środa, 14 października 2015

Rozdział 10: Wizje

Tak! Mamy go! W końcu jest rozdział :). Wybaczcie, że tak późno bo dostałam go już południem, ale musiałam iść na zajęcia, w tym wypadku siła wyższa. Dziękuje wam jak zwykle za wasze wspaniałe i pokrzepiające komentarze które czytanie niezwykle mnie raduje a przede wszystkim motywuje do dalszej pracy. Dziękuję: Monika Garbicz,Maja Samusng,Senri97,Queen of the wars in the stars,Opal, Akuma B,Irmalin & Aya Pl, Anonimowi,Azula Galuba,Natalia Traliszewszka,Anonimom i Elizabeth Bluerlike ( Dziękuję nawet za te ponaglające)

Kwestia bety: Tak wiem, Mato bardzo często ma opóźnienia i  kontakt często kuleje, ale naprawdę nie mam zamiaru zmieniać bety z którą pracuje mi się od początku założenia bloga bardzo dobrze . Zna moje mocne i słabe strony i dopóki ona nie zechce mi już betować rozdziałów ja nie mam zamiaru z niej rezygnować. 

Betowała: Mato. Zapraszam serdecznie do czytania i przepraszam za zwłokę 




Rozdział 10: Wizje

Harry dość szybko dotarł ponownie do głównej ulicy Hogsmeade i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu Malfoy’a. Jak na złość nigdzie go nie było, przynajmniej na razie. Powoli zbliżał się czas powrotu do zamku. Gryfon zrezygnowany usiadł na jednej z pustych ławek, ustawionych w pobliżu fontanny i zamyślony zapatrzył się w pluskającą wodę. Myślał o Williamie i Malfoy’u. Po chwili dotarło do niego, że kolor wody zmienił się tworząc delikatną fioletową poświatę, by za moment zmienić się na żółtą, chłopak obserwował te barwne efekty przez jakiś czas z lekkim uśmiechem. Nigdy wcześniej nie zauważył, że ta fontanna ma takie właściwości i teraz śledzenie ich wydało mu się w jakiś sposób przyjemne. Obserwację przerwał mu chichot, najwyraźniej dziewczęcy. Gryfon spojrzał w bok, na źródło irytującego dźwięku i zobaczył dwie Krukonki. Jedna z nich, po chwili wahania podbiegła do niego wręczając kawałek pergaminu, po czym nie czekając na reakcję Harry’ego odwróciła się na pięcie i szybko uciekła wraz ze swoją przyjaciółką. Gryfon przez chwilę zastanawiał się, skąd zna tą dziewczynę, bo jej twarz wyraźnie z czymś mu się kojarzyła. Przymknął oczy, co pozwoliło mu się skupić i zupełnie nagle … już wiedział. No oczywiście … parę dni temu była wraz z innymi uczniami z Ravenclawu na Zaklęciach. Harry pamiętał, a jakże, przecież zaczarowali jego pergamin, który automatycznie się zwijał, gdy tylko chciał coś na nim napisać. Potem, niby przypadkowo, jedna z Krukonek upuściła na jego notatki swój atrament i chyba to była właśnie ta osoba, która wręczyła mu teraz wiadomość. Harry w niedowierzaniu potrząsnął głową, ale po chwili zastanowienia rozwinął wręczony mu pergamin i przeczytał notkę. Było w niej napisane tylko imię i nazwisko oraz krótka informacja, że pisząca chciałaby prowadzić z nim dalszą korespondencję za pomocą sów. Gryfon obojętnie wzruszył ramionami i nie zastanawiając się długo zgniótł wiadomość w dłoni i rzucił w stronę kosza. Oczywiście chybił, kulka odbiła się od krawędzi śmietnika, zmieniła tor lotu i trafiła w kogoś:

- Co do ... – Harry usłyszał zaskoczony, ale znajomy głos i uśmiechnął się leciutko myśląc: „… jak zawsze Malfoy sam się znalazł i tradycyjnie w nieodpowiednim momencie, po co tyle latałem …”. Teraz wystarczyło zagaić rozmowę, więc nie przedłużając już, Gryfon wstał i podszedł do Ślizgona w chwili gdy tamten schylał się po nieszczęsny pergamin i powiedział:

- Wybacz, widocznie marny byłby ze mnie ścigający, skoro nie umiem nawet trafić do kosza. –Nie czekając na reakcję blondyna, Harry wyciągnął rękę po swoją własność, a Ślizgon bez komentarza oddał mu kulkę pergaminu, która tym razem celnie rzucona, trafiła do śmieci.

- Ty jesteś ... to znaczy spotkaliśmy się w Hogwarcie ... - Trochę niepewnie podjął rozmowę Ślizgon.

- Tak, pamiętam cię. Draco prawda? - Blondyn skinął głową w potwierdzeniu. - Mam nadzieję, że mój sekret nie został odkryty? – Zapytał Harry, starając się trochę rozluźnić atmosferę, w końcu sam nie czuł się zbyt pewien w tej sytuacji. Wciąż musiał pamiętać, że ma do czynienia z Malfoy’em.

- Nie, nic nikomu nie powiedziałem ... Starałem się przez jakiś czas cię odnaleźć … nie jesteś uczniem Hogwartu i niewątpliwie dlatego chciałeś, bym milczał o twojej wizycie w szkole. Mogę wiedzieć dlaczego odwiedziłeś zamek, skoro chcesz, by zostało to tajemnicą? – Zapytał Ślizgon otwarcie.

- Byłem u mojego znajomego, byłem winny mu przysługę i musiałem mu coś dostarczyć. – Skłamał gładko Harry, wciąż będąc w lekkim szoku na widok Malfoy’a bez kpiącego, protekcjonalnego uśmiechu na twarzy. – Wybacz, że wcześniej nie zareagowałem na twoje wołanie w aptece, ale naprawdę wtedy bardzo się śpieszyłem. Zresztą niepotrzebnie straciłem czas w tej aptece, bo sprzedawca i tak nie mógł mi pomóc … – Harry westchnął, robiąc zasmuconą minę, powoli zarzucając swoje sidła. Blondyn wyraźnie się zaciekawił:

- Czego dokładnie szukałeś? Może mógłbym ci jakoś pomóc? Widzisz mój ojciec ... – Malfoy zaczął mówić, ale kiedy tylko wspomniał ojca, natychmiast umilkł. Przez ułamek sekundy Harry zauważył dziwną emocję na twarzy Ślizgona, która jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła. Gryfon postanowił jednak zignorować sprawę nie drążąc tematu, bo widać było, że blondyn czuł się z tym niekomfortowo. Chcąc oderwać Draco od niemiłych myśli i zarazem powrócić do głównego tematu, Harry wspomniał:

- Poszukiwałem sproszkowanego rogu buchorożca. Niestety, dziś szczęście wyjątkowo mi nie dopisuje, praktycznie nic nie udało mi się załatwić i będę musiał pewnie poczekać na następną dostawę, choć nie mam pojęcia ile może to zająć. – Harry celowo zawiesił głos i udał zamyślenie, po czym zamruczał bardziej do siebie. - Mogłem w sumie zapytać tamtego aptekarza ... – Gryfon znów umilkł, a blondyn drgnął lekko w widoczny sposób walcząc ze sobą, po czym stwierdził:

- Może to nie do końca twój pechowy dzień ... Widzisz, ja mam ten składnik, którego potrzebujesz ... – Harry widział wahanie w oczach Ślizgona i wiedział już, że na odkupieniu składnika się nie skończy. Postanowił uprzedzić fakty, by przyspieszyć wydarzenia i zdążyć dotrzeć do wieży Gryffindoru przed innymi po to, żeby wrócić do wyglądu Harry’ego Pottera:

- Oprócz pieniędzy, czegoś jeszcze chcesz w zamian? – Blondyn lekko uniósł brwi w zaskoczeniu, ale szybko się opanował i dość niepewnie odpowiedział:

- Tak, chcę w następną sobotę spotkać się z tobą ponownie i tym razem chciałbym byśmy spędzili więcej czasu razem ... – Ostatnie słowa Draco powiedział niemal szeptem czym zdumiał Gryfona, który przecież znał go doskonale. Harry zauważył nawet niewielki rumieniec na twarzy Ślizgona i przypomniały mu się słowa Williama. Szybko odegnał je jednak z myśli nie bardzo wiedząc, czy to może być prawda. Postanowił obserwować dalszy rozwój sytuacji:

- Zgoda. Gdzie chcesz się spotkać?

- W Trzech Miotłach o osiemnastej. Może być? – Powiedział Malfoy podając Harry’emu małą paczuszkę z poszukiwanym przez niego składnikiem.

- Oczywiście, nie mogę się doczekać Draco. – Gryfon zaryzykował nazwaniem chłopaka po imieniu odbierając jednocześnie poszukiwany proszek, który schował do kieszeni płaszcza. Chwycił później za sakiewkę w torbie, zamierzając oddać blondynowi galeony, ten jednak w tym momencie przebiegle się uśmiechnął i oświadczył:

- Oddaj mi w przyszłym tygodniu! – Po czym nie czekając już na reakcję Harry’ego szybko odwrócił się i odszedł:

... Jakie to Ślizgońskie ...” pomyślał Gryfon, kiwając głową w niemym potwierdzeniu. Nie miał tu już nic do roboty, więc po chwili ruszył w drogę powrotną do Miodowego Królestwa, kupując przy okazji kilka łakoci.

Z ledwością udało mu się zdążyć przed powrotem uczniów z jego domu do zamku. W ostatniej chwili wyrobił się z przebraniem. Kiedy jednak już wrócili, brązowooki Harry siedział w dormitorium otoczony książkami i udawał, że je czyta. Wyczuł nieprzyjemne spojrzenia współlokatorów, ale nie dał nic po sobie poznać. Po pewnym czasie ziewnął na pokaz, zasunął kotary łóżka i udał, że poszedł już spać. Chciał jeszcze dzisiaj wybrać się do biblioteki i odwiedzić Agresję, jednak Ron z Deanem pokrzyżowali mu trochę plany, bo grali do późnej nocy w eksplodującego durnia. Kiedy wreszcie się położyli, Harry mógł pomyśleć … zapatrzał się w księżyc oraz gwiazdy widoczne za oknem. Nie wiedział kiedy zasnął …

Śnił ...

Był w nieznanym sobie miejscu i zdecydowanie mu się to nie podobało. Miał bardzo złe przeczucia. Kiedy zobaczył kroczącego w swoją stronę Voldemorta, poczuł nerwowy skurcz żołądka. Nawet gdy Czarny Pan przeszedł przez niego, jak to bywa w snach, uczucie supła w żołądku wciąż pozostało. Gdy po dłuższej chwili Harry doszedł do siebie zauważył, że był już kiedyś, w innym śnie w tym samym, albo w bardzo podobnym budynku. Uświadomił też sobie, że gdyby mógł, zrobiłby wszystko, by jak najszybciej się obudzić. Nie chciał ponownie oglądać tego, co mogło się tu wydarzyć. Jego najgorsze obawy zaczęły się potwierdzać w momencie, kiedy zauważył przykutych do ściany trzech mężczyzn. Harry wszystkimi możliwymi sposobami próbował jak najszybciej się wydostać z tego snu, a raczej koszmaru, ale niestety … jak zazwyczaj nie bardzo mu to wychodziło. Był zmuszony tkwić tu i obserwować. Uwięzieni mężczyźni oddychali nierówno jakby każdy wdech powietrza sprawiał im ból. Obserwujący całą scenę chłopak zauważył również z przerażeniem, że właściwie każdy z nich został już w jakiś sposób okaleczony. Harry poczuł jak robi mu się słabo na ten widok i szybko odwrócił wzrok od nieszczęśników, starając się skupić na wrogu, który z uśmiechem obserwował swoich więźniów. Przez myśl Gryfona przemknęło pytanie: „ … Jak można być tak popapranym, by męczenie innych i wyszukane tortury mogły sprawiać jakąkolwiek przyjemność …” Voldemort był zdecydowanie szaleńcem, to nie ulegało wątpliwości. Natomiast nasuwało się również inne jeszcze pytanie, dlaczego tak wielu potężnych czarodziejów podąża za nim? Pytanie to zadał sobie Harry obserwując stojących w pewnym, podyktowanym strachem, a może i szacunkiem, oddaleniu od swego pana i jego ofiar, przynajmniej kilkunastu śmierciożerców. Jeden nich w pewnym momencie wyszedł z szeregu i klękając przed Voldemortem rzekł:

- Panie mój, znaleźliśmy to o co prosiłeś, jednak jaskinie chronią potężne zaklęcia obronne, których żaden z nas nie potrafił ominąć ... Ta magia jest jakaś dziwna ... Jeden z naszych ludzi mówił, że widział jakiś cień w środku, który bardzo szybko zniknął, choć równie dobrze mogła to być tylko gra świateł ... Czy życzysz sobie coś jeszcze? – Śmierciożerca skłonił nisko głowę czekając na odpowiedź.

Czarny Pan zdawał się rozmyślać nad słowami sługi. Cisza przeciągała się, a kiedy w końcu, jak zauważył Harry, Voldemort już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, przerwał mu jęk jednego z wiszących przy ścianie więźniów.

- Avada Kedavra! - Wykrzyknął błyskawicznie Voldemort, po swojemu rozprawiając się z przeszkadzającym i Harry patrzył bezsilnie jak bardzo znajoma, zielona smuga światła, uderza w swój cel - Zabrać go! - Krótkim rozkazem czarnoksiężnik rozporządził niepotrzebnym mu już martwym ciałem i skupił całą swoją uwagę na dwu pozostałych więźniach.

Harry także im się przyjrzał, w końcu niewiele więcej mógł zrobić. Mieli puste, zrezygnowane spojrzenia, bez woli walki. I właściwie nie dziwił im się. Pomyślał nawet, że najlepiej z całej trójki miał ten, który oberwał Avadą. Jego cierpienie już się zakończyło.

- Dołohow, oddaję tę dwójkę w twoje ręce ... Mam nadzieję, że ubarwisz mi dzisiejszą noc ich krzykami. – Dobiegło od strony Voldemort'a polecenie, a Harry wzdrygnął się na myśl o tym, co za chwilę będzie się działo. Nie chciał tego widzieć, ani słyszeć, ale oczywiście nie miał tu nic do gadania. Tkwił w tym przeklętym koszmarze czy tego chciał, czy też nie. Westchnął ciężko i z niemałą obawą obserwował jak śmierciożerca nazwany Dołochow'em, który wcześniej klęczał, podchodzi nonszalancko w stronę więźniów z widocznym szaleństwem na twarzy. Obydwaj więźniowie poruszyli się niespokojnie na widok oprawcy, a ten rozpoczął swobodną przemowę z uśmiechem.

- Wiecie ... zawsze chciałem zabawić się w magomedyka ... Jestem bardzo ciekaw jakie są możliwości waszych ciał. Zastanawia mnie też, bez ilu narządów wewnętrznych jest w stanie przeżyć mag? Czy można oszukać mózg, wbijając w odpowiednie miejsce głęboko igłę? Ohh...! Chcę się już tego wszystkiego dowiedzieć! I mam nadzieję, że dzięki wam, dowiem się tego dzisiaj. - Dołohow zachichotał szaleńczo, a Harry skrzywił się z obrzydzenia na myśl o tym, co ten wariat chce zrobić z więźniami. Nie chciał tego widzieć, ani słyszeć, ani czuć. Nie chciał, ale oczywiście musiał … Tymczasem śmierciożerca podszedł do stojącego opodal stołu z wyłożonymi rozmaitymi przedmiotami i wziął ostry nóż oraz kilka innych nieznanych Harry'emu rzeczy, po czym wrócił do wiszących nieszczęśników, kontynuując niby przyjazną przemowę. - Szkoda na was mojej magii ... A mój Pan chce zobaczyć wspaniałe przedstawianie ... - Lekki ukłon w stronę Voldemorta miał zapewne podkreślić słowa, ale w oczach Harry'ego wypadł jakoś groteskowo. Oprawca z wprawą rzeźnika ujął odpowiednio nóż i zrobił równe nacięcie przez całą klatkę piersiową najbliższego więźnia. Trysnęła krew, ale Dołohow szybko uniósł różdżkę i krew momentalnie przestała płynąć pod wpływem zaklęcia. - Nie możesz mi się wykrwawić przyjacielu, przecież nie udał by mi się wtedy eksperyment, a mój Pan nie miałby zabawy. No to kontynuujmy. - Po tych słowach chwycił za ciało po obydwu brzegach rany i pociągnął z całych sił rozrywając pierś nieszczęśnika aż do kości i odkrywając po części wnętrzności. Przyjrzał się swojemu dziełu i za pomocą magii pozbył się wiszących, niepotrzebnych według niego, płatów skóry, odrzucając je na ziemię.

Harry'ego ten widok zmroził całkowicie. Zamknął oczy, by chociaż w ten sposób po części odciąć się od okropieństw dziejących się tuż obok. Niewiele to może i dało, ale przynajmniej nie widział … za to niestety słyszał, a wyobraźnia podsuwała mu rozmaite obrazy. Na czoło Harry'ego wystąpił zimny pot, ręce mu się trzęsły, chciał stąd jak najszybciej uciec, być gdziekolwiek, byle nie tu. Usłyszał mrożący krew w żyłach krzyk torturowanego człowieka i poczuł się chory, bezsilny i bardzo, bardzo zmęczony. Chciał się obudzić, próbował zmusić się do tego siłą woli, chciał stąd odejść, ale koszmar zmuszał go do pozostania. Nie panował nad tym. Mógł tylko tu stać, mimo buntu i uczestniczyć w tym w czym nie chciał. Nie chciał widzieć, przynajmniej nie widzieć … usilnie trzymał zaciśnięte powieki, ale nie był w stanie odciąć się od odgłosów niestety … szczęk, czy brzęk narzędzi, trzaski łamanych kości, obrzydliwe odgłosy plaśnięć, mlaśnięć, odór krwi i innych płynów i okropne krzyki, jęki, wrzaski, spazmatyczny oddech męczonego człowieka. „... Obudzić się! Litości, chcę się obudzić! Muszę się obudzić! Obudź się … obudź się …. obudź się ...” Harry powtarzał to w myślach jak mantrę starając się za wszelką cenę odciąć od tego, co się obok niego działo. Niestety, nie do końca mu się udało …

- Mój Panie ... Czy wyrażasz chęć dokonania ostatniego ciosu na tym zdrajcy krwi? - Po poprzednim rwetesie, względna cisza przerywana ciężkimi oddechami i cichym rzężeniem i to spokojne pytanie zaskoczyło Harry'ego na tyle, że odruchowo otworzył oczy ogarniając wzrokiem scenerię. Niepotrzebnie … ślady krwi i nie tylko, zakrwawiony strzęp człowieka podwieszony pod sufitem na czymś, co do złudzenia przypominało jelito i znając umiejętności Dołochow'a zapewne nim było, rozpięty na ścianie drugi więzień z bólem i przerażeniem wypisanymi na twarzy wstrząsnęły chłopakiem, który postarał się od tych straszliwych widoków jak najszybciej odwrócić wzrok. Kontrastujący krzykliwie z tymi obrazami widok zadowolenia i sadystycznego uśmieszku błąkającego się po twarzy śmierciożercy a także rozluźniona, z leciutkim, przerażającym uśmiechem twarz Voldemorta nie poprawiły Harry'emu samopoczucia, a jedynie jeszcze bardziej nim wstrząsnęły. Wolał jednak obserwację wroga, niż tego co pozostało z męczonych ludzi. Uśmiech Voldemort'a stał się bardziej drapieżny. Czarny Pan wskazał serce ofiary szepcząc inkantację. Serce wybuchło, tryskając krwią zabitego w różnych kierunkach. Dla tego więźnia było już po wszystkim, a Harry znowu desperacko zacisnął powieki. Nie chciał, nie chciał oglądać niczego więcej, jego puls przyspieszył, a serce biło jak oszalałe, miał dość: „... Litości, chcę się obudzić! ...” ta myśl, skierowana do kogoś … gdzieś … niespodziewanie odniosła pożądany skutek. Harry poczuł jakby się dusił ... a później poczuł straszliwy ból z tyłu głowy. Gwałtownie otworzył oczy i rozejrzał się wokół siebie. Nareszcie … był w swoim dormitorium ... to był koniec koszmaru ...

Ale dlaczego wciąż czuł ból? Harry zamrugał intensywnie, żeby do końca się wybudzić i ponownie się rozejrzał. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że opiera się o ścianę, praktycznie przy niej leżąc. Potem zauważył wymierzone w siebie różdżki swoich domowników, w tym także Rona.

- Hej, co się dzieje? - Zapytał, jednak żadna odpowiedź nie nadeszła. Harry wzruszył na to ramionami i usiadł prosto. Czuł, że coś, zapewne krew płynie mu po skroni. Dotknął tego miejsca. To była rzeczywiście krew, a jej widok przywołał ponownie obrazy niedawno widzianych tortur. To wystarczyło, by zwymiotował na samą myśl o nich. Miał dość, musiał się umyć. Wstał i chwiejnym krokiem udał się w stronę łazienki, nie zatrzymywany przez nikogo.
Dotarł tam po chwili i ciężko oparł się o lustro oddychając spazmatycznie. Spojrzał w nie i widząc świeżą krew na głowie odkręcił wodę, by ją zmyć. Zmoczył dłonie i przetarł nimi ranę. Jednak widok krwi na rękach pogorszył jedynie jego stan. Wyobraźnia zaczęła podsuwać mu znowu kolejne obrazy z sali tortur i Harry mimo, że usilnie starał się zmywać krew z dłoni, wciąż ją na nich widział. Zaczął coraz mocniej pocierać już zaczerwienioną skórę, coraz intensywniej szorować ręce, aż usłyszał za sobą okrzyk Rona:

- Harry! Co ty wyprawiasz?! - Wstrząśnięty chłopak uniósł wzrok i odpowiedział:

- Ron ... Ta krew nie chce zejść ... Próbuję wszystkiego, ale ona wciąż tam jest … - Ron zaskoczony spojrzał na ręce swojego przyjaciela i zauważył, że ten rani sam siebie, drapiąc swoje dłonie do krwi.

- Przestań Harry! Ranisz się i krwawisz! - Krzyknął chwytając Pottera za nadgarstki, by jeszcze bardziej nie pogorszyć jego stanu.

- Nie ... To nie moja krew ... To krew tamtego powieszonego czarodzieja! Byłem zbyt blisko ... Ciekła zaraz obok mnie ... Tamte oczy ... patrzyły na mnie … – Harry wciąż pod wrażeniem napierających na niego okropnych obrazów bełkotał w odpowiedzi, starając się jakoś wyrazić to, co czuł:

- Weź się w końcu w garść! – Ryknął Weasley, potrząsając nim mocno i otrzeźwiając go momentalnie. Harry oprzytomniał, czując jedynie obolałe ręce. Zaczęło go też dość niespodziewanie opuszczać napięcie, oddech stopniowo się wyrównał, a wyobraźnia nareszcie przestała szaleć.

- Puść mnie Ron, już wszystko w porządku ... - Powiedział spokojnie, zdecydowanie wyrywając ręce z mocnego uścisku drugiego Gryfona.

- Nie wygląda mi na to! Krzyczałeś jak opętany! Co się z tobą ostatnio dzieje!
- I dlatego, że krzyczałem musiałeś potraktować mnie zaklęciem? Nie było lepszego sposobu? – Odwarknął Harry, nie spuszczając z Rona wzroku.

- To ... - Ron zamilkł na chwilę, wyraźnie szukając słów, po czym podjął szeroko gestykulując: – Nie chciałem cię wtedy dotknąć i dlatego pomyślałem ... - Nagle umilkł i po chwili wyraźnie zakłopotany, niepewnie zapytał. - Skąd wiedziałeś, że to ja rzuciłem zaklęcie?

- Oh, nie wiedziałem, w sumie to zaryzykowałem to stwierdzenie, a ty to potwierdziłeś. Taki mały podstęp, by dowiedzieć się prawdy. Inni pewnie za bardzo się bali ... - Odparł Harry, gorzkim uśmiechem kwitując zmieszanie na twarzy Ron'a.

- Nie gniewaj się, po prostu nie byłem pewien co zrobić i spanikowałem … - Ron próbował ratować sytuację, ale Harry nie miał ochoty już wysłuchiwać jego mętnych tłumaczeń.

- Nie ważne, wyjdź Ron ... - Widząc niepewne spojrzenie przyjaciela dodał: – chcę wziąć prysznic.

- Oh ... Tak masz rację, wybacz!

- A co myślałeś, że zamierzam robić? - Pytanie Harry'ego pozostało już jednak bez odpowiedzi, bo Ron zdążył opuścić łazienkę i właśnie pospiesznie zamykał za sobą drzwi.

Chłopak został wreszcie sam, rozebrał się powoli wycieńczony stresem i wszedł pod zimny prysznic, próbując rozluźnić się i ochłonąć. Oczywiście nie pomogło to na długo, bo nagle zdał sobie sprawę z możliwych przyszłych konsekwencji tego koszmaru. Przeklęty Voldemort, ze wszystkich nocy musiał wybrać akurat tą, kiedy Harry zapomniał rzucić zaklęcie wyciszające … Nie miał za złe Ron'owi, że go wybudził ze snu, nawet jeśli dokonał tego za pomocą Expelliarmusa, ale przykro mu było, bo zdał sobie sprawę, po raz kolejny zresztą, że nie ma co liczyć na przyjaciela. Utwierdził się w przekonaniu, że Ron zdecydowanie nie stoi po jego stronie. Spojrzał niepewnie na swoje dłonie, które wyglądały dość niepokojąco ... Krwawe szramy i wyżłobienia, które sam zrobił paznokciami myśląc, że była na nich krew ofiary Voldemorta ... Będzie musiał udać się do pielęgniarki, miał tylko nadzieję, że ta nie będzie zadawać niepotrzebnych pytań. W rezultacie Harry spędził w łazience ponad godzinę, zastanawiając się co powinien teraz zrobić. Nie było sensu prosić współlokatorów, by zachowali w tajemnicy wydarzenia dzisiejszej nocy. Prawdopodobnie już któryś z nich napisał do Proroka Codziennego. Wzdychając lekko, wyszedł ze swojego odosobnienia, czując baczne spojrzenia współdomowników. Odpowiedział spojrzeniem, mierząc każdego z nich z osobna wzrokiem i już po chwili żałował, że to zrobił. Widział w ich oczach strach, niepewność, nienawiść oraz, co go zupełnie zaskoczyło, odrazę. Gdy Ron zauważył, że mu się przygląda, natychmiast odwrócił wzrok, a Harry zrobił to samo. Widział już wystarczająco dużo.

Harry zrezygnował ze śniadania i poszedł do szkolnej pielęgniarki, zastanawiając się jednocześnie co powinien jej powiedzieć. Trochę się denerwował, ale wizyta była konieczna.

- Co my tu mamy Potter? - Zapytała Pomfrey, kiedy go tylko zobaczyła.

- Em ... mały wypadek proszę pani ... Czy dałoby się coś z tym zrobić? - Zapytał, pokazując świeżo zasklepione rany na dłoniach, przez chwilę widząc na nich świeżą krew, taką samą jak w koszmarze. Udało mu się jednak opanować na tyle, że oprócz bladości nie było innych skutków.

- Wszystko w porządku? - Zapytała z troską Pomfrey, czujnie go obserwująca. - Zbladłeś.

- Nie lubię po prostu widoku krwi ... robi mi się od niej słabo. – Wymamrotał Harry, starając się już nie patrzeć na rany.

- Połóż się na chwilę, mimo wszystko nie chcę ryzykować, że mi zemdlejesz, za minutkę wracam.
Zrobił to o co go poprosiła, jednak wciąż był trochę spięty. W ostateczności chyba jednak lepsze wieczory spędzał tutaj niż we własnym dormitorium. Szkolna magomedyczka do tej pory nie zadała żadnego niewygodnego pytania i miał nadzieję, że tak zostanie. Jak się tak zastanowił, to doszedł do wniosku, że ona nigdy nie zadawała żadnych pytań, jeśli nie było to konieczne. Możliwe, że widziała już tyle dziwnych przypadków, zwłaszcza po przyjściu bliźniaków do szkoły, że przestała pytać?

- Najpierw odkazimy rany, nakładając na nie maść, a następnie wypijesz eliksir, który przyspieszy gojenie obrażeń. – Powiedziała szkolna pielęgniarka zabierając się energicznie do pracy.

... Świetnie, kolejna maść ...” przeszło przez myśl Harry'emu, gdy jasnożółty i niemiło pachnący medykament znalazł się na jego skórze. „... Czy one wszystkie muszą tak niemiłosiernie cuchnąć? Ta od Hagrida nie była mniej śmierdząca, chociaż skuteczna jak widać...” skomentował w duchu Gryfon efekty zapachowe nakładanej maści. Kolejnym etapem leczenia było wypicie eliksiru i Harry cieszył się, że jego ręce są w bandażach i nie widać żadnego śladu wczorajszej przygody. Jednakże zdawał sobie sprawę, że na każdą akcję jest reakcja i tylko kwestią czasu jest wypłynięcie na światło dzienne tego nocnego zdarzenia.

Harry wyszedł ze skrzydła szpitalnego i już po niezbyt długiej wędrówce po korytarzach wiedział, że miał rację. Nie mógł nie zauważyć spojrzeń innych uczniów, którzy nawet nie ukrywali swojego zainteresowania, otwarcie gapiąc się na jego ręce. Nie chciał nawet wiedzieć jak będzie w Wielkiej Sali i dlatego zawahał się czy w ogóle warto tam iść czy może lepiej sobie odpuścić. Był prawie pewien, że Ron opowiedział Hermionie zdarzenia ostatniej nocy i naprawdę nie miał ochoty teraz z nią o tym rozmawiać, choć wiedział, że ta rozmowa i tak go nie ominie. W ostateczności postanowił przeczekać śniadanie i udał się w stronę klasy do zaklęć, zajmując swoje miejsce.

- Proszę, proszę kogo my tu mamy. Wielki Harry Potter bez obstawy szlamy i Weasley'a? Gdzie się podziała twoja świta? - Usłyszał za sobą irytujący głos Malfoy'a.

- Tak się dziś po prostu złożyło. - Mruknął w odpowiedzi Harry, rzucając okiem w stronę swego oponenta. - Ale, ale … widzę, że mogę to samo powiedzieć o tobie, gdzie twoi goryle Malfoy? Ah ... No tak ... Oni nigdy nie opuszczą żadnego posiłku nawet jeśli zależałoby od tego twoje życie, to smutne nie uważasz? - Zakończył trochę ironicznie wstając z zajmowanego miejsca.

- I tu się mylisz bliznowaty, Slytherin zawsze trzyma się razem, nieważne kto i jaką ma reputację. Aż żal patrzeć jakim jesteś wyrzutkiem, odkąd cały Gryffindor się od ciebie odwrócił, po raz kolejny w sumie. Szlama oraz Wieprzelej też raczej trzymają się na uboczu niż z tobą ... Tylko, jak to tchórze, nie potrafią wybrać strony, którą mogą, czy też mieliby poprzeć ... Choć nie spodziewałem się, że Wielka Trójca ma tak słabe więzi. – Delikatnie szydził Malfoy, ale jakoś bez zwykłej werwy.

Po raz pierwszy Harry nie mógł zaprzeczyć słowom Ślizgona, wszystko co ten powiedział było bolesną prawdą i to, że wygłosił to właśnie przedstawiciel wrogiego domu było w tym wszystkim najgorsze. Gryfon obserwował jak na twarz Malfoy'a wypływa uśmiech triumfu, gdy jego, Harry'ego milczenie przeciągało się. Zastanawiał się jakim cudem stojący przed nim Ślizgon był wczoraj taki ... inny: wyrażający tyle emocji, uśmiechający się przyjaźnie. „... Może gdybym nie odtrącił jego reki w pociągu wszystko wyglądałoby inaczej? ...” pomyślał Gryfon zbierając się do odpowiedzi:

- Cóż Malfoy, ciężko byłoby się nie zgodzić z twoją opinią. – Zdecydował się potwierdzić wcześniejsze słowa Ślizgona, powodując chwilowe zaskoczenie na twarzy rozmówcy, po czym spokojnie ponownie usiadł na swoje miejsce.

Przez wszystkie lekcje, Harry musiał znosić troskliwe spojrzenie Hermiony. Czasem nawet udawało mu się ją ignorować, jednak przed transmutacją dosłownie przyszpiliła go do ściany więc dalsze udawanie, że nic szczególnego się nie stało, przestało być możliwe. Nie przewidział takiego ruchu ze strony dziewczyny i nie przygotował zawczasu strategii, dlatego musiał improwizować. Na początek podniósł ręce w wyrazie poddania i spojrzał na jej wyczekujące oczy, czekając na jej ruch.

- Ron opowiedział mi co się stało w nocy i chcę o tym z tobą porozmawiać, nie możesz mnie wiecznie unikać obawiając się tej rozmowy! - Szepnęła Hermiona błagalnie, a Harry z pewną obawą zauważył, że jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Ron stojący obok również patrzył na niego oczekująco.

- To ... był po prostu zwykły koszmar. – Zaczął, starając się na szybko wymyślić odpowiednie kłamstwo. – Śniło mi się zdarzenie z ostatniego zadania w Turnieju Trójmagicznym, śmierć Cedrika i ponowne odrodzenie ... jego. – Wykrztusił łamiącym się głosem ostatnie słowo.

- Czy to się już wcześniej zdarzało? - Zapytała Hermiona, podchodząc bliżej do niego.

- Jedynie podczas wakacji, gdy wspomnienie było wciąż jeszcze bardzo świeże ... Jednak po wakacjach wszystko było w porządku do wczoraj. Myślę, że chyba zacząłem o tym więcej myśleć odkąd Skeeter oskarża mnie, że to ja zabiłem Diggory'ego i dlatego ponownie miałem ten koszmar. – Zakończył Harry smutnym tonem, nie patrząc im w oczy i gapiąc się uparcie na podłogę. Miał nadzieję, że to wystarczy. Dla niego ta wymówka była całkiem rozsądna i gdyby nie chodziło o niego samego, uwierzył by w nią. Nie podnosił oczu, więc nie mógł z min przyjaciół wywnioskować werdyktu. Odetchnął jednak z ulgą, gdy poczuł jak Hermiona go przytula. Wyraźnie ten etap miał już poza sobą.

- Wszystko się w końcu ułoży ... Świat odkryje, że Sam-Wiesz-Kto odrodził się, że od początku mówiłeś prawdę ... Potrzeba po prostu trochę czasu ... – Pocieszała go Gryfonka, wciąż obejmując. W końcu jednak odsunęła się, ku skrywanej uldze Harry'ego i pociągnęła ich obu, wraz z Ron'em na lekcję.

Po zajęciach Harry udał się na poszukiwania pogrebina. Zaczął systematycznie, od okolic domu Hagrida, odmawiając przy okazji grzecznie Hagridowi, który próbował zaprosić go na herbatę. Szukał dalej idąc wzdłuż Zakazanego Lasu. Powoli zaczynała kończyć mu się cierpliwość, chociaż uparł się i zmuszał do systematyczności.. Zmacał już chyba z dwa tuziny kamieni, które okazały się niestety tylko kamieniami. Pogrebina jak dotąd żadnego nie znalazł. Westchnął zniecierpliwiony prostując się na moment. Po chwili sięgnął po raz któryś z kolei po kartkę z przepisem, otrzymaną od Agresji. Nic się na niej nie zmieniło … wśród składników wyraźnie tkwił włos pogrebina. Nie ulegało więc wątpliwości, że potrzebuje włosa tego stworzenia. Westchnął chowając kartkę i powracając do swojego dotychczasowego zajęcia. W swojej niezbyt szybkiej wędrówce podszedł w pewnym momencie do skał, bardzo podobnych go głowy stworzenia którego szukał. Niestety, jak dotąd nie sprzyjało mu szczęście. Zrezygnowany usiadł na trawie, wpatrując się w niebo, które było dziś wyjątkowo jasne i całkowicie bezchmurne. Próbował się odprężyć, jednak koszmar, który niedawno go dotknął, jakby tylko czekał na chwilkę rozluźnienia, by się przypomnieć. Powtarzało się to właściwie za każdym razem gdy nie zajmował niczym innym swoich myśli. Dlatego nie był zdziwiony, dlatego też właśnie bał się kolejnej nocy, nie chciał już widzieć więcej tortur, śmierci. Ani takich okropności jak dotąd, ani innych, może nawet straszniejszych, żadnych, nie chciał widzieć żadnych więcej.. Poczuł, że na myśl o koszmarach ponownie zbiera mu się na wymioty i zapobiegawczo wziął parę głębokich, uspokajających oddechów. Po chwili wydawało mu się, że wszystko wróciło do normy, zdecydował się więc wstać. Najwyraźniej nie był to dobry pomysł. Zakręciło mi się w głowie na tyle silnie, że upadł, starając się równocześnie jakoś zamortyzować upadek. Klapnął na ziemię i niespodziewanie poczuł nagły ból w przedramieniu, którzy nieznacznie go otrzeźwił. „... Czyżbym coś złamał? ...” pomyślał zaskoczony i spojrzał trochę półprzytomnie na rękę. Nie, ręki nie złamał na szczęście, za to wyraźnie coś z niej zwisało, jakby linka. Harry potrząsnął głową z niedowierzaniem, trzeba mieć jego szczęście, żeby upadając trafić na … nie, no oczywiście nie na żadną linkę, ale na węża. Potrząsnął ponownie głową, tym razem w celu orzeźwienia i zabrał się do prób odczepienia stworzenia od ręki. Nie szło mu zbyt dobrze, więc po chwili zrezygnował z bezowocnych prób i już trochę zły odezwał się do zwierzęcia:

- Nie chcę cię zranić, więc odczep się już! - Słowa Harry'ego, niespodziewanie dla niego samego odniosły skutek. Wąż puścił jego rękę i opadł na trawę. Zamiast jednak uciekać, zatrzymał się naprzeciw i nie spuszczał oka z chłopaka.

- Wężousty? Nie spodziewałam się, że jakiś jeszcze żyje ... - Wąż zasyczał w odpowiedzi, a Harry szeroko otworzył oczy w zdumieniu:

- O czym ty mówisz? - Zapytał, równocześnie konstatując, że rozmawia z wężem. To nie było normalne. Rozumiał co wąż syczy, a wąż wyraźnie rozumiał jego jakimś sposobem. Rozumiał i odpowiadał … w tym momencie Harry przypomniał sobie wydarzenie z dzieciństwa, kiedy rozmawiał przecież z wielkim pytonem. Jakoś wtedy wydawało mu się to oczywiste, ale był małym dzieckiem. Teraz już dzieckiem nie jest, ale zdaje się, że nad tym dziwem będzie musiał przejść do porządku dziennego, bo z wężem rozmawia i już.

- Wężouści, to czarodzieje potrafiący posługiwać się naszą mową ... My, węże, zawsze podlegaliśmy takim jak ty.

- To znaczy że niewiele osób potrafi rozmawiać z wami?- Po chwili zastanowienia, a nawet wahania, chłopak postanowił kontynuować tę rozmowę.

- Tylko wybrańcy posługują się naszą mową, jesteś wyjątkowy … Obawiam się również, że możesz być ostatnim, który posiada więź z nami.

Gryfon w ciszy przetrawiał te zaskakujące informacje, myśląc intensywnie. Nagły ból głowy go zaskoczył i z jękiem chwycił się za głowę. Przez myśl przemknęły mu z zawrotną szybkością obrazy. Widział siebie i Malfoy'a podczas pojedynku i węża naprzeciwko siebie … i Justin'a z przerażoną miną … Po chwili ten obraz rozmył się ukazując inny. Krwawe napisy na ścianie szkoły … Nim zdążył je odczytać, nastąpiło ponowne rozmycie obrazu i tym razem zobaczył dziwne miejsce ... oświetlone zieloną poświatą, wielkie kolumny, które oplatały węże oraz olbrzymi posąg jakiegoś mężczyzny ... Obrazy jak nagle się pojawiły, tak samo nagle zniknęły, pozostawiając Gryfona w szoku z kołatającym mu się po głowie pytaniem: „.... Co to do cholery było? ...”

- Czy wszyssstko w porządku? - Zasyczał wyraźnie zaniepokojony wąż.

- Co? Ah ... tak ... chyba tak ...Czy wiesz może ...- Jego słowa przerwał okrzyk w oddali:
- Harry! Wszędzie cię szukaliśmy! - „... No, to koniec rozmowy...” pomyślał Harry, obserwując nadbiegających Rona i Hermionę, byli już niedaleko i tym razem wołał do niego Ron:
- Stary, martwiliśmy się! Tak nagle zniknąłeś po lekcjach, Hermiona zaczęła już podejrzewać, że mogłeś coś sobie zrobić i ... - Ron przerwał nagle i z zaskoczeniem spojrzał w bok. - ... Auć! To bolało ... - Tym razem krzyknął z wyraźnym wyrzutem w stronę Hermiony, która właśnie wbijała mu łokieć w żebra.

- Spokojnie ... Nigdy nie planowałem samobójstwa, poza tym szukałem pogrebina, chciałem mu się bliżej przyjrzeć. – Odparł pojednawczo Harry, wzruszając ramionami.

- Pogrebina? Przecież one są strasznie nudne, poza tym są chyba gorsze niż nasze gnomy w ogrodzie. – Skwitował ze zdumieniem Ron.

- To, że ciebie nie interesują nie znaczy, że Harry musi mieć takie same poglądy. – Skarciła go Hermiona, zwracając się następnie z zaciekawieniem do Harry'ego: – I jak idą poszukiwania?

- Beznadziejnie, do tej pory nie widziałam żadnego, ale znalazłem coś równie ciekawego. – Harry wstał, biorąc na rękę węża i pokazując go swoim przyjaciołom, równocześnie starając się zignorować narastający ból głowy.

- Jak masz na imię? - Zapytał trzymane przez siebie stworzenie.

- Sssyl Wysyczał wąż w odpowiedzi

- Tak więc, to jest Syl! - Pokazał im węża uśmiechając się przy tym szeroko. – Możecie uwierzyć, albo i nie, ale ja rozumiem co ten wąż do mnie mówi. To niesamowite! Powiedział również że ... Hej, co się stało? Macie jakieś dziwne miny ... - Dopiero teraz Harry zauważył przerażone spojrzenia swoich przyjaciół, którzy po chwili niepewnie spojrzeli na siebie, a potem ponownie na niego.

- Harry ... czy wcześniej już rozmawiałeś z wężami? - Ciszę przerwała Hermiona, starając się jak zwykle znaleźć w każdych okolicznościach jakiś sens.

- Co? Ah ... no tak, kiedyś napuściłem na kuzyna wielkiego pytona w zoo.

- Tylko to Harry? Nie było niczego więcej? - Naciskała, nieco zaskakując tym Harry'ego, spodziewał się pytań, ale raczej nie takiego pokroju. Dlatego postanowił zaprzeczyć.

- Nie ... niczego takiego sobie nie przypominam ... - Ulga na twarzach przyjaciół przekonała go, że dokonał właściwego wyboru.

- Harry, posłuchaj, nigdy więcej nie rozmawiaj z wężami, może to spowodować jeszcze więcej nieprzyjemnych plotek na twój temat. – Ostrzegła go Hermiona, patrząc z niechęcią na gada.

- Dlaczego? - Spytał Harry zaskoczony, nieświadomie przyciskając bliżej siebie niewielkiego węża.

- Tylko mroczni czarodzieje potrafili posługiwać się mową węży Harry ... Jeśli wyjdzie na jaw, że ty również to potrafisz, będziemy mieli jeszcze większe kłopoty niż teraz ... - Tłumaczyła dziewczyna, próbując wytłumaczyć swój punkt widzenia.

- Chyba masz rację ... - Przyznał niechętnie, odstawiając węża na nasłonecznioną kępkę trawy i podejmując błyskawiczną decyzję:

Syl, będziesz mieć coś przeciwko jeśli przyjdę cię jutro odwiedzić? - Skoro nie rozumieli wężomowy to spokojnie mógł to ustalić. Postanowił też, że w przyszłości będzie rozmawiać z wężami w ukryciu, bez wiedzy Rona, Hermiony i wszystkich innych.

- Będę zaszczycona.Syknął wąż lekko zniżając łepek w potwierdzeniu, ujawniając równocześnie Harry'emu swoją płeć.

- Harry przestań! To naprawdę przerażające. – Jęknął Ron pociągając go za ramię.

- Tylko się pożegnałem. Wypadało przecież, w końcu gdyby nie ona w życiu bym nie podejrzewał, że jestem wężoustym. – Wyjaśnił Ron'owi ponownie wstając i otrzepując lekko kolana z trawy. - To chodźmy!

- Może odwiedzimy Hagrida? Dawno tego nie robiliśmy razem. – Zaproponowała Gryfonka.

- Jasne, na pewno się ucieszy. – Poparł pomysł Ron, a Harry tylko mu przytaknął.

- W takim razie idźcie przodem, muszę jeszcze porozmawiać z Hanną, powinna być gdzieś w okolicy. – Powiedziała Gryfonka popychając ich lekko w stronę domu półolbrzyma. Chłopcy tylko wzruszyli ramionami i poszli dalej. Kiedy byli już wystarczająco daleko, dziewczyna odwróciła się wypatrując węża, z którym wcześniej rozmawiał Harry. Zauważyła go wśród trawy, niedaleko i ruszyła w tamtym kierunku zdecydowanym krokiem.

U Hagrida, Harry pałaszował zaproponowane przez gospodarza klopsiki. Hermiona, która dotarła nieco później, a także Ron, grzecznie odmówili poczęstunku, znając kuchnię gajowego. Co chwilę jednak zerkali na Harry'ego z niedowierzaniem, obserwując jak z wolna kończył swoją porcję.

- Psst! Harry, wszystko z tobą w porządku? - Szepnął po chwili Ron, korzystając z okazji, że półolbrzym odwrócił się i zajął gaszeniem ognia w kominku.

- W jak najlepszym. Hagridzie, czy mógłbym poprosić o dokładkę? - Prośba ta została przyjęta przez przyjaciół Harry'ego niemal z osłupieniem.

- Oczywiście Harry! Bardzo mi schlebia, że tak ci smakuje moje danie. – Odparł rozpromieniony gajowy, stawiając przed nim jeszcze większą niż poprzednio porcję.

Podczas zjadania kolejnej porcji „twórczości” Hagrida, Harry rozmyślał, dyskretnie obserwując zachowanie Rona i Hermiony: „... Może to i trochę dziwne, że zjadłem to co podawał Hagrid, ale przecież widzieli co się działo podczas posiłków. Choćby dlatego nie powinno ich dziwić, że jestem głodny, a tu przynajmniej w spokoju mogę zjeść ...”. Harry przyjrzał się przyjaciołom otwarcie i spochmurniał. Miał przeczucie, że coś przed nim ukrywają, nie wiedział jednak co to było. Ostatnie trzy tygodnie obserwacji przekonało go jednak, że jak dotąd wielu rzeczy w nich nie dostrzegał, a może i nie chciał widzieć. To była smutna rzeczywistość … odkrycie nieprzyjemnych cech we własnych przyjaciołach. Zupełnie niespodziewanie, mimo niewesołych myśli, Harry poczuł, że poprawia mu się humor. Skupił się na sobie i stwierdził, że ból głowy znacznie się zmniejszył. Co prawda wciąż zastanawiało go czym były obrazy nagle pojawiające się w jego głowie tam, podczas rozmowy z wężem, ale nad tym postanowił pomyśleć później, może nawet jutro. Zdecydował także, że dowie się więcej o wężoustych. Musi, w końcu sam jest jednym z nich, no i porozmawia z wężem. Miło będzie zamienić słowo z kimś, kto nie będzie na niego patrzył jak na szaleńca czy tez potencjalnego mordercę. Wszystkie decyzje podjął zanim skończył drugą porcję hagridowych klopsików.

Podczas kolacji, tak jak się spodziewał, pod obstrzałem licznych spojrzeń nie był w stanie niczego zjeść. Nie to, żeby był głodny, po obfitym posiłku w domu Hagrida, ale fakt był faktem. Sytuację jeszcze pogorszyło nowe wydanie Proroka Codziennego, gdzie jak oczekiwał zresztą Harry, zostało opisane w typowym dla tej gazety tonie, zdarzenie poprzedniej nocy. Wyczyn Rona urósł w artykule niebywale i został okrzyknięty „bohaterskim”, ponieważ, jak pisano, uratował wszystkich przed „szaleństwem Pottera”. Harry po przeczytaniu tego steku bzdur, starał się zachowywać jak zwykle. Usilnie także starał się ignorować durną, zadowoloną minę Rona, gdy inni Gryfoni podchodzili do rudzielca i poklepywali go z uznaniem po plecach. Ciężko było Harry'emu przebywać w tym całym radosnym z abstrakcyjnego powodu towarzystwie, czuł się przytłoczony ... jednak wciąż robił dobrą minę do złej gry. Czyli w tym wypadku siedział przy stole, odsunięty od innych i patrzył z obrzydzeniem na swoją kolację, w której znajdował się tym razem, dzięki czyjejś „uprzejmości”, wielki robal. W tym momencie był ogromnie wdzięczny Hagridowi. że tak porządnie go nakarmił. Może nie był to zbyt smaczny posiłek, ale z całą pewnością sycący. W końcu zdecydowanym ruchem odsunął swój talerz i skierował się do wyjścia, nie zauważając podłożonej przez kogoś nogi, przez co runął jak długi, słysząc chichoty ze strony uczniów. Wstał i nie patrząc nawet na nich wyszedł jakby nic się nie stało.

Udał się do biblioteki, żeby w spokoju odrobić pracę domową. Ostatnio miał sporo czasu i zwyczajnie dzięki nudzie był na bieżąco ze wszystkimi zadaniami. Nie wychodził nigdzie z Gryfonami więc odpadał czas, który zajęłyby wszelkie eskapady, zabawy czy gry z innymi. Plus był taki, że trochę podciągnął się z ocenami. Miał też czas na poszerzanie, czy pogłębianie wiedzy … oczywiście tej, która go interesowała. Aktualne lekcje zrobił w miarę szybko. Po skończeniu zadania z eliksirów, które zostawił sobie na koniec, zaczął błądzić myślami wokół ostatnich zdarzeń. Stwierdził, że powoli zaczyna się gubić w licznych kłamstwach które go otaczały i które sam tworzył. Ostatnią szczerą rozmowę przeprowadził o dziwo z Malfoy'em. To była całkiem przyjemna rozmowa, przynajmniej wiedział czego mógł się po Ślizgonie spodziewać. „... Ciekawe jakby wyglądało teraz moje życie w Slytherinie. Przecież, gdybym nie kwestionował wyboru tiary przydziału to tam bym wylądował. Jak wyglądałyby wtedy moje relacje z Draco? Zachowywałby się tak samo jak przy Arenie? Jak traktowali by mnie ludzie gdybym był kimś innym niż Harry Potter'em, który jako niemowlę pokonał mrocznego czarodzieja? ...” zastanawiał się przez chwilę nad tym wszystkim. Widział jedynie, że w domu węża panuje jakaś dziwna hierarchia, ale nigdy nie zauważył, żeby ktokolwiek był wykluczony. Wiedział jedno, jego życie wyglądałoby zdecydowanie inaczej niż teraz. Westchnął ciężko i skarcił się w myślach za roztrząsanie nieistotnych na tę chwilę kwestii. Spojrzał w kierunku Zakazanego Działu. To są istotne problemy nad którymi warto się zastanowić. Przecież jeszcze nie wymyślił jak można wydostać stąd Agresję, choć był pewien, że musi być jakieś zaklęcie , które to umożliwia ... Tym razem będzie musiał chyba spędzić trochę więcej czasu w Zakazanym Dziale, by to odkryć. Jak przypuszczał, tym razem raczej nie mógł liczyć na łut szczęścia tak jak w przypadku dziennika ... To podsunęło mu myśl:

- Dziennik! - Krzyknął nagle zaskakując sam siebie i zwracając na siebie uwagę dwóch trzeciorocznych Puchonów, którzy spojrzeli ze strachem i szybko wrócili do swoich książek.

Harry westchnął na tą reakcję z pewnym zniecierpliwieniem, często zdarzało się bowiem, że młodsi uczniowie traktowali go niczym potwora. Drażniło go to, ale … Wzruszył w rezultacie ramionami na te myśli, bo nie było to na ten moment ważne. Ważniejszy był pomysł. Wyciągnął dziennik z torby czując na palcach przyjemne mrowienie, gdy tylko go dotknął. Uśmiechnął się delikatnie na tą szczyptę magii, którą poczuł ... Było w niej coś pokrzepiającego, a zarazem bardzo znajomego. Uchylił tomik delikatnie, by sprawdzić czy ponownie ujrzy oślepiające światło, jednak tym razem go nie było, więc otworzył książkę szerzej. Kiedy tylko to zrobił, na pustej stronie zaczęły pojawiać się słowa:

Już dawno nie byłem tak zaintrygowany, jak w chwili, kiedy przeczytałem twoją wiadomość.
Cieszy mnie twoja postawa choć przyznam, że odkąd zauważyłem zniknięcie
dziennika niecierpliwiłem się czekając na odpowiedź. Powiedz, jak udało ci
się odgadnąć że dziennik był zapieczętowany magią krwi? Jestem tym naprawdę zaciekawiony zwłaszcza, że odczytałem wiadomość późną nocą. Czy zdajesz sobie
sprawę co oznacza odnalezienie skrytki i odczytanie mojej wiadomości?
... Świetnie, kolejne zagadki ...” przemknęło przez myśl Harry'ego, kiedy odczytał wiadomość. Nie zamierzał rezygnować z dalszych wysiłków, a nieznajomy widocznie nie chciał mu tej pracy ułatwiać. „... no nic, dam radę prędzej, czy później ... Co William opowiadał o magii krwi podczas naszego spotkania? Zaraz … magia krwi wymagała połączenia magicznej sygnatury oraz rdzenia, by powstała aura ... Krew musi być dobrowolnie oddana ... Czy moja krew była dobrowolnie oddana? W końcu tylko spadła i nie zastanawiałem się nad tym, więc chyba można to zaliczyć jako dobrowolne oddanie ...? By otworzyć księgi brata Williama, musiałbym mieć taką samą sygnaturę i rdzeń ... jednak ponoć każdy posiada niepowtarzalną magię chyba że ...” Co to było? Zapomniał jakoś, a był pewien, że William o czymś jeszcze mówił tylko co to było ... Coś mu zdecydowanie umknęło i wiedział, że to coś było kluczem. Jednak im bardziej starał się o tym myśleć, tym większą pustkę w głowie odczuwał. Z zadumy wyrwał go głos pani Pince:

- Za chwilę zamykam bibliotekę. – Z tym faktem nie było co dyskutować i Harry szybko schował swoje rzeczy. Wyszedł z pomieszczenia kierując się w stronę Wieży Gryffindoru.

Po przejściu przez obraz Grubej Damy zorientował się, że w pokoju wspólnym trwa impreza, w której centrum rezydował Ron trzymając szklankę, bynajmniej nie pustą i śmiejąc się wraz z innymi Gryfonami. Kiedy zauważyli Harry'ego zapanowała chwilowa pauza, po czym większość go zignorowała i bawiła się dalej. Harry wypatrzył również Hermionę. Zresztą nie było to trudne, bo właśnie szła w jego kierunku. Pokazał jej gestem, by ruszyła wraz z nim do jego dormitorium, licząc na ciszę i jakiekolwiek warunki do spokojnej rozmowy. W dormitorium Harry opadł na łóżko w wyrazie zmęczenia i na moment przymknął oczy. Poczuł jak z jednej strony jego łóżko ugina się delikatnie, więc odwrócił się na plecy i spojrzał na Hermionę czekając na to co dziewczyna powie:

- Nie bądź zły na Rona, trochę mu odbiło kiedy znalazł się w samym centrum uwagi. – Zaczęła.

- Cóż, ma tyle rodzeństwa, że nie dziwię mu się, choć wolałbym, żeby nie odbywało się to moim kosztem. – Stwierdził gorzko Harry.

- Jestem pewna, że jutro cię przeprosi. Wiesz, że w niektórych kwestiach potrzebuje czasu, by sobie przemyśleć to i owo ... - Hermiona uśmiechnęła się delikatnie, co jednak nie poprawiło Harry'emu humoru. Postanowił jednak zignorować przywary Rona i zachował dla siebie cisnący mu się na usta komentarz. Tymczasem Hermiona widocznie postanowiła zmienić temat, bo powiedziała: – Twoje dłonie, wszystko z nimi w porządku?

- Tak, w zasadzie powinienem już ściągnąć bandaże. – Harry usiadł na łóżku i zaczął odwijać opatrunek z jednej ręki. Po chwili powstrzymała go ręka dziewczyny, gdy spojrzał na nią pytająco odparła:

- Pozwól mi się tym zająć Harry. – Zaproponowała, delikatnie popychając go, by ponownie się położył i zaczęła odwijać opatrunki.

- Dziękuję Hermiono, to miłe z twojej strony, choć gdyby Ron nas właśnie teraz zobaczył, to jestem pewien, że źle by to zinterpretował. – Skomentował te zabiegi z uśmiechem.
- Wystarczy, że ja kiedyś źle zinterpretowałam wasza relacje ... Jedna taka pomyłka wystarczy. – Skwitowała jego słowa z uśmiechem dziewczyna, rumieniąc się lekko, gdy przypomniała sobie swój błąd w osądzie. - Zastanawiam się jednak nad czymś jeszcze Harry ... Zauważyłam, że często znikasz, że z kimś korespondujesz ... Jeśli byłby to Syriusz na pewno byś nam pokazał jego wiadomości, jednak to nie jest on, prawda? - W tym momencie Hermiona skończyła odwijać bandaż z jego jednej ręki i zabrała się za drugi.

Spostrzegawczość przyjaciółki trochę zdeprymowała Gryfona. Nie widząc wyjścia z sytuacji postanowił powiedzieć dziewczynie o swoim wyimaginowanym romansie, mając tylko nadzieję że Hermiona nie będzie za bardzo się czepiać jego „związku”:

- Masz rację Hermiono, to nie od niego ... Widzisz, jakoś ponad miesiąc temu, jak byliśmy w Hogsmeade poznałem pewną osobę ... I w zasadzie to z nią ostatnio wymieniałem wiadomości ... spotkaliśmy się kilka razy w Hogsmeade ... - Tłumaczył oględnie, nieco zmieszany, a równocześnie wyobrażał sobie minę Williama, gdyby się dowiedział o ich rzekomym „ związku”.

- Widzisz chciałam trochę poczekać z tą rozmową, ale zauważyłam że jeśli sama nie spytam to mi nigdy nie powiesz ... Nie chcę na ciebie naciskać, jednak cokolwiek powiesz ... nie będzie mi to przeszkadzać, w końcu jesteśmy przyjaciółmi. - Hermiona była w widoczny sposób zakłopotana, ale nie ustępowała. Harry musiał więc kontynuować:
- Myślę, że chyba wolę facetów ... - Powiedział z trudem, ponownie przeklinając Rona w myślach.

- Ah tak ... wiesz, już od dłuższego czasu miałam pewne podejrzenia co do Ciebie, dlatego mnie to specjalnie nie zaskoczyło ... - Uśmiechnęła się uspokajająco ściskając jego dłonie.

- Nie brzydzi cię to? Naprawdę? Nic, a nic ci to nie przeszkadza? - Upewniał się Harry.

- Harry, to że Mugole w większości są homofobami nie znaczy, że wszyscy tacy są. W magicznym świecie teraz to bez znaczenia kto z kim chodzi i jakiej jest płci. Może nie licząc czystokrwistych... W końcu wymagają od członków rodziny spłodzenia potomka, który przedłuża linię rodu.

- To dlatego tak się wtedy wściekłaś, gdy myślałaś, że Ron mnie lubi. – Odparł po chwili.

- Już powiedziałam, że nie chcę o tym rozmawiać. – Naburmuszyła się dziewczyna, wyraźnie nie mając ochoty na kontynuowanie tematu.

Hermiona siedziała z nim jeszcze z pół godziny, spokojnie gawędząc o niczym. Nie chciał tego przyznać, nawet w duchu, ale brakowało mu takich rozmów bez żadnych zobowiązań. Gdy dziewczyna opuszczała jego dormitorium z dołu wciąż było słychać muzykę oraz głośne rozmowy. Kolejny raz nie mógł wymknąć się bo biblioteki, nie chciał ryzykować odkrycia, że nie ma go w łóżku. Miał zbyt wielu wrogów, którzy pragnęli, by jak najszybciej opuścił szkołę. Nie było wyjścia. Przebrał się w piżamę i zasunąwszy kotary położył się do łóżka, tym razem upewniając się, że rzucił na siebie zaklęcie wyciszające. Leżał w ciszy, a to oczywiście mu nie posłużyło. Obrazy z koszmarów minionej nocy ponownie powróciły ze zdwojoną mocą. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, widział sceny tortur oraz mroczny uśmiech Voldemorta. Bał się tych koszmarów. Po ostatnim artykule w Proroku wiedział już, że to nie są zwykłe, no zwykłe mniej czy bardziej złe sny, to działo się naprawdę i to właśnie napawało go największym lękiem. Pomimo usilnych prób nie udawało mu się zasnąć, więc w końcu zażył eliksir słodkiego snu który dostał od Pomfrey i po chwili zapadł w głęboki sen.

Obudził się nad ranem. Pozostali jeszcze spali, spojrzał półprzytomnie na zegarek, który wskazywał czwartą nad ranem. Przeciągnął się lekko, wstał i poszedł pod prysznic. Pozwolił sobie dziś dłużej pobyć pod ciepłą wodą. Rzucił na siebie szybkie zaklęcie suszące, ubrał się i zszedł do Pokoju Wspólnego. Tam kilka skrzatów domowych sprzątało pozostałości po wczorajszej imprezie. Nie przeszkadzało mu to zupełnie. Był pełen podziwu dla tych małych stworzonek i zaczął naprawdę się zastanawiać dlaczego pracują one za darmo. W końcu, jak zauważył, bez problemu dają sobie radę ze wszystkim. Niejeden czystokrwisty czarodziej nie potrafiłby tego co one. Usiadł patrząc z zafascynowaniem jak szybko uwijają się z bałaganem. Nagle zauważył skrzata, który wydawał mu się znajomy ...

- Zgredek? - Zapytał, a skrzat zastygł w miejscu i rzucił mu niepewne spojrzenie. – To ty prawda?

- Co Harry Potter robi tutaj o tej porze? - Odpowiedziało stworzenie odwracając się w kierunku Harry'ego.

- Oh ... nie mogłem zasnąć więc stwierdziłem, że posiedzę do śniadania tutaj. Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzać ... W sumie to mógłbym nawet wam pomóc mam ... spore doświadczenie w sprzątaniu. – Uśmiechnął się w stronę skrzata.

- Oh nie, nie! Harry Potter Sir nie może sprzątać! - Oburzył się Zgredek – To nasze zadanie!

- W zasadzie dlaczego pracujecie za darmo? - Harry zaryzykował pytanie.

- Zawsze tak było ... Zgredek nie wie dlaczego tak jest. Wie tylko, że skrzaty są związane zaklęciem, które nie pozwala im porzucić pracy i swojego pana. - Próbował wyjaśnić skrzat.

- A co jakby trafił się wam naprawdę okrutny pan? Co wtedy? Przecież to zaklęcie jest … no okrutne właśnie! - Spojrzał na blizny Zgredka, które były dość widoczne pod poszewką od poduszki, którą skrzat miał na sobie jako ubranie.
- Nie wszyscy są tacy Harry Potter Sir, Zgredek o tym się przekonał i wie już, że może być inaczej. – Skrzat dotknął swoją małą dłonią jego ręki, ściskając ją lekko i spoglądając na niego wielkimi oczyma.

- Słyszałem od Hermiony, że skrzaty są dobrze traktowane w Hogwarcie, to prawda? - Zapytał Harry, trochę zmieszany gestem skrzata.
- Tak, jest lepiej niż w domu czystokrwistych, jednak Zgredek czuje, że to jeszcze nie jest to to czego pragnie ... - Skrzat otwarcie wyraził swoje zdanie, a potem rozszerzyły mu się oczy ze strachu i zaczął się nerwowo rozglądać. Harry przeczuwając co ma się zdarzyć, natychmiast podsunął mu poduszkę, którą niczym ostatnią deskę ratunku stworzenie pochwyciło i zaczęło uderzać siebie. Widocznie jednak było to wciąż za mało, dlatego chwyciło stojący najbliżej siebie wazon z zamiarem rozbicia go sobie na głowie. Harry jednak był szybszy i natychmiast wyrwał mu ciężki i kruchy przedmiot z dłoni chwytając za ramiona:

- Wystarczy Zgredku! Już wystarczająco się ukarałeś. – Powiedział z paniką w głosie.

- Harry Potter nie rozumie ... Dopóki Zgredek nie poczuje bólu nie może przestać. – Chlipał skrzat, rozglądając się za innym sposobem ukarania siebie.

Harry nie widząc innego wyjścia, uderzył skrzata w policzek nie wkładając w to zbyt dużej siły, ale na tyle mocno, by skrzat mógł poczuć lekki ból. Gryfon miał nadzieję, że to wystarczy. Niepewnie czekał na rezultat, spoglądając w wielkie, załzawione oczy stworzenia. W końcu jednak nie wytrzymał i zaczął się usprawiedliwiać:

- Przepraszam Zgredku ... Nie chciałem by stała ci się większa krzywda. – Powiedział z żalem w głosie, jednocześnie wyciągając różdżkę i uleczając lekkie zaczerwienianie na policzku skrzata. Zgredek się rozpłakał, a Harry nie wiedział teraz kompletnie co powinien zrobić. Jadno wiedział na pewno, nie może dopuścić, by lamenty skrzata obudziły innych uczniów. – Zgredku, błagam ciszej, jeśli ktoś cię usłyszy będę mieć naprawdę spore kłopoty. - Powiedział, a w myślach dodał „... Jeszcze brakuje mi do szczęścia informacji w gazetach o tym, że Potter znęcał się nad skrzatem domowym ...”. Na szczęście Zgredek w miarę szybko się opanował i po chwili była już cisza, a wielkie, jeszcze załzawione oczy spoczęły na Harrym:

- Zgredek bardzo przeprasza Harry'ego Potter'a. Zgredek naprawdę nie chciał zaszkodzić ... - Wyszeptał skrzat, wycierając oczy i nos o swoją poszewkę.

- Już w porządku i naprawdę jeszcze raz przepraszam za to, że cię uderzyłem.

- Harry Potter jest zmęczony, Harry Potter nich się natychmiast położy. – Zaordynował nagle Zgredek, pstryknięciem palców wyczarowując puchatą poduszkę oraz koc i odpowiednio układając je na kanapie.

- Naprawdę, to nie jest potrzebne. Wyspałem się dziś wystarczająco i ...

- Zgredek widzi, że ma pan zaklęcie na sobie. – Odparł poważnie skrzat. – Widzi również, że Harry Potter jest niedożywiony ... Zgredek się martwi ... Dlatego proszę się położyć.

Nie widząc sensu w kłótni ze skrzatem domowym, Harry posłusznie zajął miejsce na kanapie, pozwalając by Zgredek przykrył go kocem. Widząc upór tego stworzonka, Gryfon uśmiechnął się lekko. „... Jakim trzeba być potworem by tak okrutnie je zniewolić? ...” pomyślał. Zastanowił się też, czy nie powinien bardziej wesprzeć Hermiony w jej stowarzyszeniu WESZ. Nie wiedział nawet kiedy poczuł się senny. Resztką świadomości zauważył Zgredka, który rzucił jakiś pył nad nim. To było tyle jeśli chodzi o świadome obserwacje, po chwili Harry po prostu zamknął oczy i zasnął.
Zgredek obserwował jak chłopak zasypia pod wpływem pyłu usypiającego. Uśmiechał się zadowolony, że choć trochę pomógł Gryfonowi. Harry naprawdę wyglądał źle, skrzaty doskonale potrafiły przejrzeć większość zaklęć i pod kamuflarzem Zgredek widział okropnie wyglądającego czarodzieja. Nie zastanawiając się zbyt długo, zaczął szeptać inkantację, po której pojawiła się bariera otaczająca ciało chłopaka. Po chwili dołączyły się pozostałe skrzaty, szepcząc słowa w nieznanym języku.

Harry śnił …
Otworzył oczy widząc wszystko jakby z innej perspektywy, rozejrzał się widząc naokoło tylko trawę. Jakąś taką bardzo wysoką. Zdezorientowany spróbował się poruszyć, jednak to również było bardzo dziwne ... Spojrzał na siebie „.. Gdzie moje ręce i nogi ...” pomyślał nerwowo. wciąż oszołomiony obecną sytuacją. Nagle Odwrócił się i ruszył w stronę drzew, które były jakoś niewiarygodnie wysokie. Chociaż równocześnie był pewien, że już wcześniej widział te drzewa … całkiem niedawno zresztą. Rozejrzał się wkoło zaczynając powoli rozpoznawać miejsce, w którym się znajduje. Nagle usłyszał odgłos szybkich, lekkich kroków podążających w jego stronę, a następnie zupełnie niespodziewanie wypowiadane zaklęcie:

- Petrificus Totalus!

Taki obrót spraw zaskoczył go na tyle, że nie zdążył w żaden sposób zareagować. Oczywiście pod warunkiem, że dałby radę cokolwiek zrobić w tym dziwnym stanie w jakim się znajdował. Zamarł, ale nie ze strachu, a pod wpływem zaklęcia. Słyszał coraz bardziej zbliżające się kroki i czuł, że gdyby mógł, to by chętnie uciekł od tego co nadchodziło.. Spojrzał w górę, widząc tylko zarys sylwetki osoby na tle jasnego nieba. Nie widział kto to, choć głos sugerował samicę. „... Samicę? O czym ja myślę niby ...” Harry ponownie skupił się na tej osobie, tym bardziej, że miało się coś zmienić. Człowiek ponownie uniósł różdżkę. Nie celował nią w niego, tym razem usłyszał zaklęcie lewitujące. Zastanawiał się wciąż gorączkowo co to mogło znaczyć? Dlaczego ktoś miałby rzucić na niego zaklęcie paraliżujące? Zazwyczaj podczas snów nie mógł nic zrobić, ale przynajmniej był sobą, patrzył swoimi oczami i myślał swoją głową. Tym razem był jakby ... w ciele kogoś innego, nawet myślało mu się inaczej. Nagłe zrozumienie przyszło do niego niczym grom z jasnego nieba, ale nie zdążył skupić się na tej myśli. Coś się bowiem zmieniło i to rozproszyło jego skupienie. Ze zdumieniem zauważył, że zamiast słońca, które przedtem mocno świeciło, panuje cień. Ponownie spojrzał w górę i to co zobaczył sprawiło, że aż zaschło mu w gardle a serce zaczęło bić szybko, ogarnął go strach i przeczucie końca. Nie mógł się ruszyć, nie mógł uciekać, a nad nim lewitował potężny jak na jego obecny wzrost i ocenę z obecnej wysokości głaz, który po chwili zaczął spadać na niego. Był coraz bliżej i bliżej ...

Obudził się nagle oddychając szybko. Rozejrzał się naokoło. Był w Pokoju Wspólnym, na kanapie, przykryty kocem wyczarowanym przez Zgredka. Nie było nikogo widać, nawet skrzatów domowych, które zakończyły swoją pracę i pewnie udały się z powrotem do kuchni. Spojrzał na zegar, pokazywał siódmą rano. Usiadł, wciąż nie bardzo rozumiejąc to, co przed chwilą zobaczył i przeżył ... było to takie inne niż to co do tej pory przeżywał we śnie. Nigdy jeszcze nie oglądał świata z nie swojej perspektywy ... To nie mógł być Voldemort. W końcu tym razem znał miejsce w którym był. W takim razie co to mogło być? Wydawało mu się, że we śnie już się zorientował co się wydarzyło, ale teraz, na jawie, jakoś nie mógł uchwycić tej myśli.

Podczas śniadania nie mógł się skupić na niczym innym, niż myślenie o śnie. Był zaniepokojony tym, co wydarzyło się podczas tego snu i nie słuchał tego co mówiła do niego Hermiona, odpowiadając tylko półsłówkami lub po prostu kiwając głową:

- Harry! Słuchasz mnie w ogóle? - Krzyknęła w końcu zniecierpliwiona dziewczyna zwracając na siebie uwagę kilku pobliskich uczniów.

- Nie bardzo Hermiono – Przyznał Gryfon, zdając sobie sprawę, że dziewczyna i tak to zdążyła zauważyć. – Jestem bardzo zmęczony, nie mogłem długo zasnąć przez muzykę, która grała naprawdę głośno. – Zdecydował się na kłamstwo, tym bardziej, że była to doskonała i prawdopodobna wymówka.

- Mogłeś przecież rzucić zaklęcie wyciszające! - Przyjaciółka spojrzała na niego jak na kretyna.

- Oh ... Masz rację ... Jakoś o tym nie pomyślałem – Harry udał zawstydzenie, lekko opuszczając głowę. Denerwowała go okropnie wszystkimi krytycznymi uwagami, które wypowiadała kategorycznym tonem do niego lub Rona, chyba tylko po to, by podbudować swoje ego, które i tak było już spore. W zasadzie ktoś powinien jej dawno o tym powiedzieć, nie licząc oczywiście Ślizgonów, którzy już to zrobili i to wiele razy. Ich opinia niestety nie robiła na Hermionie żadnego wrażenia. No chyba, że któryś nazwał ją szlamą. To nadal wyprowadzało ją z równowagi. Harry zorientował się, że dziewczyna ponownie coś do niego mówiła, ale postanowił znowu ją zignorować. W końcu zdecydował się jej przerwać tym bardziej, że nagle doznał olśnienia. Już wiedział co oznaczał jego sen. Wiedział w czyim ciele był i co zobaczył, a najważniejsze, wiedział gdzie się to wszystko wydarzyło: - Hermiono wybacz, ale muszę koniecznie udać się do wieży. Wydaje mi się, że czegoś zapomniałem. – Stwierdził przepraszającym tonem szybko wstając i nawet nie zwracając uwagi na minę Gryfonki, czy ewentualną odpowiedź, wybiegł z Wielkiej Sali.

Biegł ile miał sił w nogach, choć brakowało mu tchu. Nie zatrzymał się ani razu. Gdy w końcu dobiegł na miejsce, pierwsze co zobaczył to duży kamień leżący w innym miejscu niż go wczoraj widział. Przełknął głośno ślinę i podszedł bliżej. Teraz wszystko wyglądało inaczej niż to co widział podczas snu. Przede wszystkim patrzył z innej wysokości, z innego poziomu. Spojrzał ponownie na głaz znajdujący się przed nim. Drżącymi dłońmi chwycił różdżkę, wypowiadając krótkie: Wingardium Leviosa. Skała uniosła się i przesunęła, kierowana jego różdżką. Odłożył ją na wcześniejsze miejsce, wciąż nie patrząc tam gdzie przed chwilą była. Bał się co może zobaczyć. Zamknął oczy oddychając głęboko, musiał się przemóc, musiał. Otworzył oczy i zmusił się do spojrzenia. Tak, najgorsze przypuszczenia Harry'ego okazały się prawdą jego oczy rozszerzyły się w szoku. Opadł na kolana wydając z siebie dźwięk rozpaczy.
-Syl ...


10 komentarzy:

  1. Z braku czasu- krótko.
    Dobry, naprawde dobry rozdział, końcówka z miłym napięciem. Świetnie rozwijana historia, choć długo karzesz czekać nam, nędznym czytelnikom, na natępny rozdział. Ale rozumiem twoją decyzje o niezmienianiu bety.

    OdpowiedzUsuń
  2. Baardzo mi się podobało i z niecierpliwością czekam na więcej~!! Coraz bardziej nie lubię Rona i Hermiony i mam ochotę dziewczynę uderzyć kamieniem za Syl :C
    Weny!!
    ~~aya~~

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest !!! W końcu ! Jak mogłaś zabić węża myślałam że się popłacze , akcja coraz lepsza szkoda że Harry nic nie pamięta mam nadzieje że szybko sobie przypomni i wtedy rozwali system swoimi mrocznymi czarami boskim wyglądem i inteligencją, Hermiona no co za suka się trafiła, idealnie ją tu wykreowałaś jak czytasz to masz ochotę iść i jej walnąć a Ron to....Ron jego nie da się lubić. Czy Harruś stanie się bardziej mroczny nie wiem enigmatyczny ? Nie mogę się doczekać jeżeli znowu będę tyle czekała na rodził to chyba zejde na zawał serca z powodu niedoboru twojego ff . No to co pozdrawiam całuje na rodził wyczekuje :D
    Weny i tym razem szybkiego kontaktu z betą Maja ;) ☆♡!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie nawidzę Hermiony za to co zrobiła Syl super sprawa z tym zaklęciem wypowiadanym przez skrzaty już myślałam,że Harry wszystko sobie przypomni dzięki Syl jestem strasznie zła na Rona Harry ma rację osiąga wszystko jego kosztem biedny Draco zakochał się i naewet nie wie,że to Harry Hermiona mnie zaskoczyła tym,że nie jest chomofobem niech Harry napisze do Toma pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam dziwne przeświadczenie, że za czynami Hermiony tak naprawdę kryje się ten stary manipulator Dumbledore? Czy się mylę? To się okaże. Świetny rozdział i warto było czekać. Podoba mi się to jak wykreowałaś Zgredka, kiedy czytam jego kwestie naprawdę słyszę jego głos, a rzadko się to zdarza. Zazwyczaj ludzie robią z niego poddańcze i głupie stworzenie, które jedyne co umie powiedzieć to Harry Potter, sir! Zazwyczaj nie lubię Rona w opowiadaniach i tu o ile mam gdzieś nadzieję, że Haermiona się "nawróci", to sądzę, że Ronald jest przyjacielem Harrego, bo mu karzą. Oczywiście, że mam nadzieję, iż Harry sobie wszystko przypomni, ale nie za szybko, psułoby to cały element tajemniczości. No i jest jeszcze jakże uroczy w twoim wykonaniu Draco ^^ Nie mam za wiele do powiedzenia, oprócz tego, że jak wszystkie twoje postacie jest świetnie stworzony. Wiesz ,mam nadzieję, o co mi chodzi. Nie zmieniasz im nagle charakteru, ich wypowiedzi pasują do osobowości jakie stworzyłaś.
    Dziękuję za twoje dziękuję, chociaż nie uważam, żebym zasłużyła. Pozdrawiam ciebie! Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści, bo chybabym umarła. Niestety większość super fanficków właśnie jest zawieszona, albo aktualizacje są rzadkie. To drugie jeszcze zniosę, ale nienawidzę niezakończonych historii.
    To tyle jeśli chodzi o moją opinię, mam nadzieję, że dasz znać tutaj kiedy mniej więcej mamy się spodziewać kolejnej notki.
    A no tak, bo bym zapomniała: Uwielbiam Cię Kobieto!

    OdpowiedzUsuń
  6. Woooow
    Wpadłam na bloga przypadkiem i jestem zachwycona! Jest boskiiii *-*
    Czekam na next :*
    Pozdrawiam i życzę dużoooooooo weny :)
    ~ Catharine Alex Maxwell

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział naprawdę świetny. Czekam na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dobry rozdział na prawdę.
    Szkoda że Syl padła ofiarą Hermiony mimo że nic szczególnego nie zrobiła :p
    Ale pewnie Harry i tak znajdzie innego węża. Powiem tak, że gdy tylko Harry i Ron poszli do Hagrida a Hermiona na moment została coś czułam wyraźnie że ona coś tej wężycy zrobi.
    Poza tym ogółem szkoda Harryego, te koszmary są masakryczne (nawet to słowo idealnie oddaje to co w tych koszmarach się dzieje), chłopak mam wrażenie że jak tak dalej pójdzie to będzie na granicy z paranoją.
    Świetna praca :)

    ~MangleTheGirlFox

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    wizje straszne, ech czemu Hermiona zabiła tego węża, miałam właśnie takie podejrzenia jak kazała im iść, Malfloy miły mi się podobał...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    rozdział świetny, Malfloy taki miły mi się podobał, czemu, oj czemu? Hetmiona zabiła tego węża? miałam właßnie takie podejrzenia, jak kazała im iść... a te wizje straszne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń