Jest
dobrze, póki co ładnie wyrabiam się z rozdziałami. Mam nadzieję,
że kolejny będzie planowo we wrześniu :) Dziękuję ślicznie za
komentarze:
Raisa:
Haha znam te wewnętrzne podszepty które mówią nam zgoła dwie
różne rzeczy... ;) Jak to piszę mam naprawdę wiele takich
dylematów ^^
Osaki
Nana: Nie zgodzę się, że nie wiele wnosi gdyż każdy wnosi
naprawdę sporo w dalszy bieg historii a parę rzeczy musi zaistnieć
bym mogła dalej pisać :) Zamierzam naprawdę się teraz trzymać
planu rozdziału na miesiąc...
Shiroxx
X.: Haha nie wiem którą jesteś już osoba z kolei która mi to
wypomniała, chyba do końca życia zapamiętam kwestię że Orion
był ojcem Syriusza :) Nie miej miło, że się ujawniłaś, bo to
chyba był twój pierwszy komentarz ^^ Dziękuję za uznanie odnośnie
mojej pracy.
Anonimowy:
Dziękuję ślicznie za pochwałę i proszę na przyszłość o
podpis gdyż lubię wiedzieć z którym konkretnie czytelnikiem mam
do czynienia :)
M.
Na moment wielkiego objawienia Przeznaczonego przyjdzie trochę
poczekać, ale wiadomo to musi nastąpić, jako główny motyw całej
historii, bo w końcu od tego się zaczęło... ;)
Queen
of the wars in the stars: Cóż... chyba dobrze, że miałaś do
nadrabiania więcej tekstu prawda? Ominął cie przynajmniej ten
moment czekania pomiędzy rozdziałami ^^ Nie dziwię Ci się
odnośnie małej intrygi Abraxas x Aren... Wszyscy wiemy, że
zazdrosny Tom to to co lubimy najbardziej... Turniej Trójmagiczny
jest potrzebny, ale wiadomo wszystko wyjdzie w trakcie ^^
Malinkaa246:
Lubię zaskakiwać czytelników, choć nie zawsze będą one miłe :)
To ja Dziękuję Tobie za komentarz i wsparcie ;*
Kiminari:
Komanterz tasiemiec na koniec a co :) Nigdy nie jeździłam konno,
mimo wszystko drogie hobby, ale bardzo lubię konie. Wspaniałe
stworzenia. Też bardzo lubię YOI, ale jak oglądałam na bieżąco
to był koszmar czekać tydzień na kolejny odcinek. Teraz bardzo
przyjemnie ogląda mi się Hitorijime my hero. Opisy eliksirów
przychodzą mi stosunkowo łatwo... ale to chyba dlatego, że na co
dzień praktycznie mam z nimi sporo wspólnego ;) Choć nie chodzi
wiadomo o te magiczne, choć wielka szkoda... Cóż Tom w swoich
czasach jest jeszcze wrednym dupkiem Riddle'm :P Nie mógł być od
razu wielkim złym i potężnym Voldemortem w końcu to wciąż
nastolatek, potężny ale jednak młody. Hmm chyba jesteś ósmą
osobą któa zwraca mi uwagę na temat Oriona, haha na zawsze
zostanie w mym sercu fakt, że Orion jest ojcem Syriusza xD. No
wypadek nie przemyślany, ale skutki były dosyć chyba ciekawe.
Witam w fanklubie Abraxasa, też go uwielbiam, ale skończyłabym na
stosie gdyby z Tomarry/Voldarry zrobiło się Abrarry xD. Akurat
mojemu Harry'emu zostało z kanonicznego chyba fakt, że jeżeli
chodzi o romanse to trochę wolno z tym u niego... ale na pewno jest
większy progres niż u oryginału i nie sformułuje pocałunku jako
"mokro" xd Jak sobie wyobrażam Toma? Zupełnie inaczej niż
w filmach tak naprawdę :) Najczęściej to z artów a jak jest u
Ciebie? Nie ma czym się chwalić odnośnie wyjazdu gdyż był to
jeden wielki nie wypał przez skomplikowaną sytuację rodzinną
przez którą byłam jednym kłębkiem nerwów i bez kija lepiej nie
podchodzić. Teraz mam remont w mieszkaniu i co chwilę coś, dziś
podczas wymiany gazowo hydraulicznej pękła mi ściana i muszę ją
sama załatać więc muszą mi w tym pomóc internety. Cóż uczymy
się całe życie... Powoli kończę Nie z Wyboru choć nie
nienawidzę czytać na raty, ale sytuacja niestety nie dała mi
wyboru, cóż za wspaniałe porównanie do tytułu Twojego
opowiadania! Buziaki ;*
Betowała: Mato
Rozdział 21: Rozmowa w kąpieli
Po wyjściu Arena z Wielkiej Sali w
grupie Riddle'a zapanowała chwilowa cisza. Właściwie każdy z tego
grona z Tomem włącznie odprowadził chłopaka wzrokiem, po czym
prefekt Slytherinu przeniósł spojrzenie na stół w zamyśleniu, a
reszta towarzystwa skierowała wzrok na niego, wyraźnie czekając na
jego reakcję.
Tom miał przez chwilę ochotę pójść
za Greyem, ale powstrzymał się przed tym. Taki ruch zwróciłby
niepotrzebną uwagę i pobudził do zbędnych spekulacji nawet jego
grupę o innych nie wspominając. Poświęcił chwilę na
zastanowienie się dlaczego zielonooki Ślizgon zareagował tak
nerwowo na słowa dyrektora. Riddle, odkąd dowiedział się o
zamyśle wznowienia Turnieju, uważał to za pomysł chybiony i mocno
podejrzany. Nie mógł właściwie znaleźć żadnego sensownego
powodu, jakiegokolwiek argumentu, który mógłby w tym momencie
uzasadnić przywrócenie idei Turnieju. Teraz natomiast zaświtał mu
pomysł, że Aren miał dużo większe pojęcie o co tu chodziło niż
oni wszyscy razem wzięci. Większe nawet niż mieli nauczyciele, jak
sugerowały informacje Toma, dotyczące tego szacownego grona. Według
Riddle'a istniała możliwość, że nerwowa reakcja Greya wynikała
z jego wiedzy o związku między wznowieniem Turnieju Trójmagicznego,
a działaniami Grindelwalda. W związku z tym wszystkim Tom poczuł,
że musi się za wszelką cenę dowiedzieć jakie jest powiązanie
Arena z Czarnym Panem. Rozmyślania przerwał mu głos Oriona, który
tym sposobem przełamał panującą w grupie ciszę:
– To było nieco dziwne ... – Na to
stwierdzenie Tom zareagował błyskawicznie, postanawiając uprzedzić
ewentualne, niepotrzebne szkody, jakie mogły spowodować plotki i
dywagacje. Spokojnie rozejrzał się, sięgając wzrokiem również
Ślizgonów spoza swojej grupy, którzy widzieli co się działo i
oznajmił głosem nie znoszącym sprzeciwu, na tyle głośno, by
tamci też usłyszeli:
– Jeżeli ktokolwiek z was rozpowie o
tym co się przed chwilą stało, osobiście dopilnuję, żeby przez
najbliższy miesiąc miał zarezerwowane łóżko w Skrzydle
Szpitalnym. Czy to jasne? – Należący do grupy Toma bez słowa
skinęli zgodnie głowami, a ci spoza grupy powtórzyli szybko ten
gest, okraszając go rozmaitymi nerwowymi reakcjami: lekkim
poblednięciem, dreszczami, głośnym przełykaniem. Tuż po tym,
jakby na hasło, osoby spoza grupy zajęły się pilnie swoimi
posiłkami. Po chwili ciszy zdecydował się odezwać Rudolf, którego
wyraźnie nurtowała sprawa Greya:
– Wybacz moją śmiałość, ale
dlaczego tak bardzo interesujesz się tym char ... nowym? – Tom
zdecydował, że warto nieco uchylić rąbka tajemnicy, by uzasadnić
jakoś swoje postępowanie:
– Jest w posiadaniu pewnych
informacji, które mogą być dla nas bardzo istotne w przyszłości.
– Tym razem Avery po chwili wahania zaryzykował pytanie, a raczej
sugestię:
– Czy nie istnieje sposób, który
mógłby przyspieszyć uzyskanie tych informacji? – Każdy z grupy
wiedział, że chodziło o legilimencję. Przecież Tom był bez
wątpienia uzdolniony w tej dziedzinie. Riddle zastanowił się
chwilę nad odpowiedzią. Zdecydował, że konieczne jest przyznanie,
że w tym wyjątkowym przypadku nie jest w stanie osiągnąć tego,
czego chciał. Nie lubił przyznawać się do porażki, uznał
jednak, że tym razem zrobi wyjątek:.
– Umysł chłopaka jest chroniony
przez potężne zaklęcie. Nie ma do niego dostępu, a to oczywiście
tylko podkreśla wagę tych informacji ...
– Więc pozostają inne sposoby, by
wydobyć z niego potrzebne wiadomości. – Zasugerował Lastrange
uśmiechając się nikczemnie, ale na to z kolei zareagował groźnym
szeptem Abraxas:
– Radzę nie próbować tych twoich
sposobów na Arenie, inaczej gorzko tego pożałujesz. – Rudolf
wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na Toma, który jednak
ograniczył się do obserwowania tej konfrontacji. Wątpił by
Lastrange w jakiś znaczący sposób zaszkodził Greyowi. Wiedział
co go czeka, jeśli bez wyraźnego rozkazu przesadzi. Co do Abraxasa
to Riddle zauważył, że bardzo, może aż za bardzo wczuł się w
swoją rolę, która polegać miała na zdobyciu zaufania Arena.
Widział to, ale zdecydował, że dopóki będzie miał z tego
korzyści, pozwoli Malfoyowi na kontynuowanie i pogłębianie tej
znajomości. Mogą z tego wyniknąć same plusy. Jego myśli
przeskoczyły na Turniej Trójmagiczny i ewentualnych uczestników.
Riddle założył, że swój udział w Turnieju zgłoszą Abraxas
bądź Orion, albo obydwaj. Pod względem mocy oraz zdolności
wybijali się w jego grupie. Oczywiście nie dorównywali jemu
samemu, ale w Turnieju powinno wystarczyć to co sobą
reprezentowali. Kolacja zaczęła się ponad miarę przedłużać i
Tom zaczynał się nudzić, dlatego postanowił wypytać Abraxasa o
nowe wieści w kwestii Arena. Nie spodziewał się żadnych
rewelacji, sam przecież też trochę się w tym czasie dowiedział,
ale nie zamierzał z tego powodu rozluźniać smyczy Malfoyowi. Jasne
było, że jeżeli wiadomości będą bezużyteczne, albo jeżeli
Abraxas nie zdobył żadnej, Tom zadba o to, by Malfoy odczuł jego
niezadowolenie i postarał się bardziej. Dlatego też zapytał:
– Jakieś nowe informacje Abraxasie?
– Blondyn, który chyba przeczuwał jaki może być wynik tej
wymiany zdań, najpierw spiął się nerwowo, co nie uszło uwadze
Toma, ale po chwili zastanowienia odpowiedział:
– Dziś miał małe starcie z tą
dziwną księgą w bibliotece. Pytał też czy jest jakieś zaklęcie,
które pozwoliłoby mu wynieść książkę z Zakazanego Działu. Na
święta zostaje w zamku.
– Dobra robota Abraxasie. –
Usłyszał Malfoy w odpowiedzi, co go trochę zdziwiło. Relacja,
którą zdał Tomowi nie wydawała mu się jakoś szczególnie
istotna i wiele wnosząca, ale Riddle najwyraźniej był zadowolony.
Humor mu się poprawił, za to samopoczucie Malfoya pogorszyło się
zdecydowanie. Źle się poczuł z tym, że był zmuszony przekazywać
wieści dotyczące Arena. Nie pocieszało go nawet to, że bez
wątpienia Grey zdawał sobie sprawę z faktu, że on, Abraxas,
należy do grupy Toma i że z tej racji może być zmuszony do
wykonywania rozmaitych poleceń.
***
Aren musiał jak najszybciej wydostać
się z zamku na świeże powietrze. Liczył na to, że cisza i rześki
chłód pozwolą mu odgonić demony przeszłości, które go
nawiedzały od momentu ogłoszenia tego nieszczęsnego Turnieju
Trójmagicznego. Na dworze panował już mrok, ale nie powstrzymało
to Arena przed szybką wędrówką. Zatrzymał się dopiero przed
pomostem, oddychając ciężko i starając się za wszelką cenę
opanować. W końcu ruszył dalej. Doszedł na sam koniec pomostu i
tam stanął, wpatrując się w wodę, która połyskiwała
srebrzystymi smugami w świetle księżyca. Zamknął oczy starając
się uspokoić umysł. Zimne powietrze i plusk wody wydatnie w tym
pomagały. Na koniec całkowicie się opanował i dopiero wówczas
zdecydował się zastanowić nad wydarzeniami w Wielkiej Sali. Nie
powinien reagować tak emocjonalnie. Fakt, że akurat ta reakcja nie
bardzo od niego zależała i wypłynęła sama jakoś tak z głębi
niego, nie poprawiał mu humoru. Miał nadzieję, że nie wzbudził
powszechnej sensacji. Po odzyskaniu świadomości wydawało mu się
raczej, że ludzie byli tak zaaferowani wiadomością o Turnieju, że
nie zwracali na niego uwagi. Przecież gdyby jego zachowanie zwróciło
powszechną uwagę nie obyłoby się bez szeptów, wpatrzonych w
niego oczu i wytykania palcami. Co do tego miał w przeszłości
wystarczająco dużo szans na obserwację. Zdarzało mu się wzbudzać
podobne reakcje na tyle często, że właściwie patrzył pod tym
względem z nadzieją na dalszą egzystencję tutaj. Wydawało się,
że niezbyt wielu ludzi widziało jego kryzys i pomoc Toma.
Oczywiście oprócz samego Riddle'a i jego grupy, ale nad nimi Tom
jako przywódca, według Greya potrafił zapanować. Co gorsza Aren
uświadomił sobie właśnie w tej chwili, że ma kolejny dług u
Toma, Tym razem był to spory dług wdzięczności. Kiedy Aren
ustalił wreszcie, że dzięki Riddle'owi uniknął sensacji i
plotek, uspokoił się właściwie zupełnie. To pozwoliło mu też
wrócić myślą do innego problemu. Dlaczego Turniej został
wznowiony właśnie teraz? W 1994 roku, gdy sam był uczestnikiem
tego wydarzenia mówiono im wyraźnie, że zostało wznowione po
ponad dwustu latach przerwy. Nie cofnął się w czasie o dwieście
lat. Tego Turnieju nie powinno być, a jednak … Musiała być jakaś
konkretna przyczyna takiego działania. Może warto napisać o tym
Kasandrze? Pewnie dowie się i tak w jutrzejszym porannym Proroku,
ale czuł że powinien. Kiedy Aren podjął już tą decyzję,
zdecydowanym krokiem ruszył w stronę sowiarni, równocześnie
zastanawiając się co i jak przekazać wieszczce. Jedno było pewne,
musiał ująć sprawę oględnie. W sowiarni wyjął pergamin, pióro
i kałamarz z torby i przysiadł pod oknem próbując w świetle
księżyca ułożyć list:
Droga Kasandro.
Być może już usłyszałaś o
wznowieniu Turnieju Trójmagicznego.
Jeżeli jeszcze nie, to z
pewnością przeczytasz o tym w porannym Proroku.
My dowiedzieliśmy się podczas
kolacji. Jestem zaskoczony tą informacją.
Nie sądziłem, że zostanie
przywrócony.
W szkole wszystko w porządku. Nie
wychylam się i staram się
nie zwracać na siebie nadmiernej
uwagi.
Przez moją małą przypadłość,
to nie stanowi problemu, choć prefekt
mojego domu zdaje się mieć mnie
na oku.
Aren
Przeczytał całość dwa razy i
stwierdził, że jakby ktoś postronny przejął ten list, to nic
specjalnego by z niego nie wywnioskował. Ot, zwykły list
koleżeński, informujący znajomą o rozmaitych szkolnych
przypadkach. Nieistotne informacje, które były prawdą, a
równocześnie dla kogoś, kto nie wiedział o Signum Temporis i
związanych z tym wydarzeniach w życiu Arena, nie brzmiały
podejrzanie i nie wnosiły nic interesującego. Pozwoliły ukryć w
treści cały jego niepokój. Grey skinął głową sam do siebie i
rozejrzał się za jakąś sową. Oczywiście w tym pomieszczeniu
było ich wiele, ale którąś musiał wybrać. Jedna z nich zdawała
się być aż nader aktywna: stroszyła i otrzepywała pióra,
pohukiwała i skrzeczała. Przywołał ją i podał list głaszcząc
po beżowych piórach. Była jedyną uszatką z tego co zauważył i
wyglądała bardzo osobliwie. Zresztą niezbyt długo miał okazję
ją podziwiać. Pogłaskana zahukała w odpowiedzi i poderwała się
do lotu znikając po chwili w ciemnościach. Aren przeciągnął się,
schował do torby swoje rzeczy i szybkim krokiem udał się w drogę
powrotną do pokoju wspólnego Slytherinu. Wchodząc do środka
odruchowo rzucił okiem na stałe miejsce zajmowane przez grupę
Riddle'a i zdziwił się niepomiernie nie widząc tam nikogo.
Zaskoczony omiótł wzrokiem cały pokój wspólny i napotkał
zdecydowanie nieprzyjazne spojrzenie Rudolfa, który już po chwili
podszedł i pchnął go na najbliższą ścianę celując w niego
różdżką. Grey nie zamierzał dawać napastnikowi satysfakcji i
obronnie zakpił, przy okazji nawiązując do wypadku Abraxasa:
– Zdaje się, że uwielbiasz atakować
nie uzbrojonych ludzi. Pewnie również nie masz skrupułów, by
atakować znienacka, najlepiej celując w plecy przeciwnika. –
Widok szerokiego uśmiechu Lastrenge potwierdził jedynie jego
domysły. Rudolf w odpowiedzi powiedział przyciszonym głosem:
– Słuchaj cholerny charłaku. Może
Tom jest Tobą chwilowo zainteresowany, ale bądź pewien, że gdy
już osiągnie swój cel, staniesz się na powrót niewidzialny … i
zbędny. Ostrzegam Grey, mam Cię na oku i radzę byś okazywał mu
należny szacunek, bo jeśli nie ...
– To co? Rzucisz na mnie Cruciatusa?
Proszę bardzo, ale ciekawe co Riddle by na to powiedział. – Aren
zdawał sobie sprawę, że grał w ryzykowna grę. Powoływał się
na Toma, a przecież nie wiedział, czy Rudolf nie robi tego
wszystkiego na jego rozkaz. Z drugiej strony nie zamierzał dawać
sobą pomiatać, a nie bardzo jak miał się bronić:
– Pożałujesz tego. Naciesz się tym
ulotnym zainteresowaniem. Tak samo zresztą jak tą śmieszną
znajomością z Malfoyem. Oh ... to zdecydowanie zabawne. Myślę
jednak, że tą rozrywkę zaplanuję sobie na inny raz. – Wycedził
napastnik opuszczając różdżkę, a chwilę później także
pomieszczenie. Grey lekko wzruszył ramionami i spokojnym krokiem
udał się do swojego dormitorium. Tam napotkał pozostałych
współlokatorów. Musiał kilkukrotnie upewnić Abraxasa, że na
pewno wszystko z nim w porządku. Powiedział, że go trochę boli
głowa i chce się wcześniej położyć. W efekcie otrzymał eliksir
na ból głowy, który zażył chętnie, bo faktycznie głowa go
rozbolała od tego wszystkiego.
***
Kasandra zaskoczona była szkolną
sową, która zaczęła dobijać się do jej okna podczas kolacji,
wydając z siebie głośne skrzeki. Wpuszczona do środka nie
zaprzestała swojego „koncertu”, ani przed oddaniem listu, ani
też po jego odebraniu przez wieszczkę. Kasandra zirytowała się
wreszcie i zastosowała ostateczne środki, wyrzucając ptaka za okno
i zdecydowanym ruchem zamykając je. Otworzyła list i szybko
zerknęła na podpis. Bardzo szybko ustaliła, że list napisał
Aren. Uśmiechnęła się do siebie i szybko przeczytała treść
wiadomości. Zanim zdążyła się głębiej nad nią zastanowić,
usłyszała ponownie głośny skrzek za oknem. Zerknęła w tamtą
stronę i stwierdziła, że sowa nie dość, że nie odleciała, to
jeszcze okazywała najwyższe niezadowolenie, że usunięto ją z
domu. Ptak był wyraźnie rozjuszony i patrzył na nią przez szybę
wręcz złowrogo. Kasandra z uśmiechem podeszła do okna i pokazała
sowie w odpowiedzi język, zasłaniając kotary. Zanim odwróciła
się od okna usłyszała za sobą głos:
– Oh jakie to dziecinne moja droga.
– Mieliśmy umowę, złamałeś ją!
– Wieszczka zdecydowała się nie owijać niczego w bawełnę i od
razu przejść do sedna sprawy. Odkąd przeczytała list Arena
wiedziała, że to właśnie temu osobnikowi z tą jego nieodłączną
laską i cylindrem, można przypisać sprawę Turnieju
Trójmagicznego. Mężczyzna tylko zacmokał z dezaprobatą, sięgając
do torby i wyciągając z niej butelkę wina.
– Przyniosłem wino. – Oświadczył
i podszedł do barku po otwieracz i dwa kieliszki. Po chwili oba
zapełnił rubinowym płynem, rozsiadając się w fotelu. Upił łyk
zamykając oczy z przyjemnością i wyraźnie rozkoszując się
smakiem alkoholu. Po chwili spojrzał na Kasandrę, która wydawała
się być o krok od furii. Uśmiechnął się kpiąco i odpowiedział
cytatem na jej oskarżenie – Tak, tak wiem, mieliśmy umowę, która
brzmiała: „Pamiętaj, że masz nie ingerować w Hogwarcie w
stosunki między Tomem, a Harry'm. Zakład obejmował tylko ścieżki
i tego mamy się trzymać.” Tak to brzmiało. Powiedz mi teraz
wobec tego, gdzie według Ciebie ingeruję w ich stosunki?
– Włączając Hogwart w Turniej
naruszyłeś tą zasadę. – Sapnęła rozdrażniona wieszczka i
wyciągnęła rękę po swój kieliszek. Wypiła zawartość szybko
do dna, spoglądając w oczy mężczyzny wyzywająco.
– Naprawdę. Taki brak wyczucia i
taktu przy tak doskonałym roczniku. Miałem nadzieję, że docenisz
fakt, że tym razem postarałem się i to ja dostarczyłem alkohol.
Gdybym wiedział, że tak potraktujesz mój prezent przyniósłbym po
prostu Ognistą. – Po tym oświadczeniu skrzywił się na samą
nazwę alkoholu i ponownie nalał sobie wina, tym razem jednak
pozostawiając kieliszek Kasandry pusty. Po chwili wymownego
milczenia, mężczyzna powrócił do głównego wątku rozmowy: –
Nie ingeruję w ich stosunki. Przecież nie każę im brać udziału
w Turnieju. Zresztą Twój chłopak nie jest nawet w stanie w nim
uczestniczyć. Dlaczego zawsze oskarżasz mnie o jakieś niecne
plany? – Na koniec wypowiedzi mężczyzna przybrał smutną minę i
westchnął teatralnie choć uśmieszek, który niemal natychmiast po
tym pojawił się na jego twarzy, zepsuł cały efekt.
– Wiem, że coś knujesz. Jeszcze nie
wiem co. Widzę jednak, że bardzo dobrze się bawisz. Nie sądzisz,
że posuwasz się trochę za daleko ze swoimi gierkami? – Mówiąc
to, Kasandra usiadła naprzeciwko swojego rozmówcy, sięgając po
butelkę. Nie udało jej się jednak napełnić kieliszka, bo z
podziwu godnym refleksem, mężczyzna zabrał błyskawicznie trunek z
zasięgu jej ręki, stawiając butelkę za sobą i mówiąc
wyjaśniająco:
– Mogłaś wcześniej docenić mój
dar. – W odpowiedzi rozzłoszczona Kasandra prychnęła, krzyżując
ręce na piersiach i prawie warknęła:
– Skoro to wszystko, to zabieraj się
do siebie.
– Nie mogę pozwolić byś była
sama, skoro tak dawno nie rozmawialiśmy. Noc jeszcze młoda, a jak
wiesz ja mam zawsze dużo czasu. – Usłyszał tylko dźwięk
frustracji z jej ust, na który uśmiechnął się szeroko zupełnie
nie zrażony.
***
Abraxas obudził się słysząc jakiś
jęk. Otworzył oczy nasłuchując, ale po dłuższej chwili doszedł
do wniosku, że musiało mu się coś przyśnić. Przymknął oczy
zamierzając powrócić do krainy snu, ale w tym samym momencie znowu
dobiegło go zduszone jęknięcie i odgłos wskazujący na miotanie
się po łóżku. Wszystko to dobiegało bez wątpienia od strony
łóżka Arena. Co się działo? Malfoy zerwał się szybko i
chwytając swoją różczkę, rzucił słabe Lumos, by
oświetlić łóżko Greya. Aren spał, ale kręcił się w pościeli
i rzucał głową, co bardzo wyraźnie wskazywało na koszmary.
Abraxas nie zastanawiając się długo rozciągnął zaklęcie
wyciszające również na łóżko zielonookiego nowego Ślizgona. Po
tym pochylił się nad Greyem zamierzając obudzić go z męczących
snów, gdy usłyszał słowa:
– Cedrik ... przepraszam ...
przepraszam, że Cię nie uratowałam. – Z kącików zamkniętych
oczu śpiącego chłopaka popłynęły łzy, a Malfoy poświęcił
sekundę na myśl „.. Cedrik? Kto to jest Cedrik? ...”. Po chwili
jednak stwierdził, że zastanawianie się nad tym nie ma sensu, a
ważniejsze jest obudzenie Arena choćby po to, by już się nie
dręczył. Wyciągnął dłoń w stronę ramienia Greya i w tej samej
chwili poczuł czyjąś rękę na swoim. Zadziałał błyskawicznie i
instynktownie, obracając się i wbijając koniec różdżki w gardło
stojącej za nim osoby. Przez moment trwała cisza, po czym
zaatakowana osoba wolno uniosła ręce w górę w geście poddania i
stwierdziła:
– Niezły refleks Abraxasie, ale
zabierz już tę różdżkę, bo zaczynam się czuć nieswojo. –
Tak głos, jak i światło różdżki pozwoliło na zidentyfikowanie
intruza, którym okazał się Black. Abraxas zmrużył oczy w
namyśle. Był pod wrażeniem umiejętności Oriona. Znalazł się w
zasięgu zaklęcia wyciszającego niepostrzeżenie i jeszcze zdołał
jego, Abraxasa zajść od tyłu. Istna myszka. Nie podobało się
blondynowi to, że Black uważnie obserwował Arena, który wciąż
był w świecie koszmarów. Na koniec Malfoy zdecydował: opuścił
różdżkę, ale pozostał czujny. Należało jakoś rozwiązać tą
patową sytuację, więc zapytał:
– Czego chcesz? – W tej samej
jednak chwili Aren zaczął krzyczeć głosem pełnym bólu i
desperacji i tak Abraxas, jak i Orion drgnęli zaskoczeni, wbijając
wzrok w śpiącego. Malfoy zrobił ruch, jakby chciał zbliżyć się
do Greya z pewnością w celu obudzenia go, ale Black powstrzymał go
zdecydowanie. Rzucił wokół nich zaklęcie prywatności tak na
wszelki wypadek i dopiero wtedy odpowiedział:
– Próbuję uchronić Cię przed
błędem, który właśnie chcesz zrobić. – Blondwłosy Ślizgon
spojrzał na niego z niezrozumieniem, po czym zerknął na Arena i
znowu na Blacka, czekając na dalsze wyjaśnienia. Orion podjął
więc dalej: – Masz świetną okazję, by się dowiedzieć co nieco
o naszym nowym, tajemniczym koledze. Wcześniej wymówił czyjeś
imię. Może wyjawi coś więcej? Jestem pewien, że Tom będzie
zachwycony z tych informacji, a Ty próbujesz zaprzepaścić taką
szansę ... – Abraxas zamrugał z niedowierzaniem, wzruszył
ramionami i odpowiedział zdecydowanie:
– Powiedz mi, że żartujesz … mam
pozwolić, by tkwił w tym koszmarze tylko po to, by zaspokoić Jego
ciekawość?! Nie obchodzi mnie w tej chwili co i w jaki sposób
chciałby uzyskać Riddle. Daj spokój Orionie i daj mi do podejść
do Arena. Muszę go obudzić.
– Ty ... to zaszło już za daleko.
Dlaczego nagle zaczęło Ci na kimkolwiek zależeć? Wcześniej
wszyscy byli tylko zabawkami i pionkami w Twoich gierkach. Co się
zmieniło? Nie rozumiem Twojego postępowania wobec Greya. Wytłumacz
mi to. – Teraz na Oriona przyszedł czas jeśli chodziło o
niedowierzający wyraz twarzy. Malfoy rzeczywiście postępował
wobec Arena zupełnie inaczej. Jak nie on. Abraxas zerknął na
rzucającego się we śnie Greya i odpowiedział z przejęciem w
głosie:
– Nie wiem dokładnie dlaczego. On
... on jest inny. Nie patrzy na mnie tak jak wszyscy pozostali
ludzie, którzy widzą jedynie nazwisko, własne ewentualne korzyści
ze znajomości, pozycję społeczną mojej rodziny, albo pieniądze.
Aren patrzy na prawdziwego mnie. Przy nim nie muszę używać tych
wszystkich masek, które na co dzień przyodziewam. Właściwie …
nawet jak używam przy nim maski, to on jakimś sposobem i tak
doskonale widzi to, co jest pod nią. To wynika z jego zachowania,
czy też aluzji słownych. Nie wiem jak to robi, ale zawsze mnie
przejrzy. – Black słuchając tłumaczeń Abraxasa był
wstrząśnięty. Rozumiał co Malfoy chce przez to wszystko
powiedzieć, ale równocześnie wiedział, że z Tomem nie wolno
zadzierać, ani pogrywać. Stawka była zbyt wysoka. To było zbyt
niebezpieczne. Dlatego zdecydował, że spróbuje sprowadzić
Abraxasa na ziemię, odwiedzie go od tych sentymentalnych bzdur i
pogłębiającego się dążenia do przyjaźni z Greyem:
– Posłuchaj siebie! Co by powiedział
Twój ojciec gdyby słyszał ten żałosny bełkot wychodzący z
Twoich ust! Otrząśnij się! Aren jest tylko tymczasowym celem
naszego Pana, a Ty utrudniając Riddle'owi dostęp do informacji
tylko się pogrążasz. Wyobrażasz sobie co się będzie działo,
gdy On się o tym dowie?
– Nie dowie się o ile mu nie
powiesz. Jeśli powiesz natomiast, to rzeczywiście przekonam się o
tym na własnej skórze. Odczuję to boleśnie, a może nawet zginę,
ale to Ty będziesz miał moją krew na rękach. Jak widzisz
doskonale zdaję sobie sprawę co robię i jakie konsekwencje poniosę
gdyby co do czego. A teraz daj mi wreszcie obudzić Arena z tego
koszmaru.
Po tej przemowie Orion zrozumiał, że
nic nie wskóra. Malfoy wiedział doskonale co i dlaczego robi. W
swoich działaniach nie był ani zaślepiony, ani zaczarowany, ani
zakochany. Po prostu postanowił się zaprzyjaźnić i tyle. Black
odczuł słowa Abraxasa jako szantaż, a po lekkim, przebiegłym
uśmiechu jaki pojawił się na twarzy blondyna poznał, że tak było
w istocie. Westchnął zrezygnowany, a uśmiech Malfoya się
poszerzył, kiedy ten zrozumiał, że wygrał. Mimo, że od zawsze
właściwie ze sobą rywalizowali, to równocześnie od tak samo
dawna chronili się wzajemnie przed gniewem Toma. W tym samym
momencie, kiedy Black zrezygnował z walki, Aren zaczął krzyczeć
przez sen:
– Kości ojca … dana
nieświadomie ... Przestań! Ciało sługi ... Błagam
niech się to utopi! ... Krew wroga ... Niech to umrze …
niech umrze! … Nie!!! ...
– Zachowaj to dla siebie Orion. Idź
do łóżka, niech Cię nie widzi kiedy go obudzę. I ani słowa
Riddle'owi!
– Jesteś głupcem Abraxasie.
Pożałujesz tego przywiązania. Wiesz o tym, że ujawniasz w ten
sposób swoją słabość? – Abraxas nie skomentował tej
wypowiedzi stając nad Greyem i wyczekująco patrząc na Oriona. Ten
widząc, że nic więcej nie wskóra wyszedł z zasięgu zaklęcia
wyciszającego, a po chwili położył się na własnym łóżku,
odwracając się plecami do tamtej dwójki. Nie był w stanie na
razie zasnąć, więc myślał nad tym co się wydarzyło. Abraxas
grał w bardzo niebezpieczną grę, a on sam kryjąc Malfoya również
się narażał. Nie zamierzał jednak wydać tamtych dwóch, a
Abraxas doskonale zdawał sobie sprawę z tego faktu. Rozmyślania
zmęczyły Blacka i wreszcie usnął.
Abraxas próbował delikatnie obudzić
Arena, lekko potrząsając go za ramię, ale bardzo szybko przekonał
się, że to na nic. Grey zbyt głęboko pogrążony był w
koszmarze. Wciąż rzucał się na łóżku i miotał głową, a z
zaciśniętych oczu płynęły mu łzy. Nie było wyjścia. Malfoy
stanowczo chwycił leżącego za ramiona i silnie nim potrząsnął.
To dało oczekiwany rezultat i już po chwili ujrzał otwierające
się zszokowane, zielone oczy. Grey zamrugał nieprzytomnie dysząc
ciężko, jak po długim i forsownym biegu. Nagle poderwał się do
siadu rozglądając z prawdziwym przerażeniem. Moment później jego
wzrok spoczął na Abraxasie i zielonooki chłopak znieruchomiał,
widocznie uświadamiając sobie, że nic mu nie grozi. Przymknął
oczy z widocznym wysiłkiem starając się zapanować nad oddechem.
Kiedy już przynajmniej po części mu się udało, na powrót
spojrzał na stojącego przy nim spokojnie, milczącego Malfoya.
Przyjrzał mu się uważniej, jakby dopiero dotarło do niego kim
jest będący tuż przy nim człowiek, przetarł twarz, objął się
ciasno ramionami próbując zapanować nad drżeniem ciała. Po
długiej ciszy Aren zdecydował się zapytać:
– Czy kogoś jeszcze obudziłem? –
Głos miał schrypnięty, ale już opanowany.
– Nie, kiedy tylko Cię usłyszałem,
rzuciłem zaklęcie wyciszające na obydwa nasze łóżka. – Malfoy
posłużył się częściową prawdą, nie chcąc ujawniać
wcześniejszej obecności Blacka. Nie było takiej potrzeby. Grey i
tak nie czuł się w tym momencie komfortowo, było to widać. Pewnie
wolałby, żeby nikt nie widział tego co się z nim działo w czasie
snu. Przez chwilę panowało milczenie, po czym Aren zapytał:
– Czy ... coś mówiłem? – W
pierwszej chwili Abraxas chciał zaprzeczyć, ale przemknęło mu
przez myśl, że być może imię, które usłyszał jest dla Arena
jakoś ważne. Może kiedyś będzie chciał o tamtym człowieku
porozmawiać. Malfoya zaskoczyło, ale też i bardzo zainteresowało
to, co usłyszał później razem z Orionem. Miał nadzieję, że
może i do tego w rozmowach z Greyem uda mu się wrócić, dlatego
zmienił zamiar i niepewnie poinformował:
– Padło imię. Cedrik. Przepraszałeś
go kilka razy za to, że go nie uratowałeś, ale nic więcej. Padły
też słowa, które brzmiały jak ... jakiś rytuał. Czarnomagiczny
rytuał … – Aren drgnął wyraźnie, przygryzł lekko wargi, a po
chwili powiedział:
– Przepraszam, że Cię obudziłem
... i dziękuję. – Po tych słowach smutno uśmiechnął się do
Malfoya, ponownie przecierając wciąż jeszcze lśniące od nie do
końca osuszonych łez oczy, a Abraxas nie zastanawiał się długo,
spontanicznie pochylił się i objął go w geście pocieszenia ku
własnemu zaskoczeniu. Nie miał zwyczaju, ani tendencji do takich
reakcji. Grey nie odsunął się. Siedział jednak sztywno, jakby nie
wiedział jak zareagować, co mówiło samo za siebie i było dla
Abraxasa zupełnie jasne. Zielonooki chłopak podobnie jak on sam nie
przywykł do przytulania. Pod tym względem mieli najwyraźniej
podobne doświadczenia. Abraxas nie do końca rozumiał własne
postępowanie, ale postanowił nie rezygnować tym bardziej, że Grey
wsparł się o niego przyjmując w końcu taki gest pocieszenia.
Blondyn przysiadł więc przy nim, poprawił chwyt i czekał, aż
tamten się uspokoi, przestanie dygotać, a najlepiej zaśnie. Dość
długo trwało nim bliskość drugiego człowieka wpłynęła
uspokajająco na Arena, ale wreszcie przestał drżeć i zaczął
przysypiać. Malfoy wstał wtedy, pozwalając Greyowi się ułożyć
i dopilnował, by chłopak się przykrył, po czym wrócił na swoje
posłanie i zasnął głęboko.
Rano Aren obudził się, a raczej
został obudzony przez Abraxsasa trochę niewyspany po nocnych
przejściach. Początkowo czuł się zażenowany, ale Malfoy ani
słowem, ani zachowaniem nie wykazywał, że cokolwiek się w nocy
wydarzyło, za co Aren był mu niepomiernie wdzięczny. Takie
postawienie sprawy przez blondyna, pozwoliło Greyowi dość szybko
wrócić do równowagi i przygotować się do wyjścia na śniadanie.
Do Wielkiej Sali wyruszyli razem, ale tuż przed drzwiami zielonooki
Ślizgon zaproponował, by siedli z dala od Toma i reszty, co zostało
przez blondwłosego chłopaka zaakceptowane. Aren nie czuł się
bowiem na siłach po nocnych niepokojach, by wystawić się
dobrowolnie na ogień dociekliwych, wnikliwych pytań Toma i reszty
na temat wczorajszej utraty świadomości przy stole. Nie wątpił,
że takie pytania by padły, a na razie nie chciał wracać myślami
do Turnieju Trójmagicznego w swoich czasach i tragicznych wydarzeń
z nim związanych. Posiłek jadł pozornie spokojnie, ale
równocześnie rozglądał się po sali, jak mu się wydawało,
dyskretnie. Nikt nie rzucał mu jakiś dziwnych spojrzeń, ani nie
obgadywał za plecami. Właściwie to absolutnie nikt nie zwracał na
niego uwagi, ku jego uldze. Doszedł więc do niezwykle pozytywnego
wniosku, że jego niedyspozycja nie została powszechnie zauważona.
Od razu poczuł się lepiej. Pozostawała jeszcze oczywiście kwestia
grupy Riddle'a. Grey nie był w stanie zapanować nad wzrokiem, który
jakby bez udziału jego woli poszybował w stronę Toma i
otaczających go uczniów. Ku własnemu zaskoczeniu napotkał uważne
i skupione spojrzenie Oriona, który przez moment na niego patrzył,
po czym spokojnie powrócił do rozmowy z Avery'm. Okazało się, że
te jego manewry nie pozostały nie zauważone, bo nagle usłyszał
głos Abraxasa:
– Nie przejmuj się tak Aren i daj
już spokój temu rozglądaniu się. W końcu zwrócisz tym na siebie
uwagę i ktoś gotów dojść do wniosku, że coś kombinujesz. To
dopiero będzie podejrzane. Zachowuj się jak zwykle. – Grey
przyjął tą łagodną krytykę, a zarazem naukę spokojnie:
– Masz rację, straciłem trochę
kontrolę nad sobą, ale już wszystko w porządku. – Po tych
słowach odetchnął głęboko i powrócił do posiłku, ale po
chwili, pomiędzy kolejnymi kęsami wrócił do nurtującej go
sprawy: – Jeszcze raz dziękuję za wczoraj. Mam też prośbę, czy
mógłbyś o tym nikomu nie wspominać? – Zadał to pytanie tak na
wszelki wypadek, chociaż właściwie przeczuwał, że blondyn
dochowa jego tajemnicy:
– Masz moje słowo. Możesz mi
zaufać. – Abraxas uśmiechnął się ciepło, a Aren uwierzył w
to zapewnienie.
***
Popołudniowe zajęcia odbywały się
w cieplarni profesora Beery'ego, który był dziś w wyjątkowo
ponurym nastroju. Stojący obok Malfoy szepnął na ten widok
Arenowi, by się nie wychylał pod żadnym pozorem, bo profesor przy
takim nastawieniu bywał nieprzyjemny w obyciu. Oczywiście Grey
przyjął to ostrzeżenie z wdzięcznością i wziął sobie radę do
serca. Z przykrego doświadczenia wiedział jacy mało przyjemni, a
wręcz dokuczliwi potrafią być „nieprzyjemni w obyciu”
nauczyciele.
Dzisiejsze zajęcia polegały na
nawożeniu kłaposkrzeczek, które po dodaniu zbyt dużej ilości
nawozu zaczynały się wić i skrzeczeć z niezadowolenia
ogłuszająco. Paru uczniów już zdążyło przedawkować nawóz, co
kosztowało ich utratę punktów. Aren pracował pilnie i
równocześnie dyskretnie obserwował nauczyciela, który
rzeczywiście miał minę jak chmura gradowa i jak się zdawało,
podobny humor. Chłopak zastanawiał się, co mogło wpłynąć na
nastrój profesora. Grey polubił Beery'ego od pierwszych zajęć.
Ocenił go jako świetnego nauczyciela, który wiedzę na temat
magicznych i nie magicznych roślin miał opanowaną doskonale, a
przede wszystkim widać było, że to co robi, wykonuje z prawdziwą
pasją. Zielarstwo traktuje nie tylko jako pracę, ale i hobby.
Przede wszystkim zaś umie o swoim zajęciu opowiadać niezwykle
zajmująco. Mimo to byli uczniowie, do których taki sposób przekazu
nie docierał i próbowali okazać to na swój sposób. Aren
doskonale widział jak kątem oka profesor obserwował uczniów,
którzy okazywali całkowite znużenie, lekceważąc przedmiot. W
takich momentach Barry przypominał mu trochę Hagrida podczas zajęć.
W pewnym momencie przypomniał sobie,
jak zdarzyło mu się zostać po lekcjach po to, by zapytać
nauczyciela odnośnie tej, czy innej rośliny. Za pierwszym razem
profesor był tak zaskoczony jego zainteresowaniem, a chyba przede
wszystkim faktem, że ktoś został po lekcjach, by uzyskać wiedzę,
że chwila minęła zanim zebrał myśli. Kiedy jednak ochłonął ze
zdumienia, zrobił Greyowi naprawdę wyczerpujący wykład. Aren
przypomniał sobie na przykład szeroką demonstrację nauczyciela na
temat właściwości i różnic pomiędzy tak prozaicznymi wydawałoby
roślinami jak pietruszka i trybula. Ich zielone części okazały
się być do złudzenia podobne, ale właściwości jednak miały
inne. I to nie tylko właściwości w mugolskim rozumieniu tego
słowa, czyli przyprawowe i ziołolecznicze. W eliksirach, w
połączeniu z niektórymi magicznymi składnikami, działanie obu
roślin diametralnie się zmieniało, a natka pietruszki w pewnych
specyficznych warunkach wykazywała nawet działanie silnie trujące.
Nie była co prawda w stanie zabić, ale doprowadzić człowieka do
silnych torsji owszem, mogła. Aren otrząsnął się ze wspomnień i
zabrał do pracy, robiąc miejsce przy „swoich” czterech
doniczkach. Stojący obok Malfoy już był w trakcie dodawania
nawozu, stopniowo dostarczając go jednej ze swoich uciążliwych
roślin, która w pewnym momencie zaczęła cicho kwilić. Abraxas
czujnie przestał sypać, ale kiedy kwilenie nie cichło, szybko
zagarnął garść ziemi, dosypał do doniczki i roślina zamilkła.
Najwyraźniej w ten sposób kryzys został zażegnany. Grey, uważnie
obserwujący poczynania Abraxasa skinął głową z uznaniem i
postanowił pójść za jego przykładem.
Rudolf obserwował z oddali Greya,
Malfoya i ich wzajemne relacje na co dzień uważnie. Znał Malfoya
na tyle długo by wiedzieć, że tak jak przy tym nowym nie
zachowywał się nigdy. Nie uśmiechał się delikatnie i
zdecydowanie nie pokazywał tej strony siebie. Czy to oznaczało, że
Malfoyowi zaczęło na kimś zależeć? Rudolf początkowo ignorował
te sygnały, ale im dłużej je widział, tym bardziej zaczynały go
intrygować. Przez lata szukał słabego punktu Abraxasa, ale nigdy
by się nie spodziewał, że będzie nim ktoś taki jak ten charłak.
Nie było mowy o pomyłce! Dzisiaj też zerkał na tą dwójkę co
jakiś czas. Widział jak na początku lekcji rozmawiali cicho między
sobą, a później każdy z nich zajął się swoimi roślinami, ale
to wystarczyło, by rozdrażnić Lestrange'a. Zacisnął dłonie w
pięści co nie uszło uwadze Mulcibera, który spojrzał na niego z
pytaniem w oczach. Początkowo Rudolf go zignorował obmyślając
niecny plan, który wykluł mu się w umyśle. Rozejrzał się po
otoczeniu wyszukując osoby i przedmioty, które mogły by mu się
przydać i dopiero wtedy odezwał się cicho do Mulcibera:
– Pamiętasz Albercie, że wciąż
jesteś mi winien przysługę? – Mówiąc to przeniósł wzrok na
Malfoya i Greya, wskazując zagadniętemu cele. Stojący obok Albert
najpierw przyjrzał mu się, a następnie podążył wzrokiem w tym
samym kierunku i zapytał:
– Co mam robić? – Rudolf lekko się
na to uśmiechnął. Lubił w Mulciberze właśnie to, że
niezależnie o co go poprosił, Albert nigdy nie pytał o powód,
choć pewnie się domyślał. Wystarczyło wyjaśnić co się
chciało, a on po prostu przechodził do realizacji. Tak jak teraz:
– Zrób zamieszanie, by przyciągnąć
uwagę wszystkich z Beery'm włącznie. Najlepiej zrób to tak, by
wina spadła na kogoś innego. A jeszcze lepiej byłoby, żeby dało
się obwinić na przykład charłaka.
Albert skinął lekko głową w
odpowiedzi potwierdzając, że usłyszał i skupił się na
obmyślaniu sposobu realizacji zlecenia. Po chwili już wiedział co
i jak zrobi. Musiał tylko wybrać odpowiednią chwilę. Długo nie
musiał czekać na okazję. Nadarzyła się, gdy Aren poszedł po
kolejną porcję nawozu. Mulciber ruszył za nim pod tym samym
pretekstem. Zaproponował Greyowi pomoc w przesypaniu go z worka do
wiadra. Aren przyjął pomoc skinięciem głowy, więc Albert
przeszedł do czynu, specjalnie napełniając wiadro do pełna.
Domyślał się, że Grey tego nie skomentuje i nie skrytykuje. Tak
było w istocie. Aren w milczeniu skinął mu głową w
podziękowaniu, chwycił ciężkie wiadro i zaczął wracać do
swojego stanowiska pracy. Mulciber szedł za nim, bo pracował z
Lestrange kilka stanowisk dalej, więc teoretycznie jego intencje
były szczere. Oczywiście jedynie pozornie. Kiedy Grey był już
właściwie przy swoim stanowisku i stawiał wiadro przy roślinach,
Albert udał potknięcie i wpadł na niego „niechcący” z
rozmachem, powodując że cała zawartość wiadra wysypała się na
Greya i Malfoya kłaposkrzeczki. Oczywiście rośliny momentalnie
zaczęły przeraźliwie skrzeczeć i nadmiernie rosnąć oraz wić
się w każdym kierunku, powodując ogólny zamęt i harmider.
Mulciber w tym całym zamieszaniu postarał się w miarę dyskretnie
wycofać mając świadomość, że Aren i tak doskonale będzie
zdawał sobie sprawę komu zawdzięcza cały ten chaos i niewątpliwą
karę, nadciągającą wraz z osobą nauczyciela.
Lastrange był pod wrażeniem rezultatu
poczynań Alberta. Nawet gdyby w tej chwili rozebrał się do naga
nikt by na to nie zwrócił uwagi. Kłaposkrzeczki Greya i Malfoya
były zbyt absorbujące i ogłuszające. Nie tracił czasu i
korzystając z zamieszania szybko podbiegł do rogu szklarni, gdzie
rosła mała, niepozorna roślinka. Szybko za pomocą magi uciął
jedną gałązkę i zabezpieczając ją magicznie schował do swojej
torby, po czym prędko wrócił do swojego stanowiska. Był na to
najwyższy czas. Wystarczyło teraz udać zainteresowanie spektaklem
rozgrywającym się przy stanowisku Greya i Malfoya, by nie odstawać
od reszty klasy. Tymczasem do dwu pechowych Ślizgonów zdążył
podejść profesor Beery, szybko niwelując skutki nadmiaru nawozu za
pomocą magii i dodając coś do ich doniczek. Rośliny prawie
natychmiast się uspokoiły. Rudolf pogratulował sobie w myślach
szybkości. Chwila spóźnienia i mógłby podpaść nauczycielowi.
Uśmiechnął się pod nosem, kiedy usłyszał rozwścieczony głos
profesora, który nieomal warknął w stronę obu jego zdaniem
winowajców:
– Kto jest odpowiedzialny za ten cały
bałagan! – Aren lekko się wzdrygnął na te słowa, ale
nieznacznym ruchem powstrzymując Abraxasa przed odezwaniem się,
odpowiedział z odpowiednią dozą skruchy w głosie:
– Przepraszam profesorze to moja
wina. Byłem nieuważny. – Oczywiście doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, że to Albert na niego wpadł, ale trudno byłoby
udowodnić, że zrobił to celowo. Aren zresztą miał nadzieję, że
był to jednak przypadek. Jeśli nie, to cała rzecz byłaby
przeprowadzona tak zgrabnie, że należałoby może ją i podziwiać,
gdyby nie skutkowała niechybną karą. Westchnął w duchu z pewną
rezygnacją, widząc cień zaskoczenia na twarzy nauczyciela, który
jednak szybko doszedł do siebie i zaordynował:
– Szlaban dziś o dwudziestej. Masz
się tutaj zjawić i nie radze się spóźnić choćby sekundy,
zrozumiano? – Aren skinął głową twierdząco, a Berry rzucił
już do całej klasy: – Koniec lekcji! Wynoście się! – Nikt o
zdrowych zmysłach po tak rzuconym rozkazie, nawet nie pomyślał o
tym by się ociągać, czy też zostać.
***
Aren udał się do biblioteki, by w
spokoju przeczekać tam do obiadu. Właściwie zdążył wybrać
książkę, zająć miejsce przy stoliku i ledwo napocząć tekst,
kiedy dołączył do niego Malfoy, który bez słowa przysiadł się
do stolika. Wyciągnął książkę do transmutacji i zaczął
czytać, od czasu do czasu notując. Pomimo, że Abraxas nie był ani
hałaśliwy, ani w jakikolwiek inny sposób dokuczliwy, Aren nie mógł
się skupić na nauce i w końcu zamknął własną książkę.
Wyprostował się, wygodnie rozparł na krześle i trochę bezmyślnie
zaczął śledzić poczynania blondyna. Malfoy tymczasem chyba nawet
nie zarejestrował, że stał się obiektem obserwacji, bo nadal
pisał coś zawzięcie ledwie na chwilę odrywając się od
pergaminu, by pomyśleć. Grey zauważył u niego osobliwy i trochę
zabawny obyczaj przygryzania lekko końcówki pióra podczas
rozmyślań. Po dobrej chwili na twarz Abraxasa wypłynął lekki
uśmiech, po czym blondwłosy Ślizgon odłożył pióro i z
widocznym triumfem zwinął pergamin. Kiedy zauważył wpatrzone w
siebie zielone oczy zamarł na moment, nareszcie zdając sobie
sprawę, że jest obserwowany:
– Coś nie tak?
– W zasadzie to nie. – Wymijająco
odpowiedział Aren przyłapany na gapieniu się i momentalnie uwolnił
Malfoya od swojego spojrzenia. Starał się szybko wymyślić jakiś
pretekst, który wyjaśniłby jego zachowanie i po chwili wpadł na
pomysł: – Właściwie, to się zamyśliłem nad tym szlabanem. Jak
myślisz, co będzie moją karą? – Abraxas przyjął takie
wytłumaczenie, rozluźnił się w widoczny sposób i odpowiedział:
– Cóż, ciężko stwierdzić, ale
skoro to Zielarstwo to pewnie coś z roślinami. No tak, nie bardzo
Ci pomogłem, bo tyle pewnie i sam wymyśliłeś. Z drugiej strony
słyszałem, że w zeszłym roku ktoś mocno podpadł Beery'emu i za
karę musiał zbierać odchody testrali, potrzebne podobno jako
składnik do autorskiego nawozu naszego szanownego nauczyciela
Zielarstwa. Miejmy jednak nadzieję, że w Twoim przypadku nie będzie
tak źle. Chociaż dziś był cholernie ponury i prawdę mówiąc
trudno stwierdzić co wymyśli.
– Nie pomagasz. – Westchnął
ciężko Aren, po czym zgrabnie, choć dość drastycznie zmienił
temat: – Co sądzisz o Turnieju? – Zaskoczenie na twarzy Abraxasa
było zupełnie szczere, a odpowiedź ostrożna:
– Myślę, że chciałbym wziąć w
nim udział. – Grey nie wątpił, że ta ostrożność związana
jest z tym, że Abraxas nie bardzo wiedział w jaki sposób Aren
związany jest z kwestią Turnieju Trójmagicznego. Blondwłosy
Ślizgon bez wątpienia był przekonany, że jakiś związek tu
zachodzi. Słusznie wnioskował o tym po reakcji zielonookiego
chłopaka, jaka nastąpiła po ogłoszeniu reaktywacji Turnieju, stąd
ostrożność. Aren to rozumiał, dlatego postanowił nieco złagodzić
obawy Malfoya:
– Już dobrze, nie musisz uważać na
to co mówisz Abraxasie. – Po usłyszeniu tego Malfoy wyraźnie
poczuł się zakłopotany, na co Aren uśmiechnął się lekko i
kontynuował spokojnie: – . Po prostu jeśli o mnie chodzi samo
wydarzenie, to znaczy Turniej, jest z czymś powiązany i ... i to po
prostu ... nie jest dobre wspomnienie. To znaczy od tamtej pory
miewam koszmary, ale daję sobie radę. Po prostu powróciły przykre
wspomnienia i gdyby ... – Aren nagle przerwał i zbeształ się w
myśli. Sam zaczął już się gubić we własnym bełkocie, a co
dopiero ktoś, kto nie wiedział co działo się podczas pamiętnego
Turnieju w przyszłości. Tymczasem Abraxas wyraźnie otrząsnął
się z chwilowego zakłopotania i odpowiedział uspokajająco:
– Jeżeli nie czujesz się
komfortowo, jeżeli trudno Ci o tym mówić, nie zmuszaj się.
Naprawdę doceniam, że pozwoliłeś mi się do siebie zbliżyć na
tyle, byśmy mogli swobodnie rozmawiać. To rzadkość. Sądzę, że
doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że właściwie tylko przy
Tobie nie przybieram ostatnio żadnej maski. – Malfoy odpowiedź
zakończył uśmiechem, który Aren odwzajemnił. Po chwili jednak
powrócił do pierwotnego tematu:
–Jesteś pewien, że chciałbyś
zgłosić swoją kandydaturę do Turnieju? Czytałem o tym i wiem, że
to naprawdę nie są ani żarty, ani przelewki. To niebezpieczna gra,
w trakcie której można stracić zdrowie, a nawet życie. – Aren
nie zamierzał póki co uchylać rąbka tajemnicy i powoływać się
na własne uczestnictwo i doświadczenia. Trudno byłoby przedstawić
sprawę tak, by nie ujawnić, że rzecz działa się w przyszłości.
Właściwie było to niemożliwe, więc ograniczył się do swojej
teoretycznej wiedzy, niby pozyskanej właśnie w czytelni. Chciał
ostrzec Abraxasa, bo właściwie, ku własnemu zdziwieniu naprawdę
się o niego martwił. W odpowiedzi usłyszał:
– Zdaję sobie sprawę z ryzyka. Są
jednak spore plusy. Samo uczestnictwo znacznie zwiększa możliwości
przyszłych propozycji zatrudnienia. Już po szkole, rozumiesz. Nie
muszę być zwycięzcą. Wystarczy, że Czara Ognia mnie wybierze.
Uczestników jest zaledwie trzech, więc ich nazwiska będą znane
powszechnie i zapamiętane, a przecież Czara nie wybrałaby spośród
tylu propozycji byle kogo. Jakiegoś słabego maga. Zainteresowanie
Turniejem i jego uczestnikami będzie duże, ponieważ jak wiesz
został wznowiony po tylu latach. Oczywiście zdaję sobie również
sprawę z tego, że nie jest pewne, czy zostanę wybrany. Może wcale
nie, ale mimo to chcę spróbować. – Abraxas pominął oczywiście
kwestię wymagań rodzinnych z jednej strony i nakazu Toma z drugiej.
Ojciec blondwłosego Ślizgona nigdy by mu nie darował, gdyby
chociaż nie spróbował wystartować w Turnieju. Abraxas był o tym
przekonany. Sława, którą pozyskałby, gdyby został wybrany,
rzutowałaby na nazwisko Malfoy i promieniowałaby na całą rodzinę,
a takiej okazji jego ojciec nie przepuściłby za nic. Pod taką
presją Abraxas przewidywał już z góry, że właściwie nie będzie
miał wyjścia i złoży swoją propozycję uczestnictwa. Czy
zostanie wylosowany, to już inna kwestia.
Aren doskonale rozumiał pobudki, które
kierowały Abraxasem, ale nie zmieniło to w żaden sposób jego
podejścia do tej sprawy. Wciąż nie mógł pozbyć się obaw.
Wiedział jednak, że siedzący przed nim Ślizgon dogłębnie
wszystko już sobie przeanalizował i nie było sensu próbować go
od przyszłej decyzji odwodzić. Pokiwał więc jedynie w zamyśleniu
głową do swoich myśli, po czym pod wpływem nagłego olśnienia,
znieruchomiał i niepewnie zerknął na blondyna. Tak właściwie,
jeżeli chciał się czegokolwiek dowiedzieć na ten konkretny temat,
to nie było innej osoby, którą mógłby o rzecz całą zapytać,
tylko Abraxas. Aren lekko odchrząknął, po czym zaczął:
– Czy ... – Malfoy cierpliwie
czekał, aż Grey zdecyduje się wyartykułować pytanie, co szło mu
z trudem i tym bardziej ciekawiło Abraxasa: – Czy ... Riddle chce
wziąć również udział w Turnieju? – No tak, teraz już Malfoy
nie dziwił się wahaniu zielonookiego rozmówcy, za to miał
niepowtarzalną okazję przyjrzeć mu się w momencie, gdy ten był
skrępowany. Taka reakcja trochę zaskoczyła Abraxasa, dlatego do
swojej odpowiedzi wplótł także odpowiednie pytanie:
– Z tego co mi wiadomo, to Tom nie
zamierza brać w nim udziału. Dlaczego pytasz? – Malfoy z
zaciekawieniem czekał na komentarz Arena. Zielonooki chłopak
praktycznie nigdy nie wspominał o Riddle'u, dlatego teraz Abraxas po
prostu płonął z ciekawości, co też chodzi Greyowi po głowie:
– Po prostu wydaje się być
najbardziej odpowiednią osobą, jeżeli chodzi o udział w tym
wydarzeniu. I wiesz, to nie tak, że uważam, że jesteś słaby czy
coś … To takie stwierdzenie wynikłe z … właściwie to z
obserwacji. Po prostu Riddle ma w sobie coś takiego ... Nie wiem jak
to określić nawet ...
– Taaa ... nie wysilaj się, wiem o
czym mówisz. Jest dosyć charyzmatyczną osobą, za którą chce się
podążać. – Abraxas nagle umilkł, zdając sobie sprawę z tego
co powiedział. Spojrzał szybko na Arena, ale ten zupełnie nie
zareagował na niebaczne słowa. Za to wydawał się być
zainteresowany czymś, co działo się gdzieś z boku. Abraxas
powiódł wzrokiem w kierunku, w którym spoglądał Grey i zauważył,
że z bibliotekarką rozmawia obiekt ich niedawnej rozmowy, czyli
Riddle. Malfoy wrócił wzrokiem do Arena, ale ten nadal wnikliwie
obserwował Toma. Abraxas stwierdził, że powinien odciągnąć
uwagę Greya od Riddle'a, dlatego cicho odchrząknął, co przyniosło
oczekiwany efekt. Aren drgnął i po chwili znów skupił uwagę na
nim:
– Oh, przepraszam. Zamyśliłem się.
– Abraxas skinął głową na zgodę, ale w środku skręcał się
cały z ciekawości. Chciałby wiedzieć o czym zielonooki myślał
patrząc na Toma, że tak go to pochłonęło. Po chwili jednak
uniósł lekko brew w zdziwieniu obserwując poczynania chłopaka.
Tymczasem Aren bez zastanowienia, nie wracając póki co do rozmowy
spuścił wzrok na leżącą przed nim publikację, otworzył ją na
dowolnej stronie i szybko chwycił za pióro, wracając pozornie do
nauki. Jakoś przeczuwał, że tak będzie lepiej, zwłaszcza dla
Abraxasa. Malfoy jeszcze chwilę patrzył na niego, po czym spojrzał
w stronę Toma. Bibliotekarki już przy nim nie było, a Riddle
właśnie umieszczał w torbie jakieś dwie książki. Kiedy
skończył, nagle odwrócił się w kierunku ich stolika, co trochę
zmartwiło Abraxasa. Tom skupił jednak póki co uwagę wyłącznie
na Greyu, który nadal pisał coś na pergaminie, sprawiając
wrażenie pochłoniętego do reszty pracą. Malfoy obserwujący na
wszelki wypadek Riddle'a zauważył, że ten patrząc na Arena ma
jakiś specyficzny, trudny w jego wypadku do zinterpretowania wyraz
twarzy. Kojarzyło się to Abraxasowi z zachłannością,
zaborczością. Tak przynajmniej zinterpretował by podobny wyraz
twarzy u innych, ale u Toma takie emocje w związku z drugim
człowiekiem właściwie jak dotąd się nie pojawiały. To po raz
kolejny było niezwykle zdumiewające. Abraxas nie miał jednak
czasu, by dogłębnie przemyśleć sytuację, bo nagle wzrok Toma
przesunął się na niego i spojrzenie oraz twarz prawie natychmiast
się zmieniło. Po kręgosłupie Malfoya przebiegł dreszcz
przerażenia, tak intensywnie i niemal fizycznie odczuł ostrość
tego wzroku. Nie wytrzymał długo jego naporu i odwrócił oczy od
swojego Pana. Kiedy po chwili kontrolnie i niepewnie zerknął w
tamtym kierunku Toma już nie było. Wyszedł.
***
W drodze na obiad Aren rozważał
spory dylemat. Z jednej strony wypadało podziękować wreszcie
Riddle'owi za wcześniejszą pomoc, ale z drugiej nie chciał tego
robić przy całej jego świcie. Dlatego też podjął decyzję i
usiadł na swoim zwyczajowym miejscu z dala od grupy Toma. Abraxas
musiał porozmawiać z Blackiem więc podszedł do grupy, ale nie
usiadł razem, tylko odwołał Oriona w inne miejsce z dala od Toma i
reszty. Tym sposobem Grey został sam, ale nie przeszkadzało mu to.
Przynajmniej miał czas pomyśleć. Spojrzał na magiczne płomienie
Czary Ognia, która od niedawna stała się dodatkowym wyposażeniem
tej sali, podziwiając ich niezwykłą barwę i zamyślił się
głęboko nad przeszłością. Miał świadomość, że roztrząsanie
przeszłości jest bezsensowne, ale nie potrafił nie myśleć.
Zwłaszcza o Cedriku. Czara nasunęła mu wspomnienie wydarzenia,
które analizował już niezliczoną ilość razy: co by się stało
gdyby nie zaproponował Cedrikowi wspólnego chwycenia za puchar.
Jedno wydawało się być pewne. Puchon na pewno by przeżył. Aren
nieodmiennie dochodził do wniosku, że ta śmierć była jego winą
nawet jeśli nie uświadomioną i że już zawsze będzie mieć krew
Cedrika na rękach. Westchnął niecierpliwie i oderwał myśli od
smutnych wspomnień, mimochodem kierując wzrok na Abraxasa i Blacka.
Sądząc po ich minach nie prowadzili przyjemnej rozmowy. Zdawali się
wręcz o coś kłócić. Nie zauważył wcześniej jakichś tarć
między nimi, dlatego zdziwił go ten spór, który obserwował. Z
zamyślenia wyrwał Arena dźwięk spadającej przed nim koperty.
Zamrugał szybko zaskoczony i zdezorientowany, jednak szybko
przypomniał sobie, że przecież była w tej rzeczywistości jedna
osoba, która znała jego sytuację i jak najbardziej mogła do niego
napisać. Prawdę mówiąc sam przecież tą wymianę korespondencji
zapoczątkował. Rozerwał kopertę wyciągając list, zerknął
najpierw na podpis przekonując się, że faktycznie był to list od
Kasandry, po czym zajął się czytaniem:
Kochany Arenie.
Nawet nie wiesz jak bardzo
zaskoczyła, ale i ucieszyła mnie Twoja
wiadomość. Ostatnio, czyli od
wczorajszego wieczora w gazetach nie
piszą o niczym innym tylko o
Turnieju Trójmagicznym, to istna sensacja.
Myślę, że jednak, że nie masz
czym się martwić.
Pamiętaj tylko, by trzymać się
z dala od tego wydarzenia!
Cieszę się, że się
zaadaptowałeś i dostosowałeś jakoś do braku magii.
Z pewnością jest to dokuczliwy i
denerwujący stan.
Zdaję sobie sprawę jak może być
Ci ciężko.
Nie przypominam sobie jednak bym
kazała Ci nie wychylać się
czy też nie zwracać na siebie
uwagi. Nie jesteś niewidzialny.
Nie jesteś też szarą, nie
zwracającą na siebie uwagi myszką.
Takie rzeczy zawsze się zdarzają,
a ja chciałabym,
byś nareszcie zaczął żyć po
swojemu, przestrzegając tylko naszej
małej tajemnicy. Wydaje mi się,
że coś musiałeś przeskrobać skoro
Prefekt Twojego domu ma Ciebie na
oku ...
Ps: Sowa, którą do mnie wysłałeś
była jakaś nawiedzona! Słowo
daję! Pierwszy raz w życiu bałam
się sowy!
Ps2: List spłonie chwilę po
przeczytaniu.
Kasandra
Kiedy Grey skończył czytać, list
faktycznie stanął w płomieniach zaskakując kilka najbliższych
osób. Na ich spojrzenia Aren wzruszył tylko ramionami i wrócił do
posiłku. Uśmiechnął się lekko przypominając sobie co pisała
Tralawney o sowie. Faktycznie, akurat ten ptak wydawał się trochę
narwany i pewnie dlatego zwrócił na siebie uwagę w sowiarni.
Najważniejsze jednak, że dotarł tam gdzie trzeba i dostarczył
przesyłkę. Zastanowił się nad pozostałą częścią listu. Na
pewno zamierzał trzymać się jak najdalej od Turnieju. Kasandra
miała rację, że być może za bardzo się spinał. W końcu
przecież, dopóki sam nic nie powie o swoim pochodzeniu, ta
informacja nie ma prawa wypłynąć. Dziękował w duchu Kasandrze za
to, że zapieczętowała jego umysł. Cała wiedza w nim zawarta
mogłaby wpaść w bardzo niepowołane ręce Riddle'a. Przecież już
próbował. Mimochodem spojrzał w stronę Prefekta Ślizgonów, ale
z zaskoczeniem stwierdził, że jego miejsce było puste. Rozejrzał
się szybko i zauważył, że ten właśnie przechodzi przez drzwi
Wielkiej Sali i to bez żadnego członka świty. Była to idealna
okazja, by podziękować bez świadków. Dlatego też Grey nie bardzo
się zastanawiając, wstał szybko od stołu i szybkim krokiem
podążył za Tomem.
Tom nie miał dziś humoru i sam do
końca nie znał powodu takiego stanu rzeczy. Na szczęście
członkowie jego świty byli na tyle wyczuleni, że również to
zauważyli i trzymali się z daleka od niego, na tyle na ile było to
możliwe. Podczas obiadu nikt go nie zaczepiał, z czego Riddle był
zadowolony. Z Wielkiej Sali wyszedł jako jeden z pierwszych, by
wykorzystać czas na przemyślenie pewnych rzeczy. Szedł
niespiesznie i rozmyślał. Zauważył, że Abraxas znacząco zbliżył
się do Arena na tyle, że obaj wydawali się być w swoim
towarzystwie dość zrelaksowani. W zasadzie tego właśnie oczekiwał
w nadziei, że dzięki temu Malfoy będzie w stanie uzyskać dla
niego więcej informacji. Z drugiej jednak strony jakoś irytował go
widok tej dwójki. Ku własnemu zdziwieniu stwierdził, że nie
drażni go sam fakt przyjaźni, ale osoba Abraxasa obok Arena. Czyżby
dopadła go tak trywialna przypadłość jak zazdrość? Tom
potrząsnął z niedowierzaniem głową w odpowiedzi na swoje myśli,
po czym zastanawiał się dalej. Ucieszyło go w zasadzie, że Grey
ma dziś szlaban z Beery'm. Przynajmniej nie będzie rozglądał się
za Abraxasem i może innymi, gdy pójdą na spotkanie z nim, Tomem.
Tak, czekał na to zebranie niecierpliwie. Zamierzał dziś wyładować
trochę frustracji. Dawno tego nie robił. Może zainicjuje jakiś
pojedynek, za który karą będzie przyjęcie paru opracowanych przez
niego klątw. Tom zdecydował w myśli, że to doskonały pomysł,
który wymagał jednak kilku przygotowań. Jego myśli podryfowały
dalej i znowu dotarły do osoby nowego Ślizgona. Oczywiście nie
uszło uwadze Toma, że Grey dostał dziś list, a zwłaszcza fakt,
że list ten po przeczytaniu spłonął. Byle wiadomość nie byłaby
obwarowywana takimi zabezpieczeniami, dlatego można było przyjąć,
że zawierał interesujące i wymagające tajemnicy wieści.
Niestety, wraz z samounicestwieniem listu, wiadomości były nie do
uzyskania, bo umysł chłopaka był, jak na własnej skórze odczuł
Tom, doskonale chroniony. Była to wielka szkoda. Na pewno wśród
informacji zawartych w liście znalazłoby się coś, co mógłby w
jakiś sposób wykorzystać. I jeszcze feralnie dla całej sprawy,
Malfoy nie siedział w czasie obiadu przy Arenie, więc na bieżąco
nie mógł o nic pytać.
Podczas rozmyślań, Tom stopniowo
posuwał się po korytarzach Hogwartu, zbliżając się do pokoju
wspólnego Slytherinu. Właśnie skręcił w korytarz, który
doprowadziłby go wprost do drzwi salonu, kiedy usłyszał za sobą
pospieszne kroki. Poczuł rozdrażnienie i szybko odwrócił się z
zamiarem przeklęcia delikwenta przeszkadzającego mu w myśleniu. Do
klątwy jednak nie doszło, bo za sobą zobaczył nieco zdyszanego
pośpieszną wędrówką Arena. Zielonooki chłopak zatrzymał się
przed nim, wyraźnie mając jakąś sprawę. Riddle przyglądał się
przez chwilę chłopakowi, czekając aż zdradzi z czym do niego
przyszedł. Aren też chwilę milczał uspokajając oddech, po czym
zaczął:
– Powinienem to zrobić wcześniej,
ale jakoś nie było okazji. – Tom podniósł wymownie brew. Nie
bardzo rozumiał na razie o co chodzi zielonookiemu, ale postanowił
nie przerywać mu, domyślając się, że powoli dojdzie do sedna: –
No dobra, może okazja była, ale nie chciałem za bardzo przy
świadkach. A chodzi o to, że chciałem podziękować za to co
zrobiłeś wtedy, podczas kolacji. Naprawdę to doceniam. – Aren
wyrzucił z siebie te słowa jednym tchem, a jego twarz wyrażała
prawdziwą wdzięczność, co Tom obserwował z zadowoleniem,
zastanawiając się równocześnie, czy Grey świadomie pozwolił
opaść z twarzy masce. Riddle poczuł, że humor mu się troszkę
poprawia pod wpływem tego widoku. Nie chciał jeszcze kończyć tej
rozmowy, więc postanowił odpowiedzieć w nieco inny sposób niż
miał w zwyczaju:
– Proszę bardzo. Czujesz się już
lepiej? – Grey zdawał się być zaskoczony takim obrotem spraw,
ale szybko się opanował i odpowiedział:
– Tak. Wszystko gra.
– Przyznam, że w związku z tym
miałbym ochotę zapytać Cię teraz o sporo rzeczy, ale podejrzewam,
że nie odpowiesz na moje pytania. – Na twarz Arena powróciła
maska, kiedy obronnym tonem stwierdził:
– Podejrzewam, że nie. I nie myśl
sobie, że zapomniałem o tym co próbowałeś zrobić jakiś czas
temu. – Tom oczywiście spodziewał się takiego obrotu spraw, więc
tylko skinął głową w odpowiedzi. Widział w zielonych oczach, że
chłopak chciał go jeszcze o coś zapytać, ale postanowił na razie
zakończyć rozmowę na tym etapie. Sam był ciekawy, co jeszcze może
chcieć Aren, ale gra musiała się toczyć i stwierdził, że jego
celom lepiej posłuży jeśli poczeka, aż Grey znowu do niego
przyjdzie na rozmowę. Dlatego też nie ociągając się dłużej
odwrócił się i po prostu odszedł, pozostawiając Arena w
korytarzu.
***
Grey zjawił się przed cieplarnią
kilka minut przed dwudziestą. Zapukał i wszedł do środka, ale
okazało się, że profesora jeszcze nie było. Nie pozostało nic
innego jak poczekać, dlatego zajął jedno z krzeseł i z braku
zajęcia zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Widać było, że
profesor Beery uwielbia przedmiot, którego naucza. Neville byłby
zachwycony jakby zobaczył to co i w jaki sposób było tu robione.
Po tej myśli Aren potrząsnął ze zniecierpliwieniem głową,
mentalnie przywołując się do porządku. Tamto życie już nie
istniało. W końcu miał okazję odzyskać utraconą kontrolę nad
swoim życiem. Mógł je poprowadzić tak jak chciał, bez Czarnego
Pana czyhającego na każdym kroku na niego. Oczywiście teoretycznie
i oficjalnie w tych czasach również ściga go czarnoksiężnik, ale
to na szczęście tylko przykrywka. Czytał trochę o Gellercie
Grindelwaldzie i prawdę mówiąc nie rozumiał jego działań.
Gazety pisały, że próbuje ujawnić magiczny świat przed mugolami
oraz chce doprowadzić do tego, że to oni, mugole, będą się
ukrywać. To było bez sensu, tym bardziej, że czyny raczej
przeczyły tej teorii. Dlatego Aren nadal nie miał wyrobionej opinii
o teraźniejszym czarnoksiężniku. Czuł jednak przez skórę, że
chodzi o coś zupełnie innego. Arena zastanawiało też co innego.
Stawiał sobie po cichu pytanie dlaczego Dumbledore, potężny
przecież mag, będzie czekał jeszcze aż dwa lata, by pokonać
ostatecznie Gellerta. To było właściwie nielogiczne. Rozmyślania
ucznia przerwał wchodzący do cieplarni profesor Beery, który
podając mu płaszcz zaordynował:
– Widzę że jesteś punktualnie.
Doskonale. Ubierz się, bo wychodzimy. – Po tym stwierdzeniu
nauczyciel na moment wszedł do jednego ze składzików, niewątpliwie
po jakieś potrzebne mu akcesoria.
Aren nie protestował i posłusznie
ubrał nieco za duży płaszcz. Profesor po chwili powrócił ze
sporej wielkości torbą i wyszli obaj na zewnątrz. Grey szedł za
nauczycielem, zastanawiając się, co też można o tej porze roku
robić na dworze w kwestii zielarstwa. Była w końcu zima. Po drodze
natknęli się na woźnego, którego Beery poinformował o szlabanie
Arena oraz o fakcie, że jego wykonywanie może się przedłużyć,
tak że trudno określić o której wrócą do zamku, po czym wyszli
na zewnątrz. Panował już zmrok, więc Beery wręczył Greyowi
lampę i ruszyli przed siebie. Aren nie wytrzymał długo i zapytał:
– Co będziemy robić profesorze?
– Pójdziemy kawałek w głąb
Zakazanego Lasu. Rośnie tam pewna roślina, którą chcę zdobyć.
Ponieważ zmuszony byłem dać Ci szlaban na dzisiaj, pójdziemy
razem. Właściwie traktuję Twoją obecność jako pomoc, a nie
karę, ale przecież nie mogłem próbować tłumaczyć tego woźnemu,
więc … – Aren z lekkim zdumieniem zauważył uśmiech na twarzy
profesora, który kontynuował: – Pan Carpe jest bardzo zasadniczy
i wątpię, by nie poinformował dyrektora o moich nocnych eskapadach
z uczniami, które byłyby innymi rodzajami spotkań niż szlaban. –
Uczeń przyjął słowa nauczyciela trochę z niedowierzaniem, a
trochę i z ulgą. Wyraźnie Beery był w lepszym humorze niż za
dnia. To chyba ogólnie dobrze wróżyło tej wyprawie. Przynajmniej
nie musiał obawiać się jakiegoś nagłego wybuchu i kolejnej kary.
Dlatego też postanowił wrócić do meritum sprawy:
– Gdzie rośnie ta roślina
profesorze i co to jest?
– Szukamy ciemiernika. Rosną
nieopodal małego jeziorka w Zakazanym Lesie. Będziemy zbierać
liście, a jeżeli jeszcze będą, to i owoce, czyli takie długie,
wielonasienne mieszki. Owoce trzeba zbierać o tej porze delikatnie,
żeby ich nie naruszyć. Pęknięte nie nadają się do użycia,
przynajmniej dla nas. Natomiast co do liści, to staraj się ich przy
zbieraniu nie przełamać. Mają niezwykle intensywny, ostry zapach.
Na dłuższą metę nie do zniesienia. No i ze złamanych liści
wycieka sok, a glikozydy w nim zawarte, nie przetworzone i w większej
ilości mogą być trujące także dla nas, magów. Oczywiście na
wszelki wypadek mam odtrutkę, ale lepiej byśmy nie musieli jej
stosować. Zabrałem Cię ze sobą, ponieważ zamierzam zebrać
więcej tego surowca. Potrzebny jest mi do badań. Przyznam, że w
wersji pierwotnej zamierzałem poprosić Cię o przysługę któregoś
dnia i zaprosić do nocnej współpracy. No, ale wyszło jak wyszło
i na koniec dał znać o sobie mój temperament. Skończyło się na
szlabanie. Nie miej mi tego za złe. W sumie na jedno wyszło
zresztą. – Wyjaśnił Beery uśmiechając się do Arena, na co
chłopak odpowiedział:
– Oczywiście, że nie mam Panu tego
za złe. Opanowanie kłaposkrzeczek jest problematyczne. Postaram się
następnym razem być bardziej uważny. – Aren wciąż jeszcze miał
wątpliwości, czy to co zrobił Mulciber było wypadkiem. Faktem
było, że tamten Ślizgon czasem wydawał się nieobecny duchem,
jakby żył we własnym świecie. Nie zamierzał jednak roztrząsać
tego zdarzenia przy profesorze, więc skupił się na pokonywaniu
trasy.
Okazało się, że jeziorko w lesie
było tym samym nad którym Aren ratował w swoich czasach graniana.
Dlatego też obudziły się w nim te wspomnienia. Brakowało mu w
tych czasach różnych zaprzyjaźnionych stworzeń. Choćby
granianów, czy Pogina. Co do tego ostatniego, to miał nadzieję, że
w końcu zaprzyjaźnił się ze Szpilką. W tym momencie jego
melancholię rozproszyła gałąź świerka, która litościwie
pacnęła go w policzek. Westchnął ciężko i ruszył szybszym
krokiem za profesorem, który właśnie zatrzymał się przy jakiejś
roślinie. To musiała być ta, której szukali. Zresztą, kiedy Aren
rozejrzał się wzdłuż brzegu, ujrzał przynajmniej jeszcze
kilkanaście egzemplarzy sporych, prawie metrowych krzewów o grubych
liściach. Profesor wyjął z torby pojemnik i ostry nożyk i
zgrabnym, pewnym ruchem naciął liść tuż u nasady, tak, że
oddzielił go od łodygi, ale nie uszkodził. Po chwili to samo
zrobił z drugim i trzecim, po czym spojrzał pytająco na Arena,
który skinieniem potwierdził, że wie już w czym rzecz, po czym
sięgnął po kolejny pojemnik i jeszcze jeden nożyk, przeniósł
się do drugiego krzewu i zaczął zbierać liście. Początkowo nie
szło mu to zbyt sprawnie, a jeden z liści nawet naciął zbyt
wysoko i miał okazję zapoznać się z zapachem wydzielanym przez
sok tych roślin, ale z czasem zbiór wychodził mu coraz lepiej. Po
pewnym czasie obydwa pojemniki były pełne, a profesor zdążył
zebrać ostrożnie kilkanaście owoców ciemiernika i wprost
promieniował zadowoleniem. Zabezpieczył wszystkie zdobycze przed
zgnieceniem i umieścił w torbie, którą zarzucił na ramię. Aren
obserwował te działania w milczeniu, ale w końcu nie wytrzymał i
zapytał o coś, co gnębiło go już przy zbiorze:
– Dlaczego akurat w nocy chciał Pan
zbierać te rośliny? – Beery trochę się zawahał zanim
odpowiedział:
– Te rośliny ... prawdę mówiąc są
zakazane przez Ministerstwo. W czystej postaci surowce z nich
pobierane są silnie trujące. Przez to służą do tworzenia
trucizn, trujących eliksirów. Podczas badań naukowych prowadzonych
nad tą rośliną było wiele wypadków w tym jeden śmiertelny i to
dlatego zakazano używania tej rośliny. Uważam jednak, że to
błędne postępowanie. Co prawda tworzenie eliksirów mnie nie
interesuje, ale zamierzam w innym kierunku skierować swoją uwagę,
na przykład na tworzenie płynów chroniących rośliny przed
niektórymi szkodnikami. Sądzę też, chociaż tego nie sprawdzono
dotąd, że po odpowiednim przetworzeniu i przygotowaniu można by tą
roślinę wykorzystywać przy dezynfekcji, ale to już oczywiście
kwestia eliksirów. Wszystko to na razie jest teorią i podlega
jedynie moim niesformalizowanym badaniom, ale mam nadzieję
przynajmniej pierwszą hipotezę sprawdzić. – Aren słuchał w
milczeniu, idąc obok profesora w stronę zamku. Rozumiał fascynację
nauczyciela, ale postanowił zahaczyć go o zupełnie inną kwestię,
która nasunęła mu się na myśl:
– Profesorze, skoro ta roślina jest
nielegalna, dlaczego mnie Pan zaprosił do jej zbioru? Nie uważa
Pan, że lepiej byłoby to zrobić po cichu samemu? Dlaczego Pan
sądzi, że nie zgłoszę tego dyrektorowi? – Ku zdumnieniu Greya
Beery najpierw spojrzał na niego, a później zaczął się cicho
śmiać. Na koniec zaś oznajmił:
– Myślę, że tego nie zrobisz.
Różnisz się od uczniów z Twojego domu, mimo że typowe
ślizgońskie cechy również posiadasz. Jesteś typem
eksperymentatora. A skąd o tym wiem? Widzisz, ściśle współpracuję
z profesorem Slughornem i uwierz mi, że właściwie za każdym razem
kiedy się z nim widzę po dłuższym, czy też krótszym czasie
wypływa temat Twojej osoby. Oh, nie masz się czego wstydzić! –
Berry widząc zmieszanie na twarzy ucznia widocznie postanowił go
uspokoić, a później kontynuował: – Wypowiada się w Tobie tylko
w pochlebny sposób i Merlin mi świadkiem, że czasem aż sam jestem
ciekawy niektórych zastosowań roślin. Wasze dyskusje są
intrygujące, fascynujące wręcz. I powiem szczerze, że słuchając
o nich robię się zazdrosny. – To oświadczenie było zdumiewające
i prawdę mówiąc Aren nie spodziewał się tego typu stwierdzeń po
tym profesorze. Trochę skrępowany zdecydował się zapytać:
– Nie rozumiem za bardzo ... Dlaczego
Pan miałby być zazdrosny?
– Masz naprawdę bardzo przejrzysty,
a zarazem analityczny, dociekliwy umysł i kompletnie inne podejście
do nauki. My ze Slughornem jesteśmy w stanie zauważyć to i
docenić, bo znamy to z autopsji. Zauważyliśmy tą cechę
niezależnie, ja na przykład podczas naszych pozalekcyjnych rozmów,
podczas których pytałeś o niektóre rośliny. Wtedy zorientowałem
się dlaczego Horacy jest tobą taki podekscytowany. Ostatnio
stwierdziłem, że chciałbym również nieco z Tobą podyskutować w
nadziei, że odświeży to mój umysł i spowoduje, że kilka
projektów badawczych, z którymi stoję w miejscu, ruszy do przodu.
Może zainspirujesz mnie jakimś nowym pomysłem, albo choćby
zasugerujesz coś, o czym nie pomyślałem. Oczywiście współpraca
ze mną będzie się wiązała z pewnymi korzyściami. Tak dla
równowagi. Widzisz, nie chcę się chwalić, ale mam naprawdę
bardzo dobrą rękę do roślin, co chyba nie powinno dziwić. Faktem
jest, że czasem udaje mi się wyhodować jakiś nowy gatunek, czy
odmianę. Zyskiem dla Ciebie byłoby to, że miałbyś dostęp do
tych roślin, a właściwie wszystkich roślin, które posiadamy w
cieplarni. Daję Ci nie tylko możliwość korzystania z mojej pracy
i autorskich roślin, ale również być może bardziej efektywnego
eksperymentowania podczas warzenia eliksirów. W końcu odkrywanie
zastosowań roślin i rozmaitych interakcji powinno Ciebie, mnie, a
także Horacego interesować. Korzyści będą wzajemne.
Aren nie odpowiedział na tą
propozycję, ale czuł, że przemawia ona do niego pełnym głosem.
Już w tej chwili chciałby wiedzieć co to za autorskie rośliny
profesor wyhodował. Na pierwszy rzut oka ta współpraca naprawdę
przyniosłaby im wszystkim wiele korzyści. Ale wolał póki co
wstrzymać się z decyzją i przeanalizować tą propozycję na
spokojnie. Dlatego też zaczął z nieco innej beczki:
– Teraz trochę lepiej rozumiem
dlaczego chciał Pan, żebym uczestniczył w łamaniu prawa. –
Oznajmił niby poważnie Aren, uważnie przyglądając się widocznej
w świetle latarni twarzy nauczyciela, całkiem jeszcze młodego
człowieka o falowanych, sięgających ramion włosach, które od
czasu do czasu odsuwał, gdy wpadały mu do oczu. Był szczupły, ale
miał zwinne ruchy i wyglądał na wysportowanego. Na koniec Aren nie
wytrzymał i zachichotał cicho, a profesor odpowiedział na to także
uśmiechem. Kiedy chłopak opanował rozbawienie zapytał: – Czy
nie był aby profesor Ślizgonem? – Na tak zadane pytanie uśmiech
Beery'ego poszerzył się, ale odpowiedź trochę zaskoczyła Greya:
– Uczyłem się w Durmstrangu. Prawdę
mówiąc, odkąd pracuję w Hogwarcie, czasem zastanawiam się w
jakim domu bym wylądował, gdybym uczył się w tej szkole. Bardzo
mnie niekiedy kusi, by zakraść się do gabinetu dyrektora i założyć
Tiarę Przydziału. Sądzisz, że by mi odpowiedziała? – Ostatnie
pytanie zostało zadane z pełną powagą, a Aren zaczął
podejrzewać, że Tiara jednak mogłaby wskazać profesorowi
Gryffindor. Włączył się do zabawy i z powagą odpowiedział:
– Być może. W końcu co ma robić
biedny magiczny artefakt, który jest wyciągany tylko raz do roku.
Przynajmniej miałby miłą odmianę. Nie prościej byłoby jednak po
prostu zapytać dyrektora, czy nie udostępniłby na moment starego
kapelusza?
– Wtedy całemu przedsięwzięciu nie
towarzyszyła by żadna zabawa, ani dreszczyk emocji. –
Odpowiedział konspiracyjnie nauczyciel. Na takiej dyskusji minęła
im dość szybko droga i niedługo potem stanęli przed schodami
prowadzącymi do głównego wejścia do zamku. Profesor zatrzymał
się tam na chwilę w zamyśleniu, po czym stwierdził: – Wejdę
bocznym wejściem, będzie bliżej do cieplarni. Dziękuję za pomoc.
Przemyśl sobie to co powiedziałem i daj znać, jaką decyzję
podjąłeś. Aren w odpowiedzi skinął głową.
To wyraźnie wystarczyło
nauczycielowi, bo nie przedłużając odwrócił się i poszedł w
kierunku drugiego wejścia. Aren także postanowił już wejść do
zamku, bo mroźny wiatr dawał mu się we znaki, gdy z prawej strony
zamigotało na błoniach, dość daleko, przy prawym narożniku
budowli, małe światełko. Na początku myślał, że to po prostu
mu się przywidziało, ale dokładniejsze przyjrzenie się nic nie
zmieniło. Światełko wciąż tam błyszczało. Grey zawahał się
przez chwilę, czy warto podejmować ryzyko, ale jakiś cień jego
gryfońskiej przeszłości musiał tu zadziałać, bo w rezultacie
ciekawość w nim zwyciężyła i poszedł w tamtym kierunku. Im
bliżej był plamki światła tym stawała się wyraźniejsza. Kiedy
dotarł dostatecznie blisko, by zobaczyć trochę więcej, zauważył
w tym świetle zarys sylwetki kobiety, która po chwili zniknęła, a
światełko pojawiło się chwilkę później i dużo dalej. Arenowi
ta sylwetka coś przypominała, ale nie był do końca pewien,
dlatego nie zastanawiając się wiele zaczął biec w stronę
oddalającej się poświaty. Kiedy zamajaczyło przed nim ogromne
drzewo właściwie był już pewien, że ma rację i kobietą, którą
ujrzał w świetle była driada. Tak bardzo chciał odnowić tą
znajomość, że nie pomyślał o otoczeniu. Wyszło mu z głowy, że
nawet w jego czasach wielkie drzewo okalało bagno, które miejscami
przemieniało się w stawek. Dlatego też wbiegł z rozpędu na ten
grząski i zdecydowanie podmokły teren, zamaskowany teraz śniegiem
i lodem. Dopiero chrzęst pękającego lodu przywrócił mu pamięć,
niestety trochę zbyt późno. Wpadł w wodę do pasa i dałby sobie
rękę uciąć, że usłyszał w tym momencie znajomy chichot
dobiegający od strony siedziby driady. Niezbyt o tej porze roku
przyjemna przygoda ostudziła Arena w zamiarach i zmusiła do
odwrotu. Kiedy starał się wydobyć z wody, oczywiście nie obyło
się bez zamoczenia i reszty ubrania. Pozostawał mu już tylko
szybki powrót do zamku, bo mroźny powiew powodował, że
przemoknięta odzież nieprzyjemnie ocierała się i ziębiła ciało.
Chłopak w połowie drogi, mimo że biegł, zaczął szczękać z
zimna zębami. Kiedy wreszcie dotarł do drzwi głównych zamku, był
siny z zimna, skostniały i prawie stracił czucie w dłoniach i
stopach. Przeklinał w duchu swoją głupotę i ciekawość.
Mokry i zmarznięty Aren z ulgą
zamknął za sobą drzwi wejściowe do zamku, odcinając się w ten
sposób od przejmującego wiatru. Na szczęście nie trafił na
woźnego. Za to kiedy był w drodze do swojego pokoju wspólnego,
natknął się na prefekta Krukonów. Rozpoznał w nim tego samego
chłopaka, z którym niedawno miał mało przyjemną pogawędkę
odnośnie Abraxasa.
– Co tutaj robisz o tej godzinie? Już
dawno jest po rozpoczęciu ciszy nocnej. Wszyscy uczniowie powinni
już być w pokojach wspólnych. – Takie oczywistości rozzłościły
Arena, ale powstrzymał się na razie od ostrej odpowiedzi. Nie
umniejszało to faktu, że miał ochotę przekląć tego bufona
zwłaszcza teraz, kiedy mokre ubranie nie poprawiało jego
samopoczucia, a zgrabiałe z zimna ciało powoli zaczynało
przypominać sopel lodu. Przemówił jednak spokojnie:
– Wracam ze szlabanu z profesorem
Beery'm. Jeżeli mi nie wierzysz sam go zapytaj. Powinien być w tej
chwili nadal w cieplarni. Jeżeli to wszystko to pozwól, że już
sobie pójdę. Muszę się przebrać. – Po tym oświadczeniu Aren
chciał wyminąć rozmówcę, ale zatrzymało go stanowcze pchnięcie,
a później słowa:
– Widzę, że nie wziąłeś do
siebie moich słów odnośnie Malfoya. Jak możesz być takim
głupcem? Widać gołym okiem, że manipuluje Tobą i … – Grey
teraz już nie wytrzymał. Było mu lodowato zimno, był mokry, a ten
tu zamiast jak na prefekta przystało pomóc woli ględzić, urządzać
sobie długie dysputy i jeszcze obrażać ludzi. Warknął więc
ostro w odpowiedzi:
– Nawet jeśli, to nie jest twoja
pieprzona sprawa! Odwal się i daj mi wreszcie przejść!
– Dziesięć punktów od Slytherinu
za obrażanie prefekta. – Oznajmił sucho, ale z pewną satysfakcją
w głosie Krukon, nie przesuwając się nawet o milimetr. Greya nie
poruszyła zupełnie utrata punktów, ale drażnił go ten człowiek
do tego stopnia, że był gotów, jeśli ten tam nie przepuści go
natychmiast, przejść do rękoczynów. Już zamierzał ponownie
przejść do ofensywy, gdy usłyszał zza pleców Krukona jedwabisty
głos Toma:
– Czy nie sądzisz, że za bardzo
naprzykrzasz się mojemu domownikowi? – Słowa zostały
wypowiedziane niemalże szeptem, ale efekt był taki jakby Riddle
ryknął Krukonowi do ucha. Chłopak wzdrygnął się na sam dźwięk
tego głosu i zrobił krok w bok, równocześnie odwracając się do
mówiącego. Odsłonił w ten sposób przed wzrokiem Arena postać
Toma, który wciąż mierzył różdżką w stronę prefekta
Ravenclawu. Krukon zbladł tymczasem jak ściana. Riddle niewzruszony
kontynuował tym samym tonem: – Chłopak Ci wszystko wyjaśnił,
więc dlaczego wciąż go zatrzymujesz? Radzę, byś w tej chwili
opuścił to miejsce. Natychmiast. Drugiej szansy nie będzie.
Krukonowi nie trzeba było dwa razy
powtarzać. Kiedy tylko Tom opuścił różdżkę, prefekt Ravenclawu
odwrócił się i bez słowa czym prędzej odszedł, nawet się nie
oglądając. Aren uśmiechnął się z mściwą satysfakcją i bez
udziału woli zaszczękał pokazowo zębami z zimna. Widząc to Tom,
również się uśmiechnął przyglądając mu się uważnie.
Zielonooki chłopak dygotał właściwie cały czas i był siny z
zimna. Riddle postanowił działać. Nie pytając o nic wziął nagle
Greya za rękę i zaczął iść szybkim krokiem wzdłuż korytarzy,
a wkrótce potem również po schodach. Aren przez pewien czas szedł
bezwolnie, bo ruch rozgrzewał go trochę, a ręka Toma była ciepła
i przyjemnie promieniowała na skostniałą dłoń. Poza tym
zaskoczenie nie pozwoliło mu na wykrztuszenie słowa przez jakiś
czas. W końcu jednak ochłonął i rzucił:
– Gdzie mnie prowadzisz? Dormitorium
jest zgoła w przeciwnym kierunku.
Tom pominął pytanie milczeniem, bo
doszedł do wniosku, że ich cel nie był już daleko, więc Grey sam
się wkrótce przekona o co chodziło. Riddle w czasie całej
wędrówki po korytarzach z Greyem w formie pakunku, zastanawiał się
co też musiał robić ten intrygujący zielonooki Ślizgon, że
skończył w takim stanie? Oczywiście Tom nie zamierzał zapomnieć
prefektowi Krukonów z kim zadarł. Nie miał w zwyczaju zapominać,
ale „wypłata” mogła poczekać. Wreszcie osiągnęli piąte
piętro i minęli posąg Borysa Szalonego. Po skręcie w lewo Tom
odliczył czwarte drzwi i wymawiając krótkie hasło „ Zimowe
rozgrzanie” otworzył wejście, które ukazało łazienkę
prefektów. Obaj wraz z Arenem przekroczyli jej próg.
Aren znał tą łazienkę. Było to
kolejne miejsce, które przypominało mu Cedrika. W tych czasach
łazienka była nieco inna na szczęście, więc skojarzenie nie
uderzyło Greya aż tak mocno. Gdy tylko weszli do pomieszczenia woda
zaczęła od razu napełniać basen, lejąc się strumieniami ze
złotych kranów. Aren spojrzał na Toma trochę niepewnie, bo
właściwie marzył o tym by znaleźć się w tej gorącej wodzie,
ale nie przy nim. Nie zamierzał się rozbierać przy Riddle'u, tego
byłoby już zbyt wiele. Prefekt Ślizgonów spojrzał na niego w
oczekiwaniu, a wreszcie wręcz rozkazał spokojnym, opanowanym
głosem, równocześnie siadając na ławce obok szafek ze
szlafrokami i ręcznikami:
– Rozbieraj się, chyba że naprawdę
masz zamiar sterczeć tutaj i trząść się z zimna przez całą
noc. – Aren zerknął tęsknie na wodę, po czym wrócił wzrokiem
do Riddle'a i zaczął trochę niepewnie:
– Czy naprawdę konieczne jest żebyś
tutaj był? Nie możesz po prostu udać się ... gdziekolwiek?
Naprawdę doceniam Twoją pomoc, ale ... – Grey przerwał widząc
jak Riddle wywraca oczami w zniecierpliwieniu. Po chwili usłyszał z
jego strony propozycję:
– Może powinienem ci pomóc? – To
mówiąc Tom wstał płynnym ruchem z ławki i zaczął wolno
podchodzić do Arena, uśmiechając się szyderczo. Zielonooki
chłopak odruchowo zaczął się cofać, a po kilku krokach wyrzucił
z siebie:
– Nie podchodź bliżej! Inaczej ...
inaczej … – Nawet w jego uszach ta groźba nie zabrzmiała
przekonywająco. Na Tomie oczywiście nie zrobiła najmniejszego
wrażenia:
– Zastanówmy się. Pomijając już
ewidentny brak magii, porównajmy nasze sylwetki. Na pierwszy rzut
oka widać, że jeśli chodzi o siłę fizyczną również nad Tobą
góruję. – Podczas tej przemowy Riddle nie przerywał swojego
powolnego marszu w stronę Arena do czasu, aż Grey znalazł się na
skraju basenu. Nie mając już możliwości się wycofać, stanął
obserwując zbliżającego się prefekta. Tom widząc obawę w oczach
adwersarza, tylko uśmiechnął się z politowaniem i po prostu
pchnął go wody. Aren wpadł do niej z pluskiem, zanurzając się w
całości. Po chwili jednak wypłynął na powierzchnię i spojrzał
na Riddle'a z zaskoczeniem i niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Tom
usatysfakcjonowany wrócił na swoje miejsce na ławce z tą różnicą,
że teraz odwrócił się plecami do basenu i oznajmił: – Teraz,
możesz przestać się krępować.
Aren spojrzał nieco nieufanie na jego
plecy, ale ten z oczywistych powodów nie mógł tego widzieć.
Minęła chwila nim zielonooki chłopak zdecydował się wreszcie i
zaczął zdejmować z siebie mokre ubrania, odkładając poszczególne
części garderoby na brzeg basenu. Ciepła woda przyjemnie opływała
jego ciało. Niestety mniej przyjemne były efekty powracającego w
dłoniach i stopach czucia. Bolało, ale był to ból do zniesienia.
Kiedy wreszcie kryzys minął na tyle, że był w stanie dłońmi coś
zrobić, wyciągnął rękę i odkręcił jeden z kranów. W jego
czasach ten kran przewodził płyn do kąpieli o lawendowym zapachu.
Miał nadzieję, że w tych czasach było tak samo. Już po chwili
widok fioletowej cieczy i roznoszący się wokół przyjemny zapach
uspokoiły go i upewniły, że się nie pomylił. Po chwili zakręcił
kran i oparł się o brzeg basenu przymykając oczy i starając się
zrelaksować. Przeszkadzała mu w tym trochę świadomość obecności
prefekta Slytherinu, ale kiedy uchylił powieki i spojrzał w stronę,
gdzie siedział Tom okazało się, że Riddle zajął się czytaniem
książki. Grey przez moment zastanawiał się skąd Tom ją wziął,
ale na koniec wzruszył na swoje myśli ramionami i skupił się na
cieple i odprężającym działaniu kąpieli. Po dłuższej chwili
idealnej niemal ciszy, przerywanej jedynie dźwiękami lekko
pluskającej wody i szelestem przewracanych kartek książki, Aren
zdecydował się podziękować krótko Riddle'owi za pomoc i rzucił
w przestrzeń:
– Dziękuję. – Tom nie drgnął
nawet, ale spokojnym głosem odpowiedział:
– Kiedy rozmawialiśmy ostatnio,
słyszałem dokładnie to samo. Zastanawiam się jednak, czy ktoś
kiedyś zwrócił Ci uwagę, że zaczynasz rozmowę nie z tej strony
z której powinieneś. – Aren słysząc to stwierdził nagle, że
otwiera się przed nim furtka, by trochę dowiedzieć się o Tomie od
niego samego. Jakoś nie miał ochoty wypytywać Abraxasa. Niestety
wiązało się to bez wątpienia z uchyleniem rąbka tajemnicy na
własny temat. Postanowił jednak, że troszeczkę może i
odpowiedział:
– To nie tak, że ciągle tak mam. Po
prostu zaczynam w ten sposób mówić, gdy jestem zdenerwowany.
– Denerwuje Cię rozmowa ze mną? Czy
ma to coś wspólnego z tamtym? – Zapytał Tom, a Aren poczuł się
lekko zdeprymowany, bo nie bardzo wiedział co Riddle ma namyśli
mówiąc o „tamtym”. Pierwsze co mu przyszło na myśl to
wspomnienie pochylającego się nad nim Toma w Skrzydle Szpitalnym i
jego niesamowite oczy. Grey nie mógł w żaden sposób odpędzić
tej wizji. Poza tym poczuł momentalnie palenie policzków. Cichy
śmiech od strony, gdzie siedział Riddle podpowiadał, że z
pewnością na twarzy ma rumieńce. Otworzył oczy i zerknął na
Toma. No oczywiście, prefekt Slytherinu co prawda siedział
odwrócony plecami do basenu, ale w tej chwili patrzył na niego
przez ramię, najwyraźniej sprawdzając efekt swoich słów. Aren na
powrót zamknął oczy starając się zapanować nad emocjami, ale po
chwili stwierdził, że ma na to zbyt bujną wyobraźnię. Postanowił
wobec tego zmienić temat rozmowy na jego zdaniem bezpieczniejszy.
Przynajmniej pod tym szczególnym względem:
– Dlaczego interesuje Cię
Grindelwald ? – Tom powoli wstał, najwyraźniej zastanawiając się
nad odpowiedzią i usiadł znowu, ale tym razem już przodem w stronę
basenu. Aren szybko kontrolnie zerknął na wodę wokół siebie, ale
wszędzie była piana, więc przestał się tym przejmować i wrócił
wzrokiem do Riddle'a, który tymczasem zebrał myśli i odpowiedział:
– Jest potężnym czarnoksiężnikiem.
Chcę wiedzieć jak wielka jest jego potęga.
– Do czego jest Ci potrzebna ta
wiedza? Jesteś silnym magiem, nawet bardzo silnym. Chyba nie
zamierzasz się z nim zmierzyć? Gellert bez wątpienia jest potężny,
ale przypuszczam, że być może jego potęga może być trochę
przeceniana. Wyolbrzymiona przez strach, który zasiał w sercach
czarodziejów. Nie należy go nie doceniać, ale … i na niego w
końcu przyjdzie pora. – Tom skinął w zamyśleniu głową po czym
zaczął filozoficznie:
– Widzisz wiedza to potężna broń.
A ja zawsze wykazywałem może nawet nadmierne zainteresowanie
wiedzą. Skutek jest taki, że to co jest w Hogwarcie już mi nie
wystarcza. Dlatego Twoje pojawienie się, a zwłaszcza tajemnicze
powiązanie z Grindelwald'em zainteresowało mnie tak bardzo. Pomyśl,
samo zaklęcie, które spowodowało zanik Twojej magii jest
wyjątkowym majstersztykiem. Nigdy o takim nie słyszałem. Powiem
więcej, nawet nie znalazłem żadnej informacji na ten temat.
Owszem, są wzmianki na temat klątw, bądź eliksirów pozwalających
na krótkotrwałe, kilkugodzinne, czy nawet kilkunastogodzinne
pozbawianie mocy czarodzieja, ale na tak długo? A jednak Grindelwald
znalazł sposób. Twój przypadek jest naprawdę intrygujący.
Zastanawia mnie jakim byłeś magiem przed tą klątwą?
– Nie pomogę Ci jeśli chodzi o samą
naturę tamtego zaklęcia. Nie rozumiem jej. – Odpowiedział Aren
myśląc oczywiście o Signum temporis. Po czym krótko
zastanowił się nad odpowiedzią na ostatnie pytanie Toma i
postanowił jednak za bardzo się nie odkrywać: – Jeżeli
natomiast chodzi o moje zdolności przed tą czasową, ale jednak
długotrwałą utratą magii to sądzę, że nie byłem raczej zbyt
potężnym magiem.
– Ale jednak masz w sobie coś co
zainteresowało Czarnego Pana. Nie możesz być aż tak przeciętny
jak sugerujesz.
– Najwidoczniej mam w sobie coś co
przyciąga do mnie Czarnych Panów. – Spróbował zażartować
Grey, ale Riddle spojrzał w niego w jakiś dziwny sposób i Arena
zastanowiło, czy słusznie wysilił się na tego typu żart.
Spojrzenie Toma przylgnęło do twarzy kąpiącego się chłopaka i
nie schodziło z niej bardzo długo. W międzyczasie Riddle
stwierdził tylko:
– W rzeczy samej. – Po czym
kontynuował wnikliwą obserwację. Aren natomiast stwierdził, że
sam nie potrafi odwrócić wzroku od prefekta Ślizgonów. Znowu
zaczął się czuć niezręcznie i przez krótką chwilę zaczął
się nawet zastanawiać co z nim jest nie tak. Po długim czasie Tom
rzucił pytanie dotyczące czego innego: – Jak to się stało, że
byłeś w takim stanie?
– Mały wypadek. Przez przypadek
wpadłem do wody. – Grey posłużył się właściwie prawdą, choć
nie wnikał w okoliczności, które doprowadziły do tego wypadku i
miał nadzieję, że Riddle nie będzie drążył tej sprawy, bo
znowu musiałby skłamać. Na twarzy Toma zagościło rozbawienie,
kiedy skwitował:
– Zdążyłem zauważyć, że masz
dziwne skłonności do wpadania w rozmaite kłopoty i tendencje do
przeróżnych „wypadków”.
– To nie tak, że jakoś specjalnie
ich szukam. Same mi się trafiają. Ciągną do mnie stadami. Muszę
też przyznać, że zdarzyło mi się już słyszeć podobne uwagi do
Twojej. – Tom zakończył swoją długotrwałą kontemplację
kąpiącego się chłopaka i podniósł się mówiąc:
– Zostawię Cię teraz, byś bez
stresu mógł się ubrać. Jak będziesz gotowy wyjdź, będę czekać
za drzwiami. – Po tym oznajmieniu po prostu wyszedł, zostawiając
Arena samego. Zielonooki chłopak westchnął z ulgą, bo prawdę
mówiąc zastanawiał się już jak tu zakończyć kąpiel bez
wystawiania się na spojrzenia Toma. Nie czekając dłużej wyszedł
z basenu i skierował się do szafek z ręcznikami. Wybrał jeden z
nich i zaczął się wycierać energicznie, krzywiąc się
równocześnie na myśl o założeniu mokrego ubrania i chłodu
panującego na korytarzach. Przez głowę przemknęła mu niechętna
myśl, że znowu zmarznie. Nie było jednak wyjścia, więc zaczął
szukać wzrokiem swojej odzieży. Kiedy nie odkrył jej tam, gdzie ją
zostawił zmarszczył brwi i uważnie rozejrzał się po całym
pomieszczeniu. Ubrania leżały na ławce obok miejsca, które
zajmował Riddle. Już na pierwszy rzut oka widać było, że są
suche. Buty stały przy ławce i też wyglądały na wysuszone. Aren
zamrugał zdziwiony. Nie zauważył kiedy Tom zdążył to wszystko
zrobić. Mimo woli poczuł do niego wdzięczność i uśmiechnął
się radośnie. Najwyraźniej ten dzień nie należał jednak do
najgorszych.
Tymczasem
Tom, kiedy był już za drzwiami łazienki, odetchnął głęboko
opierając czoło o zimną kamienną ścianę. Coś z nim wyraźnie
było nie tak. Nie umiał nawet nazwać tych wszystkich emocji, które
odczuwał. Pewnie też dlatego, że jak dotąd nigdy podobnych nie
miał. Westchnął jeszcze raz próbując zapanować nad sobą,
starając się uspokoić, wrócić do równowagi. Doszedł do
wniosku, że wszystko co wcześniej próbował zamknąć gdzieś
głęboko w sobie po prostu wyszło, wypłynęło na wierzch, kiedy
Aren się nieco otworzył. To było … zaskakujące, chociaż w
sumie był zadowolony, że udało mu się zbliżyć do Greya na tyle,
by przeprowadzić z nim dłuższą rozmowę. Tym bardziej był
zadowolony, że znowu, mógł patrzeć w jego piękne oczy z bliska.
To było dużo lepsze, przyjemniejsze niż obserwacja z ukrycia.
Musiał przyznać sam przed sobą, że podobało mu się to, że Aren
jako jedyny nie pozostawał mu dłużny i patrzył śmiało na niego
nie uciekając ze wzrokiem i nie wzdrygając się nerwowo. Jakimś
cudem w jego spojrzeniu widział własne emocje. Identyczne. To było
zaskakujące. Takie inne. Tom czuł z tego powodu istny chaos w
duszy. Nie do końca zdawał sobie sprawę co to mogło znaczyć.
____________________
Nowy rozdział się pisze. Za to u bety znajduje się nowe opowiadanie, które jest moją odskocznią od Signum o ile naprawdę kocham swoje opowiadanie to nie zawsze mam akurat ochotę je pisać. Dlatego nowe będzie zuepłnie inne.
Przede wszystkim jest to AU czyli świat alternatywny, więc próżno jest szukać kanonu, dalej oczywiście lecimy w Tomarry/Voldarry/Harrymorty itd itp... ;) Bohaterowie są dorośli więc akcja nie będzie w Hogwarcie. To takie trzy podstawowe aspekty... Myślę jednak, że w pewnym stopniu one pomogą wam podjąć decyzje czy będziecie zainteresowani nowością czy też nie, gdyż z reguł większość czytelników woli akcje w szkole :) Rozdział nowości powinien się ukazać przed następnym rozdziałem Signum.
Przede wszystkim jest to AU czyli świat alternatywny, więc próżno jest szukać kanonu, dalej oczywiście lecimy w Tomarry/Voldarry/Harrymorty itd itp... ;) Bohaterowie są dorośli więc akcja nie będzie w Hogwarcie. To takie trzy podstawowe aspekty... Myślę jednak, że w pewnym stopniu one pomogą wam podjąć decyzje czy będziecie zainteresowani nowością czy też nie, gdyż z reguł większość czytelników woli akcje w szkole :) Rozdział nowości powinien się ukazać przed następnym rozdziałem Signum.
Wiem, wiem... moja wyobraźnia galopuje na za dalekie rejony... ale cichy głosik w mojej głowie był tak podekscytowany, gdy Tom zaczął prowadzić Harrego do łazienki, że już wymyślał niestworzone sceny. I tak, w tych scenach oboje znajdowali się w wannie. Chociaż chcę akurat wierzyć, że nie tylko ja mam tak spaczony umysł.
OdpowiedzUsuńRozdział, oczywiście mi się podobał, bo... szczerze nie spodziewam się, żeby kiedyś spotkał mnie zawód po przeczytaniu jakiejkolwiek twojej noty. Co prawda nie wprawiał mnie w mini zawały i nie zapierał tchu, ale był po prostu ciekawy i przyjemnie się go czytało. A to przecież najważniejsze.
Hm, nadal nie zmieniam zdania, uwielbiam Abraxasa i twoje opowiadanie tylko potęguje tę miłość. Zaciekawił mnie wątek z Orionem, jestem ciekawa, czy chłopak dotrzyma słowa i nie podzieli się z nikim słowami, które usłyszał z ust Harrego. Jestem człowiekiem, który ma lekką paranoję, więc siłą rzeczy nie chce mi się wierzyć że uda mu się to utrzymać w tajemnicy, a co za tym idzie, że Abraxasowi uda się jej dochować.
Pomijając oczywiście ich lojalność wobec siebie (i w przypadku Malfoya, wobec Harrego) Tom w każdej chwili mógłby użyć na nich legilimencji...
Chociaż... Mieszaj kochana, mieszaj między nimi, im więcej intryg tym lepiej.
Btw, wątki, hm, prawie miłosne (:p) są takie urocze... i pobudzają wyobraźnie. I... pragnę więcej zazdrosnego Toma, więcej... bardziej jednoznacznych sytuacji, by Czarny Pan mógł poczuć się zagrożony i, co za tym idzie więcej uczuć naszego byłego Gryfona.
A właśnie, tu mam pytanie. Bo wnioskując po treści listu Kassandry i moich domysłów (wybacz mi, jeśli to zostało już powiedziane, ale moja pamięć jest dość tragiczna) Harry nie będzie już mógł wrócić do swoich czasów?
Na koniec życzę ci wiele weny, wiary w Signum i podzielę się przypuszczeniem, że twoje drugie opowiadanie będzie tak wielkim strzałem w dziesiątkę jak właśnie to, które mam szczęście czytać.
Pan komentarz znowu przychodzi spóźniony... To prawie jak mój nauczyciel od wf-u. Jest pierwszy miesiąc szkoły, a ja już mam dość - błagam, zabij mnie.
OdpowiedzUsuńOgarniając się:
Jestem chora, więc mogę narzekać i być nieznośna, okej? Czuję się usprawiedliwiona.
Tak więc wreeeszcie mam czas, aby zrobić cokolwiek innego oprócz cholernych projektów. Czasami dobrze jest się pochorować – nagle wszyscy chcą robić wszystko za ciebie. Nie narzekam.
Tuż po obejrzeniu Yuri on Ice miałam galerię równie zapchaną Victuuri jak i Voldarry. Niemniej po dłuższych refleksjach przypomniałam sobie ile już miałam ulubionych par z anime. Wszystkie przesły do wieczności, ale Tom x Harry jest wieczne. To moja miłość kropka. Mogę nawet zostać starą panną z dziesiątkami kotów, psów i węży.
Zaś nie tak dawno udało mi się wreszcie przebrnąć przez Killing Stalking. Nie polecam. Ba! Odradzam. Spierniczać od tego gówna jak najdalej się da! Takiej patologii w życiu nie widziałam. Nie. Po prostu nie.
„Wielki zły i potężny Voldemort” – to mi się podoba. Za cztery dni urodzinki – koleżanka obiecała mi kupić poduszkę albo z Tomem (o ile znajdzie tego młodego), albo z Bellą.
Cóż… Kiedy widzisz, jak ktoś zmienia rodzinne powiązania jakiejś lubianej postaci, to aż wrze w środku, zatem… Oriona zapewne nie wytknęłam ci jako ostatnia. To prawie tak samo irytujące, jakby ktoś próbował wcisnąć mi kit, że Tom jest od Ignotusa Peverella.
Nie no – przelotny romansik Abraxas/Harry to chyba nie zbrodnia. Tak żeby troszeczkę podręczyć pana „Ja jestem królem świata, a wy tylko nędznym pyłem na moich butach”. Jakby co, to ja cię obronię przed stosem i uchronię od ognia piekielnego… Znowu mi odwala.
Heh! Ta chwila, kiedy przypominasz sobie minę znajomej, gdy zapytała się, czy wiesz, co to, do jasnej cholery, są Wolfstary, ponieważ wszędzie to słyszy, a nie wie, o co chodzi. A później niszczysz jej świat, tłumacząc, że to po prostu Remus x Syriusz. Biedactwo będzie miało spaczoną psychikę do końca życia. Jakoś nie żałuję :).
Z moim wyobrażeniem Toma to jest tak w sumie zupełnie różnie, ale w Signum Temporis zdecydowanie widzę jego nastoletnią wersję żywcem z Księcia Półkrwi. No może z drobną korektą tu i tam – nie ma aż tak ulizanych włosów. Za to w moim opowiadaniu, podobnie jak ty, mam przed oczami jakieś arty. Zazwyczaj te „mokre” :D.
Szkoda, że z wyjazdu klapa. Ale spokojnie, moje wakacje też do najlepszych należeć nie należały. Witam w drużynie.
A teraz odnośnie rozdziału:
UsuńJuż na samym początku otrzymujemy solidną porcję chorej i obsesyjnej troski Toma. I to to ja mogę czytać! Ach, jak bardzo mnie bawi ta nieświadomość biednego, młodziutkiego Czarnego Pana. T opo prostu jest u-ro-cze.
Oho, Tommy już coś kombinuje. Już się zaczyna.
Tak szczerze, to uwielbiam Riddle’a. Na papierze. Bo gdybym spotkała w ciemnej uliczce, to spierniczałabym na ile pozwoli mi beznadziejna kondycja. Trzeba przyznać, że trzyma tych swoich małych, niewinnych Śmierciojadków żelazną ręką, no ale żaby od razu grozić Skrzydłem Szpitalnym?
I jakoś do tej pory nie potrafię zrozumieć jednej rzeczy: dlaczego w tych wszystkich przenosinach w czasie musi być ktoś, kto nie trawi Harry’ego? Albo dokładniej – dlaczego zawsze tym kimś jest jakiś Lestrange? Tak sobie teraz zadałam to pytanie. Cóż, nadal go nienawidzę :).
Mój mózg wziął się, prześlizgnął i na noc poszedł do domu publicznego. „Przecież Tom był bez wątpienia uzdolniony w tej dziedzinie” – pierwsze, co podsunęła mi moja podświadomość, to Riddle przebywający w tym samym miejscu, co obecnie mój mózg i robiąc dokładnie to samo, co on. Nie. Nope. No. To zła godzina na komentowanie. Wiem to już od dawna. I nadal nie potrafię się zmienić.
Jest i Abraxas-Obrońca-Arena! Da-jesz! Da-jesz! Wiesz co… zrób z nimi miniaturkę, co? Tak na święta albo nowy rok? Ooo! Albo na Halloween! Hm? Co ty na to? I dlaczego wciąż mam wrażenie, że zrobisz nam nieszczęśliwie zakochanego Malfoya?
Coś mi nie pasuje w Orionie, wiesz? Jest jakiś taki podejrzany, gadzina jedna. Niby totalny outsider, ale z drugiej strony sprawia wrażenie dobrze poinformowanego. Jakiś taki… Dziwny jest. Ale go lubię.
A przechodząc do Harry’ego, czy mi się tylko zdaje, czy nasz Chłopiec-Który-Przeżył właśnie się nad sobą użala? O nie, mój drogi, tak to nie będzie No to teraz leć przypudrować nosek, na twarzyczkę uroczy uśmieszek i wio do Toma. Już cię tu nie widzę!
I znowu ten Lestrange. I znowu mam ochotę tam wejść i przygrzmocić mu w łeb. Niemniej Harry wybrnął z tej sytuacji iście Ślizgońsko, kiedy złożył przyszłość swojej dupy (Salazarze, to źle brzmi) w rękach Toma. Wow! Harry! Dopiero ci grożono! Nie ma to jak reakcja „wzruszyć ramionami”. To wygląda tak bardzo: „Aha, spoko. I tak mam głęboko w nosie, co masz do powiedzenia, co robisz i co planujesz. Po prostu spadaj. Carpe Diem, po prostu.”
Jest i Kassandra! I jej bezczelny przyjaciel-alkoholik też!
- Mieliśmy umowę, złamałeś ją!
- Przyniosłem wino.
Ten tekst wygrał rozdział. Jest najlepszy. A: Zabiłeś człowieka! B: Ale przyniosłem wino! Kocham, zdecydowanie kocham!
Ten dziwny koleś jest chyba jeszcze bardziej bezczelny i arogancki, niż sam Tom! Nie ma to jak wymieszać pijaństwo Tony’ego Starka i charakter Voldemorta… I może jeszcze jakiegoś wrednego typa.
Wracamy do Harry’ego, jak widzę. Szkoda, polubiłam te przekomarzania Kassandry. Kiedy Harry’emu śni się ta jego przeszłość/przyszłość, to przez cały czas czekam, kiedy krzyknie coś w stylu „Voldemort, ty łajdaku!” i jego współlokatorzy już w ogóle się skołują.
Pojawia się i Orion. Kurczę, naprawdę lubię tego gościa. Jest fajny. Jak taki cichy obserwator, który wie wszystko, ale nic nie mówi i nie jest w centrum uwagi. Tacy są niebezpieczni. Wprawdzie Black nie stoi po stronie Arena, ale nie mogę go nie lubić. Pasuje mi jego Ślizgoński do cna charakter.
I kolejny raz Rudolfus wrzucił w coś Harry’ego. No tylko mu po prostu oczy wydrapać. No i nic więcej. Tym razem szlaban (pomińmy, że w większości nijak miało się to do szlabanu), choć trzeba przyznać, że w pięknym, naprawdę pięknym stylu. Ale po co mu ten mały badyl? Chce zrobić Veritaserum czy jak?
Ach, zazdrosny Tom. To jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Mogę o takim Voldemorcie czytaaać i czytaaać, i czytaaać.
Harry; mój słodki, uroczy, Harry. Uwielbiam ich interakcje (Harry’ego i Toma). Nawet jeżeli ograniczają się do czegoś tak trywialnego, jak zwykła rozmowa przy kubku herbaty. Oho! I już zamiast potulnego kociaka pan Harry Potter zamienia się w obrażoną lwicę!
C.D.N
Oficjalnie coraz bardziej zaczyna mi się podobać Beery. Niemniej dziwi mnie, że w całym Hogwarcie nie ma tego „złego” nauczyciela, który non stop przewijałby się w tłumie, wlepiając Harry’emu szlaban za szlabanem.
UsuńAle tak czy inaczej, Beery jest świetny. Te rośliny są zakazane przez Ministerstwo, ale ja mam na to całkowicie wyrąbane. Chodźmy i zbierajmy je dalej, tylko wiesz co, uważaj na truciznę, żebyś mi nie zginął w samym środku Zakazanego Lasu, okej, Aren?
A ten prefekt Krukonów, na które natknął się Harry, gdy wracał do dormitorium… To jakiś były Abraxasa? Nie wiem, w każdym razie wkurzający jegomość, że się tak wyrażę. Tommy ładnie go pogonił. I tak to, powolutkimi kroczkami zbliżamy się do finiszu tego rozdziału – mojej ulubionej sceny. Zwłaszcza, kiedy Tom zasugerował Harry’emu pomoc w rozbieraniu się. Niby wiadomo, że bez zgody Arena, Riddle raczej nic mu się zrobi (raczej), a banan na twarzy i tak się pojawia.
I ta rozmowa w łazience. Ja po prostu nie wiem, jak to skomentować. Jest cała po prostu obłędna. I tyle. Jest tylko jeden aspekt, który pragnę z niej najbardziej wyróżnić, który najbardziej mi się spodobał. Kiedy Harry stwierdził, że coś go przyciąga do Czarnych Panów, a Tom podbił to swoim potwierdzeniem, to myślałam, że zejdę!
Halina! Wody! Dajże wody! Prędko! Mam zawał!
Okej. Halina dała wody, mogę żyć dalej.
Teraz to wychodzisz, kiedy się przebiera, co Tom? Poczekaj ze cztery miesiące, już ja wiem, jak będzie reagować na jakiekolwiek rozbieranie się Harry’ego.
Słowem: rozdział super (jak zawsze – następny pojadę od góry do dołu. Dajże mi się do czegoś przyczepić, noo!). Tam gdzieś były jakieś błędy w zapisie dialogów (też mama z tym problem, bo to wszystko zależy od kontekstu czy czegośtam i prawie zawsze coś się wkradnie. Bardziej rzucające się w oczy jest używanie formy „tą” i „tę” w niewłaściwych miejscach. Dobry krytyk, który zna się na takich diabelskich szczególikach to podstawa – jak ci wytknie błąd, to wierz mi – drugi raz świadomie go nie popełnisz. Znam to z autopsji.
Ach, rekordu nie będzie, ale myślę, że i tak jest okej :)
Pa, pa!
PS. Niedługo postaram się skomentować jeszcze to nowe cudeńko, które zdążyło mi już wpaść w łapki. Zapowiada się naprawdę nieźle. Przynajmniej obaj są dorośli :D
Rozdział cudowny zresztą jak zwykle nie moge doczekać jak to się wszystko dalej potoczy
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Natalia
Aaaaaaa to takie wspaniale tom i harry razem czekam na wiecej troche szkoda mi bedzie pozniej Abraxasa ale coz w koncu tamci sa sobie przeznaczeni nie wiem jak wytrzymam do nastepnego rozdzialu
OdpowiedzUsuńWeronika
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział... grrr... Lastrage mnie bardzo wkurza, więc bardzo czekam na moment kiedy to Arden odzyska magię i pokaże mu gdzie jest jego miejsce.. och Abraxas miał się zaprzyjaźnić z Ardenem na rozkaz Toma, ale mam nadzieje, że sam z siebie tego chce... czyżby Tom jednak odczuwał, ze to jest jego przeznaczony? I to takie inne zachowanie, przecież Abraxa nie ciągnął do łazienki prefektów aby ten się rozgrzał... i co z tym dziennikiem się dzieje?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie