Raisa: Mimo, że krótki komentarz naprawdę sprawił mi radość
Monika Garbicz: Ja uwielbiam mojego Pana w kapeluszu. Jest jedną z ważniejszych postaci w tym opowiadaniu. Zmiana imienia i nazwiska była konieczna przez to w jakiej sytuacji się znalazł ( I osobiście nigdy nie lubiłam imienia "Harry" )
Kiminari: Moja droga, czytanie twoich przemyśleń i emocji to czysta przyjemność! Niedawno znalazłam informacje na twoim profilu odnośnie twojego wieku i pierwsza myśl "kurczę, jaka ona młodziutka" Po tej myśli poczułam się nieco staro... ;) Co do Grey'a ... Nie, absolutnie nie miałam na myśli Grey'a z pięćdziesięciu. Historia tworzyła się już w mojej głowie zanim był wielki booom na tą książkę. Grey, wzięło się stąd, że gdy Malfoy zapytał go o nazwisko i nie wiedział co odpowiedzieć to spojrzał w jego oczy które są szare no i... mamy Grey;a... Chyba jednak tylko ja to tak zinterpretowałam... ? :)
Queen of the wars in the stars: Panikujący Harry? Nie... Chcę go jednak wykreować na w miarę dojrzałą osobę. Co do wrzeszczącej chaty to bardzo dziękuje! Miałaś rację
Betowała: Mato <3 Uwielbiam moją betę!
Rozdział 18: Być Ślizgonem
Abraxas odprowadził nowego do swojego
dormitorium. Było tam wolne łóżko i tam też miał mieszkać
Aren. Wejście ich obu do pokoju nie zrobiło na współmieszkańcach
wielkiego wrażenia. Wszyscy czterej obecni, skupieni byli na
szachach czarodziejów. Na jednym z łóżek siedziały dwie osoby
grające w grę, a pozostałe dwie przypatrywały się rozgrywce w
skupieniu. Obok planszy leżało kilka monet świadczących o tym, że
gra toczyła się o pieniądze. Dopiero znaczące chrząknięcie
Malfoy'a zwróciło powszechną uwagę. Cztery pary oczu skupiły się
momentalnie najpierw na Abraxasie, a później odruchowo przeskoczyły
na obcego. Aren, świadomy, że aktualnie znajduje się między
wężami, siłą woli powstrzymał drgnięcie i utrzymał swobodną
postawę czekając, aż blondyn go przedstawi:
— To Aren Grey, nowy uczeń. Od
jutra zacznie z nami lekcje. — Zaanonsował krótko Abraxas. Przez
chwilę panowała cisza. Aren skinął głową na powitanie. A obecni
w pokoju powstali uprzejmie. Pierwszy podszedł chłopak z czarnymi
włosami do ramion i szarymi oczami. Wyciągnął rękę w stronę
Grey'a i w oszczędnych słowach się przedstawił, równocześnie
mierząc nowego oceniającym wzrokiem:
— Orion Black — Aren'owi na
chwilę zaschło w ustach z wrażenia. Podobieństwo tego chłopaka
do Syriusza było uderzające. Szybko jednak przywołał się do
porządku skupiając na następnej osobie:
— Albert Mulciber — Ten chłopak
również podał mu dłoń. Był wysoki, dobrze zbudowany, o
krótkich, jasno brązowych włosach i piwnych oczach. Aren tyle
zdążył zauważyć i już musiał przerzucić wzrok na kolejną
osobę, bo usłyszał pogodne:
— Edgar Avery — Ten jako jedyny
uśmiechnął się lekko na powitanie. Ponieważ okazał jakiekolwiek
emocje, wzbudził tym w Aren'ie cień sympatii. Edgar miał swoistą
urodę. Zielone oczy tworzyły specyficzny kontrast z ciemniejszą
karnacją i popielatymi włosami. Aren'owi oględziny przerwał
oschły głos ostatniego z tej czwórki:
— Rudolf Lastrange — Ten z kolei
zupełnie nie wyglądał przyjaźnie. Nie podał ręki na powitanie,
za to rzucił bardzo bezpośrednie pytanie: — Powiedz jakiej krwi
jesteś? Nie znam rodziny Grey. — Aren miał ochotę prychnąć z
irytacji, ale zachował kamienny spokój mając świadomość, że to
nie Gryffindor. Ograniczył się do spojrzenia w oczy Rudolfowi i
oznajmienia:
— Jestem pół krwi, czy to jakiś
problem?
— W zasadzie jest to pewien
problem, choć byłby większy, gdybyś okazał się szlamą. Jako,
że my wszyscy jesteśmy czystej krwi, musisz znać swoje miejsce w
szeregach. — Oznajmił z jawną wyższością w głosie Rudolf i
odwrócił się wracając na łóżko, by dokończyć grę. Aren
spokojnym spojrzeniem odprowadził go aż do tego miejsca. Zdążył
zauważyć, że ten chłopak górował wzrostem nad nimi wszystkimi.
Wyczuwał, że może być z nim pewien problem. Z niejakim zdumieniem
usłyszał zgryźliwy komentarz ze strony Abraxas'a:
— Szkoda, że często Ty nie znasz
swojego prawdziwego miejsca. — Oczy Rudolfa pociemniały z gniewu,
ale wszelkie niesnaski uciął krótko Mulciber, siadając na powrót
z drugiej strony planszy:
— Dobra, darujcie sobie na dziś!
Chcę dokończyć grę, a Wasze słowne przepychanki działają mi na
nerwy. Rudlof skup się na szachach. — Pozostała trójka rozeszła
się w stronę swoich miejsc i Aren na moment został sam. Rozejrzał
się spokojnie i zauważył puste łóżko, a przy nim swój kufer.
Łóżko obok zajmował Abraxas.
Grey podszedł do swojego miejsca i
usiadł. Był zadowolony, że sąsiadował z Malfoy'em. Jak na razie
najbardziej polubił jego właśnie. Teraz doszedł do tego jeszcze
jeden plus. Abraxas i Lastrange zdecydowanie się nie lubili, czyli
pod tym względem mógł mieć w Malfoy'u sprzymierzeńca. Postanowił
jednak wstrzymać się na razie z bliższymi kontaktami i póki co
tylko obserwować. W sumie ważne też było, jak domownicy zareagują
na jego brak magii. Nie chciał po raz kolejny się zawieść,
pokładając nadzieję w kimś, kto go rozczaruje. Rudolf oznajmił
przecież, że wszyscy w pokoju prócz niego są czystej krwi. Grey
doskonale wiedział na co stać takie osoby. Przez krótką chwilę
zastanowił się nad tym co pomyśli o nim Tom, kiedy zauważy brak
magii, ale niemal natychmiast wymierzył sobie mentalnego kopniaka.
Bez dwóch zdań, nie była to odpowiednia pora, by przejmować się
tym co Riddle myśli, pomyśli i dlaczego. Nie był to również
czas, żeby zastanawiać się dlaczego oczy Toma zrobiły na nim tak
piorunujące wrażenie. Teraz był dobry czas na odpoczynek, żeby
jutro z nowymi siłami stanąć naprzeciw czekającym go wyzwaniom.
Aren już prawie zasypiał, kiedy
usłyszał obok cichy szmer, a później wyczuł ruch. Uchylił
delikatnie powieki i zauważył Abraxas'a wychodzącego za próg
pokoju i delikatnie zamykającego za sobą drzwi. Grey'owi nie
chciało się jednak nawet zastanawiać nad tym faktem, był zmęczony
i chwilę potem zwyczajnie zasnął.
Abraxas czuł, że Tom na pewno nie
śpi i nie pomylił się. Kiedy dotarł do pokoju wspólnego, Riddle
siedział na kanapie, a w kominku już ledwo tlił się ogień. Widać
było, że prefekt jest wyjątkowo czymś zaabsorbowany. Książka,
którą trzymał w dłoniach nie była nawet otwarta, a on sam
patrzył zamyślonym wzrokiem w dogasający żar. Abraxas wiedział
jednak, że nawet w takim stanie rozkojarzenia Tom był czujny i z
pewnością zarejestrował jego obecność. Dlatego też nie
przerywając ciszy, Malfoy zajął fotel stojący naprzeciw kanapy i
pogrążył się we własnych myślach. Zastanawiał się nad
postępowaniem Toma wobec nowego. Riddle nigdy jak dotąd tak się
nie zachowywał Nie zdarzyło się dotychczas, by kogokolwiek wręcz
pożerał wzrokiem. Abraxas nie miał też wątpliwości, że w
chwili, gdy Riddle patrzył na Grey'a, w jego oczach dało się
zauważyć … Przez jakiś czas próbował dopasować słowa, ale w
końcu zrezygnował na rzecz stwierdzenia, że było to dziwne
spojrzenie, którego u Toma nigdy jak dotąd nie widział. Co
bardziej zdumiewające, Aren zdawał się podzielać fascynację
Riddle'a. Na tym na razie Malfoy musiał zakończyć roztrząsanie
swoich wrażeń i spostrzeżeń z pierwszego spotkania Riddle'a i
Grey'a, ponieważ Tom zadał pytanie:
— Co wiesz o tym nowym? —
Abraxas uniósł wzrok na twarz rozmówcy i zamyślił się krótko:
— W zasadzie niezbyt wiele. Wydaje
się być dość skryty i większość pytań, które zadawałem, po
prostu ignorował. Sam zadawał pytania dotyczące szkoły i tylko
szkoły. Odpowiadał również jedynie na takie. Dlatego wiem o nim
tylko tyle, że jest półkrwi.
— Rozumiem. A co Ty o nim sądzisz?
— Abraxas wyczuł kolejny test, choć nie wiedział z jakiego
powodu jest testowany:
— Wydaje się interesujący, jednak
póki co ciężko cokolwiek o nim powiedzieć. Jestem ciekawy poziomu
jego mocy oraz tego jakim będzie uczniem. Na razie niewiele więcej
jestem w stanie powiedzieć. Trudno go rozgryźć.
— Interesujący mówisz? Tak,
zdecydowanie nie można się oprzeć temu wrażeniu. — Tom po
tych słowach umilkł i ponownie zamyślił, a Malfoy cierpliwie
milczał, domyślając się czyj obraz prefekt przywołał w myślach.
Po dłuższej chwili Riddle jakby się ocknął, spojrzał na
Abraxas'a i zarządził: — Jako, że jesteście w jednym
dormitorium chciałbym, byś się o nim dowiedział więcej. Spróbuj
się z nim zaprzyjaźnić. — Malfoy'a ten rozkaz zdziwił do tego
stopnia, że przez chwilę wpatrywał się w Riddle'a z
niedowierzaniem. To było dziwne … znowu … Ich przywódca
pierwszy raz wykazał zainteresowanie czymkolwiek innym niż stare
księgi i magia. Zastanawiające było to, że obiektem tych
zdumiewających reakcji był człowiek. Abraxas poczuł się tak,
jakby zawisł między młotem, a kowadłem i dlatego zaryzykował
ostrożne pytanie:
— Panie ... nie chciałbyś sam go
sprawdzić? — Tom nie spuścił z niego wzroku, ale odpowiedział
spokojnie i stanowczo:
— Póki co zostanę obserwatorem.
Myślę, że potem podejmę stosowne kroki jeśli mnie nie zawiedzie.
Jeżeli jednak okaże się nie być wart mojej uwagi, wszystko
zostanie tak jak jest. — Malfoy przyjął w milczeniu ten
komentarz, chociaż w duchu pozwolił sobie na wątpliwość, czy Tom
długo wytrzyma w roli obserwatora. W końcu był wyjątkowo
poruszony osobą Grey'a, a jego ciekawość i zaangażowanie w całą
sprawę aż nadto widoczne.
Na śniadaniu Aren wywołał swoim
niespodziewanym pojawieniem się przy stole Slytherinu prawdziwą
sensację. Oczywiście nie u Ślizgonów, którzy już mieli
świadomość, że istnieje, ale u uczniów z innych Domów. Grey
chciał usiąść gdzieś na brzegu, jednak Abraxas mu na to nie
pozwolił i pociągał go w stronę środkowej części stołu. Jak
na złość usiedli akurat naprzeciw Lastrange, który posłał
Aren'owi nieprzyjemny, krzywy uśmiech i wrócił do rozmowy z
Tom'em. Riddle zdawał się być totalnie znudzony rozmową z
Rudolfem i bardziej skupiał się na jedzeniu. Aren ze wszystkich sił
starł się nie gapić na prefekta Slytherinu i skupić się na
własnym posiłku. Co prawda apetyt średnio mu dopisywał, ale
wypadało jednak coś zjeść przed pierwszymi zajęciami tutaj,
które z pewnością będą dla niego stresujące. Nie umiał sobie
wyobrazić jak mogą wyglądać zajęcia w szkole magii w momencie,
gdy nie można używać czarów. Westchnął lekko i odsunął
talerz, jakby chciał tym sposobem zaznaczyć koniec posiłku. Nie
był w stanie zjeść nawet tego co sobie nałożył. Żołądek z
nerwów zmienił się w kamień i nie chciał przyjąć ani krztyny
jedzenia więcej.
Na pierwszą dziś lekcję, Zaklęcia,
dotarł równo z nauczycielem i zajął miejsce w osobnej ławce, z
pełną świadomością ignorując dyskretny gest Malfoy'a stanowiący
zaproszenie, by dosiadł się do niego. Skupił się na obserwacji
nauczyciela. Był starszym mężczyzną, któremu siwizna częściowo
pokryła już brązowe włosy. Chodził lekko przygarbiony. Na
początek lekcji uśmiechnął się do swoich uczniów, odnalazł
wzrokiem Aren'a i skinął mu lekko głową na powitanie. Grey
odpowiedział tym samym i profesor przeszedł do tematu lekcji. Dziś
przerabiać mieli w praktyce zaklęcie niewidzialności. Uczniowie
mieli ćwiczyć, rzucając czar na przedmioty leżące przed nimi na
ławkach. Zajęcia trwały, uczniowie ćwiczyli z różnym skutkiem,
a jedynym, który rzucił zaklęcie poprawnie za pierwszy razem był
Tom Riddle. Aren czuł się na tej lekcji cokolwiek dziwnie. Nie mógł
w niej za bardzo uczestniczyć. Dopiero teraz poczuł jak bardzo
brakuje mu magii oraz jak bardzo źle się z tym czuje. Oczywiście
nie mógł nic poradzić, musiał czekać cierpliwie, aż jego rdzeń
magiczny się zregeneruje. Na razie musiał poprzestać na
kilkukrotnym powtórzeniu cicho formuły zaklęcia oraz przećwiczeniu
odpowiedniego ruchu dłoni. Przez całe zajęcia musiał znosić i
dzielnie ignorować zaciekawione spojrzenia posyłane przez uczniów
z własnego domu oraz Krukonów, z którymi mieli zaklęcia.
Kolejnymi zajęciami w dniu
dzisiejszym było podwójne Zielarstwo, prowadzone przez Herberta
Berry'ego. Nauczyciel zdawał się być niezbyt zainteresowany
nauczeniem własnego przedmiotu. Zaordynował co mają zrobić i
ograniczył się do obserwacji i rzadkich interwencji. Przez całe
zajęcia zajmowali się przesadzaniem poszczególnych ziół do
większych doniczek. Aren ze spokojem przystąpił do pracy, jak nie
raz i nie dwa robił to już w Hogwarcie. Pani Sprout nie tolerowała
magii podczas pracy z roślinami tłumacząc, że czary działają
niekorzystnie na ich magiczne zdolności. Mówiła, że pod wpływem
takiego traktowania, rośliny z czasem stają się coraz słabsze.
Dlatego Grey nawet nie zastanawiał się, czy brakuje mu na tych
zajęciach magii, czy też nie do czasu, gdy musiał przenosić
wielki worek torfu bez użycia magii. Wtedy ponownie zaczął
przeklinać w myślach swoją niedyspozycję. Zauważył też, że
chyba jedynie on spośród klasy pracował z roślinami bez użycia
czarów. Pozostali robili to za pomocą magii, by nie pobrudzić rąk.
Przesadzanie malutkich sadzonek było nawet dość odprężające i
sprawiało Grey'owi sporą przyjemność, dopóki jeden z nieznanych
mu Ślizgonów, specjalnie nie spuścił na jego przed chwilą
przesadzone zioła, sporej wielkości donicy. Ta oczywiście zgniotła
delikatne rośliny. Aren zdusił w sobie chęć do gwałtownej
reakcji i spojrzał tylko beznamiętnie, by zapamiętać wygląd
„niszczyciela” na przyszłość. Zanotował sobie w pamięci
również fakt, że wątpliwy dowcipniś zdawał się kumplować z
Lastrange'm. Grey bez słowa zajął się sprzątaniem powstałego
bałaganu i ratowaniem co się da spośród zgniecionych roślinek.
Nie zamierzał większości z nich wyrzucać. Były młodziutkie, na
początku etapu rozwoju i istniało wielkie prawdopodobieństwo, że
wrócą do siebie dość szybko. W końcu miał doświadczenie z
ratowaniem zgniecionych roślin. Często zdarzało się w domu
wujostwa, że Dudley umyślnie deptał grządki swojej matki, by
potem zwalić winę na niego. Pomimo masy kuzyna, większość
młodych roślin udawało się uratować. Ich chęć przetrwania była
silniejsza od mocy zniszczeń. Oczywiście tylko w wypadku, gdy kuzyn
perfidnie nie niszczył którejś grządki wielokrotnie i
systematycznie. Wtedy roślinki ginęły i nie było już mowy o ich
ratowaniu. Tak rozmyślając, Aren kontynuował swoją pracę do
czasu, aż na kilka minut przed końcem lekcji usłyszał tuż za
sobą głos profesora:
— Aren Grey dostaje dwadzieścia
punktów dla Slytherinu. — Chłopak, zupełnie zaskoczony odwrócił
się w stronę nauczyciela, nie bardzo pojmując o co chodzi.
Zdezorientowany rozejrzał się po innych, ale na ich twarzach
również zauważył brak zrozumienia:
— Za co on dostał tyle punktów? —
Padło wreszcie pytanie od strony uczniów Gryffindoru, a
nauczyciel w odpowiedzi oznajmił:
— Jako jedyny z całej waszej bandy
półgłówków nie używał magii, a to podstawowa wiedza w
zielarstwie. Miło mieć choć raz kompetentną osobę w klasie.
Osobę, która kiedy wymaga tego sytuacja, nie boi się ubrudzić. —
Profesor uśmiechnął się kpiąco, znacząco zatrzymując wzrok na
uczniach Slytherinu. Aren również spojrzał po swoich domownikach i
z rozbawieniem zauważył na wielu twarzach mieszaninę
nieprzychylności i zadowolenia. Jakby Ślizgoni nie bardzo mogli się
zdecydować, czy być zadowolonym z uzyskanej puli punktów, czy też
raczej nie znosić nowego za to, że odstawał od ich grupy.
Jeszcze przed obiadem Aren udał się
do biblioteki z zamiarem wypożyczenia podręczników z piątego i
szóstego roku, by mieć ogólne rozeznanie czego może się
spodziewać. Kasandra przestrzegła go, że póki nie może
uczestniczyć praktycznie w niektórych przedmiotach i zaliczać
poszczególnych etapów zajęć, musi się chociaż wykazać wiedzą
książkową. Zwłaszcza, że „przeskoczył” jeden rok. Grey
przyznał jej rację i teraz właśnie realizował swój zamiar
uzupełnienia i pogłębienia wiedzy. Zgromadził kilka pomocnych
książek i usiadł w najdalszym kącie czytelni, gdzie panował
spokój i można było się skupić. Zaczął od analizowania
podręcznika do Zaklęć. Po paru minutach pracy, jego azyl został
naruszony. Najpierw usłyszał kroki, a po chwili przesunięcie
krzesła. Wyraźnie ktoś zajął miejsce naprzeciw. Aren spokojnie
odczekał chwilę, po czym uniósł głowę, by zobaczyć kto mu
przeszkodził. Nie był jakoś bardzo zdziwiony, gdy zobaczył
znajome blond włosy.
— Jestem pod wrażeniem, Berry
zazwyczaj jest nad wyraz oszczędny w rozdawaniu punktów. Najwięcej,
dziesięć, zdobył tylko Tom, ale Ty właśnie pobiłeś nawet jego
rekord. — Zagaił przyjaźnie Abraxas, równocześnie omiatając
wzrokiem leżące na stoliku książki. Jak zauważył Grey
zgromadził same podręczniki, no i oczywiście był jak zawsze nader
wymowny. W odpowiedzi Abraxas usłyszał tylko:
— Mhm ...
— Wielu z nas się zastanawiało,
czemu na Zaklęciach nie używałeś magii. Jest jakiś powód tego?
— Malfoy postanowił kontynuować indagowanie nowego, ale
najwyraźniej nie zrobił tego wystarczająco subtelnie, ponieważ
Grey bez zastanowienia odparował spokojnym głosem:
— Przeszkadzasz mi. Chciałbym w
spokoju poczytać. — To powiedziawszy, Aren wrócił wzrokiem do
czytanego tekstu. Abraxas cicho westchnął, po chwili wstał i
odszedł, ale nie na długo. Po kilku minutach wrócił z dwiema
książkami i ponownie zajął swoje miejsce zagłębiając się w
lekturze.
Ostatnimi zajęciami na ten dzień
były Runy, z którymi Aren nigdy wcześniej nie miał do czynienia.
W tych czasach były to obowiązkowe zajęcia, więc nie miał
wyjścia, musiał na nie chodzić. Póki co niewiele z tego rozumiał,
a na koniec zajęć zwyczajnie rozbolała go głowa od nadmiaru
wszelakich informacji. Reszta dnia minęła mu wyjątkowo spokojnie
choć zauważył, że inni uczniowie się na niego gapią. Do
wzmożonej obserwacji i cichych komentarzy był przyzwyczajony,
przecież trening miał choćby w swoich czasach, ale tam
przynajmniej wiedział o co chodziło. Tutaj na razie nie miał
pojęcia, ale miał nadzieję, że się dowie prędzej, czy później.
Następnego dnia podwójne Zaklęcia i
Obrona przed Czarną Magią znacząco pogłębiły jego uczucie
beznadziejności i bezużyteczności. Przyczyną był oczywiście
brak magii i możliwości pełnego uczestnictwa w zajęciach. Miał
nadzieję, że z Eliksirami nie będzie aż tak wielkiego problemu
jak z Zaklęciami, czy Obroną. Okazało się jednak, że bardzo się
pomylił. Slughorn na początku przepytał go, chcąc rozeznać się
w jego wiedzy. Nie była powalająca i na większość pytań Grey
odpowiadał po prostu „nie wiem” mimo, że profesor pytał o
stosunkowo łatwe rzeczy. Aren był przekonany, że o części z nich
z pewnością słyszał, ale przez zatargi z Sanpe'm nigdy się nie
przykładał do tego przedmiotu i nie starał się ich zapamiętać,
stosując osobę Mistrza Eliksirów za wygodną wymówkę. Z
perspektywy czasu widział, ze to była mierna wymówka. Chyba raczej
pretekst do lenistwa. Ostra krytyka własnej osoby zaowocowała
postanowieniem, że z Eliksirami zdecydowanie musi zacząć od
początku. Musiał odnowić i usystematyzować informacje, bo
słuchając objaśnień Slughorna odnosił nieodparte wrażenie, że
prawie go rozumie i gdyby nie ewidentne luki w wiedzy pojąłby
wykład w lot.
Dziś pracowali nad eliksirem
wzmacniającym, w którego skład wchodziły pędy sosny, krew
salamandry, sproszkowany pazur gryfa oraz sok z granatów. Aren
westchnął i ruszył po składniki. W drodze poczuł silne pchnięcie
w ramię, ale szczęśliwie zdołał utrzymać równowagę. Nie
wiedział kto to zrobił, zresztą nie zamierzał tego dociekać,
więc po prostu poczekał chwilę. Kiedy już wszyscy zabrali
odpowiednie składniki i się rozeszli do swoich miejsc pracy, Aren
pobrał co należało dla siebie i wrócił do ławki. Ponownie
odmówił siedzenia z Malfoy'em, zajmując pustą ławkę z przodu.
Nie zależało mu na ukrywaniu przed profesorem swoich poczynań.
Pierwszy problem miał już na starcie. Trzeba było rozpalić ogień
pod kociołkiem, a on nie miał do tego środków, czyli magii. Nie
pomyślał o tym wcześniej, a teraz skonsternowany, zastanawiał się
jak rozwiązać ten kłopot. Pomoc nadeszła dość szybko i to ze
strony profesora, który bez komentarza rzucił zaklęcie pod jego
kociołek. Aren podziękował mu cicho, ale i tak czuł na swoich
plecach palące spojrzenia innych osób, obserwujących całe
zajście. Nie przejmował się tym, nie odwrócił i kontynuował
pracę przy eliksirze. Pierwszą czynnością było powolne wlewanie
soku z granatów i mieszanie w tempie dwa obroty w prawo i jeden w
lewo co minutę. Po dziesięciu minutach należało kociołek
zostawić na małym ogniu i pokroić na plasterki młode pędy sosny.
Zmniejszenie ognia stanowiło kolejny problem, ale Aren po krótkim
zastanowieniu postanowił poradzić sobie inaczej i delikatnie polał
palnik wodą w nadziei, że zmniejszy w ten sposób płomień.
Oczywiście zyskał jedynie tyle, że ogień zgasł. Chłopak sapnął
zniecierpliwiony mierząc palnik wzrokiem.
— Aren, proszę byś został tutaj
po lekcji. — Usłyszał głos nauczyciela i westchnął ponownie,
równocześnie odruchowo skinął głową w odpowiedzi. Kiedy zdał
sobie sprawę z tego co zrobił, automatycznie wewnętrznie
przygotował się na ostrą reprymendę ze strony profesora. Snape
wymagał zawsze odpowiedzi werbalnej i każdy inny sposób
komunikacji był kwitowany ostrą i głośną krytyką. Slughorn
jednak najwyraźniej przyjął ten sposób potaknięcia, więc Aren
westchnął cicho po raz kolejny, tym razem z ulgą i usiadł nie
próbując już nic więcej robić ze swoim niedoszłym eliksirem.
Wiedział, że wszyscy zerkają na niego zaciekawieni. Mógłby
przysiąc, że niektórzy nawet z politowaniem i drwiną. Czas mijał,
a Grey spokojnie siedząc i czekając na koniec lekcji cieszył się,
że tak świetnie udaje mu się utrzymać obojętną, godną Ślizgona
maskę.
Po lekcji, która dłużyła się
Aren'owi niemiłosiernie, zgodnie z życzeniem nauczyciela został na
swoim miejscu do czasu, kiedy ostatni uczeń zamknął za sobą drzwi
klasy. Dopiero wówczas podszedł do biurka profesora. Slughorn
jednym machnięciem różdżki wyciszył klasę i zwrócił się do
Aren'a ze współczuciem:
— To musi być dla Ciebie ciężki
czas, nieprawdaż?
— Myślę, że muszę się po
prostu przyzwyczaić do tej tymczasowej niedyspozycji. —
Odpowiedział spokojnie chłopak, choć nie podobał mu się ton z
jakim zwracał się do niego nauczyciel. Nie oczekiwał od nikogo
litości.
— Masz rację chłopcze, choć
zastanawiam się co powinniśmy zrobić w kwestii Eliksirów.
Właściwie, mam dla Ciebie pewną propozycję. Myślę, że na
chwilę obecną doskonałym rozwiązaniem będzie mogolski palnik,
którym mógłbyś się posługiwać do czasu, aż będziesz mógł
sam rzucić zaklęcia. Wiem jednak, że to może być nieco krępujące
zwłaszcza, że jesteś wężem. Dlatego proponuję także, żebyś
po lekcjach spotykał się ze mną na dodatkowych zajęciach i
wykonywał te eliksiry, które będą robione przez innych na
lekcjach. To pozwoli Ci nie zostać z tyłu z materiałem.
Aren przez chwilę nie mógł uwierzyć
w to co słyszy. Po niezbyt przyjemnych doświadczeniach ze Snape'm,
raczej nie spodziewał się takiej propozycji rzuconej wprost. Miał
teraz ochotę podejść i uściskać nauczyciela z radości, ale
oczywiście ograniczył się do uśmiechu wdzięczności.
Rozwiązanie, które zaproponował profesor, było najlepszym co
można było w obecnej sytuacji zrobić. Nie pozostawało nic innego
jak podziękować Slughorn'owi.
— Dziękuję za pańską
propozycję, wiele dla mnie znaczy. Zdaję sobie przecież sprawę,
że będzie Pan poświęcał swój prywatny czas po lekcjach.
Postaram się nie zawieść i obiecuję, że na ile potrafię, będę
przykładał się do nauki.
— To doskonale. Ponieważ ta lekcja
była ostatnią na dziś dla Ciebie i dla mnie, proponuję zacząć
zacząć od zaraz. Odpowiada ci to? — Aren zdecydowanym ruchem
głowy przytaknął w odpowiedzi. Wciąż był pod wrażeniem działań
profesora. — Dobrze, czyli postanowione. Chodź za mną,
zaprowadzę Cię do mojego osobistego pokoju, gdzie sam niekiedy
pracuję. Tam zawsze będziemy mieć te lekcje. — Wyszli z klasy,
udając się jeszcze bardziej w głąb lochów. Nauczyciel zatrzymał
się nagle przy obrazie centaura, który wpatrywał się w nich
nieufnie:
— Warenie, to jest Aren Grey.
Chciałbym, byś od teraz oprócz mnie, przepuszczał także jego. —
Stworzenie tylko skinęło głową i otworzyło przejście do
pomieszczenia. Aren wszedł za profesorem i z trudem opanował jęk
zawodu, widząc znaczne zaniedbanie wokół. Wszędobylski kurz
zdawał się pokrywać każdą rzecz znajdującą się w tym pokoju.
Nauczyciel chyba wyczuł jego konsternację, bo wyjaśnił:
— Z reguły korzystałem z tego
pomieszczenia, gdy chciałem uwarzyć coś prywatnie, albo ukryć
rzadkie składniki przed wami. Dlatego taki tu nieład. Dziś jednak
nie będziemy niczego warzyć, dlatego nie będziemy tracić czasu na
sprzątanie. Zajmiemy się teorią. — Po tych słowach profesor
rzucił zaklęcie czyszczące na stojący na środku okrągły stół
i krzesła, po czym gestem zaprosił Grey'a, żeby usiadł. Chłopak
zajął jedno z krzeseł, obserwując jak nauczyciel podchodzi do
stojącej pod ścianą biblioteczki i wyciąga kilka, sporych
rozmiarów książek. Profesor wrócił po chwili z tym naręczem do
stołu i położył książki przed Grey'em mówiąc: —
Zauważyłem, że masz zdumiewające problemy z podstawami, a bez
nich trudno jest wybrnąć z poprawnym warzeniem eliksirów. Dlatego
zdecydowałem, że zaczniemy od samego początku. To książki z
mojej prywatnej kolekcji. Ich autorzy doskonale tłumaczą rozmaite
aspekty potrzebne, by pojąć podstawy. Gdy już się z nimi uporasz
chciałbym, byś wynotował na pergaminie wszystkie zagadnienia,
których nadal nie będziesz rozumiał. Wtedy stopniowo będziemy je
omawiać do czasu, aż wszystko będzie jasne. — Aren ze zdumienia
zamrugał szybko i wbił niedowierzające spojrzenie w Slughorn'a.
Wyrwało mu się pytanie:
— Dlaczego profesor to robi? — W
odpowiedzi ujrzał życzliwy uśmiech i usłyszał:
— Może dlatego, że sam miałem
kiedyś podobny problem. Nigdy nie byłem zbyt silny magicznie, za to
z Eliksirów byłem geniuszem. Patrząc dziś na Ciebie, poczułem
pewną nostalgię … I od razu zapewniam, że to nie jest litość
mój chłopcze. Raczej swego rodzaju zrozumienie. Chcę Ci również
pomóc, byś mógł nadrobić zaległości, które są naprawdę dość
… nazwijmy to nieprawdopodobne. Zastanawiam się dlaczego? —
Aren przez moment milczał, myśląc nad tym jak odpowiedzieć na
tak zadane pytanie. Początkowo chciał je pominąć, ale z drugiej
strony jego braki rzeczywiście były widoczne i bez wątpienia mogły
dziwić. Poza tym, doszedł do wniosku, że profesorowi należała
się jakaś, choćby ogólna odpowiedź, za życzliwość jaką
okazywał. Dlatego po chwili milczenia stwierdził:
— Mój poprzedni nauczyciel
Eliksirów nie bardzo potrafił uczyć. Nie miał do tego dość
cierpliwości jak sądzę. Uczniowie go drażnili swoją, jak to
określał, niekompetencją. Ciężko jest polubić przedmiot,
którego nauczyciel ciągle człowieka upokarza i wystawia na
pośmiewisko. Ogólnie mówiąc nienawidziłem tych zajęć. Choć
ostatnio, przed moim wypadkiem, miałem nawet w tej dziedzinie pewne
osiągnięcia. Zdołałem nieco bardziej polubić Eliksiry, ale
jedynie zajęcia, nie nauczyciela. — Na tym poprzestał, mając
nadzieję, że Slughorn nie będzie drążył tematu. Na szczęście
tak się stało.
— Rozumiem. Więc nie ma na co
czekać! Zaczynajmy. — Profesor rozpromienił się. Widać było,
że przekazywanie wiedzy przychodzi mu z łatwością i sprawia
przyjemność. Zaczął Aren'owi tłumaczyć rzeczy, które chłopak
zdawał się mgliście pamiętać z początkowych klas. Tym razem
jednak niuanse tworzenia eliksirów zapadały mu w pamięć, a nie
ulatywały z głowy. Pomocne było też to, że kiedy czegoś nie
rozumiał, mógł bez przykrych konsekwencji zapytać, a profesor
cierpliwie tłumaczył. Slughorn był świetnym nauczycielem i Aren
doszedł do wniosku, że były to pierwsze, spędzone z
przyjemnością, zajęcia z Eliksirów w jego życiu.
Kiedy skończyły się zajęcia
dodatkowe, była już prawie pora kolacji. Aren poszedł więc prosto
na nią i zajął miejsce z brzegu stołu Slytherinu, gdzie z reguły
nie siadali szóstoklasiści. Po pewnym czasie zarejestrował, że
do Wielkiej Sali wkraczają jego domownicy z Tom'em Riddle na czele.
Zielonooki chłopak udał jednak, że tego nie zauważył i
kontynuował posiłek. Do jego uszu dotarły niezbyt głośne
rozmowy, prowadzone przy sąsiednim stole, Krukonów. Usłyszał
nawet kilka razy słowo charłak, które sugerowało od razu czego
dotyczy dyskusja. To co usłyszał, zdawało się tłumaczyć
wszystkie wcześniejsze zachowania uczniów, czyli gapienie się i
szepty, których nie rozumiał. Doszedł do wniosku, że pewnie
rzeczywiście dotyczyły jego braku magii i dywagacji w jaki sposób
wobec tego został przyjęty do tej szkoły. Myśli przerwał
Aren'owi głos Abraxas'a, który właściwie jako jedyny spośród
Ślizgonów odzywał się do niego:
— Hej dołączysz do nas? — Aren
spojrzał w stronę Malfoy'a i wstając od stołu oznajmił:
— Nie, w zasadzie już skończyłem.
— Abraxas skinął ze zrozumieniem głową i zajął się kolacją,
a Aren ruszył w stronę lochów, chcąc zacząć czytać książki
od Slughorn'a.
Tymczasem w Wielkiej Sali Malfoy
westchnął ciężko podczas posiłku. Zaprzyjaźnienie się z
Aren'em było trudniejsze niż początkowo zakładał. Naprawdę
starał się być miły, jak jeszcze nigdy dotąd. Większość ludzi
na tej sali już dawno jadła by mu z ręki po tak otwartych próbach
nawiązania kontaktu, ale oczywiście Grey kompletnie nic sobie z
tego nie robił, a w dodatku jeszcze go ignorował.
— Widzę, że zadanie, które
powierzył Ci Tom, kiepsko idzie. — Uśmiechnął się z udawanym
współczuciem Black. Abraxas spojrzał na niego trochę zaskoczony:
— Więc wiesz?
— Yhym ... kazał nam nie
przeszkadzać w waszej zabawie w kotka i myszkę. Choć wyraźnie
gryzoń nie poddaje się fałszywemu urokowi drapieżnika. —
Żartobliwie skomentował Orion, ale zauważył, że Malfoy nieco się
naburmuszył, więc porzucił ten temat i poruszył inną ważną
kwestię, która zaprzątała mu głowę: — Zastanawiam się
dlaczego nie używa magii. Gdyby nie był czarodziejem, nie przyjęto
by go do szkoły. Gdyby był charłakiem też nie, więc dlaczego? —
Tym razem powiedział to do wszystkich słyszących go przy stole.
— Nauczyciele widocznie znają
powód, jednak z jakiegoś powodu milczą. — Wtrącił Avery —
Tobie coś mówił Malfoy?
— Zapytałem o powód, ale mnie
zbył. — Odpowiedział Abraxas, a złośliwy głosik w jego głowie
dopowiedział: „... po raz kolejny tego dnia ...”.
— Irytuje mnie ten nowy. W widoczny
sposób jest inaczej traktowany przez nauczycieli i przez to czuje
się lepszy od nas! — Warknął Lastrange, czym zwrócił uwagę
Toma, który zaproponował, a raczej rozkazał:
— Więc może pokażesz mu gdzie
jest jego miejsce?
— Z pewnością tak zrobię. —
Odparł zadowolony Rudolf, wstając niemal natychmiast od stołu.
Grey dotarł dość szybko do lochów,
ale już na miejscu napotkał kolejną tego dnia przeszkodę, która
podkreślała jego dolegliwość. Któryś z jego współmieszkańców
w dormitorium, rzucił na wejście do pokoju zaklęcie zamykające.
Nie miał wyjścia, musiał czekać, aż którykolwiek z jego
współlokatorów cofnie czar. Nie tracił jednak czasu, usiadł na
jednym z foteli i zaczął czytać. Stopniowo, w miarę jak uczniowie
docierali z kolacji, zaczęło się robić coraz bardziej gwarno w
pokoju wspólnym. Kątem oka Aren dostrzegł, że przybyli wszyscy z
jego pokoju prócz Abraxasa i Blacka. Riddle'a również nigdzie nie
zauważył. Grey udał, że jest całkowicie pochłonięty lekturą.
Niezbyt długo udało mu się pozostać incognito. Usłyszał liczne
kroki zbliżające się w jego stronę, więc w przewidywaniu
jakiegoś rodzaju konfrontacji zamknął książkę i uniósł
głowę. Okazało się, że byli to Lastrenge, Mulciber i Avery. Ten
ostatni rzucił prosto z mostu pytanie, które spowodowało, że
praktycznie wszyscy, którzy znajdowali się w pokoju wspólnym
ucichli, przysłuchując się ich rozmowie:
— Dlaczego nie używasz magii?
— Bo nie mogę. — Odpowiedział
Aren zgodnie z prawdą.
— Jesteś cholernym charłakiem?! —
Rzucił Lastrange wymawiając ostatnie słowo jak coś
odrażającego.
— Nie, chociaż chwilowo tak to
wygląda. Nie uważam jednak, bym musiał Wam się z czegokolwiek
tłumaczyć. — Krótko wyjaśnił Aren, patrząc na wrogie postawy
Lastrange i Mulciber'a, Edgar, kiedy ujrzał na co się zanosi,
dyskretnie wycofał się i jedynie jak inni obserwował całe zajście
z dala. Pozostali dwaj kontynuowali swój zamysł. Aren w pewnej
chwili zauważył, że Rudolf wyciąga swoją różdżkę, więc
instynktownie wyszarpnął własną, rzucając Ekspeliarmus.
Oczywiście nic się nie stało i to czar Rudolfa Ascendio
mimo, że rzucony nieco później, zadziałał. Grey został
przyszpilony do ściany, unieruchomiony. Był naprawdę wściekły,
choć w żaden sposób nie pokazał tego po sobie wiedząc, że tym
dostarczył by tylko dodatkowej rozrywki tymczasowym oprawcom.
Opanował emocje i patrzył na stojącego przed nim Rudolfa, nie
spuszczając z niego wzroku, podczas gdy ten szyderczo się uśmiechał
komentując głośno:
— Widzieliście jak rzucał
zaklęcie? To było naprawdę żałosne. Nie potrafi użyć jednego z
najprostszych. — Zaśmiał się Lastrange, a po chwili zawtórowała
mu część Ślizgonów. Po chwili przerwy, Rudolf kontynuował,
dźgając Aren'a różdżką w klatkę piersiową: — I co, nadal
potrafisz szczekać? — Zielonooki, wciąż uwięziony, nie mógł
się powstrzymać od kpiących słów:
— Tak masz rację, to zapewne było
żałosne, choć nie tak bardzo jak Ty, próbujący pokazać innym
swoją wyższość, przez używanie siły na kimś, kto nie może się
bronić. Doprawdy, godne podziwu.
— Ty ... jak śmiesz! —
Wykrzyknął Rudolf z wściekłością, wymierzając Aren'owi cios w
brzuch. Grey stracił na moment oddech, a przez głowę przemknęła
mu myśl: „... Zdecydowanie powinienem trzymać język za zębami
...”. Przymknął oczy na moment, starając się opanować ból i
nie zwrócić kolacji, bo to dostarczyłoby niewątpliwie dodatkowej
satysfakcji tymczasowemu oprawcy.
Tom, napuszczając na Aren'a Rudolfa,
planował przeprowadzić swoiste doświadczenie. Był zainteresowany
jak poradzi sobie Aren. Wiedział, że Lastrange najbardziej nie
cierpi, kiedy kogoś traktuje się inaczej niż resztę. Oliwy do
ognia dolał fakt, że nowy był półkrwi. Gdy Rudolf z dwoma
kolegami udali się do lochów w wiadomym celu, poszedł dyskretnie
za nimi pod zaklęciem kameleona. Wcześniej posłał Abraxas'a do
biblioteki po pewną książkę, by czymś go zająć. Black'a
natomiast wezwał podczas uczty Slughorn, więc z nim również nie
było kłopotu. Do pokoju wspólnego udało się Tomowi wślizgnąć
tuż za rzeczoną trójką, nie mógł przecież przegapić
przedstawienia jakie się szykowało. Riddle zaryzykował podjudzenie
Rudolfa na nowego, ponieważ już po pierwszym spotkaniu Arena mógł
stwierdzić, że zdecydowanie był silną osobą. Dlatego też
szczerze wątpił, by cokolwiek co był w stanie zastosować
Lastrange, zrobiło na nim większe wrażenie. Tak sądził, choć
oczywiście mógł się mylić. Teraz obserwował wydarzenia z
bliska, co było nieco ryzykowne, ale nie chciał przegapić żadnej
drobnej nawet emocji na twarzy Aren'a. Twarzy, którą Grey ukrywał
za doskonałą maską. Pierwszą, choć tylko na moment uwidocznioną
emocję, Tom zauważył, gdy Aren rzucił nieudane zaklęcie. Była
to frustracja, która jednak równie szybko jak się pojawiła,
zniknęła. Riddle był pod niemałym wrażeniem szybkości z jaką
Aren wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie. Gdyby czar
zadziałał, Rudolf z pewnością zostałby obezwładniony, nie
miałby szans. Tom przysłuchując się rozmowie tamtych dwóch
zauważył, że Grey, mimo że był ofiarą, górował nad swoim
oprawcą. Podobał mu się jego cięty język i łatwość z jaką
doprowadzał jego pachołka do stanu, jaki w Lastrange tylko Abraxas
potrafił wywołać. Mimo ciosu, który był bolesny i pozbawił
Aren'a tchu, zielonooki nie spuszczał swojego dręczyciela z oczu,
przez co ten, jak zauważył Tom, zaczął czuć się nieswojo.
Zdenerwowanie pokrył oczywiście atakiem i wymierzył Grey'owi cios
w twarz. Riddle poczuł mimowolnie złość. Postanowił sobie, że
Rudolf zapłaci za to przy najbliższym spotkaniu. Na razie jednak
dalej prowadził swoje obserwacje. Grey uniósł głowę i tym razem
jego wzrok mógłby zamrozić ogień. Z kącika ust płynęła mu
stróżka krwi. Tom skierował wzrok na Lastrange i z satysfakcją
zanotował, że w oczach Rudolfa zobaczył strach. Lastrange,
widocznie świadomy swojego stanu odwrócił od Aren'a wzrok i zdjął
zaklęcie. Aren nie był w stanie w tej chwili utrzymać się na
nogach i upadł na kolana. Sądząc po łoskocie, który można było
usłyszeć, upadek był bolesny. Rudolf splunął na jego szatę i
syknął odchodząc:
— O właśnie tutaj jest Twoje
miejsce, jesteś poniżej nas.
Takim zachowaniem zaskarbił sobie
dodatkową dozę „sympatii” u Toma, który w myślach obiecał:
„... Zdecydowanie pokażę Lastrange, gdzie dokładnie jest jego
miejsce ...”, po czym uśmiechnął się zjadliwie do własnych
myśli, wciąż obserwując Aren'a, który właśnie zebrał siły i
wstał otrzepując kolana. Starł ręką krew z rozciętej wargi,
spojrzał na okrwawioną dłoń i zlizał tą krew. Tom nie mógł
oderwać wzroku od języka, który na moment wysunął się z ust
Grey'a. Było to w pewien sposób bardzo perwersyjne ... równie
podniecające jak oczy Aren'a, gdy patrzył na Lastrange niczym na
zwierzynę. To był zdecydowanie grzeszny widok ...
Riddle wnikliwie obserwujący Aren'a,
dokładnie zobaczył moment, kiedy ten, po odejściu Rudolfa nieco
się rozluźnił, zrobił dwa kroki do przodu i zatrzymał się
dosłownie metr od Tom'a w zamyśleniu. Jego oczy przybrały już
inny wyraz, nieco łagodniejszy. Ręka Tom'a jakby sama, bez woli
właściciela uniosła się w kierunku twarzy Grey'a i w tym momencie
jego trans został przerwany głosem Malfoy'a:
— Aren wszystko w porządku? —
Tom oprzytomniał i wycofał się dyskretnie, wciąż ukryty pod
zaklęciem kameleona. Zdecydowanie, Abraxas miał niekiedy doskonałe
wyczucie czasu. Ostatni raz spojrzał na zielonookiego chłopaka i
udał się do swojej sypialni. Ponownie musiał przemyśleć kilka
spraw na temat nowego ucznia.
Malfoy spojrzał na powoli
kształtującą się na policzku Aren'a opuchliznę oraz rozcięty
kącik ust. Wyciągnął różdżkę i rzucił na niego zaklęcie
lecznicze. Po chwili po urazach nie było śladu. W duchu zastanawiał
się co Tom chciał uzyskać, nasyłając na Aren'a kogoś takiego
jak Lastrange. Zwłaszcza, że ten bywał nieobliczalny, a Grey nie
mógł się nawet obronić. Abraxas zastanawiał się też, jak
doszło do tego, że Rudolf posunął się do rękoczynów. Po
Aren'ie nie widać było, żeby atak wywarł na nim jakieś
szczególne wrażenie. Wydawał się być tylko lekko rozkojarzony.
— Wszystko w porządku? —
Upewnił się ponownie Malfoy zauważając, że na twarz Aren'a
powraca jego zwyczajowa maska:
— Tak. Dziękuję za uleczenie
rany. — Zielonooki Ślizgon lekko uśmiechnął się w
podziękowaniu, po czym ruszył wraz z Abraxas'em w stronę
dormitorium. Nie miał ochoty teraz tam wracać, ale tym pokazałby
Rudolfowi, że się go obawia. To nie było prawdą, ale tamten
niewątpliwie tak właśnie by to odczytał. Po przekroczeniu progu
dormitorium Aren zignorował wszystkich przebywających w nim i zajął
się pracą domową.
Kilkanaście minut później zjawił
się Orion i wyczuwając pewne napięcie w powietrzu rozejrzał się
zaskoczony. Zaobserwował, że Rudolf jest wyraźnie zły i czymś
niezwykle jak na niego poruszony. Szybko przypomniał sobie, że Tom
zezwolił Rudolf'owi na konfrontację z Aren'em. Coś musiało się
między nimi stać. Chociaż akurat po Grey'u nie było widać
zupełnie żadnego poruszenia. Zdawał się nie przejmować panującą
atmosferą. Orion poczuł do niego jakiś rodzaj szacunku, ze
względu na to, że tak po prostu tutaj z nimi wszystkimi siedzi.
Żałował, że nie widział tego, co się zdarzyło i obiecał
sobie, że będzie musiał wyciągnąć z Avery'ego co się takiego
stało.
— Mam zaproszenia na kolejne
spotkanie Klubu Ślimaka od profesora. — Oznajmił głośno Black,
pokazując plik ozdobnych kopert, które trzymał w ręku. —
Najbliższe spotkanie będzie w tą sobotę. Wszystkie szczegóły
macie w liście. — Podał kolejno koperty Mulciber'owi, Lastrange,
Avery'emu i Malfoy'owi. Zatrzymał się przy łóżku Grey,a, który
spojrzał na niego ze zdziwieniem, dlatego wyjaśnił:
— Mam również wiadomość dla
Ciebie. — Powiedział, przekazując zwykłą, nieozdobną kopertę.
Orion wykorzystał okazję, że był tak blisko Aren'a i przyjrzał
mu się kolejny raz. Wyglądał niepozornie, niewinnie wręcz.
Zielone oczy spojrzały na niego z niewypowiedzianym pytaniem. Black
jednak tylko pokręcił głową i odszedł do swojego biurka.
***
Przyszła sobota, a wraz z nią
przymus, przynajmniej tak określał to w myślach Tom, kolejnego
spotkania w Klubie Ślimaka. Tym razem jednak Riddle wiedział po co
konkretnie się tam wybiera. Slughorn wiedział, tak jak i inni
nauczyciele, dlaczego Grey nie używa magii. Jednak wszyscy milczeli
na ten temat, choć kilku uczniów dopytywało się o tą sprawę.
Tom czuł, że musi w tym być jakieś drugie dno, dlatego dziś
postanowił użyć całego swojego uroku osobistego i alkoholu, by
wydobyć tą informację od opiekuna domu. Od starcia z Rudolf'em nie
zmieniło się nic w zachowaniu Aren'a. Nadal był zamknięty w
sobie, nie dopuszczał innych do siebie, choć Malfoy robił
wszystko, by zmienić ten stan rzeczy. Tom zastanawiał się nawet,
czy samemu nie zacząć działać. W zasadzie, jeśli chodzi o
Grey'a, rozmawiali ze sobą tylko pierwszego dnia. Z drugiej strony
Aren nie wykazał się niczym, co mogłoby jego, Tom'a w jakimś
stopniu zainteresować. Nie lubił słabych ludzi. Aren był silny
psychicznie, ale brak magii czynił go słabym w czarodziejskim
świecie. Riddle dostrzegł, że uczniowie jego domu zaczęli robić
z zielonookiego kozła ofiarnego, rzucając na niego różne drobne
zaklęcia. Były to zwykłe psikusy, które Grey z podziwu godnym
spokojem znosił, nie dając się wyprowadzić z równowagi, a Tom
żałował, bo dałby wiele, by ujrzeć go takim jak wtedy, gdy
przeraził Rudolf'a.. Oczywiście już w głowie rodził mu się
plan, który miał sprawić, że maska Aren'a Grey'a roztrzaska się
w drobny mak. Chciał zobaczyć jaki ten chłopak jest naprawdę i co
ukrywa. Spojrzał na zegar, na którym dobiegała dziewiętnasta.
Czas było ruszać na zebranie. Wyszedł ze swojego pokoju. Pozostali
z jego grupy czekali już na niego, więc nie przedłużając, w
milczeniu, skierowali się do miejsca, w którym odbywały się
spotkania.
Sala spotkań Klubu Ślimaka
trzeszczała od przepychu. Zebrało się już kilkoro uczniów,
którzy zajęli swoje stałe miejsca przy stole. Tom usiadł jak
zwykle po prawej stronie Slughorn'a, witając się z nim uprzejmie.
Spotkania Klubu Ślimaka odbywały się według schematu: po prostu
profesor Eliksirów robił klasyczny wywiad. Dopytywał, zwłaszcza
uczniów starych rodów o samopoczucie rodziców i innych znanych mu
członków tych rodzin, prosił o przekazanie pozdrowień temu, czy
też tamtemu. Powszechne były przechwałki tak nauczyciela jak i
opowiadających uczniów i istne licytacje. Riddle nie znosił tego,
choć opanował do perfekcji udawane zainteresowanie. Wiedział, że
opiekun ich domu miał do niego wyjątkową słabość i teraz był
jeden z tych momentów, w którym zamierzał wykorzystać tą
sympatię. Śmiał się z kiepskich żartów profesora, chwalił
ostatnio prowadzone zajęcia, a wszystko po to, by uśpić czujność
nauczyciela i w odpowiednim momencie zdobyć potrzebne mu wiadomości.
Oczywiście Slughorn był zachwycony jakże wielką atencją ze
strony Tom'a. Nie potrafił odmówić kolejnego kieliszka wina, który
Riddle raz za razem mu napełniał, zagadując mężczyznę. Reszta
grupy Tom'a miała za zadanie dbać, żeby od momentu, gdy ich Pan
zajął się Slughorn'em, nikt im nie przeszkadzał:
— Myślę, że chyba dziś za dużo
wypiłem. — Wymamrotał wreszcie słabym głosem Horacy,
odsuwając nieznacznie kieliszek, który Tom ponownie mu napełnił.
Riddle z ujmującym uśmiechem nalał również sobie wino i lekko
uniósł własne naczynie w geście toastu, na co nauczyciel
odpowiedział tym samym.
— Jest Pan jednym z najlepszych
twórców eliksirów jakich znam. Nie wątpię, że eliksir na kaca
nie stanowi dla Profesora żadnego wyzwania. — Oświadczył i
wskazał lekko głową obserwującym go sługom, by oddalili się i
zostawili ich samych. Tymczasem Slughorn upił łyk trunku ze swojego
kieliszka i zaczął inny temat:
—
Wiesz Tom, muszę Cię ostrzec drogi chłopcze, że być może
będziesz miał konkurencję na lekcjach. — Nauczyciel
zachichotał, opróżnił swój kieliszek do połowy i uzupełnił go
sobie. Riddle uniósł lekko brew na jego słowa i czekał na dalszy
ciąg tych rewelacji. Po chwili profesor zaczął kontynuować: —
Widzisz, udzielam małych korepetycji Aren'owi ... mimo, że
widzieliśmy się tylko kilka razy. Widzę jak wielki ma potencjał
... Ma to coś, czego zawsze zazdrościłem nielicznym z naszej
branży. Widzę w nim determinację oraz ciekawość, oraz
niesamowitą wyobraźnię. Jestem pewien, że dokona wielkich rzeczy,
a przecież przerabiamy tak naprawdę dopiero pierwszy rok. —
Profesor roześmiał się, nie wiadomo, czy do Tom'a, czy też do
własnych myśli. Riddle uśmiechnął się w odpowiedzi i spokojnie
stwierdził, rozpoczynając swoją małą dywersję:
— Wobec tego jeszcze trochę będę
musiał zaczekać, by godnie z nim konkurować. Z tego co Profesor
mówi wynika, że dzieli nas pięć lat w materiale. Domyślam się
jednak, że musi być mu ciężko, skoro nie może używać magii.
Nie wyobrażam sobie nawet uwarzenia eliksiru bez zaklęcia ...
— Oh tak ... Pierwsze trzy dni były
dość ciężkie, ale zaskakująco szybko potrafi się dostosowywać
do sytuacji. Nie wiem czym sobie ten chłopiec zasłużył na tak
okrutną klątwę. — Westchnął ciężko Slughorn, upijając na
pociechę kolejny łyk wina i wpatrując się smętnie w trzymany w
dłoni kieliszek. Tom na dźwięk słowa „klątwa” poczuł, że
jego zainteresowanie sprawą znacznie wzrasta. Zdawał sobie sprawę,
że jeśli chce się czegoś jeszcze dowiedzieć, musi być bardzo
ostrożny. Zaczął więc rozsnuwać sieć prawdopodobnych kłamstw:
— Tak, wspomniał mi krótko o
przyczynie swojego stanu. To naprawdę okropne. — Profesor jednak
chyba zupełnie nie zwrócił uwagi na słowa Riddle'a, bo
kontynuował swoją myśl:
— To przerażające co Grindelwald
potrafi zrobić. Odebranie magii czarodziejowi. I co z tego, że
czasowe? Nie potrafię sobie wyobrazić, co musiał czuć ten biedny
chłopak w tamtym momencie. Zastanawiam się co on takiego zrobił,
że zawrócił na siebie uwagę tego czarnoksiężnika. Próbowałem
go trochę podpytać, ale widocznie nie chce o tym rozmawiać. Z
niczym się nie zdradził. — Tom'owi zdobyte informacje zaczęły
układać się w głowie w jakąś tam całość. Jeszcze były w
niej luki, ale istniała możliwość, że tych już nie da się
uzupełnić. I tak dowiedział się już dużo i nawet, gdyby nie
uzyskał nic więcej, czuł się usatysfakcjonowany. Właściwie mógł
już zakończyć tą rozmowę tym bardziej, że Slughorn wyglądał
już na sennego i pewnie niedługo zakończy spotkanie. Riddle
zastanowił się krótko i rzucił neutralnie:
— Teraz, kiedy przebywa w Hogwarcie
nie musi się go obawiać.
— To jest właściwie główny
powód, dla którego się tutaj znalazł. Musimy go chronić, by nie
został jeszcze bardziej skrzywdzony. Na szczęście Grindelwald
skupia się obecnie na Ameryce. Może do czasu, kiedy ukończycie
szkołę, tamtejsze Ministerstwo zdoła go powstrzymać. Myślę, że
udam się już na spoczynek, dziękuję za przybycie. — Zgodnie z
przewidywaniami Riddle'a nauczyciel lekko się chwiejąc pożegnał
wszystkich i wyszedł z sali. Zadowolony Tom ruszył ku wyjściu z
sali wraz ze świtą niedługo po nim, po czym odesłał swoich
popleczników do pokoju wspólnego. Sam zamierzał udać się do
biblioteki, by sprawdzić kilka rzeczy i w spokoju pomyśleć.
Wejście do biblioteki po godzinach
oczywiście nie było dla Tom'a wyzwaniem. Sprawdził kilka rzeczy w
innych działach, po czym zajął się tym, co najbardziej go dzisiaj
zajmowało. Nie mógł się oprzeć pokusie sprawdzenia w Zakazanym
Dziale ewentualnych informacji o klątwie, jaką mógł rzucić na
Aren'a Grindelwald. Poszukiwania spełzły na niczym. Żadna z
przechowywanych w Dziale książek nie potrafiła odpowiedzieć na to
pytanie. Tylko w jednej znalazł informację o klątwie, która mogła
pozbawić czarodzieja magii, ale tylko na kilka godzin. Klątwa
wymagała od rzucającego ją naprawdę wielkiego wysiłku. Wymagała
biegłej znajomości run, skomplikowanego eliksiru i zaklęcia.
Generalnie rzecz ujmując wyczerpywała tego, kto ją rzucał,
ponieważ powiązana była z magią krwi. Tom był zaintrygowany tą
klątwą, chociaż nie do końca o nią mu chodziło. Zastanawiało
go również to, co męczyło także wyraźnie Slughorn'a: powód,
dla którego tak potężny czarnoksiężnik jak Gellert rzucił
zaklęcie odbierające czasowo magię, zamiast zabić. Co takiego
ukrywał ten nowy uczeń?
Było już po trzeciej w nocy, gdy
Riddle wrócił do pokoju wspólnego Slytherinu. Zaskoczył go widok
osoby zajmującej miejsce, które on zazwyczaj anektował dla siebie.
Ku jego zdumieniu był to obiekt jego wielu dzisiejszych myśli.
Właściwie to nie tylko dzisiejszych, jak skonstatował Tom.
Poświęcał temu chłopakowi wiele ze swojego czasu przeznaczonego
na rozmyślania, odkąd tylko zielonooki pojawił się w szkole. Aren
zdawał się wyczuć spojrzenie Riddle'a. Podniósł głowę znad
czytanej książki i spokojnie obserwował stojącego w pobliżu
wejścia Tom'a. Riddle miał teraz dwa wyjścia: mógł udać się do
swojego dormitorium, albo spróbować nawiązać pierwszą dłuższą
rozmowę między nimi. Ta opcja wydawała mu się najbardziej
kusząca. Jakoś nie potrafił tak bez słowa odejść. Nogi same,
prawie bez udziału woli zaprowadziły go na kanapę stojącą
naprzeciw Aren'a. Obaj młodzieńcy patrzyli na siebie, zastanawiając
się jak zacząć rozmowę. Milczenie przeciągało się i cisza
zaczynała być wręcz niezręczna. W końcu Tom zdecydował się
zacząć od najbardziej neutralnego i oczywistego tematu, jaki udało
mu się wymyślić:
— Dlaczego o tak późnej porze
wciąż tutaj jesteś?
— Nie chciało mi się spać, więc
wykorzystuję ten czas na naukę. — Pokazał wymownie książkę,
w której Tom rozpoznał podręcznik do Eliksirów dla klas
drugich. — A co Ty robisz tutaj o tej porze?
— Wracając ze spotkania,
postanowiłem skorzystać z biblioteki. Spędziłem tam więcej czasu
niż zakładałem. — Tom uśmiechnął się lekko, widząc w
oczach rozmówcy zrozumienie i coś jeszcze, czego nie potrafił
określić. Oczywistym zdawało się być, że łamanie regulaminu
nie jest jakąś niesamowitą nowością dla zielonookiego. Po chwili
Aren zapytał:
— Rozumiem. Udało Ci się znaleźć
to, czego szukałeś?
— Nie do końca, choć znalazłem
pewną poszlakę, która może mi w jakimś stopniu pomóc. Swoją
drogą, skoro już rozmawiamy, może potrzebujesz jakiejś pomocy w
związku z wybrykami naszych niektórych kolegów? — Pytanie Tom'a
nie było bezinteresowne. Zamierzał po raz kolejny przeprowadzić
swoisty test Grey'a. Zobaczyć jak się zachowa:
— Nie wiem o czym mówisz. Jeżeli
napotykam jakąś przeszkodę z reguły sam sobie z nią radzę, ale
dziękuję za troskę.
To była zdecydowanie dobra odpowiedź.
Usatysfakcjonowała Tom'a. Aren wiele by stracił w jego oczach,
gdyby poprosił o pomoc. Oczywiście Riddle nie miał zamiaru póki
co zmieniać niczego w zachowaniu Ślizgonów. Chciał się przekonać
ile Grey będzie w stanie wytrzymać, gdzie będzie granica jego
cierpliwości. Jak dotąd, siedzący naprzeciw niego czarodziej
wykazywał się nieprzeciętnym opanowaniem i imponującym spokojem.
Tom odwrócił wzrok spoglądając na płomienie, będące w tej
chwili jedynym źródłem światła oraz ciepła. Wiedział, że
zielonooki przygląda mu się dyskretnie, ale nie zamierzał
ingerować. Nie przeszkadzało mu to zainteresowanie. W końcu sam,
kiedy inni nie widzieli, skrycie przyglądał się Aren'owi nie raz i
nie dwa. To była dość dziwna gra w podchody, której sam nie
rozumiał. Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się w ten sposób
zachowywać. To było nawet dość interesujące. Czuł wciąż wzrok
rozmówcy na sobie i postanowił przeprowadzić kolejny drobny
teścik. Ciekawy był jak Aren zareaguje, gdy niespodziewanie ich
wzrok się zetknie. Odczekał jeszcze chwilę i odwrócił głowę,
krzyżując spojrzenie z Grey'em. Zielonooki speszył się i lekko
zaczerwienił, a Tom uśmiechnął się lekko z zadowoleniem. Udało
mu się zobaczyć prawdziwą emocję na twarzy tego tajemniczego
chłopaka, a to zakrawało na cud. Maska Grey'a na co dzień wydawała
się nieprzenikniona. Tom'owi spodobało się to co zobaczył i
postanowił sobie, że sprowokuje więcej takich sytuacji, by
przysporzyć sobie znaczną ilość tak miłych widoków.
***
Biurko Leonarda Spencer'a Moon'a,
Ministra Magii, było przepełnione różnymi dekretami,
sprawozdaniami, umowami czy różnorakimi propozycjami z
departamentów. Ostatnio panował istny chaos, z którym od tygodni
nie potrafił sobie poradzić. Główną przyczyną był brak
płynności w rozmowach z Amerykańskim Ministerstwem, w którym
obecnie panował rozłam we władzy, co bez dwu zdań utrudniało
kontakty. Był to bardzo poważny konflikt, który martwił Moon'a.
Wietrzył w tym robotę Grindelwald'a. Równocześnie starał się
uspokajać, a raczej, nie czarujmy się, mydlić oczy brytyjskiej
społeczności czarodziejów zapewniając, że rzeczony
czarnoksiężnik zajęty jest aktualnie w Ameryce i nie zagrozi
tutejszym czarodziejom. Sam nie wierzył w to o czym przekonywał
innych, dlatego jego wysiłki nie bardzo dawały efekty. W tej
natomiast chwili, po raz kolejny przeglądał prośbę Amerykańskiego
Ministerstwa do brytyjskiego odpowiednika, Prośbę o wsparcie w
walce z Gellert'em, Wciąż nie wiedział co zrobić z tą prośbą.
Wiązało się z nią wiele trudnych decyzji, które musiał podjąć
już teraz, a jakoś trudno mu to przychodziło. Zdawał sobie sprawę
z tego, że zgoda na pomoc w walce oznacza kolejne straty, głównie
w ludziach, ze strony Brytyjczyków. Westchnął przeciągle upijając
łyk kawy i po chwili skrzywił się z niesmakiem. Zbyt długo
rozmyślał i napój zwyczajnie ostygł, a on nie znosił zimnej
kawy. Wyciągnął różdżkę z zamiarem podgrzania napoju, gdy
nagle usłyszał charakterystyczny odgłos płomieni w kominku, w
którym po chwili ukazała się głowa jego sekretarki:
— Przepraszam, że przeszkadzam
Ministrze, ale jest tutaj Pan John Wair i prosi o pilny kontakt z
Panem. Mówiłam, że jest Pan bardzo zajęty, ale nie chce odejść
i czeka tutaj już trzecią godzinę.
— Skoro lubi sobie czekać, to nich
to robi dalej. Nie mam teraz na niego czasu. — Powiedział krótko
Minister i przerwał połączenie. Odsunął na bok nieszczęsną,
sprawiającą mu kłopoty prośbę i przyciągnął do siebie stosik
innych dokumentów. Podgrzał sobie różdżką kawę i zabrał się
do pracy.
Uporządkowanie i czytanie dokumentów
zajęło mu dużo więcej czasu niż przewidywał. Zmęczony przetarł
oczy. Jedynym zyskiem na dziś było to, że na jego biurku nareszcie
zapanował względny porządek. Funkcja Ministra Magii nie była
łatwa, nienormowany czas pracy powodował, że często nie kończył
pracy jak inni urzędnicy pracujący „od — do”. On pracował
tyle ile danego dnia musiał. Na szczęście jego małżonka zdawała
sobie z tego sprawę i nie zatruwała mu życia wymówkami. Dziś też
już było grubo po północy, nareszcie mógł już iść. Wstał
przeciągając się, zdjął z wieszaka płaszcz, ujął za rączkę
pokaźnych rozmiarów aktówkę i wyszedł z biura, czując jak
zaklęcia ochraniające jego gabinet przepuszczają go, wracając
natychmiast na miejsce. Ruszył w stronę windy nie dostrzegając
mężczyzny, który zajmował miejsce na krześle, naprzeciwko biurka
sekretarki. Dopiero słowa zatrzymały go w drodze:
— Dobry wieczór Ministrze, musi być
Pan rzeczywiście bardzo zajętym człowiekiem, skoro dopiero teraz
opuścił Pan swoje biuro.
— Kim Pan jest? — To było
pierwsze pytanie jakie padło z ust zaskoczonego Moon'a.
— Pańska sekretarka już o mnie
wspominała. — Odpowiedział spokojnie stojący tuż obok
mężczyzna.
Trybiki w głowie Ministra zaczęły
coraz szybciej pracować i w końcu przypomniał sobie, że rano
faktycznie ktoś bez zapowiedzi pragnął się z nim widzieć. Nie
pamiętał póki co kto to był, ale za to wróciły do niego słowa
własnej odpowiedzi. Był przekonany, że po tym co powiedział
Jenny, czyli sekretarce, tamta osoba zwyczajnie sobie pójdzie. Kto
normalny czekałby kilkanaście godzin na spotkanie? Nie spodziewał
się, że kogokolwiek spotka, więc teraz odchrząknął
zdenerwowany. W końcu opanował emocje i uważnie przyjrzał się
mężczyźnie przed sobą. Był ubrany w elegancki garnitur, na
głowie miał cylinder, w prawej dłoni laskę, a z kieszeni
marynarki wystawał mu zegarek.
— Czekał Pan tutaj przez cały
czas?
— Miałem sporo czasu. Widzi Pan,
Ministrze, ostatnio wpadłem na wspaniały pomysł, który mógłby
rozwiązać większość Pańskich problemów związanych z wojną,
która trwa aktualnie w Ameryce, ale niestety bardzo łatwo może się
rozprzestrzenić. Oczywiście wierzę, że osoba taka jak Pan nie
potrzebuje rad. Jednakowoż przypuszczam, że warto niekiedy coś
zasugerować mimo to. Dlatego jestem. — Mężczyzna miał miły
dla ucha, melodyjny głos i zasłuchany w niego Moon nawet nie
zauważył, kiedy kiwnął głową na potwierdzenie, wskazując
równocześnie zapraszająco na drzwi swojego gabinetu:
— Proszę za mną Panie ... —
Zająknął się, starając sobie przypomnieć jak się nazywał
stojący przed nim czarodziej.
— John Wair Ministrze. —
Podpowiedział z uśmiechem mężczyzna, a Minister ponowił
zaproszenie.
— Panie Wair — wskazał na drzwi
swojego gabinetu, ruszając przodem. Wrócił na swoje miejsce przy
biurku, wskazując gościowi jedno z krzeseł naprzeciw, po czym
zagaił rozmowę: — Wiec czym się Pan zajmuje?
— Jestem wiceministrem
Amerykańskiego Oddziału Ministerstwa Magii. — Oznajmił
mężczyzna w cylindrze ku zaskoczeniu Moon'a. Minister nie okazał
jednak po sobie zdziwienia i kontynuował indagowanie:
— Czemu zawdzięczam pańską
obecność tutaj i dlaczego nie zostałem o tym wcześniej
poinformowany?
— To dosyć delikatna sprawa.
Wierzę, że naszą rozmowę zachowa Pan dla siebie, gdyż jest to
sprawa wielkiej wagi. — Ostatnie słowa mężczyzna powiedział
niemalże szeptem. Minister skłonił lekko głowę wskazując, że
słucha, więc gość kontynuował: — Ostatnio dostaliśmy list i
nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że dostarczył nam go
sam Gellert Grindelwald we własnej osobie! — Moon wyprostował
się gwałtownie na krześle i zamrugał zaskoczony rzucając
pytania:
— Słucham?! Jak to się stało, że
taka wiadomość nie przedostała się do prasy?! Jak ominął
zabezpieczenia? Jak ... ten człowiek ...
— To niebezpieczny czarnoksiężnik
Ministrze. Obecnie pracujemy nad nowym systemem obrony, jednak nie o
tym chcę porozmawiać. Czarny Pan obiecał nam zawieszenie broni pod
jednym warunkiem. Zaznaczam, a właściwie myślę, że nie trzeba
tego Panu mówić, ale jednak, każdego dnia giną u nas dziesiątki
czarodziejów oraz osób nie magicznych. Wy chyba nazywacie ich tutaj
mugolami, prawda? — Minister potwierdził skinieniem głowy i
wrócił do ważniejszego momentu w wypowiedzi mężczyzny:
— Co to był za warunek?
— I tu właśnie potrzebujemy
Pańskiego wsparcia Ministrze Moon. Ten czarnoksiężnik proponuje
zawieszenie broni jeśli wznowimy Turniej Trójmagiczny!
— Słucham?! To niedorzeczne!
Turniej został zawieszony z powodu wielu ofiar śmiertelnych w 1792
roku. Jaki interes ma ten czarnoksiężnik, by wymagać wznowienia
go? Cóż to za warunek doprawdy?
— Tego nie wiemy. Jak na razie nikt
spośród nas nie odkrył podłoża przyczyny tego żądania. Widzimy
póki co jeden, niezwykle ważny plus. Skończą się morderstwa i
rzezie naszej społeczności. Tylko z tego powodu jesteśmy skłonni
przystać na ten warunek. Da nam to czas. Czas na przygotowanie się
do walki z Grindelwald'em, przygotowanie nowych strategii, rozważenie
błędów. Na razie sytuacja jest dramatyczna, straty w ludziach
ogromne. Właściwie jesteśmy przyparci do muru, nie ma się co
czarować, nasze dotychczasowe działania nic nie dają. Ten rozejm,
to desperacki krok, ale proszę zrozumieć, musimy posunąć się do
ostatecznego kroku, by załatwić go raz na dobre! Niestety ten krok
trzeba przygotować, a to wymaga jak już mówiłem czasu.
— Co na to inne Ministerstwa oraz
szkoły? — Zapytał zmęczonym głosem Moon, zdając sobie sprawę
z tego, że jeżeli sytuacja tak wygląda, to właściwie nie ma o
czym dyskutować.
— Ministerstwo Europejskie, tym
samym Instytut Magii Durmstrang zgodziły się nam pomóc. Jednakże
ze strony Francuskiego rządu, czyli też Akademii Magii Beauxbatons,
spotkaliśmy się z odmową. — Stwierdził gorzko mężczyzna.
Minister zastanowił się przez chwilę, po czym zauważył:
— Nawet jeśli zgodzimy się na tę
propozycję, wciąż brakuje jednej szkoły.
— To nie problem Ministrze! Nasza
najlepsza szkoła Ilvermorny zobowiązała się wystąpić w
Turnieju. Hogwart pozostał naszą jedyną nadzieją. Proszę to
przemyśleć, potrzebujemy teraz waszej pomocy jak nigdy dotąd. Taka
współpraca pomoże nam się w pewien sposób zjednoczyć ponownie.
Zmieni się też pewnie nastawienie ludzi, jeśli przekonają się,
że potrafimy działać razem. — Moon słuchał tych zachęt i sam
nie wiedział co byłoby lepsze, dlatego niepewnie odpowiedział:
— Ja ... Muszę to przemyśleć. Nie
mogę ot tak podjąć tej ważnej decyzji. Powinienem najpierw
skonsultować się z Armando Dippet'em oraz innymi, koniecznymi do
podjęcia tej decyzji ludźmi.
— Nie możemy tego konsultować w
większym gronie Ministrze. Trudno będzie wówczas utrzymać
tajemnicę, co do przyczyny wznowienia Turnieju, a nawet co do
przyczyny samego zamiaru wznowienia. Niech Pan pomyśli. Uważamy, że
Ministrowie, wiceministrowie i dyrektorzy szkół wystarczą do
podjęcia takiej decyzji. Europejskie Ministerstwo i Francuzi się z
nami zgodzili i jak na razie dyskrecja została zachowana. Wiem, że
jest to niewygodne, ale proszę o rozpatrzenie mojej prośby jak
najszybciej. To jest naprawdę kwestia życia i śmierci, zwłaszcza
w naszym kraju.
— Proszę przyjść tutaj jutro
wieczorem, porozmawiam ze swoim zastępcą oraz dyrektorem i z
pewnością będę znał już odpowiedź.
— Dziękuję. Dziękuję, że
chcecie to chociaż przemyśleć. — Powiedział niemalże ze łzami
w oczach mężczyzna, po czym ukłonił się i wyszedł.
Leonard Moon po wyjściu swojego gościa
ukrył twarz w dłoniach, starając się nieco uspokoić. To, czego
się właśnie dowiedział wstrząsnęło nim. Okazało się, że
groźba wojny w całym świecie magicznym i nie tylko, wcale nie jest
niemożliwa. Była jednak szansa, by ją powstrzymać. Tylko, czy
warto było? Dlaczego to od strony Grindelwalda padła taka
propozycja? Musiał to przedyskutować z kimś o dużym
doświadczeniu, a dyrektor Hogwartu wydawał się być odpowiednim ku
temu człowiekiem. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej,
wysłał wiadomość do Armando Dippet'a oraz drugą do swojego
zastępcy, by w trybie natychmiastowym pojawili się jutro rano w
jego gabinecie. Sam nie zamierzał już wracać do domu. Nie dzisiaj.
Musiał przemyśleć co wypada zrobić w takiej sytuacji. Owszem,
jutro porozmawia ze swoimi dwoma doradcami, ale najlepiej samemu
przemyśleć wszystko wcześniej, znać pozytywy i negatywy
ewentualnej decyzji za, ale również i tej przeciw.
Opuszczając gabinet Ministra Moon'a,
mężczyzna uśmiechnął się do siebie. Doprawdy, był doskonałym
aktorem. Wiedział, że minister i tak przystanie na jego propozycję.
Był tego tak pewien jak tego, że jutro dzień nadejdzie. Zwłaszcza,
że Pan Moon widocznie zaczynał tracić grunt pod nogami, a przecież
był politykiem, pozytywna decyzja natomiast, znacząco pomogła by
utrzymać się na stanowisku. Mężczyzna był wobec tego niemal
pewien pozytywnej reakcji na propozycję. Poprawił na głowie
cylinder i uśmiechnął do własnych myśli po raz kolejny. Owszem
znowu nieco namieszał, ale przecież Kasandra zabroniła mu jedynie
wtrącać się w sprawy Hogwartu, a nie rządu, prawda? Mężczyzna
tym razem roześmiał się w głos i zniknął w czerwonym kręgu.
Następny rozdział będzie dopiero w lipcu... Mam ostateczne życiowe egzaminy i wypadałoby je zdać z zadowalającym wynikiem... Wierzę, że zrozumiecie.
Następny rozdział będzie dopiero w lipcu... Mam ostateczne życiowe egzaminy i wypadałoby je zdać z zadowalającym wynikiem... Wierzę, że zrozumiecie.
Rozdział świetny jak zawsze. (: Czekam z cierpliwością do lipca. Powodzenia tam, kochana!
OdpowiedzUsuńHarry nie wiedzałam,że jesteś taki perwersyjny zlizywać krew Tom się zakochuje to dobrze wierzę,że Malfojowi uda się przebić do Harrego czekam na ruch Kasandry chociaż nie rozumiem celu wznowienia turnieju przecież to i tak wtrącanie się w sprawy Hogwartu pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAhhh, jak ja sie cieszę ze moge czytac takie wspanialosci.
OdpowiedzUsuńTom i Harry sa tacy wspaniali. Na prawde podoba mi sie jak przedstawilas Zlotego Chlopca, mile wytchnienie przy sztampowym glupiutkim gryfonie. A Tom? Jestem oczarowana jego zaineteresowaniem nowym Wezem.
I przy tym wulkanie fanserwisu i tak wlepilas czesc ktora zaprasza do rozwidlenia historii. Nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu...
A bede zmuszona tal dlugo czekac
OdpowiedzUsuńOch, troszeczkę się naczekałaś na ten mój komentarz, ale za każdym razem odkładałam sobie to na później.
Przepraszam.
Zaczynając... Nie wiem, czy mam się czuć urażona. Ile ja według ciebie miałabym mieć lat? Dwadzieścia? Czekam tylko do piętnastki i chcę się zatrzymać na tym etapie. Później bezie tylko gorzej; studia, praca, a daj spokój. Ale tą piętnastkę chcę, ponieważ nie przyjmują czternastolatki na wolontariat do schroniska dla psiaków.
A tak na marginesie; wydaje mi się, że należy napisać Greya, nie Grey'a, ale mogę się mylić. Podobnie jest przy nazwisku Malfoy.
Okej, przejdźmy do rozdziału!
Moja reakcja jest powszechnie znana: zapowietrzenie, głośne "JEST!" na cały dom i zaskoczone spojrzenie domowników/ludzi i zwierząt w pobliżu.
Ciągle jednak uważam, że reakcja Harry'ego była za spokojna, no bo jeny: to jednak VOLDEMORT!
Wiesz co, jesteś złą osobą. Kolejne nazwiska do zapamiętywania . Do tej pory po prostu zgrabnie sobie ignorowałam wszystkie nowe imiona, podpisując Ślizgonów nalepką "zabawki Toma". Wyróżniałam tylko Lestrange'a i Abraxasa, a teraz BUM i trzeba wbijać te nazwiska do głowy.
Tak cholernie nie cierpię Rudolfa, że to szok. Niech mu Riddle łeb urwie, proszę. A właśnie, Abraxas u mnie zapunktował, kiedy kazał mu znać swoje miejsce! Jak to się mówi: "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" :)
Aren/Harry to takie biedactwo kiedy nie ma magii, no po prostu przez cały rozdział było mi go strasznie szkoda.
Strasznie podobają mi się te "testy" Toma. Harry, nie daj się Malfoyowi tak łatwo! Broń swoich sekretów przed wężami, niech się Riddle odrobinę natrudzi. Chociaż to rzeczywiście jest już pochlebne, że nasz mały Czarny Pan zainteresował się Potterem, mimo że nie jest on żadną starą książką :)
I naprawdę lubię, kiedy jest nazywany Panem!
Obserwator, mhm... Ciekawe jak długo wytrzyma w tym swoim nowym powiadomieniu. Obstawiam trzy-cztery rozdziały. O, właśnie, Abrax się ze mną zgadza.
Przepraszam, okazało się, ze komentarz jest za długi i musiałam go podzielić ^^
Dalsza część:
UsuńHarry tak się wgapia w Toma, nie ładnie, Harry, nie ładnie. Jeszcze zacznie coś podejrzewać. Albo odwróć wzrok zanim cię zauważy (już DAWNO cię zauważył, nie rób sobie nadziei), albo go nie odwracaj w ogóle.
Wiesz, strasznie ci zazdroszczę zdolności do tak ogólnego opisywania sytuacji. U mnie wychodzi to strasznie nijako.
Lubię tego Berry'ego, bardzo! Jest świetny. To jeden z tych charakterów, które mi strasznie odpowiadają. Tak pojechał po swoich przygłupich uczniach! Po prostu piękne, koleś jest genialny. Dam się pokroić za więcej jego obecności w najbliższych rozdziałach.
Lestrange... Zrób coś jeszcze mojemu Arenkowi... przepraszam, Arenkowi Toma, a rozbiję ci tę puściutką główkę, zrozumieliśmy się?
"Przeszkadzasz mi. Chciałbym w spokoju poczytać" - taki pocisk. Od dzisiaj będę tak mówić.
- Przeszkadza mi pani. Chciałabym w spokoju poczytać yaoi.
Abraxas, chwytaj okazję i naucz go Run! No już, nie stój tak jak słup, tylko zasuwaj po podręcznik i naucz Harry'ego Run! Jeszcze tu jesteś? Jeny, ale lenie z tych Malfoyów!
W oryginale tak pół na pół lubię Slughorna, ale u ciebie jest naprawdę bardzo, bardzo sympatyczną osobą.
Fajnie, że daje lekcje Arenowi, zawsze to jakaś pomoc.
Nie przypominam sobie, abym miała kiedyś chęć zamordowania Voldemorta. No może tylko wtedy, kiedy zachowywał się jak idiota.
Wręcz napuścił Ślizgonów na swojego Przeznaczonego - no to było chamskie. Bardzo. Wiem, ze chciał tylko sprawdzić Greya, ale, na Merlina, to wręcz okrutne, nawet jak na Czarnego Pana.
Dobrze, że Harry utarł Lestrange'owi nosa. Tak, dobrze się domyślasz, mam nową znienawidzoną postać, na której zamierzam się wyżywać. Aren jest górą i to mi się podoba. Żaden podrzędny Śmierciożerca nie będzie mu mówił, co ma robić i jak się zachowywać.
Właśnie, głęboko liczę, ze Tom naprawdę pokaże Rudolfowi gdzie jest jego miejsce (czyt. u stóp wyżej wspomnianego Riddle'a)
Kolejne punkty dla Abraxasa - miło, że wyleczył Harry'ego. Chyba polubię tę postać.
Tak, tak, Tom, narzekaj, że jesteś członkiem elity w Hogwarcie, czemu niby nie. A tak na poważnie, to trochę szkoda Horacy'ego, ze tak łatwo daje się zmanipulować.
Podsumowując: ciągle kocham Riddle'a całym sercem, ale niech tylko spróbuje nie ukarać Rudolfa, a nie ręczę za siebie :).
Zainteresował mnie Grindelwald. Tak, jak myślałam, trochę nam namiesza.
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ale rozumiem, że musisz się przygotowywać do egzaminów - to w końcu nie byle co.
W każdym razie ten pierwszy i ostatni raz nie życzę ci weny, tylko dużo chęci do nauki, jak najprostszej matury i dobrych wyników (którymi, mam nadzieję, się z nami podzielisz)
Pozdrawiam!
Ulala chyba pobiłaś swój własny rekord w pisaniu komentarzy pod Signum :) I absolutnie nie czuj się urażona bo dawałam ci około 16-17 lat, także nie najgorzej :) "Zaczynając... Nie wiem, czy mam się czuć urażona. Ile ja według ciebie miałabym mieć lat? Dwadzieścia? Czekam tylko do piętnastki i chcę się zatrzymać na tym etapie. Później bezie tylko gorzej; studia, praca, a daj spokój." Haha no to witaj w moim świecie ^^ Nauka, praca, mieszkanie... dobrze, że nauka odejdzie i zostaną tylko dwa pozostałe + hobby ^^. Co do matury...choć już mam ją za sobą od kilku lat i to zupełnie inny egzamin to i tak wielkie dzięki! :) Pozdrawiam i super, że chcesz wolontariuszką w schronisku! :)
UsuńNie no, wiedziałam! Zawsze się muszę gdzieś walnąć, ponieważ wtedy nie byłabym sobą. Ale ja tak zawsze zakładałam, że ta matura to najważniejsza. Nie uwierzysz, że straszą nas nią już w gimnazjum - to wszystko przez tych nauczycieli, zgodnie zwalmy wszystko na nich. Zawsze działa i jest najlepszą opcją ^^.
UsuńA tak przy okazji żeśmy się fajnie dobrały; mi się wydawało, że ty masz coś koło siedemnastki :D Dobra, jest gdzieś tak wpół do pierwszej, to ja zmykam spać, bo już mi się ziewa.
Pa!
Jak zawsze rozdział świetny! Komentarz troszkę spóźniony ponieważ miałam testy. Wracając do rozdziału coraz bardziej podoba mi się rywalizacja Kasandry z mężczyzną w cylindrze. I nareszcie doczekałam się momentu kiedy Tom i Harry rozmawiają że sobą dłużej niż jedną chwilę. Życzę powodzenia na egzaminie i dużo weny do kontynuowania opowiadania^^
OdpowiedzUsuńM.
Całość bardzo mi się podoba, masz wiele pomysłów, które genialnie przelewasz w tekst i jestem tym wszystkim oczarowana i zakochana *.* Jest jednak jedno "ale", które sprawia, że czasem zaczynam się denerwować. A mianowicie nie wiem, kto konkretnie Ci betuje, ale robi to nieumiejętnie. Z całym szacunkiem, ale ta osoba chyba czuję niechęć do "ó" jak ciągle jest napisane "dwu" zamiast "dwóch". Drażni mnie to strasznie, tak bardzo, że nawet jestem w stanie zaoferować Ci pomoc i samej poprawiać błędy ;p i oczywiście, droga betująca osobo, nie chcę Cię w żadnym stopniu urazić, ale myślę że powinnaś (lub powinieneś) bardziej się do tego przyłożyć ^^
OdpowiedzUsuńPS: czekam niecierpliwie na kolejny rozdział *.*
Kochana Malinko, bardzo mnie cieszą Twoje słowa pochwały jest mi bardzo miło, że udało mi się Ciebie wciągnąć w świat Signum. Co do słowa dwu i dwóch to obie opcje są jak najbardziej poprawne i nie ma tutaj żadnego błędu http://filolozka.brood.pl/dwu-a-dwoch/. Mato przykłada się do swojej roboty i naprawdę nie mogę jej nic zarzucić. Dziękuję jednak za czujność :). Poczułam się starej daty przez "dwu..." :D Pozdrawiam!
UsuńKiedy będzie następny rozdział już nie mogę się doczekać ;-)
OdpowiedzUsuńNie wcześniej niż w lipcu. Egzaminy nade mną wiszą (╥﹏╥). Dzięki za komentarz :)
UsuńZostałaś przeze mnie nominowana do Liebstera i egzaminy czy nie, MUSISZ na niego odpowiedzieć :P
OdpowiedzUsuńhttp://voldarry-yaoi.blogspot.com/2017/05/liebster-award.html
Witam,
OdpowiedzUsuńświetnie, naprawdę świetne, aż sobie wyobrażam nagły wybuch magii Arena i pokazania Rudolfowi gdzie jest jego miejsce, a może by tak użył wężomowy? a co z dziennikiem, który zabrał Abraxas, no i czy Tom nie próbuje od czasu do czasu napisać w tym dzienniku... i zastanawia mnie czy Aren wie, że Tom Riddle to w przyszłości Voldemort...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, Aren mógłby mieć nagły wybuch magii i pokazać Rudolfowi gdzie to jest jego miejsce, a wężomowa? nadal się nią posługuje, prawda? to może by jej użył? i jeszcze bardziej zaciekawił Toma... a co z tym dziennikiem, który zabrał Abraxas? czy Tom nie próbuje od czasu do czasu coś napisać w tym dzienniku? Aren wie, że Tom Riddle to w przyszłości Voldemor?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga