wtorek, 3 października 2017

Rozdział 22: Przyczyny i skutki

Kolejny rozdział z małym poślizgiem, ale do końca roku powinny się ukazać jeszcze trzy. Zrobię wszystko by tak było. Dziękuję ślicznie za komentarze:

Queen of the wars in the stars: Dwoje facetów i łazienka hmm... faktycznie wyobraźnia może szaleć, można by było napisać niezłe porno w tym pomieszczeniu... Więc spokojnie nie tylko ty masz takie myśli. Możemy sobie podać dłonie :) Coraz więcej osób jest w klubie Abraxasa, to świetnie! Aż czasem akcja aż się prosi o zmianę pary, Abrarry też by było niezłe ;) Może kiedyś się pokuszę o coś w tym stylu. Uwielbiam mącić i jeszcze sporo intryg przed nami! Ah... sceny (prawie) miłosne, strasznie lubię je pisać, mam nadzieje że dobrze mi wychodzi napięcie pomiędzy Tomem a Arenem. Jeżeli chodzi o czasy Harry'ego, to nic takiego nie umieściłam w treści odnośnie powrotu czy też nie do przyszłości. Pozdrawiam ciepło!
 Kiminari: Zapisy dialogu będą stopniowo poprawiane, ale najpierw muszę ogarnąć parę rzeczy i nawet znalazłam ofiarę która będzie miała te nieszczęście mi zawiłość tego tłumaczyć (facet, nie gej), ale na co dzień zajmuje się takimi rzeczami także mam nadzieje że coś z tego wyjdzie :).  Mam nadzieje, że zdrówko jednak tym razem bardziej dopisuje. Miałam okazje czytać Kiling Stalking i jest dosyć specyficzne... Na początku byłam zaintrygowana szczerze mówiąc, ale załapał ten tytuł sporą tendencję spadkową. Tomarry na wieczność. Amen. Pan w kapeluszu został alkoholikiem... Hmm w sumie też może być ;) Podzielam jednak jego zamiłowanie do win... Wina każdego udobrucha! Beery odegra sporą rolę w tym opowiadaniu więc go nie zabraknie :) Żałuje że nie można kupić czasu ostatnio mam go coraz mniej... Podziwiam za twoje tempo pisania rozdziałów!
Natalia: Dziękuję za komentarz! Jak się potoczy... hmm dowiesz się w tym rozdziale. Zapraszam
Weronika: Mam nadzieję, że wytrzymałaś do tego rozdziału :) Pozdrawiam ciepło!

Rozdział 22: Przyczyny i skutki

Abraxas wspominał wczorajsze spotkanie z Tomem i całą grupą. Riddle naprawdę dał im popalić, jednak wyjątkowo obyło się bez karania i bolesnych klątw. Za to wynieśli z tego spotkania ciekawą lekcję czarnej magii. Tom miał naturalny talent do posługiwania się, a przede wszystkim do nauczania tej dziedziny magii. Malfoy czasem żałował, że jest to nielegalna forma czarowania. Była czasem tak pomocna.

Przeniósł zamyślone spojrzenie na Greya, który spał w najlepsze. Od nocy, podczas której przyśnił się zielonookiemu Ślizgonowi tamten koszmar, Malfoy dbał o to, by upewnić się czy rzucił zaklęcie wyciszające również na łóżko Greya. Nie chciał ryzykować, powtórnej przygody z Orionem, a tym bardziej z kimkolwiek innym. Na szczęście po tamtym zdarzeniu nie przyśnił się Arenowi kolejny koszmar, przynajmniej na razie i Abraxas nie musiał interweniować. Malfoy zmarszczył czoło i zerknął na zegar. Był najwyższy czas, by obudzić śpiocha jeśli mieli zdążyć na śniadanie. Podszedł do łóżka Arena i potrząsnął go lekko za ramię. Grey otworzył leniwie oczy, rozglądając się po pokoju. Byli sami, co go trochę zdezorientowało, ale w końcu zebrał wszystkie siły i zmusił się do wstania. Nie czuł się dobrze. Pojawiły się oznaki przeziębienia. Zaczynało go boleć gardło. Postanowił jednak, że nie podda się tak łatwo chorobie. Rozejrzał się ponownie po pokoju i zapytał

– Gdzie pozostali? Która godzina?

– Udali się już na śniadanie. Rzadko zdarza się byś spał dłużej niż którykolwiek z nas więc pomyślałem, że Beery musiał dać Ci wczoraj nieźle w kość. Nie reagowałeś na wcześniejsze budzenie. Pozwoliłem Ci trochę dłużej odpocząć, ale jednak wolałbym w końcu trafić na śniadanie, dlatego zbieraj się i ruszajmy coś zjeść.

Aren poczuł głód na samą wzmiankę o śniadaniu zwłaszcza, że wczoraj ominęła go kolacja. Nie oponował więc, ubrał się pospiesznie pakując kilka potrzebnych książek i pergaminów do torby. W międzyczasie przypomniał sobie i zapisał w pamięci, że miał dziś zamiar porozmawiać z Beery'm odnośnie jego propozycji. Zbliżała się przerwa świąteczna, będzie miał dużo wolnego czasu, dlatego zamierzał trochę poeksperymentować. Wciąż pozostawała nie rozwiązana sprawa Agresji i problem wyniesienia jej z biblioteki. Oczywiście mógł mu w tym pomóc Tom, ale Aren doskonale pamiętał co Riddle mówił o wymianie informacji.

Śniadanie już trwało, gdy weszli wraz z Malfoyem do Wielkiej Sali. Tym razem Aren nie optował za odosobnieniem i dosiedli się do Toma i jego grupy. Aren chwycił za dzbanek z gorącą herbatą i nalał sobie hojnie do filiżanki, pozostawiając miejsce na cukier. Gardło wciąż go bolało co nie było przyjemne i miał nadzieję, że ciepłe picie tu pomoże. Odstawił dzbanek, sięgnął po szczypce do cukru i wrzucił do filiżanki dwie kostki, by po namyśle dorzucić jeszcze trzecią. Kiedy miał już odkładać szczypce, zatrzymał się w połowie drogi, po czym sięgnął po czwartą kostkę i umieścił ją w filiżance.

– Na Merlina to wciąż jeszcze herbata?! – Wypalił nagle Avery obserwując z pewną fascynacją działania Arena. Grey spojrzał na niego z rozbawieniem i skwitował krótko

– Lubię słodką herbatę. – Nie dodał już jednak, że pije taką, a nie inną, ponieważ bardzo różni się od tej gorzkiej, którą dostawał od wujostwa w swoich czasach.

– Avery, ty chyba nigdy nie widziałeś ile Tom słodzi – wtrącił Orion, a po chwili dodał jeszcze wyjaśniająco – Sądzę, że jego herbata dorównuje słodkością tej, którą przygotował sobie Aren, a może nawet jest słodsza.

Na te słowa w Greya wstąpił jakby duch przekory. Oczywiście widział już wcześniej, że Riddle słodzi swoje gorące napoje, ale nigdy wnikliwie nie śledził ile cukru Tom używa. Skusiło go więc, by sprowokować … cokolwiek, dlatego przeniósł wzrok na Riddle'a i rzucił

– Ciężko mi sobie wyobrazić naszego prefekta „słodzącego” – Nieco złośliwy komentarz spowodował, że członkowie grupy Toma nagle znieruchomieli, a Aren odniósł nawet wrażenie, że wszyscy wstrzymali oddech. Nie przejął się za bardzo tą gwałtowną reakcją, bo w oczach Riddle'a zobaczył autentyczne rozbawienie. Po chwili natomiast we wzroku Toma błysnęło wyzwanie. Prefekt spokojnym, ale zdecydowanym ruchem przesunął swoją filiżankę w stronę Greya i zaproponował z cieniem uśmiechu.

– Sam oceń. – Aren był takim obrotem spraw trochę zaskoczony. Stwierdził jednak, że po pierwsze doskonale się bawi, a po drugie teraz już nie może się wycofać. Pewnym ruchem ujął filiżankę Toma i upił spory łyk czując na języku słodycz napoju. Przełknął i skomentował

– Oh ... faktycznie słodka. – Tymczasem Tom sięgnął po jego filiżankę, bez pytania przywłaszczając ją sobie i w milczeniu unosząc do ust. Panującą dotąd w grupie idealną ciszę przerwał komentarz Edgara:

– Uuuu ... pośredni pocałunek! – Niespodziewanie rzucony żart spowodował, że Aren, akurat przełykający herbatę, zakrztusił się. Na pomoc przyszedł mu Abraxas, poklepując po plecach. Kiedy kryzys minął, Aren wyprostował się i z zaskoczeniem skonstatował, że Tom ze stoickim spokojem go obserwuje. Rozejrzał się szybko i zarejestrował morderczy wręcz wzrok Rudolfa, w którym zauważył też jakiś cień szaleństwa. Nie zdążył dokładnie zidentyfikować tego spojrzenia, bo po krótkiej chwili Lastrange przeniósł spojrzenie na Riddle'a i nagle mu przeszło. Zmienił się na twarzy, oklapł, zacisnął dłonie w pięści, a po chwili wrócił do spożywanego posiłku. Wszystko to odbyło się w ciszy, a Aren poświęcił chwilkę na zastanowienie się co też Rudolf mógł ujrzeć w oczach Toma, że tak go to utemperowało. Grey uniósł do ust filiżankę z herbatą i omiótł wzrokiem pozostałych członków grupy Toma. Patrzyli na niego z jakimś dziwnym, nie do końca zrozumiałym wyrazem twarzy. Aren wzruszył lekko ramionami i spokojnie upił łyk z trzymanego w dłoniach naczynia.

***

Na Obronie przed Czarną Magią Abraxas zajął swoje stałe miejsce koło Blacka. Aren jak zwykle zajmował miejsce z tyłu, by nie przeszkadzać w praktycznej części zajęć. Malfoy rozejrzał się dyskretnie. Tom akurat pomagał w czymś profesorowi, przyodziewając swoją maskę wybitnego ucznia. Obaj byli pochłonięci tym zajęciem na tyle, że jak ocenił Abraxas, była to najlepsza okazja na konieczną rozmowę z Orionem, który był właściwie jedyną osobą, z którą mógł porozmawiać o swoich obserwacjach na temat zmian w zachowaniu Toma i Arena. Zresztą od śniadania widział, że Black też obserwuje te zmiany. Abraxas zastanawiał się właśnie od czego zacząć rozmowę, kiedy niespodziewanie usłyszał:

– Wydajesz się być nieco rozkojarzony. – Okazało się, że Orion był równie zainteresowany rozmową co i on sam, dlatego nie marnując czasu Abraxas odpowiedział

– Jak pozostali. W tym Twoja osoba – podkreślił

– Wydaje mi się, że za bardzo skupiasz się na Arenie nie dostrzegając jeszcze jednej rzeczy, która wydaje się się kluczowa w zachowaniu tej dwójki. Myślę, że to zachowanie Toma. Zauważ, że uległo pewnej zmianie odkąd pojawił się Aren. Dziś nastąpił jak sądzę przełom, bo wszyscy byliśmy świadkami tego, że traktuje Greya inaczej niż pozostałych ludzi. To zdumiewające i zastanawiające.
– Po prostu interesują go informacje jakie może wydobyć z Arena odnośnie ... – Abraxas urwał gwałtownie wypowiedź przeklinając nieuwagę. Nie był przecież pewien, czy Black wiedział cokolwiek o powiązaniach Greya z Grindelwaldem. Jeżeli nie, to nie widział potrzeby, by Orion zdobył tą informację właśnie od niego. Z tego też powodu zakończył myśl w inny sposób – Grey jest jedyną osobą, która zdaje się być w posiadaniu cennej wiedzy potrzebnej Riddle'owi.
– Nawet jeśli to co mówisz jest prawdą nie wyjaśnia podstawowej sprawy. Nie ulega wątpliwości, że to wciąż jest ten sam Tom. Obaj znamy bardzo dobrze jego metody i sposoby zdobywania wiadomości. Wiemy, że mógłby posunąć się dalej niż legilimencja. Nie wahałby się, gdyby chciał dosłownie wydusić interesujące go informacje z Greya. A jednak w tym jednym jedynym przypadku postanowił zachowywać się po ludzku. Abraxas, On się uśmiecha i żartuje nie widzisz tego? Oczywiście na tyle na ile pozwala mu jego natura, ale jednak. Nie sądzisz, że to dziwne? – Black okazał się jak zwykle doskonałym obserwatorem i wyciągnął odpowiednie wnioski. Malfoy poczuł się w obowiązku trochę zamydlić mu oczy, by zwątpił w swoje racje choćby częściowo. Niestety nie był przygotowany na taką konfrontację i według niego nie do końca wyszło jak zamierzał

– To ... nic nie znaczy ... Aren bywa uparty i być może Tom zdaje sobie sprawę, że „tradycyjne” metody by na niego nie zadziałały. Wydaje się być przekonany, że więcej ugra zachowując się tak jak obecnie.
– Nie znam wszystkich informacji. Widzę jednak, że Ty wiesz o wiele więcej niż ja i być może rzeczywiście lepiej dzięki temu oceniasz sytuację. Niemniej widzę, ze Riddle jest ... jakby to określić ... łagodniejszy jeżeli chodzi o Arena. O ile to stwierdzenie nie pasuje do kogoś takiego, to jednak nie potrafię inaczej opisać podobnego zachowania, gdy w grę wchodzi On.
Abraxas nie potwierdził głośno tego co powiedział Orion, ale w głębi duszy zgodził się z tym co Black mówił. Tym bardziej, że miał na tą sprawę szerszy ogląd od Oriona. Znał przecież kilka szczegółów i wydarzeń, o których tamten nie miał pojęcia. Sam nie raz już, odkąd pojawił się Aren, obserwował szokująco odmienne reakcje Toma na tego nowego chłopaka. Ich wzajemne relacje przypominały bardziej jakąś fascynację. Nie pierwszy raz Abraxas zdumiewał się nad tym faktem, ponieważ jak dotąd Riddle wykazywał takie pogłębione uczucia jedynie do czarnomagicznych książek, nigdy do ludzi. Coś się jednak zmieniło i jak widać zauważył to także Orion. Zresztą nie tylko Riddle wykazywał zainteresowanie Greyem, ale i odwrotnie. Malfoy po cichu zaczął podejrzewać, że ta obustronna fascynacja to coś więcej ze strony Toma niż chęć przejęcia informacji. Za bardzo się angażował. Lepiej było jednak głośno tego wszystkiego nie wyłuszczać, dlatego też nie ciągnął już dalej rozmowy z Orionem. Po chwili zresztą na miejsce obok niego powrócił Tom, który zakończył już pomaganie nauczycielowi, więc tym bardziej nie było jak kontynuować dywagacji. Abraxas rozglądając się zauważył zapatrzonego w Toma Arena. Po chwili Grey zamrugał i przeniósł spojrzenie na Malfoya, uśmiechnął się lekko, a blondwłosy Ślizgon poczuł wypełniającą go radość i jakieś dziwne, szybsze bicie serca. Odpowiedział lekkim uśmiechem i wrócił wzrokiem do swojego podręcznika.

***

Ostatnimi zajęciami tego dnia była transmutacja z Dumbledore'em, na której uczyli się przemieniać lusterko w świecę. Aren zastanawiał się podczas zajęć, po co przez siedem lat uczą się tego przedmiotu. Wydawał mu się średnio istotny. W końcu to ile razy użył transmutacji w codziennym życiu, mógłby policzyć na palcach jednej ręki. No może dwóch rąk. Akurat sytuację kiedy mogłaby zaistnieć potrzeba rozjaśnienia ciemności świecą Aren potrafił sobie wyobrazić. Może nie koniecznie akurat lusterko by w nią przemienił, pewnie rzadko który chłopak miałby jako niezbędny przedmiot w kieszeni lusterko, ale cokolwiek innego owszem. Jednak czasem uczyli się przemieniać rzeczy absurdalne w jeszcze bardziej dziwaczne. Arena ten przedmiot ogólnie rzecz ujmując nudził, nawet jeśli widział jakąś tam okazjonalną przydatność tych umiejętności. Musiał jednak udawać zainteresowanie, a przynajmniej zaangażowanie, bo Dumbledore obserwował nieomal przez cały czas jego poczynania. Pod uważnym spojrzeniem nauczyciela Aren rzadko mógł sobie pozwolić na ucieczkę myślami w inne tematy, na przykład rozmyślania nad rozmaitymi zastosowaniami różnych części ciemiernika w eliksirach, interakcjami tego składnika z innymi substancjami i innymi tym podobnymi przyjemnościami. W innych sytuacjach niekiedy pozwalał się sobie zanurzyć w takich przemyśleniach i skrupulatnie notował swoje wnioski i przypuszczenia, ale nie na transmutacji. Tutaj musiał skupić się na lekcji i notowaniu uwag profesora tym bardziej, że Dumbledore lubił go często odpytywać. Właściwie to zadawał pytania na każdej lekcji czasem rzucając podchwytliwe problemy, dlatego Aren starał się jednak nie odpływać myślami na przyjemniejsze tematy. Dziś doczekał się końca zajęć, szybko chwycił torbę z zamiarem spakowania swoich rzeczy, gdy usłyszał głos nauczyciela:

– Arenie, chłopcze możesz zostać przez chwilę? Chciałbym z Tobą o czymś porozmawiać. – Grey westchnął w duchu i przez chwilę zastanowił się o co może chodzić, po czym schował do torby rzeczy i spokojnie odczekał, by inni uczniowie wyszli. Ostatni opuścili salę członkowie grupy Riddle'a. Kiedy drzwi się zamknęły, Aren powoli podszedł do biurka profesora i zainicjował rozmowę, chcąc ją jak najszybciej zakończyć

– W czym mogę profesorowi pomóc? – Uważne spojrzenie bynajmniej nie zdeprymowało Greya, przyzwyczajonego przecież do rozmów z Dumbledore'm.

– Zauważyłem, że ostatnio spędzasz coraz więcej czasu z Panem Malfoyem. Spożywasz nawet posiłki z grupą uczniów, z którą sympatyzuje pan Malfoy … – Nauczyciel sugestywnie zawiesił głos, najwyraźniej oczekując odpowiedzi, a Aren w duchu przeklinał go za to, że jak zwykle wtrącał się do nie swoich spraw i węszył. Na zewnątrz nie okazał jednak wzburzenia i spokojnie odpowiedział:

– Tak. Czy to jakiś problem?

– Nie miej mi tego za złe Arenie. Pragnę tylko twojego dobra zwłaszcza po tym, co cię spotkało ze strony Grindelwalda. Z osobami, z którymi się zadajesz ... Obawiam się, że to nie jest właściwe towarzystwo dla ciebie. Może jeszcze tego nie widzisz, ale ja się martwię chłopcze. – Gdyby Gray nie wiedział jaki Dumbledore jest naprawdę, gdyby nie znał go z przyszłości to naprawdę by uwierzył, że się martwi. Profesor grał doprawdy wspaniale, ale rozdrażnił tym Arena, który nie dał rady powstrzymać złości.

– Myślę, że to ja ocenię z kim warto się zadawać, a z kim nie profesorze.

– Obawiam się, że Tom może chcieć Cię wykorzystać. Riddle może i na pierwszy rzut oka wydaje się być naprawdę wspaniałym człowiekiem, ale radzę na niego uważać. Czy powiedziałeś mu coś więcej o Twoim związku z Grindelwaldem?

– Z całym szacunkiem, ale uważam, że to nie pańska sprawa profesorze. – Już kiedy zaczynał tą kwestię, Aren poczuł pokusę posunięcia się dużo dalej w swoich sugestiach i zablefował – Zresztą patrząc w tych kategoriach, właściwie z Panem też nie powinienem rozmawiać na osobności. Przecież Pan ma również sporo powiązań z Gellertem. – W oczach Dumbledore'a błysnęło zaskoczenie i Grey już wiedział, że trafił. Przez myśl przemknęło mu, że w jego czasach Dumbledore był już dużo bardziej doświadczony i starszy, dlatego nie dawał się tak łatwo zaskoczyć. Nie miał jednak kiedy roztrząsać tej kwestii, bo nauczyciel bez cienia dobroci i łagodności w głosie warknął:

– Jak wiele wiesz? – Aren kątem oka zauważył szybki ruch i zerknął w tamtą stronę. W ręce nauczyciela pojawiła się różdżka. Zaczynało się robić niebezpiecznie i chłopak trochę pożałował, że sprowokował przyszłego dyrektora. Teraz musiał jakoś wybrnąć z sytuacji zwłaszcza, że był na z góry przegranej pozycji.

– Niewiele, a właściwie to tyle ile już powiedziałem. Niczego nie zdradzę. Wszystko co dotyczy Grindelwalda jest moją osobistą sprawą. Obiecuje jednak dodatkowo, że nikomu nie zdradzę niczego co dotyczyłoby tego tematu Profesorze. Czy mogę już iść?

– Arenie, chłopcze nie mogę ryzykować, by Twoja wiedza odnośnie mnie i Gellerta wyszła na jaw. – Po tych słowach Albus wycelował w niego różdżkę, a oczy Greya rozszerzyły się w szoku. Wiedział doskonale, że Dumbledore kiedy musi nie cofa się przed niczym, ale żeby zaatakować ucznia legilimencją … tego się nie spodziewał. Popełnił błąd, bo spojrzał w oczy starszemu czarodziejowi. Zachwiał się na moment, gdy wspomnienia zaczęły napływać. Właściwie to nawet poczuł przez moment zaskoczenie, bo jakimś cudem tych wspomnień nie znał. To nie było możliwe, ale jednak było … obserwował. Obraz dużo starszego Albusa, celującego w niego różdżką. Nie poznawał miejsca, w którym się to działo. Było tam ciemno, słyszał szum wody. Obok leżało coś długiego i dużego. Nie miał czasu na zastanowienie się co to takiego. Starszy Dumbledore rzucił zaklęcie, wtedy on poczuł przeraźliwy ból i zaczął krzyczeć. Bolało, dlaczego wtedy tak bolało? Nie pamiętał. W umyśle pojawiło się nowe znane/nieznane wspomnienie. Krwawy napis na ścianie, mówiący o jakimś dziedzicu. Aren zaczął się powoli cofać i w trakcie tego ruchu wpadł na ławkę, uderzając się mocno o jej kant, co go nieco otrzeźwiło. Próbował powstrzymać nacisk wołając

– Jesteś profesorem nie masz prawa! – Nic to jednak nie dało. Dumbledore natarł z jeszcze większą siłą na jego umysł. Ból był niewyobrażalny, choć krótki. Aren poczuł poruszenie w swoim umyśle, które odrzuciło go aż na kamienną ścianę. Poczuł się tak, jakby odbił się od umysłu profesora próbując uciec. Oczywiście niewiele to dało, bo nauczyciel znowu zbliżał się do niego z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Aren zauważył, że jego wzrok staje się coraz bardziej zamglony i zdał sobie sprawę, że za moment niechybnie straci przytomność. Nie, nie mógł jej stracić, musiał być czujny. Próbował ze wszystkich sił się skupić i nagle, tuż na skraju świadomości usłyszał własny spokojny głos, mówiący: „... Ja się tym zajmę. Odpocznij ...”. Później nie pamiętał już nic.

Albus otrząsnął się z szoku po odrzuceniu z umysłu chłopaka i spojrzał z przerażeniem na ucznia leżącego niczym kukiełka przy ścianie. Teraz kiedy ochłonął, wyrzucał sobie jak mógł stracić kontrolę?! Nic nie usprawiedliwiało tego co właśnie zrobił. Spojrzał z niepokojem na stróżkę krwi, która ciekła po skroni młodego Ślizgona. i poczuł ogromne wyrzuty sumienia. Zadał sobie pytanie podstawowe, które samo jakby pojawiło mu się w myśli „Czym się teraz różnił od Gellerta?”. Jak to się stało, że stracił zimną krew, zamiast zniwelować słownie ewentualne zagrożenie. Strach, że wiedza o powiązaniu z Grindelwaldem wyjdzie na jaw przyćmiła zupełnie jego zdrowy rozsądek. Widział to teraz, ale oczywiście było już za późno. Był cały obolały po tym, jak zupełnie niespodziewanie chłopak gwałtownie, z wielką siłą odparł jego atak. Nie bardzo miał czas zastanowić się jak do tego doszło. Nie zamierzał już kontynuować swoich nierozumnych działań. Miał zamiar podejść do Greya i pomóc. Kiedy jednak pochylił się nad Arenem i wyciągnął rękę by odgarnąć włosy i obejrzeć ranę na głowie, jego ręka została gwałtownie odepchnięta i padły słowa powiedziane stanowczym i bardzo, ale to bardzo zimnym głosem.
– Nie dotykaj mnie – Dumbledore zawahał się i odsunął nieznacznie, widząc jak Aren niezgrabnie próbuje wstać. Kiedy wreszcie chłopcu udało się stanąć pewnie na nogi i utrzymać równowagę Albus spojrzał mu w oczy i widząc ich wyraz poczuł dreszcz strachu. Próbował się wytłumaczyć

– Chcę tylko pomóc chłopcze.

– Pomóc? To naprawdę interesujące profesorze. Zapewne każdego Pan traktuje Legilimens, gdy coś nie idzie po pańskiej myśli? Doprawdy podziwu godne zachowanie. Czy przypadkiem obowiązkiem nauczyciela nie jest ochrona uczniów? – Aren ewidentnie szydził uśmiechając się przy tym okrutnie. Dumbledore zauważył, że było teraz w Greyu coś dziwnego. Wydawał się jakby odmieniony i Albus nie poznawał młodego Ślizgona, którego przecież znał i obserwował od chwili jego przybycia do szkoły.

– Pozwól mi chociaż uleczyć tą ranę. Obiecuję, że nic więcej nie zrobię. – Starał się przekonać młodzieńca do swoich dobrych tym razem intencji, ale nie ruszył się nawet o pół kroku bez zezwolenia, bo odnosił wrażenie jakby miał do czynienia z jakimś niezwykle niebezpiecznym stworzeniem, które rozjuszył. Na zdrowy rozum odczucie to było irracjonalne. Nie wyczuwał od Arena ani krzty magii, ale wbrew temu instynkt kazał mu mieć się na baczności. Obserwował chłopca szeroko otwartymi oczami, a mściwy i złośliwy uśmieszek przejmował go lodowatym dreszczem wędrującym wzdłuż kręgosłupa. Jego samopoczucia nie poprawiła groźba, którą usłyszał z ust Greya na pożegnanie

– Nigdy więcej już się mi nie naprzykrzaj profesorze. Znam teraz Twoje metody, więc nawet nie planuj wtargnąć do mojego umysłu. Jak już się pewnie zorientowałeś jest to zupełnie bezcelowe. Nic co tu się stało nie zostanie przeze mnie ujawnione, ale radzę Ci, nigdy więcej nie próbuj na mnie swoich brudnych sztuczek. Gorzko tego pożałujesz. – Po tych słowach chłopak zaśmiał się cicho i powoli wyszedł z klasy.

Albus jeszcze przez chwilę obserwował drzwi, za którymi znikł Aren. To co zobaczył było niezwykle niepokojące. Wydawało się w tym momencie jasne, albo niemal jasne, dlaczego Grindelwald zwrócił swoją uwagę na tego chłopca. Było w nim coś więcej niż na co dzień okazywał. Kim był Aren Grey?! Jak wiele wie i jaki ma to związek z Gellertem?! Czy przez zainicjowanie turnieju Grindelwald chcę się dostać do chłopca? Kolejne pytania przebiegały przez pracowity umysł nauczyciela łącząc się w mniej czy bardziej jasne wnioski przyczynowo skutkowe. Na koniec doszedł do tego, że musi dopilnować jednego: żeby Grey nie udał się jakimś cudem wraz z uczestnikiem Turnieju z Hogwartu do Dumstrangu. Tego należało się wystrzegać, by nie ułatwiać Gellertowi dostania się do tego chłopca.

***

Drugi Aren, spętany w umyśle chłopaka powoli wyprowadził ciało swojego nieprzytomnego oryginału na korytarz. Kosztowało go to mnóstwo wysiłku. W pewnym sensie był zadowolony, że nie uszkodził nauczyciela, choć miał na to wielką ochotę. Był pewien, że gdyby posiadali wraz z oryginalnym Greyem magię, trudniej byłoby mu utrzymać nerwy na wodzy. Doskonale wiedział, ile obaj wycierpieli przez tego starego capa. Przecież między innymi przez Dumbledora został uwięziony w swoim własnym umyśle. Jednak i na Albusa przyjdzie pora. Tak, za jakiś czas przyjdzie. Pewnie już niedługo, gdy tylko się połączą z Tym drugim Arenem dzięki magii Przeznaczonych. Myślowy Aren był niemalże pewien, że to co zostało oddzielone, ponownie stanie się całością. Wierzył w to i czekał na to cierpliwie dzień po dniu. Rozmyślania przerwały mu zawroty głowy. Najwyraźniej biedne, zmaltretowane ciało było już u kresu sił. Zresztą on sam też już znacznie osłabł. Istniała obawa, że zemdleje na korytarzu, a tego nie chciał. Riddle nie powinien wiedzieć o tym co zaszło w klasie, a łatwo by się tego domyślił. Każdy przecież wiedział kto ich zatrzymał, więc to było proste jak dodanie dwa do dwóch. Musieli, po prostu musieli dostać się do Skrzydła Szpitalnego, ale poruszali się niestety coraz wolniej i bardziej niezdarnie. Tracił siły i on i prowadzone ciało. Doszedł wreszcie opierając się o ścianę do schodów, spojrzał w górę z rezygnacją. Ta przeszkoda wydawała się nie do pokonania. Nagle za sobą usłyszał znajomy głos.

– Aren? Co tutaj robisz?

Drgnął niespokojnie i odwrócił się powoli, potwierdzając naocznie, że jest to rzeczywiście Orion Black. Osobiście niewiele wiedział o tym chłopcu, ale jego drugie ja wydawało się go lubić, a we wspomnieniach nie wydawał się być nadto dokuczliwy. Widmowy Aren odetchnął z ulgą mimo, że Orion obserwował poczynania prowadzonego przez niego ciała czujnie i z jakimś chyba niedowierzaniem. Musiało wyglądać okropnie. Nie miał już siły utrzymywać go w ruchu, dlatego wyszeptał tylko instrukcje i pozwolił ciału osunąć się po ścianie rezygnując już z kontroli nad nim. Nie miał więcej siły.

– Skrzydło Szpitalne. Nikt nie może się dowiedzieć. – Usłyszał jeszcze Orion, zanim Aren ostatecznie stracił przytomność, ale nie zdążył nawet podbiec, by podtrzymać chłopaka. Zaskoczenie odebrało mu po prostu refleks.

Młodego Blacka rzadko udawało się zaskoczyć, ale to co zobaczył i usłyszał wprawiło go w osłupienie. Podstawą szoku był tragiczny wygląd Greya, który słaniał się na nogach, próbując wcześniej iść naprzód. Orion był tu przez przypadek. Po prostu wszedł do łazienki, a kiedy z niej wyszedł, zobaczył plecy ledwo radzącego sobie z chodzeniem Arena. Wołał za nim kilka razy, ale Grey skupiony na drodze zupełnie go nie słyszał. Orion podszedł więc bliżej, ale kiedy zielonooki Ślizgon wreszcie go usłyszał i się do niego odwrócił, jego widok zaparł po prostu dech Blackowi. Stan Arena był co najmniej zastanawiający. W końcu nie minęło zbyt wiele czasu od końca lekcji. Orion pamiętał przecież jednak, że to Dumbledore poprosił Greya o pozostanie po zajęciach. Czy to możliwe...? Grey był mu do teraz obojętny, zwłaszcza od momentu gdy Abraxas zwariował z tym jego durnym „przywiązaniem” a on sam narażał się Tomowi w ukrywaniu informacji o nim. Szybko jednak w jego głowie narodził się mały plan. Nie zastanawiając się dłużej podniósł Arena za pomocą magii i skierował się do skrzydła szpitalnego.

– Holly! Potrzebuję pomocy! – Krzyknął głośno wchodząc do Skrzydła i umieszczając Arena na jednym z łóżek.

– Dla Ciebie Pani Pomfrey! Ile razy muszę wam to powt ... – Pielęgniarka nie skończyła swojego zrzędzenia na widok ciała spoczywającego na łóżku. Szybko podbiegła od razu rozpoczynając badanie, ale w międzyczasie zapytała: – Na Merlina co mu się stało?! – W tym momencie zaczęły powracać wyniki, na widok których otworzyła szeroko oczy i zaordynowała ostro – Przynieś mi szybko cztery fiolki eliksiru energetycznego i jedną regenerującego inaczej może zaraz zapaść w śpiączkę!

Black nawet nie miał czasu przetworzyć tej informacji, tylko automatycznie pobiegł do składziku pielęgniarki po wskazane eliksiry, po czym równie szybko wrócił. Kolejno odkorkowywał jeden za drugim i podawał Holly, która wlewała mikstury do ust Arena zmuszając go do przełykania. Dopiero teraz, kiedy miał na to chwilę czasu Orion zauważył, że Grey był potwornie blady i miał brzydką ranę w okolicy skroni, przez co poczuł małe ukłucie wyrzutów sumienia, że się nieco ociągał z dostarczeniem go tutaj. Ostatnim lekiem jaki podała Arenowi pielęgniarka, był eliksir słodkich snów. Dopiero wtedy kobieta odetchnęła ciężko, ocierając pojedynczą stróżkę potu z czoła, po czym spojrzała na Blacka srogo.

– Orionie, wiesz że mam do Ciebie słabość, ale masz mi natychmiast wytłumaczyć dlaczego Aren jest tak bardzo wyczerpany magicznie? Zdajesz sobie pewnie sprawę, że nie może korzystać z magii, bo jej pokłady są obecnie na bardzo niskim poziomie. Jak do tego doszło, że nadwyrężył nawet te rezerwy? – Black pamiętając prośbę Greya miał już gotową historyjkę, która na pierwszy rzut oka wydawała się logiczna.

– Doszło między nami do sprzeczki i ja użyłem magii. – Powiedział skruszonym głosem pełnym winy, którą po części czuł choć nie był odpowiedzialny za stan kolegi.

– Ty głupcze! Nie spodziewałam się po Tobie czegoś takiego! Zwłaszcza po Tobie – Podkreśliła dosadnie Holly kręcąc w niedowierzaniu głową.

– Jest mi naprawdę bardzo przykro Pani Pomfrey. – Orion przebiegle użył oficjalnego zwrotu w nadziei, że takie traktowanie choć trochę udobrucha kobietę. Po chwili zastanowienia zadał pytanie, które go gnębiło – Pani Pomfrey, dlaczego Aren jest wyczerpany magicznie skoro nie może używać magii?

– Niektórych czarodziejów magia broni sama, gdy są w niebezpieczeństwie. Z reguły tak się dzieje u silnych czarodziejów, a jako, że on ma znikomą ilość magii, to przeciążył swój organizm. Powiedz o co wam poszło? Nie jesteś osobą, która tak się zachowuje – Orion błyskawicznie zapisał sobie w pamięci istotną informację, że Aren jest jak wskazują na to ostatnie wydarzenia i słowa Holly, silnym czarodziejem i zaczął brnąć dalej w swoje kłamstwo.

– To prywatna sprawa. Chciałbym skorzystać ze swojej szansy proszę Pani. Jeszcze ani razu odkąd przybyłem do Hogwartu nie skorzystałem z niej. Chciałbym, aby Pani zachowała ten wypadek dla siebie i nikomu o nim nie powiedziała.

– Prosisz o wiele mój drogi zwłaszcza, że to bardzo nierówna wymiana. Oczywiście wiesz, że ta szansa, o którą prosisz jest wyłącznie aktem mojej dobrej woli. To byłoby niesprawiedliwe względem Arena, który przez Ciebie tutaj leży.

– Jestem pewien, że Aren również by nie chciał nagłośniania tego incydentu. Niech się Pani postawi w jego sytuacji. I tak jest już kozłem ofiarnym ze względu na brak magii, a to co zrobiłem było niewybaczalne. Mogłoby popchnąć innych do działania, a wbrew pozorom ja tego nie chcę.

Ich rozmowę przerwał dźwięk otwieranych drzwi i niespodziewanie do Skrzydła Szpitalnego wszedł profesor Beery, niosąc w ręku kilka pustych fiolek. Black wstrzymał oddech. Było za późno na jakiekolwiek działanie. Wzrok nauczyciela na moment spoczął na Orionie, a w chwilę później ześlizgnął się na leżącego na łóżku Arena i na twarzy profesora pojawiło się autentyczne zmartwienie. Troska, której Black kompletnie nie rozumiał, bo nie zauważył nigdy, żeby Aren jakoś szczególnie współpracował z nauczycielem Zielarstwa. Nie miał jednak czasu na dalsze rozmyślania, bo z ust profesora padło pytanie, którego w tej sytuacji właściwie należało się spodziewać

– Holly, co mu się stało?

– Mała bójka między chłopcami ... Sam wiesz jak to czasem jest. – Lekko odrzekła pielęgniarka, jakby na przekór temu jak wyglądał Aren, choć trzeba było przyznać, że po wyleczeniu rany na głowie i podaniu eliksirów chory Ślizgon i tak wyglądał o niebo lepiej niż na samym początku pobytu w skrzydle.

– To Twoja sprawka? – Pytanie zostało wyraźnie skierowane do Oriona. Zadane zostało niby normalnym głosem, ale chłopak wyłowił w tonie nauczyciela cień złowrogiej nuty. Black był tym zaskoczony, a przez myśl mu przemknęło pytanie: „... Co do cholery jest z tymi ludźmi, że wszyscy, nawet nauczyciele, lgną do tego chłopaka? ...”. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie spróbował wykorzystać słabości profesora do Greya, dlatego odpowiedział

– Tak. I jest mi z tego powodu niezmiernie przykro jak już mówiłem Pani Pomfrey. To sprawa między mną i Arenem. Już właściwie załatwiona, dlatego mogę obiecać, że taka sytuacja się już więcej nie powtórzy. Jednak chciałbym mieć pewność proszę Pana, że ten incydent nie zostanie nigdzie zgłoszony. Nie chodzi o to, że chcę uniknąć konsekwencji, ale jak już wcześniej powiedziałem, to co się między nami stało może skłonić innych do ataku na niego. Dlatego przede wszystkim proszę również Pana profesorze o dyskrecję. Mogę nawet mieć szlaban jeśli zdecyduje Pan, że to konieczne – Berry przyglądał się Orionowi w trakcie tej przemowy z podejrzliwością. Chwilę pomilczał, a na koniec stwierdził:

– Jak się obudzi to porozmawiamy o Twoim szlabanie. Przychylę się do Twojej prośby, choć duże znaczenie będzie miało to, co powie sam Aren. Teraz nie trać więcej czasu i wracaj na lekcję, bo pewnie jakąś masz.

– Em ... profesorze? Czy mógłbym jeszcze o coś prosić? Nasza sprzeczka wybuchła w momencie, kiedy Aren wracał z rozmowy z profesorem Dumbledore'm, a ja akurat wychodziłem z łazienki. Przyznam, że potrzebuję usprawiedliwienia dla siebie. Czy mógłby Pan ...

– To dość bezczelna prośba, niemniej … jeśli jakiś nauczyciel zapyta o powód Twojej nieobecności powiedz, że to ja Cię zatrzymałem. Zapytany potwierdzę taką wersję wydarzeń. A teraz zmiataj już, żebym nie stracił cierpliwości – zakończył rozmowę nauczyciel, a pielęgniarka dodała od siebie, podając równocześnie Orionowi karteczkę z pośpiesznie nakreślonymi kilkoma słowami usprawiedliwienia.

– Wróć wieczorem. Powinien być już przytomny. Potem zastanowię się co z wami począć. A to daj nauczycielowi, z którym macie teraz lekcje. To zwolnienie Arena z zajęć. – Black skinął głową i wziąwszy pergamin wyszedł pospiesznym krokiem ze Skrzydła Szpitalnego na korytarzu przyspieszając do biegu. Zamierzał pojawić się na lekcji mimo, że ta niedługo miała się już skończyć. Cały czas klecił sobie w głowie solidne kłamstwo na temat swojej nieobecności. Wyhamował tuż przed wejściem do sali Wróżbiarstwa, odetchnął kilka razy głęboko, by uspokoić oddech i wślizgnął się do środka. Westchnął z ulgą gdy zobaczył, że nauczycielka Wróżbiarstwa była tak skupiona na kryształowej kuli, że nie zauważała nic poza tym. Zazwyczaj taka sesja bezsensownego patrzenia w jakoby mistyczny przedmiot trwała około pół lekcji. Wydawało się więc, że niedługo powinna się zakończyć, ale póki co trwała i Orion szybko, bez skrupułów zajął jakby nigdy nic swoje miejsce obok Toma, który oczywiście odmiennie niż Pani profesor był całkowicie przytomny i faktu dużego spóźnienia członka swojej grupy nie przeoczył.

– Długo Cię nie było. – Komentarz wydawał się być obojętny. Rzucony został przez Riddle'a od niechcenia, ale wzrok, którym ten zlustrował Blacka był przenikliwy. Oczywiście nie należało ukrytego w stwierdzeniu pytania pozostawiać bez odpowiedzi, dlatego Orion pospieszył z wyjaśnieniem.

– Napotkałem na pewien problem. Beery mnie zatrzymał i wymusił na mnie pomoc. Jak widać nawet nie potrzebuję usprawiedliwienia, bo ona jak zwykle jest w swoim świecie. – Mówiąc ostatnie zdanie Black wskazał wymownie spojrzeniem kogo ma na myśli, po czym równie wymownie wzruszył ramionami sugerując co myśli o takim zachowaniu nauczyciela. W duchu był oczywiście zadowolony z transu nauczycielki, bo uchroniło go to od podawania usprawiedliwienia Arena i tłumaczenia skąd i dlaczego je ma. To była ostatnia lekcja, niezbyt interesująca, dlatego Black uznał, że nic się nie stanie jeśli Aren będzie na niej nieobecny i nieusprawiedliwiony. Może nawet jego nieobecność nie zostanie odnotowana, a on sam, Orion uniknie w ten sposób niewygodnych pytań ze strony Riddle'a. Wydawało się przez moment, że Tom zamierza jeszcze o coś zapytać, jednak w ostateczności nic więcej nie wyszło z jego ust.

***

Holly Pomfrey przechodziła dzisiejszego dnia istne oblężenie swojego małego sanktuarium. Wcześniej Herbert Beery podsunął jej pomysł, żeby Arena przenieść do jej prywatnych kwater, gdzie będzie miał większy spokój do czasu ocknięcia się i teraz była z tego bardzo zadowolona. Kolejne osoby, które pojawiały się w okolicach szpitala sprawiły, że zaczęła zastanawiać się nad tym co powiedział Orion. Co ciekawsze zaczęła wątpić w jego wersję wydarzeń.

Najpierw odwiedził ją Dumbledore, który pozornie przyszedł po eliksir spokoju, ale nie uszedł jej czujnemu oku fakt, że rozglądał się po łóżkach Skrzydła Szpitalnego uważnie, jakby spodziewał się tam kogoś konkretnego zobaczyć. Na koniec wizyty zapytał jakich dziś uczniów gościła u siebie. Opowiedziała krótko o dzisiejszych pacjentach, pomijając zgrabnie Arena. Jakoś miała przeczucie, że tak powinna zrobić. Odniosła wrażenie, jakby był trochę zdziwiony, trochę zaniepokojony i nieusatysfakcjonowany jej opowiadaniem, dlatego nabrała niemal pewności, że właśnie o Greya mogło mu jednak chodzić.

Następnym gościem był Abraxas Malfoy, który również jak tylko wszedł zlustrował łóżka nawet się z tym nie kryjąc i zapytał otwarcie właśnie o Arena. Na jego twarzy pielęgniarka zobaczyła zmartwienie, ale utrzymała swoje kłamstwo zastanawiając się kto jeszcze ją dzisiaj odwiedzi. Zaniepokojenie i smutek, którym Abraxas zareagował na jej odpowiedź spowodowały, że poczuła się nieco winna, że i jego okłamała. Nie zamierzała jednak rezygnować z ukrywania obecności Arena, ponieważ coraz bardziej pewna była, że historia dolegliwości zielonookiego Ślizgona ma zupełnie inne podłoże niż mówił Orion. Dziwnym trafem nabrała podejrzeń, że w tle tej całej afery majaczy cień Dumbledore'a.

Kolejną osobą, która przyszła dla odmiany tylko na oględziny łóżek, był Rudolf Lastrange. Ta wizyta była nad podziw krótka. Rzeczony Ślizgon wszedł, spojrzał na łóżka i natychmiast wyszedł. Ostatnią osobą, która dzisiejszego dnia przewinęła się co najmniej kilkukrotnie w okolicy Skrzydła Szpitalnego był Tom Riddle. Pani Pomfrey widziała go na korytarzu już chyba ze trzy razy, co było co najmniej dziwne zwłaszcza w ciągu dnia. Oczywiście Tom jak to Tom zachowywał się uprzejmie, powściągliwie i dyskretnie, ale Holly już dziś widziała zbyt wiele dziwnych zachowań by nie wyczuć, że on również rozgląda się tu za kimś i to najpewniej za Arenem. Co prawda tutaj akurat miała pewną wątpliwość, bo Riddle był specyficznym człowiekiem, który nigdy nikogo w szpitalu nie odwiedzał i nie szukał, ale mimo wszystko nie wykluczała, że tym razem było inaczej. Po raz czwarty zobaczyła go akurat w momencie, kiedy wieczorem zamykała skrzydło, by udać się do prywatnych kwater. Przechodził obok niby zupełnym przypadkiem, ale Holly już tym razem nie wytrzymała i wesoło rzuciła

– Szukasz czegoś?

– Nie Pani Pomfrey, po prostu tędy przechodziłem. – Odpowiedział Tom spokojnie, a pielęgniarka nie zamierzała go naciskać w celu szukania innej odpowiedzi, więc z racji pełnionej funkcji pouczyła go jedynie, może trochę uszczypliwie

– Oh w takim razie spokojnej nocy i nie przemęczaj się z tymi patrolami. Wiem, jesteś prefektem, ale obowiązkowość też powinna mieć jakieś granice – Na takie dictum chłopak tylko skinął głową i poszedł dalej równym krokiem nie oglądając się za siebie.

Pomfrey weszła do swojej kwatery i od razu podeszła do leżącego tam pacjenta. Zbadała go i po potwierdzeniu, że już nic nie zagraża odetchnęła z ulgą. Na pewno nie ominą go pewne dolegliwości, które pojawiają się zawsze po wyczerpaniu magicznym, ale było to już właściwie nic. Przez parę następnych dni mógł czuć się nieco słabo i sennie i tyle. Drganie powiek i ruchy gałek ocznych pod nimi sugerowały, że chłopak może się za moment obudzić, dlatego pielęgniarka przysiadła na stojącym przy łóżku krześle czekając. Za chwilę rzeczywiście powieki się uchyliły i zielone oczy, jeszcze mało przytomne zaczęły wędrować po otoczeniu. Droga spojrzenia chłopaka zakończyła się na kobiecie. Przez dłuższy czas patrzył na nią bez zrozumienia, później zamrugał szybko, wzrok nabrał ostrości, a oczy lekko rozszerzyły się w rozpoznaniu.

– Gdzie ja jestem?

– Z pewnych przyczyn jesteś w moich prywatnych kwaterach. Pamiętasz co się stało?

– Niezupełnie ... – Stwierdził chłopiec słabym głosem marszcząc czoło w skupieniu i pocierając je lekko dłonią, co wyraźnie wskazywało, że należy podać mu środek na ból głowy. Po chwili zmiana na twarzy i lekkie przymrużenie oczu wskazało Holly, że coś sobie jednak przypomniał. Nic nie mówił, a ona na razie nie pytała. W pewnym momencie obydwoje drgnęli, słysząc pukanie do drzwi. Pomfrey zanim wstała żeby otworzyć, dotknęła lekko ramienia Arena uspokajając go słowami:

– Nic na siłę. Im bardziej się wysilasz, tym bardziej będzie bolała głowa. Z czasem przypomni się samo. – Po tych słowach pielęgniarka wstała i podeszła do drzwi otwierając je. Aren usłyszał znajomy głos Oriona i po chwili Black był już przy jego łóżku. Grey na jego widok zyskał natychmiast pewność, że to właśnie jego spotkał na korytarzu. Gorzej, że nie bardzo póki co wiedział co było potem.

Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, po czym Black chwycił najbliższe krzesło i usiadł przy łóżku. Holly obserwowała wszystko z pewnej odległości. Zauważyła, że Aren na widok Oriona wydawał się być trochę zdezorientowany. Wciąż marszczył czoło, jakby próbując usilnie wytężać pamięć. Oczywiście nie działało to dobrze na jego głowę, którą czasami bezwiednie pocierał. Pewnie wciąż bolała. Po chwili Grey podjął dość niezdarne próby, by usiąść wyżej na łóżku inaczej opierając się o poduszki. Szło to opornie, ale Black nie zaproponował pomocy, obserwując jedynie usilne wysiłki kolegi, któremu wyraźnie drżały dłonie. Na koniec Grey uznał widocznie, że nic więcej nie osiągnie, bo zaprzestał walki z upartymi ciałem i poduszką. Westchnął ciężko i ponownie zwrócił wzrok na Oriona. Ten widząc, że czas na rozmowę, pamiętając o zbędnym na razie słuchaczu w osobie pielęgniarki, ale mając świadomość, że to są jej kwatery postanowił jakoś wybrnąć z sytuacji i poprosić ją o pozwolenie na rozmowę w cztery oczy z Arenem. Dlatego też po chwili zastanowienia zapytał:

– Pani Pomfrey, mam nadzieję, że nie ma Pani nic przeciwko, że chciałbym porozmawiać z Arenem na osobności?

– Nie mam nic przeciwko, ale nie męcz za bardzo pacjenta, mam na was oko. Pamiętaj – Odpowiedziała kobieta, po czym przeszła spokojnie do biurka i zajęła się leżącymi na nim papierami.

Black korzystając z tego przyzwolenia rzucił silne zaklęcia wyciszające wokół siebie i chorego i przystąpił do rzeczy bez żadnych wstępów:

– Pamiętasz co się stało na korytarzu? Wtedy, kiedy się spotkaliśmy.

– Nie zupełnie. Pamiętam, że Cię spotkałam, ale czy coś mówiłem tego nie wiem. Film mi się urwał po tym, jak wyszedłem z klasy. Później mam tylko jakieś mętne migawki w głowie.

– Wobec tego wyjaśnię, że nie powiedziałeś wiele. Pozwól, że zacytuję „... Skrzydło szpitalne. Nikt nie może się dowiedzieć ...„ To było w zasadzie tyle. Od razu dodam, że nie było łatwo wypełnić Twoją prośbę. Musiałem naprawdę nieźle się nagimnastykować, by nikt nie wiedział o tym, że skończyłeś w takim stanie po rozmowie z wielbicielem dropsów. Oczywiście nie obyło się bez nieprzewidzianych kłopotów, ale o tym później – Na wspomnienie o nauczycielu Transmutacji w oczach Arena Orion zauważył zmieszanie i tym sposobem upewnił się w podejrzeniach, że miał rację co do swoich podejrzeń w tej sprawie.

– Dziękuję, że mi pomogłeś. Jestem naprawdę wdzięczny – Aren ograniczył się do podziękowań, pomijając sprawę profesora. Przynajmniej na razie. Black nie byłby Ślizgonem, gdyby nie wyciągnął jakichś korzyści z tego zamieszania tym bardziej, że faktycznie nadstawił karku w sprawie Greya choćby jeśli chodziło o nauczyciela Zielarstwa. Postanowił przedstawić swój punkt widzenia wprost, chcąc zobaczyć reakcję leżącego Ślizgona.

– Nie zrobiłem tego z dobrej woli oczywiście, jesteś mi teraz coś winny – Aren tylko się roześmiał, po czym lekko uśmiechnął i odpowiedział:

– Cóż, jesteśmy w Slytherinie i jest to raczej zrozumiałe. Co byś chciał w zamian za Twoją pomoc?

– Chcę paru informacji, które tylko Ty jesteś w stanie mi dostarczyć. Nie będę owijał w bawełnę. Wiem, że Tom jest Tobą zaintrygowany ze względu na informacje, które posiadasz. Tom pewnie wie więcej, ja jednak nie do końca się orientuję o co może chodzić. Bez wątpienia jest to coś niezwykle istotnego, ponieważ Riddle okazuje jakiekolwiek emocje tylko i wyłącznie w momencie gdy zdobywa, bądź przyswaja nową wiedzę.

Aren przetrawiał zasłyszane wiadomości powoli, nie spiesząc się i przy okazji analizując. Najwyraźniej to co powiedział Tom, że tylko on i nauczyciele wiedzą o domniemanym powiązaniu Greya z Grindelwaldem było prawdą. Była to miła wiadomość. Z drugiej strony Aren nie miał pewności, czy i na ile mógł zaufać Orionowi. Zwyczajnie nie wiedział czego może się spodziewać po Blacku. Chłopak był dla Arena sporą tajemnicą. Jedno było pewne z jakichś nie do końca zrozumiałych przyczyn Black od czasu do czasu mu pomagał i to bardzo. Dlatego Grey postanowił trochę rzeczy ujawnić, ale wcześniej wolał się w paru kwestiach upewnić licząc na szczerą odpowiedź:

– Dla kogo jest to informacja i czy nie wykorzystasz jej potem przeciwko mnie?
– Informacja jest dla mnie. Chcę ją zdobyć po to, bym wiedział na czym obecnie stoję. Otwarcie powiem, że nie mogę obiecać, czy kiedyś nie wykorzystam jej przeciwko Tobie. Wszystko zależy od tego co przyniesie przyszłość. – Arena zaskoczyła całkowita szczerość ze strony Oriona. Docenił to i zgodnie z postanowieniem zaczął:

– Zakładam, że Riddle jest mną zainteresowany ze względu na moje jakieś tam powiązanie z Czarnym Panem. – Jak dotąd Aren powiedział w sumie prawdę, choć Orion nie musiał wiedzieć, że to była jedna wielka intryga uknuta z Kasandrą. Spojrzał na Blacka, który zdawał się zastanawiając nad tym co powiedział. Aren milczał, czekając na reakcję i nie zawiódł się. Ta przyszła w postaci pytania.

– Dlaczego Czarny Pan Cię ściga?

– Pokrzyżowałem mu przez przypadek całkiem istotne plany. – Tym razem Grey też trzymał się prawdy, choć miał na myśli właściwie Voldemorta. Zauważył, że Orion nie jest zadowolony z jego odpowiedzi, ale powstrzymuje się od ostrego komentarza.

– Czy to on odpowiada za Twój brak magii?

– Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie... – Tym razem Aren pomyślał o niezrozumiałym dla niego zaklęciu Signum Temporis.

– Doprawdy, twoje informacje są niezbyt wiele warte. I niewiele wnoszą do zasobu wiadomości, które już posiadam. Jednak coś w Tobie musi być. W końcu nie na co dzień nauczyciel Transmutacji atakuje ucznia. Musiał mieć istotny powód. Tutaj nadmienię przy okazji, że winę za Twój stan wziąłem na siebie, przez co Holly patrzy na mnie nieprzychylnym okiem i istnieje spora szansa, że dostanę szlaban od Beery'ego. Jak widzisz nasza wymiana jest wyjątkowo nierówna. – Na wzmiankę o nauczycielu Zielarstwa oczy Arena rozszerzyły się w zaskoczeniu.

– Skąd Beery wie o tym wypadku?

– To był zwykły niefortunny przypadek. W momencie, kiedy obaj byliśmy jeszcze w Skrzydle Szpitalnym wszedł do środka. Oczywiście jako wyjaśnienie otrzymał wersję taką co i Pomfrey, choć wydawał się być nieco bardziej podejrzliwy.

– Wiem! Pomóż mi wynieść gryzącą książkę z Zakazanego Działu!– Okrzyk Grey'a zaskoczył Blacka zupełnie i wybił go z myślenia. Dalszy ciąg wypowiedzi natomiast na moment odebrał mu mowę, chociaż Orion dość szybko się z tego otrząsnął. Aren tymczasem odkrył, że być może przy okazji uda mu się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i nie zamierzał poniechać swojego pomysłu. Po chwili ciszy Orion z niedowierzaniem zapytał:

– Słucham? – Przedłużająca się cisza pozwoliła mu przemyśleć propozycję Grey'a. Zastanowiło go przede wszystkim dlaczego właśnie ten pomiot diabła Aren chce wynieść. Po co? Po chwili jednak dotarło do niego, że istnieje szansa, że zielonooki znalazł jakiś sposób na tą księgę, na który oni nie wpadli. W tym świetle propozycja zaczęła być kusząca, a nawet obiecywać zyski na przyszłość. Na koniec stwierdził, że warto podjąć to ryzyko. Najwyżej na koniec uzna rzecz całą za niewystarczającą zapłatę i tyle. Podniósł wzrok na Grey'a, który jak się okazało cały czas go obserwował i odpowiedział – Zgoda. Dopilnuję by księga znalazła się w Twoich rękach, choć osobiście nie radzę jej dotykać. Pójdę już. Nie chcę wzbudzać podejrzeń. Sugeruję jednak, żebyś jeszcze dziś pokazał się w dormitorium. Inaczej inni zaczną coś podejrzewać – Zakończywszy tą dobrą radą Orion wstał, zdjął zaklęcie wyciszające i pożegnał się krótko z pielęgniarką.

Po wyjściu Oriona Aren zamyślił się nad ich rozmową. Zdziwiło go, że Black w przeciwieństwie do Abraxasa nie widział żadnych problemów by wynieść Agresję z biblioteki. Czyżby wiedział również jak to zrobić? Być może sam Tom go wtajemniczył? Ciężko było to stwierdzić. Orion Black tak bardzo różnił się od Syriusza. Aren trochę się rozmarzył. Chciałby teraz zapytać swojego ojca chrzestnego o to jaki był jego ojciec. Może wtedy udałoby się lepiej zrozumieć poczynania Oriona. Wreszcie Grey westchnął ciężko, otrząsnął się z myśli i powoli wstał.

***

Ciężko było przekonać Holly o tym, że czuje się dobrze i chce wrócić do dormitorium. Pielęgniarka próbowała obstawać przy tym żeby został do rana, ale w końcu uprosił ją jakoś. Wcześniej otrzymał eliksir na ból głowy, który musiał wypić na jej oczach. Nie bronił się, bo bez wątpienia głowa go bolała i był kobiecie za jej troskę wdzięczny. Wyszedł z komnat Pani Pomfrey kierując się w stronę swojego dormitorium obmyślając po drodze jakąś spójną historię, którą mógłby opowiedzieć na temat swojej nieobecności. Był pewien, że Abraxas na pewno o to zapyta. Niestety, jakoś nic co wymyślił nie brzmiało do końca wiarygodnie. Kiedy wędrował niedaleko przejścia w stronę cieplarni, na myśl przyszedł mu Beery i kwestia współpracy, o której mieli dzisiaj porozmawiać. Właściwie co stało na przeszkodzie, by załatwić to teraz jeśli będzie taka szansa? Skręcił w stronę szklarni i kiedy już ją widział zauważył, że w środku pali się światło. Istniała wielka szansa, że nauczyciel jest w środku, bo kto o tej porze robiłby cokolwiek w cieplarni. Aren wszedł do pomieszczenia dostrzegając Beery'ego, który właśnie przycinał gałązki jednemu z krzewów. Grey zamierzał przyjrzeć się jego pracy, kiedy nagle nauczyciel zniknął mu z pola widzenia dezorientując na moment. Zanim Grey zdołał się ruszyć poczuł za sobą czyjąś obecność i ostrze nożyc na gardle. Zaskoczony głos i zwolnienie ucisku narzędzia były reakcją profesora na rozpoznanie jego osoby.

– Oh, Aren ... nie strasz mnie tak nigdy więcej, dobrze?

– Polemizowałbym z tym kto kogo nastraszył profesorze. Jak Pan to zrobił? Dosłownie zniknął mi Pan z oczu.

– Stare przyzwyczajenia się we mnie odezwały. Musisz mi wybaczyć, ale nie mogę za wiele o tym mówić. Naprawdę przepraszam i na przyszłość proszę, byś nigdy mnie tak nie zaskakiwał. Zwłaszcza w godzinach nocnych. – Beery mówił na pozór spokojnie, ale Aren dostrzegł, że jego sylwetka była wciąż jeszcze spięta. Profesor w widoczny sposób nie chciał mówić o swojej przeszłości, dlatego chłopak porzucił ten temat. Tym bardziej, że sam miał do ukrycia niejedno. Lepiej było nie przekraczać wyznaczonych granic i nie prowokować, a przede wszystkim mieć się na baczności, bo najwyraźniej nauczyciel Zielarstwa miał sporo do ukrycia i nie wiadomo było do końca czego się po nim spodziewać. Grey ochłonął wreszcie i spokojnie przedstawił sprawę, z którą przyszedł.

– Właściwie chciałem tylko powiedzieć, że zgadzam się na pańską propozycję i chętnie podejmę współpracę. Miałem zamiar przekazać tą wiadomość wcześniej, ale jak profesor wie miałem mały wypadek.

– Tak, słyszałem. Blacka nie ominą z tego powodu konsekwencje. Proszę, nic więcej na ten temat nie mów, bo nie zmienię swojego zdania. Tym bardziej, że winowajca sam wyszedł z propozycją kary, a przyda mi się pomoc w pewnej sprawie.

– Mogę liczyć profesorze, że to co zaszło między mną i Orionem zostanie tajemnicą? – Wolał upewnić się Aren i w odpowiedzi usłyszał

– Oczywiście, masz moje słowo, a teraz wracaj do dormitorium. Sporo osób dziś się za Tobą rozglądało, więc radzę znaleźć dobrą wymówkę. Wpadnij do mnie w weekend. Chcę Ci pokazać efekty moich badań nad ciemiernikami. Jestem pewien, że Cię zainteresują. Do tego czasu sporo odpoczywaj. Nie wyglądasz najlepiej.

Wychodząc z cieplarni, poczuł się strasznie zmęczony. Zbyt wiele rzeczy zdarzyło się jak na jeden dzień, ale im bliżej był dormitorium Slytherinu, tym bardziej czuł ulgę, że jeszcze tylko czeka go wyjaśnienie nieobecności i będzie mógł znaleźć się w łóżku i odpocząć. Czuł się kompletnie wykończony mimo że przecież do niedawna spał. Wchodząc do pokoju wspólnego od razu poczuł na sobie czyjeś spojrzenie.

***

Tom spojrzał po raz kolejny na zegar. Grey dosłownie zapadł się pod ziemię po rozmowie ze starym manipulantem. To było wysoce niepokojące, że rozmowa z nauczycielem przyniosła takie, a nie inne skutki. Nie zarządził żadnych poszukiwań zdając sobie sprawę z tego, że Abraxas już dawno przetrząsnął każdy dostępny mu skrawek szkoły, a nawet posunął się do proszenia o pomoc Blacka, co było dosyć zastanawiające. Tom nie miał jednak czasu analizować przyczyn tego nagłego sojuszu, bo wciąż czuł niepokój, który nie pozwalał mu się skupić. Niezwykle irytował go brak magii Grey'a. Gdyby nie ten fakt, wystarczyłoby pewne czarnomagiczne zaklęcie i sprawa byłaby jasna. Okazałoby się przynajmniej, czy Aren jest na terenie szkoły. Tom był rozdrażniony. Black wrócił już ponad godzinę temu, zdał relację ze swoich bezowocnych poszukiwań, po czym udał się do dormitorium. On sam został wraz z Abraxasem, który siedział zamyślony.

Riddle postanowił, że jeżeli jego zguba nie znajdzie się do jutra rana, sam na własną rękę rozpocznie poszukiwania i z pewnością go znajdzie. Jego przemyślenia przerwało skrzypnięcie drzwi do pokoju wspólnego, zza których wyłonił się Aren. Ich spojrzenia na moment się spotkały, jednak po chwili Grey odwrócił wzrok, by przenieść go na Abraxasa. Ten gest nieco wytrącił Toma z równowagi, ale zapomniał o tym niemal natychmiast, gdy skupił się na wyglądzie zielonookiego Ślizgona. Chłopak wyglądał po prostu źle. Nie zamierzał się na razie o nic dopytywać, zresztą nie miałby szans z Abraxasem. Postanowił, że póki co wsłucha się w rozmowę Arena z Malfoyem i w razie potrzeby dorzuci coś od siebie. Tymczasem Abraxas poderwał się jak sprężyna z zajmowanego miejsca i podszedł do Arena równocześnie mierząc go uważnym spojrzeniem

– Aren na Merlina! Szukałem Cię już chyba wszędzie! Nie wyglądasz najlepiej. Coś się stało? Gdzie byłeś?

– Wybacz. Miałem mały wypadek i musiałem nieco odpocząć – Czujnemu oku Toma nie uszło, że nagle Aren schował obie ręce w kieszenie spodni i uśmiechnął się do Abraxasa kontynuując rozmowę – Naprawdę czuję się zmęczony. Czy możemy tą rozmowę przełożyć na inny termin, choćby do jutra? Doceniam Twoje starania, ale teraz naprawdę nie mam na to sił Abraxasie – Tom doskonale widział na twarzy Malfoya konsternację. Obiecał sobie w myśli, że jeżeli Abraxas teraz da sobie spokój z indagowaniem Arena to spotka go kara. Odbierze karę podwójną, bo Grey śmiał jego, Riddle'a zignorować. Ślizgon miał rozmawiać i już. Miał rozmawiać tutaj i miał wyciągnąć z Arena informację co się u licha stało. Tom zauważył trochę spłoszone, szybkie zerknięcie Abraxasa w swoją stronę i usłyszał słowa blondyna skierowane do Greya:

– Oczywiście, porozmawiamy kiedy indziej, tylko powiedz mi jedno, co chciał od Ciebie Dumbledore? Dosyć długo Cię trzymał, a w końcu przecież nawet nie doszedłeś na resztę zajęć.

– Nic takiego. Upewniał się tylko, czy aby na pewno wszystko rozumiem z jego zajęć. W końcu Transmutacja jest w głównej mierze praktycznym przedmiotem. Kiedy rozwiałem jego wątpliwości dał mi spokój. To w sumie wszystko jeśli chodzi o Dumbledore'a. To co idziemy spać?

– Emmm … jasne … pójdziemy. – Odpowiedział bardzo niepewnie, ponownie nerwowo zerkając na Toma, gdy Aren nie patrzył. Właściwie z czystym sumieniem mógł zerkać nawet, kiedy Aren patrzył. Chłopak był w takim stanie, że ledwo widział na oczy i faktycznie wyglądał jakby miał się za moment przewrócić i zasnąć. Widząc jego stan Malfoy pożegnał się z Tomem krótkim skinieniem głowy i zaczął wraz z Arenem iść w kierunku dormitorium, kiedy zatrzymał ich głos Riddle'a, który postanowił wziąć sprawy we własne ręce i upewnić się co do pewnego podejrzenia.

– Muszę z Tobą o czymś porozmawiać Aren, Abraxasie zostaw nas samych. – Instrukcje były jasne, przekazane spokojnym, ale nie pozostawiającym żadnego miejsca na sprzeciw głosem. Malfoy spojrzał krótko na Greya i szybko się oddalił, a Aren westchnął ciężko, ale podszedł do kanapy zajmowanej przez Riddle'a powoli. Tom rzucił niewerbalnie zaklęcie wyciszające po czym zwrócił się do stojącego obok Ślizgona – Usiądź, bo nie jestem pewien ile będziesz w stanie ustać.

– Miałem nadzieję, że nie zajmie to wiele czasu. – Mruknął zmęczonym głosem zielonooki, ale jednak spełnił prośbę i zajął miejsce na kanapie – Tak więc w czym mogę Ci pomóc? Zdaje się, że powiedziałem wszystko co zamierzałem na temat mojej nieobecności.

– Pokaż mi swoje dłonie. – Padło krótkie polecenie, a raczej rozkaz. Aren byłby się może oburzył, gdyby miał na to siłę. Niestety nie był w stanie wykrzesać z siebie nawet małej złości. Niemniej był w stanie przeklinać w myśli swoje ręce na czym świat stoi, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że wyczerpanie magiczne spowodowało, że cały czas drżały i nie dało się tego póki co opanować. Holly oceniała, że ten skutek uboczny powinien zaniknąć do rana, ale na razie nic nie dało się z tym zrobić. O ile Malfoya udało się zwieść, to z Riddle'm mogło nie pójdzie tak łatwo i Aren to sobie uświadomił. Nie było jednak sensu się wymigiwać więc skupił się, by choć przez chwilę powstrzymać drżenie w nadziei, że zdąży wycofać ręce zanim efekt uboczny powróci. Wyciągnął dłonie przed siebie i przez moment trzymał w takiej pozycji. Kiedy poczuł, że drżenie powraca miał zamiar zabrać ręce, ale Riddle błyskawicznie uchwycił jego dłonie we własne i przytrzymał po chwili stwierdzając:

– Tak myślałem. Na pierwszy rzut oka ciężko było to stwierdzić, ale teraz jestem pewien, że masz typowe objawy magicznego wyczerpania. Jest to zaskakujące ze względu na Twój obecny stan, czyli teoretyczny brak magii, ale najwyraźniej takie są realia. Co się stało podczas Twojej nieobecności?

Aren przetwarzał zadane pytanie i zastanawiał się ile i jak powiedzieć. Nie szło mu to sprawnie nie tylko ze względu na zmęczenie, ale i dlatego, że rozpraszał go dotyk dłoni Toma. To było przyjemne i bardzo wzmacniające uczucie. To dziwne, ale kiedy tylko ich ręce się zetknęły, Aren poczuł jakby wstąpiło w niego trochę siły. Nie czuł się tak bardzo wyczerpany jak wcześniej. Instynktownie jego ciało zbliżyło się do źródła energii, po działaniu której czuł się lepiej. Odruchowo splótł swoje palce z palcami Riddle'a wzdychając lekko. Gdzieś na skraju myśli zauważył, że Tom na moment wstrzymał oddech. To było takie dobre uczucie. Takie inne niż kiedykolwiek czuł. Żaden z nich nie wiedział ile trwali w takim stanie. Aren po prostu zamknął oczy i chłonął bliskość Toma, nagle poczuł mocniejszy uścisk dłoni Riddle'a, który go jakby obudził. Gwałtownie otworzył oczy i znieruchomiał na moment w szoku. Jego twarz była bardzo blisko twarzy Riddle'a. Zamrugał szybko i starał się odsunąć.

– Ja przepraszam! – Tom przytrzymał Arena za ręce, by mu nie uciekł i się nie odsunął. Przyjrzał się z lekkim uśmiechem jego skonsternowanej, zawstydzonej twarzy, później spuścił wzrok na jego dłonie i i skonstatował:

– Przestały drżeć – Po tym wolno wypuścił ręce Greya i pogładził jego policzek w delikatnej pieszczocie czując ciepło pod swoimi palcami. Aren wyglądał naprawdę przeuroczo gdy był zawstydzony. A Tom wyjątkowo lubił ten widok, lubił też jego wyzywające spojrzenie. Gdzieś w zakamarkach umysłu Riddle'a pojawiła się myśl, że ten zielonooki chłopak jest naprawdę piękny.

– Czy Ty też ...? – Padło niedokończone pytanie z ust Arena. Tom nie bardzo wiedział czego mogłoby dotyczyć. Początek brzmiał interesująco, więc postanowił poczekać na ciąg dalszy, Aren miał niepewny wyraz twarzy, widać było, że stara się dobrać słowa, by wyrazić to co chciałby powiedzieć. Na koniec jednak westchnął ciężko, uśmiechnął się leciutko i dokończył z pewnością inaczej niż zamierzał. – To nic takiego ... Chciałem się tylko o czymś przekonać. Taki mały eksperyment ... nie chcę się jednak zgłębiać w szczegóły … jeśli pozwolisz.

– W porządku. Lepiej idź i odpocznij, bo mimo wszystko jutro mamy zajęcia, a wyglądasz jak cień samego siebie. Dobranoc Arenie. – Skomentował Tom, wolno wstając ze swojego miejsca. Grey skinął głową na potwierdzenie i w milczeniu obserwował oddalającego się w stronę własnej sypialni Riddle'a.

Tom dotarł do pokoju spokojnym krokiem, ale tylko zamknął za sobą drzwi i usiadł w fotelu starając się uspokoić lawinę myśli, które kotłowały mu się w głowie. Czuł przyśpieszone bicie serca, które nie chciało się za nic uspokoić. Na twarz zupełnie bezwiednie wypłynął mu delikatny uśmiech.

Gdy tylko Tom opuścił pokój wspólny, Aren poczuł dziwną pustkę, której nie umiał w żaden sposób sobie wytłumaczyć. Zastanawiał się jeszcze dobrą chwilę, dlaczego tak bardzo intensywnie odczuwał obecność czerwonookiego Ślizgona i dlaczego ponownie zaczął czuć się gorzej, gdy tylko ten odszedł. W końcu zmęczyły go te myśli tym bardziej, że nie wnosiły niczego, a tylko dezorientowały. Skierował je więc na coś bardziej miłego. Dotknął swojego policzka, który wcześniej musnął Tom, uśmiechnął się lekko i zmobilizował siły by dotrzeć do dormitorium. Kiedy już wylądował we własnym łóżku, zasnął zanim przyłożył głowę do poduszki.

***

Kolejne dwa dni były dla Arena katorgą. Nadal odczuwał skutki wyczerpania magicznego i przez większość lekcji skupiał się jedynie nad tym, by nie zasnąć. Było trudno. Bywało też, że przegrywał i oko mu się przymykało. W takich wypadkach ratował go Abraxas, rozbudzając z drzemki. Malfoy na początku pytał o powód nadmiernego zmęczenia, ale kiedy Grey ominął raz czy drugi jego pytanie milczeniem, przestał pytać. Na pewno miał jakieś swoje przypuszczenia, ale milczał. To między innymi Aren cenił w Abraxasie, dyskrecję i cierpliwe oczekiwanie do czasu, aż on sam będzie gotowy by się zwierzyć. Nie stosował jak Ron, czy też Hermiona rozmaitych form nacisku byleby z niego wydusić o co chodziło, co miało w rzeczywistości odwrotny skutek, ale oczywiście tych dwojga to nie zrażało.

Plusem całego zajścia było, że Dumbledore póki co dał Arenowi spokój. Oczywiście Grey wciąż, kiedy tylko był w zasięgu nauczyciela, czuł na sobie jego taksujące spojrzenie, ale na tym się kończyło. I to było całkiem przyjemne. Tyle był w stanie znieść.

Dziś był piątek i Aren robił sobie plany na weekend. Opierały się wyłącznie na tym by odpoczywać i odzyskiwać siły. Dodatkowe zajęcia z Eliksirów tym razem były smętnym wydarzeniem. Grey nie nadawał się do niczego, przynajmniej przy zajęciach praktycznych, gdzie trzeba było włożyć wysiłek i w stanie i w przygotowywanie składników. Problemem było też jego przeziębienie, a konkretnie zatkany nos. Nie czuł żadnych lub prawie żadnych zapachów, a to oczywiście stanowiło problem. Teorię miał opanowaną i radził sobie śpiewająco nawet w stanie permanentnego zmęczenia. Slughorn zakończył więc zajęcia szybciej i odesłał Arena do Pani Pomfrey, ale chłopak nie chciał ponownie do niej iść.i postawił na doraźne eliksiry lecznicze, które dostał od Malfoya. Po zajęciach ze Slughornem, Grey udał się do biblioteki z zamiarem odrobienia pracy domowej, ale kiedy był mniej więcej w połowie ponownie poczuł senność. Przez moment walczył z tym odczuciem, jednak poddał się po chwili, opierając głowę na przedramionach.

Obudziło go energiczne potrząsanie za ramię. Poderwał głowę i zerknął na budzącego. Zaskoczył go widok Avery'ego, który stał nad nim patrząc z ciekawością, jakby był jakimś dziwnym nowym gatunkiem, który warto obserwować. Po chwili zdecydował widać, że Grey wygląda na wystarczająco przytomnego, bo zapytał z uśmiechem:

– Hej, nie chciałem Cię budzić, ale się zastanawiałem czy nie wybrałbyś się może jutro z nami do Hogsmeade?

Edgar był chyba jedyną osobą z grupy Toma, która swobodnie wyrażała swoje emocje. Aren to sobie cenił, choć ubolewał nad faktem, że ten sam Edgar trzymał niestety z Lastrange. To oczywiście powodowało, że kontakty Arena i Avery'ego ograniczały się tylko do zwrotów grzecznościowych, bądź od czasu do czasu krótkiej, niezobowiązującej pogawędki, ale tylko jeżeli był przy tym obecny Abraxas. Edgar sam nigdy dotąd do niego nie zagadywał, dlatego Grey czuł się zaskoczony, że to właśnie on w tej chwili stał tutaj i z nim rozmawiał.

– Myślę, że sobie odpuszczę. Widzisz, nie czuję się najlepiej jak zresztą widzisz.

– Hmmm ... faktycznie nie wyglądasz dobrze dlatego sądziłem, że gorące kremowe piwo nieco Cię rozgrzeje i poprawi nastrój. Byleś kiedykolwiek w Hogsmeade? Zimą jest tam naprawdę niesamowicie, zwłaszcza przed świętami, choć już teraz wioska powinna być przystrojona przeróżnymi ozdobami. Nie daj się prosić Aren. To w zasadzie ostatnia okazja do wspólnego wypadu w tym roku. Potem większość osób wyjeżdża do swoich domów.

Aren wahał się wbrew sobie. Właściwie miał przecież inne plany, ale argumenty które przedstawiał Avery były dosyć solidne. Brakowało mu trochę jakiejkolwiek rozrywki i ta kolejna zresztą już dziś propozycja jakoś mu się spodobała. Kolejna, bo już wcześniej zapraszał go Abraxas, ale mu odmówił. No i był jeszcze jeden argument, którego żaden z tych dwu nie wyłuszczył, bo o nim nie wiedział. Aren był co prawda wciąż onieśmielony po swojej ostatniej rozmowie z Tomem, ale równocześnie nieodmiennie lepiej się czuł w jego pobliżu i to chyba przeważyło ostatecznie szalę.

– Zgoda – Taka odpowiedź wywołała autentyczną radość ze strony pytającego, który na odchodne rzucił.

– Świetnie! To na razie, szczegóły omówimy podczas kolacji.

Aren odprowadził wzrokiem odchodzącego Edgara, następnie skupił się na dokończeniu pracy domowej. Zastawiał się jak będzie wyglądać spotkanie w takim gronie. Rudolf przecież ewidentnie go nie znosił, choć do końca nie wiadomo było z jakiego powodu. Czy w tej niechęci głównym powodem był brak magii, czy też mieszana krew. A może powód był jeszcze inny. Aren zauważył, że istną wściekłość Lastrange'a budzi fakt, że zaczął dogadywać się z Riddle'm. Rudolf reagował z tego powodu dosyć ... intensywnie. Generalnie, niezależnie od wszystkiego spotkanie z grupą Toma i nim samym w dodatku Grey przewidywał jako całkiem interesujące wydarzenie. Wyszedł z biblioteki i skierował się do pokoju wspólnego Slytherinu, wpadając po drodze na Malfoya ubranego w strój do quiddlitcha, który z uśmiechem zagadnął:

– Niech zgadnę, byłeś w bibliotece?

– Tak. Widzę, że wybierasz się na trening.

– Taaa ... Co prawda nie mam za bardzo na to ochoty zwłaszcza zimą, ale ostatni już odpuściłem. Jakbym teraz ponownie to zrobił, Avery nie byłby zadowolony. Wiesz, w końcu jest kapitanem.

– Chętnie bym się z Tobą zamienił. Wiele bym oddał za to, by móc ponownie polatać, uczestniczyć w treningu, grać na meczach. – Rozmarzył się Aren na chwilę, pamiętając własne treningi i uczucie wolności, gdy był na miotle. To było naprawdę wspaniałe uczucie, choć ostatecznie Umbridge nawet i to mu zabrała. Otrząsnął się szybko z niechcianych wspomnień i westchnął smętnie. Tymczasem Abraxas na podstawie tego co mówił Aren wywnioskował, że chłopak musiał dawniej grać w quiddlitcha ze znajomymi, czy też w szkole, dlatego zaproponował z łobuzerskim uśmiechem:

– W takim razie może pójdziesz ze mną? Rzucę na Ciebie zaklęcie ogrzewające więc nie zmarzniesz. Poza tym będziesz świadkiem tego, jak Rudolf tłuczkiem robi zamach na moje życie.

– No tak, tego nie mogę przegapić, pójdę tylko odłożyć swoje rzeczy – Stwierdził z łobuzerskim uśmiechem.

***

Trening drużyny Slytherinu okazał się być naprawdę niesamowity. Aren obserwował go z zajęciem. Sporo się nauczył o ich sztuczkach i technikach, dzięki którym mimo oczywistych fauli sędzia nie był w stanie dostrzec uchybień. Było to wręcz genialne! Oczywiste było, że mimo rozmaitych sztuczek drużyna była naprawdę silna i nie dziwiło go, że Slytherin przodował w Pucharze. W tym roku jak Aren wiedział z rozmów w rozgrywkach będzie małe zamieszanie i prawdopodobnie nie zostaną do końca przeprowadzone, ponieważ wyprze je Turniej Trójmagiczny. Nie przeszkadzało to jednak drużynom ćwiczyć, choćby dla własnej przyjemności. Abraxas był niesamowitym obrońcą. Aren był zaskoczony, że nie oberwał ani jednym tłuczkiem z ogromnej serii jaką posłał w jego stronę w ciągu gry Rudolf. Wiele z nich Malfoy odbił, niektóre mijały go o włos, ale ogólnie wszystkie, mimo tytanicznych wysiłków Lastrange'a nie tknęły Abraxasa. Na Rudolfa zupełnie nie działały upomnienia Avery'ego, który wciąż przypominał mu, że wszyscy na boisku są jedną drużyną. Aren podejrzewał jednak, że gdyby Edgar rzeczywiście chciał wymusić na Rudolfie spokojniejszą grę, mógłby być bardziej stanowczy. Wynikało z tego, że nie chciał i Grey po namyśle doszedł do wniosku, że wie dlaczego. Dzięki podchodom, zabiegom i atakom Lastrange'a, Malfoy był świetnym obrońcą.

W połowie tego jakże ciekawego widowiska zaklęcie ogrzewające rzucone przez Abraxasa zaczęło stopniowo słabnąć, aż wreszcie całkiem zniknęło na kilka minut przed końcem treningu. Zdecydował, że mimo to poczeka. Kiedy zorientował się, że uczestnicy gry zaczynają powoli szybować ku ziemi, opatulił się bardziej szalikiem i zaczął schodzić z trybun na boisko. Dotarł na dół w momencie, gdy wszyscy znajdowali się się już na ziemi, trzymając w dłoniach swoje miotły. Avery opowiadał o jakiejś strategii, którą muszą następnym razem przećwiczyć. Malfoy zauważył Arena i pomachał do niego, by podszedł bliżej. Idąc, Grey zauważył kilka zgorszonych spojrzeń, ale nie zwracał na to uwagi. Przywykł. Kiedy zrównał się z Malfoyem, Edgar go dostrzegł i zapytał znienacka:

– I co sądzisz?

– Jesteście naprawdę świetną drużyną. Jestem pełen uznania. – Stwierdził bez wahania.

– Też tak sądzę. Wiem jednak, że może być lepiej. Prawdę mówiąc mamy problem z szukającym. Jedna z najważniejszych osób w składzie jest jednocześnie naszym słabym punktem. Peter naprawdę się stara, ale słabo mu to wychodzi. Prawdę mówiąc jest szukającym tylko dlatego, by zapełnić lukę. Uwierzysz, że wygrywamy głównie dlatego, że sami zdobywamy masę punktów? Mamy ich wiele nawet jeśli przeciwna drużyna zdobędzie znicz? Peter ma też jedną zaletę. Skutecznie powstrzymuje szukających innych drużyn.

– To naprawdę spory problem. – Potwierdził Aren, zagryzając lekko wargę. Pomyślał równocześnie, że ten kłopot dałoby się rozwiązać od ręki, gdyby tylko miał magię. Przemilczał jednak ten fakt. Kątem oka za to dostrzegł, że Lastrenge mówi o czymś z Mulciberem patrząc na Malfoya. Chwilę po tym Rudolf uwolnił tłuczka i odbił go z całej siły w stronę Abraxasa. To był moment. Aren zareagował instynktownie. Wyrywał pałkę z rąk zaskoczonego Edgara, odepchnął Malfoya z linii lotu tłuczka, odbijając go z powrotem do Lestrange'a. Na twarzy Rudolfa malowało się absolutne zaskoczenie i to go zgubiło. Nie miał szansy tak szybko zareagować, więc odbity tłuczek trafił go prosto w brzuch. Po tym ciosie zgiął się w pół, a z ust popłynęła mu żółć. Ślizgoni zaczęli się śmiać, gdy po chwili zwymiotował, a Aren przez chwilę poczuł mściwą satysfakcję. Kiedy w końcu Rudolf wstał i doszedł do siebie na tyle, żeby móc jakoś zareagować, zaczął szarżować na Greya z różdżką w dłoni. Nic z tego nie wyszło, bo przed Arenem stanął Malfoy i ku zaskoczeniu chyba wielu, Avery, który stanowczo zarządził:

– Wystarczy Rudolfie. Sam zacząłeś, więc nie powinieneś winić Arena za swoją porażkę. Wszyscy do przebieralni! Koniec przedstawienia! – Cała drużyna bez słowa protestu zareagowała na to żądanie, a Aren w myśli stwierdził, że miał rację kiedy przypuszczał, że Edgar jeśli chce, potrafi być konkretny i przekonywający.

Mijając Greya, Rudolf nie mógł się powstrzymać. Trącił go ramieniem mówiąc cicho:

– Zapłacisz mi za to charłaku. Zniszczę Cię i będziesz żałować, że śmiałeś ze mną zadrzeć. Radzę Ci mieć się na baczności.

Avery westchnął ciężko, chowając pozostały sprzęt do skrzyń i zamykając je dokładnie. Odbierając od Arena pałkę skomentował:
– To było świetne odbicie! Grałeś kiedyś? Masz świetny refleks.

– Kiedyś grałem, ale to było dosyć dawno temu. Raczej wyszedłem z formy.

– Jeśli tak wygląda osoba, która wyszła z formy, to chciałbym zobaczyć ją w formie! – Wtrącił z podziwem w głosie Malfoy – Swoją drogą, to dzięki za wcześniej. Gdyby nie ty, raczej bym tego nie uniknął. Mówiłeś, że grałeś w quiddlitcha. Na jakiej pozycji? – Tak bezpośrednio zadane pytanie nie pozostawiało miejsca na uniki, a wcześniej przecież Aren nie planował się zdradzać. Dlatego teraz trochę go zatkało, kiedy próbował z siebie wydusić:

– … kający.

– Słucham? Możesz powtórzyć?

– Byłem szukającym – Powiedział z niejakim rozgoryczeniem pytany, a Abraxas z Edgarem momentalnie zrozumieli powód nagłego pogorszenia humoru Greya, ale nie zamierzali do niego dołączać. Zwłaszcza Edgar, który z podnieceniem klepnął Arena po plecach i krzyknął:

– Świetnie! Więc w przyszłym roku mamy w końcu kogoś kompetentnego na to miejsce! Rany, to naprawdę niesamowity zbieg okoliczności. Właśnie Ciebie potrzebowaliśmy!

– Ale ja przecież ...

– Mamy czas. Zobaczymy co będzie, niemniej nie licz, że się wywiniesz!

Po tym niespodziewanym oświadczeniu Aren poczuł radość. Naprawdę chciałby zagrać wraz z innymi i miał nadzieję, że wreszcie odzyska w zupełności swoją magię. Regeneracja miała trwać kilka miesięcy, więc była na to szansa. Przez myśl mu przemknęło, że musi unikać Dumbledore'a, bo z jego uprzejmą pomocą zasoby jego magii wróciły do punktu wyjścia. Znowu czuł się zmęczony. Chwilowy przypływ adrenaliny nieco stłumił to uczucie, ale teraz wszystko wróciło do normy. Aren postanowił się jednak nie poddawać i skupił się na Malfoyu, który coś najwyraźniej analizował, po czym się ożywił i wykrzyknął nagle:

– Polatajmy! – Wykrzyknął nagle, na co, spojrzał na niego z niedowierzaniem, lecz widząc poważną minę Abraxasa wiedział, że ten nie żartował

– Jesteś pewien, że potrafisz panować nad miotłą gdy znajdują się na niej dwie osoby? – Propozycja była tak bardzo kusząca, ale musiał się upewnić odnośnie tego szczegółu, zwłaszcza, że w tych czasach miotły były o wiele gorszej jakości, niż te na których przyszło mu w przyszłości latać po raz pierwszy

– Ze mną nic się nie stanie a przynajmniej będziesz miał okazję wzbić się w powietrze. Może nie będziemy zwrotni i zwinni, ale trochę polatamy, no chodź!

Dwa razy nie musiał powtarzać. Grey ostrożnie usiadł za Malfoyem, trzymając go za ramiona. Abraxas bez brawury, delikatnie odbił się od ziemi i wznieśli się w powietrze. Arenowi zaparło dech w piersi. Tak dawno nie miał okazji odczuwać tej szczególnej radości z latania. Oczywiście było nieco inaczej dlatego, że lecieli we dwóch, ale nie miało to znaczenia. Aren czuł się teraz naprawdę wolny. Poprosił Abraxasa by ten przyśpieszył i od czasu do czasu wykonał parę skrętów. Nie były to może specjalnie zgrabne i szybkie wiraże, ale wystarczyło. Powolność i niezgrabność komentowali między sobą żartobliwie, ale lecieli i to było dla Greya najważniejsze.

Tom wracał z Blackiem z pustej, od dawna nieużywanej klasy, gdzie ćwiczyli zaklęcia niewerbalne. Orion ograniczał się póki co do podstawowych. Samo utrzymanie zaklęcia było bardzo wyczerpujące. Ćwiczył jednak uparcie i widział już pewne, jeszcze nieznaczne osiągnięcia. Tom jak zawsze był o kilka kroków przed nimi wszystkimi i takie zaklęcia nie stanowiły dla niego problemu. Czasem Black zastanawiał się jaki jest jego limit, jak długo byłby w stanie to czy inne zaklęcie utrzymać, ile ich rzucić jednego dnia, ale oczywiście tylko o tym myślał. Nie śmiałby zapytać. Sam potrafił rzucić zaledwie dwa poprawne zaklęcia podczas ćwiczeń, a z każdym kolejnym odczuwał zmęczenie oraz miał trudności z utrzymaniem koncentracji. Kiedy tak szli korytarzem, za oknem mignął Orionowi jakiś dziwny kształt. Przystanął na chwile, by się mu przyjrzeć. Ktoś latał na miotle. Po dokładniejszym przyjrzeniu się stwierdził, że była to dwójka ludzi. Jeszcze chwila i miał pewność, że obu siedzących na miotle doskonale rozpoznaje. Chciał ruszyć dalej w nadziei, że Tom tego nie dostrzeże, jednak było już za późno. Oczywiście po samej twarzy Toma nie było widać nic, żadnej reakcji, ale malutkie pęknięcia, które zaczęły tworzyć się na pobliskich szybach, tworząc niemalże artstyczne wzory były aż nadto oczywiste. Tom był bardzo zły.







3 komentarze:

  1. Już przeczytany wcześniej na FF, ale nie skomentowany, bo nie miałam na to czasu, więc robię to teraz.
    Świetny rozdział, fabuła zaczyna się rozkręcać, a między główną parą coraz bardziej iskrzy. Zazdrość Toma o Harry'ego jest taka słodka! >.< Niech Harry szybciej odzyskuje magię i niech w końcu się dowie kim jest dla niego nasz prefekt Ślizgonów :D Niech Dumb się wypcha i w końcu da spokój Poterrowi. To co zrobił jest niewybaczalne.
    Mam nadzieję na szybko dodany kolejny rozdział, bo nie mogę się doczekać co Riddle zrobi Malfoy'owi za te wspólne latanie na miotle :DD
    Życzę dużo weny :)

    //Mika

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze. Będę miała zmarszczki od tak szerokiego uśmiechania się na widok nowej noty! Świat jest piękny! Taaak baaardzo piękny!
    1.Awww! Abraxas troszczący się o Arena... to jest takie urocze i rozczulające i... pogłębiające zmarszczki!
    Oooo! Aren! Bogowie. Piękna scena z herbatą! Tak bardzo! Nie potrafię na pisać nic konstruktywnego!
Edgar <3 Laf ju!
2. Bardzo mi się podoba to, że Aren jest o wiele lepszym warzycielem. Zawsze mi tego brakowało u Harrego, umiejętności tworzenia eliksirów. W twoim opowiadaniu chłopak ma wręcz niesamowite zdolności i w żaden sposób nie jest to nachalne. Bardzo przyjemnie się to czyta.
3. Co do sceny z Dumbledore’m. Nie spodziewałam się że staruch zaatakuje go legilimencją. Scena, w której Harry miał przebłysk ze sceny w komnaty tajemnic. Aż rozdziawiłam usta! Nie mogę się doczekać aż Harry w pełni odkryje prawdę. Tfu, nie Harry, Aren! No i jego reakcja? Ah, to było piękne. Mam nadzieję, ze Drops w końcu zobaczy gdzie jego miejsce. 
4.Hmm, jeśli mogę (oczywiście ze mogę!) podzielić się moimi przemyśleniami. Dla mnie wygląda to trochę tak, że Harry po dowiedzieniu się prawdy (jakakolwiek ona jest) w drugiej klasie w jakiś sposób się zmienił. Ale Albus chcąc to zatrzymać pozbył się wspomnień chłopaka, sprawiając że w jego umyśle powstały dwie jaźni. Ta która żyje nieświadomością i ta, która wie za dużo. Coś w tym jest?
5.O jeeej… te sceny z Tomem są takie urocze. Uwielbiam ich pociąg do siebie. Ten magiczny, fizyczny i psychiczny. Niesamowicie uwielbiam to, jak Tom staje się kochanym, uczuciowym chłopakiem, gdy tylko jest z Arenem sam na sam. Rany… czy są lepsze rzeczy na świecie od takich słodkości?
6. Avery i Abraxas to tacy świetni przyjaciele… myślę że utrata magii i przeskok w czasie to całkiem dobra cena za zamianę Hermiony i Rona właśnie na nich. No i… Tom. To jest niezaprzeczalnie bezcenne. 
Uhuh, chyba ktoś dostanie cruciatusem~ Ale przecież… nic takiego się nie stało. Prawda?
    No coż. Jak zawsze. Rozdział cudny! Aż mam ochotę wyślinić ekran <3.
    Dziękuję Ci kochana za to że piszesz! Weny! I jeszcze raz Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    rozdział jest wspaniały, Dumbledore jest podły, mogę zrozumieć Abraxa, Toma kręcącego się koło skrzydła szpitalnego, ale Rudolf? czego tutaj szukał i co chciał? Tom zupełnie inaczej traktuje Aidena, niż pozostałych... ciekawe kiedy wyjdzie prawda z tym drugim dziennikiem... Orion dowiedział się, że naprawdę Aiden jest potężny magicznie, ich ciała wiedziały, że są sobie przeznaczeni, no a jeszcze Avery taka zmiana, no i ta końcówka Malfloy to będzie miał przechlapane...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń