piątek, 1 września 2017

Persona. Rozdział 1: Morderca

Przypominam że niedawno, bo 28.08  został opublikowany 21 rozdział Signum Temporis, by gdzieś nie zniknął za ścianą tekstu :)

Chcę wam przedstawić nowe opowiadanie o tytule "Persona". Poniżej krótki opis o czym będzie opowiadać.

"Wojny w magicznym świecie nie było. Tak Harry, jak i inni są już dorośli. Niektórzy przyjaciele Harry'ego pracują, inni kontynuują naukę. Sam Harry studiuje w Czarodziejskiej Akademii Teatralnej. Pewnego dnia dowiaduje się, że do Akademii ma przybyć wybitny, uznany już aktor Tom Riddle, by nawiązać z nią współpracę i w oparciu o wybranych studentów kontynuować realizację kolejnego projektu. Czy Harry rozpozna w Tomie Voldemorta? A może opowieść potoczy się jednak inaczej i czerwień oczu Riddle'a zafascynuje pewnego zielonookiego byłego Gryfona? Czy Harry stanie się uczestnikiem projektu? Co wyniknie ze spotkania Toma z Harrym?"

Betowała: Mato 

 
Rozdział 1: Morderca

Harry z westchnieniem rozsiadł się wygodnie na kanapie i otworzył książkę trzymaną w dłoniach. Co jakiś czas otrzymywał od autorów kolejnych publikacji egzemplarze do przejrzenia wraz z prośbą o wywiad. Mniej czy bardziej uważnie przeglądał je wszystkie, choć sam fakt przekazywania mu tych tekstów uważał za bezsensowny. Na przykład ta książka, którą trzymał w ręku. Był ledwo na wstępie, a już widział, że do końca nie dotrwa. Co za grafomańskie popisy doprawdy:

„...Harry Potter był sławnym czarodziejem tylko dlatego, że udało mu się przeżyć atak mordercy, który niegdyś terroryzował czarodziejski świat. Morderca ten zniknął wraz z nieudanym zabójstwem niemowlęcia. Voldemort z kolei był sławny przede wszystkim dlatego, iż każde jego morderstwo było formą przedstawienia. Było jakby sceną, w której on był władcą marionetek, które poruszały się wedle jego woli. Warto jednak zaznaczyć, że każde takie zabójstwo było pretekstem do uwidocznienia winy zabitego człowieka. Wydaje się, że morderstwa nie były przypadkowe, ale dotykały tych, którzy mieli coś na sumieniu. Po śmierci wielu wpływowych i potężnych czarodziejów wychodziły na jaw wszystkie brudne sprawy, z którymi mieli do czynienia. Voldemort obnażał ich sekrety wobec całej magicznej społeczności. Obdzierał ich z godności często ukazując zmasakrowane ciała w aktach seksualnych. Otwarcie drwił z władz pozwalając, by to reporterzy byli pierwszymi, którzy widzieli jego „dzieło”, powodując tym samym bałagan podczas śledztwa i zanikanie śladów.

Nie pomagały nawet nakazy Ministerstwa, zawsze było to samo. Obawiano się go również z powodu wiedzy, którą miał o innych. Zdarzało mu się, że swoimi działaniami doprowadzał do zachwiania porozumień pomiędzy Ministerstwami, gdy na jaw wychodziły poważne uchybienia, a nawet afery w strukturach wyżej postawionych. Z tego też powodu, w krótkim czasie został najbardziej ściganym mrocznym magiem w historii. Przez lata pozostawał nieuchwytny. Oczywiście nie robił tego z dobrych pobudek. Dla niego była to tylko zabawa, dzięki której, przy okazji, pokazywał prawdziwą naturę tych wszystkich zabitych.
Całe społeczeństwo zaczęło drżeć ze strachu, gdy Voldemort po politykach i ważnych osobistościach obrał sobie za cel innych, zdawałoby się zwykłych magów. Okazało się, że ci zwykli magowie również mieli wiele do ukrycia, ku uciesze gazet. Wyszło na jaw wiele grzeszków czarodziejów. Trwało to latami. Z czasem morderstwa zaczynały być po prostu zwykłymi zabójstwami. Później przestały być nawet zwykłe. Widać było, że oprawca napawał się widokiem cierpień, bawiąc się ofiarą kilka dni, a nieraz tygodni.

Ostatnimi ofiarami była rodzina Potterów Lily i James, którzy byli aurorami i zajmowali się sprawą Voldemorta. Można podejrzewać, że do tego morderstwa doszło, ponieważ Potterowie za bardzo zbliżyli się do prawdziwej tożsamości mrocznego maga. Oczywiście zwłoki małżeństwa prezentowały jak zawsze scenę: kobieta wbija sztylet w plecy mężczyzny, trzymając w drugiej ręce serce, które nie należy do jej męża. Była to ewidentna sugestia zdrady. Jakkolwiek było, jeden element nie pasował do dotychczasowych zbrodni Voldemorta: pozwolił przeżyć niemowlęciu, synowi Potterów.
Wcześniej eliminował wszystkich członków zaatakowanych rodzin, również dzieci w każdym wieku. Dziecko znaleziono w innym pokoju niż zwłoki rodziców, otoczone przez jadowite węże atakujące wszystkich, którzy chcieli się zbliżyć do chłopca. Zdumiewającym faktem było to, że węże nie robiły żadnej krzywdy dziecku. Jakikolwiek był powód pozostawienia dziecka przy życiu, na jego ciele pozostał ślad spotkania z mordercą rodziców w postaci magicznej blizny w kształcie błyskawicy. Blizna stanowiła pewna zagadkę dla magomedyków i innych uczonych magów. Nie zidentyfikowano klątwy, która ją spowodowała i nie potrafiono jej usunąć magicznie.
Po tym zdarzeniu wszelki ślad po Voldemorcie zaginął. Skończyły się zabójstwa, ucichł zamęt i przerażenie. Pozostały na ten temat jedynie spekulacje i kolejne artykuły w gazetach, w których dziennikarze prześcigali się wzajemnie w dywagacjach na temat tajemniczego, nieuchwytnego mordercy, jego działalności i nagłego zniknięcia. Wciąż otwartą kwestią pozostaje, czy Voldemort nadal żyje pośród nas? Dlaczego tak nagle znikł naznaczając dziecko? Na te pytania oraz wiele innych znajdziecie odpowiedzi w poniższym wywiadzie w psychiatrą Michaelem Fonesem...”

Harry przymknął oczy w zniecierpliwieniu i zamknął napoczętą książkę, czując narastający ból głowy. Doprawdy, od lat zastanawiał się dlaczego autorzy książek o Voldemorcie wysyłają mu je z takim zapamiętaniem. I to z prośbą o wywiad. Równocześnie niemal każdy z nich w publikacjach zaznacza, że on, Harry, w momencie kiedy miał styczność z tym seryjnym mordercą był kilkumiesięcznym niemowlęciem. Czyżby spodziewali się, że przekaże im psychologiczną charakterystykę Voldemorta, wraz ze szczegółowym opisem wydarzeń z tamtego czasu? Ciekawe jakim sposobem?
Zresztą to już przeszłość, historia, minęło już od tych wydarzeń dwadzieścia pięć lat. Powinni cieszyć się, że zabójstwa się skończyły, a nie wywlekać wciąż tą sprawę na nowo i zadręczać nią jego. Przylepiono mu łatkę „Chłopca który przeżył”. Ten wątpliwy tytuł nigdy nic dobrego nie przyniósł w jego życiu. Był niczym piętno od którego chciał się uwolnić. Jak dotąd nie udało mu się wyzwolić ani od blizny, ani od tej „łatki”. Spojrzał na okładkę niedawno zamkniętej książki, z której jakiś czarodziej w średnim wieku machał do niego przyjaźnie, co tylko bardziej go zirytowało, więc nie zastanawiając się dłużej chwycił książkę i cisnął ja przed siebie w złości, nie zauważając wchodzącej do jego pokoju Ginny, która w porę uchyliła się przed lecącym przedmiotem. Książka huknęła o ścianę za nią, a dziewczyna wyprostowała się po uniku i skomentowała spokojnie:

– Masz szczęście, że zawodowo gram w Quidditcha, inaczej krucho by było z Tobą, gdyby faktycznie to we mnie trafiło. – Schyliła się po książkę, która omal jej nie trafiła czytając tytuł. Po zapoznaniu się z nim, Ginny swobodnym krokiem skierowała się w stronę kosza na śmieci i z uśmiechem satysfakcji umieściła tam publikację, sama natomiast podeszła do Harry'ego całując go w policzek i zajmując miejsce obok. Potter obserwował jej poczynania bez słowa i kiedy już usiadła postanowił się usprawiedliwić:

– Wybacz, nie spodziewałem się Ciebie o tej porze. Co z treningiem?

– Wilda miała wypadek, a z braku zastępstwa trening skrócono. Nie cieszysz się, że jestem wcześniej? Możemy teraz spędzić więcej czasu razem. A jeżeli chcesz to możemy ... – Pochyliła się kokieteryjnie w jego stronę, eksponując dekolt i jedną ręką zsuwając kusząco ramiączko bluzki. Oczywiście Harry wiedział do czego zmierza, więc czym prędzej wstał z kanapy, póki miał jeszcze szansę na ucieczkę, mówiąc:

– Wybacz nie mam nastroju. – Kiedy zobaczył jak dziewczyna czerwienieje ze złości i zażenowania, momentalnie pożałował swojej pochopnej decyzji. Wystarczyło tylko zacisnąć zęby i po prostu zrobić to tak jak zwykle. Dobrze odegrać swoją rolę i tyle. Wolałby jednak, żeby był wieczór, wtedy Ginewra nie widziałaby jego twarzy i byłoby mu dużo łatwiej. Tymczasem dziewczyna podniesionym głosem komentowała:
– Tyle razy Ci powtarzałam, żebyś wyrzucał od razu te wszystkie cholerne książki! Dlaczego w ogóle je czytasz? Przecież wiesz, że to wszystko stek bzdur, które wymyślają Ci żałośni autorzy. Za każdym razem gdy to czytasz wpadasz w melancholię, która trwa przez kilka dni. Nie patrz tak na mnie, bo wiesz, że mam rację. Mówisz, że to Cię nie obchodzi, a jednak śledzisz każdą informację dotyczącą tego mordercy Voldemorta. Masz na tym punkcie jakąś pieprzoną obsesję!

– Masz rację. Przepraszam. – Harry starał się udobruchać rozpędzającą się Ginny. Kiedy zaczynała przeklinać, należało szybko zażegnać konflikt, bo potem było już tylko gorzej. Podszedł do niej i przytulił gładząc po długich rudych włosach. Czuł jak spięte ciało dziewczyny rozluźnia się powoli. Wiedział więc, że kryzys został zażegnany. Ginewra podniosła głowę spoglądając mu w oczy, więc tym razem bez namysłu ją pocałował. W tej samej chwili usłyszał dźwięk z kominka, z którego w następnym momencie wypadł dosłownie Ron, a za nim wyszła spokojnie Hermiona spoglądając na swojego męża z politowaniem. Potem podniosła wzrok i napotkała spojrzenie Harry'ego, wciąż trzymającego w objęciach Ginny. Błyskawicznie zrozumiała sytuację rumieniąc się i pomagając wstać Ronowi. Harry, korzystając z wymówki w formie niespodziewanych gości, natychmiast odsunął się od Ginny, Tymczasem Ron stanął na nogi, a Hermiona ponownie czerwieniejąc zaczęła przepraszać i tłumaczyć za nich oboje:

– Strasznie przepraszamy Harry, że wam przerwaliśmy ...
– Chcecie coś do picia? – Potter postanowił zachować się jak na gospodarza przystało, a równocześnie tym skuteczniej odsunąć się od Ginny. Hermiona skinęła głową, więc ruszył do kuchni i sięgnął po herbatę, którą zawsze u niego pijała. Ginny postanowił zaparzyć melisę, by ją trochę uspokoić, a sobie kawę. Zanim pomyślał o Ronie, usłyszał okrzyk z salonu:

– A masz może jakieś piwo? 
– Ron! Dopiero co wróciłeś z pracy! – Zbeształa męża Hermiona. 
– No właśnie, dlatego należy mi się za ciężką pracę. – Odburknął rudowłosy, a Harry spokojnie sięgnął do lodówki, zamierzając spełnić prośbę przyjaciela. Gdy obowiązek ugoszczenia przybyłych został spełniony, Harry zajął miejsce obok Ginny i zapytał:

– No więc? Co was sprowadza? Z reguły wcześniej mnie uprzedzacie o wizycie, dlatego domyślam się, że to coś szczególnego.

– Chciałam Cię powiadomić, ale Ron ... – Zaczęła Hermiona, jednak podekscytowany Ron wszedł jej w słowo:

– Daj spokój, jestem pewien, że jak Harry to usłyszy to po prostu padnie! Widzisz, Hermiona nalegała, by powiedzieć Ci jutro skoro i tak będziemy się widzieć. Uważałem jednak, że to nie może czekać, dlatego tu jesteśmy.
– Emm ... a dowiem się w końcu o co chodzi? Zaczynasz mówić trochę nieskładnie i co masz na myśli mówiąc, że jutro będziemy się widzieć skoro wiesz, że jutro pracuję ...
– Właśnie o to mi chodzi! Jutro ja wraz z Derekiem będziemy u Ciebie w Akademii! Jak dzisiaj dowiedziałem się o tym, to wiedziałem, że żadna siła nie powstrzyma mnie przed tym, żebym zaraz Cię nie powiadomił o tym co się dowiedziałem!

– Powiesz mi w końcu o co chodzi? – Harry zaczynał powoli tracić cierpliwość. Żeby zamaskować zniecierpliwienie podniósł do ust kubek kawy by upić łyk, gdy Ron powiedział:

– Tom Riddle przyjeżdża jutro do waszej Akademii! Ponoć ma wziąć udział w jakimś ważnym projekcie, ale nie bardzo mówili nam o szczegółach, dlatego wiem tylko tyle. – Rzucił Ron niemal na jednym wydechu, a Harry dla odmiany wstrzymał oddech i zamarł w radosnym zaskoczeniu. Ginny wyjęła z jego ręki kubek, chyba w obawie, że może go upuścić. Prawdopodobnie zresztą miała rację, bo Harry jakby o nim zapomniał, przetrawiając zasłyszaną informację. Tom Riddle był jednym z najwybitniejszych aktorów jakich dane mu było kiedykolwiek widzieć. Bilety na spektakle, w których ten uznany aktor grał, wyprzedawały się niemalże natychmiastowo. Harry marzył, by kiedykolwiek dostać się na jeden z nich, ale zdobycie biletu graniczyło z cudem. Musiał się zadowalać tylko magicznymi taśmami z przedstawień, a to oczywiście nie było to samo. Nie ta atmosfera. Niemniej było to lepsze niż nic. Nawet taki sposób oglądania powodował, że czuł dreszcze widząc wspaniałą grę aktorską Riddle'a. Na żywo efekt musiał być jeszcze mocniejszy. Tom był stosunkowo młodym czarodziejem, który osiągnął wyżyny sztuki aktorskiej w Czarodziejskiej Akademii Teatralnej, czyli uczelni Pottera. Już podczas nauki brał udział w spektaklach, które zdobywały zaskakującą popularność dzięki niemu. Harry miał okazję obejrzeć kilka wywiadów z Riddle'm i widział jak bardzo charyzmatyczną osobą był ten człowiek. Umiał zjednać sobie dosłownie każdego, obłaskawić i skłonić, by jadł mu z ręki. Nawet najbardziej drapieżni dziennikarze mu ulegali, podobnie inni ludzie, również politycy. Harry go podziwiał, a teraz czuł, że nagle jego marzenie się spełnia. Ma możliwość być blisko i obserwować tego człowieka. Rozmyślania przerwało mu uderzenie w ramię i słowa Rona:

– Ziemia do Harry'ego! Widzisz Hermiono mówiłem Ci, że będzie zadowolony. – Potter zamrugał, spojrzał na Rona trochę nieprzytomnie i zapytał:

– Kiedy dokładnie się zjawi? I co Ty z Derekiem macie z tym wspólnego?
– Riddle to gruba ryba więc mamy dbać o jego bezpieczeństwo. Wydział aurorów przydzielił nas do jego ochrony. Oczywiście do oficjalnego komunikatu wszystko musi pozostać tajemnicą, inaczej będę mieć kłopoty. – Uprzedził rudowłosy, na co Harry skinął ze zrozumieniem głową.

Przez resztę wieczoru Harry w radosnym podnieceniu nie był w stanie uczestniczyć w rozmowach. Starał się, ale mu nie wychodziło i w końcu dał sobie spokój, a przyjaciele, mając świadomość co się z nim dzieje nie zmuszali go do tego. Jego myśli nieustannie krążyły wokół wizyty Toma w Akademii, przypuszczeń co do projektu, wokół osoby Riddle'a, jego gry i tak w kółko. Zastanawiał się też jakim rzeczywiście człowiekiem jest Tom. Jako aktor miał świadomość, że ci najwybitniejsi potrafią perfekcyjnie zakładać maski granych postaci. Kiedykolwiek granych postaci. Ta łatwość powoduje, że czasami chowają się za rozmaitymi maskami także na co dzień. Często w stosunku do takiej osoby nie sposób się połapać, czy w danej chwili maskuje się, czy prezentuje swoją prawdziwą twarz i zachowanie.

Ron z Hermioną po pewnym czasie pożegnali się i wrócili do siebie. Ginny odeszła do swojego domu niewiele potem, gdy po raz trzeci nie usłyszał jej pytania. Na szczęście nie robiła mu żadnych wymówek z tego tytułu.

Położył się stosunkowo wcześnie, ale podekscytowany nie potrafił zasnąć. Wciąż myślał o jutrzejszym dniu oraz Tomie Riddle'u. Wyobrażał sobie jak razem grają w sztuce i dzięki temu udaje mu się wybić, zdobyć sławę. Byłaby to jego własna sława, Harry'ego Pottera, a nie teoretyczna, polegająca na rozgłosie uzyskanym w efekcie nie dokończonego dzieła mordercy. Chciałby współpracować z Riddle'm, poznać go bliżej, być może czegoś się od niego nauczyć. Zasnął dopiero nad ranem i pewnie dlatego kolejny dzień zaczął się kompletnie nie po jego myśli.

Zaspał. Obudziły go promienie słońca pełgające po twarzy. Będąc jeszcze w półśnie zakrył kołdrą cała głowę i próbował zasnąć, kiedy dotarło do niego, że skoro na twarz pada mu słońce, to musi być już bardzo późno. Przecież zawsze wstawał przed świtem. Gwałtownie usiadł i spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę dziesiątą rano. Przerażony dosłownie wyskoczył z łóżka, potykając się o leżące na podłodze buty i uderzył mocno czołem o szafkę nocną. Na chwilę go zamroczyło i musiał poczekać, aż wróci mu ostrość obrazu. Kiedy to się stało, już znacznie ostrożniej wstał i obejrzał czoło odsuwając grzywkę. Bolało, ale na szczęście obyło się bez żadnego rozcięcia. Za to czuł, że bez guza się nie obejdzie, jednak grzywka na szczęście go zasłaniała. W takim momencie doceniał swoją decyzję podjętą jakiś czas temu, która zaowocowała magicznym zabiegiem poprawy wzroku. Nie nosił już okularów, więc nie ucierpiał na skutek pękającego szkła. Prawdę mówiąc nie miał już czasu na zastanawianie się. Zaczął się szybko ubierać, zrezygnował z porannego prysznica, zakładając szatę wszedł do kominka i nabierając proszku fiuu powiedział: Czarodziejska Akademia Teatralna. Zniknął w zielonych płomieniach.

Wyszedł z publicznego kominka w Akademii i od razu rzuciła mu się w oczy ilość osób znajdująca się w głównej hali. Nie dało się też nie zauważyć ochrony, która podeszła do niego gdy tylko się pojawił. Pokazał im szybko identyfikator i przepuścili go bez słowa. Podszedł go biurka sekretarki i od razu wiedział, że nie będzie miała dla niego dobrych wieści:

– Harry gdzieś Ty się podziewał?! Jesteś ponad dwie godziny spóźniony!
– Przepraszam zaspałem.
– Beery jest absolutnie wściekły, że właśnie dziś postanowiłeś się spóźnić! Mamy specjalnego gościa. Nawet nie zdajesz sobie sprawy co Cię właśnie omija! – Próbowała krzyczeć szeptem, za co Harry był jej wdzięczny, ale całą ewentualną dyskrecję psuło wymachiwanie rękoma, które niestety zwracało uwagę, czego Harry chciał za wszelką cenę uniknąć.
Zaniepokoił go fakt, że Beery go szukał. Dyrektor Akademii był dla niego wymagający, ale jednak wierzył w niego pomimo, że pierwsze przedstawienie Pottera okazało się być totalną klapą. Za bardzo się starał i sytuacja go po prostu przerosła. Media nie zostawiły na nim suchej nitki. Harry bardzo to przeżywał, zaczął nawet szukać pocieszenia w alkoholu, ale w porę wyciągnął go z tego bagna właśnie Berry. Od tamtej pory jednak otrzymywał tylko mało znaczące role. Za to jego szkolny wróg, Draco Malfoy, wspinał się sukcesywnie po szczeblach kariery, zdobywając coraz to poważniejsze role i rozgłos.

– Gdzie jest teraz dyrektor?

– Wszyscy są w auli, radzę Ci idź tam jak najszybciej.

Zdecydowanie nie brzmiało to dobrze. „Wszyscy” oznaczało, że jest tam mnóstwo osób i znając Beery'ego panowała tam absolutna cisza, co nie sprzyjało dyskrecji. Nie miał jednak wyjścia, musiał się tam udać. Szedł szybkim krokiem, przeklinając w duchu swojego pecha. Kiedy dochodził już do drzwi, ujrzał przed nimi Rona i Dereka. Ron również go zauważył, a na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie. W zdumieniu przenosił wzrok to na niego, to na drzwi wejściowe do auli, a kiedy Harry stanął wreszcie koło niego nie wytrzymał i szepnął:

– Stary, co ty tu robisz? Zaczęło się już ponad godzinę temu!
– Zaspałem, trzymaj kciuki. – Odpowiedział Potter nieco smętnie, biorąc głęboki oddech jak przed skokiem do wody i otwierając lekko drzwi wślizgnął się do środka. Oczywiście jego pech trwał, akurat przemawiał Berry, więc nic nie mogło ujść jego uwadze. Dyrektor Akademii nie byłby sobą, gdyby nie skomentował jego wejścia. Szkoda tylko, że zrobił to z mównicy, głosem wzmocnionym przez zaklęcie Sonorus:
– Miło nam Panie Potter, że zechciał Pan łaskawie pojawić się tutaj. Już myślałem, że nie jesteśmy godni Pańskiej obecności. – Takie powitanie spowodowało, że oczy wszystkich obecnych na sali skierowały się na Pottera, który w duchu przeklął soczyście. Wielkie wejście miał już więc za sobą. Teraz pozostało zająć jakieś miejsce.

Usiadł szybko w tylnym rzędzie. Ledwo to zrobił, już miał ochotę uciec, kiedy zauważył kpiący uśmiech Malfoya. Oczywiście w tej chwili nic z tym nie mógł zrobić. Zresztą lata użerania się z tym ślizgońskim dupkiem uświadomiły Harry'emu, że to tylko forma prowokacji po to, by wpadł w kłopoty. Żałował, że musiało mu zająć tyle lat, by to pojąć. Lekko wzruszył ramionami w odpowiedzi Malfoyowi i przeniósł wzrok na pierwszy rząd, próbując wypatrzyć Toma Riddle. Nie zauważył go pośród tam siedzących, więc skupił się na dyrektorze, który tymczasem nawiązał zgrabnie do dalszego ciągu swojej wypowiedzi:

– Zanim nam przerwano, starałem się przedstawić Państwu sylwetkę artystyczną naszego gościa, a teraz chciałbym wraz z Państwem powitać serdecznie Toma Riddle'a. – Gdy tylko padło nazwisko po sali rozeszła się fala oklasków. Kiedy ucichła, Beery dodał: – Jak wiecie był swego czasu studentem naszej Akademii, którą ukończył z wyróżnieniem. Teraz powraca do nas z projektem, który sam Wam przedstawi. – Po tej zapowiedzi dyrektor odsunął się na bok. Wszystkie spojrzenia powędrowały na lewą stronę sceny i tam właśnie pojawił się mężczyzna ubrany w ciemnozieloną szatę ze srebrnymi wstawkami. Teraz Harry oddałby wszystko, byleby tylko znaleźć się w pierwszym rzędzie, niestety nie mógł na to liczyć, dlatego starał się mimo odległości zaobserwować jak najwięcej. Riddle szedł lekkim, eleganckim, ale dumnym krokiem z godną uwagi pewnością siebie. Uśmiechał się przyjaźnie do wszystkich. Harry stwierdził, że na żywo wyglądał jeszcze lepiej niż na nagraniach. Był wyższy od Harry'ego, ale sylwetkę miał podobną do niego. Włosy miał nieco dłuższe niż w ostatniej produkcji, opadały mu lekko na barki, a grzywka układała się na bok. Oczy jak zawsze hipnotyzowały swoja specyficzną, ale według Harry'ego piękną, krwistą barwą. Zdecydowanie był przystojnym czarodziejem i emanował urokiem osobistym. Riddle wyciągnął różdżkę rzucając na siebie Sonorus i omiótł spojrzeniem aulę. Pottera przeszedł dreszcz, gdy ich spojrzenia się spotkały. Mógłby przysiąc, że przez dłuższą chwilę Riddle zatrzymał na nim spojrzenie. Nie był tego pewien i nie miał już czasu tego roztrząsać, bo gość zaczął mówić:

– Witajcie. Nazywam się Tom Riddle jak pewnie już wiecie. Pierwsze co chciałbym powiedzieć to: przepraszam za spóźnienie. Wczoraj byłem strasznie podekscytowany zbliżającą się realizacją mojego przedsięwzięcia i zasnąłem dosyć późno, co niestety spowodowało, że dzisiaj obudziłem się także zbyt późno. – Gość uśmiechnął się po tych wygłoszonych z rozbrajającą szczerością przeprosinach, a Harry po raz pierwszy miał okazję zobaczyć co to znaczy różnica w hierarchii. Był pewien, że podczas gdy Riddle'owi wszyscy bez mrugnięcia okiem wybaczą, jemu samemu uśmiech nie wystarczy. Beery z pewnością jeszcze do tego wróci. Odłożył jednak swoje rozterki na później i wsłuchał się w dalszą wypowiedź Toma:

– ... przez najbliższe kilka miesięcy, będę tutaj z Wami pracował nad nową sztuką zatytułowaną „Persona”, która w wielkim skrócie będzie opowiadać o mordercy i jego naśladowcy. Naśladowca stara się w niej za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę mordercy. Pomysł, wraz z dyrektorem Beery'm zaczerpnęliśmy ze znanej z pewnością wszystkim historii związanej z Voldemortem. Nie można zaprzeczyć, że lata temu była to dość sławna postać. Będę grać jedną z głównych ról i wcielę się w postać mordercy. Drugą główną rolą, jest postać naśladowcy. Jeszcze nie znany jest odtwórca tej roli, ale z pewnością w niedługim czasie wybór nastąpi. Wybrani również zostaną aktorzy, którzy zagrają inne liczne postaci wypełniające fabułę mojej opowieści. Przez co najmniej tydzień będę obserwował Wasze zajęcia praktyczne i wraz z dyrektorem wybierzemy poszczególne osoby do danych ról. To dla Was wielka szansa na zdobycie sławy. Szansa na wybicie się. Mam nadzieję na owocną współpracę. Dziękuję za uwagę. – Ukłonił się lekko, a na widowni rozległy się gromkie brawa.
Następnie ponownie głos zabrał dyrektor, opowiadając jak doszło do tej niecodziennej współpracy. Nawiązał do propozycji Toma, by wdrożyć w projekt studentów Akademii będących na ostatnim roku. Przedstawił kolejne etapy powstawania „Persony”. Beery oświadczył, że dziś projekt zostanie przedstawiony prasie, choć sam scenariusz będzie tajemnicą do czasu wybrania kandydatów do poszczególnych ról. Według słów dyrektora warto było jednak już teraz zaprezentować mediom wydarzenie, by podsycić ciekawość potencjalnego widza. To były ostatnie słowa, które dotarły do Harry'ego, ponieważ ponownie pogrążył się we własnych myślach. Dopiero hałas spowodowany wstawaniem innych z krzeseł przywrócił go do rzeczywistości. Dyrektora i Toma już nie było, a reszta obecnych powoli opuszczała aulę. Nie było po co już tutaj siedzieć, więc Harry wstał także i na ile się dało, pośpiesznie ruszył w stronę swojego pokoju w mieszkalnej części budynku Akademii, w którym od czasu do czasu mieszkał.

Znał Beery'ego na tyle, że spodziewał się w najbliższym czasie wezwania do stawienia się w jego gabinecie. Miał jeszcze trochę czasu, jeżeli słusznie wnioskował z wrzawy na dole. Niewątpliwie odbywało się oficjalne ogłoszenie rozpoczęcia prac nad „Personą” i stąd harmider, który niósł się z parteru aż na drugie piętro. Harry ocenił, że powinien mieć jeszcze jakieś niecałe dwie godziny nim pójdzie na dywanik. Z westchnieniem podsumował, że ten dzień może zaliczyć do puli najgorszych w jego życiu. Westchnął ponownie i wrócił myślami do tego co mówił Tom. Wspominał, że przez tydzień będzie obserwował ich podczas zajęć praktycznych. Dla Harry'ego nie była to dobra wiadomość. Był beznadziejny w odgrywaniu romansów. Sam o tym wiedział, ale poza tym każdy z osobna nie omieszkał mu o tym wspomnieć.

Oczywiście pech chciał, że akurat teraz był w trakcie praktyk z tego gatunku. Nie spodziewał się więc, że zrobi na Riddle'u piorunujące wrażenie. No, chyba, że antypiorunujące. To już prędzej. Wrócił pamięcią do swojego pierwszego przedstawienia, właśnie romansu, które stało się w jego wykonaniu istną tragedią na każdej linii. Otrząsnął się ze wspomnień i wrócił do niewesołej teraźniejszości. Niewesołej, bo najwyraźniej przez piekielny romans straci swoją życiową szansę. Oczywiście wiedział, że aktorzy powinni być wszechstronni, ale sam nie był i w tej chwili ubolewał nad tym bardzo. Wzdychając ciężko podszedł do okna, gdzie w dużym wazonie stały cztery gałązki forsycji, które jakimś cudem pojawiały się na parapecie okna jego pokoju po każdym spektaklu, w którym grał. Pierwszą gałązkę dostał po katastrofalnym pierwszym przedstawieniu. Tak bardzo był tym podarunkiem od nieznanego ofiarodawcy poruszony, że wymusił na Hermionie by rzuciła na nią zaklęcie, pozwalające zachować kwitnącą żółto gałązkę w stanie zastoju i świeżości. W kolejnych trzech spektaklach grał raczej mało znaczące role, ale każda z nich została podkreślona kolejną gałązką forsycji. Za każdym razem Harry wzywał przyjaciółkę, by utrwaliła kolejną gałązkę. Do dziś zastanawiało go kto zadał sobie trud, by mu je dostarczyć. Był tej osobie wdzięczny za wsparcie, bo tak właśnie sobie tłumaczył te podarunki. Nieraz miał ochotę za nie podziękować, ale oczywiście nie było na to szansy.
Wpatrywał się więc teraz w kwitnące gałązki stojące na parapecie i wdychał zapach wydzielany przez nie, działający na niego w uspokajający sposób. Jego melancholijny nastrój przerwał odgłos gwałtowne otwieranych drzwi, a chwilę później szybkie ich zatrzaśniecie.

– Co do ...?! – Harry błyskawicznie odwrócił się i umilkł, kiedy jego oczom ukazał się Tom Riddle we własnej osobie, odwracający się właśnie od gwałtownie zamkniętych przed chwilą drzwi.

– Przepraszam za najście. Czy mógłbym się tu ukryć i przeczekać do spotkania z prasą? W zasadzie powiedziałem już wszystko co powinno zostać powiedziane, ale dziennikarze są nienasyceni. Zawsze chcą więcej i więcej. Zaczęli mnie ścigać na pierwszym piętrze, gdzie niestety mnie zauważyli. Muszę przyznać, że z mojej perspektywy patrząc, nieco uciążliwy jest fakt, że w tym budynku nie można się aportować.

– Widzę, że nie masz lekko. Z aportacją się zgodzę, ale Beery jest nieustępliwy w tej kwestii. – Harry starał się sprawiać wrażenie swobodnego, choć w środku był zdenerwowany. Riddle przyjrzał mu się uważnie i zapytał, jakby to nie on wpadł tutaj jak bomba:

– Ty jesteś ...?

– Jestem Harry Potter.

– Tom Riddle, chociaż mnie pewnie już rozpoznałeś. – Uścisnęli dłonie w geście powitania, uśmiechając się przyjaźnie do siebie. Harry puścił dłoń Riddle'a i chciał się odsunąć, ale Tom wciąż jeszcze ją przytrzymywał w uścisku. Po chwili puścił, ale Harry poczuł na wewnętrznej stronie dłoni delikatne muśnięcie palców Ridlle'a. Spojrzał zdumiony w oczy Toma i zobaczył w nich coś dziwnego, czego nie potrafił zinterpretować. Nie zdążył w żaden sposób zareagować, gdy dłoń uznanego aktora powędrowała w górę, do czoła Harry'ego i odsunęła na bok grzywkę, odkrywając sławetną bliznę. Potter wzdrygnął się jak uderzony. Nienawidził kiedy ktoś oglądał jego „pamiątkę” z dzieciństwa, ale ta sytuacja była tak inna, że nie wiedział jak ma zareagować. Tymczasem Tom w skupieniu przesunął smukłym placem po znamieniu, a Harry poczuł dziwne mrowienie, którego dotąd nigdy nie odczuwał. Dłoń Riddle'a badawczo przesunęła się po guzie, który sobie nabił dzisiejszego ranka, ale tym razem nie było to dotknięcie delikatne. Zostało raczej obliczone na zadanie bólu, ale Potterowi z jakiegoś niezbadanego powodu nie sprawiło to przykrości. Tom oczywiście to zauważył i na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Bez słowa sięgnął po różdżkę i rzucił na poturbowane czoło zaklęcie leczące. Po tym akcie schował różdżkę, odsunął się od Harry'ego i podszedł do okna, na którym stały gałązki forsycji. Do tej pory trwało między nimi milczenie, które przerwał Tom pytaniem:

– Lubisz forsycje?
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale myślę, że lubię. Przywołują dobre wspomnienia. 
– Dbasz o nie, dlaczego są takie wyjątkowe?
To ... nie Twoja sprawa. – Harry nie zamierzał dzielić się z tym obcym w końcu człowiekiem swoimi odczuciami do tych konkretnych gałązek. Tom jednak niezrażony kontynuował rozmowę:

– *Forsycja oznacza w języku kwiatów oczekiwanie, wiedziałeś o tym? 
– Nie, nie wiedziałem. – Odparł Harry, nie pierwszy raz zdając sobie sprawę ze swojej ignorancji. Przez myśl przemknęło mu, że ciekawe co też to oczekiwanie miałoby oznaczać dla osoby, która przysyłała mu te gałązki. Czy w ogóle wiedziała, znała znaczenie forsycji … po chwili doszedł do wniosku, że z pewnością nieznanemu ofiarodawcy ta wiedza była znana. Problem w tym, że Harry nie bardzo wiedział o co mogło wobec tego chodzić, Oczekiwanie … Czy chodziło o jego rozwój w karierze aktorskiej? A może o coś jeszcze innego. Jego rozmyślania przerwał głos Toma:

– Wybacz, nie chciałem wchodzić w Twoją prywatną strefę zwłaszcza, że praktycznie się nie znamy. Musiałem jednak zobaczyć Twoją bliznę. To moja bardziej dokuczliwa cecha – ciekawość. Kiedy zacząłem pracę nad „Personą”, czytałem wiele publikacji dotyczących Voldemorta. Oczywiście w każdej z nich wspominano o Tobie, czyli o Harry'm Potterze. Dlatego, kiedy już Cię zobaczyłem, nie mogłem się oprzeć. Jeszcze raz proszę o wybaczenie.

Harry patrzył z podziwem na grę Toma. Nie wątpił bowiem, że w trakcie tego spotkania Riddle grał. W ciągu kilku minut zobaczył jego trzy różne oblicza i nie był pewien, które z nich było prawdziwe. Nie mógł nawet stwierdzić, czy którekolwiek z nich było prawdziwe. Pod uważnym spojrzeniem Riddle'a, Harry zaczął czuć się coraz bardziej niezręcznie. Targały nim coraz to inne emocje, choć starał się panować nad sobą i nie okazywać niczego na zewnątrz. Oczywiście pewnie nie bardzo mu to wychodziło, bo starał się usilnie patrzeć wszędzie, tylko nie na Toma, który stał spokojnie, oparty o parapet tuż przy gałązkach forsycji. Czujna obserwacja ze strony Riddle'a powodowała, że Potter czuł się obco we własnym pokoju. Zagryzł nerwowo wargę i zdecydował się spojrzeć na Toma. Z ulgą skonstatował, że tamten spogląda akurat w okno. Harry bezgłośnie odetchnął, a równocześnie warknął na siebie w myśli. Przecież marzył o takiej właśnie okazji, by porozmawiać bezpośrednio z tym wielkim aktorem, który stał teraz przed nim Oczywiście gdy przyszło co do czego nie potrafił nawiązać nawet cholernej rozmowy. Zastanawiał się właśnie czy istnieje jakaś granica beznadziejności, bo póki co odnosił wrażenie, że zapada się coraz głębiej i głębiej. Nagle od strony Riddle'a padło pytanie:

– Jaki gatunek teraz przerabiacie? – Harry słysząc to poczuł zniechęcenie. Siłą woli starał się opanować i nadać swojemu głosowi neutralność, ale sam usłyszał w nim nutkę goryczy, kiedy odpowiedział krótko:

– Romans.– Czujne ucho i oko Riddle'a wyraźnie wyłapało tę gorycz, bo stwierdził z lekkim uśmiechem:

– Martwisz się, czyli wnioskuję, że masz z tym klasycznym i niezwykle popularnym gatunkiem jakiś problem. Jaki? Może będę mógł pomóc?

To było właśnie to o czym marzył Harry! Okazja jedna na milion. Z jednej strony nie chciał przyznawać się do swoich słabości, ale z drugiej strony ... Tom był profesjonalistą, rzeczywiście mógł pomóc i do tego sam tą pomoc zaproponował. Potter spojrzał na niego niepewnie, wręcz nieufnie, ale nie zauważył w postawie, ani minie Toma niczego podejrzanego: kpiny, czy szyderstwa. Wydawało się, że intencje uznanego aktora są szczere. Mimo to w głowie Pottera pojawiło się małe światełko ostrzegawcze, ale postanowił je z pełną świadomością zignorować. Westchnął ciężko i powiedział:

– Beery mówi, że mój największy problem jeśli chodzi o romans, to zupełny brak zaangażowania, a przecież ono jest w tym gatunku niezbędne. Ja natomiast sam czuję, że nie jestem w stanie zmusić się do wyrażenia uczuć, uzyskania choćby minimum emocji. Beery powtarza raz za razem „... Potter! Już troll wyraża więcej uczuć, niż ta namiastka, którą próbujesz ugrać ...”. Nie mogę się z nim nie zgodzić, czuję wewnętrznie jakąś blokadę i póki co nie potrafię jej ominąć.

– Hmm to rzeczywiście spory problem. Pamiętam Twoją pierwszą sztukę i ...

– To było totalne nieporozumienie. – Dokończył Harry z rezygnacją, czując zażenowanie, że Riddle widział to przedstawienie.

– Z grzeczności nie zaprzeczę choć uważam, że scena w której przyłapałeś Rosalie na zdradzie była wyborna. Naprawdę wspaniale zagrałeś wściekłość i poczucie zdrady. W tym byłeś rzeczywiście doskonały. Można tylko żałować, że w oryginalnym scenariuszu nie było motywu zemsty na Joshu. Jestem pewien, że w tym też byłbyś bardzo dobry i sceny dotyczące miłości do Rosalie nie raziłyby tak bardzo i nie wybiłyby się na pierwszy plan.

– Oh ... muszę przyznać, że podobnie pomyślałem, gdy po raz pierwszy czytałem tą sztukę. Nawet sugerowałem Bones, by rozszerzyła scenariusz, ale ona nie chciała nawet słyszeć o zmianach. Do tej pory ma chyba do mnie żal o tą propozycję, bo kiedy mijam ją gdziekolwiek, patrzy na mnie jakbym zabił jej ukochanego psa ...

– Faktycznie, jest dosyć ... specyficzną osobą. Nie dziwię się, że szybko się rozwiodła. Gdybym był z taką kobietą, długo bym nie wytrzymał. Jednak w naszym zawodzie zdarzają się gorsze przypadki od Bones. Musimy umieć dostosować się do innych, inaczej nasza przyszłość rysowałaby się raczej w ciemnych barwach. Dobrze, wobec tego mam propozycję. Przećwiczmy jakąś romantyczną scenę, bym zobaczył z czym dokładnie masz problem. Improwizuj. – Harry zamrugał zaskoczony i skonsternowany:

– Kogo mam odegrać? – Równocześnie z pewną fascynacją patrzył na zmiany jakie zachodziły w Tomie, gdy przygotowywał się do odegrania swojej roli. Jego aura zupełnie się zmieniła, co odzwierciedlała też twarz. Patrzył na Harry'ego z czułością i wielkim uczuciem w oczach. Potter był zdumiony. Nikt nigdy nie patrzył na niego w taki sposób. Nie miał jednak czasu na kontemplację, bo Tom podszedł do niego wyciągając rękę i pogładził z czułością jego policzek cytując tekst sztuki:

– Rosalie ... Dlaczego pozwoliłaś, by on Cię dotknął ...? Zrobiłem dla Ciebie wszystko, rozumiesz … wszystko! A Ty w taki sposób mi się odwdzięczasz? Dlaczego!? – Wykrzyknął zranionym głosem z rozpaczą w oczach. Harry widział w jego wzroku udrękę. Tom był perfekcyjny w swojej grze i wyraźnie oczekiwał, że Potter dołączy do niego odgrywając Rosalie, dlatego zmobilizował wszystkie siły i zaczął:

– Nie dałeś mi wyboru Alex! Gdybyś od początku mi o wszystkim powiedział, nie musiałabym bratać się z wrogiem! – Odepchnął jego rękę ze swojego policzka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju kontynuując: – Gdyby nie te wszystkie tajemnice. Nie rozumiesz, że chciałam tylko Ci pomóc?! – Zaczynał coraz bardziej wczuwać się w swoją rolę. – Dlaczego sądzisz, że tylko Ty zostałeś skrzywdzony! – Głos załamał mu się, odwrócił się plecami do Toma – Alexa, by ten nie widział jego twarzy i malujących się na niej uczuć:

– Masz rację. Zamiast Cię chronić sprawiłem tylko, że wepchnąłem Cię w jego ramiona. Zrozum jednak, że Cię kocham. Zawsze wybierałem Twoje dobro nad moje własne. – Harry w tym momencie odwrócił się powoli, by móc zobaczyć twarz Toma w scenie, w której on sam poległ. Równocześnie jednak nie zapominał, że gra wciąż się toczy. Tom – Alex odwrócił się, by zgodnie ze scenariuszem podjąć próbę wyjścia. Musiał go zatrzymać!

– Proszę wybacz mi! – Jęknął, przytulając się do pleców Riddle'a i zatrzymując go nim dosięgnął klamki. Rozedrganym głosem Harry – Rosalie kontynuował: – Popełniłam błąd, ale jeszcze możemy go naprawić. – Włożył w tą kwestię całe uczucie, które był w stanie z siebie wykrzesać: – Zrobię wszystko! – Ścisnął Toma – Alexa niemal desperacko, czując na swoich dłoniach jego rękę:

– Wszystko powiadasz ...? – Tom – Alex odpowiedział szeptem i zanim Harry – Rosalie zdał sobie sprawę co się dzieje, został brutalnie pchnięty na ścianę. Jego ręce zostały uniesione w górę i przyciśnięte. Przez chwilę Harry był zdezorientowany, ponieważ tego nie było było w oryginalnym scenariuszu, jednak szybkie spojrzenie na Riddle'a upewniło go, że ten wciąż gra, więc sam zaczął również improwizować:

– Wszystko ... – Wyszeptał patrząc mu w oczy. Tom – Alex uśmiechnął się drapieżnie, przysuwając się bliżej i wdychając głęboko jego zapach:

– Jesteś pewna? Sama dobrze wiesz, że nie będzie odwrotu, gdy tylko przekroczymy tę granicę. – Harry zadrżał na dźwięk tych, jakże grzesznych i przywodzących na myśl o wiele więcej niż by się zdawało, słów. Jego oddech przyśpieszył. Nie odwrócił wzroku od fascynujących czerwonych oczu. Wahał się. Stojący przed nim mężczyzna dawał mu właśnie wybór. Mógł go odtrącić i zapomnieć, albo dać się ponieść. Nagle poczuł na szyi dotyk języka Toma – Alexa, który leniwie wędrował, drażniąc wrażliwe miejsca. Cichy jęk wydobył się z jego ust:

– Chcę tego... – Wyszeptał Harry – Rosalie oblizując usta zachęcająco. Tom – Alex naparł na jego ciało, zmuszając go do rozsunięcia nóg kolanem. Kiedy Harry – Rosalie poczuł twarde ciało uciskające jego męskość, wstrzymał oddech, by po chwili usłyszeć tuż przy uchu:

– Nie ma już odwrotu ukochana. – Po czym Tom – Alex ugryzł go w szyję. Harry – Rosalie krzyknął z zaskoczenia i niedowierzania, równocześnie wsłuchując się w swój organizm, który zareagował na to przyjemnością, ekscytacją, dopiero później dotarł do niego ból. Dyszał teraz ciężko, wciąż mocno przytrzymywany za ręce przez Alexa – Riddle'a i ku własnemu zakłopotaniu zaczął odczuwać podniecenie. Po chwili dotarło do niego, że Riddle wciąż opiera się o niego całym ciałem, niewątpliwie zdając sobie sprawę z jego, Harry'ego stanu. Wstrzymał oddech, zebrał siły i stanowczo odepchnął od siebie Toma, który momentalnie przybrał zraniony wyraz twarzy. Harry zamrugał zaskoczony i zorientował się, że Tom przecież wciąż gra Alexa … zebrał się więc w sobie, starając się opanować emocje i ponownie wejść w rolę. Na razie jego własne odczucia zdominowały go jednak i nie był w stanie:

Stali w milczeniu blisko siebie, obserwując się wzajemnie. Harry z zaskoczeniem zauważył na wargach Toma krew. Rzeczywiście go ugryzł … mimochodem sięgnął dłonią do swojej szyi, gdzie poczuł pod opuszkami palców mokry ślad po niedawnym ugryzieniu Riddle'a. Spojrzał na swoje palce. Tak to była krew. Spojrzał z niedowierzaniem na Toma. Nie mógł uwierzyć, że to się stało naprawdę. Po chwili jednak skonstatował co innego, poniosło ich obu, pochłonęły ich role, które grali. Myśli Harry'ego przerwał głos Toma:

– Daj, uleczę to. 
– Nie! – Harry był wciąż jeszcze w emocjonalnym chaosie i nie do końca wiedział jak powinien zareagować i co powiedzieć: – Nie trzeba, sam to zrobię ... potem. – Riddle opuścił i schował różdżkę, po czym z zachwytem w głosie skomentował:

– Twoja gra była bezbłędna. Już dawno nie zatraciłem się w swojej roli do tego stopnia, by nie odróżniać gry od rzeczywistości. Choć przyznaję, poniosło mnie. Przepraszam. – Harry czuł, że ten wybitny aktor nie kłamał co do wspólnej gry. Jednak co do przeprosin jednak, miał nieodparte wrażenie, że nie brzmiały one w zupełności szczerze. Coś mu mówiło, że Tom ugryzł go celowo. Zignorował jednak te podszepty ducha wdzięczny, że zelżała trochę napięta atmosfera. Zdobył się nawet na cień uśmiechu, kiedy przyznał:.

– Cóż, nie tylko Ty dałeś się ponieść ... – Harry miał pełną świadomość, że właściwie sam był winny całej tej sytuacji, jawnie kusząc Alexa – Toma. W głębi duszy chciał tego, więc byłby hipokrytą, gdyby zwalił winę jedynie na Riddle'a. Pragnął dotyku i tyle. Cieszył się z jednego, że miał na sobie szatę i że odkąd Tom się odsunął od niego, nie może widzieć, że wciąż jeszcze odczuwa równie duże podniecenie. Tom uśmiechnął się lekko zlizując równocześnie krew Harry'ego z ust, czym doprowadził młodszego mężczyznę, obserwującego z zajęciem ruch jego języka prawie do palpitacji serca, po czym spokojnym głosem stwierdził:

– Jeżeli będziesz grał tak jak dzisiaj, szybko staniesz się dla mnie konkurencją. – Harry nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym momencie z kominka, pod jego stopy wypadła czerwona koperta, w której rozpoznał wyjca. Nie musiał nawet zgadywać od kogo jest. Zerknął na Toma, wzruszył lekko ramionami i pochylił się, by dotknąć wiadomości, która natychmiast się rozwinęła i przemówiła nie znoszącym sprzeciwu głosem dyrektora Akademii:

W ciągu pięciu minut widzę Cię w moim gabinecie!
Każda sekunda spóźnienia to jedna klątwa żądlibąka w Twoim tyłku!

– Herbert jak widzę jak zwykle nader taktowny. – Skomentował wesoło Riddle: – Nie będę już Ci zabierać czasu. Myślę, że prasa została już przegoniona przez Beery'ego, skoro wzywa Cię do siebie. Dziękuję za ciekawie spędzony czas. – Zakończył dość zagadkowo, po czym zniknął za drzwiami wyjściowymi, pozostawiając Pottera w spokoju.

Gdy Harry został sam, nogi dosłownie odmówiły mu posłuszeństwa i osunął się po ścianie na podłogę. Z jego twarzy zniknęła maska obojętności, którą za wszelką cenę chciał utrzymać przy Tomie. Czuł jak serce łomocze mu w piersi. Najwyraźniej wciąż jeszcze nie wrócił do siebie. Wyobraźnia mu w tym zdecydowanie nie pomagała, przywołując obrazy ze wspólnej gry z Tomem. Spodnie wciąż miał w tym szczególnym miejscu zbyt ciasne, co nie pomagało w zapomnieniu i przypominało jak wielkie wrażenie na nim zrobił Riddle. Czuł, że policzki mu płoną i z pewnością ma rumieńce, a jego dłoń bezwiednie powędrowała do rany na szyi. W tym momencie jego wzrok spoczął na porzuconej czerwonej kopercie i ten widok trochę go otrzeźwił. Nie było czasu, by myśleć o tym co się stało. Wstał, rzucił na swoją twarz i szyję zaklęcie maskujące i wyszedł szybkim krokiem z pokoju kierując się w stronę gabinetu dyrektora. Nie zamierzał się spóźnić i niepotrzebnie dodatkowo narażać się Beery'emu. Tym bardziej, że jak wiedział groźby rzucane przez Herberta nie były próżne. Rzeczywiście stosował rozmaite kary, ucząc swoich podwładnych punktualności.

Dotarłszy do gabinetu zapukał do drzwi i gdy usłyszał przyzwolenie wszedł do środka. Dyrektor siedział w obszernym fotelu przy swoim biurku. Nie uszło uwadze Harry'ego, że gdy tylko wszedł, wzrok Beery'ego powędrował na zegar. Najwyraźniej był o czasie. Herbert wskazał mu miejsce na kanapie, które Harry zajął chętnie. Nie czekając na pytanie dyrektora rzekł wyjaśniającym tonem:

– Zaspałem.

– Naprawdę masz talent do komplikowania sobie życia. Zaspać w dzień, w którym powinieneś zaprezentować się w pozytywnym świetle. Zdajesz sobie sprawę, że swoim postępowaniem raczej zasugerowałeś, że nie przykładasz się sumiennie do nauki. – Takie postawienie sprawy zirytowało młodego człowieka, który lekko zakpił:

– Niech zgadnę Toma Riddle'a też wezwał Pan do gabinetu? Przecież on też zaspał.

– Może gdybyś miał chociaż połowę jego talentu, czy też klasy, ta rozmowa wyglądałaby inaczej. Powinieneś zacząć od przeprosin, a dopiero potem wyjaśniać cokolwiek. Czy może coś takiego jak dobre wychowanie jest Ci obce?

– Ja ... – Harry zawahał się. Herbert miał w zupełności rację, zachował się beznadziejnie. Nie pomyślał, a raczej nie potrafił teraz zbyt trzeźwo myśleć. Pozostało mu zakończyć tym, czym właściwie powinien zacząć, dlatego smętnie powiedział: – Przepraszam. – Beery zmarszczył brwi w zastanowieniu i powiedział łagodniejszym już tonem:

– Harry, czy coś Cię martwi? Wiesz, że możesz na mnie liczyć i pomogę Ci w miarę swoich możliwości.

– Nie, wszystko w porządku. Myślę, że oprócz skarcenia mnie ma Pan do mnie jakąś sprawę. – Harry chciał mieć już za sobą tą stresującą wizytę, wykłady i wszystko co musiał. Chciał już być w domu. Wytrzymał oceniające spojrzenie Beery'ego, który wziął głęboki oddech i wstał zza biurka, zajmując fotel obok kanapy i zaczął mówić:

– „Persona” jest naprawdę dużym przedsięwzięciem. Widzę w tej sztuce szansę dla Ciebie. Możliwość rehabilitacji Masz okazję, by udowodnić wszystkim krytykom, że się mylili co do Twojej gry aktorskiej. Harry wiem, że jesteś utalentowany. Jednak wiem również, że największe ograniczenia podczas gry narzucasz sam sobie. Spróbuj je pokonać, a oczarujesz publiczność.

– Myślę, że trochę mnie Pan przecenia dyrektorze, jednak postaram się dać z siebie wszystko i mam nadzieję, że zostanę wybrany do jakiejś tam roli.

– Trafiliśmy na kiepski moment twoich zajęć praktycznych. Myślę, że zdajesz sobie z tego sprawę, ale spróbuj potraktować to jako wyzwanie. Wyobraź sobie na przykład, że partnerka na scenie to Twoja dziewczyna Ginewra.

– Pomyślę o tym, a teraz jeżeli Pan pozwoli udam się już na zajęcia. Jeszcze raz przepraszam za moje skandaliczne zachowanie. – Tym razem Harry zachował się jak należy i opuścił gabinet.

Herbert obserwował jeszcze przez chwilę drzwi, za którymi zniknął Harry, wzdychając ciężko. Potter był nieoszlifowanym diamentem, który był wyjątkowo oporny na wszelkie próby wydostania z niego choćby cienia talentu, który Beery w nim przeczuwał. Dyrektor czuł się winny, że tak szybko rzucił chłopaka głęboką wodę i polecił Amelii jako odtwórcę głównej roli. Po ostrej krytyce Harry zamknął się bardzo w sobie. Pewnych rzeczy nie był w stanie do dziś zagrać. Herbert to widział i sam dla odmiany borykał się z wyrzutami sumienia.
Między innymi dlatego postanowił spróbować przekonać Toma do swojego pomysłu, wystawienia jego sztuki z pomocą ludzi i środków Akademii. Myślał, że będzie to trudne zadanie i kilka dni spędził na zbieraniu argumentów. Riddle jednak go zaskoczył. Kiedy tylko usłyszał propozycję, po krótkim namyśle zgodził się niemal bez problemu. Teraz wystarczyło jakoś zmobilizować Pottera, by dostał się do projektu, jako odtwórca jednaj z ról, możliwie nie najmniejszej. Beery wiedział jak bardzo Harry podziwiał Toma i miał szczerą nadzieję, że może Riddle'owi uda się wyciągnąć z młodego człowieka więcej. Więcej, czyli to wszystko, co Potter ukrył głęboko w sobie.

Beery do tej pory pamiętał moment, w którym przyłapał Harry'ego na odgrywaniu pierwszej z głównych ról Toma. Jego interpretacja była inna, a jednak doskonała i Herbert nie mógł odwrócić wzroku od chłopaka. Podejrzewał, że gdyby w tamtym momencie nie wystawił młodzieńca na scenę, a pozwolił mu powoli zdobywać ostrogi, to dziś byłby już doskonałym aktorem, który świadom swoich umiejętności, zaczynałby błyszczeć na scenie. Niestety, podjął inną decyzję i cofnął jakby Pottera w rozwoju. Teraz próbował mu pomóc. Wszystko zależy od Harry'ego. Dostanie rolę adekwatną do umiejętności jakie pokaże podczas tygodnia obserwacji. Mimo, że Herbert traktował chłopaka jak syna, nie mógł go faworyzować i wiedział, że Potter nigdy by mu tego nie wybaczył.

Zajęcia wreszcie dobiegły końca i Harry mógł się udać do domu. Cieszył się, że wykłady i zajęcia były wymagające. Dzięki temu nie miał czasu myśleć o wydarzeniach w jego pokoju. Posunął się do tego, że w duchu był wdzięczny Malfoyowi, że ten postanowił mu dziś wyjątkowo zażarcie dokuczać. Tego dnia w ogóle go to nie ruszało, za to blondyna wprost przeciwnie. Harry zaczynał rozumieć, dlaczego Draco bawi tak bardzo drażnienie innych. Sam miał z totalnego ignorowania, a przez to drażnienia blondyna niezłą satysfakcję.

Kiedy zbierał się już do domu, nie myślał o niczym więcej jak o gorącej kąpieli, by się zrelaksować. Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z jego planem. Kiedy wyszedł z kominka, pierwsze co zauważył to długie włosy swojej dziewczyny, która drzemała na kanapie. Na stole stała przygotowana kolacja, której obecność przyjął właściwie z radością, bo był głodny. Odłożył swoje rzeczy i usiadł na krześle zabierając się za jedzenie. Jakiś czas później usłyszał senny głos Ginny:

– Chciałam Ci zrobić niespodziankę, a zasnęłam. – Kiedy spojrzał na nią, uśmiechnęła się przepraszająco, więc przysiadł się do niej i zapytał:

– Ciężki trening?

– Mhm. Było okropnie. Pod koniec miałam ochotę wyszarpnąć pałkarzowi jego pałkę i strzelić tłuczkiem w trenera. A właśnie, powiedz jak wizyta Riddle'a? Widziałam w gazecie jego wywiad, a potem ucieczkę od prasy. – Zaśmiała się cicho. – Zdecydowanie myślę, że sławne osoby nie mają lekko. Wszędzie są rozpoznawane i wiecznie narażone na prześladowania dziennikarzy.

– Czyli wiesz o nowym projekcie? – Zapytał przebiegle, by ominąć temat Riddle'a.

– Za wiele nie powiedzieli. Ciężko to nawet nazwać szerszą informacją. Zainteresowanie tym projektem jest naprawdę ogromne. Wszyscy się rozpisują jaki to Twój ulubieniec jest hojny, pozwalając brać udział w swojej sztuce absolwentom i dając im szansę na wybicie się. Częściowo się zgadzam i oczywiście będę Ci kibicować. – Wtuliła się w jego ramię.

– Wiem, że to moja szansa i postaram się jej nie zmarnować. – Powiedział Harry pewnym siebie głosem. Naprawdę nie chciał nikogo zawieść, a szczególnie siebie.

– Harry ... ale pamiętaj, że nawet jak coś nie wyjdzie, to nie będzie koniec świata.

Po tych słowach jego niedawno odzyskany dobry humor natychmiast opadł. Spojrzał z niedowierzaniem na Ginny, która zrozumiała natychmiast, że popełniła błąd, ale powiedzianych słów nie dało się już cofnąć. Nienawidził tego, że wszyscy traktują go nadal przez pryzmat zachowań sprzed kilku lat. Sam widział, że był wówczas niedojrzały i nie przywykł do tak jawnej krytyki, ale do diabła minęło tyle czasu. Niestety jakimś cudem przyjaciele, a nawet dyrektor obchodzili się z nim czasami jak z jajkiem. Odsunął się od Ginny i spokojnie oznajmił, wstając z zamiarem przeniesienia się na górę, do swojej sypialni:

– Lepiej będzie jak już pójdziesz do siebie. 
– Harry proszę! – Przytuliła się do niego od tyłu, a Harry'emu zaświtało, że przeżywa właśnie swoiste deja vu:

– O co prosisz? – Zapytał szeptem, czując bicie jej serca, gdy go tak ściskała rozpaczliwie. Wiedział, że i ona czuje, że im się ostatnio nie za bardzo układa. Żadne z nich jak dotąd nie poruszało tej kwestii. Trwali przy sobie, a spory były szybko rozwiązywane, by nie zaogniać sytuacji. Dziś jednak Ginny chyba wyczuła, że przekroczyła jakąś nie pisaną granicę, bo poprosiła:

– Przepraszam Harry... Po prostu do tej pory mam przed oczami jak wtedy byłeś rozbity. Jak piłeś, jak groziłeś, że się zabijesz. To naprawdę mną wstrząsnęło zwłaszcza, że wiesz jak bardzo Cię kocham.

Harry obejrzał się za siebie widząc w jej oczach łzy. Ku własnemu zdziwieniu nie poczuł jednak nic. Zdumiało go to, bo dotąd zawsze czuł się winny widząc, że doprowadził ją do płaczu. Teraz zaś, jakoś myślał jedynie o podobieństwie całej tej sytuacji do niedawno odgrywanej sceny. W pewnej chwili zaświtał mu pewien pomysł i Harry nie zastanawiając się długo popchnął Ginny na ścianę. Przyjrzał się swojej dziewczynie, której twarz wyrażała zaskoczenie i niedowierzanie i przez myśl mu przemknęło, że Riddle musiał w nim zobaczyć to samo w tamtym momencie. Grał dalej, zaciskając w mocnym uścisku lewej dłoni jej drobne ręce nad głową. Były delikatne, nie takie jak jego. Widział w jej oczach nutę strachu i ku własnemu zaskoczeniu chciał go widzieć więcej. Pocałował ją mocno, niemalże brutalnie miażdżąc wargi. Nigdy dotąd jej tak nie całował. Zawsze ich pocałunki były delikatne i czułe. Czuł, że chciała się wyrwać, więc wzmocnił uścisk i przycisnął jej ciało całym sobą, by nie miała możliwości się odsunąć. Jego wolna ręka wsunęła się pod jej bluzkę ściskając jej krągłą pierś.

– Harry przestań! Nie tak! – Usłyszał jej krzyk, gdy oderwał się od jej ust, jednak wciąż nie pozwolił jej wydostać się z potrzasku. Jego uwagę za to przykuła szyja, do której przyssał się całując i zaczynając lekko podgryzać, stopniowo zwiększając intensywność pieszczoty. – To boli! – Ponownie usłyszał krzyk Ginny i znowu ją zignorował. Po paru chwilach przestała się wyrywać, więc poluźnił swój uścisk i to był błąd. Wyrwała rękę z jego uchwytu i poczuł siarczyste uderzenie na policzku. Chwilę potem gwałtowne go odepchnęła tak, że omal nie stracił równowagi. To go nieco otrzeźwiło, więc spojrzał na nią z niezrozumieniem. Jej widok spowodował, że Harry przeżył prawdziwy wstrząs: opuchnięte wargi, liczne malinki na szyi, częściowo rozerwana bluzka. Zamrugał szybko w niedowierzaniu i prawie jęknął:

– O mój boże Ginny! Przepraszam, nie wiem co mnie opętało! – Próbował zbliżyć się do niej, ale natychmiast odsunęła się od niego, więc nie naciskał, zachował dystans:

– Jak mogłeś ...? – Wyszeptała przez łzy, po czym aportowała się bez dalszych komentarzy.

Gdy zniknęła, przez chwilę w głowie Harry'ego panowała absolutna pustka, po czym nastąpiła istna lawina myśli i wyrzutów sumienia: Co wyprawiał!? Przecież to był już prawie gwałt! Jak mógł jej to zrobić?! Zalała go wściekłość na samego siebie:

– Kurwa! Kurwa! Kurwa! – Dając ujście swojej frustracji,.zaczął demolować wszystko co było pod ręką, W takich momentach zbawieniem było mieszkanie z dala od cywilizacji. Nikt mu nie przeszkadzał. Gdy nie było już w tym pomieszczeniu nic, co mógłby jeszcze zniszczyć, spojrzał w lustro przed nim. Cofnął zaklęcie maskujące, które ukazało sporej wielkości, sine ugryzienie na szyi. Uśmiechnął się krzywo do swojego odbicia zamykając oczy i zatracając się we wspomnieniu sceny odgrywanej z Riddle'm. Wzwód, który czuł odkąd zaatakował Ginny jeszcze bardziej się powiększył. Zaśmiał się histerycznie. To nie mogło się dziać. Po tylu latach. Jak mógł stracić kontrolę ...

– Jestem jakimś potworem. – Wyszeptał swojemu odbiciu, które przez chwilę uśmiechało się zadowolone, po czym zostało zlikwidowane jednym uderzeniem.


*Forsycja ze Słownika Kwiatów Victorii