poniedziałek, 7 lipca 2014

Prolog

Uwaga! Opowiadanie Yaoi Harry Potter x Tom Riddle. Witam, oddaję w wasze ręce prolog mojego opowiadania - Signum Temporis. Mam nadzieję że wstęp wzbudzi w was ciekawość i będziecie zaglądać na bloga. Betowały: Mato- Dzięki niej ten tekst wygląda finalnie tak jak teraz, odwaliła świetną robotę za co jestem jej bardzo wdzięczna.

Prolog

Chaos, tupot biegnących nóg, krzyki, błagające o litość głosy, lament przegranych czekających tylko na dwa słowa, które skończą ich życie, krew ... tak wiele krwi. Zdawała się zabarwiać zieloną trawę na swój kolor. Wszędzie leżały ciała tych, którzy zginęli, były tak liczne. Na twarzach zmarłych malowało się cierpienie i rezygnacja. Hogwart … taki piękny … stał w ogniu, a wokół niego trwała bitwa. Ciemność miała druzgoczącą przewagę i kwestią czasu było jej zwycięstwo. Gazeta, którą ta, która śniła, zobaczyła pod swoim butem, pokazywała datę 02.05.1998 roku. Rozważania i obserwacje przerwał mrożący krew w żyłach śmiech ... gdzieś za nią. Odwróciła się w tym kierunku i zauważyła mężczyznę ze zdeformowaną twarzą, przypominającego węża, trzymającego za gardło chłopca, który próbował się bronić resztą sił. Zupełnie nieskutecznie. Pobiegła w ich kierunku chcąc zrobić cokolwiek, jednak było za późno. Zobaczyła gasnące oczy młodzieńca, niemalże identyczne jak promień światła, którym został ugodzony. Ostatnie co zobaczyła to blizna na jego czole w kształcie błyskawicy oraz zaskoczony wyraz twarzy oprawcy. Jeszcze chwila i wężopodobny mężczyzna zaczął krzyczeć rozdzierająco, głosem przypominającym ranne zwierzę.

Kasandra obudziła się nagle. Przez chwilę leżała jeszcze wracając do rzeczywistości, po czym wstała, wzięła ze stolika różdżkę i stanęła nad myślodsiewnią. Ten sen zdecydowanie wymagał wielokrotnego prześledzenia. Skupiła się i już po chwili strząsnęła srebrzystą nitkę do myślodsiewni. Makabryczna wizja była urywkiem przyszłości. Nigdy dotychczas nie miała wizji z czasów tak odległych. Przeczuwała, że miała ona ukryte znaczenie. Do dzisiaj wieszczka trzymała się nadziei, że nic gorszego od Gellert'a nie będzie prześladować czarodziejskiego świata. Niestety, sen który właśnie się skończył rozwiał jej złudzenia. Potwór, którego widziała, przewyższał okrucieństwem obecnego Czarnego Pana Wielkiej Brytanii. Kasandra przymknęła oczy, zastanowiła się krótko i wróciła do nocnego stolika. Napisała szybko notatkę do Armando Dippet'a, obecnego dyrektora Hogwartu, po czym obudziła drzemiącą na żerdzi sowę gładząc ręką jej gładkie pióra i wręczyła jej złożoną karteczkę:

– Zanieś to moja kochana do dyrektora Hogwartu jak najszybciej. – Nakazała, przekazując list i obserwując odlatującą sowę tak długo, aż zniknęła z jej pola widzenia. Po wysłaniu wiadomości Kasandra przejrzała kilkakrotnie wspomnienie umieszczone w myślodsiewni, po czym ponownie umieściła je w swojej głowie uznając, że tam było bezpieczniejsze. Westchnęła ciężko podejmując decyzję. Nie mogła tego zostawić, musiała zacząć działać.
Z samego rana, Kasandra z podręczną walizką zmniejszoną i schowaną w kieszeni, była już w Hogsmeade. List od Armando dostała nad ranem i przeczytała upewniając się co do treści, choć odpowiedź znała już szybciej. Po tylu przeżytych latach, doświadczenie nauczyło ją, że ludzie obawiają się odmienności i że nie każdy ma dar przewidywania przyszłości. W efekcie utwierdziła się w przekonaniu, że nie warto wyprzedzać tego, co jak wiedziała i tak nadejdzie. Przez myśl przemknęło jej domniemanie: „ Pewnie dlatego miałam tak niewielu znajomych w szkole. W końcu musiało być strasznie irytujące, że wiele rzeczy wiedziałam z wyprzedzeniem ...”. Wieszczka spokojnie przechadzała się po uliczkach miasteczka, co jakiś czas wymieniając pozdrowienia ze znajomymi czarodziejami. Czuła, że znalazła się tutaj nie bez przyczyny, ale nie bardzo na razie wiedziała dlaczego. Szła więc i oglądała wystawy sklepowe czekając. Wreszcie się doczekała. Skręcając w kolejną uliczkę ujrzała mały sklepik z nazwą tak starą, że praktycznie nie dało się jej już przeczytać. Sklep, który z pewnością nie wyróżniał się spośród innych i bardzo łatwo można było go nie zauważyć, przyciągał jej uwagę jak magnes. Nie zastanawiając się dłużej weszła do środka:

– Dzień dobry! – Krzyknęła wesoło, by zawiadomić właściciela o swoim przybyciu, jednak ten w odpowiedzi tylko coś odburknął i wrócił do polerowania starej klepsydry. Pomieszczenie nie było duże i przypominało bardziej graciarnię niż sklep. Kasandry to jednak nie odstraszyło. Zakasała rękawy sukni i zaczęła poszukiwania. Było tutaj naprawdę sporo ciekawych przedmiotów i kusiło ją, by kupić kilka, ale jej mąż prawdopodobnie znowu by ją zrugał, że przynosi śmieci do domu. Wróciła więc do poszukiwań. Po pewnym czasie jej uwagę przykuło stare pudło, po które natychmiast sięgnęła otwierając i odsłaniając zawartość. Spodziewała się naprawdę czegoś niesamowitego bo czuła, że to właśnie z tej przyczyny tutaj trafiła, dlatego gdy zobaczyła dwa dzienniki oprawione w skórę, ledwo stłumiła jęk zawodu. Nie rozumiała jeszcze dlaczego właśnie dzienniki miała znaleźć, ale z reguły nie kłóciła się Przeznaczeniem. Zapłaciła i wyruszyła w stronę Hogwartu.
Hogwart nie zmienił się od czasu, gdy go ostatnio widziała i wieszczka odczuła ulgę. Wciąż przecież pamiętała ostatnią wizję, dlatego teraz zachwycała się okazałą budowlą i umocniła się w postanowieniu, że zrobi wszystko co w jej mocy, by nie dopuścić do okrutnych wydarzeń ze snu. Musiała sprawdzić … dlatego podeszła do kamiennej ściany zamku i dotykając jej zamknęła oczy. Niestety obraz wydarzeń z wizji wciąż był równie krwawy i straszny. Nic się nie zmieniło. Kasandra westchnęła patrząc smutno na szare, gdzieniegdzie pokryte bluszczem ściany i przy okazji zauważyła, że jej stary przyjaciel Albus Dumbledore obserwuje ją z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ostatnim razem, gdy dane było im się spotkać, nie rozeszli się pokojowo. Zanim Albus do niej podszedł, wieszczka postanowiła zignorować osobiste sprawy i spokojnie porozmawiać. Mężczyzna, ukłonił się nisko całując jej dłoń:

– Kasandro, dyrektor oczekuje Cię w swoim gabinecie – powiadomił krótko. – Zatem prowadź Albusie. – Odpowiedziała jasnowidząca równie krótko, kiwając sztywno głową na powitanie.

Droga do wieży, w której znajdował się gabinet minęła im w ciszy. Kasandra przez chwilę zastanawiała się czy powinna podjąć rozmowę, jednak gdy przypomniała sobie ostatnią dyskusję z nauczycielem transmutacji, mimowolnie poczuła irytację oraz złość. Zamiast tego obserwowała z nieukrywanym zachwytem szkolne korytarze pełne magicznych zbroi, żywych obrazów i przenikających przez ściany duchów. Dawno tego nie widziała. Minęli grupkę uczniów, którzy przechadzali się korytarzem spoglądając na nią nieufnie i podejrzliwie. Po ich zachowaniu domyśliła się, że ma do czynienia z dziećmi z domu węża. W pewnych aspektach niektóre domowe cechy pozostały niezmienione. Uśmiechnęła się do nich przyjaźnie machając ręką na przywitanie i w duchu chichocząc z ich zaskoczenia. Widać było, że również wady systemu domów pozostały takie same i Slytherin wciąż odstaje od reszty. Gdy już doszli do gargulca strzegącego przejścia, posąg sam się odsunął, ukazując spiralę schodów prowadzących do komnat dyrektora:

– Armando! Świetnie wyglądasz! – Wykrzyknęła podchodząc do starszego mężczyzny i całując go w policzek. Dyrektor Hogwartu zdawał się być przyzwyczajony do podobnych powitań, więc tylko uśmiechnął się ciepło do Kasandry odpowiadając:

– Moja droga, naprawdę dobrze Cię widzieć, choć przyznam, że wiadomość od Ciebie bardzo mnie zmartwiła.

– Jeśli to nie problem, chciałabym porozmawiać na osobności. – Odpowiedziała rzucając Albusowi wymowne spojrzenie, na co ten ukłonił się dyrektorowi i wyszedł bez słowa z pomieszczenia.

– Najwyraźniej powinienem się martwić, rzadko widywałam na twojej wiecznie uśmiechniętej twarzy tak poważny wyraz. – Stwierdził dyrektor podsuwając Kasandrze krzesło, na które lekko opadła.

– Masz rację ... Miałam wczorajszej nocy straszliwą wizję przyszłości i jak się zapewne domyśliłeś po moim wcześniejszym liście, dotyczyła ona Hogwartu. I proszę, zanim coś powiesz, byś absolutnie nikomu nie zdradzał przebiegu tej rozmowy oraz jej pochodnych, a zwłaszcza Albusowi. – Zażądała.

– Masz moje słowo. W końcu Hogwart bardzo wiele ci zawdzięcza i byłbym niewdzięcznikiem odmawiając jakiejkolwiek Twojej prośbie. Chociaż przyznam, żałuję, że twoje stosunki z Dumbledore'em wciąż są napięte. Jednak to sprawy między wami, w które nie zamierzam się mieszać. Powiedz czego potrzebujesz, a to dostaniesz.

– Obecnie potrzebuję miejsca, w którym mogłabym spać. Potrzebuję kogoś sprawdzić i prawdę mówiąc nie mam pojęcia ile może mi to zająć. – Stwierdziła, a brwi dyrektora Hogwartu lekko uniosły się w zdziwieniu. Mimo to odpowiedział:

– Oczywiście moja doga, oczywiście. Słomka wskaże Ci drogę do komnat. – Jak na zawołanie pojawiła się skrzatka domowa, która ukłoniła się nisko prosząc, by kobieta za nią poszła. Wieszczka ciepło pożegnała się z dyrektorem życząc mu dobrej nocy i udała się za stworzeniem.

Obudziła się wypoczęta, gotowa do poszukiwań. Przeczucie nigdy jej nie myliło i wiedziała, że wkrótce znajdzie osobę, z którą powiązana była wizja. Podczas śniadania, zajmując jedno z miejsc przy stole nauczycieli, przyglądała się wchodzącym przez wrota do Wielkiej Sali uczniom. Z czasem zaczęła być coraz bardziej znużona widząc, że większość z nich jadło już beztrosko śniadanie, od czasu do czasu rzucając jej zaciekawione spojrzenia, na które zwyczajowo uśmiechała się ciepło. Niestety, jak dotąd nie odkryła tego o kogo jej chodziło. Westchnęła ciężko tworząc na swoim talerzu abstrakcyjny obraz składający się z marchewki, groszku oraz mięsa. Usłyszała po swojej lewej stronie cichy chichot dyrektora, obserwującego jej poczynania, ale zareagowała na to jedynie lekkim uśmiechem i wzruszeniem ramion, kontynuując swoje domniemane dzieło. W końcu zajęła się rozmową z profesorem Slughorn'em, a raczej on ją zajął. Odpowiadała półsłówkami, ale nauczyciel eliksirów zdawał się nie przejmować jej małomównością, wydawało się nawet, że taki stan rzeczy mu odpowiada i zalewał ją potokiem wymowy nie pozwalając dojść do słowa. Drzwi Wielkiej Sali ponownie otworzyły się ze skrzypnięciem, a zza nich wyłoniła się grupka Ślizgonów. Kasandra porzuciła zabawę jedzeniem, wyostrzając swoje zmysły i jej wzrok przylgnął do chłopca, który przewodził grupie. Wyraźnie to od niego czuła nić przeznaczenia:
– Oh, to właśnie o nim Ci wspominałem. – Powiedział nagle Horacy odwracając na chwilę jej uwagę i wyrywając z transu:

– Słucham? Wybacz, ale przez chwilę byłam w swoim świecie mógłbyś powtórzyć? – Poprosiła.

– Ten chłopiec, na którego zwróciłaś uwagę to nasz najlepszy uczeń Tom Riddle. Jest naprawdę zdolny. Od dawna nie było dane mi uczyć tak bystrego maga jak on. Praktycznie nie ma dziedziny, która sprawiłaby mu jakikolwiek problem. – Mówił z dumną nauczyciel eliksirów.

– Tom Riddle ... – powtórzyła w zamyśleniu Kasandra, a po chwili zapytała jeszcze: – Jaki on jest?

– Hmm ... Trzeba przyznać, że jest dość skryty, ale zdecydowanie nie brakuje mu charyzmy. Jak widać przewodzi nie tylko grupie swoich przyjaciół, ale i całemu domowi. Ten chłopak ma w sobie coś za czym ludzie chcą podążać.

– To by wiele wyjaśniało ... – Skomentowała cicho, tylko do siebie wieszczka, uważnie obserwując Toma.

Riddle zauważył od razu zmianę w kadrze nauczycielskiej. Przy stole prezydialnym siedziała kobieta w średnim wieku z długimi, lekko kręconymi, rudymi włosami. Być może nie zwróciłby na nią większej uwagi gdyby nie fakt, że kobieta jawnie go obserwowała. W momencie, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, po ciele chłopaka przeszedł krótki dreszcz. Nie wiedział ile trwała ich cicha konfrontacja, ale był zadowolony, że to nie on przerwał wymianę spojrzeń. To czarownica ponownie zwróciła swoją uwagę na profesora eliksirów i rozmowę, którą z nim prowadziła. Tom postanowił zasięgnąć języka u blondyna siedzącego obok niego, wychodząc z założenia, że ten może to wiedzieć:

– Abraxasie, ta kobieta wydaje mi się znajoma, może Ty masz pojęcie kim ona właściwie jest?

Malfoy oraz inni zaczęli się przyglądać nowej osobie przy stole nauczycieli, która pozornie była zajęta rozmową, ale Tom czuł, że wciąż go obserwuje kątem oka:

– Czy nie jest to aby Kasandra Tralawney? – Zapytał Black pozostałych, na co Abraxas kiwnął potwierdzająco głową.

– Nie wierzę ... to naprawdę ona! Ciekawy jestem co tutaj robi ... Grindewald dosłownie wypruwa sobie żyły by ją złapać. – Skomentował Avery.

– Jest jasnowidzącą, to chyba normalne, że jest nieuchwytna. Jednocześnie jest tak bardzo cenna dla niego ... wyobraź sobie potęgę jaką może ci dać przewidywanie przyszłości. – Odpowiedział Black, nie przerywając przyglądania się wieszczce:

– Wątpię by to było takie proste jak się wydaje, musi być jakiś haczyk w tej jej wizjach i przepowiedniach, inaczej to nie miałoby sensu. Jeśli byłaby po jasnej stronie, problem obecnego Czarnego Pana byłby już tylko wspomnieniem. – Stwierdził Malfoy przypatrując się kobiecie. Pozostali, włącznie z Tomem, również to robili do momentu, gdy wieszczka wstała i opuściła salę. Riddle, mimo że jeszcze nic nie zjadł, postanowił natychmiast udać się jej śladem. Kiedy tylko wyszedł poza Wielką Salę, rzucił na siebie zaklęcie kameleona i tak zamaskowany ruszył za jasnowidzącą.

Kasandra wiedziała, że młody uczeń za nią się skrada, co jej nie martwiło, a wręcz odwrotnie, było na rękę. Zastanawiała się, czy nie za bardzo się pośpieszyła, czy nie powinna stopniowo okazywać zainteresowania tym konkretnym uczniem, tym bardziej, że jak mówił Horacy, Tom jest zdolny, wybija się ponad innych, więc łatwo byłoby zainteresować się jego osobą. Już po chwili jednak porzuciła wszelkie wahania. Raz, że było już za późno, a dwa nie było w zasadzie powodu by zwlekać. Kiedy dotarła pod drzwi swojej komnaty zatrzymała się czekając, aż chłopak się zbliży, zdecyduje ujawnić, a może też odezwie. Nie myliła się, czego jak czego, ale odwagi to mu nie brakowało:

– Mogłem się spodziewać, że taka persona jak Pani z pewnością mnie wyczuje. Nie zaskoczyłem Pani. – Oznajmił Riddle zdejmując z siebie zaklęcie kameleona.

– To było bardzo trudne muszę przyznać, praktycznie całkowicie ukryłeś swoją osobę i gdyby nie mój dar miałabym pewnie problem. – Stwierdziła spokojnie Kasandra, przypatrując się Ślizgonowi.
– Zapewne nie bez powodu poszedłeś za mną? – Zapytała, z zainteresowaniem oczekując jego odpowiedzi:

– Byłem w zasadzie ciekaw co Pani tutaj robi. Nie na co dzień mam okazję widzieć i rozmawiać z wieszczką. – Przyznał obserwując ją.

– Widzisz szukałam kogoś …

– I znalazła Pani tą osobę?

– Owszem, szybciej niż się spodziewałam. – Uśmiechnęła się łagodnie, patrząc w oczy ucznia.

Przeszedł ją dreszcz gdy spojrzała w te osobliwe oczy. Patrząc w nie, zdobyła pewność, że tamten potwór z wizji był stojącym przed nią chłopcem. Zastanawiała się, co mogło się stać, jakie wydarzenia sprawiły, że ta osoba stała się w przyszłości Czarnym Panem. Z opowieści Horacego wynikało, że chłopiec znacząco wyróżniał się potęgą, że był zdolny, inteligentny. Kasandra wciąż jednak się wahała, czy warto zaryzykować właśnie dla niego? W grę chodziło nie tylko życie tego Ślizgona, ale również wielu innych w przyszłości. Ostatecznie podjęła decyzję i zrugała się wewnętrznie wyciągając różdżkę. Nie powinna się teraz wahać. Chłopiec również szybko sięgnął po swoją. Równocześnie rzucili zaklęcia on obezwładniające, a ona:

– Tempus Fugit! – To ona miała przewagę, zawsze ją miała. Strumień jaskrawego żółtego światła wystrzelił w pierś maga, który znieruchomiał momentalnie. Natomiast wieszczka spokojnie patrzyła jak zaklęcie wolniutko znika w różdżce Riddle'a.

Nie było zbyt wiele czasu, więc równocześnie sięgnęła do umysłu chłopca. Nie zamierzała wnikać do przeszłości młodzieńca, gdyż zawsze uważała, że wspomnienia należą tylko do ludzi, którzy je przeżyli i nikt inny nie powinien ich przeglądać. Dlatego Legilimencja była jednym ze znienawidzonych przez nią zaklęć. Szła wąską ścieżką, która prowadziła do wielkiego drzewa, będącego manifestacją duszy Toma. Zaskoczyło ją, że pień oraz większość gałęzi są oplątane przez ciernie. Na samym szczycie było tylko kilka żółtych liści, pozostałe gałęzie wyglądały jak martwe. Prawie całe drzewo było czarne, co nie rokowało dobrze. Tom był wręcz przesiąknięty czarną magią, która zdawała się go coraz bardziej pochłaniać. Kasandra dotknęła dłonią pnia drzewa, by poznać możliwe ścieżki przyszłości Ślizgona. Było ich kilka, jednak do którejkolwiek by nie sięgnęła, zawsze lądowała w scenie, którą widziała wczorajszej nocy. Szukała coraz bardziej zdesperowana, czując rosnący niepokój. Nie widziała żadnej innej ścieżki dla niego i gdy już się miała wycofać, zobaczyła małe światełko znajdujące na chyba na najcieńszej gałązce. Tylko na niej były dwa małe, zielone zalążki liści ... maleńkie, jakby nieśmiałe, ale były. Sięgnęła niezwłocznie po tą gałązkę i zalały ją wizje kolejnego wariantu przyszłości … Widziała … Tym razem była na błoniach Hogwartu, przed pomostem na brzegu jeziora. Widziała Toma w szatach nauczyciela wraz z innym chłopcem, który opierał głowę na jego kolanach opowiadając coś, żywo gestykulując dłońmi. Podeszła do nich bliżej i gdy teraz przyjrzała się bliżej temu drugiemu, aż sapnęła z zaskoczeniem. Poznałaby go wszędzie, te oczy oraz bliznę, on również był w poprzednich wizjach i nie chciała już pamiętać ile razy oglądała jego śmierć z rąk Toma w najróżniejszych wariantach. Tutaj jednak było zupełnie inaczej, śmiałaby powiedzieć nawet, że ci dwaj są kochankami. Tak to przynajmniej wyglądało. Widziała jak chłodna, opanowana, z wiecznie założoną maską twarz Riddle'a zmienia się, gdy patrzy na drugiego chłopca z widoczną czułością. Oczywiście zgodnie ze swoją naturą Ślizgon nie robił tego wprost, ale w momentach, gdy tylko tamten, młodszy tego nie widział. Kiedy wzrok chłopca z błyskawicą na czole wracał do twarzy Toma, maska znów powracała na swoje miejsce, chociaż inna niż ta prezentowana obcym, jakby bardziej łagodna. Riddle przeczesał pasmo ciemnych włosów tego drugiego. Ten z kolei ujął Toma za rękę. Widząc srebrzystą nić, która owijała się i falowała wokół tej dwójki, Kasandra zrozumiała co się tutaj działo. Ten chłopiec był Przeznaczonym Toma Riddle'a. To dlatego, gdy w innych wariantach przyszłości Tom zabijał młodzieńca z błyskawicą na czole, odczuwał tego konsekwencje. Teraz wszystko było jasne. W tej chwili przypomniała sobie też, jak jej prababka pokazywała kiedyś wspomnienie, w którym było dwóch innych Przeznaczonych. Widziała wówczas taką samą nić przeznaczenia, którą potrafiły dostrzec tylko one, wieszczki. Teraz żałowała, że nie dopytywała jej o więcej szczegółów jednak wtedy była tylko dzieckiem i nie rozumiała jak bardzo unikatowi są tacy ludzie. Ponownie spojrzała na Toma. Był starszy niż teraz i wciąż miał w sobie spore pokłady czarnej magii, jednak wyglądał bardziej ludzko niż kiedykolwiek, w każdym innym wariancie przyszłości. Zauważyła w tym wszystkim jedynie jedną nieścisłość. W stosunku do wizji, którą miał,. zielonooki chłopiec zdawał się mieć tyle samo lat co w 1998 roku, a przecież to, co widziała teraz, sądząc po wieku Riddle'a, było wydarzeniami toczącymi się najwyżej za kilka lat. Zupełnie to wszystko nie pasowało. Kasandra wiedziała jednak, że czas bywa względny, dlatego postanowiła mu zawierzyć w końcu nigdy jej jeszcze nie zawiódł. Wyjaśnień takiego stanu rzeczy mogło być co najmniej kilka i w tym momencie nie było sensu ich zgłębiać, bo i tak do niczego to nie doprowadzi. Spojrzała po raz ostatni na dwu magów i zauważyła nagłą zmianę na twarzy Toma oraz wyraźne rozpogodzenie tego drugiego na widok zbliżającej się do nich osoby. Wizja zaczęła się rozmywać, a ostatnie co zobaczyła to ciemniejąca magia Riddle'a i widoczna chęć mordu w jego oczach.

Wieszczka powróciła do rzeczywistości i skonstatowała, że Tom, ten z rzeczywistości, uważnie się jej przygląda z wciąż wyciągniętą różdżką:

–Mów w tej chwili co zrobiłaś! – Warknął groźnie, a jego oczy pociemniały z gniewu. Kasandra nie zważając na te niepokojące objawy, uśmiechnęła się lekko i odpowiedziała:

– Za dwa dni przyjdź do wieży astronomicznej przed północą. Mam dla Ciebie przepowiednię Tomie Riddle. Znasz mnie, więc jestem pewna, że wiesz jakie to może być ważne. A tymczasem jeśli pozwolisz udam się do swoich komnat. Do zobaczenia. – Wieszczka odwróciła się i wykorzystując chwilowe zaskoczenie Ślizgona weszła do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi.

Nie odeszła zbyt daleko od wejścia, poczuła mocne zawroty głowy, nad którymi nie była w stanie zapanować. Upadła z głuchym łoskotem na podłogę, czując niewyobrażalne wyczerpanie magiczne. Nie mogła się ruszyć. Czuła krew lecącą się jej z nosa, na odzieży powstawała za jej sprawą coraz większa plama. Kasandra leżąc nieruchomo, starała się opanować objawy, a przez myśl jej przemknęło: „ ...Tym razem zdecydowanie przesadziłam ...”. Musiała jakoś się pozbierać, miała jeszcze dużo do zrobienia, a póki co wyglądało na to, że wykrwawi się na śmierć bez pomocy. Po chwili rozwiązanie patowej sytuacji przyszło jej do głowy:

– Słomko ... – zawołała słabo mając nadzieję, że skrzat zjawi się na jej zawołanie. Kiedy usłyszała cichy dźwięk aportacji odetchnęła z ulgą. Była nadzieja na ratunek.

– Pani Kasandro! – Wykrzyknęła przerażona skrzatka podchodząc do niej szybko. Wieszczka resztką sił poprosiła:

– Proszę zawołaj dyrektora i poproś, by przyszedł sam, żeby nie zawiadamiał nikogo. – Widziała jeszcze jak skrzatka znika i straciła przytomność.

Tom poczuł wielką ekscytację na słowa jasnowidzącej. W końcu nie na co dzień można usłyszeć przepowiednię od samej Kasandy Tralawney. Teraz, kiedy wiedział kim jest kobieta, przypomniał sobie co na jej temat słyszał. Jedno było pewne, wieszczka nigdy się nie myliła. Riddle przeczuwał, że to co usłyszy, czy też zobaczy zmieni jakoś jego życie. Zmieni diametralnie. Niepokoił go co prawda fakt, że miał lukę w pamięci, wydawało mu się, że rzucił na kobietę zaklęcie paraliżujące, ale w chwilę później zobaczył ją przed sobą z wyciągniętą różdżką, jakby nic się nie stało. Nie bardzo wyglądała na osobę odzyskującą sprawność po obezwładnieniu, dlatego jakoś to wszystko mu do siebie nie pasowało. Martwił go też fakt, że jasnowidząca nagle zaczęła wyglądać po prostu źle. Dostrzegł tą zmianę nawet za zaklęciem maskującym, które kobieta nałożyła na siebie, choć nie mogła ukryć drżenia rąk. Wiedział, że zakończyła rozmowę tak szybko dlatego, że chciała się go pozbyć, więc nie robił z tym problemów. Po prostu odszedł. W pokoju wspólnym Ślizgonów, gdy tylko wszedł, natychmiast otoczyli go jego poplecznicy, ciekawi czy udało mu się czegoś dowiedzieć w sprawie wieszczki, bo przecież kobieta nie przebywała w zamku bez powodu:

– Udało ci się coś ustalić w związku z tą czarownicą? – Pierwszy odezwał się Malfoy.

– Owszem, nawet więcej niż zakładałem. – Odpowiedział zagadkowo Tom, wzbudzając tym jeszcze większą ciekawość ze strony pozostałych.

– Czyli czego w zasadzie tutaj szukała? – Niecierpliwił się Lastrange.

– Już znalazła. A czego dokładnie, dowiem się za dwa dni. – Ta informacja niewiele wniosła, jeśli chodziło o zaciekawienie jego popleczników, ale żaden z nich już się nie odważył indagować przywódcy. Natomiast Tom nie mógł powstrzymać mrocznego uśmiechu, który cisnął mu się na usta, gdy pomyślał o przepowiedni. Jednak tą informację zostawił tylko dla siebie.

Budząc się z omdlenia, Kasandra poczuła napływającą falę zmęczenia, więc zrezygnowała z próby wstania z łóżka. Łóżko … pamiętała, że leżała na podłodze … wniosek był jeden, skrzatka zrealizowała jej prośbę. Wieszczka powoli rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała, poznając prywatne kwatery dyrektora. Odetchnęła lekko z ulgą. Drzwi wejściowe się otworzyły i do środka wszedł Armando, podając jej w milczeniu kilka fiolek eliksirów, które bez wahania przyjęła wypijając po kolei wszystkie. Ufała temu człowiekowi jak nikomu innemu, choć przeczuwała, że w tej sprawie może nie dostać jego wsparcia.

– Kasandro ... – zaczął niepewnie.

– Domyślam się co chcesz powiedzieć, ale proszę Cię, wiem co robię.

– Nawet za taką cenę? – Stwierdził dyrektor podchodząc do niej i dotykając siwego pasma włosów, które po chwili ponownie stały się rude – Czy ty ... Zrobiłaś to co myślę?

– Nie ... zajrzałam tylko na ścieżki przyszłości, nie ingerowałam w nie. – Wyjaśniła, widząc malującą się na twarzy starca ulgę uśmiechnęła się łagodnie: – Jednakże wiedz, że mam zamiar to zrobić.

– Kto? Dla kogo chcesz siebie poświęcić? – Zapytał udręczonym głosem dyrektor.

– Znam ryzyko i prawdopodobnie wiem jak to się dla mnie zakończy. Armando ... nie wiesz co ja widziałam. Obecnie dla nas największym zagrożeniem jest Gellert, a co jeśli Ci powiem, że Grindewald to tylko wierzchołek góry lodowej, która czeka naszą przyszłość? Nie mogę zdradzić więcej, ale proszę cię byś choć trochę mnie zrozumiał. – Szepnęła błagalnie widząc jak Dippet szuka czegoś w jej oczach. Być może znalazł to, czego szukał, bo usiadł zrezygnowany na skraju łóżka i ujął jej dłoń:

– Jako Twój przyjaciel nie popieram tej decyzji oraz środków jakie chcesz zastosować. Jako czarodziej szanuję Twoją decyzję oraz to jak bardzo chcesz nam pomóc. Powiedz mi proszę, kim jest ta osoba?

– Tom Riddle – Powiedziała po chwili wahania.

– Ah ... młody Tom ... Nie jestem bardzo zaskoczony. To bardzo zdolne dziecko, jednak w jego sercu jest ogromna ciemność ... Czy jesteś pewna, że warto ryzykować?

– Tak jestem. – Odpowiedziała zdecydowanie, pomijając kwestię, że tylko jedna ścieżka nie prowadziła do zniszczenia Hogwartu i licznych śmierci. Zakończenie tej ścieżki również było niepokojące, ale nie była to rzeź i jasnowidząca była w stanie przystać na taką alternatywę. Ponownie poczuła zmęczenie, oczy same się zamykały. Usłyszała jeszcze:

– Prześpij się, straciłaś wiele magii i krwi, sen będzie najlepszym lekarstwem na regenerację. – Polecił stary czarodziej gasząc wszystkie światła pstryknięciem palców i opuścił pomieszczenie.

Tom od pamiętnego śniadania nie widział jasnowidzącej na żadnej uczcie. Podejrzewał, że to może mieć związek z jej złym samopoczuciem, które zauważył po ich małej konfrontacji, której w gruncie rzeczy nie pamiętał, ku własnej irytacji. Był niemalże pewien, że zaklęcie wyszło z jego różdżki, a jednak nie ugodziło jej. Domyślał się, że wieszczka zrobiła coś, co spowodowało, że na chwilę stracił panowanie nad własnym ciałem. Próbował sprawdzić czy coś takiego kiedyś opisano w książkach, jednak zupełnie bezskutecznie. Nawet poszukiwania prowadzone w Zakazanym Dziale mu nie pomogły.
Ujrzał ją dopiero na kolacji w dniu, w którym się umówili. Wyglądała na wypoczętą i zdrową, jak w dniu pojawienia się w szkole. Rozmawiała z dyrektorem uśmiechając się często, równocześnie rozglądając się po otoczeniu. Kiedy spostrzegała, że on, Tom ją obserwuje, puściła mu oczko i wróciła do przerwanej rozmowy. Riddle zauważył jednak, że nie tylko on śledzi poczynania jasnowidzącej, ale i nauczyciel transmutacji. Dumbledore patrzył na nią w głębokim zamyśleniu.

Pół godziny przed północą Kasandra postanowiła udać się w umówione miejsce, uprzednio upewniając się, że nikt nie przeszkodzi w tym spotkaniu. Armando zadbał o to, by każdy z profesorów miał na dzisiejszy wieczór odpowiednio zajmujące zajęcie. W czasie, kiedy odzyskiwała siły po wyczerpaniu magicznym, miała sporo czasu i dogłębnie przemyślała znaczenie w całej sprawie dzienników, które kupiła. Jedynym logicznym rozwiązaniem była magia krwi i Kasandra była pewna, że dla Toma nie powinno to być absolutnie żadną przeszkodą. Teraz szybkim krokiem pokonywała liczne schody prowadzące na Wieżę Astronomiczną w nadziei, że Riddle już tam na nią czeka. Istotnie, chłopiec siedział na jednym z licznych okien:

– Witaj Tom, dobrze Cię widzieć. – Przywitała się wyciągając różdżkę, by dodatkowo zadbać o bezpieczeństwo rzucając rozmaite zaklęcia zabezpieczające i nadzorujące. Potem przetransmutowała swoje spinki do włosów w dwa fotele, stół oraz wielki stojący zegar. Po tym zajęła miejsce w jednym z foteli, wskazując dłonią drugi chłopcu. Ten obserwował poczynania jasnowidzącej w ciszy, a podejrzliwa natura nie pozwoliła mu na rozluźnienie. Kobieta spokojnie siedziała, a ciszę przełamywało tylko jej nucenie, kiedy czekała na reakcję Riddle'a. Chłopak w końcu się zdecydował i przemieścił na wskazany fotel, zadając równocześnie pytanie:

– Zastanawiam się skąd w zasadzie wiesz, że będziesz mogła kogoś obdarzyć przepowiednią?

– Oh to jest prostsze niż myślisz. Zazwyczaj wizję miewam w nocy, choć zdarzało się kilka za dnia, ale to rzadkość. Widząc możliwą przyszłość i powiązaną z nią osobę, mogę obdarzyć ją przepowiednią, choć nie jest to w większości przypadków konieczne i radzę nie próbować na mnie legilimencji. – Zagroziła przewidując zamiary chłopaka. – Mój umysł jest wyjątkowo chroniony nie tylko przeze mnie, ale i przez czas. Było kilku, którzy próbowali mimo to dostać się do niego i albo teraz leżą niczym rośliny w Świętym Mungu, albo już nie żyją. – Uprzejmie wyjaśniła, uśmiechając się po swojemu łagodnie.

– Więc mam rozumieć, że mimo iż znasz przyszłość, nie możesz jej zdradzić?

– Właśnie tak! I tutaj pojawia się rola przepowiedni. To wskazówki, choć wielu źle je interpretuje, albo nie robi z tym kompletnie nic, co nie raz jest bardzo frustrujące. – Naburmuszyła się lekko wspominając Albusa, ale szybko porzuciła myśli o nim, bo młodzieniec próbował drążyć temat:
–Właściwie skąd wiesz, że masz takie ograniczenia?

– Jaki dociekliwy ... – Roześmiała się wieszczka, po czym zdecydowanie stwierdziła. – Przykro mi, ale nie mogę już więcej zdradzić, podaj mi swoją dłoń już czas. – Poprosiła zerkając na zegar, który wskazywał za minutę północ.

Tom podał jej rękę czując dziwne wibracje, gdy tylko ich dłonie się zetknęły. Kasandra zamknęła oczy, a gdy zegar zaczął wybijać północ otworzyła je i zatopiła spojrzenie w oczach Riddle'a. Źrenice oczu wieszczki były nienaturalnie powiększone, a jej dłoń boleśnie ściskała rękę Toma. Riddle znosił to cierpliwie, czekając na ciąg dalszy. W końcu jasnowidząca przemówiła nienaturalnym głosem:

Ty który stoisz na rozwidleniu dróg, którą podążysz?
Tą, którą najwięcej stracisz jednocześnie wiele zyskując,
czy tą, którą zyskasz nie wiedząc, że tracisz?
Twoja moc jest wielka i potężna lecz ma swoje granice,
Przeznaczony tylko może przeciąć tą granicę,
a tylko on jeden będzie znać klucz do potęgi.
Widnieje nad nim widmo śmierci, przez które
możesz stracić ten klucz, ale również coś cenniejszego.
Ten, który jeszcze się nie narodził, będzie twoją chwałą i zgubieniem.
Ten, który narodził się kluczem do nieotwieranych bram ....

W chwili, gdy zegar przestał wybijać północ, Kasandra ucichła, puściła dłoń chłopca i opadła na stół z głuchym łoskotem uderzając o blat głową. Po chwili podniosła ją, pocierając czoło:

– Zawsze zapominam wyczarować przed tym poduszkę – Zaśmiała się, rzucając szybkie zaklęcie leczące na czoło. Całkiem zawiła te przepowiednia, nie uważasz?

– Więc pamiętasz ją?

– Oczywiście, ale jestem ciekawa jak Ty ja odczytałeś? – Zapytała zaciekawiona.

– Przeznaczony ... Przecież to jakieś brednie! – Chłopak wstał gwałtownie. – Mam uwierzyć, że mam Przeznaczonego? Przecież nie ma żadnych dowodów na to, że istnieją, oprócz niejasnych przesłanek w książkach.

– Wierzę, że jesteś czarodziejem o otwartym umyśle. A tymczasem mam coś dla Ciebie, co być może Ci pomoże … – Oznajmiła jasnowidząca i schyliła się do swojej torby. Po chwili wydobyła z niej i podała chłopakowi dwa dzienniki ze słowami: – To dla Ciebie. Dzięki nim możesz skrzyżować swoją drogę z Przeznaczonym. Teraz to, co zrobisz młodzieńcze, zależy tylko od Ciebie. Powodzenia. – Wieszczka zamknęła torbę i stukając obcasami wyszła z wieży zostawiając Toma samego.

Chłopak wyszedł niedługo po niej i pogrążony w myślach skierował się do lochów. W pokoju wspólnym panowała ciemność i głucha cisza. Najwyraźniej wszyscy już spali, była więc nadzieja, że ma czas zastanowić się w spokoju. Riddle usiadł na sofie i zaczął analizować słowa przepowiedni, trzymając w dłoni dzienniki: „ … Mogę nie robić nic i tak zyskując. Mogę również stać się potężny, jednocześnie tracąc. Wydaje się to raczej małą ceną, skoro mogę mieć w rękach klucz do potęgi ... A tym kluczem jest Przeznaczony ... Nie mogę uwierzyć, że mam Przeznaczonego. To się wydaje wręcz nierealne! Ktoś taki jak ja, ma tak cenne źródło mocy! Nie podoba mi się jednak to widmo śmierci. Może o to chodziło, że przez to widmo mogę go stracić? To miałoby sens ... Ale jak mogę skontaktować się z osobą, która nawet jeszcze nie istnieje? ...”. Zamyślony spojrzał na dzienniki, czując delikatne wibrowanie magii pod palcami. Wiedział, że to nie były zwykłe pamiętniki, ale sposób na skontaktowanie się, poznanie Przeznaczonego. Tom podejrzewał jednak, że niełatwo będzie je zastosować. Łatwo było to sprawdzić, wziął jeden z dzienników w dłonie i spróbował otworzyć, było jak przewidywał silna magia odepchnęła go zdecydowanie. Nadszedł więc czas na eksperymenty, Riddle zastanawiał się przez chwilę i zaczął rzucać podstawowe zaklęcia, które jednak nie skutkowały. Sięgnął wobec tego po bardziej zaawansowaną magię, ale dzienniki wciąż jej się opierały.

– Co ta wiedźma wykombinowała, by tak skutecznie je ochronić ... musi być coś ... coś przeoczyłem tylko co? – Zerknął ponownie na dzienniki. – Czyżby starucha użyła czarnej magii?

Chłopak uparcie próbował, ale kolejne czarno–magiczne zaklęcia nie dawały rezultatu. Riddle westchnął, rozsiadł się wygodnie na sofie i głęboko zamyślił … wyraźnie coś robił nie tak, coś mu umykało. Wstał i zaczął krążyć po pokoju wspólnym. W swojej wędrówce trafił do lustra i spojrzał w nie, wychwytując swoje odbicie, po czym zerknął na leżące na stole dzienniki i coś mu w umyśle zaskoczyło. Już wiedział czego musi użyć. Wziął malutki sztylet do otwierania listów i zrobił głębokie nacięcie po wewnętrznej stronie dłoni, po czym skierował rękę nad dzienniki tak, żeby kapiąca krew spadała na nie. Magia dzienników pochłaniała życiodajną ciecz jak gąbka:

– No tak, to przecież jest takie oczywiste. – Stwierdził sam do siebie Tom, równocześnie zastanawiając się jak teraz powinien postąpić. Dla sprawdzenia swojej teorii przywołał pióro jak słowa, które piszę w jednym dzienniku pokazują się też w drugim, już wiedział co powinien zrobić. Szybkim krokiem wyszedł z pokoju wspólnego kierując swoje kroki ku bibliotece. Noc nie była dla niego żadną przeszkodą.

Wieszczka weszła do swojej komnaty i zaczęła się powoli pakować. Nagle wyczuła czyjąś obecność, jednak nie zwróciła na nią większej uwagi i kontynuowała składanie ubrań. W końcu przecież spodziewała się, że się pojawi:

– Spodziewałam się Ciebie później.

– Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji prawda Kasandro?

– Oczywiście, sam dopilnowałeś przecież, bym znała każdą konsekwencję związaną z ingerowaniem w przyszłość nieprawdaż? – Uśmiechnęła się do stojącego przed nią mężczyzny w garniturze z eleganckim cylindrem na głowie oraz laską w ręce.

– Otóż to, więc nie miej mi za złe ... – Powiedział podchodząc do niej, okrążając i odpinając zamek do połowy jej pleców. Następnie przyłożył rękę do odkrytego ciała, wymawiając cichą inkantację, kiedy skończył na plecach kobiety widniał znak tarczy zegara, który wskazywał teraz równą północ. Kasandra spokojnie podeszła do lustra i wykręcając szyję obejrzała sobie jego dzieło:

– Nie wygląda tak źle.

– Uwielbiam Twoją beztroską postawę choć wiem, że w środku czujesz zupełnie coś innego. Wiesz, że Cię lubię prawda? A skoro nie masz już nic do stracenia, to co powiesz na mały zakładzik? – Zapytał uśmiechając się szeroko.

– Twoje zamiłowanie do hazardu naprawdę mnie zaskakuje mój drogi. Obecnie jednak mamy remis, a to prawdopodobnie będzie nasza ostatnia zagrywka, dlatego nie mogę się nie zgodzić. Jak zapewne wiesz, postawiłam na jedyną inną drogę jaką oferowały mi ścieżki przyszłości.

– Więc ja biorę tą z naszej wizji. – Powiedział mężczyzna ściskając dłoń kobiety na znak zawarcia zakładu, a następnie zniknął śmiejąc się radośnie.

Kasandra usiadła na kanapie wzdychając ciężko, modląc się do Merlina, by chłopcy byli warci tego poświęcenia.