środa, 15 lipca 2015

Rozdział 8: Komplikacje

Uff... Trochę minęło od ostatniego razu. Rozdział jak pewnie zauważaliście bardzo długo leżał u bety. Mato ma obecnie istne urwanie głowy w pracy i mam nadzieje że zrozumiecie ten wielki poślizg. Praca rządzi się własnymi prawami i nic na to niestety się już nie poradzi. Co do następnego rozdział mam nadzieje że uda się we wakacje opublikować jeszcze jeden rozdział, ale nie obiecuje w końcu Mato należy się również urlop : ). Rozpieszczacie mnie tymi komentarzami że aż miło na serduchu i pisać się chce że aż! DZIĘKUJE WAM !

Maja Samsung - Rozdział bez bety to też jakieś rozwiązanie, ale niestety nie dla mnie. Osobiście nie mam nic do Hermiony, ale w moim opowiadaniu chyba nikt jej nie lubi. Cóż w większości to moja wina... Co do uciszania... Nic nie mówię :)
Paulina Szalona - Ten rozdział powinien ci chyba przypaść do gustu bo jest w nim trochę bliźniaków. I znowu Hermiona... Cóż mogę powiedzieć... Wszystko w swoim czasie
Kaja Kot - Byłabym bardzo szczęśliwa gdyby Signum trafiło do twoich ulubieńców, ale to dopiero zaczątki historii i wszystko się może zdarzyć, jednak mam nadzieje że w dalszym ciągu będziesz czytać :)
Dagmara Biernat - Jaki obszerny komentarz! Uwielbiam czytać takie i wrażenia czytelników po przeczytanym rozdziale. I nie musisz mnie przepraszać! Sam fakt że czytasz to już dla mnie radocha.
Anonimie z 16.04 - Strasznie chaotyczny komentarz, ale bardzo mi miło że znalazłaś/eś chwilę by go napisać
Sadako Jeff Aizawa - Spóźnione wszystkiego najlepszego! :) Twoje opowiadanie już czytałam, ale zdaje mi się że muszę już chyba coś nadrobić, wkrótce to uczynię.
Azula Galuba - Bardzo się cieszę że rozdział tak bardzo ci się spodobał :)
Draco Dormiens - Wszystko stopniowo zamierzam wytłumaczyć jednak trochę to potrwa. Bardzo się ciesze że ci się podoba!. Jestem w trakcie czytanie twojego bloga i na dniach powinnaś spodziewać się komentarza gdy skończę. Uwielbiam Drarry!
Anonimie z 14.05 Wybacz że tak długo musiałaś czekać. Czytałam kiedyś Nie taki Riddle straszny... Muszę kiedyś nadrobić zaległości w czytaniu. Cieszę się że Signum również ci się podoba
Uhicha-senpai - Cóż mogę powiedzieć... Dziękuje!
Neko Chan - Ile już piszę... Zaczęłam pisać w czerwcu zeszłego roku a to że nie ma żadnych błędów zawdzięczam mojej kochanej becie którą uwielbiam! wy lubicie mnie a ja was! Uwielbiam moich czytelników! bez nich Signum leżało by wciąż tylko w mojej głowie.
Akuma B - Świetnie że znalazłaś czas by skomentować! Dziękuje i super że rozdział ci się spodobał!
Anonimie z 23.05 - Opowiadanie jest na ff, jednak na blogu można śledzić obecne postępy nad rozdziałem jak i rozdziały ukazują się tu w pierwszej kolejności. Cieszę się że ci się podoba :)
Anonimie z 24.05 - Dzięki wam moja wena jest wręcz na najwyższym poziomie! A o porzucanie nie ma co się martwić, jestem za bardzo przywiązana do mojego opowiadania by je rzucić w kąt.
Dagna Płecha -  Wielkie spotkanie naszej pary... raczej wkrótce :) Też lubię ten fragment z Draco :)
Anonimie z 26.06 - Ojej! Dziękuje!
Agata -  Dziękuję i zapraszam na kolejny rozdział!



Rozdział 8: Komplikacje

Harry zaczął się budzić. Pierwsze co dotarło do jego świadomości to straszliwy ból głowy. Spróbował usiąść, ale natychmiast opadł na łóżko czując mdłości. Czuł się rozbity i bardzo spragniony. Po nieudanej próbie wstania z łóżka zrezygnował na razie z kolejnych, zaczął się jednak zastanawiać nad tym, która jest godzina. Po chwili chłopak doszedł do wniosku, że właściwie to nie wie nawet, czy to jeszcze jest ten sam dzień. Nie pamiętał bowiem, kiedy wrócił do domu Hagrida. Gryfon lekko zmarszczył brwi. Miał nadzieję że gajowy nie był świadkiem nagłego ataku rozpaczy, który jak pamiętał Harry, nagle go ogarnął. Czuł, że chyba zapadłby się pod ziemię, gdyby tak rzeczywiście było i nie był pewien, jak powinien się zachować w momencie, gdy pojawi się półolbrzym. „… Wolałbym jednak, by tego nie widział …” chłopak ciężko westchnął i zastanowił się przez chwilę, stwierdził, że potwornie chce mu się pić, że dłużej już nie wytrzyma, po czym podjął kolejną próbę wstania z łóżka. Tym razem powoli i ostrożnie usiadł na brzegu posłania, rozglądając się za czymś do picia, ale po chwili zesztywniał, zapominając o swojej palącej potrzebie. Usłyszał bowiem dźwięk kroków zbliżających się do chaty. Przez chwilę Harry poczuł panikę, jednak po namyśle stwierdził, że tylko Hagrid mógł tak głośno się poruszać i odetchnął nieco. Po chwili gajowy stanął w progu i Gryfon już wiedział, że się nie pomylił.

- Harry, już wstałeś? Jak się czujesz? – Zapytał z troską półolbrzym.

- Oh ... Całkiem nieźle, ale mam ogromnego kaca. – Westchnął Harry przełykając z trudem ślinę, bo pragnienie odezwało się ponownie, gdy tylko pomyślał o piciu.

- Nie dziwię się Harry, każdy by padł po takiej ilości ognistej jaką wczoraj pochłonąłeś i to w tak krótkim czasie, chyba pobiłeś rekord. Uwierz mi, w życiu nie widziałem osoby, która tak szybko wypiła whisky jak ty, a miałem do czynienia z niejednym mistrzem kieliszka. – Gajowy zachichotał sięgając po coś do kieszeni.

- Nigdy więcej, chyba już żadna siła nie zmusi mnie do picia. I pomyśleć, że dorośli to piją z własnej woli. – Harry starał się pokręcić z niedowierzaniem głową, ale natychmiast znieruchomiał i skrzywił się z bólu. Głowa mu pękała, a pokój lekko zafalował przy próbie energicznego ruchu. Nie było dobrze. Harry westchnął ponownie z rezygnacją.

- Mam coś co powinno ci pomóc. – Głos gajowego i widok jego ręki podającej jakąś fiolkę z eliksirem wlał otuchę do serca Gryfona. Harry odebrał i otworzył fiolkę, czujnie powąchał zawartość. Zapach był mu nieznany, czyli raczej nigdy nie zażywał tego specyfiku. Postanowił więc zapytać, zanim go wypije:

- Co to za eliksir? Nigdy nie widziałem takiego i prawdopodobnie nigdy go też nie warzyliśmy z Snape'em.

- Nie dziwię się Harry, w końcu to eliksir na kaca. – Zaśmiał się Hagrid. – Profesor Snape prędzej by przestał nauczać, niż pokazał wam, uczniom, jak warzyć taki eliksir. Wyobrażasz sobie, jakie byłyby tego skutki?

- Domyślam się, ale pewnie można go dostać w sklepie w Hogsmeade. – Odparł Harry pewnym tonem.

- Owszem można, jeśli jesteś skory zapłacić trzydzieści galeonów za jedną fiolkę. – Uśmiech Hagrida był szczery, mimo uszczypliwości kolejnego zdania. – Musiałbyś być naprawdę zdesperowany by tyle zapłacić, nie? No i sprzedają go tylko pełnoletnim, co również jest dodatkowym utrudnieniem dla młodego nabywcy.

- Oh ... W takim razie oddam ci jutro pieniądze za niego Hagridzie. – Powiedział odrobinę zakłopotany Gryfon.

- W porządku Harry, nie musisz się tym przejmować, mam go po znajomości. – Odpowiedział na to półolbrzym puszczając oczko. – Często dostarczam Severusowi zioła z mojego ogródka, a czasem kilka z Zakazanego Lasu, więc jeżeli czasem poproszę go o jakieś eliksiry, pomimo wielkiego marudzenia, dostarcza mi je poprzez Pomfrey.

Oh ... Więc Snape nie jest do końca takim skończonym bydlakiem ...” pomyślał Harry przetwarzając słowa Hagrida w głowie i wypijając jednym haustem zawartość trzymanej w ręce fiolki. Poczuł przyjemne ciepło w brzuchu, a po chwili … nie mógł wprost uwierzyć … nie było bolącej głowy, nie było suchości w ustach, żadnych zawrotów, nic … jakby nigdy nie miał alkoholu w ustach. Spojrzał z zaskoczeniem na Hagrida, który ponownie się roześmiał i swoją szeroką dłonią potargał włosy chłopaka komentując:

- I tak to właśnie działa Harry. Ten eliksir nieraz uratował mnie przed noclegiem gdzieś w rowie. Masz ochotę na śniadanie? – Harry uśmiechnął się w odpowiedzi i stwierdził z lekkim przekąsem.

- Dziękuję Hagridzie, ale powinienem już wracać ... Hermiona z Ronem pewnie się martwią.

- Zanim jednak pójdziesz Harry, weź to. – Powiedział na to gajowy, wręczając Gryfonowi małą skórzaną torbę. Kiedy chłopak ją otworzył, zobaczył kilka fiolek z jakimś eliksirem i słoiczek z maścią. – Maść dwa razy dziennie wcierać w ranę i jedna fiolka eliksiru wieczorem. – Powiedział półolbrzym wyraźnie nieco zawstydzony.

- Ja ... – Harry zająknął się trochę, nie do końca wiedząc jak zareagować. Po chwili postanowił jednak po prostu podziękować i tyle. – Naprawdę ci dziękuję Hagridzie. – Wziął maść i od razu wtarł sobie w ranę po bełcie, czując przyjemne mrowienie w jej okolicach. - Tyle dla mnie zrobiłeś ... Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny. – Hagrid wydawał się wciąż zakłopotany, a odpowiedź tylko to potwierdziła:
- Już wystarczy tych pochlebstw, bo nie czuję, żebym na nie zasłużył Harry, przecież to ja cię zraniłem. – Półolbrzym uciął temat machnięciem reki. Harry lekko skinął głową i za pomocą różdżki naprawił swoje rozdarte ubranie. „… jak będę w zamku muszę wziąć prysznic ...” pomyślał w trakcie doprowadzania się do ogólnego ładu przed lustrem w domu Hagrida.

Harry uśmiechnął się promiennie do machającego mu na pożegnanie gajowego i pobiegł w stronę zamku. W drodze obmyślał co powinien po kolei zrobić, żeby wymyślić naprawdę dobrą wymówkę usprawiedliwiającą nieobecność, którą powinien przekazać Ronowi i Hermionie. Oczywiście taką, która by się pokrywała z tym, co powiedzieli jego przyjaciołom bliźniacy. Oznaczało to tylko jedno, musiał odnaleźć najpierw bliźniaków, zanim Ron z Hermioną go złapią i zaczną wypytywać. Zatrzymał się kilkanaście metrów przed zamkiem i wyciągnął z torby mapę Huncwotów, próbując odszukać wzrokiem imiona Freda i George’a. Zaskoczony odkrył, że imiona bliźniaków znajdują się przed samym wejściem do szkoły. Z ulgą pomyślał o wyjątkowej zapobiegliwości obydwu braci. Schował mapę z powrotem i ruszył w stronę wejścia do zamku. Już po chwili był w stanie uchwycić na tle budowli znajome rude czupryny. Nie chcąc kazać im dłużej czekać, podbiegł do nich od razu przechodząc do rzeczy:

- Udało się załatwić sprawę z Ronem i Hermioną? – Wypalił jednym tchem.

- Harry, Harry ... wyraźnie nas nie doceniasz … - Zacmokał z dezaprobatą George.

- Choć może być problem z Panną Wiem To Wszystko, strasznie się dopytywała, ale koniec końców udało nam się ją spławić ... to znaczy przekonać. – Szybko poprawił się Fred.

- Em ... a co właściwie im powiedzieliście? - Zapytał podejrzliwie Harry, zaczynając się trochę poniewczasie, martwić ewentualnymi szkodami.

- Oh, nic takiego w sumie ... Tylko, że zgodziłeś się zostać naszym królikiem doświadczalnym. – Wyszczerzył się Fred – Czyli, jak widzisz, samą prawdę nic, a nic nie skłamaliśmy. – Dokończyli już razem bliźniacy jeszcze bardziej się szczerząc, co było dość niepokojące.

- Królikiem doświadczalnym? - Powtórzył powoli Harry, zaczynając powoli żałować, że zwrócił się o pomoc akurat do nich.

- Nie musisz się o nic martwić Harry, wypijesz dwa eliksiry, a my tylko zobaczymy efekty ich działania. Możemy ci obiecać, że absolutnie nic ci się nie stanie. Może i nasz młodszy brat jest beznadziejny w eliksirach, ale my naprawdę znamy się na rzeczy, ku nieszczęściu Snape'a. – Próbował uspokoić Harry’ego George.

Harry przez skórę czuł, że tego gorzko pożałuje, ale był bliźniakom to winien, w końcu pomogli mu się wyplątać z kłopotów i przesłuchań przyjaciół, kryli go i nie zadawali żadnych pytań. Był im za to ogromnie wdzięczny, a wypicie dwóch dziwnych eliksirów w zamian uważał za małą cenę za podobną przysługę. W końcu bliźniacy rzeczywiście zazwyczaj wiedzieli co robią i w kwestiach eliksirów byli naprawdę dobrzy. „… Będzie dobrze …” próbował pocieszyć się Harry, bo mimo tych optymistycznych przemyśleń, czuł pewną obawę przed eksperymentalnymi miksturami braci:

- Dajcie te eliksiry. – Podjął wreszcie decyzję i wyciągnął rękę po fiolki.

- On naprawdę się zgodził Fred … – zagadnął brata George z pewnym niedowierzaniem, ale i radością, po czym gładko kontynuował wypowiedź. - Spodziewaliśmy się wprawdzie odmowy, ale to znaczy, że równy z ciebie gość Harry. – Z tymi słowami George otoczył ręką ramiona Harry’ego i podsunął mu pod nos dwa eliksiry.

- Chcę wiedzieć czego powinienem się spodziewać? – Dość sucho zapytał Harry.

- Hmm ... nie, nie chcesz. – Powiedzieli chórem bliźniacy, a Harry w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.

Cóż powiedział „A” trzeba powiedzieć i „B”. Sam się na to zgodził. Było mu już wszystko jedno. Odkręcił jedną fiolkę z niebieskim płynem i wypił do dna, by mieć to już z głowy. Eliksir był o dziwo dość przyjemny w smaku, ale Harry trochę się zdziwił. Nie czuł kompletnie nic po wypiciu tego specyfiku. Podejrzeń nabrał dopiero, gdy zobaczył tłumiony za pomocą rąk śmiech bliźniaków. Popatrzył w dół, po sobie, ale jakoś nie zauważył żadnych zmian. Zerknął ponownie na bliźniaków i znowu wzruszył ramionami. Nie wiedział o co im chodziło. Chciał zapytać, ale coś go rozproszyło … jakieś odgłosy, choć chyba daleko …. Wsłuchał się w nie … Słyszał bardzo dobrze szum jeziora … i coś jeszcze tam było. Po chwili skupienia usłyszał jakby plusk czegoś większego. Otworzył oczy, jednak był za daleko, by coś dostrzec. Przez moment poczuł zdziwienie, że z tak daleka usłyszał cokolwiek, ale rozproszył go inny odgłos. Uwagę Harry’ego przykuł szelest trawy z prawej strony, odwrócił głowę w tamtym kierunku, ale niczego tam nie było. Odgłos się utrzymywał, dlatego Harry z napięciem oczekiwał co się pojawi. Dopiero po chwili ujrzał parę biegnących uczniów. Byli dość daleko, ale bardzo wyraźnie słyszał ich rozmowę.

- To niesprawiedliwe, uczyłem się cały wczorajszy wieczór, a mimo wszystko dostałem tylko zadowalający. Byłem pewien, że dostanę powyżej oczekiwań ... - Żalił się jeden z uczniów.

- Wiesz, że McGonagall surowo ocenia ... - Próbował go pocieszyć drugi chłopak.

Harry nie usłyszał dalszej rozmowy, bo Fred nim potrząsnął i tym samym zupełnie rozproszył.

- Halo, halo! Ziemia do Harry'ego! –Harry się skrzywił, wydawało mu się bowiem, że Fred wręcz krzyczał mu do uszu.

- Nie musisz krzyczeć ... Słyszę cię głośno i wyraźnie. – Odpowiedział Harry zgryźliwie pocierając uszy. „… Zaraz uszy? …” Gryfon zawahał się, po czym delikatnie ponownie pogładził miejsca, gdzie powinny znajdować się jego ludzkie uszy. Miękkie futro mówiło mu jednak, że jego aktualne uszy nie mają z ludzkimi wiele wspólnego.

- Oh ... w końcu zauważył – Zagadnął pogodnie George. - Wyglądasz w nowych uszach niezwykle czarująco Harry. – Mrugnął okiem do swojej „ofiary” i przytrzymał przed jej twarzą lusterko.

Harry spojrzał na swoje odbicie i sapnął z zaskoczenia. Niepewnie dotknął swoich „nowych uszu”, które wyglądały dość osobliwie, by nie powiedzieć dziwnie na nim.

- Teoretycznie powinny wyjść uszy od wilka, ale w końcu zdecydowaliśmy się jednak na fenka, bo ma większe. – Zaczął jeden z bliźniaków. Na moment przerwał, widocznie czekając na komentarz Harry’ego, ale gdy się nie doczekał, kontynuował swoją wypowiedź. – Pamiętasz nasze uszy dalekiego zasięgu prawda? Owszem są skuteczne, ale jeśli przez przypadek ktoś je strąci, albo jak wtedy, kiedy dorwał je Krzywołap, stają się zupełnie bezużyteczne. Dlatego próbujemy je udoskonalić. W końcu wymyśliliśmy, że wyhodujemy zwierzęce uszy! Super nie?

- Chyba nie do końca podzielam wasz entuzjazm ... Powiedzcie mi tylko, czy jest sposób, by to odwrócić? Nie wyobrażam sobie życia z takimi uszami.

- Powinno raczej wszystko wrócić do normy w ciągu godziny, choć nie jesteśmy tego zupełnie pewni, dlatego masz ten drugi eliksir, który powinien cofnąć efekty ... Aaa! Czekaj Harry! Nie Pij tego jeszcze! – Krzyknął Fred, gdy zauważył, że Gryfon przymierza się do wypicia wspomnianego eliksiru.
- Dlaczego? - Zapytał zaskoczony Harry z wahaniem zerkając na bliźniaka.

- Ehh ... Harry,Harry ... Musimy najpierw odnaleźć Rona i Hermionę. Nie sądzisz, że jak cię zobaczą w tym uroczym stanie to będą już w stu procentach pewni, że to co powiedzieliśmy nie było kłamstwem?

- Nie pomyślałem o tym ... - Powiedział nieco zawstydzony Gryfon zdziwiony, że sam o tym nie pomyślał. Zaraz po tym został chwilowo oślepiony światłem z magicznego aparatu, który trzymał Fred.

- Masz to Fred! - Ekscytował się George, a Harry spojrzał na niego zdezorientowany.

- Pewnie! Chyba nie myślisz, że mógłbym to przegapić.

Harry patrzył z niezrozumieniem na bliźniaków do czasu, kiedy dostał swoje zdjęcie. Dopiero wtedy był w stanie zrozumieć ekscytację George’a i Fred’a. Zdjęcie przedstawiało go jak kuli uszy z zażenowania. „… Że też one tak działają …” pomyślał i poczuł, że chyba znowu to samo robi patrząc na zdjęcie. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Zaczerwienił się i szybko schował zdjęcie do torby.

- Uszy do góry Harry! To tylko do naszego wglądu. - Mrugnął do niego porozumiewawczo Fred, co tylko trochę uspokoiło chłopaka. Miał tylko pewność, że bliźniacy nie zrobią nic, co w rzeczywistości mogłoby mu poważnie zaszkodzić. Nakrył głowę kapturem i wyciągając ponownie mapę poszukał wzrokiem dwojga swoich przyjaciół. Byli w bibliotece.

- Zanim nam uciekniesz, powiedz Harry, czy widzisz różnicę w tym co słyszysz? Zauważyliśmy już, że na pewno jest lepiej, ale czy możesz dokładniej to opisać? - Zagadnął George.

- Hmm ...- Harry zamyślił się, zastanawiając się jak przedstawić im to o co pytali. – Na pewno jest duża różnica, bo słyszałem rozmowę Krukonów, którzy tam – machnął w odpowiednią stronę ręką - niedawno przechodzili. Jednak musiałem być wtedy skupiony. Kiedy przerwaliście moje skupienie przestałem słyszeć ich rozmowę. – Powiedział i chwilę obserwował jak Fred zawzięcie notuje dane. Kiedy już skończył pisać, podniósł wzrok na Harry’ego i z powagą na twarzy powiedział:

- Dziękujemy za pomoc Harry, twoje poświęcenie na pewno nie pójdzie na marne. – Po czym nagle tracąc powagę wyszczerzył się radośnie.

- W ciągu jakiego czasu ten drugi eliksir powinien zadziałać? – Zapytał Harry dla pewności.

- Około dziesięciu minut.

Harry kiwną głową i wypił eliksir. Podziękował bliźniakom za pomoc i oddalił się do biblioteki, by poszukać swoich przyjaciół. Kiedy już szedł korytarzem zamku, kilkanaście metrów dalej usłyszał rozmowę rudzielców.

- Jak myślisz Fred, ile Colin da nam za to zdjęcie? To będzie przecież istna perełka w jego „Kolekcji Harry'ego”!

- Hmm ... Trochę go pomęczymy zanim mu je sprzedamy, pewnie łyknie kilka naszych prototypów, by je zdobyć. Już nie mogę się doczekać, by zobaczyć jego minę, gdy zobaczy to zdjęcie!

„… Te uszy jednak są przydatne …” uśmiechnął się pod nosem Harry „… zapytam ich później ile warte było moje zdjęcie, skoro i tak w końcu trafi do prywatnej kolekcji Colin’a …”.

Niektórzy uczniowie rzucali mu dziwne spojrzenia, gdy szedł z zarzuconym na głowę kapturem, ale ostatnio ignorowanie ludzi zaczęło wchodzić mu w krew, więc nie zwracał na nich większej uwagi. Dotarł do biblioteki i skierował się do stolika, przy którym siedzieli jego przyjaciele. Hermiona z nosem w książce, a Ron piszący coś zawzięcie na pergaminie.

- Cześć, co robicie? - Zaczął rozmowę i zaśmiał się, gdy obydwoje podnieśli głowę i zmarszczyli brwi na jego widok.

- Harry, dlaczego nosisz kaptur? - Zapytała Hermina, a Ron jakby chciał zadać to samo pytanie, pokiwał tylko twierdząco głową.

- Oh ... Mały skutek uboczny pewnego eliksiru ... – Zaczął Harry, a następnie rozejrzał się po bibliotece, czy nikt inny nie zobaczy jego nowej ozdoby głowy. Ocenił, że nikt oprócz przyjaciół nie powinien zauważyć i ściągnął kaptur. Ciekaw był jak zareagują. Ron zaczął śmiać się jak szalony, a Hermiona szybko zerwała się z miejsca ponownie nakrywając mu głowę kapturem.

- Harry, co ci się stało? - Zaczęła, jednocześnie posyłając Ron’owi krytyczne spojrzenie, po którym przestał się śmiać.

- Oh ... To tylko jeden z eliksirów Fred’a i George’a, ale spokojnie, wypiłem już eliksir, który niedługo powinien wszystko odwrócić. Nie ma co się martwić. – Harry uśmiechnął się do dziewczyny, próbując ją trochę udobruchać.

- Harry! Czy ty już całkiem upadłeś na głowę? Mówimy przecież o bliźniakach! A co jeśli któryś z ich eliksirów mógłby ci naprawdę poważnie zaszkodzić? - Ostatnie zdanie Hermina powiedziała już ciszej i spokojniej, widząc z daleka ostrzegawczy wzrok bibliotekarki.

- Nie musisz się martwic o to Hermino ... - Nieoczekiwanie odezwał się Ron. – Przez lata piłem, zazwyczaj nieświadomie, różne ich specyfiki i uwierz, żaden z nich nigdy nie wyrządził ani mnie, ani innym w rodzinie też zresztą, krzywdy. Niechętnie to przyznaję, ale to właśnie oni są najlepsi z eliksirów na swoim roku i w naszej rodzinie. Powiedz Harry, co właściwie robiliście tyle czasu?

- Oh, wypiłem tylko jeden eliksir, a Fred z George’m obserwowali skutki uboczne oraz jego właściwości. Właśnie dlatego mam te uszy. – Wytłumaczył Harry, jednocześnie odruchowo dotykając swoich uszu, które jak zauważył, wróciły tymczasem do normy. Odetchnął z ulgą ściągając nakrycie głowy. – Widzicie, ani śladu. – Skomentował, by zwrócić uwagę przyjaciół na radosny fakt pozbycia się wątpliwej ozdoby.

- Harry, dlaczego zgodziłeś się im pomóc? - Zapytała Gryfona dociekliwie.

- Hermiono, dzięki nim zdobyliśmy w wakacje wiele cennych informacji, więc gdy poprosili mnie o pomoc, nie potrafiłem im odmówić. – Skłamał gładko Harry. Widział jak dziewczyna przetwarza tą informację, a następnie lekko kiwa głową w zrozumieniu.

Odetchną z ulgą, że tak łatwo mu poszło, po czym poczuł lekki strach, że potrafi tak dobrze kłamać, bez zmrużenia oka. Nie przedłużając niechcianej rozmowy, szybko przyłączył się do przerwanej dyskusji przyjaciół o wojnie goblinów. Sam zrobił wszystkie zadania już wcześniej, z czego się bardzo cieszył, a nawet przemknęło mu przez głowę, że powinienem robić tak już zawsze, bo daje mu to dużo wolnego czasu. Rozmyślał nad tym, słuchając wykładu przyjaciółki, który Ron skrupulatnie notował. Wzrok Harry’ego przykuła tabliczka z napisem „Zakazany Dział”. Jego myśli powędrowały do nocnej wizyty w tamtym miejscu. Była w końcu dość ... niezwykła. Harry pomyślał, że powinien wkrótce znowu tam zajrzeć. Miał tylko nadzieję, że tamta książka będzie w mniej bojowym nastroju niż poprzednio, mimo iż ugryzienia zniknęły, czuł wyraźnie ból, gdy go gryzła i nie było to przyjemne. Ponownie spojrzał na swoich przyjaciół. Nudził się okropnie, był strasznie zmęczony, a wczorajsza noc nie należała do lekkich. Położył się na stole i zamknął oczy, by choć chwilę odpocząć, jednak nie było mu to dane. Ron lekko nim potrząsnął:

- Harry nie śpij! Przecież zaraz mamy lekcje. – Upomniał go.

- Mhm ... no tak, Zaklęcia. – Wymamrotał Harry wstając.

- Chcielibyśmy by tak było, jednak dziś czekają nas podwójne tortury z Umbridge, mówiłem ci wczoraj, pamiętasz? – Ron uniósł brwi w zdziwieniu.

- Uh ... faktycznie … – Jęknął Harry załamany, nie miał pojęcia jak wytrzyma dwie Obrony przed Czarną Magią z tą Różową Ropuchą. Ledwo udawało mu się wytrzymać jedną lekcję spokojnie, ale dwie? Czekał go niezły egzamin ze spokoju. Miał tylko nadzieję, że go zda.

Wchodzący do sali lekcyjnej Gryfoni wyglądali jakby szli na ścięcie, z czego Ślizgoni mieli niezły ubaw. Zwłaszcza Draco Malfoy, który obserwował ich z nieukrywaną przyjemnością rzucając wyniosłe spojrzenia. Zaskoczył Dracona fakt, że dziś Potter po prostu spojrzał na niego beznamiętnie i ignorując jego popisy zajął swoje miejsce wyciągając pergamin i pióro. Po chwili weszła Umbridge uśmiechając się i spoglądając z wyższością na uczniów.

- Witajcie drodzy uczniowie. Jak zapewne już wiecie, czekają was dziś podwójne lekcje ze mną z czego jak mniemam jesteście bardzo zadowoleni. – Powiedziała słodkim głosem, obserwując jak Ślizgoni kiwają głowami na znak zgody, a Gryfoni spoglądają na siebie z grozą. – Proszę otworzyć podręczniki na stronie sto dwudziestej piątej i zrobić dokładne notatki z tego rozdziału, nie omijając również przypisów. Harry szepnął do Rona, by położył swoją książkę na środek ławki, bo swojej zapomniał, co nie uszło uwadze Dolores, która natychmiast zwróciła im uwagę:

- Co to ma znaczyć Potter? – Zapytała, ustawiając książkę Rona tak jak była, czyli tylko po jego stronie.

- Jak Pani zapewne zauważyła zapomniałem podręcznika, więc Ron pozwolił mi skorzystać ze swojego. – Powiedział Harry spokojnie, choć w środku nie wiedział czemu, czuł narastającą złość i agresję wobec tej kobiety. To było bardzo dziwne, przecież nie zrobiła jeszcze nic co mogłoby doprowadzić go do takiego stanu, a mimo wszystko już zaciskał ze wściekłością dłonie w pięści.

- Wymagam na swoich lekcjach własnych podręczników czy ci się to podoba, czy też nie. Potter minus piętnaście punktów od Gryffindoru za nie przygotowanie do lekcji. – Odparła słodko Umbridge odwracając się w stronę swojego biurka. Zatrzymała się jednak w połowie drogi i spojrzała za siebie słysząc śmiech Pottera.

- Nie przygotowanie do lekcji? Śmiesz chyba żartować?! Przepisywanie tego … – Harry uniósł książkę Rona – nazywasz przygotowaniem?! - Ryknął rzucając jej książkę pod nogi. Czuł coraz bardziej narastające negatywne emocje, którym po prostu dawał teraz upust. Nie uważał ani trochę, że jest winien tego, co właśnie zrobił. Wręcz przeciwnie, czuł jakąś chorą satysfakcję z miny kobiety, która z całych sił zaciskała ze złości usta.
- Ostrzegam cię Potter ...

- Ty ostrzegasz mnie? - Powiedział kpiąco Harry. – Nie, Różowa Ropucho to ja ostrzegam ciebie. Przyjdzie dzień, gdy gorzko pożałujesz wszystkiego co zrobiłaś i uwierz mi, zadbam o to by ... - Przerwał gdy poczuł szarpnięcie za rękę.
- Harry przestań natychmiast. – Powiedziała błagalnie Hermina.

Wyrwał dłoń z jej uścisku, a gdy Ron próbował zatrzymać go siłą, po prostu go odepchnął i zaczął podchodzić wolnym krokiem do Umbridge. Ta cofała się do momentu, aż nie dotknęła biurka. Wtedy wyciągnęła różdżkę i wycelowała w niego.

- No, no celować różdżką w bezbronnego ucznia? Jaki przykład daje Pani innym? - Zacmokał z dezaprobatą Harry, uśmiechając się drwiąco. Tyle razy widział taki uśmiech u Malfoy’a, że potrafił go już bezbłędnie skopiować, co tylko dolało oliwy do ognia. Umbridge poczerwieniała ze złości na twarzy i coraz mocniej ściskała różdżkę.

W tym samym czasie, gdy przepełniony dziwną, nienaturalną złością Harry przeprowadzał słowny atak na Dolores Umbridge w wieży Gryffindoru George na długą chwilę zawahał się nad pewną fiolką, po czym zwrócił się do brata bliźniaka:

- Hej Fred, znalazłem nasze antidotum na zwierzęce uszy, nie dałeś go Harry'emu? Z tego co pamiętam to było nasze ostatnie … - Zapytał George machając Fred’owi przed nosem fiolką z eliksirem.

- Sam widziałeś przecież, że mu dałem eliksir i … O cholera! – Krzyknął zaskoczony Fred, wyrywając Georgowi fiolkę odkręcając ją i wąchając. – Daliśmy mu zły eliksir! Uszy po nim owszem znikną, ale pamiętasz jak zachowywał się Lee jak mu go dolaliśmy do soku?

- Biedna Angelina, rozpłakała się jak zaczął się na nią wydzierać, kiedy tylko zwróciła mu uwagę na temat jego zachowania podczas meczów ... Jeśli Harry wziął ten prototyp ...

- Mamy totalnie przechlapane George ... Wiesz gdzie teraz może być Harry?

- Nie, ale wiem kto na pewno będzie to wiedział. – George spojrzał znacząco na Colin’a, który siedział wraz z innym uczniem, odrabiając lekcje. Podszedł do nich i klepiąc Colin’a po plecach powiedział głośno:

- Wiesz gdzie jest teraz Harry? Co jak co, ale tylko na ciebie możemy liczyć jeśli chodzi o takie informacje. – Mrugnął do Colin’a okiem i uśmiechnął się zachęcająco.

Colin zmieszał się trochę na to pytanie, ale odpowiedział cicho patrząc na podłogę:
Harry powinien mieć teraz OPCM ... mieli mieć Zaklęcia, ale Flitwick musiał się udać do Ministerstwa i zastąpiła go Umbridge ... – Po tej wypowiedzi Colin podniósł wzrok na bliźniaków i struchlał. Był pewien, że powiedział coś nie tak, bo obu zrzedła mina. – Czy z Harrym wszystko w porządku?

- Dzięki Colin! Wkrótce zostaniesz nagrodzony za tą informację! - Wykrzyknęli razem Fred i George, szybko ruszając w stronę wyjścia z wieży. Biegli modląc się, by jednak nic złego się nie stało, bo w końcu to oni pomylili ten cholerny eliksir! Gdy dotarli na drugie piętro, gdzie powinny się odbywać zajęcia, ujrzeli jak drzwi do sali otwierają się, a z nich wychodzi energicznym krokiem Harry, w tle dominował krzyk Umbridge:

-Wracaj Potter! Jeszcze z Tobą nie skończyłam! – Wrzeszczała.

- Nie mogę przecież pracować bez podręcznika stara jędzo! – Warknął Harry i trzasnął drzwiami.

Bliźniacy spojrzeli na siebie z przerażeniem, a Fred kiwną porozumiewawczo do George’a i wyciągając różdżkę szepnął:

- Petrificus Totalus – Obaj patrzyli jak zaklęcie dosięga celu i Harry upada na podłogę. Nie czekając na ewentualną widownię, bracia szybko podbiegli do znokautowanego Gryfona i biorąc go za ręce i nogi zanieśli do najbliższej łazienki. Fred wyciągnął z torby eliksir o jasnobłękitnym kolorze i wlał go do lekko rozchylonych ust Gryfona, a George zwolnił zaklęcie paraliżujące. Zapadła cisza, która była wręcz namacalna. Pierwszym, który się odezwał był Harry:

- Co się stało? I dlaczego jesteśmy w łazience? - Zapytał lekko zaskoczony, a bliźniacy spojrzeli na siebie niepewnie, jakby typując, który ma odpowiedzieć.

- Emm ... Za chwilę powinno wszystko być w normie i sobie przypomnisz ... - Zaczął Fred, po czym obaj nabrali tchu i swoim zwyczajem zaczęli uzupełniać się wzajemnie w wypowiedzi, kontynuując tłumaczenia. – Jednak zanim to nastąpi ... Cholernie cię przepraszamy! - Powiedzieli chórem - Podaliśmy ci zły eliksir, ten który wziąłeś to był prototyp, który owszem, zdejmuje efekt zwierzęcych uszu, ale powoduje także agresję. Myśleliśmy, że wylaliśmy cały zapas, ale jedna z fiolek musiała się gdzieś zawieruszyć i nieszczęśliwie to właśnie ją podaliśmy tobie. I zanim zaczniesz krzyczeć naprawdę jest nam bardzo przykro i postaramy się by to wszystko jakoś odkręcić ... Choć z tym babsztylem może być ciężko ...

- Wiecie może co zrobiłem? I w jaki sposób ... – Harry nie dokończył. Do głowy zaczęły napływać mu wspominania. - O kurwa, jestem martwy! - Krzyknął stając na równe nogi z szokiem wypisanym na twarzy.

- Zdaje się, że sobie przypomniał. – Skonstatował Fred, uważnie przyglądając się twarzy Harry’ego. Po chwili, próbując pocieszyć poszkodowanego dodał - … ale Harry, przecież nie może być tak źle ... - Na co Harry drgnął i ukrył twarz w dłoniach mówiąc:

- Oh … grożenie nauczycielowi przy wszystkich … wyśmiewanie się i szydzenie … nawet różdżką we mnie celowała …! Już po mnie …! – Bliźniacy milczeli obserwując Harry’ego, a ten umilkł i zaczął krążyć nerwowo po łazience rozmyślając: „… Kurwa! Jak się teraz z tego wywinę? Wręcz podałem się jej „na tacy”. Ma pretekst, by wysłać mnie do Munga! Ślizgoni wszystko jej potwierdzą. Nie ma szans, by udało mi się wydostać z tych kłopotów ...”

- Harry, wszystko wytłumaczymy, przecież to nie była twoja wina tylko eliksiru, który my uwarzyliśmy. – Zaczął jeden z rudzielców pewnym głosem.

- Macie przecież już i tak ogromne kłopoty z Umbridge, jesteście na jej celowniku ... – Harry zatrzymał się przed bliźniakami, westchnął i zamknął oczy, by pomyśleć. Słyszał plotki o tym, że bracia przez jeden większy numer, mogą jak nic wylecieć z Hogwartu ... A Umbridge w jego sprawie i tak wykręci kota ogonem i wyjdzie na to, że to była jego wina. Znaleźli się w patowej sytuacji i Harry nie miał pojęcia jak z niej wyjść. Wiedział również, że bliźniacy przyznają się do tego co zrobili z jego zgodą, czy też bez. Po prostu już tacy byli. Uwielbiali robić innym kawały, jednak zawsze brali odpowiedzialność za swoje czyny. Nie chciał pozwolić by zostali wyrzuceni ze szkoły niepotrzebnie, ale wątpił czy uda mu się ich do tego przekonać. Spojrzał na rozmawiających ze sobą braci. Słyszał jak zawzięcie dyskutują jak wywinąć się z tej sytuacji. Miał chaos w głowie, postanowił więc udać się do wieży po tą nieszczęsną „kość niezgody”, czyli podręcznik. „… może po drodze rozjaśni mi się w głowie, może znajdę rozwiązanie …”. Bliźniacy wciąż dyskutowali, więc rzucił im tylko krótko:

- Zaczekajcie tu na mnie, pójdę szybko po ten podręcznik i tu wrócę. – Nie czekając na odpowiedź Harry rzucił się biegiem do wieży Gryffindoru. Gdy był już na miejscu, szybko wziął podręcznik do Obrony, starając się wymyślić cokolwiek. Nic z tego, na razie im więcej myślał, tym większy mętlik miał w głowie. Zbliżał się już do wyjścia z wieży, kiedy zatrzymał go głos Colin’a:

- Harry, bliźniacy cię szukali. Wydaje mi się, że to było coś poważnego. – Harry zatrzymał się i spojrzał na niego z ukosa.

- Colin, czy mówili coś konkretnego? – Zapytał z czystej ciekawości.

- Nic specjalnego w sumie ... Pytali tylko gdzie mogą cię znaleźć, a gdy im powiedziałem, wyglądali dość blado ... – Stwierdził Colin marszcząc brwi w zastanowieniu.

- Czy tylko z tobą rozmawiali? - Głowa Harry'ego pracowała teraz na najwyższych obrotach.

- Tak ... jak im tylko powiedziałem gdzie jesteś, szybko wyszli. Wyglądało to tak, jakby bardzo się spieszyli. – Wyjaśnił.

Harry mrugnął, kiedy zupełnie nagle pojawił mu się w umyśle pomysł. Wiedział, że to myśl bardzo ryzykowna, ale nie mógł pozwolić, by osoby którym ufa, zostały wyrzucone ze szkoły. Lista jego przyjaciół i tak nie była już zbyt długa, a zwłaszcza takich, którym może zaufać. Spojrzał na Colin’a wzdychając lekko. Cóż nie miał wyjścia …:

Colin, potrzebuję Twojej pomocy. Co Ty na to? - Zapytał grzecznie. Uradowany wzrok chłopaka powiedział mu wyraźnie, że ten nie widzi problemu i mu pomoże. Harry szybko wytłumaczył co Colin musi zrobić, by mu pomóc i razem wrócili do łazienki, gdzie Fred i George siedząc na podłodze nadal o czymś dyskutowali.
- O, jesteś Harry, po co pobiegłeś po podręcznik? - Zapytał jeden z bliźniaków odwracając się w kierunku Harry’ego, ale zanim obaj bracia zdążyli zareagować, usłyszeli głosy Harry,ego i Colin’a:

- Petrificus Totalus! - Srebrne smugi trafiły we Fred’a i George’a, którzy zesztywnieli z niedowierzaniem na twarzach. Harry podszedł do nich, a Colin został w tyle milcząco obserwując dalszy ciąg zajścia:

- Wybaczcie, naprawdę myślałem nad najlepszym wyjściem dla nas wszystkich, a wy już macie sporo spraw, ze względu na które Umbridge może zmusić Was do opuszczenia szkoły. Nie mogę na to pozwolić ... Jak już wszystko się ułoży, daję wam słowo, że odwrócę zaklęcie. – Harry uśmiechnął się słabo, skierował różdżkę na Fred’a, mówiąc krótkie Oblivate i to samo zrobił potem z George’m. Żałował, że tak musiało się stać, ale w tym momencie nie miał innego wyboru. Wyszedł szybko z łazienki, gdy bliźniacy dochodzili do siebie, a za nim podążał Colin. Harry zastanawiał się co ma teraz zrobić z młodszym chłopakiem. Naprawdę pomógł, bo sam Harry nigdy by sobie nie poradził Weaslay’ami. Spojrzał na Colin’a lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, odezwał się młodszy Gryfon:

- Jeśli chcesz mieć pewność, że nikomu nic nie powiem, możesz i na mnie rzucić zaklęcie zapomnienia. Wiem, że zapewne nie ufasz mi. W końcu nie jesteśmy przyjaciółmi czy coś ... Jednak mogę cię zapewnić, że ja nigdy bym cię nie zdradził Harry ... – W głosie Colin’a brzmiało zdecydowanie.

Harry spojrzał na niego zastanawiając się nad usłyszanymi słowami. Tak naprawdę Colin nigdy nie zrobił niczego, co mogłoby nadszarpnąć zaufanie Harry’ego. Owszem, bywał może i wkurzający, głównie dlatego, że był zagorzałym fanem, ale podczas Turnieju Trójmagicznego na przykład, Harry widział jak Colin bardzo starał się zmienić napisy na tych głupich plakietkach mimo, że o to nie prosił ... Colin Creevey był chyba jedną z nielicznych osób w Gryffindorze, która była naprawdę szczera. Podjął już decyzję w sprawie Colin’a może ryzykował, ale …:

- Dam ci kredyt zaufania w tej sprawie ... - Powiedział Harry wolno – dziękuję ci za pomoc Colin.

- Dziękuję, że mi zaufałeś Harry! - Wykrzyknął młodszy Gryfon cały rozpromieniony.
- Emm ... muszę wracać na lekcję, jeszcze raz dzięki za pomoc … – pożegnał się z kolegą Harry i udał się w kierunku niedawno z hukiem opuszczonej klasy.

Przed drzwiami poczuł, że serce mu zaraz wyskoczy z piersi. Czuł takie zdenerwowanie, że nie był w stanie nawet podnieść ręki do klamki „… uspokój się, uspokój się ...„ powtarzał sobie raz za razem, ale niewiele jak na razie to dawało. „… Babsko nie może zobaczyć, że ma nad Tobą przewagę ...” powiedział sobie i wykonał kilka głębokich oddechów, po czym klepnął się mocno w policzki dłońmi. Ból zadziałał nieco orzeźwiająco. Harry miał świadomość, że musi wejść do klasy, że będzie jeszcze gorzej, jeżeli nie pojawi się wcale. Biorąc ostatni głęboki oddech nacisnął klamkę i wszedł do środka. Momentalnie zapadła zupełna cisza, a wszyscy uczniowie odwrócili się w jego stronę. Dzielnie to zniósł i wrócił na swoje miejsce. Otworzył swoją książkę i zaczął notować, czekając na ruch Umbridge. Czuł, że go obserwowała, zresztą nie tylko ona, Gryfoni i Ślizgoni robili to samo. Wydawało się, że wszyscy czekają co dalej zrobi, jednak on już za żadne skarby nie zamierzał kopać sobie jeszcze głębszego grobu. Czas mijał, lekcje powoli się kończyły i Harry słysząc stukanie obcasów zbliżające się do niego wiedział, że zaraz się zacznie:

- Potter, za twoje bezczelne zachowanie Gryffindor traci sto pięćdziesiąt punktów oraz widzimy się dziś wieczorem w moim gabinecie na szlabanie, a gdy tylko wróci Dumbledore wezmę sprawy w swoje ręce. Zrozumieliśmy się? - Syknęła Umbridge w jego kierunku.
- Oczywiście Pani profesor. – Powiedział Harry, ciesząc się w duchu, że jego głos nie zadrżał.
Umbridge wyszła. Harry wiedział, że to nie koniec jego kłopotów, bo czuł na plecach spojrzenia ludzi z jego domu. Ron z Hermioną również byli milczący, nie dziwił im się wcale. W końcu stracili naprawdę dużo punktów. Nawet nie czekając na nich spakował się i wyszedł, słysząc po drodze obelgi od Gryfonów. Był pewien, że do kolacji jego wybryk rozniesie się po całej szkole. Być może nawet i w gazecie znajdzie się odpowiedni artykuł. Pewnie któryś ze Ślizgonów nie przegapi okazji, by jeszcze bardziej go oczernić w oczach innych. Zbliżała się pora obiadowa i naprawdę nie miał ochoty iść do Wielkiej Sali, ale od rana nic nie jadł. „… Muszę porozmawiać ze Ron’em i Hermio … tylko co właściwie powinienem im powiedzieć? …” zastanawiał się w drodze do sowiarni, skąd zamierzał wysłać list do Wiliam’a. Gdy doszedł na miejsce wyciągnął pióro i pergamin i napisał:


Drogi Williamie.
W weekend jak zapewne wiesz uczniowie wybierają się do
Hogsmeade. Jeżeli miałbyś czas, to co powiedziałbyś na spotkanie przy
kuflu kremowego?
Aren

Musiał pisać dwa razy ten sam list, bo ze zdenerwowania pierwszy podpisał własnym imieniem i nazwiskiem. Nie chciał być Harrym Potterem, chciał by inni nie patrzyli na niego przez pryzmat nazwiska i tego co wypisują o nim w Proroku Codziennym. Jako Aren mógł być po prostu sobą i właśnie takim polubił go William. Całkiem możliwe, że to będzie Harry’ego ostatnie spotkanie z Wiliam’em. W końcu Umbridge dołoży wszelkich starań, by został umieszczony w Mungu, a w najlepszym wypadku wyrzucony ze szkoły. Ostatnie wydarzenia coraz bardziej mu ciążyły, więc chciał choć na chwilę odetchnąć od tego wszystkiego.

Mimo wszystko udał się na obiad, żołądek miał już nieprzyjemnie skurczony z głodu, a może z nerwów. W drodze do Wielkiej Sali, gdy mijał grupkę szóstoklasistów z jego domu, jeden z nich splunął mu pod nogi, wyzywając od najgorszych. Reszta mu wtórowała. To wydarzenie tylko potwierdziło domysły Harry’ego, że już cała szkoła wie o tym co działo się na lekcjach. Wchodząc do Wielkiej Sali, czuł na siebie wzrok chyba każdego, kto w niej akurat był. Nawet profesorowie bacznie go obserwowali, co go tylko jeszcze bardziej zaniepokoiło. W jednej chwili zmienił zdanie o dłuższym pobycie w tym miejscu. Podszedł do miejsca, gdzie siedzieli pierwszoroczni i nabrał na talerz trochę jedzenia. Nie rozglądając się już więcej, jak najszybciej opuścił to miejsce. „… To był zdecydowanie głupi pomysł, by teraz tam przychodzić …” przemknęło mu przez myśl, gdy wyszedł na błonia, by w spokoju zjeść cokolwiek. Jednak nawet taka prosta czynność jak jedzenie była trudna. Każdy kęs stawał mu kością w gardle. Czuł jak drżą mu dłonie od nadmiaru emocji. Zamknął oczy, biorąc kilka głębszych wdechów dla uspokojenia. Miał ochotę uciec od tego wszystkiego, czuł jakby cały świat obrócił się przeciwko niemu. Otworzył oczy i spojrzał na Zakazany Las w oddali. „… Ciekawe co tam u Altair'a ...” przywołał w pamięci obraz młodego graniana. „… Co za ironia, że to właśnie w Zakazanym Lesie czułem się najlepiej...” Harry zaśmiał się gorzko ze swoich myśli i poszedł w kierunku chaty Hagrida, gdzie niedługo powinna się zacząć kolejna lekcja.

Dotarł na miejsce, usiadł pod pobliskim drzewem czekając na resztę uczniów i obserwując jezioro. Kiedy próbował się przesunąć bliżej drzewa, natrafił ręką na kamień, który był dość miękki ... Spojrzał na to zjawisko zdziwiony, przecież kamienie nie powinny być miękkie. Obejrzał to coś z każdej strony … jakby nie patrzeć przypominało kamień. Postanowił zaryzykować i podnieść to coś. Zrobił to delikatnie i okazało się, że trzyma w ręku malutkie ciałko. Było to jakieś stworzenie ... chyba nawet o nim czytał. Zamyślił się przez chwilę próbując przypomnieć sobie jego nazwę.

- Pogrebin! - Przypomniał sobie nagle i odstawił stworzenie na miejsce. – Wybacz kolego, ale jestem naprawdę kiepskim celem i nie mam najmniejszej ochoty rzucać na ciebie jakiekolwiek zaklęcia byś się odczepił, a tym bardziej kopać. Wydaje mi się to strasznie niewłaściwe i nie fair w stosunku do ciebie, więc będzie lepiej jak szybko stąd znikniesz. Inaczej ktoś inny może zrobić to, czego ja nie chcę zrozumiałeś? - Stworzenie przechyliło na jego słowa głowę lekko na bok w geście niezrozumienia, na co Harry westchnął, po czym mruknął z zastanowieniem. – Może lepiej będzie wynieść cię do lasu? - Pogrebin ponownie wykonał ten sam gest, przechylając głowę w drugą stronę. Harry przekonał się dzięki temu, że chyba dyskutowanie z nim nie ma większego sensu. Wziął go więc na ręce i ruszył w stronę lasu. Gdy miał już wejść między drzewa, usłyszał za sobą zaniepokojony głos Hagrida.

- Harry, dlaczego wchodzisz do Zakazanego Lasu?

- Chciałem go tylko zanieść trochę w głąb lasu Hagridzie. – Harry odwrócił się pokazując na swoje usprawiedliwienie półolbrzymowi pogrebina.

- A to skubaniec! Szukałem go od wczoraj! - Wykrzyknął gajowy widząc stworzenie w rękach Harry'ego. - Nigdzie go nie wypuszczaj Harry, to jest dzisiejszy temat naszej lekcji. Jak nam uciekanie, to będę mieć problem. – Gajowy uśmiechnął się znacząco.

- Oh ... To chyba dobrze, że się przyplątał, gdzie mam go postawić Hagridzie? - Zapytał Harry.

- Włóż go na razie do tamtej klatki. – Półolbrzym wskazał na jedną z klatek stojących koło jego domu. Harry włożył do niej pogrebina, który wydawał się niezbyt zadowolony z obecnej sytuacji.

- Wybacz – szepnął Harry do stworzenia. – Jak tylko lekcja się skończy wypuszczę cię na wolność. – Obiecał i odwrócił się w stronę Hagrida. Chciał mu zadać kilka pytań odnośnie granianów, a zwłaszcza Altair'a, zauważył jednak w oddali zbliżających się uczniów. Postanowił poczekać z pytaniami do końca lekcji. Kiedy Ślizgoni wraz z Gryfonami doszli na miejsce, Harry trzymał się na uboczu koło drzewa, pod którym wcześniej siedział. Ani Ron, ani Hermiona nie podeszli do niego. W końcu przecież odtrącił ich, gdy próbowali mu pomóc podczas lekcji Obrony. Nie miał im tego za złe. Sam nie był pewien jak osobiście by się zachował w podobnej sytuacji.

- Na dzisiejszej lekcji mam dla was coś specjalnego! - Przywitał wszystkich uczniów z uśmiechem gajowy, biorąc klatkę z pogrebinem, który ponownie się skulił udając kamień. – Czy któreś z was powie mi co to za stwór? - Kilka dłoni uniosło się w górę. Harry chciał przez moment podnieść rękę, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Nawet jeśli by odrobił kilka punktów i tak nie miałoby to znaczenia. Hagrid wybrał do odpowiedzi Herminę, która dosłownie wyrecytowała formułkę, którą czytał w podręczniku.
- To jest pogrebin który osiąga najwyżej stopę wzrostu. Ma włochate ciało i gładką, nieproporcjonalnie dużą, szarą głowę. Pogrebiny ciągnie do ludzi, którym lubią towarzyszyć kryjąc się w ich cieniu, a kiedy właściciel cienia odwróci się, kulą się, przypominając szary, okrągły kamień. Jeśli pogrebin będzie podążał za człowiekiem przez wiele godzin, jego ofiarę ogarnie uczucie zniechęcenia, po czym pogrąży się ona w depresji. Jeśli ofiara się zatrzyma, opadnie na kolana i zacznie rozpaczać nad bezsensownością życia, pogrebin rzuci się na nią i będzie starał się ją pożreć. Łatwo jest jednak odeprzeć pogrebina prostymi urokami i zaklęciami otumaniającymi. Dobrym sposobem jest po prostu kopnięcie go.

- Wspaniale Hermiono! Dziesięć punktów dla Gryffindoru. – Wykrzyknął entuzjastycznie Hagrid – Mam tutaj jak widzicie jeden okaz, kto będzie chętny by pokazać innym jak polują pogrebiny? - Zapytał uczniów patrząc lekko z ukosa na Harry'ego, który na ten gest pokiwał przecząco głową.

- Ja to zrobię. – Odezwał się głos ze strony, gdzie siedzieli Ślizgoni. Był to Blaise, który wystąpił naprzód, co w widoczny sposób zaskoczyło Hagrida. Ślizgoni bardzo rzadko odzywali się na jego lekcjach, a jeśli już, to robili to tylko po to, by kpić z gajowego.

- Musisz odwrócić się do niego plecami i iść, by zaczął podążać za twoim cieniem. – Oznajmił półolbrzym, zachęcając Zabini’ego, by podszedł bliżej, po czym wypuścił stworzenie, które natychmiast zaczęło chodzić za Ślizgonem. Kiedy Blase się odwracał, pogrebin kulił się tak, że było widać tylko jego głowę przypominającą kamień. Blaise'owi zaczęła już się nudzić ta zabawa i gdy odwrócił się po raz kolejny, kopnął z całych sił stworzenie, które odleciało kilka metrów dalej. Ślizgoni zaczęli się śmiać razem z Blaise’m, który wrócił na swoje miejsce.

- Dziesięć punktów dla Slytherinu. – Zarządził Hagrid, gdy wrócił ponownie z pogrebinem. – Jak widzicie nie są to zbyt mądre stworzenia i tak naprawdę wystarczy najprostsze zaklęcie dla pierwszorocznych, by je odegnać. Sposób, który przedstawił Blaise, jest również bardzo skuteczny. Ktoś jeszcze jest chętny by spróbować? - Zapytał ponownie gajowy i znów podniosło się kilka dłoni. Tym razem został wybrany Dean, któremu również bardziej przypadło do gustu kopanie. Żaden z pięciu następnych uczniów nie stosował zaklęć, co zaczęło irytować Harry'ego. Niespodziewanie, gdy następny uczeń odwrócił się plecami do pogrebina, stworzenie go wyraźnie zignorowało i zaczęło iść w kierunku Harry’ego, po czym w jego cieniu zwinęło się w kłębek przypominając kamień. Zaskoczyło to Gryfona, ale skoro nadarzyła się okazja, postanowił zakończyć całe to przedstawienie.

- Wingardium Leviosa – Wypowiedział zaklęcie i zaczął lewitować stworzenie w stronę klatki, w której było wcześniej. Kiedy pogrebin już się w niej znajdował, Hagrid zatrzasnął drzwiczki klatki.

- Świetnie Harry! Jak widzicie wystarczy nawet zaklęcie lewitujące by pozbyć się tego szkodnika. – Podsumował praktyczną część lekcji gajowy.

Pod koniec lekcji opowiadał uczniom czym żywią się pogrebiny oraz w jakich miejscach można je znaleźć, a także podawał inne ciekawostki z nimi związane. Harry chętnie słuchał Hagrid’a, bo ten opowiadał o własnych przeżyciach, a nie formułki z książki. Gdy lekcje się zakończyły, a uczniowie rozeszli, Harry podszedł do Hagrid’a. Zamierzał dowiedzieć się więcej o granianach i uwolnić pogrebina.

- Hagridzie, chciałbym cię zapytać o tamto stado granianów ... - zaczął rozmowę.

- Wiedziałem, że w końcu o nie zapytasz Harry, ale nie mam dla ciebie dobrych wieści. – Westchnął gajowy widząc, jak mina Harry'ego nieco zrzedła. – Stado owszem, jest w Zakazanym Lesie, ale bardzo głęboko, gdzie nawet ja nie wchodzę, bo kryje się tam naprawdę wiele niebezpiecznych stworzeń Harry. Dlatego pod żadnym względem nie wchodź do Zakazanego Lasu, by ich szukać, bo może się to zakończyć naprawdę tragicznie. Stworzenia żyjące na tamtych terenach nienawidzą ludzi. Wielu czarodziejów już zaginęło na tamtych rejonach, więc jeśli czy życie miłe, nigdy tam nie pójdziesz. Zrozumiałeś Harry? – Zakończył półolbrzym z powagą swoją przemowę.

- Czy to znaczy, że już nie zobaczę tamtych granianów? - Zapytał nieco zgaszonym tonem Harry.

- Oh, nie musisz się o to martwić Harry, zawsze wychodzą na wiosnę. Jak tylko zobaczę, że są już bliżej, natychmiast cię o tym poinformuję. – Hagrid klepnął go pocieszająco po plecach. – A teraz Harry obiecaj mi, że więcej się już nie zbliżysz sam do Zakazanego Lasu. Przedtem ochraniały cię graniany, ale teraz, gdy nie masz żadnej obrony, jesteś łatwym celem dla innych stworzeń. – Głos gajowego był spięty i widać było, że nie żartuje.

- O ... Obiecuję ... – Odpowiedział Harry z trudem, a gajowy wyraźnie się rozluźnił po jego słowach. Żeby przerwać krępującą ciszę, która zapadła po tej wymianie zdań, Gryfon podszedł do pogrebina i wyciągnął go z klatki, po czym zwrócił się do Hagrida. – Nie masz nic przeciwko, żebym wypuścił go na wolność Hagridzie?
- Oczywiście że nie Harry, tylko nie trzymaj go zbyt długo, inaczej wiesz jak może się to skończyć. I spokojnie, nic mu nie będzie, mają twardą skórę.

Harry kiwnął głową i postawił stworzenie na ziemię. Zaczął iść w kierunku błoni, kątem oka widząc, że pogrebin podąża za nim. Poszedł nad jezioro, usiadł na trawie obserwując taflę wody. Harry spojrzał na mały kamień za sobą i uśmiechnął się tylko lekko. Pomyślał, że musi być chyba naprawdę samotny, skoro szuka towarzystwa takiego stworzenia, które uchodzi za szkodnika. Harry uważał, że pogrebin ma dość uroczy wygląd. Podniósł go ponownie i położył sobie na kolana. Wyciągnął różdżkę i skierował ją na stworzenie, recytując proste zaklęcie lecznicze, po którym pogrebin zaskoczony zaczął oglądać się z każdej strony, a z jego ciałka zaczęły znikać małe zadrapania. Kiedy Harry skończył leczenie, poklepał stworzenie lekko po głowie:

- Teraz jest pewnie o wiele lepiej prawda? - Zapytał, na co stworzenie kiwnęło głową twierdząco. – Wygląda na to, że jesteś mądrzejszy niż inni twierdzą ... Chociaż czasem lepiej udawać, niż pokazywać innym swoją prawdziwą naturę. – Dodał po chwili Harry, opadając na trawę. Słońce delikatnie grzało jego twarz, a wiatr przyjemnie muskał skórę, zamknął więc oczy relaksując się. Nawet się nie zorientował, kiedy zasnął.

Obudził go chłodniejszy powiew powietrza, który wywołał dreszcze. Harry przetarł oczy i rozejrzał się uważnie. Słońce już zaszło, a pogrebin, który zdaje się również zasnął na jego brzuchu, spał nadal w najlepsze. Gryfon wziął go delikatnie i odstawił na ziemię. Przeciągnął się lekko i rzucił Tempus, by sprawdzić godzinę. Właśnie powinna trwać kolacja, na którą Harry nie miał najmniejszego zamiaru iść. Niestety również nieubłaganie zbliżała się pora jego szlabanu z Umbridge. Nie napawało go to zbytnim optymizmem i myślał o nim nieświadomie pocierając dłoń.
Przeczekał jeszcze około godziny na błoniach. Po czym wstał i udał się w stronę zamku, wcześniej kładąc pogrebina koło pobliskiego drzewa. Stworzenie zadawało się spać jak kamień, który zresztą w tej chwili przypominało.

Kiedy Harry szedł korytarzem w stronę gabinetu Umbridge, większość uczniów była już w swoich pokojach wspólnych. Po drodze mijał tylko kilkoro uczniów, którzy pewnie właśnie się tam udawali. Po chwili doszedł do drzwi gabinetu nauczycielki i nie czekając zapukał głośno. Wszedł do środka. Różowa wiedźma siedziała przed swoim biurkiem pisząc coś i popijając jakiś alkohol. Rzuciła na Harry’ego krótkie spojrzenie i wskazała mu dobrze znane biurko przy jednej ze ścian. Usiadł przy nim w ciszy, czekając na kolejne polecenie, a kiedy usłyszał zgrzyt przesuwanego krzesła i odgłos kroków, lekko się spiął.

- Napiszesz czterdzieści razy „ Nigdy nie podważę kompetencji nauczyciela.” - Poleciła słodko Umbridge i uśmiechnęła się miło.

Harry usłyszał liczbę i lekko zbladł. Zazwyczaj kazała mu pisać około dziesięciu, piętnastu razy, a dziś było to dwa razy więcej niż zwykle. Nie dał po sobie niczego poznać co lekko skonsternowało nauczycielkę, która widocznie spodziewała się jakiejś gwałtownej reakcji. Po chwili ciszy i milczenia obu stron, Umbridge postawiła przed Harry’m małą fiolkę eliksiru.

- Co to? - Zapytał podejrzliwie chłopak, przyglądając się naczynku.

- Eliksir uzupełniający krew, nie możemy przecież dopuścić, by zabrakło tuszu, prawda panie Potter?
- Ależ oczywiście Pani profesor – odpowiedział Gryfon przez zaciśnięte zęby, biorąc pióro do ręki. Zaczął pisać to co nakazała mu nauczycielka. Zawsze najgorsze było pierwsze pisane w ten sposób zdanie, kiedy każda zapisana na pergaminie litera, ryła ślad na jego dłoni. Lekko syknął z bólu, ale by nie dać starej wiedźmie satysfakcji pisał dalej, ignorując spojrzenia kobiety. Po dwóch godzinach, powtórzył już ponad trzydzieści razy podane zdanie, jednak zaczynało mu być niedobrze i jakoś słabo, najwyraźniej zaczęło brakować krwi, by mógł jeszcze cokolwiek napisać. Frustrowało go to, bo nie chciał pić tego głupiego eliksiru, ale z drugiej strony nie chciał już tu siedzieć ani chwili dłużej niż to konieczne. Zawahał się przez moment, jednak w końcu wziął fiolkę, uprzednio ją wąchając i wypił do dna, ignorując zadowolony śmiech nauczycielki która miała z tego wyraźnie wielką satysfakcję. Po chwili poczuł się trochę lepiej, chociaż odniósł wrażenie, że taka mała fiolka to za mało na tak intensywne zużycie krwi. Zacisnął zęby i pisał dalej. Bolała go ręka i to strasznie, ale kiedy skończył nareszcie pisać ostatnie słowo, poczuł ulgę. Nie wiedział nawet ile czasu minęło, ale według wskazówek na zegarze zbliżała się północ. Podszedł do biurka i rzucił plik z krwawymi napisami na jej biurko.

- Czy to wszystko? – Zapytał.

- Pokaż rękę, w której trzymałeś pióro Potter. – Powiedziała Umbridge, wyciągając swoją dłoń.

Chciał już wyjść z tego miejsca i dlatego pokazał jej tą rękę z krwawym, wyżłobionym napisem. Kobieta chwyciła szybko podawaną przez chłopaka dłoń, przyglądając się z uśmiechem napisowi. Wolną ręką sięgnęła po szklankę z alkoholem i wylała całą zawartość na ranę Gryfona. W pierwszej chwili, gdy rana ostro zapiekła chciał krzyknąć z bólu, jednak w porę ugryzł się w język i szybko wyrwał dłoń.

- To powinno przyśpieszyć gojenie, nie sądzisz? – Słodki głosik nauczycielki nie licował z dalszą częścią jej wypowiedzi. – Oh ... Chociaż to nalewka z chili, chyba bardziej podrażni ranę. Musiałam się pomylić, mam nadzieję, że nie będziesz mi miał za złe.

- Gdzież bym śmiał pani Profesor ... Czy to już wszystko? - Zapytał Harry, panując nad sobą ostatkiem sił.

- Na razie Potter owszem, ale gdy wróci Dumbledore wiedz, że pożałujesz, że zadarłeś z Wielkim Inkwizytorem Hogwartu i śmiałeś mi się przeciwstawić. – Oznajmiła na koniec Umbridge.

Harry tylko skinął głową i szybko opuścił gabinet, ściskając kurczowo prawą dłoń. Czuł teraz, jakby ktoś mu położył rozżarzony węgiel na ranę. Zaplanowała to suka, nie miał co do tego wątpliwości. Nie mógł iść do pielęgniarki, Ron z Hermioną również odpadali, nie mógł już znieść tego bólu, więc jedyne co mu przyszło do głowy, to była biblioteka.

Zanim wślizgnął się do ponurej biblioteki, upewnił się, że Filch mu nie przeszkodzi. Pelerynę niewidkę założył dopiero w środku, a przy zakładaniu pozwolił sobie na ciche jękniecie z bólu. Usiadł na pobliskim krześle wzdychając i oglądając swoją dłoń, która wyglądała teraz okropnie i jak na złość zaczęła dość mocno krwawić. Obejrzał się w stronę drzwi, czy przez przypadek nie zostawiał żadnych krwawych śladów, ale wyglądało na to, że nie. Nie mógł tego samego powiedzieć o swojej szacie. Podszedł do jednej z półek, gdzie były książki o magii uzdrawiającej, wziął jedną o najwyższym stopniu zaawansowania i wrócił do stolika. Krew wciąż się sączyła, co zaczęło działać mu już na nerwy. Trzeba było choć trochę opatrzyć tę ranę. Zaczął przeszukiwać swoją torbę w celu znalezienia czegokolwiek co mógłby przetransmutować w bandaż. Wziął pierwszą lepszą książkę i trzymając różdżkę w zdrowej ręce wypowiedział zaklęcie transumując, które ku jego zaskoczeniu nie poskutkowało. Zawsze był niezły w transmutacji książek, więc co się stało? Światło pochodni było słabe, postanowił poświecić sobie różdżką. Zauważył że trzyma w dłoni nie podręcznik, a tajemniczy dziennik, na który właśnie kapała krew z jego dłoni ... Zaklął siarczyście i rękawem szaty starał się zetrzeć krwawą smugę, kiedy nagle oślepiło go światło bijące z książki, która nagle uniosła się i otworzyła, po czym delikatnie opadła na stół. Zaskoczony Harry obserwował, jak na pustej stronie zaczynają pojawiać się słowa...

Nasz świat ma wiele fałszywych urojeń ... Białe nie zawsze jest białe, a czarne
nie zawsze pozostaje czarnym. Istnieje o wiele więcej barw, o których inni nie
mają pojęcia, bo są zwykłymi pionkami w rękach potężniejszych od siebie. Czy
jesteś wart mojej uwagi? Czy może ty również jesteś zwykłym pionkiem?