Raisa: Mam nadzieję, że ten rozdział rozjaśni Ci obecną sytuację naszych bohaterów.
Queen of the wars in the stars: Uwielbiam pełne emocji komentarze, zwłaszcza świeżo po tekście. Czytanie refleksji czytelników jest cudowne! Co do weny... Mam tę moc! Mam te moc!... :)
Monika Garbicz: Ten rozdział odpowie Ci na wszystkie twoje pytania :)
Kiminari: Kolejny pełny emocji komentarz, jestem w niebie :) Forma animagiczna Harry'ego na razie pozostanie tajemnicą, która się pewnie kiedyś tam wyjaśni. Nie jestem dobra w planowaniu rozdziałów, bo to nigdy nie wychodzi. Dziś zauważyłam, że sama zaczęłaś coś tworzyć, naprawdę się cieszę i postaram się jeszcze w tym tygodniu odpowiednio skomentować.
M: Dziękuję za pochwały ten rozdział powinien wszystko wyjaśnić ( A przynajmniej mam taką nadzieję)
Ostatnio przeczytałam pierwszy rozdział tego opowiadania, z jednej strony ciesze się, że mój styl tak się poprawił z drugiej strony mnie teraz irytuje, że tak to wygląda... Chcę go poprawić, ale z drugiej strony chcę wam dostarczać kolejne rozdziały ahh... dylematy...
Betowała: Mato, która jak zwykle odwaliła kawał świetnej roboty!
Rozdział 17:
Signum Temporis
Tom powracał do miasteczka w
miejsce ogromnego wyładowania mocy przez kilka kolejnych dni, a
raczej nocy. Miał nadzieję, że uda mu się znaleźć jakąś
poszlakę dotyczącą Przeznaczonego. Po przemyśleniu sprawy Riddle
był już pewien, że incydent został w jakiś sposób wywołany
przez tą właśnie konkretną osobę. W końcu świadczyła o tym
choćby magia, Natomiast o co dokładnie chodziło, czego wyładowanie
dotyczyło, jak i czym się skończyło nie miał pojęcia. Po
tygodniu usiłowań, Tom nadal nic nie znalazł i po prostu poddał
się. Nie mógł jednak wyrzucić z myśli tamtego zdarzenia. Wciąż
czuł jakieś dziwne uczucie gdzieś w głębi siebie, którego nie
mógł nawet jednoznacznie określić. Powracało samoistnie, kiedy
tylko zastanawiał się nad wydarzeniami w Hogsmeade. Po głowie
chodziły mu najróżniejsze scenariusze dotyczące losu
Przeznaczonego. Brał nawet pod uwagę jego śmierć. Tom doszedł do
tego, że czasem zastanawiał się, czy aby nie popełnił błędu
zaczynając tą znajomość, popartą tylko kilkoma krótkimi
wymianami zdań. Póki co odczuwał same negatywne skutki posiadania
Przeznaczonego, co go deprymowało. Westchnął czując ponowny ból
głowy. Skrzywił się lekko dochodząc do wniosku, że za dużo
spędził ostatnio czasu na rozmyślaniach i za bardzo skupił się
na Przeznaczonym, którego być może, sądząc po ostatnich nader
bolesnych doświadczeniach, jednak nie pozna.
Następnym etapem poszukiwań osoby,
która mogłaby być Przeznaczonym, było sprawdzenie wszystkich
uczniów z Gryffindoru pod pretekstem pomocy Slughorn'owi. Riddle
ograniczył się do Gryfonów, kierując się znalezionym wcześniej
szalikiem, który jak przypuszczał, był wskazówką w tym kierunku.
Niestety, w efekcie przekonał się definitywnie, że nie czuje
kompletnie niczego do żadnego ucznia z Gryffindoru. Ponieważ
Przeznaczony wyraźnie ostatnio miał jakieś traumatyczne przeżycia
i na zdrowy rozum powinien przebywać po tych wydarzeniach w
szpitalu, Riddle zbadał również Skrzydło Szpitalne. Okazało się,
według słów pielęgniarki, że ostatnio było puste. Tom, po tych
zabiegach doszedł do wniosku, że tak naprawdę nie było punktu
zaczepienia, a co za tym idzie szansy, by czegokolwiek dowiedzieć
się o osobie, o którą mu chodziło.
Właśnie mijał kolejny wieczór,
podczas którego Tom próbował czytać w swoim pokoju prefekta i za
nic nie potrafił skupić myśli. Koło północy nie wytrzymał w
swoim dormitorium i udał się do pokoju wspólnego, o tej porze już
raczej pustawego. Pośród kilku uczniów, którzy wciąż jeszcze
przebywali tutaj, zauważył Abraxasa, który przeglądał jakąś
książkę. Tom wiedział, że blondyna również trapią wydarzenia
z Hogsmeade. Malfoy milczał na ten temat, nie zadawał żadnych
pytań, co według Riddle'a było rozsądne z jego strony, jednak
często zawieszał wzrok na swoim przywódcy. Tom spokojnym krokiem
podszedł do Abraxasa i usiadł z drugiej strony tej samej kanapy.
Blondwłosy lekko drgnął, zerknął krótko znad książki
rejestrując przybycie Toma i spuścił znów wzrok na czytane
stronice. Po chwili poruszył się niespokojnie, po czym Tom usłyszał
od niego ciche pytanie:
– Jak się czujesz? – Abraksas
nawiązywał wyraźnie do wydarzeń sprzed tygodnia:
– Świetnie, w zasadzie jak nigdy
dotąd.
– Czy ... co tam się w zasadzie
stało? – Malfoy zapytał niepewnie, rozglądając się
jednocześnie na boki w obawie o to, by nikt nie słyszał ich
rozmowy.
– Dlaczego sądzisz, że zdradzę Ci
powody i przyczyny mojego ostatniego stanu? – Odpowiedział Tom
lustrując go wzrokiem, a Abraxas speszył się i to zastanowiło
Riddle'a. Malfoy nigdy się w taki sposób nie zachowywał.
– Wybacz Panie ... – Padło w
odpowiedzi ze strony Abraxas'a jeszcze ciszej, by nikt oprócz nich
tego nie słyszał. Tom sam ustanowił taką zasadę, żeby przy
świadkach zwracać się do niego po imieniu, a we własnym kręgu
nazywać go Panem i wszyscy bez wyjątku trzymali się tego
zarządzenia. Na tą prośbę Malfoy'a brwi Tom'a uniosły się
lekko, a on sam zasugerował:
– Odnoszę nieodparte wrażenie, że
chcesz mi coś powiedzieć.
– Nie ... to nic takiego naprawdę.
Po prostu ostatnie zdarzenie było dla mnie nieco ... – Abraxas
wyraźnie szukał słów, by wyrazić odczucia, a to też nie było
zwyczajne dla niego zachowanie. Jak dotąd nigdy nie brakowało mu
słów.
– Zaskakujące? – Podpowiedział
Tom, a jego rozmówca jedynie skinął potwierdzająco głową. –
Być może ... Nie wątpię, że zostawiłeś tą informację i swoje
odczucia, czy też ewentualne przemyślenia dla siebie? – Riddle
właściwie w to nie wątpił, ale tym razem w grę wchodziła jego
słabość, którą Abraxas widział, dlatego wolał się upewnić.
– Oczywiście. To co wtedy widziałem
zabiorę ze sobą do grobu. – Malfoy odpowiedział pewnie,
zdecydowanym tonem, a w jego głosie słychać było szczerość.
Doskonale znał konsekwencje braku dyskrecji. Widział słabość
Tom'a, a to było niedopuszczalne. Gdyby pisnął choć słówko, nie
uszedł by wtedy z życiem.
– Nie wątpię Abraxasie. –
Potwierdził Riddle, a jego mroczny uśmiech utwierdził jedynie
blondyna w przekonaniu. Rozmowa na tym się urwała, a Malfoy'owi
ulżyło, gdy Tom zaczął czytać książkę. Odetchnął z ulgą
uświadamiając sobie, że gdyby Riddle zaczął bardziej drążyć
temat, mogłoby być nieciekawie. W trakcie krótkiej wymiany zdań
Abraxas zauważył nerwowość Tom'a, dlatego wolał mu jednak nie
podpaść. Teraz nawet trochę żałował, że nie przekazał Tom'owi
dziennika od razu po znalezieniu, ale nie byłby Ślizgonem gdyby to
zrobił. Niestety, teraz odnosił dziwne wrażenie, że im więcej
czasu upływało, tym bardziej niebezpieczne stawało się
przetrzymywanie tego niewinnie wyglądającego przedmiotu. Miał
sporo do myślenia, co zrobić ze znaleziskiem. Jedną z opcji było
szukanie Przeznaczonego Tom'a na własną rękę i oddanie tej osobie
dziennika. Udałoby się wówczas upiec dwie pieczenie przy jednym
ogniu. Dziennik byłby oddany w najbardziej odpowiednie ręce, może
dałoby się namówić Przeznaczonego, by nie zdradzał Tom'owi, że
Abraxas tą rzecz przetrzymywał. Poza tym Tom nagradzał osoby,
które najbardziej mu się przysłużyły, a odnalezienie tej
szczególnej osoby chyba kwalifikowałoby się do miana przynajmniej
sporej przysługi. Abraxas ziewnął dyskretnie i zamknął książkę.
Spojrzał na wciąż zagłębionego w lekturze Tom'a. Dłuższa
obserwacja doprowadziła Malfoy'a do wniosku, że Riddle wbrew
pozorom nie czyta. Nie przebiegał wzrokiem tekstu, nie przewracał
kartek, jago zamyślenie było tak głębokie, że nawet nie
zareagował na ciche pożegnanie Abraxasa.
***
Kasandra obserwowała śpiącego
chłopca. Był nieprzytomny już od ponad tygodnia. Na początku
długo się wahała, czy nie wezwać magomedyka, ponieważ chłopiec
przez pierwsze trzy dni wił się w bólu i gorączce. W końcu
jednak podjęła decyzję utrzymania jego obecności w tajemnicy, bo
przecież właściwie sama nie znała tożsamości tego dziecka.
Zdecydowała, że każde jej kłamstwo spowodowałoby w przyszłości
młodzieńcowi tylko kłopoty. Dlatego też w ostateczności nie
wezwała nikogo i podawała mu we własnym zakresie eliksiry
przeciwbólowe i przeciwgorączkowe. Po tym najgorszym okresie stan
chłopca się ustabilizował. Wydawało się, że wszystko w jego
organizmie wróciło do normy, ale nadal się nie budził, co powoli
zaczęło Kasandrę niepokoić na różne sposoby. Martwiło ją, że
się nie budzi, ale obawiała się również samego przebudzenia. Nie
wiedziała jak powinna się zachować. Od razu przedstawić mu
sytuację taką jaka była, czy początkowo nie mówić nic, a może
powoli chłopca przygotowywać na niewątpliwy szok. Informacja, że
nie przebywa się już w czasach, do których się przywykło i żyło
od zawsze musiała być szokiem. „...Ten drań jak zwykle wszystko
miesza ...” warknęła w myślach Kasandra pod adresem mężczyzny,
który „dostarczył” jej „prezent”. I niemal podskoczyła na
głęboki, zadowolony głos, który rozbrzmiał jej tuż koło ucha:
– Widzę, że często o mnie myślisz.
– Zerknęła na stojącego tuż obok sprawcę całego zamieszania w
nieodzownym cylindrze i z laseczką, po czym westchnęła i odparła:
– Ostatnio aż za często.
– Myślałem, że będziesz
zachwycona z „prezentu”. Co jak co, ale to będzie naprawdę
interesujące! – Powiedział wyraźnie podekscytowany. Na te słowa
Kasandra uśmiechnęła się trochę ironicznie i siląc się na
spokój stwierdziła:
– Nie trzymasz się żadnych reguł
co? Jak Ci się to udało? Myślałam, że Signum Temporis dotyczy
tylko Ciebie.
– Nie do końca. Jeśli zechcę mogę
pomóc ... za niewielką opłatą, dostać się danemu człowiekowi,
czy też magowi, do innego czasu. Większość niestety po prostu
tego nie przeżywa. Chłopak wyraźnie nie chciał być w tamtym
miejscu i czasie, mówił o tym, a nawet krzyczał. Trudno go było
nie usłyszeć, więc mu pomogłem. Cena jak sama rozumiesz jest
wysoka. Jak się obudzi, docenisz moje starania. Chociaż przyznam
uczciwie, Ciebie również trochę to kosztowało. – Dokończył
niewinnie, po czym roześmiał się wodząc palcem po plecach
Kasandry, wyraźnie wskazując gdzie może sprawdzić ową cenę.
– Oczywiście. – Prychnęła
rozdrażniona kobieta. – W końcu nie oczekiwałam niczego za
darmo. Zwłaszcza od Ciebie. – Kiedy skończyła mówić
uśmiechnięty mężczyzna po prostu zniknął bez słowa, a ona
podeszła do lustra, rozpinając swoją suknię do połowy pleców i
ustawiła się odpowiednio, żeby dojrzeć ich odbicie. Zegar, który
na nich widniał uwidaczniał jedną zmianę. Wskazywał godzinę
trzecią. Wzdychając już po raz kolejny dzisiejszego dnia, Kasandra
zapięła suknię i wyszła do kuchni, by zrobić sobie coś na
obiad. Otworzyła lodówkę i zmarszczyła brwi widząc jej
zawartość. Bez dwóch zdań należało uzupełnić zasoby. Kobieta
z niezadowoleniem pokręciła głową, ostatni raz zerknęła na
chłopca stwierdzając, że ten nadal śpi. Była pewna, że w tym
stanie w jakim się młodzieniec znajduje, nic sobie nie zrobi i
wyszła na zakupy.
Kasandry nie było już w domu od
jakiegoś czasu, kiedy drgnęły najpierw powieki, a później dłonie
Harry'ego. Chłopak powoli otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju
zdezorientowany,. Nie znał tego pomieszczenia. Usiadł na łóżku
zastanawiając się, jak się tutaj znalazł, jednak żadna konkretna
odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. Ostatnie co pamiętał to
zażycie trucizny Aragoga. Następnym co pamiętał był okropny ból.
Miał niejasne wrażenie, że ktoś wtedy był przy nim, ale równie
dobrze mogły to być jakieś majaki spowodowane cierpieniem. Harry
potarł czoło i oczy w próbie dobudzenia się do końca i opadł na
łóżko, kiedy wróciły do niego wszystkie wspomnienia i odczucia
tamtego wieczoru. Chłopiec westchnął ze zniecierpliwieniem i
postanowił odsunąć niechciane myśli i zająć czymś głowę. Nie
miało na razie sensu rozpamiętywanie, kiedy nawet nie wiedział
gdzie się znajduje. Kolejny raz potarł twarz, bo wiąż czuł się
nie do końca obudzony, po czym podjął próbę wstania, żeby choć
trochę rozejrzeć się po miejscu, w którym był. Poruszał się
powoli, bo czuł się jakiś wyjątkowo słaby, ale dawał sobie radę
do momentu, kiedy wstał na nogi. Momentalnie zachwiał się i runął
z impetem na podłogę, słysząc jednocześnie jednym uchem dźwięk
otwieranych drzwi, a następnie odgłosy biegu w jego kierunku.
Chwilę później usłyszał kobiecy głos:
– O rany! Czekaj już ci pomagam! –
Potem został podniesiony za pomocą magii i umieszczony ponownie w
łóżku. Spojrzał na osobę, która mu pomogła i ze zdumieniem
stwierdził, że nie zna tej kobiety. Tymczasem ona przysunęła
sobie taboret i usiadła koło łóżka, które zajmował. Miała
miły uśmiech, ale Harry wciąż nie był w stanie skojarzyć jej
twarzy z nikim kogo znał. W końcu nie wytrzymał i zapytał:
– Kim Pani jest?
– Mam na imię Kasandra, znalazłam
cię niedaleko Hogsmeade. Wyglądałeś, jakbyś potrzebował pomocy,
dlatego aportowałam się z Tobą do mojego mieszkania. – Wyjaśniła
życzliwie, a Harry odparł ze skruchą:
– Oh ... dziękuję i przepraszam za
kłopot.
– To nic takiego. Powiedz jak się
czujesz?
– W zasadzie nieźle. Jestem tylko
jakiś dziwnie słaby. Kiedy chciałem wstać nogi mnie nie utrzymały
i dlatego znalazłem się na podłodze. – Wyjaśnił, na co
otrzymał odpowiedź, która wprawiła go w zdumienie:
– To normalne. W końcu od dziewięciu
dni tutaj leżysz i Twoje mięśnie pewnie się trochę rozleniwiły
przez ten czas.
– Jestem tutaj od dziewięciu dni? –
Zaskoczenie chłopca było widoczne na twarzy. W następnej chwili
Kasandra zauważyła pewne napięcie, kiedy zaczął się nad czymś
gorączkowo zastanawiać. Kobieta postanowiła go nie nagabywać i
nie popędzać. Z pewnością prędzej, czy później w rozmowach
dojdą do każdego problemu, również tego podstawowego. Wypadało
jednak odpowiedzieć, dlatego Kasandra potwierdziła krótko:
– Tak. – Cisza się przedłużała
do chwili, kiedy młodzieniec potarł dłonią czoło i trochę
niepewnie zapytał:
– Przepraszam, czy ma Pani może
dzisiejszego Proroka Codziennego?
– Oczywiście, już Ci podaję. –
Odpowiedziała kobieta, a w duchu skomentowała „... może to i
dobrze, moje wątpliwości okazały się niepotrzebne. Wszystko za
moment stanie się jasne, a główny problem wypłynie sam ...”.
Wstała i wyszła z pomieszczenia by po chwili powrócić z gazetą w
ręku. Podała mu ją z uśmiechem i rzuciła od niechcenia. –
Kasandra
– Słucham? – Chłopak wydawał się
zaskoczony i zdezorientowany, więc wyjaśniła z uśmiechem.
– Kasandra mam na imię jak już
wspominałam wcześniej, więc proszę byś się tak do mnie zwracał.
– Młodzieniec skinął potwierdzająco głową i skupił się na
przeglądaniu gazety. Zapadła cisza i Kasandra nie mając innych
zajęć obserwowała zajętego chłopca. Czekała na reakcję
młodzieńca:
Na informację, że leży tu już
dziewięć dni, pierwszą myślą Harry'ego było, że w gazetach z
pewnością wybuchła sensacja. Już sobie wyobrażał te domysły,
niestworzone historie, te nagłówki zaczynające się od:
zaginięcie, wszczęto poszukiwania i tym podobne. Niemalże bał się
wziąć tego dyżurnego szmatławca do ręki, ale nie miał wyjścia.
Musiał wiedzieć co o nim wypisują. Na pierwszej stronie gazety nic
nie było na jego temat, co przyjął jako swoisty cud, ale nie
zadowolił się tym i zaczął systematycznie przeglądać strony. Po
chwili dotarło do niego, że szata graficzna i format różnią się
od tego co znał, ale w pierwszym momencie zignorował to,
przypisując ten fakt jakiejś zmianie. Dotarł jednak w końcu do
informacji sportowych i wpadł mu w oko wynik meczu Quidditch'a.
Harry zamrugał w konsternacji i zmarszczył brwi. Na końcu relacji
była data 07.11.1943 roku. Przyjrzał się dokładnie, ale data
jakoś ani nie chciała zniknąć, ani się nie zmieniła. Powoli
wrócił więc z powrotem na pierwszą stronę i tym razem zwrócił
uwagę na datę wydania, Była o jeden dzień późniejsza niż dzień
rozgrywek, ale rok wciąż był ten sam. Harry przygryzł wargę i
niepewnie spojrzał na Kasandrę, po czym rzucił niepewnie:
– Emm ... przepraszam, ale to musi
być jakaś pomyłka. Przez przypadek musiałaś mi dać jakiś
archiwalny numer.
– Naprawdę? Jestem pewna, że to
dzisiejsza gazeta.
– Tutaj jest data 1943 rok, a mamy
przecież 1995. Chyba, że to jakiś żart. – Słysząc konkretne
daty Kasandra zamyśliła się. Miała świadomość, że chłopiec w
jej domu i ten z wizji to ta sama osoba. Teraz jeszcze dotarło do
niej, że tragedia, którą widziała, rozegra się za trzy lata.
Myśli tak ją pochłonęły, że do rzeczywistości przywołał ją
dopiero głos chłopca:
– Kasandro? – Kobieta zamrugała i
zadała pytanie zdawałoby się zupełnie od rzeczy w tym momencie,
ale chciała zwracać się do chłopca bezpośrednio, żeby być może
zmniejszyć jakoś szok, który z pewnością odczuje za moment:
– Jak masz na imię?
– Harry Potter. – Odpowiedział
nieco zaskoczony.
– Harry, mamy w tej chwili taki rok,
jaki widziałeś wydrukowany na pierwszej stronie gazety. Naprawdę.
Nie oszukuję Cię, ani nie próbuję wprowadzić w błąd. –
Niedowierzający wzrok chłopca powiedział jej, że na razie jeszcze
nie uwierzył:
– To jakaś pomyłka prawda?
– Zapewniam Cię Harry, że to nie
pomyłka. Ponieważ jednak trudno to wytłumaczyć słowami,
pójdziemy na ulicę Pokątną. Myślę, że tam stanie się
oczywiste, że faktycznie i gazeta i ja mamy rację. Nie oszukujemy.
Najpierw jednak zjedzmy coś, a Ty musisz się trochę rozruszać.
Wstań, musisz poćwiczyć chodzenie. – Mówiąc ostatnie słowa,
kobieta wyciągnęła rękę w stronę Harry'ego, pomagając mu
podnieść się z łóżka.
Podczas obiadu Harry był milczący.
Kasandra nie dziwiła mu się. Nie co dzień człowiek się
dowiaduje, że cofnął się o tyle lat do tyłu. Uważała, że
chłopak i tak dobrze przyjął zaskakującą wiadomość. Pewnie
dopiero się z nią oswajał z tą myślą.
Kiedy Harry skończył jeść i
podziękował grzecznie, zaczął przechadzać się po mieszkaniu, by
nieco się rozruszać, choć nadal milczał. Kasandra obserwowała
jego wędrówkę, gotowa, zwłaszcza na początku, do pomocy. Przy
okazji przyjrzała się chłopcu korzystając z okazji. Był naprawdę
urodziwy, drobnej postury, ale zdecydowanie nie chuderlawy. Rysy
twarzy miał delikatne, jednak to co przyciągało najbardziej wzrok,
to jego oczy. Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknych oczu.
Widziała już ten odcień zieleni w wizji, jednak na żywo był
bardziej intensywny, wyrazisty i po prostu żywy. Przez myśl
Kasandry przemknęło: „... Tom na pewno nie przejdzie obok niego
obojętnie ...”. Kiedy było widać, że chłopiec porusza się już
swobodnie, kobieta wskazała mu kominek. Sprawnie przenieśli się
oboje do Dziurawego Kotła.
W pubie Harry rozejrzał się uważnie,
ale nie dostrzegł żadnej różnicy. Już wcześniej się
zastanawiał nad słowami kobiety, ale na razie to co mówiła, nie
miało dla niego żadnego sensu. Przez chwilę nawet zaczął
podejrzewać, że Kasandra ma coś nie tak z głową, jednak
ostatecznie postanowił jeszcze wstrzymać się z podobnymi ocenami,
póki nie wyjdzie na Pokątną i sam się nie przekona. Kasandra
ruszyła w stronę baru, a Harry za nią, zastanawiając się co
zamierza. Kobieta zamówiła sobie piwo kremowe, po czym spojrzała
na Harry'ego i powiedziała:
– Zostanę tutaj, a Ty idź,
rozejrzyj się po mieście. Będę na Ciebie czekać, nie musisz się
spieszyć. – Harry skinął głową na zgodę i wyszedł z lokalu
wprost na ulicę Pokątną.
– Oh ... – Wyrwało mu się, gdy
tylko rozejrzał się po najbliższej okolicy. Niby wyglądała
podobnie, ale już po chwili chłopak wypatrzył na czym polegały
różnice. Budynki były inaczej pomalowane, niektóre z nich
wyglądały na nowe, czy też nowsze, a niedaleko trwała budowa.
Według pamięci Harry'ego w tym miejscu powinna znajdować się
Lodziarnia Floriana Fortescue'a. Chłopak zamrugał z niedowierzaniem
i patrzył przez chwilę jak budynek powstaje za pomocą czarów.
Jego niewiara w to, że jest to jednak inna rzeczywistość zaczęła
się powoli łamać, ale postanowił konsekwentnie rozglądać się
dalej, żeby nie mieć żadnych wątpliwości. Ruszył więc przed
siebie rzucając uważne spojrzenia na boki. Po chwili stanął przed
sklepem, który w jego czasach prowadziła Madame Malkin. Teraz
wyglądał trochę inaczej, nawet wystawę miał inaczej
wyeksponowaną, choć wciąż był to sklep z odzieżą. Harry
zastanowił się krótko i zdecydował wejść do środka. Podszedł
do lady, do nieznanej mu kobiety w średnim wieku, która właśnie
kroiła materiał za pomocą różdżki. Widząc go, natychmiast
przerwała swoje zajęcie i podeszła bliżej zaczynając rozmowę:
– Dzień dobry! W czym mogę pomóc?
– Szukam ... chciałbym porozmawiać
z Madame Malkin. – Zaryzykował Harry.
– No to masz szczęście! Rozalia się
dziś rozchorowała i sama obsługuję. Masz więc okazję ze mną
porozmawiać. W czym Ci mogę pomóc? – Zaskoczony chłopak przez
moment wpatrywał się jedynie w jej twarz. Zapamiętał ją inaczej.
Jako osobę dużo starszą z siwymi włosami, lekko zgarbioną. Teraz
była dużo młodsza, wyprostowana i jakby milsza, ale po uważnym
przyjrzeniu zauważył podobieństwa w układzie twarzy, oczach,
kroju ust. Ten widok odebrał Harry'emu pewność siebie i był w
stanie jedynie szepnąć:
– Madame Malkin?
– Tak to ja, potrzebujesz czegoś
szczególnego?
– No tak, to ja … Wrócę tutaj
później! – Spłoszony chłopak nie mógł jakoś wykrzesać z
siebie słów pozwalających na prowadzenie jakiejś zgrabnej
konwersacji. Rzucił jeszcze – Przepraszam. – I szybkim krokiem
opuścił sklep ze świadomością, że to właściwie go przekonało,
że nie musi widzieć niczego więcej. Niemniej wciąż obserwował i
wyszukiwał świadectw odmienności.
Teraz zauważył, że czarodzieje i
czarownice mijani na ulicy, byli inaczej ubrani. Może i średnio
interesował się modą, ale nawet on był w stanie ocenić różnice
w strojach widzianych jeszcze kilka dni temu i dzisiaj. Zaabsorbowany
lustrowaniem ludzi po drodze, minął sklep z akcesoriami do
Quidditch'a, ale po kilku krokach zatrzymał się, rejestrując ten
fakt. Zastanowił się przez moment i stwierdził, że to co tam
zastanie uzna za ostateczne potwierdzenie. Odwrócił się więc i
podszedł do wystawy tego sklepu. Już na pierwszy rzut oka wiedział,
że będzie musiał przyznać jednak rację Kasandrze. W centralnym
miejscu była wystawiona niewątpliwie uznawana teraz za najlepszą
miotłę Świetlista Smuga, a po bokach wyeksponowane zostały
Zmiatacze 5. Kojarzył te drugie, ponieważ bliźniacy takimi się
posługiwali. Harry pokręcił powoli głową w zdumieniu i
postanowił wejść do środka, by rozejrzeć się w całym
asortymencie. Już po chwili wiedział, że oprócz wystawionych
mioteł, sklep posiada jeszcze Kometę i właściwie to było
wszystko. Kiedy oglądał tą ostatnią miotłę, usłyszał za sobą
głos sprzedawcy:
– Grasz w Quidditch'a. chłopcze?
– Tak – Harry potwierdził krótko.
– Na jakiej pozycji?
– Szukający. – Na tą odpowiedź,
sprzedawca nabrał wiatru w żagle i zaczął szeroką wypowiedź:
– Obecnie naszą najlepszą miotłą
jest Świetlista Smuga. Uważam, że jest to fenomenalna miotła dla
szukających, ponieważ jest szybka i zwrotna co na tej pozycji jest
oczywiście bardzo ważne, Dla innych zawodników to jednak stare
dobre Zmiatacze są lepsze. Z pewnością o klasę dystansują
Kometę. Chodź pokażę Ci Świetlistą Smugę, będziesz zaskoczony
jak świetnie dopasowuje się do ręki.
– Nie, nie ja ... – Harry chciał
się wycofać, jednak sprzedawca pociągnął go za rękę, kierując
w stronę lady, spod której wydobył egzemplarz Świetlistej Smugi.
– Śmiało, przywołaj ją. –
Zachęcił sprzedawca chłopca, więc Harry zdecydował, że czemu
nie.
– Do mnie! – Zawołał, jednak
miotła nawet nie drgnęła. Powtórzył wezwanie jeszcze kilka razy,
ale efekt wciąż był ten sam. Sprzedawca zaczął się nawet
zastanawiać, czy przypadkiem ten egzemplarz miotły nie jest
wadliwy. W końcu sam przywołał Świetlistą Smugę raz, drugi i
trzeci, po czym spojrzał z politowaniem na Harry'ego i zapytał
kpiąco:
– Naprawdę grasz w Quidditch'a?
Harry miał ochotę zapaść się pod
ziemię i to natychmiast. Pożegnał się więc cicho i pośpiesznie
opuścił sklep odprowadzany lekceważącym spojrzeniem sprzedawcy.
Stwierdził, że ma już dość dowodów na to, że niestety to
Kasandra mówiła prawdę. Ma też powody do niepokoju i to
poważnego. Jak to się stało, że nie był w stanie przywołać
miotły?
Jakiś czas później Harry dotarł do
Dziurawego Kotła i przekonał się, że Kasandra spokojnie czeka na
niego, wciąż zajmując to samo miejsce. Na jego widok wstała i
zapytała krótko:
– Wracamy? – Gdy potwierdził
skinięciem, kobieta gestem zaprosiła go do kominka i już po chwili
zniknęli oboje w zielonych płomieniach.
Kiedy znaleźli się już w domu
Kasandry, Harry usiadł ciężko w kuchni przy stole i w milczeniu
próbował znaleźć odpowiednie słowa, by wyrazić co w tej chwili
czuje. Kilkukrotnie brał oddech, by jakoś rozpocząć rozmowę, ale
za każdym razem rezygnował. W końcu kobieta, widząc jego wahanie,
zdecydowała sama zacząć. Na początek przygotowania im obojgu
herbatę, po czym usiadła przy chłopcu i zagaiła:
– Wiesz może czym jest Signum
Temporis? – Zapytała, choć miała świadomość, że nie
będzie tego wiedział. Młodzieniec oczywiście pokręcił głową
przecząco, a Kasandra kontynuowała: – Signum Temporis jest
zaklęciem czasu. Jesteś jednym z niewielu, którym udało się
przeżyć podróż oraz zapłacić odpowiednią cenę, bowiem
oczywiście za taką przysługę trzeba płacić.
– Zaklęcie czasu? Istnieje takie?
Jaka cena? Komu płacona? Nie rozumiem. – Harry był
zdezorientowany i wydawało mu się, że jakoś nie nadąża za
tokiem myśli Kasandry. Miał też świadomość że bełkocze, ale
nie był w stanie wygenerować jak na razie spójnej myśli:
– Spokojnie Harry, powoli do
wszystkiego dojdziemy i zrozumiesz więcej, A teraz powiedz mi,
pamiętasz może co powiedziałeś nim straciłeś świadomość? –
Przedłużające się milczenie Harry'ego było bardzo wymowne,
dlatego kobieta nie przedłużała ciszy, ale kontynuowała: –
Słowa powiedziane w stanie naprawdę silnego wzburzenia posiadają
wielką moc. Myślę, że to właśnie dlatego tutaj się znalazłeś.
Harry zamrugał szybko, kiedy wywód Kasandry trafił do jego
świadomości i ułożył się tam w logiczną całość, po czym
zerknął na nią podejrzliwie i zapytał:
– Skąd o tym wszystkim wiesz?
– Nie wiem czy w Twoim czasie o mnie
słyszałeś, dlatego się przedstawię pełnym imieniem i
nazwiskiem. Jestem Kasandra Tralawney i jestem wieszczką. Niektóre
rzeczy po prostu wiem z racji tego kim jestem. – Niedowierzanie na
twarzy Harry'ego wprowadziło Kasandrę trochę w błąd. Myślała,
że chłopiec nie wierzy, że jest tym kim jest, ale kiedy padło z
jego ust pytanie, okazało się, że zdziwienie dotyczyło zupełnie
czego innego:
–Tralawney? Więc znasz może
Sybillę? – Teraz przyszła kolej na Kasandrę, by w zdumieniu
unieść brwi:
– Tak nazywa się moja wnuczka ...
Oh! Więc znasz ją! Powiedz co porabia w Twoich czasach?
–Jest moją nauczycielką
wróżbiarstwa ...
– Naprawdę? Myślałam, że jestem
ostatnią z naszego rodu, która posiada dar. Dzięki Merlinowi to
jednak najwyraźniej nieprawda. Moja córka nie odziedziczyła daru i
myślałam, że tak już zostanie.
– Tak naprawdę to Twoja wnuczka nie
ma daru. To znaczy nie zupełnie, czasem ma przebłyski, ale chyba
tylko … no trochę. – Harry sapnął i umilkł skonsternowany
swoimi słowami. Widząc, że Kasandra słucha z zainteresowaniem i
chyba nie ma mu za złe tego co powiedział, podjął temat: – No
owszem, uczy nas, ale jestem pewien, że wszystkie przepowiednie,
które do tej pory od niej usłyszeliśmy są stekiem bzdur. Mam
nadzieję, że Ciebie tymi słowami nie uraziłem. Podobno kiedyś
ktoś słyszał od niej jedną, czy tam kilka przepowiedni
prawdziwych, ale nie wiem. Swoją drogą, to kiedyś chyba czytałem
o Tobie ... Więc naprawdę potrafisz przewidzieć przyszłość?
– Tak. Chociaż nie wygląda to chyba
tak, jak sobie wyobrażasz. Człowiek jest sam kowalem własnego
losu, choć nie zawsze da się oszukać przeznaczenie. I teraz
posłuchaj mnie bardzo uważnie Harry. To, że podchodzisz z
przyszłości musi zostać tylko między nami. Osoby z tych czasów
nie mogą wiedzieć co będzie. Skutki mogą być wtedy
katastrofalne. Jedno niechcący wypowiedziane słowo, może zaważyć
na życiu różnych osób w przyszłości. Inne słowo może
doprowadzić do tego, że ktoś się nie urodzi na przykład.
Rozumiesz te zasady, prawda?
Harry słuchał kobiety uważnie, a
kiedy skończyła zamyślił się głęboko przetrawiając
informacje. Bezwiednie przesunął rękę i przez przypadek strącił
ze stołu kubek z nie dopitą herbatą, który roztrzaskał się na
kilka kawałków. Natychmiast zerwał się i szybko zaproponował:
– Przepraszam, zaraz to naprawię. –
Wyciągnął różdżkę i rzucił reparo. Oczywiście nic się
nie stało, bo w ferworze zapomniał, że z jego magią coś jest nie
tak jak należy. Teraz, kiedy problem powrócił, chłopak zaczął
panikować. Pewnie straciłby panowanie nad sobą, gdyby nie
Kasandra, która spokojnie, delikatnie ujęła go za ramiona i
poprosiła:
– Harry uspokój się.
– Dlaczego nie mogę używać magii?!
– Krzyknął chłopak, roztrzęsiony. – Czy to jest ta cena,
którą muszę zapłacić?! Chyba trochę wygórowana!
Tym razem to Kasandra się zamyśliła.
Chłopak poruszył ważną kwestię. Właściwie nie wiedzieli jaką
cenę musiał zapłacić, dlatego nie mogła tak od razu zapewnić
go, że nie ma problemu i to tylko chwilowy zanik magii. Musiała to
sprawdzić. Na początek kazała mu spróbować rzucić kilka
prostych zaklęć. Jednak żadne z nich nie poskutkowało, a Harry
zaczął być coraz bardziej przerażony. Kasandra jednak jeszcze się
nie poddawała, kazała mu usiąść i postanowiła za pomocą swojej
magii sprawdzić ten problem u źródła. Wytłumaczyła chłopcu, że
zamierza dotrzeć do jego magicznego rdzenia, by przekonać się, czy
jest on aktywny. Dlatego też zapytała Harry'ego, czy wyraża na to
zgodę. Oczywiście chłopak się zgodził, więc Kasandra zamknęła
oczy by się skupić i sięgnęła magią ciała chłopca. Już po
chwili dotarła do magicznego rdzenia młodzieńca i aż sapnęła z
zaskoczenia, gdy zamiast jednego, zobaczyła aż trzy różne rdzenie
splecione ze sobą. Jeden z nich wyraźnie uformował się niedawno.
Wszystkie rdzenie były aktywne, a w głównym magia była jakby
przytłumiona i częściowo wyczerpana. Kasandrze tyle wystarczyło,
by znaleźć odpowiedź na problemy Harry'ego. Wycofała swoją magię
z ciała chłopca i otworzyła oczy, napotykając przestraszone
spojrzenie młodzieńca:
– Harry, nie jest tragicznie.
Niedługo znowu będziesz mógł używać swojej magii. Teraz nie
możesz, ponieważ Twój rdzeń magiczny musi się zregenerować, co
może trochę potrwać. Twoja magia była nośnikiem skoku w czasie,
a to nie przelewki i prawdopodobnie właśnie ona była Twoją ceną.
– Wyjaśnienia wywołały u Harry, ego uczucie ulgi, która
pojawiła się też na jego twarzy. Pierwszym pytaniem jakie mu
przyszło do głowy było:
– Ile to może potrwać?
– Nie wiem, jednak myślę, że
maksymalnie kilka miesięcy.
– Kilka miesięcy ... – Chłopak
był zmartwiony, chociaż po chwili filozoficznie dodał: – Lepiej
późno niż wcale. – Kasandra w tym stwierdzeniu zauważyła
nadzieję, na powrót chłopca do równowagi, więc postanowiła wlać
w niego otuchę na przyszłość:
– Normalnie regeneracja zachodzi
szybciej, ale Ty przekroczyłeś granice czasu i właściwie nie
wiemy jak szybko Twoja magia dojdzie do siebie po takim
doświadczeniu. Zobaczymy. Będziemy ten proces obserwować. Harry
... posłuchaj mnie uważnie. Uważam, że nie znalazłeś się tutaj
bez przyczyny. Jak Cię zabrałam do siebie, byłeś w fatalnym
stanie fizycznym i psychicznym. Byłeś co prawda nieprzytomny, ale w
głowie miałeś zamęt i rozpacz. Ktoś taki jak ja dostrzega takie
rzeczy. Nie będę pytać co się wydarzyło tam skąd przybyłeś bo
widzę, że nie chcesz o tym rozmawiać. Szanuję Twoją wolę, ale
czy nie pomyślałeś, że to może być Twoja szansa, by zacząć
wszystko od nowa? Tutaj masz czystą kartę. Nikt nie wie kim jesteś,
jaki jesteś, co zrobiłeś, a czego nie dokonałeś. Pomyśl o tym,
dobrze? I gdy już sobie wszystko przemyślisz, daj mi znać, a wtedy
zastanowimy się co dalej. A teraz wyśpij się. Dziś miałeś
wystarczająco dużo wrażeń. – Harry westchnął ciężko, na co
Kasandra uśmiechnęła się pokrzepiająco. Chłopiec westchnął
ponownie, po czym odwrócił się i znaną sobie już drogą
podreptał do łóżka, korzystając z porady. Nie zasnął od razu.
Przez długi czas zastanawiał się nad słowami Kasandry. To co
mówiła miało sens, rzeczywiście tutaj nie był znany. Martwił go
co prawda brak magii, ale skoro Kasandra powiedziała, że w ciągu
kilku miesięcy odzyska możliwość czarowania to ufał, że
wszystko będzie w porządku. Nie miał powodu żeby nie ufać
kobiecie, zwłaszcza po tym co dla niego zrobiła. W końcu mogła
zostawić go tam gdzie leżał kiedy tu przybył. Harry westchnął
po raz trzeci i niewiele później zapadł w sen.
Obudził się późnym południem
zdziwiony, że tak długo spał. Zajrzał do kuchni w poszukiwaniu
Kasandry, ale jej nie było. Zajrzał do jej gabinetu, ale ten
również był pusty. Wrócił ponownie do kuchni i dopiero teraz
dostrzegł na stole kartkę z krótką wiadomością:
„Wrócę późno. Lodówka
jest do Twojej dyspozycji”
Na myśl o lodówce poczuł głód. Na
kuchence stał garnek z wczorajszą zupą, którą chłopak odgrzał
i zjadł. Następnie, by zabić nudę i zapełnić sobie czymś czas,
postanowił poczytać książkę o składnikach eliksirów, którą
kupił tamtego felernego dnia. Kiedy ją otworzył, aż wstrzymał
oddech z zaskoczenia. Nie było tekstu. Książka była pusta. Harry
zmarszczył brwi w zamyśleniu, po czym rozpakował całą zawartość
torby w nadziei, że nie wszystko stracił. Eliksiry wydawały się
być w porządku, ale dla pewności odkorkował kilka buteleczek i
powąchał. Nic się nie zmieniło. Jad akromantuli również się
nie zmienił. Sprawdził pelerynę niewidkę zakładając ją i tu
przeżył kolejne zaskoczenie. Okazało się, że jest teraz zwykłym
kawałkiem materiału, który nie ma w sobie żadnej magii. Wszystkie
inne przedmioty w torbie, były takie jakimi je pamiętał.
Zastanowił się krótko i zupełnie nagle zdał sobie sprawę, że
jednak brakowało czegoś istotnego. Nie było dziennika! Wątpił,
by wieszczka ruszała jego rzeczy, ale przyszło mu do głowy, że
może dziennik wypadł przy Wrzeszczącej Chacie. Może gdzieś tam
leży. Oczywiście była to głupia nadzieja i głupie działanie,
ale niewiele się zastanawiając Harry ruszył w stronę kominka i
rzucając garść proszku fiu udał się do Hogsmeade.
Tym razem różnice w wyglądzie
miasteczka i ludzi w nim mieszkających nie wytrąciły go z
równowagi. Znał to już z Pokątnej. Od razu pobiegł w kierunku
Wrzeszczącej Chaty mając nadzieję, że być może wciąż tam jest
jego dziennik. Po pewnym czasie dotarł na miejsce, które aktualnie
kojarzyło mu się wyłącznie z bólem i smutkiem, i zaczął
przeszukiwać wszystko wokół bardzo dokładnie. Nic tu nie było.
Wciąż nie tracąc nadziei poszerzył krąg poszukiwań o około sto
metrów. Efekt był niestety ten sam. Kiedy zaczęło się ściemniać,
dalsze poszukiwania stały się bezsensowne i chłopak ruszył w
drogę powrotną. Zresztą Harry zdążył dojść do mało
budującego wniosku, że jeśli zgubił dziennik w swoich czasach, to
nie miał szans teraz go odnaleźć. Co prawda był prawie pewien, że
schował go do torby, ale równocześnie odnosił jakieś dziwne
wrażenie, że wówczas by go nie szukał. Co prawda dziennik nie był
sprawą życia lub śmierci, ale jednak Harry'emu przykro było, że
zgubił rzecz dla siebie cenną, łączącą go z życzliwą osobą.
Zastanawiał się nawet, czy jego Przeznaczony jakoś zareagował na
ostatnią wiadomość ... kiedy ta myśl przemknęła przez umysł
chłopaka, ten prychnął z politowaniem bardzo po snape'owsku, po
czym wzruszył ramionami. Cofnął się w czasie o pięćdziesiąt
dziewięć lat, jego Przeznaczany mógł się jeszcze nie urodzić.
Po nieudanych poszukiwaniach Harry
wrócił do domu wieszczki za pomocą sieci fiuu. W mieszkaniu
panowała ciemność, więc domyślił się, że Kasandra wciąż nie
wróciła. Dla zajęcia sobie czymś czasu wziął najnowszego
Proroka Codziennego i kładąc się na łóżku zaczął go czytać.
Musiał się trochę dowiedzieć o tych czasach, skoro miał tu żyć.
W nagłówku najnowszego numeru widniał tytuł „Grindelwald
ponownie uderza!”. Harry uważnie przyjrzał się magowi na
okładce i w rozbawieniu pokręcił głową. Czarodziej wyraźnie
pozował osobie, która robiła zdjęcie. Uśmiechał się z widoczną
wyższością i nawet na zdjęciu emanował wielką siłą. Harry
skończył analizować wizerunek maga i wrócił do czytania tekstu:
Poprzedniej nocy, ósmego
listopada, miał miejsce kolejny atak
czarnoksiężnika Gellert'a
Grindelwald'a. Tym razem jako cel została
wybrana mała wioska u wybrzeży
Wielkiej Brytanii.
„Zamieszkiwali ją zarówno
czarodzieje jak i mugole.
Ci drudzy zostali wybici do
nogi i mówiąc „wybici” mam na myśli
totalną masakrę.” –
Relacjonował naszej gazecie jeden z magomedyków,
którzy pojawili się kilka
godzin po ataku na miejscu wydarzeń.
Kilku magów uszło z życiem,
ale są w stanie bardzo ciężkim
i nie wiadomo czy przeżyją.
Magomedycy robią wszystko, by im pomóc,
ale czy to wystarczy … czas
pokaże.
Nasza gazeta uzyskała nie
potwierdzone informacje, że
Ministerstwo Magii rozważa
możliwość wysłuchania żądań
mrocznego maga. Obecny rząd w
widoczny sposób
nie radzi sobie z
niebezpieczeństwem jakim jest Grindelwald. Ile
musi zginąć osób, by
Ministerstwo Magii zaczęło w końcu skutecznie
działać? Choćby w taki
sposób, by podjąć decyzję o współpracy
z mugolskimi i innymi
Ministerstwami w celu skoordynowania
wspólnych działań
skierowanych przeciw mrocznemu czarodziejowi?
Harry uważnie przeczytał cały
artykuł do końca. Odniósł dziwne wrażenie, że jeśli chodziło
o Ministerstwo Magii, to w każdych czasach wykazywało ono zupełny
brak pomysłu, zaangażowania, czy też wręcz odwagi do walki z
Czarnymi Panami danych czasów. Urzędnicy tam pracujący się
zmieniali, ale widocznie zaangażowanie w politykę blokowało jakoś
ich zaangażowanie. Harry'emu nazwisko Grindelwald nasunęło
jeszcze inne myśli. na odwrocie jednej z kart Czekoladowych Żab z
wizerunkiem Dumbledore'a było napisane, że dostał on Order Merlina
pierwszej klasy za pokonanie właśnie Grindelwald,a. O ile pamięć
Harry,ego nie zawodziła, było to chyba w 1945 roku, wniosek z tego
płynął, że miało to nastąpić dopiero za dwa lata. Harry
westchnął i zabrał się za inne artykuły. W trakcie czytania, nie
wiedząc nawet kiedy, po prostu zasnął.
Obudził się jakiś czas później i
zauważył, że ktoś zabrał gazetę, przykrył go kołdrą, a na
stoliku nocnym postawił szklankę wody. Widok wody sprawił, że
Harry poczuł pragnienie i nie zastanawiając się wiele opróżnił
ja całą. Nie wydawało mu się słusznym zostawiać ją przy łóżku,
więc ruszył w stronę kuchni, by odnieść naczynie. Tam spotkał
Kasandrę, która czytała Proroka popijając kawę. Nie chcąc
przeszkadzać, chłopak w milczeniu również przygotował sobie kawę
i przysiadł obok niej:
– Dowiedziałeś się czegoś
ciekawego? – Zagaiła Kasandra zerkając na niego znad gazety.
– Paru rzeczy owszem. Przede
wszystkim zauważyłem, że zawsze się znajdzie jakiś mroczny
czarodziej, który będzie terroryzował mugolskie i magiczne
społeczeństwo. – Powiedział spokojnie chłopiec, a kobieta
smutno się uśmiechnęła składając dziennik i odkładając go na
bok.
– Jak już pewnie się zorientowałeś
naszym obecnym zmartwieniem jest Grindelwald i wnioskując z Twoich
słów nie jest to ostatni mroczny czarodziej. – Harry skinął
głową, chwilę się zastanowił i zadał pytanie na trochę inny
temat:
– Czy potrafisz też przewidywać
przyszłość?
– W pewnym sensie tak. Cieszy mnie,
że poruszyłeś ten problem. To świadczy o Twojej rozwadze.
Oczywiście mogę przewidywać przyszłość dla innych, a nigdy dla
siebie. Prawo magii. Dlatego tak ucieszyła mnie wiadomość
dotycząca Sybilli. Jednak proszę, żebyś nie robił już więcej
wyjątków. Nic więcej nie zdradzaj! – Kasandra uśmiechnęła
się i żartobliwie pogroziła palcem.
– Zapamiętam. – Harry odwzajemnił
uśmiech, po czym nawiązał do innego gnębiącego go kłopotu. –
Kasandro, pamiętasz jak mnie znalazłaś niedaleko Hogsmeade? –
Kobieta skinęła głową, a chłopak kontynuował: – Nie widziałaś
może koło mnie, albo chociaż niedaleko, takiego dziennika w
skórzanej oprawie? Przeszukałem wszystkie swoje rzeczy, a nawet
poszedłem wczoraj na miejsce, gdzie mnie znalazłaś z nadzieją, że
może gdzieś leży zapomniany. Oczywiście była to głupia
nadzieja, ale … Zresztą moje poszukiwania skończyły się na
niczym. Nigdzie go nie było. To dla mnie bardzo ważny przedmiot.
Szkoda, że zniknął.
– Przykro mi Harry, ale jestem pewna,
że niczego tam nie widziałam. Oczywiście mogłam coś przegapić,
ale nie pamiętam żadnych rozrzuconych rzeczy. – Przyznała smutno
Kasandra, doskonale wiedząc o jakim dzienniku chłopiec mówił.
Brak tego przedmiotu trochę ją zaniepokoił.
– Trudno. W końcu istnieje
możliwość, że został w przyszłości. – Harry westchnął z
nostalgią, po czym ożywił się trochę i nawiązał do jeszcze
innej sprawy, która zajmowała jego myśli: – Wiesz, mam pewną
książkę z przyszłości. Kupiłem ją niedługo przed tym, zanim
się tu znalazłem. Chciałem ją sobie tutaj poczytać, ale nic z
tego nie wyszło. Okazała się być pusta. Ma czyste stronice. To
zresztą nie wszystko. Miałem ze sobą również pelerynę niewidkę.
Okazuje się jednak, że w tej chwili jest to zwykły, nie magiczny
płaszcz. Dlaczego tak się stało? Umiesz to wytłumaczyć?
– Z książką może być tak, że po
prostu nie została jeszcze napisana. W tych czasach nie może
jeszcze istnieć, dlatego tekst zniknął z jej stron. – Snuła
domysły Kasandra: – Co do peleryny … tak się zastanawiam ...
skąd właściwie ją masz?
– To pamiątka po moim ojcu. Ponoć
jest w naszej rodzinie od pokoleń.
– Rozumiem, no to mamy rozwiązanie!
– Ucieszyła się kobieta, a widząc zdumiony wyraz twarzy
Harry'ego dopowiedziała: – Na dzień dzisiejszy peleryna jest
używana przez Twojego przodka, zapewne dziadka. Ponieważ już tutaj
istnieje, dlatego Twój egzemplarz, który w istocie byłby
zdublowanym przedmiotem, nie może tu funkcjonować. Czas ma swoje
prawa i Twoja peleryna straciła swoje magiczne właściwości na
rzecz oryginału używanego w tych czasach przez Twoją rodzinę.
– No tak, teraz rozumiem. – Harry
pokiwał głową po czym dodał: – Rozumiem, choć żałuję, że
nie będę już mógł używać czegoś, do czego się
przyzwyczaiłem. – Po tym stwierdzeniu nastała chwila ciszy, po
czym Kasandra zaczęła z innej beczki:
– Przemyślałeś to o czym Ci
ostatnio mówiłam?
– Tak, I wiem, że masz rację. Mam
jednak mieszane uczucia. – Kobieta uniosła pytająco brew, a Harry
widząc to wyjaśnił: – Chodzi o to, że nie mam pojęcia co mogę
teraz robić. Nie ukończyłem szkoły i nie mogę używać póki co
magii, więc perspektywy na ten moment są bardzo ograniczone.
Właściwie, to jestem trochę przerażony, bo nie widzę zupełnie
dla siebie zajęcia.
– Rozumiem. Wobec tego posłuchaj.
Wczoraj rozmawiałam z Armando i od przyszłego tygodnia możesz
zacząć naukę w Hogwarcie. Co o tym sądzisz? – Zaskoczony Harry
wstrzymał oddech, a chwilę potem wyjąkał:
– A … ale jak to? Kim jest Armando?
– Kasandra uśmiechnęła się wesoło i wyjaśniła:
–Armando Dippet jest obecnym
dyrektorem Hogwartu i moim przyjacielem. Dlatego z nim porozmawiałam,
a dzięki tej rozmowie możesz kontynuować naukę na szóstym roku.
Oficjalna wersja jest taka, że zostałeś przeklęty przez
Grindelwalda i nie możesz póki co używać magii. Do oficjalnej
wersji należy też fakt, że jesteś moim dalekim kuzynem. I jak Ci
się podoba takie rozwiązanie? – Harry uśmiechnął się
niepewnie w odpowiedzi i odetchnął, po czym odpowiedział:
– Bardzo Ci dziękuję Kasandro.
Rozwiązałaś w ten sposób mój największy dylemat, ale chyba
pomyliłaś się co do jednego. Byłem na piątym roku nie na
szóstym.
– Oh ... mój błąd! – Krzyknęła
teatralnie kobieta mając świadomość, że był to w jej wykonaniu
zamierzony błąd. Celowo chciała posłać chłopca na szósty rok,
by ułatwić dwójce Przeznaczonych bliższe poznanie. Teraz, kiedy
dowiedziała się, że Harry nie ma dziennika, tym bardziej była
zadowolona ze swojego pomysłu i nie miała ochoty z niego
zrezygnować. To wszystko przemknęło jej przez głowę kiedy
głośno, na użytek Harry'ego, zastanawiała się nad sprawą: –
Hmm ... nie chciałabym teraz wprowadzać żadnego zamieszania, bo
dyrektor zaczął już przygotowania i na następnej radzie
nauczycielskiej miał opowiedzieć o twojej przypadłości ... Hmm co
by tu zrobić … – Zawiesiła głos i czekała na reakcję
chłopca, równocześnie odczuwając małe wyrzuty sumienia, że jest
zmuszona do manipulacji. Robiła to dla dobra Harry'ego, ale jednak.
– Myślę, że to nie będzie jakiś
większy problem... Najwyżej będę musiał nieco nadrobić
materiał. – Odpowiedź młodzieńca zgadzała się z tym, co
Kasandra chciałaby usłyszeć. Kobieta, czując wciąż niepokój
sumienia, równocześnie wobec Harry'ego okazała radość:
– Naprawdę przepraszam i dziękuję
za Twoją wyrozumiałość. – Harry potwierdził skinieniem głowy,
ale widać było, że usilnie nad czymś myśli. Po chwili zebrał
się w sobie i powiedział:
– Tak się zastanawiam. Mam na myśli
doświadczenia z moich czasów. Jestem pewny, że nic nie powiem o
przyszłości, mam wprawę w dochowywaniu tajemnic, ale jeśli ktoś
będzie próbował to ze mnie siłą wyciągnąć? Co wtedy? Nigdy
nie byłem dobrym oklumentą i wątpię bym mógł się obronić. –
Tym razem nadszedł czas na zamyślenie Kasandry. Rzeczywiście,
chłopiec był przewidujący, a ona poza tym wiedziała że Tom, z
którym Harry będzie miał do czynienia, jeśli będzie chciał czy
też musiał, nie zawaha się przed penetrowaniem myśli Harry'ego.
Kasandra westchnęła i stwierdziła krótko:
– To może być faktycznie problem.
Sądzę jednak, że uda mi się temu zaradzić. Dziś nie czuję się
już na siłach nad tym pracować, ale właściwie nie ma też i
wielkiego pośpiechu. Jutro zajmiemy się tym kłopotem. Teraz, jeśli
pozwolisz, udam się do siebie, żeby odpocząć. Myślę, że
pojawię się wieczorem. Czuj się jak u siebie. Jeśli będziesz
głodny, wiesz gdzie jest kuchnia. – Harry w odpowiedzi uśmiechnął
się tylko i już po chwili obserwował Kasandrę zamykającą drzwi
do swojej sypialni. Chłopiec westchnął i w zamyśleniu rozejrzał.
W kuchni nie było nic interesującego jeśli chodziło o zajęcia,
ale w pokoju widział półkę z książkami. Postanowił, że w
ramach czucia się jak u siebie, wybierze jakąś i poczyta.
Przynajmniej zajmie czymś czas, a i z pewnością dowie się nowego.
Z tym postanowieniem wyszedł z kuchni.
Tymczasem Kasandra odwróciła się od
drzwi i pokręciła głową w niedowierzaniu, na widok, który ukazał
się jej oczom. W fotelu rozsiadł się jej stary znajomy w
garniturze, laseczka stała oparta o stolik, a na stoliku spoczywał
cylinder i otwarta butelka jej wina i kieliszek nim napełniony.
Mężczyzna kurtuazyjnie wskazał sąsiedni fotel, a Kasandra zanim
go zajęła wyciszyła pomieszczenie. Kiedy usiadła, bez słowa
sięgnęła po kieliszek i upiła łyk alkoholu. Jej znajomy
obserwował poczynania kobiety z uśmiechem, a na koniec zapytał:
– Wiesz dlaczego Cię lubię
Kasandro? – Siedząca naprzeciw niego odpowiedziała uśmiechem i
trochę ironicznie stwierdziła:
– Może dlatego, że odwalam za
Ciebie brudną robotę? Zastanawiam się co byś zrobił, gdybym nie
wytłumaczyła chłopcu jak ma postępować. Ma w końcu wiedzę z
przyszłości. Czyżbyś oczekiwał jakiegoś zamieszania? – Z
twarzy mężczyzny nie schodził uśmiech, upił nieco wina i
skomentował:
– To do Ciebie moja droga nie pasuje.
Troszkę zepsułaś mi zabawę, przyznam. Dobrze wiesz jaki powstałby
chaos, gdyby nieświadom niczego chłopiec zaczął egzystować w tym
świecie. Pewnie jakaś tam równowaga zostałaby zachwiana, a Ty
jesteś po prostu za dobra. Nie chciałaś widzieć takich skutków,
zwłaszcza, że byłaś w stanie temu zaradzić. Nie patrz jakbyś
miała mnie zamiar zamordować. W końcu i tak dałem Ci spore fory w
naszym małym zakładzie i Twoja cena nie była wysoka.
– Masz rację, tylko obyś tego nie
żałował. – Prychnęła w odpowiedzi Kasandra, zakładając nogę
na nogę i uśmiechając się przebiegle. Mężczyzna odpowiedział
szerokim uśmiechem i aprobującym skinieniem głowy:
– I to jest duch walki. Powiedz mi
jednak … posyłając chłopaka do Hogwartu nie będziesz mogła
mieć na niego oka, jak to przetrwasz?
– Owszem, ale spędziłam z nim już
trochę czasu. Wystarczająco dużo, bym miała pewność, że sobie
poradzi. Poznałam również Toma i jestem przekonana, że zwróci
uwagę na Harry'ego. – Na te słowa mężczyzna uśmiechnął się
złośliwie i rzucił:
– Riddle'a pociąga przede wszystkim
potęga. Dlaczego sądzisz, że zainteresuje się nowym uczniem,
który nie potrafi z siebie wykrzesać magii?
– Domyśliłam się, że to było
Twoją ceną wobec Harry'ego. Gdyby chłopak prezentował swoje
zwyczajne zasoby magii, Tom wyczułby w nim swojego Przeznaczonego.
Magia by go przyciągnęła, a tak nie będzie czuł nic. Ale wiesz
co? Wierzę, że siła ich uczuć będzie silniejsza i nawet ktoś
taki jak Tom złamie swoje zasady. Poza tym Harry ma w sobie coś
takiego, że nie można od niego oderwać oczu. Przypuszczam więc,
że magia będzie tutaj zbędna.
– Jesteś bardzo pewna swego. To
dobrze. Przyjemnie będzie Cię oglądać, gdy okaże się, że
jednak to ja miałem rację.
– I vice versa. I wiesz, następnym
razem, kiedy będziesz chciał mnie odwiedzić, zabierz ze sobą
jakiś dobry trunek. Jak doskonale wiesz tak wypada, gdy udajesz się
z wizytą do kobiety. Za każdym bowiem razem obficie się u mnie
częstujesz i jak widzę nawet ostatnia, schowana butelka nie
powstrzymała Cię od znalezienia jej, otworzenia i spożycia.
Doprawdy ...
– Spodziewałem się, że nie
będziesz chciała mnie poczęstować i najchętniej wysłałbyś
mnie do wszystkich diabłów jak to ostatnio powiedziałaś, gdy
upomniałem się o tą butelkę. Dlatego zdecydowałem się przejąć
inicjatywę. Naprawdę wspaniały rocznik. Zdecydowanie wiesz co
dobre. – Po tych słowach oblizał sugestywnie wargi chichocząc,
gdy kobieta przewróciła oczami z irytacji.
– Pamiętaj, że masz nie ingerować
w Hogwarcie w stosunki między Tom'em, a Harry'm. Zakład obejmował
tylko ścieżki i tego mamy się trzymać. – Ostrzegła Kasandra z
chytrym uśmieszkiem, na co mężczyzna uniósł obronnie ręce
zapewniając:
– Doskonale pamiętam zasady moja
droga. Myślę, że już czas na mnie. Sama rozumiesz ile mam
obowiązków.
– Czasem w to wątpię skoro
znajdujesz wolne chwile, by uprzykrzać mi życie.
– Jak zwykle taka nieczuła. –
Zachichotał mężczyzna i bez zażenowania zgarnął ze stolika do
połowy napełnioną butelkę. Z niewinnym uśmiechem schował ją w
wewnętrznej kieszeni garnituru, ukłonił się nisko z cylindrem w
dłoni, założył go na głowę, uśmiechnął na pożegnanie i
zniknął.
– Cholerny drań. Zdecydowanie nie
zapomnę mu tej butelki. – Skomentowała tą wizytę kobieta i nie
zwlekając, zmęczona, położyła się spać.
***
Do końca tygodnia, codziennie,
Kasandra sprawdzała poziom magii Harry'ego,. Rokowania były
pozytywne. Rdzeń magiczny bardzo powoli, ale jednak się
regenerował. Ponieważ Harry nie miał podręczników, udali się do
miasteczka na zakupy. Ponieważ w tych czasach Harry nie posiadał
żadnych funduszy, kobieta zaproponowała pomoc, a na zapewnienia
chłopca, że kiedyś w przyszłości zwróci wszystko stwierdziła,
że pomaga mu jako przyszywanemu kuzynowi. Zakupili więc książki,
komplet szat i parę innych potrzebnych w szkole rzeczy. Kasandra
chciała jeszcze dokupić zestaw do warzenia eliksirów, ale okazało
się, że chłopiec posiadał wszystko, a nawet więcej niż było
potrzebne. Oczywiście nie była ekspertem w eliksirach, ale
orientowała się na tyle, że kiedy Harry któregoś dnia
przepakowywał torbę, zauważyła kilka niecodziennych składników,
a nawet jad akromantuli w dość pokaźnej ilości. Miała ochotę
zapytać skąd je ma, ale powstrzymała się, wychodząc z założenia,
że młodzieniec zasługuje na trochę prywatności. Podczas tych
wszystkich przygotowań dużo rozmawiali o obecnych czasach. Kasandra
starała się przekazać chłopcu wszystkie najważniejsze
informacje. Ostatniego wieczoru natomiast nawiązała do kłopotu,
który Harry poruszył już wcześniej:
– Dobrze Harry, myślę, że nadszedł
już najwyższy czas na to, by zadbać o Twoją pamięć na wypadek
ataku z zewnątrz. Słusznie zauważyłeś, że Twoja ograniczona
znajomość oklumencji może spowodować problem. Jak być może
pamiętasz, miałam zablokować Twoje wspomnienia o tamtych czasach
już kilka dni temu. Musiałam się jednak zastanowić nad
najbardziej skuteczną metodą. Podjęłam już decyzję co do
sposobu, ale ponieważ pochłonie to sporo mojej magii, dlatego
odwlekałam ten moment i przez kilka ostatnich dni starałam się
ograniczyć stosowanie magii do niezbędnego minimum. Myślę, że to
zauważyłeś. – Harry w tym momencie przytaknął głową
zdecydowanie. Teraz stało się jasne dlaczego Kasandra nie używała
maggi przy przygotowywaniu posiłków mimo że wyraźnie była do
tego przyzwyczajona. Widać to było po nierówno pokrojonych
składnikach surówek, czy sałatek, przypalonych niekiedy potrawach.
Czasem jedzenie było trochę zbyt obficie posolone, zdradzając
niewielką wprawę kucharki w robieniu tego bez magii.
– Co takiego zrobisz? – zapytał z
ciekawością chłopak.
– Z reguły używam tego zaklęcia,
które zamierzam zastosować do czegoś innego. Po analizie
stwierdziłam jednak, że dzięki niemu zamknę dostęp do twojego
umysłu dla wszystkich z zewnątrz. Możesz mieć przez to niekiedy
uczucie deja vu, ale będzie ono jak sądzę do zniesienia. Zanim
zacznę, przejdźmy do mojej sypialni. Wiem, że obrona przed
ingerencją w umysł jest naturalną reakcją, ale proszę żebyś
postarał się rozluźnić i na ile to możliwe nie bronić się
przede mną. – Kiedy Kasandra przerwała dla zaczerpnięcia
oddechu, Harry, który od jakiegoś czasu miał szeroko otwarte ze
zdumienia oczy rzucił pytanie:
– Emmm … a dlaczego będziemy to
robić w Twojej sypialni? – Kasandra uśmiechnęła się i
odpowiedziała wesoło:
– Harry, kiedy opuszczę już Twój
umysł, nie będę w stanie ustać na własnych nogach. Będę
wyczerpana magicznie. Przenosimy się do sypialni, żeby oszczędzić
Ci noszenia mnie. Chodź, przejdziemy tam. – Z tymi słowami
kobieta wstała i skierowała kroki w stronę wspomnianego
pomieszczenia, a Harry chcąc nie chcąc ruszył za nią. Kasandra
stanęła w pobliżu łóżka i gestem wskazała miejsce, gdzie
powinien znaleźć się chłopak, po czym dodała: – Na nocnym
stoliku masz wszystkie eliksiry, które mogą mi się przydać jak
skończymy. Są opisane, więc nie będzie kłopotu z identyfikacją.
Więc jak zaczynamy?
– Czy to naprawdę konieczne, nie
chcę Cię narażać. – Szepnął zaniepokojony chłopiec, a
Kasandrę rozczuliła jego reakcja. Nie zamierzała jednak przedłużać
niepotrzebnie początku całej procedury. Wszystko co powinna
wytłumaczyć, wytłumaczyła, zaproponowała więc jedynie
wyciągając różdżkę i kierując ją na chłopca:
– Naprawdę nic mi nie będzie,
dlatego rozluźnij się Harry i skup, zaczynam Tempus Fugit. –
Zaklęcie zadziałało natychmiast i Kasandra weszła spokojnie
do umysłu chłopca. Była niezmiernie ciekawa jak będzie wyglądał.
Drzwi, które musiała przekroczyć nie były zamknięte, za nimi
rozciągał się wąski pasek plaży, a dalej wielki, wzburzony i
ciemny ocean. To ją zaskoczyło, jakoś spodziewała się u tego
dziecka innej manifestacji umysłu. Rozejrzała się jeszcze raz i
niedaleko dostrzegła postać chłopca, który wpatrywał się w
wodę. Kiedy podeszła do niego okazało się, że jest to wizerunek
Harry'ego, choć widoczne były różnice między oryginalnym
chłopcem, a jego tutejszą manifestacją:
– Pierwszy raz widzę, żeby
wspomnienia prezentowały się pod postacią człowieka. –
Skomentowała zdumiewający widok bardziej do siebie niż do
kogokolwiek kobieta, ale ku jej zaskoczeniu otrzymała odpowiedź:
– Ty także przyszłaś tutaj, by
związać część mnie? – Manifestacja wspomnień Harry'ego
warknęła wrogo, a Kasandra zesztywniała z obawy, widząc
skierowane na siebie bardzo zimne oczy. Wobec takiego dictum
postanowiła nie ukrywać swoich intencji. Źle by się to mogło
skończyć:
– Jestem tutaj, by zablokować innym
dostęp do twoich wspomnień. Nic więcej nie zrobię. Obiecuję. –
W odpowiedzi usłyszała:
– Podoba Ci się tutaj? Do niedawna
było nieco inaczej: jasno, świeciło słońce i tylko czasem
pojawiały się czarne chmury na niebie. Później nastąpiła nagła
zmiana i zaczęło wyglądać tak jak widzisz. – Kasandra milczała
lekko wzruszając ramionami. Postanowiła nie dać się sprowokować.
– Nie wiem jak Ty uważasz, ale mi się tutaj nawet podoba. Okolica
odpowiada moim odczuciom. Widzę, że chyba nie bardzo się ze mną
zgadzasz, ale słusznie milczysz. Nie chciałbym Cię skrzywdzić.
Weszłaś tutaj za Jego pozwoleniem. Wierzę, że On wie co robi. –
Powiedział wizerunek Harry'ego powoli: – Wiedz jednak, że gdy
tylko wyczuję coś, co mi się nie spodoba, zapłacisz za to.–
Kasandra mimowolnie przełknęła ślinę. Zdawała sobie sprawę, że
myślowy Harry byłby w stanie spełnić swoją groźbę. Postanowiła
jednak nie zastanawiać się nad tym i robić swoje. Przecież nie
miała powodu, by się bać. Podeszła bliżej do myślowego
wizerunku chłopca i podała mu lusterko. Wziął je, przyglądając
się uważnie przedmiotowi. – A Kasandra wyjaśniła:
– To magiczne lusterko. Będzie
odbijać ataki wszystkich, którzy będą chcieli się tu dostać.
Siła ataku nie ma znaczenia. Kiedy tylko Harry stwierdzi, że nie
potrzebuje już tej ochrony, po prostu je stłuczesz. – Wyjaśniła.
– Wygląda na to, że to niezwykle
przydatny przedmiot. – Z pewnym smutkiem mruknęła myślowa
manifestacja wspomnień Harry'ego: – Szkoda że wcześniej tego
nie miałem. Oszczędziłbym sobie tych kajdan. – Myślowy chłopiec
potrząsając lewą ręką. Na ten gest rozległ się brzęk
łańcucha, który w tym momencie stał się widoczny. Wyraźnie
przykuwał wizerunek chłopca do piachu plaży. Kasandra ostro
wciągnęła powietrze z zaskoczenia, po czym nie bardzo świadoma
tego co robi wyciągnęła rękę w kierunku łańcucha mówiąc:
– Kto Ci to zrobił? – W tym
momencie jej dłoń zetknęła się z przedmiotem i kobieta wyczuła
znaną sobie sygnaturę magiczną. Identyfikacja czarodzieja tak ją
zaskoczyła, że krzyknęła głośno zszokowana: – Albus!!
Dlaczego to zrobił?!
– Dopóki mam to – myślowa
manifestacja Harry'ego potrząsnęła wymownie kajdanami – nie mogę
nic powiedzieć. Skoro jednak On Ci ufa to wiedz, że zaczynam się
przebudzać. Niedługo będę całością, a wtedy pokażę
wszystkim, którzy krzywdzili mnie przez tyle czasu, co to znaczy
strach. – Manifestacja Harry'ego uśmiechnęła się okrutnie. –
Im bardziej mnie ranią, tym bardziej silniejszy się staję. Już
wkrótce wszystkie kajdany w moim umyśle opadną i nareszcie będę
mógł być sobą. – Myślowy chłopiec roześmiał się, a wtedy
woda oceanu zamieniła się w krew i zaczęła podnosić. Najpierw
tylko zbliżała się do Kasandry, później zaczęła moczyć jej
buty. Kiedy sięgnęła kolan, kobieta stwierdziła, że czas się
wycofać. Ostatni raz spojrzała na manifestację chłopca w jego
umyśle, ale odpowiedziało jej spojrzenie pełne fascynacji i
szaleństwa. Kasandra nie czekała już dłużej i umknęła
natychmiast z umysłu chłopca. Poczuła, że uginają się pod nią
nogi, a ostatnim co zarejestrowała było odczucie, że ktoś ją
położył na łóżku. Później straciła przytomność.
Harry opiekował się Kasandrą przez
całą noc, podając jej eliksiry. Przestraszyła go nie na żarty,
gdy tak nagle zemdlała, blada niczym duch i zaczęła gorączkować.
Chłopak miał wyrzuty sumienia, przeklinał teraz to, że się
zgodził na coś, co najwyraźniej zaszkodziło jego przyjaciółce.
Tak, przez ten czas zdążył zaufać Kasandrze na tyle, że był w
stanie nawet ją nazwać swoją przyjaciółką. Opiekowała się
nim, karmiła, kupiła potrzebne rzeczy, ale przede wszystkim nie
nagabywała o przeszłość, przyczyny, które sprawiły, że się tu
znalazł. Nie wiedział, czy znowu się nie zawiedzie, ale postanowił
na razie się tym nie zamartwiać. Przeklinał też fakt, że nie
mógł używać magii, to by ułatwiło leczenie. Odetchnął z ulgą
dopiero nad ranem, gdy Kasandra zaczęła wyglądać o wiele lepiej.
Oddychała spokojnie i zaczęła nabierać kolorów. Harry był
wyczerpany nocą spędzoną na czuwaniu przy swojej aktualnej
opiekunce. W pewnym momencie oczy mu się po prostu zamknęły i
zapadł w sen.
***
Kasandra poderwała się z łóżka
oddychając spazmatycznie. Przyśniła jej się wizyta w umyśle
Harry'ego ze wszystkimi niepokojącymi elementami. Rozejrzała się
nerwowo po pokoju nie dostrzegając niczego niezwykłego. Jedyne, co
odbiegało od normy, to Harry spokojnie śpiący na jednym z foteli.
Wyglądał jak zazwyczaj, na zewnątrz chłopca nie było żadnych
śladów tego, co działo się w jego umyśle. Przez chwilę
obserwowała młodzieńca zastanawiając się nad tym, co przeżyła.
Naprawdę się bała podczas tej wyprawy odbytej w celu zablokowania
wspomnień Harry'ego z jego wcześniejszego życia w przyszłości.
To co mówiła wtedy manifestacja myśli chłopca kłóciło się
właściwie z osobą, którą miała przed sobą. Gdyby sama nie
przeżyła tego, co widziała, a usłyszałaby jedynie relację z
tego wydarzenia od kogo innego, to chyba miałaby poważne
wątpliwości co do prawdziwości opowiadania. Odnosiła jakieś
dziwne wrażenie, że jedna z tych osobowości była fałszywa.
Należało mieć tylko nadzieję, że to ten Harry, którego poznała
w ciągu kilku dni i polubiła, był osobowością, która weźmie
górę, która była prawdziwa.
***
Harry obudził się kilka godzin
później. Do Hogwartu miał przenieść się dopiero wieczorem, był
już spakowany i przygotowany, dlatego resztę czasu spędzili z
Kasandrą na rozmowach. Między innymi uzgodnili, że dobrze byłoby
początek szkolnej przygody rozpocząć w spokojnej atmosferze bez
niepotrzebnego szumu, sensacji i przydziału w trakcie uczty. Ogólnie
Harry czuł teraz ekscytację, ciekawość, niecierpliwość, ale z
nutką obawy. Jedno było pewne, miał niepowtarzalną okazję być
sobą, żyć po swojemu, bez oczekiwań ze strony wszystkich wokół,
nacisków, kłamstwa i zdrad, które musiał znosić Harry Potter
Złoty Chłopiec Gryffindoru. Nie musiał nawet zatrzymywać imienia
i nazwiska, co zamierzał skrzętnie wykorzystać. Wiedział już
nawet jakie miano przybierze.
Kiedy nadszedł odpowiedni moment,
młodzieniec pożegnał się z Kasandrą, dziękując jej za
wszystko, co dla niego zrobiła i obiecując pozostać w kontakcie,
choćby listowym. Zebrał swoje rzeczy i zgodnie z instrukcją
wieszczki wrzucił w ogień kominka odpowiednią ilość proszku
fiuu. Powiedział wyraźnie „Gabinet Armando Dippet'a” i zniknął
w zielonych płomieniach z domu Kasandry, przenosząc się do
Hogwartu. Pierwsze co ujrzał, kiedy wyszedł z kominka, był siwy
mężczyzna z włosami do ramion oraz dziwną czapką na głowie i
spokojem wypisanym na twarzy. Po nieznacznej chwili milczenia,
mężczyzna przejął inicjatywę i zainicjował rozmowę:
– Ty musisz być tym kuzynem
Kasandry. – Powiedział wskazując chłopcu ruchem dłoni krzesło
stojące przed biurkiem. Młodzieniec zajął je i grzecznie się
przywitał:
– Dobry wieczór dyrektorze.
Dziękuję, że pozwolił mi Pan się tutaj uczyć.
– Słyszałem o Twojej trudnej
sytuacji i Grindelwaldzie. W Hogwardzie będziesz bezpieczny. Powiedz
mi dziecko jak się nazywasz?
– Aren Grey proszę Pana. – W
głosie Harry'ego nie było ani krztyny wahania i tym sposobem zaczął
życie pod nowym imieniem i nazwiskiem, zrywając wszystkie więzy
łączące go z tym co było dawniej.
– Dobrze Aren, więc może
przejdziemy do rzeczy i zaczniemy od twojego przydziału? Wiesz może
jak to się odbywa tutaj w Hogwarcie?
– Tak opowiadano mi o tym dyrektorze.
Macie tutaj Tiarę Przydziału, niegdyś należącą do Godryk'a
Griffindor'a i ona decyduje, do którego z czterech domów się
trafi.
– Wspaniale! Cieszy mnie, że znasz
podstawowe informacje, chociaż mogłem się tego spodziewać.
Przecież Kasandra nie przysłałaby Ciebie bez przygotowania. –
Stwierdził dyrektor, podchodząc do jednej z szafek, otwierając ją
i sięgając po spoczywającą tam Tiarę. Już po chwili chłopiec
miał ją na głowie, tak jak się zresztą spodziewał. Nie trwało
długo i usłyszał głos w swojej głowie:
– Naprawdę jesteś Aren'em
Grey'em? – Padło pierwsze pytanie, na które odpowiedział bez
zastanowienia:
– Oczywiście.
– Nie wyczuwam kłamstwa w Twoim
głosie, ani myśli. Fascynujące, jak cała Twoja głowa –
zachichotała Tiara.
– Czyżby dom lwa?
– Oh, to byłby karygodny błąd z
mojej strony, nie jesteś lwem chłopcze. – Na to stwierdzenie
młodzieniec z nostalgią pokiwał głową. Pamiętał przecież, że
przy jego pierwszym przydziale w przyszłości nie trafił do
Slytherinu jedynie dlatego, że o to usilnie prosił. Nie były więc
dla niego żadnym zaskoczeniem kolejne słowa Tiary: – Dom węża
jest tym, czego potrzebujesz. Pomoże Ci rozwinąć ukryte
umiejętności. Slytherin!
Po ogłoszeniu decyzji Tiara została
zdjęta z głowy Aren'a. Chłopak przyjął werdykt ze spokojem. Znał
doskonale, choćby z własnych obserwacji wady i zalety Domu
Salazara. Miał też wrażenie, że gdyby za pierwszym razem tak
bardzo nie prosił i się nie upierał, jego losy potoczyłyby się
inaczej. Może doznałby mniej bólu? Kto wie. W duchu obiecał
sobie, że tym razem będzie ostrożniej dobierał sobie przyjaciół
i nie odkryje swoich słabych punktów.
– A więc Slytherin! – Podsumował
z lekkim uśmiechem dyrektor, po chwili wysyłając krótką
wiadomość przez kominek. – Zaraz będzie tutaj Twój opiekun domu
i zaprowadzi Cię do pokoju wspólnego Slytherinu. – Aren skinął
na jego słowa głową, nic więcej nie mówiąc i podszedł do
swojego kufra siadając na nim. Armando przez chwilę obserwował go
z pewnym zaciekawieniem. Nie był zaskoczony tym przydziałem. Na
pierwszy rzut oka wiedział, że chłopak zostanie przydzielony do
domu węży. Jego wieloletnie doświadczenie mu to podpowiadało.
Kasandra nie zdradziła mu jakie zatargi miał ten młodzieniec, czy
też jego rodzina z Gellertem i zgodnie z jej prośbą nie wypytywał
o nic chłopca. Aren dziwnie mu kogoś przypominał, choćby swoją
raczej zamkniętą postawą. Przez moment dyrektor nie był w stanie
odszukać w pamięci odpowiedniej osoby, ale nie trwało to długo.
Rozwiązanie przemknęło mu przez myśl. Oczywiście chłopiec
przypominał mu zachowaniem prefekta domu węża Tom'a Riddle'a.
Jakieś pięć minut później w gabinecie Dippet'a zjawił się
Horacy Slughorn, opiekun Slytherinu, Krótkim skinięciem głowy i
uśmiechem przywitał się z dyrektorem i od razu skierował się w
stronę nowego ucznia:
– Witaj chłopcze, jestem opiekunem
Twojego domu, nazywam się Horacy Slughorn i nauczam eliksirów w tej
szkole. Jesteś gotowy?
– Tak profesorze. – Odpowiedział
krótko Aren. Po czym pożegnał się krótko z dyrektorem i poszedł
za swoim opiekunem w stronę lochów.
Slughorn wydawał się być przystępnym
człowiekiem. Jakim był nauczycielem, oczywiście widać nie było i
Aren stwierdził w duchu, że dowie się tego na pierwszej lekcji
eliksirów. Po drodze profesor pokazywał mu różne pomieszczenia
otwierając i prezentując wnętrza, czasem ubarwiając opowiadanie
rozmaitymi anegdotkami związanymi z danym miejscem. Nauczyciel
wydawał się być rozluźniony, dowcipkował, często się
uśmiechał. Aren oczywiście nie przywykł do podobnych zachowań
jeśli chodziło o profesora eliksirów. Bez dwóch zdań, Snape był
zupełnie inny. Slughorn próbował też Aren'a wypytywać o związek
z Grindelwaldem, lecz chłopak dawał mu wymijające odpowiedzi,
skutecznie opędzając się od natrętnych nagabywań. Na końcu
stanęli przed zamkniętymi drzwiami, za którymi znajdował się
według zapowiedzi nauczyciela jego gabinet, ale Slughorn zamiast je
otworzyć, przez moment stał przed nimi w skupieniu, po czym
zmarszczył brwi i stwierdził ze zdegustowaniem:
– Nie wierzę, że znowu myszkuje w
moim gabinecie, doprawdy. – Po tym tajemniczym stwierdzeniu
westchnął i pokazując, by prowadzony uczeń zaczekał, otworzył z
impetem drzwi, pozostawiając je rozwarte na oścież i powiedział z
oburzeniem słyszalnym w głosie: – Malfoy! Co ja ci mówiłem o
podkradaniu mi eliksiru na kaca? – Aren, posłusznie czekający w
korytarzu, zmarszczył brwi słysząc znajome mu nazwisko.
– Profesorze, tylko odrobinkę. Tak
przy okazji, świetna była ostatnia impreza Klubu Ślimaka. Jest
pan doskonałym organizatorem przyjęć. Moja mama zawsze powtarzała,
że ma profesor do tego wyjątkowy talent.
– Pozdrów ją ode mnie oczywiście,
była znakomitą uczennicą. – Slughorn rozpromienił się słysząc
tyle pochlebstw od ucznia, nawet w jego głosie było wiele
zadowolenia. Reakcje były tak wyraźne, że stojący za drzwiami
nowy Ślizgon tylko uśmiechnął się przebiegle. Doprawdy, ten
jakiś Malfoy był mistrzem w używaniu pochlebstw. Profesor jak się
wydawało nawet nie zauważył, że został w ten sposób
przechytrzony. – Jednakże, jako że jest już po dwudziestej
drugiej, nie ominie cię kara. – Ogłosił nauczyciel, a brwi Arena
podjechały w górę ze zdziwienia. Czyżby się pomylił w ocenie
profesora? Kolejne zdanie wyjaśniło wszystko: – Zaprowadzisz
nowego ucznia do pokoju wspólnego i wszystko wyjaśnisz jeżeli
będzie o coś pytał zrozumiano? – „Też mi kara” przemknęło
przez myśl Aren'owi, a w tym samym momencie Malfoy zadał
zaskoczonym głosem pytanie:
– Mamy nowego ucznia?
– Tak. Jest na szóstym roku więc
będzie z Tobą w jednej klasie. Wierzę, że się dogadacie. Jeśli
spotkasz woźnego powiedz, że to na moje polecenie. Chłopak czeka
za drzwiami. Widzimy się za dwa dni na lekcjach. – Wyjaśnił
Slughorn na tyle głośno, żeby i Aren usłyszał. Wybrzmiało po
chwili pożegnanie wypowiedziane głosem Malfoy'a, który po chwili
wyszedł na korytarz i zamknął za sobą drzwi do gabinetu
Slughorn'a.
Malfoy dostrzegł w korytarzu, niemal
naprzeciw drzwi do gabinetu ich opiekuna domu nowego, który
podpierał ścianę, patrząc gdzieś w głąb korytarza i wyrażając
całym sobą znudzenie. Abraxas spojrzał najpierw na jego profil, bo
tylko tyle twarzy było widoczne i uderzyła go uroda chłopaka.
Kiedy jednak ten spojrzał wprost na Abraxasa, blondyn stwierdził,
że nowy jest po prostu piękny. Nie przystojny, nie urodziwy, ale
piękny i tyle. W twarzy dominowały zwłaszcza oczy o zdumiewającym
odcieniu. Po chwili zapatrzenia i krępującej ciszy Malfoy wymierzył
sobie mentalnego kopniaka, podszedł do nowego podając mu dłoń i
się przedstawił z uśmiechem:
–Abraxas Malfoy.
– Aren Grey – Odpowiedział krótko
chłopak, czując małe deja vu, gdy Ślizgon podał mu rękę. Kiedy
tak patrzył na kolejnego znanego mu Malfoy'a był pewien, że jest
krewnym Draco. Bez dwóch zdań. Różnił ich tylko kolor oczu, bo
Abraxas miał niebieskie; długość włosów, gdyż Malfoy przed nim
miał je niemalże do połowy pleców, związane zieloną wstęgą no
i ten reprezentant arystokratycznego rodu miał nieco ostrzejsze rysy
twarzy, które się wygładzały, gdy się uśmiechał.
Abraxas prowadząc Aren'a w stronę
wejścia do pokoju wspólnego Slytherinu, czuł się jakoś dziwnie.
Starał się nakłonić nowego do rozmowy, jednak ten zdawał się
nie mieć na to ochoty, co oczywiście irytowało blondyna. Wszystkie
informacje po nim jakoś spływały, wydawał się być obojętny, co
zupełnie nie zachęcało do konwersacji. W ostateczności Abraxas po
prostu zrezygnował i milczał, aż do wejścia do pokoju wspólnego
ich domu. Tutaj podał jedynie hasło na tyle głośno, by nowy
usłyszał, po czym pierwszy przeszedł przez otwarte wejście. Aren
spokojnie ruszył za nim, rejestrując zupełnie nagle wpatrujące
się w niego zdumiewające oczy. Przez myśl mu przemknęło: „ …
Oczy koloru krwi … jakie piękne ...”
***
Tom zaczął się niecierpliwić, bo
Malfoy nie wracał już dość długo z eliksirem słodkiego snu.
Zazwyczaj zajmowało mu to kilka minut, a tym razem przeciągnęło
się do niemalże godziny. Jeszcze chwila, a pierwsze co zrobi on,
Tom, gdy tylko pojawi się Abraxas, będzie jakaś klątwa. Nerwy
oczywiście w niczym nie pomogły, a tylko wzmogły ból głowy,
spowodowany przez zmęczenie wywołane ostatnio nieprzespanymi
nocami. W ciągu ostatnich chwil z napięciem obserwował wejście i
wreszcie zauważył przesuwającą się ścianę. Pierwszy wszedł
Malfoy, ale to osoba, która weszła za nim skupiła na sobie całą
uwagę Tom'a, który zapomniał nawet o rozdrażnieniu postępowaniem
Abraxasa. Blondyn podszedł wprost do Riddle'a, kładąc fiolkę
przed nim, jednocześnie informując:
– Mamy nowego.
Tom przyjął informację do
wiadomości, równocześnie prawie nie zauważając położonej
fiolki. Pochłonęło go uważne studiowanie nowej osoby, która
przed nim stała. Chłopak nie wydawał się speszony wnikliwą
obserwacją. Kiedy już zorientował się, że ściągnął
niepodzielną uwagę chłopaka o krwisto czerwonych oczach,
odpowiedział tym samym. Nie spuszczał z niego wzroku. Riddle
zarejestrował w sobie coś dziwnego. Jakieś dziwne odczucie będące
mieszaniną ekscytacji i czegoś jeszcze. Niestety, nie potrafił
określić konkretnie czego, a to nie było już normalne jak dla
niego. W jego głowie zrodziła się myśl: „ … Fascynujący
kolor oczu, jeszcze nie widziałem takiej zieleni jak … jak avada.
Zachwycające ...”. Tom zebrał się wreszcie w sobie i
postanowił przerwać tą przedłużającą się, obopólną
kontemplację powitaniem. Wstał powoli i podchodząc do nowego
zapytał:
– Twoje imię i rok?
– Aren Grey, szósty rok. –
Odpowiedział nowy, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Tom był
pod wrażeniem odporności tego zielonookiego chłopaka. Niewielu
było w stanie wytrzymać jego spojrzenie dłużej niż chwilę, a
temu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Wypadało się odwzajemnić
własnym imieniem i nazwiskiem, więc Tom oznajmił:
– Tom Riddle. Również szósty rok
jestem prefektem Slytherinu. Jestem pewien, że Ci się tu spodoba.
Stojący nieco z boku Abraxas był
zdumiony. Jeszcze nigdy nie widział Toma tak zaabsorbowanego
kimkolwiek. Nowy natomiast okazał się być równie twardy jak
Riddle. Nie okazał ani odrobiny zmieszania, czy też strachu i
nieugięcie odwzajemniał spojrzenie prefekta. Tom swoim sposobem
próbował go złamać, a ten nic sobie z tego nie robił, to było
tak fascynujące, że Abraxas nie potrafił od tej dwójki odwrócić
oczu.
Miałaś rację. Odpowiedział na kilka moich pytań ^-^
OdpowiedzUsuńZ braku czasu dziś krótko. Cudeńko.
Stokrotne dzięki
Pozdrawiam i życzę zdrowia
Przeraziła mnie wizja Harrego skajdankami trochę się go bałam mam pytanie skoro Harry ma 3 rdzenie magiczne to tom go rozpozzna jako przeznaczonego intryguje mnie ta postać ,która przchodzi do Kasandry smutno mi, że Harry zrezygnował ze swojego nazwiska pozdrawiam życzę zdrowia
OdpowiedzUsuńCzy mogę posiekać Abraxasa na kawałki? Proszę!
OdpowiedzUsuńDobrze, kiedy już wyraziłam moją pierwszą prośbę na dziś, co z tego, że dochodzi druga w nocy, mogę skomentować.
Sprawa jest jasno przedstawiona: kocham Toma, ale jeżeli on stwierdzi, że Przeznaczony mu do szczęścia nie potrzebny, to ja się tam pojawię i mu wybiję z głowy takie pomysły. Kij, że jest Czarnym Panem. Mam wyjątkową siłę przekonywania, dam sobie radę.
Kurczę, jak ja uwielbiam, kiedy Śmierciożercy, czy też po prostu Ślizgoni zwracają się do Toma per "Panie". To jest jednak takie intensywne i w pewien sposób ekscytujące.
A wróciwszy do mojego życzenia, aby posiekać Malfoy'a. Po pierwsze: dziewczę widziało słabość Toma, a po drugie: nie oddał Harry'emu dziennika. No ja mam nadzieję, że Tom jakoś odkryje, że są sobie przeznaczeni, bo inaczej nie mam pojęcia, jak oni się zejdą. Mają takie ułatwienie, przynajmniej są w tej samej linii czasowej. Chociaż zastanawia mnie, czy ten stary Voldemort ciągle szukał Harry'ego i mam pewne obawy, dotyczące końca tej historii, ale na razie zostawię je dla siebie.
Lubię Kasandrę. Nie wiem, czy już o tym mówiłam, ale dla pewności, jeszcze powtórzę, że bardzo lubię Kasandrę i tego jej alkoholika, który zachowaniem przypomina mi Tony'ego Starka, jeżeli wiesz o kim mówię.
A wracając do Tralawney, ma naprawdę mocne nerwy. Ja bym na jej miejscu już dawno rwała włosy z głowy, piszcząc: "Co robić?! Co robić?! Co robić?!" A ona nie. Nie dość, że a łeb na karku i ratuje przyszłość, to jeszcze umie równocześnie zająć się chorym czarodziejem, który tymczasowo stracił magię i załatwić mu miejsce w szkole. Nie no, ja też chcę mieć taką rozgarniętą głowę.
Reakcja Harry'ego na przenosiny w czasie była w sumie dość zabawna, choć przewidywalna. >Co? Ale ty sobie chyba żartujesz! Nie...<
I ta jego magia... Mam nadzieję, że Potter szybko ją odzyska, bo w innym wypadku myślę, że będzie ciężko. A zwłaszcza, jeżeli gdzieś po drodze zamierzasz użyć Grindenwalda, a z tego, co mi się wydaje, to jego postać może tutaj namieszać.
Hmmm... Taaak, bariera na wspomnienia była bardzo dobrym pomysłem. Tom by się nie zawahał, ja w to nie wątpię, nie ma możliwości, żeby przepuścił przeforsowanie umysłu Harry'ego.
A będąc już przy jego biednej, spracowanej głowie, to bardzo mnie wystraszyłaś tym drugim Harry'm w jego głowie, to było creepy, inaczej się tego nie da określić. Po prostu przerażające.
Podzielam zdanie Kasandry, ja mam nadzieję, ze ten Harry, którego widać, jest tym prawdziwym, ale niestety mam wrażenie, choć pewnie mylne, że Ron sporo tutaj wnosi, kiedy twierdzi, że Harry się zmienił i może dlatego jest pokazana ta jego druga osobowość. Ja myślę, że obie te postacie były zmieszane, ale coś się wydarzyło w komnacie, może to wspomnienie Toma go rozpoznało i pokazała się mroczniejsza strona Harry'ego, którą Dumbledore oddzielił i uwiązał, ale nie wiem. To tylko moja teoria spiskowa, czy prawdziwa, mam nadzieję dowiedzieć się w kolejnych rozdziałach :).
Aren GREY... Mmm... Czyżby ten sam Grey, którego mogliśmy zobaczyć w kinie dziesiątego lutego? Tylko zmienił sobie imię?
Harry uważa, że czerwona oczka są piękne? Ja również, oczywiście, że są cudowne! Tak, tak zawsze było:
Mama: "córeczko, opisz nam swojego wymarzonego narzeczonego."
Mała Kimi: "Czarne, dłuuuuuugie włosy, dłuuuuugie kły i czerwone oczka. I biały. Dużo białego"
A Riddle w kółko o jednym. Jakie ładne, zielone oczy... "Jak Avada". Tak, już widzę oczyma wyobraźni ten literacki opad szczęki i odchrząknięcie, nosz, widzę to i nie mogę przestać się śmiać.
Och, jaaa, nie mam pojęcia ile będzie zajmował ten komentarz, ale podejrzewam, że całkiem sporo, bo piszę na bieżąco, razem z czytaniem żeby niczego nie pominąć :) Mam taki dobry humor!
Cóż, życzę ci weny i czasu. No tam, zdrowia, szczęścia też, ale to raczej wiadomo.
Ja się będę o ten rozdział ubiegać! Jestem na głodzie, proszę, nie skazuj mnie na śmierć! Proszę...
UsuńO kurcza za duzo dobroci w ciagu jednego miesiaca! Dwa tak długie rozdzialy, pełne akcji! W sumie, cichy glosik w mojej głowie podpowiadal mi ze Harry zostanie przydzielony do Hogwartu, ale spodziewalam sie raczej, ze na widok Toma zacznie panikowac (co trochę mnie odrzucalo), a jednak mnie zaskoczyłas! Z reakcji Abraxasa wnioskuje, ze Harrego nie wzruszylo w ogole, ze stoi na przeciw czarnego pana.
OdpowiedzUsuńDosc irytujace ze nasz zloty chlopiec jest magicznie wyczerpany i nie bedzie mogl pochwalic sie przed Tomem swoimi magicznymi umiejetnosciami... w sumie wychodzilo by tez na to, ze Harry nie bedzie mogl grac w Quidditcha (... jakby w swoich czasach mógł... Hah)
Mam wrazenie ze wrzeszczaca hata nie zostala jeszcze wybudowana w tamtych czasach.
Nie mniej, dziekuje za rozdzial kochana! Nie zwazaj na chorobe (łącze sie w bolu, bo sama akurat choruje) i pisz! Pisz!
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o tak jakie piękne oczka, mam nadzieję, że Tom prędko odkryje, ze to on jest mu przeznaczony... a ten Harry myśl, czy jak to nazwać przerażający...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, czemu Abraxas zakosił ten dziennik, no mogę zrozumieć, że nie odda Harremu, bo niby skąd ma wiedzieć, że to do niego należy, ale mógł Tomowi go przekazać przecież poznał właśnie, że taki drugi ma Tom, mam nadzieję, że będzie próbował się skontaktować... u stracił magię, to znaczy magia jest na niskim poziomie... oby szybko ją odzyskał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga