Kwestia bety: Tak wiem, Mato bardzo często ma opóźnienia i kontakt często kuleje, ale naprawdę nie mam zamiaru zmieniać bety z którą pracuje mi się od początku założenia bloga bardzo dobrze . Zna moje mocne i słabe strony i dopóki ona nie zechce mi już betować rozdziałów ja nie mam zamiaru z niej rezygnować.
Betowała: Mato. Zapraszam serdecznie do czytania i przepraszam za zwłokę
Rozdział
10: Wizje
Harry
dość szybko dotarł ponownie do głównej ulicy Hogsmeade i zaczął
rozglądać się w poszukiwaniu Malfoy’a. Jak na złość nigdzie
go nie było, przynajmniej na razie. Powoli zbliżał się czas
powrotu do zamku. Gryfon zrezygnowany usiadł na jednej z pustych
ławek, ustawionych w pobliżu fontanny i zamyślony zapatrzył się
w pluskającą wodę. Myślał o Williamie i Malfoy’u. Po chwili
dotarło do niego, że kolor wody zmienił się tworząc delikatną
fioletową poświatę, by za moment zmienić się na żółtą,
chłopak obserwował te barwne efekty przez jakiś czas z lekkim
uśmiechem. Nigdy wcześniej nie zauważył, że ta fontanna ma takie
właściwości i teraz śledzenie ich wydało mu się w jakiś sposób
przyjemne. Obserwację przerwał mu chichot, najwyraźniej
dziewczęcy. Gryfon spojrzał w bok, na źródło irytującego
dźwięku i zobaczył dwie Krukonki. Jedna z nich, po chwili wahania
podbiegła do niego wręczając kawałek pergaminu, po czym nie
czekając na reakcję Harry’ego odwróciła się na pięcie i
szybko uciekła wraz ze swoją przyjaciółką. Gryfon przez chwilę
zastanawiał się, skąd zna tą dziewczynę, bo jej twarz wyraźnie
z czymś mu się kojarzyła. Przymknął oczy, co pozwoliło mu się
skupić i zupełnie nagle … już wiedział. No oczywiście … parę
dni temu była wraz z innymi uczniami z Ravenclawu na Zaklęciach.
Harry pamiętał, a jakże, przecież zaczarowali jego pergamin,
który automatycznie się zwijał, gdy tylko chciał coś na nim
napisać. Potem, niby przypadkowo, jedna z Krukonek upuściła na
jego notatki swój atrament i chyba to była właśnie ta osoba,
która wręczyła mu teraz wiadomość. Harry w niedowierzaniu
potrząsnął głową, ale po chwili zastanowienia rozwinął
wręczony mu pergamin i przeczytał notkę. Było w niej napisane
tylko imię i nazwisko oraz krótka informacja, że pisząca
chciałaby prowadzić z nim dalszą korespondencję za pomocą sów.
Gryfon obojętnie wzruszył ramionami i nie zastanawiając się długo
zgniótł wiadomość w dłoni i rzucił w stronę kosza. Oczywiście
chybił, kulka odbiła się od krawędzi śmietnika, zmieniła tor
lotu i trafiła w kogoś:
-
Co do ... – Harry usłyszał zaskoczony, ale znajomy głos i
uśmiechnął się leciutko myśląc: „… jak zawsze Malfoy sam
się znalazł i tradycyjnie w nieodpowiednim momencie, po co tyle
latałem …”. Teraz wystarczyło zagaić rozmowę, więc nie
przedłużając już, Gryfon wstał i podszedł do Ślizgona w chwili
gdy tamten schylał się po nieszczęsny pergamin i powiedział:
-
Wybacz, widocznie marny byłby ze mnie ścigający, skoro nie umiem
nawet trafić do kosza. –Nie czekając na reakcję blondyna, Harry
wyciągnął rękę po swoją własność, a Ślizgon bez komentarza
oddał mu kulkę pergaminu, która tym razem celnie rzucona, trafiła
do śmieci.
-
Ty jesteś ... to znaczy spotkaliśmy się w Hogwarcie ... - Trochę
niepewnie podjął rozmowę Ślizgon.
-
Tak, pamiętam cię. Draco prawda? - Blondyn skinął głową w
potwierdzeniu. - Mam nadzieję, że mój sekret nie został odkryty?
– Zapytał Harry, starając się trochę rozluźnić atmosferę, w
końcu sam nie czuł się zbyt pewien w tej sytuacji. Wciąż musiał
pamiętać, że ma do czynienia z Malfoy’em.
-
Nie, nic nikomu nie powiedziałem ... Starałem się przez jakiś
czas cię odnaleźć … nie jesteś uczniem Hogwartu i niewątpliwie
dlatego chciałeś, bym milczał o twojej wizycie w szkole. Mogę
wiedzieć dlaczego odwiedziłeś zamek, skoro chcesz, by zostało to
tajemnicą? – Zapytał Ślizgon otwarcie.
-
Byłem u mojego znajomego, byłem winny mu przysługę i musiałem mu
coś dostarczyć. – Skłamał gładko Harry, wciąż będąc w
lekkim szoku na widok Malfoy’a bez kpiącego, protekcjonalnego
uśmiechu na twarzy. – Wybacz, że wcześniej nie zareagowałem na
twoje wołanie w aptece, ale naprawdę wtedy bardzo się śpieszyłem.
Zresztą niepotrzebnie straciłem czas w tej aptece, bo sprzedawca i
tak nie mógł mi pomóc … – Harry westchnął, robiąc zasmuconą
minę, powoli zarzucając swoje sidła. Blondyn wyraźnie się
zaciekawił:
-
Czego dokładnie szukałeś? Może mógłbym ci jakoś pomóc?
Widzisz mój ojciec ... – Malfoy zaczął mówić, ale kiedy tylko
wspomniał ojca, natychmiast umilkł. Przez ułamek sekundy Harry
zauważył dziwną emocję na twarzy Ślizgona, która jak szybko się
pojawiła, tak szybko zniknęła. Gryfon postanowił jednak
zignorować sprawę nie drążąc tematu, bo widać było, że
blondyn czuł się z tym niekomfortowo. Chcąc oderwać Draco od
niemiłych myśli i zarazem powrócić do głównego tematu, Harry
wspomniał:
-
Poszukiwałem sproszkowanego rogu buchorożca. Niestety, dziś
szczęście wyjątkowo mi nie dopisuje, praktycznie nic nie udało mi
się załatwić i będę musiał pewnie poczekać na następną
dostawę, choć nie mam pojęcia ile może to zająć. – Harry
celowo zawiesił głos i udał zamyślenie, po czym zamruczał
bardziej do siebie. - Mogłem w sumie zapytać tamtego aptekarza ...
– Gryfon znów umilkł, a blondyn drgnął lekko w widoczny sposób
walcząc ze sobą, po czym stwierdził:
-
Może to nie do końca twój pechowy dzień ... Widzisz, ja mam ten
składnik, którego potrzebujesz ... – Harry widział wahanie w
oczach Ślizgona i wiedział już, że na odkupieniu składnika się
nie skończy. Postanowił uprzedzić fakty, by przyspieszyć
wydarzenia i zdążyć dotrzeć do wieży Gryffindoru przed innymi po
to, żeby wrócić do wyglądu Harry’ego Pottera:
-
Oprócz pieniędzy, czegoś jeszcze chcesz w zamian? – Blondyn
lekko uniósł brwi w zaskoczeniu, ale szybko się opanował i dość
niepewnie odpowiedział:
-
Tak, chcę w następną sobotę spotkać się z tobą ponownie i tym
razem chciałbym byśmy spędzili więcej czasu razem ... –
Ostatnie słowa Draco powiedział niemal szeptem czym zdumiał
Gryfona, który przecież znał go doskonale. Harry zauważył nawet
niewielki rumieniec na twarzy Ślizgona i przypomniały mu się słowa
Williama. Szybko odegnał je jednak z myśli nie bardzo wiedząc, czy
to może być prawda. Postanowił obserwować dalszy rozwój
sytuacji:
-
Zgoda. Gdzie chcesz się spotkać?
-
W Trzech Miotłach o osiemnastej. Może być? – Powiedział Malfoy
podając Harry’emu małą paczuszkę z poszukiwanym przez niego
składnikiem.
-
Oczywiście, nie mogę się doczekać Draco. – Gryfon zaryzykował
nazwaniem chłopaka po imieniu odbierając jednocześnie poszukiwany
proszek, który schował do kieszeni płaszcza. Chwycił później za
sakiewkę w torbie, zamierzając oddać blondynowi galeony, ten
jednak w tym momencie przebiegle się uśmiechnął i oświadczył:
-
Oddaj mi w przyszłym tygodniu! – Po czym nie czekając już na
reakcję Harry’ego szybko odwrócił się i odszedł:
„...
Jakie to Ślizgońskie ...” pomyślał Gryfon, kiwając głową w
niemym potwierdzeniu. Nie miał tu już nic do roboty, więc po
chwili ruszył w drogę powrotną do Miodowego Królestwa, kupując
przy okazji kilka łakoci.
Z
ledwością udało mu się zdążyć przed powrotem uczniów z jego
domu do zamku. W ostatniej chwili wyrobił się z przebraniem. Kiedy
jednak już wrócili, brązowooki Harry siedział w dormitorium
otoczony książkami i udawał, że je czyta. Wyczuł nieprzyjemne
spojrzenia współlokatorów, ale nie dał nic po sobie poznać. Po
pewnym czasie ziewnął na pokaz, zasunął kotary łóżka i udał,
że poszedł już spać. Chciał jeszcze dzisiaj wybrać się do
biblioteki i odwiedzić Agresję, jednak Ron z Deanem pokrzyżowali
mu trochę plany, bo grali do późnej nocy w eksplodującego durnia.
Kiedy wreszcie się położyli, Harry mógł pomyśleć … zapatrzał
się w księżyc oraz gwiazdy widoczne za oknem. Nie wiedział kiedy
zasnął …
Śnił
...
Był
w nieznanym sobie miejscu i zdecydowanie mu się to nie podobało.
Miał bardzo złe przeczucia. Kiedy zobaczył kroczącego w swoją
stronę Voldemorta, poczuł nerwowy skurcz żołądka. Nawet gdy
Czarny Pan przeszedł przez niego, jak to bywa w snach, uczucie supła
w żołądku wciąż pozostało. Gdy po dłuższej chwili Harry
doszedł do siebie zauważył, że był już kiedyś, w innym śnie w
tym samym, albo w bardzo podobnym budynku. Uświadomił też sobie,
że gdyby mógł, zrobiłby wszystko, by jak najszybciej się
obudzić. Nie chciał ponownie oglądać tego, co mogło się tu
wydarzyć. Jego najgorsze obawy zaczęły się potwierdzać w
momencie, kiedy zauważył przykutych do ściany trzech mężczyzn.
Harry wszystkimi możliwymi sposobami próbował jak najszybciej się
wydostać z tego snu, a raczej koszmaru, ale niestety … jak
zazwyczaj nie bardzo mu to wychodziło. Był zmuszony tkwić tu i
obserwować. Uwięzieni mężczyźni oddychali nierówno jakby każdy
wdech powietrza sprawiał im ból. Obserwujący całą scenę chłopak
zauważył również z przerażeniem, że właściwie każdy z nich
został już w jakiś sposób okaleczony. Harry poczuł jak robi mu
się słabo na ten widok i szybko odwrócił wzrok od nieszczęśników,
starając się skupić na wrogu, który z uśmiechem obserwował
swoich więźniów. Przez myśl Gryfona przemknęło pytanie: „ …
Jak można być tak popapranym, by męczenie innych i wyszukane
tortury mogły sprawiać jakąkolwiek przyjemność …” Voldemort
był zdecydowanie szaleńcem, to nie ulegało wątpliwości.
Natomiast nasuwało się również inne jeszcze pytanie, dlaczego tak
wielu potężnych czarodziejów podąża za nim? Pytanie to zadał
sobie Harry obserwując stojących w pewnym, podyktowanym strachem, a
może i szacunkiem, oddaleniu od swego pana i jego ofiar,
przynajmniej kilkunastu śmierciożerców. Jeden nich w pewnym
momencie wyszedł z szeregu i klękając przed Voldemortem rzekł:
-
Panie mój, znaleźliśmy to o co prosiłeś, jednak jaskinie chronią
potężne zaklęcia obronne, których żaden z nas nie potrafił
ominąć ... Ta magia jest jakaś dziwna ... Jeden z naszych ludzi
mówił, że widział jakiś cień w środku, który bardzo szybko
zniknął, choć równie dobrze mogła to być tylko gra świateł
... Czy życzysz sobie coś jeszcze? – Śmierciożerca skłonił
nisko głowę czekając na odpowiedź.
Czarny
Pan zdawał się rozmyślać nad słowami sługi. Cisza przeciągała
się, a kiedy w końcu, jak zauważył Harry, Voldemort już
otwierał usta, żeby odpowiedzieć, przerwał mu jęk jednego z
wiszących przy ścianie więźniów.
-
Avada Kedavra!
- Wykrzyknął błyskawicznie Voldemort, po swojemu rozprawiając się
z przeszkadzającym i Harry patrzył bezsilnie jak bardzo znajoma,
zielona smuga światła, uderza w swój cel - Zabrać go! - Krótkim
rozkazem czarnoksiężnik rozporządził niepotrzebnym mu już
martwym ciałem i skupił całą swoją uwagę na dwu pozostałych
więźniach.
Harry
także im się przyjrzał, w końcu niewiele więcej mógł zrobić.
Mieli puste, zrezygnowane spojrzenia, bez woli walki. I właściwie
nie dziwił im się. Pomyślał nawet, że najlepiej z całej trójki
miał ten, który oberwał Avadą. Jego cierpienie już się
zakończyło.
-
Dołohow, oddaję tę dwójkę w twoje ręce ... Mam nadzieję, że
ubarwisz mi dzisiejszą noc ich krzykami. – Dobiegło od strony
Voldemort'a polecenie, a Harry wzdrygnął się na myśl o tym, co za
chwilę będzie się działo. Nie chciał tego widzieć, ani słyszeć,
ale oczywiście nie miał tu nic do gadania. Tkwił w tym przeklętym
koszmarze czy tego chciał, czy też nie. Westchnął ciężko i z
niemałą obawą obserwował jak śmierciożerca nazwany Dołochow'em,
który wcześniej klęczał, podchodzi nonszalancko w stronę
więźniów z widocznym szaleństwem na twarzy. Obydwaj
więźniowie
poruszyli się niespokojnie na widok oprawcy, a ten rozpoczął
swobodną przemowę z uśmiechem.
-
Wiecie ... zawsze chciałem zabawić się w magomedyka ... Jestem
bardzo ciekaw jakie są możliwości waszych ciał. Zastanawia mnie
też, bez ilu narządów wewnętrznych jest w stanie przeżyć mag?
Czy można oszukać mózg, wbijając w odpowiednie miejsce głęboko
igłę? Ohh...! Chcę się już tego wszystkiego dowiedzieć! I mam
nadzieję, że dzięki wam, dowiem się tego dzisiaj. - Dołohow
zachichotał szaleńczo, a Harry skrzywił się z obrzydzenia na myśl
o tym, co ten wariat chce zrobić z więźniami. Nie chciał tego
widzieć, ani słyszeć, ani czuć. Nie chciał, ale oczywiście
musiał … Tymczasem śmierciożerca podszedł do stojącego opodal
stołu z wyłożonymi rozmaitymi przedmiotami i wziął ostry nóż
oraz kilka innych nieznanych Harry'emu rzeczy, po czym wrócił do
wiszących nieszczęśników, kontynuując niby przyjazną przemowę.
- Szkoda na was mojej magii ... A mój Pan chce zobaczyć wspaniałe
przedstawianie ... - Lekki ukłon w stronę Voldemorta miał zapewne
podkreślić słowa, ale w oczach Harry'ego wypadł jakoś
groteskowo. Oprawca z wprawą rzeźnika ujął odpowiednio nóż i
zrobił równe nacięcie przez całą klatkę piersiową najbliższego
więźnia. Trysnęła krew, ale Dołohow szybko uniósł różdżkę
i krew momentalnie przestała płynąć pod wpływem zaklęcia. - Nie
możesz mi się wykrwawić przyjacielu, przecież nie udał by mi się
wtedy eksperyment, a mój Pan nie miałby zabawy. No to kontynuujmy.
- Po tych słowach chwycił za ciało po obydwu brzegach rany i
pociągnął z całych sił rozrywając pierś nieszczęśnika aż do
kości i odkrywając po części wnętrzności. Przyjrzał się
swojemu dziełu i za pomocą magii pozbył się wiszących,
niepotrzebnych według niego, płatów skóry, odrzucając je na
ziemię.
Harry'ego
ten widok zmroził całkowicie. Zamknął oczy, by chociaż w ten
sposób po części odciąć się od okropieństw dziejących się
tuż obok. Niewiele to może i dało, ale przynajmniej nie widział …
za to niestety słyszał, a wyobraźnia podsuwała mu rozmaite
obrazy. Na czoło Harry'ego wystąpił zimny pot, ręce mu się
trzęsły, chciał stąd jak najszybciej uciec, być gdziekolwiek,
byle nie tu. Usłyszał mrożący krew w żyłach krzyk torturowanego
człowieka i poczuł się chory, bezsilny i bardzo, bardzo zmęczony.
Chciał się obudzić, próbował zmusić się do tego siłą woli,
chciał stąd odejść, ale koszmar zmuszał go do pozostania. Nie
panował nad tym. Mógł tylko tu stać, mimo buntu i uczestniczyć w
tym w czym nie chciał. Nie chciał widzieć, przynajmniej nie
widzieć … usilnie trzymał zaciśnięte powieki, ale nie był w
stanie odciąć się od odgłosów niestety … szczęk, czy brzęk
narzędzi, trzaski łamanych kości, obrzydliwe odgłosy plaśnięć,
mlaśnięć, odór krwi i innych płynów i okropne krzyki, jęki,
wrzaski, spazmatyczny oddech męczonego człowieka. „... Obudzić
się! Litości, chcę się obudzić! Muszę się obudzić! Obudź się
… obudź się …. obudź się ...” Harry powtarzał to w myślach
jak mantrę starając się za wszelką cenę odciąć od tego, co się
obok niego działo. Niestety, nie do końca mu się udało …
-
Mój Panie ... Czy wyrażasz chęć dokonania ostatniego ciosu na tym
zdrajcy krwi? - Po poprzednim rwetesie, względna cisza przerywana
ciężkimi oddechami i cichym rzężeniem i to spokojne pytanie
zaskoczyło Harry'ego na tyle, że odruchowo otworzył oczy
ogarniając wzrokiem scenerię. Niepotrzebnie … ślady krwi i nie
tylko, zakrwawiony strzęp człowieka podwieszony pod sufitem na
czymś, co do złudzenia przypominało jelito i znając umiejętności
Dołochow'a zapewne nim było, rozpięty na ścianie drugi więzień
z bólem i przerażeniem wypisanymi na twarzy wstrząsnęły
chłopakiem, który postarał się od tych straszliwych widoków jak
najszybciej odwrócić wzrok. Kontrastujący krzykliwie z tymi
obrazami widok zadowolenia i sadystycznego uśmieszku błąkającego
się po twarzy śmierciożercy a także rozluźniona, z leciutkim,
przerażającym uśmiechem twarz Voldemorta nie poprawiły Harry'emu
samopoczucia, a jedynie jeszcze bardziej nim wstrząsnęły. Wolał
jednak obserwację wroga, niż tego co pozostało z męczonych ludzi.
Uśmiech Voldemort'a stał się bardziej drapieżny. Czarny Pan
wskazał serce ofiary szepcząc inkantację. Serce wybuchło,
tryskając krwią zabitego w różnych kierunkach. Dla tego więźnia
było już po wszystkim, a Harry znowu desperacko zacisnął powieki.
Nie chciał, nie chciał oglądać niczego więcej, jego
puls przyspieszył, a serce
biło jak oszalałe, miał dość: „... Litości, chcę się
obudzić!
...” ta myśl, skierowana do kogoś … gdzieś … niespodziewanie
odniosła pożądany skutek. Harry poczuł jakby się dusił ... a
później poczuł straszliwy ból z tyłu głowy. Gwałtownie
otworzył oczy i rozejrzał się wokół siebie. Nareszcie … był
w swoim dormitorium ... to był koniec koszmaru ...
Ale
dlaczego wciąż czuł ból? Harry zamrugał intensywnie, żeby do
końca się wybudzić i ponownie się rozejrzał. Dopiero teraz zdał
sobie sprawę, że opiera się o ścianę, praktycznie przy niej
leżąc. Potem zauważył wymierzone w siebie różdżki swoich
domowników, w tym także Rona.
-
Hej, co się dzieje? - Zapytał, jednak żadna odpowiedź nie
nadeszła. Harry wzruszył na to ramionami i usiadł prosto. Czuł,
że coś, zapewne krew płynie mu po skroni. Dotknął tego miejsca.
To była rzeczywiście krew, a jej widok przywołał ponownie obrazy
niedawno widzianych tortur. To wystarczyło, by zwymiotował na samą
myśl o nich. Miał dość, musiał się umyć. Wstał i chwiejnym
krokiem udał się w stronę łazienki, nie zatrzymywany przez
nikogo.
Dotarł
tam po chwili i ciężko oparł się o lustro oddychając
spazmatycznie. Spojrzał w nie i widząc świeżą krew na głowie
odkręcił wodę, by ją zmyć. Zmoczył dłonie i przetarł nimi
ranę. Jednak widok krwi na rękach pogorszył jedynie jego stan.
Wyobraźnia zaczęła podsuwać mu znowu kolejne obrazy z sali tortur
i Harry mimo, że usilnie starał się zmywać krew z dłoni, wciąż
ją na nich widział. Zaczął coraz mocniej pocierać już
zaczerwienioną skórę, coraz intensywniej szorować ręce, aż
usłyszał za sobą okrzyk Rona:
-
Harry! Co ty wyprawiasz?! - Wstrząśnięty chłopak uniósł wzrok i
odpowiedział:
-
Ron ... Ta krew nie chce zejść ... Próbuję wszystkiego, ale ona
wciąż tam jest … - Ron zaskoczony spojrzał na ręce swojego
przyjaciela i zauważył, że ten rani sam siebie, drapiąc swoje
dłonie do krwi.
-
Przestań Harry! Ranisz się i krwawisz! - Krzyknął chwytając
Pottera za nadgarstki, by jeszcze bardziej nie pogorszyć jego stanu.
-
Nie ... To nie moja krew ... To krew tamtego powieszonego
czarodzieja! Byłem zbyt blisko ... Ciekła zaraz obok mnie ... Tamte
oczy ... patrzyły na mnie … – Harry wciąż pod wrażeniem
napierających na niego okropnych obrazów bełkotał w odpowiedzi,
starając się jakoś wyrazić to, co czuł:
-
Weź się w końcu w garść! – Ryknął Weasley, potrząsając nim
mocno i otrzeźwiając go momentalnie. Harry oprzytomniał, czując
jedynie obolałe ręce. Zaczęło go też dość niespodziewanie
opuszczać napięcie, oddech stopniowo się wyrównał, a wyobraźnia
nareszcie przestała szaleć.
-
Puść mnie Ron, już wszystko w porządku ... - Powiedział
spokojnie, zdecydowanie wyrywając ręce z mocnego uścisku drugiego
Gryfona.
-
Nie wygląda mi na to! Krzyczałeś jak opętany! Co się z tobą
ostatnio dzieje!
-
I dlatego, że krzyczałem musiałeś potraktować mnie zaklęciem?
Nie było lepszego sposobu? – Odwarknął Harry, nie spuszczając z
Rona wzroku.
-
To ... - Ron zamilkł na chwilę, wyraźnie szukając słów, po czym
podjął szeroko gestykulując: – Nie chciałem cię wtedy dotknąć
i dlatego pomyślałem ... - Nagle umilkł i po chwili wyraźnie
zakłopotany, niepewnie zapytał. - Skąd wiedziałeś, że to ja
rzuciłem zaklęcie?
-
Oh, nie wiedziałem, w sumie to zaryzykowałem to stwierdzenie, a ty
to potwierdziłeś. Taki mały podstęp, by dowiedzieć się prawdy.
Inni pewnie za bardzo się bali ... - Odparł Harry, gorzkim
uśmiechem kwitując zmieszanie na twarzy Ron'a.
-
Nie gniewaj się, po prostu nie byłem pewien co zrobić i
spanikowałem … - Ron próbował ratować sytuację, ale Harry nie
miał ochoty już wysłuchiwać jego mętnych tłumaczeń.
-
Nie ważne, wyjdź Ron ... - Widząc niepewne spojrzenie przyjaciela
dodał: – chcę wziąć prysznic.
-
Oh ... Tak masz rację, wybacz!
-
A co myślałeś, że zamierzam robić? - Pytanie Harry'ego pozostało
już jednak bez odpowiedzi, bo Ron zdążył opuścić łazienkę i
właśnie pospiesznie zamykał za sobą drzwi.
Chłopak
został wreszcie sam, rozebrał się powoli wycieńczony stresem i
wszedł pod zimny prysznic, próbując rozluźnić się i ochłonąć.
Oczywiście nie pomogło to na długo, bo nagle zdał sobie sprawę z
możliwych przyszłych konsekwencji tego koszmaru. Przeklęty
Voldemort, ze wszystkich nocy musiał wybrać akurat tą, kiedy
Harry zapomniał rzucić zaklęcie wyciszające … Nie miał za złe
Ron'owi, że go wybudził ze snu, nawet jeśli dokonał tego za
pomocą Expelliarmusa, ale przykro mu było, bo zdał sobie sprawę,
po raz kolejny zresztą, że nie ma co liczyć na przyjaciela.
Utwierdził się w przekonaniu, że Ron zdecydowanie nie stoi po jego
stronie. Spojrzał niepewnie na swoje dłonie, które wyglądały
dość niepokojąco ... Krwawe szramy i wyżłobienia, które sam
zrobił paznokciami myśląc, że była na nich krew ofiary
Voldemorta ... Będzie musiał udać się do pielęgniarki, miał
tylko nadzieję, że ta nie będzie zadawać niepotrzebnych pytań. W
rezultacie Harry spędził w łazience ponad godzinę, zastanawiając
się co powinien teraz zrobić. Nie było sensu prosić
współlokatorów, by zachowali w tajemnicy wydarzenia dzisiejszej
nocy. Prawdopodobnie już któryś z nich napisał do Proroka
Codziennego. Wzdychając lekko, wyszedł ze swojego odosobnienia,
czując baczne spojrzenia współdomowników. Odpowiedział
spojrzeniem, mierząc każdego z nich z osobna wzrokiem i już po
chwili żałował, że to zrobił. Widział w ich oczach strach,
niepewność, nienawiść oraz, co go zupełnie zaskoczyło, odrazę.
Gdy Ron zauważył, że mu się przygląda, natychmiast odwrócił
wzrok, a Harry zrobił to samo. Widział już wystarczająco dużo.
Harry
zrezygnował ze śniadania i poszedł do szkolnej pielęgniarki,
zastanawiając się jednocześnie co powinien jej powiedzieć. Trochę
się denerwował, ale wizyta była konieczna.
-
Co my tu mamy Potter? - Zapytała Pomfrey, kiedy go tylko zobaczyła.
-
Em ... mały wypadek proszę pani ... Czy dałoby się coś z tym
zrobić? - Zapytał, pokazując świeżo zasklepione rany na
dłoniach, przez chwilę widząc na nich świeżą krew, taką samą
jak w koszmarze. Udało mu się jednak opanować na tyle, że oprócz
bladości nie było innych skutków.
-
Wszystko w porządku? - Zapytała z troską Pomfrey, czujnie go
obserwująca. - Zbladłeś.
-
Nie lubię po prostu widoku krwi ... robi mi się od niej słabo. –
Wymamrotał Harry, starając się już nie patrzeć na rany.
-
Połóż się na chwilę, mimo wszystko nie chcę ryzykować, że mi
zemdlejesz, za minutkę wracam.
Zrobił
to o co go poprosiła, jednak wciąż był trochę spięty. W
ostateczności chyba jednak lepsze wieczory spędzał tutaj niż we
własnym dormitorium. Szkolna magomedyczka do tej pory nie zadała
żadnego niewygodnego pytania i miał nadzieję, że tak zostanie.
Jak się tak zastanowił, to doszedł do
wniosku, że ona nigdy nie zadawała żadnych pytań, jeśli
nie było to konieczne. Możliwe, że widziała
już tyle dziwnych przypadków, zwłaszcza po przyjściu bliźniaków
do szkoły, że przestała pytać?
-
Najpierw odkazimy rany, nakładając na nie maść, a następnie
wypijesz eliksir, który przyspieszy gojenie obrażeń. –
Powiedziała szkolna pielęgniarka zabierając się energicznie do
pracy.
„...
Świetnie, kolejna maść ...” przeszło przez myśl Harry'emu, gdy
jasnożółty i niemiło pachnący medykament znalazł się na jego
skórze. „... Czy one wszystkie muszą tak niemiłosiernie cuchnąć?
Ta od Hagrida nie była mniej śmierdząca, chociaż skuteczna jak
widać...” skomentował w duchu Gryfon efekty zapachowe nakładanej
maści. Kolejnym etapem leczenia było wypicie eliksiru i Harry
cieszył się, że jego ręce są w bandażach i nie widać żadnego
śladu wczorajszej przygody. Jednakże zdawał sobie sprawę, że na
każdą akcję jest reakcja i tylko kwestią czasu jest wypłynięcie
na światło dzienne tego nocnego zdarzenia.
Harry
wyszedł ze skrzydła szpitalnego i już po niezbyt długiej wędrówce
po korytarzach wiedział, że miał rację. Nie mógł nie zauważyć
spojrzeń innych uczniów, którzy nawet nie ukrywali swojego
zainteresowania, otwarcie gapiąc się na jego ręce. Nie chciał
nawet wiedzieć jak będzie w Wielkiej Sali i dlatego zawahał się
czy w ogóle warto tam iść czy może lepiej sobie odpuścić. Był
prawie pewien, że Ron opowiedział Hermionie zdarzenia ostatniej
nocy i naprawdę nie miał ochoty teraz z nią o tym rozmawiać, choć
wiedział, że ta rozmowa i tak go nie ominie. W ostateczności
postanowił przeczekać śniadanie i udał się w stronę klasy do
zaklęć, zajmując swoje miejsce.
-
Proszę, proszę kogo my tu mamy. Wielki Harry Potter bez obstawy
szlamy i Weasley'a? Gdzie się podziała twoja świta? - Usłyszał
za sobą irytujący głos Malfoy'a.
-
Tak się dziś po prostu złożyło. - Mruknął w odpowiedzi Harry,
rzucając okiem w stronę swego oponenta. - Ale, ale … widzę, że
mogę to samo powiedzieć o tobie, gdzie twoi goryle Malfoy? Ah ...
No tak ... Oni nigdy nie opuszczą żadnego posiłku nawet jeśli
zależałoby od tego twoje życie, to smutne nie uważasz? -
Zakończył trochę ironicznie wstając z zajmowanego miejsca.
-
I tu się mylisz bliznowaty, Slytherin zawsze trzyma się razem,
nieważne kto i jaką ma reputację. Aż żal patrzeć jakim jesteś
wyrzutkiem, odkąd cały Gryffindor się od ciebie odwrócił, po raz
kolejny w sumie. Szlama oraz Wieprzelej też raczej trzymają się na
uboczu niż z tobą ... Tylko, jak to tchórze, nie potrafią wybrać
strony, którą mogą, czy też mieliby poprzeć ... Choć nie
spodziewałem się, że Wielka Trójca ma tak słabe więzi. –
Delikatnie szydził Malfoy, ale jakoś bez zwykłej werwy.
Po
raz pierwszy Harry nie mógł zaprzeczyć słowom Ślizgona, wszystko
co ten powiedział było bolesną prawdą i to, że wygłosił to
właśnie przedstawiciel wrogiego domu było w tym wszystkim
najgorsze. Gryfon obserwował jak na twarz Malfoy'a wypływa uśmiech
triumfu, gdy jego, Harry'ego milczenie przeciągało się.
Zastanawiał się jakim cudem stojący przed nim Ślizgon był
wczoraj taki ... inny: wyrażający tyle emocji, uśmiechający się
przyjaźnie. „... Może gdybym nie odtrącił jego reki w pociągu
wszystko wyglądałoby inaczej? ...” pomyślał Gryfon zbierając
się do odpowiedzi:
-
Cóż Malfoy, ciężko byłoby się nie zgodzić z twoją opinią. –
Zdecydował się potwierdzić wcześniejsze słowa Ślizgona,
powodując chwilowe zaskoczenie na twarzy rozmówcy, po czym
spokojnie ponownie usiadł na swoje miejsce.
Przez
wszystkie lekcje, Harry musiał znosić troskliwe spojrzenie
Hermiony. Czasem nawet udawało mu się ją ignorować, jednak przed
transmutacją dosłownie przyszpiliła go do ściany więc dalsze
udawanie, że nic szczególnego się nie stało, przestało być
możliwe. Nie przewidział takiego ruchu ze strony dziewczyny i nie
przygotował zawczasu strategii, dlatego musiał improwizować. Na
początek podniósł ręce w wyrazie poddania i spojrzał na jej
wyczekujące oczy, czekając na jej ruch.
-
Ron opowiedział mi co się stało w nocy i chcę o tym z tobą
porozmawiać, nie możesz mnie wiecznie unikać obawiając się tej
rozmowy! - Szepnęła Hermiona błagalnie, a Harry z pewną obawą
zauważył, że jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Ron stojący
obok również patrzył na niego oczekująco.
-
To ... był po prostu zwykły koszmar. – Zaczął, starając się
na szybko wymyślić odpowiednie kłamstwo. – Śniło mi się
zdarzenie z ostatniego zadania w Turnieju Trójmagicznym, śmierć
Cedrika i ponowne odrodzenie ... jego. – Wykrztusił łamiącym się
głosem ostatnie słowo.
-
Czy to się już wcześniej zdarzało? - Zapytała Hermiona,
podchodząc bliżej do niego.
-
Jedynie podczas wakacji, gdy wspomnienie było wciąż jeszcze bardzo
świeże ... Jednak po wakacjach wszystko było w porządku do
wczoraj. Myślę, że chyba zacząłem o tym więcej myśleć odkąd
Skeeter oskarża mnie, że to ja zabiłem Diggory'ego i dlatego
ponownie miałem ten koszmar. – Zakończył Harry smutnym tonem,
nie patrząc im w oczy i gapiąc się uparcie na podłogę. Miał
nadzieję, że to wystarczy. Dla niego ta wymówka była całkiem
rozsądna i gdyby nie chodziło o niego samego, uwierzył by w nią.
Nie podnosił oczu, więc nie mógł z min przyjaciół wywnioskować
werdyktu. Odetchnął jednak z ulgą, gdy poczuł jak Hermiona go
przytula. Wyraźnie ten etap miał już poza sobą.
-
Wszystko się w końcu ułoży ... Świat odkryje, że Sam-Wiesz-Kto
odrodził się, że od początku mówiłeś prawdę ... Potrzeba po
prostu trochę czasu ... – Pocieszała go Gryfonka, wciąż
obejmując. W końcu jednak odsunęła się, ku skrywanej uldze
Harry'ego i pociągnęła ich obu, wraz z Ron'em na lekcję.
Po
zajęciach Harry udał się na poszukiwania pogrebina. Zaczął
systematycznie, od okolic domu Hagrida, odmawiając przy okazji
grzecznie Hagridowi, który próbował zaprosić go na herbatę.
Szukał dalej idąc wzdłuż Zakazanego Lasu. Powoli zaczynała
kończyć mu się cierpliwość, chociaż uparł się i zmuszał do
systematyczności.. Zmacał już chyba z dwa tuziny kamieni, które
okazały się niestety tylko kamieniami. Pogrebina jak dotąd żadnego
nie znalazł. Westchnął zniecierpliwiony prostując się na moment.
Po chwili sięgnął po raz któryś z kolei po kartkę z przepisem,
otrzymaną od Agresji. Nic się na niej nie zmieniło … wśród
składników wyraźnie tkwił włos pogrebina. Nie ulegało więc
wątpliwości, że potrzebuje włosa tego stworzenia. Westchnął
chowając kartkę i powracając do swojego dotychczasowego zajęcia.
W swojej niezbyt szybkiej wędrówce podszedł w pewnym momencie do
skał, bardzo podobnych go głowy stworzenia którego szukał.
Niestety, jak dotąd nie sprzyjało mu szczęście. Zrezygnowany
usiadł na trawie, wpatrując się w niebo, które było dziś
wyjątkowo jasne i całkowicie bezchmurne. Próbował się odprężyć,
jednak koszmar, który niedawno go dotknął, jakby tylko czekał na
chwilkę rozluźnienia, by się przypomnieć. Powtarzało się to
właściwie za każdym razem gdy nie zajmował niczym innym swoich
myśli. Dlatego nie był zdziwiony, dlatego też właśnie bał się
kolejnej nocy, nie chciał już widzieć więcej tortur, śmierci.
Ani takich okropności jak dotąd, ani innych, może nawet
straszniejszych, żadnych, nie chciał widzieć żadnych więcej..
Poczuł, że na myśl o koszmarach ponownie zbiera mu się na wymioty
i zapobiegawczo wziął parę głębokich, uspokajających oddechów.
Po chwili wydawało mu się, że wszystko wróciło do normy,
zdecydował się więc wstać. Najwyraźniej nie był to dobry
pomysł. Zakręciło mi się w głowie na tyle silnie, że upadł,
starając się równocześnie jakoś zamortyzować upadek. Klapnął
na ziemię i niespodziewanie poczuł nagły ból w przedramieniu,
którzy nieznacznie go otrzeźwił. „... Czyżbym coś złamał?
...” pomyślał zaskoczony i spojrzał trochę półprzytomnie na
rękę. Nie, ręki nie złamał na szczęście, za to
wyraźnie coś z niej zwisało,
jakby linka. Harry potrząsnął głową z niedowierzaniem, trzeba
mieć jego szczęście, żeby upadając trafić na … nie, no
oczywiście nie na żadną linkę, ale na węża. Potrząsnął
ponownie głową, tym razem w celu orzeźwienia i zabrał się do
prób odczepienia stworzenia od ręki. Nie szło mu zbyt dobrze, więc
po chwili zrezygnował z bezowocnych prób i już trochę zły
odezwał się do zwierzęcia:
-
Nie chcę cię zranić, więc odczep się już!
- Słowa Harry'ego,
niespodziewanie dla niego samego odniosły skutek. Wąż puścił
jego rękę i opadł na trawę. Zamiast jednak uciekać, zatrzymał
się naprzeciw i nie spuszczał oka z chłopaka.
-
Wężousty? Nie spodziewałam się, że jakiś jeszcze żyje ... -
Wąż
zasyczał w odpowiedzi, a Harry szeroko otworzył oczy w zdumieniu:
-
O czym ty mówisz? -
Zapytał, równocześnie
konstatując, że rozmawia z wężem. To nie było normalne. Rozumiał
co wąż syczy, a wąż wyraźnie rozumiał jego jakimś sposobem.
Rozumiał i odpowiadał … w tym momencie Harry przypomniał sobie
wydarzenie z dzieciństwa, kiedy rozmawiał przecież z wielkim
pytonem. Jakoś wtedy wydawało mu się to oczywiste, ale był małym
dzieckiem. Teraz już dzieckiem nie jest, ale zdaje się, że nad tym
dziwem będzie musiał przejść do porządku dziennego, bo z wężem
rozmawia i już.
-
Wężouści, to czarodzieje potrafiący posługiwać się naszą mową
... My, węże, zawsze podlegaliśmy takim jak ty.
-
To znaczy że niewiele osób potrafi rozmawiać z wami?-
Po
chwili zastanowienia, a nawet wahania, chłopak postanowił
kontynuować tę rozmowę.
-
Tylko wybrańcy posługują się naszą mową, jesteś wyjątkowy …
Obawiam się również, że możesz być ostatnim, który posiada
więź z nami.
Gryfon
w ciszy przetrawiał te zaskakujące informacje, myśląc
intensywnie. Nagły ból głowy go zaskoczył i z jękiem chwycił
się za głowę. Przez myśl przemknęły mu z zawrotną szybkością
obrazy. Widział siebie i Malfoy'a podczas pojedynku i węża
naprzeciwko siebie … i Justin'a z przerażoną miną … Po chwili
ten obraz rozmył się ukazując inny. Krwawe napisy na ścianie
szkoły … Nim zdążył je odczytać, nastąpiło ponowne rozmycie
obrazu i tym razem zobaczył dziwne miejsce ... oświetlone zieloną
poświatą, wielkie kolumny, które oplatały węże oraz olbrzymi
posąg jakiegoś mężczyzny ... Obrazy jak nagle się pojawiły, tak
samo nagle zniknęły, pozostawiając Gryfona w szoku z kołatającym
mu się po głowie pytaniem: „.... Co to do cholery było? ...”
-
Czy wszyssstko w porządku?
- Zasyczał
wyraźnie zaniepokojony wąż.
-
Co? Ah ... tak ... chyba tak ...Czy wiesz może ...-
Jego słowa przerwał okrzyk w oddali:
-
Harry! Wszędzie cię szukaliśmy! - „... No, to koniec rozmowy...”
pomyślał Harry, obserwując nadbiegających Rona i Hermionę, byli
już niedaleko i tym razem wołał do niego Ron:
-
Stary, martwiliśmy się! Tak nagle zniknąłeś po lekcjach,
Hermiona zaczęła już podejrzewać, że mogłeś coś sobie zrobić
i ... - Ron przerwał nagle i z zaskoczeniem spojrzał w bok. - ...
Auć! To bolało ... - Tym razem krzyknął z wyraźnym wyrzutem w
stronę Hermiony, która właśnie wbijała mu łokieć w żebra.
-
Spokojnie ... Nigdy nie planowałem samobójstwa, poza tym szukałem
pogrebina, chciałem mu się bliżej przyjrzeć. – Odparł
pojednawczo Harry, wzruszając ramionami.
-
Pogrebina? Przecież one są strasznie nudne, poza tym są chyba
gorsze niż nasze gnomy w ogrodzie. – Skwitował ze zdumieniem Ron.
-
To, że ciebie nie interesują nie znaczy, że Harry musi mieć takie
same poglądy. – Skarciła go Hermiona, zwracając się następnie
z zaciekawieniem do Harry'ego: – I jak idą poszukiwania?
-
Beznadziejnie, do tej pory nie widziałam żadnego, ale znalazłem
coś równie ciekawego. – Harry wstał, biorąc na rękę węża i
pokazując go swoim przyjaciołom, równocześnie starając się
zignorować narastający ból głowy.
-
Jak masz na imię? -
Zapytał trzymane przez siebie stworzenie.
-
Sssyl –
Wysyczał wąż w
odpowiedzi
-
Tak więc, to jest Syl! - Pokazał im węża uśmiechając się przy
tym szeroko. – Możecie uwierzyć, albo i nie, ale ja rozumiem co
ten wąż do mnie mówi. To niesamowite! Powiedział również że
... Hej, co się stało? Macie jakieś dziwne miny ... - Dopiero
teraz Harry zauważył przerażone spojrzenia swoich przyjaciół,
którzy po chwili niepewnie spojrzeli na siebie, a potem ponownie na
niego.
-
Harry ... czy wcześniej już rozmawiałeś z wężami? - Ciszę
przerwała Hermiona, starając się jak zwykle znaleźć w każdych
okolicznościach jakiś sens.
-
Co? Ah ... no tak, kiedyś napuściłem na kuzyna wielkiego pytona w
zoo.
-
Tylko to Harry? Nie było niczego więcej? - Naciskała, nieco
zaskakując tym Harry'ego, spodziewał się pytań, ale raczej nie
takiego pokroju. Dlatego postanowił zaprzeczyć.
-
Nie ... niczego takiego sobie nie przypominam ... - Ulga na twarzach
przyjaciół przekonała go, że dokonał właściwego wyboru.
-
Harry, posłuchaj, nigdy więcej nie rozmawiaj z wężami, może to
spowodować jeszcze więcej nieprzyjemnych plotek na twój temat. –
Ostrzegła go Hermiona, patrząc z niechęcią na gada.
-
Dlaczego? - Spytał Harry zaskoczony, nieświadomie przyciskając
bliżej siebie niewielkiego węża.
-
Tylko mroczni czarodzieje potrafili posługiwać się mową węży
Harry ... Jeśli wyjdzie na jaw, że ty również to potrafisz,
będziemy mieli jeszcze większe kłopoty niż teraz ... - Tłumaczyła
dziewczyna, próbując wytłumaczyć swój punkt widzenia.
-
Chyba masz rację ... - Przyznał niechętnie, odstawiając węża na
nasłonecznioną kępkę trawy i podejmując błyskawiczną decyzję:
– Syl,
będziesz mieć coś przeciwko jeśli przyjdę cię jutro odwiedzić?
- Skoro nie rozumieli
wężomowy to spokojnie mógł to ustalić. Postanowił też, że w
przyszłości będzie rozmawiać z wężami w ukryciu, bez wiedzy
Rona, Hermiony i wszystkich innych.
-
Będę zaszczycona. – Syknął
wąż lekko zniżając łepek w potwierdzeniu, ujawniając
równocześnie Harry'emu swoją płeć.
-
Harry przestań! To naprawdę przerażające. – Jęknął Ron
pociągając go za ramię.
-
Tylko się pożegnałem. Wypadało przecież, w końcu gdyby nie ona
w życiu bym nie podejrzewał, że jestem wężoustym. – Wyjaśnił
Ron'owi ponownie wstając i otrzepując lekko kolana z trawy. - To
chodźmy!
-
Może odwiedzimy Hagrida? Dawno tego nie robiliśmy razem. –
Zaproponowała Gryfonka.
-
Jasne, na pewno się ucieszy. – Poparł pomysł Ron, a Harry tylko
mu przytaknął.
-
W takim razie idźcie przodem, muszę jeszcze porozmawiać z Hanną,
powinna być gdzieś w okolicy. – Powiedziała Gryfonka popychając
ich lekko w stronę domu półolbrzyma. Chłopcy tylko wzruszyli
ramionami i poszli dalej. Kiedy byli już wystarczająco daleko,
dziewczyna odwróciła się wypatrując węża, z którym wcześniej
rozmawiał Harry. Zauważyła go wśród trawy, niedaleko i ruszyła
w tamtym kierunku zdecydowanym krokiem.
U
Hagrida, Harry pałaszował zaproponowane przez gospodarza klopsiki.
Hermiona, która dotarła nieco później, a także Ron, grzecznie
odmówili poczęstunku, znając kuchnię gajowego. Co chwilę jednak
zerkali na Harry'ego z niedowierzaniem, obserwując jak z wolna
kończył swoją porcję.
-
Psst! Harry, wszystko z tobą w porządku? - Szepnął po chwili Ron,
korzystając z okazji, że półolbrzym odwrócił się i zajął
gaszeniem ognia w kominku.
-
W jak najlepszym. Hagridzie, czy mógłbym poprosić o dokładkę? -
Prośba ta została przyjęta przez przyjaciół Harry'ego niemal z
osłupieniem.
-
Oczywiście Harry! Bardzo mi schlebia, że tak ci smakuje moje danie.
– Odparł rozpromieniony gajowy, stawiając przed nim jeszcze
większą niż poprzednio porcję.
Podczas
zjadania kolejnej porcji „twórczości” Hagrida, Harry rozmyślał,
dyskretnie obserwując zachowanie Rona i Hermiony: „... Może to i
trochę dziwne, że zjadłem to co podawał Hagrid, ale przecież
widzieli co się działo podczas posiłków. Choćby dlatego nie
powinno ich dziwić, że jestem głodny, a tu przynajmniej w spokoju
mogę zjeść ...”. Harry przyjrzał się przyjaciołom otwarcie i
spochmurniał. Miał przeczucie, że coś przed nim ukrywają, nie
wiedział jednak co to było. Ostatnie trzy tygodnie obserwacji
przekonało go jednak, że jak dotąd wielu rzeczy w nich nie
dostrzegał, a może i nie chciał widzieć. To była smutna
rzeczywistość … odkrycie nieprzyjemnych cech we własnych
przyjaciołach. Zupełnie niespodziewanie, mimo niewesołych myśli,
Harry poczuł, że poprawia mu się humor. Skupił się na sobie i
stwierdził, że ból głowy znacznie się zmniejszył. Co prawda
wciąż zastanawiało go czym były obrazy nagle pojawiające się w
jego głowie tam, podczas rozmowy z wężem, ale nad tym postanowił
pomyśleć później, może nawet jutro. Zdecydował także, że
dowie się więcej o wężoustych. Musi, w końcu sam jest jednym z
nich, no i porozmawia z wężem. Miło będzie zamienić słowo z
kimś, kto nie będzie na niego patrzył jak na szaleńca czy tez
potencjalnego mordercę. Wszystkie decyzje podjął zanim skończył
drugą porcję hagridowych klopsików.
Podczas
kolacji, tak jak się spodziewał, pod obstrzałem licznych spojrzeń
nie był w stanie niczego zjeść. Nie to, żeby był głodny, po
obfitym posiłku w domu Hagrida, ale fakt był faktem. Sytuację
jeszcze pogorszyło nowe wydanie Proroka Codziennego, gdzie jak
oczekiwał zresztą Harry, zostało opisane w typowym dla tej gazety
tonie, zdarzenie poprzedniej nocy. Wyczyn Rona urósł w artykule
niebywale i został okrzyknięty „bohaterskim”, ponieważ, jak
pisano, uratował wszystkich przed „szaleństwem Pottera”. Harry
po przeczytaniu tego steku bzdur, starał się zachowywać jak
zwykle. Usilnie także starał się ignorować durną, zadowoloną
minę Rona, gdy inni Gryfoni podchodzili do rudzielca i poklepywali
go z uznaniem po plecach. Ciężko było Harry'emu przebywać w tym
całym radosnym z abstrakcyjnego powodu towarzystwie, czuł się
przytłoczony ... jednak wciąż robił dobrą minę do złej gry.
Czyli w tym wypadku siedział przy stole, odsunięty od innych i
patrzył z obrzydzeniem na swoją kolację, w której znajdował się
tym razem, dzięki czyjejś „uprzejmości”, wielki robal. W tym
momencie był ogromnie wdzięczny Hagridowi. że tak porządnie go
nakarmił. Może nie był to zbyt smaczny posiłek, ale z całą
pewnością sycący. W końcu zdecydowanym ruchem odsunął swój
talerz i skierował się do wyjścia, nie zauważając podłożonej
przez kogoś nogi, przez co runął jak długi, słysząc chichoty ze
strony uczniów. Wstał i nie patrząc nawet na nich wyszedł jakby
nic się nie stało.
Udał
się do biblioteki, żeby w spokoju odrobić pracę domową. Ostatnio
miał sporo czasu i zwyczajnie dzięki nudzie był na bieżąco ze
wszystkimi zadaniami. Nie wychodził nigdzie z Gryfonami więc
odpadał czas, który zajęłyby wszelkie eskapady, zabawy czy gry z
innymi. Plus był taki, że trochę podciągnął się z ocenami.
Miał też czas na poszerzanie, czy pogłębianie wiedzy …
oczywiście tej, która go interesowała. Aktualne lekcje zrobił w
miarę szybko. Po skończeniu zadania z eliksirów, które zostawił
sobie na koniec, zaczął błądzić myślami wokół ostatnich
zdarzeń. Stwierdził, że powoli zaczyna się gubić w licznych
kłamstwach które go otaczały i które sam tworzył. Ostatnią
szczerą rozmowę przeprowadził o dziwo z Malfoy'em. To była
całkiem przyjemna rozmowa, przynajmniej wiedział czego mógł się
po Ślizgonie spodziewać. „... Ciekawe jakby wyglądało teraz
moje życie w Slytherinie. Przecież, gdybym nie kwestionował wyboru
tiary przydziału to tam bym wylądował. Jak wyglądałyby wtedy
moje relacje z Draco? Zachowywałby się tak samo jak przy Arenie?
Jak traktowali by mnie ludzie gdybym był kimś innym niż Harry
Potter'em, który jako niemowlę pokonał mrocznego czarodzieja? ...”
zastanawiał się przez chwilę nad tym wszystkim. Widział jedynie,
że w domu węża panuje jakaś dziwna hierarchia, ale nigdy nie
zauważył, żeby ktokolwiek był wykluczony. Wiedział jedno, jego
życie wyglądałoby zdecydowanie inaczej niż teraz. Westchnął
ciężko i skarcił się w myślach za roztrząsanie nieistotnych na
tę chwilę kwestii. Spojrzał w kierunku Zakazanego Działu. To są
istotne problemy nad którymi warto się zastanowić. Przecież
jeszcze nie wymyślił jak można wydostać stąd Agresję, choć był
pewien, że musi być jakieś zaklęcie , które to umożliwia ...
Tym razem będzie musiał chyba spędzić trochę więcej czasu w
Zakazanym Dziale, by to odkryć. Jak przypuszczał, tym razem raczej
nie mógł liczyć na łut szczęścia tak jak w przypadku dziennika
... To podsunęło mu myśl:
-
Dziennik! - Krzyknął nagle zaskakując sam siebie i zwracając na
siebie uwagę dwóch trzeciorocznych Puchonów, którzy spojrzeli ze
strachem i szybko wrócili do swoich książek.
Harry
westchnął na tą reakcję z pewnym zniecierpliwieniem, często
zdarzało się bowiem, że młodsi uczniowie traktowali go niczym
potwora. Drażniło go to, ale … Wzruszył w rezultacie ramionami
na te myśli, bo nie było to na ten moment ważne. Ważniejszy był
pomysł. Wyciągnął dziennik z torby czując na palcach przyjemne
mrowienie, gdy tylko go dotknął. Uśmiechnął się delikatnie na
tą szczyptę magii, którą poczuł ... Było w niej coś
pokrzepiającego, a zarazem bardzo znajomego. Uchylił tomik
delikatnie, by sprawdzić czy ponownie ujrzy oślepiające światło,
jednak tym razem go nie było, więc otworzył książkę szerzej.
Kiedy tylko to zrobił, na pustej stronie zaczęły pojawiać się
słowa:
Już
dawno nie byłem tak zaintrygowany, jak
w chwili, kiedy przeczytałem twoją wiadomość.
Cieszy
mnie twoja postawa choć przyznam, że odkąd zauważyłem zniknięcie
dziennika
niecierpliwiłem się czekając na odpowiedź. Powiedz, jak udało ci
się
odgadnąć że dziennik był zapieczętowany magią krwi? Jestem tym
naprawdę zaciekawiony zwłaszcza, że odczytałem wiadomość późną
nocą. Czy zdajesz sobie
sprawę
co oznacza odnalezienie skrytki i odczytanie mojej wiadomości?
„...
Świetnie, kolejne zagadki ...” przemknęło przez myśl Harry'ego,
kiedy odczytał wiadomość. Nie zamierzał rezygnować z dalszych
wysiłków, a nieznajomy widocznie nie chciał mu tej pracy ułatwiać.
„... no nic, dam radę prędzej, czy później ... Co William
opowiadał o magii krwi podczas naszego spotkania? Zaraz … magia
krwi wymagała połączenia magicznej sygnatury oraz rdzenia, by
powstała aura ... Krew musi być dobrowolnie oddana ... Czy moja
krew była dobrowolnie oddana? W końcu tylko spadła i nie
zastanawiałem się nad tym, więc chyba można to zaliczyć jako
dobrowolne oddanie ...? By otworzyć księgi brata Williama,
musiałbym mieć taką samą sygnaturę i rdzeń ... jednak ponoć
każdy posiada niepowtarzalną magię chyba że ...” Co to było?
Zapomniał jakoś, a był pewien, że William o czymś jeszcze mówił
tylko co to było ... Coś mu zdecydowanie umknęło i wiedział, że
to coś było kluczem. Jednak im bardziej starał się o tym myśleć,
tym większą pustkę w głowie odczuwał. Z zadumy wyrwał go głos
pani Pince:
-
Za chwilę zamykam bibliotekę. – Z tym faktem nie było co
dyskutować i Harry szybko schował swoje rzeczy. Wyszedł z
pomieszczenia kierując się w stronę Wieży Gryffindoru.
Po
przejściu przez obraz Grubej Damy zorientował się, że w pokoju
wspólnym trwa impreza, w której centrum rezydował Ron trzymając
szklankę, bynajmniej nie pustą i śmiejąc się wraz z innymi
Gryfonami. Kiedy zauważyli Harry'ego zapanowała chwilowa pauza, po
czym większość go zignorowała i bawiła się dalej. Harry
wypatrzył również Hermionę. Zresztą nie było to trudne, bo
właśnie szła w jego kierunku. Pokazał jej gestem, by ruszyła
wraz z nim do jego dormitorium, licząc na ciszę i jakiekolwiek
warunki do spokojnej rozmowy. W dormitorium Harry opadł na łóżko
w wyrazie zmęczenia i na moment przymknął oczy. Poczuł jak z
jednej strony jego łóżko ugina się delikatnie, więc odwrócił
się na plecy i spojrzał na Hermionę czekając na to co dziewczyna
powie:
-
Nie bądź zły na Rona, trochę mu odbiło kiedy znalazł się w
samym centrum uwagi. – Zaczęła.
-
Cóż, ma tyle rodzeństwa, że nie dziwię mu się, choć wolałbym,
żeby nie odbywało się to moim kosztem. – Stwierdził gorzko
Harry.
-
Jestem pewna, że jutro cię przeprosi. Wiesz, że w niektórych
kwestiach potrzebuje czasu, by sobie przemyśleć to i owo ... -
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie, co jednak nie poprawiło
Harry'emu humoru. Postanowił jednak zignorować przywary Rona i
zachował dla siebie cisnący mu się na usta komentarz. Tymczasem
Hermiona widocznie postanowiła zmienić temat, bo powiedziała: –
Twoje dłonie, wszystko z nimi w porządku?
-
Tak, w zasadzie powinienem już ściągnąć bandaże. – Harry
usiadł na łóżku i zaczął odwijać opatrunek z jednej ręki. Po
chwili powstrzymała go ręka dziewczyny, gdy spojrzał na nią
pytająco odparła:
-
Pozwól mi się tym zająć Harry. – Zaproponowała, delikatnie
popychając go, by ponownie się położył i zaczęła odwijać
opatrunki.
-
Dziękuję Hermiono, to miłe z twojej strony, choć gdyby Ron nas
właśnie teraz zobaczył, to jestem pewien, że źle by to
zinterpretował. – Skomentował te zabiegi z uśmiechem.
-
Wystarczy, że ja kiedyś źle zinterpretowałam wasza relacje ...
Jedna taka pomyłka wystarczy. – Skwitowała jego słowa z
uśmiechem dziewczyna, rumieniąc się lekko, gdy przypomniała sobie
swój błąd w osądzie. - Zastanawiam się jednak nad czymś jeszcze
Harry ... Zauważyłam, że często znikasz, że z kimś
korespondujesz ... Jeśli byłby to Syriusz na pewno byś nam pokazał
jego wiadomości, jednak to nie jest on, prawda? - W tym momencie
Hermiona skończyła odwijać bandaż z jego jednej ręki i zabrała
się za drugi.
Spostrzegawczość
przyjaciółki trochę zdeprymowała Gryfona. Nie widząc wyjścia z
sytuacji postanowił powiedzieć dziewczynie o swoim wyimaginowanym
romansie, mając tylko nadzieję że Hermiona nie będzie za bardzo
się czepiać jego „związku”:
-
Masz rację Hermiono, to nie od niego ... Widzisz, jakoś ponad
miesiąc temu, jak byliśmy w Hogsmeade poznałem pewną osobę ... I
w zasadzie to z nią ostatnio wymieniałem wiadomości ...
spotkaliśmy się kilka razy w Hogsmeade ... - Tłumaczył oględnie,
nieco zmieszany, a równocześnie wyobrażał sobie minę Williama,
gdyby się dowiedział o ich rzekomym „ związku”.
-
Widzisz chciałam trochę poczekać z tą rozmową, ale zauważyłam
że jeśli sama nie spytam to mi nigdy nie powiesz ... Nie chcę na
ciebie naciskać, jednak cokolwiek powiesz ... nie będzie mi to
przeszkadzać, w końcu jesteśmy przyjaciółmi. - Hermiona była w
widoczny sposób zakłopotana, ale nie ustępowała. Harry musiał
więc kontynuować:
-
Myślę, że chyba wolę facetów ... - Powiedział z trudem,
ponownie przeklinając Rona w myślach.
-
Ah tak ... wiesz, już od dłuższego czasu miałam pewne podejrzenia
co do Ciebie, dlatego mnie to specjalnie nie zaskoczyło ... -
Uśmiechnęła się uspokajająco ściskając jego dłonie.
-
Nie brzydzi cię to? Naprawdę? Nic, a nic ci to nie przeszkadza? -
Upewniał się Harry.
-
Harry, to że Mugole w większości są homofobami nie znaczy, że
wszyscy tacy są. W magicznym świecie teraz to bez znaczenia kto z
kim chodzi i jakiej jest płci. Może nie licząc czystokrwistych...
W końcu wymagają od członków rodziny spłodzenia potomka, który
przedłuża linię rodu.
-
To dlatego tak się wtedy wściekłaś, gdy myślałaś, że Ron mnie
lubi. – Odparł po chwili.
-
Już powiedziałam, że nie chcę o tym rozmawiać. – Naburmuszyła
się dziewczyna, wyraźnie nie mając ochoty na kontynuowanie tematu.
Hermiona
siedziała z nim jeszcze z pół godziny, spokojnie gawędząc o
niczym. Nie chciał tego przyznać, nawet w duchu, ale brakowało mu
takich rozmów bez żadnych zobowiązań. Gdy dziewczyna opuszczała
jego dormitorium z dołu wciąż było słychać muzykę oraz głośne
rozmowy. Kolejny raz nie mógł wymknąć się bo biblioteki, nie
chciał ryzykować odkrycia, że nie ma go w łóżku. Miał zbyt
wielu wrogów, którzy pragnęli, by jak najszybciej opuścił
szkołę. Nie było wyjścia. Przebrał się w piżamę i zasunąwszy
kotary położył się do łóżka, tym razem upewniając się, że
rzucił na siebie zaklęcie wyciszające. Leżał w ciszy, a to
oczywiście mu nie posłużyło. Obrazy z koszmarów minionej nocy
ponownie powróciły ze zdwojoną mocą. Za każdym razem, gdy
zamykał oczy, widział sceny tortur oraz mroczny uśmiech
Voldemorta. Bał się tych koszmarów. Po ostatnim artykule w Proroku
wiedział już, że to nie są zwykłe, no zwykłe mniej czy bardziej
złe sny, to działo się naprawdę i to właśnie napawało go
największym lękiem. Pomimo usilnych prób nie udawało mu się
zasnąć, więc w końcu zażył eliksir słodkiego snu który dostał
od Pomfrey i po chwili zapadł w głęboki sen.
Obudził
się nad ranem. Pozostali jeszcze spali, spojrzał półprzytomnie na
zegarek, który wskazywał czwartą nad ranem. Przeciągnął się
lekko, wstał i poszedł pod prysznic. Pozwolił sobie dziś dłużej
pobyć pod ciepłą wodą. Rzucił na siebie szybkie zaklęcie
suszące, ubrał się i zszedł do Pokoju Wspólnego. Tam kilka
skrzatów domowych sprzątało pozostałości po wczorajszej
imprezie. Nie przeszkadzało mu to zupełnie. Był pełen podziwu dla
tych małych stworzonek i zaczął naprawdę się zastanawiać
dlaczego pracują one za darmo. W końcu, jak zauważył, bez
problemu dają sobie radę ze wszystkim. Niejeden czystokrwisty
czarodziej nie potrafiłby tego co one. Usiadł patrząc z
zafascynowaniem jak szybko uwijają się z bałaganem. Nagle zauważył
skrzata, który wydawał mu się znajomy ...
-
Zgredek? - Zapytał, a skrzat zastygł w miejscu i rzucił mu
niepewne spojrzenie. – To ty prawda?
-
Co Harry Potter robi tutaj o tej porze? - Odpowiedziało stworzenie
odwracając się w kierunku Harry'ego.
-
Oh ... nie mogłem zasnąć więc stwierdziłem, że posiedzę do
śniadania tutaj. Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzać ... W
sumie to mógłbym nawet wam pomóc mam ... spore doświadczenie w
sprzątaniu. – Uśmiechnął się w stronę skrzata.
-
Oh nie, nie! Harry Potter Sir nie może sprzątać! - Oburzył się
Zgredek – To nasze zadanie!
-
W zasadzie dlaczego pracujecie za darmo? - Harry zaryzykował
pytanie.
-
Zawsze tak było ... Zgredek nie wie dlaczego tak jest. Wie tylko, że
skrzaty są związane zaklęciem, które nie pozwala im porzucić
pracy i swojego pana. - Próbował wyjaśnić skrzat.
-
A co jakby trafił się wam naprawdę okrutny pan? Co wtedy? Przecież
to zaklęcie jest … no okrutne właśnie! - Spojrzał na blizny
Zgredka, które były dość widoczne pod poszewką od poduszki,
którą skrzat miał na sobie jako ubranie.
-
Nie wszyscy są tacy Harry Potter Sir, Zgredek o tym się przekonał
i wie już, że może być inaczej. – Skrzat dotknął swoją małą
dłonią jego ręki, ściskając ją lekko i spoglądając na niego
wielkimi oczyma.
-
Słyszałem od Hermiony, że skrzaty są dobrze traktowane w
Hogwarcie, to prawda? - Zapytał Harry, trochę zmieszany gestem
skrzata.
-
Tak, jest lepiej niż w domu czystokrwistych, jednak Zgredek czuje,
że to jeszcze nie jest to to czego pragnie ... - Skrzat otwarcie
wyraził swoje zdanie, a potem rozszerzyły mu się oczy ze strachu i
zaczął się nerwowo rozglądać. Harry przeczuwając co ma się
zdarzyć, natychmiast podsunął mu poduszkę, którą niczym
ostatnią deskę ratunku stworzenie pochwyciło i zaczęło uderzać
siebie. Widocznie jednak było to wciąż za mało, dlatego chwyciło
stojący najbliżej siebie wazon z zamiarem rozbicia go sobie na
głowie. Harry jednak był szybszy i natychmiast wyrwał mu ciężki
i kruchy przedmiot z dłoni chwytając za ramiona:
-
Wystarczy Zgredku! Już wystarczająco się ukarałeś. –
Powiedział z paniką w głosie.
-
Harry Potter nie rozumie ... Dopóki Zgredek nie poczuje bólu nie
może przestać. – Chlipał skrzat, rozglądając się za innym
sposobem ukarania siebie.
Harry
nie widząc innego wyjścia, uderzył skrzata w policzek nie
wkładając w to zbyt dużej siły, ale na tyle mocno, by skrzat mógł
poczuć lekki ból. Gryfon miał nadzieję, że to wystarczy.
Niepewnie czekał na rezultat, spoglądając w wielkie, załzawione
oczy stworzenia. W końcu jednak nie wytrzymał i zaczął się
usprawiedliwiać:
-
Przepraszam Zgredku ... Nie chciałem by stała ci się większa
krzywda. – Powiedział z żalem w głosie, jednocześnie wyciągając
różdżkę i uleczając lekkie zaczerwienianie na policzku skrzata.
Zgredek się rozpłakał, a Harry nie wiedział teraz kompletnie co
powinien zrobić. Jadno wiedział na pewno, nie może dopuścić, by
lamenty skrzata obudziły innych uczniów. – Zgredku, błagam
ciszej, jeśli ktoś cię usłyszy będę mieć naprawdę spore
kłopoty. - Powiedział, a w myślach dodał „... Jeszcze brakuje
mi do szczęścia informacji w gazetach o tym, że Potter znęcał
się nad skrzatem domowym ...”. Na szczęście Zgredek w miarę
szybko się opanował i po chwili była już cisza, a wielkie,
jeszcze załzawione oczy spoczęły na Harrym:
-
Zgredek bardzo przeprasza Harry'ego Potter'a. Zgredek naprawdę nie
chciał zaszkodzić ... - Wyszeptał skrzat, wycierając oczy i nos o
swoją poszewkę.
-
Już w porządku i naprawdę jeszcze raz przepraszam za to, że cię
uderzyłem.
-
Harry Potter jest zmęczony, Harry Potter nich się natychmiast
położy. – Zaordynował nagle Zgredek, pstryknięciem palców
wyczarowując puchatą poduszkę oraz koc i odpowiednio układając
je na kanapie.
-
Naprawdę, to nie jest potrzebne. Wyspałem się dziś wystarczająco
i ...
-
Zgredek widzi, że ma pan zaklęcie na sobie. – Odparł poważnie
skrzat. – Widzi również, że Harry Potter jest niedożywiony ...
Zgredek się martwi ... Dlatego proszę się położyć.
Nie
widząc sensu w kłótni ze skrzatem domowym, Harry posłusznie zajął
miejsce na kanapie, pozwalając by Zgredek przykrył go kocem. Widząc
upór tego stworzonka, Gryfon uśmiechnął się lekko. „... Jakim
trzeba być potworem by tak okrutnie je zniewolić? ...” pomyślał.
Zastanowił się też, czy nie powinien bardziej wesprzeć Hermiony w
jej stowarzyszeniu WESZ. Nie wiedział nawet kiedy poczuł się
senny. Resztką świadomości zauważył Zgredka, który rzucił
jakiś pył nad nim. To było tyle jeśli chodzi o świadome
obserwacje, po chwili Harry po prostu zamknął oczy i zasnął.
Zgredek
obserwował jak chłopak zasypia pod wpływem pyłu usypiającego.
Uśmiechał się zadowolony, że choć trochę pomógł Gryfonowi.
Harry naprawdę wyglądał źle, skrzaty doskonale potrafiły
przejrzeć większość zaklęć i pod kamuflarzem Zgredek widział
okropnie wyglądającego czarodzieja. Nie zastanawiając się zbyt
długo, zaczął szeptać inkantację, po której pojawiła się
bariera otaczająca ciało chłopaka. Po chwili dołączyły się
pozostałe skrzaty, szepcząc słowa w nieznanym języku.
Harry
śnił …
Otworzył
oczy widząc wszystko jakby z innej perspektywy, rozejrzał się
widząc naokoło tylko trawę. Jakąś taką bardzo wysoką.
Zdezorientowany spróbował się poruszyć, jednak to również było
bardzo dziwne ... Spojrzał na siebie „.. Gdzie moje ręce i nogi
...” pomyślał nerwowo. wciąż oszołomiony obecną sytuacją.
Nagle Odwrócił się i ruszył w stronę drzew, które były jakoś
niewiarygodnie wysokie. Chociaż równocześnie był pewien, że już
wcześniej widział te drzewa … całkiem niedawno zresztą.
Rozejrzał się wkoło zaczynając powoli rozpoznawać miejsce, w
którym się znajduje. Nagle usłyszał odgłos szybkich, lekkich
kroków podążających w jego stronę, a następnie zupełnie
niespodziewanie wypowiadane zaklęcie:
-
Petrificus Totalus!
Taki
obrót spraw zaskoczył go na tyle, że nie zdążył w żaden sposób
zareagować. Oczywiście pod warunkiem, że dałby radę cokolwiek
zrobić w tym dziwnym stanie w jakim się znajdował. Zamarł, ale
nie ze strachu, a pod wpływem zaklęcia. Słyszał coraz bardziej
zbliżające się kroki i czuł, że gdyby mógł, to by chętnie
uciekł od tego co nadchodziło.. Spojrzał w górę, widząc tylko
zarys sylwetki osoby na tle jasnego nieba. Nie widział kto to, choć
głos sugerował samicę. „... Samicę? O czym ja myślę niby ...”
Harry ponownie skupił się na tej osobie, tym bardziej, że miało
się coś zmienić. Człowiek ponownie uniósł różdżkę. Nie
celował nią w niego, tym razem usłyszał zaklęcie lewitujące.
Zastanawiał się wciąż gorączkowo co to mogło znaczyć? Dlaczego
ktoś miałby rzucić na niego zaklęcie paraliżujące? Zazwyczaj
podczas snów nie mógł nic zrobić, ale przynajmniej był sobą,
patrzył swoimi oczami i myślał swoją głową. Tym razem był
jakby ... w ciele kogoś innego, nawet myślało mu się inaczej.
Nagłe zrozumienie przyszło do niego niczym grom z jasnego nieba,
ale nie zdążył skupić się na tej myśli. Coś się bowiem
zmieniło i to rozproszyło jego skupienie. Ze zdumieniem zauważył,
że zamiast słońca, które przedtem mocno świeciło, panuje cień.
Ponownie spojrzał w górę i to co zobaczył sprawiło, że aż
zaschło mu w gardle a serce zaczęło bić szybko, ogarnął go
strach i przeczucie końca. Nie mógł się ruszyć, nie mógł
uciekać, a nad nim lewitował potężny jak na jego obecny wzrost i
ocenę z obecnej wysokości głaz, który po chwili zaczął spadać
na niego. Był coraz bliżej i bliżej ...
Obudził
się nagle oddychając szybko. Rozejrzał się naokoło. Był w
Pokoju Wspólnym, na kanapie, przykryty kocem wyczarowanym przez
Zgredka. Nie było nikogo widać, nawet skrzatów domowych, które
zakończyły swoją pracę i pewnie udały się z powrotem do kuchni.
Spojrzał na zegar, pokazywał siódmą rano. Usiadł, wciąż nie
bardzo rozumiejąc to, co przed chwilą zobaczył i przeżył ...
było to takie inne niż to co do tej pory przeżywał we śnie.
Nigdy jeszcze nie oglądał świata z nie swojej perspektywy ... To
nie mógł być Voldemort. W końcu tym razem znał miejsce w którym
był. W takim razie co to mogło być? Wydawało mu się, że we śnie
już się zorientował co się wydarzyło, ale teraz, na jawie, jakoś
nie mógł uchwycić tej myśli.
Podczas
śniadania nie mógł się skupić na niczym innym, niż myślenie o
śnie. Był zaniepokojony tym, co wydarzyło się podczas tego snu i
nie słuchał tego co mówiła do niego Hermiona, odpowiadając tylko
półsłówkami lub po prostu kiwając głową:
-
Harry! Słuchasz mnie w ogóle? - Krzyknęła w końcu
zniecierpliwiona dziewczyna zwracając na siebie uwagę kilku
pobliskich uczniów.
-
Nie bardzo Hermiono – Przyznał Gryfon, zdając sobie sprawę, że
dziewczyna i tak to zdążyła zauważyć. – Jestem bardzo
zmęczony, nie mogłem długo zasnąć przez muzykę, która grała
naprawdę głośno. – Zdecydował się na kłamstwo, tym bardziej,
że była to doskonała i prawdopodobna wymówka.
-
Mogłeś przecież rzucić zaklęcie wyciszające! - Przyjaciółka
spojrzała na niego jak na kretyna.
-
Oh ... Masz rację ... Jakoś o tym nie pomyślałem – Harry udał
zawstydzenie, lekko opuszczając głowę. Denerwowała go okropnie
wszystkimi krytycznymi uwagami, które wypowiadała kategorycznym
tonem do niego lub Rona, chyba tylko po to, by podbudować swoje ego,
które i tak było już spore. W zasadzie ktoś powinien jej dawno o
tym powiedzieć, nie licząc oczywiście Ślizgonów, którzy już
to zrobili i to wiele razy. Ich opinia niestety nie robiła na
Hermionie żadnego wrażenia. No chyba, że któryś nazwał ją
szlamą. To nadal wyprowadzało ją z równowagi. Harry zorientował
się, że dziewczyna ponownie coś do niego mówiła, ale postanowił
znowu ją zignorować. W końcu zdecydował się jej przerwać tym
bardziej, że nagle doznał olśnienia. Już wiedział co oznaczał
jego sen. Wiedział w czyim ciele był i co zobaczył, a
najważniejsze, wiedział gdzie się to wszystko wydarzyło: -
Hermiono wybacz, ale muszę koniecznie udać się do wieży. Wydaje
mi się, że czegoś zapomniałem. – Stwierdził przepraszającym
tonem szybko wstając i nawet nie zwracając uwagi na minę Gryfonki,
czy ewentualną odpowiedź, wybiegł z Wielkiej Sali.
Biegł
ile miał sił w nogach, choć brakowało mu tchu. Nie zatrzymał się
ani razu. Gdy w końcu dobiegł na miejsce, pierwsze co zobaczył to
duży kamień leżący w innym miejscu niż go wczoraj widział.
Przełknął głośno ślinę i podszedł bliżej. Teraz wszystko
wyglądało inaczej niż to co widział podczas snu. Przede wszystkim
patrzył z innej wysokości, z innego poziomu. Spojrzał ponownie na
głaz znajdujący się przed nim. Drżącymi dłońmi chwycił
różdżkę, wypowiadając krótkie: Wingardium
Leviosa. Skała uniosła
się i przesunęła, kierowana jego różdżką. Odłożył ją na
wcześniejsze miejsce, wciąż nie patrząc tam gdzie przed chwilą
była. Bał się co może zobaczyć. Zamknął oczy oddychając
głęboko, musiał się przemóc, musiał. Otworzył oczy i zmusił
się do spojrzenia. Tak, najgorsze przypuszczenia Harry'ego okazały
się prawdą jego oczy rozszerzyły się w szoku. Opadł na
kolana wydając z siebie dźwięk rozpaczy.
-Syl
...
Z braku czasu- krótko.
OdpowiedzUsuńDobry, naprawde dobry rozdział, końcówka z miłym napięciem. Świetnie rozwijana historia, choć długo karzesz czekać nam, nędznym czytelnikom, na natępny rozdział. Ale rozumiem twoją decyzje o niezmienianiu bety.
Baardzo mi się podobało i z niecierpliwością czekam na więcej~!! Coraz bardziej nie lubię Rona i Hermiony i mam ochotę dziewczynę uderzyć kamieniem za Syl :C
OdpowiedzUsuńWeny!!
~~aya~~
Jest !!! W końcu ! Jak mogłaś zabić węża myślałam że się popłacze , akcja coraz lepsza szkoda że Harry nic nie pamięta mam nadzieje że szybko sobie przypomni i wtedy rozwali system swoimi mrocznymi czarami boskim wyglądem i inteligencją, Hermiona no co za suka się trafiła, idealnie ją tu wykreowałaś jak czytasz to masz ochotę iść i jej walnąć a Ron to....Ron jego nie da się lubić. Czy Harruś stanie się bardziej mroczny nie wiem enigmatyczny ? Nie mogę się doczekać jeżeli znowu będę tyle czekała na rodził to chyba zejde na zawał serca z powodu niedoboru twojego ff . No to co pozdrawiam całuje na rodził wyczekuje :D
OdpowiedzUsuńWeny i tym razem szybkiego kontaktu z betą Maja ;) ☆♡!
Nie nawidzę Hermiony za to co zrobiła Syl super sprawa z tym zaklęciem wypowiadanym przez skrzaty już myślałam,że Harry wszystko sobie przypomni dzięki Syl jestem strasznie zła na Rona Harry ma rację osiąga wszystko jego kosztem biedny Draco zakochał się i naewet nie wie,że to Harry Hermiona mnie zaskoczyła tym,że nie jest chomofobem niech Harry napisze do Toma pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMam dziwne przeświadczenie, że za czynami Hermiony tak naprawdę kryje się ten stary manipulator Dumbledore? Czy się mylę? To się okaże. Świetny rozdział i warto było czekać. Podoba mi się to jak wykreowałaś Zgredka, kiedy czytam jego kwestie naprawdę słyszę jego głos, a rzadko się to zdarza. Zazwyczaj ludzie robią z niego poddańcze i głupie stworzenie, które jedyne co umie powiedzieć to Harry Potter, sir! Zazwyczaj nie lubię Rona w opowiadaniach i tu o ile mam gdzieś nadzieję, że Haermiona się "nawróci", to sądzę, że Ronald jest przyjacielem Harrego, bo mu karzą. Oczywiście, że mam nadzieję, iż Harry sobie wszystko przypomni, ale nie za szybko, psułoby to cały element tajemniczości. No i jest jeszcze jakże uroczy w twoim wykonaniu Draco ^^ Nie mam za wiele do powiedzenia, oprócz tego, że jak wszystkie twoje postacie jest świetnie stworzony. Wiesz ,mam nadzieję, o co mi chodzi. Nie zmieniasz im nagle charakteru, ich wypowiedzi pasują do osobowości jakie stworzyłaś.
OdpowiedzUsuńDziękuję za twoje dziękuję, chociaż nie uważam, żebym zasłużyła. Pozdrawiam ciebie! Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści, bo chybabym umarła. Niestety większość super fanficków właśnie jest zawieszona, albo aktualizacje są rzadkie. To drugie jeszcze zniosę, ale nienawidzę niezakończonych historii.
To tyle jeśli chodzi o moją opinię, mam nadzieję, że dasz znać tutaj kiedy mniej więcej mamy się spodziewać kolejnej notki.
A no tak, bo bym zapomniała: Uwielbiam Cię Kobieto!
Woooow
OdpowiedzUsuńWpadłam na bloga przypadkiem i jestem zachwycona! Jest boskiiii *-*
Czekam na next :*
Pozdrawiam i życzę dużoooooooo weny :)
~ Catharine Alex Maxwell
Rozdział naprawdę świetny. Czekam na kolejne.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry rozdział na prawdę.
OdpowiedzUsuńSzkoda że Syl padła ofiarą Hermiony mimo że nic szczególnego nie zrobiła :p
Ale pewnie Harry i tak znajdzie innego węża. Powiem tak, że gdy tylko Harry i Ron poszli do Hagrida a Hermiona na moment została coś czułam wyraźnie że ona coś tej wężycy zrobi.
Poza tym ogółem szkoda Harryego, te koszmary są masakryczne (nawet to słowo idealnie oddaje to co w tych koszmarach się dzieje), chłopak mam wrażenie że jak tak dalej pójdzie to będzie na granicy z paranoją.
Świetna praca :)
~MangleTheGirlFox
Witam,
OdpowiedzUsuńwizje straszne, ech czemu Hermiona zabiła tego węża, miałam właśnie takie podejrzenia jak kazała im iść, Malfloy miły mi się podobał...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, Malfloy taki miły mi się podobał, czemu, oj czemu? Hetmiona zabiła tego węża? miałam właßnie takie podejrzenia, jak kazała im iść... a te wizje straszne...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga