Po prologu zapraszam was na pierwszy rozdział! Przepraszam za jedno dniowe spóźnienie, Mato dziś wysłała mi zbetowany rozdział a ja w żadnym wypadku nie chcę jej gonić bo wiem że sama ma dużo własnych obowiązków. Kaja Kot,cieszę się że ktoś jednak czyta tego bloga i podoba mu się moje opowiadanie, mam nadzieje że zostaniesz na dłużej, zmotywowałaś mnie do pisania swoim komentarzem - dziękuje!
Wersja 2 poprawiona :)
Wersja 2 poprawiona :)
Rozdział 1: Pierwsze kłamstwa
Harry miał już serdecznie dość
zajęć Obrony przed Czarną Magią. Odkąd Dolores Umbridge zaczęła
nauczać tego przedmiotu, zajęcia stały się potwornie nudne. Tak
bardzo, że nawet u Binns'a udawało mu się dłużej nie tracić
wątku na lekcjach. Przy różowym czymś nie odważył by się
raczej zasnąć, chociaż … Poprzedniej nocy położyli się późno
spać, bo za wszelką cenę chcieli z chłopakami dokończyć
partyjkę eksplodującego durnia. Harry nie pospał długo, obudził
się przed czwartą, a potem już nie mógł zasnąć. Przeszkadzało
mu w tym chrapanie Rona. Właściwie teraz, oczywiście już po
czasie, mentalnie pukał się w głowę dla podkreślenia własnej
głupoty. Jak mógł zapomnieć, że jest czarodziejem i że istnieją
zaklęcia wyciszające? W rezultacie nie zasnął już do rana,
przewracając się z boku na bok, a teraz ledwie utrzymywał otwarte
oczy. Walczył o to, by jednak nie zasnąć. Zdawał sobie sprawę,
że Różowa Ropucha rozszarpałaby go wówczas na strzępy.
Niestety lekcja była tak „zajmująca”, że powoli zaczął
przegrywać z rozsądkiem, a gruba księga leżąca przed nim,
niepokojąco zaczęła mu się kojarzyć z poduszką. Kusiło go, by
położyć na niej głowę … tylko na chwilę ...
— Psst! Harry! Harry! Wstawaj! —
Szturchnięcie i ponaglający szept Rona wyraźnie wskazywał, że na
chwilę jednak Harry'emu zamknęły się oczy. Rudowłosy starał się
być dyskretny, ale niestety idealna cisza, która panowała na tej
lekcji, nie sprzyjała zachowaniu tajemnicy. Nauczycielka oczywiście
zwróciła uwagę na ich ławkę i kiedy Harry, dość jeszcze
nieprzytomnie rozejrzał się, by sprawdzić gdzie Umbridge jest,
ruszyła w ich kierunku z tym swoim lisim uśmieszkiem na twarzy. Już
choćby po nim Harry wiedział, że czekają go nie lada kłopoty.
Jak zwykle zresztą. Kiedy już Różowa Ropucha stanęła przy nim,
padły słowa:
— Proszę, proszę ... pan Potter
jak zwykle lubi zwracać na siebie niepotrzebną uwagę. Widać wciąż
Ci za mało sławy, ale oczywiście myślisz, że wielkiego Złotego
Chłopca nie obowiązują żadne reguły. — Przesłodzony,
wysoki ton głosu i ręce skrzyżowane na piersiach, wskazywały na
spory stopień zadowolenia Ropuchy.
— Myli się pani, pani profesor. —
Odpowiedział chłopak patrząc w jej paciorkowate oczy. Oczywiście
to spotęgowało jeszcze gotowość do ataku różowego czegoś tym
bardziej, że Harry starał się zachować, mimo swojej sytuacji,
spokój. Wzrok Umbridge przeskoczył błyskawicznie na leżący przed
chłopakiem pusty pergamin i wybrzmiał komentarz:
— Widzę również, że nie notował
pan jak inni uczniowie Potter. — Uśmiech zadowolenia na twarzy
nauczycielki się poszerzył, a Harry błyskawicznie, ukradkowym
ruchem zasłonił dolną część pergaminu, by nie zauważyła
rysunku, który przedstawiał ją jako trolla uderzającego się
własną maczugą w głowę. Ten wizerunek z pewnością nie
poprawiłby atmosfery. Trzeba było coś jednak odpowiedzieć, a
zmęczony chłopak nie miał pomysłu na skomplikowane uniki:
— Po co mam przepisywać podręcznik
w zmienionej formie? — Kiedy tylko te słowa padły z ust
Harry'ego, uśmiech na twarzy Umbridge stał się jakimś sposobem
jadowity, a chłopak uświadomił sobie, że znowu, po raz nie
wiadomo który, dał się podpuścić. Ta kobieta rzeczywiście
działała na niego niczym płachta na byka. Ciężko wzdychając,
zauważył kątem oka, że Hermiona patrzy na niego ze złością. Z
pewnością miała mu za złe, że znowu dał się sprowokować.
Harry był przekonany, że czeka go dziś tyrada w tym temacie.
Tymczasem jednak usłyszał głos Umbridge:
— Będziesz robić to co ci każę.
Gryffindor traci dzięki Tobie dziesięć punktów. Nie mam zamiaru
tolerować takiego zachowania, a tym bardziej spania na moich
zajęciach. Wieczorem zgłosisz się do pana Filch'a na szlaban. Już
on Ci znajdzie odpowiednie zajęcia, zrozumiałeś Potter? — Harry
miał świadomość, że czekał go wyjątkowo nieprzyjemny wieczór,
ale sam sobie był winny. Gdyby trzymał nerwy na wodzy, a język za
zębami, nic podobnego by się nie wydarzyło. Nie pozostało mu nic
innego jak odpowiedzieć:
— Tak jest pani profesor. —
Oczywiście, nie zmieniało to faktu, że Harry był zły nie tylko
na Różową Ropuchę, ale też na siebie. Odkąd zatrudnili to
babsko z Ministerstwa, lekcje Obrony przed Czarną Magią stały się
gorsze od Eliksirów, co samo w sobie było dość dużym sukcesem
Umbridge. Oczywistym było, że Ślizgoni wykorzystają nieprzychylną
obecnie sytuację Gryffindoru podlizując się nauczycielce choćby
po to, by jeszcze bardziej pogrążyć Harry'ego. Sytuacja z
punktacją domów, też nie miała się najlepiej. W ciągu tygodnia
sam Harry stracił pięćdziesiąt punktów właśnie dzięki
Umbridge. Odjęła mu punkty nawet za to, że miał nie zawiązaną
sznurówkę. Argumentowała swoją decyzję słowami, że w jej
ocenie Harry niegodnie się reprezentował. Slytherin natomiast był
przez różowe coś faworyzowany ponad miarę. Zdobywał punkty jak
szalony i szybko okazało się, że będzie groźnym rywalem
Gryffindoru w walce o Puchar Domów, mimo wielkich wysiłków
Hermiony, by odrobić stracone punkty.
Pastwienie się nad Harry'm zajęło
nauczycielce czas do końca lekcji. Kiedy ta się wreszcie skończyła
i zmęczony do cna Gryfon zbliżał się wraz z przyjaciółmi do
wyjścia z klasy, usłyszał za plecami głos Umbridge:
— Ah ... i jeszcze jedno.
Przepiszesz to, czego dziś nie notowałeś ... — zamyśliła się
i po chwili dodała słodkim głosem — trzy razy, czy to jasne?
— Jak słońce proszę pani. –
Warknął rozzłoszczony chłopak, powstrzymując się jednak od
szerszych komentarzy. — Do widzenia.
***
Po lekcjach Hermiona zaciągnęła
Harry'ego i Ron'a do biblioteki, by odrobić pracę domową z
transmutacji. Zaledwie Harry zajął miejsce przy wybranym przez nich
stole, dziewczyna spojrzała na niego karcącym wzrokiem. Już
wiedział, że właśnie teraz czeka go kolejna pogadanka o tym, że
niepotrzebnie znowu dał się Umbridge sprowokować. Jakby sam tego
nie wiedział. A miał już nadzieję, że skoro Gryfonka nie
wspomniała o tym przy obiedzie, upiecze mu się ta rozmowa. Jak
widać ponownie się przeliczył.
— Harry, mówiłam żebyś nie
pakował się w kłopoty! Rozumiem, że jej nie lubisz, ale nie
powinieneś tak się odzywać. Ciągle masz szlabany i tracisz
punkty!
— Ależ Hermiono, to nie wina
Harry'ego. — Oburzył się rudzielec, starając się wesprzeć
atakowanego przyjaciela.
— Owszem jego Ron. Powinien skupić
się na lekcji, a nie spać! Nie ważne jaka by nie była nudna.
Nawet u innych nauczycieli za to co zrobił, dostałby karę. Zresztą
uważam, że słusznie. To jest niedopuszczalne. Mówiłam wam
wczoraj, żebyście od razu poszli spać, ale oczywiście uparliście
się na tą durną grę.
— Ta gra nie jest durna! —
Zaperzył się Ron. — Chyba nie wiesz co mówisz. A Umbridge
widocznie uwzięła się na Harry'ego. Nawet jakby nie przysnął i
tak by coś wymyśliła. Wiesz przecież. To już taka baba. Jakby
mogła wlepić mu szlaban za oddychanie, to już dawno by to zrobiła!
— Tym bardziej Harry nie powinien
się wychylać. Ministerstwo tylko czeka na nasz błąd, by przejąć
całkowicie władzę nad szkołą. Wszyscy wiemy, jaka ona jest.
Wiemy również to, że potrafi iść po trupach do celu. Aktualnie
najwyraźniej największą przeszkodą w planach Umbridge, jakie by
one nie były, jest Harry, który wie, że Sami Wiecie Kto powrócił.
Zauważcie, że gdy zrobiło się o tym głośno po Turnieju, ta
Różowa … robi wszystko, by ludzie w to nie uwierzyli. Sama w to
nie wierzy, bo jest tak samo zaślepiona jak Minister Magii. Jest
jednak wciąż spora ilość osób, która wierzy Harry'emu i właśnie
dlatego nie powinien się wplątywać w żadne kłopoty.
— Dlaczego Ty zawsze musisz być
taka ... taka … — Wciąż próbował dyskutować Ron.
— Racjonalna? — Weszła mu w
słowo dziewczyna.
— Ron, nie ma sensu się kłócić,
oboje macie trochę racji. — Mruknął Harry znad książek, a
widząc, że dziewczyna chce coś dopowiedzieć dodał: —
Hermiono, nie chcę już poruszać tego tematu. Wystarczy mi
świadomość, że muszę mieć szlaban z Filch'em. Naprawdę zdaję
sobie sprawę, że masz rację, ale to czasem silniejsze ode mnie.
Wyobraź sobie sytuację, w której Malfoy przez całą lekcję
obrażałby Cię i wyzywał od szlam. Wyobraź sobie, że
powtarzałoby się to za każdym razem od początku roku. Co byś
czuła? – To co powiedział musiało dać dziewczynie trochę do
myślenia, bo tylko pokiwała niemrawo głową na znak zgody.
— Może tym razem nie będzie tak
źle kumplu. — Próbował pocieszyć przyjaciela Ron.
— Mogę mieć tylko nadzieję.
Hermiono, gdzie powinienem szukać książki potrzebnej do tej pracy?
— Pokazał zwitek pergaminu, na którym było napisane ledwie kilka
zdań. Dziewczyna spojrzała krytycznie na niechlujne pismo i marne
osiągi, po czym skrzywiła się z odrazą. Przemilczała jednak
komentarz, który cisnął się jej na usta i ograniczyła się do
wskazania miejsca:
— Powinieneś jej szukać koło
Działu Ksiąg Zakazanych. Ten regał zaraz od lewej. — Pokazała
ręką w tamtym kierunku, na co skinął głową i ruszył, by
odnaleźć odpowiednią publikację. Kiedy już miał w dłoni
potrzebną mu książkę, nagle ogarnęło go bardzo dziwne uczucie.
Mógłby wręcz przysiąc, że znał je, ale nie potrafił go szybko
zidentyfikować. Emocja zaczęła przybierać na sile, gdy coraz
bardziej oddalał się od książek do transmutacji, a przybliżał
do Zakazanego Działu. Harry zorientował się, że czuje pewnego
rodzaju nostalgię, która zdawała się go włośnie tam przyciągać.
Postanowił to sprawdzić i zbliżył się w stronę Działu
Zakazanego. Wystarczyło, że znalazł się o krok od wejścia i
poczuł silne uczucie przyciągania. Tak silne, że nie zorientował
się kiedy dotknął dłonią klamki. Odczuł dziwną ekscytację i
dojmujące pragnienie odkrycia źródła tej potrzeby. Już miał
zamiar otworzyć drzwi, gdy usłyszał za sobą głos przyjaciółki.
Podskoczył zaskoczony, wybudzając się z transu i natychmiast
odsuwając się od wejścia do Zakazanego Działu..
— Harry, co robisz? — Zapytała
Gryfonka patrząc na niego podejrzliwie.
— Oh ... w zasadzie to sam nie wiem
... — Odpowiedział szczerze.
— Wiesz, że jeszcze chwila i
wszedłbyś do Działu Ksiąg Zakazanych? Mało masz szlabanów? —
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem.
— To nie było umyślnie. Trochę
się zamyśliłem i tak jakoś. Sam nie wiem.
— Chodź, dokończmy to
wypracowanie, dopóki mam chęć wam pomóc. — Sięgnęła po jego
rękę i pociągnęła w stronę stołu, który zajmowali.
Chłopak skinął głową, a
równocześnie skonstatował, że od kiedy znalazł się dalej niż
krok od Działu Ksiąg Zakazanych, przestał czuć przyciąganie.
Uświadomił sobie również, że myśl o Dziale i o chęci
sprawdzenia tajemnicy, zagnieździła się gdzieś w jego umyśle.
Nawet jeśli się na niej nie skupia, to ona tam jest i uwiera go jak
kamyk w bucie. I przypomina. Dba, żeby nie stracił chęci odkrycia
o co w tym chodzi. Ale dlaczego? Oczywiście takie rozpraszanie się
nie pomagało mu w odrobieniu pracy domowej. Była beznadziejna.
Potwierdziła to tylko Hermiona, kiedy oddał jej pergamin do
sprawdzenia. Skrytykowała jego wysiłki, wytknęła błędy, braki i
oddała do poprawki. Harry westchnął i zabrał się za pracę dość
niemrawo, czym zaskarbił sobie cierpką uwagę dziewczyny:
— Harry! Skup się! Próbuję wam
pomóc w pracy. Musisz tę część zdecydowanie poprawić, od tego
momentu zaczyna przypominać bezsensowny bełkot. — |Gryfonka
ponownie pokazała mu piórem, o którym miejscu mówiła.
— Wybacz Hermiono, czy mogłabyś
jeszcze raz wytłumaczyć mi o co w tym chodzi? Jakoś chyba nie
zrozumiałem. — Cierpiętnicze westchnienie dobiegające od strony
dziewczyny było jedyną odpowiedzią.
***
W pokoju wspólnym Gryffindoru panował
jak zwykle gwar. Pierwszacy robili przy stole zadnia domowe, inni
grali w szachy czarodziejów lub eksplodującego durnia, a pozostali
zajmowali się własnymi sprawami. Harry siedział przy kominku i
patrzył w ogień. Lubił to robić. Płomienie go uspokajały, czuł
się wtedy zrelaksowany. Po artykułach w Proroku wielu uczniów z
jego domu odsunęła się od niego wierząc w te bzdury, które
wypisywał dyżurny szmatławiec, prowadzony przez Skeeter. Jedynie
jego najbliżsi przyjaciele nie opuścili go. Z zamyślenia wyrwał
go Ron, pochylając się nad nim:
— Nie powinieneś już iść?
Harry spojrzał na zegar i jęknął
przeciągle. Nadchodził czas na szlaban u Filch'a. Najgorszy w tym
wszystkim był fakt, że czas jaki wyznaczyła Umbridge, był zbieżny
z momentem, kiedy zaczynała się kolacja. Nie miał jednak żadnej
szansy na zmianę tego, czy chociażby na dyskusję. Jedyne co mu
zostało, to zaakceptować fakt, że dla Różowej Ropuchy stał się
chłopcem do bicia. Wstał przeciągając się lekko i zwrócił się
do Rona:
— Dzięki za przypomnienie. Zupełnie
odpłynąłem.
— Trudno było nie zauważyć.
Hermiona dziś wychodziła z siebie w bibliotece, gdy ciągle myślami
byłeś gdzieś indziej. Nie żebym się dziwił. Jest milion
ciekawszych rzeczy niż transmutacja. Lepiej idź już, chyba nie
chcesz siedzieć dłużej niż to konieczne?
— Wolałbym tego uniknąć. Nie wiem
o której wrócę, więc lepiej nie czekajcie na mnie. Mam do Ciebie
prośbę. Wątpię, żebym zdążył nawet na koniec kolacji. Będę
Ci bardzo wdzięczny, jeśli przyniesiesz mi kilka bułeczek z
rodzynkami. – Ron w odpowiedzi podniósł kciuk na znak zgody.
Harry nie przedłużając wyszedł z wieży i skierował się w
stronę gabinetu woźnego, mijając coraz większe grupki uczniów,
którzy właśnie szli na kolację. Żołądek Gryfona trochę się
zbuntował na jawną niesprawiedliwość, ale chłopak zignorował
skurcze i wciąż kontynuował wędrówkę do pieczary Flich'a. Gdy
już się tam znalazł zapukał i czekał, aż woźny wyłoni się
zza drzwi swojego pokoju:
— Pan Potter, powiadomiono mnie o
pańskim szlabanie i mam coś specjalnie dla pana. — Woźny
uśmiechnął się ukazując rząd krzywych, żółtych zębów.
Harry nie wątpił w to, że Różowa Ropucha na pewno znalazła dla
niego jak najgorsze zajęcie, byle go bardziej pognębić. Gryfon nie
czekał długo na dalsze wyjaśnienia, których Flich udzielił mu
zadowolonym głosem. — W klasie Obrony jakiś chuligan podłożył
łajnobomby. Mogę się założyć, że wasz dom maczał w tym palce,
a zwłaszcza pewien duet rudzielców. Dodatkowo Irytek postanowił
zdemolować tą salę, by było jeszcze zabawniej. Masz to posprzątać
Potter! — Krzyknął woźny wpychając mu w ręce wiadro z mopem
oraz starymi szmatami. — Sala ma wrócić do pierwotnego stanu,
nawet jeśli miałoby Ci to zająć całą noc! – Warknął i
zatrzasnął Harry'emu drzwi przed nosem.
Wszystko było jasne, chłopak odwrócił
się i pomaszerował w stronę rzeczonej klasy. Otworzył ją i aż
cofnął się pod wpływem smrodu, jaki buchnął mu w nozdrza. No
tak, łajnobomby nie pachniały raczej kwiatami. Westchnął ciężko,
zostawił otwarte drzwi, by zapach ulotnił się choć trochę i
pootwierał okna. Nie przeszkadzał mu chłód, który dostał się
do pomieszczenia. Były plusy, przynajmniej za jakiś czas będzie
mógł oddychać bez odruchu wymiotnego. Gdy w klasie dało się już
przebywać, zabrał się za sprzątanie. Najpierw ustawił na miejscu
wszystkie poprzewracane meble, ciesząc się, że Filch nie zabrał
mu różdżki. Od początku roku było mu dane nauczyć się kilku
przydatnych zaklęć sprzątających. Zawdzięczał tą umiejętność
głównie wszystkim szlabanom, jakie był zmuszony odpracować. Jak
na złość, na łajnobomby żadne z tych zaklęć jakoś nie chciało
zadziałać, więc podłogę oraz ściany musiał czyścić ręcznie.
Był niemalże pewien, że śmierdzące prezenty podrzucili tutaj
bliźniacy. Nikt inny poza nimi nie odważyłby się wywinąć
takiego numeru Umbridge. Szkoda, że nie mógł zobaczyć miny
Ropuchy, gdy wybuchły bomby. Wyobrażając to sobie uśmiechnął
się pod nosem.
Po dobrych czterech godzinach z
przerwami, skończył wycierać ostatnią ścianę. Otarł pot z
czoła i udał się w stronę gabinetu woźnego, by zakomunikować
mu, że skończył. Widząc zadowolony uśmiech Filch'a domyślał
się jak musi teraz wyglądać, nie wspominając już o zapachu. Po
szybkiej kontroli pracy Harry'ego, woźny odesłał go do Wieży
Gryffindoru. Chłopak cieszył się, że miał już to za sobą.
Odszedł kilka kroków, po czym wyjął różdżkę, by szybkim
zaklęciem pozbyć się chociaż nieznośnego zapachu z siebie.
Oczywiście nie było łatwo, ale po ósmym zaklęciu zapach stał
się prawie niewyczuwalny. Harry westchnął z ulgą i ruszył dalej
w kierunku Wieży Gryffindoru. Po drodze mijał bibliotekę i
oczywiście przypomniał sobie o Dziale Ksiąg Zakazanych. Korciło
go, żeby już teraz zabrać się za rozwikłanie tej tajemnicy, ale
z drugiej strony ... nie miał ani mapy, ani peleryny, więc szanse
na przyłapanie go wałęsającego się po bibliotece znacząco
wzrastały. Po wewnętrznej walce i dłuższym rozważaniu wszystkich
za i przeciw, ciekawość jednak wygrała i szepcząc ciche
Alohomora, chłopak wszedł do środka. Nie wiedział czemu,
ale czuł, że musi tam iść, że nie należy tego odkładać.
Podobnie jak wcześniej, póki nie
zbliżył się do wejścia do Działu Ksiąg Zakazanych na krok,
niczego nie czuł. Kiedy już stał tuż przed wejściem do Działu,
poczuł to samo co wcześniej, w ciągu dnia. Tym razem nie
zastanawiał się zbytnio i otworzył drzwi. To co czuł zaczęło
gwałtownie narastać w jego piersi. Rozejrzał się po ponurym
pomieszczeniu i zamykając za sobą drzwi do Działu, wszedł
bardziej w głąb. Wraz z kolejnymi krokami uczucie stawało się
silniejsze. W końcu stanął przed regałem, w pobliżu którego
wyczuł subtelne wibracje magii. Magii, która wydawała mu się
znajoma. Nie wiedział czemu, ale był podekscytowany i zaczęło w
nim rosnąć jakieś oczekiwanie. Tylko co dalej? Obchodząc regał
niechcący potrącił jedną z książek, leżących na stoliku obok.
Książka upadając otworzyła się, wydając z siebie głośne
zwodzenie. Harry szybko ją zamknął i zamarł nasłuchując.
Istniało wielkie zagrożenie, że osoba, która miała dziś nocny
patrol korytarzy to słyszała i przyjdzie sprawdzić co się dzieje.
Należało się schować i to jak najszybciej, póki jeszcze jest sam
w bibliotece, za chwilę będzie już za późno. Harry w popłochu
rozejrzał się po pomieszczeniu, rozważając swoje szanse. Ujrzał
stary, zniszczony regał na książki, gdzie dolne półki były
oderwane. Niewiele myśląc wszedł tam, okrywając się szatą. Po
chwili w oddali usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi wejściowych do
biblioteki i szelest lekkich, zdecydowanych kroków, powoli
zbliżających się do Działu Ksiąg Zakazanych. Harry rozpoznał
chód Snape'a i zamarł w oczekiwaniu na najgorsze. Delikatny powiew
powietrza i poświata światła z różdżki oznajmiły chłopakowi,
że nauczyciel wszedł do Działu Zakazanego. Rozglądał się
uważnie, przesuwając ostrożnie tak, by przejrzeć wszystkie
przejścia. Trwało to jakiś czas i Harry leżący nieruchomo,
tający oddech, by go nie zdradził, zdążył ścierpnąć z
napięcia. Równocześnie gratulował sobie w duszy pomysłu ze
zniwelowaniem smrodu z łajnobomb, który po sprzątaniu go otaczał.
Gdyby tego nie zrobił, Mistrz Eliksirów bez kłopotu znalazłby go,
idąc po tym zapachu. Chłopak odetchnął z wielką ulgą, kiedy
profesor Eliksirów skończył wreszcie tą inspekcję, nie znajdując
widocznie niczego podejrzanego i wycofał się z Działu Ksiąg
Zakazanych, zamykając za sobą drzwi. Harry mógł teraz
przynajmniej normalnie oddychać, ale wciąż jeszcze się nie ruszał
na wszelki wypadek. Wolał poczekać w swojej kryjówce dłużej. Nie
chciał niepotrzebnie ryzykować kolejnego szlabanu i utraty punktów.
Wystarczyło mu, że głupia Ropucha dawała mu kary regularnie, nie
potrzebował ich jeszcze od Snape'a. Oddalające się ciche
kroki i na koniec odgłos delikatnie zamykanych drzwi wejściowych do
biblioteki i później długa cisza, przekonały Gryfona, że
nauczyciel opuścił bibliotekę. Dla pewności odczekał jeszcze
moment, po czym wyszedł wreszcie ze swojej kryjówki z ulgą
rozprostowując zdrętwiałe ciało. Był cały brudny od kurzu i
pajęczyn. Nadal czuł tą magię, która go tu przyciągnęła,
jednak postanowił zignorować to i wrócić tu jutro, tym razem
przygotowany.
Wchodząc do pokoju wspólnego
Gryffindoru zauważył wtulonych w siebie, śpiących przyjaciół,
przykrytych dla ochrony przed chłodem kocem. Próbował po cichu
przejść obok nich, jednak nie udało się. Pierwsza obudziła się
dziewczyna i otworzyła powoli oczy skupiając zaspane spojrzenie na
Harry'm. Szybko jednak otrząsnęła się ze snu, poznając na kogo
patrzy:
— Harry! — Spojrzała przelotnie
na zegar. — Czy ty wiesz, która jest godzina? Martwiliśmy się z
Ronem o Ciebie. — Obudzony przez krzyki Hermiony Ron usiadł
gwałtownie i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na przyjaciela.
Następnie skrzywił się w widoczny sposób:
— Stary wybacz, ale wyglądasz
okropnie.
— Dzięki Ron, że mi to
uświadomiłeś. Teraz jeszcze bardziej czuję się brudny.
— Gdzie byłeś Harry? Bo nie
uwierzę, że do tej pory byłeś na szlabanie ... — Zapytała
dziewczyna, ignorując wygląd Harry'ego.
— W sumie to byłem w bibliotece. —
Widząc zaskoczoną minę Hermiony i zszokowaną Rona dodał. —
Bo widzicie ... czułem w ciągu dnia dziwne przyciąganie do
Zakazanego Działu i po prostu musiałem tam teraz iść. To było
naprawdę dziwne uczucie, ale nie negatywne. – Wyjaśnił
spokojnie.
— Harry, dobierze wiesz, że nie bez
powodu to Dział Ksiąg Zakazanych. Same książki skrywają w sobie
mroczną i niebezpieczną magię.
— Ale ta magia nie była
niebezpieczna! Jestem tego pewien!
— Nie Harry. Ta magia specjalnie
może Cię przyciągać. Obiecaj, że nie pójdziesz więcej do
Zakazanego Działu. — Powiedziała Gryfonka tonem, który nie
dopuszczał żadnego sprzeciwu.
— Ale Hermiono ... tam jest coś, co
mnie przyzywa i … — Próbował bronić swojego pomysłu Harry,
jednak wiedział, że przyjaciółka będzie nieugięta. Tak już
było z Hermioną. Kiedy była o czymś przekonana, tym bardziej o
czymś, co według niej było słuszne, niezwykle trudno było ją od
tej myśli odwieść. Często niestety miała rację, ale Harry
przeczuwał, że nie tym razem.
— Obiecaj Harry! — Naciskała
czarownica patrząc na niego. Harry miał świadomość, że tym
razem nie zrezygnuje ze swojego pomysłu, ale dla świętego spokoju
odpowiedział:
— Obiecuję ...
— A teraz chodźmy już spać, jutro
zaczynamy wcześnie zajęcia. — Ogłosiła Hermiona i wygoniła ich
obu z pokoju wspólnego.
Harry pierwsze co zrobił, to
oczywiście skierował się do łazienki na długi, gorący prysznic.
Właściwie wolałby łazienkę prefektów, która byłaby teraz
wprost idealna na relaks. Zastanawiał się, czy hasło wciąż jest
to samo, a myśląc o tym przywołał w pamięci obraz Cedrika i
poczuł ukłucie bólu w sercu. Otrząsnął się ze wspomnień i
szybko wyszedł z łazienki, kierując się do własnego łóżka.
Ron na szczęście już spał. Harry położył się więc również,
mając wyrzuty sumienia, że okłamał Hermionę. Tej obietnicy nie
mógł dotrzymać.
***
Na śniadaniu nie mógł się skupić.
Bystrooka Hermiona oczywiście to zauważyła, ale Harry starał się
robić dobrą minę do złej gry, wykręcając się zmęczeniem po
wczorajszym czyszczeniu klasy. Wymówka zadziałała. dziewczyna mu
uwierzyła i mógł w spokoju dokończyć posiłek. Gdy udała się
na zajęcia starożytnych run i zostali z Ron'em sami, podeszli do
nich bliźniacy:
— Czołem Harry! Słyszeliśmy, że
wczoraj sprzątałeś klasę Obrony przed Czarną Magią. —
Powiedzieli chórem. Gołym okiem było widać, że świetnie się
teraz bawili.
— Niech zgadnę ... maczaliście w
tym palce prawda? — Zapytał, patrząc na nich podejrzliwie, choć
w zasadzie nie musiał o to pytać. Sam wyraz ich twarzy wskazywał,
że łajnobomby to była ich sprawka.
— Słyszałeś Fred? My tu grzecznie
się witamy, a on na wstępie nas o coś oskarża. Naprawdę ranisz
nasze niewinne serduszka. – Powiedział jeden z bliźniaków
cierpiętniczym tonem.
— Masz rację George, to okrutne. My
tu chcemy podnieść Cię na duchu, a na przywitanie dostajemy
oskarżenia! Choć szczerze Ci współczuję. Zwłaszcza, że
słyszeliśmy, że dodatkowy bałagan zrobił Irytek, by dowalić
więcej roboty Filch'owi.
— Takie już moje szczęście i to
ja miałem dodatkową pracę, a nie Flich. – Westchnął Harry,
przywołując w pamięci obraz zdemolowanej klasy — Powiedzcie
chociaż jaką minę zrobiła Umrbidge. Myślę, że to zrekompensuje
mi sprzątanie tego całego bagna.
Bliźniacy uśmiechnęli się do siebie
diabelsko, już nawet się nie kryjąc:
— Harry to było świetne! Najpierw
próbowała usunąć wszystko za pomocą magii, a dobrze wiesz, że
wtedy robi się jeszcze gorszy smród. Zaczęła krzyczeć, by inni
pomogli jej rozprawić się z łajnobombami, a po tym wybuchło
jeszcze większe śmierdzące piekło. Oczywiście najlepsze
zostawiliśmy na koniec. Dyskretnie rzuciliśmy zaklęcie przylepca
na jej buty i kiedy zarządziła opuszczenie klasy, nagle okazało
się, że wszyscy uczniowie zwrócili się w kierunku wyjścia, a ona
nie mogła się ruszyć. Żeby wyjść, musiała ściągnąć buty, a
pewnie nawet nie musisz się domyślać co było na prawie całej
powierzchni podłogi? — Słysząc to, Harry wraz z Ronem przybrali
usatysfakcjonowane miny, a uśmiechy same wypłynęły im na twarze.
Bliźniacy kontynuowali opowieść: — Potem zrobiła się cała
czerwona ze złości. Szkoda, że nie widziałeś jak nie mogła
złapać tchu krzycząc na nas. W końcu i tak nie dowiedziała się
kto był za to odpowiedzialny.
— Szkoda, że tego nie widzieliśmy,
co Harry? — Powiedział Ron przeżuwając kanapkę. — A może
my wykręcimy jej jakiś numer?
— To kiepski pomysł. Pamiętasz jak
Malfoy rzucił zaklęcie przylepca na jej krzesło? Wiedział, że
wina i tak spadnie na mnie. Praktycznie każdy w naszej klasie, a
Malfoy w szczególności, może czuć się bezkarnie. Co by nie
zrobił i tak wina zawsze spadnie na Potter'a, czyli na mnie. Wygodne
nie sądzisz? — Powstrzymał zapędy Rona Harry, doskonale
orientując się, ile szlabanów zawdzięcza Ślizgonowi.
— No tak ... denerwuje mnie ta cała
chora sytuacja! – Krzyknął sfrustrowany Ron. A Harry kontynuował
tym razem zwracając się do bliźniaków:
— Jedyne co nam pozostało to
liczyć, że Wy nadal będziecie urządzać na jej lekcjach piekło.
Przynajmniej nie macie żadnego Potter'a w klasie, na którego można
by zrzucić całą winę.
— Możesz na nas liczyć Harry! —
Zasalutowali bliźniacy stając na baczność. Po chwili Fred
uśmiechnął się dziwnie, jakby przyszła mu do głowy jakaś myśl,
co nie uszło uwagi jego brata bliźniaka. — Chyba mam genialny
pomysł ... chodź George czeka nas sporo pracy. Być może jeśli
się postaramy, będziemy w stanie zrealizować nasz plan w przyszłym
tygodniu! — Ogłosił podekscytowany Fred, zagarniając ramieniem
George'a i krótko żegnając się z zaskoczonymi Ronem i Harry'm,
wyszli z Wielkiej Sali.
Kiedy bliźniacy zniknęli, cieszę
przerwał Ron:
— O co chodzi z tą biblioteką? —
Zainteresował się.
— To już nie jest ważne wiesz,
Hermiona pewnie miała rację i dam sobie spokój. — Odpowiedział
pojednawczo Harry i by szybko zmienić temat dodał podstępnie: —
Swoją drogą, wczoraj jak wróciłem, zastałem Was w dość
jednoznacznej sytuacji ... — Kiedy tylko to powiedział, Ron
zrobił się cały czerwony i drążenie tematu biblioteki wyleciało
mu z głowy. Harry zdecydował się nie odpuszczać: — Jesteście
teraz ze sobą?
— W zasadzie to sam nie wiem. –
Stwierdził zafrasowanym tonem Ron. — Czasami wydaje mi się, że
to coś więcej, a innym razem nie jestem pewien. Może to tylko mój
wymysł. Powiedz Harry, myślisz że ona czuje coś do mnie? Tylko
szczerze. — Jego przyjaciel był w widoczny sposób zagubiony i
trochę poddenerwowany. Harry zamyślił się krótko. Był
przekonany, że Ron nie jest Hermionie obojętny. Właściwie był
tego na tyle pewny, że mógł z czystym sumieniem odpowiedzieć na
wątpliwości rudzielca:
— Jestem tego pewien Ron, a Ty
musisz w końcu wyznać jej co czujesz.
— A co jeśli mi odmówi?
— A pamiętasz co było na balu w
czwartej klasie? Co jeżeli tym razem również ktoś Cię ubiegnie?
Musisz się upewnić, że nie będzie powtórki z rozrywki. —
Przestraszone spojrzenie Rona mówiło samo za siebie. Najwyraźniej
o tym akurat nie pomyślał. Potwierdziły to jego słowa:
— Nie pomyślałem o tym ... masz
rację! Powiem jej!
— Zastanów się nad tym później,
a teraz musimy iść na lekcje.
Po lekcjach Harry wyszedł na błonia.
Nie chciał przeszkadzać przyjaciołom. Miał nadzieję, że Ron
wreszcie się zdecyduje i otwarcie porozmawia z Hermioną. Już od
dawna widział, że Ron podkochuje się w ich wspólnej przyjaciółce,
a ona też skłaniała się ku niemu. Harry nie miał tego za złe im
obojgu, ale musiał przyznać, że czasami dziwnie się przy nich
czuł. Kiedy flirtowali ze sobą, odnosił słuszne chyba wrażenie,
że jest nie na miejscu. Teraz też wiedząc, że Ron ma zamiar
wreszcie wyznać Hermionie co do niej czuje, wolał zostawić ich
samych.
Poszedł na pomost, z którego
rozciągał się widok na jezioro. To było jego drugie miejsce, w
którym mógł spokojnie uporządkować myśli. Spojrzał na swoje
odbicie w wodnej tafli. Brązowe oczy zmieniły się w zielone.
Wydawały się wręcz hipnotyzować, by znowu, pod wpływem woli
właściciela, zmienić się w brązowe. Harry nie lubił koloru
swoich naturalnych, zielonych oczu. Kiedy był dużo młodszy, ciotka
zawsze krzyczała na niego, żeby nie patrzył na nią jej oczami ...
oczami Lily. Robiła to na tyle często, że maskowanie koloru oczu
stało się pierwszą, świadomą, magiczną umiejętnością, jaką
posiadł mały Harry. Nadal nie wiedział, że jest czarodziejem, ale
potrafił zmieniać kolor oczu. Taki paradoks. Po prostu zauważył,
że kiedy jego oczy były zwyczajne, brązowe, ciocia nie krzyczała
aż tak bardzo. Z czasem doszedł do tego, że odruchowo utrzymywał
odpowiednią barwę oczu przez cały czas, nawet się nad tym nie
zastanawiając. Wręcz zapominał, że używa tej umiejętności
również wtedy, gdy wiedział już, że jest czarodziejem. To było
jak na razie jedyne zaklęcie, do którego nie potrzebował różdżki.
Od powrotu Voldemorta, znowu zaczął
nienawidzić swojego naturalnego koloru oczu. Zbyt przypominał
odcień morderczego zaklęcia. Brązowe oczy powodowały natomiast,
że wszyscy, którzy znali ojca Harry'ego twierdzili, że bardzo go
przypomina, właśnie dzięki takim brązowym oczom. Nie miał
zamiaru wyprowadzać ich z błędu. Oczywiście były i minusy, Snape
miał kolejny powód, by opowiadać, że jest wierną kopią swojego
ojca i tym samym go dręczyć. Harry był jednak teraz już starszy,
poza tym mistrz eliksirów był obcym człowiekiem i takie gadanie
nie dotykało, nie raniło chłopaka tak bardzo, jak słowa ciotki w
dzieciństwie.
Takie rozmyślania zajęły Gryfonowi
czas i nawet się nie spostrzegł, że zaczęło się już ściemniać.
Kiedy to sobie uświadomił przeciągnął się, wstał i ruszył w
stronę zamku z zamiarem wdrożenia w życie planu bibliotecznego.
W
jednym z pustych, bocznych korytarzy zarzucił na siebie pelerynę
niewidkę i udał się w stronę biblioteki. Korzystając z tego, że
szczęśliwie drzwi były uchylone, wszedł do pomieszczenia
niezauważalnie. Pani Pince zbierała się już do opuszczenia swojej
„świątyni”, a na to właśnie czekał chłopak. Po chwili
wszystkie światła zgasły, a kobieta wyszła zamykając za sobą
drzwi. Harry czekający w kącie biblioteki odetchnął z ulgą i
powoli zdjął z siebie pelerynę niewidkę, zwijając ją i chowając
do torby. Ruszył w stronę Działu Ksiąg Zakazanych, wszedł do
środka i rzucił zaklęcie wyciszające, by uniknąć sytuacji z
wczorajszej nocy. Upewniwszy się, że wszystko działa bez zarzutu,
ponownie stanął przed regałem, w pobliżu którego czuł przyjemną
magię. Coś tu musiało być … Harry zaczął od przeszukania
wszystkich książek umieszczonych na półkach tego regału, ale w
żadnej nie znalazł źródła mocy, o którą mu chodziło.
Postanowił więc rozszerzyć poszukiwania na obszar w okolicy
regału, zaczynając od ściany za nim. Wypowiedział odpowiednie
zaklęcie i regał odsunął się od ściany. Ta niestety na pierwszy
rzut oka wydawała się być nieskazitelna. Chłopak westchnął, ale
nie zrezygnował. Zaczął przesuwać dłoń po zimnej, kamiennej
ścianie w nadziei, że może coś jednak znajdzie. I wtedy, w jednym
miejscu poczuł wyraźnie silniejsze wibracje magii. Czyżby to czego
szukał znajdowało się za kamiennym murem? A może tak jak na
Pokątnej, trzeba wcisnąć odpowiednie cegły, czy w tym wypadku
kamienie? Harry systematycznie i w różnych kombinacjach zaczął
przyciskać poszczególne kamienie wokół interesującego go
miejsca, ale nie osiągnął spodziewanego efektu. Trochę
zdesperowany zastanowił się przez chwilę, po czym zastosował
pierwsze zaklęcie, które przyszło mu do głowy:
— Alohomora
— Rzucając czar otwierający nie spodziewał się, że
zostanie wchłonięte przez ścianę. Wniosek był jeden. Coś tam
było, bez wątpienia. Nie ulegało też wątpliwości, że
zaklęcie, którego użył nie było odpowiednie. Nie bardzo mając
pomysł co z tym fantem zrobić, chłopak zaczął rzucać losowe
klątwy dostrzegając, że ściana zdaje się bardziej reagować na
słabe czary. Mimo tej obserwacji, nic nie zyskał, bo wciąż nie
wiedział co tam było. Tymczasem powoli zaczął odczuwać
zmęczenie. Przyjrzał się ścianie krytycznie, uśmiechnął krzywo
i rzucił bombardę, która ostatecznie otworzyła sekretne
pomieszczenie. Harry, który oczywiście miał nadzieję, że ten
czar pomoże, ale właściwie, równocześnie nie spodziewał się
efektu, zaskoczony zaczął niepewnie zbliżać się w kierunku nowo
otwartego schowka. Przyjemna magia wibrowała teraz bardziej
intensywnie, zachęcająco, ale w otworze było ciemno i należało
go rozjaśnić:
— Lumos
— Schowek był
niewielki i chłopak mógł śmiało go przyrównać do komórki pod
schodami, w której spędził większość dzieciństwa. Wzdrygnął
się na samo wspomnienie, ale szybko odrzucił myśli o tamtym czasie
zauważając, że w jednej ze ścian brakuje kilku cegieł. Gryfon
podszedł do tego niewielkiego schowka i zauważył, że coś w nim
leży. Niewiele myśląc sięgnął po to ręką, wyciągając
niewielki przedmiot. Poczuł znajomy przepływ magii po całym swoim
ciele, poczuł przyjemne dreszcze i wszystko się uspokoiło. A Harry
uświadomił sobie, że cała emanująca od przedmiotu magia
zaniknęła. Obejrzał uważnie to co trzymał w rękach i
stwierdził, że jest to po prostu jakaś książka. Postanowił
ograniczyć do tego swoje oględziny i jak najszybciej wynieść się
z tego klaustrofobicznego pomieszczenia, a nawet z biblioteki. Nie
było sensu, ani powodu, by niepotrzebnie przedłużać pobyt.
Zresztą, jak przypuszczał, czekało go jeszcze sprzątanie po
bombardzie.
Rzeczywistość okazała się przyjemniejsza od jego wyobrażeń.
Kiedy tylko opuścił skrytkę, ściana powróciła do poprzedniego
wyglądu. Zadowolony z takiego obrotu spraw, schował znalezioną
książkę do torby i przesunął regał na swoje miejsce. Zdjął z
Działu Ksiąg Zakazanych wyciszające zaklęcie, założył na
siebie pelerynę niewidkę i już po chwili wyszedł z biblioteki,
kierując się w stronę Wieży Gryffidoru.
Gdy już znalazł
się w pokoju wspólnym swojego domu, odetchnął z ulgą. Na
szczęście nie było tu Rona, ani Hermiony. Siadając na kanapie
przed kominkiem Harry otworzył torbę i wyciągnął z niej swoje
dzisiejsze odkrycie. Charakterystyczna, przyciągająca go magia nie
była już wyczuwalna. Książka była czarna, dość gruba i miała
przyjemną w dotyku skórzaną oprawę oraz złote zdobienia. Po
chwili chłopak uśmiechnął się do siebie myśląc: „... Jak nic
zmieniam się w Hermionę! Gdybym czuł taki pociąg do zwykłych
książek, zapewne byłbym teraz kujonem ...” Jeszcze przez chwilę
zachwycał się wyglądem książki, po czym postanowił ją
otworzyć. Natrafił jednak na kolejną przeszkodę. Cokolwiek robił,
książka pozostawała zamknięta. Siłowanie się nie miało sensu i
po krótkim zastanowieniu Harry postanowił pomyśleć nad tym jutro.
Dzięki Merlinowi zaczynał się weekend, co zapowiadało dostateczną
ilość czasu na podobne analizy. Chłopak ziewnął szeroko i
zebrawszy swoje rzeczy ruszył do dormitorium spać.
Po
trudach wczorajszego dnia wstał jako ostatni. Cieszył się, że
nikt go nie obudził i mógł się wyspać. Po orzeźwiającym
prysznicu ubrał się i zszedł na dół, do pokoju wspólnego.
Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to Ron, który grał z
Seamus'em w szachy czarodziejów. Mina tego drugiego wskazywała
jasno, że przegrywa. Ron wciąż pozostawał niekwestionowanym
mistrzem w tej grze odkąd tylko przybył do Hogwartu, a z roku na
rok jego umiejętności rosły. Zanim Harry do nich podszedł było
już po meczu.
— Ha! Znowu
wygrałem! — Triumfował nad swoim małym triumfem jego
przyjaciel.
— No, tylko bez
takich! Jeżeli będziesz się tak zachowywać odstraszysz
ewentualnych przeciwników i z kim wtedy będziesz grać? —
Obruszył się Seamus.
— Ma rację Ron
— wtrącił Harry.
— Oh, cześć
Harry, wyspałeś się? — Ron kompletnie zignorował ich
wcześniejsze słowa i zaczął chować figurki szachowe do
szachownicy.
— Pewnie.
Dzięki, że mnie nie obudziliście.
— Cóż,
próbowaliśmy. — Poinformował Seamus. — Ale stary, na co Ci
tyle zaklęć wyciszających?!
— Wiesz
przecież jak Ron chrapie ... — Wyszczerzył się w uśmiechu
Harry, wysuwając oczywisty argument, a pomijając fakt, że chciał
się zabezpieczyć przed tym, by nie słyszeli jak krzyczy, gdy
ponownie przyśni mu się śmierć Cedrika. Ostatnim czego
potrzebował była ich litość. I tak wystarczająco się już o
niego martwili.
— Też racja. –
Natychmiast przyznał Finnigan.
— Ej! Ja wcale
nie chrapię! — Wykrzyknął zbulwersowany rudzielec,
czerwieniejąc na twarzy z oburzenia.
— Tak, tak ...
— Pokiwał z politowaniem głową Seamus. — Nawet Neville
nauczył się rzucać zaklęcie wyciszające perfekcyjnie.
— To nic nie znaczy!
— Sam sobie
przeczysz Ron. Zresztą nieważne, jutro chcę dogrywkę! —
Skończył temat Seamus, żegnając się chwilę potem i wychodząc z
wieży.
Gdy się oddalił,
Harry usiadł koło przyjaciela.
— Naprawdę tak
głośno chrapię? — Zapytał Ron z widoczną nadzieją, że Harry
zaprzeczy.
— Nie obraź
się, ale tak. Nie przejmuj się, każdy z nas zna już dobre
zaklęcia wyciszające, więc to nie jest problemem! — Widząc jak
bardzo zrzedła mina Rona, Harry stwierdził, że to nie było chyba
jednak najlepsze pocieszenie, więc postanowił szybko zmienić
temat: — Nie ważne zresztą, lepiej powiedz, jak poszło wczoraj?
— Gdy tylko o tym wspomniał, twarz Rona przybrała ognistą
barwę, taką samą jak jego włosy.
— Zawaliłem
sprawę Harry.
— Jak to? Nie
powiedziałeś jej? — Harry zmarszczył brwi zastanawiając się co
mógł zrobić jego przyjaciel, a raczej czego nie zrobił. Jakim
cudem coś poszło nie tak? Ron co prawda miał talent do
komplikowania dosyć prostych spraw, ale w tym wypadku …?
— W
sumie to nie wiem ... — Widząc spojrzenie Harry'ego, rudowłosy
uciekł wzrokiem na podłogę. — Bo widzisz, wczoraj po
lekcjach byłem z nią w bibliotece, a ona jak zwykle wytykała mi
błędy w wypracowaniu z Obrony, które jest zadane na przyszły
tydzień. Rozumiesz! Na przyszły tydzień! — Powtórzył bardziej
dobitnie, by pokazać Harry'emu, jak bardzo absurdalne mu się to
wydawało — Ale to nie ważne ... gdy czytała książkę
zapytałem, czy między nami coś się zmieniło. Spojrzała na mnie
unosząc brwi, więc powiedziałem ... no wiesz o co mi chodzi ...
Gdy Ron opowiadał, jak wyglądały
jego próby zdobycia Hermiony, Harry miał ochotę uderzyć głową w
stający naprzeciwko niego stół. W życiu nie słyszał gorszego
wyznania miłości! O ile można to w ogóle nazwać wyznaniem ...
— A co Hermiona
odpowiedziała? — Nie wątpił w inteligencję dziewczyny, ale po
takim starcie Rona miała prawo nie wiedzieć o co chodzi. Nikt
normalny by się w tym nie połapał!
— Powiedziała, że znajdzie kolejny
sposób, by zamknąć usta Skeeter. To, że jest już zarejestrowanym
animagiem nie znaczy, że nie ma na nią innego sposobu i na pewno go
znajdzie ... — Powiedział Ron załamanym głosem.
"... No tak
... cała Hermiona. ..." pomyślał Harry i choć cieszył się,
że dziewczyna tak go wspiera uważał, że nie jest to czas na
łechtanie własnego ego. Ron był wyraźnie załamany. Po namyśle
Harry zaproponował:
— Emm ... może
z nią porozmawiać? I tak w sumie muszę iść do biblioteki coś
sprawdzić, może dowiem się co ona o Tobie myśli? — Krok był
trochę desperacki, ale Harry postanowił pomóc Ronowi na ile
potrafił. Istniała bowiem obawa, że jeśli tak dalej pójdzie, to
rudzielec do końca szkoły nie będzie w stanie powiedzieć
Hermionie co czuje. W takim wypadku oczywiście on, Harry, padnie
tego ofiarą. Będzie musiał znosić lamenty przyjaciela oraz
słuchać o kolejnych „ wyznaniach”. Aż się wzdrygnął na samą
myśl. Naprawdę kochał swoich przyjaciół, ale patrzenie jak
cięgle robią wobec siebie podchody, choć oczywistym jest, że mają
się ku sobie, było ponad jego siły.
— Serio to
zrobisz?! Kurdę dzięki stary! Zawsze można na Ciebie liczyć! —
W głosie Rona pobrzmiewała nadzieja, kiedy wstał i poklepał
Harry'ego przyjaźnie po plecach.
— To nic
takiego, daj spokój. No, to się zbieram, a Ty w tym czasie postaraj
się nie popadać w depresję. — Zażartował Harry, by nieco
rozluźnić atmosferę i dodać otuchy rudzielcowi. Chyba podziałało,
bo Ron się rozpogodził.
Harry opuścił
pokój wspólny i skierował się w stronę biblioteki. Pierwszy raz
odkąd był w Hogwarcie, wracał do biblioteki tyle razy w tak
krótkich odstępach czasu, a przecież kalendarz wskazywał zaledwie
koniec września. Sam się sobie dziwił w duchu. Po chwili wrócił
jednak myślą do przyjaciółki. Miał nadzieję, że Hermiona nie
będzie wypytywać o jego wczorajszą nieobecność. Ją w
przeciwieństwie do Rona ciężko było zbyć byle czym. Zastanawiał
się też jak zacząć rozmowę, którą właściwie powinien
przeprowadzić Ron. Ostatecznie zdecydował się pozostawić ten
problem z nadzieją, że jakoś to będzie. Zauważył Hermionę od
razu po przekroczeniu progu „świątyni ksiąg”. Bujne włosy
przyjaciółki rzucały się w oczy. Harry podszedł do zajmowanego
przez nią stolika i bez słowa usiadł naprzeciwko, nie chcąc jej
przerywać. Czekał, aż sama zwróci na niego uwagę. Po chwili
uniosła wzrok znad książki i zmarszczyła brwi, a chłopak od
razu wiedział, że jednak trudna rozmowa o jego nieobecności go nie
minie:
— Harry, gdzie
Ty wczoraj byłeś? Nie widziałam Cię odkąd skończyliśmy lekcje.
Ron powiedział mi dziś rano, że jak obudził się w środku nocy,
to również Cię nie było. — Hermiona skończyła i patrzyła na
Harry'ego wyczekująco.
— Byłem ...
widzisz, byłem wczoraj u Dumbledore'a, a raczej spędziłem czas na
koczowaniu przed jego gabinetem ... Miałem nadzieję, że go
spotkam, jednak się przeliczyłem. — Odparł chłopak z cichym
marzeniem, że takie kłamstwo wystarczy, by przekonać Gryfonkę.
— Oh Harry ...
— Powiedziała współczującym głosem Hermiona, chwytając jego
rękę w przyjacielskim uścisku. — Tak mi przykro, wiem że od
początku roku nie ma z nim kontaktu, ale jestem pewna, że jak
wróci, wszystko nam wyjaśni. – Mówiła kojącym głosem
dziewczyna, a Harry poczuł się źle przez to kłamstwo. Miał
wyrzuty sumienia. Była dla niego taka miła, a on ją oszukiwał!
Uśmiechnął się smutno w jej stronę, a dziewczyna uśmiechnęła
się również i ścisnęła mu dłoń pocieszająco. Widział, że
uwierzyła w jego słowa. Harry westchnął i postanowił zmienić
temat na równie trudny, ale zdecydowanie przyjemniejszy:
— Hermiono ... powiedz, a jak mają
się sprawy z Ronem?
— Z Ronem? Wszystko w porządku. A …
czy coś się stało?
— W zasadzie to
nie ... ale myślę, że powinnaś przemyśleć Waszą wczorajszą
rozmowę. — Harry brnął niepewnie, besztając się w myślach.
Zauważył, że zdecydowanie brak mu wprawy, jeśli chodzi o tego
typu kontakty i rozmowy z dziewczynami. Liczył już tylko na
domyślność Hermiony. Póki co usłyszał obietnicę:
— Wczorajszą
rozmowę? Hmm ... No dobrze, zastanowię się, ale dopiero jak
skończę zadania. — Dziewczyna wskazała stertę pergaminów
piętrzącą się koło piramidki książek. Harry skinął w
odpowiedzi głową i w duchu odetchnął z ulgą. Wiedział, że
Hermiona zrealizuje to, co powiedziała. W końcu rzadko się
zdarzało, by o czymkolwiek zapomniała. Chłopak stwierdził, że
nic więcej na razie w tej sprawie nie zrobi i postanowił wrócić
do innej kwestii. Jak dotąd nie był w stanie otworzyć tomiku,
który znalazł zeszłej nocy. Wiedział, że powinien na ten temat
poczytać, zdobyć wiedzę. Miał okazję ułatwić sobie
poszukiwania:
— Em ... jeszcze jedno Hermiono,
mogłabyś mi w czymś pomóc? Widzisz ... poszukuję książki o
magicznych przedmiotach, które są zaklęte …
— Jest dużo
takich książek Harry, opisujących rozmaite aspekty tak
zabezpieczonych, czy też potraktowanych przedmiotów. Musisz
dokładniej sprecyzować czego szukasz.. – Odpowiedziała
przyjaciółka, skupiając na nim swoją uwagę, a Harry przeklął w
myślach. Niepotrzebnie zaczynał tą rozmowę. Gryfonka była
przecież bystra i mogła skojarzyć jego pytanie z wczorajszą
nieobecnością, a w rezultacie zacząć coś podejrzewać. Trzeba
było jakoś zneutralizować to niebezpieczeństwo i to szybko:
— Wiem! Zapytam
panią Pince, nie chcę ci przeszkadzać Hermiono, bo widzę, że
masz naprawdę dużo pracy i ...
— Nie wygłupiaj się Harry. Wiesz,
że zawsze chętnie Ci pomogę.
To nie wyglądało dobrze. Nie chciał
znowu oszukiwać, ale w tym momencie nie widział innego wyjścia,
więc by nie przeciągać milczenia przełknął ślinę i powiedział
pierwsze co mu przyszło na myśl:
— Napisał do
mnie Syriusz ... — Widząc zaciekawione spojrzenie dziewczyny
Harry kontynuował konfabulację w tym kierunku: — W liście
opowiedział mi, że znalazł pewną książkę, ale jest ona
obłożona jakimś zaklęciem, tak że nawet nie można jej otworzyć.
Poprosił mnie o pomoc. W sumie to tyle. — Wzruszył ramionami z
ulgą stwierdzając, że udało mu się powiedzieć właściwie pół
prawdę. Sumienie uwierało go trochę nadal, ale trudno. Tymczasem
Hermiona zamyśliła się, po chwili wstała i podeszła do
pobliskich regałów. Wyciągnęła kilka książek, wracając
położyła je przed Harry'm mówiąc:
— Myślę, że
te książki mogą Ci pomóc. Jak tylko skończę robić swoje,
chętnie pomogę Harry.
— Nie trzeba
Hermiono, naprawdę dużo już mi pomogłaś. Poza tym, chciałbym
się sam tym zająć … dla Syriusza. – Harry miał nadzieję, że
tyle wystarczy, by odwieść dziewczynę od chęci pomocy. Wiedział,
że jeśli wyrazi zgodę i dopuści Hermionę do poszukiwań
rozwiązania, to dziewczyna nie odpuści i później. Będzie chciała
uczestniczyć w realizacji, czyli w próbach otworzenia książki, a
tego już chłopak nie chciał. Nie wiedział czego ten tomik
dotyczy, więc wolał otwierać go sam. Determinacja i zawziętość
w oczach spowodowały, że dziewczyna westchnęła i zrezygnowała,
mówiąc:
— Skoro tak mówisz, ale pamiętaj,
jeżeli natkniesz się na coś, czego nie rozumiesz, służę pomocą.
— Dziękuję. —
Harry uśmiechnął się z wdzięcznością do przyjaciółki, po
czym nic już nie mówiąc sięgnął po pierwszą z przyniesionych
przez dziewczynę książek. Hermiona przez chwilkę go obserwowała,
po czym zajęła się swoją pracą.
***
Tom kroił
składniki do swojego eliksiru tamującego krew. W tym roku Slughorn
kazał im warzyć wyjątkowo trudne eliksiry, które potem, jeśli
były poprawnie wytworzone, wykorzystywane były przez aurorów.
Grindelwald coraz śmielej poczynał sobie w magicznym społeczeństwie
siejąc zamęt i chaos. Riddle miał świadomość, że jedynie
kwestią czasu było rozprzestrzenienie się tej wojny poza magiczny
świat. Tak rozmyślając posuwał się do przodu w kolejnych etapach
warzenia. Wrzucił pokrojony imbir i zamieszał trzy razy w kierunku
przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Mikstura przybrała blado
niebieski kolor. Była idealna. — Ślizgon uśmiechnął się do
siebie z zadowoleniem. Do końca lekcji zostało jeszcze piętnaście
minut. Przelał eliksir do fiolek i położył na biurku profesora,
który spojrzał na wynik jego pracy z zachwytem w oczach i
skomentował głośno:
— Tom! To wręcz niesamowite jaki
posiadasz talent w warzeniu eliksirów. Nie myślałeś o karierze
Mistrza Eliksirów? Jestem pewien,
że z Twoimi umiejętnościami zaszedłbyś tak daleko.
— Eliksiry to
naprawdę fascynujące zajęcie profesorze i doceniam pana słowa,
jednakże myślę, że chciałbym w życiu czegoś innego. –
Stwierdził Riddle, przybierając maskę wzorowego ucznia.
— Jestem pewien
chłopcze, że dokonasz wielkich czynów. Pamiętaj, jeżeli czegoś
będziesz potrzebował nie wahaj się pytać, czy też poprosić. –
Zapewnił profesor odkładając eliksir Toma do prywatnych zbiorów,
które z reguł szły na sprzedaż. Nie uszło to uwadze Riddle'a,
który spokojnie odpowiedział:
— Dziękuję
profesorze. — Po czym powrócił na swoje miejsce i odczekał na
zakończenie lekcji, podczas gdy nauczyciel Eliksirów sprawdzał
postępy innych uczniów. Tymczasem Tom, znudzony, obserwował
poczynania Abraxasa, którego mikstura również miała dobry kolor,
choć nieco zbyt jasny, więc nie była idealna. W końcu czas minął
i lekcja się skończyła.
Po zakończeniu
ostatniej lekcji Tom, wraz z innymi Ślizgonami, skierowali się w
stronę pokoju wspólnego, przechodząc jak zazwyczaj koło
biblioteki. Kiedy byli tuż przy niej, Tom poczuł nagle dziwną
magię, Niby nie znaną mu, ale swojską. To uczucie po chwili
zniknęło, ale wystarczyło nawet takie muśnięcie, by
zelektryzować i zmusić Riddle'a do zastanowienia. Zatrzymał się
gwałtownie, patrząc w kierunku „świątyni wiedzy”, widząc
jednak pytające spojrzenia swojej świty, postanowił odłożyć tę
sprawę do wieczora. Zdecydowanie wolałby przyjrzeć się tej
sprawie bez świadków.
Po jakimś czasie
Riddle w swoim pokoju prefekta, pisał w skupieniu wypracowanie.
Pracę przerwało mu pukanie do drzwi. Nie znosił kiedy ktoś mu
przeszkadzał, dlatego postanowił, że ten ktoś, kto stoi właśnie
za drzwiami, pożałuje. Zirytowany otworzył wejście machnięciem
różdżki. Do pokoju wszedł Orion Black i schylił głowę w
powitaniu, równocześnie mówiąc:
— Panie,
przyszedłem Cię poinformować, że...arghhh!! — Wypowiedź
została przerwana machnięciem różdżki ze strony Toma i
zdławionym jękiem bólu ze strony Blacka, który mimo cierpienia i
szarpiących nim skurczów, próbował dzielnie nie krzyczeć.
Wiedział, że ich Pan nie cierpi oznak słabości, więc na ile
mógł, starał się je ograniczać. Zagryzł tylko boleśnie wargę
i usilnie zmuszał się do myślenia o czymś innym niż ból. Tom po
dłuższym czasie zdjął klątwę i z zainteresowaniem przyglądał
się jak klęczący u jego stóp Orion powoli przychodzi do siebie i
zbiera myśli. Zanim tamten zdążył cokolwiek powiedzieć, Tom
różdżką uniósł mu głowę tak, by musiał patrzeć mu w oczy,
po czym spokojnie oznajmił:
— Wiesz, że
nie lubię jak ktoś mi przeszkadza gdy pracuję w pokoju! Powiedz,
co Cię podkusiło żeby mi przeszkadzać. Nie wzywałem Cię
przecież.
— W ... wybacz
Panie, ale Dumbledore Cię wzywa. Ponoć to nie może czekać,
dlatego musiałem przyjść. – Wyjaśnił Black, a Riddle w duchu
przeklął profesora, a głośno stwierdził:
— Ten staruch
poczeka ile będzie konieczne! A teraz wyjdź! — Nakazał. Orion z
trudem wstał i tak szybko jak tylko był w stanie, wyszedł z pokoju
prefekta.
Tymczasem Tom
zżymał się w duchu: „.. Przeklęty Dumbledore! Czego on może
znowu chcieć? Będę musiał do niego pójść jeśli nie chcę
stracić reputacji grzecznego, wzorowego ucznia ...”. Z tym
postanowieniem zebrał rozłożone na biurku książki i pergaminy i
udał się do gabinetu wzywającego go nauczyciela. Na pukanie Toma
drzwi gabinetu otworzyły się po chwili i stanął w nich nauczyciel
transmutacji, witając ucznia słowami:
— Czekałem na
Ciebie Tom. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem Ci w niczym
ważnym? — Formalne pytanie kłóciło się z przenikliwym
spojrzeniem, którego Tom nie znosił. Wydawało mu się, że tym
sposobem profesor wypatrzy w nim wszystkie tajemnice, które wolałby
zachować dla siebie. „... Ty zawsze przeszkadzasz ...” miał
ochotę odpowiedzieć Riddle, ale oczywiście poprzestał na
grzecznym:
— Nie
profesorze.
Nauczyciel odsunął
się od drzwi i przepuścił ucznia do środka, wskazując krzesło
stojące przed biurkiem. Tom usiadł na nim, maskując obrzydzenie na
widok stopnia zagracenia tego pomieszczenia masą przedmiotów, także
mugolskiego pochodzenia. Albus zajął swoje miejsce i spojrzał na
ucznia w skupieniu, po czym niewątpliwie dla rozluźnienia atmosfery
zaproponował:
— Może
herbaty, albo cytrynowego dropsa?
— Nie, dziękuję
profesorze. – Odpowiedział automatycznie Riddle, równocześnie
wyobrażając sobie jak zatruwa te przeklęte dropsy i jak krew
nauczyciela transumutacji, wypluwana przez niego na skutek zatrucia,
powoli zabarwia to znienawidzone, białe biurko na piękny,
krwistoczerwony kolor. Tymczasem Dumbledore nie zrażony odmową
odpowiedział:
— W takim razie
pozwolisz, że sam się napiję. — Następnie stuknął różdżką
w krawędź filiżanki, która napełniła się gorącym,
aromatycznym naparem. Tom obserwował profesora, ale jego cierpliwość
powoli się wyczerpywała. Dlatego, żeby przyspieszyć bieg
wydarzeń, zasugerował:
— Chciał mnie
Pan widzieć. — Miły uśmiech na twarzy nauczyciela nie złagodził
ostrości przenikliwego spojrzenia, kiedy Dumbledore spokojnym głosem
odpowiedział:
— Tak Tom.
Ostatnio rozmawiałem z profesorem Slughorn'em. Bardzo Cię chwalił.
Powiedział też, że podpisuje Ci pozwolenia na korzystanie z Działu
Ksiąg Zakazanych. — Po tych słowach Tom już wiedział do czego
Dumbledore zmierza, jednak przezornie milczał czekając na dalszy
ciąg. — Powiedz Tom, czego szukasz w tym dziale? Może mógłbym
Ci pomóc? Jestem pewien, że oszczędziłoby Ci to sporo czasu.
— Niczego
konkretnego nie szukam profesorze. Po prostu chcę uzupełniać swoją
wiedzę, a niestety powszechnie dostępna część biblioteki
Hogwartu została już przeze mnie wyeksplorowana. – Wyjaśnił
krótko Tom, zastanawiając się jak daleko posunie się nauczyciel.
— Rozumiem
chłopcze, rozumiem. W końcu jesteś naszym najlepszym uczniem.
Jednakże w Zakazanym Dziale przechowywanych jest wiele
czarnomagicznych ksiąg. Czy interesuje Cię czarna magia chłopcze?
— Tak bezpośrednio, bez ogródek zadane pytanie zaskoczyło Toma,
ale nie dał po sobie poznać wrażenia i spokojnie odpowiedział:
— Nie
profesorze. W Dziale Ksiąg Zakazanych jest wiele innych ciekawych
pozycji, których nie można znaleźć w dostępnej części
biblioteki. Na przykład, na temat Grindelwald'a, albo o mugolskich
polowaniach na czarodziejów w średniowieczu. Ich sposobach na
uśmiercanie nas. Poza tym są tam publikacje obejmujące dawno
zapomniane eliksiry.
— Rozumiem,
jednak ten dział nie bez powodu jest zakazany. Wolałbym chłopcze,
byś tam więcej nie chodził. Magia potrafi być nieraz bardzo
kusząca. Zwłaszcza ta czarna.
— Nie dla mnie
profesorze, potrafię się temu oprzeć – Przeszywający na wskroś
wzrok nauczyciela ponownie przewiercał Toma, który usilnie starał
się przekonać do swoich racji profesora, niestety z marnym
skutkiem:
— Nie Tom, nie
chcę ryzykować. Powiem Twojemu opiekunowi, by więcej nie
podpisywał Ci pozwoleń. – Odpowiedział stanowczo Dumbledore, a
Riddle już wiedział, że nie było sensu się upierać. Rozmowa
była właściwie skończona, ale Tom zaryzykował prośbę:
— Rozumiem,
jednak pozwoli pan, że udam się tam ostatni raz? Chciałbym
dokończyć pewną książkę.
Nauczyciel
transmutacji patrzył chwilę na chłopaka z zastanowieniem. Zdziwił
się, że młodzieniec nie protestował w sprawie Zakazanego Działu.
W myślach ważył wszystkie za i przeciw. Widział doskonale, że
mimo zapierania się i przekonywania, Toma pociąga czarna magia. W
przekonaniu nauczyciela, trzymanie chłopca z dala od źródła tej
niebezpiecznej części magii, pozwoliłoby młodzieńcowi uniknąć
najgorszego. Miał tylko nadzieję, że nie jest jeszcze za późno.
Na koniec podjął decyzję, którą oznajmił chłopcu:
— Dobrze Tom,
ostatni raz masz moje pozwolenie. Jutro przekażę bibliotekarce moje
postanowienie. Myślę, że na tym skończymy spotkanie.
— Dziękuję.
Do widzenia profesorze. – Ślizgon wstał i wyszedł z gabinetu
odprowadzany wzrokiem profesora.
Tom był
wściekły. W głowie kotłowały mu się myśli: "... jak ten
stary manipulator śmiał się wtrącać! Niech sobie nie myśli, że
jak dostałem zakaz ,to nie będę tam chodził. Dobrze, że jednak
jest na tyle naiwny i myśli, że zastosuję się do jego poleceń
…". Ta myśl trochę Riddle'a pocieszyła. Na tyle, że
uśmiechnął się przebiegle. W końcu nie potrzebował zgody na
korzystanie z tamtego działu. Nie może tam chodzić legalnie, to
będzie chodził nielegalnie.
Rozmowa
z Dumbledore'em zabrała Tomowi trochę czasu. Postanowił więc
zrealizować swój plan i zajść do biblioteki. Na dziś miał
jeszcze pozwolenie od Slughorn'a, więc mógł to zrobić oficjalnie.
Na jutro będzie miał pozwolenie od Dumbledore'a, ale nie chciał
tej sprawy odkładać ani chwili dłużej. Jutrzejszą wizytę
zamierzał spożytkować inaczej. Biblioteka była pusta, bo trwała
akurat kolacja, a bibliotekarka tradycyjnie była w swoim świecie.
Tom okazał jej pozwolenie na korzystanie z Działu Zakazanego. Po
usłyszeniu potwierdzenia z jej strony, ruszył w stronę rzeczonego
działu. Po zamknięciu za sobą wejścia, rzucił na drzwi
przezornie zaklęcie alarmujące, na wypadek gdyby ktoś zamierzał
tu wejść. Następnie poszedł w głąb pomieszczenia. Kiedy zbliżył
się do regału, za którym znajdowała się skrytka, poczuł tą
magię! Tym razem nie zniknęła tak szybko. Czuł ją wyraźnie.
Była tak podobna i jednocześnie różna od jego własnej. Odsunął
regał zaklęciem i wymówił kolejnych kilka, by otworzyć tajemne
przejście. Wejście reagować miało jedynie na magię jego, Toma i
na magię Przeznaczonego. Riddle oświetlił pomieszczenie i
potwierdziło się to o czym myślał. Miejsce gdzie wcześniej leżał
dziennik było puste.
Zaskoczony Tom patrzył przez chwilę na niszę, myśląc
intensywnie: „... Ale jak to możliwe? Kasandra mówiła, że
jeszcze się nie narodził, więc jak po roku mógł wziąć ten
dziennik? Chociaż ... to przepowiednia, nie powinienem brać jej
dosłownie. No dobrze, ale skoro to metafora, to jak powinienem ją
rozumieć? Czy może coś przeoczyłem? W takim razie co? W zasadzie
póki co jedno było pewne – Przeznaczony faktycznie istniał. Inna
sprawa, że trudno przypuszczać, by urósł przez rok na tyle, by
skutecznie działać i to w Hogwarcie. ...”. Podczas gorączkowych
rozmyślań Tom czuł magię Przeznaczonego, która przypominała
miłą, kojącą falę, i która niestety stopniowo stawała się
coraz słabsza. Zanikała. Nie było już tu co robić, więc Riddle
skierował się do wyjścia z ciasnego pomieszczenia. Wychodząc
potrącił coś nogą. Schylił się i sięgnął po tą rzecz.
Przyjrzał się uważnie i uniósł brwi z zaskoczenia: w ręce
trzymał szal w barwach Gryffindoru.
Bez obaw, zostanę aż do końca opowiadania, szczególnie, że miło i łatwo się czyta, a voldarry to mój ulubiony paing. Muszę przyznać, że kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłam nowy rodział, bo przez chwilę bałam się, że porzuciłsz tą historię, jednak skoro wszystko jest dobrze to dziękuję za kolejny rozdział i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńMogę już na wstępie obiecać że nie mam zamiaru porzucać, gdyż sama doskonale znam ból kiedy ktoś porzuca historie. Pozdrawiam!
UsuńGdybyś była tak miła i powiedziała kiedy mogę spodziewać aktualizacji byłabym bardzo wdzięczna. Już trochu tęskno mi za tą historią i chciałabym już przeczyać nowy rozdział.
UsuńNiestety nie wiem. Rozdział jest już u bety i nie wiem ile zajmie jej sprawdzanie tekstu a jest go dość sporo co może być minimalnym pocieszeniem dla Ciebie. Pozdrawiam
UsuńŚwietny blog i pomysł ;-) Uwielbiam Voldarry, a zwłaszcza te związane z czasem. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;-)
OdpowiedzUsuńOj tak zgadzam się, super że piszesz Voldarry. Normalnie jaram się jak chatka Hagrida na nowy rozzdziałłł.
OdpowiedzUsuńPs. dagna1688@o2.pl jeżeli możesz powiadamia o kolejnych notkach. Kocie oczaka:)
Witam,
OdpowiedzUsuńno tak Harry to zawsze wpada w kłopoty, ale czy jemu nie przeszkadza to, że Ron czy Hermiona cały czas mu matkują, no ludzie każdy potrzebuje swobody....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Wow wow wow świetny pomysł ^^
OdpowiedzUsuńWidziałam że zrezygnowałaś z opowiadania na bliżej nieokreślony czas jedbak zdecydowałam się mimo to przeczytać.
Moim zdaniem pomysł z tym wszystkim jest wprost genialny ^^
Życzę odzyskania weny ;)
~MangleTheGirlFox
Przyznam szczerze to mój pierwszy Voldarry i uwielbiam do niego wracać bo jak na razie inne go nie przebiły aż tak bardzo pomysłowością :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńno tak jak zwykle Harry to zawsze wpada w kłopoty, ale czy jemu nie przeszkadza to, że Ron czy Hermiona cały czas mu matkują? no ludzie do jasnej ciasnej... każdy potrzebuje potrzebuje swobody....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, Harry jak zwykle to musi wpaść w kłopoty... zastanawiam się czy Harremu nie przeszkadza to matkowanie Hermiony i Rona... bo mnie to już dawno by szlag trafił... przyjaźń przyjaźnią, ale trochę swobody potrzeba...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och Harry nie potrzebnie mówiłeś Hermionie, ze byłeś w bibliotece w dziale ksiąg zakazanych... wkurza mnie to, ze wciąż mu tak matkują..., no i kwestia tego, że ropucha się uwzięła na niego, czy opiekunka jego domu cos o tym wie?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie