Anonimowy: Mam najlepszych czytelników pod słońcem i bardzo mi przykro, że często każe wam długo czekać na rozdziały na pocieszenie mogę się tylko bronić, że rozdziały są długie i czas pisania jak i betowania również jest taki. Dziękuję za zrozumienia odnośnie bety oraz dziękuję za komentarz i proszę byś następnym razem podpisała się bym wiedziała do kogo odpisuje :).
Irmelin & Aya Pl: Cieszę się, że opowiadanie przypadło do gustu i jest mi bardzo miło, że czekasz na wiecej.
Maja Samsung: Mam nadzieję, że zdrówko dopisuje i doczekałaś się :) Jak widzisz Mato pozytywnie zaskakuje :)A to jaki Harry się stanie pozostanie moją słodką tajemnicą. Również całuje i ściskam cieplutko w te chłodne jesienne dni.
Monika Garbicz: Dziękuję za komentarz. Bardzo się cieszę, że na bieżąco śledzisz Signum! :)
Elizabeth Bluerlike: |Mogę od razu cię uspokoić, że dopóki wy - czytelnicy będziecie czytać Signym ja nie mam zamiaru go zawieszać, bo bardzo dobrze znam ten ból gdy autor nagle i bez słowa wyjaśnienia opuszcza czytelników. Cieszę się, że postacie przypadły ci do gustu i bardzo dziękuje za komentarz bo naprawdę aż ciepło na serduchu się robi jak się to czyta. Uwielbiam moich czytelników!
Catharine Alex Maxwell: Miłe przypadki są zawsze najlepsze prawda? Ja również pozdrawiam!
Natalia Traliszewska: Dziękuję za komentarz i zapraszam na następny rozdział!
Anonimowy: Z komentarza pod piątym rozdziałem. Mam nadzieje, że zostaniesz na dłużej cieszy mnie, że fabuła przypadła ci do gustu :)
Informacje odnośnie 12 rozdziału: Rozdział pisze się bardzo opornie, ale nie jest to spowodowane brakiem weny, bo od was dostaje jej naprawdę mnóstwo! Po prostu niedawno się przeprowadziłam do innego miasta na własne cztery kąty, oraz zaczęłam nowy kierunek nauki. To wszystko spowodowało brak czasu na pisanie. Zaczęłam już się przyzwyczajać do nowego miejsca i obowiązków także mogę wrócić do pisania. :)
Betowała: Kochana Mato
Rozdział
11: Nowe odkrycie
Harry
siedział przez chwilę jak sparaliżowany, wpatrując się w
zmiażdżone ciało węża, z którym jeszcze wczoraj rozmawiał.
Zaczął się gorączkowo zastanawiać: „... Komu mogło zależeć
na zabiciu węża … dlaczego go zabito … przecież to tylko mały
i zdawałoby się nic nie znaczący wąż ...”. Pamiętał jednak
swoją wizję, która wyraźnie wskazywała, że ktoś z premedytacją
czyhał na życie Syl. Harry nie wiedział jak to się stało, że
widział ostatnie chwile jej istnienia, ale obiecywał sobie, że
jeśli znajdzie osobę, która to zrobiła sprawi, że będzie ona
cierpieć po stokroć mocniej niż Syl. Gdy w końcu otrząsnął się
z szoku, postanowił pochować małego węża gdzieś niedaleko.
Wyszukał w pobliżu drzew ładne miejsce, wykopał dość głęboką
jamkę i złożył w niej zmiażdżone ciałko. Zakopał
prowizoryczny grób dokładnie i zamyślił się. Pracując przy
pochówku węża, jakoś nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to
była w jakiś dziwny sposób jego wina. Powtórzył więc szeptem
obietnicę, która już wcześniej w nim zakiełkowała:
-
Obiecuje Syl, że jak znajdę osobę, która ci to zrobiła …
zapłaci za to. Żałuję, że nie dane nam było jeszcze raz
porozmawiać. Jestem pewien, że byłabyś wspaniałym towarzyszem
rozmów. – Gryfon uśmiechnął się smutno. Westchnął i
postanowił wracać do zamku. Odszedł nie dostrzegając istot między
drzewami, ani nie czując spojrzeń obserwujących go oczu:
-
Jesteś pewien, że to on? - Zapytał jeden cień drugiego.
-
Mam pewne wątpliwości, jednak jak dotąd to nasza jedyna poszlaka
... - Odparł drugi cień.
-
Być może jeszcze nie nadszedł czas ... Wracajmy. – Zasugerował
pierwszy i obydwa rozmyły się w mrokach Zakazanego Lasu.
Harry
nie miał właściwie ochoty wracać z powrotem do zamku, ale z
drugiej strony nie uśmiechało mu się spędzenie reszty dnia na
szlabanie. Był przygnębiony i zły, a to nie była najlepsza
mieszanka. Głębokie zamyślenie spowodowało, że prawie nie
zarejestrował drogi do drzwi wejściowych zamku. Już przed samym
wejściem zatrzymał się na chwilę, zrobił głęboki wdech i
przybrał obojętny wyraz twarzy. Sprawdził jeszcze plan zajęć i
zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku wieży północnej, gdzie za
chwilę powinien zacząć podwójne wróżbiarstwo. Cieszył się jak
nigdy, że właśnie teraz ma te zajęcia. Liczył na chwilę
wytchnienia. Ron powinien szybko zasnąć, a Hermiony nie będzie, bo
na szczęście na wróżbiarstwo nie chodzi. Ku własnemu
rozbawianiu, dzisiejszego dnia Harry był wdzięczny nauczycielce
tych zajęć, że od początku sugerowała Gryfonce brak talentu do
wróżenia. Ucierpiała na tym poważnie duma dziewczyny, która
jednak dość szybko się pozbierała i zrezygnowała z tych zajęć,
uważając je za bezużyteczne. Harry w sumie zgadzał się z oceną
przyjaciółki. Wróżbiarstwo było zupełnie nieprzydatne, ale z
drugiej strony to jedyne lekcje, na których mógł odpocząć. Na
szczęście zdążył dojść przed rozpoczęciem zajęć. W sali
szybko odnalazł Rona, który siedział przy ścianie szeroko
ziewając, co ucieszyło Harry'ego. Prawdopodobieństwo, że
rudzielec szybko zaśnie znacznie wzrosło. Harry podszedł do Ron'a
i zajął miejsce obok niego. Ledwo zdążyli się przywitać, do
sali weszła od strony zaplecza nauczycielka z wielkim czajnikiem w
ręku:
-
Moi drodzy, dziś powróżymy z herbacianych fusów! - Zaświergotała
z nieco nieprzytomnym uśmiechem na twarzy ... – Proszę byście
ustawili się w kolejce ze swoimi filiżankami i wsypali do niej dwie
łyżeczki herbaty. Następnie proszę byście opisali to co
zobaczyliście i zaczęli medytacje koncentrując się na widzianych
symbolach.
-
Miło będzie wypić herbatę przed drzemką. – Skomentował słowa
nauczycielki Ron. Harry skinął jedynie głową i obaj ustawili się
na końcu kolejki czekając, aż wróżbitka napełni ich filiżanki.
Po
chwili ponownie siedzieli na swoich miejscach mając przed sobą
gorący napar. Patrząc na unoszącą się z filiżanki parę, Harry
zamyślił się nad tym w jaki sposób i czy w ogóle zaczynać
rozmowę z rudzielcem na temat ostatnich wydarzeń. Jak do tej pory
Ron zachowywał się jak zwykle i może nawet mogłoby tak zostać,
gdyby nie fakt, że sława rudowłosego Gryfona została zdobyta
kosztem Harry'ego. Rozmyślania przerwały mu słowa przyjaciela:
-
Harry na co czekasz, herbata ci stygnie, a ja już jestem w połowie
pisania bzdur, które zobaczyłem podobno na dnie filiżanki. –
Rudzielec z zadowoleniem pokazał tekst na swoim pergaminie, po czym
wrócił do bazgrania swoim niechlujnym pismem dalszej części
opisu.
Harry
wzruszył tylko ramionami i nie spiesząc się dodał do swojej
herbaty dwie kostki cukru. To był powód, dla którego zawsze
ustawiał się jako ostatni w kolejce po herbatę na wróżbiarstwie.
Mógł nie przepychając się i bez proszenia wziąć cukier. Taki
mały i zdawałoby się nie znaczący wiele luksus, ale dla niego
wielka sprawa. Nie lubił gorzkiej herbaty, za bardzo mu się
kojarzyła z Dursley'ami, którzy zawsze dawali mu tylko taką, a gdy
raz poprosił o cukier, musiał całe popołudnie spędzić w
ogrodzie pieląc grządki ciotki. Harry odegnał szybko niechciane
myśli. Nie było sensu rozpamiętywać tych spraw, lepiej delektować
się tym co lubi. Spojrzał na przyjaciela i zauważył, że
rudzielec już skończył pisać i zaczął układać się wygodnie
na jednej z poduszek, zamierzając najwidoczniej się zdrzemnąć. To
oczywiście ucieszyło Harry'ego, chociaż tego nie okazał. Powoli
skończył pić swój słodki napój i spojrzał na fusy spoczywające
na dnie filiżanki. Cóż, jak zwykle nie widział w nich kompletnie
nic, ale oczywiście musiał coś napisać, więc wyciągnął
pergamin oraz pióro, spoglądając po raz ostatni na dno naczynia.
Zamrugał szybko i zerknął kolejny raz z niedowierzaniem, bo nagle
wydało mu się, że jednak coś zobaczył. Konkretne kształty …
widział dwoje zwierząt. Jedno z nich przypominało psa, albo wilka.
Właściwie to bardziej skłonny był przyznać pierwszeństwo
wilkowi. Drugie zwierzę było wyraźnie ptakiem, sądząc po
zakrzywionym dziobie, drapieżnikiem. Harry'emu skojarzył się jakoś
z orłem. Obydwa zwierzęta były zwrócone w innym kierunku, ale
każde z nich patrzyło w górę ... wyglądało to trochę jak
oczekiwanie ... na coś. Harry był szczerze zaskoczony, że udało
mu się aż tyle wyczytać z fusów, przede wszystkim zdumiewał go
fakt, że cokolwiek zobaczył w pozostałościach po swojej herbacie.
Jak dotąd to się nie zdarzało, dlatego nawet nie był pewien
znaczenia zaobserwowanych symboli. Postanowił sięgnąć po
podręcznik, inaugurując w ten sposób jego użytkowanie. Otwierał
go pierwszy raz od chwili zakupu. Z ciekawością najpierw zerknął
na autora książki, bo dotąd nie zwrócił nawet na to uwagi:
-
Kasandra Tralawney – przeczytał cicho i na moment zadumał się
nad zbieżnością nazwisk z jego obecną nauczycielką wróżbiarstwa.
Istniało prawdopodobieństwo, że były to jakieś krewne, dlatego
Harry zaczął trochę wątpić w przydatność księgi. Po chwili
postanowił jednak z niej skorzystać z nadzieją, że owa Kasandra
posiadała, czy też posiada jakiś rzeczywisty dar wróżenia. Na
pierwszy ogień poszedł wilk:
Wilk
we śnie symbolizuje przetrwanie, samotność, tajemniczość,
pewność siebie
oraz
dumę. Może również oznaczać poczucie zagrożenia oraz
bezbronności. Jest
ostrzeżeniem
przed przyjacielem, który może stać się twoim wrogiem,
co
oznacza w przyszłości bardzo ciężkiego przeciwnika. Jeżeli głowa
wilka jest
zwrócona
w górę, oznacza to wołanie o pomoc kogoś z twojego bliskiego
otoczenia.
Tyle
było na ten temat i Harry nie zahaczając nawet wzrokiem innych
haseł zaczął szukać znaczenia kolejnego swojego zwierzęcia,
czyli orła:
Orzeł
symbolizuje determinację oraz poczucie dumy, pewien obszar Twojego
życia
sprawia, że czujesz się wolny, spełniony oraz ogarnia Cię
poczucie
niezależności.
Symbol ten wskazuje na ukryte aspiracje oraz cele życiowe.
Ty
lub ktoś z twojego otoczenia jest bardzo skupiony na czymś do czego
dąży.
Często
cel jest sprzeczny z ogólnymi normami społecznymi.
Jeżeli
orzeł występuje wraz z innym zwierzęciem, jest to ostrzeżenie,
że
ktoś wkrótce będzie zagrożeniem dla twojej niezależności oraz
dumy.
Może również oznaczać, że nie uznajesz kompromisów.
Harry
zastanowił się nad tym, co przeczytał. Niektóre rzeczy wydawały
się pasować do ostatnich wydarzeń, inne sugerowały to co może
przyjść. Gryfon jak dotąd nie bardzo wierzył w przepowiednie czy
we wróżby, ale teraz poczuł pewien niepokój. W rezultacie już po
raz trzeci w ciągu tych zajęć wzruszył ramionami dochodząc do
wniosku, że i tak co ma być to będzie. Pracowicie opisał
znaczenie widzianego w filiżance układu, a na końcu swojego
pergaminu dopisał przepowiednię na temat swojej przyszłej śmierci.
Wiedział, że Tralawney uwielbia takie kawałki tym bardziej, że od
początku wróżyła mu śmierć. Jakoś nie dziwiło to nikogo,
nawet samego Harry'ego, w świetle tego, że niemal odkąd się
urodził, Voldemort na niego poluje. Chłopak skończył pisać i
położył się na puchatej poduszce, biorąc przykład z innych
Gryfonów. Po chwili już drzemał.
Harry'emu
znowu śniły się koszmary o torturach, Voldemort i jego
śmierciożercy, jednak tym razem były one połączone w jakiś
zdumiewający sposób ze śmiercią Syl. Widział jak śmierciożerca
zaczyna się do niego zbliżać z martwym wężem w reku, a po chwili
dusi go zwłokami Syl. Gdzieś w oddali słyszał śmiech Voldemorta.
Chciał się uwolnić, jednak po chwili zauważył ciernie, które
oplatały jego ciało i im bardziej się ruszał tym bardziej raniły
skórę, przerywając ją niczym kartkę papieru. Zaczęło mu
brakować tchu i z desperacją próbował zaczerpnąć choć
pojedynczy haust powietrza. Następne co skojarzył to wstrząsy i
głos:
-
Harry wstawaj zaraz zaczną się następne lekcje! - Ron potrząsnął
mocno Harry'm jeszcze raz i osiągnął zamierzony efekt. Chłopak
obudził się i otworzył szeroko oczy, rozglądając się trochę
nieprzytomnie:
-
Ron? Co się stało? - Zapytał Harry ocierając z czoła kropelki
potu.
-
Niedługo zaczną się następne lekcje, a tylko my tu zostaliśmy. –
Poinformował go Ron, a po chwili dodał: – Wyglądasz kiepsko
Harry i strasznie się we śnie wierciłeś, śniło ci się coś?
-
Nie ... Chyba nie ... A nawet jeśli to nie pamiętam ... - Harry
skłamał gładko, bo nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać o
swoich snach i koszmarach z Ron'em. Akurat Ron nie był najlepszym
powiernikiem po ostatnim wyskoku. Harry przetarł jeszcze raz oczy,
wstał i wraz z rudzielcem ruszyli w stronę sali, w której miały
odbywać się zajęcia z transmutacji. W połowie drogi zielonooki
Gryfon zatrzymał się nagle i zaczął niecierpliwie grzebać w
torbie w poszukiwaniu odpowiedniego podręcznika:
-
Co jest? - Zapytał Ron.
-
Zapomniałem książki ... idź przodem za moment wrócę. – Odparł
Harry postanawiając biec po podręcznik do wieży Gryffindoru.
-
Daj spokój możemy razem korzystać z mojej. - Zaproponował Ron.
-
Myślę, że nie zaryzykuję kolejnych problemów tylko dlatego, że
nie zabrałem odpowiedniego podręcznika. To już przerobiłem,
pamiętasz Ron? Wolę mieć własne książki. – Odparł Harry
kwaśno, niemiło wspominając ostatnie zajęcia z Umbridge.
-
No tak, rozumiem, pewnie masz rację, tylko się nie spóźnij! -
Skwitował jego wypowiedź rudzielec, na koniec udając grożenie
palcem.
-
Zaczynasz brzmieć jak Hermiona. – Harry przyjął upomnienia z
uśmiechem i biegiem ruszył w stronę portretu Grubej Damy
zadowolony, że sala wróżbiarstwa jest tak blisko ich kwater.
Zabranie
książki nie zajęło mu dużo czasu i już po chwili Harry szedł
dość spokojnie w stronę sali do transmutacji. Na szczęście
szybko znalazł tę książkę i tym sposobem miał chwilę do
rozpoczęcia zajęć. Nie musiał biegać. Właśnie miał pokonać
kolejny zakręt, kiedy usłyszał znajomy, zirytowany głos Malfoy'a.
-
Pansy, mówiłem ci, że w następną sobotę jestem zajęty!
-
To nie może być ważniejsze niż spotkanie z nami. Już wcześniej
się umawialiśmy na wspólną imprezę. Nie może tam zabraknąć
ciebie! - Naciskała Ślizgonka spokojnie.
-
Mogłaś wcześniej mi o tym powiedzieć ... – Westchnął Draco,
wyraźnie zdenerwowany naciskami dziewczyny.
-
Odwołaj to spotkanie, przełóż je na kiedy indziej. Jesteś Draco
Malfoy'em i jestem pewna, że nikt ci nie odmówi, a tym bardziej nie
będzie zły na Ciebie za to, że masz inne plany. – Zasugerowała
pewnym siebie tonem Ślizgonka, na co Malfoy warknął wyraźnie już
zły:
-
To mi zależy na tym spotkaniu Pansy. To wasza wina, że wcześniej
nie poinformowaliście mnie o imprezie i spontanicznie ją
zorganizowaliście. Poza tym, jak wrócę, to będę potem na niej,
więc nie rozumiem o co tyle krzyku. Zaczynasz być bardziej
wkurzająca od Granger.
-
Wypraszam sobie! - Żachnęła się dziewczyna, a po krótkim
milczeniu dodała już bardziej pojednawczym tonem: - Okej ... więc
o której masz to spotkanie?
-
O osiemnastej i ani mi się waż wtedy przeszkadzać. – Niemal
wysyczał lodowatym tonem Mafloy.
Harry
po ostatnim zdaniu Draco zorientował się, że Ślizgon mówi o
spotkaniu z nim. Nie spodziewał się, że Mafloy'owi tak bardzo
zależy na tym spotkaniu, a z tego co właśnie usłyszał tak było.
To wydało się Gryfonowi całkiem przyjemne, chociaż Harry
zorientował się, że właśnie pojawił się zupełnie inny
problem. Jak niby miał wyjść zza zakrętu i ominąć Ślizgonów,
a równocześnie nie wyjść na podsłuchiwacza? Miał tylko
nadzieję, że i Pansy i Draco nie będą chcieli się spóźnić na
zajęcia z McGonagall i w końcu się ruszą, umożliwiając mu
wyjście z twarzą z tej kłopotliwej sytuacji. Za załomem korytarza
trwała cisza, ale w końcu Harry usłyszał ponownie głos Pansy:
-
Dobra Draco, ale powiedz mi jeszcze, kim jest ta dziewczyna? Bo
widzę, że strasznie cię wzięło.
– Pytanie
zostało postawione niezwykle bezpośrednio, a Harry dałby naprawdę
wiele, by teraz zobaczyć minę Malfoy'a.
-
Nie twoja sprawa ... – Warknął Mafloy, bynajmniej nie spokojnym
głosem, po czym oznajmił:. - Musimy iść na lekcje. - I nie dając
dziewczynie czasu na odpowiedź szybko pomaszerował w kierunku sali
do transmutacji. Pansy chwilę stała w miejscu, po czym ruszyła za
nim, a Harry odetchnął z ulgą. Jego problem rozwiązał się sam.
Nie zwlekając wyszedł zza zakrętu i szybkim krokiem udał się na
transmutację. Na szczęście zdążył wejść do sali praktycznie
wraz z nauczycielką, która nie omieszkała zwrócić mu uwagi, by
nie przychodził na lekcje na ostatnią chwilę. Najważniejsze
jednak było to, że zdążył.
Już
w trakcie lekcji Harry postanowił zrezygnować z obiadu. Z góry
wiedział, że nie dałby rady nic przełknąć po wydarzeniach
dzisiejszego ranka. Wrócił do dormitorium z zamiarem wypoczynku.
Dopiero teraz miał czas, by spokojnie zastanowić się nad
wszystkim, a głównie nad sobą. Dzięki temu zauważył coś
dziwnego, czego wcześniej nie odczuł, pewnie ze względu na
emocjonujące wydarzenia. Czuł się naprawdę dobrze. Na tyle, że
nawet zapomniał o użyciu Glamour.
Spojrzał
w lustro i zaskoczony skonstatował, że wygląda o niebo lepiej!
Zastanowił się przez chwilę, analizując jakim sposobem mogło do
tego dojść, bo przecież ani więcej nie wypoczywał, ani nie miał
mniej zmartwień i problemów. Po chwili doszedł do wniosku, że
wczoraj, po kąpieli wyglądał i czuł się jak zwykle … zanim
spotkał skrzaty. To było dziwne ... Przecież to niemożliwe, by
widoczne wyczerpanie organizmu zniknęło samo z siebie i to
właściwie błyskawicznie. Owszem, był przejęty wizjami,
koszmarami i innymi rzeczami, ale bez przesady, nie aż tak, żeby
nie zauważył, że czuje się lepiej. Wyraźnie z polepszeniem jego
stanu zdrowia miały coś wspólnego skrzaty, a pewnie zwłaszcza
Zgredek. Harry już dawno zauważył, że ten skrzat wyjątkowo go
polubił. Tylko czy skrzaty posługiwały się magią, która
pozwalała im leczyć innych, inne rasy? O ile Harry się orientował,
nikt tego nie wiedział, a skrzacia magia do tej pory pozostawała
wielką niewiadomą w świecie czarodziejów. Gryfon postanowił, że
wkrótce odwiedzi ponownie Zgredka, ale najpierw jego priorytetem
musi być odnalezienie pogrebina.
Tym
razem odpuścił sobie szukanie pogrebinów w okolicach Zakazanego
Lasu. Zaczął od miejsca nad jeziorem, gdzie zostawił ostatnio
stworzenie, choć oczywiście nie liczył na to, że wciąż było w
tamtym miejscu. Sprawdzał systematycznie miejsce za miejscem, ale
jak na razie nigdzie nie dostrzegł żadnego kamienia. Westchnął
głęboko przez chwilę obserwując taflę wody i zastanawiając się,
gdzie jeszcze może znaleźć to stworzenie. Naturalne miejsca
występowania pogrebinów, nie licząc Zakazanego Lasu już
przeszukał. Gdzie jeszcze mógł sprawdzić? Harry oparł się o
drzewo powoli osuwając się na ziemię. Zanim jednak usiadł
całkowicie, poczuł coś pod sobą i natychmiast stanął odwracając
się.
-
Nie wierzę ... - Wyrwało się Gryfonowi, kiedy z szerokim uśmiechem
na twarzy patrzył na kamień, którego wcześniej, jeszcze chwilę
temu tutaj nie było. Chłopak podniósł dla pewności zauważony
kamień, a kiedy przekonał się, że w ręce trzyma nie kawałek
skały, ale małe zwisające ciałko, nie mógł opanować euforii i
zatoczył z radości krąg wciąż delikatnie trzymając niewielkie
stworzenie. - Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię
widzę! - Zwrócił się do pogrebina, odstawiając go równocześnie
na ziemię. Kiedy tylko stopy stworzenia dotknęły podłoża, na
jego twarzy pojawił się mały grymas, a po chwili pogrebin uniósł
ręce w górę jak dziecko, które dopomina się w ten sposób o
wzięcie go na ręce.. Zaskoczony Harry odruchowo ponownie podniósł
więc stworzenie pytając: - Tak lepiej? - W odpowiedzi pogrebin
skinął głową, a z jego ust się wyrwało:
-
Po ...
-
Po? - Powtórzył Harry, szybko zastanawiając się o co chodzi ... a
równocześnie z zaskoczeniem konstatując, że chyba nie czytał,
ani nie słyszał informacji, że pogrebiny potrafią mówić. W
książkach opisywano je jako zwierzęta o niskiej inteligencji, nie
mówiące ... Czyżby autorzy ksiąg się mylili? Tak rozmyślając,
Gryfon czekał na kolejny ruch, czy też słowo ze strony stworzenia.
-
Po ... Po ... - Pogrebin ewidentnie starał się coś powiedzieć, a
Harry postanowił być cierpliwy i dać stworzeniu tyle czasu ile
potrzebowało. Czekając, chłopak usiadł, kładąc sobie pogrebina
na kolana. - Pog ... Pog ... - Do prób artykulacji doszła kolejna
zgłoska i Harry postanowił zaryzykować pytanie:
-
Pogrebin? - W odpowiedzi otrzymał zaciekawione spojrzenie i
entuzjastyczny okrzyk:
-
Pogin! - Stworzenie wyglądało na bardzo zadowolone z siebie, z
czego Gryfon wywnioskował, że chyba rzeczywiście chciało mu to
słowo przekazać.
-
Pogin? - Harry postanowił się upewnić, czy się ze stworzeniem
zrozumieli. – To twoje imię? - Pogrebin przechylił głowę w
niezrozumieniu, wpatrując się w chłopaka, a Harry drążył: -
Jesteś tym samym pogrebinem sprzed kilku dni prawda?
-
Pogin! - Potwierdziło z wielkim entuzjazmem stworzenie, a Gryfon
miał tylko nadzieję, że dobrze interpretuje okrzyki pogrebina.
Podniósł wyżej stworzenie, które najwidoczniej nie miało nic
przeciwko. Wyglądało wręcz na zadowolone z uwagi jaką skupiał na
nim Harry, więc chłopak powoli i delikatnie kontynuował oględziny
ciałka stworzenia, oczywiście w poszukiwaniu włosa zwierzęcia.
Powtórzył proces kilka razy, ale nie dostrzegł kompletnie nic.
Powoli zaczął się niepokoić, owszem, aptekarz dość
kategorycznie twierdził, że pogrebiny nie posiadają włosów, z
drugiej strony jednak na recepturze wyraźnie widniało „włos”,
a nie inna część ciała pogrebina. Harry zamyślił się głęboko.
Nie wiedział co ma o tym sądzić. Nie mógł ryzykować innym
składnikiem, tym bardziej, że składniki, których potrzebował
były w większości niezwykle rzadkie i nie mógł sobie pozwolić
na eksperymentowanie. Fakt, na razie nie miał jeszcze w ręku
żadnego z nich, prócz sproszkowanego rogu buchorożca, ale kiedy je
wreszcie zbierze, to nie po to by przez głupotę, czy też nieuwagę
stracić. Harry westchnął, po czym usiadł wygodniej pod drzewem,
posadził ponownie pogrebina na swoich nogach i podjął kolejną
próbę porozumienia:
-
Posłuchaj ... - Zaczął, choć nie był do końca był pewien co
powinien powiedzieć: – Potrzebuję bardzo pilnie twojego włosa
... Jeżeli mógłbyś mi go dać, byłbym ci naprawdę bardzo, ale
to bardzo wdzięczny. – Chłopak zaryzykował wyłuszczenie prośby
wprost, bez zbędnych podchodów. Wyszedł z założenia, że nawet
jeśli pogrebin go nie zrozumie, to on sam tego włosa tak, czy
inaczej na własną rękę nie znajdzie. Pogrebin z zaciekawieniem
przechylił lekko głowę i ze skupieniem wpatrywał się w twarz
chłopaka. Wyraźnie nie pojął o co chodzi. Harry po krótkim
zastanowieniu zaczął z innej beczki. Wyrwał własny włos i
pokazał go stworzeniu, zastanawiając się ile to da. Pogrebin
wyglądał jakby na chwilę głęboko się zamyślił, a Harry zamarł
w oczekiwaniu. Po chwili stworzenie nagle wyprostowało się,
zeskoczyło z kolan Gryfona i wzięło malutki kamyk, który szybko
włożyło sobie do buzi. Przez chwilę przeżuwało, po czym wypluło
go i wyciągnąło w kierunku Harry'ego. Gryfon popatrzył na kamień
i na pogrebina z niezrozumieniem, zastanawiając się co miał niby
teraz zrobić. Stworzenie stojące przed nim zaczęło się jednak
wyraźnie niecierpliwić, więc Harry wziął niepewnie kamyczek.
Trzymał go przez chwilę w dłoni, wypatrując jakichś zmian i
rzeczywiście, w pewnym momencie kamyk zaczął zmieniać kolor. Nie
był już szary, tylko zielony, a gdy chłopak delikatnie go ścisnął
zauważył również, że jest miękki. Gryfon poszukał wzrokiem
swojego małego przyjaciela w nadziei na wskazówkę, co dalej zrobić
z kamieniem i zobaczył, że pogrebin pracowicie wykopuje obok jego
nóg dziurę w podłożu, które najwyraźniej nie było łatwe do
pokonania, dla jego małych dłoni. Gryfon postanowił włączyć się
do tej pracy, podejrzewając, że ma ona związek z trzymanym przez
niego kamieniem. Po pewnym czasie praca była skończona, a
stworzonko wyciągnęło rękę w stronę chłopaka, który domyślił
się, że chodzi o zwrot kamienia. Pogrebin przyjął od niego
przedmiot i wsunął sobie w połowie do ust. Kiedy kamień z ust
wyjął, ten miał już dwa odcienie zieleni: jasny i ciemny. Tak
spreparowany kamień został przez stworzenie pieczołowicie
umieszczony w wykopanej jamie i starannie przykryty ziemią. Pogrebin
skończył i potarł dłonią swoją wielką głowę. Uśmiechnął
się do Harry'ego i przyjął pozę bardzo dumnego z siebie
stworzenia, po czym wdrapał się znowu Harry'emu na kolana, chwycił
go za palec prawej dłoni, ziewnął szeroko, zsunął się na ziemię
wciąż trzymając dłoń chłopaka, ułożył ją nad miejscem,
gdzie zakopał kamień i skulił się obok udając głaz. Harry w tym
momencie nie miał najmniejszego pojęcia co powinien zrobić. Uścisk
pogrebina nie był mocny i z łatwością mógłby w każdym momencie
zabrać palec, ale nie zrobił tego. Postanowił zaczekać
cierpliwie, choć nie wiedział w zasadzie na co. Odnosił bowiem
wrażenie, że stworzenie doskonale wiedziało co robi i ciekawy był
efektu tych działań. Po cichu miał także nadzieję, że pogrebin
zrozumiał o co chodziło z tym włosem i jego działania podążają
właśnie w tym kierunku.
Przez
pewien czas Harry był rzeczywiście cierpliwy, dopóki nie zobaczył,
że słońce zaczyna już zachodzić, a pogrebin wciąż sobie
spokojnie śpi lekko ściskając go za palec. Kiedy słońce
praktycznie zaszło Harry poczuł nagłe ukłucie na wewnętrznej
stronie dłoni, którą trzymał nad zakopanym wcześniej kamieniem.
Delikatnie uniósł ją i zobaczył mały kiełek, który na jego
oczach zaczął powoli rosnąć. Chwilę potem zauważył, że
pogrebin obudził się i wciąż trzymając jego palec w dłoni
obserwował roślinę. Harry chciał zabrać rękę, ale mocniejszy
uścisk wyraźnie oznaczał, że nie jest to wskazane, dlatego
postanowił niczego nie zmieniać i nadal trzymał otwartą dłoń
nad rośliną, która rosła w szybkim tempie. Kiedy już miała z
sześć cali, na jej czubku utworzył się pączek, a Harry
obserwował z fascynacją stopniowy rozwój rośliny, czyli moment,
gdy pączek powoli się otwierał i pojawiły się na jego miejscu
malutkie, srebrne niteczki, które świeciły jasnym światłem.
Roślina przypominała mu trochę z wyglądu dmuchawca, tylko jej
niteczki były o wiele dłuższe. Harry'emu skojarzyły się również
z włosami Fleur Delacour. Gryfon obserwował roślinę uważnie,
przez pewien czas jakoś tak bez refleksji, jako piękne zjawisko. Po
dłuższym czasie jego oczy się rozszerzyły w zdumieniu, a w głowie
pojawiła się myśl „... Włos pogrebina … to przecież jest
włos pogrebina. Zrozumiał ... on zrozumiał i dał mi to, co
chciałem … o co prosiłem. To roślina ... Nic dziwnego, że nikt
o niej nie słyszał skoro w taki sposób powstaje ...”. Jego
rozmyślania przerwało magiczne stworzenie:
-
Pogin! Pogin! - Pogrebin puścił palec Gryfona i powoli podszedł do
rośliny, zwilżył palce śliną i zaczął złączać poszczególne
nici kwiatu. Harry uważnie obserwujący poczynania stworzenia, już
po krótkim czasie zauważył, że ta dość skomplikowana czynność
ma pewną konkretną kolejność i rytm. Kiedy pogrebin skończył
swoją pracę, panowała już ciemność. Stworzenie uważnie
przyjrzało się swemu dziełu i zdecydowanym szybkim ruchem zerwało
kwiat, podając go chłopakowi, który przyjrzał się ponownie
trzymanej roślinie. Teraz nie przypominała już dmuchawca.
Stworzenie tak połączyło poszczególne nitki kwiatu, że powstało
z nich sześć płatków o finezyjnych kształtach.
-
To jest naprawdę piękne. – Wyszeptał Harry z uznaniem. –
Jesteś pewien, że mogę go wziąć? - Zapytał po chwili pogrebina
niepewnie. Wiedział ile czasu potrzebowało stworzenie, by wyhodować
i ukształtować ten śliczny efekt końcowy, który trzymał w
dłoni. Magiczne stworzenie zdawało się jednak nie mieć z tym
najmniejszego problemu, spoglądało na niego wyraźnie zadowolone.
Harry nie zastanawiając się, chwycił stworzenie i lekko przytulił
mówiąc:
– Naprawdę
bardzo ci dziękuję za wszystko co dziś zrobiłeś. Nie wiem jak ci
się odwdzięczę, a może to Ty mi się odwdzięczyłeś, trudno mi
się w tym rozeznać, ale dziękuję. Zawsze będę uważał cię za
przyjaciela. – Wyszeptał do ucha pogrebina i odstawił małe
stworzenie na ziemię. Przez chwilę wydało mu się, że jego nowy
przyjaciel był trochę zmieszany nagłą sympatią ze strony
człowieka, ale po chwili znowu był już tylko zadowolony. Harry
rozejrzał się uważnie i westchnął, czas było wracać do zamku.
Trochę zaniepokoił się, czy przypadkiem nie jest już bardzo
późno, ale po rzuceniu krótkiego Tempus
okazało
się, że jeszcze ma trochę czasu przed godziną policyjną. Gryfon
chciał jeszcze raz podziękować pogrebinowi i się z nim pożegnać,
ale stworzenia nigdzie już nie było widać. Tak samo jak wcześniej
nagle się pojawił tak samo nagle zniknął. Nie było już więc
powodu na odsuwanie w czasie powrotu do dormitorium i Harry rzucił
zaklęcie świeżości oraz zmniejszające na otrzymany od pogrebina
kwiat, po czym schował go do pustej fiolki do eliksirów, po czym
ruszył biegiem do zamku.
Udało
mu się na czas dobiec do wieży Gryffindoru. Przechodząc przez
obraz zauważył, że w
Pokoju
Wspólnym jest tylko kilka osób. Podszedł do swoich przyjaciół,
którzy tradycyjnie rezydowali przy kominku.
-
Dlaczego tak mało osób jest tutaj? - Zapytał, by zagaić rozmowę.
-
Większość poszła wcześniej spać po wczorajszej imprezie. –
Odpowiedział Ron, jednocześnie ziewając szeroko jakby na
potwierdzenie własnych słów. – Myślę zresztą, że zaraz
zrobię to samo. – Dodał sennie, przecierając oczy.
-
A ty co robiłeś Harry? Zniknąłeś od razu po lekcjach. –
Zagadnęła Hermiona znad książki, którą czytała.
-
Oh ... kontynuowałem poszukiwania pogrebina i trochę to zajęło,
ale w końcu znalazłem jednego – Uśmiechnął się chłopak na
wspomnienie stworzenia. – Wiedzieliście, że potrafią one mówić?
- Zapytał po chwili przyjaciół, wzbudzając zainteresowanie
Hermiony, ale oczywiście nie Rona. Ten praktycznie już spał na
kanapie. Wobec tego Harry go zignorował i skupił całą uwagę na
przyjaciółce.
-
Czytałam o pogrebinach, jednak w żadnej książce nie wspominano,
żeby potrafiły mówić ... Co w zasadzie powiedział? - Dziewczyna
była wyraźnie zaciekawiona.
-
Tylko jedno słowo „ Pogin”. Jednak nie wiem do końca co to może
znaczyć. Wydaje mi się, że to mogło być jego imię. –
Wytłumaczył chłopak, przypominając sobie początek rozmowy z
magicznym stworzeniem.
-
Wiesz Harry, one nie są zbyt inteligentne. Być może potrafią
wydawać jakieś nieokreślone dźwięki, ale wątpię, by rozumiały
to co się do nich mówi. - Wygłosiła swój pogląd Hermiona, a
Harry postanowił zaoponować:
-
Jestem pewien, że rozumiał! Tak samo jak uważam, że są to
inteligentne stworzenia, tylko jeszcze nikt nie zadał sobie trudu,
by próbować je zrozumieć. – Mina przyjaciółki świadczyła, że
nie jest przekonana tłumaczeniami Harry'ego i będzie obstawać przy
swoim.
-
Myślę, że twoja opinia może być nieco stronnicza ... Nie patrz
tak na mnie Harry. Chodzi mi o to, że kiedy coś, czy kogoś bardzo
polubisz, twój osąd zazwyczaj jest niemożliwie pozytywny. To tak,
jak z zakochaniem, na początku praktycznie nie dostrzega się wad
partnera, dopiero po pewnym czasie je zauważamy. – Skwitowała tym
swoim autorytatywnym tonem i Harry stwierdził, że nie ma sensu
dyskutować z nią więcej o tym co potrafią, a czego nie pogrebiny.
Wiedział, że cokolwiek powie, Gryfonka znajdzie jakiś
kontrargument na jego tezę, oczywiście oparty na wiedzy
zaczerpniętej z książek i dlatego według niej, ważniejszy od
jakichkolwiek jego obserwacji. Harry był trochę zły i zawiedziony,
bo naprawdę chciał z kimś porozmawiać o tym, co dziś zobaczył,
ale w sumie zdecydował, że nie ma to sensu. Ostatecznie zdecydował,
że dobrze wyszło, że nie powiedział o niczym dziewczynie.
Zdecydował się jednak na podpytanie jej na inny temat:
-
Słyszałaś coś o włosie pogrebina? - Hermiona zdawała się być
na początku zaskoczona tym pytaniem, a po chwili Harry zauważył,
że przeszła na „tryb naukowy”, jak to kiedyś z Ronem nazywali,
gdy się głęboko nad czymś zastanawiała. Hermiona analizowała
problem dobrych pięć minut, a na koniec sceptycznie zapytała:
-
Jesteś pewien, że się nie pomyliłeś? Nigdy nie słyszałam o
włosie pogrebina, może chodziło ci o ślinę? - Harry lekko się
zaśmiał, wspominając aptekarza, który powiedział to samo:
-
Rzeczywiście! Chodziło o ślinę! Wybacz za wprowadzenie w błąd.
– Udał skruszonego i zakłopotanego. Gryfonka ze zwykłą
pewnością siebie przyjęła jego, jak sądziła, porażkę i
zaczęła dociekać:
-
Dlaczego pytałeś o ten składnik?
Myśli
chłopaka zaczęły pędzić jak szalone. Przeklinał swoją
nieprzezorność, mógł wcześniej pomyśleć i przygotować się na
takie pytanie. W końcu to była Hermiona! Nie mógł też zbyt długo
zwlekać z odpowiedzią, bo zacznie się to robić podejrzane:
-
Kiedyś robiliśmy wypracowanie na temat jakiegoś eliksiru i tam
jednym ze składników była ślina pogrebina. Jakoś tak o tym
pomyślałam w trakcie moich poszukiwań i stąd to wszystko. -
Odparł modląc się, by rzeczywiście w ciągu pięciu lat nauki
pisał o tym składniku w którymś wypracowaniu na eliksiry. Miał
też nadzieję, że pamięć Hermiony nie jest aż tak dobra, by
dziewczyna kojarzyła wszystkie wypracowania jakie pisali dotąd.
Gryfonka po chwili zastanowienia rzekła:
-
Oh, mówisz o eliksirze arganowym? Faktycznie musieliśmy wtedy
napisać o zastosowaniu śliny pogrebina do wiązania eliksiru. -
Harry skonstatował, że co jak co, ale pamięć dziewczyny jest
jednak fenomenalna. Podejrzewał, że wbrew temu co on myśli,
Gryfonka rzeczywiście kojarzy każde wypracowanie, eliksir,
cokolwiek o czym się uczyli. Cóż było robić, musiał brnąć
dalej:
-
Tak, to pewnie ten ... - Potwierdził choć tak naprawdę nie miał o
tym eliksirze żadnego pojęcia. Dla niego ważne było tylko, że
jednak jakiś specyfik związany ze składnikiem od pogrebina
wykonywali, czy też opisywali.
Dziewczyna
widocznie uznała, że skończyli na razie rozmowę, bo wróciła do
swojej książki. Harry domyślał się nawet, że Hermiona planuje
zaraz udać się do swojego pokoju. Tymczasem on zamierzał przecież
jeszcze zapytać ją, niby z czystej ciekawości o sygnaturę i
rdzeń. Nie chciał po raz kolejny kazać czekać swojemu
tajemniczemu korespondentowi.
-
Hermiono, czy jest możliwe połączyć z kimś magię? - Zaczął,
by oderwać ją ponownie od książki, a gdy w końcu na niego
spojrzała kontynuował. – Widzisz ... tak teraz przyszło mi do
głowy. Jakby udało mi się połączyć zaklęcie na przykład z
Ronem, to musiałoby być ono niesamowicie silne, a wtedy pokonanie
Voldemorta ... - Harry zdawał sobie sprawę z tego, że to co mówi
nie ma sensu, ale jego przyjaciółka nie musiała o tym wiedzieć.
Ważne, żeby złapała przynętę i swoim zwyczajem, zaczęła robić
wykład na ten temat.
-
Niestety Harry, ale muszę cię rozczarować. Czarodzieje nie mogą
połączyć swojej magii, ponieważ każdy posiada swoją własną
sygnaturę i rdzeń magiczny.
-
Oh ... Mogłem się domyślić, pewnie nie jestem pierwszym, który
na to wpadł. – Przyznał niby zasmucony i skonsternowany Gryfon,
czekając na dalszą część wykładu Hermiony:
-
Cóż ... wielu czarodziejów przypłaciło życiem próby połączenia
dwóch różnych magii. Jest to po prostu niemożliwe.
-
Naprawdę wszystkie próby kończyły się śmiercią? - Drążył
temat Harry:
-
Tak, jednak może to i lepiej? - Harry spojrzał na Hermionę
pytająco, a dziewczyna widząc to kontynuowała. – Wyobraź sobie
dwóch czarodziejów posiadających tą samą magię. Jeżeli to będą
bardzo potężni i silni magowie ... na przykład ty i Voldemort?
-
Oh błagam, nawet tak nie żartuj! - Skrzywił się znacząco
chłopak, wyobrażając sobie siebie i Voldemort'a rzucających razem
czar. – Nawet nie chcę sobie tego ... Po prostu ... Nieee ... Poza
tym nie jestem potężny ... – Trochę zdetonowany taką wizją
Harry próbował wyrazić swoją konsternację.
-
To był tylko przykład. – Uspokajająco uśmiechnęła się na
reakcję Harry'ego Hermiona. – I tak jesteś potężny, tylko po
prostu leniwy, gdybyś spędził tyle czasu na nauce ile poświęcasz
quidditch'owi możliwe, że byłbyś w czołówce najlepszych
uczniów, oczywiście zaraz po mnie. – Podsumowała dziewczyna
chichocząc.
-
Pewnie coś w tym jest ... - Pojednawczo potwierdził Gryfon, nie
chcąc przerywać rozmowy w nadziei, że jeszcze czegoś
interesującego się dowie – Wciąż jednak nie powiedziałaś,
dlaczego negatywnie podchodzisz do tego by dwaj, czy też dwoje
czarodziejów posiadało tą samą magię. Nie jest przecież
powiedziane, że musieliby być źli czy coś ...
-
Pewnie nie, ale wielu czarodziejom nadmiar mocy nie służy i
odwracają się w kierunku mrocznej magii. A w przypadku twoim i
Voldemort'a na przykład, nie byłoby jednego, a dwóch potężnych
czarnoksiężników. Dlatego cieszę się, że takie potwory nie
istnieją, nie licząc oczywiście bajek na ten temat.
-
Bajek? - Podchwycił czujnie Harry.
-
Czytałam kiedyś w jakiejś starej książce o Przeznaczonych. -
Hermiona zmarszczyła brwi próbując sobie przypomnieć tą
historię. Tymczasem Harry w tym właśnie momencie skojarzył, że
to właśnie o nich, o Przeznaczonych mówił William:
-
Przeznaczonych? Kim oni są?
-
Są to dwie osoby, które mają ten sam rdzeń i sygnaturę magiczną.
Potrafią łączyć swoją magię i dlatego określani są mianem
Przeznaczonych. Jednak nie jest to jedyny powód, czytałam również,
że w pewien sposób są ze sobą połączeni poprzez więź duchową.
Niestety nie znalazłam więcej informacji na ten temat, a jak już
na coś się natknęłam, to książka była tak stara, a litery tak
starte, że nie dało się nic więcej wyczytać. – Westchnęła
smutno Hermiona na samą myśl, że tyle wiedzy jej umknęło z tak
prozaicznego powodu jak stara, nieczytelna księga.
-
Rozumiem. I tak jesteś niesamowita Hermiono, że pamiętasz wszystko
co przeczytałaś! – Pochwalił ją Harry i tym razem było to
naprawdę szczere, bo bardzo mu pomogła swoim wykładem.
-
Dziękuję Harry. Cieszę się, że doceniasz moją wiedzę. –
Powiedziała dziewczyna podnosząc się i próbując obudzić Rona,
który mruknął coś sennie powoli otwierając nieprzytomne oczy. –
Ron idziemy już spać, jeżeli nie chcesz zostać tu, na kanapie,
radzę ci udać się z Harrym do waszego dormitorium.
-
Mhm ... Jasne, już idę ... – Zaspany Ron wstał ziewając szeroko
i dołączył do Harry'ego, który czekał na niego przed schodami.
Harry
leżał w łóżku i nie mógł zasnąć. Wciąż rozmyślał o tym,
co usłyszał od Hermiony. Czuł się dziwnie poruszony wiedzą, że
prawdopodobnie posiada Przeznaczonego. To by wyjaśniło dlaczego
udało mu się złamać pieczęć, która była stworzona dzięki
magii krwi. Jasne stało się też, dlaczego Hermiona została
odepchnięta, gdy próbowała otworzyć książkę. Może gdy pozna
tą osobę, to zyska kogoś, kto pomoże mu pokonać Voldemort'a? Za
chwilę jednak zwątpił,
stwierdzając,
że nie powinien wymagać tego od nikogo. Rozmyślał nad tym kim
może być jego Przeznaczony oraz nad tym co usłyszał od Hermiony.
Dziewczyna uważała przecież, że posiadanie Przeznaczonego jest
czymś niemalże potwornym. Harry natomiast uważał, że to
wspaniałe mieć kogoś, kto w pewnym stopniu jest taki sam jak ty.
Po pewnym czasie zaczął odczuwać niepewność. W końcu do tej
pory Przeznaczeni byli według Hermiony bajką, opowieścią,
wymysłem. Czy było w tym ziarno prawdy? Nie wiedział oczywiście,
choć miał nadzieję. Wiedział jedno, dopóki nie spotka się z
osobą, która zostawiła dziennik, może gdybać bez końca. Teraz
nienawidzi go prawie cała szkoła, a ilość osób, które się do
niego odzywają można policzyć na palcach jednej reki. Poczuł jak
cała radość oczekiwania na nieznane, po tej myśli przerodziła
się w smutek. Na pocieszenie postanowił napisać odpowiedź w
dzienniku.
Lekcje
eliksirów ponownie wystawiły jego cierpliwość na ciężką próbę.
Były prawdziwym egzaminem dla jego samokontroli. Już samo
pojawienie się Gryfona na zajęciach wywołało drwiący uśmiech
Snape'a, co utwierdziło Harry'ego w przekonaniu, że łatwo nie
będzie. Chłopak był tak zdenerwowany, że siedział na krześle
sztywno i prosto jakby połknął kij. Usilnie sobie obiecywał, że
cokolwiek Mistrz Eliksirów powie to i tak nie wyprowadzi go z
równowagi. Mimo całego spięcia i nerwowości, Harry zauważył, że
jest bacznie obserwowany tak przez Ślizgonów jak i przez swój
własny dom. Wszyscy wyglądali jak sępy, które tylko czekały na
jego najmniejszy błąd, na moment słabości. Oczywiście nie miał
zamiaru dać im pretekstu do pożarcia go ze szczętem. Ostatnio jego
zachowanie było przecież wywołane negatywnym skutkiem eliksiru, a
nie brakiem kontroli nad sobą. Po pewnym czasie Gryfon uspokoił się
trochę i spojrzał na listę składników, które pisał Snape oraz
na nazwę samego eliksiru. „Amortencja” przeczytał, uniósł
brwi w zdumieniu i skomentował półgłosem:
-
Myślałem, że eliksiry miłosne są zakazane. – Kiedy słowa już
przebrzmiały Harry zorientował się, że wypowiedział je na głos
i ze strachem zasłonił ręką usta. Oczywiście za późno i
zupełnie bez sensu. Mistrz Eliksirów natychmiast przerwał pisanie
i powoli odwrócił się w jego kierunku uśmiechając się drwiąco:
-
Masz rację Potter, amortencja to zakazany eliksir, jednak warzymy go
z innego powodu. Oczywiście wiadomym jest, że ktoś taki jak ty nie
ma bladego pojęcia dlaczego to robimy, a może jednak posiadasz
jakieś szczątki inteligencji Potter? Powiedz, dlaczego warzymy ten
napój miłosny? - Zapytał nauczyciel jadowitym głosem podchodząc
do Harry'ego powoli. Gryfon zorientował się szybko, że w tym
wypadku najlepszym wyjściem dla niego było ulec. Nie chciał
przecież wywoływać kolejnej afery. Punkty straci i tak, ale
przynajmniej nie będzie ich tyle, ile tracił wtedy, gdy wdawał się
w niepotrzebną dyskusję:
-
Niestety, tak jak profesor powiedział, nie wiem dlaczego to robimy.
-
I tak już zdumiewającym jest fakt , że wiesz czym w ogóle jest
amortencja. – Zadrwił nauczyciel, wywołując śmiech Ślizgonów.
Po czym nastąpiło to, co przewidywał Harry. – Minus dziesięć
punktów od Gryffindoru. Malfoy, powiedz panu Potterowi dlaczego
warzymy ten eliksir.
-
Amortencję warzymy, by w przyszłości móc ją wykryć, gdyby ktoś
chciał nam ją podać. Zawsze pachnie ona jak osoba, którą darzymy
uczuciem, albo jak coś co nam się z tą osobą kojarzy.
-
Bardzo dobrze Draco, piętnaście punktów dla Slytherinu. Miejmy
nadzieję, że pan Potter również i to zapamięta. – Powiedział
Snape, po czym wrócił do pisania składników.
Harry
odetchnął nieznacznie z ulgą. Zdaje się, że to na razie tyle,
jeśli chodzi o gnębienie jego. Chyba zaczynał się już
przyzwyczajać do wrogości Nietoperza. Jego obraźliwe i często
ociekające jadem uwagi już nie robiły na nim wrażenia. Owszem,
odczuwał wstyd na lekcjach, ale to tyle. Po zajęciach szybko o tym
zapominał. Dzisiaj chciał jednak pokazać temu mężczyźnie, że
potrafi coś zrobić dobrze, wbrew temu co nauczyciel myśli.
Postanowił więc przyrządzić w miarę przyzwoity eliksir.
Oczywiście on sam chciał, ale ... jego postanowienie szybko szlag
trafił, a przyczyną był nie kto inny jak Ron. Pracował jak
zwykle, czyli byle jak. Harry nie zdążył nawet zareagować, mógł
tylko bezradnie patrzeć jak Ron wrzuca niedbale pocięte korzonki i
wlewa olejek różany mieszając eliksir w losowym kierunku.
Zielonooki chłopak zacisnął tylko na ten widok pięści mając
pewność, że nic z jego zamiarów nie wyszło, a ich eliksir
ponownie zostanie wystawiony na pośmiewisko. Postanowił jednak
jeszcze walczyć i szybko ruszył do pomieszczenia ze składnikami z
zamiarem odszukania tego, co było potrzebne, by uratować eliksir.
Severus
obserwował bacznie swoich uczniów i ich poczynania. Często
kontrolnie zaglądał do kociołka Potter'a i Weasley'a. Już po
pewnym czasie widział po samym kolorze, że i tym razem ich eliksir
będzie kolejną warzelniczą porażką. Gdyby nie Dumbledore
siedzieliby obaj przez eliksiry piąty rok w pierwszej klasie. Być
może wtedy nauczyliby się czegokolwiek. Zauważył że Wybraniec
obserwuje poczynania rudzielca z nieukrywanym przerażeniem. Przez
myśl Mistrza Eliksirów przemknęło podejrzenie, że Potter zdał
sobie sprawę z tego co Weasley wyczynia. W następnej chwili jednak
myśl, że Potter przejął się swoim eliksirem, wydała się
Snape'owi nader absurdalna. Nauczyciel wstał by zrobić standardowy
obchód sprawdzając na jakim etapie są eliksiry. W międzyczasie z
pewnym zainteresowaniem zauważył kątem oka, że Potter udał się
szybkim krokiem do spiżarni, zapewne w celu ratowania eliksiru.
Ciekawość Mistrza Eliksirów wzrosła, ale tymczasem zajmował się
tym czym zazwyczaj:
-
Panno Brown, czy naprawdę uważasz, że olejek różany to to samo
co woda różana? - Zwrócił się do kolejnego Gryfona, wytykając
mu bezlitośnie błędy, których żaden pierwszoroczny Ślizgon
nigdy by nie popełnił. Jego uczniowie owszem, z pewnym żalem
musiał to w duchu przyznać, popełniali błędy, ale nie były one
tak poważne jak Gryfonów. Rzadko zdarzał się wśród Ślizgonów
ktoś, kto zdawał się rozumieć jaką sztuką jest warzenie
eliksirów, ale przynajmniej traktowali to czego się uczyli z
szacunkiem. Spojrzał niechętnie do kociołka Granger, której
eliksir miał przyzwoity kolor. Dziewczyna jednak wykonywała
wszystkie następujące po sobie czynności mechanicznie i nie
posiadała żadnej finezji, która była niezbędna podczas procesu
wytwarzania mikstur. Na tym traciła, a jej eliksiry były do granic
przeciętne. Rozmyślania Snape'a przerwał przyciszony, ale wyraźny
głos Pottera, który widocznie wrócił już ze składziku:
-
Ron, zrobiłeś już dużo, teraz ja się tym zajmę. – Mistrz
Eliksirów uśmiechnął się zjadliwie na tą deklarację, ale
postanowił pozwolić Potterowi działać. Przewidywał, że skutki
mogą być już tylko gorsze. Po dodaniu dla swojego domu kolejnych
pięciu punktów, nauczyciel wrócił do biurka i oceniania
wypracowań siódmego rocznika. Czas mijał, zajęcia z wolna
zbliżały się do końca. Snape ocenił ostatnią pracę na „
powyżej oczekiwań” i podniósł wzrok od razu zahaczając nim o
eliksir Potter'a i Weasley'a. I zamarł ze zdumienia nie mogąc
uwierzyć w to co widzi. Eliksir na który patrzył miał barwę, tak
musiał to przyznać, idealną. Tego określenia nigdy nie użył na
swojej lekcji, nawet nie miał szansy tak pomyśleć aż to tej pory
... Potter pracował w skupieniu, czasami odpowiadając półsłówkami
na pytania rudzielca, który zdawał się nudzić. Mistrz Eliksirów
z pewnym zafascynowaniem obserwował poczynania Pottera,
zastanawiając się jakim cudem temu okropnemu dzieciakowi udało się
doprowadzić eliksir do takiego stanu. Nauczyciel powoli wstał i
zaczął zbliżać się nie zauważony do ławki dwu Gryfonów. Miał
zamiar uważniej przyjrzeć się poczynaniom Złotego Chłopca. Był
już bardzo blisko, gdy jakby w zwolnionym tempie zobaczył, jak
idiota Weasley dodaje do ich doskonałego eliksiru coś od siebie,
mieszając następnie niedbale w kociołku i sprawiając, że
mikstura znowu stała się mętna i żółtawa. W mgnieniu oka
zniknął wspaniały przejrzysty różowy kolor z fioletowym
odcieniem. Tym razem Mistrz Eliksirów doskonale rozumiał szok
wypisany na twarzy Pottera. Gdyby to nie był właśnie Potter, nawet
by mu współczuł, ale niestety był to Wybraniec, więc nauczyciel
poczuł jedynie ogromną złość na rudego głupca. Takiej
profanacji idealnej, doskonale uwarzonej mikstury Snape nie był w
stanie zdzierżyć, musiał ukarać kretyna, który to uczynił:
-
Weasley! - Zagrzmiał, naprawdę wściekły głos Mistrza Eliksirów.
Chyba wszyscy uczniowie zauważyli i ocenili, że takim go jeszcze na
zajęciach nie widzieli, bo nagle jakby zmaleli i skulili się.
Winowajca natomiast struchlał, zesztywniał i zbladł jak ściana.
-T
... tak … p … p ... profesorze – Wydukał wreszcie w odpowiedzi
starając się patrzeć wszędzie tylko nie na nauczyciela.
-
Szlaban po kolacji! Wyczyścisz wszystkie kociołki oraz składzik, a
jeśli nie będą lśnić, będziesz powtarzał karę każdej nocy,
aż do skutku. Zrozumiałeś? - Syknął Mistrz Eliksirów jadowicie
stając tak by winowajca nie mógł ominąć go spojrzeniem.
-
Dla ... dlaczego? C … co ja takiego z … zrobiłem? - Zapytał Ron
z autentycznym zdziwieniem na twarzy, widocznie nie mając pojęcia
co zrobił, by wzbudzić tak wielką wściekłość nauczyciela.
Severus
domyślał się, że ruda latorośl Weasley'ów nie będzie miała
bladego pojęcia o swojej winie. Zresztą zapewne żaden uczeń nie
domyślał się powodu jego wybuchu. Jednak musiał ukarać
rudzielca, więc postarał się, po krótkim rzuceniu okiem na
resztki ziela, które dodał chłopak przed momentem do eliksiru,
znaleźć odpowiedni argument dla jego ukarania:
-
Jeszcze kilka liści omanu, a wszyscy wylądowaliby w Skrzydle
Szpitalnym, przez twoją jawną głupotę oraz nieznajomość
składników. A może nadal uważasz, ze nie zasługujesz na karę? -
Warknął Severus nie odrywając od Gryfona wzroku i prowokując go
jawnie. Miał świadomość, że to nie był oman, ale nikt inny nie
przyglądał się pracy dwójki Gryfonów, a skoro dowody zbrodni
zniknęły w wywarze, Snape ocenił, że może nieco nagiąć prawdę.
Spojrzał na Pottera, który zdawał się już pogodzić ze stratą.
Nauczyciel miał ochotę wypytać go jakim cudem udało mu się
osiągnąć z kiepskiej jakości eliksiru miksturę klasy S. Niestety
był to cholerny Wybraniec i Snape wiedział, że nigdy nie przyzna,
że chłopak praktycznie stworzył warzelnicze arcydzieło. Przez
moment, ale jednak.
Harry
był naprawdę zły na Ron'a za jego niepotrzebną inicjatywę na
Eliksirach. Wiedział, że udało mu się uratować miksturę, którą
robili i już był na ukończeniu pracy. Może nawet udowodniłby
Snape'owi, że potrafi coś uwarzyć, jeżeli odpowiednio się
zaprze, ale nic z tego. Najwidoczniej los po raz kolejny miał wobec
niego inne plany. Harry w duchu ucieszył się, kiedy jego przyjaciel
dostał szlaban. Co prawda było to marne pocieszenie po całym
wysiłku, który włożył w poprawienie eliksiru, niemniej odczuł
to jako rekompensatę za swoją stratę. Westchnął lekko, próbując
pocieszyć Rona, który wciąż był blady jak ściana. Harry również
był zaskoczony nagłym atakiem ze strony Mistrza Eliksirów, ale
jeżeli w wyniku ingerencji rudzielca w eliksir wszyscy mogliby
trafić do Skrzydła Szpitalnego, to nawet za bardzo się nie dziwił
nagłej furii nauczyciela. Jedyne co go zaskoczyło to fakt, że karę
dostał tylko Ron. Przecież dotąd zawsze obydwaj byli karani równo,
tym bardziej, że to był wspólny eliksir. Być może stary
Nietoperz posiadał jednak jakieś szczątkowe poczucie
sprawiedliwości. Harry spojrzał na Snape'a w momencie, gdy ten
zasiadał za swoim biurkiem, już opanowany. Kiedy ich spojrzenia na
moment się zetknęły, nauczyciel nie wracając do sprawy spokojnie
zarządził:
-
Każdy kto nie uwarzył poprawnie eliksiru, ma podejść do kociołka
panny Granger i wziąć kilka kropel do fiolki. Spodziewam się opisu
doznań zapachowych i podkreślam tylko takich, które jak myślę
staną się waszym udziałem po zastosowaniu posiadanego eliksiru.
Dodatkowo napiszecie dwie rolki pergaminu o samej amortencji oraz
ewolucji tego eliksiru na przestrzeni wieków. Macie czas do piątku.
Podczas
obiadu Harry po raz kolejny siedział sam, słuchając jednym uchem,
jak nieco dalej Ron żali się kilku innym Gryfonom na
niesprawiedliwość Snape'a. Gryfon nigdy się nad tym nie
zastanawiał, ale dziś stało się dla niego jasne, że doskonale
radzi sobie na zajęciach Snape'a bez Rona. Może i eliksir nie był
idealny, miał bowiem taki dziwny, fioletowy odblask, ale był
różowy, a przecież amortencja powinna być różowa. Jeszcze tylko
kilka kropel waleriany i mikstura byłaby gotowa. Był bardzo ciekawy
końcowego efektu, niestety wyszło jak wyszło … a raczej wyszło
jak zwykle. Harry westchnął i spojrzał na swój pusty talerz, na
którym wcześniej znajdowały się frytki i kawałek ryby. Dziś
jakoś nikt nie wysilił się, by obrzydzić mu posiłek
niewydarzonym dowcipem. Mógł więc nacieszyć się jedzeniem i
postanowił to wykorzystać. Nałożył sobie kolejną porcję.
***
Był
już późny wieczór. Tom jak zwykle ten czas spędzał ze swoimi
podwładnymi w Pokoju Wspólnym, próbując przekazać im choć
ćwierć wiedzy na temat czarnej magii, którą sam posiadał.
Największy talent do tego rodzaju magii zdawali się mieć Black
oraz Malfoy. Nie dziwiło to Toma, bo przecież od wieków rodziny
tych dwu parały się tą gałęzią magii. Lastrange natomiast,
nadrabiał wszystkie braki swoim entuzjazmem i chęcią przypodobania
się jemu, Tomowi. Avery i Mulciber byli powyżej przeciętnej choć
może, gdyby bardziej się przyłożyli, byłoby jeszcze lepiej.
Obserwując ich, Tom pomyślał o innej sprawie. Odkąd napisał
swoją ostatnią odpowiedź w dzienniku, większość czasu spędził
w bibliotece mając nadzieję, że to naprowadzi go na trop
Przeznaczonego. Niestety, nie zauważył nikogo, kto by szukał
informacji na ten temat. Oczywiście istniała jeszcze możliwość,
że osoba, która odnalazła dziennik, szukała wiadomości w
godzinach nocnych. Tak, to też było możliwe, a nawet
prawdopodobne. W tym momencie Tom poczuł przyjemne mrowienie magii
docierającej od dziennika. Najwyraźniej Przeznaczony coś mu
odpisał. Tom otworzył książkę i odczytał wiadomość:
Jesteś
moim Przeznaczonym. Jak odkryłeś fakt, że go posiadasz?
Tom
uśmiechnął się z zadowoleniem na tą odpowiedź. Co prawda
oczekiwał większej ilości pytań związanych z tym odkryciem i z
całym tematem, ale ogólnie był zadowolony. Osoba po drugiej
stronie wydawała się być ostrożna. Tom postanowił więc trochę
ją zaskoczyć i przez moment zastanawiał się z uśmiechem jak
skomponować odpowiedź.
Abraxas
obserwował uważnie swojego Pana, po chwili rozejrzał się po
obecnych i zauważył, że inni robili to samo. Tom bardzo rzadko się
uśmiechał. Zazwyczaj robił to podczas wymierzania im kary, albo by
„mydlić oczy” profesorom. Teraz doszła nowa okoliczność
prowokująca Toma do uśmiechu – dziennik. Było to dość
niepokojące, tym bardziej, że Abraxas nie mógł wydedukować o
czym w tym wszystkim może chodzić. Malfoy naprawdę wiele by dał,
by poznać zawartość tajemniczego dziennika, jednak ochrona książki
była jak przypuszczał doskonała. Nie zamierzał próbować, bo
wiedział, że Riddle zauważyłby gdyby ktokolwiek próbował go
otworzyć. Jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności ich pan takie rzeczy
wiedział. Malfoy wątpił by delikwent, który posunął by się do
takiego przewinienia przeżył. Nie zmieniało to oczywiście faktu,
że wciąż był ogromnie ciekawy, czy to oznacza, że Tom posiada
Przeznaczonego. Gdyby rzeczywiście tak było, zdobycie władzy nad
magicznym światem nie wydawałoby się takie trudne. Ich Pan i tak
już posiadał ogromną moc, a gdy dodać do tego magię tego
drugiego ... byłaby to czysta destrukcja. Abraxas'a zastanawiało
kim był ten drugi. Z dotychczasowych działań Tom'a można byłoby
wywnioskować, że był Gryfonem. Trochę to się kłóciło z
ogólnymi zasadami Slytherin'u, które mówiły, że żaden Ślizgon
nigdy otwarcie nie będzie zadawał się z Gryfonem, ale jak widać
Tom nie bardzo przejmował się zasadami. Pomijając jednak to
wszystko, Mafloy'a interesowała i inna sprawa, a mianowicie to, czy
Tom jest w stanie z kimś w ogóle współpracować. Abraxas nie
umiał sobie tego wyobrazić. Z jego obserwacji wynikało, że Riddle
był zbyt wielkim indywidualistą. Ponownie zerknął na ich Pana,
który tymczasem zamknął tajemniczy dziennik i bez słowa udał się
w kierunku swoich kwater dla prefektów. Dla nich oznaczało to
jedno, mieli czas tylko dla siebie.
-
To trochę przerażające widzieć jego uśmiech. – Stwierdził po
chwili ciszy Mulciber. – Wiecie może co spowodowało taką
reakcję? - Zapytał pozostałych, którzy zgodnie pokręcili
przecząco głową.
-
Cóż ... wydaje mi się, że to na pewno coś dobrego ... Znacie
Toma, dopóki nie będzie czegoś do końca pewien z nikim nie
podzieli się swoja wiedzą. – Dopowiedział Orion.
-
Jestem pewien, że Abraxas wie coś więcej. – Warknął Lastragne
patrząc na Mafloy'a i kierując w jego stronę dalsze słowa. –
Wyraźnie widzę, że nasz Pan spędza z tobą więcej czasu niż z
pozostałymi i jestem pewien, że wiesz co jest przyczyną jego
dobrego humoru.
-
Skoro nie podzielił się z tobą swoimi licznymi spostrzeżeniami na
różne tematy, to
może
uważa, że nie jesteś wart jego czasu i zaufania? Chociaż nie ...
Myślę, że po prostu uważa, że jesteś na to zbyt głupi. –
Odpowiedział Abraxas
uśmiechając się z wyższością. – Wiem, że jesteś chorobliwie
zazdrosny o moją pozycję, ale czy to moja wina, że swoją osobą
nie reprezentujesz kompletnie nic? - Ciągnął dalej
spokojnie,
zauważając pojawiające
się rumieńce
złości u Rudolfa. Inni zdawali się ignorować kłótnię, byli
przyzwyczajeni do ich wiecznych konfrontacji.
-
Radzę być ostrożnym ze słowami Malfoy ... dobrze wiem jaki jesteś
i jak tylko znajdę dowody … to … Będziesz na zawsze skończony!
- Zagroził Lastrange,
po
czym wstał gwałtownie i ruszył
do
dormitorium.
Kiedy
przebrzmiały ostatnie słowa, Abraxas'owi zaschło w ustach. Teraz
był pewien, że Rudolf wie o jego małej tajemnicy. Niedobrze, musi
natychmiast wszystko ukrócić, inaczej naprawdę może być
nieciekawie. Spokojnie wstał z zajmowanego miejsca i ruszył ku
wyjściu z Pokoju Wspólnego. Kiedy był już na korytarzu zatrzymał
się nasłuchując, ale było cicho, żadnych szelestów, a tym
bardziej kroków. Abraxas nie przedłużając ruszył szybkim krokiem
w stronę zachodniej wieży, na wcześniej umówione spotkanie. Na
miejscu czekał już Krukon, z którym był tu umówiony i obaj, po
krótkim powitaniu weszli do pustej sali:
-
Już myślałem, że się nie pojawisz. – Szepnął drugi chłopak
zamykając za sobą drzwi.
-
Albercie, wiesz, że nie zawsze jestem w stanie być na czas. –
Wytłumaczył Abraxas siadając na ławce.
-
Naprawdę ... nie rozumiem, dlaczego wasza grupa jest tak posłuszna
Riddle'owi ... Może i jest najmądrzejszym uczniem i niewątpliwie
jest potężny, ale jesteście przy niem uwiązani niczym pieski. –
Zacmokał z dezaprobatą Krukon.
-
Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz ... – Warknął Abraxas,
celując w Krukona różdżką i z niejakim zadowoleniem obserwując
w oczach Alberta niepewność. W końcu obaj wiedzieli, że Malfoy
był o wiele silniejszy magicznie. To zapewne wpłynęło na decyzję
Krukona, który wolał się wycofać, mówiąc:
-
Wybacz, nie chciałem cię obrazić ... Obiecuję, że już więcej
tego nie zrobię, więc przestań patrzeć na mnie groźnym wzrokiem.
- Albert powoli przysunął się do Abraxas'a i delikatnie pocałował
go w usta.
-
Jestem pewny, że takie osoby jak ty nie są w stanie pojąć
prawdziwej potęgi Toma. - Podsumował Mafloy głośno, a w duchu
dodał „... Wkrótce wszyscy przekonają się na własnej skórze
czym jest prawdziwa moc ...”. Abraxas nie czekając dłużej
przyciągnął drugiego chłopaka do głębszego pocałunku. Albert
był uroczym piątoklasistą czystej krwi. Mafloy wiązał się tylko
z takimi ludźmi bo wiedział, że zerwanie z nimi nigdy nie będzie
sprawiać mu problemu. W końcu obaj mieli zbyt wiele do stracenia,
gdyby ich preferencje seksualne wyszły na jaw. Dziś właśnie jak
wiedział Abraxas nadszedł ten dzień, czyli dzień zerwania z
Krukonem. Dopóki sytuacja z Lastrange nie ustabilizuje się, nie
miał zamiaru ryzykować swojego statusu dla chwili przyjemności. To
był w końcu tylko seks.
-
Dziś to ostatni raz. - Szok na twarzy Alberta po tych słowach był
zrozumiały, a jednak Abraxas poczuł się nieco zniesmaczony reakcją
kochanka:
-
Nie! Błagam! - Krzyknął Krukon, przytulając Ślizgona mocno,
jakby bał się, że za chwilę ktoś mu go zabierze. - Abraxasie,
czy nie było nam razem dobrze? Wiem, że od początku mówiłeś, że
to tylko zabawa, ale naprawdę cię ko ... - Malfoy zasłonił mu
usta, by zapobiec niepotrzebnym słowom i odpowiedział pogardliwie,
patrząc na Alberta zimnym wzrokiem:
-
Jest dokładnie tak jak mówisz, to była tylko gra, nic nie znacząca
zabawa. Wiedziałeś o tym od początku i zgodziłeś się, więc
teraz nawet nie waż mi się wychodzić z czymś tak uciążliwym jak
twoje uczucia, które naprawdę mam gdzieś.
Malfoy
był zdegustowany reakcją Krukona. Zawsze to samo, niepotrzebny
lament i płacz, a przecież od początku każdy z jego kochanków
znał warunki. Niczego nie ukrywał, otwarcie mówił, że o
uczuciach nie ma nawet mowy i że traktuje spotkania jako miły
sposób na odprężenie i chwilę przyjemności. To było naprawdę
żałosne. Od początku każdy z jego kochanków leciał tylko na
jego wygląd. Realnie patrząc nie rozumiał dlaczego mieliby się w
nim zakochiwać? Niedorzeczność! Spojrzał na Alberta, który
przedstawiał teraz obraz nędzy i rozpaczy. Absurd, przecież i tak
każdy z nich jest zobligowany się ożenić z kobietą i spłodzić
potomka. W tym także nie będzie żadnej miłości, tylko smutny
obowiązek. Dlaczego więc, mimo tej oczywistej przyszłości, każdy
z nich chce się wiązać?
-
John miał rację gdy ostrzegał mnie przed umawianiem się z tobą.
– Powiedział po chwili łamiącym się głosem Krukon, a Abraxas
szybko przewertował w pamięci imiona swoich byłych kochanków. Po
chwili przypomniał sobie Puchona, który powinien być teraz w
ostatniej klasie. Nie był zły, strasznie uległy i dosłownie jadł
mu z ręki. Był jednak zbyt naiwny wierząc i nawet starając mu się
udowodnić, że jest w stanie się zakochać. Na początku było to
urocze z czasem stało się uciążliwe, więc Malfoy pozbył się go
jak innych.
-
Możliwe, że źle wybrałeś partnera Albercie. Myślę, że lepszą
partią byłby dla ciebie właśnie John. Pasujecie do siebie, choć
może być na początku ciężko, skoro obaj jesteście pasywną
stroną – Skomentował Abraxas trochę kpiąco, czym sprowokował
Alberta do dalszych narzekań:
-
Teraz zastanawiam się co ja w tobie takiego widziałem? Mamisz swoje
ofiary słodkimi słówkami, a potem bezlitośnie je porzucasz. Wiem,
że określiłeś od początku zasady, jednak to wciąż jest zbyt
bolesne ... Jesteś miły, zdajesz się troszczyć o swojego partnera
i zawsze byłeś gdy tylko tego potrzebowałem, a teraz zdaje mi się,
że poznałem twoją prawdziwą twarz ... - Stwierdził gorzko
Krukon.
-
Skoro to wiesz, lepiej będzie jeżeli w tej chwili stąd odejdziesz
i nawet nie odzywaj się do mnie więcej, bo wiesz jakie mogą być
konsekwencje – Zakończył krótko sprawę już zniecierpliwiony
Malfoy.
-
Tak, oboje je dobrze znamy ... Wiesz ... życzę ci ,byś poczuł
miłość do osoby, która nigdy nie odwzajemni twojego uczucia.
Żebyś na własnej skórze odczuł ból, który ja teraz czuję.
Może nawet większy. Jednak, czy ktoś bez serca potrafi w ogóle
poczuć miłość? Nie jestem pewien. – Wyszeptał w odpowiedzi
Albert, patrząc w oczy Ślizgona, po czym odwrócił się i wyszedł
z sali.
-
Tak się nigdy nie stanie – Odparł Abraxas już bardziej do siebie
niż do kogoś innego, a odpowiedziała mu tylko cisza.
Anonim się objawia, choć nie chętnie.
OdpowiedzUsuńNie lubie się rozpisywać, więc ponownie krótko. Czyste zaspokojenie i te okropne oczekiwanie na ciąg dalszy... Ach, wystawiasz nas na próbę oczekiwania, ale to tylko zaostrza apetyt na więcej. Licze na szybki ciąg dalszy.
Rusti
Tęsknie za przystojną wersją Herrego :C Rozdział jak zwykle świetny! Bardzo podoba mi się też jej długość :3 Ja sama tak nie potrafię T.T
OdpowiedzUsuńWeny życzę!
~~Aya~~
Może Severus powinien pezesadzić Harrego co to były za osoby przyglądające się Herremu to nie śmierciożercy prawda wspóczuje temu krukonowi jeśli chodzi o animagiczną postać Herrego to chciałabym żeby był wilkiem podoba mi się postyawa Draco naprawdę zakochał się w Harrym taksobie myślę może Tom powinien mieć znowu sen związany z Herrym nie mogę się doczekać aż Harry się dowie kto skrzywdził Sil cieszę się,że Harry ma już kolejny składnik eliksiru pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoże Severus powinien pezesadzić Harrego co to były za osoby przyglądające się Herremu to nie śmierciożercy prawda wspóczuje temu krukonowi jeśli chodzi o animagiczną postać Herrego to chciałabym żeby był wilkiem podoba mi się postyawa Draco naprawdę zakochał się w Harrym taksobie myślę może Tom powinien mieć znowu sen związany z Herrym nie mogę się doczekać aż Harry się dowie kto skrzywdził Sil cieszę się,że Harry ma już kolejny składnik eliksiru pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOh, oh, oh!
OdpowiedzUsuńPięknie. Wez nwm przesadz Rona, albo nwm zabij go? Tak wiem, jestem okrutna, ale nie lubię tej postaci. I blagam, niech Harry i Tom się w końcu spotkają, to zaspokoilo by moje pragnienia. Czekam niecierpliwie na następny rozdział
~IA Riddle
O Salazarze jak szybko dodałaś cieszę się niezmiernie, matko jaki to był dobry rozdział a Harry no jak tu go nie kochać jak taki inteligentny się robi i uroczy? Mam nadzieje że się po łapie że przyjaciele go oszukują i pozbędzie i szybko spotka Toma jeeeju jak ja nie mogę się doczekać ich spotkania, Malfoy na koniec był dobrym pomysłem założę się że tą osobą którą pokocha będzie Tom ale kto tam wie co ci w głowie siedzi i co z Harrym zrobisz może go w przeszłość wyślesz i to jego Ab pokocha. .... dobra fantazja mnie ponosi jak cholera ale to przez niedosyt twoje twórczości, mam nadzieje że szybko się zaklimatyzujesz w nowym miejscu i będzie ci układać w życiu życzę weny czasu zdrowia cierpliwości bo ona zawsze się przydaje no i chyba szybkiego betowania co nie ? Dobra uściski i buziaki bo należą ci się po tym napisałaś ♡ :D
OdpowiedzUsuńSuper, cieszę się, że zamierzasz skończyć tą niesamowitą opowieść ^^. Postanowiłam nie wymyślać jak to opowiadanie się zakończy, bo naprawdę chcę mieć niespodziankę. Tak naprawdę nie mogę doczekać się spotkania Draco i Harrego. Draco jest taki uroczy moim zdaniem, kiedy tylko w pobliżu nie ma Harrego, tego szkolnego Harrego. Już się zakochałam w twoim opowiadaniu :) Życzę więcej wolnego czasu, abyś mogła poświęcić go temu opowiadaniu. :P
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdzial. Ciesze sie, ze pojawil sie szybciej niz ostatni i nie byl az tak przepelniony informacjami, gdyz nie pozostawilam komentarza pod tamta nota z tego wzgledu ze nie wiedzialam juz co napisac.
OdpowiedzUsuńNie mniej, ciesze sie ze historia Harrego tak sie rozkreca, zdziwilam sie czytajac o eliksirach i oczywiscie sprawilas ze moja niechec do Rona sie poglebila (brawo), swietnie przedstawilas ta sytuacje i dylemat Severusa, poza tym czesc o Syl i pogrebinie tez bardzo gladko przeplynela, szkoda mi weza, ale mam nadzieje ze Harry dotrzyma slowa i zemsci sie na jej oprawczyni. Troche przyczepie sie do watku z Abraxasem. Lestrange od kilku rozdzialow przykuwal moja uwage swoja otwarta nienawiscia do Malfoya, co bylo bardzo ciekawe i szczeze mowiac spodziewalam sie ze ma za zle cos, co dotyczy jego, lub nawet jego rodziny a nie po prostu orientacje Malfoya, chodz, kto wie, moze jeszcze nie odkrylas wszystkich kart, bo jak na razie ten watek wydal sie dosc suchy. Nie mniej kibicuje Tomowi i Harremu i nie moge sie doczekac az w koncu rozwinie sie miedzy nimi jakas glebsza znajomosc.
Zycze powodzenia i duzo weny. Dziekuje za prace wlozona w pisanie. Caluski.
Witam,
OdpowiedzUsuńautorko kochana postanowiłam się odezwać, niestety utknęłam w połowie dziesiątego rozdziału (nie mam kiedy czytać) i niestety nie wiem kiedy uda mi się dokończyć.... ale jestem wciąż i nie zamierzam rezygnować z blogu....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Kocham! Po prostu kocham! Cudne opowiadanko! Wiem, że już kiedyś na nie trafiłam, ale przybyło tyle nowych rozdziałów, że z chęcią przeczytałam wszystkie od nowa. Nie mogę się doczekać co będzie dalej. A tak w ogóle, to dlaczego Harry nie ma wspomnień o Komnacie Tajemnic?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że coś napiszesz
KIMINARI
Super czekam na dalszy ciąg weny :)
OdpowiedzUsuńWitaj, wczoraj znalazłam twój blog i odrazu spofobalo mi się to opowiadanie :D Mam wielką nadzieję że go nie porzucisz :D Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały ☆
OdpowiedzUsuńWitaj, witaj,
OdpowiedzUsuńnajpierw chciałam Ci życzyć wszystkiego dobrego w Nowym Roku... niech wszystkie plany się udają, pomysły jak i wena na opowiadanie nie robią sobie wakacji... ;]
och pięknie, Harremu udało się uratować ten eliksir i stworzył idealną miksturę do czasu aż Ron nie postanowił się wtrącić, Severus ukarał Rona i dobrze, a może niech Harry siedzi na zajęciach z kimś innym, bo ten cały czas mu psuje robotę... kim były te dwie tajemnicze postacie? No tylko Harry potrafi, otrzymał włos pograbina... a co z tym małym graninem, niech Abrax poczuje na własnej skórze odrzucenie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, pięknie, och Harremu udało się uratować ten eliksir i stworzył idealną miksturę do czasu... aż Ron nie postanowił się wtrącić, ech wielka szkoda... Severus ukarał za to Rona i dobrze, a może niech Harry siedzi na eliksirach z kimś innym, bo Ron cały czas mu psuje robotę... kim były te dwie tajemnicze postacie? no tylko Harry potrafi, otrzymał włos pograbina... a co z tym małym graninem? niech Abranax poczuje na własnej skórze odrzucenie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga