, że Aren był w tej
chwili z nauczycielem, który bez wątpienia mu pomoże jeśli jego
stan się pogorszy, ale cierpliwość zaczęła mu się już kończyć.
To jednak już zbyt długo trwało. Kilka minut później Tom opuścił
pokój wspólny i udał się do swojej sypialni, a Rudolf ponownie
spojrzał na zegar.
– Czekasz na coś Rudolfie? –
Zagaił Edgar patrząc na niego z ciekawością.
– Nie twoja sprawa, odwal się! –
Odwarknął odruchowo Lestrange, bo w tej samej chwili podjął
decyzję, że pójdzie do cieplarni i wydostanie stamtąd charłaka
po to, by nawet siłą zaaplikować mu antidotum. Nie mógł dłużej
czekać, a i tak nie wiadomo co zastanie na miejscu.
– Ej to nie było miłe! – Mruknął
zdenerwowany Avery, chwytając Rudolfa za ramię i próbując go
zatrzymać. W rezultacie strącił mu z ramienia torbę, z której
wysypała się większość rzeczy.
– Ty głupcze! – Warknął nerwowo
Rudolf schylając się by pozbierać dobytek. Już po chwili
zorientował się z przerażeniem, że nigdzie nie było pustej
buteleczki po toksynie. Szybko rozejrzał się i serce mu zamarło na
widok Oriona przyglądającego się fiolce w skupieniu. Bez słowa
wyciągnął do niego rękę w czytelnym żądaniu, ale Black
postąpił po swojemu.
– Wydajesz się dosyć nerwowy
Rudolfie. Czy to ta rzecz jest przyczyną? – Po tych słowach
odkorkował fiolkę i powąchał jej zawartość. Jego spokój
momentalnie zniknął, gdy zidentyfikował specyfik. Oczy Oriona
rozszerzyły się w szoku. Spojrzał na Rudolfa z niedowierzaniem, a
gdy Lestrange spuścił wzrok nie potrafiąc wytrzymać jego
oceniającego spojrzenia uzyskał pewność. Reakcja Oriona zwróciła
uwagę Abraxasa, który podszedł do kolegi i zapytał:
– Co to?
– Trucizna z jadowitej tentakuli, a
raczej tylko pozostałości po niej. Pusta fiolka. Rudolf idioto,
tylko mi nie mów, że jej użyłeś – Mózg Blacka pracował na
najwyższych obrotach i już po chwili stało się jasne komu
Lestrange mógł podać truciznę. Nie wróżyło to niczego dobrego.
Trzeba było się szybko upewnić w podejrzeniach i zacząć działać
– Do diabła gadaj Lestrange! Expelliarmus! – Krzyknął
widząc, że Rudolf dobywa różdżki. Reszty dopełnił Malfoy,
który przyszpil winowajcę do ściany celując różdżką w jego
klatkę piersiową. Orion nie wątpił w inteligencję Abraxasa, a po
jego reakcji domyślił się, że ten również już wie kto był
ofiarą Rudolfa.
– Ile mu podałeś tej toksyny?! –
Zapytał na pozór spokojnie Malfoy jednak jego oczy były teraz
wypełnione bezgraniczną nienawiścią do Rudolfa.
– Boisz się, ze Twój cenny
przyjaciel wykituje? A może właśnie już jest jedną noga w
grobie? – Zaśmiał się okrutnie Lestrange i splunął na Malfoya
uśmiechając się szyderczo. Tym samym potwierdził przypuszczenia
komu podał truciznę. W duchu Rudolf czuł ulgę, że nie musi już
sam borykać się ze swoim problemem, ale nie potrafił inaczej
reagować dlatego atakował.
– Zapomniałem, że takich jak Ty od
razu trzeba sprowadzić do parteru. – Wyszeptał Abraxas,
wycierając rękawem z policzka ślinę. Kiedy skończył, nagle
rzucił – Crucio! – Krzyk Rudolfa był dla niego niczym
melodia. Nie był w stanie się powstrzymać i powtórzył –
Crucio... – Niech cierpi ... Jak śmiał skrzywdzić jedyną
osobę, która nie powinna ... – Crucio.
– Dość Abraxasie! Jak zemdleje nie
dowiesz się ile podał trucizny – Usłyszał jak przez mgłę głos
Blcka i natychmiast przerwał zaklęcie uznając słuszność
argumentów. Black podszedł do jęczącego na podłodze Rudolfa i
pochylił się mówiąc szeptem by nikt inny nie słyszał:
– Jeżeli w tej chwili nie powiesz
ile tego było i ile czasu upłynęło, to jak myślisz co zrobi Tom
na wieść, że śmiałeś czyhać na życie jego cennego źródła
informacji?
– Cała fiolka. Cztery godziny temu –
Wyjęczał Rudolf w odpowiedzi.
Informacja zmroziła im krew w żyłach.
Abraxas, poruszając się biegiem co nie było normalną reakcją,
pomknął do dormitorium. Już w chwilę później był z powrotem i
wraz z Orionem wybiegli z pokoju wspólnego na korytarz zdążając
do cieplarni. Mulciber z Averym podeszli do leżącego Rudolfa
pomagając mu wstać i przenieść się na kanapę. Z początku
rzucali niespokojne spojrzenia w stronę sypialni Toma, ale
najwyraźniej Riddle wyciszył swój pokój bo nie pojawił się,
choć przecież Lestrange krzyczał bardzo głośno. Obaj niezależnie
doszli do wniosku, że Rudolf miał więcej szczęścia niż rozumu.
Mulciber wyszedł po eliksir łagodzący skutki po cruciatusie, a
Avery dotrzymywał towarzystwa poszkodowanemu. Polegało to głównie
na pilnowaniu, by nie zleciał z siedziska więc poświęcił ten
czas zastanawianiu się nad tym co się stało. Pierwszy raz widział
tak potężny atak zadany przez Abraxasa. Musiał być wściekły.
Sam Edgar nie pobiegł do Greya z tamtymi dwoma tylko dlatego, że
wykalkulował, że ktoś musi zostać by odpowiednio przedstawić
sprawę Tomowi, gdyby się pojawił. Wziął na siebie niewdzięczną
misję, ale trudno. Ktoś musiał. Na szczęście Toma póki co nie
było. Miał nadzieję, że mimo dawki i upływu czasu obaj ratownicy
dotrą z pomocą wystarczająco szybko. Marna to była nadzieja, ale
jakoś nie mógł z tego kierunku myślenia zrezygnować. Z
zamyślenia wyrwał go jęk Rudolfa, ale nie był w stanie zmusić
się do współczucia.
– Jesteś takim głupcem Rudolfie.
***
Droga do cieplarni zdawała się trwać
wieczność. Orion chciał wrócić się po odtrutkę do Lestrange'a,
którą widział w jego torbie, ale Abraxas kategorycznie odmówił
podania Arenowi jakiegokolwiek specyfiku od tamtego śmiecia. Sam
miał sporo odtrutek z zaufanych źródeł, więc był przygotowany
na takie wypadki. Czuł wyrzuty sumienia, że nie pomyślał, by
sprawdzić piwo Greya. Nigdy by nie przyszło by mu do głowy, że
Aren znajdzie się na celowniku Rudolfa. Wpadli dysząc ciężko do
cieplarni, ale ta była pusta.
– Może w gabinecie Beery'ego? –
Rzucił Orion pokazując na drzwi, za którymi znajdowały się
prywatne kwatery nauczyciela. Malfoy podbiegł do nich i zaczął
dosłownie w nie walić pięściami, nie zważając na konwenanse.
– Profesorze! Proszę natychmiast
otworzyć! – Krzyczał dobijając się coraz głośniej. Kiedy
drzwi się uchyliły zobaczył w progu zaskoczonego nauczyciela,
który zmierzył ich obu wzrokiem i zapytał:
– Panie Malfoy, panie Black … co
was tutaj sprowadza o tej porze i dlaczego próbujecie wyłamać mi
drzwi?
-Aren. Gdzie jest Aren?! – To była
teraz jedyna kwestia jaka obchodziła Abraxasa. Co prawda widział
całkowite zaskoczenie na twarzy nauczyciela z czego wywnioskował,
że raczej nic się nie stało, ale przecież Grey mógł już wyjść
i być gdzieś na drodze do lochów.
– Jest w środku, jeżeli chcecie to
mogę ... – Nie zdążył nawet dokończyć, a Malfoy po prostu go
wyminął i wszedł do wnętrza – Taaaaa ... Oczywiście zapraszam
– Powiedział nieco posępnie i przesunął się, by Black, nieco
bardziej opanowany, również mógł wejść.
Malfoy ułamkiem świadomości
zarejestrował, że zachował się bardzo niegrzecznie, ale nie było
czasu na wyjaśnianie wszystkiego zwłaszcza, że czas działał
tutaj tylko na niekorzyść. Mijając dosyć długi przedpokój
wszedł szybkim krokiem do salonu natrafiając na dosyć osobliwy
widok, którego raczej się nie spodziewał. Aren siedział na jednym
z dwóch foteli popijając herbatę i jedząc ciastko. Grey, kiedy
ujrzał Abraxasa, a tuż za nim Oriona uniósł w zdziwieniu brwi i
zapytał:
– Oh ... co Was tutaj sprowadza? Coś
się stało?
Obaj przybyli spojrzeli na siebie
kompletnie nic nie rozumiejąc. W zasadzie wszyscy obecni wyglądali
na zaskoczonych, choć powody oczywiście były różne. Abraxas
postanowił zapytać wprost, bo krążenie wokół tematu tylko
zabierało czas.
– Nic Ci nie jest? Jak się czujesz?
– Czuję się dobrze. Skąd to
pytanie i dlaczego wyglądasz na tak roztrzęsionego Abraxasie? –
Obaj przybyli zamarli patrząc na siebie, ale Aren wyczuł, że jest
coś o czym nie chcą mówić przy nauczycielu dlatego postanowił
się już pożegnać. Zresztą właściwie skończyli tą zajmującą
dyskusję, więc niewiele to zmieniało. – Dziękuję za pouczający
wykład profesorze, ale będę się już zbierał. – W momencie gdy
to powiedział poczuł, że coś spłynęło mu po brodzie, więc
odruchowo sięgnął do niej ręką by obetrzeć. Zerknął na dłoń
i zobaczył trochę krwi. Coś zdecydowanie było nie tak. Postarał
się jednak zachować spokój i poprosił – Mogę jeszcze tylko
prosić o chusteczkę profesorze?
– Aren wypij to. – Abraxas
momentalnie przeszedł do ataku i wręczył natychmiast Greyowi
eliksir zamiast chusteczki. Aren zmarszczył brwi przyjął od
Beery'ego podawaną chusteczkę lekko kłaniając się na pożegnanie,
a od Malfoya przyjął fiolkę i ruszył do wyjścia z pokoi
prywatnych profesora. Za nim podążyli obaj Ślizgoni. Szli przez
chwilę dość szybko, a później Aren skręcił do nieużywanej
klasy i poczekał aż zamkną za sobą drzwi po czym zapytał:
– Możecie mi wyjaśnić o co chodzi?
Wątpię byście przychodzili do Beery'ego gdyby nie zaszła jakaś
naprawdę pilna potrzeba i co to za eliksir?
– Posłuchaj. Istnieje podejrzenie,
że Rudolf podczas naszej wizyty w Trzech Miotłach otruł Cię
jadowitą tentakulą. Oczywiście wiesz, że to niebezpieczny i
śmiertelny środek. Z tego co udało nam się ustalić podał Ci
solidną dawkę, po której praktycznie powinieneś już nie żyć.
Zwłaszcza, że zażyłeś ją już cztery godziny temu.
– Jak widzicie nadal tu stoję.
Chociaż mam kilka niepokojących objawów, ale żyję.
– Skoro masz wątpliwości wypij ten
eliksir. – Abraxas był widocznie skarbnicą odtrutek, bo podał
Arenowi kolejną fiolkę wyciągniętą z zanadrza. Black widząc co
podaje uniósł brwi w zdumieniu. Grey ujął fiolkę, ale zanim
zapytał, Malfoy odpowiedział – To mikstura, która potrafi
rozpoznać truciznę. Wystarczy tylko odrobina trucizny, by ją
wykryć. Po wypiciu poczujesz zimno, a gdy zaaplikujemy Ci kroplę na
dłoń tego co podał Lestrange i zmieni to coś barwę, będziemy
wiedzieć na czym stoimy.
– Co ma barwa do wykrycia trucizny?
– Jeżeli toksyny nie ma w twoim
ciele, powinna przybrać kolor biały. Im większa dawka, tym
bardziej intensywny kolor. Jasne odcienie to małe zawartości
niegroźne dla organizmu, jednak gdy kolor przechodzi w ciemne barwy,
wtedy trzeba zacząć się martwić. Czarny oznacza śmierć. Dlatego
proszę sprawdźmy chociażby to Aren – Desperacja w głosie
Malfoya wskazywała na to, że jest pewny swego. Aren podejrzewał,
że dwaj Ślizgoni nie biegaliby po korytarzach, gdyby nie
sprawdzili, że toksyna rzeczywiście została mu podana. Po
wyjaśnieniach Aren kiwnął głową i wypił bezbarwny eliksir,
czując posmak anyżu na języku oraz małą nutę wyciągu z liści
mandragory. Nie miał czasu skupiać się nad składem, bo nagle
poczuł zimno w całym ciele.
– Działa? – Dopytywał się
Abraxas.
– Aż za dobrze. Zdecydowanie czuję
zimno – Odsunął rękaw pokazując gęsią skórkę na ręce.
Zauważył, małą fiolkę w dłoni Oriona i podejrzewając, że to
właśnie może być przyczyna całego zamieszania poprosił –
Mogę? – Wyciągnął rękę po buteleczkę, otworzył i powąchał.
Tak, to było to co czuł w swoim piwie. Bez wątpienia. Uśmiechnął
się niewesoło i skomentował:
– Nigdy bym nie pomyślał, że
kremowe z trutką może tak dobrze smakować – Zakorkował i oddał
fiolkę w ręce Oriona, który ponownie ją otworzył i przechylił w
kierunku jego ręki. Kropelka spadła na skórę, przywarła do niej
i zmieniła kolor na ciemno czerwony, który po chwili stał się
czarny. Aren i pozostali patrzyli na to jak urzeczeni, po czym Grey
niepewnie zapytał – Emmm ... Więc nie żyję?
– Na Merlina! Co jest z Tobą do
cholery nie tak?! – Wykrzyknął Black tracąc na moment swoje
opanowanie i zaskakując ich obu. Kompletnie nie rozumiał, a zarazem
rozumiał tą chorą fascynację Greyem, którą widział u ich Pana.
Jeżeli chciał mieć dowód dlaczego i skąd to zainteresowanie,
miał właśnie jeden solidny argument przed oczami. Po tym chwilowym
wybuchu postarał się opanować i myśleć trzeźwo choć
okoliczności nie pomagały. Westchnął ciężko patrząc na Arena i
widząc jego zakłopotanie. „ … Myśl Orionie ... dlaczego
trucizna nie zadziałała, a raczej zadziałała tylko bez żadnych
szkód dla samego Greya … Jak to możliwe ...”. Po chwili
przyszedł mu do głowy pewien pomysł i powiedział głośno – Czy
Ty... czy miałeś kiedyś do czynienia z jakąś silną substancją
trującą, która jest mocniejsza od tej podanej przez Rudolfa?
– W zasadzie to tak ... Wydaje mi
się, że chyba jest silniejsza. – Stwierdził Aren przygryzając
wargę. Zastanawiał się czy podzielić się tą informacją. Po
krótkim przemyśleniu sprawy zdecydował, że powie im o toksynie,
ale nie będzie opowiadał o szczegółach w jaki sposób miał do
czynienia z jadem Aragoga.
– Co to było? – Zapytał Black,
przeglądając w pamięci silniejsze substancje od tej z jadowitej
tentakuli.
– Dwukrotnie jad akromantuli –
powiedział z powagą Aren – Jednak nie wyjawię w jakich
okolicznościach miałem z nim do czniania …
– Tak, to może być przyczyna.
Abraxas z Orionem czuli, że chłopak
nie kłamał chociaż to co powiedział wydawało się być
absurdalne. Malfoy postanowił za wszelką cenę wcisnąć w Arena
odtrutkę mimo, że nie wyglądało by ten jej potrzebował. Orion
był w wielkim szoku, że Abraxas poświęcił tak bardzo cenną
miksturę dla Greya. Uchodziła za jedną z bardzo rzadkich i
cholernie trudno dostępnych. Oczywiście Abraxas był jednym z
Malfoyów więc musiał mieć swoje dojścia, ale jednak ... Gdy Grey
przełknął kolejny eliksir Abraxas rozluźnił się i odetchnął z
ulgą wyglądając, jakby ktoś zdjął z niego wielki ciężar.
Black pomyślał sobie, że teraz już nie dziwi się Gridelwaldowi,
że ściga tego chłopaka. Musi mieć solidny powód, a odmienności
jest jak widać w Arenie wiele. Po zażyciu przez Greya odtrutki
chłopcy wyszli z pustej klasy, podążając do lochów.
Gdy klasa opustoszała obok miejsca, w
którym chłopcy stali pojawił się Herbert Beery ściągając z
siebie zaklęcie maskujące. To co usłyszał i co widział było
bardzo fascynujące. Jego myśli krążyły wokół tematu w jaki
sposób i kiedy Gellert poznał Arena i co on takiego ma w sobie, że
się chłopakiem zainteresował. To musiało być coś
nieprzeciętnego, bo czarnoksiężnik nie zwrócił by uwagi na byle
nastolatka. Beery zamyślił się głębiej. Minęły trzy lata odkąd
kontaktował się z Gellertem, może warto by to zmienić?