Przed wami rozdział przełomowy i
jednocześnie najdłuższy w mojej karierze, ale wiem, że się
cieszycie z tego powodu ^^. Przeczytaliście nowy prolog prawda? :)
Dziękuję Kiminari, Raisie, M,
Queen of the wars in the stars, KiRa Ariana, Kasumi, Monika Garbicz,
Marcepance za wspaniałe komentarze dzięki którym wiem, że to
co piszę podoba się komuś. Jesteście kochani i wspaniali.
Betowała:
Mato
Rozdział 16: Gorzka prawda
Harry od dobrych kilkunastu minut
dyskutował z Mistrzem Eliksirów na temat uwarzonej przez siebie
mikstury. Trudno to było właściwie nazwać dyskusją, bo sam
musiał pisać, więc gdyby ktoś podsłuchał ich z zewnątrz,
usłyszałby wyłącznie monologi Snape'a. Harry właściwie wciąż
nie mógł uwierzyć, że to co stworzył mogłoby być substancją
czarnomagiczną i dlatego ignorując prychnięcia i posykiwania
nauczyciela próbował przekonać go w kwestii użyteczności
eliksiru. W odpowiedzi dowiedział się, że profesor nie ujmuje jego
miksturze nic z jej niewątpliwej przydatności, nie zmienia to
jednak faktu, że jest to twór czarnomagiczny. Na ponowne pytanie
zdumionego, upartego Gryfona Snape odparł:
– Zapewne zauważyłeś ból na
twarzach swoich kolegów? – Harry potwierdził kiwnięciem głowy,
a Snape kontynuował – Mamy szczęście, że odezwałeś się wtedy
na tyle cicho, że nie uszkodziłeś słuchu wszystkim znajdującym
się w klasie, a jedynie nieco naruszyłeś kanał słuchowy. Byłoby
z Twoimi kolegami naprawdę kiepsko, a ja bym musiał ostro się
tłumaczyć przed Radą Czarodziejów. W razie gdybyś wcześniej nie
dosłyszał, jeszcze raz powtórzę. Mikstura spowodowała, że
częstotliwość Twojego głosu stała się nienaturalnie wysoka,
natężenie też wzrosło wielokrotnie i każdy dźwięk, który byś
z siebie wydał, spowodowałoby pęknięcie bębenków. Wyobraź
sobie co by się stało, jakie spektakularne efekty byś osiągnął,
gdybyś krzyknął. – Mistrz Eliksirów skinął głową i skrzywił
lekko usta w namiastce uśmiechu widząc, jak Złoty Chłopiec
pobladł. – Teraz przeprowadzimy mały test, by przekonać się,
czy po czasie jaki minął od uwarzenia, siła mikstury jest wciąż
taka sama, czy też może już się wyczerpuje. Powiedz coś
najciszej jak potrafisz. Tylko bez sztuczek! Jeśli nie odezwę się
spróbuj głośniej i tak stopniowo coraz głośniej, aż powiem Ci
byś przestał. Zaczynaj.
– Magia – Harry szepnął prawie
niedosłyszalnie i kontrolnie zerknął na nauczyciela eliksirów,
ale ten nie zareagował, więc Gryfon powtórzył to słowo nieco
wyraźniejszym szeptem, a później jeszcze raz. Snape wciąż nie
reagował, dlatego Złoty Chłopiec kontynuował eksperyment wciąż
powtarzając to samo słowo. Dopiero kiedy wypowiedział je normalnym
tonem przez twarz Mistrza Eliksirów przebiegł lekki skurcz i
nauczyciel zarządził:
– Wystarczy, wygląda na to, że
skutki mikstury słabną i w ciągu kilku minut powinny zniknąć
całkowicie. Do tego czasu zostaniesz tutaj zrozumiano? Ton głosu
profesora nie sugerował nawet, żeby ten przewidywał odmowę, więc
Harry kiwnął jedynie głową. – Teraz wypisz mi wszystkie
składniki, które dodałeś i opisz sposób wykonania mikstury. Na
tyle na ile pamiętasz.
Harry ciężko westchnął, co zostało
przez profesora skwitowane krzywym uśmieszkiem, po czym zamarł z
piórem nad pergaminem. Nie zamierzał Snape'owi powierzać takiego
eliksiru. Nie ufał mu na tyle. Pamiętał doskonale kolejne etapy
warzenia, nawet te wykonywane w popłochu i uważał, że byłby w
stanie powtórzyć wszystkie, gdyby zaszła taka potrzeba. Skoro
jednak tej wiedzy nie chciał udostępniać, to musiał szybko coś
wymyślić. Westchnął ponownie i postanowił opisać wykonanie
eliksiru zgodnie z opinią jaką o jego umiejętnościach miał
Mistrz Eliksirów. Skupił się i zaczął wymieniać składniki,
których użył, przy czym dodał trzy, których nie wykorzystywał.
Zamiast opisu postępowania z miksturą dopisał, że nie pamięta w
jakiej kolejności dodawał składniki, a już naprawdę nie
potrafiłby chyba odtworzyć tego co dokładnie robił z miksturą,
zwłaszcza od momentu, gdy próbował ją uratować. Takie
przedstawienie sprawy oczywiście nie zadowoliło Snape'a, który
zirytowany pomrukiwał coś o głupocie Gryfonów i niekompetencji.
Dalsze drążenie tematu zostało przerwane przez list wypadający z
kominka. Profesor złapał go w locie szybko rozwijając i mrużąc
oczy z irytacji. Harry dostrzegł na papierze znajome pismo Pomfrey i
to było właściwie wszystko co zdołał zauważyć. Mistrz
Eliksirów zerwał się sprężyście i warknął:
– Zostajesz tu póki nie wrócę. –
Z furkotem szat skierował się w stronę wyjścia i zniknął za
drzwiami zamykając je z trzaskiem.
Harry odechciał głęboko z ulgą. Na
razie drążenie w kwestii tworzenia eliksiru zostało odroczone i
miał przynajmniej czas, by się zastanowić. Przypuszczał, że
pielęgniarka posłała po nauczyciela eliksirów, by jej
wytłumaczył stan uczniów. Pewnie nie często zdarzało jej się
widywać tylu poszkodowanych z bólem uszu. Gryfon usiadł i w
zamyśleniu patrzył na kociołek zawierający ciemno różową
miksturę. W końcu podjął decyzję. Przelał trochę eliksiru do
dwóch małych fiolek i bezpiecznie schował w swojej torbie, a
resztę po prostu usunął jednym ruchem różdżki. Domyślał się,
że Mistrz Eliksirów będzie zły, ale sumienie nie pozwalało
Harry'emu zostawić kociołka wypełnionego czarnomagicznym eliksirem
Śmieciożercy.
Minęła długa chwila od czasu kiedy
Snape wyszedł i Harry podejrzewał, że specyfik, który narobił
tyle zamieszania przestał wreszcie działać. Zamknięty w klasie
eliksirów, spędzał czas na rozmyślaniu. Doszedł do wniosku, że
nie powinien dostać żadnej kary, bo przecież w ostatecznym
rozliczeniu udało mu się uwarzyć eliksir. Nie jakąś dowolną,
różowo zabarwioną miksturę, ale eliksir o wyraźnym, konkretnym
działaniu. Znając Snape'a, mogło być różnie, ale Gryfon miał
nadzieję, że nawet profesor tego nie podważy. W pewnym momencie
chłopak wyprostował się i wsłuchał w odgłosy dobiegające z
korytarza. Już po chwili był pewien, że zbliża się Mistrz
Eliksirów, którego poprzedzał dźwięk charakterystycznych
cichych, ale stanowczych kroków. Harry westchnął ciężko i
wewnętrznie przygotował na nadchodzącą konfrontację. Na
gwałtowne otworzenie drzwi zareagował nieznacznym drgnięciem, po
czym z napięciem wpatrzył się w profesora, który wkroczył do
klasy, przemaszerował do swojego miejsca, usiadł i skierował wzrok
na jedynego aktualnie w klasie ucznia i bez żadnych wstępów
ogłosił:
– Oficjalna wersja jest taka, że
uwarzyłeś eliksir głośnomówiący i za bardzo podniosłeś głos
jak zwykle się ze mną spierając. Ze względu na to, że
znajdowaliśmy się w lochach, gdzie dźwięk nie miał gdzie się
rozejść, ogłuszyłeś tymczasowo uczniów. Rozumiesz Potter? –
Harry kiwnął potwierdzająco głową. Wolał się nie odzywać, by
nie rozdrażnić nauczyciela, który wyraźnie postarał się go
ochronić. – Jaka była prawdziwa natura twojej mikstury ma
pozostać między nami, a jak się dowiem, że ktoś inny wie co się
tutaj stało, to osobiście dopilnuję by twoje szkolne dni stały
się koszmarem.
– Oczywiście profesorze ... – Tym
razem Harry odpowiedział, doskonale wiedząc do czego może być
zdolny Mistrz Eliksirów i mając pełną świadomość, że
nauczyciel spełni swoją groźbę. Chciał jeszcze coś powiedzieć,
ale nagle poczuł bolesne skręcanie w żołądku i nie czekając ani
chwili podbiegł do najbliższego kociołka, wymiotując gwałtownie.
Kiedy wreszcie torsje ustały i nie wyglądało na to, że zamierzają
powrócić, Gryfon ruchem różdżki oczyścił nieszczęsny kociołek
i podszedł do zlewu, by wygonić z ust nieprzyjemny smak i zapach.
Po tych zabiegach odwrócił się w stronę profesora z zamiarem
przeproszenia, ale nauczyciel ubiegł jego słowa komentarzem:
– A oto i skutki uboczne.
Interesujące ... – Kpiący uśmiech kłócił się nieco z uważnym
spojrzeniem oceniającym stan ucznia. – Dodałeś jakieś
kolidujące ze sobą składniki, które w rezultacie powodują dość
dokuczliwe jak widać efekty u tworzącego. To pewnie przez to
działanie „na żywioł”. Dobór składników zawsze trzeba
przemyśleć. W tym wypadku, nawet gdybyś wykorzystał wykonaną
przez siebie miksturę na polu bitwy, to marny byłby Twój los. Nie
byłbyś w stanie nic zrobić wymiotując i zapewne zginąłbyś
zanim odzyskałbyś formę na tyle, by cokolwiek przedsięwziąć. –
Sarkazm aż ociekał z głosu nauczyciela: – Nie żebym się
spodziewał czegoś innego Potter, gdybyś znał chociażby podstawy
eliksirów, być może efekt byłby inny. Cieszy mnie to, że jak
widzę usunąłeś różowy efekt swojej lekcyjnej pracy, bo był
całkowicie bezużyteczny. – Zakończył tyradę Snape, a Harry
zdecydował się na lekką obronę:
– Być może mikstura rzeczywiście
nie wyszła do końca taka jak powinna, ale jednak była eliksirem o
konkretnym, dającym się określić działaniu panie profesorze.
Czyli nie powinienem dostać szlabanu? – Zapytał z nadzieją
Gryfon, gotów na wiele, byleby tylko wybronić się od tej kary. Z
napięciem czekał na werdykt nauczyciela, który wyraźnie coś
przemyślał, po czym stwierdził oschle:
– Napiszesz trzy rolki pergaminu o
eliksirze, którzy miałeś wykonać na lekcji tak, jak i cała
pozostała klasa, a który kompletnie zawaliłeś. Napiszesz też
dodatkowe dwie rolki o składnikach jakie dodałeś we własnym
zakresie. Śmiem wątpić byś wywnioskował co zrobiłeś źle, ale
może jednak ci się uda. Cuda się zdarzają. A teraz wynocha
Potter!
Chłopcu nie trzeba było powtarzać
dwa razy, natychmiast wyszedł z klasy co przepełniło Severusa
zadowoleniem, chociaż dość względnym, ponieważ ponownie zaczęła
go boleć głowa. Przymknął oczy i lekko ucisnął nasadę nosa w
nadziei, że to pomoże. Korzystając z ciszy rozmyślał. Wyglądało
bowiem na to, że jednak miał rację. Potter posiadał talent do
eliksirów, a najgorsze w tym wszystkim było to, że ten specyfik,
który dziś stworzył, był doprawdy wyjątkowy. Ogłuszający
eliksir, który w dodatku nie powodował obrażeń u warzyciela.
Skutek uboczny z pewnością można zniwelować i Snape miał
nadzieję, że praca domowa chłopaka mu w tym pomoże. Mistrz
Eliksirów żałował jedynie, że sam twórca jest kompletnym
ignorantem mimo ewidentnej smykałki. Ciężko westchnął wypijając
jednym haustem eliksir na ból głowy.
***
Pierwszą myślą Harry'ego był Pokój
Życzeń, ale po namyśle stwierdził, że najpierw powinien
odwiedzić Rona i Hermionę w Skrzydle Szpitalnym. Nie miał na to
najmniejszej ochoty, ale tak wypadało.
Wśród uczniów przebywających w
Skrzydle Szpitalnym widać było pewną symetrię: Gryfoni wyraźnie
oddzieleni byli od Ślizgonów, którzy na widok Potter'a wzdrygnęli
się w widoczny sposób ze strachem. Domownicy Harry'ego natomiast,
łypali na niego nieprzychylnie oczami. Potter przełknął ślinę
żałując, że w ogóle tutaj przyszedł i nie rozglądając się
dłużej, zwrócił się do przyjaciół:
– Hej jak się czujecie?
– Stary, ale dałeś czadu. –
Stwierdził bez ogródek Ron, ale widząc zmartwiony wyraz twarzy
Złotego Chłopca natychmiast dodał: – Spokojnie, żyjemy. Choć
muszę przyznać, ze było to nieco nieprzyjemne i szokujące.
– Nie martw się o nas Harry, uważam
że to wina profesora. Nie powinien kazać ci samemu testować tego
eliksiru. Chociaż jestem pod wrażeniem. Udało ci się zwiększyć
moc tej mikstury. – Powiedziała z nutką zazdrości Hermiona, po
czym dodała jeszcze: – Powiedz jak to się stało, że ty nie
czujesz objawów? – Harry zachował spokój, ale zaklął w
myślach. Dziewczyna oczywiście zauważyła więcej niż inni.
Trzeba było jakoś zneutralizować jej domyślność:
– Oh ... czułem, ale Snape kazał mi
zostać, a potem sam mi podał eliksir, żeby pomóc. Twierdził, że
w drodze tutaj i w samym Skrzydle mógłbym narobić jeszcze więcej
szkód. – Skłamał gładko Złoty Chłopiec i z ulgą przyjął
milczenie Hermiony. Wyraźnie uwierzyła, bo inaczej z pewnością
zalała by go tymi swoimi dociekliwymi pytaniami.
– Przynajmniej nietoperz też
oberwał! – Wykrzyknął Ron entuzjastycznie, ale widząc karcący
wzrok Pomfrey uciszył się i nieco skulił na krześle.
– Kiedy wyjdziecie? – Zapytał
Harry, a Hermiona udzieliła szczegółowej odpowiedzi:
– Musimy jeszcze przyjąć jedną
dawkę. Zapasy, które miała Pomfrey nie starczyły na nas
wszystkich i musiała rozdzielić eliksir tak, by każdemu zniwelować
chociaż objawy bólu uszu. Teraz to jedynie wszystkich boli głowa i
czekamy, aż profesor Snape uwarzy więcej odpowiedniej leczniczej
mikstury.
– Czyli to jeszcze potrwa. –
Westchnął Harry mając nadzieję, że zawarł w swoim głosie
wystarczającą ilość zmartwienia, po czym dodał jeszcze: – To
chyba, by nie tracić czasu, zajmę się swoim karnym wypracowaniem.
– Czyli nie udało ci się uniknąć
kary? – Zapytał Ron:
– W sumie to połowicznie. Nie mam
szlabanu, ale za to muszę zapełnić pięć rolek pergaminu.
– Uuu ... to nieciekawie kumplu.
–
Mhm, daruję sobie w ten weekend wycieczkę do Hogsmeade. Nie chcę
wiedzieć co zrobiłby ze mną Snape, gdybym nie wyrobił się z tym
konkretnym zadaniem. Pomijając już fakt, że wciąż nie zrobiłem
tego, co było zadane z innych przedmiotów. – Złoty Chłopiec
kłamał jak z nut, ale widział po twarzach przyjaciół, że z
łatwością to kupili. Miał z głowy przynajmniej wymówkę, by
wymknąć się na spotkanie z Malfoy'em.
– Harry, myślę że lepiej będzie
jak już pójdziesz. – Powiedziała w tym momencie niemalże
szeptem Hermiona, rozglądając się na boki. Harry'ego to
zastanowiło i odruchowo zrobił to samo. Już po chwili doszedł do
wniosku, że dziewczyna ma rację. Wbite w niego oskarżycielskie, a
nawet nienawistne spojrzenia współdomowników, nie zachęcały do
przedłużania wizyty. Harry ponownie poczuł nieprzyjemne ukłucie
bólu w piersi, ale nie komentował już tego co zauważył. Skinął
niemrawo głową i postanowił wyjść jak najszybciej. Okazało się
jednak, że jego zła passa na ten dzień jeszcze się nie
wyczerpała. Odwrócił się w stronę wyjścia i w tym samym
momencie drzwi do Skrzydła Szpitalnego uchyliły się, a zza nich
pojawiła się sama Dolores Umbridge. Harry znieruchomiał, nie było
jak umknąć, musiał wysłuchać wszystkiego co to różowe
nienawistne coś miało do powiedzenia:
– Przyszłam tutaj z zawiadomienia
jednego z uczniów. – Oznajmiła oschle Umbridge do Pomfrey, po
czym jak sprężyna odwróciła się w stronę Harry'ego i jej głos
zaraz nabrał zjadliwych i przesłodzonych tonów: – Ty Potter
zostajesz, mam do ciebie kilka pytań.
Harry bez udziału woli rzucił
oskarżycielskie spojrzenie na Malfoy'a. Ten jednak dyskretnie, by
nikt tego nie zauważył, obronnie podniósł ręce lekko w górę,
zaprzeczając ruchem głowy. Złoty Chłopiec natychmiast zrozumiał,
że jego podejrzenia były niesłuszne, i że było gorzej niż
przypuszczał. To musiał zrobić ktoś z jego domu. Ślizgoni może
i byli jego wrogami, ale po Draco zawsze było widać gdy chciał mu
zaszkodzić. Rozejrzał się po osobach z Gryfindoru i widząc
zadowolone uśmiechy Seamusa i Deana już wiedział kto był
odpowiedzialny za jego z pewnością duże kłopoty. Uśmiech Różowej
Ropuchy nie sugerował dobrego zakończenia tej sprawy, a świergotane
słodko słowa tylko to potwierdziły:
– Widzę Potter, że do końca
będziesz sprawiał problemy. Oczywiście Ministerstwo doda to Twojej
rozprawy również ten incydent.
– A za co tym razem mam płacić? –
Zapytał spokojnym głosem Harry w nadziei, że wychwyci z tej
denerwującej dyskusji choćby najcieńszą, możliwą linię obrony.
– Za zamierzony zamach na zdrowie
uczniów i nauczyciela. – Odpowiedziała Umbridge, a Harry'ego po
prostu zatkało:
– S … słucham? – Spodziewał się
co prawda wielu rzeczy, ale nie tego.
– Uczniowie przedstawili mi swoją
wersję wydarzeń, a ja nie mam powodu, by im nie wierzyć. Poza tym
podejrzane jest, że cała klasa wylądowała przez Ciebie w Skrzydle
Szpitalnym. Widać jak na dłoni, że to było zamierzone działanie.
– Ale profesor Snape ... – Próbował
zacząć się bronić, jednak nie miał szans, bo różowe coś
ponownie weszło mu w słowo:
– Skontaktuję się z nim wkrótce,
jednak nie licz na to, by cokolwiek powiedział na Twoją obronę.
– To był tylko wypadek. Jak jeden z
wielu, które zdarzają się podczas lekcji eliksirów!– Krzyknął
Harry, ale oczywiście został totalnie zignorowany:
– Tylko Ty tak sądzisz. –
Oznajmiła z zadowoleniem Umbridge, po czym głośniej zwróciła się
do wszystkich obecnych, zatrzymując wzrok na Ron'ie i Hermionie: –
A może jest ktoś, kto uważa tak samo jak Potter? – Harry
spojrzał na nich również, ale widząc jak oboje wpatrują się
intensywnie w podłogę zrozumiał, że z ich strony nie może liczyć
na wsparcie. Po raz kolejny się na nich zawiódł. Kolejny i ostatni
... już wszystko rozumiał, żadne ich tłumaczenie nie mogło nic
zmienić. Udając spokój wrócił wzrokiem do Różowej Ropuchy,
teraz nad podziw uradowanej:
– Nie sądzę, by Potter mógłby
zrobić zamach na lekcjach eliksirów Pani Profesor. – Zaskoczył i
Harry'ego i Umbridge głos Malfoya: – Jak ogólnie wiadomo, Potter
jest beznadziejny jeśli chodzi o eliksiry, co zdążył udowodnić
podczas pięciu lat nauki. Żeby zrobić zamach na tej lekcji,
musiałby posiadać w tej dziadzinie hmm ... talent? A może choć
odrobinę mózgu. – Dokończył kpiąco wypowiedź Draco, a
Ślizgoni podkreślili niedorzeczność podejrzeń o posiadanie
wspomnianego, istotnego wszak narządu przez Złotego Chłopca
głośnym rechotem. Harry pomyślał jedynie, że musiał nisko
upaść, skoro największą pomocą służyli mu potencjalni
wrogowie?
– Czy to już wszystko? – Złoty
Chłopiec resztką sił panował nad emocjami, ale wciąż usilnie
starał się utrzymać spokój na twarzy:
– Czyżbyś przestał się już
bronić? – Odparła drwiąco Różowa Ropucha ignorując
wystąpienie Ślizgonów:
– Tak – Odpowiedział zrezygnowany
Harry i nie czekając na odpowiedź po prostu wyszedł. Cicho zamknął
za sobą drzwi do Skrzydła Szpitalnego i od razu zaczął biec.
Chciał znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Czuł jak pieką
go oczy, jednak resztkami sił nie pozwolił łzom popłynąć.
Zatrzymał się dopiero na skraju Zakazanego Lasu oddychając ciężko.
Nie wierzył, że to działo się naprawdę. Przy takich oskarżeniach
istniało spore prawdopodobieństwo, że zostanie wyrzucony ze
szkoły. Wyglądało na to, że faktycznie mu to zrobią. W takim
wypadku pozostałoby mu tylko czekać, aż Voldemort „zechce go
odwiedzić”. Czuł się zdradzony. Już wcześniej to widział,
jednak teraz, kiedy Hermiona z Ronem otwarcie, na forum publicznym
odmówili mu swojego wsparcia … bolało... tak bardzo to bolało.
Harry odetchnął kilka razy głęboko, by opanować emocje. Nie
zamierzał na razie wracać do zamku. Na jakiś czas miał dość
tych wszystkich fałszywych ludzi. Postanowił, że skoro już tu
jest, co prawda trochę za wcześnie, ale i tak spróbuje odnaleźć
Aragoga. Musiał natychmiast zająć czymś myśli, żeby nie
analizować bez końca zachowania swoich wątpliwych przyjaciół i
innych ludzi, ani swoich przyszłych poczynań na wypadek wydalenia.
Westchnął ciężko i ruszył jedną ze ścieżek w głąb
Zakazanego Lasu.
Harry nie bardzo wiedział, gdzie
znaleźć Aragoga, dlatego postanowił na początek dojść na znaną
sobie polanę, na której niegdyś leczył samicę graniana. Nawet
jeśli gdzieś po drodze nie natrafi na pająka, to odpocznie na
brzegu jeziorka. Chłopak rozglądając się uważnie po drodze
dotarł wreszcie do celu. Miejsce okazało się takie jak pamiętał.
Zielona polana, duża, cicha, urokliwa i jak się okazało po
krótkiej chwili nie pusta. Niedaleko od miejsca, w którym Harry
próbował pomóc granianowi leżał Aragog. Nawet z daleka widać
było, że cierpi, wstrząsany co jakiś czas dreszczami. Harry,
zadowolony ze spotkania odetchnął, by zapanować nad nerwami i
ruszył w stronę stworzenia. Tym razem był uzbrojony w różdżkę
i czuł się przez to pewniej, chociaż nie zamierzał osłabiać
czujności. Kiedy był już zaledwie kilka kroków od wielkiego
pająka, powiedział na powitanie:
– Witaj, cieszę się, że mimo
wszystko Cię widzę.
– Chęć przeżycia była większa
niż duma, choć zaskoczony jestem, że Ciebie widzę. Prawdę mówiąc
nie spodziewałem się. Podejrzewam, że żaden inny człowiek by
tego nie zrobił dla takiej istoty jak ja. – Stwierdził Aragog.
– Masz rację, ludzie myślą tylko o
sobie. – Przytaknął Harry, mając w pamięci niedawne wydarzenia
ze Skrzydła Szpitalnego i wyciągając równocześnie różdżkę.
Pająk na ten widok gwałtownie drgnął, a Harry poniewczasie
zreflektował się i uspokajająco wyjaśnił: – Przepraszam,
mogłem uprzedzić. Chcę rzucić na Ciebie zaklęcie ogrzewające,
pozwolisz mi? – Aragog wyraźnie się rozluźnił i lekko skinął
potwierdzająco, a chłopak wykonał co zamierzał i natychmiast
schował różdżkę, po czym sięgnął do torby i wydobył kilka
fiolek eliksirów. Teraz dopiero nadszedł najtrudniejszy moment i
Gryfon zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Pająk będzie musiał
zaufać jemu, ale i on będzie zmuszony zaufać Aragog'owi i podejść
bardzo blisko, by zaaplikować lekarstwa. Zanim Harry cokolwiek
zrobił czy powiedział, odezwał się bardzo zadowolonym, na ile
pozwalało cierpienie, głosem wielki pająk:
– Boisz się Harry Potterze. –
Chłopak lekko wzruszył ramionami i stwierdził:
– Byłbym głupcem gdybym się nie
bał. – Po czym uniósł fiolki, by podkreślić wagę tego co
teraz chciał stworzeniu oznajmić. – Mam tutaj kilka eliksirów
odkażających. Proszę, byś się teraz nie ruszał. Zamierzam
podejść do Ciebie i polać nimi ranę. – Aragog w milczeniu
skinął i zamarł. Harry z mocno bijącym sercem, spokojnym krokiem
podszedł do stworzenia, odkorkował fiolkę i zawartością polał
ranę. Później w ten sam sposób zużył kolejne. Pająk uważnie
obserwował jego poczynania, ale chyba nie byłby sobą, gdyby nie
skomentował całej sytuacji po swojemu:
– Jesteś teraz całkowicie
odsłonięty, byłbyś dla mnie wprost idealnym łupem.
– Zdaję sobie z tego sprawę. –
Harry ponownie wzruszył ramionami, obserwując jak powoli eliksir
zaczyna działać. – Obaj mamy do siebie interesy, więc możemy o
tym równie dobrze podyskutować. Choć wolałbym tym razem uniknąć
testowania mocy Twojego jadu na sobie. To co działo się podczas
naszego poprzedniego spotkania było chyba najgorszym doświadczeniem
w moim życiu.
– Jednak przeżyłeś. – Skwitował
z zadowoleniem wielki pająk. – Od początku wiedziałem, że tak
właśnie będzie.
– Skąd mogłeś mieć niby pewność,
że przeżyję? – Zapytał podejrzliwie Gryfon, po czym dodał: –
I przy okazji, muszę na chwilę wyjąć znowu różdżkę, by
wyczarować pojemnik. – Informacja została zignorowana
przez Aragog'a, który nie silił się już na odpowiedzi, a
ograniczył się jedynie do obserwacji poczynań chłopaka. Harry
wyciągnął więc różdżkę i transmutował pobliski kamień w
miskę, po czym ponownie sięgnął do torby, wyjmując kolejno osiem
fiolek z eliksirami i opróżniając je do naczynia. Przy tej pracy
komentował, od razu informując stworzenie: – Jest tutaj eliksir
uzupełniający krew oraz regenerujący. Wypij, pomogą Ci dojść do
siebie. Mam tu też słoiczek z maścią i opatrunki. Muszę wrócić
do Twojej rany. – Aragog w milczeniu zajął się piciem,
pozwalając Gryfonowi wetrzeć maść w okolice rany, następnie
delikatnie obłożyć skaleczenie gazą i zakleić. Harry zadowolony
z efektu usiadł na ziemi, obserwując jak stworzenie wypija eliksir.
Akromantula skończyła i skomentowała:
– Masz jednak więcej odwagi niż
sądziłem, albo głupoty. – Na co Harry odpowiedział spokojnie:
– Masz więcej honoru od ludzi i
jestem niemalże pewien, że nic mi nie zrobisz.
Aragog wnikliwie wpatrzył się w oczy
chłopca, a widząc, że ten naprawdę wierzył w to co mówił,
zamyślił się głęboko. Miał mieszane uczucia. Ogólnie
nienawidził ludzi, ale to ludzkie młode było jednak inne. Chłopak
dotrzymał swojej umowy, choć tak naprawdę nie musiał tego robić.
Nie tylko on, Aragog zauważył tą odmienność. Centaury również
zdawały się to widzieć. To młode zachowywało się inaczej od
innych ludzi przy magicznych stworzeniach. Choćby teraz, po
początkowym niepokoju nie było nawet śladu, chłopak wydawał się
spokojny, wręcz zrelaksowany. Wielka akromantula była taką postawą
młodego maga zaskoczona, a nawet zszokowana. Aragog nie był młody,
ale takie zachowanie człowieka wobec niego, miał okazję obserwować
po raz pierwszy. Jaki czarodziej czułby się tak swobodnie przy
akromantuli? Najwyraźniej jeden się taki znalazł. Aragog z każdą
chwilą zaczynał odzyskiwać siły, rana coraz mniej mu dokuczała,
opatrunek przyjemnie ją rozgrzewał i trochę wbrew sobie odczuł
wdzięczność i szacunek do młodego czarodzieja.
– Po co potrzebny Ci mój jad? –
Zapytał głównie po to, by przerwać ciszę.
– Oh ... Chcę uwarzyć eliksir,
który pomoże mi usunąć bliznę. Składniki są naprawdę bardzo
trudne do zdobycia i praktycznie pozostał mi tylko Twój jad.–
Wytłumaczył chłopak.
– O tej bliźnie mówisz? –
Podniósł powoli jedno ze swoich odnóży, by odsunąć włosy z
czoła chłopaka i odkryć sławną bliznę. Jednocześnie wielki
pająk chciał sprawdzić jego reakcję, nie spodziewał się jednak,
że będzie to lekki uśmiech.
– Liczę, że i na tą bliznę coś
da się poradzić. Prawdę mówiąc chodziło mi o inną: – Mówiąc
to Harry wyciągnął w stronę stworzenia rękę, na której
widniała biała blizna w formie napisu: „ Nie będę opowiadać
kłamstw. Nigdy nie podważę kompetencji nauczyciela”. – Aragog
wydawał się poruszony tym widokiem i pewnie, gdyby miał brwi
uniósł by je w zdumieniu. Po chwili zapytał:
– Jak powstały te znamiona?
– To było krwawe pióro. W używaniu
go w ramach kary lubuje się Umbridge, zresztą nieważne ...
pisałam nim dość często w tym roku. Działa na takiej zasadzie,
że cokolwiek nim napiszesz na pergaminie, kopiuje się na dłoni, a
za atrament służy krew piszącego. Niezbyt przyjemne i dość
bolesne. – Wyjaśnił Harry, a pająk skinięciem potwierdził, że
zrozumiał. – To nie jest coś o czym chciałbym wspominać, a
patrzenie na tą skazę na dłoni przypomina mi cholerną różową
ropuchę, która przyszła do szkoły tylko po to, by mi uprzykrzać
życie i ułatwić Voldemort'owi jak najszybsze zabicie mnie.
Prawdopodobnie zostanę wkrótce wyrzucony z Hogwartu z jej winy ...
Wiesz, ludzie są naprawdę okropni i nie można im ufać. W ciągu
mojego całego życia zawsze byłem okłamywany, wykorzystywany przez
innych, szykanowany oraz raniony. Mam tego już naprawdę dosyć. Nie
dziwię się, że nie ufasz ludziom. Jestem człowiekiem, a też im
nie ufam, już nie potrafię. Zawsze na koniec jest tylko ból. –
Gryfon skończył i odetchnął czując, że naprawdę mu ulżyło.
Widział wyraźnie, że Aragog słucha go cierpliwie i uważnie.
Chyba to mu najbardziej pomagało, że ktoś go wysłuchał, że nie
musi już sam się z tym wszystkim co się działo borykać. Nie
spodziewał się właściwie żadnego komentarza, ani rady,
wystarczyło podzielenie się kłopotami. Wielki pająk jednak
zdecydował się odezwać, równocześnie przyciągając do siebie
wcześniej przez Harry'ego wyczyszczone zaklęciem fiolki po
eliksirach leczących i napełniając je po kolei jadem:
– Przechodzisz przez ciężkie czasy
Harry Potterze. Zostałeś zdradzony zdecydowanie zbyt wiele razy ...
– Trzecia fiolka została wypełniona jadem, ale Aragog nie
przerwał swojego zajęcia, mimo cichej uwagi Harry'ego, że już
wystarczy. Akromantula systematycznie wypełniła wszystkie fiolki,
po czym spokojnie obserwowała jak chłopak je korkuje, zabezpiecza
kilkoma różnymi zaklęciami i chowa do torby. Kiedy Gryfon skończył
i podniósł na stworzenie swój smutny wzrok, Aragog ku własnemu
zdumieniu odczuł potrzebę pocieszenia młodego maga. Roześmiał
się po swojemu i z mrocznym humorem skomentował całą sytuację: –
Masz przy sobie dostateczną ilość jadu, by zlikwidować co
najmniej połowę ludzi w zamku. Mogę Ci tylko życzyć powodzenia,
mnie się to jak dotąd nie udało. – Harry nie wytrzymał i
roześmiał się, szczerze zaskoczony, że pająk ma poczucie humoru,
co prawda specyficzne, ale jednak. Na koniec odpowiedział, wciąż z
uśmiechem na ustach:
– Warto to przemyśleć. Dziękuję
za pomoc. – Kiedy już słowa przebrzmiały, Gryfon ponownie
parsknął śmiechem przy wtórze charakterystycznego śmiechu
akromantuli. Zdał sobie sprawę, że jego podziękowania zabrzmiały
cokolwiek dwuznacznie. Po chwili się opanował i w dużo
pogodniejszym nastroju niż w momencie, kiedy przybył w to miejsce,
postanowił się pożegnać z wielkim pająkiem. Zanim jednak wstał,
zaproponował jeszcze: – Może wspomnieć Hagridowi o Twojej ranie?
Mógłby pomóc jakby coś się skomplikowało.
– Twoja dzisiejsza pomoc jest
wystarczająca. Dziękuję.
– Oh ... to nic takiego. Cieszę się,
że mimo wszystko mogłem pomóc, choć za otrucie mnie wciąż
jestem zły.
– Byłem pewny, że nic Ci nie
będzie. – Powtórzył tajemniczo pająk, więc Harry ponowił
pytanie:
– Mówiłeś już o tym wcześniej
... Skąd miałeś pewność?
– Pamiętasz jak znalazłeś się w
głębiach lasu? – Zapytał Aragog obserwując chłopca, który
zaprzeczył ruchem głowy. Pająk kontynuował: – Jedno z moich
dzieci widziało Cię i powiedziało mi. Nie mogłem w to uwierzyć,
więc poszedłem na miejsce, w którym leżałeś wciąż w swojej
animagicznej formie. Niedługo już to trwało, po chwili zmieniłeś
się z powrotem.
– Widziałeś moją animagiczną
formę? Jaka ona jest?
– Podejdź Harry Potterze sądzę, że
nie warto tego rozgłaszać. – Chłopak podniósł się z
dotychczas zajmowanego miejsca i podszedł do akromantuli. Pająk
nieomalże szeptem wypowiedział nazwę zwierzęcia, a Harry'emu
momentalnie zaschło w gardle z emocji. Zamrugał szybko z
zaskoczenia i rzucił:
– Żartujesz prawda? – W zamian
otrzymał dobrą radę:
– Sam sprawdź. Znajdź odpowiednie
miejsce, z którego się nie wymkniesz. Być może wtedy uwierzysz. A
teraz na mnie już pora, zaczynam odczuwać poważnie głód, a nie
przywykłem do gawędzenia z potencjalna ofiarą.
– Taa ... też było mi miło. –
Odpowiedział Harry trochę zaczepnie, po czym spokojnie obserwował
jak Aragog znika w ciemnościach lasu. Po chwili sam udał się w
drogę powrotną, a kiedy doszedł na skraj Zakazanego Lasu, narzucił
na siebie pelerynę niewidkę i wrócił do zamku. Nie miał teraz
najmniejszej ochoty z kimkolwiek rozmawiać tym bardziej, że chciał
najpierw sprawdzić to, co powiedział mu Aragog. Nawet nie bardzo
obchodził go fakt, że prawdopodobnie nie wróci na noc do
dormitorium. Przelotnie pomyślał, że może Ron z Hermioną będą
mieć na tyle przyzwoitości, że jakoś zatają ten fakt. Oczywiście
teraz wątpił w to coraz bardziej.
Przed Pokojem Życzeń wyobraził
sobie polankę z umieszczonymi naokoło lustrami porośniętą miękką
trawą. Jak zawsze pokój spełnił jego oczekiwania. Zadowolony
Gryfon schował torbę i położył się na trawie, starając się
oczyścić umysł. Początkowo dręczyły go obawy, że znowu poczuje
ten okropny ból, co nie pomagało mu w skupieniu. Po pewnym czasie
zorientował się, że to mu przeszkadza i odepchnął tą myśl.
Zamknął oczy wyciszając się, skupił się na swoim wnętrzu i
zaczął czuć jak jego ciało powoli przekształca się w zwierzęce.
Świadomość jednak balansowała na krawędzi ponownego zatracenia
się, więc wciąż leżał. Starał się utrzymać swoją ludzką
jaźń jak najdłużej. Walka o dominację w głowie naprawdę była
ciężka, Harry stracił poczucie czasu. Jedna myśl kołatała mu
się w głowie, że udało mu się przemienić i wciąż walczy ze
zwierzęcą naturą. To dodawało mu otuchy. W końcu zdecydował się
wstać i wciąż panując nad zwierzęciem spojrzał w lustra.
Zobaczył wyraźnie swoje odbicie, ale niestety w tym samym momencie
jego zwierzęca forma ponownie przejęła władzę nad ciałem i
ludzka jaźń została gwałtownie zepchnięta w daleki zakamarek
umysłu.
Harry wybudzał się powoli. Czuł się
lekko zamroczony. Pamiętał dużo ze swojej przemiany, to znaczy
wszystko wraz z chwilą spojrzenia w lustro. Już wiedział jakim
zwierzęciem jest jego animagiczna forma. W sumie był z niej
naprawdę zadowolony. Oczywiście nadal problemem było zapanowanie
nad zwierzęcą naturą, ale chłopak miał nadzieję, że treningi
pomogą mu rozwiązać ten problem. Zdecydował, że Pokój Życzeń
jest doskonałym miejscem do ćwiczeń, przynajmniej do czasu, aż
będzie pewny, że nikogo nie skrzywdzi nieświadomie. Pokój, który
był teraz w opłakanym stanie się odnowi, ale poranieni, czy zabici
ludzie nie koniecznie. Zwłaszcza zabici. Chłopak przetarł twarz,
po czym rzucił krótkie „Tempus”, by sprawdzić czas. Zaskoczyło
go, że miał jeszcze pół godziny nim nauczyciele zaczną
patrolować korytarze. Spędził tu zatem tylko trzy godziny. To było
pocieszające, zdecydowanie krócej niż podczas ostatniej przemiany,
co napawało go optymizmem. Zastanawiał się czym powinien się
teraz zająć. Nie bardzo miał ochotę wracać do dormitorium.
Odpowiedź nadeszła sama, gdy usłyszał burczenie we własnym
brzuchu. Kuchnia pełna skrzatów, to zdecydowanie było dobre
miejsce. Wychodząc upewnił się, że nikt go nie widzi i udał się
w stronę w stronę piwnic Hufflepuffu. Nie do końca miał
szczęście, jeśli chodzi o omijanie ludzi, ponieważ na jednym z
głównych korytarzy natknął się Malfoy'a. Harry postanowił udać,
że go nie widzi, jednak Ślizgon zdawał się tego nie zauważyć i
gdy tylko zbliżyli się do siebie odezwał się:
– Przykro patrzeć na lwa, który
stracił pazury. – Powiedział to tak zwyczajnie, bez kpiny, a
nawet smutno, że Harry odwrócił się do niego, by skomentować,
równie spokojnym głosem:
– Nie potrzebuję Twojej litości
Malfoy To co zrobiłeś w Skrzydle Szpitalnym było niepotrzebne. –
Blondwłosy Ślizgon chciał się chyba oburzyć, ale Harry nie
dopuścił go do głosu: – Mimo to dziękuję. Mój szkolny wróg
okazał się być bardziej odważny i honorowy niż przyjaciele.
Doceniam Twój wysiłek.
– Zdajesz sobie sprawę, że naprawdę
możesz wylecieć? Twój kochany dyrektor nie robi ostatnio zupełnie
nic. Ty również popadłeś w stagnację. Nie poznaję Cię.
– Wystarczy, nic więcej nie mów.
Nie mam czasu na pogaduszki. Myśl sobie co chcesz. To co zrobię,
albo i nie zrobię, nie powinno Cię interesować. To nie twoja
sprawa. – Harry umilkł, a po chwili uśmiechnął się drapieżnie
i dopowiedział: – Zemsta najlepiej smakuje na zimno Draco. I myśl
sobie o tym co mówię, co uważasz za stosowne.
Kiedy Złoty Chłopiec odszedł, Malfoy
uśmiechnął się szczerze. Intrygował go ten inny Harry. Ten,
który czasem wyglądał zza naiwnej maski. Zdecydowanie, już od
dawna zauważył, że Gryfon się zmienił i nie jest już tym
Potterem, którym Draco gardził. Harry miał w sobie coś mrocznego
i gdy Ślizgon widział jak ujawnia tą stronę, mimowolnie dreszcze
przechodziły mu po plecach. Znał jeszcze jedną osobę, która
potrafiła jak Potter, odpowiednim uśmiechem sprawić, że jej
wrogowie drżeli. Był nią oczywiście sam Czarny Pan. Malfoy
pokręcił w zamyśleniu głową, kiedy doszedł do wniosku, że
jednak jego odczucia wobec Potter'a i Voldemorta zdecydowanie się
różnią. Postanowił jedno – będzie obserwować Gryfona.
Harry wszedł do hogwardzkiej kuchni i
rozejrzał się po otoczeniu. Dostrzegł Zgredka, który jak zwykle
cały się rozpromienił, gdy tylko go zauważył. Kiedy skrzat
usłyszał, że Harry jest głodny, natychmiast zaproponował miejsce
przy stole i na moment zniknął tylko po to, by w następnej chwili
pojawić się wraz z innymi skrzatami. Wspólnie zastawiły blat
przed Złotym Chłopcem naczyniami wypełnionymi różnymi potrawami.
Harry roześmiał się, podziękował serdecznie stworzeniom i zabrał
się za jedzenie. Apetyt mu dopisywał i gdy już się nasycił,
ponownie podziękował skrzatom. Zawahał się, po czym postanowił
jeszcze raz porozmawiać ze Zgredkiem, który zdawał się wiedzieć
więcej o jego drugim roku w szkole, niż on Harry, sam pamiętał.
Popatrzył w wielkie oczy stojącego obok skrzata i uśmiechnął się
lekko zaczynając rozmowę:
– Zgredku, możesz mi powiedzieć czy
ktoś zabronił Ci rozmawiać ze mną? – Warto było się tego
dowiedzieć, bo jak Harry zauważył stworzenie, mimo że chciało,
nie mogło mówić o tym jak się poznali.
– Nic Zgredkowi nie powiedziano o
zakazie rozmowy z Harry'm Sir! Jednak Zgredek nie może wspominać o
przeszłości Harry'ego.
– Nie czujesz teraz żadnego przymusu
krzywdzenia się prawda? – Chłopak wolał się upewnić, zanim
zada kolejne pytanie.
– Zgredek jest bardzo rad, że Harry
Potter się martwi. Zgredkowi nic nie będzie, dopóki nie będziemy
rozmawiać o przeszłości, o której nie wolno Zgredkowi mówić. –
Skrzat uśmiechnął się radośnie.
–Więc ... możesz mi powiedzieć kto
stoi za tym, że musisz milczeć?
– Obecny dyrektor tego zamku Albus
Dumbledore, zabronił Zgredkowi mówić o tym co było.
–Ah ... to ma sens ... – Wycedził
gorzko Złoty Chłopiec, jednak widząc jak skrzat smutnieje,
natychmiast przywołał na twarz cokolwiek sztuczny uśmiech. Więcej
na razie nie chciał wiedzieć, więc pogawędził jeszcze ze
stworzeniem na różne tematy. Później, żegnając się poprosił o
kilka kanapek na jutrzejsze śniadanie i narzucając pelerynę
niewidkę opuścił gościnną kuchnię.
Długo stał za drzwiami zastanawiając
się co teraz powinien zrobić. Dość dawno zaczęła się cisza
nocna, a co za tym idzie patrolowanie korytarzy przez nauczycieli. W
końcu zdecydował. Dawno nie odwiedzał Agresji, więc równie
dobrze mógł to zrobić dzisiaj. Ukryty pod peleryną niewidką
dotarł do biblioteki, wszedł cicho do niej i oświetlając sobie
różdżką pomieszczenie ruszył w stronę Zakazanego Działu
nawołując cicho znajomą księgę. Już po chwili usłyszał
spadające z jednej z półek tomiszcze, które z szelestem i
cichymi, pełnymi zadowolenia pomrukami sunęło po podłodze. Harry
zdjął z siebie pelerynę, wsunął ją do torby i pochylił się,
by podnieść książkę. Kiedy już miał ją w rękach, tomiszcze
polizało go po dłoniach.
– Mam nadzieję, że nie robisz tego
by sprawdzić mój ewentualny smak. – Zażartował siadając na
jednym z krzeseł czytelni, a księgę położył przed sobą na
stole. – Wciąż zastawiam się jak by tu Cię wynieść ... W
wolnych chwilach sprawdzałem różne zaklęcia i o ile zwykłe
książki nie stanowią problemu, to z tymi z Zakazanego Działu jest
już poważny kłopot, którego jak na razie nie potrafię ominąć.
Pomyślałem, że być może coś na to poradzisz, ostatnio pomogłaś
mi z recepturą na eliksir, który pomoże mi usunąć tą paskudną
bliznę, wątpliwą pamiątkę po Umbridge. Nawet mam już wszystkie
składniki! – Pochwalił się, zdając sobie jednocześnie sprawę,
że nic już nie stoi na przeszkodzie, by ten eliksir uwarzyć. W tym
momencie Harry postanowił, że następnym miejscem, które odwiedzi
będzie niestety wieża Gryffindoru. Musiał zebrać wszystko co było
potrzebne do warzenia mikstury. Postanowił, że pracę wykona w
Pokoju Życzeń. Wszystkie myśli przemknęły mu błyskawicznie
przez głowę, ale równocześnie zauważył ruch ze strony Agresji,
która otworzyła się w jednym miejscu. Harry mając nadzieję, że
być może to wskazówka jak wydostać ją z biblioteki, zajrzał z
uwagą na otwarte strony i aż sapnął z zaskoczenia. Tomiszcze
prezentowało mu przepis na eliksir poprawiający humor. Chłopak
zaśmiał się cicho i skomentował lekko głaszcząc księgę: –
Dziękuję. Ostatnio otuchy dodają mi magiczne stworzenia i
przedmioty, a ludzie jedynie gnębią i zawodzą. – Harry zamyślił
się smutno wracając pamięcią do dzisiejszych wydarzeń. Pewnie
rozmyślałby długo, ale dość mocne ugryzienie zaoferowane mu
przez Księgę, natychmiast postawiło go do pionu. Chłopak masując
obolałą dłoń uśmiechnął się niewesoło i stwierdził: –
Tak, tak, pojąłem, mam nie rozpamiętywać. Dzięki Agresjo, to
było otrzeźwiające. Pobędę trochę z Tobą, popracuję nad
zadaniami.
Złoty Chłopiec otworzył torbę,
wyciągając z niej kilka pergaminów, pióro i kałamarz, a także
podręczniki. Postanowił zabrać się za zadanie dla Snape'a, więc
zebrał na stoliku również kilka książek dotyczących eliksirów
i składników do nich, mając nadzieję, że będą mu pomocne. W
końcu zasiadł do pisania. Agresja okazała się niezwykle
użyteczna. Pomagała szukać najbardziej przydatnych w danej chwili
książek, nakierowując jego dłoń na odpowiednią, tak jak
ostatnim razem. Dzięki księdze nie tracił czasu na przeszukiwanie
podręczników i w rezultacie praca szła Harry'emu składnie. Szybko
posuwał się w niej do przodu. Po pewnym czasie obydwa wypracowania
były gotowe i Gryfon postanowił przeczytać je jeszcze raz w
całości, by wyłapać ewentualne błędy, czy niedociągnięcia.
Kiedy skończył, ocenił, że obydwie prace były bardzo dobre.
Doszedł nawet do tego co zrobił źle i dlaczego odczuł
nieprzyjemne skutki uboczne. Analiza wypracowań pochłonęła
Harry'ego na pewien czas i Agresja najwyraźniej zaczęła się
nudzić, bo zwijając już rolki pergaminów chłopak zauważył, że
tomiszcze podskubuje podręcznik Obrony przed Czarną Magią. Harry
uśmiechnął się i stwierdził:
– Jak chcesz proszę bardzo, zjedz
ją. Ta książka jest bezużyteczna i nie zawiera w sobie nic
wartego przeczytania. – Agresja zdawała się podzielać jego
opinię i zaczęła już bez żadnego krygowania się, ostentacyjnie
gryźć wspomniany podręcznik. Mniej więcej w połowie książki
tomiszcze zaczęło wypluwać co ugryzło, na co Harry patrzył z
uśmiechem i w końcu stwierdził: – Nie żebym się dziwił, że
nie jest smaczna. – Agresja skończyła z Obroną przed Czarną
Magią, na moment zamarła, jakby się zastanawiała, po czym
skubnęła leżący przy stercie książek dziennik. Harry zareagował
głośno: – Ej! Tego nie ruszaj! – Okrzyk właściwie nie był
potrzebny, bo to małe skubnięcie i uważne obwąchanie dziennika
wystarczyło, by Agresja zaczęła na niego warczeć, co z kolei
zaskoczyło Harry'ego. Tomiszcze odsunęło się od dziennika,
następnie szybko zeskoczyło ze stołu i wróciło z powrotem do
Zakazanego Działu. Nawoływanie księgi nic nie dawało, więc
Gryfon odniósł wzięte z półek bibliotecznych książki, spakował
swoje rzeczy i zarzucając na siebie pelerynę niewidkę, ruszył w
stronę wieży Gryffindoru.
Wszyscy oczywiście dawno już spali,
również w dormitorium Harry'ego, więc Złoty Chłopiec po cichu
zebrał komponenty do wykonania eliksiru, co trzeba było zmniejszył
i schował wszystkie wybrane rzeczy do torby. Żeby upewnić Rona, że
mimo wszystko był tutaj, spał i wszystko gra, trochę potarmosił
idealnie posłane łóżko. Ostatnie czego mu brakowało to
poszukiwania na szeroką skalę po całym zamku. Tak cicho jak się
pojawił, wyszedł i pod peleryną niewidką udał się do Pokoju
Życzeń. Pokój odpowiedział na potrzeby Harry'ego i kiedy chłopak
do niego wszedł, zobaczył tylko łóżko. Nie zastanawiał się
długo i opadł na nie, błyskawicznie zapadając w sen.
Rano obudził się rześki i
wypoczęty. Na pierwszej lekcji pojawił się zajmując pustą ławkę
na uboczu. Hermiona z Ron'em przyglądali mu się uważnie, jednak
postanowił ich ignorować i nie reagować na znaki zachęcające do
siadania bliżej, czy też podejścia. Wychodził z lekcji pierwszy,
a na kolejnych zajęciach pojawiał się jako ostatni. Robił
wszystko, by nie mieć możliwości spotkania z „przyjaciółmi”
i rozmowy, bo nie był pewien czy podczas konfrontacji nad sobą
zapanuje. Zbawiennym elementem wyposażenia okazała się peleryna
niewidka, która pomagała Harry'emu uniknąć Ron'a i Hermiony na
korytarzach i podczas przejść na kolejne zajęcia. Z zadowoleniem
przyjmował też fakt, że następnego dnia była sobota i wyjście
do Hogsmeade z czego pewnie jego „przyjaciele” i większość
innych uczniów skorzystają, a w niedzielę wypadała Noc Duchów.
Harry znał swój dom i wiedział, że będzie z tej okazji wielka
impreza, więc dla niego generalnie też święty spokój. Harry'ego
wyjście sobotnie, Noc Duchów i impreza w Gryffindorze niewiele
obchodziły, ale były ważne, ponieważ te dni postanowił
przeznaczyć na warzenie swojego eliksiru, wypróbowanie go,
ćwiczenia animagii, a w międzyczasie spotkanie z Draco i
odpoczynek. Już dziś rano go zaczął warzenie eliksiru i zgodnie z
przepisem zostawił zanurzony w wodzie włos pogrebina na małym
ogniu na kilka godzin. Dzięki temu mógł spokojnie uczestniczyć w
lekcjach, bo termin kolejnych prac przy miksturze wypadał już po
ostatniej lekcji przewidzianej na ten dzień. Dlatego po zajęciach
Harry planował wrócić do Pokoju Życzeń i kontynuować
wykonywanie specyfiku, który miał zlikwidować bliznę po krwawym
piórze.
Lekcje się skończyły i Harry
osłonięty peleryną niewidką udał się zgodnie z planem, szybkim
krokiem do Pokoju Życzeń, gdzie od razu zajrzał do kociołka. Ku
jego radości gotowanie przez kilka godzin włosu pogrebina
spowodowało, że eliksir na tym etapie warzenia przybrał
intensywnie żółtą barwę, czyli taką jaka była przewidziana w
przepisie. Po kilkunastu minutach chłopak mógł przejść do
dalszych czynności. Dodał odpowiednią, odmierzoną dokładnie
ilość pokruszonego, suszonego liścia miechunki i startego w
moździerzu na proszek korzenia karbownika. Podczas, gdy komponenty
łączyły się same, Harry miał godzinę na zajęcie się piórem
feniksa, które trzeba było pokroić na równe kawałeczki. To była
trudna i wymagająca szczególnej uwagi część przygotowania
składników. Nie mógł tutaj popełnić żadnego błędu. Odciął
i odrzucił obydwa końce pióra, a to co zostało wyrównał. Teraz
pozostało pociąć je na precyzyjne, prostokąciki o wymaganych
wymiarach. Kiedy Harry wreszcie był pewien, że wszystkie kawałki
pióra są takie jak należy, minęła wymagana godzina i nadszedł
czas dodania tego składnika do tworzonej mikstury. Prostokąciki
pióra feniksa rozrzucone równomiernie po całej powierzchni
zawartości kociołka podskakiwały wesoło na bulgoczącej cieczy.
Chłopak obserwował eliksir i czekał na odpowiedni moment, by dodać
następny składnik. Na razie miał czekać, aż pióro stopniowo
odda wywarowi swoją magię, a mikstura przybierze odpowiedni,
opisany w przepisie kolor. Minęła chwila i fragmenty pióra feniksa
zaczęły tracić ostre kontury i zaczęły się jakby roztapiać,
łącząc z całością, która najpierw przybrała miły dla oka
zielony kolor, na którym z czasem zaczęły pojawiać się
słonecznie żółte smugi. Kiedy cała powierzchnia eliksiru zaczęła
wyglądać jak zielono–żółta zebra, przyszedł czas na dodanie
sproszkowanego rogu buchorożca i mieszanie znów wymagające
precyzji, tym razem w odmierzaniu czasu. Co pół minuty, trzeba było
zamieszać jeden raz, powoli, albo zgodnie z ruchem wskazówek
zegara, albo w stronę przeciwną do tego ruchu i tak na przemian.
Całość miała trwać pół godziny. Skupienie nad wykonywaną
pracą spowodowało, że Harry'emu nie zdążyło się znudzić przy
tym zajęciu. Kiedy eliksir przybrał już odpowiednio
soczysto–krwisty kolor, przyszedł czas na wygaszenie ognia,
przykrycie kociołka i odstawienie mikstury na dwie godziny, by jak
pisano w przepisie ostygła i odstała się w celu dokładnego
przeniknięcia się dotychczas dodanych elementów, co było ważne
dla dalszego etapu warzenia. Harry odetchnął z ulgą i otarł pot
ze skroni zmęczony kilkugodzinnym napięciem. Położył się na
łóżku. Odetchnął kilka razy, by się rozluźnić. Nie chciało
mu się właściwie spać, dlatego postanowił trochę poćwiczyć
animagię. Nie zamierzał jednak się przemieniać, by nie stracić
eliksiru. Zamierzał poćwiczyć skupienie i mobilizację ciała do
momentu, kiedy będzie czuł, że jest na skraju przemiany. Jak
pamiętał, zawsze odczuwał ten moment wyraźnie. Dopiero sama
przemiana powodowała, że tracił kontrolę nad animagiczną
postacią. Wielokrotne ćwiczenia tego etapu spowodowały, że kiedy
do podjęcia pracy nad eliksirem pozostało trzynaście minut, Harry
mógł uznać, że opanował animagię do momentu przemiany. Nie miał
czasu się z tego cieszyć, ponieważ musiał się skupić na
przygotowaniu odpowiedniej ilości śluzu gumochłona, który jako
kolejny miał zostać dodany do eliksiru, wraz z jedną kroplą jadu
akromantuli. Harry odmierzył do miseczki odpowiednią ilość śluzu,
po czym dodał kroplę jadu i zabrał się za trudny etap
przygotowania tych składników, który teoretycznie na trudny nie
wyglądał. Należało trzymać łyżeczkę do mieszania wykonaną z
drewna gruszy pod odpowiednim kątem i mieszać zawartość od
zewnątrz do środka spiralnie, wciąż utrzymując mieszadełko w
tym samym nachyleniu. To miało zapobiec wydzielaniu się trujących
oparów powstających podczas łączenia się obydwu składników.
Teoretycznie łatwe zadanie okazało się wyjątkowo trudne. Przede
wszystkim Harry miał w torbie oprócz srebrnej, stołowej i złotej,
także trzy drewniane łyżeczki do mieszania: z drewna głogu,
gruszy i lipy. Problem w tym, że nigdy nie był pewien która jest
która. Wybrał jedną, która wydawała mu się odpowiednia i wziął
się do pracy. Pierwsza porcja składników już po dwu ruchach łyżką
zaczęła wydzielać trujące opary, więc Harry czym prędzej usunął
zawartość miseczki i zabrał się do odmierzania kolejnej porcji
składników. Ustawił łyżeczkę jak mu się wydawało odpowiednio
i podjął kolejną próbę, ale niestety efekt był ten sam. Opary
zaczęły powodować u niego zawroty głowy i pieczenie oczu, ale
czas kiedy musiał dodać tę mieszankę do eliksiru się zbliżał,
więc chłopak zignorował ewidentne objawy zatrucia i odmierzył
kolejne porcje składników. Tym razem postanowił wymienić
drewnianą łyżeczkę, bo przecież również ona mogła być
przyczyną wydzielania się trującego gazu. Ustawił mieszadełko
pod odpowiednim kątem i zaczął mieszać. Niemal od razu przerwał.
Wyjątkowo intensywny kłąb oparów spowodował, że odczuł ból w
całym ciele i zaczął mieć problemy z oddychaniem, Po raz kolejny
więc usunął zawartość miseczki i pospiesznie odmierzył kolejne
porcje śluzu gumochłona i kroplę jadu Aragoga, wymienił łyżeczkę
do mieszania na trzecią i wsparty mocno o blat, bo zawroty głowy
nie ustawały, skrupulatnie pochylił łyżeczkę pod wskazanym kątem
i zaczął mieszać. Tym razem nie było trujących oparów, a
składniki ładnie się łączyły, tworząc jednolitą masę. Harry
odetchnął z ulgą, odkrył kociołek z eliksirem. Przez moment stał
pochylony nad nim intensywnie mrugając nie dlatego, żeby w kociołku
było coś dziwnego, ale dlatego, że snująca się wokół toksyczna
mgiełka spowodowała, że na moment stracił ostrość widzenia. Nie
poddał się jednak i gdy tylko odzyskał ostrość wzroku sięgnął
po miseczkę ze śluzem i jadem. Był już najwyższy czas, by dodać
je do tworzonego eliksiru. Należało je wygarnąć do ostudzonej
mikstury i pozwolić, by ten cięższy od całości cieczy składnik
opadł na dno. Dopiero teraz trzeba było włączyć ogień i
doprowadzić eliksir do wrzenia. Kiedy już substancja bulgotała,
Harry zaobserwował, że nie tracąc swojej czerwonej barwy, zaczęła
gęstnięć, niewątpliwie pod wpływem ostatnio dodanych elementów.
Złe samopoczucie chłopaka powodowało, że marzył już tylko o
tym, żeby skończyć eliksir i zemdleć sobie w poczuciu dobrze
spełnionego obowiązku. Trzeźwość umysłu utrzymywał już
jedynie siłą woli. Pomagała też świadomość potrzeby posiadania
warzonego eliksiru. Ostatnim krokiem było dodanie dwudziestu kropli
jadu akromantuli odmierzanych co czterdzieści pięć sekund. Harry
zmusił się do skupienia, przetarł suche, szczypiące i niewyraźnie
widzące oczy, potrząsnął głową i zaczął w skupieniu
obserwować czasomierz, odmierzając precyzyjnie jad. Kiedy spadła
ostatnia kropla Złoty Chłopiec zgasił płomień pod kociołkiem,
ubrał rękawice ze smoczej skóry uniósł kociołek nad palnikiem i
delikatnie nim poruszając wymieszał w ten sposób składniki. W
przepisie wyraźnie podkreślona była konieczność takiego, a nie
innego sposobu połączenia elementów składowych mikstury. Kiedy
chłopak odstawił kociołek, eliksir miał już taki kolor jaki
powinien: był złoty. Pochylony nad kociołkiem i uśmiechający się
z satysfakcją, ledwo przytomny od trujących oparów Harry z
opóźnieniem zareagował na specyficzne odczucie lecącej z nosa
krwi, odsunął się natychmiast znad naczynia z eliksirem, otarł
nos i bezwładnie osunął się na podłogę, poddając się
omdleniu. Nie zauważył, że trzy krople jego krwi kapnęły do
kociołka, gdzie po chwili połączyły się z eliksirem, powodując,
że w miksturze pojawiły się delikatne srebrne pasemka.
– Harry Potter Sir! Harry Potter Sir!
– Obudziło go i zaniepokoiło natrętne wołanie imienia i lekkie
tarmoszenie. Kiedy uchylił powieki dostrzegł Zgredka i odetchnął
z ulgą, zadając podstawowe pytanie:
– Oh ... która godzina? – Zupełnie
nagle Harry zdał sobie sprawę, że teraz leży na łóżku, nie na
podłodze i jest przykryty kocem, a pod głową ma miękką poduszkę.
Na jego pytające spojrzenie stworzenie zrelacjonowało:
– Dochodzi pora kolacji Sir. Zgredek
bardzo się przestraszył widząc Harry'ego w takim stanie!
Zgredek ocenił, że to ze zmęczenia i
efekt uboczny dymu pod sufitem. Zgredek szybko się go pozbył i
przetransportował Harry'ego na łóżko.
– Dziękuję ci Zgradku, naprawdę
bardzo mi pomogłeś, nie wiem co by się stało gdyby nie ty. –
Szczere podziękowanie uradowało skrzata, który słysząc głośne
burczenie w brzuchu Harry'ego dodał jeszcze:
– Zgredek zaraz przyniesie kolację!
– I zniknął z cichym pyknięciem.
Po około dziesięciu minutach ponownie
się pojawił i postawił przed Gryfonem przepysznie wyglądającą
pieczeń z ziemniakami i surówką, zupę oraz dzbanek dyniowego soku
i szklankę, a wszystko na dość dużej tacy. Harry'emu nie
pozostało nic innego, jak zabrać się do jedzenia, tym bardziej,
że jego organizm rzeczywiście domagał się posiłku. Zjadł
wszystko, co spotkało się z zadowoleniem Zgredka i błogim uczuciem
sytości u niego, po czym pożegnawszy skrzata, który zniknął z
tacą pełną naczyń, zabrał się za dalsze prace przy eliksirze.
Kiedy tylko pochylił się nad kociołkiem zauważył leciutkie
srebrne refleksy na złotym tle mikstury i trochę się zawahał. Nie
było o nich mowy w przepisie. Już po chwili Harry wzruszył
ramionami na tą nieścisłość, tym bardziej, że eliksir podczas
warzenia zachowywał się jak należy, a teraz nawet pachniał jak
trzeba, całkiem zresztą przyjemnie. Westchnął na koniec i zabrał
się za przelewanie eliksiru do kilku fiolek. Czuł się wypoczęty,
wręcz zrelaksowany i bardzo zadowolony. Już dawno nie był tak
pozytywnie nastawiony, więc czerpał z tego odczucia pełnymi
garściami, odpychając jak najgłębiej w świadomość
nieprzyjemne, czy niespokojne myśli. Harry postanowił nie zwlekać
z próbą generalną i zdecydował się natychmiast zastosować na
sobie uwarzony eliksir. Nie zastanawiając się dłużej wylał sobie
na dłoń pół fiolki mikstury, czekając na efekty. Nic się jednak
nie działo z blizną na co zmarszczył brwi w konsternacji.
Właściwie nie do końca wiedział, czy powinien posmarować bliznę
miksturą, czy też raczej eliksir wypić, zdecydował jednak, że da
czas specyfikowi na działanie, na wypadek, gdyby wymagał on takiego
opóźnienia. Później, jeśli nie będzie wyników, zaryzykuje i
wypije pozostałe pół fiolki i zobaczy co się będzie działo.
Ponieważ jednak takie bezproduktywne czekanie dłużyło mu się
niemiłosiernie, postanowił znów poćwiczyć animagię, uprzednio
sprzątając i zabezpieczając swoją torbę. Ćwiczenia relaksacyjne
naprawdę dużo dawały, choć ta druga natura była dosyć
ekspansywna, uparta i wiele kosztowało Harry'ego–człowieka, by
zapanować nad zwierzęcymi zmysłami, nawet nie dopuszczając do
przemiany. Na sam koniec przemienił się, próbując się
przyzwyczaić do zwierzęcego ciała. W zwierzęcej formie było już
o wiele trudniej utrzymać koncentrację, więc gdy tylko poczuł, że
zaczyna przegrywać i zwierzę bierze górę nad człowiekiem,
natychmiast opuścił kosmate cielsko, wracając do ludzkiej
postaci. Westchnął ciężko i przetarł czoło z potu, po czym
szybko uniósł dłoń z blizną do oczu, by sprawdzić, czy nie
zaszły na niej jakieś zmiany. Prawie od razu wrzasnął z radości,
bo w miejscu blizn była teraz idealnie gładka skóra, bez śladu
pamiątki po Różowej Ropusze.
Jakiś dziwny taniec szczęścia był
dopełnieniem wesołego wydarzenia. Na koniec Harry zadowolony, choć
zmęczony, położył się na łóżku, wciąż z radosnym
niedowierzaniem patrząc na swoją dłoń. Złoty Chłopiec pomyślał,
że koniecznie musi podziękować Agresji za przepis. Na koniec
podjął decyzję, że dziś wróci do dormitorium. Chciał mieć z
głowy konfrontację z byłymi „przyjaciółmi”. Wiedział też,
że musi ich przekonać, że wszystko jest po staremu, by wciąż
wierzyli, że nie wie o ich działaniach przeciw niemu. Miał dziś o
wiele lepszy humor i postanowił załatwić tą smutną sprawę na
radosnej fali sukcesu.
Wszedł cicho do pokoju wspólnego
Gryfonów, starając się zwracać na siebie jak najmniej uwagi.
Oczywiście został zauważony i kilka osób łypnęło na niego
wzrokiem, ale szybko powróciło do swoich zajęć ignorując jego
obecność. Harry, zadowolony z takiego obrotu spraw spokojnie ruszył
w stronę dormitorium, mając nadzieję, że siedzący przy kominku
Ron i Hermiona bez zachęty z jego strony ruszą za nim. W pewnym
momencie kątem oka dostrzegł jak Hermiona szturcha Rona, pokazując
mu, że już wrócił. Złoty Chłopiec uśmiechnął się do siebie.
Wiedział już, że jego plan dojdzie do skutku, dlatego też w
dormitorium spokojnie położył się na łóżku czekając. Nie
zdążył się znudzić, drzwi otworzyły się cicho i dwoje Gryfonów
dołączyło do niego:
– Harry ... – Powiedziała Hermiona
na dzień dobry, siadając na skraju łóżka i kładąc rękę na
jego ramieniu. Złoty Chłopiec spojrzał na nią poważnie i zapytał
z udanym żalem, chociaż przecież doskonale znał odpowiedź:
– Powiedz mi dlaczego się za mną
nie wstawiliście?
– Nie mieliśmy wyjścia. Sam
rozumiesz, że to była patowa sytuacja i tak już wiele ryzykujemy.
– Hermiona zaczęła pospieszne tłumaczenia, a Harry w
międzyczasie dopowiedział sobie „... Taa ryzykujecie na przykład
rozmawiając ze mną, co? ...”. Wciąż jednak zachowywał obrażony
wyraz twarzy, by nie wypaść z roli, a dziewczyna kontynuowała: –
Harry jest nam naprawdę bardzo przykro, ale mam nadzieję, że
potrafisz zrozumieć nasze położenie – Ron tylko pokiwał
twierdząco głową, a Harry mentalnie przewrócił oczami na to całe
gadanie i usiadł na łóżku:
– Naprawdę bardzo mnie zwiedliście.
– Wiemy Harry, ale obiecuję, że to
się więcej już nie powtórzy. – Zarzekała się Hermiona, a
złośliwy głosik w głowie Złotego Chłopca dopowiedział „...
Oczywiście, że się nie powtórzy, bo zostanę wyrzucony ze szkoły
...”. Harry powstrzymał się jednak przed ostrym komentarzem i
przybrał taki wyraz twarzy, jakby zamierzał im obojgu przebaczyć.
Wyraz ulgi na twarzy „przyjaciół” pokazał mu, że dobrze
odegrał swoją rolę. Teraz musiał jakoś wybrnąć i wytłumaczyć
swoje alienowanie się od ich towarzystwa: – W sumie macie rację
... Musiałem trochę ochłonąć i przemyślałem sobie parę
rzeczy. Nie chciałem się z Wami kłócić, dlatego nie chciałem
wcześniej rozmawiać.
– Nie, no miałeś prawo się na nas
gniewać. – Wypalił Ron. – Naprawdę przepraszam stary. –
Rudowłosy wyglądał na skruszonego w przeciwieństwie do Hermiony i
Harry na chwilę się zawahał. Stwierdził jednak, że nie może dać
się ponownie złapać na takie gierki. Ile razy można popełniać
ten sam błąd. Uśmiechnął się jednak i odpowiedział
pojednawczo:
– Już wszystko w porządku. Myślę,
że pójdę spać wczoraj nie miałem najlepszej nocy.
– Musiałeś późno wrócić. –
Stwierdził Ron, przekonując Harry'ego, że sztuczka z pościelą
jednak zadziałała. – Na pewno nie chcesz jutro iść do
Hogsmeade?
– Odpuszczam. Nie chcę spędzić
reszty roku na czyszczeniu kociołków w jednym pomieszczeniu z
Snape'em, a doskonale wiesz do czego jest zdolny.
– Okej nie było pytania. –
Uśmiechnął się w odpowiedzi Ron. – No ty my wracamy do pokoju
wspólnego. Dobranoc Harry!
Oboje wstali z uśmiechami na twarzach
i opuścili dormitorium, a Harry odetchnął z ulgą. Granie starego
siebie było naprawdę bardzo trudne. Najbardziej przytłaczała go
świadomość, że był wówczas taki ślepy. Po kilku głębokich
oddechach i opanowaniu emocji Złoty Chłopiec wziął szybki
prysznic, przebrał się w piżamę i wszedł pod kołdrę zapadając
w głęboki sen.
Obudził się około pierwszej po
południu i stwierdził, że jest sam w dormitorium. Po sprawdzeniu
czasu domyślił się, ze reszta pewnie zeszła już do Wielkiej Sali
na obiad, a Harry postanowił, że dziś dołączy do wszystkich. Nie
spiesząc się przygotował się do zejścia na obiad, po czym
spacerowym krokiem przemieścił się do Wielkiej Sali i zasiadł do
stołu z samego brzegu, nie chcąc wdawać się w żadną
konfrontację z uczniami. Wolał myśleć o swoich sprawach niż
udawać, że interesują go zakupy w miasteczku, czy też impreza z
okazji Nocy Duchów i przygotowania do niej. Dziś miał się
spotkać z Draco, przygotował już odpowiednią sumę pieniędzy,
jak również przebranie. Pozostało tylko poczekać, aż reszta
uczniów wyjdzie do Hogsmeade i wówczas poczynić własne
przygotowania. Obejrzał się za siebie na stół Slytherinu,
dostrzegając Malfoy'a który zdawał się być zamyślony i
nieobecny duchem, gdyż tylko kiwał niemrawo głową na coś co
opowiadała mu Pansy. Harry szybko odwrócił się w stronę posiłku
i spokojnie kończył jeść. Miał już ochotę stąd wyjść,
najchętniej nie do dormitorium, bo tam musiałby uczestniczyć w
rozmowach na bieżące, mało interesujące tematy. Zdecydował więc,
że póki co uda się ponownie do Pokoju Życzeń, poćwiczy
animagię, a za półtorej godziny wróci do Gryffindoru. Wtedy już
wszyscy powinni wychodzić, więc jedyne, co mu groziło, to życzenia
miłego pobytu w miasteczku. Jak pomyślał, tak zrobił, tym razem
był w stanie nieco dłużej utrzymać formę zwierzęcia, jego
zmysły były niezwykle wyostrzone, zaczął za ich pomocą badać
otoczenie i przez moment zapomniał się, dając wygrać kosmatej
naturze. Nie martwił się kolejnym potknięciem, liczył na to, że
kolejne treningi temu zaradzą. Czas minął szybko i trzeba było
ruszać w stronę wieży, jeśli chciał zdążyć na spotkanie z
Draco. Tuż przy wejściu do pokoju wspólnego Gryfonów, spotkał
jeszcze Rona i Hermionę, życząc im udanej wycieczki, po czym
zniknął za obrazem. Spodobała mu względna cisza jaką zastał w
wieży, nie licząc pierwszo– i drugorocznych. Skierował się do
swojej sypialni i zaczął się przebierać w odpowiednie ubrania.
Następnie, nadeszła pora na włosy. „ Ulizanna” jak zwykle
świetnie sobie poradziła z jego rozczochranymi kosmykami choć
wiedział, że wystarczyło po myciu włosów nie kłaść się od
razu spać i efekt byłby podobny. Schował swoje okulary do torby,
zastanawiając się co zrobić z wszystkimi eliksirami które tam
przechowywał. Spojrzał na zegar i stwierdził, że nie ma już na
to czasu. Zdjął jeszcze tylko zaklęcie z tęczówek, przyglądając
się w lustrze swojemu nowemu ja i uśmiechnął się do swojego
odbicia. Naprawdę je lubił. Aren mógł być sobą, Harry Potter
nie mógł sobie na to pozwolić. Wyszedł z pokoju ukrywając się
pod peleryną niewidką i kierując się do posągu jednookiej
wiedźmy.
W piwnicy Miodowego Królestwa zdjął
z siebie pelerynę i udał się do Trzech Mioteł ze świadomością,
że jest już lekko spóźniony. Wszedł do środka, ale początkowo
nie zauważył Malfoy'a, dopiero po chwili wypatrzył go w najdalszym
kącie gospody. Skierował się w jego kierunku i zauważył, że w
momencie, kiedy blondyn go zobaczył, uśmiechnął się nieznacznie.
– Przepraszam za spóźnienie. –
Powiedział Harry na wstępie, nie dodając żadnego
usprawiedliwienia i dosiadając się naprzeciwko. Od razu pojawiła
się przy nim kelnerka, więc złożył zamówienie na jedno
kremowe. Draco uśmiechnął się w odpowiedzi i powiedział:
– Już myślałem, że jednak
zapomniałeś, cieszę się że Cię widzę. – Harry zauważył, że
blondwłosy chłopak tutaj, z dala od szkoły i swoich
znajomych, zachowywał się dużo swobodniej. Właściwie, to w
pewien sposób przypominał jego samego, czyli Harry'ego.
Najwyraźniej Draco również zakładał w szkole maskę. Złoty
Chłopiec doszedł do tego budującego wniosku, odpowiedział
uśmiechem na uśmiech i zaczął żartobliwie zrzędzić:
– W zasadzie nie miałem wyjścia.
Świetną pułapkę na mnie zastawiłeś, choć pewnie nawet i bez
tego chętnie bym się z Tobą spotkał. – W międzyczasie kelnerka
postawiła przed nim zamówione piwo i szybko odeszła do innych
przybyłych:
– Ty mnie już znasz, ale jak wtedy
się pożegnaliśmy, zdałem sobie sprawę, że nawet nie znam
Twojego imienia. – Stwierdził w odpowiedzi Draco, upijając łyk
swojego piwa. Ciemnowłosy chłopak przyjął to upomnienie ze
spokojem i skwitował je stwierdzeniem:
– Masz rację, zupełnie to
pominąłem. Jestem Aren.
– Aren ...? – Draco zawiesił
sugestywnie głos, a Harry błyskawicznie zrozumiał, że czeka na
dalszą część, czyli na nazwisko. Spojrzał w oczy Malfoy'a
dodając pewnym głosem:
– Grey.
– Nie jesteś czystej krwi prawda? –
Zaciekawił się blondyn, choć w jego oczach Złoty Chłopiec
widział, że nawet jeśli by powiedział, że ma rodziców mugoli,
nie zrobiło by to na Ślizgonie wrażenia.
– Jestem półkrwi – Potwierdził
domysły blondyna Gryfon, po czym dodał trochę prowokacyjnie: –
Czy to jakiś problem? Wiem, że Malfoy'owie od pokoleń są czystej
krwi i otaczają się raczej takimi właśnie znajomymi.
– Wiesz, mówiąc tak zupełnie
szczerze, jeszcze do niedawna sądziłem, jak i większość
czystokrwistych, że inna krew to brudna krew. Nie tak dawno temu
doszedłem jednak do wniosku, że się myliłem. Tak, naprawdę to
nie ma żadnego znaczenia. – Wahanie było wyraźnie słyszalne w
odpowiedzi Ślizgona, ale Harry jakoś nie dziwił się temu. W końcu
Draco właśnie przyznał się do czegoś, co było przeciwieństwem
tego w co wierzyli jego rodzice i w co sam, jak przyznał wierzył.
To musiało być trudne:
– Cieszę się, że tak sądzisz. –
Spokojnie odpowiedział Gryfon, w sercu czując prawdziwą radość,
że Malfoy był z nim szczery, ale nie okazując tego. To była taka
miła odmiana po przejściach z „przyjaciółmi” i pozostałymi
Gryfonami.
Spędził z Draco naprawdę miłe dwie
godziny. Po tym czasie postanowił się jednak pożegnać głównie
dlatego, że zamierzał przed powrotem do zamku zakupić kilka
rzeczy. Ślizgon niechętnie na to przystał, widać było, że z
radością spędziłby z Arenem więcej czasu. W ostatniej chwili
Harry przypomniał sobie, że wciąż nie oddał blondynowi
pieniędzy, więc odwracając się pociągnął go lekko za szatę,
wkładając do kieszeni sakiewkę z monetami. Na zdziwione spojrzenie
Malfoy'a odpowiedział:
– O mało bym nie zapomniał. Tym
razem wolałem się upewnić, że na pewno oddam i znowu nie zostanę
wrobiony. – Stwierdził patrząc w oczy Draco, który zarumienił
się uroczo i odchrząknąwszy mruknął kiwając głową:
– Yhym... jasne. – Harry'ego przez
moment zastanowiły kolory na twarzy blondyna, dopóki nie zauważył
jak bardzo blisko siebie w tym momencie stali.
– Oh, wybacz ... – To było jedyne,
co w tej chwili przyszło Złotemu Chłopcu do głowy, chociaż widok
zarumienionego Ślizgona, był doprawdy intrygujący i przyciągał
wzrok. Niemniej, nie było powodu tego przeciągać, więc Harry
odsunął się szybko o krok i pożegnał obiecując, że wkrótce
napisze.
Harry wyszedł na dwór, opatulając
się bardziej płaszczem. Zbliżał się listopad, więc należało
przewidywać, że będzie już tylko coraz zimniej. Kupił kilka
drobiazgów oraz ciekawą książkę o składnikach eliksirów. Była
bardzo droga, ale udało mu się dostać sporą, naprawdę dużą
obniżkę ceny, a wszystko to przez zwykły przypadek. Początkowo
sprzedawca potraktował go dość lekceważąco, kiedy prosił o
książkę, z informacjami o włosie pogrebina. Nie wierzył, że
taka ingrediencja istnieje, niemniej po dłuższych namowach ze
strony Harry'ego zdecydował się rzucić zaklęcie wyszukujące.
Jego postawa zmieniła się w chwilę po tym, jak w jego ręku
znalazła się zakurzona, opasła księga, wyraźnie zapomniana w
podziemiach księgarni. Sprzedawca przekartkował ją widząc same
obrazki i podał Harry'emu z komentarzem, że nie wie czy taka
publikacja mu wystarczy. Kiedy jednak Harry wziął księgę do rąk
i otworzył, na stronach pomiędzy rysunkami zaczął pojawiać się
tekst. Chłopak szybko zamknął tom, by sprzedający tego nie
zauważył i głośno oświadczył, że skoro nic innego nie ma na
ten temat, to trudno, weźmie to co jest. Cena za książkę
zaskoczyła sprzedawcę, bo była naprawdę ogromna. Do tego stopnia
go poruszyła, że skonsultował się z przełożonym, który po
obejrzeniu księgi, w jego rękach również tylko rysunkowej
stwierdził, że to z pewnością błąd w druku i wycenił ją
ponownie. W rezultacie Harry zapłacił kilka sykli. Zadowolony z
zakupu szedł teraz do ostatniego miejsca, które zamierzał
odwiedzić, czyli do Miodowego Królestwa. Po drodze zauważył
idących trochę z przodu Rona z Hermioną oraz bliźniaków. Cała
grupka ostatecznie skierowała się w stronę Świńskiego Łba co
już samo w sobie było nieco podejrzane. Normalnie zawsze chodzili
do Trzech Mioteł. Harry, zaintrygowany postanowił posłuchać o
czym też będą rozmawiali, bo wyraźnie starali się ukryć. Złoty
Chłopiec skręcił w pobliski zaułek, tam osłonił się peleryną
niewidką i podszedł w pobliże wejścia do Świńskiego Łba, by
wraz z kolejnym klientem dostać się do środka. Nie czekał długo
i już po chwili rozglądał się po wnętrzu karczmy. Siedzieli
niedaleko baru, więc Harry podszedł do ściany w pobliżu i zaczął
przysłuchiwać się rozmowie.
– Wiecie może gdzie Harry ostatnio
znikał? – Zapytała bez ogródek Harmiona bliźniaków.
– Nie wiemy, póki co prosi nas tylko
o krycie. Może uda się coś konkretnego ustalić w przyszłym
tygodniu, ale tak jak mówiliśmy, jest dość zamknięty w sobie. –
Westchnął Fred i z ubolewaniem pokręcił głową. Widać było, że
skrytość Harry'ego było dla niego sporym problemem. Teraz
westchnęła ciężko Hermiona i cicho zrelacjonowała:
– Dyrektor kazał nam go obserwować.
I tak teraz zrobił się wielki bałagan, bo oczywiście jak zwykle
Harry nie mógł utrzymać języka za zębami, a Umbridge tylko na to
czekała. Nie rozumiem dlaczego robił nam wyrzuty, że nie
poparliśmy go w Skrzydle Szpitalnym. W końcu to on posłał nas
wszystkich do szpitala. I wiecie co wam powiem? Nie sądzę, że to
był tylko przypadek. – Na te słowa Ron pokiwał gorliwie głową
i poparł dziewczynę:
– Masz rację Hermiono, przypadkiem
byłby wybuchający kociołek, ale nie ogłuszający eliksir. –
Hermiona skinęła na te słowa głową, po czym powiedziała:
– Nie wiem co to było, ale musimy to
koniecznie sprawdzić. Obawiam się, że Harry naprawdę może być
kontrolowany przez Sami Wiecie Kogo. Zaczął się tak zachowywać od
incydentu w jadalni na początku roku, a z czasem zaczęło się
robić coraz gorzej. Naprawdę nie poznaję go. Kiedyś wszystko było
o wiele prostsze, dlatego poprosiłam was byście mieli na niego oko.
– Prychnięcie bliźniaków wyraźnie wskazywało do kogo kierowała
ostatnie słowa. Odpowiedział Fred:
– To, że Harry Ci teraz nie ufa,
sama sobie zafundowałaś swoją dociekliwością. Nawarzyłaś piwa
to je teraz wypij. My nie byliśmy jego bliskimi przyjaciółmi,
musimy najpierw zdobyć jego zaufanie, a dopiero potem można będzie
omawiać ewentualne kolejne działania. Myślę, że nie powinno być
problemu z przekonaniem Harry'ego do naszych dobrych intencji, więc
niedługo powinniśmy wiedzieć więcej. Dumbledore się odzywał? –
Pytanie było oczywiście skierowane do Hermiony i to ona
odpowiedziała:
– Tak oczywiście. Napisał, że jak
nie znajdzie lekarstwa na chorobę Harry'ego, to jedynym wyjściem
będzie spróbować wysłać do go Munga …
Hermiona pewnie chciała kontynuować,
ale przerwały jej w pół słowa niespodziewane wydarzenia. Nagle
zgasły wszystkie światła, a drzwi Świńskiego Łba otworzyły się
z hukiem wpuszczając do środka zimny wiatr, przez który większość
klientów baru wzdrygnęła się w widoczny sposób. Barman jednym
machnięciem różdżki doprowadził wnętrze karczmy do porządku i
niewzruszony, ponownie zaczął wycierać kufle. Jego spokój wpłynął
w widoczny sposób na klientów, którzy wrócili do swoich spraw.
Tymczasem Harry, przyczyna małego
zamieszania w karczmie, biegł nie zważając na fakt, że mimo tego,
że był niewidoczny pod peleryną, potrącił kilku przechodniów.
Teraz zdezorientowani, rozglądali się szukając przyczyny
potrącenia. Złoty Chłopiec chciał się jak najszybciej znaleźć
się poza miastem. Zatrzymał się oddychając ciężko dopiero przed
Wrzeszczącą Chatą i opadł na ziemię, czując cisnące się łzy
pod powiekami. Tym razem ich nie powstrzymywał, nie miał na to
siły. Kolejne osoby zawiodły jego zaufanie, a miał nadzieję, że
bliźniacy są inni. Pozwolił słonym kroplom płynąć po
policzkach. Okazało się, że naprawdę nie mógł nikomu ufać, że
wszyscy go zdradzali i oszukiwali. Był sam i to go ostatecznie
dobiło, podobnie jak wzmianka o Mungu. Nie dość, że chcą go
wyrzucić z Hogwartu, to jeszcze planują zamknąć w Świętym Mungu
na oddziale dla psychicznie chorych. Mimo całego smutku ironiczna
myśl pojawiła się w głowie Złotego Chłopca i nie poprawiła mu
bynajmniej humoru. Być może faktycznie był wariatem, a już na
pewno ślepy był bez wątpienia, bo kto daje sobą przez tak długi
czas manipulować nie domyślając się niczego. Nie pamiętał nawet
połowy pieprzonego drugiego roku, wspomnienia z tego czasu były
pomieszane i umykały, kiedy chciał się na nich skupić, więc być
może rzeczywiście oszalał i nawet się w tym nie zorientował.
Zaszlochał głośno próbując zetrzeć łzy, które wciąż płynęły
po policzkach. Starał się opanować, ale najwyraźniej
ostatnie wydarzenia przełamały jakąś tamę, bo żadne sposoby
odzyskania kontroli nad sobą nie działały. Zresztą, nie miał już
sił walczyć, tak bardzo już miał wszystkiego dosyć. Nie widział
dla siebie wyjścia z tej zagmatwanej sytuacji, nie widział już
teraz szans pomocy. Rozpacz go pochłaniała, chciał ją odepchnąć,
zapanować nad nią, ale ból i zawód tylko się wzmagały. Cała
wcześniejsza radość z niego uleciała, oddech stał się szybki i
przerywany, a serce biło niczym oszalałe. Nic nie pomagało, ani
próby kontroli oddechu, ani krzyk, ani płacz … cokolwiek by nie
robił, przez jego umysł przepływały złe, krzywdzące, oceniające
słowa i twarze uczniów z oczami pełnymi podejrzliwości, a nawet
nienawiści. W tym momencie miał wielką ochotę umrzeć i mieć z
tym wszystkim wreszcie spokój. Nie denerwować się, nie szarpać,
nie ukrywać, nie dać sobą pomiatać, nie dać się okłamywać,
oszukiwać. Szukając jakiejkolwiek pociechy wyciągnął dziennik i
przytulił do siebie. Niewiele to pomogło, więc wyciągnął pióro,
otworzył dziennik i drżącymi dłońmi zaczął pisać:
„Pomóż mi ...
Błagam Cię pomóż mi ... Ja ...”
Chciał napisać więcej ale zwyczajnie
nie dał już rady, ręka mu opadła, a łzy przysłoniły cały
widok i zaczęły kapać na otwarte strony rozmazując tusz.
Spróbował schować pióro i zahaczył dłonią o fiolki z jadem
Aragoga, wyciągnął jedną i patrząc na nią wykrzyczał, a raczej
zawył rozpaczliwie:
– Niech to się już skończy! Nie
chcę już tutaj być! Niech to się skończy! – Po czym bez
zastanowienia wypił cały jad znajdujący się w tej fiolce. Ogarnął
go dodatkowy, dotkliwy ból, ale nie przebił się przez to co czuł.
Chłopiec zakrył twarz dłońmi płacząc i nie zauważając
bezszelestnie zbliżającego się do niego mężczyzny w garniturze z
cylindrem na głowie oraz laską. Przybyły przystanął tuż przy
Harry'm i dotykając jego ramienia stwierdził spokojnie:
– Drogie dziecko, spełnię twoje
życzenie. – Po czym obydwaj zniknęli w czerwonym kręgu.
***
Tom spacerował wraz z Abraxasem po
obrzeżach Hogsmeade, robiąc zakupy w podejrzanych sklepach. Był
zadowolony, ponieważ udało mu się znaleźć parę interesujących
go przedmiotów. Malfoy również znalazł coś dla siebie. Riddle
rzadko korzystał ze szkolnych wyjść do miasteczka, częściej
robił to indywidualnie. Dziś jednak postanowił wyjątkowo pójść,
bo pojawiła się nowa dostawa u Darwisza i Bankesa. Nie żałował.
Właściwie obaj Ślizgoni zdecydowali się już wracać do zamku, a
nawet skierowali się już w tamtą stronę, kiedy Tom poczuł nagły,
bardzo silny ból w klatce piersiowej, który dosłownie zwalił go z
nóg. Dyszał ciężko opierając się dłońmi o ziemię i starał
się przynajmniej trochę otrząsnąć. Miał świadomość, że
Malfoy coś do niego mówi. Widział ruch ust, gdy ten się pochylił,
żeby pomóc, ale nic nie słyszał, ból zagłuszał wszystko.
Wydusił z siebie tylko, że to zaraz przejdzie i czekał na koniec.
Domyślał się, że całą przyjemność zafundował mu
Przeznaczony, przecież już tak było wcześniej. Za pierwszym razem
jednak to nie było takie intensywne. Usiadł powoli na ziemi
ostrożnie się poruszając, kiedy poczuł znajome wibracje magii w
torbie. Chwycił ją i nie zwracając uwagi na Abraxasa otworzył
dziennik, widząc powoli kształtujące się słowa:
„Pomóż mi ... Błagam
Cię pomóż mi ... Ja ...”
Potem napis zaczął się rozmywać, a
na stronie pojawiły się plamy, jakby spadały na nią jakieś
krople. Tom patrzył na to przez chwilę z niezrozumieniem, po czym
poczuł jeszcze inny ucisk w sercu i nawet nie zorientował się, że
to tym razem jego reakcja na wzruszający widok. „ … On płacze
...” przeszło przez myśl Tom'owi.
Abraxas obserwował wszystko nieco
zdezorientowany i starał się pomóc Riddle'owi na tyle, na ile się
dało. Niedawno również wiedział go w podobnym stanie, ale
zdecydowanie poprzedni raz był łagodniejszy. Widząc, że Tom stara
się usiąść wsparł go i dzięki temu był na tyle blisko, że
doskonale widział i dziennik, i pojawiający się w nim napis, i
krople. Nie miał na razie czasu na myślenie, ale odniósł
wrażenie, że kiedy tylko to przemyśli, zrozumie. Przynajmniej tyle
ile się da ze strzępów informacji jakie posiada. Spojrzał na Toma
i przez jeden jedyny moment zobaczył na jego twarzy jakąś dziwną
emocję, jakby łagodność i współczucie. To co stało się potem
było chyba jeszcze gorsze niż wcześniejsze zasłabnięcie. Ciało
Riddle'a wygięło się w łuk, a Tom zaczął kaszleć i pluć
krwią, był rozpalony i widać było po nim, że czuł ogromny ból.
– Tom! Poczekaj, zawołam kogoś! –
Krzyknął Abraxas spłoszony, jednak został przytrzymany za rękę
zanim zdążył gdziekolwiek pójść.
– Ani mi się waż! – Syknął Tom
z trudem oddychając. Malfoy wstrzymał się więc z poszukiwaniem
pomocy, ale dziwnie się czuł widząc Riddle'a w takim stanie i tak
odsłoniętego jeśli chodzi o emocje i przeżycia. Wszystko trwało
dłuższą chwilę, po której Tom zupełnie nagle doszedł do
siebie. Błyskawicznie przybrał zwyczajowy wyraz twarzy i wstał
jakby nigdy nic chowając dziennik do torby. Abraxas już po raz
drugi tego dnia był zszokowany i nie dowierzając własnym oczom
niepewnie zapytał:
– Wszystko w porządku?
– To nic takiego. – Usłyszał w
odpowiedzi, ale widać było, że Tom rozmyśla nad czymś
gorączkowo.
Niespodziewanie obaj poczuli niedaleko
od miejsca, w którym się znajdowali, wielkie wyładowanie magiczne.
Zaskoczony Abraxas nie zareagował od razu, kiedy Tom zaczął biec w
tamtym kierunku, dlatego dopiero po chwili ruszył biegiem za nim.
Kasandra nie lubiła chodzić tymi
samymi drogami, dlatego zawsze wybierała inne ścieżki, a intuicja
podpowiadała jej, że dziś stanie się coś nieoczekiwanego. Cały
dzień to czuła, aż w końcu przeczucie wygoniło ją z domu.
Wędrowała już dłuższą chwilę, wciąż kierując się
wewnętrznym nakazem, kiedy nagle za sobą poczuła niezwykle silną
magię. Zaskoczona odwróciła się i zobaczyła magiczny krąg, a w
środku dwie osoby. Jedną rozpoznała natychmiast.
– Co Ty tutaj robisz? – Zapytała
zaskoczona. Obserwując swojego znajomego w cylindrze z laską, po
czym spuściła wzrok na leżącą na ziemi drugą osobę.
– No proszę, chociaż raz udało mi
się ciebie zaskoczyć. – Przywitał ją mężczyzna kłaniając
się i uchylając uprzejmie nakrycie głowy. – Mam dla Ciebie
prezent moja droga. – Dodał z uśmiechem i wskazał na leżącego.
Kasandra podeszła i sapnęła zaskoczona.
– Chyba sobie żartujesz. –
Skomentowała, sprawdzając jednocześnie puls chłopca, by przekonać
się czy żyje. Nie wyglądał zbyt dobrze. W odpowiedzi usłyszała:
– Po prostu uprzyjemniam naszą grę,
a teraz jeśli pozwolisz udam się do siebie. – Po czym nie
czekając na odpowiedź zniknął, zostawiając Kasandrę samą, a
raczej nie samą, a z nieprzytomnym młodzieńcem.
Kobieta pokręciła z niedowierzaniem
głową i skupiła się na leżącym chłopcu. Przyjrzała się
dokładniej jego twarzy i po chwili nie miała żadnych wątpliwości.
Była to osoba z wizji sprzed roku. Kasandra odsłoniła lekko
grzywkę chłopca i widząc znajomą bliznę zastanowiła się co
teraz powinna zrobić. Przeczucie jej mówiło, że nie może
zostawić go samego. Znalazł się w obcym świecie i kiedy odzyska
już świadomość, z pewnością chwilę zajmie wytłumaczenie mu
tego. Równocześnie Kasandra czuła, że do tego miejsca zbliża się
Tom, a nie był to jeszcze czas na ich spotkanie. Nie było powodu by
dłużej zwlekać. Objęła chłopca i aportowała się z nim do
swojego mieszkania.
Tuż po tym, jak zniknęła, ponownie
pojawił się mężczyzna w cylindrze tylko po to, by rzucić
dziennik, który wcześniej zabrał młodemu magowi i zniknąć ze
słowami:
– Wierzę, że nie będziesz miała
mi tego za złe Kasandro.
***
Tymczasem w Gospodzie pod Świńskim
Łbem trwała dyskusja czworga Gryfonów:
– Konstatując niczego nowego nie
dowiedzieliśmy się o ostatnim zachowaniu Harry'ego. – Westchnęła
Hermiona dopijając swoje piwo kremowe. – To jak zbieramy się?
Chciałabym jeszcze wstąpić do księgarni.
– Hermiono mamy jeszcze prawie pełne
kufle. – Zaprotestował Ron.
– Mam propozycję, może idź do tej
księgarni skoro musisz, a my w spokoju dopijemy i dołączymy do
ciebie później. – Podsunął pomysł Fred.
– I tym samym nie spowodujesz u Rona
bólu głowy widokiem nadmiaru książek. Wiesz jak jest. Jak go
będzie bolała głowa, to w nocy już do niczego Ci się nie przyda.
– Stwierdził z niewinnym wyrazem twarzy, acz nad wyraz sugestywnie
George.
– Oh, zamknijcie się! – Warknął
na takie dictum Ron, rumieniąc się wściekle. Hermiona zdawała się
zgadzać z George'm, bo bez słowa, choć zarumieniona, tylko skinęła
głową i szybko wyszła z baru. Bliźniacy wybuchnęli śmiechem
widząc zachowanie obydwojga, po czym Fred, wciąż uśmiechnięty
podsumował:
– Przysięgam, droczenie się z Wami
to istna rozkosz.
– Wcale nie jest mi do śmiechu. –
Mruknął Ron, na co bliźniacy również spoważnieli, przypatrując
się swojemu bratu z troską. George spróbował go pocieszyć:
–Hej Ron, wszystko będzie dobrze. –
Ron spojrzał na nich ponurym wzrokiem i smutno wyjaśnił:
– Jestem pewien, że Harry mi nigdy
nie wybaczy. Już teraz widzę, że traktuje mnie inaczej. Czuję, że
czegoś się domyśla, stał się obojętny, przez co ja jeszcze
bardziej czuję się jak gówno ... Już nie potrafię być takim
podstępnym śmieciem widząc, jak mój przyjaciel, który już
wyraźnie nie uważa mnie za przyjaciela coraz bardziej się przez to
wszystko zmienia. To miało być tylko chwilowe, a każda kolejna
akcja tylko potęguje … – Zadrżał mu głos więc schował twarz
w dłoniach czując, jak jeden z bliźniaków poklepuje go delikatnie
po plecach.
– Ron, gdy mu wszystko wyjaśnisz
zrozumie, że chciałeś go chronić przed dyrektorem.
– Nie byłbym tego taki pewien.
Jednak chcę odzyskać wspomnienia Harry'ego z drugiego roku. Sami
widzieliście, że Harry przed i po wydarzeniach z tamtego czasu to
były jakby dwie różne osoby. Z drugiej strony ta intryga stała
się już chyba trochę zbyt zawiła. Hermiona wtajemniczyła mnie i
wciągnęła w obserwację Harry'ego, zacząłem również stopniowo
zdobywać zaufanie dyrektora. To wciąż Granger gra pierwsze
skrzypce, a ja jestem tylko pionkiem do zadawania bólu komuś, kogo
wciąż uważam za swojego przyjaciela. Zaczyna mi to ciążyć,
przeszkadzać. Zrozumcie, to mnie boli tak samo jak i Harry'ego. –
Poskarżył się Ron gorzko, starając się opanować cisnące się
do oczu łzy.
– Dlaczego sądzisz, że Harry po
utracie wspomnień się zmienił? – Postanowił uściślić Fred.
– Pamiętam, że w noc po tym
wszystkim leżałam z nim w Skrzydle Szpitalnym, czekając aż się
obudzi. Już wtedy byłem po rozmowie z Dumbledor'em i oczywiście
miałem wmyślić bajeczkę na temat wydarzeń z tamtego dnia. –
Opowieść przerwał George słysząc, że brat unika mówienia o
przebiegu wypadków na drugim roku związanych z Komnatą Tajemnic.
Sam wcześniej uwierzył dyrektorowi, gdy wyjaśnił całą sytuację
zamachem ze strony Śmierciożercy. Choć z perspektywy czasu było
faktycznie dziwne, że wszyscy przyjęli tą wymówkę jako
wiarygodną i nie zadawali więcej pytań.
– Ron ... powiedz mi, czy złożyłeś
dyrektorowi przysięgę wieczystą? – Ron w odpowiedzi skinął
głową, a bliźniacy zamarli. Po chwili to Fred zapytał:
– Co takiego się stało tamtej nocy
w szpitalu? Powiedz ile możesz. – Ron westchnął i kontynuował:
– Obudził się nagle, spoglądając
na mnie w przerażeniu. Mówił, że stracił coś ważnego i musi to
odzyskać. Błagał mnie bym mu pomógł. Potem zasnął, a rano był
już nie tym Harrym, którego poznałem na pierwszym roku. Był inny
... po prostu inny. Nie pamiętał tamtych wydarzeń. Dopiero zaczął
przypominać siebie po spotkaniu Syriusza ... Choć może to ja chcę
tak sobie wmówić?
– Ron, ale przecież ludzie się
zmieniają.
– Nie wiem, być może i masz rację,
ale odzyskam jego wspomnienia i gdy już będzie kompletny, będę
mógł ocenić czy rzeczywiście się zmienił, czy tylko tak
zachowywał się, bo brakowało mu tych wspomnień. Teraz sumienie
nie pozwala mi na skreślenie przyjaciela. Dzięki, że wspieracie
Harry'ego i chociaż na was może liczyć.
– Gdybyś nas o to nie poprosił
pewnie nawet byśmy nie zauważyli, że potrzebuje pomocy. Dobrze to
maskował. – Powiedzieli razem bliźniacy z poczuciem winy.
***
Tom dotarł na miejsce wybuchu mocy
wyczuł tutaj silną obcą magię, ale też i swoją sygnaturę, co z
oczywistych przyczyn było niemożliwe. Nie używał w ciągu co
najmniej godziny magii, a w tym miejscu tym bardziej. Wniosek był
jeden ta magia mogła należeć jedynie do jego Przeznaczonego.
Rozejrzał się uważnie, ale w okolicy nie widać było żywej
duszy. Nasilenie magii po wybuchu słabło i rozpraszało się
stopniowo, niemniej nie mógł się mylić. Riddle czuł się tak,
jak już dawno mu się nie zdarzyło. Miał wrażenie, że ilość
zdarzeń go zalewa, a jak dotąd nie miał nawet chwili czasu, żeby
je przeanalizować, zastanowić się nad nimi, jakoś logicznie
poukładać. Kiedy tak się rozglądał dostrzegł Abraxasa, który
go obserwował z niewielkiej odległości, ciężko dysząc, pewnie
po biegu. Kiedy Tom spojrzał na blondyna, ten zdecydował się
zapytać:
– Co to było? – Tom jednak nie
zamierzał odpowiadać, tym bardziej, że najpierw musiał sam się
nad tym zjawiskiem zastanowić i wyciągnąć wnioski. Dlatego
pomijając pytanie zaordynował:
– Wracamy. – I natychmiast ruszył
w stronę zamku.
Abraxas obserwował go jeszcze przez
chwilę. Po czym ruszył za swoim przywódcą, ale niemal natychmiast
stanął. Potrącił coś nogą, więc spojrzał w dół i
dostrzegł znajomy dziennik, który tak po prostu leżał na ziemi.
Malfoy podniósł go natychmiast i próbował otworzyć. Oczywiście
nie zdziwił się nawet, kiedy nie był w stanie tego zrobić.
Schował go więc do torby niemal automatycznie i ruszył w ślad za
Tomem, po drodze się zastanawiając. Nie było mowy, żeby ten
egzemplarz należał do Riddle'a, bo pamiętał, że Tom chował go
do torby, zanim zaczął biec tutaj. Zresztą, właściwie nigdy nie
rozstawał się ze swoim dziennikiem. Odpowiedź była oczywista,
egzemplarz dziennika, który znalazł należał do tego drugiego.
Schował go więc po prostu do swojej torby i dogonił Toma nie
mówiąc mu nic o znalezisku.
Tyle nowych możliwości.
OdpowiedzUsuńTyle możliwych dróg.
Tylko teraz pozostaje nam czekać na ciąg dalszy. Proszę, nie karz nam długo czekać...
Rozdział dużo wprowadził. Dałaś nam tak wiele nowych faktów i jeszcze więcej niewiadomych.
Harry blisko Toma... Ciekawa jestem jak wytłumaczysz Harry’emu jego obecną sytuację? Reakcja Toma będzie równie intrygująca. Jednak zastanawiam się jak przedstawisz reakcje Harry’ego. Czy Harry zaakceptuje ciemność, którą nosi w sobie Tom? Tak wiele możliwości. Nawet akceptacja Toma jako osoby nie wyklucza lęk przed tą ciemnością. A jak wiemy, strach robi dziwne rzeczy z ludźmi.
Może już trochę bredze. Jeśli tak, przepraszam, ale jest późno, a dawno nie spałam.
Liczę, że nie karzesz nam długo czekać na kolejny rozdział.
PS. Uwielbiam nowy prolog. Dużo lepszy niż pierwsza wersja.
Zanim zacznę czytać. Moja reakcja, gdy zobaczyłam 16ty rozdział wyglądała tak jakbym się zapowietrzyła i starała nie umrzeć. Tak chciałam ci powiedzieć... hmm. Biorę się za czytanie <3
OdpowiedzUsuńZdecydowanie się napisałaś, ale to cholerny plus! Ah! Nie mogłam się doczekać tego rozdziału, bo tak bardzo byłam ciekawa rozwiązania problemu mikstury, którą uwarzył Harry, ale na tle całej noty... łał, to wydaje się być takim, hm, przecinkiem historii.
Intrygujące. Zadziało się tyle rzeczy, że nawet nie wiem o czym pisać...
Miałam cichą nadzieję, że dowiem się jakiego rodzaju jest postać animagiczna Harry'ego (ale widać nie zasłużyłam <3), cieszy mnie to, że udało się pozbyć blizny, w końcu naszemu wybrańcowi tak bardzo na tym zależało, a idąc tym tropem! Kurde, wątek z Aragogiem był świetny. Podobało mi się to, że ten pajęczak uznał Pottera za, hm jedynego w swoim rodzaju czarodzieja. Mam nadzieję, że Aragog odegra jeszcze jakąś znaczącą rolę w opowiadaniu. Koniec końców, akromantula to potężny sprzymierzeniec.
Co do Gryfonów... tak coś czułam, że bliźniacy tylko udają w Świńskim Łbie i tak na prawdę są cichymi agentami Harry'ego, haha. Jednak postawa Rona mnie zdziwiła (tłumaczyłabym to sobie moją delikatną niechęcią do jego osoby) i cholera, niesamowicie mnie zainteresowałaś planami Dumbledore'a odnośnie Harrego
... muszę wiedzieć więcej!
Ah i Dracuś <3. Słodziaczek. Swoją drogą, to było bardzo honorowe, że postanowił wstawić się za Złotym Chłopcem (nie mniej, oczywiście we własny Malfoy'owski sposób) i... jest mi przykro, kiedy zdaję sobie sprawę, że Draco kiedyś będzie musiał się dowiedzieć, że Aren to tak naprawdę Potter. Biedne serduszko Dracona...
No i w końcu! Kulminacyjna część! Harry cofnął się w czasie! Cholera! Tak bardzo mnie zastanawiało jak oni mają się spotkać! ...choć nie przesądzajmy, równie dobrze mogą wcale się nie spotkać, nie wiadomo, co wymyśli Kasandra...
I cholera Abraxas musiał zakosić ten dziennik? (Tak, byłoby zbyt pięknie i zbyt łatwo, gdyby to Tom go znalazł... ekhm). Raaany, nie mam pojęcia co o tym wszystkim myśleć (i napisać). Mam natłok myśli!
Ale zdecydowanie głównie marzę teraz o rozdziale 17nastym!
Kochana, wiele, wiele weny, mocy dla twojej bety i, ah! Uśmiechu na twarzy <3.
Dziękuję ci za tę cudną, przepełnioną literami notę.
Cieszę się,ze w tym rozdzale była kochana Agresia ubustwiam Ją tak bardzo jak kocham twoją Kasandrę ja również chcę się dowiedzeć jakim zwierzenciem jest Harry jestem oburzona zachowaniem Dambledora świenty mungo nie mam słów jestem ciekawa kto tak zawzencie przeszkadza Kasandrze mam nadzieję,że Tom i Harry się jednak spotkają pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCieszę się,ze w tym rozdzale była kochana Agresia ubustwiam Ją tak bardzo jak kocham twoją Kasandrę ja również chcę się dowiedzeć jakim zwierzenciem jest Harry jestem oburzona zachowaniem Dambledora świenty mungo nie mam słów jestem ciekawa kto tak zawzencie przeszkadza Kasandrze mam nadzieję,że Tom i Harry się jednak spotkają pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie wierzę, nie wierzę, nie wierzę! Tom i Harry nareszcie razem! Cudownie! Dlaczego mam wrażenie, że formą animagiczną Harry'ego jest wąż? Proszę, powiedz że trafiłam! Uch... Okej, pięć sekund na ogarnięcie się.
OdpowiedzUsuńDobra.
Wspominałam już kiedyś, że uwielbiam tą akcję? Napewno wspominałam, ale wolę powtórzyć.
Nareszcie ten Aragog jakoś mi się rozjaśnia, nie jest już taką bezdenną dziurą, której wypełnienia nie rozumiem i jestem z siebie dumna.
Eliksir Harry'ego, Merlinie, widzę tą wściekłość Severusa, kiedy zda sobie sprawę, że za Chiny nie potrafi odtworzyć całej receptury... To by było genialne.
Cieszę się, że Harry'emu udało się pozbyć tej paskudnej blizny po Umbridge (zabić, nadziać na pal i dać bocianom na kolację).
Ale jestem zdziwiona, że eliksir zadział, skoro znalazł się w nim dodatkowy składnik.
A jeżeli już jestem przy tym, czego nie rozumiem, to Harry ma dwa te dzienniki, czy jak? Ponieważ, jeżeli dobrze zrozumiałam, to dziennik podrzucił mu ten "bardzo uprzejmy" pan w cylindrów, ale znowu Abraxas też jakiś tam dziennik znalazł. Nieee gubię się!
Ulżyło mi, że bliźniacy są po stronie Harry'ego i Ron... No jego nie lubię i jak na mój gust, to mógłby przytrafić mu się nieszczęśliwy wypadek... Może zleciałby ze schodów, albo całkiem przypadkiem dokonałby samozapłonu..
Okej, koniec pomstowania na Weasley'a.
Lubię tą Agresję, naprawdę przemiła książeczka i mam nadzieję, że jeszcze się pojawi.
A swoją drogą, do tej pory wciąż miałam nadzieję, że to Tom przeniesie się w czasie jako to genialne dziecko, a tu taka niespodzianka. Cóż, ciekawi mnie co zrobi z Harry'm Kasandra i jak dalej potoczą się jego.
Co mi się jeszcze podobało, to ta scena z Tomem. Czytałam ją z takim czymś na twarzy, jakby rozmarzeniem. Kurcze, jednak ruszyło mnie to, że odepchnął ból, a bardziej był zainteresowany tym, że jego Przeznaczony może płakać. No... To było... Słodkie. Zwłaszcza, kiedy chodzi o Voldemorta.
Tak samo jak to jego "Ani mi się waż! " było takie wladcze i takie typowe dla niego.
Hermiona jest tą złą, prawda? Nie lubię jej. Abraxasa lubię, ale trochę mniej niż przedtem i mam wrażenie, że jeszcze nie raz namiesza między Tomem i Harry'm .
Na razie to chyba będzie tyle.
Czekam na siedemnasty, jak zwykle. Cholera, jakie to życie jest ciężkie!
Aa jeszcze nie wypowiedziała się o Prologu, więc króciutko że dwa zdania.
Jest wiele lepszy od tego poprzedniego. Mistrzostwo, po prostu mistrzostwo!
Tyle nowych informacji to ja się nie spodziewałam!! Strasznie ciekawi mnie jak będzie wyglądało spotkanie Toma z Harry'm. Intryguje mnie również postać animagiczna Potter'a. Ciekawe jak wytłumaczysz cofnięcie w czasie głównego bohatera oraz czy odzyska on wspomnienia z 2 roku.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny ^^.
Dużo weny życzę!!
M.
Witam,
OdpowiedzUsuńkomentarz pisany na bieżąco czytania....
wspaniale, ciekawe czy Snape stanął po stronie Harrego, okazało się, ze pomoc przyszła ze strony Slytherinu, udało mu się pomóc Aragnogowi, ale zastanawia mnie czy ta krew jak się pojawiła nie zaszkodziła eliksirowi, a później... jak się okazało bliźniacy tak na prawdę nie są po stronie Harrego... ból, łzy, prośba w dzienniku i nasz w cylindrze, czyż by miuało si.e stac to z wizji Kasandry, że są w jednym czasie?jeszcze nie dojdzie do spotkania, podrzucił dziennik, jak Tom na to zareaguke?no i czemu Abraxas zakosił dziennik, jedyne to to, ze go nie otworzy... jak Harry poradzi sobie w tym świecie? Widać, że Ron źle się czuje z tym, jak się spotkają to zauważą, że dzieliły ich wcześniej lata...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Hej,
OdpowiedzUsuńokej, okej przeczytałam... może być mój komentarz trochę chaotyczny, bo zapisywałam od razu moje wrażenia... no a często na końcu zapominam co miałam jeszcze napisać...
więc zacznijmy od tego wspaniały, cudowny, fantastyczny, fenomenalny rozdział, no w zasadzie tak jak każdy poprzedni ;)
zastanawia mnie kwestia Snape tego czy stanął po stronie Harrego? jak się okazało, pomoc przyszła ze strony Slytherinu, no cudnie udało mu się pomóc Aragnogowi (czy jak to się pisze), zastanawiam się czy ta krew, która przypadkowo wpadła do kociołka nie zaszkodziła eliksirowi, och a później... bliźniacy tak na prawdę nie są po stronie Harrego..., smutno, przykro, że takich wielkich przyjaciół udawali... a potem, potem to już... ból, łzy, prośba w dzienniku i nasz kochany facet w cylindrze... czyżby stało się to z wizji Kasandry, że obaj są teraz w jednym czasie? no coz5jeszcze nie dojdzie do ich spotkania, nasz facio w cylinderku podrzucił dziennik należący do Harrego, ciekawe jak Tom na to zareaguje? ej czemu Abraxas zakosił dziennik? jedyne dobre to to, że go nie otworzy... ;) ciekawe jak Harry poradzi sobie w tym świecie? Ron bardzo źle się z tym wszystkim czuje... och ciekawi mnie jak się spotkają to zauważą, że dzieliły ich wcześniej lata...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga