Rozdział
3: Szukając odpowiedzi
Harry
otworzył oczy. Było ciemno. Po chwili jego wzrok przyzwyczaił się
do mroku i chłopak zaczął dostrzegać niewyraźne kształty,
odruchowo zaczął szukać na nocnej szafce swoich okularów. Znalazł
je, założył i wszystko nabrało ostrości. Był w skrzydle
szpitalnym. Spędził tu już tyle nocy, że bez problemu rozpoznał
pomieszczenie. „... Dlaczego tu był? ...” Przemknęło przez
myśl Harry'ego
Położył
się z powrotem na miękkiej poduszce starając się przypomnieć
sobie jak tu się znalazł. Nie widział u siebie, ani nie czuł
żadnych urazów, na szafce obok nie stały żadne eliksiry.
„...
Czemu tu leży? Ostatnim co pamiętał była uczta, a potem …? O
nie... nie,nie,nie! ...” Z narastającym przestrachem pomyślał
Harry. Nie ważne ile razy to sobie powtarzał wiedział, że to co
sobie przypomniał było prawdą ... Swój krzyk, przerażone twarze
uczniów i bladą profesor McGonagall zbliżającą się do niego
wraz z Dumbledore'm Później zemdlał.
„...
Cholera! Teraz na pewno wszyscy będą myśleć, że oszalałem
zupełnie! Nikt już na pewno nie będzie wierzył w odrodzenie
Voldemorta. Nikt! ...” Pomyślał rozżalony Harry i zamknął oczy
czując narastający ból głowy.
W
wyobraźni już widział nagłówki Proroka Codziennego. Już
wcześniej było źle, ale czuł, że teraz będzie jeszcze gorzej.
Czuł obawę przed tym, co pomyślą jego przyjaciele. Zastanawiał
się, czy się od niego się odwrócą. Miał nadzieję, że nie, że
Hermiona i Weasleyowie nie są tacy. Sądził, że martwią się o
niego. Jednak w głębi serca naprawdę bał się odtrącenia …
zwłaszcza przez nich.
Ponure
rozmyślania przerwały mu liczne kroki zbliżające się do skrzydła
szpitalnego. Nie wiedział kto to, ale wyraźnie słyszał stąpania
większej ilości osób. Nie chciał teraz rozmawiać z nikim, więc
postanowił udawać, że śpi. Usłyszał jeszcze otwieranie drzwi do
skrzydła szpitalnego, a później do gabinetu pani Pomfrey, po czym
usłyszał rozmowę prowadzoną przyciszonym tonem.
-
Harry Potter to wariat! Wszyscy dziś zobaczyliśmy, że z chłopakiem
najwidoczniej jest coś nie tak. Wcześniej nikt mnie nie chciał
słuchać, a teraz widzisz Dumbledore do czego doprowadziłeś! Jutro
jak to rozgłoszą na pewno przyjdzie wiele skarg od rodziców
zmartwionych, że ich dzieci muszą chodzić do szkoły z tym
szaleńcem! - Po głosie Harry rozpoznał Umbridge.
-
Ciszej! Harry może się obudzić. – zwróciła uwagę McGonagall
-
Nie obudzi się, podałam mu sporą ilość eliksirów uspokajającego
i słodkiego snu. – Dodała Pomfrey, by uspokoić obie kobiety,
które miały jak się wydawało wyjątkowo bojowy nastrój.
-
Dolores, Harry nie jest szalony, mogę ci zagwarantować, a już na
pewno nie stanowi żadnego zagrożenia dla naszych uczniów. –
Powiedział uspokajająco do kobiety dyrektor
-
Nie jest szalony?! - Prychnęła Umbridge. – Chyba sobie żartujesz!
Normalni uczniowie nie zachowują się w ten sposób. Jako Wielki
Inkwizytor Hogwartu żądam wydalenia chłopaka!
-
Chłopak może przeżył jakieś chwilowe załamanie, ale to nie jest
powód by go wyrzucać ze szkoły, pomyśl logicznie Umbridge! –
Syknęła ostro McGonagall. – Poppy powiedziała, że poza anemią
oraz przemęczeniem Harry'emu nic nie dolega. – Chwilkę trwała
cisza, a Harry wyobraził sobie, jak pielęgniarka kiwa twierdząco
głową.
-
Dlatego właśnie przyprowadziłam se sobą Edwarda Pillswortha,
który specjalizuje się w Świętym Mungu w chorobach umysłowych. Z
całym szacunkiem ... – Usłyszał Harry ostry głos Umbridge – …
ale uważam, że nie jest pani specjalistką właśnie w tej
dziedzinie.
-
Nie jestem, ale … - Zaczęła pielęgniarka, jednak nauczycielka
OPCM weszła jej w słowo.
-
I to wystarczy. Edwardzie, powiedz nam do jakich wniosków doszedłeś
w przypadku Pottera.
Harry
słysząc to zacisnął ręce pod kołdrą w pięści, słuchając
głosu nieznanego mu mężczyzny:
-
Jak powiedziała wcześniej pani inkwizytor, nie możemy być pewni
czy rzeczywiście Harry Potter nie ma problemów umysłowych.
Wcześniej przepytaliśmy wielu uczniów i większość z nich
stwierdziła, że po turnieju trójmagicznym zmienił się i ...
-
Na litość boską! – Ponownie odezwała się opiekunka jego domu,
przerywając magomedykowi. - Przecież wtedy zginął uczeń! U
każdego takie zdarzenie wpłynęło by na relacje z innymi. Także
na zachowanie, zwłaszcza, że chłopak był świadkiem śmierci
Diggory'ego.
-
Ale nikt nie udowodnił, że Cedrik Digorry zginął z rąk
Sami-Wiecie-Kogo jak twierdzicie, a ja uważam, że jest to bujda
zmyślona przez nastolatka, który pragnie tylko zwracać na siebie
uwagę. Kto wie czy nie on sam zabił biednego Diggory'ego? Mógł
przecież podmienić puchar i zamienić go w świstoklik! - Umbridge
zdecydowanie nie była pozytywnie nastawiona do Harrego.
-
Harry nigdy nikogo nie skrzywdził ... – ponownie w obronie
chłopaka wystąpił dyrektor Hogwartu. - … i wątpię żeby to
zrobił w przyszłości, a twoje oskarżenia mają w sobie pełno
sprzeczności. Jak Harry mógłby ukraść puchar, skoro ten był
strzeżony przez magię, której na pewno nie zna żaden
czternastolatek. Nawet wielu doświadczonych dorosłych czarodziejów
miało by z nią poważne problemy.
-
Jesteś głupcem Dumbledore skoro wierzysz w słowa tego gówniarza.
Powinieneś patrzeć na fakty, a one wskazują, że Potter nie jest
normalny. Być może świadomość Sami-Wiecie-Kogo miesza w jego
głowie i … - Umbridge nie miała szans skończyć.
-
Wystarczy! - Zagrzmiał dyrektor przerywając nagle jej tyradę. Po
czym już dużo ciszej kontynuował: - To wszystko są pomówienia, a
ja mogę cię zapewnić, że nie wyrzucę Harry'ego z Hogwartu i
jestem pewien, że znajdziemy razem rozwiązanie tego problemu.
Cisza,
która nastąpiła, zaczęła ciążyć na sercu Harry'ego, który
przysłuchiwał się rozmowie dorosłych z coraz większą paniką i
niepokojem. Zwłaszcza, że to co powiedziała na końcu Ubridge nie
było do końca pomówieniem, z czego Harry doskonale zdawał sobie
sprawę, choć nie zamierzał tego rozgłaszać. W końcu ciszę
przerwał magomedyk:
-
Również uważam, że wydalenie ucznia to przesada z całym
szacunkiem pani inkwizytor. - Ton jego głosu był pełen szacunku –
Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie zostawić sprawy
własnemu biegowi, a jeśli Harry będzie miał kolejny atak, zabrać
go na przymusowe badania do szpitala. Wtedy zatrzymać go w Świętym
Mungu do czasu, aż poczuje się lepiej. Chyba, że badania wskażą
inaczej. – Ostatnie zdanie powiedział bardzo szybko, widocznie
obawiając się, że znowu ktoś mu przerwie.
-
Przymusowe badania?! Powtarzam po raz kolejny. Harry jest normalnym
uczniem i nastolatkiem, nie widzę potrzeby by podejmować tak
radykalne kroki. – Zaczęła głosem przepełnionym urazą i
oburzeniem opiekunka Gryffindoru.
-
Zgadzam się – Przerwał jej zmęczonym jakby głosem dyrektor
Hogwartu, a czyjś szybki spazmatyczny wdech podpowiedział
Harry'emu, że Dumbledore bynajmniej nie wyraził zgody na
twierdzenia opiekunki Gryffindoru, ale na propozycje magomedyka.
Harry'emu wydało się, że jego jak dotąd stabilny świat, oparty
na zaufaniu dyrektorowi legł w gruzach.
-
Ależ Albusie … - Wstrząśnięty, zduszony głos McGonagall
wskazywał, że ona także jest zszokowana decyzją dyrektora. Co
trochę podniosło na duchu Harry'ego.
-
Niech i tak będzie. I tak to kwestia czasu, kiedy chłopaka zamkną
w Mungu. – Stwierdziła Umbridge nie do końca zadowolonym głosem,
wychodząc z gabinetu pielęgniarki wraz z magomedykiem.
Po
kolejnych licznych odgłosach kroków zmierzających w kierunku
wyjścia ze skrzydła szpitalnego nastała cisza. Pomfrey zgasiła
światła i udała się do swoich komnat, które znajdowały się za
jej gabinetem.
Na
początku Harry leżał jak sparaliżowany, mając w głowie jeden
wielki natłok myśli. Ocenił, że podane mu eliksiry najwidoczniej
były jakieś słabe, bo nie miał już ochoty zasnąć ani nie mógł
się uspokoić. Po głowie krążyły mu rozmaite myśli: „...
Snape się chyba starzeje. … Mam kłopoty, to było pewne. ...”
Nie
chciał iść na żadne przymusowe leczenie, czy też opuszczać
Hogwartu. Nie czuł się też szalony jak próbowała wszystkim
wmówić Umbridge i Prorok Codzienny. Zastanawiał się jednak, czy
po zdarzeniu na kolacji ktokolwiek mu uwierzy. Harry wykonał kilka
głębokich, w zamierzeniu uspokajających oddechów i zamknął oczy
czekając na sen, który nie nadchodził. Nie chciał teraz myśleć
o niczym, ale nie bardzo mu się udawało. Ogarniał go bowiem coraz
większy niepokój, który rósł wraz ze zbliżającym się rankiem.
W końcu zbeształ się ostro w myśli „... jesteś gryfonem do
cholery ogarnij się! ...” Niestety efekt wciąż był mizerny,
nadal bał się zmierzyć z tym co niedługo miało nastąpić.
-
Oh, już nie śpisz złotko. – Usłyszał głos pielęgniarki,
która wyszła rankiem ze swojego gabinetu i skierowała kroki do
jego łóżka. – Jak się czujesz?
-
Emm ... myślę, że chyba dobrze … - niepewnie stwierdził Harry.
-
Jeszcze tylko przeprowadzę standardowe badania i będę mogła cię
wysłać na lekcje. Obawiam się bowiem, że nie zdążysz na
śniadanie. – Odparła spokojnie parząc na wielki zegar na
ścianie.
Harry
gdy to usłyszał odetchnął z ulgą. Co innego zmierzyć się z
klasą, a co innego ze wszystkimi uczniami w Wielkiej Sali.
Kiedy
badania się skończyły Harry ruszył w stronę sali gdzie odbywały
się lekcje z jego opiekunką i niestety ze Ślizgonami. Było mu
niedobrze z nerwów, gdy stanął przed ciężkimi drzwiami sali.
Wahał się długo i dopiero po dobrej minucie zapukał. Wziął
głęboki oddech i wszedł do środka.
Spodziewał
się na sobie wzroku wszystkich uczniów, ale nikt nawet nie odwrócił
się w jego kierunku. McGongall powiedziała mu tylko, by zajął
swoje miejsce. To było dziwne. Chyba już wolałby słyszeć jakieś
drwiny ze strony Węży a nie tą ciszę. W tej atmosferze czuł, że
stąpa po niepewnym gruncie, co tym bardziej go niepokoiło. Usiadł
koło Rona, który posłał mu uśmiech, co Harrego nieco uspokoiło.
Nie na długo jednak. Śmiech ze strony Ślizgonów spowodował, że
odwrócił się i zobaczył Draco Malfoya, który parodiował jego
wczorajsze zachowanie na kolacji, a pozostali rżeli ze śmiechu. W
momencie, gdy Draco zauważył, że Harry się temu przygląda,
wskazującym palcem zakręcił w powietrzu koło skroni, sugerując,
że jest wariatem. Gryfon odwrócił się od nich, nie miał ochoty
się z nimi użerać.
-
Oni chcą cie tylko sprowokować Harry. - Szepnęła Hermiona.
-
Właśnie stary, nie zwracaj na nich uwagi – dodał Ron.
Mimo
wkurzającego zachowania świty Malfoya, Harry był szczęśliwy, że
przyjaciele nie odwrócili się od niego. To dało mu siłę, by
przetrwać następne lekcje.
W
porze obiadu, kiedy Harry wraz z Ronem i Hermioną zmierzał do
Wielkiej Sali na posiłek, czuł, że nogi ma jak z waty ze
zdenerwowania. Stres musiał być chyba widoczny, skoro Ron starał
się go pocieszyć:
-
To nic takiego, po paru dniach wszystko rozejdzie się po kościach.
Poza tym, to nie pierwszy raz gdy coś zwraca na ciebie uwagę.
Zawsze tak się dzieje. Na przykład jak była ta akcja na czwartym
roku podczas turnieju, albo jak uciekł Syriusz, non stop coś o
tobie pisali i ...
-
Ronaldzie zamknij się! - Warknęła Hermiona. Użycie pełnego
imienia oznaczało, że dziewczyna jest naprawdę zła, dlatego Ron
posłusznie umilkł. – Tym nie pomożesz Harry'emu, a co najwyżej
przyniesiesz odwrotny skutek.
-
Ja tu jestem Hermiono. – Zwrócił jej uwagę Harry. – Dam sobie
radę, naprawdę. - Powiedział, ale chyba mało przekonująco, bo
widział wyraźne zmartwienie w jej oczach. Po chwili namysłu
dziewczyna zaproponowała:
-
Wiesz … możemy ci przynieść coś do jedzenia jeżeli nie jesteś
jeszcze gotowy i …
-
Będzie jeszcze więcej plotek, gdy się nie pojawię. Wiesz o tym
przecież. – Dziewczyna przygryzła lekko wargę i skinęła
twierdząco głową.
-
Razem damy radę! - Wykrzyknął Ron, obejmując z jednej strony
Hermionę, a z drugiej Harry'ego ramieniem i tak objęci, wszyscy
troje wkroczyli do Wielkiej Sali.
Kiedy
weszli gwar zazwyczaj panujący na posiłkach nasilił się, a sądząc
po licznych twarzach skierowanych w stronę ich trójki, to właśnie
oni byli tego przyczyną. Zasiedli do obiadu, a Harry usiadł plecami
do pozostałych domów cisząc się że Gryffindor ma tak szczęśliwie
usytuowany stół. Ron z Hermioną zajęli miejsca naprzeciwko niego.
Dopiero po chwili Harry zauważył, ze po bokach ma dużo
przestrzeni. Nikt nie chciał usiąść koło niego. Harry postanowił
to zignorować i skupił się na słuchaniu przyjaciółki.
Opowiadała im o kolejnym zadaniu domowym, które powinni mieć już
napisane. Rozmowę przerwały im sowy, wlatujące do Wielkiej Sali.
Większość z nich niosła Proroka Codziennego. Jedna z gazet
wylądowała przed Hermioną, która spojrzała niepewnie na
Harry'ego. Skinął jej głową, by się nim nie przejmowała i
wrócił do obiadu. Podczas, gdy jego przyjaciele razem zagłębili
się wręcz w Proroku, podleciała do niego mała sówka trzymająca
w dziobie list. Harry rozpoznał znajome pismo Syriusza, odebrał
więc list, dając sowie smakołyk i schował kopertę do kieszeni,
żeby jego przyjaciele nie zauważyli korespondencji. Jak ich znał,
zadawali by zbyt dużo pytań i chcieliby poznać treść listu. Nie
bardzo się chciał z nimi tym dzielić.
-
O czym piszą? – Zapytał jakby od niechcenia.
Przyjaciele
spojrzeli na siebie zastanawiając się co odpowiedzieć:
-
Może lepiej sam zobacz … - Zaproponowała Hermiona podsuwając mu
gazetę.
Harry
Potter chłopiec, który oszalał
Wczorajszego
wieczoru, na kolacji w Wielkiej Sali Hogwartu
doszło
do nieprawdopodobnego zdarzenia.
Harry
Potter, znany jako Złoty Chłopiec Gryffindoru, prawdopodobnie
ma
problemy związane z psychiką! To nie wszystko! „Podczas kolacji
krzyczał
jak
opętany … dziwnie zaczął się zachowywać … był straszny” –
relacjonowali uczniowie,
którzy
zaczęli bać się Potter'a. „Uważam, że stanowi zagrożenie dla
nas, a zwłaszcza
dla
naszych dzieci. Co jeżeli wszystkich pomorduje w nocy? Śmierć
Diggory'ego to
na
pewno nie była robota Sam-Wiesz-Kogo, tylko Pottera!” - Powiedział
nam poufnie
jeden
z profesorów Hogwartu. Sądzę, że sytuacja z ostatniego zadania
turnieju jest
co
najmniej podejrzana i obiecuję przyjrzeć się temu z szerszej
perspektywy w
jutrzejszym
wydaniu. Dlaczego Dumbledore pozwala chłopcu przebywać nadal w
Hogwarcie?
Czy musi się stać coś strasznego, by w końcu dyrektor przejrzał
na oczy i
zaczął
robić coś w tym kierunku? Dla Proroka Codziennego.
Rita
Skeeter
Gdy
skończył czytać nagłówek wziął głęboki oddech. Umbridge
dołożyła wszelkich starań, by upewnić się, że nie będzie miał
życia w tej szkole. Po tym artykule był tego pewien jak niczego
innego. Czuł na sobie liczne spojrzenia, co stawało się stopniowo
nie do zniesienia, ale nie zrobił nic, bo zdawał sobie z tego
sprawę, że na to czeka Różowa Ropucha. Popatrzał w kierunku
stołu nauczycieli. Umbridge patrzyła na niego z wyższością i
tryumfującym uśmiechem na ustach. Dumbledore kolejny dzień był
nieobecny na uczcie, a McGonagall patrzyła na niego ze zmartwieniem.
Harry miał dość, ale spokojnie wstał od stołu informując
przyjaciół, by nie szli za nim. Będzie w bibliotece jakby go
szukali. Opuszczając salę czuł na sobie spojrzenia, do momentu,
gdy zamknął za sobą drzwi. Nawet przez nie słyszał gwar uczniów,
którzy teraz pewnie wieszali na nim psy. Cóż nie pierwszy i pewnie
nie ostatni raz.
Biblioteka
na szczęście była pusta. Bardzo to Harry'ego ucieszyło. Usiadł
przy stole na uboczu, takim, który najbardziej zakrywały regały i
wyciągnął list od Syriusza, a na stół przed sobą położył
tajemniczy dziennik. Przypominając sobie przyjemne uczucie ciepła,
które chciał tak bardzo jeszcze poczuć, otwierając list od ojca
chrzestnego miał nadzieję, że ten pomoże mu rozwiązać tajemnicę
dziennika. Zaczął czytać:
Kochany
Harry,
To
bardzo dobrze, że Hermiona pilnuje was z nauką. Uwierz mi na
słowo,
twoja matka była taka sama! Do dziś pamiętam jak trzymała
nas
cały weekend przed SUMA'mi nie pozwalając nam nawet pograć
w
quidditcha. Wyobrażasz to sobie? Pod koniec nauki Pettigrew aż
się
popłakał, że ma dość, co zmiękczyło serce twojej matki. Dość
często
wykorzystywaliśmy z James'em jego płaczliwość, chociaż
taki
był pożytek z tego nędznego szczura … Wracając do twojej
prośby,
to przykro mi, ale nie mogę ci pomóc Harry. Dumbledore
wczoraj
wysłał mi sowę na temat twojego zdrowia i obawiam się,
że
mimo wszystko to o co mnie prosisz nie jest do końca bezpieczne
zwłaszcza,
że masz w sobie geny Jamesa. Pamiętaj to dla twojego
dobra.
Łapa
Harry
zakończył czytać ostatnie zdanie i ze złości, aż zgniótł list
w dłoni. Włożył go z powrotem do kieszeni. Nie tego się
spodziewał, zdecydowanie czuł w tym liście aż nazbyt wielką
ingerencję dyrektora. Zwłaszcza w ostatnim zdaniu '' wszystko dla
twojego dobra ''. Akurat! Nie takiej postawy spodziewał się po
wielkim Albusie Dumbledore. Na szczęście Harry czuł, że ma
jeszcze przyjaciół po swojej stronie, inaczej już dawno by
rzeczywiście zwariował od tego wszystkiego.
-
Cześć Harry, tu się zaszyłeś.
Przerwał
mu rozmyślania Ron, który dość niespodziewanie pojawił się wraz
z Hermioną tuż przy stoliku zajmowanym przez Harry'ego.
-
Myślę, że póki co jest to najlepsze miejsce, przynajmniej do
następnych lekcji. – Odpowiedział ostro Harry, wciąż jeszcze
zły na Syriusza.
-
Harry - zaczęła dziewczyna – przecież wiesz, że nikt nie będzie
cię obwiniał za śmierć Cedrika i są to tylko domysły Umbridge.
-
Skąd wiesz. że ona to napisała? - Zapytał Harry, trochę
zaskoczony przenikliwością przyjaciółki.
-
Oboje dobrze wiemy, że ona ma największy interes w tym, żeby cię
pogrążyć. Im więcej cienia na twojej osobie tym lepiej.
-
Pewnie masz rację – westchnął zrezygnowany chłopak.
-
Jeszcze się jej odpłacimy Harry! - Zareagował na jego smutek Ron -
Albo wiem! Poproszę Freda i Georga, by załatwili coś ekstra dla
tej starej torby, zapłaci za wszystko co ci zrobiła!
-
Nie jest tego warta Ron, dajmy temu spokój. – Harry ukrócił
szybko zapędy Rona.
-
Masz zamiar tak to zostawić? - Rudzielec był wyraźnie
zdegustowany.
-
Mam już i tak zbyt wiele na głowie, by przejmować się tak błahymi
sprawami jak Umbridge. Zwłaszcza, że wiem, że i tak w końcu
cokolwiek by się stało, to w ostatecznym rozrachunku odbiłoby się
to na mnie.
-
A … ale … - Niepewnie zaczął Ron.
-
Harry ma rację, powinieneś wziąć z niego przykład i zacząć się
zachowywać bardziej dojrzale. – Przerwała Ronowi Hermiona,
ucinając temat i jednocześnie powodując na policzkach rudzielca
dorodną czerwień, co ciekawie kontrastowało z włosami.
-
Ron nie miał nic złego na myśli prawda? - Harry spróbował
poprawić humor zażenowanemu przyjacielowi, który energicznie
pokiwał głową w odpowiedzi na tak zadane pytanie.
-
Skoro tak, ale ... – Wzrok Hermiony spoczął na dzienniku, na
którym Harry opierał dłonie. – Co to jest Harry?
-
Nic takiego ... - Odpowiedział i równocześnie chciał schować
dziennik, ale dziewczyna była szybsza i wyrwała mu go z rąk.
-
Hej! Hermiono oddaj mi to! – Poprosił stanowczo.
-
Oh, jeszcze nie widziałam tej książki, daj mi tylko zajrzeć
Harry. – Odpowiedziała, nawet na niego nie spoglądając, za to
łakomym wzrokiem patrząc na dziennik.
-
Hermiono! Nie zgadzam się byś ... - Oczywiście nic to nie dało, a
Harry z przerażeniem, jakby w zwolnionym tempie zobaczył, że gdy
dziewczyna próbowała otworzyć dziennik, jakaś siła odepchnęła
ją mocno. Dziewczyna poleciała w stronę ściany obijając się o
nią boleśnie.
-
Hermiono! - Krzyknęli obaj nieomal równocześnie, podbiegając do
leżącej na ziemi przyjaciółki.
Ron
odwrócił ją twarzą do nich delikatnie, upewniając się, czy nie
ma jakiś poważniejszych obrażeń. Gryfonka jęknęła przeciągle
otwierając oczy i chwytając za tył głowy.
-
Wszystko w porządku Hermiono? Boli cię coś? - Zapytał Harry,
uprzedzając Rona, który trząsł się z nerwów, wciąż trzymając
przyjaciółkę w ramionach.
-
Myślę że tak … tylko za mocno uderzyłam się w głowę chyba …
- Odpowiedziała Hermiona słabym głosem.
Ron
podniósł ją z podłogi i pomógł jej usiąść na najbliższym
krześle, nie spuszczając jej z oka. Kiedy nabrała już na twarzy
kolorów Harry odetchnął z ulgą. Podniósł dziennik i schował do
torby mając świadomość, że jest uważnie obserwowany przez
obydwoje przyjaciół.
-
Harry do cholery co to jest!? - Warknął Ron.
-
Mówiłem Hermionie, żeby nie dotykała. – Mruknął Harry w
odpowiedzi. - Poza tym, ten dziennik naprawdę nie jest
niebezpieczny. Nie wiem dlaczego tak się stało ale ...
-
Jeszcze masz jakieś ale?! Przecież ta przeklęta rzecz mogła jej
zrobić coś poważnego! - Wybitnie rozdrażniony Ron zrobił krok w
jego stronę i wyciągnął rękę. – Oddaj mi to, trzeba to
zniszczyć.
Harry,
gdy tylko usłyszał te słowa zamarł z przerażenia. Nie ... nie
mógł oddać tego dziennika, a tym bardziej zniszczyć.. Czuł
irracjonalną potrzebę chronienia go, nawet jeżeli to oznaczało
kłótnię z najlepszym przyjacielem.
-
Ron ja … - Zaczął obronnie Harry, ale przerwała mu Hermiona
pytaniem:
-
Czy to jest ta książka dla Syriusza, o której mi mówiłeś?
„...
Uratowany...” tylko ta myśl przebiegła Harry'emu w tym momencie
przez głowę wraz z przypływem ulgi. Postanowił dalej brnąć w
kłamstwo, więc odpowiedział:
-
Tak Miona, to jest dokładnie ta książka, o której ci kiedyś
wspominałem, Syriusz wysłał mi ją niedawno, bym mógł
przetestować na niej różne zaklęcia, ale niestety, bez skutku,
książka dalej pozostała zamknięta.
-
Dlaczego nam o tym nie powiedziałeś? - Powiedział jakby z żalem
Ron.
-
Nie pomyślałem, że to takie ważne … ale obiecuję, że dziś
odeślę ją Syriuszowi. – Ogłosił Harry. Po uldze w oczach
przyjaciół poznał, że zrobił słusznie. Równocześnie zapisał
sobie w pamięci, że musi ukryć dziennik przed wszystkimi. Widząc
radość w twarzach przyjaciół po obietnicy odesłania dziennika,
Harry poczuł wyrzuty sumienia, które starał się na próżno
zdusić. Wydawało się jednak, że jego zmieszanie i Ron i Hermiana
odczytali inaczej.
-
Cóż, dla mnie też to była nauczka, żeby nie dotykać nie swoich
rzeczy, przepraszam Harry. - Z pewną skruchą stwierdziła Hermiona,
lekko się uśmiechając.
-
Emm ... nie to ja powinienem was przeprosić, bo nie poinformowałem,
że to ta książka i naraziłem cię Hermiono na niebezpieczeństwo,
naprawdę bardzo mi przykro. - Tu akurat był szczery, faktycznie był
zmartwiony wypadkiem dziewczyny.
-
Zostawmy ten temat. Skoro Harry obiecał odesłać książkę nie ma
co tego roztrząsać, a teraz chodźmy na lekcje. - Podsumowała
Hermiona wstając z krzesła.
-
Jesteś pewna, że nie powinnaś iść do Pani Pomfrey? - Zapytał
zaniepokojony Ron.
-
Nie potrzebuję, to tylko spory guz, poza tym w dormitorium mam
eliksir przeciwbólowy. Chodźmy już. profesor Flitwick nie lubi
spóźnień.
Do
końca dnia Harry był obiektem drwin ze strony Slytherinu, Puchoni
wyglądali, jakby się go bali, natomiast Krukoni zachowywali
dystans. Jego własny dom go unikał. Gdy tylko Wchodził do jakiegoś
pomieszczenia, natychmiast opuszczano je, a na kolacji odsuwano się
jak najdalej od niego, jakby był trędowaty. Wciąż miał przy
sobie kilka przyjaznych osób, więc nie pokazywał po sobie jak
bardzo go to bolało. Wieczorem, kiedy wraz z Ronem udali się spać
do swojej części dormitorium, pierwsze co Harry zauważył to brak
jego łóżka tam, gdzie powinno być. Rozejrzał się więc i
odnalazł je wzrokiem przy oknie, na samym końcu pokoju. W oczywisty
sposób odseparowane od pozostałych.
-
Co to ma być do cholery?! - Zagrzmiał Ron z oburzeniem wypisanym na
twarzy.
-
Może tobie to nie przeszkadza Weasley, ale my nie chcemy, by Harry
przebywał zbyt blisko nas. Kto wie co nam może zrobić w nocy. –
Powiedział z powagą Seamus, a z tyłu Dean i Neville pokiwali
twierdząco głowami.
-
Nie przejmuj się Ron. Myślę, że nowe miejsce nawet bardziej mi
odpowiada. – Powiedział uspokajająco Harry zbliżając się do
swojego łóżka i zabierając się za przebieranie w piżamę.
Ron
chwilę się wahał. ale zostawił temat zaczynając również się
przebierać. Po wieczornych przygotowaniach do snu, Harry powiedział
wszystkim dobranoc i usłyszawszy odpowiedź jedynie od Rona zasunął
kotary łóżka. Słyszał szeptane zaklęcia ochronne i zaczął
naprawdę się martwić, że mają go za jakiegoś psychopatę co
najmniej pokroju Voldemorta. To z kolei sprowadziło rozmaite myśli:
„...
A może o to chodzi największemu obłąkańcowi? Po co pokonywać
mnie, skoro łatwiej jest najwidoczniej wsadzić mnie do Munga. Nawet
Syriusz mi nie pomógł, a tak bardzo na niego liczyłem w sprawie
dziennika! Kolejny zawód, cóż od dzieciństwa musiałem sam sobie
radzić, najwidoczniej nie zmieniło się nic w tej kwestii....”
Harry
poczekał około godziny i gdy natężył słuch słyszał już tylko
miarowe oddechy. Jego współlokatorzy najwyraźniej spali spokojnie.
Uśmiechnął się do siebie gorzko, bo przecież, jeżeli naprawdę
byłby nieobliczalnym wariatem nie powinni tak łatwo zasypiać.
Najwidoczniej jednak wolą wierzyć prasie i Umbridge. Chłopak nie
mógł zasnąć i czuł, że jeszcze długo mu się to nie uda. Wstał
więc, założył pelerynę niewidkę i ruszył do wyjścia z
dormitorium. Kiedy przechodził obok łóżka Rona zauważył, że
ono również otoczone jest barierami. To było dziwne i dość
zaskakujące dla Harry'ego. Przez chwilę zastanowił się, czy to
nie inni rzucili zaklęcia bariery na łóżko przyjaciela? Harry
poczuł nieprzyjemnie uczucie w żołądku, kiedy pojawiła się w
jego umyśle idea, że być może Ron sam rzucił te bariery ….
jednak szybko odegnał tą myśl i wyszedł z dormitorium, a chwilę
później z wieży Gryffindoru.
Korytarze
Hogwartu wyglądały bardzo tajemniczo, gdy nikogo na nich nie było,
a cienie rzucane przez chybotliwe płomienie pochodni zdradzały
każdy podejrzany ruch. Dlatego Harry tak bardzo się cieszył ze
spuścizny po swoim ojcu. Nocne wędrówki przez te wszystkie lata
przebywania w szkole nauczyły go, gdzie powinien stawiać swe kroki,
by nie zostać zauważonym. Wiedział nawet, które schody są
jedynie atrapą. Do tej pory jednak wpadał w pułapki zastawione
przez Irytka. Po dłuższej wędrówce, Harry doszedł do celu, czyli
biblioteki. Syriusz odmówił mu pomocy, więc postanowił znaleźć
rozwiązanie na własna rękę. Jak dotąd nie zadziałało nic co
było łatwo dostępne w bibliotece. Doszedł więc do wniosku, że
trzeba zajrzeć do działu ksiąg zakazanych. Był pewien, że
znajdzie tam informacje jak otworzyć dziennik. Zamierzał zrobić
wszystko, byle tylko przekonać się o zawartości samego dziennika i
pochodzenia tajemniczej magii dochodzącej z niego. Chłopak usiadł
na zakurzonej podłodze i zaczął czytać pierwszą książkę o
tytule „ Magia pieczętująca – wejdź tam gdzie cię nie chcą”.
Ranek
zaczął się zbliżać nieubłaganie wraz z pierwszymi promieniami
światła, które wpadały przez okna biblioteki. Harry był
niepocieszony. Nie znalazł kompletnie nic! Przeczytał trzy książki
o magii chroniącej i żadne zaklęcie nie chciało otworzyć
dziennika. Postanowił więcej nocy poświęcić na szukanie, co nie
bardzo mu się uśmiechało, ale czuł, że będzie warto. Wrócił
do pokoju upewniając się , że na pewno wszyscy śpią i położył
się na swoim łóżku. Przez moment zastanawiał się dlaczego
dziennik tak zareagował, kiedy Hermiona go dotknęła ... to było
dziwne... i jeżeli się głębiej zastanowić, to zachowanie
Hermiony również było odmienne niż zazwyczaj. Nigdy wcześniej
nie ruszała jego rzeczy bez pozwolenia ... chociaż … myślała,
że to książka … a to przecież Hermiona. Ma fioła na punkcie
książek.. Wciąż jeszcze rozmyślał, gdy pozostali się obudzili.
Każdy z osobna obrzucił go lekko niespokojnym wzrokiem. Harry
postanowił to zignorować i poczekać na Rona.
Zeszli
na śniadanie, a Hermiona z Ronem znowu usiedli naprzeciwko niego,
najwidoczniej nie zwracając uwagi jak inni się izolują. Harry
zastanawiał się nawet, czy to przypadkiem on sam nie popadał już
w paranoję?
-
Jak się czujesz Hermiono? - Zapytał ostrożnie widząc, że Ron
lekko się spiął na to pytanie.
-
Wszystko w porządku Harry, już wczoraj Ron milion razy pytał mnie
o to samo. To nie było nic poważnego, naprawdę. – Na jej słowa
Ron zaczerwienił się nieznacznie, a ona uśmiechnęła się do
niego. Jak ocenił Harry, zdecydowanie było coś na rzeczy.
-
Co zrobiłeś z ta przeklętą rzeczą? – Zapytał ściszonym
głosem Ron.
-
Nie musicie się już o to martwić, wczoraj wieczorem odesłałem ją
do Łapy i jeszcze raz cię przepraszam Hermiono za ten incydent, już
więcej nie zrobię czegoś tak głupiego.
-
Wiem Harry, mam nadzieję, że ostrzegłeś również Syriusza przed
tym dziennikiem.
-
Emm … tak, napisałem mu co się stało, więc na pewno albo
zniszczy go, albo ukryje tak by się nikt do niego nie dostał.
-
Mam nadzieję, że jednak zniszczy. – Wtrącił Ron ponuro.
Ponownie
Harry pomyślał, że musi naprawdę bardzo dobrze ukryć dziennik.
Nie chciał nawet wiedzieć co się stanie, kiedy jego przyjaciele
się dowiedzą, że wciąż go posiada. Miał wielką nadzieję, że
może podczas kolejnej wizyty w Zakazanym Dziale znajdzie odpowiednie
zaklęcie. Chociaż, na razie dziennik jak widać jest bardzo dobrze
zabezpieczony „... może to jakaś magia kamuflująca? ...”
zastanawiał się przez chwilę. Mógł się bardziej przyłożyć na
zajęciach z McGonagall może teraz szybciej doszedłby do sedna
sprawy.
-
Słuchasz mnie Harry? - Ostre pytanie wdarło się w tok myśli
chłopaka, przerywając je brutalnie.
Drgnął
nieznacznie, gdy usłyszał głos przyjaciółki.
-
C...co?
-
Kompletnie odleciałeś, pytałam czy pamiętasz, że masz iść dziś
do Hagrida?
Spojrzał
zdezorientowany:
-
Harry, mieliśmy przecież szlaban, ja wczoraj odrobiłam jak
byłeś w skrzydle szpitalnym ...
-
Ah no tak, masz rację – Hary ciężko westchnął. Oczywiście
zapomniał o tak prozaicznej sprawie jak szlaban.
Jego
przyjaciele spojrzeli na siebie, a potem na niego.
-
Harry … nie przejmuj się tym co inni mówią … – powiedział
poważnym głosem Ron, a Hermiona z tyłu przytaknęła mu głową.
-
Nie martwcie się o mnie, naprawdę wszystko w porządku –
Uśmiechnął się mając nadzieję, że nie zauważyli jak bardzo
wymuszony był to uśmiech. Najwidoczniej podziałało sądząc po
ich minach. – Myślę, że pójdę już do Hagrida. Spotkamy się
na kolacji, a jak nie zdążę to w dormitorium.
Harry
ruszył w kierunku wyjścia z zamku, słysząc po drodze szepty.
Naprawdę myślał, że to go nie obchodzi, ale jednak słowa bolały,
zwłaszcza te, które mówiły o śmierci Cedrika z jego ręki. Czuł
się już dostatecznie odpowiedzialny za jego śmierć, ale nie
przyłożył ręki do jego morderstwa ... „ ... gdybyś nie
zaproponował wspólnego złapania pucharu nadal byś żył ...„
powiedział do siebie w myślach Harry, pogrążając się w jeszcze
gorszy nastrój. Na zewnątrz ciężkie, czarne chmury wisiały
nisko, miał tylko nadzieję, że zdąży dojść do Hagrida, nim
spadnie deszcz.
***
Abraxas
był jedynym, który widział subtelne zmiany w humorze ich Pana.
Inni nie dostrzegali ich wcale. Mimo, iż pozostali wypełnili swoje
zadania w terminie, Tom nie był zadowolony z wyników. Abraxas
zastanawiał się kogo szuka wśród Gryfonów? Wiedział. że na
pewno jest to ważne, ponieważ Tom, mimo wszystko rzadko pokazuje
jakiekolwiek uczucia. Abraxas widział, że Tom jest
zniecierpliwiony, a z drugiej strony podekscytowany. To drugie
uczucie powoli, z czasem się ulotniło. W dodatku te książki o
Przeznaczonym, nim oddał je Tomowi przeczytał wszystkie i jak
ocenił, te informacje były w sumie cóż... mało pomocne, wszystko
co było napisane to tylko domysły. Gdy obserwował jak Riddle je
czyta, doszedł do wniosku, że ten myśli prawdopodobnie tak samo.
-
Abraxusie, a co ty sądzisz o tym co przeczytaliśmy? - Zapytał Tom,
a przez myśl Abraxusa przemknęło:„ ...No tak mogłem się
domyśleć, że Riddle będzie wiedział, że ja również
przeczytałem te książki, nic nie da się przed nim ukryć ...”.
Odwrócił się w stronę Toma odpowiadając:
-
Uważam, że jest to tylko mit. Nie jestem w stanie uwierzyć że
ktoś mógłby posiadać taki sam magiczny rdzeń. Może i istnieją
bliźniacze różdżki, ale jednak to nie jest to samo co posiadanie
tej samej magicznej mocy.
-
W istocie masz rację, ale jeżeli założymy, że jednak naprawdę
istnieje taki związek między dwojgiem ludzi? - Riddle drążył
temat nieustępliwie.
-
Jest to niewątpliwe źródło potęgi. Przecież nie można łączyć
magii przez różne sygnatury i rdzenie magiczne, a w takim wypadku
było by to możliwe … gdyby zdobyć taką moc, można zostać
niepokonanym zwłaszcza, jeżeli będzie to dwu potężnych magów. -
Odpowiedział po krótkim zastanowieniu Abraxas.
-
Otóż to, jednak czy również dostrzegłeś pewną nieprawidłowość
w tych księgach? - Tom nie ustępował.
-
Nieprawidłowość … ? - Powtórzył pytany, jednocześnie
powtarzając w swojej głowie to co przeczytał, ale nie potrafił
sobie przypomnieć nic co wzbudziło w nim podejrzenia – Nie, nie
zauważyłem. – Odpowiedział, będąc zły na siebie, że nic nie
zauważył. Może na tym właśnie polega potęga siedzącego przed
nim Ślizgona, potrafił dostrzegać rzeczy, których nikt nie
widział.
-
Rozumiem, w takim razie zapomnij o tej rozmowie. - Tom najwyraźniej
nie zamierzał dzielić się swoimi spostrzeżeniami.
Abraxas
czuł się tak, jakby właśnie oblał test, który przeprowadził na
nim jego Pan. Rozmyślał o co mogło chodzić Tomowi, a jednocześnie
odprowadzał, go wzrokiem do wyjścia z lochów. Kiedy Riddle już
wyszedł, Abraxas uderzył z frustracji pięścią w stół zwracając
na siebie uwagę pozostałych.
-
Chyba nie poszła ci rozmowa z Riddle'em – zakpił Lastragne.
-
Zamknij się, ty nawet do niego nie jesteś w stanie się odezwać
bez jąkania. – Odwarknął sfrustrowany Abraxas, na co drugi
chłopak natychmiast stanął i zaczął mierzyć w niego różdżką.
-
Jak śmiesz … myślisz, że jesteś od nas lepszy, bo nasz Pan
odrobinę lepiej cię traktuje?!
-
Skoro tak uważasz, musisz mieć naprawdę niskie mniemanie o sobie,
gdyż ja nigdy nie zauważyłem tego specjalnego traktowania. –
Odpowiedział Abraxas sięgając po książkę na stole i otwierając
ją na wcześniej zaznaczonym rozdziale i kompletnie nie zwracając
uwagi na wymierzoną w niego różdżkę.
Lastrange
aż zagotował się ze złości, jednak po chwili schował swoją
broń i niby przechodząc obok Abraxasa szepnął słowa, które
tylko oni dwaj słyszeli:
-
Wiesz Malfoy … obiecuję, że doigrasz się, a gdy znajdę dowody,
nawet nasz Pan od ciebie się odwróci, a ty zapłacisz za wszystko
co mi zrobiłeś. Zniszczę cię …
Chłopak
tylko przewrócił następną stronę książki, jednak Lastrange
wiedział, że Abraxas go słyszał. Zdradziły go napięte plecy
oraz mocniejszy uścisk trzymanej książki. Lastrange uśmiechnął
się do siebie zadowolony, że choć trochę udało mu się
wyprowadzić Malfloy'a z równowagi.
Początkowo
Tom chciał pójść do biblioteki jednak zrezygnował z tego pomysłu
kiedy już był pod samymi jej drzwiami. Czy był sens sprawdzać?
Owszem, czasami wracał do pomieszczenia, w którym ukrywał
dziennik, jednak nie licząc pierwszego dnia, gdy znalazł szal, nie
zmieniło się nic. Nie czuł żadnej magii, nawet tej najbardziej
subtelnej, czyli mógł założyć, że osoba posiadająca drugi
dziennik nie wróciła tutaj.
Zastanowił
się przez chwilę i ruszył w stronę wyjścia z zamku. Udał się
na błonia, zaczynało się już ściemniać więc mógł przy okazji
zrobić pracę domową z Astronomi. Oparł się o drzewo i
oświetlając sobie magią miejsce wyciągnął mapę nieba. Zaczął
robić notatki, czasami zerkając na niebo. Zadanie nie zajęło mu
dużo czasu. Już na piątym roku zaczął odczuwać nudę … nie
było nic co by go zaskoczyło, a każda dostępna, jak i nie
dostępna wiedza możliwa do uzyskania w tym miejscu została już
przez niego odkryta. Ludzie w zamku też byli zbyt przewidywalni dla
niego, czytał z nich jak z otwartych kart. Może w wyjątkiem
miłośnika szlam i dropsów – Dumbledore 'a jednak on, mimo dość
potężnej mocy nie interesował Toma, czego Riddle nie mógł
niestety powiedzieć o Dumbledorze. Nauczyciel Transmutacji wyraźnie
go obserwował i zapewne podejrzewał o paranie się czarną magią.
Może innych Dumbledore potrafiłby zwieść, pozorując dobrotliwego
starszego czarodzieja, ale nie jego. Riddle wiedział, że pod tą
maską kryje się przebiegły mag. Kres jego nudy wyznaczyła
przepowiednia Kasandry, którą usłyszał rok temu. Może i źle ja
zinterpretował, ale w końcu możliwość poznania swojego
Przeznaczonego wcześniej była tylko zaletą, ale teraz, gdy jest
już blisko poznania tego kogoś, okazuje się, że to nie jest takie
proste jak na początku zakładał. Był już znużony tym czekaniem,
choć tak naprawdę to nie był długi czas. Tom planował, że gdy
już pozna Przeznaczonego, zrobi wszystko by był jego, a skoro jest
Gryfonem z łatwością go zmanipuluje.
Oj Pupuś "planuje" .
OdpowiedzUsuńZaciepać różową babę, a może Tom się nią zajmie podobnie jak w innym fiku voldarry i to szybko.
Dziennik może schować w komnacie tajemnic. Życzę weny i pomocy "Mato" :)
Zachodzę w głowę kogo masz na myśli pisząc " Pupuś " :) Pozdrawiam i dziękuję za komentarz
UsuńUwielbiam, opowiadanie naprawde dobre i bardzo przyjemnie się czyta, jednak cały czas będę ględzić o trochę częstsze wstawianie nowych rozdziałów. Ja wiem, czas nie zawsze pozwala ale proooooszę, czekanie jest torturą przy tak dobrym fiku.
OdpowiedzUsuńNaprawdę chciałabym częściej wstawiać ale, moje tempo pisania jest cóż .... bardzo powolne ( niestety! ) potrafię siedzieć przez godzinę, nieraz ponad i napisać tylko jedną stronę, co jest dość frustrujące. Również czas oczekiwania na zbetowania tekstu. Tym razem długo musiałam czekać mimo iż oddałam rozdział 1 listopada ale, cóż niektórych rzeczy nie można przewidzieć i Mato miała urwanie głowy. Praca też życia nie ułatwia, mi jak i Mato. Obiecuję że może coś pokombinuje w nowym roku :) . Dziękuję za pozytywnie nastawiający komentarz i mam nadzieję że nie spadnie poziom opowiadania. Pozdrawiam
UsuńPupuś - Tom Riddle - Voldemort - wężowa morda, beznosy - łysy
UsuńHahahahahaha :D
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Harremu uda się szybko wpaść na pomysł jak otworzyć ten dziennik, aż mam wielką ochotę, aby Voldemort się ujawnił, a wtedy słowa Harrego jego nie ma jesteście szaleni...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Hej,
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Harry szybko wpadnie ns pomysł jak otworzyć ten dziennik... mam wielką ochotę aby Volcemort się ujawnił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga