Kurigara: Tym razem nie musiałaś chyba tak długo czekać. Naprawdę staram się teraz ogarnąć tempo rozdziału na miesiąc :) Zwłaszcza korzystając z wolnego czasu. Jakby Tom nie przekonał do siebie Arena ciężko by było o Tomarry :)
Natalia: Oh przybij piątkę, bo ja tez uwielbiam Abraxasa :)
Kiminari: Bezceremonialna gwiazda komentowania. Widok mojej twarzy widząc ścianę tekstu był dosyć osobliwy. Skoro musiałaś odsypiać wesele to znaczy, że zabawa była udana prawda? Też bardzo lubię Gellerta z "Fantastycznych" bo w kanonie raczej wiele o nim nie można było powiedzieć a w nowym filmie został naprawdę świetnie wykreowany. Widzę, że Lastrenge coraz częściej zaczyna być klasyfikowany jako badass, no taki jego urok w tym rozdziale nieco przybliżyłam jego postać. Ja kawę dopiero zaczęłam tolerować po dwudziestce, wcześniej jakoś ten smak mi nie pasował. Za to teraz tylko z mlekiem sojowym. Płynne ruchy różdżką tak? Może warto dodać notkę o tym jak poleruje trzonek miotły? Haha udzielił mi się twój pokręcony humor ^^ Co do przelotnego romansu, to nie potwierdzam ani tez nie zaprzeczam :). Wiedza o runach wyszła z mojego combo z betą :) Naprawdę cudownie się z Mato uzupełniamy. Tak, Wair to nasz znajomy od Kasandy, który ma niezdrowy pociąg do alkoholu ^^ i powinno być przez "a" przepraszam, poprawię jak będę kiedyś robić krystaliczną betę, ale to pewnie jak skończę pisać :) hmm trochę to zajmie... Co do braku uczestnictwa w turnieju akademii Bauxbatons wyjaśniłam w poprzednim rozdziale. Może przeoczyłaś? Nie czytałam GoT i w sumie nawet się nie przymierzam nigdy do tej książki, zwłaszcza, że kolejka książek do czytania jest dosyć długa. ZA to pierwszy sezon mam dopiero za sobą ^^. No Tom jest dosyć nerwowy, ale wybaczmy mu to. Za to dzięki temu wypadkowi relacja Arena i Abraxasa nieco posunęła się do przodu. Dziękuję kochana za ten wspaniały i długi (!!!) komentarz ;*
Malinkaa246: Tym razem czas oczekiwania krótszy i mam nadzieję, że jeszcze zaskoczę Cię nie raz :).
Betowała: Mato
Rozdział 20: Trudna przyjaźń
Wreszcie nadszedł niecierpliwie
wyczekiwany przez Arena weekend, podczas którego miał uwarzyć swój
pierwszy w tej rzeczywistości eliksir. Miał nadzieję, że pójdzie
mu to dobrze, mimo braku magii. W końcu mnóstwo wysiłku włożył
w zapoznanie się z podstawami sztuki warzenia, których jakoś nie
dał rady posiąść w swoich czasach. Okazało się, że Horacy
Slughorn był świetnym nauczycielem, a im więcej czasu poświęcał
Arenowi, tym bardziej chłopak był przekonany o swojej kompletnej
ignorancji w tej dziedzinie nauki i doszedł do smętnego wniosku, że
wszystkie „pomyje” jakie wylał na niego Snape na lekcjach, były
o zgrozo uzasadnione. No, może oprócz oczywistej nienawiści
Snape'a względem jego osoby, sabotowania eliksirów przez Ślizgonów
czy też stopniowej utraty wiary w siebie podczas kolejnych słownych
potyczek z Mistrzem Eliksirów. Na takich rozmyślaniach zeszła
Arenowi droga do prywatnej pracowni profesora Slughorna.
Ku radości chłopaka, nauczyciel swoim
wezwaniem uratował go od Malfoy'a, który najwidoczniej nie chciał
tym razem wyjątkowo odpuścić i na wszelkie sposoby starał się
namówić Greya na wyjście do miasteczka. Aren cicho westchnął i
usiadł wygodnie na kanapie w oczekiwaniu na Slughorna, zabijając
czas rozglądaniem się po pomieszczeniu. Wyglądało odmiennie niż
dotychczas. W zasięgu wzroku nie widać było ani jednego kłaczka
kurzu. Co prawda nie zdziwiło to Arena, bo profesor informował go,
że przed tym spotkaniem poprosi skrzaty o uprzątniecie pracowni,
ale i tak pomieszczenie wyglądało teraz zupełnie inaczej.
Oczywiście dużo lepiej i jakoś tak bardziej przytulnie. Oględziny
pracowni nie zajęły chłopcu zbyt wiele czasu, więc zaczął się
zastanawiać jaki eliksir poleci mu uwarzyć, po trwających ponad
trzy tygodnie zajęciach z teorii, nauczyciel. Opiekun Slytherinu
wziął sobie naprawdę do serca jego sytuację, ewidentny niedobór
wiedzy i dopilnował by zasady, których należało przestrzegać
podczas warzenia, miał w małym paluszku.
Aren miał świadomość, że gdyby
ktoś go obudził w środku nocy i zapytał o właściwości beozaru,
wyrecytował by je nawet nie bardzo się nad tym zastanawiając.
Podobnie było z innymi często używanymi składnikami mikstur. Nie
miałby także kłopotu z podaniem w jakie reakcje wchodzi na
przykład wcześniej wspomniany beozar z innymi dodawanymi do niego
substancjami magicznymi czy ziołami. Przy okazji Aren zaczął
rozumieć, jakie błędy popełniał wcześniej, dlaczego je
popełniał i dlaczego Snape był jego niewiedzą tak rozstrojony.
Zielonooki chłopak potrząsnął głową w zniecierpliwieniu. Nie
było sensu rozmyślać o tamtych czasach. Nie wróci już do nich i
tamte problemy może zostawić za sobą. Lepiej skupić się na
teraźniejszości. Rozmyślania przerwał mu dźwięk uchylanych
drzwi. Do pracowni wszedł profesor. W ręku niósł mugolski palnik,
który postawił na stole roboczym i zachęcił ruchem ręki Arena by
podszedł, równocześnie pytając:
– Wiesz jak tego używać chłopcze?
– Aren skinął twierdząco głową i profesor kontynuował: – To
doskonale. Zanim zaczniemy warzyć, zrobimy najpierw krótką
powtórkę materiału.
Takie oznajmienie nie było niczym
nowym. Od powtórki zaczynała się praktycznie każda lekcja.
Nauczyciel odpytywał chłopaka za każdym razem z całego
przerobionego dotychczas materiału, co oznaczało oczywiście, że
powtórki zabierały coraz więcej czasu. Aren jednak nie narzekał
mając świadomość, że dzięki nim utrwalał i systematyzował
sobie w głowie zdobytą wiedzę. Jeżeli na czymś się potknął,
zapomniał, czy po prostu pomieszał fakty, Slughorn cierpliwie
naprowadzał go na odpowiedź, albo wykładał jeszcze raz ten
fragment materiału, który sprawiał trudności. Niekiedy takie
odpytywania zamieniały się w prawdziwe debaty, jeżeli chłopak
miał co do któregoś tematu wątpliwości, zwłaszcza jeśli
chodziło o łączenie składników, czy sposób ich obróbki. Może
i powodowało to, że powtórki się przedłużały, ale nauczyciel
nie żałował na nie czasu, a uczeń widział realne efekty tych
dyskusji.
Dzięki temu Aren coraz rzadziej mylił
wszystko z kretesem, co wyraźnie wskazywało, że działania
profesora przynoszą efekty. Nie było więc powodów do narzekań i
marudzenia, również dzisiaj. Powtórka była jakby bardziej
drobiazgowa od dotychczasowych, ale po jej zakończeniu chłopak
zauważył w oczach Slughorna coś na kształt dumy i sam poczuł się
podobnie. W końcu miał powody do zadowolenia. Udało mu się
odpowiedzieć na każde, nawet podchwytliwe pytanie nauczyciela.
Pomyłki sam identyfikował niemal natychmiast i korygował
samodzielnie. Kiedy wreszcie pytania się skończyły zapadła
chwilka ciszy, po czym profesor zaanonsował przejście do części
praktycznej:
– Doskonale Aren, przejdziemy teraz
do warzenia eliksiru. Zastanawiałem się już wcześniej nad tym, co
mógłbyś wykonać. Myślałem nad Szkiele–Wzro, ponieważ nasza
pielęgniarka zgłaszała, że wkrótce może go potrzebować. Będzie
to jednak Twój pierwszy eliksir tutaj, postanowiłem więc pozwolić
Ci zdecydować czy przyjmujesz moją propozycję, czy też masz może
jakąś własną? – Zaskoczony Aren przez chwilę w milczeniu
przyglądał się, jak profesor z uśmiechem wygodnie rozsiada się
na kanapie, kładąc obok siebie plik wypracowań, widocznie
przyniesiony tu już wcześniej. Najwyraźniej nauczyciel zamierzał
je sprawdzać w tak zwanym międzyczasie. Chłopak wreszcie się
zreflektował i zdecydował odpowiedzieć:
– Skoro mogę wybrać … to może
jednak … eliksir na skutki po Cruciatusie? – Dopiero w
momencie kiedy rzucił taką propozycję zorientował się, że może
jednak troszkę przesadził. Pokręcił głową nad własną głupotą
i zagryzł wargę. Slughorn w zdumieniu zapatrzył się w swojego
pełnego tajemnic ucznia. Przez głowę błyskawicznie zaczęły
przebiegać mu rozmaite myśli: „... Na Merlina … z pewnością
chłopiec nie wybrał takiego, a nie innego eliksiru przez przypadek.
Musiał mieć do czynienia z tym niewybaczalnym zaklęciem … Pewnie
miało to związek z kontaktami jego rodziny, czy też jego samego z
Grindelwaldem … Tak, to pewnie to. Chłopak unikał wspominania o
tych przynajmniej niemiłych, a może nawet przerażających
spotkaniach. Musiały być przerażające. Na pewno też pełne bólu
… Nikt, kto nie miał styczności z Cruciatusem nie
wiedział, że zaklęcie to ma jakiekolwiek długotrwałe skutki. To
dziecko zdecydowanie wie ...” Na koniec Slughorn zdecydował się
cichym głosem zapytać:
– Dlaczego Arenie właśnie ten
eliksir? – Odpowiedziała mu cisza, więc tylko westchnął i nie
dopytując się już więcej ciągnął dalej. – Jest to
skomplikowana mikstura, ale jeżeli tego właśnie chcesz ... nie
widzę przeszkód, byś spróbował swoich sił i ją uwarzył. –
Na twarzy Arena pojawił się uśmiech i to było wystarczającą
odpowiedzią. Profesor rozsiadł się ponownie wygodnie i zabrał za
wypracowania, od czasu do czasu zerkając na poczynania ucznia.
Sprawdzenie prac zajęło około dwie
godziny. Później Slughorn odłożył cały stosik na bok i z braku
zajęcia zaczął przyglądać się Arenowi i temu co i w jaki sposób
robił. Aktualnie chłopak w skupieniu kroił korzeń lukrecji. Po
chwili spojrzał na zegar i zamieszał trzy razy zgodnie z ruchem
wskazówek zegara w kotle. Widać było, że skupienie nie
przeszkadza mu w swobodnej pracy, a warzenie sprawia mu po prostu
przyjemność, co Slughorn skonstatował z niejakim zdziwieniem. Ze
skąpych informacji jakie uzyskał od Arena mógłby raczej
przypuszczać, że chłopak będzie tragiczny w praktycznym tworzeniu
mikstur, a tu taka niespodzianka. Uczeń wykonał kolejny ruch i brwi
nauczyciela uniosły się lekko w zdumieniu, ale zachował spokój i
ciszę pozwalając chłopcu spokojnie kontynuować. Aren nieco
inaczej warzył wybrany przez siebie eliksir, modyfikując formułę
książkową. Były to niuanse, ale jednak takie drobnostki nie raz
przesądzały o całym eliksirze. Po chwili Aren zmarszczył brwi, co
prawdopodobnie świadczyło o tym, że coś poszło nie po jego
myśli. Profesor podjął decyzję, wstał i podszedł do młodego
warzyciela pytając:
– Wszystko w porządku Arenie? –
Równocześnie pochylił się lekko, by ujrzeć wynik pracy chłopca.
Widok jasno niebieskiej mikstury sprawił, że lekko pokręcił głową
i zerknął na twórcę, który skomentował:
– Chyba przedobrzyłem. Myślałem,
że zmiana gęstości jadu żmijoptaka pozwoli uzyskać lepszy efekt,
ale najwidoczniej się pomyliłem. Wyszło odwrotnie niż planowałem,
ale zaraz to poprawię. – Zadeklarował, zaskakując tym Slughorna:
– Jak to poprawisz? Na tym etapie
trudno będzie zneutralizować działanie jadu. – Stwierdził
profesor z zaciekawieniem obserwując ucznia. Ten stał chwilę
zamyślony, po czym powiedział:
– Pamiętam jak eliksir pachniał
przed dodaniem jadu, więc może jednak uda mi się osiągnąć
poprzedni stan. Tak sobie myślę, że kiedy dodam sproszkowaną korę
dębu oraz niektóre części jeżówki, to cały eksperyment może
się udać.
– Skąd ta pewność?
– Oczywiście żeby być pewnym,
muszę spróbować. To raczej przypuszczenie, ale … pamiętam
większość zapachów jakie czuję podczas warzenia eliksirów.
Nawet subtelne zmiany po dodawaniu kolejnych składników, czy też
zachodzące podczas mieszania. Każdą zmianę woni w chwili, kiedy
mikstura zmienia swoje właściwości. Tak jakoś jest. – Ta dość
szeroka odpowiedź często była przerywana. Powodował to wysiłek
jaki Aren wkładał w rozdrobnienie kory dębu w moździerzu.
Skupiony na tej pracy zielonooki chłopiec nie zauważył nawet
niedowierzającego spojrzenia nauczyciela.
Slughorn był pod wielkim wrażeniem
tego, co uczeń stwierdził. Jeśli to rzeczywiście była prawda, to
miał przed sobą niekwestionowanego geniusza w dziedzinie Eliksirów.
Oczywiście jeszcze początkującego, ale jednak. Trudno było
podobną informację zweryfikować, dlatego profesor postanowił
poczekać z werdyktem i pochwałami do czasu, aż będzie pewien. W
tym czasie Aren kontynuował szykowanie ratunkowych składników.
Ukończył ucieranie kory, sięgnął po jeżówkę, odciął korzeń,
oberwał i wyrzucił płatki zostawiając sam środek kwiatu, uważnie
pokroił łodyżkę w równe plasterki i odsunął na bok po czym
wziął inną deskę, położył na niej środek kwiatu i zmiażdżył
go nożem. Tak spreparowaną część rośliny połączył ze startą
korą. Chwilę odczekał, a następnie pochylił się, powąchał i
uśmiechnął pod nosem jak zauważył profesor, który uważnie
obserwował poczynania młodzieńca.
Obydwaj w skupieniu obserwowali
eliksir przez jakiś czas. W końcu mikstura zaczęła z wolna się
zmieniać, przybierając kolor ciemnego błękitu. Jednak to wciąż
nie było to, czego należało oczekiwać. Grey zmarszczył brwi i
ujął deskę z pokrojoną łodygą, delikatnie zsuwając kawałki
rośliny wprost do tworzonej mikstury. Tym razem zwiększył ogień i
zanurzył w eliksirze chochlę, energicznie mieszając zgodnie z
ruchem wskazówek zegara przez dwie minuty, pod koniec procedury ujął
w lewą dłoń fiolkę z jadem żmijoptaka. Pociągnął szybko
chochlą tworząc wir i lewą ręką dodał tam pięć kropli jadu.
Następnie zgasił ogień i zakrył kociołek pokrywą. Slughorn
przypatrywał się temu z nieukrywaną ekscytacją. Sam często
eksperymentował, ale to co wyprawiał ten chłopak przechodziło
wszelkie pojęcie. Po dziesięciu minutach Aren sięgnął po
pokrywę, a nauczyciel lekko się pochylił, by widzieć efekt
zabiegów Greya. Pokrywa uniosła się w górę, a w kociołku dało
się zauważyć dokonały, przywrócony do stanu poprzedzającego
zniszczenie, eliksir.
– Niesamowite, doskonale. –
Wymsknęło się profesorowi, chociaż przecież zamierzał wstrzymać
się do czasu z pochwałami. Aren w odpowiedzi obdarzył go
delikatnym uśmiechem. Nie wypadało tak tego zostawić, więc Horacy
postanowił zapytać: – Powiedz mi skąd wiedziałeś jak
postępować? – W odpowiedzi na to pytanie chłopak wyraźnie się
rozgadał, a Slughorn słuchał uważnie, zamierzając stopniowo
weryfikować swoje spostrzeżenia:
– W zasadzie nie bardzo wiedziałem.
To była raczej metoda prób i błędów z tym, że pamiętałem, że
korzeń i płatki jeżówki zmieniają zapach po podgrzaniu, czyli
absolutnie nie należało ich używać. Właściwie to byłem pewien,
że osiągnę rezultat po dodaniu kory ze środkiem kwiatu jeżówki.
Zapach tego połączenia był idealny, ale okazało się, że po
użyciu tych składników po prostu częściowo zanikł. Tak sobie
myślę ... widocznie składniki rozproszyły się po miksturze i
dlatego wynik był nie do końca taki jakiego oczekiwałem. Łodygę
jeżówki przygotowałem w taki sposób właściwie na wyrost, nie
spodziewałem się jej użyć. Pamiętałem jednak, że łodyga tej
rośliny pokrojona w cienkie, równe plasterki wydaje podwójnie
intensywną woń i utrwala efekty zmian w eliksirach po dodaniu
składników odkwiatowych. Dlatego na koniec zaryzykowałem z tym
dodatkiem i sam Pan widzi, że jest dobrze. Przyznam, że mam na
swoim koncie wiele nieudanych eliksirów i prób ich ratunku. Wiele
sposobów w ten sposób opanowałem niemal do perfekcji. Niestety,
nie zawsze skutkowały z różnych przyczyn, ale … A tak z innej
strony. Kiedy się uczę o składnikach, staram się sobie wyobrażać
opisywane zapachy i efekty, jakie powinny przynosić. Czasem
wyobraźnia podsuwa mi interesujące połączenia i możliwe do
osiągnięcia wyniki, które jednak w praktyce nie zawsze dają takie
rezultaty jak mi się wydawało. Wtedy próbuję pojąć, dlaczego
tak się stało. Kiedyś, kiedy myślałem już o tym eliksirze,
który pozwolił mi Pan wykonać, czytałem sporo o składnikach
używanych do jego uwarzenia. Wtedy też zastanawiałem się czym
mógłbym zastąpić poszczególne składniki, jeżeli nie miałbym
dostępu do tych, których użyć należało. Przecież właściwie
da się to zrobić w stosunku do każdego z nich. Przynajmniej tak mi
się wydaje. Oczywiście zmieniłoby to proporcje, ale … no nie
ważne. Myślałem też o tym w jaki sposób mógłbym uratować ten
eliksir na różnych, newralgicznych etapach jego tworzenia. Nie
wszystko jeszcze jak się okazuje przewidziałem a jednak to, że
zastanawiałem się nad tym pomaga. – Po tej przemowie Aren na
powrót zajął się eliksirem, włączając pod nim ogień.
Chyba po raz pierwszy w życiu Horacy
nie wiedział co powiedzieć. To co mówił chłopak o metodach
swojej pracy i o węchu było niemal absurdalne, ale przecież nie
mógł równocześnie nie zauważyć, że wyniki pracy Arena były
doskonałe. Widział na własne oczy. Już na tym etapie mógł
stwierdzić, że mikstura była wyśmienitej jakości. Profesor przez
chwilę zastanawiał się nawet jakim człowiekiem był poprzedni
nauczyciel Greya, skoro nie zauważał jego wybitnych zdolności w
kierunku tworzenia eliksirów. Po chwili Slughorn stwierdził, że
tamten człowiek musiał być ślepcem. Przecież jemu samemu udało
się odkryć ten nieoszlifowany diament już od początku. Oczywiście
musiał troszkę popracować, by doprowadzić chłopca do tego etapu,
ale opłaciło się. Nie zamierzał też dać sobie spokoju z dalszym
uczeniem młodzieńca. Slughorn był zachwycony. Uważał, że ma
niebywałe szczęście ucząc w tej szkole, ponieważ udało mu się
odkryć już dwa niezaprzeczalne talenty. Pierwszym fantastycznym
odkryciem był Riddle, a teraz znalazł kolejnego zachwycającego
ucznia! Rozmyślania doprowadziły nauczyciela do pytania, które
dręczyło go już od dobrej chwili:
– Arenie powiedz mi, zawsze byłeś
tak wyczulony na zapachy składników i mikstur? – Chłopak
wyprostował się znad kociołka i odwrócił w stronę profesora:
– Właściwie nie wiem, chyba nie
zwracałem na to zbyt wielkiej uwagi. Dopiero kiedy … – Aren
przerwał nagle, bo sam sobie dopiero teraz uświadomił, że zwrócił
uwagę na swój bardzo wyczulony węch po uzyskaniu formy
animagicznej. Tej informacji póki co nie chciał jednak
rozpowszechniać, dlatego po chwili dokończył wypowiedź posługując
się półprawdą: – … gdy profesor zaczął mnie nauczać,
zacząłem przykładać do tej umiejętności większą wagę. –
Młody Ślizgon postarał się, by w jego głosie zabrzmiało wielkie
przekonanie do tej racji. Po tym jak nauczyciel się rozpromienił
dało się poznać, że taka wersja wydarzeń jest jak najbardziej
prawdopodobna i wystarczająca. W zasadzie przecież była to jakaś
część prawdy. Slughorn pomógł mu uświadomić sobie wrażliwość
węchu, a skąd ten węch się wziął było według byłego Gryfona
mniej ważne. Nagle Aren pociągnął mocniej nosem, bo poczuł
dziwny zapach za sobą. Odwrócił się błyskawicznie, ponieważ
zdał sobie nagle sprawę, że kompletnie zapomniał o eliksirze,
który zbyt długo podgrzewany po prostu wykipiał. Chłopak nie
zastanawiając się szybko wyłączył palnik i spojrzał do środka.
Żółta breja znajdująca się w naczyniu nie napawała optymizmem,
nie nadawała się też do niczego, za to jakoś bardzo, ale to
bardzo przypominała mierne osiągi Arena na lekcjach ze Snape'm.
– No to pora na kolejną cenną
lekcję w dziedzinie Eliksirów! – Skomentował wesoło Slughorn: –
Podczas warzenia największe skupienie zawsze poświęcaj eliksirowi.
Nie rozpraszaj się i nie daj pochłonąć otoczeniu. Wielka szkoda,
gdyby nie ta drobna wpadka eliksir byłby wspaniały. Jednak nie
wszystko stracone. Dziś już zakończmy, ale postanowiłem, że
możesz używać mojej pracowni do ćwiczeń kiedy tylko zechcesz.
Czy planujesz gdzieś wyjechać podczas przerwy świątecznej? –
Zapytał profesor.
– Nie, zostaję tutaj. Czy naprawdę
to będzie w porządku korzystać z Pańskich zasobów? – Aren
postanowił z góry omówić największy chyba problem, który
widział w tej propozycji.
– O ile nikt z uczniów się o tym
nie dowie to myślę, że możemy nagiąć dla Ciebie te zasady. Co
do składników natomiast, widzę rozwiązanie. Jeżeli uda Ci się
poprawnie uwarzyć jakiś trudny eliksir, po prostu go sprzedam.
Uzyskane pieniądze uznam za rekompensatę za użyte składniki i
swego rodzaju opłatę za korzystanie z tego pomieszczenia. Mam
nadzieję, że takie rozwiązanie Ci odpowiada.
– W takim razie dziękuję
profesorze, postaram się nie nadużywać Pańskich składników.
– Bzdura! Eksperymentuj, puść wodze
fantazji, przekrocz wszystkie granice! Tylko nie wysadź mi pracowni,
a tym bardziej zamku. Jednakże tym właśnie masz się zajmować.
Poszerzaj swoje horyzonty, pogłębiaj wiedzę, ćwicz umiejętności,
a jestem pewien, że zajdziesz naprawdę daleko. Nawet jeśli nie
możesz używać magii, to eliksiry przez Ciebie wykonane wciąż
zachowują swoje magiczne właściwości. – Nauczyciel był
wyraźnie w doskonałym humorze. Puścił mu oczko wracając do
pobliskiego stolika i zabierając prace uczniów, które wcześniej
tam odłożył, po czym dokończył wypowiedź: – Jeżeli masz
ochotę, możesz tu jeszcze zostać. Powiadomię Warrena by nie
informował mnie o twoich nocnych wędrówkach tutaj. Polecę mu też,
by wpuszczał Cię zawsze, kiedy zechcesz wejść.
Po tym oznajmieniu Slughorn pożegnał
się i wyszedł z pracowni. Arenowi tymczasem wciąż płonęły
policzki, bo z wypowiedzi nauczyciela jasno wynikało, że Horacy
dowiedział się o jego nocnym myszkowaniu. Młody Ślizgon był tym
faktem tak zdeprymowany, że nie zareagował odpowiednio i teraz było
mu tym bardziej głupio. Postanowił, że na najbliższych prywatnych
lekcjach przeprosi profesora, a teraz po prostu posprząta i chwilę
odpocznie. Sprzątanie nie było oczywiście prostym zajęciem.
Zwłaszcza doczyszczenie stołu i palnika z eliksiru, który tak
niecnie wykipiał. Aren po raz kolejny pod nosem przeklinał brak
magii, ale po doświadczeniach ze Snape'm miał już wprawę w
sprzątaniu takich rzeczy mugolskim sposobem, dlatego generalnie szło
mu dość szybko. Miał sporo do przemyślenia o tym co powiedział
mu profesor. Naprawdę nie zauważył, że jego zmysł węchu jest aż
tak wrażliwy. Traktował to jako coś naturalnego. Ostatnio tak
wiele się działo, że po prostu mu to umknęło tym bardziej, że
był właściwie przekonany, że cechy zwierzęce nabywa się tylko
podczas przemiany. Najwyraźniej jednak się mylił. Tak bardzo
chciałby porozmawiać teraz z Syriuszem, który miał przecież dużo
większe doświadczenie z animagią i z pewnością potrafiłby
wyjaśnić wszelkie wątpliwości.
Aren poczuł tęsknotę wspominając
swojego chrzestnego, ale dość szybko nostalgia z niego spłynęła,
pozostawiając miejsce rozbawieniu. Uświadomił sobie bowiem inną
rzecz. Teraz chodził do jednaj klasy z dziadkiem Syriusza. Aren nie
musiał się nawet bardzo zastanawiać by dojść do wniosku, że
Orion niezwykle różnił się od swojego przyszłego wnuka. Był
dosyć skryty, podczas gdy Syriusz był wulkanem emocji. Z drugiej
strony zielonooki Ślizgon przyznał w duchu sam przed sobą, że
czuje jakąś nić porozumienia z tutejszym Blackiem mimo, że tak
naprawdę zbyt wiele ze sobą jak dotąd nie rozmawiali. Rozmyślania
spowodowały, że sprzątanie nie zdążyło Arena znużyć. Ani się
obejrzał, kiedy okazało się, że zrobił już wszystko co
należało. Odstawił sprzęty, którymi się posługiwał, otarł
pot z czoła i przysiadł na moment na kanapie zastanawiając się co
teraz zrobić. Mógł zostać jeszcze jakiś czas tutaj, ale z
drugiej strony miał jeszcze do odrobienia pracę domową. Czuł się
zmęczony i spocony od tego całego sprzątania. W dormitorium
natomiast kwestia łazienki wciąż była oczywiście nie rozwiązana.
Zatrzymał wzrok na tkwiącej w sporym słoju łodydze belladonny i w
jego głowie zaświtał plan. Może nieco desperacki, ale za to z
pewnością skuteczny. Wstał energicznie z kanapy i sięgnął po
kociołek i już po chwili uśmiechając się pod nosem zaczął
wlewać do niego wodę.
Po pewnym czasie Aren, zadowolony z
własnej pomysłowości, szedł korytarzem wyglądając tak jak
zamierzał, czyli jak ofiara wypadku na Eliksirach. Młodsi
uczniowie, których mijał, odsuwali się od niego wyczuwając zapach
jaki się wokół niego unosił. Ich spojrzenia wyraźnie mówiły,
że szczerze mu współczują. Z pewnością skłaniał ich do tego
widok prowizorycznie opatrzonej dość obszernej oparzeliny. W
zamyśle Arena opatrunek miał podkreślać zranienie i zdaje się,
że doskonale spełniał swoją funkcję. Niebieska, sporych
rozmiarów, nieregularna plama na koszulce z daleka mogła być
zidentyfikowana jako pozostałość po nieudanym eliksirze, a dla
chłopaka stanowiła niejako dodatkowe zabezpieczenie, by nikt nie
miał wątpliwości co mu się przydarzyło. Zielonooki Ślizgon
tymczasem, obnosząc te wszystkie widoczne ślady i odpowiednio
zbolałą minę z pewnym rozbawieniem obserwował manewry uczniów,
równocześnie wspominając swój niedawny pomysł eliksirowy. Po
prostu powtórzył błąd, który zrobili wraz z Ronem w trzeciej
klasie, próbując wykonać eliksir odżywczy. Zamiast tego stworzyli
śmierdzącą i delikatnie żrącą substancję, która nadawała się
tylko do wylania. Zapłacili za to oczywiście dwudziestoma
odebranymi punktami i tygodniem szlabanu z Filch'em. Wtedy Aren nie
przypuszczał, że kiedykolwiek zapragnie powtórzyć ten wytwór, a
tu niespodzianka. Dziś wzmocnił nieco właściwości żrące
mikstury, by poparzenie wyglądało na przekonywujące. Niewielką
oparzelinę pielęgniarka uleczyłaby machnięciem różdżki.
Oczywiście były i minusy całej tej intrygi – trochę bolało.
Nie było to jednak nic, czego Aren nie potrafiłby znieść. Na
koniec osiągnął cel wędrówki, czyli szpital i wszedł do środka,
wypatrując szkolnego magomedyka. Pielęgniarka już po chwili
wyłoniła się z gabinetu i od razu gestem wskazała miejsce na
kozetce, równocześnie uśmiechając się pokrzepiająco. Aren idąc
we wskazaną stronę przyglądał się jej uważnie. Była drobną,
pulchną blondynką z krótkimi, lekko kręconymi włosami i okrągłą
twarzą. Tyle zdążył zauważyć zanim zajął miejsce. Kiedy tylko
to zrobił kobieta odezwała się do niego, do złudzenia
przypominając w sposobie wypowiedzi Molly Weasley:
– Witaj kochanieńki, musisz być tym
nowym uczniem prawda?
– Tak proszę Pani. – Odpowiedział
uśmiechając się lekko.
– Powiedz co Cię do mnie sprowadza,
a postaram się temu jakoś zaradzić. Oczywiście widzę Twoją
rękę, ale powiedz mi dokładnie co się stało. – Równocześnie
ze słowami, kobieta zakasała rękawy podchodząc do chłopaka i
zabierając się za zdejmowanie prowizorycznego opatrunku. Podwijanie
rękawów rozbawiło Arena, który jednak niczego po sobie nie
pokazał, utrzymując zbolałą minę. Gdyby nie wiedział, że jest
pielęgniarką byłby pewien, że ta kobieta idzie na bitwę.
Uśmiechnął się do siebie w myśli, a głośno odpowiedział:
– Miałem mały wypadek podczas
korepetycji z Eliksirów. Moja mikstura wymknęła się spod kontroli
i taki właśnie jest skutek. – Szkolna magomedyk uważnie właśnie
przyglądała się ranie na dłoni i przedramieniu, która zaczęła
dodatkowo puchnąć i krwawić z pęcherzy. Po chwili kobieta czujnie
przeniosła wzrok na plamę na koszulce i szybkim ruchem uniosła
ubranie odsłaniając tors chłopaka, który wyglądał co prawda o
wiele lepiej, ale był na nim sporej wielkości czerwony obrzęk.
Pielęgniarka tylko cmoknęła z dezaprobatą na to wszystko i
zaordynowała:
– Na Merlina! Natychmiast ściągnij
tą koszulkę, musimy się tym natychmiast zająć! Gdzie był wtedy
Horacy kiedy to się stało? – Na to pytanie Aren nie był
przygotowany z prostego względu … jakoś, ta istotna w końcu
kwestia, umknęła jego uwadze. Coś odpowiedzieć musiał, więc
postawił na prawdę:
– To moja wina proszę Pani. –
Chłopak westchnął teatralnie, równocześnie zdejmując koszulkę
i kontynuował nieco zbolałym dla utrzymania pozoru bólu tonem: –
Kończyliśmy już zajęcia dodatkowe i profesor kazał mi
posprzątać. Wyszedł przekonany, że będę się tym właśnie
zajmował. Tymczasem ja … no więc ja … zamiast sprzątać ...
eksperymentowałem na własną rękę … i tak jakoś nie wszystko
mi wyszło ... Proszę nie wspominać jednak o tym opiekunowi mojego
domu, już więcej tego nie zrobię. Obiecuję. – Poprosił
grzecznie na koniec, licząc na to, że zostanie wysłuchany.
Pielęgniarka odbierając od niego zdjętą odzież zawahała się
wyraźnie, ale na koniec stwierdziła surowym tonem:
– Dobrze, ale to pierwszy i ostatni
raz, rozumiemy się? – Po zgodnym skinięciu głowy ze strony
Arena, kobieta ujęła w dłoń różdżkę i zaczęła rzucać
zaklęcia na jego rany. Przyjemny chłód uśmierzył dokuczliwe
pieczenie i chłopak odetchnął mimo woli z ulgi. Następnie szkolna
magomedyk podała mu trzy fiolki mikstur, w których chłopak
rozpoznał eliksir wzmacniający, odkażający i uzupełniający
krew. Każdą z mikstur w skupieniu wąchał, co spowodowało
rozbawienie pielęgniarki, która jednak nie skomentowała jego
postępowania. W zamian za to natomiast oznajmiła: – Zostaniesz
dziś na noc. Chciałabym być pewna, że nie pojawią się żadne
skutki uboczne tego nieszczęśliwego wydarzenia. Wolę też być
pewna, że leczenie skutkuje jeśli chodzi o tą ranę na ręce.
Wygląda naprawdę źle. Weź teraz chłodny prysznic uważając na
poparzenia i połóż się na którymkolwiek z łóżek. W tym czasie
przygotuję odpowiednią maść.
Aren miał ochotę uściskać tę
kobietę, gdy usłyszał słowo „ prysznic”. Jednak tylko kiwnął
głową na potwierdzenie. Po chwili otrzymał ręcznik i piżamę i
mógł ruszyć w stronę upragnionej łazienki z prysznicem.
Odkręcając wodę, czując jej potoki na ciele, poczuł się niemal
jak w niebie. Całe napięcie, które czuł od paru dni w związku z
potrzebą kombinowania w sprawie łazienki odpłynęło. Odkręcił
trochę ciepłej wody i oczywiście okazało się, że pielęgniarka
miała rację. Momentalnie poczuł szczypanie na oparzonej skórze.
Przez chwilę jednak zdecydował się wytrzymać. Później zaśmiał
się lekko ze swoich masochistycznych skłonności, które
doprowadziły go do skrzydła szpitalnego, wzruszył jednak ramionami
w duchu decydując, że dla tego prysznica było warto. Wreszcie
zakręcił ciepłą wodę i pod zimnym strumieniem zakończył
kąpiel. Wytarł się i ubrał się w dół piżamy, który sam
dopasował się do jego rozmiaru. Nie założył jednak przewidująco
góry pamiętając, że czeka go jeszcze smarowanie zapowiedzianą
wcześniej maścią. Wyszedł z łazienki, zabrał swoją torbę i
ułożył się na jednym z łóżek czekając na pielęgniarkę. Ta
pojawiła się przy nim niedługo potem, mówiąc:
– Dobrze, teraz posłuchaj mnie
bardzo uważnie. Najbardziej ucierpiała Twoja ręka, ale oczywiście
musimy posmarować również tors, mimo że nie jest z nim źle.
Będziesz czuć chłód i lekkie mrowienie. I teraz najważniejsze.
Pod żadnym pozorem nie możesz pozwolić, by maść zetknęła się
ze zdrową skórą. Spowoduje paskudne czyraki. Zrozumieliśmy się?
– Aren bez słowa skinął głową, niezbyt zadowolony z takiego
obrotu sprawy. Łazienka łazienką, ale ta maść grożąca
czyrakami to jednak mniejsza przyjemność. Miał nadzieję, że
faktycznie tylko noc przyjdzie mu tu spędzić, ale wolał się
upewnić:
– Przez jaki czas będę musiał tak
leżeć?
– Jutro rano powinno już być w
porządku. Maść się sama wchłonie, a Ty się nie przykrywaj.
Kołdra może przenieść maść na zdrowe części ciała. Rzucę
na Ciebie zaklęcie ogrzewające, żebyś nie zmarzł. Połóż
się posmaruję gdzie trzeba. – Poinstruowała kobieta zakładając
rękawiczki, a on posłusznie się położył odsuwając kołdrę na
bok. Pielęgniarka otworzyła słoiczek z medykamentem, a nos Arena
przeszył nieprzyjemny zapach, który spowodował, że chłopak aż
się wzdrygnął z obrzydzenia, co nie uszło uwadze kobiety. Nie
omieszkała tego faktu skomentować: – No niestety, tak to już
jest z magicznymi środkami, najczęściej ślicznie nie pachną. Za
jakiś czas, kiedy maść wejdzie już w reakcję z Twoją skórą i
oparzelinami, zapach się ulotni, a Ty zdążysz się przyzwyczaić.
– Chwilę trwało nakładanie specyfiku, a na koniec szkolna
magomedyk machnęła różdżką rzucając zaklęcie ogrzewające i
oznajmiła z uśmiechem: – Gotowe! Poinformuję Toma, że jesteś w
Skrzydle Szpitalnym, by się nie martwił. – Ostatnie zdanie
wzburzyło Arena. Tego też nie przewidział w swoich planach.
Pomijając fakt, że słowa „Tom” i „martwienie się”
ewidentnie do siebie nie pasowały, była i inna przyczyna jego
niezadowolenia. Nie chciał, by ten dupek dowiedział się o jego
obecnym stanie. Dlatego zareagował impulsywnie:
– Tylko nie to! – Na ten okrzyk
pielęgniarka skrzywiła się z dezaprobatą i skomentowała jego
reakcję cierpko:
– Arenie, ktoś musi wiedzieć, że
jesteś tutaj. Skoro nie chcesz, by Twój opiekun się dowiedział o
tym incydencie, musi wiedzieć prefekt Waszego domu. To oczywiste i
nie podlega dyskusji. – Aren pokornie przyjął krytykę, mając
świadomość, że kobieta ma rację. Nie bardzo miał jakieś
wyjście. Skinął więc głową na zgodę w milczeniu. Ciężko było
mu z myślą, że może mieć u Riddle'a jakikolwiek dług
wdzięczności, ale w sumie sam się wplątał w tą całą sytuację
z wizją łazienki w tle. Okazywało się, że chyba nie do końca
przeanalizował swój plan, zanim przeszedł do realizacji. Teraz już
trudno. Musiał wypić piwo, którego nawarzył.
Grupa Toma wróciła z Hogsmeade dwie
godziny przed kolacją. Tom po powrocie kontrolnie penetrował
wzrokiem mijany rejon zamku, a później pokoju wspólnego
Slytherinu, rejestrując obecność rozmaitych Ślizgonów, ale nie
zauważył nigdzie Greya. Jego uwagę zwrócił Abraxas, który
wyraźnie chyba miał jakąś sprawę do Arena. Szukał chłopaka
przez jakiś czas, ale jego poszukiwania spełzły na niczym. Toma
doszły strzępki jego rozmowy z Blackiem i spekulacje, gdzie nowy
Ślizgon się podziewa. Orion skwitował to krótko i po swojemu,
mówiąc: „... wróci pewnie na kolację ...”. Tom wszystkie
oznaki braku Arena przyjął spokojnie wychodząc z założenia, że
dopóki ten nie będzie się znowu wymykał po godzinach z pokoju
wspólnego, a tym bardziej z zamku, nie bardzo go obchodziło czym
się zajmuje. Swego rodzaju rozproszenie przekonało go jednak
po pewnym czasie, że nie może się skupić na niczym i gdzieś
głęboko w podświadomości zastanawia się, gdzie też Aren się
znajduje i co robi. Uświadomił sobie też, że miałby ochotę na
jakąkolwiek konfrontację z tym intrygującym chłopakiem. Ostatnia
ich potyczka była interesująca.
Uwagę Toma zwrócił szczególnie
umysł chłopaka. Do dziś niezbyt pamiętał co się wówczas
wydarzyło. Jednego był pewien. Udało mu się wtargnąć do głowy
Arena. Pamiętał też jak jakaś siła odepchnęła go niezwykle
mocno. Nie bardzo był w stanie uświadomić sobie co działo się
między tymi dwoma wydarzeniami. Luka w pamięci była irytująca,
ale świadczyła, że obrona umysłu zielonookiego Ślizgona była
doskonała. Chłopak musiał mieć sporo do ukrycia skoro on lub
ktokolwiek inny zadbał, by nic nie dało się z jego umysłu
wyciągnąć. Tom nie lubił niewiadomych, zawsze starał się dociec
wszystkich niuansów i składowych każdego zjawiska, dlatego czuł
się wręcz zafascynowany nowym uczniem. Poczuł się tak, jakby
wyszedł z pewnej stagnacji, w którą popadł już od dawna. Sprawa
z Przeznaczonym w dalszym ciągu nie dawała mu spokoju. Pisał w
pamiętniku dwukrotnie po tamtym, pamiętnym zdarzeniu. Niestety,
mimo że minął miesiąc, nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Był
zawiedziony, jednak w tym wypadku nie mógł zrobić nic więcej.
Zresztą istniała też możliwość, że ten drugi już nie żył.
Tom pamiętał własne odczucia z tamtego czasu, a ten drugi musiał
je przeżywać dużo bardziej intensywnie. To nie wróżyło dobrze.
Ból był przecież straszliwy, rozdzierający … Dlatego też
Riddle postanowił przynajmniej część swojej frustracji i
zainteresowania przenieść na nowy obiekt, a Aren był do tego
doskonały. Prefekt Ślizgonów chciał, po prostu chciał mieć
jeszcze raz możliwość porozmawiania z Arenem. Tymczasem po tamtym
nocnym zdarzeniu chłopak go unikał. Oczywiście Tom nie wątpił,
że prędzej czy później i tak dojdzie do jakiegoś ich spotkania.
To była kwestia czasu, ale oczywiście cierpliwość nie była mocną
stroną Riddle'a.
Nie przypuszczał, że szansa na
ponowną konfrontację z Grey'em przyjdzie dosłownie z góry.
Podczas kolacji na jego talerz spadł niespodziewanie list. Tom
zaskoczony faktem, że ktokolwiek do niego napisał, obejrzał
uważnie kopertę, na której widniało: Tom Riddle Prefekt
Slytherinu. To właściwie nie pozostawiało żadnej wątpliwości,
że wiadomość jest do niego, dlatego też bez dalszej zwłoki
rozerwał kopertę i zaczął analizować treść:
Informuję, że wskutek wypadku na
Eliksirach
uczeń Aren Grey zostanie na
dzisiejszą noc w Skrzydle Szpitalnym.
Na prośbę ucznia zgodziłam się
nie powiadamiać Profesora Slughorna.
Holly Pomfrey
Tom po prostu nie mógł powstrzymać
uśmiechu, który pojawił się na jego ustach po przeczytaniu tej
wiadomości. Skoro Aren nie chciał, by został o tym poinformowany
Slughorn to znaczy, że ewidentnie zrobił coś wbrew zasadom. To
dawało całkiem sporo możliwości i okazji do wykorzystania …
musiał się na tym zastanowić, ale … Riddle przerwał wątek tak
przyjemnych rozmyślań. Zauważył bowiem, że jego grupa przygląda
mu się z niemym pytaniem w oczach, więc oznajmił krótko:
– Aren dzisiejszej nocy nie będzie
spał w dormitorium. Znajduje się w Skrzydle Szpitalnym. – Po tym
oznajmieniu rzucił ostre spojrzenie na Malfoya, który chciał zadać
pytanie. Abraxas błyskawicznie zamknął usta. Po chwili widocznie
podjął jakąś decyzję, bo szybko skończył posiłek i wyszedł z
sali. Tom nawet nie musiał się domyślać dokąd poszedł.
Abraxas do połowy drogi wiodącej w
stronę Skrzydła Szpitalnego szedł w miarę spokojnie. Później
jednak nie wytrzymał i zaczął biec. Domyślał się, że cokolwiek
stało się Arenowi, nie było zbyt straszne, ale jednak niepokój
kazał mu się pośpieszyć. Nic nie mógł poradzić na to, że
martwił się o zielonookiego chłopaka. W końcu przecież miał u
Greya naprawdę duży dług wdzięczności. Przed wejściem do
Skrzydła Szpitalnego zatrzymał się na chwilę, uspokoił oddech i
dopiero wtedy zapukał lekko i wszedł do środka. Pielęgniarka
wyjrzała natychmiast ze swojego gabinetu, po czym bez słowa
wskazała jedyne zajęte w tej chwili łóżko, co Abraxas odebrał
jako zgodę na odwiedziny i z czego nie omieszkał skorzystać.
Szybkim krokiem ruszył w stronę Greya. Odgłos kroków zwrócił
uwagę chorego, który jednak zareagował jedynie skinieniem głowy
na powitanie. Im bliżej był Malfoy, tym bardziej czuł intensywny i
raczej niemiły zapach, ewidentnie jakiegoś medykamentu. Jakikolwiek
komentarz odwiedzającego uprzedził Aren informacją:
– Nie mogę się ruszyć dopóki mam
to paskudztwo na sobie.
– Co się stało? – Zapytał
Abraxas, przyglądając się miejscom, które były pokryte fioletową
maścią, źródłem niezbyt przyjemnego zapachu.
– Mały wypadek podczas warzenia
eliksirów. Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem?
– Tom dostał wiadomość od Holly,
że dzisiaj noc spędzisz tutaj. – Abraxas bez wielkiej wnikliwości
mógł zauważyć, że Grey nie był zadowolony z tej informacji.
Ciężkie westchnienie tylko to potwierdziło. Trwało to jednak
krótko i maska chłopaka wróciła na swoje miejsce.
– Kim jest Holly?
– Pielęgniarką, która Cię leczy
oczywiście. Jest naprawdę miła w obejściu i można na nią
liczyć. Wielu uczniów mówi jej po imieniu, czego ona nie lubi, ale
„Pani Pomfrey” jest zbyt poważne jak na nią i jakoś większości
z nas nie może przejść przez gardło.
Na tą informację w głowie Arena
natychmiast pojawiło się stwierdzenie, że skoro pomiędzy
pielęgniarką z jego czasów, a tutejszą jest taka zbieżność
nazwisk, to ponownie trafił na przodka kogoś z jego przeszłości.
Między obydwiema kobietami z pewnością jest jakieś pokrewieństwo.
Może Poppy jest przyszłą wnuczką Holly? Tymczasem Abraxas usiadł
na krześle przy jego łóżku i przyglądał się wyczekująco.
Należało coś powiedzieć, więc Aren wrócił do interesującej go
sprawy:
– Jak zareagował Riddle na tą
wiadomość?
– On ... – Abraxas zawahał się,
co nie uszło uwadze Arena, po czym dokończył: – Uśmiechał się
...
– Rozumiem ... – Mruknął w
odpowiedzi chory, a w duchu stwierdził, że uśmiech raczej nie
zwiastuje niczego dobrego dla niego. Postanowił jednak podpytać
Malfoya: – Dlaczego powiedziałeś to z wahaniem?
– Widzisz Tom ... On się nie
uśmiecha. Dlatego … sam nie wierzę, że musiałem taką rzecz o
nim powiedzieć. – Widząc podniesione brwi Grey'a sprecyzował: –
Nie, no uśmiecha się oczywiście, ale nie w ten sposób. To znaczy
teraz uśmiechał się rzeczywiście, prawdziwie, a nie w sposób ...
wystudiowany, fałszywy. Zauważyłem zresztą, że gdy chodzi o
Ciebie jego uśmiech jest inny niż te, które znam od sześciu lat –
Malfoy miał nadzieję, że tym wyznaniem nieco zapunktuje, poza tym
był również ciekawy reakcji Arena na takie wiadomości. Spotkał
go jednak zawód. Żadna emocja nie wypłynęła na twarz chorego.
Jego maska wciąż była na swoim miejscu. Po chwili milczenia Aren
poprosił zmieniając temat:
– Czy mógłbyś otworzyć okno? Ten
zapach doprowadza mnie do szału. – Wzdychając lekko Abraxas
skinął głową na jego prośbę. Wstał, uchylił okno i ponownie
zajął swoje miejsce. Znowu zapanowała niezręczna cisza, a Aren
zaczął się czuć trochę winny, że tak go zbył. Usilnie
zastanawiał się nad jakimś luźnym, niezobowiązującym tematem.
Musiało to być coś, co by nie miało nic wspólnego z polityką,
ani w tych, ani w jego czasach … Wzrok Greya powędrował
nieświadomie w stronę okna i tu Aren odnalazł natchnienie. Obręcze
do quidditch'a. Ten temat wydawał się być idealny. Zadał więc
pierwsze pytanie:
– Grasz w quidditch'a? – Widząc
zadowoloną minę Malfoya wiedział, że to był dobry krok.
– Gram na pozycji obrońcy. –
Odpowiedział dumnie Abraxas. – Lastrange i Avery są pałkarzami i
przysięgam, że gdybyśmy nie byli w tej samej drużynie, to non
stop moje życie byłoby zagrożone. Rudolf fantastycznie to robi.
Tłuczki trafiają tam gdzie chce z wielką siłą. Co nie zmienia
faktu, że nie ćwiczy podczas treningu swoich umiejętności na
mnie. To z kolei powoduje, że ja muszę wykazać się moimi, by
uniknąć tłuczków. Generalnie więc treningi mamy nad wyraz
widowiskowe, efektywne i wyczerpujące. Bardziej niż mecze. –
Malfoy roześmiał się lekko ciesząc się w duchu, że Aren
odwzajemnił jego uśmiech. Naprawdę wyglądał ładnie, gdy się
uśmiechał i chyba do tej pory to właśnie Abraxas był jedynym,
który mógł zobaczyć ten wyraz twarzy u ich nowego kolegi. Grey
był stosunkowo drobny. Jednak teraz, gdy leżał bez górnej części
ubioru widać było, że wcale nie był chuderlawy. Na jego brzuchu i
ramionach kształtował się lekki zarys mięśni. Blondwłosy
Ślizgon musiał przyznać, że uroda Arena była naprawdę
zachwycająca i gdyby nie fakt, że chłopak nosił piętno bycia
„charłakiem”, pewnie już dawno miałby wianuszek uganiających
się za nim dziewcząt. Zresztą, nawet męska część Slytherinu
była nim zainteresowana. Nie uszło uwadze Abraxasa, jak czasem
niektórzy błądzą za zielonookim nieświadomie wzrokiem, chociaż
leżący tutaj sprawca ogólnego poruszenia, zdawał się tego nie
dostrzegać.
– Dlaczego Lastrange aż tak bardzo
Cię nienawidzi? – Malfoya wyrwało z zamyślenia pytanie Arena.
– Cóż, to nie jest zupełnie moja
wina. Osobiście nic mu nie zrobiłem, poza odpieraniem jego ataków.
– Usprawiedliwił się, widząc jednak powątpiewające spojrzenie
drugiego Ślizgona.
– Trochę ciężko mi w to uwierzyć,
W końcu odkąd tu jestem, a to zaledwie miesiąc, byłem świadkiem
naprawdę wielu waszych potyczek. To zdumiewające. Pozwól, że
zapytam … jeśli nie chcesz, to po prostu nie odpowiadaj, ale …
od kiedy to się zaczęło? – Abraxas na tak bezpośrednio zadane
pytanie przez chwilę milczał i Aren myślał już, że jednak nie
odpowie. Po pewnym czasie jednak blondwłosy Ślizgon westchnął i
zaczął z wahaniem:
– Odkąd tylko pamiętam. Choć zanim
nie poszedłem do Hogwartu, nie obnosił się ze swoją nienawiścią
aż tak otwarcie. W pierwszej klasie, już pierwszego dnia dane mi
było poczuć jego całą agresję. Wtedy wylądowałem w Skrzydle
Szpitalnym. Wziął mnie z zaskoczenia.
– Jak to? Co się wtedy stało?
– To było na korytarzu. Wracałem z
gabinetu dyrektora i dostałem w plecy zaklęciem, a później
zostałem pobity i skopany. – Mówiąc to, Abraxas wzruszył
ramionami. – Od tamtej pory miałem się na baczności. Stąd te
ciągłe potyczki. On próbuje, a ja się bronię.
– Może jakbyś go zignorował ... –
Zaczął niepewnie Aren, ale przerwał mu śmiech Abraxasa, który po
chwili spoważniał i odpowiedział:
– Na początku próbowałem, ale
wytrzymałość ma jednak swoje granice. Im bardziej odpuszczałem,
tym więcej było ataków na moją osobę, a nie mogłem pozwolić,
by członek rodziny Malfoy pozwalał sobą pomiatać.
– Skoro trwa to już od Twojego
dzieciństwa ... to nie mógł być jakiś wybryk dzieciaków, czy
też sprzeczka. To coś więcej, prawda? – Trafna analiza trochę
poruszyła Abraxasa. Nie wątpił przecież w inteligencję leżącego
na szpitalnym łóżku Ślizgona, ale takiej dociekliwości … a
właściwie spodziewał się, ale czy chciał odpowiedzieć?
Abraxas kalkulował wszystkie za i
przeciw. Nigdy dotąd nie opowiadał tej historii nikomu. Właściwie
nie musiał. W końcu każdy znał ją z plotek, opowieści, a
przynajmniej z gazet i tylko na ich podstawie oceniano jego samego i
jego rodzinę. Czyżby Aren nie znał całej sprawy? Skąd więc się
wziął? Abraxas spojrzał w oczy Arenowi, spodziewając się w nich
znaleźć kpinę, jakąś nieszczerość, chęć podpuszczenia do
zwierzeń. Nie znalazł nic z tych rzeczy, za to widział w nich
szczere zainteresowanie oraz ... troskę. To go zaskoczyło, ale i
wbrew wszystkiemu zrobiło mu się ciepło gdzieś w okolicy serca.
Sam nie wiedział jak to określić. W końcu przecież nikt nigdy
nie okazywał mu troski. Wahał się jeszcze chwilę, ale w końcu
poczuł, że chce, by Aren zrozumiał. Westchnął ciężko i zaczął
opowiadać:
– Skoro pytasz, to najwyraźniej
tego nie wiesz … W zasadzie cała afera dotyczy naszych rodzin, a
dokładniej mówiąc to naszych ojców. Rodzina Lastrange została
zhańbiona w najgorszy sposób. tracąc powoli pozycję, majątek i
ziemie. Oczywiście za przyczyną mojej rodziny. Mój ojciec,
powinien … a właściwie powiem inaczej … po moich narodzinach
ojciec został wdowcem. Miał poślubić ciotkę Rudolfa, która
zastępowała temu ostatniemu matkę. Biologiczna matka Rudolfa
kompletnie się nim nie interesowała, właściwie od zawsze. Jednak
ta ciotka już po magicznych zaręczanych, które są praktycznie
wiążące, zdradziła mojego ojca z ... kobietą. W naszym świecie
jak wiesz, homoseksualne, są najgorszym przewinieniem. Takie
postępowanie nie daje życia nowym magom. Zważając na to, że
nasza populacja sukcesywnie się zmniejsza, waga takiego przewinienia
jest olbrzymia … ale ... wracając do rzeczy... zrobiono im
zdjęcia. Mój ojciec dostał te zdjęcia i poczuł się znieważony
jawną zdradą. Wysłał dowody do prasy, powodując ogromny skandal
na wielką skalę. Rodzina Rudolfa zaczęła się coraz bardziej
pogrążać. Wszyscy bez wyjątku zostali wykluczeni z grona
czystokrwistych w sprawach politycznych i zawodowych. Zaręczyny
oczywiście zostały zerwane. Ciotka Rudolfa próbowała się bronić.
Twierdziła, że była pod wpływem imperiusa i zarzekała
się, że kocha tylko mojego ojca, jednak jej słowo przeciwko słowu
ojca nic nie znaczyło. Niedługo potem, nie mogąc sobie poradzić z
tym wszystkim, popełniła samobójstwo wieszając się w głównej
rezydencji rodziny Lastrange.
Aren słuchał w milczeniu, a kiedy
Abraxas już umilkł milczał nadal, bo właściwie zabrakło mu
chwilowo słów na jakikolwiek komentarz. Zresztą widział, że
Malfoy nie czuł się komfortowo opowiadając o tym wszystkim. Grey w
jakiś sposób poczuł, że kłopoty opowiadającego w pewien sposób
ich do siebie zbliżają. Do złudzenia przypominały mu jego
doświadczenia ze Snape'm, który nienawidził go i gnębił za to,
że tak bardzo przypominał mu jego szkolnego dręczyciela James'a
Potter'a. Aren żałował, że nie mógł jakoś pocieszyć Abraxasa,
ale w tym wypadku żadne słowa nie oddałyby tego, co chciał
powiedzieć. W końcu jednak zebrał myśli i zdecydował się zadać
nurtujące go pytanie:
– A jednak to nielogiczne. Rudolf nie
powinien obwiniać Ciebie o to, co stało się z jego krewną. To
jest sprawa między waszymi ojcami i … W zasadzie jaki związek ma
z tym wszystkim jego ojciec?
– Ma. Po jej śmierci znaleziono
list, w którym napisała, że nawet nie pamięta tamtego dnia, ani
nie zna tamtej drugiej kobiety ze zdjęcia. Podejrzewała, że
musiała być pod wpływem Imperiusa, albo przynajmniej
amortencji. Pisała raz za razem, że to nie jej wina.
Zarzucała też mojemu ojcu, że nigdy nie chciał tego aranżowanego
małżeństwa. Media jednak zinterpretowały jej samobójstwo po
swojemu, tak żeby wszystko pasowało do narracji, czyli samobójstwa
na tle wstydu i poczucia winy. Ojciec Rudolfa chciał zemsty. Nie
mógł się powstrzymać i zaatakował mojego ojca podczas ślubu z
moją obecną macochą. Oskarżał go przy tym, że wszystko co się
stało z jego krewną zaplanował, by tylko nie dopuścić do
połączenia poprzez małżeństwo naszych rodzin. Przez ten atak
tata Rudolfa przesiedział w Azkabanie kilka lat. Musisz wiedzieć,
że ślub mojego ojca i ciotki Rudolfa był już zaplanowany i
ustalony od dawna, gdy oboje byli dziećmi. Było to ustalenie na
wypadek śmierci pierwszej małżonki mojego ojca, gdyby nastąpiła
do takiego, a takiego wieku. Takie zabezpieczenia często się
stosuje, a niestety tym razem okazało się potrzebne. Wracając
jednak do sprawy … podczas gdy Malfoy'owie zaczęli zdobywać coraz
większe wpływy i bogactwa, rodzina Lastrange stała w miejscu. Nie
podobało się to mojemu dziadkowi i ojcu, jednak słowo dane
wcześniej było wiążące i nie można było zbyt wiele zrobić.
Potem wyszła ta cała sprawa ze zdradą … – Abraxas znowu
umilkł, a Aren z wahaniem na niego spoglądając zdecydował się
zadać kolejne pytanie:
– Co sądzisz o tej sprawie z jego
ciocią? Czy uważasz, że Twój ojciec naprawdę mógł doprowadzić
do tej intrygi po to, by nie musieć żenić się z nieodpowiednią w
tym momencie dla niego kobietą? – Malfoy w widoczny sposób nie
mógł zdecydować się na odpowiedź. Co chwila zamykał i otwierał
usta. W końcu jednak zebrał się w sobie:
– Nie wiem co odpowiedzieć. Naprawdę
wiele myślałem o tej sprawie i wnioski jakie wysnułem były różne.
Właściwie to wręcz sprzeczne. Pomijając jednak to i wracając do
mnie i Rudolfa. On nie przestanie mnie obwiniać o to co się stało
mimo, że nie miałem z tym nic wspólnego. Jego rodzina zaszczepia w
kolejnych pokoleniach nienawiść do mojej rodziny i szczerze wątpię,
by to miało ulec zmianie przez długi czas. Nie wiem, czy
kiedykolwiek się zmieni. – Kroki zbliżającej się pielęgniarki
przerwały ich rozmowę. Holly podeszła i zwróciła się do
Abraxasa:
– Kochanieńki, zaraz będzie cisza
nocna, musisz już wyjść. – Malfoy skinął głową na zgodę i
wstał, a czarownica usatysfakcjonowana tym odeszła do siebie.
– Życzę szybkiego powrotu do
zdrowia Aren.
– Myślę, że jutro już będzie w
porządku, powinienem być na śniadaniu. – Abraxas przytaknął i
wyszedł ze szpitala pogrążony we własnych myślach. Tak naprawdę
podejrzewał ojca, że miał coś wspólnego ze zdjęciami i istnym
piekłem rozpętanym przez prasę. W końcu potem, po całym
skandalu, ożenił się z najlepszą dla rodziny partią. Dzięki
temu małżeństwu Malfoyowie stali się jedną z najbardziej
potężnych i wpływowych rodzin w czarodziejskiej Anglii. Co z tego,
skoro prawdopodobnie było to dojście na szczyt po trupach. Abraxas
tak właśnie myślał, ale nie śmiał zapytać o to swojego ojca,
bojąc się skutków takiego pytania. Bał się też prawdy, która
mogła być dla niego nie do zniesienia. Zastanawiał się dlaczego
powiedział o tym wszystkim Arenowi. Mógł powiedzieć równie
dobrze skróconą wersję, wygodną dla niego, ale jakoś nie
potrafił. Chciał wierzyć, że Aren nie będzie go oceniał przez
pryzmat tego co zrobił, albo i nie zrobił jego ojciec. Miał nadal
nadzieję, że Grey to potrafi. Z pewnością z czasem okaże się,
czy jego nadzieja nie jest płonna.
Po wyjściu Abraxasa ze szpitala, Aren
miał sporo do przemyślenia. To wszystko co powiedział mu Malfoy
było co najmniej okropne. Wiedział również, że cała sprawa
absolutnie nie dotyczyła młodego Malfoya. Był wtedy przecież
maleńkim dzieckiem, właściwie niemowlęciem. Jego słowa brzmiały
tak, jakby wbrew sobie podejrzewał jednak o knowania własną
rodzinę, choć starał się być wobec niej lojalny. Nawet w tej
rozmowie starał się, na ile się dało, to zamaskować. Aren
wiedział co Abraxas czuje. To oczywiście nie było sprawiedliwe, że
postrzegano młodego Malfoya przez pryzmat noszonego przez niego
nazwiska nie zauważając, że nie jest swoim ojcem, ani dziadkiem.
Aren wiedział jak to smakuje, jak człowiek czuje się w podobnej
sytuacji. Przecież w końcu sam też to przeżył. Zachowanie
dziadka i ojca młodego Malfoya przypominało mu zachowanie Lucjusza
kiedy ... Przeszywający ból głowy przerwał rozmyślania. Aren
odruchowo chciał złapać się za głowę, jednak w porę
powstrzymał ręce od tego gestu. Kiedy ból minął, Grey uspokoił
oddech i zastanowił się o co mogło chodzić. Najwyraźniej
próbował coś sobie przypomnieć, coś mu się skojarzyło, ale
przerwał mu ból. Sprawa dotyczyła chyba jego przeszłości,
dlatego też po krótkiej chwili Aren parsknął cicho ze
zniecierpliwieniem i stwierdził, że przypominanie sobie
czegokolwiek z tamtego czasu nie ma sensu. Skupił się na
teraźniejszości i starał powrócić do przerwanej myśli, ale ta
mu wciąż umykała. Był pewien, że to było coś ważnego, nie
znalazł jednak tego przerwanego wątku. Jakiś czas później
przyszła do niego pielęgniarka, by zbadać postępy gojenia się
oparzeń, a kiedy zobaczyła, że nie śpi, przyniosła mu niewielką
dawkę eliksiru nasennego. Grey chętnie ją przyjął i chwilkę
potem zasnął.
Tom wyczekiwał nocy i początku
patrolowania korytarzy wyjątkowo niecierpliwie. Do chwili
rozpoczęcia ciszy nocnej zdążył zupełnie zszokować prefekta
Puchonów, proponując mu zastępstwo na tę noc. Propozycja została
przedstawiona nie znoszącym sprzeciwu tonem, a właściwie mniej
przypominała propozycję, a bardziej oznajmienie, czy nawet rozkaz.
Puchon zaskoczony i wstrząśnięty nie śmiał odmówić i przystał
na zamianę. Riddle wiedział, że pielęgniarka zostawała w
Skrzydle Szpitalnym na noc jedynie wówczas, kiedy miała ciężkie i
trudne przypadki. W innym razie wracała do swoich komnat, które
znajdowały się obok szkolnego szpitala i pojawiała się jedynie w
razie alarmu, no i rano, kiedy należało skontrolować delikwenta i
odesłać go na śniadanie, czy też zajęcia, albo też zdecydować,
czy ma zostać dłużej. Skoro w informacji od niej widniało
wyraźnie, że Grey ma zostać w szpitalu na noc, to widocznie nie
jest z nim tragicznie i Tom miał nadzieję, a właściwie był
pewien, że Holly pójdzie do siebie. Przekonywało go o tym również
zachowanie Abraxasa, który po powrocie od Arena zachowywał się
spokojnie. Był co prawda nieco zamyślony i jakby nieobecny, ale to
już Riddle'a nie obchodziło. Zrobił standardowy przyśpieszony
patrol omijając kilka miejsc, po czym skierował kroki w stronę
szpitala, na długo oczekiwaną rozmowę. Zaklęcie chroniące
wejście było dosyć trudne, ale nie na tyle by go powstrzymać. Już
po chwili wymruczawszy przeciwzaklęcie wszedł do środka,
rozglądając się po pomieszczeniu. Grey spoczywał na jednym z
łóżek pod oknami. Tom ruszył cicho w tamtą stronę i zatrzymał
się dopiero tuż przy celu swojej wędrówki. Chłopak zdawał się
spać. Riddle rzucił małe Lumos, by przyjrzeć się
obrażeniom. Po oględzinach stwierdził, że rzeczywiście,
wyglądało to na wypadek na lekcjach Eliksirów. Dosyć bolesny
zresztą. Oczywiście znał również maść, której zanikający
zapach wyczuwał. Zrozumiał teraz dlaczego chłopak nie jest
przykryty. Korzystając z okazji, że Aren spał nadal, Tom przyjrzał
się z bliska jego twarzy, tak spokojnej i rozluźnionej podczas snu.
Zielonooki chłopak wyglądał teraz naprawdę niewinnie i w związku
z tym Riddle poczuł nagle coś dziwnego obserwując Greya. Nie umiał
znowu określić tego uczucia. Podobne prześladowało go zawsze,
kiedy miał do czynienia z Przeznaczonym. Leżący chłopak zadrżał,
a Tom wyczuł na nim zanikające zaklęcie ocieplające. Zareagował
natychmiast i odruchowo: odnowił zaklęcie i zamknął okno,
siadając na brzegu łóżka Arena Spojrzał znowu na twarz chorego
akurat na czas, by zauważyć jak powieki Grey'a powoli się
otwierają. Sekundę później oczy chłopaka rozszerzyły się w
szoku kiedy zorientował się kto przy nim siedzi. Tom postanowił
uprzedzić wszelkie pytania i powiedział:
– Przyszedłem sprawdzić jak się
czujesz. – Uważnie obserwował mimikę fascynującej go twarzy
Greya.
– Jak widzisz czuję się dobrze.
Jutro powinienem z samego rana wyjść. – Aren usilnie starał się
pozbyć się Riddle'a na tyle ostrożnie, by go nie rozdrażnić. Tom
wydawał się być jednak zupełnie spokojny. Nie owijał też
niczego w bawełnę:
– Dlaczego, chcesz to zataić przed
Slughornem?
No tak, Aren w duchu westchnął ze
zniecierpliwieniem i przeklął własny pomysł, który miał
przynieść tylko korzyść w postaci łazienki, a napytał mu
najwyraźniej biedy. Mógł się spodziewać, że Riddle nie
przyszedł tutaj z powodu rzekomego zmartwienia. Zdecydowanie coś
knuł. Trzeba było coś odpowiedzieć i to szybko. Aren postanowił
trzymać się wersji, którą usłyszała pielęgniarka. Tak było
łatwiej i nie groziło mu, że zagmatwa się we własnych
zeznaniach:
– Bo w sumie to ja zawiniłem. Po
dodatkowych zajęciach ze Slughornem, zamiast posprzątać pracownię,
próbowałem uwarzyć coś na własną rękę i skończyło się tym
co widzisz. Nie chciałem, by profesor miał kłopoty. To wszystko.
Nie stało się nic takiego co wymagałoby Twojego węszenia. – Nie
mógł sobie darować tej kąśliwej uwagi, którą Tom przyjął
uśmiechem, zaskakując go tym zupełnie. Abraxas wyraźnie miał
rację. Uśmiech był szczery i pogodny. Bardzo różnił się od
tych, które widział na twarzy Toma na co dzień. Tymczasem Riddle
zaczął rozmowę z innej strony.
– Pewnie masz rację, że jesteś na
mnie zły za wtargnięcie do Twojego umysłu. Chciałem się tylko
dowiedzieć czegoś o Twoich relacjach, kontaktach z Grindelwaldem.
Nikt nic nie wie. – Widząc zaskoczone spojrzenie leżącego dodał
wyjaśniając: – Mam informatorów wśród nauczycieli, a byłeś
tak „gorącym” tematem powakacyjnym, że nie dało się czegoś
nie usłyszeć nawet nie pytając. Nie obawiaj się, nie
rozpowszechniałem tej wiadomości i nadal nie zamierzam.
– Niech zgadnę, chcesz coś w
zamian? A co jeśli się nie zgodzę? Rozpowiesz wszystkim, że
jestem ścigany przez groźnego czarnoksiężnika? – Skomentował
wypowiedź Riddle'a na pozór spokojnie Aren, ale pewne napięcie
dało się wyczuć w jego głosie.
– Nie miałem tego nawet w planach. –
Odpowiedział oschle Tom, ucinając dyskusję w zarodku. Był
wyraźnie urażony podejrzeniami chorego. Ta złość zaskoczyła
Arena. Kompletnie nie potrafił nadążyć za zmianami nastroju
Riddle'a i nie potrafił go rozpracować. Nie podejrzewał nawet, że
podobne odczucia miał wobec niego Tom. Leżący chłopak jakiś czas
milczał, a później odpowiedział:
– Więc? Co teraz? Ani myślę
wyjawiać Ci tego, co mnie łączy z Gellertem i radzę Ci ponownie
nie próbować Legilimencji. Po ostatniej próbie wydawałeś
się mocno osłabiony. Ledwo stałeś na nogach prawdę mówiąc. –
Tom w myślach przyznał Arenowi punkt za spostrzegawczość,
proponując:
– Myślę, że możemy się wymienić
informacjami. Jestem pewien, że prędzej czy później będziesz
potrzebował mojej pomocy w jakiejś sprawie. Decyzję pozostawiam
Tobie. – Po tych słowach powoli wstał, widocznie zbierając się
do wyjścia.
– Jesteś bardzo pewny siebie. Sadzę
jednak, że Twoja pomoc nie będzie mi potrzebna.
– Czas pokaże Arenie. Nie będę
dłużej zabierał Ci chwil, które powinieneś przeznaczyć na sen.
Następnym razem postaraj się nie nadużywać belladonny w swoich
eliksirach ... – Poradził Tom, planując już wyjść, ale coś
podszepnęło mu, że ma jedyną w swoim rodzaju okazję dotknąć
tego fascynującego chłopaka bez zbędnych świadków i właściwie
zupełnie potrzebnie. Pochylił się szybko nagle i odgarnął
niesforny kosmyk włosów, który niemalże wpadał choremu do oka.
Na ten gest Aren oblizał nerwowo wargi i widać było, że nie czuł
się komfortowo. Tom, chcąc wykorzystać okazję jak tylko się
dało, wciąż pochylony patrzył z bliska Arenowi w oczy. Chwila ta
przedłużała się ponad miarę, aż wreszcie Riddle stwierdził
przyciszonym głosem: – Wiesz ... Twoje oczy są zachwycające ...
mają wspaniałą barwę. Można w nich zatonąć ... – Po tym Tom
zamrugał szybko, jakby zaskoczony tym co chwilkę wcześniej
powiedział. Wyprostował się powoli, znowu czując w środku to
nienazwane uczucie. Po czym już normalnym tonem dodał na odchodne:
– Widzimy się jutro: – i szybkim krokiem wyszedł z
pomieszczenia.
Po jego wyjściu Aren zamrugał kilka
razy jakby do końca nie wierzył w to, co się przed chwilą działo.
Kiedy w końcu dotarły do niego wydarzenia sprzed kilku minut,
poczuł rozlewające się ciepło na policzkach. Po chwili zbeształ
się mentalnie. Przecież Tom odgarnął mu tylko włosy z czoła,
nie było powodu do takich reakcji. Niestety jego podświadomość
nie zareagowała na ten argument, a rumieniec nie znikał. Aren
wysunął więc w myślach kolejne powody, które miały mu ułatwić
uspokojenie się. Przecież, prawdę mówiąc często to samo robiła
Hermiona. Przytulała, głaskała po włosach, odsuwała z czoła
niesforne kosmyki, a on nie reagował na jej dotyk tak dziwnie. Fakt,
znał ją od lat, a Riddle był mu właściwie obcy, jest to jakiś
tam powód do wzburzenia, ale … policzki ku zgrozie zielonookiego
chłopaka zaczęły pałać gorącem jakby jeszcze bardziej, kiedy
przyszło mu do głowy, że ku własnemu zawstydzeniu jakoś nie
pamiętał, by bronił się przed dotykiem Toma. Pamiętał za to
jego fascynujące oczy, od których sam nie był w stanie oderwać
spojrzenia. Chłopak westchnął z rezygnacją, ta wewnętrzna
dyskusja rozbudziła go zupełnie. Po pewnym czasie skonstatował, że
jest mu wciąż ciepło, mimo że od zaklęcia pielęgniarki minęło
już wiele godzin i miało prawo osłabnąć. Domyślił się więc,
że Riddle musiał rzucić na niego kolejne zaklęcie ogrzewające i
wyrwało mu się ciche mruknięcie:.
– Cholerny dupek Riddle. – Po
chwili milczenia Aren zachichotał cicho, bo dotarł do niego fakt,
że takie określenie Toma chyba mu się już utrwali. W końcu
zupełnie niedawno też tak go nazwał.
Wyjście ze szpitala zainaugurowało
rozpoczęcie nowego tygodnia i tym samym kolejnego miesiąca,
grudnia. Aren szedł w kierunku Wielkiej Sali na śniadanie i
zastanawiał się, jak ma się zachować w stosunku do Toma. Nie
ulegało wątpliwości, że spotka go na posiłku i co … Ma
zagadać, a może zignorować, a może jeszcze lepiej, po prostu
zachowywać się jak zazwyczaj i tyle …? Dylematy Greya przerwał
widok czekającego w okolicy wejścia do Wielkiej Sali Abraxasa.
Pomachał mu ręką na przywitanie, uśmiechając się lekko, więc
widocznie czekał właśnie na niego. Inni uczniowie, będący akurat
w zasięgu wzroku, byli w widoczny sposób poruszeni zachowaniem
blondyna, jednak ten skutecznie zgasił ich zainteresowanie chłodnym,
wyniosłym spojrzeniem. Kiedy Aren zrównał się z nim, skinąwszy
na powitanie głową, Abraxas oderwał się od ściany i ruszył wraz
z nim do jadalni. To właściwie Malfoy zasugerował, by zajęli
miejsca z dala od grupy Riddle'a, a Grey nie protestował, ciesząc
się w duchu na takie rozwiązanie. Z wiadomych powodów. Kiedy już
usiedli, Abraxas zapytał, równocześnie sięgając po dzbanek
napełniony sokiem dyniowym:
– Jak się czujesz?
– Pani Pomfrey, szybko mnie
poskładała. Jak widzisz po poparzeniach nie ma ani śladu. –
Odpowiedział Aren zupełnie bez zastanowienia, dopiero po
niewczasie, a właściwie po komentarzu Abraxasa orientując się co
powiedział. Tymczasem blondwłosy Ślizgon z uśmiechem stwierdził:
– Holly byłaby zachwycona słysząc,
jak ktoś nazywa ją Panią Pomfrey. – Aren w duchu podziękował
wszystkim czuwającym nad nim mocom za to, że przynajmniej nazwisko
obu szkolnych pielęgniarek, tej z jego czasów i obecnej się
zgadzało. Inaczej musiałby znowu kłamać i grubo się tłumaczyć,
a tak wystarczyło powiedzieć:
– Muszę się przyzwyczaić, wiesz …
nowa osoba, nowa sytuacja ... Jakie dziś mamy zajęcia?
– Niestety mamy zastępstwo na
Zaklęciach, będzie Transmutacja, a później kolejne dwie lekcje
tego samego, czyli ogółem mamy dziś trzy Transmutacje a na koniec
Zielarstwo. Nie będzie więc łatwo, ale trzeba jakoś wytrwać. –
Stwierdził posępnie Abraxas z ciężkim westchnieniem jasno
wskazującym, że nie są to jego ulubione przedmioty. Aren
natychmiast to wyczuł i skomentował:
– Zdaje się, ze nie lubisz tych
przedmiotów?
– Zielarstwo jak Cię mogę, ale
Transmutacja, no cóż … do przedmiotu naprawdę nic nie mam. Za to
bardzo wiele uwag miałbym w stosunku do człowieka, który jej
naucza. Wiem, że wydaje się on przemiłym nauczycielem, gotowym na
poświęcenie dla ucznia, ale niech Cię nie zwiedzie ta jego
dobrotliwa maska. Tak naprawdę jest podstępnym manipulatorem. Stara
się uśpić czujność wybranej ofiary po to, by dowiedzieć się o
niej jak najwięcej. Zbiera, magazynuje tą wiedzę o każdym, po
czym, kiedy mu potrzeba, atakuje. Oczywiście trafnie, bo wie to i
owo. – Kiedy Malfoy opowiadał, Aren odruchowo przeniósł wzrok na
siedzącego przy stole nauczycieli Dumbledore'a, a kiedy Abraxas
skończył, Grey skrzywił się i cierpko z dużą dozą niechęci, a
może nawet obrzydzenia w głosie skwitował krótko:
– Jest dokładnie taki jak
powiedziałeś ... – Takie podsumowanie wyraźnie zaskoczyło
Abraxasa, ale Aren nie bardzo się nad tym zastanawiał, opuszczając
wzrok na talerz. Czuł na sobie wzrok Abraxasa z jednej strony, a
Albusa, który najwidoczniej zauważył, że był obserwowany z
drugiej. Po chwili Malfoy zajął się jedzeniem, ale kiedy Aren
zerknął na niego po chwili zauważył, że blondyn rozmyśla nad
czymś intensywnie. Zielonooki chłopak był bardzo zadowolony, że
Malfoy poznał się na podchodach i sposobach Dumbledore'a. Ron z
Hermioną tego nie potrafili. Do końca śniadania czuł się
obserwowany, ale zgrabnie ignorował to odczucie. Miał przecież w
przeszłości w tej sprawie niemałe doświadczenie.
Po wyjściu z Wielkiej Sali rozdzielili
się z Malfoyem. Abraxas od razu poszedł w stronę sali, gdzie mieli
mieć zajęcia, a Aren musiał wrócić do dormitorium po podręcznik
do Transmutacji. Na miejscu szybko znalazł potrzebną książkę i
wrzucił ją do torby. Kiedy miał już wychodzić, odruchowo
spojrzał na łazienkę. Nic nie stało w zasadzie na przeszkodzie,
by sprawdzić czy zaklęcie nie pozwalające mu do niej wejść
ustało. Nacisnął klamkę łazienkowych drzwi i od razu poczuł
bariery. Najwyraźniej w tej sprawie nic się nie zmieniło i czekał
go dalszy ciąg kombinacji w tym temacie. Zamknął oczy, by się
uspokoić, niestety, niewiele to pomogło, więc by odreagować
kopnął przeklęte drzwi. Przez to nie usłyszał, że ktoś
otworzył drzwi wejściowe do dormitorium i wszedł do środka.
Uświadomiły mu to dopiero słowa:
– A ja się ostatnio zastanawiałem,
czy te drzwi nie zaczęły wyglądać gorzej. I proszę, miałem
rację. – Aren drgnął zaskoczony i obejrzał się szybko. Na
widok Oriona rozluźnił się nieco i obserwował, jak ten podchodzi
do swojego łóżka i zabiera coś z szuflady szafki nocnej. Black
schował niewielki przedmiot do torby i podszedł do Greya pytając:
– Co one Ci zrobiły?
– To ... nic takiego ... – Aren
zażenowany faktem, że został nakryty na tak nieopanowanym
zachowaniu, nie bardzo wiedział jak ma się zachować. Orion jednak
nie dał się tak łatwo zbyć:
– Hmmm ... Czyżby? – Podszedł do
drzwi łazienki, otworzył je i spokojnym krokiem wszedł do środka
przytrzymując drzwi, by się nie zamknęły. Po chwili opuścił
pomieszczenie, zamykając za sobą wejście i stanął przed Arenem
uśmiechając się chytrze. Ten uśmiech zdecydowanie nie spodobał
się Greyowi. Zanim jednak zorientował się w zamiarach tego
drugiego, Black chwycił go za rękę i pchnął w stronę łazienki.
Efektem było bolesne zderzenie zielonookiego Ślizgona z barierami
nałożonymi na drzwi łazienki i stłuczony policzek. Rozdrażniony
Aren warknął:
– Co ty wyprawiasz?!
– A więc o to w tym chodzi ... –
Powiedział do siebie Black, ignorując pytanie. – Myślałem, że
skoro się już zakumplowaliście z Malfoyem, to ściągnął tą
barierę.
– O czym Ty mówisz? – Aren
postarał się, by nie pokazać po sobie zaskoczenia spowodowanego
informacją o udziale Malfoya w zablokowaniu łazienki.
– Oh ... a więc nie wiesz ... W
takim razie udaj, że nic nie słyszałeś. – Orion, jak na
Ślizgona przystało, najwyraźniej próbował w jakiś sposób
obrócić tą sytuację na swoją korzyść, ale Grey nie miał
zamiaru zabawiać się w jego gierki:
– Jako, że dzięki Tobie mam obity
policzek myślę, że należą mi się jakieś wyjaśnienia odnośnie
jak te przeklęte drzwi zostały zaczarowane i dlaczego.
– W sumie racja. Trochę ucierpiałeś
przeze mnie. Dobrze, powiem. Obiecaj mi jednak, że nie zdradzisz od
kogo to wyszło, a najlepiej nic z tym nie rób. W zamian postaram
się ściągnąć tą barierę. – Aren w milczeniu kiwnął
potwierdzająco głową. Orion przez chwilę czekał, ale widząc, że
nic więcej nie uzyska zaczął: – Jakiś czas temu postawił ją
Abraxas chcąc udowodnić mi, że zacząłeś na nim polegać. Był
przekonany, że poprosisz go o pomoc w ściągnięciu tego zaklęcia.
Najwidoczniej tak się nie stało. Trochę niezręczna sytuacja.
– Trochę ... – Potwierdził
oszczędnie Grey, przypominając sobie własne kombinacje, które już
ponad tydzień stosował, by skorzystać z łazienki. To nie było
przyjemne, ale z drugiej strony był wśród Ślizgonów. Pamiętał
również jak ignorował Malfoya i jak tamten starał się nawiązać
jakikolwiek kontakt. Pomysł z łazienką był doprawdy typowo
ślizgoński i Aren, mimo wszystkich kłopotów jakie mu przysporzył,
rozumiał o co chodziło Abraxasowi. Niemniej postanowił sobie, że
w sprzyjającym momencie postara się to z Malfoyem wyjaśnić.
Rozmyślania przerwał mu głos Blacka:
– Gotowe! Możesz już bez problemu
tutaj wejść. – Grey zerknął na Oriona trochę niedowierzająco,
ale widząc zachęcający gest, wszedł ostrożnie do dawno nie
odwiedzanej dormitoriowej łazienki. Tym razem nie poczuł żadnej
magii, żadnej bariery, za to sporą ulgę, że nie będzie musiał
już szukać po nocy ratunku w publicznej łazience, albo stosować
drastycznych środków jak ten obmyślony ostatnio. Podziękował
Blackowi za pomoc i nie czekając na niego wyszedł z pokoju kierując
się na lekcję Transmutacji. Przedzieranie się przez masy uczniów
nie było łatwym zajęciem, Aren posuwał się jednak dość szybko
przed siebie do chwili, kiedy silne szturchnięcie spowodowało, że
spadła mu z ramienia torba. Wstrząs spowodował, że wysunęły się
z niej dwie książki. Grey nie sprawdzając kto był sprawcą tego
incydentu, schylił się po jeden podręcznik, wsunął go z powrotem
do torby, po czym rozejrzał się za drugą publikacją. Zauważył
ją tuż przed sobą w wyciągniętej dłoni jakiegoś Krukona i
uniósł w zdumieniu brwi, ale nie skomentował tego, tylko uchwycił
podawaną książkę, chcąc ją odebrać. Krukon jednak nie puścił
i przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym Aren usłyszał:
– Przyglądając się Tobie z bliska
stwierdziłem, że jesteś jeszcze ładniejszy niż przypuszczałem.
Nie dziwię się, że Malfoy obrał sobie Ciebie jako swój kolejny
cel. Dziwne że charłaka, ale widać uroda robi swoje. Oprócz
wyglądu nie masz nic, czym warto się zainteresować.
– Czego chcesz? – Grey energicznie
wyrwał z jego rąk podręcznik, nie starając się nawet być
delikatnym.
– Po prostu ostrzegam Cię przed
Abraxasem. Za tą przystojną buźką kryje się nikczemność godna
samego Riddle'a.
– A mówisz mi to bo? Szukasz jakiejś
zemsty? – Aren zaczynał tracić cierpliwość, bo przez te
wszystkie informacje, pokazujące Abraxasa w raczej ciemnych barwach,
kończył mu się czas, jaki miał do rozpoczęcia zajęć. Nie
uzyskał jednak jasnej odpowiedzi:
– Naprawdę nie mam nic do Ciebie. Co
z tym zrobisz to Twoja sprawa. I wiesz co? Powinieneś coś zrobić z
tym spojrzeniem ... aż człowieka ciarki przechodzą, gdy patrzysz
na niego jak na jakąś ofiarę. Miło było poznać. – Krukon
odwrócił się i odszedł, a Aren szybkim już teraz krokiem, bo po
pustym korytarzu, ruszył na Transmutację.
Spóźnił się dziesięć minut. Na
szczęście, dzięki temu, że było to jego pierwsze spóźnienie,
nie odjęto mu punktów. Usiadł jak zwykle w ławce na końcu, by
innym nie przeszkadzać w praktycznej części zajęć. Dziś
ćwiczono przemianę kielicha w kruka. Było to dla niego nader
irytujące, ponieważ przywodziło na myśl niedawną rozmowę z
nieznanym Krukonem. Mimo to Aren starał się skupić na lekcji, a
szczególnie na uwagach i radach kierowanych przez nauczyciela do
innych. Riddle oczywiście wykonał zadanie bezbłędnie za pierwszym
razem. Parę minut po min zrobili to Abraxas i Orion. Aren zamyślił
się na chwilkę. Doskonale wiedział, że Abraxas jest klasycznym
Ślizgonem, zdawał sobie sprawę, że jest też Malfoyem, więc z
zasady jest dumny, nosi typową Malfoyowską maskę. Widział go już
w kilku różnych wydaniach i nie dziwił się temu. Zdawał sobie
też sprawę, że Abraxas zaufał mu na tyle, że odkrył swoją
prawdziwą twarz. To było widać. Jakie były istotne zamiary
Malfoya tego Aren nie wiedział, ale oczywiście zamierzał do tego
dojść. Sam czuł z Abraxasem pewną więź, ale wiedząc w jakich
kręgach się obraca, póki co miał do niego mocno ograniczone
zaufanie ...
– Panie Grey, zadałem Panu pytanie.
– Wyrwał go z zamyślenia głos Dumbledore'a. Aren drgnął
niespokojnie i przeniósł spojrzenie na nauczyciela i poprosił na
pozór grzecznie:
– Przepraszam, ale mógłby profesor
powtórzyć?
– Chciałbym, byś wskazał swojemu
koledze Rudolfowi błąd, który robi podczas próby transmutacji.
Przyjrzyj się proszę jak rzuca zaklęcie. Panie Lastrange jeszcze
raz. – Polecił nauczyciel pozornie spokojnie. Aren przeniósł z
konieczności wzrok na Lastrange. Rudolf niemalże gotował się ze
złości, ale nie miał wyjścia i rzucił ponownie wymagane
zaklęcie. Nadal nieskutecznie. Jego kielich zyskał dodatkowe
atrybuty w formie dziobu i upierzenia.
– Wydaje mi się, że Rudolf pod
koniec za szybko wykonuje obrót różdżką i za krótko wymawia
ostatnią głoskę zaklęcia. – Skomentował wysiłki Lastrange'a
Grey. Rudolf był bliski furii, ale milczał, mierząc jedynie Arena
morderczym wzrokiem:
– Zgodzę się z Panem częściowo
Arenie. Co do ruchu różdżki ma Pan rację, jednak dwie ostatnie
głoski powinny być dłużej wymawiane. Jesteś naprawdę
spostrzegawczy, Slytherin otrzymuje pięć punktów. Tym razem
przymknę oko na Twoje rozkojarzenie podczas moich zajęć. Każdy
musi zawsze dostać szansę.
Na to oświadczenie Dumbledore'a Grey
miał ochotę roześmiać się drwiąco, ale oczywiście powstrzymał
się siłą woli od podobnego posunięcia. Jeżeli chciał Albusa
utrzymać z dala od swojej osoby w tych czasach, najbezpieczniej było
się nie wychylać. Rudolfowi do końca lekcji nie udało się
poprawnie wykonać transmutacji głównie dlatego, że jakby na
przekór starał się absolutnie nie stosować do tego, co powiedział
Aren. Tymczasem Grey starał się do końca lekcji skupiać na
zajęciach, by ponownie nie podpaść Dumbledore'owi.
Po męczących trzech zajęciach z
Transmutacji i raczej przyjemnych dla niego z Zielarstwa, Aren udał
się do biblioteki rezygnując z obiadu. Biblioteka była otwarta,
ale ku swojemu zaskoczeniu, Grey stwierdził, że nie ma w niej
nikogo, nawet bibliotekarki. Musiała gdzieś wyjść na jakiś czas.
Taki stan rzeczy miał swoje dobre strony. Aren mógł w spokoju
przeanalizować dzisiejsze zdarzenia i odrobić zadaną przez
profesora pracę domową na Transmutację. Wybrał sobie stolik,
wyciągnął z torby pergamin i pióra, poszedł do odpowiedniego
regału po książki i nagle usłyszał znajomy dźwięk dochodzący
z Zakazanego Działu. Przez chwilę wsłuchiwał się
niedowierzająco, ale w końcu zdecydował się sprawdzić, czy ma
rację. Wszedł ostrożnie do Zakazanego Działu i niemal od razu
usłyszał warknięcie, a po chwili charakterystyczne szurnięcia
zbliżające się w jego kierunku. Teraz nie miał wątpliwości.
Jego podejrzenia okazały się słuszne. Moment później zresztą
potwierdził je naocznie, ponieważ ujrzał kłapiącą szczękami
księgę, która systematycznie zbliżała się do niego. W pierwszej
chwili chciał ją przywitać jak dobrą znajomą, ale szybko
przypomniał sobie, że to przecież nie jego czasy. Nie mogła go
znać. Pamiętał jednak co lubi i w jaki sposób ją obłaskawić.
Nie miał jednak wątpliwości, że czeka go również niemała
porcja bólu. Skrzywił się wewnętrznie, ale pokonując opór
usiadł na podłodze i wyciągając ręce powiedział:
– Chodź Agresjo, miejmy to za sobą.
– Uśmiechnął się życzliwie, choć zdawał sobie sprawę, że
przecież księga nie podsiada oczu. Pamiętał jednak, że w swoich
czasach, kiedy miał z tą publikacją do czynienia, jakimś cudem
zawsze doskonale odczytywała jego nastroje. Tomiszcze zbliżyło się
i przystanęło przed nim warcząc i jeszcze bardziej obnażając
zęby. Aren przyjrzał się uważnie księdze z bliska i stwierdził,
że wyglądała o niebo lepiej niż w jego czasach. Tomiszcze wąchało
go długo i dokładnie, by po chwili zaczepnie ugryźć go w rękę i
szybko się oddalić. Zadowolone pomruki wydawały się być dobrym
sygnałem. Aren czuł jednak, że księdze o coś chodzi, nie do
końca jednak wiedział o co, dlatego nie zareagował. Książka
zawróciła, znowu go szczypnęła, okrążyła, szczypnęła i
oddaliła się, jakby na coś czekając. Grey uśmiechnął się
wesoło i zapytał: – Jesteś książką czy psem? Ale skoro tak
chcesz się bawić to proszę bardzo. – Niewiele się zastanawiając
nad logicznością swojego postępowania, Aren rzucił się w pościg
za książką, która zręcznie omijała go, gdy tylko próbował ją
pochwycić. Czasem pozwalała się musnąć, niekiedy podgryzała go
w nogi albo w ręce. Grey, który spodziewał się takiego
traktowania, przyjmował te wątpliwe dowody zadowolenia ze stoickim
spokojem, kontynuując zabawę. Na koniec zastawił pułapkę na
księgę. Ściągnął swoją pelerynę i zaczaił się za rogiem
jednego z regałów. Kiedy usłyszał znajome szuranie wyskoczył zza
niego i zarzucił na tomiszcze szatę. Korzystając z chwilowej
dezorientacji księgi, zawinął ją tak, by nie mogła się wydostać
po czym podniósł ją w górę i stwierdził triumfalnie:
– Mam cię! – Nie przewidział
jednak tego, że Agresja po prostu przegryzie się przez materiał i
wyląduje grzbietem na jego czole, nokautując go. Aren padł lekko
zamroczony i leżał zasapany odpoczywając. Na koniec powiedział: –
Nie wierzę, znowu wygrałaś. – Usłyszał zadowolony pomruk i
zarejestrował fakt, że tomiszcze wdrapuje się na jego klatkę
piersiową, po czym tam nieruchomieje. Aren roześmiał się i
odwrócił na bok pozwalając, by księga zsunęła się z niego na
podłogę. Ta w odpowiedzi polizała go po policzku. To spowodowało,
że ból poprzednich ugryzień minął jak ręką odjął, a księga
wślizgnęła się pod rękę chłopaka, domagając się głaskania.
Oczywiście nie żałował jej tego mówiąc: – Przynajmniej Ty
pozostajesz wciąż taka sama. – Chwilę później Aren usłyszał,
że drzwi biblioteki otwierają się. Znieruchomiał, nie chcąc
nikogo powiadomić o swojej obecności. Nie trwało to długo, bo
chwilę później usłyszał głos Abraxasa:
–Aren? Jesteś gdzieś tu? – Nie
było szansy, by widząc jego rzeczy przy jednym ze stolików
odpuścił, dlatego Grey postanowił, że wyjdzie do niego:
– Wrócę po Ciebie, ale teraz wracaj
do siebie. – Pożegnał się szeptem z Agresją, która ruszyła w
głąb Zakazanego Działu. Aren bezszelestnie wyszedł z niego,
delikatnie zamykając za sobą drzwi i czmychnął między regały,
po czym od tamtej strony ruszył w stronę zajmowanego przez siebie
stolika. Po kilku krokach, wychodząc spoza jednej z półek wpadł
dosłownie na Abraxasa:
– Tutaj jesteś szukałem Ci ... –
Oniemiały ze zdumienia Malfoy przerwał, mierząc Arena wzrokiem.
Grey spojrzał po sobie i w duchu stwierdził, że nie dziwi się
Abraxasowi. Miał ubrania w strzępach, podziurawioną szatę
trzymał w ręce i dyszał jakby przebiegł kilka mil. Po chwili
Malfoy odzyskał głos i zapytał: – Na Merlina, co Ci się stało?
Wyglądasz jakbyś stoczył jakąś walkę, albo uprawiał naprawdę
ostry seks! – Na takie dictum, Aren postanowił trochę zabawić
się kosztem Abraxasa i odpowiedział konspiracyjnym szeptem:
– Druga opcja jest jak najbardziej
prawidłowa, ale zatrzymaj to proszę w sekrecie. – Po raz drugi
Malfoy wyglądał, jakby zapomniał jak używa się strun głosowych.
Widząc tą reakcję Aren nie wytrzymał i parsknął
niekontrolowanym śmiechem. Abraxas oczywiście od razu zorientował
się, że był to żart, ale równocześnie z zadowoleniem podziwiał
śmiejącego się Arena. Widok był przyjemny dla oka. Po pewnym
czasie postanowił, że czas przerwać tą radość zielonookiemu, bo
nigdy nie dowie się o co w tym wszystkim chodzi i z uśmiechem
zapytał:
– Dobra, koniec tego dobrego, powiedz
co się stało?
– Dobrała się do mnie pewna książka
z Zakazanego Działu i tyle. – Grey tradycyjnie postawił na
prawdę, równocześnie próbując wysondować, czy grupa Riddle'a
wie o księdze. Było przecież możliwe, że to właśnie oni,
próbując uzyskać jakieś informacje, doprowadzili tomiszcze do
stanu, w jakim było w jego czasach:
– Pomiot diabła. – Warknięcie
Abraxas'a i skrzywienie twarzy wyrażające niechęć, było
wskazówką, że istotnie ten magiczny przedmiot nie jest Malfoyowi
obcy: – A więc tutaj wróciła? Próbowaliśmy z Tomem ją
otworzyć. Nie tutaj, w innym miejscu, ale to wyjątkowo zacięta
bestia. Radzę Ci na nią uważać, Nie pogryzła Cię zbyt mocno? –
Zapytał zmartwionym głosem. Pytanie zabrzmiało szczerze i Aren
postanowił tak je potraktować:
– Nie, wszystko w porządku. Jakby
jednak udało Ci się naprawić moje ubrania byłbym wdzięczny.
Raczej nie chciałbym wychodzić na korytarz w takim stroju.
Wzbudziłbym niemałą sensację. Gdzie próbowaliście ją otworzyć?
– Grey nawiązał do wcześniejszego wątku rozmowy, autentycznie
zaciekawiony. Miał nadzieję, że coś więcej uda mu się
dowiedzieć o tajemniczym przedmiocie, a może również o
działaniach grupy Riddle'a:
– Robiliśmy to w klasie, ale jak już
mówiłem nic z tego nie wyszło. – Stwierdził krótko Malfoy,
równocześnie kilkoma zaklęciami doprowadzając ubiór Arena do
poprzedniego stanu:
– Dziękuję. Jak udało Wam się ją
wynieść poza bibliotekę? Da się to zrobić bez zgody
bibliotekarki? Książkę z Zakazanego Działu?
– Potrzebujesz jakąś wynieść?
Może być z tym problem. Co prawda Tom wymyślił zaklęcie, które
pozwala mu bez żadnych przeszkód wynosić księgi, ale żaden z nas
go nie zna. To skomplikowana inkantacja i zaawansowana magia.
Chciałbym Ci pomóc, ale nie jestem w stanie niestety.
– Rozumiem. Chyba wrócę do
dormitorium wziąć prysznic. Jestem spocony jak mysz przez tą
przygodę z książką. – Oznajmił Aren chytrze, uważnie
obserwując reakcję Abraxas'a:
– Nie dziwię Ci się, to dobry
pomysł. Chociaż miałem nadzieję wspólnie odrobić dzisiejsze
zadanie z Transmutacji. – Odpowiedź przyszła natychmiast, była
wypowiedziana szczerym tonem i zupełnie nie sugerowała, żeby
Malfoy miał cokolwiek na sumieniu. Co prawda bez wątpienia Abraxas
był zaprawiony w intrygach, ale jednak chyba aż tak wytrawnym
aktorem nie był. Aren znał go już na tyle. Coś było nie tak.
Aren zaczął podejrzewać, że za kwestią łazienki kryła się
zupełnie inna osoba, a może rozkaz. Postanowił na razie nie
poruszać tematu blokady łazienkowej i tego, co sugerował Krukon.
Zdecydował, że zanim cokolwiek przedsięweźmie, najpierw
poobserwuje i zastanowi się, a dopiero później zadziała. Udał,
że się zastanawia, po czym niby uległ propozycji Abraxasa:
– No dobrze, skoro przypuszczasz, że
nie padniesz przy mnie z nadmiaru atrakcji węchowych to myślę, że
odrobienie zadania już dziś jest dobrym pomysłem. Właściwie
również po to pojawiłem się w bibliotece. A swoją drogą, skoro
jesteśmy razem, to zapytam jeszcze o coś dotyczącego run, bo mam
wątpliwości. – Usiedli tymczasem przy stoliku i Abraxas wyjął
pióro, pergaminy i podręcznik mówiąc równocześnie:
– Nie ma sprawy, może od tego
pytania zaczniemy? – W efekcie omówienie kwestii run rzeczywiście
nie zajęło im wiele czasu. Później zabrali się za Transmutację.
Aren skończył zadanie pierwszy i obserwował piszącego ostatnie
zdania na swoim pergaminie Malfoya. Ponownie dostrzegł na jego dłoni
blizny zadane bez wątpienia krwawym piórem. Przez chwilę się na
nie zapatrzył, równocześnie wspominając różową wariatkę ze
swoich czasów. Jego zamyślenie przerwał głos Abraxasa, który
najwyraźniej również już skończył odrabiać lekcje:
– Wybierasz się gdzieś na święta?
W przyszłym tygodniu większość uczniów wyjeżdża.
– Nie, zostaję w zamku. Spędzę
miło czas na nauce i nadrabianiu zaległości. – Zażartował
Aren, ale wzbudził raczej współczucie takim stwierdzeniem:
– Ugh ... straszne. – Skrzywił się
teatralnie Abraxas, a Grey tylko się roześmiał.
Reszta dnia minęła im w przyjemnej
atmosferze. Poszli oglądać trening Puchonów na boisko
quiddlitch'a, komentując niektóre ich zagrywki. Aren musiał kilka
razy powstrzymywać napad śmiechu, który go ogarniał w momentach,
gdy Abraxas na każdą ich zagrywkę znajdował sposób. Pomysły
były przebiegłe i obmyślane tak, aby sędzia i kibice nie mogli
tego dostrzec. Sam nawet podrzucił kilka, co Malfoy z uznaniem
kwitował słowem „genialne”. Na takich rozrywkach minęło im
całe popołudnie i błyskawicznie nadeszła pora kolacji. Aren od
dawna tak dobrze się nie bawił. Tym razem Abraxas nie musiał
nalegać, by dosiadł się do ich grupy. Zgodził się po pierwszym
pytaniu. Kiedy pojawili się obaj na miejscu, Grey skinął głową w
niemym powitaniu i zatrzymał dłużej wzrok na Riddle'u. Usiadł
ignorując oburzenie Lastrange, szybko uciszone sugestywnym
spojrzeniem Toma. Zdążył nalać sobie soku dyniowego do szklanki,
kiedy usłyszał wzmocniony zaklęciem Sonorus głos
Dyrektora:
– Drodzy uczniowie. Jak wiecie,
zbliżają się święta i czas wolny. Jednak nim rozpoczną się
Wasze przygotowania do wyjazdu, chciałbym coś ogłosić. Na
początku przyszłego roku odbędzie się Turniej Trójmagiczny ... –
Efekt tych słów był natychmiastowy i piorunujący. Zewsząd
dobiegały podniecone szepty oraz głosy, harmider zdawał się
wzrastać. Dyrektor spokojnie kontynuował swoją wypowiedź,
dokładnie słyszalną mimo szumu podekscytowanych głosów: – W
obecnych czasach musimy się zjednoczyć z innymi szkołami i Turniej
ma w tym pomóc. Wybór kandydatów do Turnieju będzie odbywał się
w każdej szkole oddzielnie, za pomocą Czary Ognia. Pamiętajcie, że
gdy zawodnik raz zostanie wybrany przez Czarę nie ma odwrotu.
Decyzję tego magicznego artefaktu traktuje się jak podpisany
kontrakt magiczny. W każdej szkole wybrany zostanie jeden zawodnik,
który będzie reprezentował ją podczas Turnieju w Instytucie Magii
Durmstrang. Ponieważ to brzemienna w skutki decyzja, a Turniej nie
jest zupełnie bezpieczny chcę, byście skonsultowali ewentualną
kandydaturę do niego, ze swoimi rodzicami podczas przerwy
świątecznej. W pierwszym tygodniu stycznia, każdy kto będzie miał
pozwolenie, szansę, możliwość, ochotę na uczestnictwo, będzie
mógł wrzucić kartkę ze swoim imieniem i nazwiskiem do Czary
Ognia. To wszystkie informacje, które chciałem Wam przekazać, a
teraz jedzcie i pijcie. – Dyrektor Dippet zakończył swoją
przemowę niwelując zaklęcie wzmacniające głos i powrócił do
przerwanej rozmowy z profesorem Beery'm.
– To niesamowite prawda Aren? –
Malfoy z ożywieniem odwrócił się w stronę Greya, by
przedyskutować najnowsze wiadomości, ale niemal natychmiast umilkł
na widok, jaki w tej chwili przedstawiał sobą Grey: – Aren?
Słyszysz mnie Aren?
Pobladła twarz i nieprzytomne oczy
patrzące przed siebie, a na czole kropelki potu, przyspieszony
oddech. Taki widok widzieli inni. Natomiast umysł Arena odtwarzał
wydarzenia z Turnieju Trójmagicznego, w którym już kiedyś
uczestniczył. Przeskakiwał z jednego obrazu na drugi, a w końcu
zobaczył odrodzenie Voldemorta, śmierć Cedrika, słowa Czarnego
Pana „... Zabij niepotrzebnego ...”, błysk zielonego światła,
gasnące oczy Diggory'ego. Niemal białe, zdrętwiałe usta Grey'a
jak mantrę, bez udziału jego świadomości zaczęły powtarzać:
– Zabij niepotrzebnego ... zabij ...
zabij ...
Tom
obserwował Arena od chwili, gdy Dippet zaczął swoją przemowę.
Kiedy padły słowa „Turniej Trójmagiczny” Grey pobladł jak
ściana i stracił kontakt z rzeczywistością. Abraxas starał się
go wybudzić z transu, ale żadne próby nie przynosiły póki co
rezultatów. W pewnym momencie z ust zielonookiego chłopaka padły
słowa, które były co najmniej niepokojące. Nie było na razie
czasu, by je analizować, bo chłopak zaczął hiperwentylować.
Generalnie oprócz jego grupy tylko kilku najbliżej siedzących
Ślizgonów zauważyło co się dzieje. Inni uczniowie byli zbyt
zajęci nowinami i dyskusją nad nimi, by zauważyć. Riddle
zastanowił się chwilę, przeanalizował możliwości i szybkim
ruchem sięgnął za pazuchę. Zawsze nosił ze sobą fiolkę tej
eliksiru uspokajającego na wypadek, gdyby była mu potrzebna. Dziś
przyda się Arenowi. Po chwili trzymał w dłoni fiolkę z eliksirem,
pochylił się błyskawicznie przez stół w stronę Arena i wlał mu
miksturę wprost do otwartych, chwytających spazmatycznie powietrze
ust. Aren odruchowo przełknął. Tom opadł na swoje miejsce,
przytrzymywanie Greya pozostawiając Malfoyowi i obserwował, jak
niemal natychmiast mające nieprzytomny wyraz zielone oczy chłopaka
odzyskują blask i ostrość widzenia. Po chwili wzrok Arena spoczął
na nim z pytającym wyrazem. Jedno mrugnięcie, drugie i nagle oczy
Greya rozszerzyły się w szoku. Chłopak najwyraźniej zorientował
się mniej więcej co się stało. Szybko rozejrzał się wkoło.
Widząc, że niemal wszyscy uczniowie zajęci są żywymi dyskusjami
na temat Turnieju odetchnął głęboko, spojrzał po twarzach
uczniów należących do grupy Riddle'a, na końcu spojrzał znowu w
oczy Toma i nic nie mówiąc zerwał się z miejsca, szybkim krokiem
wychodząc z Wielkiej Sali.
Robi się co raz ciekawiej, choć duża część mnie powtarza ciągle "Tylko nie Harry. Tym razem nie Harry!", to mały głosik podszeptuje "Wrzucamy 'charłaka' do turnieju i niech szaleństwo Dumbledore'a nam sprzyja!".
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic tylko czekać.
Dziękuję i pozdrawiam
Świetne.
OdpowiedzUsuńNiby rozdział spokojny i niczego zbytnio nie wnosi, ale obstawiam, że musiał zaistnieć. Przecież nie w każdym rozdziale musi się dziać jakaś super akcja, co nie? :)
Pozdrawiam, weny i do następnego :)
//Mika
P.S. Oby szybko, bo mam tyle nurtujących mnie pytań, na które potrzebuje odpowiedzi...
Robi się coraz ciekawiej i życzę weny na następne części :)uwielbiam twoją pracę :)
OdpowiedzUsuńJedyne co mnie nurtuje to, że Orion został nazwany dziadkiem Syriusza, a był przecież jego ojcem. Było by to możliwe gdyby nie czas, który jasno wskazuje, że Syriusz był rownolatkiem, a przynajmniej w zbliżonym wieku do Lucjusza, który natomiast był synem Abraxasa. Dlatego jakby był wnukiem Oriona byłby co najmniej w wieku Harrego xD Pewnie niepotrzebnie się rozpisalam, bo to twoje opowiadanie i możesz w nim stworzyć co chcesz, jednak ta informacja jaką rzuciła mi się w oczy i czułam potrzebę wspomnienia o tym :) jak już pisałam całościowo jest fenomenalne i zawsze jestem szczęśliwa jak sprawdzam i widzę nowy rozdział. Rzadko trafiam na coś dobrego wśród blogów :) zwłaszcza o tematyce tomarry po polsku. Jeszcze raz duuuuużo weny i czasu na pisanie.
Dobrze, że zwróciłaś na to uwagę, bo mi się też to rzuciło w oczy, ale zapomniałam o tym napisać :)
UsuńFaktycznie Orion był ojcem Syriusza, nie dziadkiem, ale myślę, że można przymknąć oko na taki błąd :)
//Mika
Rozdział cudowny nie moge sie doczekać następnego rozdziału kocham charakter wszystkich postaci są po prostu idealne
OdpowiedzUsuńWow! Jakie ja mam opóźnienia z komentarzami.Dobra mniejsza z tym, widzę że akcja się rozkręca. Mam nadzieję że Harry nie będzie brał udziału w turnieju bez magii. Aren jest sprytny, ale bez magii np. przeciwko smokom nie da rady. Więc mam nadzieję na wielki powrót magicznych zdolności i aby Tom w końcu ogarnął że Aren to jego przeznaczony. Życzę dużo weny ;)
OdpowiedzUsuńM.
O rany! Dwa rozdziały wsiąknięte w jedną chwilę. Co prawda... nie mam pojęcia, czy cieszyć się z podwójnej ilości tekstu, czy pluć sobie w brodę, że nie jestem na bierząco z 'Signum Temporis'... ale teraz to nie ważne.
OdpowiedzUsuńSkupmy się na samej historii, która jest, oczywiście bezbłędna i niesamowita! Myślałam, że główną rzeczą, z której będę się cieszyć i którą będę komentować, będzie pomysł Harrego... tak głupiutki, a jednak hm, nie powiem skuteczny.
Hm, pomimo mojej wielkiej sympatii do Abraxasa jakoś nie poruszyła mnie jego historia... ale następne sceny z udziałem Toma? Jestem zdecydowanie na 'tak'. Niesamowicie podoba mi się jak ich relacja się rozwija. Nie wspominając już o momencie, w którym Tom użył legilimencji. A jeśli lawirujemy już koło tego tematu/sytuacji...
Przez ciebie mam ochotę na małą intrygę Abraxas x Aren. Jestem okropnym człowiekiem...
Ale sama myśl o tym niesamowicie mi się podoba i fakt, że Tom mógłby się o tym dowiedzieć. Ah!
Doooobrze, nie wiem co myśleć na temat twojego pomysłu z Turniejem Trójmagicznym, ale w gruncie rzeczy to dla tego, że mało jeszcze na ten temat wiem, jako czytelnik.
Reakcja Harrego - bezbłędna. Lepszej nie mogłam się spodziewać. I niestety zaczyna mi już brakować słów.
Moja pamięć złotej rybki.
Zakończmy mój komentarz słowami - jestem niesamowicie zadowolona, nie mogę doczekać się następnego rozdziału, życzę ci wiele zaraźliwej weny!
Oooo jejku, tak jak myślałam, warto było czekać na kolejny rozdział ^^ zaskakujesz mnie z każdym kolejnym akapitem i nie mogę się doczekać aż zaskoczysz mnie czymś jeszcze bardziej *.*
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za to <3
Jestem! Jestem!
OdpowiedzUsuńUdało mi się mniej-więcej ogarnąć ze wszystkim i mogę skomentować. Najpierw tylko zapytam: jeździłaś konno? Kiedykolwiek? Ponieważ ja się w tym waśnie zakochałam.
A tak przy okazji, jak już zebrałam się w sobie, żeby skomentować, to byłam po obejrzeniu anime, na które od dawna się szykowałam, ale usiadłam do tego dopiero wtedy, gdy przyjaciółka dała mi kopa w dupę (daruję sobie opisy, jakie to Yuri on Ice jest wspaniałe. Już cały dom musiał tego wysłuchiwać). Na i kontynuując pierwsze, co zobaczyłam, jak weszłam na opowiadanie, to ten cudny obrazek z Tomem i Harrym. No i tak troszeczkę mi się zapatrzyło (troszeczkę, czytaj wgapiałam się w niego z wielkim uśmiechem przez jakieś dziesięć minut - normalka).
Oczywiście tym razem także spróbuję pobić mój rekord, ale nie wiem, czy mi się uda.
Tak, Harry, ten uczuć, kiedy zdajesz sobie sprawę, że cała krytyka nauczycieli jest potrzebna. Nie przejmuj się, też przez to przechodziłam (ba, wciąż przechodzę, ale tego nie lubię, dlatego wszystko co robię, robię bez pomocy).
Och, czyli Aren i Abraxas znowu wracają do "zostaw mnie, Malfoy, w świętym spokoju"? No cóż, trudno. Cholerny dupek Riddle będzie niepocieszony :P. Kiedy Slughorn wszedł do laboratorium z tym mugolskim palnikiem, przed oczami stanęła mi wizja Snape'a, który tak trzyma taki palnik w dwóch palcach i przygląda mu się z nieufnością.
Zawsze lubię opisy warzenia eliksirów. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego. Może ponieważ sama nie potrafię ich napisać? Naprawdę nie wiem. W każdym razie podobają mi się one. Mają w sobie taką magię. A niełatwy sobie Harry wybrał ten eliksir. Ojć, niełatwy.
Chociaż trzeba przyznać, że byłam równie jak Slughorn zdziwiona umiejętnościami Harry'ego. Żeby węchem oceniać wywar... Nie dziwię się Horacy'emu, że był tak zachwycony. Chciałabym coś takiego zobaczyć (ale niestety żyjemy w tym nudnym, pozbawionym sensu świecie, w którym nie ma ani Harry'ego, ani Voldemorta, ani nawet smoczej krwi. Idę się pociąć mydłem w płynie, cześć). A najlepsze jest to, że Tom naprawdę ma teraz z kim rywalizować. To jest urok każdego przenoszenia się Harry'ego w czasie. Wiadomo, że kiedy Voldemort jest od niego pół wieku starszy, jest także dużo mądrzejszy i silniejszy. Podejrzewam, że twój Czarny Pan też przewyższa Arena wszystkim, co możliwe, ale i tak ta różnica nie jest aż tak rzucająca się w oczy.
A właśnie, coś zauważyłam. Dam sobie rękę odciąć (nawet zaraz sprawdzę), że Orion to ojciec , a nie dziadek Łapy. Tak, nie myliłam się! Możliwe, że gdzieś już wspominałaś, że to zmienisz, ale moja pamięć... Nie zawsze funkcjonuje jak należy.
Okej, kontynuując, uważam, że Harry nie popisał się zbyt wysokim poziomem inteligencji, kiedy wylał na siebie żrący eliksir. Nie prościej byłoby poprosić któregoś ze Ślizgonów (choćby Toma... Chociaż nie, jego wolałabym o nic nie prosić), żeby otworzył mu drzwi do łazienki? Cóż, ja bym się na taki krok nie odważyła, tylko nagadała żartownisiowi (którym nie był Lestrange, na moje nieszczęście. Malfoy, jak mogłeś?)
Ale jak Harry siedział sobie w tym szpitalu i mówił "tak proszę pani" taki potulny i cichutki, to jakoś tak człowiek zaczął się uśmiechać, jak do małego dziecka uśmiechają się normalne nastolatki. Ja w taki sam sposób uśmiecham się do kota. Albo psa. Albo większego kota. Albo chomika, królika... Myślę, że się zrozumiałyśmy :) Och i jeszcze jak słodko się tłumaczy... No po prostu chłopiec do schrupania!
Pielęgniarka fajnie się zachowała, nie mówiąc nic Slughornowi.
No i wreszcie prysznic. Nie wiem dlaczego, ale myślałam, że ktoś wejdzie do środka, kiedy Harry się mył. I nie mówię tu wcale konkretnie o Tomie. Tylko, że ktoś zrobi z buta wjeżdżam i tyle. Cóż, miło, że nie tylko ja mam masochistyczne skłonności! Jeeeeeej! Witam w klubie, Harry.
No to...
C.D.N
Teraz trochę krótsza część:
UsuńTak właściwie to biedny ten nasz Aren. Naprawdę ma przewalone. Czy to w swojej rzeczywistości, czy w nowej linii czasowej. Ale w sumie to dobrze, że Tom został poinformowany o ekhem... wypadku Harry'ego.
"- Gotowe! Poinformuję Toma, że jesteś w Skrzydle Szpitalnym, by się nie martwił. – Ostatnie zdanie wzburzyło Arena. Tego też nie przewidział w swoich planach. Pomijając fakt, że słowa „Tom” i „martwienie się” ewidentnie do siebie nie pasowały..." Cóż, ciężko się nie zgodzić. Czarni Panowie mają to do siebie, że zwykle przejmują się tylko sobą (i swoimi horkruksami), ale co taka pielęgniarka może wiedzieć o Lordzie Voldemorcie?
Hmm… Wydaje mi się, że tym razem nie pobiję rekordu… Szkoda.
C.D.N
Jest Tom! Wreszcie! Jak na dobrego pana prefekta przystało – dzielnie przemierza korytarze, czyhając na nędznych Gryfonów, aby wlepić im szlaban. A nie, to jest zestaw Snape’a. No to jeszcze raz. Dzielnie przemierza korytarze, aby pilnować ogólnego porządku w szkole. Tak – to jest zestaw Riddle’a.
UsuńAle Tom jest zirytowany. Och, tak, o nim to ja się mogę rozgadać! Lubię oglądać jego procesy myślowe, naprawdę. Jak dochodzi do właściwych/niewłaściwych wniosków… Wszak ciężko mu odmówić inteligencji i sprytu, dlatego…
Tak z jednej strony to cudnie, że Tom się do Arena doczepił jak rzep, ale z drugiej… No nie powiem, bym nie współczuła Harry’emu choć trochę. Zainteresowanie Czarnych panów raczej nie kończy się najlepiej, tak sądzę. A zwłaszcza, jeżeli są lekko walniętymi Dziedzicami Slytherina.
Oho! No właśnie o tym mówiłam! On coś w kółko kombinuje :). To naprawdę ekscytujące, kiedy jakiś plan kształtuje się w głowie Toma. Tutaj mała manipulacja, tak jakiś szantażyk, Crucio, Avada i po sprawie. Ale ten uśmiech na jego twarzy… Och, naprawdę sobie to wyobrażam!
Abraxas się martwi! Tak, tak, tak! Może jednak będzie między nimi ten mały romansik! Mam nadzieję, wiesz. Chcę zobaczyć (się znaczy przeczytać, ale mam to do siebie, ze zawsze wszystko widzę w głowie. A durni ludzie się dziwią, dlaczego pochłaniam książki jedna za drugą) jak Riddle ze złości rozgniata szklankę w dłoni!
I widzę, że i Malfoyowi podoba się, jak Tom się uśmiecha. I to naprawdę, naprawdę, naprawdę urocze, że uśmiechy Marvolo’a, które kieruje do Arena/na myśl o nim, są inne od tych serwowanych całemu światu.
Otwarcie powiem, że nie widzę Abraxasa jako obrońcy. Po prostu nie. Malfoy to dla mnie urodzony ścigający, z niewiadomych powodów. A Tom gra w Quidditcha?
Och, ta kontemplacja urody i wdzięków Harry’ego… Mhyhy… No proszę, nigdy nie sądziłam, że w Tomarry będę kibicować innej postaci uwiedzenie Pottera, ale Abraxas wspaniale się nadaje do roli kochanka. Co nie zmienia faktu, że koniec końców Czarny Pan jest numerem jeden w tych zawodach. Wybacz, Malfoy.
Widzę, że fabuła zaczyna się rozrastać! Historia o rodach Abraxasa i Lestrange’a była… Cóż, powiedzmy, że dość poruszająca, ponieważ nie mam jakiegoś lepszego określenia. To dosyć smutne, jak ślepi potrafią być ludzie, bo to akurat prawie jak z życia wzięte.
Jest konfrontacja! Tom vs Aren, nareszcie. No to poprawmy się w siedzeniu i piszmy dalej.
Okej, wszyscy ludzie, wyciągać kalendarze! Oto pierwszy taki moment, wręcz przełomowy, w historii. Tom Marvolo Riddle, Czarny Pan, Lord Voldemort, Mroczny Lord, et cetera, et cetera, po raz pierwszy pokazał swoje ludzkie odruchy. Bravo, bravo! No Tom, powiedz, jak się czujesz, zapobiegliwszy przeziębieniu się młodego Ślizgona Ojć, oczy zrobiły mu się czerwone. WIAĆ!
Czyżbym słyszała cynizm w twoim głosie, Harry? Nie ładnie! Do prefekta z taką bezczelnością! Toż to skandal!
No i widzisz, coś narobił? Tom poczuł się urażony twoimi oskarżeniami. Powinieneś popracować nad temperamentem, kochanie. Tom, moje ty biedactwo, taka zniewaga, taka zniewa… Dobra, już, dobra, zrozumiałam, możesz przestać rzucać Cruciatusami. I okaż tu biedactwu serce…
Ale trzeba przyznać, że Harry ma rację i Tom zachowuje się troszeczkę jak baba w cią… Ała! Szlag, bestia trafiła tym Cruciatu… Dobrze, już dobrze, tylko się nie denerwuj, Marvolo, spokojnie… Wdech i wydech… Odłóż różdżkę i nie rzucaj Avadami… No słoneczko… Bo ci żyłka pęknie :).
C.D.N
Właśnie! Przez ciebie mało nie rozbiła nosem ekranu, kiedy Tom odgarnął Harry’emu włosy i nachylił się. W głowie już było „Kiss, Kiss, Kiss, Kiss, kisssssss!”. A tu dupa. No dzięki. Wiem, że takie pocałunki wzięte znikąd to nic specjalnego i to trochę tandetne, kiedy nawet się nie lubią, o byciu razem w ogóle nie wspominając, ale mimo to… Heh…
UsuńHarry się rumieni! Uwielbiam twoje końcówki, naprawdę! Zawsze coś się w nich dzieje. I to spekulowanie Pt: „Co on ma w sobie? No dlaczego ja tak dziwnie reaguję?”. No po prostu cud miód i malinki. Biedny Harry, taki nieświadomy, że jemu się po prostu Riddle podoba. No może jeszcze nie do końca podoba, ale już coś tam… Dobra, troszkę się poplątałam. Nieważne.
„Cholerny dupek Riddle” ciągle jest moim ulubionym określeniem. Mimo że tym razem Tom sobie na nie nie zasłużył. Był raczej miły. Nawet ogrzał swojego kocha… Znaczy znajomego. Tak, znajomego. Szkoda tylko, że nie własnym ciałem… Merlinie, mój biedny umysł znów mi to zrobił. Przepraszam.
Och, nie, nie, nie, nie, nie, mózgu! Dlaczego ty mi to robisz? Nie pamiętasz, że w tych czasach to Dumbledore uczy Transmutacji, a nie McGonagall? Zapamiętaj, że obecnie to ona sobie skacze jako wesoła piętnastolatka po łąkach. Ciągle mi się mylą ci nauczyciele, tak jak zastanawiałam się, co u diabła stało się Flitwickowi.
I doszliśmy do momentu, w którym, przysięgam, mam zamiar lekko trzepnąć Abraxasa po uchu. Lekko, bo do tej pory zachowywał się wzorowo. Perfidny sposób na przyciągnięcie do siebie nowego ucznia. Bardzo Ślizgońsko, Malfoy. Nawet bym cię pochwaliła, ale niestety za bardzo lubię Arena, żeby być po twojej stronie. I przy okazji doszłam o wniosku, że naprawdę podoba mi się Orion. Wydaje się być najmądrzejszy z nich wszystkich. Trochę cyniczny, trochę uprzejmy. Lubię gościa.
A ten Krukon, który zaczepił Harry’ego to jakiś dawny chłopak/kochanek Abraxasa? Bo trzeba przyznać, że nie wyraża się o nim zbyt uprzejmie.
Agresja! Tak! Moja najulubieńsza książeczka na świecie! No chodź do mamy, chodź, kochanie! Ta książka to też jest jakieś cudo. Ma w sobie to coś, co sprawia, że wzbudza sympatię.
I tekst tego rozdziału! A właściwie dwa teksty. Miałam epicki opad szczęki, kiedy Malfoy odpalił z tym ostrym seksem. A jeszcze Harry to potwierdził! Nie no, nasz mały Gryfonek zaczyna zachowywać się jak rasowy Ślizgon!
Turniej Trójmagiczny ogłoszony, a Harry jeszcze bardziej przyciągnął uwagę Toma i nie mam pojęcia, co dalej o tym myśleć. Oczywiście wiadomo, kto będzie reprezentantem (Aren, prawda?). Jest tylko jedna osoba w Hogwarcie z tak parszywym szczęściem.
Chociaż czy tylko mi się wydaje, czy noszenie Eliksiru Uspokajającego w kieszeni nie jest do końca oznaką dobrego zdrowia psychicznego? Tom? Wytłumaczysz się?
W każdym razie rozdział jak najbardziej mi się podobał, mimo iż nadal uważam, że za mało było w nim Toma. Może poświęcisz mu kiedyś więcej papieru? To taka moja mała prośba.
Jak zwykle życzę ci kupę weny i jeszcze więcej czasu. Niestety wiem, że jak jest jedno, to drugiego brak :(.
Pozdrawiam!
PS. Tak na marginesie… Jak piszesz rozdział, to którego aktora Toma sobie wyobrażasz? Tego z „Komnaty Tajemnic” czy „Księcia Półkrwi”, czy masz w głowie zupełnie inną wizję Mrocznego Lorda?
No i chyba jednak pobiłam ten mój rekord koniec końców :P
Mam nadzieję, że nie popełniłam jakichś tragicznych błędów przy komentowaniu, ale na prawdę nie chce mi się tego sprawdzać. W szczególności przepraszam za możliwe "ze" zamiast "że". :)
A tak z innej beczki... Pochwal się, jak było na wyjeździe?
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, a tak bardzo liczyłam na to, ze Tom zobaczy, ze Aren to potrafi okiełznać tą książkę diabelską ;] pomysł na umycie się dobry, choć kilka szczegółów nie przewidział, Orion odblokował mu te drzwi, ale to co powiedział... Malfloy za tym stoi czy Riddle, czy w zasadzie jeden i drugi... i co jeszcze turniej trójmagiczny? czemu mam wrażenie, że Arden będzie w nim uczestniczył? I już bym chciała, aby odzyskał magię, no i Sluthorn pod wrażeniem Ardena...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie