środa, 16 marca 2016

Rozdział 12: Spotkanie

Witajcie po jakże długiej przerwie związanej z brakiem chęci do pisania. Wena powróciła ze zdwojoną siłą, jednakże nie mogę wam obiecać więcej niż jeden rozdział miesięcznie, bo wiem, że po prostu nie dam rady więcej napisać zwłaszcza, że kierunek na którym się uczę jest wymagający. Muszę wam wszystkim serdecznie PODZIĘKOWAĆ za te wszystkie wspierające komentarze, które naprawdę bardzo mnie uszczęśliwiały i dawały motywacje do pisania no i ujawniły się również osoby które wcześniej nie komentowały i wiem, że jest was tam więcej niż początkowo mi się zdawało, chyba powinnam częściej znikać byście się ujawniali :) ( Oczywiście to żarcik ). Cóż, ja tu biadolę ( ktoś to w ogóle czyta?) a wy czekacie na rozdział. Więc, bardzo wam dziękuję za wasze ogroooomne wsparcie i za motywujące słowa, dzięki wam chcę pisać i wiem, że nie przestanę aż do końca opowiadania. Miłego czytania!

Betowała: Kochana Mato, która w trybie ekspresowym zbetowała rozdział a w dodatku już chce następny :)


Rozdział 12: Spotkanie

Sensacyjne doniesienia i absurdalne czasem wnioski, drukowane w brukowcach po ostatnim koszmarze Harry'ego, nauczyły chłopaka jednego: przed spaniem zawsze rzucać wokół łóżka zaklęcie wyciszające. Nie chciał kolejnego wybuchu medialnej histerii. Nie miał też ochoty obserwować rzucanych ukradkiem podejrzliwych, albo przerażonych spojrzeń mieszkających z nim chłopaków. Żeby to jeszcze byli jacyś obcy ludzie, ale przecież to Gryfoni, którzy przebywali z nim od lat. Wciąż pamiętał wyraz ich twarzy po wybudzeniu z koszmaru i ten specyficzny wzrok Rona. Nie, nigdy więcej. Harry westchnął ciężko i odruchowo zerknął na puste łóżko rudzielca. Sprawdził czas, zbliżała się powoli północ, a Ron wciąż nie wrócił ze szlabanu u Snape'a. Harry przez chwilę trwał w zadumie nad własnymi uroczymi szlabanami u przemiłego nauczyciela eliksirów, po czym spokojnie wrócił do prób czytania książki. Po chwili jednak stwierdził, że nie rozumie ani słowa z tekstu, bo inne myśli na to nie pozwalają. Dał sobie więc spokój z czytaniem, choć nie oderwał wzroku od publikacji udając, że wciąż ją studiuje i pozwolił myślom płynąć Ostatnio zauważył, że od pamiętnego koszmaru unika kontaktu wzrokowego z innymi i to bez wyjątku. Na szczęście większość czasu spędzał na czytaniu książek albo pisaniu, więc Hermiona nic nie zauważyła, a Ron nadal puszył się swoją chwilą sławy i jak się wydawało nie bardzo nawet starał się skupić na czym innym. Harry zwątpił czy doczeka się jakichkolwiek przeprosin z jego strony. Zresztą nie zależało mu już na tym. Uśmiechnął się do siebie. Chętnie wyjąłby fiolkę z włosem pogrebina, żeby podziwiać jego piękno. Przyłapał się na tym, że kiedy coś go trapi, lubi zaszyć się w jakiś kąt i przyglądać się tej ślicznej rzeczy. Jakoś wahał się określić kwiat jako roślinę, więc często myślał o nim jako o przedmiocie. Starał się też, by nikt nie zobaczył jego ostatniej zdobyczy. Harry ponownie westchnął i zdecydował, że czas przygotować się do snu. Złożył książkę z zamiarem odłożenia jej na stolik, kiedy usłyszał delikatne skrzypnięcie drzwi. Odwrócił się w ich kierunku i ujrzał, zgodnie z przewidywaniami Rona, który po trzecim już wspólnym wieczorze ze Snape'm wyglądał jakby niedawno spojrzał w twarz samej śmierci. Potwornie blady, niemal zielony na twarzy i ze zdumiewającą mieszaniną min, jakby zbolałej i wściekłej zarazem. Harry przez moment studiował ten widok, po czym powiedział:

- Wszystko w porządku Ron? Wyglądasz naprawdę paskudnie.

- Ten cholerny, stary nietoperz ... To wszystko jego wina! Nie wystarczyło mu to, że kociołki lśniły czystością. Kazał mi jeszcze wypić eliksir, który uwarzyliśmy kilka dni temu! - Rudzielec wręcz wybuchnął z furią w odpowiedzi, nie bardzo zważając na innych, którzy już spali. Harry zerknął z niepokojem na śpiących współdomowników i szybko zasłonił mu dłonią usta uciszając. Ron zaskoczony zesztywniał najpierw, po czym także łypnął na śpiących i się rozluźnił mruknąwszy coś niewyraźnie. Harry zabrał rękę i Ron opadł ciężko na swoje łóżko. Chwilę milczał wpatrując się ponuro w podłogę, po czym już dużo ciszej zaczął opowiadać - Wybacz, nie chciałem tak krzyczeć ... chodzi mi raczej o to co było potem, gdy już wypiłem ten eliksir ...

- Chyba nie mogło być aż tak źle? To znaczy Snape cię na pewno nie otruł i ...

- Uwierz mi, cały wieczór jak czyściłem te kociołki patrzył na mnie tak wściekłym i pogardliwym wzrokiem, że nawet nie zdziwiłbym się gdyby mi podał truciznę - Wszedł w słowo Harry'emu rudzielec, ale po tej tyradzie znów umilkł, więc Harry zdecydował się dokładniej go wypytać, zastanawiając się, który eliksir musiał wypić Ron. Każdy efekt ich pracy był dość mizerny zaczynając od samej barwy oraz zapachu większości mikstur. Z pewnością nie było to nic miłego, bo Ron był zbyt roztrzęsiony.

- W takim razie co się stało? Jaki wypiłeś eliksir?
- To był ten, za który dostałem szlaban. – Bąknął niemrawo rudzielec, wciąż wpatrzony w podłogę – Kiedy go wypiłem zacząłem mieć halucynację, że z każdej strony otaczają mnie pająki... Rozumiesz! Pająki! - Ostatnie słowo było już dość histerycznym piskiem, który Harry dobrze zapamiętał z drugiego roku. Przeżycia Ron'a musiały być niezwykle żywe i realne, bo chłopak nawet w tej chwili drżał trochę ze strachu, a trochę z obrzydzenia. Po chwili opowiadał dalej. - Widziałem jak powoli się do mnie zbliżają … spojrzałem na Nietoperza, a ten potwór miał na ustach tak zadowolony z siebie uśmiech, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widzieliśmy! Wyobrażasz sobie, on był zadowolony, a ja panikowałem i nie miałem swojej różdżki! A one zaczęły po mnie chodzić! Nawet jeden wlazł mi do nogawki! Nie mam pojęcia ile to trwało, bo zemdlałem. - Wyszeptał rudzielec, spoglądając na swoje ubrania, jakby chciał się przekonać czy aby pająki na pewno już zniknęły.

- Eliksir powodujący halucynacje? Uwarzyliśmy coś takiego? - Zapytał zaskoczony Harry, żałując po cichu, że nie zwrócił wtedy uwagi na końcowy wynik i spisał na straty coś tak użytecznego. W jego głowie pojawiła się myśl, że dobrze byłoby zapamiętać, że po dodaniu omanu i po gwałtownym zamieszaniu powstaje mikstura o takich, a nie innych właściwościach. W końcu nie wiadomo, kiedy może mu się ta informacja przydać, ale oczywiście za nic nie powie tego Ronowi. Czuł się całkiem zadowolony, choć na twarzy utrzymywał współczującą minę. Jego satysfakcję, odczuwaną w głębi duszy pogłębiły kolejne słowa rudzielca:

- Powiedział, że to jedyna rzecz, którą udało nam się stworzyć całkiem dobrze. Moglibyśmy się jednak według niego powstrzymywać, od ustawicznych prób wysadzenia jego pracowni. No nic, przynajmniej sam przyznał, że choć zupełnie przypadkowo, to wtedy nam się coś udało! - Ron westchnął smętnie, choć z lekkim odcieniem satysfakcji w głosie, powoli sięgając po piżamę. - Jestem wykończony wiesz i chcę zapomnieć o ... o tym wszystkim! - Szepnął rudowłosy, a drugi Gryfon zauważył, że celowo nie wypowiedział słowa "pająki". Nie chcąc już przedłużać tej dyskusji Harry klepnął pocieszająco przyjaciela w ramię i życząc mu dobrych snów udał się do swojego łóżka zasłaniając kotarę i rzucając na siebie zaklęcie wyciszające.

Harry leżał w ciemności czekając na sen, który jak na złość nie chciał nadejść. Nawet Ron, mimo traumatycznych przeżyć zdążył już zasnąć, a Złoty Chłopiec, jak niektórzy go nazywali, wciąż tylko się starał. W końcu dał sobie spokój ze staraniami i po cichu wstał sięgając po swoją torbę. Zanurzył w niej rękę poszukując podręcznika do Historii Magii. Według niego to powinna być wystarczająco nużąca lektura, by zmęczyć go i sprowadzić sen. Zanim jednak chwycił książkę, poczuł znajome delikatne wibracje magii, która mogła pochodzić tylko od jednej rzeczy … szybko wyciągnął dziennik i otworzył go patrząc, jak na pustych stronach formuje się wiadomość.

Spodziewałem się co prawda więcej pytań, jednak jestem zadowolony
że, w dość krótkim czasie jak na Gryfona, udało ci się to odkryć. Tak, jestem
twoim Przeznaczonym. Jakiś rok temu wróżbitka Kassandra obdarzyła mnie
przepowiednią, w której była mowa o Tobie. Do końca nie chciałem wierzyć
w to co powiedziała, jednak zaryzykowałem. Umieściłem dziennik w skrytce i postanowiłem zaczekać na to co się stanie i czy w ogóle się stanie. Po pewnym czasie odkryłem, że dziennik zniknął ze skrytki i nie miałem już wątpliwości.
Zaklęcie, którego użyłem do ochrony tamtego pomieszczenia
powinno działać tylko na moją magię, a skoro właśnie trzymasz dziennik
i twoja krew pozwoliła odczytać moją wiadomość, wiosek jest tylko jeden:
Posiadamy tą samą sygnaturę oraz rdzeń magiczny.

Chciałbym wkrótce się z Tobą spotkać,mam coś co należy do Ciebie.

Pierwsze co poczuł Harry po przeczytaniu słowa „Gryfon” to była panika. Skończył jednak czytać do końca i dopiero wówczas zaczął się zastanawiać. Nigdy nie dawał tej osobie żadnych poszlak do jakiego domu mógłby należeć, więc skąd wiedziała, że on, Harry, jest Gryfonem? Czy wobec tego ten osobnik wie, że ten, do którego pisze to Harry Potter? I skąd do diabła ma coś należącego do niego!? A może to tylko taki żart? Przemknęło nagle przez myśl chłopaka, jednak szybko ten pomysł odepchnął, jako kompletnie bezsensowny. Postanowił ponownie, spokojnie przeanalizować wszystkie ważne kwestie wynikające z dziennikowej korespondencji. Przede wszystkim Harry stwierdził, że ma ewidentne dowody, na posiadanie Przeznaczonego. Nie miał pewności czy ta osoba wie kim on tak naprawdę jest i z jakiego domu pochodzi, być może był to tylko taki podstęp, żeby to z niego wydobyć. Tak, to zdecydowanie pasowało do jego korespondenta. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby ten okazał się o zgrozo Ślizgonem! Chociaż ... ostatnio Harry na własnej skórze się przekonał, że węże jednak potrafią być mili i zachowywać się normalnie, bez tej swojej wyższości. Miał po prostu nadzieję, że skoro jest to jego Przeznaczony, to być może zaakceptuje go takim jaki jest? Tego akurat nie był pewien, ale stwierdził, że czas, by odkryć kolejną tajemnicę. Wziął parę głębokich uspokajających oddechów i zaczął pisać odpowiedź.

Czy wieża astronomiczna jutro o północy Ci odpowiada?

Zamknął dziennik z zamiarem odłożenia go z powrotem do torby, ale nie zdążył. Poczuł ponownie przyjemne ciepło bijące od dziennika świadczące o tym, że odpowiedź nadeszła. Zaskoczony tak szybką reakcją otworzył go czytając:

Do zobaczenia.

Klamka zapadła, a Harry wbrew obawom poczuł pewną ulgę. Jutro miał poznać prawdziwe oblicze osoby mu przeznaczonej i odwrotnie. Do tej pory wiedział tylko, że koresponduje z mężczyzną. Z niewiadomych przyczyn, osoba ta zdawała się mieć większe pojęcie kim on był. Tego trochę się obawiał. Westchnął cicho i zdecydowanym ruchem odłożył wreszcie dziennik. Jutro się przekona, a na razie przez to całe myślenie poczuł się zmęczony. Zdecydował więc, że tym razem czas spać. Odnowił zaklęcie wyciszające i błyskawicznie zapadł w sen.

Na lekcjach było dziwnie spokojnie. Umbridge zdawała się Harry'ego ignorować, natomiast Snape obserwował czujnie każdy jego ruch, przez co chłopak denerwował się. Nerwy i eliksiry to nie najlepsze połączenie jak wiadomo. Harry momentami nie myślał co i w jakiej kolejności wrzuca do kociołka, dlatego rezultatem wysiłków jego i Ron'a była szarawa breja, przypominająca wymiociny trolla. Mistrz eliksirów wydawał się dziwnie zamyślony i milczący gdy kończyli lekcje. Harry był z tego powodu zadowolony, ale też i trochę zaniepokojony. Owszem, nauczyciel choć raz oszczędził im szyderstw z ich, co tu dużo mówić, nieudolnej pracy, jednak z drugiej strony ten brak komentarzy jakoś niepokoił. Z niejaką ulgą Harry przyjął widok wykrzywionej z odrazą twarzy nietoperza z lochów, kiedy ten zobaczył fiolkę z zawartością stawianą na biurku na koniec lekcji. Ten grymas przywracał jakby równowagę w zachowaniu Snape'a. Ostatnią lekcją była transmutacja i Harry miał nadzieję, że zakończy ten dzień nauki bez żadnych przeszkód, dlatego poczuł się zawiedziony, gdy po zajęciach McGonagall wezwała go do pozostania w klasie. Wiedział, że coś się święci:

- Czy coś się stało pani profesor? - Zapytał, gdy za ostatnim uczniem zamknęły się drzwi.

- Harry, ostatnio dochodzą do mnie niepokojące wieści i szczerze mówiąc zaczynam się o Ciebie martwić chłopcze. - Zaczęła rozmowę nauczycielka spoglądając na niego przenikliwie.

- Nie do końca rozumiem co Pani ma na myśli … - Niepewnie odpowiedział Harry, rzeczywiście nie pojmując, w którą stronę pobiegnie ta rozmowa. Tyle przecież było możliwych kierunków: incydent z Umbridge, eliksir, ta sprawa z Hagrid'em, a może Pani Pomfrey coś wspomniała, koszmary … W tym momencie Harry zdał sobie sprawę, że jest naprawę wiele rzeczy, które ukrywa przed innymi i przez moment poczuł się bardzo nieswojo. Szybko jednak postarał się odzyskać spokój głównie po to, by nie dać się przejrzeć swojej opiekunce. Teraz już rozumiał dlaczego większość Ślizgonów miała do perfekcji opanowaną sztukę zakładania masek. Dzięki temu nie byli tak podatni na zranienia, ponieważ nikt nie potrafił ich przejrzeć. Sam docenił tę sztukę, wcześniej można było mu czytać z twarzy jak z otwartej księgi, ale teraz, tak naprawdę pozwalał widzieć innym tylko to, co oni chcieli zobaczyć. Tak było dużo lepiej. Uważnie obserwująca go McGonagall po chwili zaczęła kontynuować zmartwionym tonem:

- Za dwa tygodnie wraca Dyrektor. Dolores Umbridge złożyła skargę do Ministerstwa na ciebie i czeka cię rozprawa, jednak udało mi się odłożyć to do powrotu Albusa. Harry, niestety, ale nie wygląda to dobrze zwłaszcza, że wielu uczniów potwierdziło jej wersję. - Harry zagryzł lekko wargę myśląc „... a, więc o to chodzi ...”. Mógł się spodziewać, że ropucha tego tak nie zostawi. Postanowił sobie w duchu pomyśleć nad linią obrony. W tej chwili był zadowolony, że wymazał wspominania bliźniakom, a Collin'a nie miał zamiaru w to mieszać. Harry tak skupił się na przyszłej strategii obrony, że na moment zapomniał o swojej rozmówczyni, dlatego drgnął, gdy z zadumy wyrwał go głos nauczycielki:

- Harry?

- Oh.... Przepraszam, pani profesor, zamyśliłem się - odpowiedział szczerze, przenosząc lekko rozkojarzone spojrzenie z biurka na jej twarz.

- Zauważyłam Panie Potter. - Skonstatowała nauczycielka uśmiechając się delikatnie. Po czym dodała: - Mam nadzieję, że do tego czasu sprawa zostanie wyjaśniona z satysfakcjonującym dla nas wynikiem i wyjaśnisz nam przyczynę swojego zachowania. - McGonagall umilkła wyczekująco, po czym, gdy cisza zaczęła się przedłużać westchnęła lekko i zakończyła sucho:

- To wszystko Harry.

Chłopak skinął lekko głową, odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Kiedy sięgnął już do klamki usłyszał jeszcze słowa swojej opiekunki domu:

- Mam nadzieję, że twoje oceny nadal będą wzrastać. Inni nauczyciele są z ciebie bardzo zadowoleni. - Harry uśmiechnął się na te słowa i odpowiedział:

- Postaram się proszę Pani. Dziękuję i do widzenia. - Po wyjściu z sali transmutacji Gryfon skierował się w stronę sowiarni.

W drodze do wieży zachodniej zastanawiał się wciąż nad poważnym problemem swojej linii obrony w sprawie Umbridge. Doszedł też do wniosku, że przemyślenia wymagały również skutki jakie mogły wyniknąć z grożenia nauczycielowi. Nie były to wesołe myśli. Doszedł też do niezbyt pocieszającego wniosku, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że jednak nie zdoła się wybronić. Ropucha zajmowała przecież dość wysokie stanowisko w Ministerstwie i choćby dlatego jej siła rażenia była odpowiednio duża. Harry ciężko westchnął i zwolnił kroku. Miał jeszcze trochę czasu do powrotu Dumbledore'a, będzie musiał też podpytać Hermionę jak powinien się bronić. Dziewczyna miewała doskonałe pomysły. Do rozprawy musiał pozałatwiać wszystkie swoje sprawy, bo wiedział, że dyrektor będzie miał go już teraz na oku. Zbyt wiele się działo ostatnio wokół jego, Harry'ego osoby. Na takich rozmyślaniach spędził całą drogę do sowiarni i właściwie zaskoczyło go, kiedy osiągnął cel . Usiadł na zimnej podłodze i wyciągnął pergamin, na którym zaczął pisać list do swojego ojca chrzestnego:

Kochany Łapo,
wybacz, że dopiero teraz piszę, ale sam rozumiesz, wiele ostatnio się
działo. To co wypisują w Proroku Codziennym to bzdury i mam nadzieję, że nie
uwierzyłeś w większość tego, co tam przeczytałeś. Mimo wszystko, dla spokoju
twojego ducha, postanowiłem napisać ci ogólnie co się ostatnio wydarzyło.
Czasami miewam koszmary o śmierci Cedrick'a i to one spowodowały
mój stan tak szeroko i często bzdurnie komentowany w gazetach.
Jednak teraz jest dobrze, Ron z Hermioną cały czas mnie
wspierają i dodają mi otuchy ...

Harry przerwał na chwilę pisanie śmiejąc się gorzko z tego kłamstwa. Wiedział jednak, że musi napisać cokolwiek, by Syriusz mu uwierzył, a skoro były Gryfon ufa Ron'owi i Hermionie nie powinno być problemu z przekonaniem go do tego. Chłopak westchnął ciężko i powrócił do pisania:

… Wiele myślałem też o Huncwotach. O waszych starych czasach,
gdy byliście młodzi i niedawno uświadomiłem sobie po lekcjach z McGonagall,
że będąc w moim wieku opanowaliście animagię! To naprawdę jest
niesamowite! Chciałbym być choć trochę podobny do Ciebie i taty. Jeśli nie w czym innym to niechby chociaż w tym. Chciałbym również opanować animagię.
Może moim zwierzęciem będzie jeleń, jak u mojego ojca? W końcu moim patronusem
jest to właśnie zwierzę, tak jak u taty, co o tym sądzisz Łapo?
Dlatego chciałbym prosić cię o wskazówki, od czego mogę zacząć.
Mam jednak do Ciebie prośbę. Chciałbym zachować moje ćwiczenia w tajemnicy
przed Ron'em i Hermioną. To byłaby taka niespodzianka dla nich.
Wyobraź sobie tylko ich miny później, gdy w końcu mi się uda!

H.

Przeczytał jeszcze raz swoją wiadomość. Zastanowił się przez chwilę, czy jeszcze czegoś nie dodać, ale w sumie zrezygnował. To co napisał powinno wystarczyć, żeby jego ojciec chrzestny złapał przynętę. Argumenty na to, by nikomu nie mówić o jego nauce animagii do czasu osiągnięcia sukcesu też wydawały się być wystarczające. Harry ciężko westchnął, kiedy poczuł lekkie ukłucie winy. Czuł się trochę źle z tym, że okłamuje Łapę i wykorzystuje jego przywiązanie do jego, Harry'ego rodziców. Nie zamierzał jednak zmienić postanowienia. Przywołał najbliżej siedzącą sowę i wręczył jej list. Obserwował lot ptaka aż do momentu, gdy ten zniknął za horyzontem, po czym wstał z podłogi i otrzepał siedzenie z kurzu. Zastanawiał się chwilę co by tu dalej robić i w rezultacie postanowił odwiedzić Hagrida, który jako jedyny szczerze cieszył się z jego odwiedzin. Było to dla Harry'ego bardzo pokrzepiające, że ma jeszcze w kimś jakieś tam oparcie i zawsze może liczyć na swojego pierwszego, prawdziwego przyjaciela. Idąc do chatki gajowego chłopak wciąż wracał myślami do sprawy z Umbridge. Podobnie zresztą było, kiedy już był na miejscu. Jego roztargnienie nie uszło oczywiście uwagi gajowego, który w końcu postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o strapieniach młodego Gryfona i zapytał:.

- Wszystko w porządku Harry?
- Tak, po prostu jestem trochę zmęczony. Wczoraj do późna się uczyłem i się nie wyspałem. - Skłamał gładko chłopak, czując się okropnie z tego powodu. Nie chciał jednak wciągać Hagrid'a w wir swoich kłopotów. Półolbrzym był bardzo wrażliwy i na pewno niezwykle martwiłby się, gdyby wiedział o tej całej sprawie w Ministerstwie.
- Tylko nie przesadź z tą nauką Harry, choć słyszałem jak profesor Sprout i Flitwick bardzo cię chwalą. – Gajowy uśmiechnął się ciepło i Harry'emu lżej zrobiło się na sercu mimo, że kłopotów mu nie ubyło. Spróbował jednak zażartować:

- Spokojnie nie mam zamiaru zajmować miejsca Hermiony w szkolnym rankingu. – Po tym oświadczeniu Gryfon wyszczerzył się w uśmiechu i wypił ostatni łyk herbaty z kubka. Równocześnie postanowił zgrabnie zmienić ten niewygodny dla niego temat. - Widziałem przed twoim ogrodem jakąś niezbyt wielką skrzynię, co tam jest?

-Oh! Jak dobrze, że mi przypomniałeś! - Wykrzyknął nagle Hagrid zrywając się na nogi. Gryfon spojrzał na niego zaciekawiony. – Chodź Harry, chcę ci coś pokazać. - Padła propozycja i Harry ruszył szybko za Hagrid'em, który tymczasem dotarł do ogrodu, a w chwilę później był już przy tajemniczym przedmiocie. Kiedy w końcu chłopak do niego dołączył, gajowy z zachęcającym uśmiechem machnął ręką w stronę pudła. Harry zajrzał do pojemnika i zobaczył w rogu białą kulę pokrytą igłami.

- Oh ... Czy to jest ... szpiczak? - Zapytał trochę z wahaniem, przyglądając się zwierzęciu i marszcząc brwi. Wygląd stworzenia niby się zgadzał, ale kolor był zupełnie nie ten.

- Dokładnie Harry, ale sądząc po twojej minie coś tu nie pasuje … – Dopytywał się półolbrzym, zachęcając Gryfona do myślenia.

- Barwa stworzenia … szpiczaki tak nie wyglądają. Nie wiedziałem, że magiczne stworzenia również dotyka albinizm ... Coś mu dolega, że tutaj jest?
- Oh, po prostu został odrzucony po urodzeniu, właśnie z powodu umaszczenia, więc go przygarnąłem. Inaczej bidulek by umarł. – Smutno powiedział Hagrid, podsuwając łagodnie w kierunku stworzenia kilka owoców, które zwierzę szybko pochwyciło i zaczęło z zapałem pałaszować. Gajowy karmił szpiczaka i równocześnie mówił. - Wśród magicznych stworzeń bardzo rzadko zdarzają się przypadki albinizmu. Najczęściej takie osobniki zostają odrzucone najpierw przez matki, a jeśli jakoś mimo wszystko przetrwają, to ze społeczności. Takie stworzenia nigdy nie będą mogły żyć w grupie, ani nigdy nie znajdą partnera ... To przykre, ale taka jest właśnie natura. - Hagrid podniósł wzrok na Gryfona i widząc jego smętną minę dodał szybko: - Nie martw się Harry! Szpilka zamieszka u mnie w ogrodzie! Już ja się odpowiednio nią zajmę! Nie pozwolę jej zginąć!
- Szpilka?
- Tak ją nazwałem, bo to samiczka. – Potwierdził dumnie gajowy. – Podoba ci się?
-Nawet bardzo! - Przytaknął entuzjastycznie chłopak. – Czy mogę ją wziąć na ręce? - Zapytał po chwili trochę niepewnie.

- Pewnie, choć uważaj. Szpiczaki jeżeli kogoś nie polubią, za cholerę nie pozwolą się wziąć i kłują wtedy niemiłosiernie. – Ostrzegł gajowy, na co Gryfon przytaknął lekko głową przyjmując pouczenie, przykucnął i zbliżył powoli dłoń ku stworzeniu. Zatrzymał ją przed pyszczkiem zwierzęcia, żeby mogło ją dokładnie obwąchać. Po chwili ocenił, że zwierzę go zaakceptowało, więc postanowił wziąć je na ręce. Ostrożnie ujął niezbyt wielkie ciałko w dłonie. Przez moment wydawało się, że wszystko będzie w porządku, ale zupełnie nagle zwierzę zwinęło się w kulkę i Harry poczuł w dłoniach ból od ukłuć. Pierwszym odruchem Gryfona było upuszczenie bolesnego balastu na ziemię, jednak szczęśliwie zdołał opanować się na czas i delikatnie odłożył stworzenie z powrotem na miejsce.
- Chyba mnie nie polubiła. – Podsumował krótko Gryfon, rozczarowany wynikiem tej próby.
- Wiesz Harry, myślę, że jest zupełnie odwrotnie, przestraszył się po prostu tego jegomościa za tobą, który patrzy już od dłuższej chwili na biedne stworzenie nieprzyjemnym wzrokiem. – Zaśmiał się w odpowiedzi Hagrid wskazując palcem pogrebina, który stał za chłopakiem.

- Pogin! - Wykrzyknął zaskoczony widokiem zaprzyjaźnionego stworzenia Gryfon. Pogrebin z kolei, kiedy tylko został zauważony i rozpoznany, wskoczył na kolana Harry'ego, spoglądając z wyższością na szpiczaka. Zwierzątko tymczasem fukało, najeżając się jeszcze bardziej. - Hej nie powinieneś tak robić. – Próbował zwrócić uwagę pogrebinowi Gryfon, ale Pogin początkowo niewiele sobie z tego robił. Dopiero po dobrej chwili tego triumfalnego pokazu zdecydował się dać znać, że rozumie o co chłopakowi chodzi, bo opuścił wzrok na ziemię, jakby w zawstydzeniu. Jak się okazało , było to pozorne ustępstwo, bo gdy tylko Harry przeniósł uwagę na Hagrida, pogrebin ukradkiem pokazał szpiczakowi język. Gryfon, który wciąż kątem oka obserwował wyraźnie bojowo nastawione stworzenie na swoich kolanach, zauważył ten gest i lekko zachichotał dołączając do rozbawionego tą sytuacją Hagrida.
- Kto by pomyślał Harry, że zaprzyjaźnisz się z pogrebinem. Wszyscy czarodzieje uważają je tylko za szkodniki i wolą się raczej trzymać od nich z daleka. – Skomentował całą tą sytuację Hagrid, z uśmiechem przyglądając się, jak Harry głaszcze wielką głowę pogrebina, a ten z przyjemnością mruży oczy, przyjmując z zadowoleniem pieszczotę.
- Ostatnio zauważyłem, że nie jestem jak wszyscy lub większość ludzi, znaczy czarodziejów. – Powiedział w zadumie chłopak, nie przerywając pieszczot. Było to dla niego w pewien sposób uspokajające zajęcie, a pogrebin przypominał mu teraz niemalże kota. - Myślę, że jednak ta zmiana myślenia wyszła mi na dobre. – Dodał po chwili krótko, pozostawiając Hagrid'owi interpretację swoich słów.

- Zauważyłem to Harry i nawet nie wiesz jak bardzo jestem z Ciebie dumny. Przyznam się, że teraz patrząc na ciebie, widzę swoje ograniczenia, bo również widziałem w pogrebinach tylko szkodniki. Powiedz mi jednak, czy nie czujesz się w jego towarzystwie przygnębiony? - Zainteresował się półolbrzym.

- Szczerze mówiąc nigdy o tym nawet nie myślałem, ale ... jeśli się nad tym zastanowić, to wcale też nie czułem przygnębienia w jego obecności. Naprawdę nigdy. Lubię jego towarzystwo i myślę, że Pogin również mnie lubi ... To pewnie dlatego nie działa na mnie jak na innych. - Harry przerwał na moment zastanawiając się, po czym zaproponował trochę niepewnie: – Może przetestujemy jak działa na Ciebie Hagridzie? Wtedy zdobędziemy pewność.

- W porząsiu Harry, możemy to zrobić. Co ty na to, że wezmę go tam, koło tego drzewa? – Hagrid machnął ręką, wskazując na oddalony o kilka metrów stary dąb - A ty może jeszcze raz spróbujesz zapoznać się ze Szpilką? - Tym razem gajowy po prostu pokazał wzrokiem białką kulkę siedzącą w rogu skrzyni. Gryfon w odpowiedzi uśmiechnął się i podał półolbrzymowi Pogina. Pogrebin skrzywił się, gdy tylko Hagrid go chwycił i Gryfon był niemalże pewien, że spojrzał na niego z lekkim wyrzutem.

Kiedy tylko Hagrid z Poginem się oddalili, Harry ponownie spróbował przekonać do siebie Szpilkę powoli zbliżając rękę do jej pyszczka, żeby zwierzę mogło zapoznać się z jego zapachem. Stworzenie wydawało się być już spokojne i uważnie wąchało jego rękę. Początkowo Harry obawiał się, że go ugryzie, tym bardziej, że miał na sobie zapach Pogina. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Zaryzykował wobec tego i podniósł zwierzątko ostrożnie, wciąż pamiętając igły, które poprzednio boleśnie wbiły mu się w rękę. Udało się. Praktycznie nie czuł kolców, a gdy ich dotknął w geście głaskania okazało się, że nie były twarde tylko dosyć miękkie, elastyczne i miłe w dotyku. To było interesujące doświadczenie. Wynikało z niego, że szpiczak potrafi kontrolować swoje kolce, które raz okrywają go jak sierść, a w momencie zagrożenia służą za skuteczną broń. Igły Szpilki mieniły się srebrem i pięknie migotały w słońcu, a Harry poczuł nagłą potrzebę usprawiedliwienia siebie i Pogina przed trzymanym w dłoni stworzeniem.
- Wiesz, musisz wybaczyć Poginowi, nie mam pojęcia co w niego wstąpiło. Musiało cię wiele przykrości spotkać z powodu bycia inną ... - W tym momencie Harry sposępniał nagle, przypominając sobie zachowanie uczniów wobec siebie samego. Westchnął i odsunął od siebie te ponure myśli. Czuł jakieś pokrewieństwo ze zwierzęciem, na które patrzył i do którego mówił. Mieli w końcu podobne doświadczenia. Byli inni, odmienni i społeczności odrzuciły ich z tego powodu. - Widziałem wcześniej inne szpiczaki i szczerze mówiąc nie były tak ładne jak Ty. Urodą bijesz je na głowę, twoje igły są zachwycające zwłaszcza, gdy mienią się tym srebrnym blaskiem w świetle. To niesamowite. – Stwierdził Gryfon z uznaniem, podziwiając umaszczenie stworzenia, które zaczęło lizać go jakby w podziękowaniu. Chłopakowi od razu poprawił się humor i uśmiechnął się zadowolony. Rozluźnił się i zrelaksował. Po chwili dotarła do niego świadomość, że to pierwsza chwila zupełnego spokoju i szczęścia od bardzo dawna. W tym momencie poczuł wielką wdzięczność do tego niewielkiego jeszcze stworzenia, które zerkało teraz na niego błyszczącymi oczkami. Ciężkie kroki Hagrida przerwały sielankę, a po chwili padły słowa:

- Widzę, że nie musiałem się martwić. – Harry obejrzał się za siebie z uśmiechem, by zobaczyć podchodzącego do niego gajowego i odpowiedział.

- Uwierz mi, nie tylko ty byłeś zmartwiony. Na początku bałem się, że czeka mnie kolejna bolesna lekcja, by nie dotykać szpiczaków. Na szczęście okazało się, że nie tym razem. - Gryfon wyszczerzył się w uśmiechu, odstawiając Szpilkę z powrotem do skrzyni. Po czym zapytał zaciekawiony o efekty małego eksperymentu. – A wam jak poszło?

- Cóż ... - Zaczął Hagrid smętnym tonem. Jednak w miarę wypowiedzi jego humor w widoczny sposób się poprawiał. - Spodziewałem się co prawda nieco innego wyniku, ale … Widzisz, kiedy odszedłem stąd z pogrebinem zacząłem zgodnie z przewidywaniami odczuwać przygnębienie. Najwidoczniej tylko ty tego przy nim nie odczuwasz, co jest zdumiewające i powiem szczerze nie mam pojęcia jak to się dzieje. Nie jest to jednak ważne. Ważne jest, że masz rękę do magicznych stworzeń. Pamiętam że Dziobek bardzo cię lubił.

Gryfon na wspomnienie hipogryfa uśmiechnął się lekko, nawet przeszło mu przez myśl, że chciałby ponownie spróbować przelecieć się na nim. Wstał i wziął od Hagrida dość ponurego Pogina. Niedługo potem, pogrebin rozchmurzył się wyraźnie w rękach młodego Gryfona. Chłopak zerknął na obserwującego to ciekawie gajowego i stwierdził:

- Będę się już zbierał i tak dość długo tu zabawiłem, a muszę jeszcze wrócić przed ciszą nocną do wieży. Dziękuję za herbatę i zapoznanie mnie ze Szpilką. Wkrótce znowu was odwiedzę. – Obiecał i po pożegnaniu ze strony Hagrid'a odszedł w stronę zamku, odstawiając wcześniej Pogina w miejsce, gdzie ten ostatnio Gryfonowi zniknął z oczu.

Nazajutrz po lekcjach Harry udał się nad jezioro. Lubił samotnie przesiadywać na pomoście. Tym razem było jednak inaczej. Gryfon był tak skupiony na księdze, traktującej o animagii, że nawet nie zauważył siadającego koło niego pogrebina, który po cichutku podszedł do niego, usiadł obok, a po chwili zasnął zwijając się tak, że jak zwykle przypominał kamień. O jego obecności Harry przekonał się dopiero po jakimś czasie, gdy zastanawiając się nad przeczytanym tekstem, rozglądał się po otoczeniu. Kamień tuż przy nim, którego tam wcześniej nie było, od razu podsunął mu myśl o Poginie. Milcząca obecność pogrebina była pokrzepiająca. Odwrotnie niż kwestia animagii. Harry przeczytał już chyba wszystkie książki dotyczące tej problematyki, które zdołał zdobyć w zamkowej bibliotece, a jednak mimo, że próbował rozmaitych metod, o których czytał, żadna próba dotąd nie poskutkowała. Gryfon czuł się już nieco zniechęcony, jednak nie zamierzał się poddać. Mimo wszystko usilne próby odkrycia swej zwierzęcej postaci zajmowały mu myśli i odciągały od analizowania wciąż i wciąż na nowo problemów, które wydawały się piętrzyć. Chłopak spojrzał na leżący obok niego list od Syriusza, który dostał dziś rano na śniadaniu. Na szczęście był praktycznie pierwszy przy stole, dzięki czemu Ron z Hermioną nie wiedzieli o tym liście. Syriusz dość entuzjastycznie podszedł do jego nauki animagii, ale jego rady niestety nie bardzo pomogły Gryfonowi, głównie dlatego, że nie różniły się zbytnio od tego co czytał w książkach. Ten fakt skłonił Harry'ego do dość niewesołych wniosków, że być może jego wysiłki są daremne. W końcu jest możliwe, że akurat do tego rodzaju magii nie ma po prostu talentu, że nigdy nie zostanie animagiem i tyle.

- Hej Pogin, a może ty masz jakiś pomysł? - Zwrócił się dość desperacko do pogrebina, który nadal spał mocnym snem. Harry tylko się uśmiechnął przybliżając głowę nieco bliżej pseudokamienia i słysząc ciche pochrapywanie stworzenia. – Domyślam się, że raczej jest to odpowiedź odmowna. – Odpowiedział sobie Gryfon, chowając książki do torby. Jutro postanowił chwycić się ostatniej szansy, w postaci rady jaką usłyszał od William'a. Dotąd wydawała mu się ona wręcz absurdalna, ale przecież w świetle tych wszystkich niepowodzeń to było jedyne co mu zostało. Może i Relin robił sobie z niego żarty, ale przecież nikt nie powiedział, że ktoś musi się dowiedzieć o tej niedorzecznej próbie. Westchnął i przeciągnął się zamykając oczy. Cokolwiek chciał zrobić nie wyszło, bo usłyszał za sobą aż nazbyt dobrze znany głos, niewątpliwie należący do Malfoy'a:

- No proszę Potter gdzie się podziali twoi przyjaciele? - Harry westchnął ze zniecierpliwieniem i otworzył niechętnie oczy. No tak, Malfoy nie był sam. Towarzyszyli mu jego goryle. Wszyscy trzej spoglądali na Harry'ego z góry i to nie tylko z powodu różnicy wzrostu. Nie znosił tego, dlatego zdecydował się wstać, by choć trochę zniwelować tą różnicę. Odwrócił się przodem do Ślizgonów i odpowiedział spokojnie:

- Jak widzisz jestem zajęty, więc lepiej jeśli opuścisz to miejsce ze swoimi pachołkami. Jeśli chodzi o przyjaciół wydaje mi się, że ostatnio wytłumaczyłem Ci wszystko, nie pamiętasz? A może masz jakieś problemy z pamięcią? Cóż, wiele by to wyjaśniało ale ... - Nim zdążył dokończyć jego instynkt zadziałał i zgrabnie uchylił się przed nadlatującym zaklęciem rozbrajającym, przez które niewątpliwie wpadłby do wody. Na twarz Malfoy'a wypełznął zadowolony z siebie uśmieszek i Harry zrozumiał, że właśnie taki był zamiar tej trójki. Gryfon rozejrzał się szybko, by ocenić swoje szanse. Miał ograniczone ruchy przez długość i szerokość pomostu. Nie był to zbyt rozległy teren, więc właściwie można powiedzieć, że znalazł się w pułapce. Uśmiech Malfoy'a troszkę się poszerzył, gdy ten podsumował:

- W końcu zdałeś sobie sprawę ze swojego położenia bliznowaty? To dobrze. Wiedz też, że dziś mam nieco parszywy nastrój, który mam zamiar sobie poprawić. Twoim kosztem. – Malfoy uśmiechnął się drwiąco rzucając kolejne zaklęcie. Tym razem także Gryfon się uchylił, jednak wiedział, że długo to już nie potrwa. Miał pełną świadomość, że Ślizgon tylko drażni się z nim i bawi. Kiedy się tym znudzi, zachęci do ataku również swoich kumpli, a z trzema w tej sytuacji Harry wiedział, że sobie nie da rady.

- Pogin? - Gryfon usłyszał za sobą głos pogrebina i zamarł. Zaskoczone miny jego oprawców świadczyły wyraźnie, że oni też usłyszeli okrzyk stworzenia. Po chwili Malfoy odzyskał spokój i skomentował po swojemu całe zdarzenie:

- Musisz być naprawdę samotny Potter, skoro dotrzymuje ci towarzystwa szkodnik. W sumie to nawet pasujecie do siebie. Nikt nie chce mieć z wami obydwoma nic wspólnego. Aż przykre patrzeć, jak powoli się staczasz na samo dno.

- Jestem niemalże poruszony twoją troską. – Odparł na to Harry, spoglądając kątem oka na Pogina. W tej chwili zdał sobie też sprawę z faktu, że nie powinien teraz drażnić Malfoy'a, by nie sprowokować go do zmasowanego ataku. Wolałby, by żaden ze Ślizgonów nie zaatakował pogrebina. Wziął głęboki uspokajający oddech, spojrzał ponownie na trójkę dręczycieli i zaproponował. – Skoro tak cię to bawi, proszę bardzo, uderz. – Gryfon rozłożył ręce odsłaniając się na wszelkie ataki i wyczekująco spojrzał na Malfoy'a. Tak bardzo spodziewał się ataku od Draco, że zaskoczyło go uderzenie pieści jakie otrzymał od Goyl'a. Dlatego dosłownie zwaliło go z nóg i nieco otumaniło. Co prawda szybko doszedł do siebie, ale poczuł metaliczny posmak krwi w ustach, a poza tym jak się wkrótce okazało stracił też szansę na obronę małego przyjaciela.

- To już nawet nie jest zabawne tylko żałosne. – Splunął w jego kierunku blondyn. Po chwili podszedł do leżącego Gryfona, chwytając go za włosy i kontynuował po cichu: - Jesteś godny pożałowania. - Harry jednak nie reagował i nie słuchał go, tylko patrzył z przerażeniem, że Pogin próbuje do niego podejść. Przeraził go nie ruch pogrebina, ale to, że stworzenie zwróciło w ten sposób na siebie uwagę Crabbe,a. Ten niewiele się namyślając podbiegł do stworzenia i z całej siły kopnął. Siła ciosu poderwała Pogina do góry. Pogrebin wywinął w locie koziołka i wpadł z impetem do wody. Harry zerwał się szybko na równe nogi z okrzykiem:

- Pogin! - Niewiele mógł jednak zrobić przynajmniej na razie, bo Goyle zdołał go przytrzymać na miejscu z przewrotnym uśmieszkiem:

- Draco jeszcze z tobą nie skończył Potter. – Oświadczył obłudnie i się roześmiał chwytając Gryfona z łatwością za ramiona. Unieruchomiony Harry czuł coraz większe przerażenie. Nie miał czasu na ślizgońskie zabawy, musiał uratować Pogina. Był pewien, że pogrebiny nie potrafią pływać. Zdesperowany szarpał się więc, próbując się uwolnić z uścisku Gregory'ego i Crabbe'a, który do kolegi dołączył, po swoistym załatwieniu sprawy pogrebina.

- A teraz bliznowaty … - Zaczął Malfoy zbliżając się do Pottera, ale szybko umilkł, gdy usłyszał ryk cierpienia swoich goryli, którzy zupełnie nagle w popłochu puścili Gryfona. Harry nie czekał i się nie rozglądał, tylko szybko pobiegł na koniec pomostu i skoczył do wody, lądując jak najbliżej miejsca, w którym jak przypuszczał zniknął pogrebin.

Woda była zimna, ale to nie miało teraz dla niego znaczenia. Liczyło się tylko tonące stworzenie. Nawet nie zarejestrował, że jeszcze biegnąc po pomoście, rzucił na siebie zaklęcie bąblogłowy. Z desperacją zaczął szukać pogrebina. Zobaczył go niemal natychmiast, już w pobliżu dna. Stworzenie usilnie próbowało swoimi małymi rączkami bezskutecznie pokonać opór wody, jednak wciąż opadało na dno. Zanim Harry do niego dotarł, wyzute z sił zupełnie zaprzestało walki. Gryfon dopadł pogrebina chwilę później i natychmiast odbił się nogami od dna. Droga na powierzchnię wydawała mu się niemiłosiernie długa, chociaż tutaj nie było jeszcze zbyt głęboko. Kiedy już wypłynął, ruszył jak najszybciej w stronę brzegu ciągle zerkając na nieprzytomne stworzenie. Z ulgą przywitał płyciznę szybko wychodząc na suchy teren, położył Pogina na bok i przytrzymał w nadziei, że to coś da. Na szczęście tyle wystarczyło, by pogrebin zaczął kaszleć wypluwając wodę. Harry odetchnął z ulgą. Rozejrzał się wokół podejrzliwie, dopiero teraz przypominając sobie o swoich prześladowcach. Okazało się, że słusznie założył, że Malfoy i jego banda wciąż mogą tu być. Byli, a jakże! Na ich widok Harry poczuł ogarniającą go wściekłość. Rzucił na pogrebina zaklęcie ogrzewające, wstał i zaczął iść w stronę Ślizgonów.

Tymczasem Malfoy i jego obstawa z braku innego zajęcia obserwowali poczynania swojej byłej ofiary z szyderczymi uśmieszkami na wargach. Uśmiech z twarzy Draco zniknął jednak, kiedy Potter zerknął na nich krótko, znad charczącego i plującego wodą pogrebina. Malfoy widział, a nawet wyczuł czystą nienawiść w tym wzroku, a gdy Gryfon zaczął się do nich zbliżać, Ślizgon poczuł nieuzasadniony strach. To było głupie, ale zupełnie niezależne od niego. Nigdy nie obawiał się Pottera, ale teraz instynktownie czuł, że być może osiągnął jakąś granicę, poza którą musi zacząć bać się tego przeciwnika. Czuł zbliżające się zagrożenie przez skórę, dlatego odruchowo zareagował:
- Expelliarmus – Zaklęcie rozbrajające wytrąciło Gryfonowi różdżkę z ręki, jednak ten zachowywał się tak, jakby nawet nie zauważył, że stracił broń. Szedł wciąż naprzód, nie spuszczając wzroku z przeciwników. Draco poczuł zimny dreszcz na plecach i znieruchomiał. Usłyszał nagle jak Crabbe i Goyle rzucają jakieś zaklęcia w kierunku Wybrańca, który zwinnie zrobił kilka uników, schodząc z drogi czarom. Draco uważnie obserwujący Gryfona, zauważył że oczy Pottera jeszcze bardziej pociemniały ze złości. Jego domownicy jednak, zdawali się nie zauważać żadnych zmian w zachowaniu Gryfona, bo rzucali kolejne zaklęcia w jego kierunku, aż w końcu obaj padli na ziemię zwijając się w bólu. Blondynowi w szoku rozszerzyły się oczy, widział już wcześniej to zaklęcie. Niewątpliwie był to cruciatus, ale jakim sposobem Gryfon dał radę go rzucić i to bez różdżki? Myśli przemykające Ślizgonowi przez głowę rozproszyły jego uwagę. Kiedy się ocknął, Gryfon był praktycznie przed nim uśmiechając się drapieżnie i obserwując z satysfakcją wijących się z bólu Vincenta i Gregory'ego. Było w tym uśmiechu tak wiele okrucieństwa, że Malfoy zaczął się zastanawiać, czy aby to na pewno był Złoty Chłopiec, czy też zupełnie kto inny. Draco wzdrygnął się w widoczny sposób, kiedy jego spojrzenie powróciło od zwijających się z bólu domowników, do Pottera. Postanowił mimo wszystko podjąć walkę, chociaż czuł, że będzie to walka nierówna i z pewnością nie on ją wygra. Stanął szybko w pozycji obronnej wyciągając przed siebie różdżkę i czekając na ruch przeciwnika. Był tak skupiony na Gryfonie, że dopiero po chwili, zdał sobie sprawę, że nie słyszy już krzyków swoich domowników. Zerknął szybko w ich kierunku. Zaklęcie zostało cofnięte jednak wciąż nie mogli się ruszyć i pojękiwali cicho. Wrócił spojrzeniem do Pottera, który w tym samym momencie oznajmił groźnym szeptem:

- Zapamiętaj Malfoy … Już nigdy więcej nie wchodź mi w drogę, albo bardzo gorzko tego pożałujesz ... - Draco przez ułamek sekundy zauważył błysk zielonego światła w oczach Gryfona. Kolana ugięły się pod nim, nigdy wcześniej nie czuł się tak jak teraz. Nie spuścił Pottera z oczu dopóki ten nie wziął swojej różdżki i pogrebina, i nie odszedł spokojnie. Dopiero wtedy blondwłosy Ślizgon odetchnął i lekko się rozluźnił.

Pogrebin dość szybko doszedł do siebie, nieźle się już czuł, gdy Gryfon wrócił z nim do Hagrida, by ten upewnił się, że wszystko jest w porządku ze stworzeniem. Dla pewności zostawił Pogina u gajowego na noc. Wracając już do zamku odtworzył sobie zdarzenia znad jeziora w pamięci i aż stanął na dłuższy czas ze zdumienia. Nie mógł uwierzyć, że był w stanie tego wszystkiego dokonać. Rzucił niewerbalnie zaklęcie bąblogłowy, a w dodatku rzucił klątwę niewybaczalną na goryli Malfoy'a to … niewiarygodne. To było praktycznie niemożliwe, przecież nie umiał rzucać zaklęć niewybaczalnych nawet za pomocą różdżki, a co dopiero bez niej … a jednak pamiętał, że to zrobił. Czy to możliwe, że nie zdawał sobie sprawy z tego co wyprawiał? Pamiętał też strach w oczach Draco. To przerażone spojrzenie chyba będzie prześladowało go zawsze, gdy tylko spojrzy na Malfoy'a. To wszystko było takie dziwne. Dziwne i niepokojące, czyżby inni mieli jednak w jakiś sposób rację? Czy rzeczywiście jest powiązany z Voldemortem? Trudno było mu się z tym zgodzić, tym bardziej, że przecież nigdy dotąd nie zdarzyło mu się nic podobnego, nigdy się tak nie zachowywał, a tym bardziej nikogo nie krzywdził. A jednak … najbardziej przerażała go świadomość, że strach i ból ofiar sprawił mu przyjemność ... To było okropne uczucie, które ciążyło mu jak kamień na sercu. Harry ocknął się z zamyślenia i ruszył dalej do wieży Gryffindoru.

Wieczorem, wraz z pozostałymi chłopakami ze swojego dormitorium Harry przygotował się do snu i zajął łóżko, rejestrując rzucane przez innych na własne posłania zaklęcia ochronne. Poświęcił dobrą chwilę na rozmyślanie nad sprawą do tej pory nie dającej mu spokoju, a mianowicie dlaczego Ron również rzuca te zaklęcia, skoro zachowuje się prawie tak jak zwykle, czyli jak przyjaciel. W tej sprawie jednak Harry nie doszedł do żadnych wniosków. Głównie dlatego, że Ron czasami myślał w sposób dla niego niepojęty, więc po prostu możliwe, że nigdy nie odkryłby intencji rudzielca. Kiedy już współdomownicy zasnęli, Harry wymknął się pod peleryną niewidką z dormitorium, a później z pokoju wspólnego. Na korytarzu rozejrzał się czujnie i cicho ruszył w stronę Wieży Astronomicznej. Przecież był dziś umówiony z właścicielem dziennika, ze swoim Przeznaczonym … jakby to nie brzmiało. Harry usilnie próbował zdusić w sobie okruch nadziei, że ten człowiek, kimkolwiek jest, stanie się dla niego oparciem w tym trudnym dla niego czasie. Nadzieja ta tak mocno w nim tkwiła, że szedł na to spotkanie pół godziny wcześniej. Po długiej wspinaczce schodami wieży, znalazł się na górnym podeście i przez chwilę zastanawiał, czy ściągnąć pelerynę teraz, czy może dopiero jak przyjdzie oczekiwana osoba. Zdecydował w końcu, że zdejmie pelerynę już w tej chwili. Nie wiedział kto się pojawi, a wolał nie odkrywać przed tym człowiekiem wszystkich kart zanim go nie pozna. Harry złożył niewidkę w mały pakunek, wsunął ją do kieszeni i usiadł na parapecie spoglądając na chmurne niebo. Było ciemno, księżyca nie było widać, bo przesłoniły go chmury. Gryfon zebrał całą swoją cierpliwość i skupił się na oczekiwaniu i nasłuchiwaniu, czy nikt z dołu nie nadchodzi.

***

Od wczoraj Riddle miał widocznie dobry nastrój, jednak żaden z jego popleczników nie odważył się zapytać wprost o przyczyny tego humoru ich Pana wiedząc, że nawet tak błahe pytanie to igranie z ogniem. Lepiej było obserwować, nie wychylać się i cieszyć z innego nastroju Toma niż zwyczajowe dla niego chłodne opanowanie. Było w tym stanie coś intrygującego dla nich wszystkich i każdy zadawał sobie pytanie skąd ta nagła zmiana.

Abraxas miał swoje podejrzenia co do obecnego humoru Riddle'a. Widział już takie emocje u Toma kilka razy i to wyłącznie wtedy, kiedy rzecz dotyczyła Przeznaczonego i dziennika. „ … Czyżby już się spotkali? ...” zastanawiał się Malfoy w duchu, ale nie odważył się pytać Riddle'a. Nie zamierzał także dzielić się swoimi domysłami z pozostałymi, podczas gdy inni ze świty Toma głośno debatowali w czasie nieobecności ich Pana o widocznym zadowoleniu Ślizgona. Abraxas wiedział jednak, że wkrótce wszyscy otrzymają odpowiedź mniej lub bardziej satysfakcjonującą. Cała debata ucichła momentalnie, kiedy ujrzeli swojego przywódcę wkraczającego do pokoju wspólnego. Odruchowo każdy wrócił do swoich wcześniejszych zajęć, tylko Orion kiedy zobaczył Toma wstał i podszedł szybko do niego, podając mu jakiś list, który Riddle natychmiast schował do torby. Abraxas, obserwując tą scenę kątem oka, poczuł ogromną ciekawość co to mogłoby być. Już wcześniej zauważył, że Black często wykonuje dla Riddle'a różne zadania, które dla wszystkich są tajemnicą, jednak gdy tylko pytał o to Oriona, ten szybko urywał temat tłumacząc, że to prywatna sprawa ich Pana. Malfoy po chwili zauważył, że krótka rozmowa Ślizgonów dobiegła końca, więc czym prędzej odwrócił wzrok od obserwowanej sceny, by nie zostać wykrytym. Wrócił do swojego eseju z eliksirów, słuchem głównie odnotowując fakt, że Tom z gracją zasiadł w fotelu, który powszechnie uważany był za jego miejsce. Abraxas podniósł spokojnie wzrok, odwracając lekko głowę i zerkając na Riddle'a, który akurat lustrował cały pokój wspólny wzrokiem, po czym spojrzał na zegar. Takie zachowanie wzmogło ciekawość Malfoy'a, który po krótkim wahaniu postanowił jednak zaryzykować i zadał pytanie, gnębiące ich wszystkich:

- Czy ostatnio stało się coś dobrego Tom? - W ślizgońskim pokoju wspólnym nagle dało się wyczuć napięcie, które rosło wraz z przedłużającą się ciszą i powoli stawało się trudne do zniesienia. Abraxas zachowując na zewnątrz spokój w środku drżał, zastanawiając się nerwowo co też go podkusiło, że zadał to pytanie, a reszta obserwowała, kalkulując w myślach, czy blondwłosy Ślizgon uniknie kary ze względu na dobry nastrój ich Pana, czy też nie. Na twarzy Toma pojawił się uśmiech, jaki miał zwyczaj mieć, gdy kogoś torturował i Abraxas usłyszał w odpowiedzi:

- Owszem, i być może wkrótce nastąpi wielki przełom dla nas wszystkich. – Malfoy mrugnął zaskoczony, że uzyskał odpowiedź, a nie karę, którą już przewidywał, po jego plecach przeleciał dreszcz, niestety nie zmniejszyła się jego ciekawość. Zaryzykował kolejne pytanie, równocześnie w duchu przeklinając swoją nieuleczalną głupotę, postarał się jednak zadać je tak, by inni słuchający nie mogli się domyślić o czym mówi:

- Czy to ma coś wspólnego z tematem, o którym często ostatnio rozmawialiśmy? - Abraxas poczuł na sobie wzrok wszystkich z ich grupy, jednak zignorował te spojrzenia skupiając się na przywódcy.

- Być może. – Stwierdził krótko Riddle i Abraxas wiedział, że to koniec ich dyskusji, że nie odważy się ciągnąć dalej tej rozmowy, jeśli dyskusją, czy rozmową można nazwać enigmatyczną wymianę zdań.. Powrócił spokojnie do swojej pracy domowej ignorując wszystko wokół. Kątem oka zauważył jednak, że Tom ponownie zerka na zegar i uśmiechnął się lekko pod nosem zadowolony, widząc u Riddle'a tak zwyczajną, ludzką reakcję. Trudno było ocenić jaka to dokładnie reakcja: oczekiwanie, czy zniecierpliwienie, ale to już go na razie nie obchodziło.

Piętnaście minut przed północą, Riddle wszystkich odesłał do swoich pokojów, a sam wyszedł z pomieszczenia wspólnego, kierując swoje kroki w stronę Wieży Astronomicznej. Czuł się niezwykle ożywiony oraz ciekawy tego spotkania. Planował oczywiście pokierować wszystkim tak, by ten Gryfon jadł mu z ręki, bo przecież był to Gryfon niewątpliwie, w końcu nie zaprzeczył, gdy Riddle to zasugerował. Na najwyższym podeście wieży było jeszcze pusto, ale Tom postanowił jednak zaczekać. W końcu on, jako prefekt, może w nocy chodzić po Hogwarcie ile dusza zapragnie. Niebo było dziś bezchmurne, połyskiwały na nim jedynie pojedyncze gwiazdy, noc była ciepła mimo lekkiego, chłodnego wiatru, który musnął jego policzek. „... Oby ten Gryfon miał jednak dobre wytłumaczenie swojego spóźnienia ...” pomyślał już lekko rozdrażniony, gdy za pomocą zaklęcia sprawdzał godzinę. Było trzydzieści minut po północy.


***

Harry zaczął nerwowo chodzić w tą i z powrotem, by starać się ukryć buzującą w nim złość. Doprawdy, nie mógł się wręcz doczekać tego spotkania, a teraz czuł tylko narastającą gorycz. Dochodziła już czwarta rano i powoli słońce wschodziło nad horyzontem, a tego przeklętego osobnika jak nie było, tak nie ma. Harry w trakcie ponurych rozmyślań doszedł nawet do wniosku, że ten ktoś wie, że osoba z dziennika to Harry Potter. Gryfon przeklinał się za to, że nie pomyślał, by wziąć mapę Huncwotów. W końcu przecież ten osobnik mógł się tu pojawić niezauważenie pod zaklęciem kameleona, zobaczył kto jest tym z kim chciał się spotkać i wolał się jednak wycofać z całego układu. Kto w końcu chciałby mieć za Przeznaczonego osobę, która uchodzi za niezrównoważoną psychicznie? Harry zagryzł mocno wargę, starając się w ten sposób uniknąć jej drżenia, co i tak mu średnio wychodziło. Miał naprawdę wielkie oczekiwania wobec tej osoby i teraz, gdy ona się nie pojawiła, czuł w sobie pustkę i głęboki zawód. Zdał sobie sprawę, że trzymał się jeszcze jakoś w garści tylko dlatego, że wierzył, że nie jest sam. W duchu ganił się za naiwność i głupotę, za wiarę w jakieś mrzonki, że może będzie mógł komuś ponownie zaufać.

- Kurwa! - Krzyknął na cały głos, dając upust swojemu smutkowi i rozczarowaniu uderzając pięścią w mur. Ból, który poczuł, nieco go otrzeźwił, jednak smutek pozostał. Nie przejmował się, że mógł go ktoś usłyszeć, nie obchodziło go to teraz. Postanowił już nie wracać do pokoju wspólnego tylko przeczekać tu aż do śniadania. Usiadł tam, gdzie akurat się znajdował i zasępił się … był idiotą, że nadal wierzył ...

Z zadumy wyrwał go wysoki, melodyjny dźwięk, który usłyszał nad sobą. Niechętnie spojrzał na miejsce, na którym wcześniej siedział. Zaskoczony zauważył tam Faweksa, feniksa Dumbledore'a. Zanim zdążył zareagować, ptak podleciał do niego siadając na jego kolanach. Harry przez chwilę w milczeniu podziwiał piękno ptaka, nie wiedział czemu, ale wydawało mu się, że już wcześniej miał kontakt z tym stworzeniem, tylko gdzie? Gdy tylko skupił na tym myśli, pojawił się ostry ból głowy. Gryfon skrzywił się w reakcji na ten ból i ponownie skupił swoją uwagę na feniksie, który bacznie go obserwował, przybliżając swoją ptasią główkę do klatki piersiowej chłopaka. Harry spostrzegł zbierające się w kącikach oczu stworzenia łzy, które po chwili spadły dokładnie w miejsce, w którym było jego serce.

- Dziękuję, jednak to jest ból, którego nie można uleczyć, ale bardzo doceniam twoje starania. – Powiedział do niego Gryfon, głaszcząc delikatnie Fawkesa po aksamitnych piórach. Znał właściwości lecznicze łez feniksa które najwidoczniej działały tylko na fizyczny ból. Był jednak nieco poruszony tym gestem ze strony ptaka.
Głaskanie Faweksa było w pewien sposób bardzo uspokajające i pozwoliło Harry'emu poukładać sobie w głowie pewne sprawy. Wbrew swoim poprzednim myślom zaczął widzieć wydarzenia w jaśniejszych barwach. Być może te osoba naprawdę nie mogła przyjść? Albo jakiś nauczyciel, Filch lub jego kotka stanęli mu na drodze. Jak zwykle zareagował nieco zbyt emocjonalnie, zamiast dokładnie przeanalizować sytuację. Powoli znów powróciła do niego nadzieja i trochę się rozchmurzył. Powinien dać temu człowiekowi szansę, na pewno coś się stało co go powstrzymało przed dotarciem na miejsce spotkania. Przecież wyraźnie było napisane w liście, że tamten również bardzo chciał go poznać. Poza tym, dodatkowo to tamten ktoś pierwszy wyszedł z propozycją spotkania. Dlaczego więc teraz miałby zrezygnować i zaprzeczać własnym sugestiom. To bez sensu. Tak rozmyślając i przekonując samego siebie do chwilę wcześniej wymyślonych argumentów, Harry postanowił, że poczeka do czasu, aż rzeczony osobnik opisze powód swojej nieobecności. Gryfon powoli wstał i wytrzepał szatę z kurzu, wyciągając z torby dziennik i sprawdzając, czy nie ma w nim żadnej wiadomości. Niestety, na razie nie czuł żadnej magii wydobywającej się z zeszytu, czyli raczej nikt go nie używał. Chłopak jednak postanowił się upewnić i otworzył dziennik powoli przerzucając kolejne strony. Oczywiście nie znalazł niczego. Niepowodzenie skwitował ciężkim westchnieniem i wrócił do rozmowy z feniksem:

- Jeszcze raz ci dziękuję, za to co dziś zrobiłeś, jestem ci bardzo wdzięczny. – Powiedział z powagą patrząc prosto w mądre oczy ptaka. Ten kiwnął lekko głową w potwierdzeniu i odleciał w stronę Zakazanego Lasu, pozostawiając na podłodze jedno ze swoich pięknych piór. Harry miał przeczucie, że Fawekes wiedział dokładnie czego jeszcze potrzebował oprócz wsparcia. Schylił się po pióro i zabezpieczając je za pomocą magii schował do swojej torby. Potrzebował jeszcze tylko, albo i aż jadu akromantuli, a to nie wydawało mu się zbyt łatwe do pozyskania.


***

Tomowi zaczęła kończyć się cierpliwość. Nie mógł sobie nawet wyobrazić, że ktoś nie pojawił się na spotkaniu z nim. A jednak ten cholerny Gryfon to zrobił! Zrozumiałby, gdyby chłopak napisał w dzienniku jakieś usprawiedliwienie. Jednak dziennik jak był pusty taki pozostał. To było niewybaczalne, nikt nie miał prawa tak niecnie jego, Toma Riddle'a ignorować. Ten Gryfon, kimkolwiek jest, słono zapłaci mu za zlekceważenie. Ślizgon uważał, że wykazał już wystarczającą cierpliwość. W końcu niedługo powinien zejść na śniadanie, stracił tyle czasu na czekanie zupełnie niepotrzebnie. Był też zły sam na siebie, w końcu mógł wyjść po dwóch godzinach, a jednak ciągle miał nadzieję, że chłopak się pojawi. Płonną jak się okazało. Bardzo się mylił. Myślał, że potrafi przejrzeć ludzi jednak z tym lwem było inaczej, a to dodatkowo irytowało Toma. Postanowił odreagować jakoś nadmiar złości i choć po części ukarać krnąbrnego Gryfona. Jednym szarpnięciem wydobył z kieszeni nieszczęsny gryfoński szalik, rzucając go na podłogę przed sobą, drugą ręką ujął różdżkę i chwilę zamarł w zastanowieniu. Tak, to mu pomoże, to w końcu była jakaś część tego przeklętego oportunisty, więc … Tom warknął krótkie zaklęcie i biedny szalik stanął w płomieniach, niedługo potem stając się kupką popiołu, powoli rozdmuchiwaną przez wiatr. Akt przemocy rzeczywiście pozwolił Tom'owi spojrzeć na sprawę nieco łaskawszym okiem. Po pewnym czasie zdecydował nawet, że pozwoli chłopakowi się wytłumaczyć, jednak sam nie będzie się prosić, by mu to wyjaśnił. To było poniżej jego godności, sam musi do niego napisać. Dopiero później, kiedy on, Tom już go odpowiednio zmanipuluje, odpłaci mu się z dodatkową nawiązką. Jemu, Riddle'owi nigdy nie każe się czekać. Odetchnął głęboko, żeby odnaleźć spokój i zszedł po schodach, kierując się w stronę Wielkiej Sali.

Zwolennicy Toma czekali w komplecie podczas posiłku na Riddle'a. Byli ciekawi czy ich przywódcy udało się załatwić to, co planował. W końcu miało być to dla nich przełomem. Kiedy Tom pojawił się w wejściu do Wielkiej Sali z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać. Znowu nałożył na nią swoją maskę obojętności. Jego zwolennicy tego nie lubili, bo przez to czuli się niepewni. Jasne było jednak, że nie mają w tej sprawie nic do gadania. Kiedy Tom zasiadł na swoim zwyczajowym miejscu, zapadła pełna oczekiwania cisza. Riddle jednak w całkowitym milczeniu zabrał się do spożywania porannego posiłku, ignorując ich pytające spojrzenia. Tym razem zaryzykował Avery:

- I jak poszły sprawy związane z przełomem? - Z założenia pytanie miało być przyjazne w tonie, ale Avery widząc jak powoli oczy Toma ciemnieją wiedział, że popełnił błąd. Mógł czekać, mógł się nie odzywać … rozejrzał się po pozostałych i stwierdził, że sądząc po ich minach pomyśleli o tym samym. Przedłużającą się ciszę przerwał w końcu Riddle:

- Dziś po lekcjach spotkajmy się tam, gdzie zwykle. – Propozycja wydawała się obojętna, ale mroczny uśmiech sugerował zgoła coś innego. Była to obietnica bólu.