czwartek, 16 lutego 2017

Rozdział 17: Signum Temporis

Witajcie, no więc mamy druga aktualizację w ciągu miesiąca, normalnie szaleństwo! Zwłaszcza przez ilość tekstu która jest porównywalna do poprzedniego rozdziału, ale i tam wam mało! Wiem to! :). Przez choróbsko przez ostatni czas nie byłam w stanie normalnie funkcjonować a zajęcia i praktyki dodatkowo się mojej chorobie przysłużyły, więc 18 rozdział praktycznie nawet nie zaczęty. Z choroby został już tylko kaszel, więc pewnie wezmę się do roboty w najbliższym czasie. Dziękuję ślicznie za komentarze:

Raisa: Mam nadzieję, że ten rozdział rozjaśni Ci obecną sytuację naszych bohaterów.
Queen of the wars in the stars: Uwielbiam pełne emocji komentarze, zwłaszcza świeżo po tekście. Czytanie refleksji czytelników jest cudowne! Co do weny... Mam tę moc! Mam te moc!... :)
Monika Garbicz: Ten rozdział odpowie Ci na wszystkie twoje pytania :)
Kiminari: Kolejny pełny emocji komentarz, jestem w niebie :) Forma animagiczna Harry'ego na razie pozostanie tajemnicą, która się pewnie kiedyś tam wyjaśni. Nie jestem dobra w planowaniu rozdziałów, bo to nigdy nie wychodzi. Dziś zauważyłam, że sama zaczęłaś coś tworzyć, naprawdę się cieszę i postaram się jeszcze w tym tygodniu odpowiednio skomentować.
M: Dziękuję za pochwały ten rozdział powinien wszystko wyjaśnić ( A przynajmniej mam taką nadzieję)

Ostatnio przeczytałam pierwszy rozdział tego opowiadania, z jednej strony ciesze się, że mój styl tak się poprawił z drugiej strony mnie teraz irytuje, że tak to wygląda... Chcę go poprawić, ale z drugiej strony chcę wam dostarczać kolejne rozdziały ahh... dylematy... 

Betowała: Mato, która jak zwykle odwaliła kawał świetnej roboty!





Rozdział 17: Signum Temporis

Tom powracał do miasteczka w miejsce ogromnego wyładowania mocy przez kilka kolejnych dni, a raczej nocy. Miał nadzieję, że uda mu się znaleźć jakąś poszlakę dotyczącą Przeznaczonego. Po przemyśleniu sprawy Riddle był już pewien, że incydent został w jakiś sposób wywołany przez tą właśnie konkretną osobę. W końcu świadczyła o tym choćby magia, Natomiast o co dokładnie chodziło, czego wyładowanie dotyczyło, jak i czym się skończyło nie miał pojęcia. Po tygodniu usiłowań, Tom nadal nic nie znalazł i po prostu poddał się. Nie mógł jednak wyrzucić z myśli tamtego zdarzenia. Wciąż czuł jakieś dziwne uczucie gdzieś w głębi siebie, którego nie mógł nawet jednoznacznie określić. Powracało samoistnie, kiedy tylko zastanawiał się nad wydarzeniami w Hogsmeade. Po głowie chodziły mu najróżniejsze scenariusze dotyczące losu Przeznaczonego. Brał nawet pod uwagę jego śmierć. Tom doszedł do tego, że czasem zastanawiał się, czy aby nie popełnił błędu zaczynając tą znajomość, popartą tylko kilkoma krótkimi wymianami zdań. Póki co odczuwał same negatywne skutki posiadania Przeznaczonego, co go deprymowało. Westchnął czując ponowny ból głowy. Skrzywił się lekko dochodząc do wniosku, że za dużo spędził ostatnio czasu na rozmyślaniach i za bardzo skupił się na Przeznaczonym, którego być może, sądząc po ostatnich nader bolesnych doświadczeniach, jednak nie pozna.
Następnym etapem poszukiwań osoby, która mogłaby być Przeznaczonym, było sprawdzenie wszystkich uczniów z Gryffindoru pod pretekstem pomocy Slughorn'owi. Riddle ograniczył się do Gryfonów, kierując się znalezionym wcześniej szalikiem, który jak przypuszczał, był wskazówką w tym kierunku. Niestety, w efekcie przekonał się definitywnie, że nie czuje kompletnie niczego do żadnego ucznia z Gryffindoru. Ponieważ Przeznaczony wyraźnie ostatnio miał jakieś traumatyczne przeżycia i na zdrowy rozum powinien przebywać po tych wydarzeniach w szpitalu, Riddle zbadał również Skrzydło Szpitalne. Okazało się, według słów pielęgniarki, że ostatnio było puste. Tom, po tych zabiegach doszedł do wniosku, że tak naprawdę nie było punktu zaczepienia, a co za tym idzie szansy, by czegokolwiek dowiedzieć się o osobie, o którą mu chodziło.
Właśnie mijał kolejny wieczór, podczas którego Tom próbował czytać w swoim pokoju prefekta i za nic nie potrafił skupić myśli. Koło północy nie wytrzymał w swoim dormitorium i udał się do pokoju wspólnego, o tej porze już raczej pustawego. Pośród kilku uczniów, którzy wciąż jeszcze przebywali tutaj, zauważył Abraxasa, który przeglądał jakąś książkę. Tom wiedział, że blondyna również trapią wydarzenia z Hogsmeade. Malfoy milczał na ten temat, nie zadawał żadnych pytań, co według Riddle'a było rozsądne z jego strony, jednak często zawieszał wzrok na swoim przywódcy. Tom spokojnym krokiem podszedł do Abraxasa i usiadł z drugiej strony tej samej kanapy. Blondwłosy lekko drgnął, zerknął krótko znad książki rejestrując przybycie Toma i spuścił znów wzrok na czytane stronice. Po chwili poruszył się niespokojnie, po czym Tom usłyszał od niego ciche pytanie:

– Jak się czujesz? – Abraksas nawiązywał wyraźnie do wydarzeń sprzed tygodnia:

– Świetnie, w zasadzie jak nigdy dotąd.
– Czy ... co tam się w zasadzie stało? – Malfoy zapytał niepewnie, rozglądając się jednocześnie na boki w obawie o to, by nikt nie słyszał ich rozmowy.

– Dlaczego sądzisz, że zdradzę Ci powody i przyczyny mojego ostatniego stanu? – Odpowiedział Tom lustrując go wzrokiem, a Abraxas speszył się i to zastanowiło Riddle'a. Malfoy nigdy się w taki sposób nie zachowywał.

– Wybacz Panie ... – Padło w odpowiedzi ze strony Abraxas'a jeszcze ciszej, by nikt oprócz nich tego nie słyszał. Tom sam ustanowił taką zasadę, żeby przy świadkach zwracać się do niego po imieniu, a we własnym kręgu nazywać go Panem i wszyscy bez wyjątku trzymali się tego zarządzenia. Na tą prośbę Malfoy'a brwi Tom'a uniosły się lekko, a on sam zasugerował:

– Odnoszę nieodparte wrażenie, że chcesz mi coś powiedzieć.

– Nie ... to nic takiego naprawdę. Po prostu ostatnie zdarzenie było dla mnie nieco ... – Abraxas wyraźnie szukał słów, by wyrazić odczucia, a to też nie było zwyczajne dla niego zachowanie. Jak dotąd nigdy nie brakowało mu słów.

– Zaskakujące? – Podpowiedział Tom, a jego rozmówca jedynie skinął potwierdzająco głową. – Być może ... Nie wątpię, że zostawiłeś tą informację i swoje odczucia, czy też ewentualne przemyślenia dla siebie? – Riddle właściwie w to nie wątpił, ale tym razem w grę wchodziła jego słabość, którą Abraxas widział, dlatego wolał się upewnić.

– Oczywiście. To co wtedy widziałem zabiorę ze sobą do grobu. – Malfoy odpowiedział pewnie, zdecydowanym tonem, a w jego głosie słychać było szczerość. Doskonale znał konsekwencje braku dyskrecji. Widział słabość Tom'a, a to było niedopuszczalne. Gdyby pisnął choć słówko, nie uszedł by wtedy z życiem.

– Nie wątpię Abraxasie. – Potwierdził Riddle, a jego mroczny uśmiech utwierdził jedynie blondyna w przekonaniu. Rozmowa na tym się urwała, a Malfoy'owi ulżyło, gdy Tom zaczął czytać książkę. Odetchnął z ulgą uświadamiając sobie, że gdyby Riddle zaczął bardziej drążyć temat, mogłoby być nieciekawie. W trakcie krótkiej wymiany zdań Abraxas zauważył nerwowość Tom'a, dlatego wolał mu jednak nie podpaść. Teraz nawet trochę żałował, że nie przekazał Tom'owi dziennika od razu po znalezieniu, ale nie byłby Ślizgonem gdyby to zrobił. Niestety, teraz odnosił dziwne wrażenie, że im więcej czasu upływało, tym bardziej niebezpieczne stawało się przetrzymywanie tego niewinnie wyglądającego przedmiotu. Miał sporo do myślenia, co zrobić ze znaleziskiem. Jedną z opcji było szukanie Przeznaczonego Tom'a na własną rękę i oddanie tej osobie dziennika. Udałoby się wówczas upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Dziennik byłby oddany w najbardziej odpowiednie ręce, może dałoby się namówić Przeznaczonego, by nie zdradzał Tom'owi, że Abraxas tą rzecz przetrzymywał. Poza tym Tom nagradzał osoby, które najbardziej mu się przysłużyły, a odnalezienie tej szczególnej osoby chyba kwalifikowałoby się do miana przynajmniej sporej przysługi. Abraxas ziewnął dyskretnie i zamknął książkę. Spojrzał na wciąż zagłębionego w lekturze Tom'a. Dłuższa obserwacja doprowadziła Malfoy'a do wniosku, że Riddle wbrew pozorom nie czyta. Nie przebiegał wzrokiem tekstu, nie przewracał kartek, jago zamyślenie było tak głębokie, że nawet nie zareagował na ciche pożegnanie Abraxasa.

***

Kasandra obserwowała śpiącego chłopca. Był nieprzytomny już od ponad tygodnia. Na początku długo się wahała, czy nie wezwać magomedyka, ponieważ chłopiec przez pierwsze trzy dni wił się w bólu i gorączce. W końcu jednak podjęła decyzję utrzymania jego obecności w tajemnicy, bo przecież właściwie sama nie znała tożsamości tego dziecka. Zdecydowała, że każde jej kłamstwo spowodowałoby w przyszłości młodzieńcowi tylko kłopoty. Dlatego też w ostateczności nie wezwała nikogo i podawała mu we własnym zakresie eliksiry przeciwbólowe i przeciwgorączkowe. Po tym najgorszym okresie stan chłopca się ustabilizował. Wydawało się, że wszystko w jego organizmie wróciło do normy, ale nadal się nie budził, co powoli zaczęło Kasandrę niepokoić na różne sposoby. Martwiło ją, że się nie budzi, ale obawiała się również samego przebudzenia. Nie wiedziała jak powinna się zachować. Od razu przedstawić mu sytuację taką jaka była, czy początkowo nie mówić nic, a może powoli chłopca przygotowywać na niewątpliwy szok. Informacja, że nie przebywa się już w czasach, do których się przywykło i żyło od zawsze musiała być szokiem. „...Ten drań jak zwykle wszystko miesza ...” warknęła w myślach Kasandra pod adresem mężczyzny, który „dostarczył” jej „prezent”. I niemal podskoczyła na głęboki, zadowolony głos, który rozbrzmiał jej tuż koło ucha:

– Widzę, że często o mnie myślisz. – Zerknęła na stojącego tuż obok sprawcę całego zamieszania w nieodzownym cylindrze i z laseczką, po czym westchnęła i odparła:

– Ostatnio aż za często.
– Myślałem, że będziesz zachwycona z „prezentu”. Co jak co, ale to będzie naprawdę interesujące! – Powiedział wyraźnie podekscytowany. Na te słowa Kasandra uśmiechnęła się trochę ironicznie i siląc się na spokój stwierdziła:

– Nie trzymasz się żadnych reguł co? Jak Ci się to udało? Myślałam, że Signum Temporis dotyczy tylko Ciebie.

– Nie do końca. Jeśli zechcę mogę pomóc ... za niewielką opłatą, dostać się danemu człowiekowi, czy też magowi, do innego czasu. Większość niestety po prostu tego nie przeżywa. Chłopak wyraźnie nie chciał być w tamtym miejscu i czasie, mówił o tym, a nawet krzyczał. Trudno go było nie usłyszeć, więc mu pomogłem. Cena jak sama rozumiesz jest wysoka. Jak się obudzi, docenisz moje starania. Chociaż przyznam uczciwie, Ciebie również trochę to kosztowało. – Dokończył niewinnie, po czym roześmiał się wodząc palcem po plecach Kasandry, wyraźnie wskazując gdzie może sprawdzić ową cenę.

– Oczywiście. – Prychnęła rozdrażniona kobieta. – W końcu nie oczekiwałam niczego za darmo. Zwłaszcza od Ciebie. – Kiedy skończyła mówić uśmiechnięty mężczyzna po prostu zniknął bez słowa, a ona podeszła do lustra, rozpinając swoją suknię do połowy pleców i ustawiła się odpowiednio, żeby dojrzeć ich odbicie. Zegar, który na nich widniał uwidaczniał jedną zmianę. Wskazywał godzinę trzecią. Wzdychając już po raz kolejny dzisiejszego dnia, Kasandra zapięła suknię i wyszła do kuchni, by zrobić sobie coś na obiad. Otworzyła lodówkę i zmarszczyła brwi widząc jej zawartość. Bez dwóch zdań należało uzupełnić zasoby. Kobieta z niezadowoleniem pokręciła głową, ostatni raz zerknęła na chłopca stwierdzając, że ten nadal śpi. Była pewna, że w tym stanie w jakim się młodzieniec znajduje, nic sobie nie zrobi i wyszła na zakupy.

Kasandry nie było już w domu od jakiegoś czasu, kiedy drgnęły najpierw powieki, a później dłonie Harry'ego. Chłopak powoli otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju zdezorientowany,. Nie znał tego pomieszczenia. Usiadł na łóżku zastanawiając się, jak się tutaj znalazł, jednak żadna konkretna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. Ostatnie co pamiętał to zażycie trucizny Aragoga. Następnym co pamiętał był okropny ból. Miał niejasne wrażenie, że ktoś wtedy był przy nim, ale równie dobrze mogły to być jakieś majaki spowodowane cierpieniem. Harry potarł czoło i oczy w próbie dobudzenia się do końca i opadł na łóżko, kiedy wróciły do niego wszystkie wspomnienia i odczucia tamtego wieczoru. Chłopiec westchnął ze zniecierpliwieniem i postanowił odsunąć niechciane myśli i zająć czymś głowę. Nie miało na razie sensu rozpamiętywanie, kiedy nawet nie wiedział gdzie się znajduje. Kolejny raz potarł twarz, bo wiąż czuł się nie do końca obudzony, po czym podjął próbę wstania, żeby choć trochę rozejrzeć się po miejscu, w którym był. Poruszał się powoli, bo czuł się jakiś wyjątkowo słaby, ale dawał sobie radę do momentu, kiedy wstał na nogi. Momentalnie zachwiał się i runął z impetem na podłogę, słysząc jednocześnie jednym uchem dźwięk otwieranych drzwi, a następnie odgłosy biegu w jego kierunku. Chwilę później usłyszał kobiecy głos:

– O rany! Czekaj już ci pomagam! – Potem został podniesiony za pomocą magii i umieszczony ponownie w łóżku. Spojrzał na osobę, która mu pomogła i ze zdumieniem stwierdził, że nie zna tej kobiety. Tymczasem ona przysunęła sobie taboret i usiadła koło łóżka, które zajmował. Miała miły uśmiech, ale Harry wciąż nie był w stanie skojarzyć jej twarzy z nikim kogo znał. W końcu nie wytrzymał i zapytał:

– Kim Pani jest?

– Mam na imię Kasandra, znalazłam cię niedaleko Hogsmeade. Wyglądałeś, jakbyś potrzebował pomocy, dlatego aportowałam się z Tobą do mojego mieszkania. – Wyjaśniła życzliwie, a Harry odparł ze skruchą:

– Oh ... dziękuję i przepraszam za kłopot.

– To nic takiego. Powiedz jak się czujesz?

– W zasadzie nieźle. Jestem tylko jakiś dziwnie słaby. Kiedy chciałem wstać nogi mnie nie utrzymały i dlatego znalazłem się na podłodze. – Wyjaśnił, na co otrzymał odpowiedź, która wprawiła go w zdumienie:

– To normalne. W końcu od dziewięciu dni tutaj leżysz i Twoje mięśnie pewnie się trochę rozleniwiły przez ten czas.

– Jestem tutaj od dziewięciu dni? – Zaskoczenie chłopca było widoczne na twarzy. W następnej chwili Kasandra zauważyła pewne napięcie, kiedy zaczął się nad czymś gorączkowo zastanawiać. Kobieta postanowiła go nie nagabywać i nie popędzać. Z pewnością prędzej, czy później w rozmowach dojdą do każdego problemu, również tego podstawowego. Wypadało jednak odpowiedzieć, dlatego Kasandra potwierdziła krótko:

– Tak. – Cisza się przedłużała do chwili, kiedy młodzieniec potarł dłonią czoło i trochę niepewnie zapytał:

– Przepraszam, czy ma Pani może dzisiejszego Proroka Codziennego?

– Oczywiście, już Ci podaję. – Odpowiedziała kobieta, a w duchu skomentowała „... może to i dobrze, moje wątpliwości okazały się niepotrzebne. Wszystko za moment stanie się jasne, a główny problem wypłynie sam ...”. Wstała i wyszła z pomieszczenia by po chwili powrócić z gazetą w ręku. Podała mu ją z uśmiechem i rzuciła od niechcenia. – Kasandra

– Słucham? – Chłopak wydawał się zaskoczony i zdezorientowany, więc wyjaśniła z uśmiechem.

– Kasandra mam na imię jak już wspominałam wcześniej, więc proszę byś się tak do mnie zwracał. – Młodzieniec skinął potwierdzająco głową i skupił się na przeglądaniu gazety. Zapadła cisza i Kasandra nie mając innych zajęć obserwowała zajętego chłopca. Czekała na reakcję młodzieńca:

Na informację, że leży tu już dziewięć dni, pierwszą myślą Harry'ego było, że w gazetach z pewnością wybuchła sensacja. Już sobie wyobrażał te domysły, niestworzone historie, te nagłówki zaczynające się od: zaginięcie, wszczęto poszukiwania i tym podobne. Niemalże bał się wziąć tego dyżurnego szmatławca do ręki, ale nie miał wyjścia. Musiał wiedzieć co o nim wypisują. Na pierwszej stronie gazety nic nie było na jego temat, co przyjął jako swoisty cud, ale nie zadowolił się tym i zaczął systematycznie przeglądać strony. Po chwili dotarło do niego, że szata graficzna i format różnią się od tego co znał, ale w pierwszym momencie zignorował to, przypisując ten fakt jakiejś zmianie. Dotarł jednak w końcu do informacji sportowych i wpadł mu w oko wynik meczu Quidditch'a. Harry zamrugał w konsternacji i zmarszczył brwi. Na końcu relacji była data 07.11.1943 roku. Przyjrzał się dokładnie, ale data jakoś ani nie chciała zniknąć, ani się nie zmieniła. Powoli wrócił więc z powrotem na pierwszą stronę i tym razem zwrócił uwagę na datę wydania, Była o jeden dzień późniejsza niż dzień rozgrywek, ale rok wciąż był ten sam. Harry przygryzł wargę i niepewnie spojrzał na Kasandrę, po czym rzucił niepewnie:

– Emm ... przepraszam, ale to musi być jakaś pomyłka. Przez przypadek musiałaś mi dać jakiś archiwalny numer.

– Naprawdę? Jestem pewna, że to dzisiejsza gazeta.

– Tutaj jest data 1943 rok, a mamy przecież 1995. Chyba, że to jakiś żart. – Słysząc konkretne daty Kasandra zamyśliła się. Miała świadomość, że chłopiec w jej domu i ten z wizji to ta sama osoba. Teraz jeszcze dotarło do niej, że tragedia, którą widziała, rozegra się za trzy lata. Myśli tak ją pochłonęły, że do rzeczywistości przywołał ją dopiero głos chłopca:

– Kasandro? – Kobieta zamrugała i zadała pytanie zdawałoby się zupełnie od rzeczy w tym momencie, ale chciała zwracać się do chłopca bezpośrednio, żeby być może zmniejszyć jakoś szok, który z pewnością odczuje za moment:

– Jak masz na imię?

– Harry Potter. – Odpowiedział nieco zaskoczony.

– Harry, mamy w tej chwili taki rok, jaki widziałeś wydrukowany na pierwszej stronie gazety. Naprawdę. Nie oszukuję Cię, ani nie próbuję wprowadzić w błąd. – Niedowierzający wzrok chłopca powiedział jej, że na razie jeszcze nie uwierzył:

– To jakaś pomyłka prawda?

– Zapewniam Cię Harry, że to nie pomyłka. Ponieważ jednak trudno to wytłumaczyć słowami, pójdziemy na ulicę Pokątną. Myślę, że tam stanie się oczywiste, że faktycznie i gazeta i ja mamy rację. Nie oszukujemy. Najpierw jednak zjedzmy coś, a Ty musisz się trochę rozruszać. Wstań, musisz poćwiczyć chodzenie. – Mówiąc ostatnie słowa, kobieta wyciągnęła rękę w stronę Harry'ego, pomagając mu podnieść się z łóżka.

Podczas obiadu Harry był milczący. Kasandra nie dziwiła mu się. Nie co dzień człowiek się dowiaduje, że cofnął się o tyle lat do tyłu. Uważała, że chłopak i tak dobrze przyjął zaskakującą wiadomość. Pewnie dopiero się z nią oswajał z tą myślą.
Kiedy Harry skończył jeść i podziękował grzecznie, zaczął przechadzać się po mieszkaniu, by nieco się rozruszać, choć nadal milczał. Kasandra obserwowała jego wędrówkę, gotowa, zwłaszcza na początku, do pomocy. Przy okazji przyjrzała się chłopcu korzystając z okazji. Był naprawdę urodziwy, drobnej postury, ale zdecydowanie nie chuderlawy. Rysy twarzy miał delikatne, jednak to co przyciągało najbardziej wzrok, to jego oczy. Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknych oczu. Widziała już ten odcień zieleni w wizji, jednak na żywo był bardziej intensywny, wyrazisty i po prostu żywy. Przez myśl Kasandry przemknęło: „... Tom na pewno nie przejdzie obok niego obojętnie ...”. Kiedy było widać, że chłopiec porusza się już swobodnie, kobieta wskazała mu kominek. Sprawnie przenieśli się oboje do Dziurawego Kotła.

W pubie Harry rozejrzał się uważnie, ale nie dostrzegł żadnej różnicy. Już wcześniej się zastanawiał nad słowami kobiety, ale na razie to co mówiła, nie miało dla niego żadnego sensu. Przez chwilę nawet zaczął podejrzewać, że Kasandra ma coś nie tak z głową, jednak ostatecznie postanowił jeszcze wstrzymać się z podobnymi ocenami, póki nie wyjdzie na Pokątną i sam się nie przekona. Kasandra ruszyła w stronę baru, a Harry za nią, zastanawiając się co zamierza. Kobieta zamówiła sobie piwo kremowe, po czym spojrzała na Harry'ego i powiedziała:

– Zostanę tutaj, a Ty idź, rozejrzyj się po mieście. Będę na Ciebie czekać, nie musisz się spieszyć. – Harry skinął głową na zgodę i wyszedł z lokalu wprost na ulicę Pokątną.

– Oh ... – Wyrwało mu się, gdy tylko rozejrzał się po najbliższej okolicy. Niby wyglądała podobnie, ale już po chwili chłopak wypatrzył na czym polegały różnice. Budynki były inaczej pomalowane, niektóre z nich wyglądały na nowe, czy też nowsze, a niedaleko trwała budowa. Według pamięci Harry'ego w tym miejscu powinna znajdować się Lodziarnia Floriana Fortescue'a. Chłopak zamrugał z niedowierzaniem i patrzył przez chwilę jak budynek powstaje za pomocą czarów. Jego niewiara w to, że jest to jednak inna rzeczywistość zaczęła się powoli łamać, ale postanowił konsekwentnie rozglądać się dalej, żeby nie mieć żadnych wątpliwości. Ruszył więc przed siebie rzucając uważne spojrzenia na boki. Po chwili stanął przed sklepem, który w jego czasach prowadziła Madame Malkin. Teraz wyglądał trochę inaczej, nawet wystawę miał inaczej wyeksponowaną, choć wciąż był to sklep z odzieżą. Harry zastanowił się krótko i zdecydował wejść do środka. Podszedł do lady, do nieznanej mu kobiety w średnim wieku, która właśnie kroiła materiał za pomocą różdżki. Widząc go, natychmiast przerwała swoje zajęcie i podeszła bliżej zaczynając rozmowę:

– Dzień dobry! W czym mogę pomóc?

– Szukam ... chciałbym porozmawiać z Madame Malkin. – Zaryzykował Harry.

– No to masz szczęście! Rozalia się dziś rozchorowała i sama obsługuję. Masz więc okazję ze mną porozmawiać. W czym Ci mogę pomóc? – Zaskoczony chłopak przez moment wpatrywał się jedynie w jej twarz. Zapamiętał ją inaczej. Jako osobę dużo starszą z siwymi włosami, lekko zgarbioną. Teraz była dużo młodsza, wyprostowana i jakby milsza, ale po uważnym przyjrzeniu zauważył podobieństwa w układzie twarzy, oczach, kroju ust. Ten widok odebrał Harry'emu pewność siebie i był w stanie jedynie szepnąć:

– Madame Malkin?

– Tak to ja, potrzebujesz czegoś szczególnego?

– No tak, to ja … Wrócę tutaj później! – Spłoszony chłopak nie mógł jakoś wykrzesać z siebie słów pozwalających na prowadzenie jakiejś zgrabnej konwersacji. Rzucił jeszcze – Przepraszam. – I szybkim krokiem opuścił sklep ze świadomością, że to właściwie go przekonało, że nie musi widzieć niczego więcej. Niemniej wciąż obserwował i wyszukiwał świadectw odmienności.

Teraz zauważył, że czarodzieje i czarownice mijani na ulicy, byli inaczej ubrani. Może i średnio interesował się modą, ale nawet on był w stanie ocenić różnice w strojach widzianych jeszcze kilka dni temu i dzisiaj. Zaabsorbowany lustrowaniem ludzi po drodze, minął sklep z akcesoriami do Quidditch'a, ale po kilku krokach zatrzymał się, rejestrując ten fakt. Zastanowił się przez moment i stwierdził, że to co tam zastanie uzna za ostateczne potwierdzenie. Odwrócił się więc i podszedł do wystawy tego sklepu. Już na pierwszy rzut oka wiedział, że będzie musiał przyznać jednak rację Kasandrze. W centralnym miejscu była wystawiona niewątpliwie uznawana teraz za najlepszą miotłę Świetlista Smuga, a po bokach wyeksponowane zostały Zmiatacze 5. Kojarzył te drugie, ponieważ bliźniacy takimi się posługiwali. Harry pokręcił powoli głową w zdumieniu i postanowił wejść do środka, by rozejrzeć się w całym asortymencie. Już po chwili wiedział, że oprócz wystawionych mioteł, sklep posiada jeszcze Kometę i właściwie to było wszystko. Kiedy oglądał tą ostatnią miotłę, usłyszał za sobą głos sprzedawcy:

– Grasz w Quidditch'a. chłopcze?
– Tak – Harry potwierdził krótko.

– Na jakiej pozycji?

– Szukający. – Na tą odpowiedź, sprzedawca nabrał wiatru w żagle i zaczął szeroką wypowiedź:

– Obecnie naszą najlepszą miotłą jest Świetlista Smuga. Uważam, że jest to fenomenalna miotła dla szukających, ponieważ jest szybka i zwrotna co na tej pozycji jest oczywiście bardzo ważne, Dla innych zawodników to jednak stare dobre Zmiatacze są lepsze. Z pewnością o klasę dystansują Kometę. Chodź pokażę Ci Świetlistą Smugę, będziesz zaskoczony jak świetnie dopasowuje się do ręki.

– Nie, nie ja ... – Harry chciał się wycofać, jednak sprzedawca pociągnął go za rękę, kierując w stronę lady, spod której wydobył egzemplarz Świetlistej Smugi.

– Śmiało, przywołaj ją. – Zachęcił sprzedawca chłopca, więc Harry zdecydował, że czemu nie.

– Do mnie! – Zawołał, jednak miotła nawet nie drgnęła. Powtórzył wezwanie jeszcze kilka razy, ale efekt wciąż był ten sam. Sprzedawca zaczął się nawet zastanawiać, czy przypadkiem ten egzemplarz miotły nie jest wadliwy. W końcu sam przywołał Świetlistą Smugę raz, drugi i trzeci, po czym spojrzał z politowaniem na Harry'ego i zapytał kpiąco:

– Naprawdę grasz w Quidditch'a?

Harry miał ochotę zapaść się pod ziemię i to natychmiast. Pożegnał się więc cicho i pośpiesznie opuścił sklep odprowadzany lekceważącym spojrzeniem sprzedawcy. Stwierdził, że ma już dość dowodów na to, że niestety to Kasandra mówiła prawdę. Ma też powody do niepokoju i to poważnego. Jak to się stało, że nie był w stanie przywołać miotły?

Jakiś czas później Harry dotarł do Dziurawego Kotła i przekonał się, że Kasandra spokojnie czeka na niego, wciąż zajmując to samo miejsce. Na jego widok wstała i zapytała krótko:

– Wracamy? – Gdy potwierdził skinięciem, kobieta gestem zaprosiła go do kominka i już po chwili zniknęli oboje w zielonych płomieniach.

Kiedy znaleźli się już w domu Kasandry, Harry usiadł ciężko w kuchni przy stole i w milczeniu próbował znaleźć odpowiednie słowa, by wyrazić co w tej chwili czuje. Kilkukrotnie brał oddech, by jakoś rozpocząć rozmowę, ale za każdym razem rezygnował. W końcu kobieta, widząc jego wahanie, zdecydowała sama zacząć. Na początek przygotowania im obojgu herbatę, po czym usiadła przy chłopcu i zagaiła:

– Wiesz może czym jest Signum Temporis? – Zapytała, choć miała świadomość, że nie będzie tego wiedział. Młodzieniec oczywiście pokręcił głową przecząco, a Kasandra kontynuowała: – Signum Temporis jest zaklęciem czasu. Jesteś jednym z niewielu, którym udało się przeżyć podróż oraz zapłacić odpowiednią cenę, bowiem oczywiście za taką przysługę trzeba płacić.

– Zaklęcie czasu? Istnieje takie? Jaka cena? Komu płacona? Nie rozumiem. – Harry był zdezorientowany i wydawało mu się, że jakoś nie nadąża za tokiem myśli Kasandry. Miał też świadomość że bełkocze, ale nie był w stanie wygenerować jak na razie spójnej myśli:

– Spokojnie Harry, powoli do wszystkiego dojdziemy i zrozumiesz więcej, A teraz powiedz mi, pamiętasz może co powiedziałeś nim straciłeś świadomość? – Przedłużające się milczenie Harry'ego było bardzo wymowne, dlatego kobieta nie przedłużała ciszy, ale kontynuowała: – Słowa powiedziane w stanie naprawdę silnego wzburzenia posiadają wielką moc. Myślę, że to właśnie dlatego tutaj się znalazłeś. Harry zamrugał szybko, kiedy wywód Kasandry trafił do jego świadomości i ułożył się tam w logiczną całość, po czym zerknął na nią podejrzliwie i zapytał:

– Skąd o tym wszystkim wiesz?

– Nie wiem czy w Twoim czasie o mnie słyszałeś, dlatego się przedstawię pełnym imieniem i nazwiskiem. Jestem Kasandra Tralawney i jestem wieszczką. Niektóre rzeczy po prostu wiem z racji tego kim jestem. – Niedowierzanie na twarzy Harry'ego wprowadziło Kasandrę trochę w błąd. Myślała, że chłopiec nie wierzy, że jest tym kim jest, ale kiedy padło z jego ust pytanie, okazało się, że zdziwienie dotyczyło zupełnie czego innego:

–Tralawney? Więc znasz może Sybillę? – Teraz przyszła kolej na Kasandrę, by w zdumieniu unieść brwi:

– Tak nazywa się moja wnuczka ... Oh! Więc znasz ją! Powiedz co porabia w Twoich czasach?

–Jest moją nauczycielką wróżbiarstwa ...

– Naprawdę? Myślałam, że jestem ostatnią z naszego rodu, która posiada dar. Dzięki Merlinowi to jednak najwyraźniej nieprawda. Moja córka nie odziedziczyła daru i myślałam, że tak już zostanie.

– Tak naprawdę to Twoja wnuczka nie ma daru. To znaczy nie zupełnie, czasem ma przebłyski, ale chyba tylko … no trochę. – Harry sapnął i umilkł skonsternowany swoimi słowami. Widząc, że Kasandra słucha z zainteresowaniem i chyba nie ma mu za złe tego co powiedział, podjął temat: – No owszem, uczy nas, ale jestem pewien, że wszystkie przepowiednie, które do tej pory od niej usłyszeliśmy są stekiem bzdur. Mam nadzieję, że Ciebie tymi słowami nie uraziłem. Podobno kiedyś ktoś słyszał od niej jedną, czy tam kilka przepowiedni prawdziwych, ale nie wiem. Swoją drogą, to kiedyś chyba czytałem o Tobie ... Więc naprawdę potrafisz przewidzieć przyszłość?

– Tak. Chociaż nie wygląda to chyba tak, jak sobie wyobrażasz. Człowiek jest sam kowalem własnego losu, choć nie zawsze da się oszukać przeznaczenie. I teraz posłuchaj mnie bardzo uważnie Harry. To, że podchodzisz z przyszłości musi zostać tylko między nami. Osoby z tych czasów nie mogą wiedzieć co będzie. Skutki mogą być wtedy katastrofalne. Jedno niechcący wypowiedziane słowo, może zaważyć na życiu różnych osób w przyszłości. Inne słowo może doprowadzić do tego, że ktoś się nie urodzi na przykład. Rozumiesz te zasady, prawda?

Harry słuchał kobiety uważnie, a kiedy skończyła zamyślił się głęboko przetrawiając informacje. Bezwiednie przesunął rękę i przez przypadek strącił ze stołu kubek z nie dopitą herbatą, który roztrzaskał się na kilka kawałków. Natychmiast zerwał się i szybko zaproponował:

– Przepraszam, zaraz to naprawię. – Wyciągnął różdżkę i rzucił reparo. Oczywiście nic się nie stało, bo w ferworze zapomniał, że z jego magią coś jest nie tak jak należy. Teraz, kiedy problem powrócił, chłopak zaczął panikować. Pewnie straciłby panowanie nad sobą, gdyby nie Kasandra, która spokojnie, delikatnie ujęła go za ramiona i poprosiła:

– Harry uspokój się.

– Dlaczego nie mogę używać magii?! – Krzyknął chłopak, roztrzęsiony. – Czy to jest ta cena, którą muszę zapłacić?! Chyba trochę wygórowana!

Tym razem to Kasandra się zamyśliła. Chłopak poruszył ważną kwestię. Właściwie nie wiedzieli jaką cenę musiał zapłacić, dlatego nie mogła tak od razu zapewnić go, że nie ma problemu i to tylko chwilowy zanik magii. Musiała to sprawdzić. Na początek kazała mu spróbować rzucić kilka prostych zaklęć. Jednak żadne z nich nie poskutkowało, a Harry zaczął być coraz bardziej przerażony. Kasandra jednak jeszcze się nie poddawała, kazała mu usiąść i postanowiła za pomocą swojej magii sprawdzić ten problem u źródła. Wytłumaczyła chłopcu, że zamierza dotrzeć do jego magicznego rdzenia, by przekonać się, czy jest on aktywny. Dlatego też zapytała Harry'ego, czy wyraża na to zgodę. Oczywiście chłopak się zgodził, więc Kasandra zamknęła oczy by się skupić i sięgnęła magią ciała chłopca. Już po chwili dotarła do magicznego rdzenia młodzieńca i aż sapnęła z zaskoczenia, gdy zamiast jednego, zobaczyła aż trzy różne rdzenie splecione ze sobą. Jeden z nich wyraźnie uformował się niedawno. Wszystkie rdzenie były aktywne, a w głównym magia była jakby przytłumiona i częściowo wyczerpana. Kasandrze tyle wystarczyło, by znaleźć odpowiedź na problemy Harry'ego. Wycofała swoją magię z ciała chłopca i otworzyła oczy, napotykając przestraszone spojrzenie młodzieńca:

– Harry, nie jest tragicznie. Niedługo znowu będziesz mógł używać swojej magii. Teraz nie możesz, ponieważ Twój rdzeń magiczny musi się zregenerować, co może trochę potrwać. Twoja magia była nośnikiem skoku w czasie, a to nie przelewki i prawdopodobnie właśnie ona była Twoją ceną. – Wyjaśnienia wywołały u Harry, ego uczucie ulgi, która pojawiła się też na jego twarzy. Pierwszym pytaniem jakie mu przyszło do głowy było:

– Ile to może potrwać?

– Nie wiem, jednak myślę, że maksymalnie kilka miesięcy.
– Kilka miesięcy ... – Chłopak był zmartwiony, chociaż po chwili filozoficznie dodał: – Lepiej późno niż wcale. – Kasandra w tym stwierdzeniu zauważyła nadzieję, na powrót chłopca do równowagi, więc postanowiła wlać w niego otuchę na przyszłość:
– Normalnie regeneracja zachodzi szybciej, ale Ty przekroczyłeś granice czasu i właściwie nie wiemy jak szybko Twoja magia dojdzie do siebie po takim doświadczeniu. Zobaczymy. Będziemy ten proces obserwować. Harry ... posłuchaj mnie uważnie. Uważam, że nie znalazłeś się tutaj bez przyczyny. Jak Cię zabrałam do siebie, byłeś w fatalnym stanie fizycznym i psychicznym. Byłeś co prawda nieprzytomny, ale w głowie miałeś zamęt i rozpacz. Ktoś taki jak ja dostrzega takie rzeczy. Nie będę pytać co się wydarzyło tam skąd przybyłeś bo widzę, że nie chcesz o tym rozmawiać. Szanuję Twoją wolę, ale czy nie pomyślałeś, że to może być Twoja szansa, by zacząć wszystko od nowa? Tutaj masz czystą kartę. Nikt nie wie kim jesteś, jaki jesteś, co zrobiłeś, a czego nie dokonałeś. Pomyśl o tym, dobrze? I gdy już sobie wszystko przemyślisz, daj mi znać, a wtedy zastanowimy się co dalej. A teraz wyśpij się. Dziś miałeś wystarczająco dużo wrażeń. – Harry westchnął ciężko, na co Kasandra uśmiechnęła się pokrzepiająco. Chłopiec westchnął ponownie, po czym odwrócił się i znaną sobie już drogą podreptał do łóżka, korzystając z porady. Nie zasnął od razu. Przez długi czas zastanawiał się nad słowami Kasandry. To co mówiła miało sens, rzeczywiście tutaj nie był znany. Martwił go co prawda brak magii, ale skoro Kasandra powiedziała, że w ciągu kilku miesięcy odzyska możliwość czarowania to ufał, że wszystko będzie w porządku. Nie miał powodu żeby nie ufać kobiecie, zwłaszcza po tym co dla niego zrobiła. W końcu mogła zostawić go tam gdzie leżał kiedy tu przybył. Harry westchnął po raz trzeci i niewiele później zapadł w sen.

Obudził się późnym południem zdziwiony, że tak długo spał. Zajrzał do kuchni w poszukiwaniu Kasandry, ale jej nie było. Zajrzał do jej gabinetu, ale ten również był pusty. Wrócił ponownie do kuchni i dopiero teraz dostrzegł na stole kartkę z krótką wiadomością:

Wrócę późno. Lodówka jest do Twojej dyspozycji”

Na myśl o lodówce poczuł głód. Na kuchence stał garnek z wczorajszą zupą, którą chłopak odgrzał i zjadł. Następnie, by zabić nudę i zapełnić sobie czymś czas, postanowił poczytać książkę o składnikach eliksirów, którą kupił tamtego felernego dnia. Kiedy ją otworzył, aż wstrzymał oddech z zaskoczenia. Nie było tekstu. Książka była pusta. Harry zmarszczył brwi w zamyśleniu, po czym rozpakował całą zawartość torby w nadziei, że nie wszystko stracił. Eliksiry wydawały się być w porządku, ale dla pewności odkorkował kilka buteleczek i powąchał. Nic się nie zmieniło. Jad akromantuli również się nie zmienił. Sprawdził pelerynę niewidkę zakładając ją i tu przeżył kolejne zaskoczenie. Okazało się, że jest teraz zwykłym kawałkiem materiału, który nie ma w sobie żadnej magii. Wszystkie inne przedmioty w torbie, były takie jakimi je pamiętał. Zastanowił się krótko i zupełnie nagle zdał sobie sprawę, że jednak brakowało czegoś istotnego. Nie było dziennika! Wątpił, by wieszczka ruszała jego rzeczy, ale przyszło mu do głowy, że może dziennik wypadł przy Wrzeszczącej Chacie. Może gdzieś tam leży. Oczywiście była to głupia nadzieja i głupie działanie, ale niewiele się zastanawiając Harry ruszył w stronę kominka i rzucając garść proszku fiu udał się do Hogsmeade.

Tym razem różnice w wyglądzie miasteczka i ludzi w nim mieszkających nie wytrąciły go z równowagi. Znał to już z Pokątnej. Od razu pobiegł w kierunku Wrzeszczącej Chaty mając nadzieję, że być może wciąż tam jest jego dziennik. Po pewnym czasie dotarł na miejsce, które aktualnie kojarzyło mu się wyłącznie z bólem i smutkiem, i zaczął przeszukiwać wszystko wokół bardzo dokładnie. Nic tu nie było. Wciąż nie tracąc nadziei poszerzył krąg poszukiwań o około sto metrów. Efekt był niestety ten sam. Kiedy zaczęło się ściemniać, dalsze poszukiwania stały się bezsensowne i chłopak ruszył w drogę powrotną. Zresztą Harry zdążył dojść do mało budującego wniosku, że jeśli zgubił dziennik w swoich czasach, to nie miał szans teraz go odnaleźć. Co prawda był prawie pewien, że schował go do torby, ale równocześnie odnosił jakieś dziwne wrażenie, że wówczas by go nie szukał. Co prawda dziennik nie był sprawą życia lub śmierci, ale jednak Harry'emu przykro było, że zgubił rzecz dla siebie cenną, łączącą go z życzliwą osobą. Zastanawiał się nawet, czy jego Przeznaczony jakoś zareagował na ostatnią wiadomość ... kiedy ta myśl przemknęła przez umysł chłopaka, ten prychnął z politowaniem bardzo po snape'owsku, po czym wzruszył ramionami. Cofnął się w czasie o pięćdziesiąt dziewięć lat, jego Przeznaczany mógł się jeszcze nie urodzić.

Po nieudanych poszukiwaniach Harry wrócił do domu wieszczki za pomocą sieci fiuu. W mieszkaniu panowała ciemność, więc domyślił się, że Kasandra wciąż nie wróciła. Dla zajęcia sobie czymś czasu wziął najnowszego Proroka Codziennego i kładąc się na łóżku zaczął go czytać. Musiał się trochę dowiedzieć o tych czasach, skoro miał tu żyć. W nagłówku najnowszego numeru widniał tytuł „Grindelwald ponownie uderza!”. Harry uważnie przyjrzał się magowi na okładce i w rozbawieniu pokręcił głową. Czarodziej wyraźnie pozował osobie, która robiła zdjęcie. Uśmiechał się z widoczną wyższością i nawet na zdjęciu emanował wielką siłą. Harry skończył analizować wizerunek maga i wrócił do czytania tekstu:

Grindelwald ponownie uderza!

Poprzedniej nocy, ósmego listopada, miał miejsce kolejny atak
czarnoksiężnika Gellert'a Grindelwald'a. Tym razem jako cel została
wybrana mała wioska u wybrzeży Wielkiej Brytanii.
„Zamieszkiwali ją zarówno czarodzieje jak i mugole.
Ci drudzy zostali wybici do nogi i mówiąc „wybici” mam na myśli
totalną masakrę.” – Relacjonował naszej gazecie jeden z magomedyków,
którzy pojawili się kilka godzin po ataku na miejscu wydarzeń.
Kilku magów uszło z życiem, ale są w stanie bardzo ciężkim
i nie wiadomo czy przeżyją. Magomedycy robią wszystko, by im pomóc,
ale czy to wystarczy … czas pokaże.
Nasza gazeta uzyskała nie potwierdzone informacje, że
Ministerstwo Magii rozważa możliwość wysłuchania żądań
mrocznego maga. Obecny rząd w widoczny sposób
nie radzi sobie z niebezpieczeństwem jakim jest Grindelwald. Ile
musi zginąć osób, by Ministerstwo Magii zaczęło w końcu skutecznie
działać? Choćby w taki sposób, by podjąć decyzję o współpracy
z mugolskimi i innymi Ministerstwami w celu skoordynowania
wspólnych działań skierowanych przeciw mrocznemu czarodziejowi?

Harry uważnie przeczytał cały artykuł do końca. Odniósł dziwne wrażenie, że jeśli chodziło o Ministerstwo Magii, to w każdych czasach wykazywało ono zupełny brak pomysłu, zaangażowania, czy też wręcz odwagi do walki z Czarnymi Panami danych czasów. Urzędnicy tam pracujący się zmieniali, ale widocznie zaangażowanie w politykę blokowało jakoś ich zaangażowanie. Harry'emu nazwisko Grindelwald nasunęło jeszcze inne myśli. na odwrocie jednej z kart Czekoladowych Żab z wizerunkiem Dumbledore'a było napisane, że dostał on Order Merlina pierwszej klasy za pokonanie właśnie Grindelwald,a. O ile pamięć Harry,ego nie zawodziła, było to chyba w 1945 roku, wniosek z tego płynął, że miało to nastąpić dopiero za dwa lata. Harry westchnął i zabrał się za inne artykuły. W trakcie czytania, nie wiedząc nawet kiedy, po prostu zasnął.

Obudził się jakiś czas później i zauważył, że ktoś zabrał gazetę, przykrył go kołdrą, a na stoliku nocnym postawił szklankę wody. Widok wody sprawił, że Harry poczuł pragnienie i nie zastanawiając się wiele opróżnił ja całą. Nie wydawało mu się słusznym zostawiać ją przy łóżku, więc ruszył w stronę kuchni, by odnieść naczynie. Tam spotkał Kasandrę, która czytała Proroka popijając kawę. Nie chcąc przeszkadzać, chłopak w milczeniu również przygotował sobie kawę i przysiadł obok niej:

– Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? – Zagaiła Kasandra zerkając na niego znad gazety.

– Paru rzeczy owszem. Przede wszystkim zauważyłem, że zawsze się znajdzie jakiś mroczny czarodziej, który będzie terroryzował mugolskie i magiczne społeczeństwo. – Powiedział spokojnie chłopiec, a kobieta smutno się uśmiechnęła składając dziennik i odkładając go na bok.

– Jak już pewnie się zorientowałeś naszym obecnym zmartwieniem jest Grindelwald i wnioskując z Twoich słów nie jest to ostatni mroczny czarodziej. – Harry skinął głową, chwilę się zastanowił i zadał pytanie na trochę inny temat:

– Czy potrafisz też przewidywać przyszłość?

– W pewnym sensie tak. Cieszy mnie, że poruszyłeś ten problem. To świadczy o Twojej rozwadze. Oczywiście mogę przewidywać przyszłość dla innych, a nigdy dla siebie. Prawo magii. Dlatego tak ucieszyła mnie wiadomość dotycząca Sybilli. Jednak proszę, żebyś nie robił już więcej wyjątków. Nic więcej nie zdradzaj! – Kasandra uśmiechnęła się i żartobliwie pogroziła palcem.

– Zapamiętam. – Harry odwzajemnił uśmiech, po czym nawiązał do innego gnębiącego go kłopotu. – Kasandro, pamiętasz jak mnie znalazłaś niedaleko Hogsmeade? – Kobieta skinęła głową, a chłopak kontynuował: – Nie widziałaś może koło mnie, albo chociaż niedaleko, takiego dziennika w skórzanej oprawie? Przeszukałem wszystkie swoje rzeczy, a nawet poszedłem wczoraj na miejsce, gdzie mnie znalazłaś z nadzieją, że może gdzieś leży zapomniany. Oczywiście była to głupia nadzieja, ale … Zresztą moje poszukiwania skończyły się na niczym. Nigdzie go nie było. To dla mnie bardzo ważny przedmiot. Szkoda, że zniknął.
– Przykro mi Harry, ale jestem pewna, że niczego tam nie widziałam. Oczywiście mogłam coś przegapić, ale nie pamiętam żadnych rozrzuconych rzeczy. – Przyznała smutno Kasandra, doskonale wiedząc o jakim dzienniku chłopiec mówił. Brak tego przedmiotu trochę ją zaniepokoił.
– Trudno. W końcu istnieje możliwość, że został w przyszłości. – Harry westchnął z nostalgią, po czym ożywił się trochę i nawiązał do jeszcze innej sprawy, która zajmowała jego myśli: – Wiesz, mam pewną książkę z przyszłości. Kupiłem ją niedługo przed tym, zanim się tu znalazłem. Chciałem ją sobie tutaj poczytać, ale nic z tego nie wyszło. Okazała się być pusta. Ma czyste stronice. To zresztą nie wszystko. Miałem ze sobą również pelerynę niewidkę. Okazuje się jednak, że w tej chwili jest to zwykły, nie magiczny płaszcz. Dlaczego tak się stało? Umiesz to wytłumaczyć?

– Z książką może być tak, że po prostu nie została jeszcze napisana. W tych czasach nie może jeszcze istnieć, dlatego tekst zniknął z jej stron. – Snuła domysły Kasandra: – Co do peleryny … tak się zastanawiam ... skąd właściwie ją masz?

– To pamiątka po moim ojcu. Ponoć jest w naszej rodzinie od pokoleń.

– Rozumiem, no to mamy rozwiązanie! – Ucieszyła się kobieta, a widząc zdumiony wyraz twarzy Harry'ego dopowiedziała: – Na dzień dzisiejszy peleryna jest używana przez Twojego przodka, zapewne dziadka. Ponieważ już tutaj istnieje, dlatego Twój egzemplarz, który w istocie byłby zdublowanym przedmiotem, nie może tu funkcjonować. Czas ma swoje prawa i Twoja peleryna straciła swoje magiczne właściwości na rzecz oryginału używanego w tych czasach przez Twoją rodzinę.

– No tak, teraz rozumiem. – Harry pokiwał głową po czym dodał: – Rozumiem, choć żałuję, że nie będę już mógł używać czegoś, do czego się przyzwyczaiłem. – Po tym stwierdzeniu nastała chwila ciszy, po czym Kasandra zaczęła z innej beczki:

– Przemyślałeś to o czym Ci ostatnio mówiłam?
– Tak, I wiem, że masz rację. Mam jednak mieszane uczucia. – Kobieta uniosła pytająco brew, a Harry widząc to wyjaśnił: – Chodzi o to, że nie mam pojęcia co mogę teraz robić. Nie ukończyłem szkoły i nie mogę używać póki co magii, więc perspektywy na ten moment są bardzo ograniczone. Właściwie, to jestem trochę przerażony, bo nie widzę zupełnie dla siebie zajęcia.
– Rozumiem. Wobec tego posłuchaj. Wczoraj rozmawiałam z Armando i od przyszłego tygodnia możesz zacząć naukę w Hogwarcie. Co o tym sądzisz? – Zaskoczony Harry wstrzymał oddech, a chwilę potem wyjąkał:
– A … ale jak to? Kim jest Armando? – Kasandra uśmiechnęła się wesoło i wyjaśniła:
–Armando Dippet jest obecnym dyrektorem Hogwartu i moim przyjacielem. Dlatego z nim porozmawiałam, a dzięki tej rozmowie możesz kontynuować naukę na szóstym roku. Oficjalna wersja jest taka, że zostałeś przeklęty przez Grindelwalda i nie możesz póki co używać magii. Do oficjalnej wersji należy też fakt, że jesteś moim dalekim kuzynem. I jak Ci się podoba takie rozwiązanie? – Harry uśmiechnął się niepewnie w odpowiedzi i odetchnął, po czym odpowiedział:

– Bardzo Ci dziękuję Kasandro. Rozwiązałaś w ten sposób mój największy dylemat, ale chyba pomyliłaś się co do jednego. Byłem na piątym roku nie na szóstym.

– Oh ... mój błąd! – Krzyknęła teatralnie kobieta mając świadomość, że był to w jej wykonaniu zamierzony błąd. Celowo chciała posłać chłopca na szósty rok, by ułatwić dwójce Przeznaczonych bliższe poznanie. Teraz, kiedy dowiedziała się, że Harry nie ma dziennika, tym bardziej była zadowolona ze swojego pomysłu i nie miała ochoty z niego zrezygnować. To wszystko przemknęło jej przez głowę kiedy głośno, na użytek Harry'ego, zastanawiała się nad sprawą: – Hmm ... nie chciałabym teraz wprowadzać żadnego zamieszania, bo dyrektor zaczął już przygotowania i na następnej radzie nauczycielskiej miał opowiedzieć o twojej przypadłości ... Hmm co by tu zrobić … – Zawiesiła głos i czekała na reakcję chłopca, równocześnie odczuwając małe wyrzuty sumienia, że jest zmuszona do manipulacji. Robiła to dla dobra Harry'ego, ale jednak.

– Myślę, że to nie będzie jakiś większy problem... Najwyżej będę musiał nieco nadrobić materiał. – Odpowiedź młodzieńca zgadzała się z tym, co Kasandra chciałaby usłyszeć. Kobieta, czując wciąż niepokój sumienia, równocześnie wobec Harry'ego okazała radość:

– Naprawdę przepraszam i dziękuję za Twoją wyrozumiałość. – Harry potwierdził skinieniem głowy, ale widać było, że usilnie nad czymś myśli. Po chwili zebrał się w sobie i powiedział:

– Tak się zastanawiam. Mam na myśli doświadczenia z moich czasów. Jestem pewny, że nic nie powiem o przyszłości, mam wprawę w dochowywaniu tajemnic, ale jeśli ktoś będzie próbował to ze mnie siłą wyciągnąć? Co wtedy? Nigdy nie byłem dobrym oklumentą i wątpię bym mógł się obronić. – Tym razem nadszedł czas na zamyślenie Kasandry. Rzeczywiście, chłopiec był przewidujący, a ona poza tym wiedziała że Tom, z którym Harry będzie miał do czynienia, jeśli będzie chciał czy też musiał, nie zawaha się przed penetrowaniem myśli Harry'ego. Kasandra westchnęła i stwierdziła krótko:

– To może być faktycznie problem. Sądzę jednak, że uda mi się temu zaradzić. Dziś nie czuję się już na siłach nad tym pracować, ale właściwie nie ma też i wielkiego pośpiechu. Jutro zajmiemy się tym kłopotem. Teraz, jeśli pozwolisz, udam się do siebie, żeby odpocząć. Myślę, że pojawię się wieczorem. Czuj się jak u siebie. Jeśli będziesz głodny, wiesz gdzie jest kuchnia. – Harry w odpowiedzi uśmiechnął się tylko i już po chwili obserwował Kasandrę zamykającą drzwi do swojej sypialni. Chłopiec westchnął i w zamyśleniu rozejrzał. W kuchni nie było nic interesującego jeśli chodziło o zajęcia, ale w pokoju widział półkę z książkami. Postanowił, że w ramach czucia się jak u siebie, wybierze jakąś i poczyta. Przynajmniej zajmie czymś czas, a i z pewnością dowie się nowego. Z tym postanowieniem wyszedł z kuchni.

Tymczasem Kasandra odwróciła się od drzwi i pokręciła głową w niedowierzaniu, na widok, który ukazał się jej oczom. W fotelu rozsiadł się jej stary znajomy w garniturze, laseczka stała oparta o stolik, a na stoliku spoczywał cylinder i otwarta butelka jej wina i kieliszek nim napełniony. Mężczyzna kurtuazyjnie wskazał sąsiedni fotel, a Kasandra zanim go zajęła wyciszyła pomieszczenie. Kiedy usiadła, bez słowa sięgnęła po kieliszek i upiła łyk alkoholu. Jej znajomy obserwował poczynania kobiety z uśmiechem, a na koniec zapytał:

– Wiesz dlaczego Cię lubię Kasandro? – Siedząca naprzeciw niego odpowiedziała uśmiechem i trochę ironicznie stwierdziła:

– Może dlatego, że odwalam za Ciebie brudną robotę? Zastanawiam się co byś zrobił, gdybym nie wytłumaczyła chłopcu jak ma postępować. Ma w końcu wiedzę z przyszłości. Czyżbyś oczekiwał jakiegoś zamieszania? – Z twarzy mężczyzny nie schodził uśmiech, upił nieco wina i skomentował:

– To do Ciebie moja droga nie pasuje. Troszkę zepsułaś mi zabawę, przyznam. Dobrze wiesz jaki powstałby chaos, gdyby nieświadom niczego chłopiec zaczął egzystować w tym świecie. Pewnie jakaś tam równowaga zostałaby zachwiana, a Ty jesteś po prostu za dobra. Nie chciałaś widzieć takich skutków, zwłaszcza, że byłaś w stanie temu zaradzić. Nie patrz jakbyś miała mnie zamiar zamordować. W końcu i tak dałem Ci spore fory w naszym małym zakładzie i Twoja cena nie była wysoka.

– Masz rację, tylko obyś tego nie żałował. – Prychnęła w odpowiedzi Kasandra, zakładając nogę na nogę i uśmiechając się przebiegle. Mężczyzna odpowiedział szerokim uśmiechem i aprobującym skinieniem głowy:

– I to jest duch walki. Powiedz mi jednak … posyłając chłopaka do Hogwartu nie będziesz mogła mieć na niego oka, jak to przetrwasz?

– Owszem, ale spędziłam z nim już trochę czasu. Wystarczająco dużo, bym miała pewność, że sobie poradzi. Poznałam również Toma i jestem przekonana, że zwróci uwagę na Harry'ego. – Na te słowa mężczyzna uśmiechnął się złośliwie i rzucił:

– Riddle'a pociąga przede wszystkim potęga. Dlaczego sądzisz, że zainteresuje się nowym uczniem, który nie potrafi z siebie wykrzesać magii?

– Domyśliłam się, że to było Twoją ceną wobec Harry'ego. Gdyby chłopak prezentował swoje zwyczajne zasoby magii, Tom wyczułby w nim swojego Przeznaczonego. Magia by go przyciągnęła, a tak nie będzie czuł nic. Ale wiesz co? Wierzę, że siła ich uczuć będzie silniejsza i nawet ktoś taki jak Tom złamie swoje zasady. Poza tym Harry ma w sobie coś takiego, że nie można od niego oderwać oczu. Przypuszczam więc, że magia będzie tutaj zbędna.

– Jesteś bardzo pewna swego. To dobrze. Przyjemnie będzie Cię oglądać, gdy okaże się, że jednak to ja miałem rację.

– I vice versa. I wiesz, następnym razem, kiedy będziesz chciał mnie odwiedzić, zabierz ze sobą jakiś dobry trunek. Jak doskonale wiesz tak wypada, gdy udajesz się z wizytą do kobiety. Za każdym bowiem razem obficie się u mnie częstujesz i jak widzę nawet ostatnia, schowana butelka nie powstrzymała Cię od znalezienia jej, otworzenia i spożycia. Doprawdy ...

– Spodziewałem się, że nie będziesz chciała mnie poczęstować i najchętniej wysłałbyś mnie do wszystkich diabłów jak to ostatnio powiedziałaś, gdy upomniałem się o tą butelkę. Dlatego zdecydowałem się przejąć inicjatywę. Naprawdę wspaniały rocznik. Zdecydowanie wiesz co dobre. – Po tych słowach oblizał sugestywnie wargi chichocząc, gdy kobieta przewróciła oczami z irytacji.

– Pamiętaj, że masz nie ingerować w Hogwarcie w stosunki między Tom'em, a Harry'm. Zakład obejmował tylko ścieżki i tego mamy się trzymać. – Ostrzegła Kasandra z chytrym uśmieszkiem, na co mężczyzna uniósł obronnie ręce zapewniając:

– Doskonale pamiętam zasady moja droga. Myślę, że już czas na mnie. Sama rozumiesz ile mam obowiązków.

– Czasem w to wątpię skoro znajdujesz wolne chwile, by uprzykrzać mi życie.

– Jak zwykle taka nieczuła. – Zachichotał mężczyzna i bez zażenowania zgarnął ze stolika do połowy napełnioną butelkę. Z niewinnym uśmiechem schował ją w wewnętrznej kieszeni garnituru, ukłonił się nisko z cylindrem w dłoni, założył go na głowę, uśmiechnął na pożegnanie i zniknął.

– Cholerny drań. Zdecydowanie nie zapomnę mu tej butelki. – Skomentowała tą wizytę kobieta i nie zwlekając, zmęczona, położyła się spać.

***
Do końca tygodnia, codziennie, Kasandra sprawdzała poziom magii Harry'ego,. Rokowania były pozytywne. Rdzeń magiczny bardzo powoli, ale jednak się regenerował. Ponieważ Harry nie miał podręczników, udali się do miasteczka na zakupy. Ponieważ w tych czasach Harry nie posiadał żadnych funduszy, kobieta zaproponowała pomoc, a na zapewnienia chłopca, że kiedyś w przyszłości zwróci wszystko stwierdziła, że pomaga mu jako przyszywanemu kuzynowi. Zakupili więc książki, komplet szat i parę innych potrzebnych w szkole rzeczy. Kasandra chciała jeszcze dokupić zestaw do warzenia eliksirów, ale okazało się, że chłopiec posiadał wszystko, a nawet więcej niż było potrzebne. Oczywiście nie była ekspertem w eliksirach, ale orientowała się na tyle, że kiedy Harry któregoś dnia przepakowywał torbę, zauważyła kilka niecodziennych składników, a nawet jad akromantuli w dość pokaźnej ilości. Miała ochotę zapytać skąd je ma, ale powstrzymała się, wychodząc z założenia, że młodzieniec zasługuje na trochę prywatności. Podczas tych wszystkich przygotowań dużo rozmawiali o obecnych czasach. Kasandra starała się przekazać chłopcu wszystkie najważniejsze informacje. Ostatniego wieczoru natomiast nawiązała do kłopotu, który Harry poruszył już wcześniej:

– Dobrze Harry, myślę, że nadszedł już najwyższy czas na to, by zadbać o Twoją pamięć na wypadek ataku z zewnątrz. Słusznie zauważyłeś, że Twoja ograniczona znajomość oklumencji może spowodować problem. Jak być może pamiętasz, miałam zablokować Twoje wspomnienia o tamtych czasach już kilka dni temu. Musiałam się jednak zastanowić nad najbardziej skuteczną metodą. Podjęłam już decyzję co do sposobu, ale ponieważ pochłonie to sporo mojej magii, dlatego odwlekałam ten moment i przez kilka ostatnich dni starałam się ograniczyć stosowanie magii do niezbędnego minimum. Myślę, że to zauważyłeś. – Harry w tym momencie przytaknął głową zdecydowanie. Teraz stało się jasne dlaczego Kasandra nie używała maggi przy przygotowywaniu posiłków mimo że wyraźnie była do tego przyzwyczajona. Widać to było po nierówno pokrojonych składnikach surówek, czy sałatek, przypalonych niekiedy potrawach. Czasem jedzenie było trochę zbyt obficie posolone, zdradzając niewielką wprawę kucharki w robieniu tego bez magii.

– Co takiego zrobisz? – zapytał z ciekawością chłopak.

– Z reguły używam tego zaklęcia, które zamierzam zastosować do czegoś innego. Po analizie stwierdziłam jednak, że dzięki niemu zamknę dostęp do twojego umysłu dla wszystkich z zewnątrz. Możesz mieć przez to niekiedy uczucie deja vu, ale będzie ono jak sądzę do zniesienia. Zanim zacznę, przejdźmy do mojej sypialni. Wiem, że obrona przed ingerencją w umysł jest naturalną reakcją, ale proszę żebyś postarał się rozluźnić i na ile to możliwe nie bronić się przede mną. – Kiedy Kasandra przerwała dla zaczerpnięcia oddechu, Harry, który od jakiegoś czasu miał szeroko otwarte ze zdumienia oczy rzucił pytanie:

– Emmm … a dlaczego będziemy to robić w Twojej sypialni? – Kasandra uśmiechnęła się i odpowiedziała wesoło:

– Harry, kiedy opuszczę już Twój umysł, nie będę w stanie ustać na własnych nogach. Będę wyczerpana magicznie. Przenosimy się do sypialni, żeby oszczędzić Ci noszenia mnie. Chodź, przejdziemy tam. – Z tymi słowami kobieta wstała i skierowała kroki w stronę wspomnianego pomieszczenia, a Harry chcąc nie chcąc ruszył za nią. Kasandra stanęła w pobliżu łóżka i gestem wskazała miejsce, gdzie powinien znaleźć się chłopak, po czym dodała: – Na nocnym stoliku masz wszystkie eliksiry, które mogą mi się przydać jak skończymy. Są opisane, więc nie będzie kłopotu z identyfikacją. Więc jak zaczynamy?

– Czy to naprawdę konieczne, nie chcę Cię narażać. – Szepnął zaniepokojony chłopiec, a Kasandrę rozczuliła jego reakcja. Nie zamierzała jednak przedłużać niepotrzebnie początku całej procedury. Wszystko co powinna wytłumaczyć, wytłumaczyła, zaproponowała więc jedynie wyciągając różdżkę i kierując ją na chłopca:

– Naprawdę nic mi nie będzie, dlatego rozluźnij się Harry i skup, zaczynam Tempus Fugit. – Zaklęcie zadziałało natychmiast i Kasandra weszła spokojnie do umysłu chłopca. Była niezmiernie ciekawa jak będzie wyglądał. Drzwi, które musiała przekroczyć nie były zamknięte, za nimi rozciągał się wąski pasek plaży, a dalej wielki, wzburzony i ciemny ocean. To ją zaskoczyło, jakoś spodziewała się u tego dziecka innej manifestacji umysłu. Rozejrzała się jeszcze raz i niedaleko dostrzegła postać chłopca, który wpatrywał się w wodę. Kiedy podeszła do niego okazało się, że jest to wizerunek Harry'ego, choć widoczne były różnice między oryginalnym chłopcem, a jego tutejszą manifestacją:

– Pierwszy raz widzę, żeby wspomnienia prezentowały się pod postacią człowieka. – Skomentowała zdumiewający widok bardziej do siebie niż do kogokolwiek kobieta, ale ku jej zaskoczeniu otrzymała odpowiedź:

– Ty także przyszłaś tutaj, by związać część mnie? – Manifestacja wspomnień Harry'ego warknęła wrogo, a Kasandra zesztywniała z obawy, widząc skierowane na siebie bardzo zimne oczy. Wobec takiego dictum postanowiła nie ukrywać swoich intencji. Źle by się to mogło skończyć:

– Jestem tutaj, by zablokować innym dostęp do twoich wspomnień. Nic więcej nie zrobię. Obiecuję. – W odpowiedzi usłyszała:
– Podoba Ci się tutaj? Do niedawna było nieco inaczej: jasno, świeciło słońce i tylko czasem pojawiały się czarne chmury na niebie. Później nastąpiła nagła zmiana i zaczęło wyglądać tak jak widzisz. – Kasandra milczała lekko wzruszając ramionami. Postanowiła nie dać się sprowokować. – Nie wiem jak Ty uważasz, ale mi się tutaj nawet podoba. Okolica odpowiada moim odczuciom. Widzę, że chyba nie bardzo się ze mną zgadzasz, ale słusznie milczysz. Nie chciałbym Cię skrzywdzić. Weszłaś tutaj za Jego pozwoleniem. Wierzę, że On wie co robi. – Powiedział wizerunek Harry'ego powoli: – Wiedz jednak, że gdy tylko wyczuję coś, co mi się nie spodoba, zapłacisz za to.– Kasandra mimowolnie przełknęła ślinę. Zdawała sobie sprawę, że myślowy Harry byłby w stanie spełnić swoją groźbę. Postanowiła jednak nie zastanawiać się nad tym i robić swoje. Przecież nie miała powodu, by się bać. Podeszła bliżej do myślowego wizerunku chłopca i podała mu lusterko. Wziął je, przyglądając się uważnie przedmiotowi. – A Kasandra wyjaśniła:

– To magiczne lusterko. Będzie odbijać ataki wszystkich, którzy będą chcieli się tu dostać. Siła ataku nie ma znaczenia. Kiedy tylko Harry stwierdzi, że nie potrzebuje już tej ochrony, po prostu je stłuczesz. – Wyjaśniła.

– Wygląda na to, że to niezwykle przydatny przedmiot. – Z pewnym smutkiem mruknęła myślowa manifestacja wspomnień Harry'ego: – Szkoda że wcześniej tego nie miałem. Oszczędziłbym sobie tych kajdan. – Myślowy chłopiec potrząsając lewą ręką. Na ten gest rozległ się brzęk łańcucha, który w tym momencie stał się widoczny. Wyraźnie przykuwał wizerunek chłopca do piachu plaży. Kasandra ostro wciągnęła powietrze z zaskoczenia, po czym nie bardzo świadoma tego co robi wyciągnęła rękę w kierunku łańcucha mówiąc:

– Kto Ci to zrobił? – W tym momencie jej dłoń zetknęła się z przedmiotem i kobieta wyczuła znaną sobie sygnaturę magiczną. Identyfikacja czarodzieja tak ją zaskoczyła, że krzyknęła głośno zszokowana: – Albus!! Dlaczego to zrobił?!

– Dopóki mam to – myślowa manifestacja Harry'ego potrząsnęła wymownie kajdanami – nie mogę nic powiedzieć. Skoro jednak On Ci ufa to wiedz, że zaczynam się przebudzać. Niedługo będę całością, a wtedy pokażę wszystkim, którzy krzywdzili mnie przez tyle czasu, co to znaczy strach. – Manifestacja Harry'ego uśmiechnęła się okrutnie. – Im bardziej mnie ranią, tym bardziej silniejszy się staję. Już wkrótce wszystkie kajdany w moim umyśle opadną i nareszcie będę mógł być sobą. – Myślowy chłopiec roześmiał się, a wtedy woda oceanu zamieniła się w krew i zaczęła podnosić. Najpierw tylko zbliżała się do Kasandry, później zaczęła moczyć jej buty. Kiedy sięgnęła kolan, kobieta stwierdziła, że czas się wycofać. Ostatni raz spojrzała na manifestację chłopca w jego umyśle, ale odpowiedziało jej spojrzenie pełne fascynacji i szaleństwa. Kasandra nie czekała już dłużej i umknęła natychmiast z umysłu chłopca. Poczuła, że uginają się pod nią nogi, a ostatnim co zarejestrowała było odczucie, że ktoś ją położył na łóżku. Później straciła przytomność.
Harry opiekował się Kasandrą przez całą noc, podając jej eliksiry. Przestraszyła go nie na żarty, gdy tak nagle zemdlała, blada niczym duch i zaczęła gorączkować. Chłopak miał wyrzuty sumienia, przeklinał teraz to, że się zgodził na coś, co najwyraźniej zaszkodziło jego przyjaciółce. Tak, przez ten czas zdążył zaufać Kasandrze na tyle, że był w stanie nawet ją nazwać swoją przyjaciółką. Opiekowała się nim, karmiła, kupiła potrzebne rzeczy, ale przede wszystkim nie nagabywała o przeszłość, przyczyny, które sprawiły, że się tu znalazł. Nie wiedział, czy znowu się nie zawiedzie, ale postanowił na razie się tym nie zamartwiać. Przeklinał też fakt, że nie mógł używać magii, to by ułatwiło leczenie. Odetchnął z ulgą dopiero nad ranem, gdy Kasandra zaczęła wyglądać o wiele lepiej. Oddychała spokojnie i zaczęła nabierać kolorów. Harry był wyczerpany nocą spędzoną na czuwaniu przy swojej aktualnej opiekunce. W pewnym momencie oczy mu się po prostu zamknęły i zapadł w sen.

***

Kasandra poderwała się z łóżka oddychając spazmatycznie. Przyśniła jej się wizyta w umyśle Harry'ego ze wszystkimi niepokojącymi elementami. Rozejrzała się nerwowo po pokoju nie dostrzegając niczego niezwykłego. Jedyne, co odbiegało od normy, to Harry spokojnie śpiący na jednym z foteli. Wyglądał jak zazwyczaj, na zewnątrz chłopca nie było żadnych śladów tego, co działo się w jego umyśle. Przez chwilę obserwowała młodzieńca zastanawiając się nad tym, co przeżyła. Naprawdę się bała podczas tej wyprawy odbytej w celu zablokowania wspomnień Harry'ego z jego wcześniejszego życia w przyszłości. To co mówiła wtedy manifestacja myśli chłopca kłóciło się właściwie z osobą, którą miała przed sobą. Gdyby sama nie przeżyła tego, co widziała, a usłyszałaby jedynie relację z tego wydarzenia od kogo innego, to chyba miałaby poważne wątpliwości co do prawdziwości opowiadania. Odnosiła jakieś dziwne wrażenie, że jedna z tych osobowości była fałszywa. Należało mieć tylko nadzieję, że to ten Harry, którego poznała w ciągu kilku dni i polubiła, był osobowością, która weźmie górę, która była prawdziwa.

***

Harry obudził się kilka godzin później. Do Hogwartu miał przenieść się dopiero wieczorem, był już spakowany i przygotowany, dlatego resztę czasu spędzili z Kasandrą na rozmowach. Między innymi uzgodnili, że dobrze byłoby początek szkolnej przygody rozpocząć w spokojnej atmosferze bez niepotrzebnego szumu, sensacji i przydziału w trakcie uczty. Ogólnie Harry czuł teraz ekscytację, ciekawość, niecierpliwość, ale z nutką obawy. Jedno było pewne, miał niepowtarzalną okazję być sobą, żyć po swojemu, bez oczekiwań ze strony wszystkich wokół, nacisków, kłamstwa i zdrad, które musiał znosić Harry Potter Złoty Chłopiec Gryffindoru. Nie musiał nawet zatrzymywać imienia i nazwiska, co zamierzał skrzętnie wykorzystać. Wiedział już nawet jakie miano przybierze.

Kiedy nadszedł odpowiedni moment, młodzieniec pożegnał się z Kasandrą, dziękując jej za wszystko, co dla niego zrobiła i obiecując pozostać w kontakcie, choćby listowym. Zebrał swoje rzeczy i zgodnie z instrukcją wieszczki wrzucił w ogień kominka odpowiednią ilość proszku fiuu. Powiedział wyraźnie „Gabinet Armando Dippet'a” i zniknął w zielonych płomieniach z domu Kasandry, przenosząc się do Hogwartu. Pierwsze co ujrzał, kiedy wyszedł z kominka, był siwy mężczyzna z włosami do ramion oraz dziwną czapką na głowie i spokojem wypisanym na twarzy. Po nieznacznej chwili milczenia, mężczyzna przejął inicjatywę i zainicjował rozmowę:

– Ty musisz być tym kuzynem Kasandry. – Powiedział wskazując chłopcu ruchem dłoni krzesło stojące przed biurkiem. Młodzieniec zajął je i grzecznie się przywitał:

– Dobry wieczór dyrektorze. Dziękuję, że pozwolił mi Pan się tutaj uczyć.

– Słyszałem o Twojej trudnej sytuacji i Grindelwaldzie. W Hogwardzie będziesz bezpieczny. Powiedz mi dziecko jak się nazywasz?

– Aren Grey proszę Pana. – W głosie Harry'ego nie było ani krztyny wahania i tym sposobem zaczął życie pod nowym imieniem i nazwiskiem, zrywając wszystkie więzy łączące go z tym co było dawniej.

– Dobrze Aren, więc może przejdziemy do rzeczy i zaczniemy od twojego przydziału? Wiesz może jak to się odbywa tutaj w Hogwarcie?

– Tak opowiadano mi o tym dyrektorze. Macie tutaj Tiarę Przydziału, niegdyś należącą do Godryk'a Griffindor'a i ona decyduje, do którego z czterech domów się trafi.

– Wspaniale! Cieszy mnie, że znasz podstawowe informacje, chociaż mogłem się tego spodziewać. Przecież Kasandra nie przysłałaby Ciebie bez przygotowania. – Stwierdził dyrektor, podchodząc do jednej z szafek, otwierając ją i sięgając po spoczywającą tam Tiarę. Już po chwili chłopiec miał ją na głowie, tak jak się zresztą spodziewał. Nie trwało długo i usłyszał głos w swojej głowie:

Naprawdę jesteś Aren'em Grey'em? – Padło pierwsze pytanie, na które odpowiedział bez zastanowienia:

Oczywiście.
Nie wyczuwam kłamstwa w Twoim głosie, ani myśli. Fascynujące, jak cała Twoja głowa – zachichotała Tiara.

Czyżby dom lwa?

Oh, to byłby karygodny błąd z mojej strony, nie jesteś lwem chłopcze. – Na to stwierdzenie młodzieniec z nostalgią pokiwał głową. Pamiętał przecież, że przy jego pierwszym przydziale w przyszłości nie trafił do Slytherinu jedynie dlatego, że o to usilnie prosił. Nie były więc dla niego żadnym zaskoczeniem kolejne słowa Tiary: – Dom węża jest tym, czego potrzebujesz. Pomoże Ci rozwinąć ukryte umiejętności. Slytherin!

Po ogłoszeniu decyzji Tiara została zdjęta z głowy Aren'a. Chłopak przyjął werdykt ze spokojem. Znał doskonale, choćby z własnych obserwacji wady i zalety Domu Salazara. Miał też wrażenie, że gdyby za pierwszym razem tak bardzo nie prosił i się nie upierał, jego losy potoczyłyby się inaczej. Może doznałby mniej bólu? Kto wie. W duchu obiecał sobie, że tym razem będzie ostrożniej dobierał sobie przyjaciół i nie odkryje swoich słabych punktów.

– A więc Slytherin! – Podsumował z lekkim uśmiechem dyrektor, po chwili wysyłając krótką wiadomość przez kominek. – Zaraz będzie tutaj Twój opiekun domu i zaprowadzi Cię do pokoju wspólnego Slytherinu. – Aren skinął na jego słowa głową, nic więcej nie mówiąc i podszedł do swojego kufra siadając na nim. Armando przez chwilę obserwował go z pewnym zaciekawieniem. Nie był zaskoczony tym przydziałem. Na pierwszy rzut oka wiedział, że chłopak zostanie przydzielony do domu węży. Jego wieloletnie doświadczenie mu to podpowiadało. Kasandra nie zdradziła mu jakie zatargi miał ten młodzieniec, czy też jego rodzina z Gellertem i zgodnie z jej prośbą nie wypytywał o nic chłopca. Aren dziwnie mu kogoś przypominał, choćby swoją raczej zamkniętą postawą. Przez moment dyrektor nie był w stanie odszukać w pamięci odpowiedniej osoby, ale nie trwało to długo. Rozwiązanie przemknęło mu przez myśl. Oczywiście chłopiec przypominał mu zachowaniem prefekta domu węża Tom'a Riddle'a. Jakieś pięć minut później w gabinecie Dippet'a zjawił się Horacy Slughorn, opiekun Slytherinu, Krótkim skinięciem głowy i uśmiechem przywitał się z dyrektorem i od razu skierował się w stronę nowego ucznia:
– Witaj chłopcze, jestem opiekunem Twojego domu, nazywam się Horacy Slughorn i nauczam eliksirów w tej szkole. Jesteś gotowy?

– Tak profesorze. – Odpowiedział krótko Aren. Po czym pożegnał się krótko z dyrektorem i poszedł za swoim opiekunem w stronę lochów.

Slughorn wydawał się być przystępnym człowiekiem. Jakim był nauczycielem, oczywiście widać nie było i Aren stwierdził w duchu, że dowie się tego na pierwszej lekcji eliksirów. Po drodze profesor pokazywał mu różne pomieszczenia otwierając i prezentując wnętrza, czasem ubarwiając opowiadanie rozmaitymi anegdotkami związanymi z danym miejscem. Nauczyciel wydawał się być rozluźniony, dowcipkował, często się uśmiechał. Aren oczywiście nie przywykł do podobnych zachowań jeśli chodziło o profesora eliksirów. Bez dwóch zdań, Snape był zupełnie inny. Slughorn próbował też Aren'a wypytywać o związek z Grindelwaldem, lecz chłopak dawał mu wymijające odpowiedzi, skutecznie opędzając się od natrętnych nagabywań. Na końcu stanęli przed zamkniętymi drzwiami, za którymi znajdował się według zapowiedzi nauczyciela jego gabinet, ale Slughorn zamiast je otworzyć, przez moment stał przed nimi w skupieniu, po czym zmarszczył brwi i stwierdził ze zdegustowaniem:

– Nie wierzę, że znowu myszkuje w moim gabinecie, doprawdy. – Po tym tajemniczym stwierdzeniu westchnął i pokazując, by prowadzony uczeń zaczekał, otworzył z impetem drzwi, pozostawiając je rozwarte na oścież i powiedział z oburzeniem słyszalnym w głosie: – Malfoy! Co ja ci mówiłem o podkradaniu mi eliksiru na kaca? – Aren, posłusznie czekający w korytarzu, zmarszczył brwi słysząc znajome mu nazwisko.

– Profesorze, tylko odrobinkę. Tak przy okazji, świetna była ostatnia impreza Klubu Ślimaka. Jest pan doskonałym organizatorem przyjęć. Moja mama zawsze powtarzała, że ma profesor do tego wyjątkowy talent.

– Pozdrów ją ode mnie oczywiście, była znakomitą uczennicą. – Slughorn rozpromienił się słysząc tyle pochlebstw od ucznia, nawet w jego głosie było wiele zadowolenia. Reakcje były tak wyraźne, że stojący za drzwiami nowy Ślizgon tylko uśmiechnął się przebiegle. Doprawdy, ten jakiś Malfoy był mistrzem w używaniu pochlebstw. Profesor jak się wydawało nawet nie zauważył, że został w ten sposób przechytrzony. – Jednakże, jako że jest już po dwudziestej drugiej, nie ominie cię kara. – Ogłosił nauczyciel, a brwi Arena podjechały w górę ze zdziwienia. Czyżby się pomylił w ocenie profesora? Kolejne zdanie wyjaśniło wszystko: – Zaprowadzisz nowego ucznia do pokoju wspólnego i wszystko wyjaśnisz jeżeli będzie o coś pytał zrozumiano? – „Też mi kara” przemknęło przez myśl Aren'owi, a w tym samym momencie Malfoy zadał zaskoczonym głosem pytanie:

– Mamy nowego ucznia?

– Tak. Jest na szóstym roku więc będzie z Tobą w jednej klasie. Wierzę, że się dogadacie. Jeśli spotkasz woźnego powiedz, że to na moje polecenie. Chłopak czeka za drzwiami. Widzimy się za dwa dni na lekcjach. – Wyjaśnił Slughorn na tyle głośno, żeby i Aren usłyszał. Wybrzmiało po chwili pożegnanie wypowiedziane głosem Malfoy'a, który po chwili wyszedł na korytarz i zamknął za sobą drzwi do gabinetu Slughorn'a.

Malfoy dostrzegł w korytarzu, niemal naprzeciw drzwi do gabinetu ich opiekuna domu nowego, który podpierał ścianę, patrząc gdzieś w głąb korytarza i wyrażając całym sobą znudzenie. Abraxas spojrzał najpierw na jego profil, bo tylko tyle twarzy było widoczne i uderzyła go uroda chłopaka. Kiedy jednak ten spojrzał wprost na Abraxasa, blondyn stwierdził, że nowy jest po prostu piękny. Nie przystojny, nie urodziwy, ale piękny i tyle. W twarzy dominowały zwłaszcza oczy o zdumiewającym odcieniu. Po chwili zapatrzenia i krępującej ciszy Malfoy wymierzył sobie mentalnego kopniaka, podszedł do nowego podając mu dłoń i się przedstawił z uśmiechem:

–Abraxas Malfoy.

– Aren Grey – Odpowiedział krótko chłopak, czując małe deja vu, gdy Ślizgon podał mu rękę. Kiedy tak patrzył na kolejnego znanego mu Malfoy'a był pewien, że jest krewnym Draco. Bez dwóch zdań. Różnił ich tylko kolor oczu, bo Abraxas miał niebieskie; długość włosów, gdyż Malfoy przed nim miał je niemalże do połowy pleców, związane zieloną wstęgą no i ten reprezentant arystokratycznego rodu miał nieco ostrzejsze rysy twarzy, które się wygładzały, gdy się uśmiechał.

Abraxas prowadząc Aren'a w stronę wejścia do pokoju wspólnego Slytherinu, czuł się jakoś dziwnie. Starał się nakłonić nowego do rozmowy, jednak ten zdawał się nie mieć na to ochoty, co oczywiście irytowało blondyna. Wszystkie informacje po nim jakoś spływały, wydawał się być obojętny, co zupełnie nie zachęcało do konwersacji. W ostateczności Abraxas po prostu zrezygnował i milczał, aż do wejścia do pokoju wspólnego ich domu. Tutaj podał jedynie hasło na tyle głośno, by nowy usłyszał, po czym pierwszy przeszedł przez otwarte wejście. Aren spokojnie ruszył za nim, rejestrując zupełnie nagle wpatrujące się w niego zdumiewające oczy. Przez myśl mu przemknęło: „ … Oczy koloru krwi … jakie piękne ...”

***

Tom zaczął się niecierpliwić, bo Malfoy nie wracał już dość długo z eliksirem słodkiego snu. Zazwyczaj zajmowało mu to kilka minut, a tym razem przeciągnęło się do niemalże godziny. Jeszcze chwila, a pierwsze co zrobi on, Tom, gdy tylko pojawi się Abraxas, będzie jakaś klątwa. Nerwy oczywiście w niczym nie pomogły, a tylko wzmogły ból głowy, spowodowany przez zmęczenie wywołane ostatnio nieprzespanymi nocami. W ciągu ostatnich chwil z napięciem obserwował wejście i wreszcie zauważył przesuwającą się ścianę. Pierwszy wszedł Malfoy, ale to osoba, która weszła za nim skupiła na sobie całą uwagę Tom'a, który zapomniał nawet o rozdrażnieniu postępowaniem Abraxasa. Blondyn podszedł wprost do Riddle'a, kładąc fiolkę przed nim, jednocześnie informując:

– Mamy nowego.

Tom przyjął informację do wiadomości, równocześnie prawie nie zauważając położonej fiolki. Pochłonęło go uważne studiowanie nowej osoby, która przed nim stała. Chłopak nie wydawał się speszony wnikliwą obserwacją. Kiedy już zorientował się, że ściągnął niepodzielną uwagę chłopaka o krwisto czerwonych oczach, odpowiedział tym samym. Nie spuszczał z niego wzroku. Riddle zarejestrował w sobie coś dziwnego. Jakieś dziwne odczucie będące mieszaniną ekscytacji i czegoś jeszcze. Niestety, nie potrafił określić konkretnie czego, a to nie było już normalne jak dla niego. W jego głowie zrodziła się myśl: „ … Fascynujący kolor oczu, jeszcze nie widziałem takiej zieleni jak … jak avada. Zachwycające ...”. Tom zebrał się wreszcie w sobie i postanowił przerwać tą przedłużającą się, obopólną kontemplację powitaniem. Wstał powoli i podchodząc do nowego zapytał:

– Twoje imię i rok?

– Aren Grey, szósty rok. – Odpowiedział nowy, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Tom był pod wrażeniem odporności tego zielonookiego chłopaka. Niewielu było w stanie wytrzymać jego spojrzenie dłużej niż chwilę, a temu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Wypadało się odwzajemnić własnym imieniem i nazwiskiem, więc Tom oznajmił:

– Tom Riddle. Również szósty rok jestem prefektem Slytherinu. Jestem pewien, że Ci się tu spodoba.

Stojący nieco z boku Abraxas był zdumiony. Jeszcze nigdy nie widział Toma tak zaabsorbowanego kimkolwiek. Nowy natomiast okazał się być równie twardy jak Riddle. Nie okazał ani odrobiny zmieszania, czy też strachu i nieugięcie odwzajemniał spojrzenie prefekta. Tom swoim sposobem próbował go złamać, a ten nic sobie z tego nie robił, to było tak fascynujące, że Abraxas nie potrafił od tej dwójki odwrócić oczu.