środa, 1 października 2014

Rozdział 2 - Rozdarcie

Witajcie! Zgodnie z planem oddaje wam w ręce nowy rozdział. Mato jak zwykle wykonała swoją pracę perfekcyjnie. Jestem bardzo zadowolona z naszej współpracy gdyż bez problemu odgaduje moje intencje. Ostatnio jestem strasznie ospała i nic mi się nie chce, nie lubię jesieni.

Kaja Kot - Mam nadzieję że nowy rozdział spodoba ci się i było warto czekać.
Aevum - Ciesze się z drugiego czytelnika któremu podoba się moje opowiadanie.

Czytanie waszych komentarzy jest naprawdę bardzo miłe i daje kopa do roboty. Liczę na kolejne i czekam na wasze wrażenia z tego rozdziału. Mam nadzieje że jest was tam więcej :)


Rozdział 2: Rozdarcie

"... Więc mój Przeznaczony jest w Gryffindorze? To nieco komplikuje sprawy ..." - myślał Tom podczas lekcji wróżbiarstwa - "... A może to pomyłka? Nie... to nie może być błąd, pomieszczenie reaguje tylko na moją magię i jego ... muszę obmyślić plan co może być trudne przez głęboką przepaść pomiędzy domami węża i lwa, pieczęć z dziennika nie została jeszcze zerwana więc nie odkrył jak go otworzyć, a skoro jest gryfonem pewnie to potrwa ... że też ze wszystkich domów musiał być to Gryffindor! Sam dołożyłem wszelkich starań by przepaść się powiększyła, a teraz mój Przeznaczony jest mieszkańcem wrogiego domu! Los najwidoczniej lubi sobie ze mnie kpić. ..."

- Panie Riddle - wyrwał go z zamyślenia głos nauczycielki - proszę nam powiedzieć co pan widzi w swojej filiżance.

Popatrzył z ukosa na stertę fusów herbacianych na dnie filiżanki, nie widział tam kompletnie nic! A stara nauczycielka patrzała na niego wyczekująco. Przeklął w duchu tego kto wymyślił te durne zajęcia i jeszcze raz spojrzał na fusy. Tym razem jednak nie widział tylko fusów ... pochylił się nad naczyniem i zauważył kształt. Przyjrzał się jeszcze raz czy mu się na pewno nie przewidziało, jednak nie mylił się choć było to dziwne, gdy przed jego oczami sterta fusów zaczęła nabierać kształtów.

- Widzę błyskawicę - powiedział i czekał na reakcje nauczycielki która zajrzała do środka naczynia i uśmiechnęła się.

- Doskonale panie Riddle, pięć punktów dla Slytherinu - odeszła od stolika Toma i zwróciła się do wszystkich - Błyskawica to jeden z najpotężniejszych symboli który oznacza wielką moc i zwiastun wielkich wydarzeń, oznacza również uwolnienie zduszonych emocji i uczuć. Może wskazywać na nadejście potężnego psychiczno-emocjonalnego uwolnienia takich emocji jak złość,wrogość,wściekłość czy też zazdrość i miłość, naprawdę to niesamowite – Stara nauczycielka aż podskakiwała z podniecenia, opowiadając o tym uczniom. - Uważam Tom, że wkrótce twoje życie znacząco się zmieni. A pan panie Malfoy, co pan widzi? - Zwróciła się tym razem do siedzącego naprzeciwko Riddle'a ucznia.

Abraxas wyprostował się na krześle i spojrzał z obrzydzeniem na dno filiżanki. W leżących tam fusach zobaczył dziwny kształt. Przypominał mu zwierzę.

- Widzę coś co przypomina mi wielkiego kota, który ma ... chyba nastroszone futro pani profesor.

- Ah tak ... - zamyśliła się patrząc na filiżankę. - Kot również ma bardzo ciekawe znaczenie. Może nie tak potężne jak błyskawica, ale również zwiastujące zmiany. Kot jest często symbolem seksualnym, bardziej związany z potrzebą czułości. Ogólnie kot we śnie może ostrzegać przed podstępem i fałszywością lub wzywać do większego zaufania własnej intuicji. A nastroszone futro może oznaczać, że jest dziki. Oznacza to próbę nawiązania kontaktu z kimś agresywnym, nieufnym, niebezpiecznym, o szybkich reakcjach. Będziesz musiał wykazać się taktem, czujnością i inteligencją, by nie sprowokować go do ataku. Naprawdę wspaniałe dziś wróżby zobaczyliście moi drodzy jestem z was dumna! I oczywiście kolejne pięć punktów dla Slytherinu! To wszystko na dziś moi drodzy i proszę na następne zajęcia napisać rolkę pergaminu o tym co zobaczyliście w waszych filiżankach.

- Ej! Abraxusie, nie zapomnij wspomnieć o tym symbolu seksualnym! - Powiedział głośno Lastrange, na co pozostali Ślizgoni wybuchnęli śmiechem.

- W przeciwieństwie do ciebie cieszę się że chociaż je posiadam - odpowiedział patrząc na niego wymownie. Jednak ten drugi poszerzył swój uśmiech i Abraxas już wiedział o czym ten drugi zaraz wspomni, to był czas na odwrót
- Jednak jeżeli zmienisz swoje przedmiotowe podejście do kobiet to kto wie może w końcu jakakolwiek zwróci na ciebie swoją uwagę? A teraz jeżeli pozwolisz udam się na następne zajęcia i tobie też to radzę, wiesz że Tom nie lubi kiedy odbierają nam punkty za spóźnianie. - Na szczęście imię Riddle'a poskutkowało i Lastrange się wycofał na co Abraxas odetchnął z ulgą, tylko jak długo jeszcze uda mu się go zwodzić by ten kretyn nie rozpowiedział każdemu jego tajemnicy?

Po lekcjach Abraxas znalazł Toma w bibliotece. Towarzyszyli mu Avery, Lastrange, Mulciber i Black. Rzadko widywał ich wszystkich razem, musiało to znaczyć, że Riddle czegoś od nich oczekuje. Tylko czego? Abraxas podszedł do ich stolika, który znacząco był oddalony od pozostałych, mimo, że samo pomieszczenie biblioteki było puste jak zawsze, gdy Tom przebywał z nimi wszystkimi w jednym pomieszczeniu.

- Panie? - Zwrócił się do Toma . Tylko gdy byli z nim sami nazywali go tak by nie odkryć jego maski wzorowego ucznia. Tom jednak zignorował Abraxasa i zwrócił się do wszystkich.

- Mam dla was zadanie, które wymaga niemałego zaangażowania i wierzę, że mnie nie zawiedziecie ... - Obserwował jak wszyscy zebrani patrzyli na siebie niepewnie zastanawiając się, czy któryś z nich coś więcej wie. Po chwili było jasne, że nikt nic nie wie i wszyscy spojrzeli ponownie na Toma - Potrzebuję informacji o każdym Gryfonie od pierwszego rocznika włącznie ... Chcę wiedzieć o tych, którzy najbardziej się wyróżniają na swoim roku talentem i mocą. Macie dla mnie zdobyć te informacje w ciągu hmm ... - zamyślił się i uśmiechnął widząc przerażone miny Averego, Lastrange i Mulcibera oraz obojętne Malfoya i Blacka - tygodnia.

- Ale Panie, to nie możliwe! To za mało czasu, nie wspominając o tym, że Gryfoni nas nienawidzą!

- Chyba nie chcesz mi powiedzieć Avery, że Ślizgoni nie potrafią zdobyć czegoś tak prostego jak informacje? - Odpowiedział Tom, a jego oczy na chwilę zalśniły czerwienią, na co chłopak wzdrygnął się.

- Proszę o wybaczenie Panie, zrobię wszystko byś dostał upragnione informacje.

- Jeżeli którykolwiek z was zawiedzie, wiecie co was czeka. Malfoy i Black sprawdzicie roczniki od piątego wzwyż, Avery i reszta pozostałe. - Ślizgoni skinęli głowami i odwrócili się w stronę wyjścia.

Gdy Tom został sam, spakował swoje rzeczy do torby i wyszedł z pomieszczania było już późne popołudnie więc miał jeszcze czas. Skierował swoje kroki w stronę trzeciego piętra, po drodze odjął kilku pierwszorocznym gryfonom punkty co poprawiło mu humor. Niestety na krótko, ponieważ po niewczasie przypomniał sobie, że teraz nie może zrażać do siebie gryfonów tylko traktować ich najwyżej z chłodną obojętnością. Chociaż, zawsze można ich zastraszyć tak że nie pisną słówka kto im odjął punkty, tak... to był dobry pomysł. Gdy korytarz był pusty podszedł do posągu jednookiej czarownicy i wypowiedział hasło stukając w jej garb różdżką.
- Dissendium – Kiedy Tom wypowiedział te słowa posąg odsunął się i ukazał mu ukryte przejście, które zamknęło się gdy tylko przekroczył jego próg. Korytarz, którym szedł był brudny i pełen pajęczyn, zastanawiał się czy ktokolwiek od zbudowania zamku przez założycieli odkrył to przejście. Ściany pokrywała tak gruba warstwa brudu, że sama nasuwała się myśl, iż musiało minąć sporo czasu odkąd zaczął się zbierać. Tom doszedł do końca drogi i założył na siebie pelerynę, a na głowę kaptur. Wyszedł z przejścia upewniając się że nikt go nie widział i szybko opuścił Miodowe Królestwo, nie znosił tego miejsca, wszyscy tutaj zaczynając od rodzin z dziećmi, które patrzyły z zachwytem na różnokolorowe słodycze, pracowników i kończąc na uczniach Hogwartu, wyglądali dla niego zbyt szczęśliwie, chciał by te ich uśmiechy znikły z ich twarzy.

Wyszedł na ulice Hogsmeade, zaczynało się już ściemniać, ale wciąż miał dostatecznie dużo czasu by załatwić swoje sprawy i zdążyć na czas wrócić. Szedł przez dłuższy czas główną ulicą miasteczka, ignorując ciekawskie spojrzenia innych czarodziejów, następnie skierował się w stronę bocznej uliczki i wstąpił do „Derwisza i Bangesa”.

Pomieszczenie było brudne i obskurne, tak samo jak właściciel, który patrzył na niego nieprzychylnie, prychnął pod nosem i wrócił do czytania "Proroka Codziennego". Tom nie był tu od dłuższego czasu i widział, że przybyło sporo nowych podejrzanych przedmiotów w tym osobliwie powieszone nad ladą głowy skrzatów domowych. Zaczął powoli przechadzać się po sklepie i oglądać to co było na półkach. Większość z tych rzeczy niestety okazywała się śmieciami, które pokrywały spore warstwy kurzu, wiedział jednak, że im głębiej wchodzi tym bardziej niebezpieczne przedmioty może znaleźć. Gdy miał już się wycofywać z głębi sklepu jego wzrok zatrzymał się na starej zniszczonej szafie, której wcześniej tu nie widział. Szyby były przyciemnione, a jedno skrzydło drzwi szafy zwisało smętnie na pojedynczym zawiasie. Podszedł do niej i otworzył to co zostało z drzwi szafy. W środku znajdowały się dwie półki, jedna zerwana na dole oraz druga na samej górze, mająca może z piętnaście centymetrów wysokości. Rzucił jeszcze przezornie zaklęcie na wykrywanie klątw i zaczął przeszukiwanie mebla. Na dole nie było nic, więc postanowił przeszukać górną półkę, podniósł rękę i zaczął poszukiwania czegokolwiek, nie pomylił się, jego ręka na coś natrafiła, wyciągnął ją. W dłoni trzymał zakurzony medalion, czuł wibrującą od niego magię oraz coś znajomego. Przetarł go skrajem szaty nie chcąc ryzykować uszkodzenia zaklęciem. Wiedział, że nie był to zwykły medalion, patrzył na niego z pożądaniem w oczach szybko podchodząc do lady sklepu.

- Ile chcesz za to? - Pokazał znalezisko sprzedawcy, który wyrwał mu z ręki medalion i zaczął dokładnie oglądać. Widział również jak oczy sprzedawcy rozszerzają się w szoku, więc stary gbur wie jaki ma skarb w sklepie.

- To nie jest na sprzedaż, zjeżdżaj stąd! - Jednak widząc czerwony błysk spod kaptura nieznajomego, nieznacznie się cofnął od lady.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. - Stwierdził Tom - Albo mi to sprzedasz i będziesz mieć z tego jakąkolwiek korzyść, albo po prostu wezmę to siłą.

- Nie odważysz się! - Pisnął mężczyzna i sięgnął po różdżkę do rękawa.

Jednak było już za późno, Tom był szybszy od niego.

- Imperio – strumień zaklęcia trafił w swój cel, który stał teraz patrząc nieprzytomnym wzrokiem w ścianę. - Nie będziesz pamiętał mojego przyjścia tutaj, a gdy wyjdę będziesz zachowywać się tak jak zawsze, zrozumiałeś? - Mężczyzna tylko pokiwał głową, więc Tom wycofał się do wyjścia. Kiedy spojrzał przez szybę mężczyzna znowu czytał gazetę. Zdobył to co chciał, więc pora wracać do zamku.

Gdy wszedł do pokoju wspólnego, zastał ze swoich popleczników tylko Malfoya, który pochylał się nad pergaminem trzymając w ręce pióro, którym notował na nim coś zawzięcie.

- Czy ktoś pytał o moją nieobecność Abraxasie? - zapytał.

- Jakiś czas temu odwiedził nas Slughorn, gdy pytał o ciebie powiedziałem, że robisz obchód. Wątpię, by cokolwiek podejrzewał, a tym bardziej, że poszedłeś do Hogsmeade.

Tom spojrzał przenikliwie na Abraxasa, był jednym z jego najbardziej zaufanych ludzi, jeszcze się na nim nie zawiódł i znał go najbardziej co doskonale sprawdzało się w wypadkach takich jak ten.

- Czy coś jeszcze się stało kiedy mnie nie było?

- Nie. Rozpoczęliśmy selekcję Gryfonów tak jak sobie tego życzyłeś. – Ślizgon spojrzał na Toma, który właśnie obracał w dłoniach medalion i jego oczy rozszerzyły się nieznacznie.

- Czy to jest to o czym myślę?

- Dokładnie to … jedna z pamiątek po Salazarze.

- Jak ci się udało to znaleźć? To musi być warte niemałą fortunę!

- Powiedzmy, że miałem szczęście. – Mówiąc to uśmiechnął się szyderczo. - Niestety, sprzedawca nie chciał współpracować, więc musiałem go do tego zmusić.

Sam wyraz twarzy Riddle'a mówił Ślizgonowi wszystko, wątpił żeby Tom posunął się do morderstwa, ale na pewno nie zdobył naszyjnika legalnymi metodami. Możliwe, że rzucił niewybaczalne jednak Abraxas wiedział, że lepiej tego nie komentować, jeżeli posunie się zbyt daleko może oberwać jakąś paskudną klątwą, więc wrócił do spisu gryfonów. Tom obserwował go chwilę jednak po chwili wyciągnął jakąś księgę, Abraxas spojrzał kątem oka na jej oprawę by zobaczyć tytuł, jednak nie znalazł go, zauważył za to, że jego pan nie jest chyba zadowolony z jej zawartości, ciekawość zwyciężyła i postanowił zapytać:

- Co to za księga?

- Mój dziennik – odpowiedział Tom nie patrząc na niego .

Zaskoczył Malfoya swoją odpowiedzią, Abraxas nie dał tego po sobie poznać, ale nie spodziewał się po Tomie prowadzenia dziennika. Wiedział, że musiało być w tym drugie dno, długo nie musiał czekać na dalszą część tłumaczeń:

- Abraxasie dziennik jest zabezpieczony tak, by nikt inny nie mógł do niego zajrzeć. Jakie jest według ciebie najlepsze rozwiązanie? A może sam chcesz przetestować? - Wyciągnął rękę tak, by Ślizgon mógł wziąć dziennik i obserwował jego poczynania.

Abraxas nie zaczął od podstawowej magii, tylko od razu zaczął rzucać na dziennik czarno magiczne zaklęcia, które jednak nie skutkowały. Zamyślił się na chwilę i spróbował również podstawowych zaklęć, które również nie otworzyły dziennika.

- Czyżby … - Powiedział sam do siebie, spojrzał na siedzącego naprzeciw niego Toma "... w końcu to On ... dla niego nie ma rzeczy niemożliwych ..." – Czy to możliwe, że użyłeś magii krwi?

Ślizgon uśmiechnął się z satysfakcją, tego mógł się spodziewać po Malfoyu, błyskotliwy umysł jak i wiedza … może nie tak wielka jak jego, ale jednak widać, że pochodzi z rodziny gdzie parają się czarną magią.

- Doskonale … jesteś jedynym z tej bandy kretynów, który używa mózgu.

- To niesamowite Panie, że potrafisz opanować tak starą i zaawansowaną magię, – Powiedział spokojnie Abraxas, choć w środku naprawdę był zdumiony zdolnościami Riddle'a. Wiedział, że jest potężny, ale nie spodziewał się aż takich umiejętności w tak młodym przecież wieku.

- Jak myślisz, ile zajęłoby zwykłemu człowiekowi dojście do tego, że jest to magia krwii? Dajmy na to zdolnemu Gryfonowi?

- Phh! - Abraxas parsknął – Gryfoni to kretyni i nie ma tam rodzin, które by skalały się mrokiem, są na to zbyt prawi. Dlatego wątpię, by którykolwiek wiedział cokolwiek o tej dziedzinie magii.

- Tego się właśnie obawiałem … pozostaje czekać – powiedział do siebie Tom.

- Czy ma to coś wspólnego z listą, którą robimy?

- Być może … jednak to nie jest rozmowa na tą chwilę.

Abraxas wolał nie ryzykować dalszego wdrążania się w temat, więc go porzucił.

- Pozwolisz Panie, że udam się już do swojego pokoju ?

- Jeszcze jedna sprawa Abraxasie. Biblioteka w waszym dworze ma zapewne wiele ksiąg, których nie można znaleźć w Hogwarcie. – Chłopak skinął głową więc Tom kontynuował: – Potrzebuję każdej informacji o Przeznaczonych. Podkreślam również, że to o czym dziś rozmawialiśmy ma być poufne i masz w to nikogo nie mieszać. Czy się zrozumieliśmy?

- Tak, ale jak mam znaleźć te księgi nie informując nikogo?

- Macie w domu skrzaty domowe, napisz do jakiegokolwiek. Na pewno coś znajdą. Rozkaż im to wysłać i poinformuj o milczeniu.

- Mam napisać do skrzata domowego?!

- Czy masz coś przeciwko Abraxasie? - Zapytał niby spokojnie Tom, ale drugi Ślizgon widział ostrzegawcze spojrzenie.

- Nie ... oczywiście, że nie. Jutro zrobię to z samego rana, a teraz jeśli pozwolisz ... – Skinął kierunku Toma głową na dobranoc i oddalił się do sypialni współdomowników.

Gdy Riddle został sam, ponownie wziął dziennik i przekartkował puste strony. Ile jeszcze będzie musiał czekać? Skoro jego Przeznaczony jest Gryfonem ... Czy istnieje jakakolwiek szansa, że odkryje zabezpieczanie w postaci magii krwi? A może księgi się mylą i nie jest możliwe, by dwie osoby posiadały bliźniaczą magię? Nie znosił niepewnych informacji tak samo jak ich braku. Miał dużo pytań i żadnej odpowiedzi. Przeznaczeni zawsze byli uważani za legendy lub brednie, opowiadane przez niepoczytalnych psychicznie magów. Wstał i skierował się w stronę swojej sypialni dla prefektów. Jeżeli On jest kluczem do potęgi, zdobędzie go. Nieważne jakim kosztem.


***

Harry zapukał do gabinetu nauczycielki OPCM i wszedł do środka, odruchowo pocierając prawą dłoń drugą ręką. Wiedział co oznacza kara pod nadzorem różowej ropuchy. Jego złość potęgowała świadomość, że tym razem zarobił szlaban z winy Malfoya i jego goryli.

-Potter, zapraszam - Dolores Umbridge nie zwróciła na niego uwagi pisząc na jakimś pergaminie zawzięcie.

"... Pewnie kolejna ustawa ..." pomyślał Harry "... ciekawe co tym razem. Zakaz śmiania się? A może przyznawanie dodatkowych punktów tym, którzy pogrążą Pottera w większym bagnie niż jest teraz? O tak to do niej by pasowało ..."

Gdy Umridge odłożyła pióro, spojrzała na niego i uśmiechnęła się triumfująco. Wskazała Harry'emu miejsce przy bocznej ścianie gabinetu gdzie stał mały stolik, nad którym wisiał portret trzech kotów bawiących się włóczką. Podała mu arkusz pergaminu i pióro:

- Napiszesz dwadzieścia razy „nie będę opowiadać kłamstw”.

Gdyby spojrzenie mogło zabijać Umbridge już dawno by padła trupem. Wyrwał jej arkusz i pióro. Nauczycielka jeszcze bardziej się uśmiechnęła i stanęła obok biurka:

- Czekam panie Potter, aż zaczniesz. – Powiedziała słodkim głosem, w którym było słychać drwinę.

Harry wziął pióro i zaczął pisać. Poczuł piekącą ranę, która znowu się otworzyła na jego dłoni, gdy napisał zdanie. Nie miał jednak zamiaru dać satysfakcji ropusze i z kamienną twarzą pisał dalej.

- Udajemy silnego co? Zobaczymy czy pod koniec nadal będziesz mieć siłę by walczyć. - Powiedziała nauczycielka i wróciła się do swojego biurka..Usiadła wracając do sprawdzania wypracowań uczniów.

Po godzinie Harry pisał już ostatnie zdanie i wiedział, że Umbridge go obserwuje. Nawet uśmiechała się widząc, że maska Harry'ego zaczyna opadać pod wpływem bólu, gdy skończył rzucił jej pergamin z krwawymi napisami na biurko.

- Mam nadzieję, że to cię nauczy szacunku Potter. – Podniosła pergamin i jednym zaklęciem spaliła dowody używania nielegalnie krwawego pióra, które schowała do swojej szuflady.

- Na szacunek trzeba sobie zasłużyć pani profesor. – Odpowiedział patrząc na nią z wyzwaniem.

Nauczycielka zmrużyła wściekle oczy.

– Kłamcy nie zasługują na szacunek. A teraz zejdź mi z oczu!
Gryfon wyszedł trzymając swoją dłoń w kieszeni. Nie chciał by inni widzieli jak wygląda. Już drugi raz pisał tym przeklętym piórem i ten raz zdecydowanie był gorszy niż poprzedni. Ledwo zasklepiona wcześniejsza rana znów się otworzyła. Kiedy wszedł do wieży Gryffindoru przyjaciele podeszli do niego:

- Harry wszystko w porządku? Jesteś strasznie blady - zauważył Ron.

- Tak Ron wszystko w porządku.

- Harry, wyciągnij rękę z kieszeni. - Poprosiła dziewczyna.

Gryfon już wiedział, że nie ukryje swojej rany więc posłusznie wyciągnął rękę. Przyjaciele aż sapnęli, gdy zobaczyli krwawy napis.

- Harry proszę cię, powiedz Dumbledor'owi. To co ona robi jest nielegalne!

- Nie Hermiono, dyrektor ma teraz wiele innych zmartwień.

- Ale ... Harry! - Dziewczyna nie chciała ustąpić.

- Teraz to nie jest ważne, jak wy się czujecie?

- Z nami wszystko w porządku, to był tylko rykoszet zaklęcia expulso i rzuciło nas trochę o ścianę. Nie było to mocne zaklęcie w końcu wypowiedział je Crabble Dziwię się, że w ogóle potrafi je rzucać. – Szczerzył się Ron

- A ja nadal nie mogę uwierzyć, że Umbridge całą winę zrzuciła na ciebie! Nawet zaklęcia nie zdążyłeś wypowiedzieć, trzeba się zająć twoją raną, zaczekaj chwilę. - Dziewczyna westchnęła i wyszła do swojej sypialni, a po chwili wróciła z dwoma fiolkami.

- To eliksir na uzupełnienie krwi, a ten jest przeciwbólowy. - Powiedziała wręczając przyjacielowi fiolki, które chłopak przyjął z wdzięcznością od razu je wypijając.

- Dziękuję Hermiono.

- Podziękujesz mi jeśli będziesz trzymać język za zębami na jej lekcjach i nie będziesz się dawał prowokować Ślizgonom.

Chłopak skinął tylko skinął głową, czując już działanie eliksiru.

- I lepiej się połóż Harry, jak eliksir przeciwbólowy przestanie działać możesz mieć problemy z zaśnięciem.

- Myślę że to dobry pomysł. - Jeszcze raz podziękował przyjaciółce i skierował się w stronę sypialni słysząc jeszcze oburzone krzyki Rona.

W pokoju panował półmrok, Harry przebrał się i wsunął pod kołdrę, jednak nie potrafił zasnąć. Zbyt wiele myśli chodziło mu po głowie: Syriusz nie odzywał się już od dawna do niego i chłopak zaczął się martwić. Być może jego ojciec chrzestny również uważa go za kłamcę? Może powinien napisać jeszcze jeden list? Czuł się bardzo samotny. Jak ma stawić czoło Voldemortowi, skoro reszta społeczeństwa bagatelizuje jego ponowne odrodzenie? Czasami Harry wątpił nawet czy jego przyjaciele na pewno mu wierzą.

- Jestem sam ... - Powiedział do siebie, jednak słowo „sam” powtarzało się w jego głowie ciągle i ciągle ... poczuł przenikliwy ból w sercu, wcześniej odsuwał od siebie myśl o swojej obecnej sytuacji, ale teraz, gdy czuł się osamotniony wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Artykuły w Proroku o jego niepoczytalności umysłowej i kłamstwach, wyzwiska jakie rzucali inni uczniowie, niedowierzające spojrzenia własnego domu, szydercze uśmiechy i zaczepki Ślizgonów ... to było zbyt wiele, kręcił się jeszcze przez dłuzszą chwilę w łóżku w końcu jednak zasypiając. Gdy zasnął, nawet sny nie chciały dać mu wytchnienia.

Śnił ...
... był w starym budynku, w którym pochodnie tliły się resztką płomienia. Gdyby nie one, panowałaby całkowita ciemność. Meble były stare i zniszczone, albo poprzewracane. Przed sobą widział plecy Voldemorta, a dalej kilku Śmierciożerców, którzy trzymali mężczyznę. Gdy Harry się przyjrzał, wydawało mu się, że gdzieś go już widział, jednak nie był pewien gdzie. Był dość wysoki, w średnim wieku, krótkie włosy i brązowe oczy, w których widniał strach i przerażenie obecną sytuacją. Mężczyzna próbował się wyrwać, ale jeden ze Śmierciożerców rzucił na niego zaklęcie wiążące, po którym więzień upadł jak kukła na podłogę.

- Avery przyprowadź go do mnie.

Jeden z sług posłusznie zrobił to, co nakazał Voldemort, zaklęciem podnosząc więźnia i popychając w stronę ich pana.

- Magnusie ... witaj w moich skromnych progach. - Voldemort wyszedł z cienia i ujawnił się mężczyźnie, który momentalnie zbladł.

- T ... ty ... to nie możliwe! Ty nie żyjesz! - Krzyczał histerycznie, próbując się uwolnić z uścisku zaklęcia.

- I po co te krzyki? Jak widzisz jestem całkiem żywy, jeżeli nie będziesz współpracował nie mogę zapewnić, że ty również pozostaniesz przy życiu, ale wierzę, że posiadasz zdrowy rozsądek ...

- Nic ci nie powiem! Możesz mnie zabić, ale nigdy nie zdradzę ci żadnych tajemnic! - Wykrzyczał uwięziony mężczyzna patrząc na swojego ciemiężyciela.

- Jesteś tego pewien? W zasadzie spodziewałem się, że nie będziesz chciał współpracować w końcu jesteś niewymownym i szlamą. – Ostatnie słowo Voldemort wypowiedział z obrzydzeniem.

Czarodziej ponownie próbował się wyrwać, jednak niewidzialne węzły mu to uniemożliwiły, Voldemort nie zwracając na to uwagi i kontynuował:

- W Departamencie Tajemnic jest coś czego potrzebuję, jednak nie dostanę się tam nie ujawniając się równocześnie ... Tylko ktoś z twoją pozycją na pewno się tam dostanie ...

- Idź do diabła! Nigdy ci nie ulegnę!

- Bello, myślę że trzeba pokazać naszemu gościu,,gdzie jest jego miejsce, ale nie zabijaj go, jeszcze mi się przyda, a miło będzie popatrzeć jak łamiesz jego upór. – Voldemort odwrócił się i usiadł na pobliskim fotelu, który był chyba jedyną rzeczą nie zniszczoną w tym pomieszczeniu.

Z szeregu śmierciożerców wyszła kobieta, na jej twarzy widniał obłąkany uśmiech, skierowała się w stronę związanego czarodzieja i chwyciła jego twarz wbijając mu paznokcie w policzki, z których zaczęła cieknąć krew. Oderwała dłoń od twarzy więźnia i zlizała krew ... wyciągnęła różdżkę ...

- Hmm co by tu z tobą zrobić … - zacmokała. - Co sądzisz o zaklęciu łamiącym kości? A może wolisz czuć jak w twoich żyłach krew pulsuje jak żywy ogień? Tyle możliwości … może zaczniemy od pierwszego, co o tym sądzisz Magnusie? - Zaśmiała się przerażająco, aż obserwującemu to wszystko we śnie Harry'emu przeszły ciarki po plecach.

- Właściwie wpadłam na lepszy pomysł! Może sam sobie połamiesz na przykład własne palce ... To będzie interesujący początek zabawy – Śmierciożercy zarechotali słysząc Bellę, a jeden z nich odwrócił zaklęcie wiążące.

- Imperio! - Zaklęcie trafiło, a więzień upadł ponownie na zimną kamienną posadzkę.

- Wstań i zacznij od łamania sobie palców – Rozkazała Bella i uśmiechnęła się, gdy mężczyzna zaczął wykręcać i łamać sobie palce. Towarzyszyły temu odgłosy chrupania i łamania, krzyczał, jednak nadal to robił, dopóki nie połamał sobie wszystkich palców. Pod koniec zaczął uderzać nawet nimi o podłogę, gdyż nie mógł robić już tego drugą ręką

– Myślę, że na razie wystarczy. – Bella zwolniła zaklęcie. Mężczyzna leżał na podłodze łkając cicho.

Harry patrzył na to we śnie, modląc się, by kobieta wreszcie skończyła. Wiedział z poprzednich snów, że to dopiero początek, ponownie rozległ się mrożący krew w żyłach krzyk, a on mógł tylko patrzeć … zasłonił uszy, by nie słyszeć jednak to nic nie dawało. Bellatrix zdawała się rozkoszować krzykami bólu torturowanego więźnia, rzucając to coraz nowsze i paskudniejsze klątwy. Krzyk zaczął być coraz cichszy i urywany, przez krew, którą dławił się więzień.

- Myślę, że wystarczy Bello – Rozkazał Czarny Pan podchodząc do leżącego we krwi czarodzieja.

- Tak mój panie. - Śmierciożerczyni cofnęła ostatnią klątwę i wróciła do szeregu.

- Jak ci się podobało nasze powitanie Magnusie? Bella bardzo starała się zapewnić ci rozrywkę ... a teraz mi odpowiedz jak dostać się do ...

- Nigdy ci nie powiem ... – Mag odpowiedział cicho. - Możesz mnie torturować, a nawet zabić, nigdy ci nie wyjawię tajemnic niewymownych.

- Moja cierpliwość się skończyła, dałem ci już drugą szansę, którą zmarnowałeś. Myślę jednak, że potrzeba ci tylko motywacji by mówić. Wprowadzić ją!

Dwoje śmierciożerców weszło do sali wciągając za ręce nieprzytomną, ciężarną kobietę. Kiedy torturowany mężczyzna to zauważył, jego źrenice znacznie się poszerzyły. Voldemort uśmiechnął się tylko i wyciągnął różdżkę:

- Crucio - Czerwony promień trafił w kobietę, która zaczęła krzyczeć i wić się na podłodze.

- Błagam przestań! Puść ją! - Voldemort cofnął zaklęcie i ponownie odwrócił się w stronę więźnia.

- Miłość to największa słabość czarodziejskiego świata, nie sądzisz Magnusie?

Po twarzy mężczyzny spływały łzy. Co chwilę zerkał na kobietę, która miała szeroko otwarte ze strachu oczy i drżała leżąc na podłodze.

- Wypuść ją!

- Jeżeli będziesz współpracował zrobię to. A może jeszcze bardziej mam cię zachęcić? - Voldemort spojrzał z obrzydzeniem na kobietę, mówiąc jednocześnie: – Twoja żona jak widzę spodziewa się dziecka, a ból matki oddziałuje również na płód. Jak myślisz ile cruciatusów przetrwałaby twoja żona, a ile dziecko? A może chcesz się przekonać?

- Błagam nie … - Więzień szepnął wyciągając drżącą dłoń w stronę kobiety.

- Chcę wiedzieć jak dostać się do Departamentu Tajemnic.

Gdy mężczyzna to usłyszał zaszlochał jeszcze bardziej, po chwili usłyszał słaby głos udręczonej małżonki.

- Wiesz co masz robić ... on i tak nie zostawiłby nas żywych. – Powiedziała z trudem.

- Crucio – zaklęcie trafiło w kobietę, która zgięła się w pół trzymając kurczowo za brzuch, starała się tłumić krzyki, jednak nie udawało jej się i krzyki odbijały się echem w pomieszczeniu.

Harry modlił się, by ten koszmar już się zakończył, nie chciał tego słyszeć! Nie chciał widzieć tego wszystkiego ... wyraz twarzy kobiety i jej męża ... to było dla niego za wiele ...

- Przepraszam Julie ... nie jestem ci wstanie pomóc ... a ty … ty bydlaku! Nikt ci nie powie jak dostać się do Departamentu Tajemnic. W wakacje Dumbledore wraz z Wizengamotem wymusił przysięgę wieczystą na każdym pracowniku Departamentu po to, by nikt twojego pokroju się tam nie dostał. Cokolwiek więc nie zrobisz, nigdy się tam nie dostaniesz! - Wychrypiał więzień.

- Dumbledore to głupiec! Avada Kedavra!

Zielony strumień światła trafił w krzyczącą kobietę. Ostatnią rzeczą którą zapamiętał Harry z tego koszmaru to gasnący blask oczu kobiety w momencie, gdy zaklęcie trafiło do swojego celu.
... Koniec snu ...

Harry obudził się zalany potem i ze łzami w oczach, które natychmiast zasłonił ręką. Leżał tak przez dłuższą chwilę szlochając i nie potrafiąc się uspokoić. Gardło bolało go, pewnie krzyczał podczas koszmaru, a skoro inni nadal śpią, to chyba rzucił zaklęcie wyciszające. Nie mógł dalej spać, jego mózg wciąż przetwarzał obrazy tortur ... Spojrzał na zegarek, jeszcze niecałe dwie godziny do uczty i nieco ponad godzina, aż inni wstaną. Wyszedł do łazienki i wziął zimny prysznic. Wciąż był roztrzęsiony, drżał na całym ciele i chciał by to były skutki zimnej wody ... wiedział jednak, że tak nie było. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze ... nie wyglądał dobrze: oczy podkrążone, podpuchnięte i zaczerwienione, blady jak ściana. Rzucił szybkie Glamour tak jak zawsze i zszedł do pokoju wspólnego czekając, aż pierwsi uczniowie zaczną wychodzić ze swoich sypialni.

- Harry wszystko w porządku? - Zapytała Hermiona, gdy podczas wolnej godziny spacerowali wraz z Ronem na błoniach.

- Tak Hermiono, wszystko gra. Czuję się tylko zmęczony. – Harry zmusił się do uśmiechu, choć nie był pewien, czy dziewczyna dała się nabrać.

- Miałeś znowu koszmary?

- Nie, to nie koszmary. Miałaś rację, jak obudziłem się nad ranem, kiedy eliksir przeciwbólowy przestał działać, bolało mnie i nie mogłem zasnąć.
- Dlaczego nie poszedłeś do pani Pomfrey!? Czemu zawsze musisz bagatelizować swoje zdrowie. – Hermiona spojrzała na niego wzrokiem pełnym wyrzutu.
- Niczego nie bagatelizuję po prostu było już wcześnie i zaraz wszyscy wstawaliśmy. Wziąłem drugi eliksir, ale nie widziałem już potrzeby by zasypiać i … - Nie zdążył dokończyć, gdy usłyszał za sobą znajomy głos ...
- Proszę proszę, kogo my tu mamy ...
Wszędzie by poznał ten ociekający kpiną głos, odwrócił się i zobaczył za sobą Malfoya z jego gorylami:
- Czego chcesz Malfoy! - Warknął Ron cały się napinając.
- A czego mogę oczekiwać po hmm ... - Zamyślił się Ślizgon i patrząc na każdego z osobna wymieniał z odrazą. - Szlamie, nędzarzu i obłąkanym złotym chłopcu – Pozostali Ślizgoni wybuchnęli śmiechem.
- Dorośnij Malfoy – Warknęła Gryfonka odwracając się i ciągnąć za sobą Harry'ego i Rona w stronę wejścia do zamku.

- Nie tak szybko szlamo, jeszcze nie skończyłem.

- Ale ja owszem. – Odpowiedziała nawet się nie odwracając, tym bardziej denerwując Ślizgona, który wyciągnął różdżkę – Fernoculus!

Ron odepchnął Hermionę, przyjmując na siebie zaklęcie. Na twarzy rudzielca zaczęły pojawiać się białe bąble. Takie samo zaklęcie widział już Harry w jednym z koszmarów. Teraz, realnie widział jak Ron cierpi i spojrzał ostro na Malfoya, który uśmiechał się triumfująco. Tego już było dla Harrego za wiele. Chciał by Ślizgon również cierpiał tak bardzo, żeby nie myślał o niczym innym niż o bólu. Wyciągnął różdżkę, odbijając jedno z zaklęć rzucone przez fretkę, nawet już nie wiedział jakiego to był rodzaju czar, widział tylko swój cel.

- Cruc ...
- Drętwota! - Usłyszał za sobą głos przyjaciółki. Malfoy również był zaskoczony, gdy zaklęcie w niego trafiło powalając go jednocześnie. Harry'ego najbardziej zmartwił jednak wzrok Gryfonki, która patrzyła na niego ze strachem. Nagle dotarło do niego co chciał zrobić. Chciał rzucić zaklęcie niewybaczalne … ręka mu zadrżała i upuścił różdżkę na ziemię.

- Odłożyć różdżki! Natychmiast! - Krzyknęła profesor McGonagall idąc szybkim krokiem w ich stronę wraz z Hagridem. Wszyscy posłusznie to zrobili i czekali na zbliżającą się nauczycielkę.
- Hagridzie zabierz pana Wesleya i Malfoya do szkolnej pielęgniarki.

Hagrid podniósł bez problemu oboje uczniów spoglądając na Harry'ego z niepokojem, ale gdy ten kiwnął mu głową uspokajająco odszedł w stronę zamku wraz ze swoim bagażem.
- A teraz wytłumaczcie mi w tej chwili, co to ma znaczyć?! Jesteście już prawie dorośli, a zachowujecie się jak dzieci.
- To Gryfoni zaczęli – zaczął tłumaczyć się Crabble – rzucili na Draco drętwotę!
- A pan Wesley na pewno sam w siebie rzucił zaklęciem? Nie obchodzi mnie kto zaczął, wszyscy poniesiecie odpowiedzialność za swoje zachowanie. Wy ... – powiedziała ostro w stronę Ślizgonów – ... macie się zgłosić na szlaban u profesor Sprout, wraz z panem Malfoyem. Słyszałam, że potrzebuje pomocy z przesadzaniem mandragor, a teraz odejdźcie.

Dwójka odeszła pośpiesznie zostali jedynie Harry i Hermiona.

- Bardzo mnie dziś zawiedliście, zwłaszcza ty Hermiono. Nigdy nie reagowałaś na zaczepki, a tym razem rzuciłaś zaklęcie na ucznia. Spodziewałam się po tobie więcej rozsądku.

- Przepraszam pani profesor, to się już więcej nie powtórzy.

- Masz zjawić się u mnie na szlabanie po kolacji, a pan Potter pójdzie do Hagrida zrozumiano?

Oboje kiwnęli zgodnie głową. Kiedy nauczycielka odeszła zapadła pośród nich cisza. Harry nie wiedział co ma powiedzieć. Może przeprosić? A może jednak Hermiona nie zauważyła, że chciał rzucić zaklęcie niewybaczalne? Sam sobie zaprzeczał, przecież widział jej przerażony wzrok. Musiała wiedzieć co chce zrobić, skoro zareagowała. W zasadzie powinien jej podziękować.

- Emm ... Hermiono ja ...

- Profesor McGonagall była dla nas dziś łaskawa nie sądzisz? Pewnie będę u niej coś porządkować, a ty u Hagrida pić herbatkę. – Zachichotała dziewczyna.

Harry zdumiał się, że nie poruszyła tematu zaklęcia, choć w głębi serca sam nie chciał tego poruszać. Podchwycił więc temat rozmowy.

-Pić herbatkę, albo zajmować się się magicznymi stworzeniami, które według Hagrida są bardzo milutkie i przyjazne, a tak naprawdę są stworzeniami zdolnymi zabić doświadczonego czarodzieja. – Powiedział niby z powagą, a potem uśmiechnął się lekko. Ulżyło mu gdy dziewczyna odwzajemniła uśmiech.

- Powinniśmy iść odwiedzić Rona, może już wrócił do normy. – Powiedziała zmartwionym głosem.

- Na pewno nic mu nie jest. Wiesz, że pani Pomfrey nie ma sobie równych, jeżeli chodzi o leczenie. Idź pierwsza na pewno się ucieszy, ja za jakiś czas do was dołączę.

Dziewczyna zatrzymała na dłuższą chwilę na nim wzrok. Po chwili jednak skinęła głową i skierowała się w stronę zamku. Harry, gdy został sam usiadł na trawie obejmując nogi rękoma. Czy naprawdę zaczyna być szalony? Chciał przecież rzucić niewybaczalne! Może i Malfoy jest podłym, egoistycznym dupkiem, ale i tak nic go nie usprawiedliwia. Siedział tak przez dłuższa chwilę próbując się uspokoić, jednak im bardziej myślał, tym bardziej jego myśli szalały. Po co Voldemort ma go pokonać, skoro wystarczy go zamknąć w wydziale zamkniętym Świętego Munga. Nie wiedział ile już siedział na zimnej trawie, chyba długo, bo zaczął marznąć, jednak czarne myśli wciąż nie odchodziły.

Nagle poczuł ciepło, które stopniowo ogrzewało jego ciało, zaskoczony zaczął rozglądać się, czy nie ma nikogo w pobliżu. Trwały lekcje, więc nikogo się nie spodziewał i słusznie, bo nie zobaczył nikogo. Poczuł, że jego torba jest również ciepła, co było już dziwne. Zaczął ją przeszukiwać, by odkryć źródło ciepła. W rezultacie wyciągnął dziennik, który znalazł jakiś czas temu. To właśnie od niego dochodziła fala magii, po której czuł się jakoś lepiej. Była taka znajoma, a jednocześnie inna ... przycisnął dziennik do siebie. Teraz jego myśli były spokojne i czyste, było to niesamowite! Wstał i poszedł do skrzydła szpitalnego, odwiedzić Rona.

W szpitalu szybko rozpoznał rudą czuprynę. Twarz jej właściciela była ukryta w magazynie quidditcha. Nie zauważył Malfoya, więc musieli go wcześniej wypisać.

- Jak się czujesz? - Zapytał podchodząc i siadając na pobliskim krześle obok łóżka.

- W porządku. Żałuj że nie słyszałeś skomlenia Malfoya, kiedy jego goryle opowiedzieli mu o jego karze. – Wyszczerzył się w uśmiechu rudzielec.

- Tym razem McGonagall trafiła w dziesiątkę. Co sądzisz o tym, żeby odwiedzić profesor Sprout, podczas kiedy oni będą wykonywać swoja karę? Żeby nie było żadnych podejrzeń weźmiemy Neville'a.

- Stary to genialny pomysł! Widok fretki w takiej sytuacji, to jak prezent na gwiazdkę, myślisz że Neville poradzi sobie?

- Przecież wiesz jak on potrafi ciągle gadać o tych wszystkich roślinach, o których większość osób nawet nie słyszała. Oczywiście nie pomijając faktu, że Sprout go uwielbia.

- W sumie masz rację, ale Dean i Seamus będą nam zazdrościć! O, wiem! może poprosimy Colina, żeby zrobił im zdjęcie z ukrycia?! - Prawie wykrzyczał Ron cały podekscytowany swoim pomysłem, aż pani Pomfrey musiała go upomnieć.

- Myślisz, że Colinowi się uda zrobić takie zdjęcie? Chociaż jak my będziemy ściągać uwagę profesor na siebie, to może mu się to udać …

- Harry, Colin zrobi każdemu zdjęcie, a fotografowana osoba nawet tego nie zauważy. Inaczej już dawno kazałbyś mu spalić swoje zdjęcia w samym ręczniku w szatni quidditcha … - Ron gdy uświadomił sobie co powiedział szybko zasłonił usta dłonią.

- Wiedziałeś o tym i mi nie powiedziałeś?! - Harry spojrzał zszokowany na przyjaciela.

- Odkryliśmy to przez przypadek z Deanem i Seamusem, a jak Colin nas zobaczył prawie się rozpłakał. Znaleźliśmy też sekretną kolekcję Harry'ego Potter'a.

- Kolekcję czego?!

- Noo ... wszystkie twoje zdjęcia z gazet i te, które sam zrobił. Mówię ci, byliśmy w niezłym szoku widząc to ... znaczy wiesz... wiedzieliśmy, że Colin cię uwielbia, ale nie sądziliśmy, że w takim stopniu i doszliśmy razem do wniosku, że to coś poważniejszego.

- Świetnie … Teraz jestem kłamcą. A jak wyjdzie, że Colin się we mnie kocha będę gejem.

- Pewnie zrobią trochę szumu, ale to nic takiego.

- Nic takiego?! Mówisz poważnie? Przecież cały czarodziejski świat będzie mnie brał za homoseksualistę!

- Harry może dziesięć lat temu owszem, byłbyś skazany na potępienie, ale teraz jest to normalne.

- Nigdy nie zrozumiem magicznego świata, a jak było dziesięć lat temu? - Zapytał z ciekawości.

- Zazwyczaj większość czarodziejów i czarodziejek się ukrywała, ale kiedy wszystko wychodziło na jaw, wtedy mieli przechlapane. Wszyscy odwracali się od takich osób, nawet rodzina, która często wydziedziczała członków własnego rodu, byleby nie splamić honoru. Najbardziej surowi byli czystokrwiści, którzy dodatkowo wymuszali wygnanie.

- To straszne ... ale w zasadzie skąd o tym tyle wiesz?

- Tata mi opowiadał, mieliśmy w rodzinie od jego strony ciotkę, która związała się z kobietą. Rodzina tej drugiej wydziedziczyła ją, a schronienie dał jej mój dziadek, za którego potem wyszła.

- Wasza rodzina chyba nigdy nie trzymała się podstawowych zasad czysto krwistych rodzin. – Uśmiechnął się Harry, a Ron odwzajemnił uśmiech.

- A właśnie, czemu nie przyszedłeś razem z Herminą do skrzydła szpitalnego?

- Chciałem wam dać czas sam na sam … - "... cholerny kłamaca …" przemknęło przez myśl Harry'ego - Mam nadzieję, że go wykorzystałeś, Hermiona bardzo się o ciebie martwiła.

- Naprawdę? Rany, dzięki stary! Co do wykorzystania czasu … wzięła mnie za rękę, kiedy pani Pomfrey leczyła mnie, to było świetne! - Rozmarzył się Ron – Jej dłoń jest taka mała i delikatna, i jej oczy kiedy na mnie patrzyła ...

- Okej, rozumiem ... nie potrzebuję naprawdę już więcej szczegółów, czyli pierwszy krok macie już raczej za sobą? Pozostaje ci tylko zaprosić ją na randkę. Najlepiej podczas następnej wizyty w Hogsmeade.

- Ale to już za parę dni!

- Ron, jestem pewien, że oboje czujecie do siebie to samo. Musisz się tylko zdobyć na pierwszy krok, reszta przyjdzie sama.

- Łatwo ci mówić … Ty do tej pory nadal nic nie zrobiłeś w sprawie Cho.
- To już przeszłość, poza tym ona nadal nie pogodziła się ze śmiercią Cedrika ... Źle bym się czuł próbując ją poderwać zwłaszcza, że to ja się przyczyniłem do jego śmierci …

- Zawsze możesz spróbować z Colinem, będzie wniebowzięty i na pewno weźmie cię na romantyczne oglądanie ''Kolekcji Harry'ego'' przy świecach. – Powiedział poważnym tonem rudowłosy, po chwili wybuchając śmiechem i przy okazji dostając w ramie kuksańca.

- Chłopcy! Już raz was upominałam, w tym pomieszczeniu ma panować cisza! - Ponownie ofuknęła ich szkolna pielęgniarka. – Pan Weasley zostanie wypisany przed kolacją i wówczas porozmawiacie, więc proszę o opuszczenie skrzydła szpitalnego Panie Potter chyba, że chce pan sam zamierza zaaplikować przyjacielowi maść i eliksiry.

- To bardzo kuszące ... ale myślę, że odpuszczę. Zobaczymy się na kolacji Ron.

Wychodząc, Harry wpadł na Hermionę, która widząc go naburmuszyła się. Harry więc miał przeczucie, że zaraz zacznie się wykład, jeżeli okaże skruchę i przeprosi, to może przyjaciółka da mu przejrzeć notatki.

- Harry! Nie było cię na lekcjach!

- To tylko zielarstwo i historia magii. Nic się nie stało takiego i jeżeli mogłabyś ...

- Nic takiego? Przecież w tym roku piszemy SUM'y. Nie powinieneś traktować tego jak błahostkę. Od tego wiele zależy, choćby to na jakie zajęcia dostaniesz się na OWTM'y

- Masz rację Hermiono, przepraszam to więcej się nie powtórzy.

- Po kolacji dam ci notatki i radzę ci je dokładnie przeczytać. – Pogroziła palcem. – A jak tam z Ronem?

- Pomfrey aplikuje mu jakąś maść i eliksiry. Powiedziała, że wypuści go przed kolacją.

- To dobrze, że nic mu nie jest. Dostał naprawdę paskudnym zaklęciem, ale w końcu to Malfoy, pewnie zna o wiele gorsze zaklęcia, gdzie się teraz wybierasz Harry?

- Muszę iść odwiedzić sowiarnię i napisać do Łapy.

- W porządku, pozdrów go od nas.

- Jasne, zobaczymy się na kolacji. – Żegnając się z przyjaciółką, układał już sobie w głowie list to Syriusza.

W sowiarni przwie od razu dostrzegł Hedwigę, która przyleciała do niego gotowa wyruszyć z listem.

- Wybacz Hedwigo, ale nie mogę cię wysłać z tym listem. Jesteś zbyt rozpoznawalna, a dobrze wiesz do kogo jest zaadresowany ten list i jakie to ważne, by nikt nie skojarzył nadawcy ze mną. – Gdy próbował ją pogłaskać, sowa dziobnęła go i odleciała ponownie na swoje miejsce.

- Domyślam się, że zasłużyłem co? - Powiedział w jej kierunku, ale został zignorowany. Wyciągnął z torby swój list ponownie go czytając:


Drogi Łapo,
wybacz tą nagłą prośbę, ale zastanawiam się, czy wiesz coś może
o przedmiotach, których nie da się otworzyć przy pomocy zwykłej
magii? I nie martw się, to na pewno nie jest nic niebezpiecznego.
U nas wszystko w porządku, Hermiona '' dba '' o to byśmy ciągle
myśleli o przyszłych SUM'ach i nie przestawali się uczyć. Myślę,
że niedługo zostaną z Ronem parą o ile Ron odważy się zrobić
pierwszy krok, ale jestem dobrej myśli. Pozdrawiam

H.

Dał szkolnej sowie list i patrzył jak się wznosi i znika z pola widzenia. Ron powinien już wyjść ze szpitala więc najlepiej będzie, jeżeli uda się w stronę Wielkiej Sali na kolację. Korytarze były już puste kiedy szedł w tym kierunku. Pewnie większość uczniów jadła już kolację. Gdy dotarł do Sali poszukał wzrokiem swoich przyjaciół, a kiedy ich dostrzegł zaczął iść w tamtą stronę.

- O, jesteś Harry ...

- Ron! Nie mówi się z pełnymi ustami. – Wykrzywiła twarz z obrzydzenia Hermiona.

- Wybacz Miona. – Przeprosił Ron, po czym zwrócił się do Harry'ego szeptem: – wysłałeś list do Łapy?

Harry skinął tylko głową zauważając, że Ron bawi się włosami Hermiony okręcając ich pasmo wokół palców. Nie skomentował tego wiedząc, że Ron może się speszyć.

- Harry, musisz spróbować tej sałatki! Mówię ci jest świetna – Przyjaciel podsunął mu pod nos misę z apetycznie wyglądającą potrawą, którą nałożył sobie wraz z kiełbaskami. Kiedy jadł do sali wleciało stado sów, trzymające Proroka Codziannego.

- Coś późno dziś. – Skomentowała Hermiona biorąc swój egzemplarz, otwierając go i przesuwając w stronę rudzielca, który zerkał jej przez ramię.

Harry nigdy nie interesował się tym szmatławcem, który wypisywał tylko brednie. Dziś jednak, gdy tylko spojrzał na nagłówek upuścił widelec na talerz, zwracając przy tym uwagę przyjaciół.

- Harry wszystko gra? Zrobiłeś się strasznie blady ...

- Hermiono ten nagłówek o czym piszą ... ?

Dziewczyna podsunęła mu gazetę z artykułem:

Pracownik Ministerstwa dokonuje rzezi na swojej rodzinie,
a potem popełnia samobójstwo!

Dla czytelników wszystko relacjonuje Rita Skeeter, która przybyła
na miejsce zdarzania. "To było coś okropnego, pierwszy raz spotkałam
się z takim okrucieństwem. Kobieta była tak zmasakrowana, że nawet nie
można było stwierdzić kim była. Dopiero po interwencji magomedyków
potwierdzono, że to żona Magnusa Firensa, która była w trzecim miesiącu ciąży ..."


Gdy to czytał, znowu zobaczył przed oczyma scenę tortur. Krew, odsłonięte kości ... widoczne mięso i mięśnie. Zwymiotował wcześniej jedzony posiłek, nie zwracając uwagi na krzyki domowników, oddychał szybko nie zwracając uwagi nawet na otoczenie, wciąż widział ten koszmar przed oczami. Znów i znów słyszał krzyki, błagania, klątwy ... widział krew żony torturowanego czarodzieja, która zaczęła kapać po nogach przy utrzymywaniu cruciatusa. Przerażenie w jej oczach i ich gasnący blask … to zbyt wiele … krzyczał tak bardzo, że jego gardło zdawało się płonąc żywym ogniem i widział przerażone spojrzenia utkwione w sobie. Potem była już tylko ciemność …