piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 6 : Magia krwi

Witajcie ponownie! Wczoraj zostałam straaaasznie rozpieszczona komentarzami za co jeszcze raz dziękuję tym starym Dagna Płecha jak i nowym czytelnikom Azula Gabula.Panna Riddle i Paulina Szalona. Naprawdę jeszcze nigdy nie miałam takiego kopa motywacyjnego :).

Ok, teraz jeszcze informacje odnośnie rozdziału 7:
~ 15 lutego - 3 marzec, nie ma mnie w kraju i nie będę miała możliwości w tym czasie pisać.
~ zaczęłam już pisać rozdział 7 i ... zapomniałam go wrzucić na pendrive'a a do końca marca siedzę u swojego w stolicy. Szlag mnie trafił i muszę zacząć ponownie, ale bez obaw dostaniecie rozdział w marcu, postaram się o to.

Dziękuję Mato za jej cudowną betę. A teraz zapraszam do czytania


Rozdział 6: Magia krwi

Harry wyczuł zbliżające się kłopoty kiedy zobaczył z daleka swoich przyjaciół, żywo rozmawiających obok portretu Grubej Damy. Zauważył również mapę Huncwotów w rękach Hermiony, co nie poprawiło mu humoru. oznaczało to, że odkryli jego wizytę w Zakazanym Lesie. Poza tym, skoro mieli mapę, to musieli zabrać ją z jego kufra. Dobrze, że dziennik zawsze nosił przy sobie … Szedł nie śpiesząc się w ich kierunku myśląc „... zaraz się zacznie … Hermiona zacznie wykład, Ron będzie jej przytakiwać, a mi pęknie głowa od tego gadania ...”. Zauważyli go w końcu i okazało się, że niewiele się pomylił:

- Harry! Wytłumacz mi gdzie ty się podziewałeś!? - Powiedziała Gryfonka podniesionym głosem.

- Byłem na zewnątrz, zaczerpnąć świeżego powietrza, to wszystko – odparł niewinnie.

- A powiedz nam gdzie byłeś zaczerpnąć tego powietrza? Sprawdzaliśmy z Ronem mapę i kiedy w końcu pokazał się punkt z twoim imieniem, okazało się, że wychodzisz z Zakazanego Lasu, możesz nam to wytłumaczyć? - kontynuowała Hermiona.

- Tak, byłem na spacerze i nie, nie byłem w środku Zakazanego Lasu, tylko na jego obrzeżach. To nic takiego i nikomu tym nie zaszkodziłem, więc nie rozumiem twojego zdenerwowania. - Harry spokojnie odpowiedział nie okazując irytacji.

- Martwiliśmy się o Ciebie Harry, zrozum ... I nie powinieneś chodzić nawet po obrzeżach Zakazanego Lasu, bo to wciąż jest niebezpieczne! Zwłaszcza po zmroku. Co by się stało, gdyby zaatakowało cię jakieś magiczne stworzenie?

- Hermiona ma rację stary. Co jakby Aragog ponownie cię zaatakował? Pamiętasz, że wtedy ledwo uszliśmy z życiem. - Ron postanowił wyraźnie wesprzeć Hermionę.

- Tak, pamiętam ... Tylko nie pamiętam dlaczego wtedy poszliśmy za tymi pająkami ... - Harry zamyślił się i wymamrotał jakby do siebie.

- Och ... To było wtedy kiedy Miona była … auu ... – Ron przerwał dość nagle, kiedy Hermiona uderzyła go mało dyskretnie łokciem w żebra, co wydawało się Harry'emu aż za bardzo podejrzane.

- Wtedy pokłóciliśmy się, a Ron chciał mi udowodnić jaki to jest odważny i dlatego poszliście za tymi pająkami, gdybym wiedziała jak to się skończy w życiu bym mu nie zarzuciła tchórzostwa … - Hermiona starała się szybko jakoś wyjaśnić i zamaskować potknięcie Rona, ale mało przekonywająco. Dla Harry'ego było jasne, że przyjaciółka kręci. Nie był z tego zadowolony, ale na razie postanowił nie drążyć tego tematu. Coś było wyraźnie nie tak, zdecydował jednak, że będzie rozwiązywał problemy stopniowo, po kolei. A ten póki co, nie był jego priorytetem, dlatego nie okazał złości i odpowiedział:

- Nie pamiętam w sumie tego dokładnie, ale skoro tak mówisz pewnie tak było. – Harry uśmiechnął się nawet. Po czym dodał wyciągając rękę. - Czy mogę dostać z powrotem mapę?

Gryfonka oddała mu spuściznę Huncwotów, co go trochę uspokoiło. Wrócili do pokoju wspólnego, gdzie Harry dał się namówić na krótką rundkę szachów czarodziejów, później pożegnał się z przyjaciółmi i udał się do dormitorium. Nie czuł się za bardzo śpiący, ale podejrzewał, że jak dłużej zostanie w towarzystwie Rona i Hermiony to w końcu wybuchnie, a to nie byłoby dobre wyjście. Coś przed nim ukrywali, zresztą nie tylko oni byli w to wplątani ... ten skrzat też nie zachowywał się normalnie, nawet jak na skrzata. Harry próbował zmusić umysł do pracy:.„... Pomyśl co zdarzyło się na drugim roku. No, dalej … cokolwiek ...” starał się sobie przypomnieć. Pamiętał, że przejście na peron było zablokowane więc wzięli latający samochód ojca Rona i rozbili się o wierzbę bijącą ... Ten sam samochód pomógł im również, kiedy uciekali przed zgrają pająków ... Pamiętał nowego nauczyciela, Lockhart'a, no tak, beznadziejnego nauczyciela. O tak, Harry nie zapomniał także, że założył Klub Pojedynków i walczył z Malfoy'em ... Wygrał z nim, tego był pewien, tylko dlaczego nie pamiętał przebiegu tego pojedynku? ...”. Nie zgadzało się sporo rzeczy, a im bardziej wysilał się, by cokolwiek sobie przypomnieć, tym bardziej bolała go głowa. Było dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy skończył rozmowę ze Zgredkiem. Wniosek był jeden, na drugim roku musiało się stać coś naprawdę ważnego! Wyraźnie też ktoś próbował ingerować w jego pamięć, to nie jest możliwe, by miał aż takie luki, był teraz już przekonany, że wymazano mu niektóre wspomnienia … „... Tylko dlaczego? Kto mógłby na tym zyskać? ...” Tak naprawdę znał odpowiedź. Może nie chciał sam przed sobą przyznać, że zna … nie chciał podejrzewać Dumbledora, ale nikt inny nie mógł maczać w tym palców i tylko on mógł rzucić tak potężne zaklęcie zapomnienia. Harry doszedł w końcu do kolejnego wniosku jaki wyniknął z tej sytuacji, Nie powinien ufać już nikomu ... niestety. Podjąwszy taką decyzję, Gryfon zasnął spokojnie.

Dziś był wielki dzień, nawet wczorajsze wydarzenia nie były w stanie tego przyćmić. Harry miał nadzieję, że informacje, które dziś uzyska, pozwolą mu poznać tajemnice dziennika. Jeszcze tylko dwie lekcje! Nie zamierzał pozwolić, by nawet ostatnie w tym dniu eliksiry zepsuły mu humor, niech Snape mówi sobie co chce, będzie tak spokojny, że nie ma szans żeby dostał szlaban!

- Stało się coś dobrego? - Zainteresował się Ron. – Wydajesz się być od rana w świetnym humorze.

Harry spodziewał się takiego pytania, więc już podczas śniadania przemyślał taką odpowiedź, aby żadne z jego przyjaciół nie podejrzewało go o nic.

- Myślę, że tak ... ale przekonam się o tym dopiero jak wrócę. – Harry wyszczerzył się do przyjaciela.

- Kompletnie nie rozumiem Harry, o czym ty mówisz? - Ron wydawał się być nieco zagubiony.

- Noo ... O mojej dzisiejszej randce w Hogsmeade, zapomniałeś? – Gdy tylko to powiedział, usta Rona wygięły się w wielkie „o”, przez co wyglądał naprawdę komicznie, Harry nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem, ale szybko się opanował, kiedy zauważył karcące spojrzenie profesora.

- Żartujesz prawda? Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś. – Szepnął Ron z wyrzutem.

- Wiesz ... to nie było tak do końca pewne ... Wcześniej też nie dała rady, bo wiesz, pracuje w weekendy, a jutro ma wolne więc … - Harry przerwał obserwując reakcję Rona, który po raz kolejny zrobił tą samą minę.

- Chcesz mi powiedzieć, że ona jest starsza od nas?! Gdzieś ty ją poznał ?! - Ron był wyraźnie zaskoczony i podekscytowany równocześnie, teraz wystarczyło tylko przekonać go do współpracy. Plan miał szanse powodzenia.

- Obiecuję ci, że opowiem wszystko jak wrócę, tylko mam prośbę. – Harry spojrzał w kierunku Hermiony, która siedziała w pierwszej ławce z Lavender. Ron podążył za jego spojrzeniem, a Harry tymczasem kontynuował: – Widzisz ... pewnie Hermiona nie poparłaby tego, że spotykam się ze starszą od siebie dziewczyną, a w zasadzie już kobietą, dlatego chcę byś mnie krył. Powiedz cokolwiek, byleby nie przyszło jej na myśl, że ma mnie szukać. – Poprosił błagalnie, w reakcji na co Ron przez moment patrzył na niego w milczeniu. Harry sądził nawet, że jednak nic z tego, ale po chwili na twarzy Rona zagościł uśmiech i Harry był już pewien, że ten problem ma z głowy.

- Możesz na mnie liczyć Harry, Kiedy masz zamiar iść do Hogsmeade?

- Myślę, że najlepiej podczas obiadu. Wtedy wszyscy są obecni w Wielkiej Sali i jest mała szansa natknąć się na kogoś na korytarzach.

- Rozumiem, postaram się coś wymyślić, by Hermiona nie nabrała podejrzeń, ale potem masz mi wszystko opowiedzieć. Och ... i przy okazji jakbyś mógł kupić coś z Miodowego Królestwa byłoby wspaniale i ... tak teraz myślę, że piwo kremowe też byłoby niezłe … - Zaproponował Ron, a Harry'emu jego warunki nie wydały się zbyt trudne do zrealizowania.

- Możesz na mnie liczyć! - Harry poczuł się przez chwilę jakby nie było kłamstw w ich przyjaźni. Szkoda, że to była tylko iluzja ...

Zaklęcia skończyły się i podbiegła do nich Hermiona ciągnąć za sobą Lavender, która spojrzała na Harry'ego z lekkim niepokojem.

- Dziś mamy przechlapane na eliksirach! Słyszałam od Lavender, że każdy kto miał miał lekcje ze Snape'em wychodził z nich niemal z płaczem. - Powiedziała Hermiona szybko, a chłopcy spojrzeli na siebie z niepokojem. Harry miał tylko nadzieję, że mimo tych przeciwności, nie da się sprowokować i nie zarobi szlabanu ...

Severus Snape był z reguły człowiekiem spokojnym i opanowanym, lubił dręczyć uczniów, którzy lekceważyli jego przedmiot, a szczególnie wszelkich Gryfonów. Niestety tym razem nie przewidział i zlekceważył kretynizm i niezdarność Puchonów. „... Cholerny Anthony Ross, jak śmiał stłuc eliksir Pottera! Co z tego, że durny chłopak zemdlał kiedy skończyłem na niego wrzeszczeć. Niech tylko Pomfrey jeszcze raz wspomni o moim nieodpowiedzialnym zachowaniu to sama będzie warzyła lecznicze eliksiry! ...” Postrach Hogwartu przeklinał w myślach czekając na ostatnie lekcje ze swoim domem i Gryfonami. Kiedy uczniowie zaczęli powoli schodzić się na zajęcia, wypatrywał wzrokiem Pottera. Ten szedł jak zwykle z głupkowatą miną razem z Weasley'em. Uczniowie zajęli już swoje miejsce, a Snape, wyczulony na ich reakcje, wyraźnie widział, że Gryfoni są spięci. To niesamowite jak plotki szybko się rozchodzą. Nauczyciel uśmiechnął się krzywo i mierząc uczniów złowrogim spojrzeniem zaczął:

- Dziś uwarzymy wywar żywej śmierci ... - Zaczął powoli, jednak zanim zdążył dokończyć wypowiedź, zauważył rękę Granger podniesioną w górę – Czy jest coś aż tak ważnego panno Granger, że przerywasz mi lekcję? - Wysyczał mało przyjaźnie, a dziewczyna nieco skuliła się jednak odpowiedziała na pytanie.

- Profesorze przecież na ostatnich zajęciach warzyliśmy ten eliksir i …

- I gdybyś aż tak bardzo nie chciała popisać się swoim zarozumialstwem i wysłuchała do końca nie marnowałbym w tej chwili czasu na ciebie, pięć punktów od Gryffindoru za przerywanie nauczycielowi. - Snape miał świadomość, że to nie było uczciwe, bo w końcu Granger podniosła rękę i sam pozwolił jej mówić, ale zignorował jak zwykle oburzenie Gryfonów i mówił dalej. – Podziękujcie swojemu koledze z Hufflepuffu, który zmarnował mój cały zapas tego eliksiru. A teraz do roboty!

Obserwował poczynania uczniów, jednak wciąż miał na oku Pottera, szczerze wątpił, żeby ten ponownie uwarzył tamten eliksir, ale musiał chociaż podjąć próbę. Im dłużej obserwował poczynania rzeczonego Gryfona, tym bardziej się denerwował: „... Ten dzieciak nie ma żadnego pojęcia jak warzyć eliksiry! Robi tak podstawowe błędy, że aż się patrzeć na to się nie da! … Nogi pająka powinieneś dodawać stopniowo ty durniu, a nie wrzucić je wszystkie od razu do kociołka! ...” Po kolejnej chwili obserwacji, Snape odwrócił wzrok, nie mogąc już patrzeć na kolejne zbrodnie popełnione na eliksirach, przez tego głupiego dzieciaka. Zrobił obchód przyglądając się postępom innych uczniów. Jego Ślizgoni radzili sobie dość dobrze, czego nie mógł powiedzieć o domu lwa. „... Gdyby nie Granger w życiu nie przepuściłbym Longbottoma, nawet na drugi rok ...” pomyślał obserwując niezdarne ruchy i trzęsące się ręce Nevila. Gdy nauczyciel doszedł do Pottera i Weaslaya, aż skrzywił się, gdy zajrzał do kociołka. Ich eliksir to była absolutna katastrofa. Spojrzał ostro na Pottera, który wydawał się dziś wyjątkowo spokojny, co nie było normalnym zjawiskiem na jego zajęciach.

- Potter, czy tak według ciebie powinien wyglądać wywar żywej śmierci? - Zapytał Snape groźnym tonem. I skonstatował, że może zrobiło to wrażenie na Weasley'u, jednak Potter wciąż pozostawał spokojny, spojrzał tylko w podręcznik i odpowiedział:

- Nie profesorze, jestem pewien, że popełniliśmy z Ronem błąd podczas warzenia i dlatego nasz eliksir tak wygląda.

Snape przez chwilę był zdezorientowany. Potter i przyznawanie się do błędu? Świat się kończy. Kontynuował męczenie Gryfonów z zadowoleniem.

- Więc może Pan Weasley nam wyjaśni, gdzie popełniliście błąd? - Widział jak Rudzielec spojrzał na niego z paniką, co wywołało u niego pewną satysfakcję.

- Nie wiem ... - Wymamrotał przerażony Weasley. A w odpowiedzi Postrach Hogwartu kontynuował w nadziei sprowokowania Harry'ego:

- Oczywiście, że nie Panie Weasley. Gdybyś połowę swojego czasu poświęcał nauce, zamiast głupim grom, może jeszcze coś by z ciebie było, jednak teraz jesteś tylko chodzącą porażką. – Szyderczy ton deprymował Weasley'a, Jednak Snape czuł się rozczarowany … Potter nie reagował. Gryfon patrzył tylko uparcie w stół, najwidoczniej próbując ignorować wszystko wokół. To było dziwne, nauczyciel wrócił do swojego biurka, wstawiając im Trolle do dziennika. Dziś zdecydowanie nie był jego dzień. Piątoroczni mieli szczęście, że zdążył się dostatecznie wyżyć na poprzednich trzech lekcjach.

Po ostatniej lekcji Harry odetchnął z ulgą. Naprawdę, tylko Snape potrafił doprowadzić go do granicy wytrzymałości. Dumny był z siebie, że udało mu się przetrwać eliksiry bez szlabanu. Przekazał szeptem Ronowi, że będzie się już powoli zbierał i przypomniał żeby ten pamiętał kryć go przed Hermioną. Następnie pobiegł prosto do wieży Gryffindoru i wszedł do dormitorium. Byli tam Seamus z Deanem, których nie było na eliksirach, jednak gdy tylko się tam pojawił Harry oni natychmiast wyszli. „... cóż nareszcie jakieś plusy z bredni, które wypisuje Skeeter ...” pomyślał Gryfon, skwapliwie korzystając z uzyskanej swobody.

Podszedł do swojego kufra by wziąć fiolkę z eliksirem wielosokowym, ale po pobieżnym przeszukaniu całego kufra nie znalazł jej. Rozpoczął więc systematycznie szukać, wyciągając każdą rzecz pojedynczo, by być pewnym, że nic nie przeoczył. Zaczął panikować, kiedy w kufrze zostały już tylko książki. Był pewien, że eliksir schował do małej kieszonki w ściance kufra „...To niemożliwe żeby wyparowała! … Co się stało? ...” myślał gorączkowo. Nikt nie wiedział o tym eliksirze więc nikt nie starałby się go ukraść. Jego wzrok przykuła mapa Huncwotów. No tak. Ostatnio Hermiona wyciągała ją z kufra. Tylko po co miałaby mu ukraść ten eliksir, nawet gdyby go znalazła? Nie było to w gruncie rzeczy ważne w tej chwili, więc Harry szybko zaczął się zastanawiać jak wybrnąć z sytuacji. Nie chciał się wycofywać, już wszystko praktycznie było dopięte na ostatni guzik!

- Pieprzyć to! - Krzyknął sfrustrowany. Ubrał się w nowe ubrania, chowając szkolne szaty do torby, spojrzał w lustro i pierwsze co mu się rzuciło w oczy to rozczochrane włosy, przez które widać było bliznę. Próbował je przygładzić dłońmi, jednak bezskutecznie. Rozejrzał się nerwowo po pokoju i jego wzrok przykuło małe pudełeczko na nocnym stoliku Deana. Podszedł tam mając nadzieję, że to było to o czym myślał. Wziął je do ręki i uśmiechnął się triumfująco, gdy przeczytał napis „ Ulizanna”. Dean z pewnością nie będzie miał mu za złe, że pożyczy sobie od niego trochę tego specyfiku. Po przeczytaniu krótkiego opisu nałożył na włosy odpowiednią ilość środka, przeczesując je palcami i poszedł do łazienki przejrzeć się w lustrze. Zaskoczony był działaniem żelu, nawet nie czuł, że cokolwiek na nie nałożył, a włosy idealnie się układały, nie sterczały już w każdym kierunku,a kiedy bliznę ukrył za grzywką i ponownie spojrzał w lustro, aż sapnął z zaskoczenia. Ubrania i inna fryzura zupełnie go odmieniły. Odłożył swoje okulary do torby i zdjął zaklęcie ze swoich tęczówek. Z pewną obawą spojrzał ponownie na swój „odmieniony wizerunek”. Przez moment analizował lustrzane odbicie z zaskoczeniem, sam widział różnicę „... może brzmi to narcystycznie, ale wyglądam naprawdę nieźle! ...” pomyślał i spojrzał na zegar. Obiad już trwał więc nie było czasu na głupoty. Zabrał wszystkie potrzebne rzeczy do torby i wyszedł z komnat Gryffindoru.

Biegnąc w stronę posągu jednookiej czarownicy jeszcze analizował, czy aby na pewno wszystko zabrał ... mapa, peleryna niewidka, ubrania, dziennik, pieniądze, różdżka ... wymieniał szybko w myślach. Wydawało się, że miał komplet. Poświęcił chwilkę na zastanowienie się, kto też mógł „zaopiekować się” fiolką eliksiru wielosokowego. Jakoś nie umiał sobie wyobrazić Rona grzebiącego mu w rzeczach ... To nie pasowało do rudzielca, może i ukrywa przed nim - Harrym to, czy owo, ale na pewno nigdy nie parał się kradzieżą. Hermiona też by niczego nie zabrała, przecież to ona zawsze była „głosem rozsądku” w ich grupie. Może jednak był to kto inny? Harry miał swoje podejrzenia, ale na razie postanowił, że zanim zacznie kogokolwiek oskarżać, musi zebrać dowody. Tyle zdecydował i porzucił temat, aby skupić się na tym, co robił w tej chwili. Niestety, trochę się z tym spóźnił. Akurat bowiem skręcił w korytarz, który prowadził na trzecie piętro i nie zauważył cienia, który wyłonił się zza zakrętu. Wpadł z impetem na idącą naprzeciw osobę przewracając ją. Dopiero wtedy miał czas na to, by przyjrzeć się, kogo staranował. Jasna blond czupryna raczej nie pozostawiała zbyt wielu możliwości i w związku z tym Harry miał ochotę soczyście przekląć. Przez myśl przemknęło mu „..Dlaczego ze wszystkich możliwych osób w całym Hogwarcie muszę zawsze wpadać na Malfoya?!”

- Uważaj łamago jak chodzisz! - Warknął Malfoy podnosząc wzrok na Harry'ego, który zdążył jeszcze pomyśleć „... no to sprawdzian, zobaczymy czy mnie pozna, jeśli on nie rozpozna to i nikt … mam nadzieję ...”.

- Przepraszam za to – Pojednawczo powiedział Harry, badawczo przyglądając się blondynowi. Wyglądało na to, że nie został rozpoznany, kontynuował więc, jakby nigdy nic. Podał rękę, wciąż siedzącemu na ziemi Malfoy'owi, a gdy Ślizgon ją przyjął, pomógł mu wstać. Po chwili milczenia, czując się niezręcznie pod raczej ciekawym niż czujnym wzrokiem blondyna, który stał wciąż jeszcze trzymając Harry'ego za rękę, ten ostatni zdecydował się zareagować. – Nic ci nie jest? - Zapytał, a jego słowa podziały na Ślizgona budząc go z zamyślenia. Mafloy spuścił wzrok na ich złączone dłonie i puścił rękę Harry'ego. Po czym wrócił spojrzeniem na twarz Gryfona i zapytał:
- Kim jesteś? Nie widziałem cię wcześniej w zamku. – Największym szokiem było dla Harry'ego nie to, że nie został rozpoznany, bo tyle już wiedział, ale to, że pytanie zostało zadane przyjaznym tonem!

- Nie jestem stąd ... I właśnie opuszczam to miejsce. – Odpowiedział Harry krótko. Właściwie nie miał czasu na długą konwersację i zamierzał zakończyć tą rozmowę najszybciej jak się da.

- Kogo byłeś tutaj odwiedzić? - Zapytał ze szczerą ciekawością blondyn, a Harry przez moment podziwiał to jego przyjazne spojrzenie. Dotąd, gdyby ktoś zapytał go, czy Malfoy potrafi się zachowywać inaczej niż jak dupek, wyśmiałby tą osobę od razu. Teraz jednak ujrzał inne oblicze blondyna. O dziwo potrafił być miły! Była to zaskakująca konkluzja, niestety nie było czasu, by pogłębiać tę znajomość, ale ponieważ w oczach Mafloy'a był obcy, postanowił przynajmniej zachować pozory.

- Jak masz na imię? - zapytał blondyna.

- Draco Malfoy, pochodzę z szanowanej czystokrwistej rodziny i należę do domu Slytherina. - Cóż teraz wydawał się wrócić do dawnego, puszącego się siebie, nie licząc przyjaznego tonu. - A kim … - Harry zbliżył się szybko do blondyna kładąc mu na ustach palec i uciszając skutecznie.


- Tak więc Draco ... - Powiedział ściszonym głosem. – Tak naprawdę nie powinno mnie tu być, więc mam nadzieję, że pozostanie to sekretem. - Malfoy skinął głową na słowa Harry'ego, który dopiero teraz zauważył, że Ślizgon jest delikatnie czerwony na policzkach. Harry zaskakując samego siebie lekko się uśmiechnął i przesunął dłonią po policzku zdumionego blondyna. Stwierdził, że ten był bardzo ciepły. Jakoś zawsze sądził, że Mafloy powinien być chłodny, więc było to swego rodzaju odkrycie. Przez myśl przemknęło mu nawet, że być może blondyn jest przeziębiony. Nie przedłużał jednak już tego spotkania, zwinnie wyminął Ślizgona i ruszył szybkim krokiem przed siebie, na odchodnym rzucając jeszcze:

- Miło było poznać Draco. – Krzyk Malfoya, który wyraźnie chciał go zatrzymać zignorował i pospiesznie zmierzał do swego celu.

Kiedy Harry znalazł się już w przejściu, na którego końcu były schody do Miodowego Królestwa, odetchnął głęboko z ulgą. „... Malfoy był dla mnie miły ... fakt, nie wiedział, że ja to ja … jakkolwiek by to nie brzmiało, ale jednak to zaskakujące, że potrafi być taki … Może to przeziębienie tak dla niego wpłynęło? ...” zastanawiał się nadal, wchodząc po schodach. Wciąż do niego nie docierało że Malfoy potrafił się tak przyjaźnie zachować. Przecież także swoich domowników traktował bardziej jak sługi niż przyjaciół ...

Harry przerwał swoje rozmyślania, gdy stanął przed drzwiami prowadzącymi do piwnicy Miodowego Królestwa. Narzucił płaszcz z kapturem, a następnie pelerynę niewidkę, by wydostać się niezauważenie aż na ulicę. Wychodząc ze sklepu poczuł chłodny wiatr na swojej twarzy. Uważając, by na nikogo nie wpaść, skierował się do bocznej uliczki i ściągnął pelerynę niewidkę. Złożył ją i wsunął do torby, po czym poprawił kaptur płaszcza tak, by nie było widać twarzy i wyszedł na główną ulicę. Zmierzał do Świńskiego Łba. Kiedy otwierał drzwi do tego dość dyskusyjnej jakości przybytku skrzywił się. Drzwi donośnie, dokuczliwie skrzypiały „... to tyle jeśli chodziło o dyskretne wślizgnięcie się ...” mruknął do siebie Harry widząc, że praktycznie wszyscy znajdujący się w środku podnieśli głowy, by zobaczyć kto wszedł do środka. Co prawda po chwili każdy wrócił do swoich spraw, ale wielkie wejście zostało zaliczone.

Świński Łeb był miejscem wyjątkowo obskurnym i brudnym, ale to nie był czas na narzekanie i Harry zdecydował się to zignorować. Rozejrzał się po bocznych stolikach wchodząc głębiej do lokalu. Głupio się czuł patrząc każdemu na dłonie, ale nie miał innego wyboru, jeśli chciał się czegoś dowiedzieć, musiał znaleźć mężczyznę z tatuażem przedstawiającym wilka na dłoni. Nic z tego, albo coś przegapił, albo tego mężczyzny nie było tutaj. Kiedy Gryfon stracił już właściwie nadzieję, ponownie otworzyły się skrzypiące drzwi wejściowe, a w nich stanął mężczyzna w wieku około dwudziestu pięciu lat. Nowy gość rozejrzał się, po czym podszedł do barmana mówiąc głośno:

- Poproszę kremowe. – Głos miał lekko ochrypły. Sięgnął do kieszeni po pieniądze, położył je na ladę baru, a Harry ku swojej radości ujrzał na dłoni nowo przybyłego tatuaż w kształcie wilka. Osobnik wziął swoje kremowe i udał się do jednego z pustych stolików. Niewiele się zastanawiając Gryfon zamówił to samo i podszedł do stolika, przy którym usiadł nieznany mu człowiek z wilczym tatuażem na dłoni.

- Można? - Zapytał uprzejmie Harry. Mężczyzna przyjrzał mu się podejrzliwie, a Gryfon przez chwilę bał się, że mu odmówi. Ten jednak otaksował spojrzeniem najpierw jego, później butelkę kremowego, po czym uśmiechnął się lekko.

- Siadaj – Powiedział krótko. – A Harry skwapliwie wykorzystał to zaproszenie i szybko usiadł po drugiej stronie stolika, był trochę zdenerwowany. Trochę, to nawet mało powiedziane. Był bardzo zdenerwowany, ponieważ jego plany obejmowały spotkanie z tym człowiekiem, ale jakoś nie pomyślał, w jaki sposób rozpocząć z nim konwersację. Nie znali się, więc nie mógł od razu wypytywać o jego brata, a tym bardziej o zaklęte czarno magiczne księgi. Należało jakoś zagaić rozmowę, ale nie przychodziło Harry'emu do głowy jak. Siedział więc zafrasowany, obracając w dłoniach butelkę z kremowym, dyskretnie obserwując obcego. Na pierwszy rzut oka był dość przystojnym mężczyzną o krótkich, brązowych oczach i włosach. Przeczucie mówiło Harry'emu, że jest w porządku.

- Wiesz ... Siedzimy przy jednym stole, a ja nie przepadam nie widzieć z kim siedzę, a tym bardziej rozmawiam, więc gdybyś mógł … - Zaczął nieznajomy, a Harry lekko westchnął z ulgą. To był dobry początek, że też o tym sam nie pomyślał ...

- Och przepraszam … kompletnie o tym zapomniałem, wybacz ... – Odpowiedział ściągając z głowy kaptur.

- Teraz dużo lepiej. - Mężczyzna z lekkim uśmiechem przyjrzał się Harry'emu i skomentował. - Spodziewałam się wszystkiego, ale na pewno nie myślałem że jesteś taki … - zamilkł na chwilę jakby zastanawiał się co powiedzieć, a po chwili dokończył: – Atrakcyjny ... Teraz zwracamy na siebie sporą uwagę nie uważasz?

Harry odkąd zdjął kaptur, czuł na sobie uważne spojrzenia innych gości Świńskiego Łba, ale, gdy obcy o tym powiedział, poczuł je jeszcze wyraźniej. Odwrócił się więc do innych i posłał im lodowate spojrzenie, w odpowiedzi większość z nich zajęła się własnymi sprawami, a Harry na wszelki wypadek rzucił zaklęcie wyciszające, usprawiedliwiając się:

- Po to, żeby w spokoju porozmawiać. Za dużo tu ciekawskich. - Obcy mężczyzna skinął głową w odpowiedzi i ponownie lekko się uśmiechnął.

- Jestem William Relin, a ty? - Zapytał.

- Jestem … - Wahanie było krótkie, ale w tym czasie przez głowę Harry'ego przegalopowały myśli:„... cholera powinienem wcześniej pomyśleć nad imieniem! ...” – A … Aren – Wydukał w końcu odpowiedź.

-Aren powiadasz, no dobrze, wypijmy za naszą nową znajomość. – Podsumował wysiłki Gryfona William, podnosząc w toaście swoje piwo. Harry zrobił to samo i obaj upili łyk. Chłopak zauważył przy tym, że William nie spuszczał z niego oka. Było to dość deprymujące i zaczął czuć się niepewnie.

- Em ... mam coś na twarzy? - Gryfon zadał pierwsze pytanie, które mu się nasunęło, na co jego rozmówca uśmiechnął się i odpowiedział:

- Pewnie nie raz już to słyszałeś, ale masz naprawdę zdumiewającą urodę. Z jednej strony wydajesz się taki kruchy i delikatny przez drobną budowę ciała – Harry skrzywił się na to określenie, ale nie przerywał. – Jednak twoje oczy ... Są naprawdę fascynujące! Mają w sobie niebywałą siłę. Jeśli nawet ktoś cię zlekceważy z racji postury, to kiedy spojrzy w oczy ... jestem pewien, że wtedy od razu będzie się miał na baczności. Musisz być potężnym czarodziejem prawda? - Gryfona zdziwiło i zaskoczyło to co mówił jego nowy znajomy. Nie uważał się za silnego czarodzieja, a co dopiero za potężnego.

- Emm ... Nie, nie jestem zbyt potężny, a te inne ... rzeczy, o których mówiłeś to nie jest prawda. Jestem zupełnie przeciętny. - Powiedział z powagą to, co uważał o sobie.

- Żartujesz prawda? - William uważnie mu się przyjrzał, a gdy zobaczył minę Harry'ego wybałuszył oczy w autentycznym zaskoczeniu. – Na Merlina! Ty mówisz poważnie!

Harry był coraz bardziej zawstydzony tą rozmową, dziwnie się czuł będąc komplementowanym. To była dla niego cóż ... zupełna nowość. Musiał podjąć jak najszybciej inny temat, bo inaczej policzki odpadną mu z gorąca. Czuł, że jest czerwony.

- Czym się zajmujesz? - Tak drastyczna zmiana tematu została oczywiście zauważona. William krótko, porozumiewawczo skinął głową przystając na nią, po czym odpowiedział.

- Och, pracuję w terenie ... to jedyne co mogę powiedzieć.

- Rozumiem ... W takim razie mogę zapytać co taka osoba jak ty robi w takim miejscu jak to?

- Hahaha ... – William roześmiał się szczerze. – Uwierz mi, mógłbym zapytać o to samo, ale odpowiem na twoje pytanie, ukrywam się przed bratem, a to ostatnie miejsce, w którym by mnie szukał.

- Dlaczego się przed nim ukrywasz? - Zapytał Harry ciesząc się, że już tak szybko poruszyli temat brata Williama.

- On ... po prostu nie rozumie mnie. Widzisz ... uwielbiam wiedzę i naukę w końcu byłem Krukonem – Powiedział William puszczając mu oczko. Po chwili kontynuował. – Zacząłem interesować się nie tylko białą magią, ale i … czarna magia również bardzo mnie interesowała, jednak tylko w aspekcie naukowym. Zacząłem gromadzić księgi czarnomagiczne podczas moich podróży. Było ich naprawdę dużo, ale brat dowiedział się o moich „zainteresowaniach” i na wszystkie księgi nałożył jakieś zaklęcie. Próbowałem za wszelką cenę się do nich dostać, jednak znane mi zaklęcia zawiodły. A wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? - Harry zaprzeczył ruchem głowy. – Mój własny brat, który twierdzi, że tak bardzo brzydzi się czarną magią, sam jej użył! I to jeszcze tej najobrzydliwszej gałęzi Magii Krwi! - Brwi Harry'ego podjechały do góry w zdziwieniu, a pytanie samo pojawiło się na ustach:
- Czym jest Magia Krwi? - Zapytał autentycznie zainteresowany.

- Powiem ci, ale nie powtarzaj tego lepiej innym. Magia krwi jest jedną z najstarszych form magii w dodatku bardzo niebezpieczną! Jak wiesz, każdy posiada swój indywidualny magiczny rdzeń i sygnaturę. Magia krwi łączy je w jedno, podczas inkantacji zaklęcia. Powstaje w wyniku tego niepowtarzalna aura. W taki sposób powstaje większość czarnomagicznych artefaktów. Jednak to nie jest takie proste jak się może wydawać. Próba połączenia rdzenia i sygnatury magicznej jest bardzo niebezpieczna! Bardzo niewielu to potrafi. Jeżeli się nie uda to albo rdzeń, albo sygnatura mogą zostać uszkodzone i już nigdy nie będziesz mógł władać magią tak jak poprzednio. Ci co jednak potrafią władać Magią Krwi są niewątpliwie potężnymi czarodziejami, choć zazwyczaj czarnoksiężnikami.

- Czy twojemu bratu udało się?

- Cóż ... i tak i nie. Udało mu się dać własną sygnaturę magiczną, ale nie udało mu się stworzyć aury. Przeleżał miesiąc w Mungu i dostał nauczkę, by nigdy więcej nie próbować parać się czarną magią. Mogło się to skończyć o wiele gorzej. Ogólnie nie stało mu się nic poważnego. Na szczęście.

- Twój brat musi Cię bardzo kochać ... - Powiedział cichym głosem Harry. William zamyślił się przez chwilę, zanim odpowiedział.

- Wiem, że mnie kocha, ale nie może mnie ograniczać. Powinien mi zaufać kiedy mówiłem, że interesuje mnie tylko teoria i nic więcej.

- Tak właściwie ... Dlaczego mi o tym wszystkim mówisz? Jestem dla ciebie praktycznie obcą osobą.

- Hmm ... Jakby ci to wytłumaczyć ... Po prostu wiem, że jesteś godny zaufania, Chciałbym więcej powiedzieć, ale to musi ci wystarczyć. Poza tobą mówiłem o tym jeszcze jednemu gościowi, miał na imię Hagrid.. Był świetnym słuchaczem.

... Pewnie już nieźle był wtedy pijany ...” pomyślał Harry trochę niesprawiedliwie, uśmiechając się na wspomnienie półolbrzyma.

- Czy mogę zadać jeszcze jedno pytanie odnośnie tamtej magii? - Gryfon zdecydował się drążyć.

- Jasne, postaram się odpowiedzieć. - William wydawał się być zaciekawiony o co chce spytać i chętny do współpracy.

- Udało ci się otworzyć swoje księgi?

- Niestety, by je otworzyć trzeba przelać krew dobrowolnie oddaną. Krew musi spaść na konkretny zaklęty przedmiot. Mój brat prędzej padnie trupem niż mi pomoże je odzyskać jak się domyślasz, więc na razie nie mam szans. Gdybym miał taką samą sygnaturę i rdzeń, to pewnie by wyszło ... – William westchnął z rozrzewnieniem.

- Więc dlaczego nie poszukasz osoby, która posiada tą samą moc? - Harry postanowił pogłębić nieco temat.

- Gdyby to było takie proste ... Widzisz, każda osoba posiada swoją własną, niepowtarzalną magię. I dlatego Magia Krwi jest tak skuteczna, jeżeli chce się coś ukryć. Chyba, że posiadasz Przeznaczoną ci osobę, ale to tylko bajki, nie warto się w nie zgłębiać.
Rozmawiali jeszcze długo, pijąc kolejne piwa. William był bardzo dobrym towarzyszem rozmów, Harry już dawno się tyle nie śmiał. Czuł się absolutnie zrelaksowany. Spojrzał na stary zegar pokryty grubą warstwą pajęczyn. Kiedy zobaczył godzinę westchnął ciężko.

- Pora wracać do zamku prawda? - Zapytał William z uśmiechem.

- Skąd wiesz że … - Harry zająknął się.

- Aren, ja również byłem uczniem, choć nigdy nie wymykałem się do Hogsmeade w tygodniu. Widzę, że jesteś spokojny więc domyślam się, że to nie jest twój pierwszy raz.

- No tak ... Naprawdę miło było Cię poznać, ale muszę już iść i … - William z uśmiechem przerwał Harry'emu nieudolne tłumaczenia.

- O nie, nie Aren. Tak łatwo mi się nie wywiniesz! Będę czekać na sowę od Ciebie. Nie wiem czemu, ale czuję, że już tu nie zawitasz, dlatego wolę być przezorny.

Harry poczuł przyjemne ciepło, które ogrzewało go teraz od środka. Nie spodziewał się, że znajomy Hagrida będzie chciał się z nim zaprzyjaźnić.

- Wyślę ją w najbliższych dniach. – Obiecał Williamowi i z powrotem nasunął na głowę kaptur. Wychodząc usłyszał jeszcze głos nowego przyjaciela.

- Aren, zdecydowanie powinieneś mieć więcej pewności siebie! Do następnego!

Harry wyszedł ze Świńskiego Łba szczerząc się od ucha do ucha. Nakładając pelerynę ojca, udał się ponownie do Miodowego Królestwa i do tajemnego przejścia w piwnicy. Nie śpiesząc się szedł ciemnym korytarzem, oświetlając sobie drogę różdżką. Dowiedział się dziś naprawdę dużo, zdecydowanie więcej niż sam potrafiłby znaleźć! William Relin będzie cennym przyjacielem, jego wiedza była szersza niż Hermiony i nowy znajomy nie wahał się sięgać po zakazaną wiedzę, co również bardzo Harry'emu odpowiadało. William stawiał sprawę jasno na przykład wtedy, kiedy nie chciał o czymś mówić i tak samo szanował jego wolę, gdy Harry wolał coś przemilczeć. Było to takie inne niż wieczne tłumaczenie się na siłę swoim „przyjaciołom”.

Po dłuższej wędrówce, Harry wyszedł zza posągu jednookiej czarownicy w Hogwarcie i udał się do łazienki na trzecim piętrze. Przecież nie mógł się pokazać tak Ronowi zwłaszcza, że jak się okazało był to skuteczny kamuflaż. W łazience przebrał się w swoje stare ubrania po kuzynie, na które nałożył szkolną szatę, zmienił kolor oczu i założył okulary. Zaklęciem, które przeczytał wcześniej na opakowaniu usunął efekty „ Ulizanny” z włosów, dziwnie się czując, kiedy na jego głowie znów zapanował nieład. Tak, wrócił, był Harrym Potterem, podejrzewanym o bycie niestabilnym emocjonalnie psychopatą. „... Ciekawe co Ron powiedział Hermionie ...” zastanawiał się idąc w kierunku wieży Gryffindoru.

- Harry! Jak było? - Usłyszał krzyk Rona kiedy tylko wszedł do pokoju wspólnego. Kilka osób obrzuciło go bacznym spojrzeniem. Miał teraz ochotę udusić Rona. Zignorował resztę i usiadł koło przyjaciela.

- Hermiony tu nie ma? - Zapytał tak na wszelki wypadek.

- Nie, siedzi z innymi dziewczynami w dormitorium. Marudziła, że nie przyszedłeś również na kolację, ale poradziłem sobie. – Uśmiechnął się Ron z dumą.
- To pochwal się, co takiego powiedziałeś Hermionie, by nie nabrała żadnych podejrzeń? - Zapytał cicho Harry.

- Powiedziałem jej, że jesteś na randce. – Oczy Harry'ego rozszerzyły się w szoku, na co Ron pospieszył z wyjaśnieniem. – Spokojnie nie powiedziałam, że umawiasz się ze starszą od siebie kobietą, nie jestem głupi ... Powiedziałem po prostu … coś innego ... - Rudzielec skończył dość niepewnie, a Harry w przewidywaniu kłopotów zapytał:

- W takim razie co jej takiego powiedziałeś? - Obawa słyszalna w jego głosie oddawała doskonale złe przeczucia jakie go opadły.

- No ... - Zaczął Ron, ale musiał przerwać i dopiero po dwu dużych wdechach był w stanie kontynuować. Te manewry tylko bardziej zdenerwowały Harry'ego. - Powiedziałem, że interesują cię mężczyźni, ale nie jesteś gotowy, by jej się przyznać i poprosiłem by zachowała to w tajemnicy ... Znasz ją przecież, jeżeli chodzi o takie tematy nie będzie zadawać zbyt dużo pytań, dopóki sam tego nie zechcesz ...

- Ale ... ale ... – No, i wszystko jasne. Dowiedział się, ale wiedza ta dosłownie zatkała Harry'ego. – Ja nie jestem gejem. – Wystękał zdesperowanym głosem.

- Wiem że nie Harry, ale spanikowałem na kolacji i kiedy ponownie zapytała o ciebie, i zobaczyłem Colina ... to było jedyne na co wtedy wpadłem – Odpowiedział zmieszany rudzielec.

- Więc mówisz, że to kupiła? I naprawdę o nic nie wypytywała? - Harry powoli wracał do równowagi po zaskoczeniu, jakie zafundował mu przyjaciel.

-W sumie to nie, powiedziała tylko, że już wcześniej miała podejrzenia. – Ron zaśmiał się krótko.

- Bardzo śmieszne ... - Harry nadąsał się sięgając po torbę, z której wyciągnął łakocie kupione podczas swojej małej wyprawy. – Na co masz ochotę? - Podsunął słodycze w stronę Rona, który chwycił kociołkowe pieguski.

- Opowiadaj, od obiadu zżerała mnie ciekawość kim jest dziewczyna, z którą chodzisz i nie myśl nawet o wykrętach. Chcę poznać każdy szczegół!

- Ma na imię ... Wiktoria, jest naprawdę ładna, ma krótkie brązowe włosy i piwne oczy. Była kiedyś Krukonką. Ma ... dwadzieścia pięć lat. Umówiliśmy się w Trzech Miotłach i wypiliśmy zdumiewającą ilość kremowego piwa. Jest świetnym słuchaczem i rozmówcą, choć czasem otacza ją taka tajemnicza aura ... W sumie to tylko tyle ... Spędziłem świetnie czas i mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy kiedyś, ale na razie będziemy się komunikować przez sowy. – Harry uśmiechnął się niby do Rona, ale bardziej do siebie. Powiedział w sumie częściowo prawdę, nie licząc miejsca spotkania i prawdziwej płci osoby, z którą się spotkał. Ron po dawce informacji wyglądał, jakby właśnie trawił wiadomości.

- To wszystko? Żadnych pocałunków? Przytulania? Nic? - Dążył przyjaciel nieustępliwie.

- Ron, to była nasza pierwsza randka, a ja nie jestem osobą, która robi nagle takie rzeczy. Znasz mnie przecież.

- No wiem ... choć przyznam, że spodziewałam się czegoś ... no sam nie wiem, ale myślałem, że skoro jest starsza to jest też śmielsza w tych sprawach ... - Mówiąc to rudzielec zarumienił się.

- Cóż ... Nie poznałem jej od tej strony ... Nie ma potrzeby się śpieszyć, wszystko przyjdzie w swoim czasie.

- A czy ... - Ron nagle urwał, zagryzając dolną wargę, Harry tylko posłał mu uspokajający uśmiech, więc dokończył. - Nie przeszkadzają jej te plotki o tobie Harry?

- Nie skoro się ze mną spotkała. Poza tym jest typem osoby, która woli sama ocenić człowieka. – Uspokoił nieco swojego przyjaciela, który wydawał się być dość nerwowy poruszając ten temat. W myślach natomiast dodał „... pomijając kwestię, że William nie wie kim naprawdę jestem …”

Tej nocy Harry śnił ...
Tym razem był na zewnątrz, miejsce było gdzieś na odludziu. Nie wiedział co to było za miejsce. W oddali było widać spory kawałek lasu oraz pola uprawne. Widział ponownie plecy Voldemort'a jednak to nie było najważniejsze, wyminął go chcąc zobaczyć osobę przed nim. Odetchnął z ulgą kiedy zauważył, że jest to tylko Śmierciożerca. Nim się obejrzał, zaczęli pojawiać się kolejni, którzy stanęli w okręgu, a Voldemort był w jego centrum. Było ich zdecydowanie więcej niż w poprzednim śnie co bardzo zmartwiło Gryfona. Widać było, że Voldemort nie próżnował i powoli budował swoją armię.

- Lucjuszu wystąp. – Powiedział Czarny Pan krótko, a całe zgromadzenie ucichło.

Z szeregu wyszedł Lucjusz Malfoy, uklęknął trzymając głowę nisko w wyrazie absolutnego szacunku do swojego pana.

- Panie, nasz cel był ostatnio widziany w pobliżu Londynu, jednak gdy tylko go namierzyliśmy znowu nam umknął ... Sprawdziliśmy jego krewnych, tak jak podejrzewałeś Panie, tylko on odziedziczył „tą” moc. Podaliśmy veritaserum jego rodzinie, jednak żadne z nich nie wiedziało o tej mocy. Jestem przekonany, że ta wiedza jest przekazywana tylko pomiędzy tymi, którzy odziedziczyli moc. Niestety, również w ministerstwie jego dane są ściśle tajne, a te które widnieją w aktach dostępnych są sfałszowane. Sam cel nie zostaje w jednym miejscu, ciągle przemieszcza się na terenie Anglii, przez co trudno go namierzyć. – Referował starszy Mafloy, wciąż trzymając schyloną głowę.

- Lucjuszu, powstań. – Kolejne krótkie polecenie, które Malfoy szybko wypełnił, jednak wciąż nie odważył się spojrzeć Czarnemu Panu w twarz. – Weźmiesz Avery'ego i Rookwooda. Spróbujcie ponownie namierzyć trop, jednak jeżeli i tym razem wam się nie powiedzie, czeka was surowa kara. Jeżeli się spiszecie, czeka was nagroda ...

- Wedle rozkazu Panie ... - Przytaknął Malfoy i wrócił do szeregu.

... Kogo szuka Voldemort? ...” zastanawiał się Harry obserwując całą scenę stojąc z boku. Patrzył jak Voldemort przygląda się w ciszy swoim sługom. Widoczne było teraz jego zamyślenie. Niektórzy ze Śmierciożerców zaczęli poruszać się nerwowo, jednak żaden nie odważył się powiedzieć choćby słowa. Harry nie chciał tego przyznać, ale autorytet jego wroga robił wrażenie. Wiedział oczywiście, że dorobił się go poprzez sianie strachu, ale nie da się ukryć, był bardzo potężnym czarodziejem. Harry spojrzał z pogardą na Malfoya i pomyślał: „... Niby taki dumny, a płaszczy się przed nim jak szczur ... a jeżeli chodzi o szczury, to nigdzie nie widzę Petera ...” Gryfon rozglądał się wokół całego zgromadzenia. Kątem oka zauważył ruch ze strony Voldemorta. Który pochylił się w stronę Nagini.

- Witaj moja piękna, jak udało się polowanie? - Kiedy Voldemort przemówił do węża większość Śmierciożerców w widoczny sposób drgnęła, choć Harry nie wiedział czemu. Ich pan nie zwracał teraz na żadnego z nich uwagi, koncentrując się na wężu.

- To nie jest dobre miejsce na polowanie. Jest zbyt mało miejsc, z których można atakować znienacka. Pomimo trudności poradziłam sobie.Wysyczała wężyca.

- Nie wątpię, że sobie poradziłaś, następnym razem postaram się lepiej wybrać nasze tymczasowe miejsce, a jeżeli będzie taka potrzeba, dostaniesz któregoś z tych nieudaczników. Mówiąc to spojrzał ostro na swoich ludzi. Harry był zaskoczony, że żaden z nich nie zareagował na taką obelgę. Nikomu przecież nie spodobało by się bycie alternatywną przekąską dla Nagini.
- Teraz posłuchacie mnie bardzo uważnie. Naszą następną misją będzie ...

Harry obudził się nagle, czując na ramieniu czyjąś rękę ...

- Wstałeś już Harry? Niedługo śniadanie, inni już dawno zeszli. – Budził i popędzał go najwyraźniej Ron. Kiedy rudzielec uznał, że przyjaciel jest już dostatecznie rozbudzony, ruszył w stronę łazienki.

- C … co? - Harry, wciąż jeszcze zaspany, rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po dormitorium, które rzeczywiście było teraz puste. Dobra chwila minęła nim się zupełnie rozbudził. Zupełnie nagle wówczas przypomniał sobie sen i jęknął przeciągle.

- Stary, wszystko gra? - Zza drzwi łazienki wychylił się Ron.

- Tak, ale odpuszczam śniadanie, więc nie musisz na mnie czekać.

Ron wyszedł, a Harry opadł ponownie na poduszkę, rozmyślając o swoim śnie. Zupełną nowością było, że Voldemort nikogo nie torturował. „... gdyby tylko Ron pozwolił mi dłużej spać, dowiedziałbym się czegoś o planach Voldemorta ...” myślał z odrobiną żalu chłopak. Teraz kiedy wiedział, że Czarny Pan, jak nazywali go Śmierciożercy, coś planuje i był o krok, żeby się dowiedzieć co to takiego, czuł niebywałą frustrację. Harry był wypoczęty pomimo tego, że miał znowu wizje z Voldemortem. Wstał i poszedł do łazienki wziąć prysznic.

Na lekcjach Gryfon starał się analizować słowa Williama o Magi Krwi i doszedł do winsoku, że sam nie wie co o tym tak naprawdę myśleć. Doszedł do wniosku, że powinien wypytać o więcej szczegółów. Analizował wiadomości i próbował dostosować je do sprawy znalezionego przez siebie dziennika. Zastanawiał się: „... Może osoba od dziennika nie chciała by ktoś go znalazł? Ale przecież gdyby tak było to dlaczego skrytka otworzyła się gdy użyłem magii? Na dziennik magia nie działa, ale na skrytkę już zadziałała, dlaczego? ...” Wątpliwości było wiele.

- Harry wszystko w porządku? - Zapytała go zmartwionym głosem Hermiona podczas obiadu.

- Tak, w jak najlepszym, a coś się stało?

- Jesteś dziś strasznie nieswój ... obserwuję Cię już od jakiegoś czasu i widzę, że myślami jesteś gdzieś indziej.

-Och, to nic takiego, mam po prostu pewną sprawę do załatwiania, którą sam załatwię. – Odpowiedział kładąc lekki nacisk na słowo „sam” w nadziei, że zostanie ono uwzględnione przez przyjaciół.

Hermiona wyraźnie zrozumiała sugestię i skinęła lekko głową, a Harry poczuł wyrzuty sumienia, więc dodał po chwili.

- Obiecuję, że kiedy będzie po wszystkim, ty dowiesz się pierwsza. – Słysząc oburzone sapnięcie Rona dodał. – Wraz z Ronem. – Dziewczynie zdecydowanie to poprawiło humor, a Harry poczuł ulgę.

Po obiedzie Hermiona zasugerowała naukę w bibliotece, ale Harry grzecznie odmówił mówiąc, że musi iść do sowiarni i napisać list do Syriusza. Plany miał oczywiście inne, ale oczami wyobraźni widział reakcję przyjaciółki, gdyby powiedział, że idzie ponownie do Zakazanego Lasu. Zamierzał odwiedzić rannego graniana. Trójka przyjaciół rozdzieliła się tuż za progiem Wielkiej Sali. Harry najpierw poszedł do kuchni po to co ostatnio i kilka marchewek. Skrzat domowy, z którym poprzednio rozmawiał, prawdopodobnie go unikał, bo kiedy zauważył, że Gryfon przygląda mu się zza uchylonych drzwi spiżarni, natychmiast schował się głębiej. Harry'ego zmartwił wygląd Zgredka. Zanim skrzat się ukrył, chłopak zauważył bandaże na jego uszach i rękach. Miał tylko nadzieję, że stworzenie nie zrobiło sobie krzywdy przez niego, choć już teraz czuł poczucie winy. Podziękował skrzatowi, który przyniósł mu potrzebne rzeczy i ruszył w drogę do Zakazanego Lasu. W pobliżu chaty Hagrida nałożył pelerynę niewidkę, by uniknąć ewentualnego spotkania półolbrzyma. Po chwili marszu wszedł do Zakazanego Lasu, obierając tą samą drogę co zwykle. Czuł się podekscytowany, że znowu będzie mógł spotkać samicę graniana. Miał tylko nadzieję, że klacz lepiej się czuje. W połowie drogi zaczął biec w kierunku małego jeziora. Chciał tam dotrzeć jak najszybciej. Kiedy z oddali zobaczył wodę jeziorka, zatrzymał się, by wziąć oddech, schować pelerynę niewidkę i zdjąć zaklęcie ze swoich oczu.

- Witaj, już nie mogłem się doczekać, by ponownie cię zobaczyć. – Powiedział Harry głośno, wychodząc z pomiędzy drzew na łąkę po to, by oznajmić swoją obecność. Zmartwiło go kiedy klacz nie podniosła łba. Gryfon podszedł do niej spokojnie i uklęknął gładząc ją delikatnie po grzywie. Najwyraźniej, mimo jego zabiegów, samica osłabła i teraz już całkowicie nie mogła się ruszyć. Położył jej głowę na swoich kolanach, by łatwiej jej się przełykało i zaczął jej podawać jedzenie. Nie zjadła zbyt wiele, ale i tak cieszył się, że przyjęła choć trochę pokarmu. Podał jej mleko z miodem, ostrożnie podtrzymując jej pysk, gdy piła, po czym delikatnie położył jej głowę na ziemi i podszedł do jej nogi, chcąc zmienić opatrunek. Powoli odwijał bandaż. Niższe warstwy przylgnęły do rany, trzeba było zdjąć je sposobem. Harry po krótkim namyśle postanowił rozmoczyć go wodą i dopiero wówczas spróbować ponownie.

Czekał cierpliwie przez jakąś godzinę, głaszcząc po głowie chorą klacz i opowiadając zwierzęciu wydarzenia ostatniego dnia. Patrzył na nią ze smutkiem, naprawdę miał nadzieję, że będzie lepiej się czuła po opatrzeniu rany. Najwyraźniej jednak tak się nie stało.

- Wytrzymaj proszę ... jeszcze tylko trochę ... - Mówił drżącym głosem Harry przytulając głowę graniana. – Obiecuję, że zakończę to potem bezboleśnie i już nigdy nie będziesz cierpieć lecz teraz błagam, wytrzymaj … - Nie dbał o to, że kilka łez znaczyło ślad na jego policzkach, wiedział że przegrywał tę walkę ... Odsunął się od zwierzęcia i zaczął delikatnie ściągać odmoczony wreszcie bandaż owinięty wokół chorego kopyta klaczy, Kiedy dotarł do najniższych warstw, cichym głosem powiedział:

- Przepraszam ... to może zaboleć – Na początku planował ściągnąć to szybko, jednak pomyślał, że może wyrządzić tym tylko większą szkodę więc powoli usuwał opatrunek aż do końca. Widział, że klacz cierpi. W pewnym momencie zaczęła ruszać dość mocno zdrowymi kończynami co utrudniało chłopcu pracę. Syknął tylko, kiedy jedno z kopyt uderzyło go w żebra i usłyszał odgłos łamania kości. Bolało, nawet bardzo, jednak postarał się zignorować swój ból i dokończyć to co zaczął. Kiedy skończył, otarł pot z czoła i przyjrzał się ponownie odkrytej ranie. Wyraźnie się powiększyła, jednak nie było już w niej robactwa, choć to marne pocieszenie. Oczyścił ranę i ponownie nałożył leczniczą maść. Nie wiedział czy ona na pewno działa, ale nie miał nic do stracenia. Postanowił tym razem nie owijać niczym nogi graniana. Skończył wszystkie zabiegi i próbował wstać. Jęknął z bólu, odruchowo trzymając się za naruszone żebra, zauważył nerwowy ruch ze strony klaczy i postanowił ją uspokoić:

- To nic takiego, mój ból to nic w porównaniu z tym, co ty musisz przeżywać. Pewnie jak wrócę dostanę Szkiele-Wzro i jutro nie będzie śladu, więc nie musisz się martwić. Zostawiam ci tu obok jedzenie jakbyś zgłodniała. Wrócę jutro po lekcjach. – Pomimo bólu schylił się i objął dłońmi jej pysk, przyłożył do niego czoło. – Do zobaczenia. – Pożegnał się w nadziei, że jeszcze będzie żyła, gdy tu wróci i ruszył w drogę powrotną. Kiedy doszedł do linii drzew przystanął, zaklęciem zmienił kolor oczu i założył okulary.

Nie wiedział ile czasu zajęła mu droga powrotna. Chyba była dość powolna, skoro widział jak powoli zaczyna się ściemniać. Kiedy dobrnął do domu Hagrida odetchnął z ulgą wiedząc w oknach światło. Harry postanowił odwiedzić półolbrzyma i zapukał głośno w duże, masywne drzwi, które po chwili się otworzyły i w progu stanął sam gospodarz.

- Harry? Co cię tu cholibka sprowadza o tej porze?

- Potrzebuję pomocy Hagridzie, prawdopodobnie mam złamane żebra i czuję, że nie dojdę o własnych siłach do zamku. – Powiedział Gryfon, wciąż trzymając za obolały bok.

- Jak to się stało? Kto cię tak urządził Harry? - Zmartwił się gajowy.

-Ja ... - Zaczął niepewnie Harry, ale przez głowę przemknęła mu myśl „... Nie powinienem przynajmniej jemu opowiadać kłamstw ...” i dokończył pewniejszym już głosem. - Zranił mnie ten ranny granian, kiedy ściągałem opatrunek z nogi ... przykleił się do rany i nie chciał zejść. Postanowiłem namoczyć go wodą i spróbowałam ponownie, ale pod koniec ją zabolało i naprawdę … tylko przez przypadek mnie uderzyła! - Bronił zwierzęcia Harry.

- Dobry z ciebie czarodziej Harry, naprawdę ... masz takie wielkie serce. Myślałem, że bidulka już zdechła i jestem zaskoczony, że nadal żyje ... - Wychlipał Hagrid.

- Żyje ... Jednak dziś już nie mogła wstać i ... boję się, że już jutro jej nie zobaczę.

- To od początku nie była równa walka Harry i dobrze wiesz o tym, Zabiorę cię teraz do skrzydła szpitalnego i myślę, że Pomfrey poradzi coś na twoje złamania.

- Poczekaj!- Krzyknął Harry. – Inni nie mogą się dowiedzieć, że bywałem w Zakazanym Lesie wiesz przecież, że to zakazane, będę mieć naprawdę wielkie kłopoty! - W myśli zaś dodał „.. A Święty Mungo będzie na mnie czekać z otwartymi ramionami ...”.

- Spokojnie Harry, Powiem, że kopnął cię jeden z testrali. – Próbował nieco go uspokoić Hagrid.

- Nie będziesz miał przez to kłopotów Hagridzie?

- Powiemy, że to był wypadek, prawda Harry? - Gajowy wydawał się być pewny swego.

- Dziękuję Hagridzie. – Harry z wdzięcznością przyjął pomoc półolbrzyma. Hagrid podniósł go i niósł na rękach w stronę zamku, a Gryfon zerkając w stronę Zakazanego Lasu, modlił się, by jutro klacz graniana, o którą się tak troszczył, wciąż żyła.