czwartek, 15 marca 2018

Persona. Rozdział 2: Obserwując cię

Uwaga! 27 rozdział Signum został opublikowany 8 marca, uprzedzam byście nie przegapili pod ścianą tekstu ;) 

Minęło ponad pół roku od publikacji pierwszego rozdziału Persony, pamiętacie ją jeszcze? ;) Mam nadzieję, że tak a jak nie... to mogę co najwyżej odesłać do rozdziału pierwszego na małe przypomnienie co i jak :) Jednak nadal jest to twór o trybie nieregulowanym więc musicie się uzbroić w sporo cierpliwości. Dziękuję za ciepłe przyjęcie mojej nowej pracy i komentarze pod ostatnim rozdziałem:

Kurigara: Trochę minęło, ale ostatnim razem napisałaś, że początek był nieco zakręcony i tajemniczy o wielu znaczeniach. Czy nadal odnosisz taka wrażenie? Tutaj przedstawiłam nieco spojrzenie Toma na kilka spraw :)
Queen of the wars in the stars: A jednak udało mi się Ciebie przekonać do Persony pomimo początkowego dystansu, nawet nie wiesz jak bardzo mnie to cieszy! No tutaj w Personie nie każe czekać czytelnikom na interakcje pomiędzy naszymi bohaterami. W tym rozdziale brakło Ginny, ale jest sporo Toma czyli to co lubimy najbardziej i tak bardzo się zgadzam ze stwierdzeniem, że w kanonie Harry poślubił swojego stalkera :D Tak bardzo w punkt! No nic zapraszam na ciąg dalszy kochana ;*
Anonimowy: Uff niknąca rzeczywistość to poprzeczka zawieszona naprawdę wysoko! Cieszę się że dałam radę w pierwszym rozdziale! Oby ciąg dalszy również ci się podobał ;*
S: I kolejne porównanie do Niknącej... Mi akurat się podoba, ale wiadomo rzecz gustu :) Bardzo mnie cieszy, że Persona tak ci się spodobała i wczułaś się w jej klimat. Pozdrawiam ;*
Kiminari: Haha pamiętasz co tam jeszcze było w tym opowiadaniu? :) Potter musi się w końcu zachowywać jak przystało na dorosłą osobę a jednak trochę go już życie doświadczyło w Personie. Tutaj poznasz odpowiedź na wcześniejsze pytanie co się działo po tym jak Riddle oszczędził Harry' ego. Chyba większość fanów ff yaoi nie lubi Ginny ciekawe prawda? ;) Twoje komentarze są naprawdę niesamowite pod względem długości. Naprawdę dziękuję kochana za takie wsparcie :)

Betowała: Matonemis



Rozdział 2: Obserwując cię

Po interesującym, pełnym wrażeń dniu Tom wrócił do domu i z przyjemnością rozsiadł się w fotelu z kieliszkiem wina. Przez chwilę podziwiał wspaniały kolor alkoholu, a na koniec upił łyk delektując się jego smakiem i zatopił się w rozmyślaniach o wydarzeniach dzisiejszego dnia i nie tylko.

Doszedł do wniosku, że chyba z czasem stał się nazbyt niecierpliwy... Planował stopniowo zbliżać się do Pottera, a w rezultacie wykonał ten plan jednym susem.

Pamiętał jak to było dwadzieścia dwa lata temu, kiedy po zabójstwie Lily i Jamesa Potterów o mało nie przeoczył w sąsiednim pokoju dziecka. Zauważył je jednak i chciał zabić tak jak i rodziców. Dzieci mordował zawsze szybko i bez tortur Avadą. Wówczas też uniósł różdżkę i zaczął wypowiadać zaklęcie, ale dzieciak uniósł wzrok i spojrzał na niego z uśmiechem tymi swoimi ślicznie zielonymi oczami. Zaintrygowały go. Opuścił różdżkę i długo przyglądał się niecodziennej barwie. Na koniec ku własnemu zdumieniu podjął spontaniczną decyzję o uczynieniu chłopca swoim horkruksem. Zazwyczaj jego decyzje były głęboko przemyślane, dlatego ta wzbudzała w nim przez te wszystkie lata kontrowersje.

Właściwie to już po wyjściu z tamtego domu był sceptycznie nastawiony do swojego pomysłu. Kilkakrotnie chciał zawrócić, ale w końcu tego nie zrobił. Prawdę mówiąc mimo wahań i wątpliwości czuł, że zrobił dobrze. Nie mógł dłużej pozostawić tego wszystkiego tak jak dotąd. Potrzebował kogoś, kto by zrozumiał. Zabijanie pomagało mu zapomnieć, obnażanie psychiczne i fizyczne ofiar przynosiło ulgę, a bycie ściganym było wisienką na torcie. Swoje postępowanie uważał za sztukę... do czasu. To wszystko podnosiło mu adrenalinę i pozwalało zapełnić pustkę, którą czuł wewnątrz i która stopniowo w nim rosła. Niestety, kiedy zamęt tortur i mordowania cichł, a adrenalina opadała okazywało się, że znowu był sam. Nie było nikogo z kim mógłby planować kolejne akcje, wytyczać cele, nie było nikogo kto zrozumiałby dlaczego postępuje tak, a nie inaczej w tym zakłamanym świecie, gdzie każdy dbał tylko o siebie. Prowadzenie monologu, który czasem przypominał dyskusję z samym sobą w końcu przestało wystarczać. Wielokrotnie myślał o werbunku jakichś ludzi. Nawet kilka razy próbował to zrobić, ale kończyło się zawsze kiepsko. Początkowo bali się go i nie byli w stanie wyrazić własnego, suwerennego zdania. Kiedy nabierali w końcu pewności siebie zaczynali spiskować przeciw niemu i musiał ich zabijać... właściwie w obronie własnej. Kilka prób, które skończyły się podobnie, wyleczyło go z tego pomysłu. W pewnym momencie doszedł w końcu do wniosku, że jest z nim źle, bo sztuka przestała nią być. Zaczęła być zwykłym zabijaniem. Riddle nie był głupcem. Wiedział, że przestał się kontrolować i jeżeli tak dalej pójdzie w końcu popełni błąd, a jego egzystencję zakończy pocałunek Dementora.

Dlatego właśnie ostatecznie przekazał dziecku część duszy, część swojego szaleństwa, mocy, ale czy słusznie? Do tej pory tego nie wiedział, a musiał to zbadać dla własnego bezpieczeństwa. Jeżeli Harry okaże się nie być godnym, po prostu odbierze ją z powrotem. Chociaż byłoby to dość niefortunne. W końcu przecież pozbycie się tamtej cząstki siebie pozwoliło mu zachować jasność umysłu. Żeby zbadać celowość tego działania musiał jednak poczekać.

Po kilku latach walki ze sobą i wegetacji postanowił zająć sobie czymś czas. Tylko tak był w stanie przetrwać. Po długich przemyśleniach postanowił ukończyć Czarodziejską Akademię Teatralną. Tam doceniono jego talent aktorski. On sam zajął sobie okres oczekiwania i rozproszył na parę ładnych lat nudę.

Po latach wróciła do niego kwestia młodego Pottera, wraz z informacjami w gazetach, że aktor ten grał będzie w takiej, a takiej sztuce. Tom był naprawdę zaskoczony, że chłopak obrał sobie taki kierunek nauki. Dokładnie taki sam jak on. Początkowo obiecał sobie solennie nie zbliżać się do niego dopóki nie zakończy edukacji, ale zupełnie świadomie złamał swoje postanowienie. Musiał po prostu musiał iść na sztukę, w której Harry grał główną rolę. Pierwszy raz widział go na żywo. Sztuka sama sobie była słaba, a chłopak nie potrafił wczuć się w swoją rolę i wykrzesać uczuć do głównej bohaterki. To był główny mankament, ale jak ocenił , pozostały występ młodzieńca był wyborny. Po sztuce musiał się powstrzymać, by do niego nie podejść, chociaż w świetle późniejszych wydarzeń trochę tego żałował. Na Pottera wylano dosłownie wiadra pomyj. Tom natomiast po tym i po każdym następnym przedstawieniu wysyłał mu forsycję. Obserwował zielonookiego chłopaka i widział, że jego blask i pewność siebie przygasła znacznie. To było... rozczarowujące. Zastanawiał się nawet co mógłby w tej sprawie zrobić i wówczas Beery zaproponował mu udział w eksperymentalnym przedstawieniu z udziałem uczniów. Tom nie mógł się nie zgodzić. Była to doskonała okazja na obserwację Harry'ego z bliska i zweryfikowanie decyzji sprzed lat. Nie przewidywał zbyt wielkich kłopotów z nawiązaniem kontaktu z młodzieńcem. Herbert zdradził mu, że Potter jest jego wielkim fanem.

Pierwsze spotkanie przebiegło nie do końca tak jak zaplanował. Trochę się zapędził. Jednak Harry naprawdę pozytywnie go zaskoczył. Podobało mu się jak na niego patrzył, jak reagował... Pierwszy raz Tom stracił panowanie nad sobą w kontakcie z innym człowiekiem. Było to niesamowite, wspaniałe uczucie. Riddle porównując je z tym co znał, doszedł do wniosku, że takie wrażenia dawało mu dotąd jedynie torturowanie ludzi. Skóra chłopaka smakowała wybornie... kiedy go ugryzł, spodziewał się odtrącenia, szoku, odrazy, a tu nic. Tylko ten okrzyk, po którym sam poczuł dreszcz ekscytacji.

Kolejnym zaskoczeniem było stwierdzenie, że chłopak wciąż przechowuje forsycje, które mu podarował. Co prawda nie odczytał wiadomości, którą mu w ten sposób przekazał, ale to nie szkodzi. Teraz już wiedział. Tom ku własnemu zdumieniu stwierdził, że nie może się doczekać kolejnego spotkania z Potterem. Co prawda oceniał, że było to trochę ryzykowne. Pierwsze zetknięcie wyzwoliło w nim przecież prawdziwą osobowość. Nie wzbudził jednak w młodzieńcu przerażenia, co rokowało pozytywnie w ich dalszych kontaktach. Czy Harry będzie osobą dzięki której ta pustka w nim się wypełni? Tego nie wiedział, ale teraz, po pierwszym teście mógł rozpocząć polowanie i grę. Grę, której zasady znał tylko on. Potter póki co pozostawał tylko zwykłym pionkiem. Być może w przyszłości awansuje, ale zależało to już wyłącznie od niego.

***

Harry obudził się wcześniej niż zwykle i z zaskoczeniem zauważył, że zamiast w swojej sypialni śpi na kanapie w salonie. Był półprzytomny i jakoś nie mógł sobie przypomnieć powodów, dla których się tam znalazł. Zdecydował, że skoro już się obudził, warto byłoby się odświeżyć w łazience. Liczył na to, że to dobudzi się do reszty. Przeciągnął się, zwlókł z kanapy i nie patrząc pod stopy ruszył do łazienki. Już po dwóch krokach syknął nagle z bólu i zatrzymał się raptownie z zaskoczeniem spoglądając na podłogę. Usłana była odłamkami lustra i to błyskawicznie przywróciło mu pamięć na temat wydarzeń ostatniego wieczoru. Spowodowało też, że poczuł moralnego kaca. Z parszywym humorem, omijając zręcznie kawałki szkła, dotarł w końcu do łazienki. Wszedł pod zimny prysznic, co zawsze pomagało mu poukładać sobie myśli.

Zupełnie nie wiedział co mu strzeliło do głowy. Ginny potraktował po prostu karygodnie i był tym załamany. Obiecał sobie przecież już dawno, że nie przekroczy pewnej granicy w kontaktach z nią, a wystarczyło jedno spotkanie z Tomem... Oczywiście nie mógł obwiniać o to wszystko Riddle'a, to byłoby zbyt proste wytłumaczenie. W końcu to w jego głowie zalągł się taki, a nie inny nienormalny pomysł. Zawsze przecież wiedział, że jest inny od swoich rówieśników. Przez lata udawał, że jest inaczej, że nie odbiega od powszechnie przyjętych norm, ale podświadomie przeczuwał, że tak nie jest. Rejestrował swoją odmienność, czuł ją... powodowała, że każdy jego związek ledwo się zaczynał, a już się kończył. Po kilku takich zdarzeniach ocenił, że to pewnie wynika z jego inności i jeśli chce doszlusować do innych, musi udawać. Nie da się inaczej. Grał więc ukrywając przed wszystkimi swoje prawdziwe ja i gubiąc gdzieś po drodze prawdziwego Harry'ego Pottera. Zagubił się w tej grze do tego stopnia, że teraz właściwie z trudem przychodziło mu zdefiniowanie jaki był rzeczywiście.

Takie rozmyślania zajęły mu cały czas pod prysznicem. Wreszcie zmarzł tam na kość i zakręcił wodę. Osuszył się jednym ruchem różdżki i stanął przed lustrem, by ułożyć włosy. Rana na szyi rzuciła mu się w oczy. Przyjrzał się jej bliżej obrysowując opuszkiem palca jej zarys i wzdychając lekko. Pamiątka ze spotkania z Tomem wciąż wzbudzała u niego skrajne emocje. Niektóre nienazwane. Czuł dreszcze ekscytacji, ale równocześnie zdawał sobie sprawę, że przez to co zrobił Tom on, Harry stracił całą swoją samokontrolę. Westchnął i sięgnął po różdżkę, by pozbyć się tego znaku, ale zupełnie nagle zawahał się, a chwilę później w zamian za zaklęcie leczące rzucił na swoją szyję czar maskujący. To głupie, ale postanowił zostawić ślad, który przypominał mu, że to jak wczoraj grali z Riddle'm nie było tylko snem. Owinął się ręcznikiem wokół pasa i wyszedł na próg łazienki. Łypnął groźnie w stronę rozsypanego po podłodze szkła i ruchem różdżki naprawił nieszczęsne lustro. Przeszedł do kuchni i zjadał śniadanie popijając mocną, czarną kawą. Podczas posiłku podjął decyzję, że kiedy wróci z Akademii koniecznie musi skontaktować się z Ginny... teraz było na to za wcześnie. Sam nie czuł się na siłach przeprowadzić z nią rozmowę, a i dziewczyna z pewnością jeszcze nie ochłonęła.

***

Akademia po wczorajszym gwarze i tłumach zdawała się być strasznie cicha. Skinął lekko głową sekretarce na przywitanie i ruszył do jednaj z auli, gdzie odbywały się zajęcia praktyczne. Był pierwszy, co go specjalnie nie zdziwiło. W końcu było jeszcze dość wcześnie. Postanowił wobec tego nie marnować czasu, wyjął z torby pergamin, na którym był krótki opis aktu i sceny, którą mieli przerabiać. Przeczytał to po raz kolejny i skrzywił z niechęcią. Niestety to co czytał było egzaltowane i melodramatycznie, a jak wiadomo marnie radził sobie z takimi scenami. Zapowiadała się klapa. W dodatku wykładowcą na tych zajęciach był Beery, więc wiadomo było, że jak zawsze nie będzie mu szczędził kąśliwych uwag podczas jego kolejki. Harry zdawał sobie sprawę, że nauczyciel chce dla niego jak najlepiej i to co mówi jest prawdą, ale i tak nie ułatwiało mu to gry. Jego skupienie rozproszyło skrzypnięcie otwieranych drzwi sali. Odwrócił się, by sprawdzić kto przybył i niestety nie ucieszył się na widok Malfoya i Zabiniego. Wrócił do swojego zajęcia, a oni zajęli miejsca niedaleko niego. Malfoy oczywiście nie wytrzymał i stwierdził głośno:

– Potter, nieważne ile razy to przeczytasz. Skutek i tak będzie niezmienny. Na brak talentu raczej nie ma lekarstwa.

– Hmm... postaram się nie przyćmiewać twojej gry aktorskiej i niewątpliwej świetlistej kariery.

– Jakby to było w ogóle możliwe. Wciąż się zastanawiam co ty tutaj robisz. W końcu każdy wie, że nie nadajesz się do tego Potter. Jedna druzgocąca porażka ci nie wystarcza? Chyba, że wystarczy ci granie jakichś mało znaczących ról w trzeciorzędnych sztukach, na które i tak nikt nie zwraca uwagi. To by wszystko wyjaśniało.

– No widzisz. Nie musisz się aż tak o mnie martwić Draco. Naprawdę doceniam twoją troskę, choć uważam że jest zbyteczna – Harry uśmiechnął się słodko sprawiając, że były Ślizgon aż poczerwieniał ze złości. Widząc to Potter zacmokał z sadystyczną radością, jeszcze bardziej denerwując Malfoya. Kolejne osoby, które wchodziły do auli, obserwowały to małe starcie i kręciły z niedowierzaniem głowami. Oni jednak nie bardzo zwracali na to uwagę do czasu, aż niespodziewanie usłyszeli gdzieś od strony drzwi głos dyrektora Beery'ego:

– Skoro aż tak pragniecie ze sobą kontaktu, to zapraszam obu panów na scenę jako pierwszych Potter grasz Adama, Draco Sylvię. Proszę bardzo – zaskoczeni obejrzeli się niemal równocześnie. Beery wszedł na aulę wraz Tomem Riddle'em i aktualnie zmierzał w stronę swojego stałego miejsca. Tom został z tyłu szepcząc coś do reżysera, po czym usiadł na jednej z ławek, patrząc w ich stronę z oczekiwaniem.

Nie było wyjścia. Obaj z Malfoyem wstali i ruszyli na scenę. Nawet jeśli Draco nie było w smak grać kobietę, zwłaszcza przed tak znanym aktorem, nie zgłaszał protestów. Harry ocenił, że ten miał rację, bo z Beery'm nie warto było wdawać w jakiekolwiek dyskusje. Był bardzo uparty i przywiązany do swoich decyzji. Harry spojrzał przelotnie na Toma, który przyglądał się teraz Draco z widocznym zainteresowaniem. Nie polepszyło mu to humoru. Riddle zapewne wiedział kto jest obecnie najlepszy na roku. Oczywiście blondyn to zauważył i wyraźnie był zachwycony faktem, że ktoś tak sławny go obserwuje. Spowodowało to, że nabrał „wiatru w żagle” i pewności siebie. Potter zazdrościł mu skrycie tej swobody. Pewność siebie była czymś, co bardzo powoli odbudowywał w sobie. Póki co jednak miał w tej kwestii spore braki i niestety odbijało się to na jego grze.

Z Malfoyem grali już wcześniej, ale nigdy w takiej konfiguracji. Najlepiej wychodziło im odgrywanie wrogów... głównie dzięki wieloletniej praktyce rodem jeszcze z Hogwartu. Świetnie sprawiali się również wtedy, kiedy jeden z nich był tak zwanym czarnym charakterem. Nigdy dotąd nie mieli okazji odgrywać wobec siebie żadnych pozytywnych uczuć, a tym bardziej miłości... to było zbyt absurdalne. Harry wiedział, że dyrektor zdaje sobie z tego doskonale sprawę i aktualnie z pełną premedytacją go testuje. Wziął głęboki oddech i spojrzał na Draco. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a na sali ucichło. Wszyscy wydawali się być niezwykle zainteresowani sceną na której stali, co Harry'emu jakoś nie pomagało.

Według scenariusza Sylvia–Draco miała jemu–Adamowi wyznać miłość tuż po tym, jak tego samego dnia nieco wcześniej, zaręczył się z jej najlepszą przyjaciółką. Mówi mu to pod wpływem lekkiego upojenia alkoholowego w momencie, gdy Adam odprowadza ją z przyjęcia. Po tym wyznaniu stara się zmusić go do pocałunku, ale Adam opiera się jej i próbuje przemówić do rozsądku, chociaż skrycie też ją kocha. Sylvia odchodzi, a Adam patrzy za nią wyglądając na załamanego traconą właśnie jedyną, prawdziwą miłością.

Harry w duchu westchnął ciężko i przygotował wewnętrznie do gry. Doprawdy uważał, że ta sztuka to jakaś beznadziejna opera mydlana i zastanawiał się poważnie kto kupuje na taką szmirę bilety. Sam by się nie połakomił. W pewnym momencie zorientował się o czym myśli i postarał się odegnać te rozważania. W końcu nie takie powinny być myśli aktora, mającego za chwilę grać jednego z głównych bohaterów. Chwila wzajemnej obserwacji przedłużała się już ponad miarę i może dlatego Beery, zapewne po to, by ułatwić im wczucie się w sytuację, jednym ruchem różdżki zmienił wystrój na odpowiadający temu momentowi w sztuce. Na scenie pojawiły się schody prowadzące do przedsionka domu wraz z drzwiami, z których powinni obaj–oboje wyjść. Obaj z Malfoyem pojęli aluzję i przemieścili się poza te drzwi, by zacząć odpowiednio. Niewidoczni z widowni szybko przygotowali się do wyjścia. Harry objął Draco ręką w pasie, a blondyn uwiesił się na jego ramieniu. Harry–Adam postarał się przybrać odpowiednią do granej sceny minę i otworzył drzwi, przeprowadzając przez nie ostrożnie Sylvię–Draco. Rozpoczęli. Już na schodach Sylvia–Draco odsunęła się od niego delikatnie wpatrując się w milczeniu w schody. Adam–Harry zgodnie ze scenariuszem patrzył na nią w milczeniu.

– Adamie... – Sylvia–Draco zagryzła wargę, patrząc niepewnie na niego, a po chwili kontynuowała: – naprawdę chciałabym ci pogratulować zaręczyn... jednak właśnie w tej chwili czuję, jakby moje serce rozpadało się na milion małych kawałeczków...

Draco grał swoją rolę wspaniale i Harry mimo woli podziwiał go za to. Zdawał sobie równocześnie sprawę, że to on powinien tutaj lśnić, bo to właśnie on w tej scenie grał rolę przewodnią. Niestety nie bardzo mu szło, ale nie było czasu tego roztrząsać:

– Dlaczego teraz?

– Myślałam, że będę mogła zapomnieć. Często jednak łapałam się na tym, że wracałam myślami do czasów, gdy byliśmy razem. Dziś coś we mnie pękło. Wtedy, kiedy zobaczyłam cię wraz z nią... Adamie proszę! – Draco–Sylvia złapał go za ramiona patrząc z desperacją, po czym zgodnie ze scenariuszem próbował go pocałować. Adam–Harry zdecydowanym ruchem ujął jego ręce odsuwając go na bezpieczną odległość mówiąc:

– Wystarczy! To już przeszłość. Ułożyłem sobie życie z kimś innym! Nie będę ciągle patrzył wstecz. Jesteście przyjaciółkami i szanuję to. Proszę jednak... nie mieszaj się już nigdy więcej między nas! – Krzyknął Harry–Adam z przekonaniem, patrząc jak po takiej deklaracji z ciała Sylvii–Malfoya ulatują emocje i zrezygnowany blondyn odwraca się. Właśnie teraz Adam–Harry musiał pokazać jak bardzo mu na Silvii–Draco zależy. Zaznaczyć, że wciąż ją kocha, a jedynie rozsądek nakazuje mu zachować się tak, a nie inaczej. I w tym właśnie momencie poczuł pustkę. Stracił całą werwę, kompletnie nie czuł tej chwili, tej sceny i nie wiedział nawet jaką powinien przybrać minę. Już miał się poddać, kiedy usłyszał ponownie głos Malfoya, który gwałtownie odwrócił się znowu w jego stronę:

– Nie zostawię tak tego! Nie możesz mnie tak traktować! Myślisz, że nie wiem co tak naprawdę jest twoim celem? Dlaczego wchodzisz w jej rodzinę?! Jesteś bardzo wyrachowany Adamie!

Harry był w pierwszej chwili zaskoczony. Tego nie było w scenariuszu. Draco właśnie improwizował. Nie ważne, czy robił to ze względu na siebie, czy też po to, żeby mu pomóc, ale i tak Potter był zaskoczony, że blondyn ośmielił się zrobić coś takiego przy dyrektorze i Riddle'u. Spojrzał lekko w stronę Beery'ego i na widok uśmiechu na jego twarzy zorientował się, że improwizacja Draco spotkała się z akceptacją. Szybkie spojrzenie na Toma nie poprawiło mu humoru, gdyż ten wciąż obserwował Malfoya. Harry poczuł gniew i determinację. Postanowił sobie, że przyciągnie jego spojrzenie za wszelką cenę. Kiedy tak sobie powiedział poczuł, jakby wstąpiła w niego nowa siła. Był się gotowy na konfrontację. Nagle przed sobą ujrzał nie Draco, ale kobietę, która próbowała mu odebrać wszystko na co tyle czasu pracował. Musiał jej skutecznie wyperswadować ten głupi pomysł z głowy. Jego postawa, twarz i wzrok zupełnie się zmieniły kiedy zaczął:

– Jesteś pewna, że chcesz ze mną walczyć? Po tym wszystkim? Przypominam ci, że to ty byłaś tą, która nalegała na rozstanie. Uszanowałem twoją wolę. A ty nagle się odmieniasz. Próbujesz zacząć na nowo teraz, kiedy jestem kimś w Ministerstwie. Nazywasz mnie wyrachowanym, więc jaka ty jesteś? Przecież chcesz zburzyć szczęście nie tylko moje, ale i swojej najbliższej przyjaciółki.

Draco był zaskoczony. Potter nagle jakby się odmienił. Podchwycił jego grę i wspaniale ją kontynuował. Nie tak miało być. Plan był taki, że to on, Malfoy będzie błyszczał... coś musiał zrobić. Postanowił wrócić do techniki brania na litość i uwodzenia. Wiedział, że Potter był kiepski w odczytywaniu emocji, które były w jakikolwiek sposób związane z uczuciami. Czuł jednak, że coś jest inaczej niż zazwyczaj, gdy razem grali. Nie mógł uchwycić co to było. Nie rozumiał tego tak samo jak wzroku Pottera, który nagle nabrał niesamowitej pewności siebie. Nie było na co czekać, trzeba było brnąć dalej jak postanowił:

– Nie schlebiaj sobie! Takich jak ty mogę mieć na pęczki. Przyznam jednak, że tylko z tobą czułam, że naprawdę żyję. Wszystko wydawało się takie proste... chciałam zapomnieć w ramionach innych, ale ty wciąż powracałeś do mnie w myślach. Za każdym razem! Nie mogę znowu cię stracić!

– I zajęło ci tyle lat by do tego dojść! W dniu moich zaręczyn?! To jakiś twój kolejny kiepski żart? Odejdź stąd dopóki możemy oboje zakończyć to polubownie...

Harry–Adam wciąż widział przed sobą nie Draco, ale irytującą kobietę. Denerwował go jej głupi opór. Nie wiedział do czego dążyła tą żałosną paplaniną. Widział jak usta, które niegdyś tak kochał zaciskają się w wąską kreskę. Jej spojrzenie mówiło mu, że się nie podda. Tego się właśnie obawiał. Najwyższa pora była z tym skończyć. Stała teraz idealnie, na samym skraju schodów... wystarczyło podejść i ją czymś zająć... Już nawet wiedział co zrobić by pożałowała, że śmiała tak bezpardonowo wkroczyć w jego plany. Kobieta otworzyła usta i zaczęła mówić:

– Zostaniesz ze mną albo... mmm...

Draco–Sylvia konsekwentnie zamierzał próbować deprymować Pottera–Adama grą na uczuciach. Nie dokończył jednak swojej myśli, którą miał na końcu języka. Miał tym sposobem zwyciężyć, miał złamać Pottera. Nagle okazało się, że Harry stoi tuż przy nim i… pocałował go... Harry cholerny Potter go całował!? Draco mimo szoku usłyszał jak obecni na sali sapnęli jak jeden mąż widząc rozgrywającą się scenę. Próbował się wyszarpnąć, ale Potter objął go żelaznym uściskiem. Cofnąć się też nie miał gdzie, bo spadłby ze schodówi dotarło do niego, że to było zaplanowane. W końcu, po dość długim pocałunku jego usta zostały uwolnione, ale nadal był obejmowany w mocnym uścisku i tylko to chroniło go od upadku. Już miał zamiar coś powiedzieć, ale usłyszał szept Pottera–Adama wypowiedziany słodkim głosem wprost do ucha, chociaż akustyka sali poniosła do uszu obecnych każde wypowiedziane słowo:
– Zdajesz sobie doskonale sprawę w jakim położeniu się znajdujesz, prawda skarbie?

– Potter nie odważysz się...! – sapnął panicznie Draco na moment wypadając z roli.

Malfoy czuł jak napierający na niego Harry–Adam powoli spycha go coraz bliżej krawędzi. Sytuacja wymykała się spod kontroli. Rozejrzał się gwałtownie na boki szukając ratunku, ale druga dłoń Pottera chwyciła go za podbródek zmuszając, by patrzył tylko na niego. Draco wiedział, że dla postronnych obserwatorów cała scena wygląda romantycznie. Nie wiedzieli, że byli w błędzie. Co miał robić? Tymczasem Potter ze stoickim spokojem, wpatrując się w jego oczy swoimi zielonymi i w tej chwili zdecydowanymi na wszystko oczyma stwierdził:

– Czyżby? Jesteś gotowa się przekonać? A może nadal jesteś skłonna mnie szantażować?

Draco miał ochotę krzyknąć, by Potter go puścił, ale zdawał sobie sprawę, że w tym momencie było to nad wyraz ryzykowne. Dłoń zielonookiego podtrzymująca blondyna lekko się przesunęła i ten zachwiał się niebezpiecznie. Oczy Draco rozszerzyły się z przerażenia. To było naprawdę niebezpieczne. Harry tak bardzo wczuł się w rolę Adama, że trudno powiedzieć, czy przebiła by się do jego świadomości prośba. Wtopił się w swoją postać i mimo że Draco zwracał się do niego po nazwisku wciąż uważał go za Sylvię. Malfoy czuł, że Harry by się nie zawahał i wolał nie ryzykować. Nagle dotarło do niego, że Potter jakiego znał w Hogwarcie, Gryfon z krwi i kości nie potrafiłby zaplanować i przeprowadzić takiej intrygi. Potter, który przy nim stał, zrobił to wszystko z iście ślizgońską podziwu godną przebiegłością. Teraz czekał na odpowiedź, a Draco zupełnie nagle zdał sobie sprawę, że w tym pojedynku przegrał. Odparł więc cichym, choć wszędzie dzięki akustyce słyszalnym, drżącym z napięcia i strachu głosem:

– Nie... już więcej tego nie zrobię.

– Grzeczna dziewczynka... a teraz, skoro roztajemy się w zgodzie obejmij mnie czule, inaczej mogłoby ci się coś stać... stoisz tak blisko krawędzi. Chyba tego nie chcemy, nieprawdaż?

Blondyn zacisnął z frustracji zęby, ale świadom, że nie ma wyjścia przywarł do ciała bruneta obejmując go. Na plecach poczuł ręce Pottera odwzajemniające uścisk i odciągające go od krawędzi. Po tym Harry–Adam odsunął się od niego i głaszcząc delikatnie po policzku z czułością jakiej by się po nim teraz nie spodziewał, powiedział już normalnym głosem:

– Nie mogę z tobą zostać. Nasze drogi już dawno się rozdzieliły. W momencie kiedy odeszłaś. Nie chcę jednak byś w ten sposób... nie tak... rozumiesz? Bądź szczęśliwa. Wierzę, że w końcu odnajdziesz swoją drogę...

Harry–Adam gładko powrócił do oryginalnego scenariusza, patrząc jak Draco–dziewczyna odchodzi, schodząc po schodach. Patrząc na plecy Sylvii–Draco uśmiechnął się, przypominając sobie ten strach w oczach. Był naprawdę wyborny. W wyobraźni zobaczył te oczy... wyraźnie widział jak szary strach, zamieniałby się w nich w przerażenie i ból... Tak byłoby, gdyby zrzucił Sylvię–Malfoya z tej krawędzi. Krew cudownie kontrastowała by z...

– Potter!

Harry zamrugał szybko i ocknął się nagle z transu, słysząc wściekły głos Beery'ego. Spojrzał na niego z niezrozumieniem, po chwili zdając sobie sprawę z własnych myśli. Poczuł jakby ktoś uderzył go wprost w żołądek. Czy on właśnie szantażował Draco? Spojrzał na blondyna, który również na niego patrzył. Brunet niespodziewanie dla samego siebie odnalazł w jego spojrzeniu nie drwinę, ale potrzebę ocenienia. To było coś nowego. Zanim zdołał się nad tym zastanowić, dotarła do niego zupełnie inna myśl. Pocałował Draco na oczach wszystkich! Szok spowodował, że znieruchomiał i przestał na moment oddychać, ale nie dane mu było przeżywać tego w spokoju, bo oderwał go od tych myśli głos Beery'ego:

– Harry. Kiedy już myślałem, że naprawdę zaczynasz łapać o co w tym chodzi, ty znowu zrobiłeś krok w tył. Co to był za uśmiech na koniec? Wyglądało jakbyś cieszył się, że ona odchodzi! Czy przeczytałeś dokładnie scenariusz? Miałeś się pożegnać z tą miłością. Miałeś mieć złamane serce, a twoja twarz wyglądała jakbyś triumfował, Merlin jeden wie o czym w tym momencie myślałeś, ale z pewnością nie był to żal i rozpacz.. Wytłumacz mi co to miało znaczyć?!

– Ja... przepraszam. Trochę mnie poniosło. Dyrektorze nie potrafię patrzeć na tą postać jako obiekt swoich uczuć. Ta postać w żaden sposób nie zaskarbiła sobie mojej sympatii i...

– Ty nie jesteś od analizowania postaci! Masz tylko odgrywać daną ci rolę. Skoro potrafiłeś pocałować Draco, by naprawdę wczuć się w to, co miałeś pokazać myślałem, że w końcu nastąpił jakiś przełom. Doprawdy, wracamy znowu do punktu wyjścia – westchnął ciężko Beery czując zawód. Przez chwilę naprawdę miał wrażenie, że Harry wrócił do dawnego sposobu gry. Przez chwilę widział jego determinację, by pokazać swojemu idolowi, że potrafi. Właściwie, gra była perfekcyjna do tego ostatniego momentu i Beery czuł, że dziś nastąpił pewien przełom. Nie do końca wiedział na czym on mógłby polegać, ale był. Oszczędził dalszych kazań chłopakowi i kazał kolejnym dwóm osobom wcielić się w te same postacie.

Potter usiadł w środkowym rzędzie, całkowicie wolnym i obserwował odgrywaną przez innych wciąż tą samą scenę. Starał się ignorować głupie zaczepki, że właśnie zmienił orientację seksualną i przerzucił się na swoją własną płeć. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. O czym do cholery myślał całując Draco... i tutaj doszedł do puenty swojego problemu... nie myślał. To była główna przyczyna jego dzisiejszej porażki. Nie myślał o Draco. W jego oczach to była ta zdradziecka żmija Sylvia, która chciała go oszukać i szantażować, a nie Malfoy. Nie powinien jednak aż tak się wczuwać w postać. Właściwie to trudno powiedzieć w jaką postać się wczuł, bo jego interpretacja Adama bardzo odbiegała od oryginału. No chyba, żeby założyć, że to jakiś kryminał, a nie romans. Wtedy mógłby na pewno odegrać niedoszłego zabójcę przyjaciółki przyszłej panny młodej. Był przerażony bo czuł, że myśli, które przecież pogrzebał dawno temu znowu do niego wracały. Dawniej jego umysł podsyłał mu mrożące krew w żyłach wyobrażenia. Nie wiedział skąd to się brało, ale nie chciał ich znowu. Dźwięk oklasków wyrwał go z ponurych myśli. Przeklął pod nosem ze złości, że znowu nie skupił się na tym na czym powinien, czyli na analizie tego jak powinien odgrywać uczucia. Pocieszające było, że nadeszła przerwa na lunch, więc mógł się choć na chwilę wyrwać.

Wyszedł ze szkoły i natychmiast aportował się do przytulnej kawiarenki znajdującej się kilka ulic dalej, gdzie spotykał się z Ronem i Hermioną. Utarł się już zwyczaj, że wspólnie jedli. Stolik, który zwyczajowo zajmowali był pusty. Najwyraźniej dziś był pierwszy. Ron zawsze celebrował posiłki i nigdy na żaden się nie spóźniał. Spojrzał na zegar obliczając, że jeszcze ma kwadrans do ich przybycia. Przywołał kelnera skinieniem głowy, po czym zamówił kawę z szarlotką i lodami. Może to nie było idealne jedzenie, ale cukier to było właśnie coś czego w tym momencie potrzebował, by poprawić sobie humor. Ginny często się z niego wyśmiewała z tego powodu, ponieważ pierwszą rzeczą po jaką sięgał po złym dniu była czekolada. Z czasem doszedł do wniosku, że dziewczyna chyba po prostu mu zazdrościła. Sama musiała przestrzegać diety dla sportowców. Raz podzielił się z nią swoim spostrzeżeniem, ale zrobiła mu z tego powodu wielką awanturę, a na koniec nasłała na niego Hermionę. Na szczęście Ron zjawił się wieczorem ze współczującym i lekko rozbawionym wyrazem twarzy i podsunął mu torbę z Miodowego Królestwa. To go uratowało. Taki przyjaciel to był naprawdę skarb.

Na tych wspomnieniach minęła mu chwila i nim się spostrzegł, kelner przyniósł mu zamówione łakocie. Westchnął z uwielbieniem nabierając na łyżkę gorąco zimną mieszankę i rozkoszując się smakiem. Słodkości popił łykiem czarnej kawy i prawie zamruczał z przyjemności. Kończył już kiedy dostrzegł swoich przyjaciół, którzy właśnie przybyli. Pomachał im ręką na przywitanie, ale wzmógł czujność na widok co najmniej dziwnych min na ich twarzach. Czuł, że dziś będzie potrzebował więcej cukru. Hermiona z Ronem dosiedli się do niego, składając zamówienie, a jemu tymczasem zaczęło robić się gorąco z nerwów. Domyślał się, że mogło chodzić o Ginny. Przedłużająca się cisza zaczęła mu działać na nerwy. Chciał mieć to z głowy jak najszybciej.

– Dobra o co chodzi?

– Słuchaj, nie wiem jak zacząć, ale w Ministerstwie pojawiła się dziwna plotka – powiedział Ron, wykręcając sobie palce. Miał ten zwyczaj od zawsze. Hermiona nie przerywała mu, równocześnie przyglądając się Harry'emu wnikliwie.
– Jaka plotka? – Harry uspokoił się trochę. Z pewnością nie chodziło o Ginny. Ona nie wywlekałaby ich prywatnych spraw publicznie. Tym bardziej jednak zastanawiał się co to mogła być za sprawa.

– Wiesz, nie chciało mi się wierzyć, ale ponoć pocałowałeś Malfoya! – wypalił głośno Ron. Chwilę później dłoń Hermiony zatkała mu usta, ale było już za późno.

– Czy ty w ogóle myślisz Ron? – syknęła dziewczyna, rzucając zaklęcie wyciszające. – Mało miałam problemów, by tego nie opublikowali w tym szmatławcu jakim jest Prorok pod władzą Rity Skeeter? Na szczęście Minister tym razem był mi przychylny. Teraz może wysłuchajmy Harry'ego, dobrze? Ron się zaperzył i wybuchnął:

– A co tu jest do mówienia. Przecież to są oszczerstwa, nigdy nie uwierzę by Harry...

– Zrobiłem to Ron – zdementował krótko zielonooki młody mężczyzna, by już dłużej nie wysłuchiwać jakichś dziwnych teorii spiskowych. Najwyraźniej plotki bardzo szybko się rozchodziły. Nie minęła nawet godzina od tego czasu, a już dotarły nawet do Ministerstwa. Harry przeniósł wzrok na Hermionę, która wyglądała na zaintrygowaną i postanowił kontynuować, póki rudzielec był zbyt zszokowany by coś powiedzieć: – To była tylko próba sztuki. Beery pozwolił fretce improwizować i ja też musiałem, a nie chciałem wyjść na głupca na oczach Riddle'a. No i... jakoś tak wyszło. Na końcu jednak spieprzyłem – podsumował gorzko milknąc.
– Ale całować Malfoya... fuj! Czy to było warte... – wyjąkał Ron, który najwidoczniej zaczął przetwarzać wcześniejsze informacje.
– Zrobiłbym więcej byle tylko zwrócić na siebie jego uwagę... i oczywiście nie mówię o Malfoyu – powiedział z pełną stanowczością w głosie Harry. Nie kłamał i tym bardziej czuł gorycz porażki. Riddle ani na moment nie zwrócił ku niemu swojego spojrzenia, mimo że starał się za wszelką cenę. Chciał by te niesamowite, czerwone oczy spojrzały na niego i tylko na niego, a nie na tą cholerną fretkę! Zacisnął pięści w złości przypominając sobie jak Tom patrzył na blondyna z uznaniem. Drgnął lekko, kiedy Hermiona położyła mu rękę na dłoni w uspokajającym geście, by dodać mu nieco otuchy mówiąc:
– Harry, jeszcze będziesz miał okazję się przed nim wykazać. Uważam jednak, podobnie jak Ron, że podchodzisz zbyt emocjonalnie do tej sztuki. Rozumiem, że „Persona” jest bardzo ważnym przedsięwzięciem, ale nie możesz uciekać się do tak desperackich kroków. Zwłaszcza, że przez to twoja reputacja może jeszcze bardziej ucierpieć.

– Nie rozumiesz Hermiono. Jeżeli będę grał tak jak wcześniej, na pewno nie zostanę wybrany. To dla mnie w zasadzie ostatnia deska ratunku. Inaczej całkiem wypadnę z obiegu. Musisz mnie zrozumieć i ty i Ron. Zdaję sobie sprawę, że to nie było najlepsze posunięcie, ale wtedy straciłem głowę i zatopiłem się w postaci, a to nie zdarzyło mi się już od dawna.

– Wiesz, że zawsze będziemy cię wspierać i...

– Ale nigdy więcej nie całuj cholernego Malfoya! – wtrącił Ron dostając kuksańca w bok od żony. Nie bardzo się tym przejął i spokojnie dokończył: – No co! Tylko się upewniam.

– Spokojnie, nie mam zamiaru – zapewnił Harry widząc ulgę na twarzy przyjaciela. Uśmiechnął się lekko. W tym momencie wyobraźnia spłatała mu figla podsuwając wspomnienie przerażenia w szarych oczach. To było takie piękne. Pewność siebie Malfoya stopniała, a to sprawiło, że chciał widzieć jak ta jego bezczelna twarz... zmienia się jeszcze bardziej. Jak odwaga znika roztrzaskana na kawałeczki przez strach...

– Harry! Słuchasz mnie w ogóle?

– Co? A tak... – zagryzł wargę zaczynając się bardziej udzielać w pogawędce z przyjaciółmi. Czuł się coraz gorzej i jego własne myśli przerażały go. Miał coraz większy zamęt w głowie. Musiał się czymś zająć. Wiedział, po prostu wiedział, że jeśli tego nie zrobi, to te myśli znowu przejmą nad nim kontrolę. Nie potrafił się ich pozbyć, dlatego starał się je ignorować, ale czuł w głębi, że to nie będzie takie proste.

***

Pozostałe zajęcia tego dnia poszły gładko, pomijając zaczepki ze strony innych studentów na temat pierwszych zajęć. Szybko się jednak skończyły, bo do akcji wkroczył Malfoy i zdusił wszystkie plotki i plotkarzy w zarodku. Harry nie wiedział co ten zrobił, ale cokolwiek to było działało i był z tego zadowolony.

Od tamtych pierwszych zajęć nie widział już Riddle'a. Mógł mieć pretensje tylko do siebie. Wybierano przecież uczniów z całej szkoły i być może właśnie uciekła mu szansa. Westchnął i udał się do sali baletowej, gdzie odbywały się zajęcia taneczne. Przebrał się w odpowiednie, przylegające do ciała spodnie i bluzkę po czym zaczął rozciąganie. To były jedne z niewielu zajęć, podczas których czuł się pewnie. Jego prowadzący był bardzo wymagający, ale tego właśnie potrzebował by wyrzucić z głowy te wszystkie niepotrzebne myśli. Choreografia wymagała sporej koncentracji i Harry nie mógł się już doczekać tych ćwiczeń.

Rozciągał się już od kilku minut, kiedy robiąc skłon poczuł na sobie czyiś wzrok. Odwrócił głowę, by spojrzeć kto go obserwuje. Widząc znajome, szare spojrzenie poczuł zaskoczenie. Malfoy rzadko otwarcie się na kogoś gapił. Dodatkowo tym razem wyglądał na głęboko zamyślonego. Po chwili Harry zarejestrował, że Draco bez słowa umieścił się przy nim i również zaczął ćwiczenia rozciągające. Tego się nie spodziewał. Czułby się bardziej pewnie, gdyby Draco poczęstował go tym swoim firmowym, ironicznym uśmieszkiem i rzucił zwyczajowy komentarz. Takie oblicze blondyna przynajmniej znał. Teraz jednak nie wiedział czego mógł się spodziewać, ale czujnie czekał i wreszcie usłyszał ściszony głos:

– Jedna rzecz nie daje mi spokoju Potter. Kogo widziałeś podczas odgrywania roli mnie, czy Sylvię? Analizując scenariusz łatwo można zauważyć, że oryginalny Adam nigdy by się tak nie zachował. W twojej interpretacji była to bardzo wyrachowana postać, która nie cofnęła by się przed niczym dla osiągnięcia celu. Twój Adam nie dałby się zastraszyć nawet mężczyźnie, a co dopiero kobiecie.

– Nie myślałem wtedy nad tym. Po prostu zagrałem i tyle... – odpowiedział wymijająco zielonooki chłopak. Malfoyowi nie spodobała się jego odpowiedź, ale dalej ciągnął rozmowę:

– Jesteś beznadziejny w romansach. Sprawiasz wrażenie, jakbyś kompletnie niczego nie pojmował. Nawet małych, subtelnych podpowiedzi, które są dobrze, jasno, napisane w scenariuszu. Zawsze grasz takie sceny drętwo, jakbyś nie był zdolny do tych uczuć. Zaczynam współczuć twojej dziewczynie. Jeżeli okazujesz jej uczucia tak jak grasz, to musi być naprawdę ślepa z miłości albo bardzo nieszczęśliwa.

– Słuchaj Malfoy. Moją grę możesz obrażać, ale odczep się od Ginny. Nic ci do niej – warknął cicho Harry, by nie zwracać na siebie uwagi. Profesor jak na złość się spóźniał. Zastanawiał się do czego zmierzał właściwie Draco, próbując go właśnie w tym momencie wyprowadzić z równowagi.

– Masz rację, kompletnie mnie nie obchodzi twoje życie uczuciowe. Chciałbym jednak się dowiedzieć... czegoś... Wtedy, tam na scenie, czułem jakbyś był zupełnie inną osobą. Jakby to nie była tylko gra. Twoje zachowanie było przeciwieństwem tego co widziałem od lat. Chcę wiedzieć co to było i czy możesz to powtórzyć.

– Powtórzyć? – sapnął zaskoczony Potter. Raczej nie tego się spodziewał od... właściwie ofiary napaści. – Dlaczego chciałbyś to znowu odegrać?

– Chcę się upewnić... w pewnej sprawie. Więc jak będzie?

– Nie. Szczerze wątpię bym mógł to ponownie odegrać... – skłamał gładko Harry. Nie mógł przecież przyznać przed blondynem, że musiałby dopuścić ponownie do głosu tą część duszy, o której chciałby zapomnieć. Nie zamierzał na to pozwolić. Przez ułamek sekundy zobaczył rozczarowanie na twarzy Malfoya. Żeby nie przedłużać tej rozmowy wstał i po prostu odszedł. Dziwnie się czuł po tej dość tajemniczej wymianie zdań i nadal nie rozumiał motywów, które kierowały Draco. Westchnął cicho wpatrując się w swoje odbicie w licznych tutaj lustrach i widząc zmęczone spojrzenie. To był ciężki dzień, ale miał nadzieję, że taniec jak zawsze go zrelaksuje i pomoże. Na szczęście w końcu pojawił się ich instruktor, więc mógł wyrzucić niechciane myśli z głowy na rzecz układu tanecznego.

***

Tom siedział naprzeciw Beery'ego w jego gabinecie, przeglądając portfolia studentów różnych roczników. Jako, że ilość profili do przejrzenia była naprawdę oszałamiająca, musiał już teraz, pierwszego dnia dokonać selekcji. Żeby ułatwić sobie pracę, robił to wraz z dyrektorem, który na bieżąco mógł coś uszczegółowić, dodać, rozwiać wątpliwości, czy też uzupełnić. Miał jeden cel: zmniejszyć liczbę osób, nad którymi musiałby się skupiać. Tym sposobem doszli do rocznika Harry'ego i Tom zatrzymał się patrząc na jego zdjęcie oraz profil. Był stosunkowo pilnym uczniem, jednak w pewnym momencie jego oceny zaczęły spadać. Kiedy spojrzał na datę, natychmiast zrozumiał. Było to po feralnym pierwszym występie. Najwidoczniej stres i zawód zebrały wtedy swoje żniwo. Niewiele brakowało, by zielonooki młodzieniec został wydalony z Akademii. To musiał być kryzysowy moment. Stopniowo oceny były coraz wyższe. Jedynym przedmiotem, który wciąż kulał była praktyka. Wcześniej zdobywał same Wybitne, teraz były to zaledwie Zadowalające. Na tym tle w oczy rzucał się przedmiot, który przez te wszystkie lata pozostawał niezmienny i Harry był na nim tak samo wysoko oceniany. Była to choreografia. Ten fakt zaintrygował Riddle'a. Zauważył, że Beery bacznie mu się przygląda. Wiedział, że dyrektor miał do zielonookiego chłopaka słabość i życzył mu jak najlepiej. Przyznać jednak trzeba było, że nigdy nie był stronniczy i zachowywał profesjonalizm.

– Co o nim sądzisz? – zapytał w końcu dyrektor, będąc ciekawym opinii Toma o Potterze. Zauważył bowiem, że to był jak dotąd jedyny profil, na którym Tom na dłużej zatrzymał wzrok. Zaczął nawet wertować przebieg dotychczasowej kariery chłopaka.

– Myślę, że ma potencjał. Chcę go jeszcze trochę poobserwować, wtedy zdecyduję.

– To zaskakujące – skomentował z uśmiechem Beery. – Z reguły natychmiast podejmujesz decyzję. Myślałem, że już na wstępie odrzucisz Harry'ego po jego dzisiejszym występie. Chociaż prawdę mówiąc do pewnego momentu szło mu dziś naprawdę nieźle. Sam byłem zaskoczony, gdy nagle pocałował Draco. Żałuję, że wtedy nie widziałem jego twarzy. Musiał być naprawdę zdesperowany, by posunąć się do takiego kroku. Zwłaszcza, że już od szkolnych lat w Hogwarcie chłopcy byli raczej przeciwnikami.

– Zgadzam się, że był moment kiedy nie można było od niego oderwać wzroku. To bardzo pożądana cecha na scenie i chcę zobaczyć czy faktycznie będzie umiał tą umiejętność wykorzystać – oznajmił swobodnie Tom, odkładając kartę Harry'ego na małą stertkę profili uczniów, którzy zostawali w ringu. Wziął kolejne trzy karty i bez ceregieli odłożył je po kolei na stertę odpadających.

Beery wewnętrznie odetchnął z ulgą. Nie chciałby widzieć wyrazu twarzy Pottera, gdyby zobaczył siebie na liście odrzuconych z dalszego etapu wyborów. Na szczęście chłopak wciąż miał szansę. Przede wszystkim udało mu się zwrócić uwagę Toma na tyle, by nie zostać wykluczonym z gry. Podczas występu zielonookiego i Malfoya Beery tylko raz spojrzał na Riddle'a, by sprawdzić jego reakcję na to, co działo się na scenie. Wydawało mu się, że Tom patrzył wtedy tylko w Draco. Już wówczas dyrektor pogodził się z faktem, że Potter zostanie odrzucony. Chyba zbyt ostro go wtedy potraktował. Wątpił, by chłopak miał mu to za złe, ale nadal czuł wyrzuty sumienia...

Dyrektor Akademii chciał jeszcze o coś zapytać swojego gościa, ale wszelkie plany przerwał mu liścik wypadający z kominka pod jego stopy. Sięgnął po kartkę rozwijając ją i czytając szybko zawartość, po czym oznajmił:

– Przepraszam Tom, ale muszę natychmiast wyjść. Wrócę za jakieś dwadzieścia minut. Poradzisz sobie?

– Oczywiście – odpowiedział znad kolejnych kart pytany, nawet na niego nie patrząc. Beery nie zastanawiając się wobec tego dłużej ruszył do drzwi.

***
Gdy został już sam pozwolił sobie na chwilowe rozluźnienie. Cały plik, który trzymał w rękach, odłożył na stertę odrzuconych. Zrobił tak dla niepoznaki, bo zamierzał pomyśleć o zupełnie czym innym niż kandydaci do sztuki. Był zmęczony. Przez cały dzień nie licząc porannych zajęć, musiał udawać zainteresowanego tym co oglądał na lekcjach poszczególnych klas. Owszem, znalazło się kilku interesujących uczniów pośród tego tłumu, ale żaden nie potrafił sprawić, by jego wzrok zatrzymał się na nim dłużej. Nawet Harry początkowo swoją grą pobudził w nim wyłącznie irytację, a nawet trochę złości.

Zaczął doprawdy nieporadnie, dlatego w ramach nauczki Tom postanowił obserwować tylko Draco. Oczywiście był to udawany manewr. Każdy ruch Pottera wnikliwie analizował. Atencja Malfoya była jak się okazało bodźcem do działania dla Harry'ego, któremu udało się zaskoczyć chyba wszystkich obecnych w auli pocałunkiem Drako. Tom pogratulował mu w myślach tego ruchu, choć nie podobała mu się taka forma zwracania uwagi. Prawdopodobnie, gdyby chodziło o kogoś innego byłoby mu wszystko jedno, ale nie w tym przypadku. Potem było już tylko lepiej. Wszyscy z zapartym tchem obserwowali romantyczne uniesienia między Adamem, a Sylvią, Tom jednak wiedział lepiej. Żałował jak nigdy, że nie widział twarzy obu grających tym bardziej, że zaczął wyczuwać strach, niemoc i dezorientację blondyna. Nie był ślepy. Doskonale widział co Harry zrobił. To był majstersztyk. Miał ochotę podejść bliżej, ale podejrzewał, że zdeprymował by w ten sposób Pottera. Nie chciał też pokazać, że odkąd pojawił się w Akademii całą uwagę skupia na Harrym. Chciał tego co właśnie się działo. Chciał, żeby Potter zabiegał o jego uwagę. Dopiero przy końcowej scenie Tom zobaczył triumfalny uśmiech Harry'ego po zwycięstwie nad słabszym i ocenił go niezwykle wysoko, niezależnie od tego co powinien grać. Wyczuwał, że ten wyraz twarzy zielonookiego jest adekwatny do jego myśli i był tym zachwycony. Czuł dreszcz podniecenia. Riddle po raz pierwszy poczuł, że nie mogą się od siebie różnić tak bardzo jak początkowo zakładał. Ocenił, że warto było czekać tyle lat.

Kiedy dyrektor przerwał Potterowi wyrywając go ze stanu upojenia zwycięstwem, Tom miał ochotę przekląć go porządnie. Jednocześnie podjął decyzję, że musi się dowiedzieć co widział Draco z bliska. Dlaczego zdecydował się wycofać.

Po pewnym czasie wrócił Beery. Razem pracowali jeszcze trochę, po czym Riddle ogłosił, że na dzisiaj kończy. W zamyśle miał pomysł, by jeszcze raz spojrzeć na Harry'ego, ale krótki rzut oka przekonał go, że już za późno. Pamiętał przecież o której Potter kończy dziś zajęcia. Było to godzinę temu. Nie zamierzał jednak dłużej siedzieć nad tymi papierami, więc pożegnał dyrektora i wyszedł na niemal pusty w tej chwili korytarz.

Wytrenowanym, spokojnym krokiem zmierzał do wyjścia z terenu uczelni. Czuł się spięty i poddenerwowany. Najchętniej zastosowałby dawny sposób na rozluźnienie i odprężenie. Miał ochotę kogoś doprowadzić na skraj wytrzymałości, zadać ból, torturować, a nawet zabić. To by pomogło, ale nie mógł jeszcze wrócić do podobnych praktyk. O tak, czasem pozwalał sobie na jakieś małe morderstwo w przypadkowych miejscach i czasie. Nie mógł dopuścić, by zaczęto podejrzewać jego. Niekiedy zrzucał na kogoś swoje zbrodnie, dobrze się przy tym bawiąc. Dziś właśnie przyszedł taki dzień w którym czuł, że musi coś zrobić. Cokolwiek!

– Panie Riddle!
Usłyszał za sobą głos, który wydawał mu się dosyć znajomy i odwrócił się dostrzegając z zadowoleniem Malfoya. Chłopak pojawił się jak na zawołanie i Riddle upatrywał w tym swoją okazję do dowiedzenia się jak wyglądała z bliska twarz Harry'ego wtedy, na scenie. Przywołał na twarz lekki uśmiech i odpowiedział:

– Draco Malfoy. Co tutaj robisz o tej porze? O ile wiem twoje zajęcia już się skończyły.

– Doceniam, że tak uznany aktor zapamiętał moje imię. Jeżeli to nie problem chciałbym zapytać co pan sądzi o mojej grze aktorskiej. Co mógłbym ewentualnie poprawić – poprosił Draco lekko się kłaniając. Tom słyszał już w trakcie swojej kariery mnóstwo podobnych pytań. Mógłby chłopaka zignorować i odesłać, ale zamierzał coś uzyskać, więc zastanowił się chwilę i rozpoczął:

– Twoja gra jest bardzo przekonująca. Masz naturalny talent. Bardzo dobrze odegrałeś narzuconą ci rolę, ale do pewnego momentu... gra tamtego drugiego chłopaka przytłoczyła cię wyraźnie. Większość widzów tego nie zauważyła, ale ja byłem w stanie to zobaczyć. Musisz bardziej popracować nad kontrolą swoich emocji – podsumował Tom rejestrując, że ostatnie słowa trochę ostudziły początkowy entuzjazm byłego Ślizgona.

– Wtedy... z reguły gram lepiej. Po prostu za bardzo się rozproszyłem – próbował tłumaczyć Draco niezadowolony z faktu, że Tom widział go w momencie, który uważał za swoją osobistą porażkę.

– Będziesz miał jeszcze okazję się wykazać. Dostrzegam w tobie duży potencjał. Każdemu zdarzają się gorsze dni – uspokajająco dodał Riddle czekając, aż chłopak na niego spojrzy. Zamierzał użyć legilimencji do uzyskania tego o co mu chodziło. Wreszcie Draco uniósł wzrok i Tom natychmiast skorzystał z okazji sięgając do jego umysłu po odpowiednie wspomnienie. Nie musiał szukać głęboko. Obejrzał je sobie dokładnie i z zadowoleniem opuścił umysł Malfoya. Zobaczył to co chciał i upewnił się co do swoich podejrzeń. Blondyn przez chwilę był zamroczony i rozkojarzony, dlatego Tom, by nie dopuścić do podejrzeń postanowił jak najszybciej zakończyć tą rozmowę. Na odchodne jednak dodał: – Nie musisz się martwić. Przeszedłeś przez wstępną segregację, więc masz jeszcze szansę. Do zobaczenia.
Ruszył ponownie w kierunku wyjścia z Akademii zastanawiając się nad tym, co zobaczył we wspomnieniach blondyna. Kiedy przypomniał sobie to, co Malfoy, a za jego pośrednictwem on sam zobaczyli w oczach Pottera poczuł, jak jego magia ożywa. Nie potrafiłby się już kontrolować. Musiał dziś kogoś zabić i to jak najszybciej. Potrzebował tego. I tak już długo się powstrzymywał, a musiał na coś nakierować swoje emocje. Czuł, że inaczej oszaleje.

Był już niedaleko wyjścia, kiedy usłyszał w oddali muzykę. Było już późno, korytarze puste, dlatego Riddle poczuł się zaintrygowany i ruszył zbadać tą sprawę. Poszedł za dźwiękiem i w rezultacie trafił do skrzydła, gdzie odbywały się zajęcia z tańca. Teraz już wiedział. Prawdopodobnie jakiś uczeń ćwiczył po godzinach. Riddle zastanowił się przez moment i zdecydował, że chce popatrzeć. Miał nadzieję, że powstrzyma to jego mordercze instynkty. Jeśli taniec będzie dostatecznie dobry skieruje jego umysł na inne tory i zaspokoi pragnienie bólu i krwi. Wiedział o tym, bo już mu się to kiedyś zdarzało.

Podszedł do szklanej ściany, pozwalającej obserwować co dzieje się na sali. Wiedział doskonale, że swobodnie może to zrobić i sam nie być widzianym, bo były to weneckie lustra.

Światło było zgaszone. W sali panował półmrok rozjaśniony jedynie światłami ulicznymi. Pianino było zaczarowane tak, by grało spokojną, łagodną melodię. Na środku sali ćwiczeń siedziała skulona osoba. Sprawiała wrażenie, jakby na coś czekała. Tom patrzył z rosnącym zainteresowaniem. Nagle melodia zmieniła się nieznacznie. Wciąż była melancholijna, ale pobudzała do działania. Czujne oko Toma uchwyciło nagły ruch postaci, która wykonała przewrót wstając z gracją i zaczynając swój taniec.

Widać było, że kroki i ruchy powstawały spontanicznie. Na pewno nie były częścią żadnej choreografii, jednak doskonale oddawały „ducha” rozbrzmiewającej w tle muzyki. Doskonale wyrażały emocje, które targały tancerzem. Riddle obserwował zafascynowany, pochłonięty tym, co działo się na sali. Był to najbardziej emocjonujący spektakl taneczny jednego tancerza jaki widział. Po pewnym czasie skonstatował jednak, że poruszający się z gracją mężczyzna jak rozpoznał po sylwetce, ewidentnie próbuje coś ukryć. Przekazywał to wieloma gestami: ukrywając twarz za dłonią, obracając się błyskawicznie, czy też wykonując krok w innym kierunku, niż by się potencjalny obserwator spodziewał. Zaintrygowany Tom obserwował taniec zachłannie, próbując odczytywać mowę ciała wykonującej go osoby. Tymczasem muzyka przyspieszyła, ewidentnie zbliżając się do finału. Ruchy tancerza stały się bardziej gwałtowne. Na koniec wykonał kilka energicznych obrotów i wraz z ostatnim, wybrzmiewającym właśnie dźwiękiem zatrzymał się tuż przed miejscem, gdzie po drugiej stronie stał Tom. Mężczyzna ciężko dysząc oparł się obiema dłońmi o lustro i wpatrzył we własne odbicie, a Riddle mógł się tymczasem do woli przyglądać znajomym zielonym oczom.

Ku własnemu zdumieniu odkrył tym sposobem, że tańczącym był Harry. Jego śliczne oczy, które teraz mógł do woli podziwiać wyrażały całą gamę emocji. Riddle wstrzymał oddech i z pewnym zdumieniem doszedł do wniosku, że ten młody mężczyzna jest zachwycający również fizycznie. Obcisłe ubrania podkreślały szczupłą sylwetkę i sprężyste, wyrobione mięśnie. Pot lśnił na twarzy chłopaka w świetle latarni i Tom pozwolił sobie ponieść się chwili. Oparł dłonie na szybie w miejscach, gdzie po drugiej stronie wsparł się Potter i wpatrzył się w jego oczy analizując to, co w nich widział.

Skupiony na tym zauważył, że Harry lekko poruszył ustami rzucając parę słów, ale nie zdążył odczytać ich z jego warg. Po chwili stwierdził, że już nie musi, bo stojący w sali instrument znowu zaczął grać. Młody mężczyzna płynnym ruchem odbił się od lustra, kolejnym zdjął górną część ubrania ocierając nim pot z twarzy i rzucił niedbałym ruchem w kąt. Tom obserwował go z podziwem. Musiał sam sobie przypomnieć, że to w co się wpatruje to weneckie lustro, a nie przejrzysta szyba. Potter niewątpliwie miał genialny wręcz talent wyrażania emocji tańcem. I to różnych. Riddle uśmiechnął się do siebie lekko. Gdyby nie świadomość, że młodzieniec nie wie o jego obecności mógłby przysiąc, że tancerz go uwodzi. Kołysał się łagodnie w takt muzyki, giętki i jakby rozmarzony. W pewnym momencie odwrócił się tak, że światło latarni oświetliło jego szyję i Riddle dostrzegł tam coś, co go do głębi poruszyło. Młody mężczyzna wciąż miał na niej ślad po ugryzieniu, który mu wczoraj zrobił. Tom był tym tak bardzo zaskoczony, że przez moment poczuł pustkę. Ten człowiek był inny niż sobie wyobrażał. Ukazał mu już co najmniej trzy oblicza: codzienne, to które widział we wspomnieniach Malfoya i to które prezentował teraz wypowiadając się w tańcu..



3 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Po przeczytaniu go jednak opłacało się czekać tak długo. Nawet trochę byłam zdziwiona tym co zrobił Draco.
    Mam nadzieję, że Tom jednak weźmie Hary'ego do tej sztuki.
    Przesyłam wenę Kurigara

    OdpowiedzUsuń
  2. Zanim jeszcze zacznę czytać - ze względu na to, że Persona nie jest tak często publikowana, może przed nowymi rozdziałami dodasz krótkie streszczenia poprzednich? To pozwoliłoby przypomnieć sobie historię i oszczędziło szukania poprzedniego rozdziału, żeby go ponownie przeczytać :*

    Hmm, naprawdę DOSŁOWNIE wiadra pomyj wylano na Harry’ego? To dosyć obrzydliwe, współczuję xd.

    SCENA BYŁA FANTASTYCZNA! NO PO PROSTU MAJSTERSZTYK! WOW! UWIELBIAM TO, W JAKI SPOSÓB HARRY ZAGRAŁ! A JAK ZDOMINOWAŁ DRACO! AHH, WSPANIAŁE!
    Uuu, podoba mi się ta mroczna strona Pottera. 
Oh, Ron, zapomniałeś użyć zaklęcia sonorus… 

    Fenickie, słonko, lustra fenickie <3
    No dobrze. Skończyłam czytać, a więc:
    Zdążyłam zapomnieć jakie emocje towarzyszyły mi, podczas czytania poprzedniego rozdziału, więc i tę notę zaczęłam czytać z pewnym dystansem. Szybko jednak zaczynał on znikać, bo zwyczajnie kocham sposób w jaki piszesz. Twoje litery czarują i wciągają mnie, jak mało które opowiadanie.
    Jestem niezwykle zauroczona Personą i na prawdę nie mogę się już doczekać następnego rozdziału. Harry jako tancerz? Pomysł jeden z lepszych, z resztą, czytało się te sceny z zapartym tchem. Na prawdę mogłam się wczuć i mogę nawet powiedzieć, że wiem, jakie uczucia targały Tomem, gdy oglądał taniec Harry'ego.
    Fenomenalny pomysł z tą mroczną stroną Pottera! Trafiasz w moje serduszko!
    Nie wiem co napisać, ogólnie podobało mi się niesamowicie!
    A tak jeszcze na odchodnym, żeby być chociaż trochę upierdliwą, starą babą <3
    Weneckie, mogą być okna (okna o trzech szybach)(wygoogluj) <3
    Tak więc, aaah! Kocham to bardzo mocno! Daj mi więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    cudownie, no tak Draco improwizował to spotkało się z aprobatą, a gdy Harry to już źle.. no i cóż zrobiło to aby lśnić, ale Harremu udało się chcąc zyskać uwagę Toma, a na koniec ten uśmieszek, dobrze, ze Tom zgasił trochę entuzjaz Draco, Tom to specjalnie nie patrzył na Harrego jak grał, ale później jak tańczył o tak...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń