Queen of the wars in the stars: Dwoje facetów i łazienka hmm... faktycznie wyobraźnia może szaleć, można by było napisać niezłe porno w tym pomieszczeniu... Więc spokojnie nie tylko ty masz takie myśli. Możemy sobie podać dłonie :) Coraz więcej osób jest w klubie Abraxasa, to świetnie! Aż czasem akcja aż się prosi o zmianę pary, Abrarry też by było niezłe ;) Może kiedyś się pokuszę o coś w tym stylu. Uwielbiam mącić i jeszcze sporo intryg przed nami! Ah... sceny (prawie) miłosne, strasznie lubię je pisać, mam nadzieje że dobrze mi wychodzi napięcie pomiędzy Tomem a Arenem. Jeżeli chodzi o czasy Harry'ego, to nic takiego nie umieściłam w treści odnośnie powrotu czy też nie do przyszłości. Pozdrawiam ciepło!
Kiminari: Zapisy dialogu będą stopniowo poprawiane, ale najpierw muszę ogarnąć parę rzeczy i nawet znalazłam ofiarę która będzie miała te nieszczęście mi zawiłość tego tłumaczyć (facet, nie gej), ale na co dzień zajmuje się takimi rzeczami także mam nadzieje że coś z tego wyjdzie :). Mam nadzieje, że zdrówko jednak tym razem bardziej dopisuje. Miałam okazje czytać Kiling Stalking i jest dosyć specyficzne... Na początku byłam zaintrygowana szczerze mówiąc, ale załapał ten tytuł sporą tendencję spadkową. Tomarry na wieczność. Amen. Pan w kapeluszu został alkoholikiem... Hmm w sumie też może być ;) Podzielam jednak jego zamiłowanie do win... Wina każdego udobrucha! Beery odegra sporą rolę w tym opowiadaniu więc go nie zabraknie :) Żałuje że nie można kupić czasu ostatnio mam go coraz mniej... Podziwiam za twoje tempo pisania rozdziałów!
Natalia: Dziękuję za komentarz! Jak się potoczy... hmm dowiesz się w tym rozdziale. Zapraszam
Weronika: Mam nadzieję, że wytrzymałaś do tego rozdziału :) Pozdrawiam ciepło!
Rozdział 22: Przyczyny i skutki
Abraxas wspominał wczorajsze
spotkanie z Tomem i całą grupą. Riddle naprawdę dał im popalić,
jednak wyjątkowo obyło się bez karania i bolesnych klątw. Za to
wynieśli z tego spotkania ciekawą lekcję czarnej magii. Tom miał
naturalny talent do posługiwania się, a przede wszystkim do
nauczania tej dziedziny magii. Malfoy czasem żałował, że jest to
nielegalna forma czarowania. Była czasem tak pomocna.
Przeniósł zamyślone spojrzenie na
Greya, który spał w najlepsze. Od nocy, podczas której przyśnił
się zielonookiemu Ślizgonowi tamten koszmar, Malfoy dbał o to, by
upewnić się czy rzucił zaklęcie wyciszające również na łóżko
Greya. Nie chciał ryzykować, powtórnej przygody z Orionem, a tym
bardziej z kimkolwiek innym. Na szczęście po tamtym zdarzeniu nie
przyśnił się Arenowi kolejny koszmar, przynajmniej na razie i
Abraxas nie musiał interweniować. Malfoy zmarszczył czoło i
zerknął na zegar. Był najwyższy czas, by obudzić śpiocha jeśli
mieli zdążyć na śniadanie. Podszedł do łóżka Arena i
potrząsnął go lekko za ramię. Grey otworzył leniwie oczy,
rozglądając się po pokoju. Byli sami, co go trochę
zdezorientowało, ale w końcu zebrał wszystkie siły i zmusił się
do wstania. Nie czuł się dobrze. Pojawiły się oznaki
przeziębienia. Zaczynało go boleć gardło. Postanowił jednak, że
nie podda się tak łatwo chorobie. Rozejrzał się ponownie po
pokoju i zapytał
– Gdzie pozostali? Która godzina?
– Udali się już na śniadanie.
Rzadko zdarza się byś spał dłużej niż którykolwiek z nas więc
pomyślałem, że Beery musiał dać Ci wczoraj nieźle w kość. Nie
reagowałeś na wcześniejsze budzenie. Pozwoliłem Ci trochę dłużej
odpocząć, ale jednak wolałbym w końcu trafić na śniadanie,
dlatego zbieraj się i ruszajmy coś zjeść.
Aren poczuł głód na samą wzmiankę
o śniadaniu zwłaszcza, że wczoraj ominęła go kolacja. Nie
oponował więc, ubrał się pospiesznie pakując kilka potrzebnych
książek i pergaminów do torby. W międzyczasie przypomniał sobie
i zapisał w pamięci, że miał dziś zamiar porozmawiać z Beery'm
odnośnie jego propozycji. Zbliżała się przerwa świąteczna,
będzie miał dużo wolnego czasu, dlatego zamierzał trochę
poeksperymentować. Wciąż pozostawała nie rozwiązana sprawa
Agresji i problem wyniesienia jej z biblioteki. Oczywiście mógł mu
w tym pomóc Tom, ale Aren doskonale pamiętał co Riddle mówił o
wymianie informacji.
Śniadanie już trwało, gdy weszli
wraz z Malfoyem do Wielkiej Sali. Tym razem Aren nie optował za
odosobnieniem i dosiedli się do Toma i jego grupy. Aren chwycił za
dzbanek z gorącą herbatą i nalał sobie hojnie do filiżanki,
pozostawiając miejsce na cukier. Gardło wciąż go bolało co nie
było przyjemne i miał nadzieję, że ciepłe picie tu pomoże.
Odstawił dzbanek, sięgnął po szczypce do cukru i wrzucił do
filiżanki dwie kostki, by po namyśle dorzucić jeszcze trzecią.
Kiedy miał już odkładać szczypce, zatrzymał się w połowie
drogi, po czym sięgnął po czwartą kostkę i umieścił ją w
filiżance.
– Na Merlina to wciąż jeszcze
herbata?! – Wypalił nagle Avery obserwując z pewną fascynacją
działania Arena. Grey spojrzał na niego z rozbawieniem i skwitował
krótko
– Lubię słodką herbatę. – Nie
dodał już jednak, że pije taką, a nie inną, ponieważ bardzo
różni się od tej gorzkiej, którą dostawał od wujostwa w swoich
czasach.
– Avery, ty chyba nigdy nie widziałeś
ile Tom słodzi – wtrącił Orion, a po chwili dodał jeszcze
wyjaśniająco – Sądzę, że jego herbata dorównuje słodkością
tej, którą przygotował sobie Aren, a może nawet jest słodsza.
Na te słowa w Greya wstąpił jakby
duch przekory. Oczywiście widział już wcześniej, że Riddle
słodzi swoje gorące napoje, ale nigdy wnikliwie nie śledził ile
cukru Tom używa. Skusiło go więc, by sprowokować … cokolwiek,
dlatego przeniósł wzrok na Riddle'a i rzucił
– Ciężko mi sobie wyobrazić
naszego prefekta „słodzącego” – Nieco złośliwy komentarz
spowodował, że członkowie grupy Toma nagle znieruchomieli, a Aren
odniósł nawet wrażenie, że wszyscy wstrzymali oddech. Nie przejął
się za bardzo tą gwałtowną reakcją, bo w oczach Riddle'a
zobaczył autentyczne rozbawienie. Po chwili natomiast we wzroku Toma
błysnęło wyzwanie. Prefekt spokojnym, ale zdecydowanym ruchem
przesunął swoją filiżankę w stronę Greya i zaproponował z
cieniem uśmiechu.
– Sam oceń. – Aren był takim
obrotem spraw trochę zaskoczony. Stwierdził jednak, że po pierwsze
doskonale się bawi, a po drugie teraz już nie może się wycofać.
Pewnym ruchem ujął filiżankę Toma i upił spory łyk czując na
języku słodycz napoju. Przełknął i skomentował
– Oh ... faktycznie słodka. –
Tymczasem Tom sięgnął po jego filiżankę, bez pytania
przywłaszczając ją sobie i w milczeniu unosząc do ust. Panującą
dotąd w grupie idealną ciszę przerwał komentarz Edgara:
– Uuuu ... pośredni pocałunek! –
Niespodziewanie rzucony żart spowodował, że Aren, akurat
przełykający herbatę, zakrztusił się. Na pomoc przyszedł mu
Abraxas, poklepując po plecach. Kiedy kryzys minął, Aren
wyprostował się i z zaskoczeniem skonstatował, że Tom ze stoickim
spokojem go obserwuje. Rozejrzał się szybko i zarejestrował
morderczy wręcz wzrok Rudolfa, w którym zauważył też jakiś cień
szaleństwa. Nie zdążył dokładnie zidentyfikować tego
spojrzenia, bo po krótkiej chwili Lastrange przeniósł spojrzenie
na Riddle'a i nagle mu przeszło. Zmienił się na twarzy, oklapł,
zacisnął dłonie w pięści, a po chwili wrócił do spożywanego
posiłku. Wszystko to odbyło się w ciszy, a Aren poświęcił
chwilkę na zastanowienie się co też Rudolf mógł ujrzeć w oczach
Toma, że tak go to utemperowało. Grey uniósł do ust filiżankę z
herbatą i omiótł wzrokiem pozostałych członków grupy Toma.
Patrzyli na niego z jakimś dziwnym, nie do końca zrozumiałym
wyrazem twarzy. Aren wzruszył lekko ramionami i spokojnie upił łyk
z trzymanego w dłoniach naczynia.
***
Na Obronie przed Czarną Magią
Abraxas zajął swoje stałe miejsce koło Blacka. Aren jak zwykle
zajmował miejsce z tyłu, by nie przeszkadzać w praktycznej części
zajęć. Malfoy rozejrzał się dyskretnie. Tom akurat pomagał w
czymś profesorowi, przyodziewając swoją maskę wybitnego ucznia.
Obaj byli pochłonięci tym zajęciem na tyle, że jak ocenił
Abraxas, była to najlepsza okazja na konieczną rozmowę z Orionem,
który był właściwie jedyną osobą, z którą mógł porozmawiać
o swoich obserwacjach na temat zmian w zachowaniu Toma i Arena.
Zresztą od śniadania widział, że Black też obserwuje te zmiany.
Abraxas zastanawiał się właśnie od czego zacząć rozmowę, kiedy
niespodziewanie usłyszał:
– Wydajesz się być nieco
rozkojarzony. – Okazało się, że Orion był równie
zainteresowany rozmową co i on sam, dlatego nie marnując czasu
Abraxas odpowiedział
– Jak pozostali. W tym Twoja osoba –
podkreślił
– Wydaje mi się, że za bardzo
skupiasz się na Arenie nie dostrzegając jeszcze jednej rzeczy,
która wydaje się się kluczowa w zachowaniu tej dwójki. Myślę,
że to zachowanie Toma. Zauważ, że uległo pewnej zmianie odkąd
pojawił się Aren. Dziś nastąpił jak sądzę przełom, bo wszyscy
byliśmy świadkami tego, że traktuje Greya inaczej niż pozostałych
ludzi. To zdumiewające i zastanawiające.
– Po prostu interesują go informacje
jakie może wydobyć z Arena odnośnie ... – Abraxas urwał
gwałtownie wypowiedź przeklinając nieuwagę. Nie był przecież
pewien, czy Black wiedział cokolwiek o powiązaniach Greya z
Grindelwaldem. Jeżeli nie, to nie widział potrzeby, by Orion zdobył
tą informację właśnie od niego. Z tego też powodu zakończył
myśl w inny sposób – Grey jest jedyną osobą, która zdaje się
być w posiadaniu cennej wiedzy potrzebnej Riddle'owi.
– Nawet jeśli to co mówisz jest
prawdą nie wyjaśnia podstawowej sprawy. Nie ulega wątpliwości, że
to wciąż jest ten sam Tom. Obaj znamy bardzo dobrze jego metody i
sposoby zdobywania wiadomości. Wiemy, że mógłby posunąć się
dalej niż legilimencja. Nie wahałby się, gdyby chciał dosłownie
wydusić interesujące go informacje z Greya. A jednak w tym jednym
jedynym przypadku postanowił zachowywać się po ludzku. Abraxas, On
się uśmiecha i żartuje nie widzisz tego? Oczywiście na tyle na
ile pozwala mu jego natura, ale jednak. Nie sądzisz, że to dziwne?
– Black okazał się jak zwykle doskonałym obserwatorem i
wyciągnął odpowiednie wnioski. Malfoy poczuł się w obowiązku
trochę zamydlić mu oczy, by zwątpił w swoje racje choćby
częściowo. Niestety nie był przygotowany na taką konfrontację i
według niego nie do końca wyszło jak zamierzał
– To ... nic nie znaczy ... Aren bywa
uparty i być może Tom zdaje sobie sprawę, że „tradycyjne”
metody by na niego nie zadziałały. Wydaje się być przekonany, że
więcej ugra zachowując się tak jak obecnie.
– Nie znam wszystkich informacji.
Widzę jednak, że Ty wiesz o wiele więcej niż ja i być może
rzeczywiście lepiej dzięki temu oceniasz sytuację. Niemniej widzę,
ze Riddle jest ... jakby to określić ... łagodniejszy jeżeli
chodzi o Arena. O ile to stwierdzenie nie pasuje do kogoś takiego,
to jednak nie potrafię inaczej opisać podobnego zachowania, gdy w
grę wchodzi On.
Abraxas nie potwierdził głośno tego
co powiedział Orion, ale w głębi duszy zgodził się z tym co
Black mówił. Tym bardziej, że miał na tą sprawę szerszy ogląd
od Oriona. Znał przecież kilka szczegółów i wydarzeń, o których
tamten nie miał pojęcia. Sam nie raz już, odkąd pojawił się
Aren, obserwował szokująco odmienne reakcje Toma na tego nowego
chłopaka. Ich wzajemne relacje przypominały bardziej jakąś
fascynację. Nie pierwszy raz Abraxas zdumiewał się nad tym faktem,
ponieważ jak dotąd Riddle wykazywał takie pogłębione uczucia
jedynie do czarnomagicznych książek, nigdy do ludzi. Coś się
jednak zmieniło i jak widać zauważył to także Orion. Zresztą
nie tylko Riddle wykazywał zainteresowanie Greyem, ale i odwrotnie.
Malfoy po cichu zaczął podejrzewać, że ta obustronna fascynacja
to coś więcej ze strony Toma niż chęć przejęcia informacji. Za
bardzo się angażował. Lepiej było jednak głośno tego
wszystkiego nie wyłuszczać, dlatego też nie ciągnął już dalej
rozmowy z Orionem. Po chwili zresztą na miejsce obok niego powrócił
Tom, który zakończył już pomaganie nauczycielowi, więc tym
bardziej nie było jak kontynuować dywagacji. Abraxas rozglądając
się zauważył zapatrzonego w Toma Arena. Po chwili Grey zamrugał i
przeniósł spojrzenie na Malfoya, uśmiechnął się lekko, a
blondwłosy Ślizgon poczuł wypełniającą go radość i jakieś
dziwne, szybsze bicie serca. Odpowiedział lekkim uśmiechem i wrócił
wzrokiem do swojego podręcznika.
***
Ostatnimi zajęciami tego dnia była
transmutacja z Dumbledore'em, na której uczyli się przemieniać
lusterko w świecę. Aren zastanawiał się podczas zajęć, po co
przez siedem lat uczą się tego przedmiotu. Wydawał mu się średnio
istotny. W końcu to ile razy użył transmutacji w codziennym życiu,
mógłby policzyć na palcach jednej ręki. No może dwóch rąk.
Akurat sytuację kiedy mogłaby zaistnieć potrzeba rozjaśnienia
ciemności świecą Aren potrafił sobie wyobrazić. Może nie
koniecznie akurat lusterko by w nią przemienił, pewnie rzadko który
chłopak miałby jako niezbędny przedmiot w kieszeni lusterko, ale
cokolwiek innego owszem. Jednak czasem uczyli się przemieniać
rzeczy absurdalne w jeszcze bardziej dziwaczne. Arena ten przedmiot
ogólnie rzecz ujmując nudził, nawet jeśli widział jakąś tam
okazjonalną przydatność tych umiejętności. Musiał jednak udawać
zainteresowanie, a przynajmniej zaangażowanie, bo Dumbledore
obserwował nieomal przez cały czas jego poczynania. Pod uważnym
spojrzeniem nauczyciela Aren rzadko mógł sobie pozwolić na
ucieczkę myślami w inne tematy, na przykład rozmyślania nad
rozmaitymi zastosowaniami różnych części ciemiernika w
eliksirach, interakcjami tego składnika z innymi substancjami i
innymi tym podobnymi przyjemnościami. W innych sytuacjach niekiedy
pozwalał się sobie zanurzyć w takich przemyśleniach i
skrupulatnie notował swoje wnioski i przypuszczenia, ale nie na
transmutacji. Tutaj musiał skupić się na lekcji i notowaniu uwag
profesora tym bardziej, że Dumbledore lubił go często odpytywać.
Właściwie to zadawał pytania na każdej lekcji czasem rzucając
podchwytliwe problemy, dlatego Aren starał się jednak nie odpływać
myślami na przyjemniejsze tematy. Dziś doczekał się końca zajęć,
szybko chwycił torbę z zamiarem spakowania swoich rzeczy, gdy
usłyszał głos nauczyciela:
– Arenie, chłopcze możesz zostać
przez chwilę? Chciałbym z Tobą o czymś porozmawiać. – Grey
westchnął w duchu i przez chwilę zastanowił się o co może
chodzić, po czym schował do torby rzeczy i spokojnie odczekał, by
inni uczniowie wyszli. Ostatni opuścili salę członkowie grupy
Riddle'a. Kiedy drzwi się zamknęły, Aren powoli podszedł do
biurka profesora i zainicjował rozmowę, chcąc ją jak najszybciej
zakończyć
– W czym mogę profesorowi pomóc? –
Uważne spojrzenie bynajmniej nie zdeprymowało Greya,
przyzwyczajonego przecież do rozmów z Dumbledore'm.
– Zauważyłem, że ostatnio spędzasz
coraz więcej czasu z Panem Malfoyem. Spożywasz nawet posiłki z
grupą uczniów, z którą sympatyzuje pan Malfoy … – Nauczyciel
sugestywnie zawiesił głos, najwyraźniej oczekując odpowiedzi, a
Aren w duchu przeklinał go za to, że jak zwykle wtrącał się do
nie swoich spraw i węszył. Na zewnątrz nie okazał jednak
wzburzenia i spokojnie odpowiedział:
– Tak. Czy to jakiś problem?
– Nie miej mi tego za złe Arenie.
Pragnę tylko twojego dobra zwłaszcza po tym, co cię spotkało ze
strony Grindelwalda. Z osobami, z którymi się zadajesz ... Obawiam
się, że to nie jest właściwe towarzystwo dla ciebie. Może
jeszcze tego nie widzisz, ale ja się martwię chłopcze. – Gdyby
Gray nie wiedział jaki Dumbledore jest naprawdę, gdyby nie znał go
z przyszłości to naprawdę by uwierzył, że się martwi. Profesor
grał doprawdy wspaniale, ale rozdrażnił tym Arena, który nie dał
rady powstrzymać złości.
– Myślę, że to ja ocenię z kim
warto się zadawać, a z kim nie profesorze.
– Obawiam się, że Tom może chcieć
Cię wykorzystać. Riddle może i na pierwszy rzut oka wydaje się
być naprawdę wspaniałym człowiekiem, ale radzę na niego uważać.
Czy powiedziałeś mu coś więcej o Twoim związku z Grindelwaldem?
– Z całym szacunkiem, ale uważam,
że to nie pańska sprawa profesorze. – Już kiedy zaczynał tą
kwestię, Aren poczuł pokusę posunięcia się dużo dalej w swoich
sugestiach i zablefował – Zresztą patrząc w tych kategoriach,
właściwie z Panem też nie powinienem rozmawiać na osobności.
Przecież Pan ma również sporo powiązań z Gellertem. – W oczach
Dumbledore'a błysnęło zaskoczenie i Grey już wiedział, że
trafił. Przez myśl przemknęło mu, że w jego czasach Dumbledore
był już dużo bardziej doświadczony i starszy, dlatego nie dawał
się tak łatwo zaskoczyć. Nie miał jednak kiedy roztrząsać tej
kwestii, bo nauczyciel bez cienia dobroci i łagodności w głosie
warknął:
– Jak wiele wiesz? – Aren kątem
oka zauważył szybki ruch i zerknął w tamtą stronę. W ręce
nauczyciela pojawiła się różdżka. Zaczynało się robić
niebezpiecznie i chłopak trochę pożałował, że sprowokował
przyszłego dyrektora. Teraz musiał jakoś wybrnąć z sytuacji
zwłaszcza, że był na z góry przegranej pozycji.
– Niewiele, a właściwie to tyle ile
już powiedziałem. Niczego nie zdradzę. Wszystko co dotyczy
Grindelwalda jest moją osobistą sprawą. Obiecuje jednak dodatkowo,
że nikomu nie zdradzę niczego co dotyczyłoby tego tematu
Profesorze. Czy mogę już iść?
– Arenie, chłopcze nie mogę
ryzykować, by Twoja wiedza odnośnie mnie i Gellerta wyszła na jaw.
– Po tych słowach Albus wycelował w niego różdżkę, a oczy
Greya rozszerzyły się w szoku. Wiedział doskonale, że Dumbledore
kiedy musi nie cofa się przed niczym, ale żeby zaatakować ucznia
legilimencją … tego się nie spodziewał. Popełnił błąd, bo
spojrzał w oczy starszemu czarodziejowi. Zachwiał się na moment,
gdy wspomnienia zaczęły napływać. Właściwie to nawet poczuł
przez moment zaskoczenie, bo jakimś cudem tych wspomnień nie znał.
To nie było możliwe, ale jednak było … obserwował. Obraz dużo
starszego Albusa, celującego w niego różdżką. Nie poznawał
miejsca, w którym się to działo. Było tam ciemno, słyszał szum
wody. Obok leżało coś długiego i dużego. Nie miał czasu na
zastanowienie się co to takiego. Starszy Dumbledore rzucił
zaklęcie, wtedy on poczuł przeraźliwy ból i zaczął krzyczeć.
Bolało, dlaczego wtedy tak bolało? Nie pamiętał. W umyśle
pojawiło się nowe znane/nieznane wspomnienie. Krwawy napis na
ścianie, mówiący o jakimś dziedzicu. Aren zaczął się powoli
cofać i w trakcie tego ruchu wpadł na ławkę, uderzając się
mocno o jej kant, co go nieco otrzeźwiło. Próbował powstrzymać
nacisk wołając
– Jesteś profesorem nie masz prawa!
– Nic to jednak nie dało. Dumbledore natarł z jeszcze większą
siłą na jego umysł. Ból był niewyobrażalny, choć krótki. Aren
poczuł poruszenie w swoim umyśle, które odrzuciło go aż na
kamienną ścianę. Poczuł się tak, jakby odbił się od umysłu
profesora próbując uciec. Oczywiście niewiele to dało, bo
nauczyciel znowu zbliżał się do niego z niedowierzaniem wypisanym
na twarzy. Aren zauważył, że jego wzrok staje się coraz bardziej
zamglony i zdał sobie sprawę, że za moment niechybnie straci
przytomność. Nie, nie mógł jej stracić, musiał być czujny.
Próbował ze wszystkich sił się skupić i nagle, tuż na skraju
świadomości usłyszał własny spokojny głos, mówiący: „... Ja
się tym zajmę. Odpocznij ...”. Później nie pamiętał już nic.
Albus otrząsnął się z szoku po
odrzuceniu z umysłu chłopaka i spojrzał z przerażeniem na ucznia
leżącego niczym kukiełka przy ścianie. Teraz kiedy ochłonął,
wyrzucał sobie jak mógł stracić kontrolę?! Nic nie
usprawiedliwiało tego co właśnie zrobił. Spojrzał z niepokojem
na stróżkę krwi, która ciekła po skroni młodego Ślizgona. i
poczuł ogromne wyrzuty sumienia. Zadał sobie pytanie podstawowe,
które samo jakby pojawiło mu się w myśli „Czym się teraz
różnił od Gellerta?”. Jak to się stało, że stracił zimną
krew, zamiast zniwelować słownie ewentualne zagrożenie. Strach, że
wiedza o powiązaniu z Grindelwaldem wyjdzie na jaw przyćmiła
zupełnie jego zdrowy rozsądek. Widział to teraz, ale oczywiście
było już za późno. Był cały obolały po tym, jak zupełnie
niespodziewanie chłopak gwałtownie, z wielką siłą odparł jego
atak. Nie bardzo miał czas zastanowić się jak do tego doszło. Nie
zamierzał już kontynuować swoich nierozumnych działań. Miał
zamiar podejść do Greya i pomóc. Kiedy jednak pochylił się nad
Arenem i wyciągnął rękę by odgarnąć włosy i obejrzeć ranę
na głowie, jego ręka została gwałtownie odepchnięta i padły
słowa powiedziane stanowczym i bardzo, ale to bardzo zimnym głosem.
– Nie dotykaj mnie – Dumbledore
zawahał się i odsunął nieznacznie, widząc jak Aren niezgrabnie
próbuje wstać. Kiedy wreszcie chłopcu udało się stanąć pewnie
na nogi i utrzymać równowagę Albus spojrzał mu w oczy i widząc
ich wyraz poczuł dreszcz strachu. Próbował się wytłumaczyć
– Chcę tylko pomóc chłopcze.
– Pomóc? To naprawdę interesujące
profesorze. Zapewne każdego Pan traktuje Legilimens, gdy coś
nie idzie po pańskiej myśli? Doprawdy podziwu godne zachowanie. Czy
przypadkiem obowiązkiem nauczyciela nie jest ochrona uczniów? –
Aren ewidentnie szydził uśmiechając się przy tym okrutnie.
Dumbledore zauważył, że było teraz w Greyu coś dziwnego. Wydawał
się jakby odmieniony i Albus nie poznawał młodego Ślizgona,
którego przecież znał i obserwował od chwili jego przybycia do
szkoły.
– Pozwól mi chociaż uleczyć tą
ranę. Obiecuję, że nic więcej nie zrobię. – Starał się
przekonać młodzieńca do swoich dobrych tym razem intencji, ale nie
ruszył się nawet o pół kroku bez zezwolenia, bo odnosił wrażenie
jakby miał do czynienia z jakimś niezwykle niebezpiecznym
stworzeniem, które rozjuszył. Na zdrowy rozum odczucie to było
irracjonalne. Nie wyczuwał od Arena ani krzty magii, ale wbrew temu
instynkt kazał mu mieć się na baczności. Obserwował chłopca
szeroko otwartymi oczami, a mściwy i złośliwy uśmieszek
przejmował go lodowatym dreszczem wędrującym wzdłuż kręgosłupa.
Jego samopoczucia nie poprawiła groźba, którą usłyszał z ust
Greya na pożegnanie
– Nigdy więcej już się mi nie
naprzykrzaj profesorze. Znam teraz Twoje metody, więc nawet nie
planuj wtargnąć do mojego umysłu. Jak już się pewnie
zorientowałeś jest to zupełnie bezcelowe. Nic co tu się stało
nie zostanie przeze mnie ujawnione, ale radzę Ci, nigdy więcej nie
próbuj na mnie swoich brudnych sztuczek. Gorzko tego pożałujesz. –
Po tych słowach chłopak zaśmiał się cicho i powoli wyszedł z
klasy.
Albus jeszcze przez chwilę obserwował
drzwi, za którymi znikł Aren. To co zobaczył było niezwykle
niepokojące. Wydawało się w tym momencie jasne, albo niemal jasne,
dlaczego Grindelwald zwrócił swoją uwagę na tego chłopca. Było
w nim coś więcej niż na co dzień okazywał. Kim był Aren Grey?!
Jak wiele wie i jaki ma to związek z Gellertem?! Czy przez
zainicjowanie turnieju Grindelwald chcę się dostać do chłopca?
Kolejne pytania przebiegały przez pracowity umysł nauczyciela
łącząc się w mniej czy bardziej jasne wnioski przyczynowo
skutkowe. Na koniec doszedł do tego, że musi dopilnować jednego:
żeby Grey nie udał się jakimś cudem wraz z uczestnikiem Turnieju
z Hogwartu do Dumstrangu. Tego należało się wystrzegać, by nie
ułatwiać Gellertowi dostania się do tego chłopca.
***
Drugi Aren, spętany w umyśle
chłopaka powoli wyprowadził ciało swojego nieprzytomnego oryginału
na korytarz. Kosztowało go to mnóstwo wysiłku. W pewnym sensie był
zadowolony, że nie uszkodził nauczyciela, choć miał na to wielką
ochotę. Był pewien, że gdyby posiadali wraz z oryginalnym Greyem
magię, trudniej byłoby mu utrzymać nerwy na wodzy. Doskonale
wiedział, ile obaj wycierpieli przez tego starego capa. Przecież
między innymi przez Dumbledora został uwięziony w swoim własnym
umyśle. Jednak i na Albusa przyjdzie pora. Tak, za jakiś czas
przyjdzie. Pewnie już niedługo, gdy tylko się połączą z Tym
drugim Arenem dzięki magii Przeznaczonych. Myślowy Aren był
niemalże pewien, że to co zostało oddzielone, ponownie stanie się
całością. Wierzył w to i czekał na to cierpliwie dzień po dniu.
Rozmyślania przerwały mu zawroty głowy. Najwyraźniej biedne,
zmaltretowane ciało było już u kresu sił. Zresztą on sam też
już znacznie osłabł. Istniała obawa, że zemdleje na korytarzu, a
tego nie chciał. Riddle nie powinien wiedzieć o tym co zaszło w
klasie, a łatwo by się tego domyślił. Każdy przecież wiedział
kto ich zatrzymał, więc to było proste jak dodanie dwa do dwóch.
Musieli, po prostu musieli dostać się do Skrzydła Szpitalnego, ale
poruszali się niestety coraz wolniej i bardziej niezdarnie. Tracił
siły i on i prowadzone ciało. Doszedł wreszcie opierając się o
ścianę do schodów, spojrzał w górę z rezygnacją. Ta przeszkoda
wydawała się nie do pokonania. Nagle za sobą usłyszał znajomy
głos.
– Aren? Co tutaj robisz?
Drgnął niespokojnie i odwrócił się
powoli, potwierdzając naocznie, że jest to rzeczywiście Orion
Black. Osobiście niewiele wiedział o tym chłopcu, ale jego drugie
ja wydawało się go lubić, a we wspomnieniach nie wydawał się być
nadto dokuczliwy. Widmowy Aren odetchnął z ulgą mimo, że Orion
obserwował poczynania prowadzonego przez niego ciała czujnie i z
jakimś chyba niedowierzaniem. Musiało wyglądać okropnie. Nie miał
już siły utrzymywać go w ruchu, dlatego wyszeptał tylko
instrukcje i pozwolił ciału osunąć się po ścianie rezygnując
już z kontroli nad nim. Nie miał więcej siły.
–
Skrzydło Szpitalne. Nikt nie może się dowiedzieć. – Usłyszał
jeszcze Orion, zanim Aren ostatecznie stracił przytomność, ale nie
zdążył nawet podbiec, by podtrzymać chłopaka. Zaskoczenie
odebrało mu po prostu refleks.
Młodego Blacka rzadko udawało się
zaskoczyć, ale to co zobaczył i usłyszał wprawiło go w
osłupienie. Podstawą szoku był tragiczny wygląd Greya, który
słaniał się na nogach, próbując wcześniej iść naprzód. Orion
był tu przez przypadek. Po prostu wszedł do łazienki, a kiedy z
niej wyszedł, zobaczył plecy ledwo radzącego sobie z chodzeniem
Arena. Wołał za nim kilka razy, ale Grey skupiony na drodze
zupełnie go nie słyszał. Orion podszedł więc bliżej, ale kiedy
zielonooki Ślizgon wreszcie go usłyszał i się do niego odwrócił,
jego widok zaparł po prostu dech Blackowi. Stan Arena był co
najmniej zastanawiający. W końcu nie minęło zbyt wiele czasu od
końca lekcji. Orion pamiętał przecież jednak, że to Dumbledore
poprosił Greya o pozostanie po zajęciach. Czy to możliwe...? Grey
był mu do teraz obojętny, zwłaszcza od momentu gdy Abraxas
zwariował z tym jego durnym „przywiązaniem” a on sam narażał
się Tomowi w ukrywaniu informacji o nim. Szybko jednak w jego głowie
narodził się mały plan. Nie zastanawiając się dłużej podniósł
Arena za pomocą magii i skierował się do skrzydła szpitalnego.
– Holly! Potrzebuję pomocy! –
Krzyknął głośno wchodząc do Skrzydła i umieszczając Arena na
jednym z łóżek.
– Dla Ciebie Pani Pomfrey! Ile razy
muszę wam to powt ... – Pielęgniarka nie skończyła swojego
zrzędzenia na widok ciała spoczywającego na łóżku. Szybko
podbiegła od razu rozpoczynając badanie, ale w międzyczasie
zapytała: – Na Merlina co mu się stało?! – W tym momencie
zaczęły powracać wyniki, na widok których otworzyła szeroko oczy
i zaordynowała ostro – Przynieś mi szybko cztery fiolki eliksiru
energetycznego i jedną regenerującego inaczej może zaraz zapaść
w śpiączkę!
Black nawet nie miał czasu przetworzyć
tej informacji, tylko automatycznie pobiegł do składziku
pielęgniarki po wskazane eliksiry, po czym równie szybko wrócił.
Kolejno odkorkowywał jeden za drugim i podawał Holly, która
wlewała mikstury do ust Arena zmuszając go do przełykania. Dopiero
teraz, kiedy miał na to chwilę czasu Orion zauważył, że Grey był
potwornie blady i miał brzydką ranę w okolicy skroni, przez co
poczuł małe ukłucie wyrzutów sumienia, że się nieco ociągał z
dostarczeniem go tutaj. Ostatnim lekiem jaki podała Arenowi
pielęgniarka, był eliksir słodkich snów. Dopiero wtedy kobieta
odetchnęła ciężko, ocierając pojedynczą stróżkę potu z
czoła, po czym spojrzała na Blacka srogo.
– Orionie, wiesz że mam do Ciebie
słabość, ale masz mi natychmiast wytłumaczyć dlaczego Aren jest
tak bardzo wyczerpany magicznie? Zdajesz sobie pewnie sprawę, że
nie może korzystać z magii, bo jej pokłady są obecnie na bardzo
niskim poziomie. Jak do tego doszło, że nadwyrężył nawet te
rezerwy? – Black pamiętając prośbę Greya miał już gotową
historyjkę, która na pierwszy rzut oka wydawała się logiczna.
– Doszło między nami do sprzeczki i
ja użyłem magii. – Powiedział skruszonym głosem pełnym winy,
którą po części czuł choć nie był odpowiedzialny za stan
kolegi.
– Ty głupcze! Nie spodziewałam się
po Tobie czegoś takiego! Zwłaszcza po Tobie – Podkreśliła
dosadnie Holly kręcąc w niedowierzaniu głową.
– Jest mi naprawdę bardzo przykro
Pani Pomfrey. – Orion przebiegle użył oficjalnego zwrotu w
nadziei, że takie traktowanie choć trochę udobrucha kobietę. Po
chwili zastanowienia zadał pytanie, które go gnębiło – Pani
Pomfrey, dlaczego Aren jest wyczerpany magicznie skoro nie może
używać magii?
– Niektórych czarodziejów magia
broni sama, gdy są w niebezpieczeństwie. Z reguły tak się dzieje
u silnych czarodziejów, a jako, że on ma znikomą ilość magii, to
przeciążył swój organizm. Powiedz o co wam poszło? Nie jesteś
osobą, która tak się zachowuje – Orion błyskawicznie zapisał
sobie w pamięci istotną informację, że Aren jest jak wskazują na
to ostatnie wydarzenia i słowa Holly, silnym czarodziejem i zaczął
brnąć dalej w swoje kłamstwo.
– To prywatna sprawa. Chciałbym
skorzystać ze swojej szansy proszę Pani. Jeszcze ani razu odkąd
przybyłem do Hogwartu nie skorzystałem z niej. Chciałbym, aby Pani
zachowała ten wypadek dla siebie i nikomu o nim nie powiedziała.
– Prosisz o wiele mój drogi
zwłaszcza, że to bardzo nierówna wymiana. Oczywiście wiesz, że
ta szansa, o którą prosisz jest wyłącznie aktem mojej dobrej
woli. To byłoby niesprawiedliwe względem Arena, który przez Ciebie
tutaj leży.
– Jestem pewien, że Aren również
by nie chciał nagłośniania tego incydentu. Niech się Pani postawi
w jego sytuacji. I tak jest już kozłem ofiarnym ze względu na brak
magii, a to co zrobiłem było niewybaczalne. Mogłoby popchnąć
innych do działania, a wbrew pozorom ja tego nie chcę.
Ich rozmowę przerwał dźwięk
otwieranych drzwi i niespodziewanie do Skrzydła Szpitalnego wszedł
profesor Beery, niosąc w ręku kilka pustych fiolek. Black wstrzymał
oddech. Było za późno na jakiekolwiek działanie. Wzrok
nauczyciela na moment spoczął na Orionie, a w chwilę później
ześlizgnął się na leżącego na łóżku Arena i na twarzy
profesora pojawiło się autentyczne zmartwienie. Troska, której
Black kompletnie nie rozumiał, bo nie zauważył nigdy, żeby Aren
jakoś szczególnie współpracował z nauczycielem Zielarstwa. Nie
miał jednak czasu na dalsze rozmyślania, bo z ust profesora padło
pytanie, którego w tej sytuacji właściwie należało się
spodziewać
– Holly, co mu się stało?
– Mała bójka między chłopcami ...
Sam wiesz jak to czasem jest. – Lekko odrzekła pielęgniarka,
jakby na przekór temu jak wyglądał Aren, choć trzeba było
przyznać, że po wyleczeniu rany na głowie i podaniu eliksirów
chory Ślizgon i tak wyglądał o niebo lepiej niż na samym początku
pobytu w skrzydle.
– To Twoja sprawka? – Pytanie
zostało wyraźnie skierowane do Oriona. Zadane zostało niby
normalnym głosem, ale chłopak wyłowił w tonie nauczyciela cień
złowrogiej nuty. Black był tym zaskoczony, a przez myśl mu
przemknęło pytanie: „... Co do cholery jest z tymi ludźmi, że
wszyscy, nawet nauczyciele, lgną do tego chłopaka? ...”. Nie
byłby jednak sobą, gdyby nie spróbował wykorzystać słabości
profesora do Greya, dlatego odpowiedział
– Tak. I jest mi z tego powodu
niezmiernie przykro jak już mówiłem Pani Pomfrey. To sprawa między
mną i Arenem. Już właściwie załatwiona, dlatego mogę obiecać,
że taka sytuacja się już więcej nie powtórzy. Jednak chciałbym
mieć pewność proszę Pana, że ten incydent nie zostanie nigdzie
zgłoszony. Nie chodzi o to, że chcę uniknąć konsekwencji, ale
jak już wcześniej powiedziałem, to co się między nami stało
może skłonić innych do ataku na niego. Dlatego przede wszystkim
proszę również Pana profesorze o dyskrecję. Mogę nawet mieć
szlaban jeśli zdecyduje Pan, że to konieczne – Berry przyglądał
się Orionowi w trakcie tej przemowy z podejrzliwością. Chwilę
pomilczał, a na koniec stwierdził:
– Jak się obudzi to porozmawiamy o
Twoim szlabanie. Przychylę się do Twojej prośby, choć duże
znaczenie będzie miało to, co powie sam Aren. Teraz nie trać
więcej czasu i wracaj na lekcję, bo pewnie jakąś masz.
– Em ... profesorze? Czy mógłbym
jeszcze o coś prosić? Nasza sprzeczka wybuchła w momencie, kiedy
Aren wracał z rozmowy z profesorem Dumbledore'm, a ja akurat
wychodziłem z łazienki. Przyznam, że potrzebuję usprawiedliwienia
dla siebie. Czy mógłby Pan ...
– To dość bezczelna prośba,
niemniej … jeśli jakiś nauczyciel zapyta o powód Twojej
nieobecności powiedz, że to ja Cię zatrzymałem. Zapytany
potwierdzę taką wersję wydarzeń. A teraz zmiataj już, żebym nie
stracił cierpliwości – zakończył rozmowę nauczyciel, a
pielęgniarka dodała od siebie, podając równocześnie Orionowi
karteczkę z pośpiesznie nakreślonymi kilkoma słowami
usprawiedliwienia.
– Wróć wieczorem. Powinien być już
przytomny. Potem zastanowię się co z wami począć. A to daj
nauczycielowi, z którym macie teraz lekcje. To zwolnienie Arena z
zajęć. – Black skinął głową i wziąwszy pergamin wyszedł
pospiesznym krokiem ze Skrzydła Szpitalnego na korytarzu
przyspieszając do biegu. Zamierzał pojawić się na lekcji mimo, że
ta niedługo miała się już skończyć. Cały czas klecił sobie w
głowie solidne kłamstwo na temat swojej nieobecności. Wyhamował
tuż przed wejściem do sali Wróżbiarstwa, odetchnął kilka razy
głęboko, by uspokoić oddech i wślizgnął się do środka.
Westchnął z ulgą gdy zobaczył, że nauczycielka Wróżbiarstwa
była tak skupiona na kryształowej kuli, że nie zauważała nic
poza tym. Zazwyczaj taka sesja bezsensownego patrzenia w jakoby
mistyczny przedmiot trwała około pół lekcji. Wydawało się więc,
że niedługo powinna się zakończyć, ale póki co trwała i Orion
szybko, bez skrupułów zajął jakby nigdy nic swoje miejsce obok
Toma, który oczywiście odmiennie niż Pani profesor był całkowicie
przytomny i faktu dużego spóźnienia członka swojej grupy nie
przeoczył.
– Długo Cię nie było. –
Komentarz wydawał się być obojętny. Rzucony został przez
Riddle'a od niechcenia, ale wzrok, którym ten zlustrował Blacka był
przenikliwy. Oczywiście nie należało ukrytego w stwierdzeniu
pytania pozostawiać bez odpowiedzi, dlatego Orion pospieszył z
wyjaśnieniem.
– Napotkałem na pewien problem.
Beery mnie zatrzymał i wymusił na mnie pomoc. Jak widać nawet nie
potrzebuję usprawiedliwienia, bo ona jak zwykle jest w swoim
świecie. – Mówiąc ostatnie zdanie Black wskazał wymownie
spojrzeniem kogo ma na myśli, po czym równie wymownie wzruszył
ramionami sugerując co myśli o takim zachowaniu nauczyciela. W
duchu był oczywiście zadowolony z transu nauczycielki, bo uchroniło
go to od podawania usprawiedliwienia Arena i tłumaczenia skąd i
dlaczego je ma. To była ostatnia lekcja, niezbyt interesująca,
dlatego Black uznał, że nic się nie stanie jeśli Aren będzie na
niej nieobecny i nieusprawiedliwiony. Może nawet jego nieobecność
nie zostanie odnotowana, a on sam, Orion uniknie w ten sposób
niewygodnych pytań ze strony Riddle'a. Wydawało się przez moment,
że Tom zamierza jeszcze o coś zapytać, jednak w ostateczności nic
więcej nie wyszło z jego ust.
***
Holly Pomfrey przechodziła
dzisiejszego dnia istne oblężenie swojego małego sanktuarium.
Wcześniej Herbert Beery podsunął jej pomysł, żeby Arena
przenieść do jej prywatnych kwater, gdzie będzie miał większy
spokój do czasu ocknięcia się i teraz była z tego bardzo
zadowolona. Kolejne osoby, które pojawiały się w okolicach
szpitala sprawiły, że zaczęła zastanawiać się nad tym co
powiedział Orion. Co ciekawsze zaczęła wątpić w jego wersję
wydarzeń.
Najpierw odwiedził ją Dumbledore,
który pozornie przyszedł po eliksir spokoju, ale nie uszedł jej
czujnemu oku fakt, że rozglądał się po łóżkach Skrzydła
Szpitalnego uważnie, jakby spodziewał się tam kogoś konkretnego
zobaczyć. Na koniec wizyty zapytał jakich dziś uczniów gościła
u siebie. Opowiedziała krótko o dzisiejszych pacjentach, pomijając
zgrabnie Arena. Jakoś miała przeczucie, że tak powinna zrobić.
Odniosła wrażenie, jakby był trochę zdziwiony, trochę
zaniepokojony i nieusatysfakcjonowany jej opowiadaniem, dlatego
nabrała niemal pewności, że właśnie o Greya mogło mu jednak
chodzić.
Następnym gościem był Abraxas
Malfoy, który również jak tylko wszedł zlustrował łóżka nawet
się z tym nie kryjąc i zapytał otwarcie właśnie o Arena. Na jego
twarzy pielęgniarka zobaczyła zmartwienie, ale utrzymała swoje
kłamstwo zastanawiając się kto jeszcze ją dzisiaj odwiedzi.
Zaniepokojenie i smutek, którym Abraxas zareagował na jej odpowiedź
spowodowały, że poczuła się nieco winna, że i jego okłamała.
Nie zamierzała jednak rezygnować z ukrywania obecności Arena,
ponieważ coraz bardziej pewna była, że historia dolegliwości
zielonookiego Ślizgona ma zupełnie inne podłoże niż mówił
Orion. Dziwnym trafem nabrała podejrzeń, że w tle tej całej afery
majaczy cień Dumbledore'a.
Kolejną osobą, która przyszła dla
odmiany tylko na oględziny łóżek, był Rudolf Lastrange. Ta
wizyta była nad podziw krótka. Rzeczony Ślizgon wszedł, spojrzał
na łóżka i natychmiast wyszedł. Ostatnią osobą, która
dzisiejszego dnia przewinęła się co najmniej kilkukrotnie w
okolicy Skrzydła Szpitalnego był Tom Riddle. Pani Pomfrey widziała
go na korytarzu już chyba ze trzy razy, co było co najmniej dziwne
zwłaszcza w ciągu dnia. Oczywiście Tom jak to Tom zachowywał się
uprzejmie, powściągliwie i dyskretnie, ale Holly już dziś
widziała zbyt wiele dziwnych zachowań by nie wyczuć, że on
również rozgląda się tu za kimś i to najpewniej za Arenem. Co
prawda tutaj akurat miała pewną wątpliwość, bo Riddle był
specyficznym człowiekiem, który nigdy nikogo w szpitalu nie
odwiedzał i nie szukał, ale mimo wszystko nie wykluczała, że tym
razem było inaczej. Po raz czwarty zobaczyła go akurat w momencie,
kiedy wieczorem zamykała skrzydło, by udać się do prywatnych
kwater. Przechodził obok niby zupełnym przypadkiem, ale Holly już
tym razem nie wytrzymała i wesoło rzuciła
– Szukasz czegoś?
– Nie Pani Pomfrey, po prostu tędy
przechodziłem. – Odpowiedział Tom spokojnie, a pielęgniarka nie
zamierzała go naciskać w celu szukania innej odpowiedzi, więc z
racji pełnionej funkcji pouczyła go jedynie, może trochę
uszczypliwie
– Oh w takim razie spokojnej nocy i
nie przemęczaj się z tymi patrolami. Wiem, jesteś prefektem, ale
obowiązkowość też powinna mieć jakieś granice – Na takie
dictum chłopak tylko skinął głową i poszedł dalej równym
krokiem nie oglądając się za siebie.
Pomfrey weszła do swojej kwatery i od
razu podeszła do leżącego tam pacjenta. Zbadała go i po
potwierdzeniu, że już nic nie zagraża odetchnęła z ulgą. Na
pewno nie ominą go pewne dolegliwości, które pojawiają się
zawsze po wyczerpaniu magicznym, ale było to już właściwie nic.
Przez parę następnych dni mógł czuć się nieco słabo i sennie i
tyle. Drganie powiek i ruchy gałek ocznych pod nimi sugerowały, że
chłopak może się za moment obudzić, dlatego pielęgniarka
przysiadła na stojącym przy łóżku krześle czekając. Za chwilę
rzeczywiście powieki się uchyliły i zielone oczy, jeszcze mało
przytomne zaczęły wędrować po otoczeniu. Droga spojrzenia
chłopaka zakończyła się na kobiecie. Przez dłuższy czas patrzył
na nią bez zrozumienia, później zamrugał szybko, wzrok nabrał
ostrości, a oczy lekko rozszerzyły się w rozpoznaniu.
– Gdzie ja jestem?
– Z pewnych przyczyn jesteś w moich
prywatnych kwaterach. Pamiętasz co się stało?
– Niezupełnie ... – Stwierdził
chłopiec słabym głosem marszcząc czoło w skupieniu i pocierając
je lekko dłonią, co wyraźnie wskazywało, że należy podać mu
środek na ból głowy. Po chwili zmiana na twarzy i lekkie
przymrużenie oczu wskazało Holly, że coś sobie jednak
przypomniał. Nic nie mówił, a ona na razie nie pytała. W pewnym
momencie obydwoje drgnęli, słysząc pukanie do drzwi. Pomfrey zanim
wstała żeby otworzyć, dotknęła lekko ramienia Arena uspokajając
go słowami:
– Nic na siłę. Im bardziej się
wysilasz, tym bardziej będzie bolała głowa. Z czasem przypomni się
samo. – Po tych słowach pielęgniarka wstała i podeszła do drzwi
otwierając je. Aren usłyszał znajomy głos Oriona i po chwili
Black był już przy jego łóżku. Grey na jego widok zyskał
natychmiast pewność, że to właśnie jego spotkał na korytarzu.
Gorzej, że nie bardzo póki co wiedział co było potem.
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem,
po czym Black chwycił najbliższe krzesło i usiadł przy łóżku.
Holly obserwowała wszystko z pewnej odległości. Zauważyła, że
Aren na widok Oriona wydawał się być trochę zdezorientowany.
Wciąż marszczył czoło, jakby próbując usilnie wytężać
pamięć. Oczywiście nie działało to dobrze na jego głowę, którą
czasami bezwiednie pocierał. Pewnie wciąż bolała. Po chwili Grey
podjął dość niezdarne próby, by usiąść wyżej na łóżku
inaczej opierając się o poduszki. Szło to opornie, ale Black nie
zaproponował pomocy, obserwując jedynie usilne wysiłki kolegi,
któremu wyraźnie drżały dłonie. Na koniec Grey uznał widocznie,
że nic więcej nie osiągnie, bo zaprzestał walki z upartymi ciałem
i poduszką. Westchnął ciężko i ponownie zwrócił wzrok na
Oriona. Ten widząc, że czas na rozmowę, pamiętając o zbędnym na
razie słuchaczu w osobie pielęgniarki, ale mając świadomość, że
to są jej kwatery postanowił jakoś wybrnąć z sytuacji i poprosić
ją o pozwolenie na rozmowę w cztery oczy z Arenem. Dlatego też po
chwili zastanowienia zapytał:
– Pani Pomfrey, mam nadzieję, że
nie ma Pani nic przeciwko, że chciałbym porozmawiać z Arenem na
osobności?
– Nie mam nic przeciwko, ale nie męcz
za bardzo pacjenta, mam na was oko. Pamiętaj – Odpowiedziała
kobieta, po czym przeszła spokojnie do biurka i zajęła się
leżącymi na nim papierami.
Black korzystając z tego przyzwolenia
rzucił silne zaklęcia wyciszające wokół siebie i chorego i
przystąpił do rzeczy bez żadnych wstępów:
– Pamiętasz co się stało na
korytarzu? Wtedy, kiedy się spotkaliśmy.
– Nie zupełnie. Pamiętam, że Cię
spotkałam, ale czy coś mówiłem tego nie wiem. Film mi się urwał
po tym, jak wyszedłem z klasy. Później mam tylko jakieś mętne
migawki w głowie.
– Wobec tego wyjaśnię, że nie
powiedziałeś wiele. Pozwól, że zacytuję „... Skrzydło
szpitalne. Nikt nie może się dowiedzieć ...„ To było w zasadzie
tyle. Od razu dodam, że nie było łatwo wypełnić Twoją prośbę.
Musiałem naprawdę nieźle się nagimnastykować, by nikt nie
wiedział o tym, że skończyłeś w takim stanie po rozmowie z
wielbicielem dropsów. Oczywiście nie obyło się bez
nieprzewidzianych kłopotów, ale o tym później – Na wspomnienie
o nauczycielu Transmutacji w oczach Arena Orion zauważył zmieszanie
i tym sposobem upewnił się w podejrzeniach, że miał rację co do
swoich podejrzeń w tej sprawie.
– Dziękuję, że mi pomogłeś.
Jestem naprawdę wdzięczny – Aren ograniczył się do podziękowań,
pomijając sprawę profesora. Przynajmniej na razie. Black nie byłby
Ślizgonem, gdyby nie wyciągnął jakichś korzyści z tego
zamieszania tym bardziej, że faktycznie nadstawił karku w sprawie
Greya choćby jeśli chodziło o nauczyciela Zielarstwa. Postanowił
przedstawić swój punkt widzenia wprost, chcąc zobaczyć reakcję
leżącego Ślizgona.
– Nie zrobiłem tego z dobrej woli
oczywiście, jesteś mi teraz coś winny – Aren tylko się
roześmiał, po czym lekko uśmiechnął i odpowiedział:
– Cóż, jesteśmy w Slytherinie i
jest to raczej zrozumiałe. Co byś chciał w zamian za Twoją pomoc?
– Chcę paru informacji, które tylko
Ty jesteś w stanie mi dostarczyć. Nie będę owijał w bawełnę.
Wiem, że Tom jest Tobą zaintrygowany ze względu na informacje,
które posiadasz. Tom pewnie wie więcej, ja jednak nie do końca się
orientuję o co może chodzić. Bez wątpienia jest to coś niezwykle
istotnego, ponieważ Riddle okazuje jakiekolwiek emocje tylko i
wyłącznie w momencie gdy zdobywa, bądź przyswaja nową wiedzę.
Aren przetrawiał zasłyszane
wiadomości powoli, nie spiesząc się i przy okazji analizując.
Najwyraźniej to co powiedział Tom, że tylko on i nauczyciele
wiedzą o domniemanym powiązaniu Greya z Grindelwaldem było prawdą.
Była to miła wiadomość. Z drugiej strony Aren nie miał pewności,
czy i na ile mógł zaufać Orionowi. Zwyczajnie nie wiedział czego
może się spodziewać po Blacku. Chłopak był dla Arena sporą
tajemnicą. Jedno było pewne z jakichś nie do końca zrozumiałych
przyczyn Black od czasu do czasu mu pomagał i to bardzo. Dlatego
Grey postanowił trochę rzeczy ujawnić, ale wcześniej wolał się
w paru kwestiach upewnić licząc na szczerą odpowiedź:
– Dla kogo jest to informacja i czy
nie wykorzystasz jej potem przeciwko mnie?
– Informacja jest dla mnie. Chcę ją
zdobyć po to, bym wiedział na czym obecnie stoję. Otwarcie powiem,
że nie mogę obiecać, czy kiedyś nie wykorzystam jej przeciwko
Tobie. Wszystko zależy od tego co przyniesie przyszłość. –
Arena zaskoczyła całkowita szczerość ze strony Oriona. Docenił
to i zgodnie z postanowieniem zaczął:
– Zakładam, że Riddle jest mną
zainteresowany ze względu na moje jakieś tam powiązanie z Czarnym
Panem. – Jak dotąd Aren powiedział w sumie prawdę, choć Orion
nie musiał wiedzieć, że to była jedna wielka intryga uknuta z
Kasandrą. Spojrzał na Blacka, który zdawał się zastanawiając
nad tym co powiedział. Aren milczał, czekając na reakcję i nie
zawiódł się. Ta przyszła w postaci pytania.
– Dlaczego Czarny Pan Cię ściga?
– Pokrzyżowałem mu przez przypadek
całkiem istotne plany. – Tym razem Grey też trzymał się prawdy,
choć miał na myśli właściwie Voldemorta. Zauważył, że Orion
nie jest zadowolony z jego odpowiedzi, ale powstrzymuje się od
ostrego komentarza.
– Czy to on odpowiada za Twój brak
magii?
– Nie mogę odpowiedzieć na to
pytanie... – Tym razem Aren pomyślał o niezrozumiałym dla niego
zaklęciu Signum Temporis.
– Doprawdy, twoje informacje są
niezbyt wiele warte. I niewiele wnoszą do zasobu wiadomości, które
już posiadam. Jednak coś w Tobie musi być. W końcu nie na co
dzień nauczyciel Transmutacji atakuje ucznia. Musiał mieć istotny
powód. Tutaj nadmienię przy okazji, że winę za Twój stan wziąłem
na siebie, przez co Holly patrzy na mnie nieprzychylnym okiem i
istnieje spora szansa, że dostanę szlaban od Beery'ego. Jak widzisz
nasza wymiana jest wyjątkowo nierówna. – Na wzmiankę o
nauczycielu Zielarstwa oczy Arena rozszerzyły się w zaskoczeniu.
– Skąd Beery wie o tym wypadku?
– To był zwykły niefortunny
przypadek. W momencie, kiedy obaj byliśmy jeszcze w Skrzydle
Szpitalnym wszedł do środka. Oczywiście jako wyjaśnienie otrzymał
wersję taką co i Pomfrey, choć wydawał się być nieco bardziej
podejrzliwy.
– Wiem! Pomóż mi wynieść gryzącą
książkę z Zakazanego Działu!– Okrzyk Grey'a zaskoczył Blacka
zupełnie i wybił go z myślenia. Dalszy ciąg wypowiedzi natomiast
na moment odebrał mu mowę, chociaż Orion dość szybko się z tego
otrząsnął. Aren tymczasem odkrył, że być może przy okazji uda
mu się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i nie zamierzał
poniechać swojego pomysłu. Po chwili ciszy Orion z niedowierzaniem
zapytał:
– Słucham? – Przedłużająca się
cisza pozwoliła mu przemyśleć propozycję Grey'a. Zastanowiło go
przede wszystkim dlaczego właśnie ten pomiot diabła Aren chce
wynieść. Po co? Po chwili jednak dotarło do niego, że istnieje
szansa, że zielonooki znalazł jakiś sposób na tą księgę, na
który oni nie wpadli. W tym świetle propozycja zaczęła być
kusząca, a nawet obiecywać zyski na przyszłość. Na koniec
stwierdził, że warto podjąć to ryzyko. Najwyżej na koniec uzna
rzecz całą za niewystarczającą zapłatę i tyle. Podniósł wzrok
na Grey'a, który jak się okazało cały czas go obserwował i
odpowiedział – Zgoda. Dopilnuję by księga znalazła się w
Twoich rękach, choć osobiście nie radzę jej dotykać. Pójdę
już. Nie chcę wzbudzać podejrzeń. Sugeruję jednak, żebyś
jeszcze dziś pokazał się w dormitorium. Inaczej inni zaczną coś
podejrzewać – Zakończywszy tą dobrą radą Orion wstał, zdjął
zaklęcie wyciszające i pożegnał się krótko z pielęgniarką.
Po wyjściu Oriona Aren zamyślił się
nad ich rozmową. Zdziwiło go, że Black w przeciwieństwie do
Abraxasa nie widział żadnych problemów by wynieść Agresję z
biblioteki. Czyżby wiedział również jak to zrobić? Być może
sam Tom go wtajemniczył? Ciężko było to stwierdzić. Orion Black
tak bardzo różnił się od Syriusza. Aren trochę się rozmarzył.
Chciałby teraz zapytać swojego ojca chrzestnego o to jaki był jego
ojciec. Może wtedy udałoby się lepiej zrozumieć poczynania
Oriona. Wreszcie Grey westchnął ciężko, otrząsnął się z myśli
i powoli wstał.
***
Ciężko było przekonać Holly o tym,
że czuje się dobrze i chce wrócić do dormitorium. Pielęgniarka
próbowała obstawać przy tym żeby został do rana, ale w końcu
uprosił ją jakoś. Wcześniej otrzymał eliksir na ból głowy,
który musiał wypić na jej oczach. Nie bronił się, bo bez
wątpienia głowa go bolała i był kobiecie za jej troskę
wdzięczny. Wyszedł z komnat Pani Pomfrey kierując się w stronę
swojego dormitorium obmyślając po drodze jakąś spójną historię,
którą mógłby opowiedzieć na temat swojej nieobecności. Był
pewien, że Abraxas na pewno o to zapyta. Niestety, jakoś nic co
wymyślił nie brzmiało do końca wiarygodnie. Kiedy wędrował
niedaleko przejścia w stronę cieplarni, na myśl przyszedł mu
Beery i kwestia współpracy, o której mieli dzisiaj porozmawiać.
Właściwie co stało na przeszkodzie, by załatwić to teraz jeśli
będzie taka szansa? Skręcił w stronę szklarni i kiedy już ją
widział zauważył, że w środku pali się światło. Istniała
wielka szansa, że nauczyciel jest w środku, bo kto o tej porze
robiłby cokolwiek w cieplarni. Aren wszedł do pomieszczenia
dostrzegając Beery'ego, który właśnie przycinał gałązki
jednemu z krzewów. Grey zamierzał przyjrzeć się jego pracy, kiedy
nagle nauczyciel zniknął mu z pola widzenia dezorientując na
moment. Zanim Grey zdołał się ruszyć poczuł za sobą czyjąś
obecność i ostrze nożyc na gardle. Zaskoczony głos i zwolnienie
ucisku narzędzia były reakcją profesora na rozpoznanie jego osoby.
– Oh, Aren ... nie strasz mnie tak
nigdy więcej, dobrze?
– Polemizowałbym z tym kto kogo
nastraszył profesorze. Jak Pan to zrobił? Dosłownie zniknął mi
Pan z oczu.
– Stare przyzwyczajenia się we mnie
odezwały. Musisz mi wybaczyć, ale nie mogę za wiele o tym mówić.
Naprawdę przepraszam i na przyszłość proszę, byś nigdy mnie tak
nie zaskakiwał. Zwłaszcza w godzinach nocnych. – Beery mówił na
pozór spokojnie, ale Aren dostrzegł, że jego sylwetka była wciąż
jeszcze spięta. Profesor w widoczny sposób nie chciał mówić o
swojej przeszłości, dlatego chłopak porzucił ten temat. Tym
bardziej, że sam miał do ukrycia niejedno. Lepiej było nie
przekraczać wyznaczonych granic i nie prowokować, a przede
wszystkim mieć się na baczności, bo najwyraźniej nauczyciel
Zielarstwa miał sporo do ukrycia i nie wiadomo było do końca czego
się po nim spodziewać. Grey ochłonął wreszcie i spokojnie
przedstawił sprawę, z którą przyszedł.
– Właściwie chciałem tylko
powiedzieć, że zgadzam się na pańską propozycję i chętnie
podejmę współpracę. Miałem zamiar przekazać tą wiadomość
wcześniej, ale jak profesor wie miałem mały wypadek.
– Tak, słyszałem. Blacka nie ominą
z tego powodu konsekwencje. Proszę, nic więcej na ten temat nie
mów, bo nie zmienię swojego zdania. Tym bardziej, że winowajca sam
wyszedł z propozycją kary, a przyda mi się pomoc w pewnej sprawie.
– Mogę liczyć profesorze, że to co
zaszło między mną i Orionem zostanie tajemnicą? – Wolał
upewnić się Aren i w odpowiedzi usłyszał
– Oczywiście, masz moje słowo, a
teraz wracaj do dormitorium. Sporo osób dziś się za Tobą
rozglądało, więc radzę znaleźć dobrą wymówkę. Wpadnij do
mnie w weekend. Chcę Ci pokazać efekty moich badań nad
ciemiernikami. Jestem pewien, że Cię zainteresują. Do tego czasu
sporo odpoczywaj. Nie wyglądasz najlepiej.
Wychodząc z cieplarni, poczuł się
strasznie zmęczony. Zbyt wiele rzeczy zdarzyło się jak na jeden
dzień, ale im bliżej był dormitorium Slytherinu, tym bardziej czuł
ulgę, że jeszcze tylko czeka go wyjaśnienie nieobecności i będzie
mógł znaleźć się w łóżku i odpocząć. Czuł się kompletnie
wykończony mimo że przecież do niedawna spał. Wchodząc do pokoju
wspólnego od razu poczuł na sobie czyjeś spojrzenie.
***
Tom spojrzał po raz kolejny na zegar.
Grey dosłownie zapadł się pod ziemię po rozmowie ze starym
manipulantem. To było wysoce niepokojące, że rozmowa z
nauczycielem przyniosła takie, a nie inne skutki. Nie zarządził
żadnych poszukiwań zdając sobie sprawę z tego, że Abraxas już
dawno przetrząsnął każdy dostępny mu skrawek szkoły, a nawet
posunął się do proszenia o pomoc Blacka, co było dosyć
zastanawiające. Tom nie miał jednak czasu analizować przyczyn tego
nagłego sojuszu, bo wciąż czuł niepokój, który nie pozwalał mu
się skupić. Niezwykle irytował go brak magii Grey'a. Gdyby nie ten
fakt, wystarczyłoby pewne czarnomagiczne zaklęcie i sprawa byłaby
jasna. Okazałoby się przynajmniej, czy Aren jest na terenie szkoły.
Tom był rozdrażniony. Black wrócił już ponad godzinę temu, zdał
relację ze swoich bezowocnych poszukiwań, po czym udał się do
dormitorium. On sam został wraz z Abraxasem, który siedział
zamyślony.
Riddle postanowił, że jeżeli jego
zguba nie znajdzie się do jutra rana, sam na własną rękę
rozpocznie poszukiwania i z pewnością go znajdzie. Jego
przemyślenia przerwało skrzypnięcie drzwi do pokoju wspólnego,
zza których wyłonił się Aren. Ich spojrzenia na moment się
spotkały, jednak po chwili Grey odwrócił wzrok, by przenieść go
na Abraxasa. Ten gest nieco wytrącił Toma z równowagi, ale
zapomniał o tym niemal natychmiast, gdy skupił się na wyglądzie
zielonookiego Ślizgona. Chłopak wyglądał po prostu źle. Nie
zamierzał się na razie o nic dopytywać, zresztą nie miałby szans
z Abraxasem. Postanowił, że póki co wsłucha się w rozmowę Arena
z Malfoyem i w razie potrzeby dorzuci coś od siebie. Tymczasem
Abraxas poderwał się jak sprężyna z zajmowanego miejsca i
podszedł do Arena równocześnie mierząc go uważnym spojrzeniem
– Aren na Merlina! Szukałem Cię już
chyba wszędzie! Nie wyglądasz najlepiej. Coś się stało? Gdzie
byłeś?
– Wybacz. Miałem mały wypadek i
musiałem nieco odpocząć – Czujnemu oku Toma nie uszło, że
nagle Aren schował obie ręce w kieszenie spodni i uśmiechnął się
do Abraxasa kontynuując rozmowę – Naprawdę czuję się zmęczony.
Czy możemy tą rozmowę przełożyć na inny termin, choćby do
jutra? Doceniam Twoje starania, ale teraz naprawdę nie mam na to sił
Abraxasie – Tom doskonale widział na twarzy Malfoya konsternację.
Obiecał sobie w myśli, że jeżeli Abraxas teraz da sobie spokój z
indagowaniem Arena to spotka go kara. Odbierze karę podwójną, bo
Grey śmiał jego, Riddle'a zignorować. Ślizgon miał rozmawiać i
już. Miał rozmawiać tutaj i miał wyciągnąć z Arena informację
co się u licha stało. Tom zauważył trochę spłoszone, szybkie
zerknięcie Abraxasa w swoją stronę i usłyszał słowa blondyna
skierowane do Greya:
– Oczywiście, porozmawiamy kiedy
indziej, tylko powiedz mi jedno, co chciał od Ciebie Dumbledore?
Dosyć długo Cię trzymał, a w końcu przecież nawet nie doszedłeś
na resztę zajęć.
– Nic takiego. Upewniał się tylko,
czy aby na pewno wszystko rozumiem z jego zajęć. W końcu
Transmutacja jest w głównej mierze praktycznym przedmiotem. Kiedy
rozwiałem jego wątpliwości dał mi spokój. To w sumie wszystko
jeśli chodzi o Dumbledore'a. To co idziemy spać?
– Emmm … jasne … pójdziemy. –
Odpowiedział bardzo niepewnie, ponownie nerwowo zerkając na Toma,
gdy Aren nie patrzył. Właściwie z czystym sumieniem mógł zerkać
nawet, kiedy Aren patrzył. Chłopak był w takim stanie, że ledwo
widział na oczy i faktycznie wyglądał jakby miał się za moment
przewrócić i zasnąć. Widząc jego stan Malfoy pożegnał się z
Tomem krótkim skinieniem głowy i zaczął wraz z Arenem iść w
kierunku dormitorium, kiedy zatrzymał ich głos Riddle'a, który
postanowił wziąć sprawy we własne ręce i upewnić się co do
pewnego podejrzenia.
– Muszę z Tobą o czymś porozmawiać
Aren, Abraxasie zostaw nas samych. – Instrukcje były jasne,
przekazane spokojnym, ale nie pozostawiającym żadnego miejsca na
sprzeciw głosem. Malfoy spojrzał krótko na Greya i szybko się
oddalił, a Aren westchnął ciężko, ale podszedł do kanapy
zajmowanej przez Riddle'a powoli. Tom rzucił niewerbalnie zaklęcie
wyciszające po czym zwrócił się do stojącego obok Ślizgona –
Usiądź, bo nie jestem pewien ile będziesz w stanie ustać.
– Miałem nadzieję, że nie zajmie
to wiele czasu. – Mruknął zmęczonym głosem zielonooki, ale
jednak spełnił prośbę i zajął miejsce na kanapie – Tak więc
w czym mogę Ci pomóc? Zdaje się, że powiedziałem wszystko co
zamierzałem na temat mojej nieobecności.
– Pokaż mi swoje dłonie. – Padło
krótkie polecenie, a raczej rozkaz. Aren byłby się może oburzył,
gdyby miał na to siłę. Niestety nie był w stanie wykrzesać z
siebie nawet małej złości. Niemniej był w stanie przeklinać w
myśli swoje ręce na czym świat stoi, bo doskonale zdawał sobie
sprawę, że wyczerpanie magiczne spowodowało, że cały czas drżały
i nie dało się tego póki co opanować. Holly oceniała, że ten
skutek uboczny powinien zaniknąć do rana, ale na razie nic nie dało
się z tym zrobić. O ile Malfoya udało się zwieść, to z Riddle'm
mogło nie pójdzie tak łatwo i Aren to sobie uświadomił. Nie
było jednak sensu się wymigiwać więc skupił się, by choć przez
chwilę powstrzymać drżenie w nadziei, że zdąży wycofać ręce
zanim efekt uboczny powróci. Wyciągnął dłonie przed siebie i
przez moment trzymał w takiej pozycji. Kiedy poczuł, że drżenie
powraca miał zamiar zabrać ręce, ale Riddle błyskawicznie
uchwycił jego dłonie we własne i przytrzymał po chwili
stwierdzając:
– Tak myślałem. Na pierwszy rzut
oka ciężko było to stwierdzić, ale teraz jestem pewien, że masz
typowe objawy magicznego wyczerpania. Jest to zaskakujące ze względu
na Twój obecny stan, czyli teoretyczny brak magii, ale najwyraźniej
takie są realia. Co się stało podczas Twojej nieobecności?
Aren przetwarzał zadane pytanie i
zastanawiał się ile i jak powiedzieć. Nie szło mu to sprawnie nie
tylko ze względu na zmęczenie, ale i dlatego, że rozpraszał go
dotyk dłoni Toma. To było przyjemne i bardzo wzmacniające uczucie.
To dziwne, ale kiedy tylko ich ręce się zetknęły, Aren poczuł
jakby wstąpiło w niego trochę siły. Nie czuł się tak bardzo
wyczerpany jak wcześniej. Instynktownie jego ciało zbliżyło się
do źródła energii, po działaniu której czuł się lepiej.
Odruchowo splótł swoje palce z palcami Riddle'a wzdychając lekko.
Gdzieś na skraju myśli zauważył, że Tom na moment wstrzymał
oddech. To było takie dobre uczucie. Takie inne niż kiedykolwiek
czuł. Żaden z nich nie wiedział ile trwali w takim stanie. Aren po
prostu zamknął oczy i chłonął bliskość Toma, nagle poczuł
mocniejszy uścisk dłoni Riddle'a, który go jakby obudził.
Gwałtownie otworzył oczy i znieruchomiał na moment w szoku. Jego
twarz była bardzo blisko twarzy Riddle'a. Zamrugał szybko i starał
się odsunąć.
– Ja przepraszam! – Tom przytrzymał
Arena za ręce, by mu nie uciekł i się nie odsunął. Przyjrzał
się z lekkim uśmiechem jego skonsternowanej, zawstydzonej twarzy,
później spuścił wzrok na jego dłonie i i skonstatował:
– Przestały drżeć – Po tym wolno
wypuścił ręce Greya i pogładził jego policzek w delikatnej
pieszczocie czując ciepło pod swoimi palcami. Aren wyglądał
naprawdę przeuroczo gdy był zawstydzony. A Tom wyjątkowo lubił
ten widok, lubił też jego wyzywające spojrzenie. Gdzieś w
zakamarkach umysłu Riddle'a pojawiła się myśl, że ten zielonooki
chłopak jest naprawdę piękny.
– Czy Ty też ...? – Padło
niedokończone pytanie z ust Arena. Tom nie bardzo wiedział czego
mogłoby dotyczyć. Początek brzmiał interesująco, więc
postanowił poczekać na ciąg dalszy, Aren miał niepewny wyraz
twarzy, widać było, że stara się dobrać słowa, by wyrazić to
co chciałby powiedzieć. Na koniec jednak westchnął ciężko,
uśmiechnął się leciutko i dokończył z pewnością inaczej niż
zamierzał. – To nic takiego ... Chciałem się tylko o czymś
przekonać. Taki mały eksperyment ... nie chcę się jednak zgłębiać
w szczegóły … jeśli pozwolisz.
– W porządku. Lepiej idź i
odpocznij, bo mimo wszystko jutro mamy zajęcia, a wyglądasz jak
cień samego siebie. Dobranoc Arenie. – Skomentował Tom, wolno
wstając ze swojego miejsca. Grey skinął głową na potwierdzenie i
w milczeniu obserwował oddalającego się w stronę własnej
sypialni Riddle'a.
Tom dotarł do pokoju spokojnym
krokiem, ale tylko zamknął za sobą drzwi i usiadł w fotelu
starając się uspokoić lawinę myśli, które kotłowały mu się w
głowie. Czuł przyśpieszone bicie serca, które nie chciało się
za nic uspokoić. Na twarz zupełnie bezwiednie wypłynął mu
delikatny uśmiech.
Gdy tylko Tom opuścił pokój wspólny,
Aren poczuł dziwną pustkę, której nie umiał w żaden sposób
sobie wytłumaczyć. Zastanawiał się jeszcze dobrą chwilę,
dlaczego tak bardzo intensywnie odczuwał obecność czerwonookiego
Ślizgona i dlaczego ponownie zaczął czuć się gorzej, gdy tylko
ten odszedł. W końcu zmęczyły go te myśli tym bardziej, że nie
wnosiły niczego, a tylko dezorientowały. Skierował je więc na coś
bardziej miłego. Dotknął swojego policzka, który wcześniej
musnął Tom, uśmiechnął się lekko i zmobilizował siły by
dotrzeć do dormitorium. Kiedy już wylądował we własnym łóżku,
zasnął zanim przyłożył głowę do poduszki.
***
Kolejne dwa dni były dla Arena
katorgą. Nadal odczuwał skutki wyczerpania magicznego i przez
większość lekcji skupiał się jedynie nad tym, by nie zasnąć.
Było trudno. Bywało też, że przegrywał i oko mu się przymykało.
W takich wypadkach ratował go Abraxas, rozbudzając z drzemki.
Malfoy na początku pytał o powód nadmiernego zmęczenia, ale kiedy
Grey ominął raz czy drugi jego pytanie milczeniem, przestał pytać.
Na pewno miał jakieś swoje przypuszczenia, ale milczał. To między
innymi Aren cenił w Abraxasie, dyskrecję i cierpliwe oczekiwanie do
czasu, aż on sam będzie gotowy by się zwierzyć. Nie stosował jak
Ron, czy też Hermiona rozmaitych form nacisku byleby z niego wydusić
o co chodziło, co miało w rzeczywistości odwrotny skutek, ale
oczywiście tych dwojga to nie zrażało.
Plusem całego zajścia było, że
Dumbledore póki co dał Arenowi spokój. Oczywiście Grey wciąż,
kiedy tylko był w zasięgu nauczyciela, czuł na sobie jego
taksujące spojrzenie, ale na tym się kończyło. I to było całkiem
przyjemne. Tyle był w stanie znieść.
Dziś był piątek i Aren robił sobie
plany na weekend. Opierały się wyłącznie na tym by odpoczywać i
odzyskiwać siły. Dodatkowe zajęcia z Eliksirów tym razem były
smętnym wydarzeniem. Grey nie nadawał się do niczego, przynajmniej
przy zajęciach praktycznych, gdzie trzeba było włożyć wysiłek i
w stanie i w przygotowywanie składników. Problemem było też jego
przeziębienie, a konkretnie zatkany nos. Nie czuł żadnych lub
prawie żadnych zapachów, a to oczywiście stanowiło problem.
Teorię miał opanowaną i radził sobie śpiewająco nawet w stanie
permanentnego zmęczenia. Slughorn zakończył więc zajęcia
szybciej i odesłał Arena do Pani Pomfrey, ale chłopak nie chciał
ponownie do niej iść.i postawił na doraźne eliksiry lecznicze,
które dostał od Malfoya. Po zajęciach ze Slughornem, Grey udał
się do biblioteki z zamiarem odrobienia pracy domowej, ale kiedy był
mniej więcej w połowie ponownie poczuł senność. Przez moment
walczył z tym odczuciem, jednak poddał się po chwili, opierając
głowę na przedramionach.
Obudziło go energiczne potrząsanie za
ramię. Poderwał głowę i zerknął na budzącego. Zaskoczył go
widok Avery'ego, który stał nad nim patrząc z ciekawością, jakby
był jakimś dziwnym nowym gatunkiem, który warto obserwować. Po
chwili zdecydował widać, że Grey wygląda na wystarczająco
przytomnego, bo zapytał z uśmiechem:
– Hej, nie chciałem Cię budzić,
ale się zastanawiałem czy nie wybrałbyś się może jutro z nami
do Hogsmeade?
Edgar był chyba jedyną osobą z grupy
Toma, która swobodnie wyrażała swoje emocje. Aren to sobie cenił,
choć ubolewał nad faktem, że ten sam Edgar trzymał niestety z
Lastrange. To oczywiście powodowało, że kontakty Arena i Avery'ego
ograniczały się tylko do zwrotów grzecznościowych, bądź od
czasu do czasu krótkiej, niezobowiązującej pogawędki, ale tylko
jeżeli był przy tym obecny Abraxas. Edgar sam nigdy dotąd do niego
nie zagadywał, dlatego Grey czuł się zaskoczony, że to właśnie
on w tej chwili stał tutaj i z nim rozmawiał.
– Myślę, że sobie odpuszczę.
Widzisz, nie czuję się najlepiej jak zresztą widzisz.
– Hmmm ... faktycznie nie wyglądasz
dobrze dlatego sądziłem, że gorące kremowe piwo nieco Cię
rozgrzeje i poprawi nastrój. Byleś kiedykolwiek w Hogsmeade? Zimą
jest tam naprawdę niesamowicie, zwłaszcza przed świętami, choć
już teraz wioska powinna być przystrojona przeróżnymi ozdobami.
Nie daj się prosić Aren. To w zasadzie ostatnia okazja do wspólnego
wypadu w tym roku. Potem większość osób wyjeżdża do swoich
domów.
Aren wahał się wbrew sobie. Właściwie
miał przecież inne plany, ale argumenty które przedstawiał Avery
były dosyć solidne. Brakowało mu trochę jakiejkolwiek rozrywki i
ta kolejna zresztą już dziś propozycja jakoś mu się spodobała.
Kolejna, bo już wcześniej zapraszał go Abraxas, ale mu odmówił.
No i był jeszcze jeden argument, którego żaden z tych dwu nie
wyłuszczył, bo o nim nie wiedział. Aren był co prawda wciąż
onieśmielony po swojej ostatniej rozmowie z Tomem, ale równocześnie
nieodmiennie lepiej się czuł w jego pobliżu i to chyba przeważyło
ostatecznie szalę.
– Zgoda – Taka odpowiedź wywołała
autentyczną radość ze strony pytającego, który na odchodne
rzucił.
– Świetnie! To na razie, szczegóły
omówimy podczas kolacji.
Aren odprowadził wzrokiem odchodzącego
Edgara, następnie skupił się na dokończeniu pracy domowej.
Zastawiał się jak będzie wyglądać spotkanie w takim gronie.
Rudolf przecież ewidentnie go nie znosił, choć do końca nie
wiadomo było z jakiego powodu. Czy w tej niechęci głównym powodem
był brak magii, czy też mieszana krew. A może powód był jeszcze
inny. Aren zauważył, że istną wściekłość Lastrange'a budzi
fakt, że zaczął dogadywać się z Riddle'm. Rudolf reagował z
tego powodu dosyć ... intensywnie. Generalnie, niezależnie od
wszystkiego spotkanie z grupą Toma i nim samym w dodatku Grey
przewidywał jako całkiem interesujące wydarzenie. Wyszedł z
biblioteki i skierował się do pokoju wspólnego Slytherinu,
wpadając po drodze na Malfoya ubranego w strój do quiddlitcha,
który z uśmiechem zagadnął:
– Niech zgadnę, byłeś w
bibliotece?
– Tak. Widzę, że wybierasz się na
trening.
– Taaa ... Co prawda nie mam za
bardzo na to ochoty zwłaszcza zimą, ale ostatni już odpuściłem.
Jakbym teraz ponownie to zrobił, Avery nie byłby zadowolony. Wiesz,
w końcu jest kapitanem.
– Chętnie bym się z Tobą zamienił.
Wiele bym oddał za to, by móc ponownie polatać, uczestniczyć w
treningu, grać na meczach. – Rozmarzył się Aren na chwilę,
pamiętając własne treningi i uczucie wolności, gdy był na
miotle. To było naprawdę wspaniałe uczucie, choć ostatecznie
Umbridge nawet i to mu zabrała. Otrząsnął się szybko z
niechcianych wspomnień i westchnął smętnie. Tymczasem Abraxas na
podstawie tego co mówił Aren wywnioskował, że chłopak musiał
dawniej grać w quiddlitcha ze znajomymi, czy też w szkole, dlatego
zaproponował z łobuzerskim uśmiechem:
– W takim razie może pójdziesz ze
mną? Rzucę na Ciebie zaklęcie ogrzewające więc nie zmarzniesz.
Poza tym będziesz świadkiem tego, jak Rudolf tłuczkiem robi zamach
na moje życie.
– No tak, tego nie mogę przegapić,
pójdę tylko odłożyć swoje rzeczy – Stwierdził z łobuzerskim
uśmiechem.
***
Trening drużyny Slytherinu okazał
się być naprawdę niesamowity. Aren obserwował go z zajęciem.
Sporo się nauczył o ich sztuczkach i technikach, dzięki którym
mimo oczywistych fauli sędzia nie był w stanie dostrzec uchybień.
Było to wręcz genialne! Oczywiste było, że mimo rozmaitych
sztuczek drużyna była naprawdę silna i nie dziwiło go, że
Slytherin przodował w Pucharze. W tym roku jak Aren wiedział z
rozmów w rozgrywkach będzie małe zamieszanie i prawdopodobnie nie
zostaną do końca przeprowadzone, ponieważ wyprze je Turniej
Trójmagiczny. Nie przeszkadzało to jednak drużynom ćwiczyć,
choćby dla własnej przyjemności. Abraxas był niesamowitym
obrońcą. Aren był zaskoczony, że nie oberwał ani jednym
tłuczkiem z ogromnej serii jaką posłał w jego stronę w ciągu
gry Rudolf. Wiele z nich Malfoy odbił, niektóre mijały go o włos,
ale ogólnie wszystkie, mimo tytanicznych wysiłków Lastrange'a nie
tknęły Abraxasa. Na Rudolfa zupełnie nie działały upomnienia
Avery'ego, który wciąż przypominał mu, że wszyscy na boisku są
jedną drużyną. Aren podejrzewał jednak, że gdyby Edgar
rzeczywiście chciał wymusić na Rudolfie spokojniejszą grę,
mógłby być bardziej stanowczy. Wynikało z tego, że nie chciał i
Grey po namyśle doszedł do wniosku, że wie dlaczego. Dzięki
podchodom, zabiegom i atakom Lastrange'a, Malfoy był świetnym
obrońcą.
W połowie tego jakże ciekawego
widowiska zaklęcie ogrzewające rzucone przez Abraxasa zaczęło
stopniowo słabnąć, aż wreszcie całkiem zniknęło na kilka minut
przed końcem treningu. Zdecydował, że mimo to poczeka. Kiedy
zorientował się, że uczestnicy gry zaczynają powoli szybować ku
ziemi, opatulił się bardziej szalikiem i zaczął schodzić z
trybun na boisko. Dotarł na dół w momencie, gdy wszyscy znajdowali
się się już na ziemi, trzymając w dłoniach swoje miotły. Avery
opowiadał o jakiejś strategii, którą muszą następnym razem
przećwiczyć. Malfoy zauważył Arena i pomachał do niego, by
podszedł bliżej. Idąc, Grey zauważył kilka zgorszonych spojrzeń,
ale nie zwracał na to uwagi. Przywykł. Kiedy zrównał się z
Malfoyem, Edgar go dostrzegł i zapytał znienacka:
– I co sądzisz?
– Jesteście naprawdę świetną
drużyną. Jestem pełen uznania. – Stwierdził bez wahania.
– Też tak sądzę. Wiem jednak, że
może być lepiej. Prawdę mówiąc mamy problem z szukającym. Jedna
z najważniejszych osób w składzie jest jednocześnie naszym słabym
punktem. Peter naprawdę się stara, ale słabo mu to wychodzi.
Prawdę mówiąc jest szukającym tylko dlatego, by zapełnić lukę.
Uwierzysz, że wygrywamy głównie dlatego, że sami zdobywamy masę
punktów? Mamy ich wiele nawet jeśli przeciwna drużyna zdobędzie
znicz? Peter ma też jedną zaletę. Skutecznie powstrzymuje
szukających innych drużyn.
– To naprawdę spory problem. –
Potwierdził Aren, zagryzając lekko wargę. Pomyślał równocześnie,
że ten kłopot dałoby się rozwiązać od ręki, gdyby tylko miał
magię. Przemilczał jednak ten fakt. Kątem oka za to dostrzegł, że
Lastrenge mówi o czymś z Mulciberem patrząc na Malfoya. Chwilę po
tym Rudolf uwolnił tłuczka i odbił go z całej siły w stronę
Abraxasa. To był moment. Aren zareagował instynktownie. Wyrywał
pałkę z rąk zaskoczonego Edgara, odepchnął Malfoya z linii lotu
tłuczka, odbijając go z powrotem do Lestrange'a. Na twarzy Rudolfa
malowało się absolutne zaskoczenie i to go zgubiło. Nie miał
szansy tak szybko zareagować, więc odbity tłuczek trafił go
prosto w brzuch. Po tym ciosie zgiął się w pół, a z ust
popłynęła mu żółć. Ślizgoni zaczęli się śmiać, gdy po
chwili zwymiotował, a Aren przez chwilę poczuł mściwą
satysfakcję. Kiedy w końcu Rudolf wstał i doszedł do siebie na
tyle, żeby móc jakoś zareagować, zaczął szarżować na Greya z
różdżką w dłoni. Nic z tego nie wyszło, bo przed Arenem stanął
Malfoy i ku zaskoczeniu chyba wielu, Avery, który stanowczo
zarządził:
– Wystarczy Rudolfie. Sam zacząłeś,
więc nie powinieneś winić Arena za swoją porażkę. Wszyscy do
przebieralni! Koniec przedstawienia! – Cała drużyna bez słowa
protestu zareagowała na to żądanie, a Aren w myśli stwierdził,
że miał rację kiedy przypuszczał, że Edgar jeśli chce, potrafi
być konkretny i przekonywający.
Mijając Greya, Rudolf nie mógł się
powstrzymać. Trącił go ramieniem mówiąc cicho:
– Zapłacisz mi za to charłaku.
Zniszczę Cię i będziesz żałować, że śmiałeś ze mną
zadrzeć. Radzę Ci mieć się na baczności.
Avery westchnął ciężko, chowając
pozostały sprzęt do skrzyń i zamykając je dokładnie. Odbierając
od Arena pałkę skomentował:
– To było świetne odbicie! Grałeś
kiedyś? Masz świetny refleks.
– Kiedyś grałem, ale to było dosyć
dawno temu. Raczej wyszedłem z formy.
– Jeśli tak wygląda osoba, która
wyszła z formy, to chciałbym zobaczyć ją w formie! – Wtrącił
z podziwem w głosie Malfoy – Swoją drogą, to dzięki za
wcześniej. Gdyby nie ty, raczej bym tego nie uniknął. Mówiłeś,
że grałeś w quiddlitcha. Na jakiej pozycji? – Tak bezpośrednio
zadane pytanie nie pozostawiało miejsca na uniki, a wcześniej
przecież Aren nie planował się zdradzać. Dlatego teraz trochę go
zatkało, kiedy próbował z siebie wydusić:
– … kający.
– Słucham? Możesz powtórzyć?
– Byłem szukającym – Powiedział
z niejakim rozgoryczeniem pytany, a Abraxas z Edgarem momentalnie
zrozumieli powód nagłego pogorszenia humoru Greya, ale nie
zamierzali do niego dołączać. Zwłaszcza Edgar, który z
podnieceniem klepnął Arena po plecach i krzyknął:
– Świetnie! Więc w przyszłym roku
mamy w końcu kogoś kompetentnego na to miejsce! Rany, to naprawdę
niesamowity zbieg okoliczności. Właśnie Ciebie potrzebowaliśmy!
– Ale ja przecież ...
– Mamy czas. Zobaczymy co będzie,
niemniej nie licz, że się wywiniesz!
Po tym niespodziewanym oświadczeniu
Aren poczuł radość. Naprawdę chciałby zagrać wraz z innymi i
miał nadzieję, że wreszcie odzyska w zupełności swoją magię.
Regeneracja miała trwać kilka miesięcy, więc była na to szansa.
Przez myśl mu przemknęło, że musi unikać Dumbledore'a, bo z jego
uprzejmą pomocą zasoby jego magii wróciły do punktu wyjścia.
Znowu czuł się zmęczony. Chwilowy przypływ adrenaliny nieco
stłumił to uczucie, ale teraz wszystko wróciło do normy. Aren
postanowił się jednak nie poddawać i skupił się na Malfoyu,
który coś najwyraźniej analizował, po czym się ożywił i
wykrzyknął nagle:
– Polatajmy! – Wykrzyknął nagle,
na co, spojrzał na niego z niedowierzaniem, lecz widząc poważną
minę Abraxasa wiedział, że ten nie żartował
– Jesteś pewien, że potrafisz
panować nad miotłą gdy znajdują się na niej dwie osoby? –
Propozycja była tak bardzo kusząca, ale musiał się upewnić
odnośnie tego szczegółu, zwłaszcza, że w tych czasach miotły
były o wiele gorszej jakości, niż te na których przyszło mu w
przyszłości latać po raz pierwszy
– Ze mną nic się nie stanie a
przynajmniej będziesz miał okazję wzbić się w powietrze. Może
nie będziemy zwrotni i zwinni, ale trochę polatamy, no chodź!
Dwa razy nie musiał powtarzać. Grey
ostrożnie usiadł za Malfoyem, trzymając go za ramiona. Abraxas bez
brawury, delikatnie odbił się od ziemi i wznieśli się w
powietrze. Arenowi zaparło dech w piersi. Tak dawno nie miał okazji
odczuwać tej szczególnej radości z latania. Oczywiście było
nieco inaczej dlatego, że lecieli we dwóch, ale nie miało to
znaczenia. Aren czuł się teraz naprawdę wolny. Poprosił Abraxasa
by ten przyśpieszył i od czasu do czasu wykonał parę skrętów.
Nie były to może specjalnie zgrabne i szybkie wiraże, ale
wystarczyło. Powolność i niezgrabność komentowali między sobą
żartobliwie, ale lecieli i to było dla Greya najważniejsze.
Tom wracał z Blackiem z pustej, od
dawna nieużywanej klasy, gdzie ćwiczyli zaklęcia niewerbalne.
Orion ograniczał się póki co do podstawowych. Samo utrzymanie
zaklęcia było bardzo wyczerpujące. Ćwiczył jednak uparcie i
widział już pewne, jeszcze nieznaczne osiągnięcia. Tom jak zawsze
był o kilka kroków przed nimi wszystkimi i takie zaklęcia nie
stanowiły dla niego problemu. Czasem Black zastanawiał się jaki
jest jego limit, jak długo byłby w stanie to czy inne zaklęcie
utrzymać, ile ich rzucić jednego dnia, ale oczywiście tylko o tym
myślał. Nie śmiałby zapytać. Sam potrafił rzucić zaledwie dwa
poprawne zaklęcia podczas ćwiczeń, a z każdym kolejnym odczuwał
zmęczenie oraz miał trudności z utrzymaniem koncentracji. Kiedy
tak szli korytarzem, za oknem mignął Orionowi jakiś dziwny
kształt. Przystanął na chwile, by się mu przyjrzeć. Ktoś latał
na miotle. Po dokładniejszym przyjrzeniu się stwierdził, że była
to dwójka ludzi. Jeszcze chwila i miał pewność, że obu
siedzących na miotle doskonale rozpoznaje. Chciał ruszyć dalej w
nadziei, że Tom tego nie dostrzeże, jednak było już za późno.
Oczywiście po samej twarzy Toma nie było widać nic, żadnej
reakcji, ale malutkie pęknięcia, które zaczęły tworzyć się na
pobliskich szybach, tworząc niemalże artstyczne wzory były aż
nadto oczywiste. Tom był bardzo zły.
Już przeczytany wcześniej na FF, ale nie skomentowany, bo nie miałam na to czasu, więc robię to teraz.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, fabuła zaczyna się rozkręcać, a między główną parą coraz bardziej iskrzy. Zazdrość Toma o Harry'ego jest taka słodka! >.< Niech Harry szybciej odzyskuje magię i niech w końcu się dowie kim jest dla niego nasz prefekt Ślizgonów :D Niech Dumb się wypcha i w końcu da spokój Poterrowi. To co zrobił jest niewybaczalne.
Mam nadzieję na szybko dodany kolejny rozdział, bo nie mogę się doczekać co Riddle zrobi Malfoy'owi za te wspólne latanie na miotle :DD
Życzę dużo weny :)
//Mika
Po pierwsze. Będę miała zmarszczki od tak szerokiego uśmiechania się na widok nowej noty! Świat jest piękny! Taaak baaardzo piękny!
OdpowiedzUsuń1.Awww! Abraxas troszczący się o Arena... to jest takie urocze i rozczulające i... pogłębiające zmarszczki!
Oooo! Aren! Bogowie. Piękna scena z herbatą! Tak bardzo! Nie potrafię na pisać nic konstruktywnego! Edgar <3 Laf ju! 2. Bardzo mi się podoba to, że Aren jest o wiele lepszym warzycielem. Zawsze mi tego brakowało u Harrego, umiejętności tworzenia eliksirów. W twoim opowiadaniu chłopak ma wręcz niesamowite zdolności i w żaden sposób nie jest to nachalne. Bardzo przyjemnie się to czyta. 3. Co do sceny z Dumbledore’m. Nie spodziewałam się że staruch zaatakuje go legilimencją. Scena, w której Harry miał przebłysk ze sceny w komnaty tajemnic. Aż rozdziawiłam usta! Nie mogę się doczekać aż Harry w pełni odkryje prawdę. Tfu, nie Harry, Aren! No i jego reakcja? Ah, to było piękne. Mam nadzieję, ze Drops w końcu zobaczy gdzie jego miejsce. 4.Hmm, jeśli mogę (oczywiście ze mogę!) podzielić się moimi przemyśleniami. Dla mnie wygląda to trochę tak, że Harry po dowiedzieniu się prawdy (jakakolwiek ona jest) w drugiej klasie w jakiś sposób się zmienił. Ale Albus chcąc to zatrzymać pozbył się wspomnień chłopaka, sprawiając że w jego umyśle powstały dwie jaźni. Ta która żyje nieświadomością i ta, która wie za dużo. Coś w tym jest? 5.O jeeej… te sceny z Tomem są takie urocze. Uwielbiam ich pociąg do siebie. Ten magiczny, fizyczny i psychiczny. Niesamowicie uwielbiam to, jak Tom staje się kochanym, uczuciowym chłopakiem, gdy tylko jest z Arenem sam na sam. Rany… czy są lepsze rzeczy na świecie od takich słodkości? 6. Avery i Abraxas to tacy świetni przyjaciele… myślę że utrata magii i przeskok w czasie to całkiem dobra cena za zamianę Hermiony i Rona właśnie na nich. No i… Tom. To jest niezaprzeczalnie bezcenne. Uhuh, chyba ktoś dostanie cruciatusem~ Ale przecież… nic takiego się nie stało. Prawda?
No coż. Jak zawsze. Rozdział cudny! Aż mam ochotę wyślinić ekran <3.
Dziękuję Ci kochana za to że piszesz! Weny! I jeszcze raz Weny!
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, Dumbledore jest podły, mogę zrozumieć Abraxa, Toma kręcącego się koło skrzydła szpitalnego, ale Rudolf? czego tutaj szukał i co chciał? Tom zupełnie inaczej traktuje Aidena, niż pozostałych... ciekawe kiedy wyjdzie prawda z tym drugim dziennikiem... Orion dowiedział się, że naprawdę Aiden jest potężny magicznie, ich ciała wiedziały, że są sobie przeznaczeni, no a jeszcze Avery taka zmiana, no i ta końcówka Malfloy to będzie miał przechlapane...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie