Minęło ponad pół roku od publikacji pierwszego rozdziału Persony, pamiętacie ją jeszcze? ;) Mam nadzieję, że tak a jak nie... to mogę co najwyżej odesłać do rozdziału pierwszego na małe przypomnienie co i jak :) Jednak nadal jest to twór o trybie nieregulowanym więc musicie się uzbroić w sporo cierpliwości. Dziękuję za ciepłe przyjęcie mojej nowej pracy i komentarze pod ostatnim rozdziałem:
Kurigara: Trochę minęło, ale ostatnim razem napisałaś, że początek był nieco zakręcony i tajemniczy o wielu znaczeniach. Czy nadal odnosisz taka wrażenie? Tutaj przedstawiłam nieco spojrzenie Toma na kilka spraw :)
Queen of the wars in the stars: A jednak udało mi się Ciebie przekonać do Persony pomimo początkowego dystansu, nawet nie wiesz jak bardzo mnie to cieszy! No tutaj w Personie nie każe czekać czytelnikom na interakcje pomiędzy naszymi bohaterami. W tym rozdziale brakło Ginny, ale jest sporo Toma czyli to co lubimy najbardziej i tak bardzo się zgadzam ze stwierdzeniem, że w kanonie Harry poślubił swojego stalkera :D Tak bardzo w punkt! No nic zapraszam na ciąg dalszy kochana ;*
Anonimowy: Uff niknąca rzeczywistość to poprzeczka zawieszona naprawdę wysoko! Cieszę się że dałam radę w pierwszym rozdziale! Oby ciąg dalszy również ci się podobał ;*
S: I kolejne porównanie do Niknącej... Mi akurat się podoba, ale wiadomo rzecz gustu :) Bardzo mnie cieszy, że Persona tak ci się spodobała i wczułaś się w jej klimat. Pozdrawiam ;*
Kiminari: Haha pamiętasz co tam jeszcze było w tym opowiadaniu? :) Potter musi się w końcu zachowywać jak przystało na dorosłą osobę a jednak trochę go już życie doświadczyło w Personie. Tutaj poznasz odpowiedź na wcześniejsze pytanie co się działo po tym jak Riddle oszczędził Harry' ego. Chyba większość fanów ff yaoi nie lubi Ginny ciekawe prawda? ;) Twoje komentarze są naprawdę niesamowite pod względem długości. Naprawdę dziękuję kochana za takie wsparcie :)
Betowała: Matonemis
Rozdział 2: Obserwując cię
Po interesującym, pełnym wrażeń
dniu Tom wrócił do domu i z przyjemnością rozsiadł się w fotelu
z kieliszkiem wina. Przez chwilę podziwiał wspaniały kolor
alkoholu, a na koniec upił łyk delektując się jego smakiem i
zatopił się w rozmyślaniach o wydarzeniach dzisiejszego dnia i nie
tylko.
Doszedł do wniosku, że chyba z czasem
stał się nazbyt niecierpliwy... Planował stopniowo zbliżać się
do Pottera, a w rezultacie wykonał ten plan jednym susem.
Pamiętał jak to było dwadzieścia
dwa lata temu, kiedy po zabójstwie Lily i Jamesa Potterów o mało
nie przeoczył w sąsiednim pokoju dziecka. Zauważył je jednak i
chciał zabić tak jak i rodziców. Dzieci mordował zawsze szybko i
bez tortur Avadą. Wówczas też uniósł różdżkę i zaczął
wypowiadać zaklęcie, ale dzieciak uniósł wzrok i spojrzał na
niego z uśmiechem tymi swoimi ślicznie zielonymi oczami.
Zaintrygowały go. Opuścił różdżkę i długo przyglądał się
niecodziennej barwie. Na koniec ku własnemu zdumieniu podjął
spontaniczną decyzję o uczynieniu chłopca swoim horkruksem.
Zazwyczaj jego decyzje były głęboko przemyślane, dlatego ta
wzbudzała w nim przez te wszystkie lata kontrowersje.
Właściwie to już po wyjściu z
tamtego domu był sceptycznie nastawiony do swojego pomysłu.
Kilkakrotnie chciał zawrócić, ale w końcu tego nie zrobił.
Prawdę mówiąc mimo wahań i wątpliwości czuł, że zrobił
dobrze. Nie mógł dłużej pozostawić tego wszystkiego tak jak
dotąd. Potrzebował kogoś, kto by zrozumiał. Zabijanie pomagało
mu zapomnieć, obnażanie psychiczne i fizyczne ofiar przynosiło
ulgę, a bycie ściganym było wisienką na torcie. Swoje
postępowanie uważał za sztukę... do czasu. To wszystko podnosiło
mu adrenalinę i pozwalało zapełnić pustkę, którą czuł
wewnątrz i która stopniowo w nim rosła. Niestety, kiedy zamęt
tortur i mordowania cichł, a adrenalina opadała okazywało się, że
znowu był sam. Nie było nikogo z kim mógłby planować kolejne
akcje, wytyczać cele, nie było nikogo kto zrozumiałby dlaczego
postępuje tak, a nie inaczej w tym zakłamanym świecie, gdzie każdy
dbał tylko o siebie. Prowadzenie monologu, który czasem przypominał
dyskusję z samym sobą w końcu przestało wystarczać. Wielokrotnie
myślał o werbunku jakichś ludzi. Nawet kilka razy próbował to
zrobić, ale kończyło się zawsze kiepsko. Początkowo bali się go
i nie byli w stanie wyrazić własnego, suwerennego zdania. Kiedy
nabierali w końcu pewności siebie zaczynali spiskować przeciw
niemu i musiał ich zabijać... właściwie w obronie własnej. Kilka
prób, które skończyły się podobnie, wyleczyło go z tego
pomysłu. W pewnym momencie doszedł w końcu do wniosku, że jest z
nim źle, bo sztuka przestała nią być. Zaczęła być zwykłym
zabijaniem. Riddle nie był głupcem. Wiedział, że przestał się
kontrolować i jeżeli tak dalej pójdzie w końcu popełni błąd, a
jego egzystencję zakończy pocałunek Dementora.
Dlatego właśnie ostatecznie przekazał
dziecku część duszy, część swojego szaleństwa, mocy, ale czy
słusznie? Do tej pory tego nie wiedział, a musiał to zbadać dla
własnego bezpieczeństwa. Jeżeli Harry okaże się nie być godnym,
po prostu odbierze ją z powrotem. Chociaż byłoby to dość
niefortunne. W końcu przecież pozbycie się tamtej cząstki siebie
pozwoliło mu zachować jasność umysłu. Żeby zbadać celowość
tego działania musiał jednak poczekać.
Po kilku latach walki ze sobą i
wegetacji postanowił zająć sobie czymś czas. Tylko tak był w
stanie przetrwać. Po długich przemyśleniach postanowił ukończyć
Czarodziejską Akademię Teatralną. Tam doceniono jego talent
aktorski. On sam zajął sobie okres oczekiwania i rozproszył na
parę ładnych lat nudę.
Po latach wróciła do niego kwestia
młodego Pottera, wraz z informacjami w gazetach, że aktor ten grał
będzie w takiej, a takiej sztuce. Tom był naprawdę zaskoczony, że
chłopak obrał sobie taki kierunek nauki. Dokładnie taki sam jak
on. Początkowo obiecał sobie solennie nie zbliżać się do niego
dopóki nie zakończy edukacji, ale zupełnie świadomie złamał
swoje postanowienie. Musiał po prostu musiał iść na sztukę, w
której Harry grał główną rolę. Pierwszy raz widział go na
żywo. Sztuka sama sobie była słaba, a chłopak nie potrafił wczuć
się w swoją rolę i wykrzesać uczuć do głównej bohaterki. To
był główny mankament, ale jak ocenił , pozostały występ
młodzieńca był wyborny. Po sztuce musiał się powstrzymać, by do
niego nie podejść, chociaż w świetle późniejszych wydarzeń
trochę tego żałował. Na Pottera wylano dosłownie wiadra pomyj.
Tom natomiast po tym i po każdym następnym przedstawieniu wysyłał
mu forsycję. Obserwował zielonookiego chłopaka i widział, że
jego blask i pewność siebie przygasła znacznie. To było...
rozczarowujące. Zastanawiał się nawet co mógłby w tej sprawie
zrobić i wówczas Beery zaproponował mu udział w eksperymentalnym
przedstawieniu z udziałem uczniów. Tom nie mógł się nie zgodzić.
Była to doskonała okazja na obserwację Harry'ego z bliska i
zweryfikowanie decyzji sprzed lat. Nie przewidywał zbyt wielkich
kłopotów z nawiązaniem kontaktu z młodzieńcem. Herbert zdradził
mu, że Potter jest jego wielkim fanem.
Pierwsze spotkanie przebiegło nie do
końca tak jak zaplanował. Trochę się zapędził. Jednak Harry
naprawdę pozytywnie go zaskoczył. Podobało mu się jak na niego
patrzył, jak reagował... Pierwszy raz Tom stracił panowanie nad
sobą w kontakcie z innym człowiekiem. Było to niesamowite,
wspaniałe uczucie. Riddle porównując je z tym co znał, doszedł
do wniosku, że takie wrażenia dawało mu dotąd jedynie
torturowanie ludzi. Skóra chłopaka smakowała wybornie... kiedy go
ugryzł, spodziewał się odtrącenia, szoku, odrazy, a tu nic. Tylko
ten okrzyk, po którym sam poczuł dreszcz ekscytacji.
Kolejnym
zaskoczeniem było stwierdzenie, że chłopak wciąż przechowuje
forsycje, które mu podarował. Co prawda nie odczytał wiadomości,
którą mu w ten sposób przekazał, ale to nie szkodzi. Teraz już
wiedział. Tom ku własnemu zdumieniu stwierdził, że nie może się
doczekać kolejnego spotkania z Potterem. Co prawda oceniał, że
było to trochę ryzykowne. Pierwsze zetknięcie wyzwoliło w nim
przecież prawdziwą osobowość. Nie wzbudził jednak w młodzieńcu
przerażenia, co rokowało pozytywnie w ich dalszych kontaktach. Czy
Harry będzie osobą dzięki której ta pustka w nim się wypełni?
Tego nie wiedział, ale teraz, po pierwszym teście mógł rozpocząć
polowanie i grę. Grę, której zasady znał tylko on. Potter póki
co pozostawał tylko zwykłym pionkiem. Być może w przyszłości
awansuje, ale zależało to już wyłącznie od niego.
***
Harry obudził się wcześniej niż
zwykle i z zaskoczeniem zauważył, że zamiast w swojej sypialni śpi
na kanapie w salonie. Był półprzytomny i jakoś nie mógł sobie
przypomnieć powodów, dla których się tam znalazł. Zdecydował,
że skoro już się obudził, warto byłoby się odświeżyć w
łazience. Liczył na to, że to dobudzi się do reszty. Przeciągnął
się, zwlókł z kanapy i nie patrząc pod stopy ruszył do łazienki.
Już po dwóch krokach syknął nagle z bólu i zatrzymał się
raptownie z zaskoczeniem spoglądając na podłogę. Usłana była
odłamkami lustra i to błyskawicznie przywróciło mu pamięć na
temat wydarzeń ostatniego wieczoru. Spowodowało też, że poczuł
moralnego kaca. Z parszywym humorem, omijając zręcznie kawałki
szkła, dotarł w końcu do łazienki. Wszedł pod zimny prysznic, co
zawsze pomagało mu poukładać sobie myśli.
Zupełnie nie wiedział co mu strzeliło
do głowy. Ginny potraktował po prostu karygodnie i był tym
załamany. Obiecał sobie przecież już dawno, że nie przekroczy
pewnej granicy w kontaktach z nią, a wystarczyło jedno spotkanie z
Tomem... Oczywiście nie mógł obwiniać o to wszystko Riddle'a, to
byłoby zbyt proste wytłumaczenie. W końcu to w jego głowie zalągł
się taki, a nie inny nienormalny pomysł. Zawsze przecież wiedział,
że jest inny od swoich rówieśników. Przez lata udawał, że jest
inaczej, że nie odbiega od powszechnie przyjętych norm, ale
podświadomie przeczuwał, że tak nie jest. Rejestrował swoją
odmienność, czuł ją... powodowała, że każdy jego związek
ledwo się zaczynał, a już się kończył. Po kilku takich
zdarzeniach ocenił, że to pewnie wynika z jego inności i jeśli
chce doszlusować do innych, musi udawać. Nie da się inaczej. Grał
więc ukrywając przed wszystkimi swoje prawdziwe ja i gubiąc gdzieś
po drodze prawdziwego Harry'ego Pottera. Zagubił się w tej grze do
tego stopnia, że teraz właściwie z trudem przychodziło mu
zdefiniowanie jaki był rzeczywiście.
Takie rozmyślania zajęły mu cały
czas pod prysznicem. Wreszcie zmarzł tam na kość i zakręcił
wodę. Osuszył się jednym ruchem różdżki i stanął przed
lustrem, by ułożyć włosy. Rana na szyi rzuciła mu się w oczy.
Przyjrzał się jej bliżej obrysowując opuszkiem palca jej zarys i
wzdychając lekko. Pamiątka ze spotkania z Tomem wciąż wzbudzała
u niego skrajne emocje. Niektóre nienazwane. Czuł dreszcze
ekscytacji, ale równocześnie zdawał sobie sprawę, że przez to co
zrobił Tom on, Harry stracił całą swoją samokontrolę. Westchnął
i sięgnął po różdżkę, by pozbyć się tego znaku, ale zupełnie
nagle zawahał się, a chwilę później w zamian za zaklęcie
leczące rzucił na swoją szyję czar maskujący. To głupie, ale
postanowił zostawić ślad, który przypominał mu, że to jak
wczoraj grali z Riddle'm nie było tylko snem. Owinął się
ręcznikiem wokół pasa i wyszedł na próg łazienki. Łypnął
groźnie w stronę rozsypanego po podłodze szkła i ruchem różdżki
naprawił nieszczęsne lustro. Przeszedł do kuchni i zjadał
śniadanie popijając mocną, czarną kawą. Podczas posiłku podjął
decyzję, że kiedy wróci z Akademii koniecznie musi skontaktować
się z Ginny... teraz było na to za wcześnie. Sam nie czuł się na
siłach przeprowadzić z nią rozmowę, a i dziewczyna z pewnością
jeszcze nie ochłonęła.
***
Akademia po wczorajszym gwarze i
tłumach zdawała się być strasznie cicha. Skinął lekko głową
sekretarce na przywitanie i ruszył do jednaj z auli, gdzie odbywały
się zajęcia praktyczne. Był pierwszy, co go specjalnie nie
zdziwiło. W końcu było jeszcze dość wcześnie. Postanowił wobec
tego nie marnować czasu, wyjął z torby pergamin, na którym był
krótki opis aktu i sceny, którą mieli przerabiać. Przeczytał to
po raz kolejny i skrzywił z niechęcią. Niestety to co czytał było
egzaltowane i melodramatycznie, a jak wiadomo marnie radził sobie z
takimi scenami. Zapowiadała się klapa. W dodatku wykładowcą na
tych zajęciach był Beery, więc wiadomo było, że jak zawsze nie
będzie mu szczędził kąśliwych uwag podczas jego kolejki. Harry
zdawał sobie sprawę, że nauczyciel chce dla niego jak najlepiej i
to co mówi jest prawdą, ale i tak nie ułatwiało mu to gry. Jego
skupienie rozproszyło skrzypnięcie otwieranych drzwi sali. Odwrócił
się, by sprawdzić kto przybył i niestety nie ucieszył się na
widok Malfoya i Zabiniego. Wrócił do swojego zajęcia, a oni zajęli
miejsca niedaleko niego. Malfoy oczywiście nie wytrzymał i
stwierdził głośno:
– Potter, nieważne ile razy to
przeczytasz. Skutek i tak będzie niezmienny. Na brak talentu raczej
nie ma lekarstwa.
– Hmm... postaram się nie
przyćmiewać twojej gry aktorskiej i niewątpliwej świetlistej
kariery.
– Jakby to było w ogóle możliwe.
Wciąż się zastanawiam co ty tutaj robisz. W końcu każdy wie, że
nie nadajesz się do tego Potter. Jedna druzgocąca porażka ci nie
wystarcza? Chyba, że wystarczy ci granie jakichś mało znaczących
ról w trzeciorzędnych sztukach, na które i tak nikt nie zwraca
uwagi. To by wszystko wyjaśniało.
– No widzisz. Nie musisz się aż tak
o mnie martwić Draco. Naprawdę doceniam twoją troskę, choć
uważam że jest zbyteczna – Harry uśmiechnął się słodko
sprawiając, że były Ślizgon aż poczerwieniał ze złości.
Widząc to Potter zacmokał z sadystyczną radością, jeszcze
bardziej denerwując Malfoya. Kolejne osoby, które wchodziły do
auli, obserwowały to małe starcie i kręciły z niedowierzaniem
głowami. Oni jednak nie bardzo zwracali na to uwagę do czasu, aż
niespodziewanie usłyszeli gdzieś od strony drzwi głos dyrektora
Beery'ego:
–
Skoro aż tak pragniecie ze sobą kontaktu, to zapraszam obu panów
na scenę jako pierwszych Potter grasz Adama, Draco Sylvię. Proszę
bardzo – zaskoczeni obejrzeli się niemal równocześnie. Beery
wszedł na aulę wraz Tomem Riddle'em i aktualnie zmierzał w stronę
swojego stałego miejsca. Tom został z tyłu szepcząc coś do
reżysera, po czym usiadł na jednej z ławek, patrząc w ich stronę
z oczekiwaniem.
Nie było wyjścia. Obaj z Malfoyem
wstali i ruszyli na scenę. Nawet jeśli Draco nie było w smak grać
kobietę, zwłaszcza przed tak znanym aktorem, nie zgłaszał
protestów. Harry ocenił, że ten miał rację, bo z Beery'm nie
warto było wdawać w jakiekolwiek dyskusje. Był bardzo uparty i
przywiązany do swoich decyzji. Harry spojrzał przelotnie na Toma,
który przyglądał się teraz Draco z widocznym zainteresowaniem.
Nie polepszyło mu to humoru. Riddle zapewne wiedział kto jest
obecnie najlepszy na roku. Oczywiście blondyn to zauważył i
wyraźnie był zachwycony faktem, że ktoś tak sławny go obserwuje.
Spowodowało to, że nabrał „wiatru w żagle” i pewności
siebie. Potter zazdrościł mu skrycie tej swobody. Pewność siebie
była czymś, co bardzo powoli odbudowywał w sobie. Póki co jednak
miał w tej kwestii spore braki i niestety odbijało się to na jego
grze.
Z Malfoyem grali już wcześniej, ale
nigdy w takiej konfiguracji. Najlepiej wychodziło im odgrywanie
wrogów... głównie dzięki wieloletniej praktyce rodem jeszcze z
Hogwartu. Świetnie sprawiali się również wtedy, kiedy jeden z
nich był tak zwanym czarnym charakterem. Nigdy dotąd nie mieli
okazji odgrywać wobec siebie żadnych pozytywnych uczuć, a tym
bardziej miłości... to było zbyt absurdalne. Harry wiedział, że
dyrektor zdaje sobie z tego doskonale sprawę i aktualnie z pełną
premedytacją go testuje. Wziął głęboki oddech i spojrzał na
Draco. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a na sali ucichło.
Wszyscy wydawali się być niezwykle zainteresowani sceną na której
stali, co Harry'emu jakoś nie pomagało.
Według scenariusza Sylvia–Draco
miała jemu–Adamowi wyznać miłość tuż po tym, jak tego samego
dnia nieco wcześniej, zaręczył się z jej najlepszą przyjaciółką.
Mówi mu to pod wpływem lekkiego upojenia alkoholowego w momencie,
gdy Adam odprowadza ją z przyjęcia. Po tym wyznaniu stara się
zmusić go do pocałunku, ale Adam opiera się jej i próbuje
przemówić do rozsądku, chociaż skrycie też ją kocha. Sylvia
odchodzi, a Adam patrzy za nią wyglądając na załamanego traconą
właśnie jedyną, prawdziwą miłością.
Harry w duchu westchnął ciężko i
przygotował wewnętrznie do gry. Doprawdy uważał, że ta sztuka to
jakaś beznadziejna opera mydlana i zastanawiał się poważnie kto
kupuje na taką szmirę bilety. Sam by się nie połakomił. W pewnym
momencie zorientował się o czym myśli i postarał się odegnać te
rozważania. W końcu nie takie powinny być myśli aktora, mającego
za chwilę grać jednego z głównych bohaterów. Chwila wzajemnej
obserwacji przedłużała się już ponad miarę i może dlatego
Beery, zapewne po to, by ułatwić im wczucie się w sytuację,
jednym ruchem różdżki zmienił wystrój na odpowiadający temu
momentowi w sztuce. Na scenie pojawiły się schody prowadzące do
przedsionka domu wraz z drzwiami, z których powinni obaj–oboje
wyjść. Obaj z Malfoyem pojęli aluzję i przemieścili się poza te
drzwi, by zacząć odpowiednio. Niewidoczni z widowni szybko
przygotowali się do wyjścia. Harry objął Draco ręką w pasie, a
blondyn uwiesił się na jego ramieniu. Harry–Adam postarał się
przybrać odpowiednią do granej sceny minę i otworzył drzwi,
przeprowadzając przez nie ostrożnie Sylvię–Draco. Rozpoczęli.
Już na schodach Sylvia–Draco odsunęła się od niego delikatnie
wpatrując się w milczeniu w schody. Adam–Harry zgodnie ze
scenariuszem patrzył na nią w milczeniu.
– Adamie... – Sylvia–Draco
zagryzła wargę, patrząc niepewnie na niego, a po chwili
kontynuowała: – naprawdę chciałabym ci pogratulować zaręczyn...
jednak właśnie w tej chwili czuję, jakby moje serce rozpadało się
na milion małych kawałeczków...
Draco grał swoją rolę wspaniale i
Harry mimo woli podziwiał go za to. Zdawał sobie równocześnie
sprawę, że to on powinien tutaj lśnić, bo to właśnie on w tej
scenie grał rolę przewodnią. Niestety nie bardzo mu szło, ale nie
było czasu tego roztrząsać:
– Dlaczego teraz?
– Myślałam, że będę mogła
zapomnieć. Często jednak łapałam się na tym, że wracałam
myślami do czasów, gdy byliśmy razem. Dziś coś we mnie pękło.
Wtedy, kiedy zobaczyłam cię wraz z nią... Adamie proszę! –
Draco–Sylvia złapał go za ramiona patrząc z desperacją, po czym
zgodnie ze scenariuszem próbował go pocałować. Adam–Harry
zdecydowanym ruchem ujął jego ręce odsuwając go na bezpieczną
odległość mówiąc:
– Wystarczy! To już przeszłość.
Ułożyłem sobie życie z kimś innym! Nie będę ciągle patrzył
wstecz. Jesteście przyjaciółkami i szanuję to. Proszę jednak...
nie mieszaj się już nigdy więcej między nas! – Krzyknął
Harry–Adam z przekonaniem, patrząc jak po takiej deklaracji z
ciała Sylvii–Malfoya ulatują emocje i zrezygnowany blondyn
odwraca się. Właśnie teraz Adam–Harry musiał pokazać jak
bardzo mu na Silvii–Draco zależy. Zaznaczyć, że wciąż ją
kocha, a jedynie rozsądek nakazuje mu zachować się tak, a nie
inaczej. I w tym właśnie momencie poczuł pustkę. Stracił całą
werwę, kompletnie nie czuł tej chwili, tej sceny i nie wiedział
nawet jaką powinien przybrać minę. Już miał się poddać, kiedy
usłyszał ponownie głos Malfoya, który gwałtownie odwrócił się
znowu w jego stronę:
– Nie zostawię tak tego! Nie możesz
mnie tak traktować! Myślisz, że nie wiem co tak naprawdę jest
twoim celem? Dlaczego wchodzisz w jej rodzinę?! Jesteś bardzo
wyrachowany Adamie!
Harry był w pierwszej chwili
zaskoczony. Tego nie było w scenariuszu. Draco właśnie
improwizował. Nie ważne, czy robił to ze względu na siebie, czy
też po to, żeby mu pomóc, ale i tak Potter był zaskoczony, że
blondyn ośmielił się zrobić coś takiego przy dyrektorze i
Riddle'u. Spojrzał lekko w stronę Beery'ego i na widok uśmiechu na
jego twarzy zorientował się, że improwizacja Draco spotkała się
z akceptacją. Szybkie spojrzenie na Toma nie poprawiło mu humoru,
gdyż ten wciąż obserwował Malfoya. Harry poczuł gniew i
determinację. Postanowił sobie, że przyciągnie jego spojrzenie za
wszelką cenę. Kiedy tak sobie powiedział poczuł, jakby wstąpiła
w niego nowa siła. Był się gotowy na konfrontację. Nagle przed
sobą ujrzał nie Draco, ale kobietę, która próbowała mu odebrać
wszystko na co tyle czasu pracował. Musiał jej skutecznie
wyperswadować ten głupi pomysł z głowy. Jego postawa, twarz i
wzrok zupełnie się zmieniły kiedy zaczął:
– Jesteś pewna, że chcesz ze mną
walczyć? Po tym wszystkim? Przypominam ci, że to ty byłaś tą,
która nalegała na rozstanie. Uszanowałem twoją wolę. A ty nagle
się odmieniasz. Próbujesz zacząć na nowo teraz, kiedy jestem kimś
w Ministerstwie. Nazywasz mnie wyrachowanym, więc jaka ty jesteś?
Przecież chcesz zburzyć szczęście nie tylko moje, ale i swojej
najbliższej przyjaciółki.
Draco był zaskoczony. Potter nagle
jakby się odmienił. Podchwycił jego grę i wspaniale ją
kontynuował. Nie tak miało być. Plan był taki, że to on, Malfoy
będzie błyszczał... coś musiał zrobić. Postanowił wrócić do
techniki brania na litość i uwodzenia. Wiedział, że Potter był
kiepski w odczytywaniu emocji, które były w jakikolwiek sposób
związane z uczuciami. Czuł jednak, że coś jest inaczej niż
zazwyczaj, gdy razem grali. Nie mógł uchwycić co to było. Nie
rozumiał tego tak samo jak wzroku Pottera, który nagle nabrał
niesamowitej pewności siebie. Nie było na co czekać, trzeba było
brnąć dalej jak postanowił:
– Nie schlebiaj sobie! Takich jak ty
mogę mieć na pęczki. Przyznam jednak, że tylko z tobą czułam,
że naprawdę żyję. Wszystko wydawało się takie proste...
chciałam zapomnieć w ramionach innych, ale ty wciąż powracałeś
do mnie w myślach. Za każdym razem! Nie mogę znowu cię stracić!
– I zajęło ci tyle lat by do tego
dojść! W dniu moich zaręczyn?! To jakiś twój kolejny kiepski
żart? Odejdź stąd dopóki możemy oboje zakończyć to
polubownie...
Harry–Adam wciąż widział przed
sobą nie Draco, ale irytującą kobietę. Denerwował go jej głupi
opór. Nie wiedział do czego dążyła tą żałosną paplaniną.
Widział jak usta, które niegdyś tak kochał zaciskają się w
wąską kreskę. Jej spojrzenie mówiło mu, że się nie podda. Tego
się właśnie obawiał. Najwyższa pora była z tym skończyć.
Stała teraz idealnie, na samym skraju schodów... wystarczyło
podejść i ją czymś zająć... Już nawet wiedział co zrobić by
pożałowała, że śmiała tak bezpardonowo wkroczyć w jego plany.
Kobieta otworzyła usta i zaczęła mówić:
– Zostaniesz ze mną albo... mmm...
Draco–Sylvia konsekwentnie zamierzał
próbować deprymować Pottera–Adama grą na uczuciach. Nie
dokończył jednak swojej myśli, którą miał na końcu języka.
Miał tym sposobem zwyciężyć, miał złamać Pottera. Nagle
okazało się, że Harry stoi tuż przy nim i… pocałował go...
Harry cholerny Potter go całował!? Draco mimo szoku usłyszał jak
obecni na sali sapnęli jak jeden mąż widząc rozgrywającą się
scenę. Próbował się wyszarpnąć, ale Potter objął go żelaznym
uściskiem. Cofnąć się też nie miał gdzie, bo spadłby ze
schodówi dotarło do niego, że to było zaplanowane. W końcu, po
dość długim pocałunku jego usta zostały uwolnione, ale nadal był
obejmowany w mocnym uścisku i tylko to chroniło go od upadku. Już
miał zamiar coś powiedzieć, ale usłyszał szept Pottera–Adama
wypowiedziany słodkim głosem wprost do ucha, chociaż akustyka sali
poniosła do uszu obecnych każde wypowiedziane słowo:
– Zdajesz sobie doskonale sprawę w
jakim położeniu się znajdujesz, prawda skarbie?
– Potter nie odważysz się...! –
sapnął panicznie Draco na moment wypadając z roli.
Malfoy czuł jak napierający na niego
Harry–Adam powoli spycha go coraz bliżej krawędzi. Sytuacja
wymykała się spod kontroli. Rozejrzał się gwałtownie na boki
szukając ratunku, ale druga dłoń Pottera chwyciła go za podbródek
zmuszając, by patrzył tylko na niego. Draco wiedział, że dla
postronnych obserwatorów cała scena wygląda romantycznie. Nie
wiedzieli, że byli w błędzie. Co miał robić? Tymczasem Potter ze
stoickim spokojem, wpatrując się w jego oczy swoimi zielonymi i w
tej chwili zdecydowanymi na wszystko oczyma stwierdził:
– Czyżby? Jesteś gotowa się
przekonać? A może nadal jesteś skłonna mnie szantażować?
Draco miał ochotę krzyknąć, by
Potter go puścił, ale zdawał sobie sprawę, że w tym momencie
było to nad wyraz ryzykowne. Dłoń zielonookiego podtrzymująca
blondyna lekko się przesunęła i ten zachwiał się niebezpiecznie.
Oczy Draco rozszerzyły się z przerażenia. To było naprawdę
niebezpieczne. Harry tak bardzo wczuł się w rolę Adama, że trudno
powiedzieć, czy przebiła by się do jego świadomości prośba.
Wtopił się w swoją postać i mimo że Draco zwracał się do niego
po nazwisku wciąż uważał go za Sylvię. Malfoy czuł, że Harry
by się nie zawahał i wolał nie ryzykować. Nagle dotarło do
niego, że Potter jakiego znał w Hogwarcie, Gryfon z krwi i kości
nie potrafiłby zaplanować i przeprowadzić takiej intrygi. Potter,
który przy nim stał, zrobił to wszystko z iście ślizgońską
podziwu godną przebiegłością. Teraz czekał na odpowiedź, a
Draco zupełnie nagle zdał sobie sprawę, że w tym pojedynku
przegrał. Odparł więc cichym, choć wszędzie dzięki akustyce
słyszalnym, drżącym z napięcia i strachu głosem:
– Nie... już więcej tego nie
zrobię.
– Grzeczna dziewczynka... a teraz,
skoro roztajemy się w zgodzie obejmij mnie czule, inaczej mogłoby
ci się coś stać... stoisz tak blisko krawędzi. Chyba tego nie
chcemy, nieprawdaż?
Blondyn zacisnął z frustracji zęby,
ale świadom, że nie ma wyjścia przywarł do ciała bruneta
obejmując go. Na plecach poczuł ręce Pottera odwzajemniające
uścisk i odciągające go od krawędzi. Po tym Harry–Adam odsunął
się od niego i głaszcząc delikatnie po policzku z czułością
jakiej by się po nim teraz nie spodziewał, powiedział już
normalnym głosem:
– Nie mogę z tobą zostać. Nasze
drogi już dawno się rozdzieliły. W momencie kiedy odeszłaś. Nie
chcę jednak byś w ten sposób... nie tak... rozumiesz? Bądź
szczęśliwa. Wierzę, że w końcu odnajdziesz swoją drogę...
Harry–Adam gładko powrócił do
oryginalnego scenariusza, patrząc jak Draco–dziewczyna odchodzi,
schodząc po schodach. Patrząc na plecy Sylvii–Draco uśmiechnął
się, przypominając sobie ten strach w oczach. Był naprawdę
wyborny. W wyobraźni zobaczył te oczy... wyraźnie widział jak
szary strach, zamieniałby się w nich w przerażenie i ból... Tak
byłoby, gdyby zrzucił Sylvię–Malfoya z tej krawędzi. Krew
cudownie kontrastowała by z...
– Potter!
Harry zamrugał szybko i ocknął się
nagle z transu, słysząc wściekły głos Beery'ego. Spojrzał na
niego z niezrozumieniem, po chwili zdając sobie sprawę z własnych
myśli. Poczuł jakby ktoś uderzył go wprost w żołądek. Czy on
właśnie szantażował Draco? Spojrzał na blondyna, który również
na niego patrzył. Brunet niespodziewanie dla samego siebie odnalazł
w jego spojrzeniu nie drwinę, ale potrzebę ocenienia. To było coś
nowego. Zanim zdołał się nad tym zastanowić, dotarła do niego
zupełnie inna myśl. Pocałował Draco na oczach wszystkich! Szok
spowodował, że znieruchomiał i przestał na moment oddychać, ale
nie dane mu było przeżywać tego w spokoju, bo oderwał go od tych
myśli głos Beery'ego:
– Harry. Kiedy już myślałem, że
naprawdę zaczynasz łapać o co w tym chodzi, ty znowu zrobiłeś
krok w tył. Co to był za uśmiech na koniec? Wyglądało jakbyś
cieszył się, że ona odchodzi! Czy przeczytałeś dokładnie
scenariusz? Miałeś się pożegnać z tą miłością. Miałeś mieć
złamane serce, a twoja twarz wyglądała jakbyś triumfował, Merlin
jeden wie o czym w tym momencie myślałeś, ale z pewnością nie
był to żal i rozpacz.. Wytłumacz mi co to miało znaczyć?!
– Ja... przepraszam. Trochę mnie
poniosło. Dyrektorze nie potrafię patrzeć na tą postać jako
obiekt swoich uczuć. Ta postać w żaden sposób nie zaskarbiła
sobie mojej sympatii i...
– Ty nie jesteś od analizowania
postaci! Masz tylko odgrywać daną ci rolę. Skoro potrafiłeś
pocałować Draco, by naprawdę wczuć się w to, co miałeś pokazać
myślałem, że w końcu nastąpił jakiś przełom. Doprawdy,
wracamy znowu do punktu wyjścia – westchnął ciężko Beery
czując zawód. Przez chwilę naprawdę miał wrażenie, że Harry
wrócił do dawnego sposobu gry. Przez chwilę widział jego
determinację, by pokazać swojemu idolowi, że potrafi. Właściwie,
gra była perfekcyjna do tego ostatniego momentu i Beery czuł, że
dziś nastąpił pewien przełom. Nie do końca wiedział na czym on
mógłby polegać, ale był. Oszczędził dalszych kazań chłopakowi
i kazał kolejnym dwóm osobom wcielić się w te same postacie.
Potter usiadł w środkowym rzędzie,
całkowicie wolnym i obserwował odgrywaną przez innych wciąż tą
samą scenę. Starał się ignorować głupie zaczepki, że właśnie
zmienił orientację seksualną i przerzucił się na swoją własną
płeć. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. O czym do cholery
myślał całując Draco... i tutaj doszedł do puenty swojego
problemu... nie myślał. To była główna przyczyna jego
dzisiejszej porażki. Nie myślał o Draco. W jego oczach to była ta
zdradziecka żmija Sylvia, która chciała go oszukać i szantażować,
a nie Malfoy. Nie powinien jednak aż tak się wczuwać w postać.
Właściwie to trudno powiedzieć w jaką postać się wczuł, bo
jego interpretacja Adama bardzo odbiegała od oryginału. No chyba,
żeby założyć, że to jakiś kryminał, a nie romans. Wtedy mógłby
na pewno odegrać niedoszłego zabójcę przyjaciółki przyszłej
panny młodej. Był przerażony bo czuł, że myśli, które przecież
pogrzebał dawno temu znowu do niego wracały. Dawniej jego umysł
podsyłał mu mrożące krew w żyłach wyobrażenia. Nie wiedział
skąd to się brało, ale nie chciał ich znowu. Dźwięk oklasków
wyrwał go z ponurych myśli. Przeklął pod nosem ze złości, że
znowu nie skupił się na tym na czym powinien, czyli na analizie
tego jak powinien odgrywać uczucia. Pocieszające było, że
nadeszła przerwa na lunch, więc mógł się choć na chwilę
wyrwać.
Wyszedł ze szkoły i natychmiast
aportował się do przytulnej kawiarenki znajdującej się kilka ulic
dalej, gdzie spotykał się z Ronem i Hermioną. Utarł się już
zwyczaj, że wspólnie jedli. Stolik, który zwyczajowo zajmowali był
pusty. Najwyraźniej dziś był pierwszy. Ron zawsze celebrował
posiłki i nigdy na żaden się nie spóźniał. Spojrzał na zegar
obliczając, że jeszcze ma kwadrans do ich przybycia. Przywołał
kelnera skinieniem głowy, po czym zamówił kawę z szarlotką i
lodami. Może to nie było idealne jedzenie, ale cukier to było
właśnie coś czego w tym momencie potrzebował, by poprawić sobie
humor. Ginny często się z niego wyśmiewała z tego powodu,
ponieważ pierwszą rzeczą po jaką sięgał po złym dniu była
czekolada. Z czasem doszedł do wniosku, że dziewczyna chyba po
prostu mu zazdrościła. Sama musiała przestrzegać diety dla
sportowców. Raz podzielił się z nią swoim spostrzeżeniem, ale
zrobiła mu z tego powodu wielką awanturę, a na koniec nasłała na
niego Hermionę. Na szczęście Ron zjawił się wieczorem ze
współczującym i lekko rozbawionym wyrazem twarzy i podsunął mu
torbę z Miodowego Królestwa. To go uratowało. Taki przyjaciel to
był naprawdę skarb.
Na tych wspomnieniach minęła mu
chwila i nim się spostrzegł, kelner przyniósł mu zamówione
łakocie. Westchnął z uwielbieniem nabierając na łyżkę gorąco
zimną mieszankę i rozkoszując się smakiem. Słodkości popił
łykiem czarnej kawy i prawie zamruczał z przyjemności. Kończył
już kiedy dostrzegł swoich przyjaciół, którzy właśnie
przybyli. Pomachał im ręką na przywitanie, ale wzmógł czujność
na widok co najmniej dziwnych min na ich twarzach. Czuł, że dziś
będzie potrzebował więcej cukru. Hermiona z Ronem dosiedli się do
niego, składając zamówienie, a jemu tymczasem zaczęło robić się
gorąco z nerwów. Domyślał się, że mogło chodzić o Ginny.
Przedłużająca się cisza zaczęła mu działać na nerwy. Chciał
mieć to z głowy jak najszybciej.
– Dobra o co chodzi?
– Słuchaj, nie wiem jak zacząć,
ale w Ministerstwie pojawiła się dziwna plotka – powiedział Ron,
wykręcając sobie palce. Miał ten zwyczaj od zawsze. Hermiona nie
przerywała mu, równocześnie przyglądając się Harry'emu
wnikliwie.
– Jaka plotka? – Harry uspokoił
się trochę. Z pewnością nie chodziło o Ginny. Ona nie
wywlekałaby ich prywatnych spraw publicznie. Tym bardziej jednak
zastanawiał się co to mogła być za sprawa.
– Wiesz, nie chciało mi się
wierzyć, ale ponoć pocałowałeś Malfoya! – wypalił głośno
Ron. Chwilę później dłoń Hermiony zatkała mu usta, ale było
już za późno.
– Czy ty w ogóle myślisz Ron? –
syknęła dziewczyna, rzucając zaklęcie wyciszające. – Mało
miałam problemów, by tego nie opublikowali w tym szmatławcu jakim
jest Prorok pod władzą Rity Skeeter? Na szczęście Minister tym
razem był mi przychylny. Teraz może wysłuchajmy Harry'ego, dobrze?
Ron się zaperzył i wybuchnął:
– A co tu jest do mówienia. Przecież
to są oszczerstwa, nigdy nie uwierzę by Harry...
– Zrobiłem to Ron – zdementował
krótko zielonooki młody mężczyzna, by już dłużej nie
wysłuchiwać jakichś dziwnych teorii spiskowych. Najwyraźniej
plotki bardzo szybko się rozchodziły. Nie minęła nawet godzina od
tego czasu, a już dotarły nawet do Ministerstwa. Harry przeniósł
wzrok na Hermionę, która wyglądała na zaintrygowaną i postanowił
kontynuować, póki rudzielec był zbyt zszokowany by coś
powiedzieć: – To była tylko próba sztuki. Beery pozwolił fretce
improwizować i ja też musiałem, a nie chciałem wyjść na głupca
na oczach Riddle'a. No i... jakoś tak wyszło. Na końcu jednak
spieprzyłem – podsumował gorzko milknąc.
– Ale całować Malfoya... fuj! Czy
to było warte... – wyjąkał Ron, który najwidoczniej zaczął
przetwarzać wcześniejsze informacje.
– Zrobiłbym więcej byle tylko
zwrócić na siebie jego uwagę... i oczywiście nie mówię o
Malfoyu – powiedział z pełną stanowczością w głosie Harry.
Nie kłamał i tym bardziej czuł gorycz porażki. Riddle ani na
moment nie zwrócił ku niemu swojego spojrzenia, mimo że starał
się za wszelką cenę. Chciał by te niesamowite, czerwone oczy
spojrzały na niego i tylko na niego, a nie na tą cholerną fretkę!
Zacisnął pięści w złości przypominając sobie jak Tom patrzył
na blondyna z uznaniem. Drgnął lekko, kiedy Hermiona położyła mu
rękę na dłoni w uspokajającym geście, by dodać mu nieco otuchy
mówiąc:
– Harry, jeszcze będziesz miał
okazję się przed nim wykazać. Uważam jednak, podobnie jak Ron, że
podchodzisz zbyt emocjonalnie do tej sztuki. Rozumiem, że „Persona”
jest bardzo ważnym przedsięwzięciem, ale nie możesz uciekać się
do tak desperackich kroków. Zwłaszcza, że przez to twoja reputacja
może jeszcze bardziej ucierpieć.
– Nie rozumiesz Hermiono. Jeżeli
będę grał tak jak wcześniej, na pewno nie zostanę wybrany. To
dla mnie w zasadzie ostatnia deska ratunku. Inaczej całkiem wypadnę
z obiegu. Musisz mnie zrozumieć i ty i Ron. Zdaję sobie sprawę, że
to nie było najlepsze posunięcie, ale wtedy straciłem głowę i
zatopiłem się w postaci, a to nie zdarzyło mi się już od dawna.
– Wiesz, że zawsze będziemy cię
wspierać i...
– Ale nigdy więcej nie całuj
cholernego Malfoya! – wtrącił Ron dostając kuksańca w bok od
żony. Nie bardzo się tym przejął i spokojnie dokończył: – No
co! Tylko się upewniam.
– Spokojnie, nie mam zamiaru –
zapewnił Harry widząc ulgę na twarzy przyjaciela. Uśmiechnął
się lekko. W tym momencie wyobraźnia spłatała mu figla podsuwając
wspomnienie przerażenia w szarych oczach. To było takie piękne.
Pewność siebie Malfoya stopniała, a to sprawiło, że chciał
widzieć jak ta jego bezczelna twarz... zmienia się jeszcze
bardziej. Jak odwaga znika roztrzaskana na kawałeczki przez
strach...
– Harry! Słuchasz mnie w ogóle?
– Co? A tak... – zagryzł wargę
zaczynając się bardziej udzielać w pogawędce z przyjaciółmi.
Czuł się coraz gorzej i jego własne myśli przerażały go. Miał
coraz większy zamęt w głowie. Musiał się czymś zająć.
Wiedział, po prostu wiedział, że jeśli tego nie zrobi, to te
myśli znowu przejmą nad nim kontrolę. Nie potrafił się ich
pozbyć, dlatego starał się je ignorować, ale czuł w głębi, że
to nie będzie takie proste.
***
Pozostałe zajęcia tego dnia poszły
gładko, pomijając zaczepki ze strony innych studentów na temat
pierwszych zajęć. Szybko się jednak skończyły, bo do akcji
wkroczył Malfoy i zdusił wszystkie plotki i plotkarzy w zarodku.
Harry nie wiedział co ten zrobił, ale cokolwiek to było działało
i był z tego zadowolony.
Od tamtych pierwszych zajęć nie
widział już Riddle'a. Mógł mieć pretensje tylko do siebie.
Wybierano przecież uczniów z całej szkoły i być może właśnie
uciekła mu szansa. Westchnął i udał się do sali baletowej, gdzie
odbywały się zajęcia taneczne. Przebrał się w odpowiednie,
przylegające do ciała spodnie i bluzkę po czym zaczął
rozciąganie. To były jedne z niewielu zajęć, podczas których
czuł się pewnie. Jego prowadzący był bardzo wymagający, ale tego
właśnie potrzebował by wyrzucić z głowy te wszystkie
niepotrzebne myśli. Choreografia wymagała sporej koncentracji i
Harry nie mógł się już doczekać tych ćwiczeń.
Rozciągał się już od kilku minut,
kiedy robiąc skłon poczuł na sobie czyiś wzrok. Odwrócił głowę,
by spojrzeć kto go obserwuje. Widząc znajome, szare spojrzenie
poczuł zaskoczenie. Malfoy rzadko otwarcie się na kogoś gapił.
Dodatkowo tym razem wyglądał na głęboko zamyślonego. Po chwili
Harry zarejestrował, że Draco bez słowa umieścił się przy nim i
również zaczął ćwiczenia rozciągające. Tego się nie
spodziewał. Czułby się bardziej pewnie, gdyby Draco poczęstował
go tym swoim firmowym, ironicznym uśmieszkiem i rzucił zwyczajowy
komentarz. Takie oblicze blondyna przynajmniej znał. Teraz jednak
nie wiedział czego mógł się spodziewać, ale czujnie czekał i
wreszcie usłyszał ściszony głos:
– Jedna rzecz nie daje mi spokoju
Potter. Kogo widziałeś podczas odgrywania roli mnie, czy Sylvię?
Analizując scenariusz łatwo można zauważyć, że oryginalny Adam
nigdy by się tak nie zachował. W twojej interpretacji była to
bardzo wyrachowana postać, która nie cofnęła by się przed niczym
dla osiągnięcia celu. Twój Adam nie dałby się zastraszyć nawet
mężczyźnie, a co dopiero kobiecie.
– Nie myślałem wtedy nad tym. Po
prostu zagrałem i tyle... – odpowiedział wymijająco zielonooki
chłopak. Malfoyowi nie spodobała się jego odpowiedź, ale dalej
ciągnął rozmowę:
– Jesteś beznadziejny w romansach.
Sprawiasz wrażenie, jakbyś kompletnie niczego nie pojmował. Nawet
małych, subtelnych podpowiedzi, które są dobrze, jasno, napisane w
scenariuszu. Zawsze grasz takie sceny drętwo, jakbyś nie był
zdolny do tych uczuć. Zaczynam współczuć twojej dziewczynie.
Jeżeli okazujesz jej uczucia tak jak grasz, to musi być naprawdę
ślepa z miłości albo bardzo nieszczęśliwa.
– Słuchaj Malfoy. Moją grę możesz
obrażać, ale odczep się od Ginny. Nic ci do niej – warknął
cicho Harry, by nie zwracać na siebie uwagi. Profesor jak na złość
się spóźniał. Zastanawiał się do czego zmierzał właściwie
Draco, próbując go właśnie w tym momencie wyprowadzić z
równowagi.
– Masz rację, kompletnie mnie nie
obchodzi twoje życie uczuciowe. Chciałbym jednak się dowiedzieć...
czegoś... Wtedy, tam na scenie, czułem jakbyś był zupełnie inną
osobą. Jakby to nie była tylko gra. Twoje zachowanie było
przeciwieństwem tego co widziałem od lat. Chcę wiedzieć co to
było i czy możesz to powtórzyć.
– Powtórzyć? – sapnął
zaskoczony Potter. Raczej nie tego się spodziewał od... właściwie
ofiary napaści. – Dlaczego chciałbyś to znowu odegrać?
– Chcę się upewnić... w pewnej
sprawie. Więc jak będzie?
– Nie. Szczerze wątpię bym mógł
to ponownie odegrać... – skłamał gładko Harry. Nie mógł
przecież przyznać przed blondynem, że musiałby dopuścić
ponownie do głosu tą część duszy, o której chciałby zapomnieć.
Nie zamierzał na to pozwolić. Przez ułamek sekundy zobaczył
rozczarowanie na twarzy Malfoya. Żeby nie przedłużać tej rozmowy
wstał i po prostu odszedł. Dziwnie się czuł po tej dość
tajemniczej wymianie zdań i nadal nie rozumiał motywów, które
kierowały Draco. Westchnął cicho wpatrując się w swoje odbicie w
licznych tutaj lustrach i widząc zmęczone spojrzenie. To był
ciężki dzień, ale miał nadzieję, że taniec jak zawsze go
zrelaksuje i pomoże. Na szczęście w końcu pojawił się ich
instruktor, więc mógł wyrzucić niechciane myśli z głowy na
rzecz układu tanecznego.
***
Tom siedział naprzeciw Beery'ego w
jego gabinecie, przeglądając portfolia studentów różnych
roczników. Jako, że ilość profili do przejrzenia była naprawdę
oszałamiająca, musiał już teraz, pierwszego dnia dokonać
selekcji. Żeby ułatwić sobie pracę, robił to wraz z dyrektorem,
który na bieżąco mógł coś uszczegółowić, dodać, rozwiać
wątpliwości, czy też uzupełnić. Miał jeden cel: zmniejszyć
liczbę osób, nad którymi musiałby się skupiać. Tym sposobem
doszli do rocznika Harry'ego i Tom zatrzymał się patrząc na jego
zdjęcie oraz profil. Był stosunkowo pilnym uczniem, jednak w pewnym
momencie jego oceny zaczęły spadać. Kiedy spojrzał na datę,
natychmiast zrozumiał. Było to po feralnym pierwszym występie.
Najwidoczniej stres i zawód zebrały wtedy swoje żniwo. Niewiele
brakowało, by zielonooki młodzieniec został wydalony z Akademii.
To musiał być kryzysowy moment. Stopniowo oceny były coraz wyższe.
Jedynym przedmiotem, który wciąż kulał była praktyka. Wcześniej
zdobywał same Wybitne, teraz były to zaledwie Zadowalające. Na tym
tle w oczy rzucał się przedmiot, który przez te wszystkie lata
pozostawał niezmienny i Harry był na nim tak samo wysoko oceniany.
Była to choreografia. Ten fakt zaintrygował Riddle'a. Zauważył,
że Beery bacznie mu się przygląda. Wiedział, że dyrektor miał
do zielonookiego chłopaka słabość i życzył mu jak najlepiej.
Przyznać jednak trzeba było, że nigdy nie był stronniczy i
zachowywał profesjonalizm.
– Co o nim sądzisz? – zapytał w
końcu dyrektor, będąc ciekawym opinii Toma o Potterze. Zauważył
bowiem, że to był jak dotąd jedyny profil, na którym Tom na
dłużej zatrzymał wzrok. Zaczął nawet wertować przebieg
dotychczasowej kariery chłopaka.
– Myślę, że ma potencjał. Chcę
go jeszcze trochę poobserwować, wtedy zdecyduję.
– To zaskakujące – skomentował z
uśmiechem Beery. – Z reguły natychmiast podejmujesz decyzję.
Myślałem, że już na wstępie odrzucisz Harry'ego po jego
dzisiejszym występie. Chociaż prawdę mówiąc do pewnego momentu
szło mu dziś naprawdę nieźle. Sam byłem zaskoczony, gdy nagle
pocałował Draco. Żałuję, że wtedy nie widziałem jego twarzy.
Musiał być naprawdę zdesperowany, by posunąć się do takiego
kroku. Zwłaszcza, że już od szkolnych lat w Hogwarcie chłopcy
byli raczej przeciwnikami.
– Zgadzam się, że był moment kiedy
nie można było od niego oderwać wzroku. To bardzo pożądana cecha
na scenie i chcę zobaczyć czy faktycznie będzie umiał tą
umiejętność wykorzystać – oznajmił swobodnie Tom, odkładając
kartę Harry'ego na małą stertkę profili uczniów, którzy
zostawali w ringu. Wziął kolejne trzy karty i bez ceregieli odłożył
je po kolei na stertę odpadających.
Beery wewnętrznie odetchnął z ulgą.
Nie chciałby widzieć wyrazu twarzy Pottera, gdyby zobaczył siebie
na liście odrzuconych z dalszego etapu wyborów. Na szczęście
chłopak wciąż miał szansę. Przede wszystkim udało mu się
zwrócić uwagę Toma na tyle, by nie zostać wykluczonym z gry.
Podczas występu zielonookiego i Malfoya Beery tylko raz spojrzał na
Riddle'a, by sprawdzić jego reakcję na to, co działo się na
scenie. Wydawało mu się, że Tom patrzył wtedy tylko w Draco. Już
wówczas dyrektor pogodził się z faktem, że Potter zostanie
odrzucony. Chyba zbyt ostro go wtedy potraktował. Wątpił, by
chłopak miał mu to za złe, ale nadal czuł wyrzuty sumienia...
Dyrektor Akademii chciał jeszcze o coś
zapytać swojego gościa, ale wszelkie plany przerwał mu liścik
wypadający z kominka pod jego stopy. Sięgnął po kartkę
rozwijając ją i czytając szybko zawartość, po czym oznajmił:
– Przepraszam Tom, ale muszę
natychmiast wyjść. Wrócę za jakieś dwadzieścia minut. Poradzisz
sobie?
– Oczywiście – odpowiedział znad
kolejnych kart pytany, nawet na niego nie patrząc. Beery nie
zastanawiając się wobec tego dłużej ruszył do drzwi.
***
Gdy został już sam pozwolił sobie na
chwilowe rozluźnienie. Cały plik, który trzymał w rękach,
odłożył na stertę odrzuconych. Zrobił tak dla niepoznaki, bo
zamierzał pomyśleć o zupełnie czym innym niż kandydaci do
sztuki. Był zmęczony. Przez cały dzień nie licząc porannych
zajęć, musiał udawać zainteresowanego tym co oglądał na
lekcjach poszczególnych klas. Owszem, znalazło się kilku
interesujących uczniów pośród tego tłumu, ale żaden nie
potrafił sprawić, by jego wzrok zatrzymał się na nim dłużej.
Nawet Harry początkowo swoją grą pobudził w nim wyłącznie
irytację, a nawet trochę złości.
Zaczął doprawdy nieporadnie, dlatego
w ramach nauczki Tom postanowił obserwować tylko Draco. Oczywiście
był to udawany manewr. Każdy ruch Pottera wnikliwie analizował.
Atencja Malfoya była jak się okazało bodźcem do działania dla
Harry'ego, któremu udało się zaskoczyć chyba wszystkich obecnych
w auli pocałunkiem Drako. Tom pogratulował mu w myślach tego
ruchu, choć nie podobała mu się taka forma zwracania uwagi.
Prawdopodobnie, gdyby chodziło o kogoś innego byłoby mu wszystko
jedno, ale nie w tym przypadku. Potem było już tylko lepiej.
Wszyscy z zapartym tchem obserwowali romantyczne uniesienia między
Adamem, a Sylvią, Tom jednak wiedział lepiej. Żałował jak nigdy,
że nie widział twarzy obu grających tym bardziej, że zaczął
wyczuwać strach, niemoc i dezorientację blondyna. Nie był ślepy.
Doskonale widział co Harry zrobił. To był majstersztyk. Miał
ochotę podejść bliżej, ale podejrzewał, że zdeprymował by w
ten sposób Pottera. Nie chciał też pokazać, że odkąd pojawił
się w Akademii całą uwagę skupia na Harrym. Chciał tego co
właśnie się działo. Chciał, żeby Potter zabiegał o jego uwagę.
Dopiero przy końcowej scenie Tom zobaczył triumfalny uśmiech
Harry'ego po zwycięstwie nad słabszym i ocenił go niezwykle
wysoko, niezależnie od tego co powinien grać. Wyczuwał, że ten
wyraz twarzy zielonookiego jest adekwatny do jego myśli i był tym
zachwycony. Czuł dreszcz podniecenia. Riddle po raz pierwszy poczuł,
że nie mogą się od siebie różnić tak bardzo jak początkowo
zakładał. Ocenił, że warto było czekać tyle lat.
Kiedy dyrektor przerwał Potterowi
wyrywając go ze stanu upojenia zwycięstwem, Tom miał ochotę
przekląć go porządnie. Jednocześnie podjął decyzję, że musi
się dowiedzieć co widział Draco z bliska. Dlaczego zdecydował się
wycofać.
Po pewnym czasie wrócił Beery. Razem
pracowali jeszcze trochę, po czym Riddle ogłosił, że na dzisiaj
kończy. W zamyśle miał pomysł, by jeszcze raz spojrzeć na
Harry'ego, ale krótki rzut oka przekonał go, że już za późno.
Pamiętał przecież o której Potter kończy dziś zajęcia. Było
to godzinę temu. Nie zamierzał jednak dłużej siedzieć nad tymi
papierami, więc pożegnał dyrektora i wyszedł na niemal pusty w
tej chwili korytarz.
Wytrenowanym, spokojnym krokiem
zmierzał do wyjścia z terenu uczelni. Czuł się spięty i
poddenerwowany. Najchętniej zastosowałby dawny sposób na
rozluźnienie i odprężenie. Miał ochotę kogoś doprowadzić na
skraj wytrzymałości, zadać ból, torturować, a nawet zabić. To
by pomogło, ale nie mógł jeszcze wrócić do podobnych praktyk. O
tak, czasem pozwalał sobie na jakieś małe morderstwo w
przypadkowych miejscach i czasie. Nie mógł dopuścić, by zaczęto
podejrzewać jego. Niekiedy zrzucał na kogoś swoje zbrodnie, dobrze
się przy tym bawiąc. Dziś właśnie przyszedł taki dzień w
którym czuł, że musi coś zrobić. Cokolwiek!
– Panie Riddle!
Usłyszał za sobą głos, który
wydawał mu się dosyć znajomy i odwrócił się dostrzegając z
zadowoleniem Malfoya. Chłopak pojawił się jak na zawołanie i
Riddle upatrywał w tym swoją okazję do dowiedzenia się jak
wyglądała z bliska twarz Harry'ego wtedy, na scenie. Przywołał na
twarz lekki uśmiech i odpowiedział:
– Draco Malfoy. Co tutaj robisz o tej
porze? O ile wiem twoje zajęcia już się skończyły.
– Doceniam, że tak uznany aktor
zapamiętał moje imię. Jeżeli to nie problem chciałbym zapytać
co pan sądzi o mojej grze aktorskiej. Co mógłbym ewentualnie
poprawić – poprosił Draco lekko się kłaniając. Tom słyszał
już w trakcie swojej kariery mnóstwo podobnych pytań. Mógłby
chłopaka zignorować i odesłać, ale zamierzał coś uzyskać, więc
zastanowił się chwilę i rozpoczął:
– Twoja gra jest bardzo przekonująca.
Masz naturalny talent. Bardzo dobrze odegrałeś narzuconą ci rolę,
ale do pewnego momentu... gra tamtego drugiego chłopaka przytłoczyła
cię wyraźnie. Większość widzów tego nie zauważyła, ale ja
byłem w stanie to zobaczyć. Musisz bardziej popracować nad
kontrolą swoich emocji – podsumował Tom rejestrując, że
ostatnie słowa trochę ostudziły początkowy entuzjazm byłego
Ślizgona.
– Wtedy... z reguły gram lepiej. Po
prostu za bardzo się rozproszyłem – próbował tłumaczyć Draco
niezadowolony z faktu, że Tom widział go w momencie, który uważał
za swoją osobistą porażkę.
– Będziesz miał jeszcze okazję się
wykazać. Dostrzegam w tobie duży potencjał. Każdemu zdarzają się
gorsze dni – uspokajająco dodał Riddle czekając, aż chłopak na
niego spojrzy. Zamierzał użyć legilimencji do uzyskania
tego o co mu chodziło. Wreszcie Draco uniósł wzrok i Tom
natychmiast skorzystał z okazji sięgając do jego umysłu po
odpowiednie wspomnienie. Nie musiał szukać głęboko. Obejrzał je
sobie dokładnie i z zadowoleniem opuścił umysł Malfoya. Zobaczył
to co chciał i upewnił się co do swoich podejrzeń. Blondyn przez
chwilę był zamroczony i rozkojarzony, dlatego Tom, by nie dopuścić
do podejrzeń postanowił jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
Na odchodne jednak dodał: – Nie musisz się martwić. Przeszedłeś
przez wstępną segregację, więc masz jeszcze szansę. Do
zobaczenia.
Ruszył ponownie w kierunku wyjścia z
Akademii zastanawiając się nad tym, co zobaczył we wspomnieniach
blondyna. Kiedy przypomniał sobie to, co Malfoy, a za jego
pośrednictwem on sam zobaczyli w oczach Pottera poczuł, jak jego
magia ożywa. Nie potrafiłby się już kontrolować. Musiał dziś
kogoś zabić i to jak najszybciej. Potrzebował tego. I tak już
długo się powstrzymywał, a musiał na coś nakierować swoje
emocje. Czuł, że inaczej oszaleje.
Był już niedaleko wyjścia, kiedy
usłyszał w oddali muzykę. Było już późno, korytarze puste,
dlatego Riddle poczuł się zaintrygowany i ruszył zbadać tą
sprawę. Poszedł za dźwiękiem i w rezultacie trafił do skrzydła,
gdzie odbywały się zajęcia z tańca. Teraz już wiedział.
Prawdopodobnie jakiś uczeń ćwiczył po godzinach. Riddle
zastanowił się przez moment i zdecydował, że chce popatrzeć.
Miał nadzieję, że powstrzyma to jego mordercze instynkty. Jeśli
taniec będzie dostatecznie dobry skieruje jego umysł na inne tory i
zaspokoi pragnienie bólu i krwi. Wiedział o tym, bo już mu się to
kiedyś zdarzało.
Podszedł do szklanej ściany,
pozwalającej obserwować co dzieje się na sali. Wiedział
doskonale, że swobodnie może to zrobić i sam nie być widzianym,
bo były to weneckie lustra.
Światło było zgaszone. W sali
panował półmrok rozjaśniony jedynie światłami ulicznymi.
Pianino było zaczarowane tak, by grało spokojną, łagodną
melodię. Na środku sali ćwiczeń siedziała skulona osoba.
Sprawiała wrażenie, jakby na coś czekała. Tom patrzył z rosnącym
zainteresowaniem. Nagle melodia zmieniła się nieznacznie. Wciąż
była melancholijna, ale pobudzała do działania. Czujne oko Toma
uchwyciło nagły ruch postaci, która wykonała przewrót wstając z
gracją i zaczynając swój taniec.
Widać było, że kroki i ruchy
powstawały spontanicznie. Na pewno nie były częścią żadnej
choreografii, jednak doskonale oddawały „ducha” rozbrzmiewającej
w tle muzyki. Doskonale wyrażały emocje, które targały tancerzem.
Riddle obserwował zafascynowany, pochłonięty tym, co działo się
na sali. Był to najbardziej emocjonujący spektakl taneczny jednego
tancerza jaki widział. Po pewnym czasie skonstatował jednak, że
poruszający się z gracją mężczyzna jak rozpoznał po sylwetce,
ewidentnie próbuje coś ukryć. Przekazywał to wieloma gestami:
ukrywając twarz za dłonią, obracając się błyskawicznie, czy też
wykonując krok w innym kierunku, niż by się potencjalny obserwator
spodziewał. Zaintrygowany Tom obserwował taniec zachłannie,
próbując odczytywać mowę ciała wykonującej go osoby. Tymczasem
muzyka przyspieszyła, ewidentnie zbliżając się do finału. Ruchy
tancerza stały się bardziej gwałtowne. Na koniec wykonał kilka
energicznych obrotów i wraz z ostatnim, wybrzmiewającym właśnie
dźwiękiem zatrzymał się tuż przed miejscem, gdzie po drugiej
stronie stał Tom. Mężczyzna ciężko dysząc oparł się obiema
dłońmi o lustro i wpatrzył we własne odbicie, a Riddle mógł się
tymczasem do woli przyglądać znajomym zielonym oczom.
Ku własnemu zdumieniu odkrył tym
sposobem, że tańczącym był Harry. Jego śliczne oczy, które
teraz mógł do woli podziwiać wyrażały całą gamę emocji.
Riddle wstrzymał oddech i z pewnym zdumieniem doszedł do wniosku,
że ten młody mężczyzna jest zachwycający również fizycznie.
Obcisłe ubrania podkreślały szczupłą sylwetkę i sprężyste,
wyrobione mięśnie. Pot lśnił na twarzy chłopaka w świetle
latarni i Tom pozwolił sobie ponieść się chwili. Oparł dłonie
na szybie w miejscach, gdzie po drugiej stronie wsparł się Potter i
wpatrzył się w jego oczy analizując to, co w nich widział.
Skupiony na tym zauważył, że Harry
lekko poruszył ustami rzucając parę słów, ale nie zdążył
odczytać ich z jego warg. Po chwili stwierdził, że już nie musi,
bo stojący w sali instrument znowu zaczął grać. Młody mężczyzna
płynnym ruchem odbił się od lustra, kolejnym zdjął górną część
ubrania ocierając nim pot z twarzy i rzucił niedbałym ruchem w
kąt. Tom obserwował go z podziwem. Musiał sam sobie przypomnieć,
że to w co się wpatruje to weneckie lustro, a nie przejrzysta
szyba. Potter niewątpliwie miał genialny wręcz talent wyrażania
emocji tańcem. I to różnych. Riddle uśmiechnął się do siebie
lekko. Gdyby nie świadomość, że młodzieniec nie wie o jego
obecności mógłby przysiąc, że tancerz go uwodzi. Kołysał się
łagodnie w takt muzyki, giętki i jakby rozmarzony. W pewnym
momencie odwrócił się tak, że światło latarni oświetliło jego
szyję i Riddle dostrzegł tam coś, co go do głębi poruszyło.
Młody mężczyzna wciąż miał na niej ślad po ugryzieniu, który
mu wczoraj zrobił. Tom był tym tak bardzo zaskoczony, że przez
moment poczuł pustkę. Ten człowiek był inny niż sobie wyobrażał.
Ukazał mu już co najmniej trzy oblicza: codzienne, to które
widział we wspomnieniach Malfoya i to które prezentował teraz
wypowiadając się w tańcu..
Cudowny rozdział. Po przeczytaniu go jednak opłacało się czekać tak długo. Nawet trochę byłam zdziwiona tym co zrobił Draco.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Tom jednak weźmie Hary'ego do tej sztuki.
Przesyłam wenę Kurigara
Zanim jeszcze zacznę czytać - ze względu na to, że Persona nie jest tak często publikowana, może przed nowymi rozdziałami dodasz krótkie streszczenia poprzednich? To pozwoliłoby przypomnieć sobie historię i oszczędziło szukania poprzedniego rozdziału, żeby go ponownie przeczytać :*
OdpowiedzUsuńHmm, naprawdę DOSŁOWNIE wiadra pomyj wylano na Harry’ego? To dosyć obrzydliwe, współczuję xd.
SCENA BYŁA FANTASTYCZNA! NO PO PROSTU MAJSTERSZTYK! WOW! UWIELBIAM TO, W JAKI SPOSÓB HARRY ZAGRAŁ! A JAK ZDOMINOWAŁ DRACO! AHH, WSPANIAŁE!
Uuu, podoba mi się ta mroczna strona Pottera. Oh, Ron, zapomniałeś użyć zaklęcia sonorus…
Fenickie, słonko, lustra fenickie <3
No dobrze. Skończyłam czytać, a więc:
Zdążyłam zapomnieć jakie emocje towarzyszyły mi, podczas czytania poprzedniego rozdziału, więc i tę notę zaczęłam czytać z pewnym dystansem. Szybko jednak zaczynał on znikać, bo zwyczajnie kocham sposób w jaki piszesz. Twoje litery czarują i wciągają mnie, jak mało które opowiadanie.
Jestem niezwykle zauroczona Personą i na prawdę nie mogę się już doczekać następnego rozdziału. Harry jako tancerz? Pomysł jeden z lepszych, z resztą, czytało się te sceny z zapartym tchem. Na prawdę mogłam się wczuć i mogę nawet powiedzieć, że wiem, jakie uczucia targały Tomem, gdy oglądał taniec Harry'ego.
Fenomenalny pomysł z tą mroczną stroną Pottera! Trafiasz w moje serduszko!
Nie wiem co napisać, ogólnie podobało mi się niesamowicie!
A tak jeszcze na odchodnym, żeby być chociaż trochę upierdliwą, starą babą <3
Weneckie, mogą być okna (okna o trzech szybach)(wygoogluj) <3
Tak więc, aaah! Kocham to bardzo mocno! Daj mi więcej <3
Witam,
OdpowiedzUsuńcudownie, no tak Draco improwizował to spotkało się z aprobatą, a gdy Harry to już źle.. no i cóż zrobiło to aby lśnić, ale Harremu udało się chcąc zyskać uwagę Toma, a na koniec ten uśmieszek, dobrze, ze Tom zgasił trochę entuzjaz Draco, Tom to specjalnie nie patrzył na Harrego jak grał, ale później jak tańczył o tak...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie