wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 9: Sztuka uwodzenia

Okej, zaliczyłam mały poślizg. Mato wysłała mi rozdział dopiero o trzeciej w nocy a o tej godzinie już dawno spałam. Mam nadzieje, że jednak, że wybaczycie mi :)

Dziekuje Serdecznie za komentarze: Maja Samsung,Nieprzyjaciel,Zielona,Anonimowy,Monika Garbicz,Kaja Kot,Kiminari,Akuma B. Jestem naprawdę bardzo szczęśliwa czytając je co mnie wyjątkowo napędza przy pisaniu. Pewnie dlatego 10 rozdział już jest gotowy :)

Nie przedłużając betowała: Kochana Mato .




Rozdział 9: Sztuka uwodzenia

Harry patrzył na słowa, które pojawiły się w dzienniku z niedowierzaniem. Przeczytał kilkakrotnie, wciąż nie wiedząc co dokładnie się stało. Nie dane mu jednak było długo się nad tym zastanawiać. Usłyszał szybkie kroki w oddali i natychmiast zabrał wszystkie swoje rzeczy ze stołu. Pośpiesznie wszedł pod niego, chowając się pod peleryną niewidką. Miał tylko nadzieję, że to nie był Filch z Panią Norris. Woźny na pewno by go nie zobaczył, ale jego kotka bez wątpienia by go wyczuła. Niestety i tym razem modły Harrego nie zostały wysłuchane. Do biblioteki wszedł Filch świecąc lampą i jego nieodłączna kotka. Harry przeklął w myślach swoje szczęście i skulił się jeszcze bardziej starając się wolniej i ciszej oddychać. Serce biło mu jak oszalałe, miał niemal wrażenie, że każdy kto jest w pobliżu musi, po prostu musi to usłyszeć. Woźny wszedł między regały, jednak Pani Norris zatrzymała się, jakby coś czuła w pobliżu, a po chwili zaczęła coraz bardziej zbliżać się do stolika, pod którym siedział Gryfon. Po chwili zatrzymała się pochylając nad czymś na podłodze, po czym głośno zamiauczała przywołując swojego właściciela.

- Co znalazłaś moja śliczna? - Zapytał woźny, wyłaniając się na to wezwanie spośród półek i oświetlając miejsce w którym była kotka.

Harry znieruchomiał pod peleryną jak kamień, nie mając odwagi nawet drgnąć. Obserwował tylko w miejsce wskazane przez kotkę kątem oka, ale nawet i to wystarczyło. Nie miał wątpliwości, to była plama krwi, Był też pewien, że była to jego krew, choćby dlatego, że również z tej odległości widać było, że jest świeża. Kotka uniosła łepek, przez chwilę uważnie węszyła i nasłuchiwała, po czym wolno zaczęła się zbliżać do Harry’ego, ewidentnie dążąc po zapachu krwi. Harry’emu na moment zamarło serce, a przez myśl przemknęło „… Będę miał poważne kłopoty! I to drugi raz dzisiaj! Może sala w Mungu nie będzie taka zła ...” Była to dość desperacka myśl, ale też i sytuacja wydawała się beznadziejna.

Nagle wszyscy, włącznie z Harrym drgnęli, ponieważ usłyszeli głośny dźwięk dobywający się spomiędzy regałów bibliotecznych. Hałas natychmiast przykuł uwagę Pani Norris i Filch'a, a Harry nieco odetchnął, wypatrując trochę z napięciem, a trochę z ciekawością, co też to mogło być. Dźwięk zaczął być coraz bardziej donośny ... jakby coś się zbliżało. Harry obserwował regały z książkami i nagle zza nich wyłoniła się gryząca książka. Ta, z którą ostatnio miał do czynienia w Dziale Ksiąg Zakazanych. Księga właściwie bez zastanowienia zaczęła napierać na woźnego i jego kotkę, którzy próbowali się bronić przed jej atakami. Harry obserwował to wszystko z fascynacją. Wiedział, że atakowani są bez najmniejszych szans. Co jak co, ale on najlepiej wiedział jaka to była wyjątkowo uparta bestia. Pamiętał z własnych doświadczeń, że jak tomiszcze raz upatrzy sobie zdobycz, nie odpuści. Obserwował więc ze swojego ukrycia przebieg książkowej kampanii, jak zauważył raczej jednostronnej jeśli chodzi o walkę. Kotka i jej pan oczywiście przegrali i dość szybko, a nawet w popłochu opuścili bibliotekę. Harry, odetchnął głośno z ulgą, wychodząc po chwili spod stołu zdejmując pelerynę niewidkę i z radością rozprostował zdrętwiałe ciało. Z pewnym niepokojem obserwował nagle spokojne tomiszcze, które teraz powoli zaczęło sunąć w jego stronę. Harry miał nadzieję, że nie zostanie pogryziony. Księga zatrzymała się tuż przy nim. Nie wyglądało na to żeby miała jakieś złe zamiary, więc Gryfon przyklęknął i wziął ją w ręce mówiąc:

- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo ci jestem wdzięczny ... Uratowałaś mnie przed naprawdę poważnymi tarapatami. – Mówienie do przedmiotu jakoś nie wydało mu się niewłaściwe, tym bardziej, że ten konkretny przedmiot zdawał się mieć jakąś własną osobowość. Chłopak z księgą w rękach skierował się do Działu Ksiąg Zakazanych. Już po chwili byli na miejscu, a Harry nagle zachwiał się, ale zdołał utrzymać równowagę przytrzymując się regału. Zdecydowanie poczuł zawroty głowy i to poważne. Dłuższy czas stał nieruchomo, zastanawiając się kiedy atak się skończy, po czym opadł powoli na podłogę. „… To na pewno przez upływ krwi …” pomyślał, wolno spuszczając wzrok na kontuzjowaną rękę. Rękaw szaty był już cały przesiąknięty krwią. Chłopak wzdrygnął się patrząc z niedowierzaniem, a przez głowę przemknęły mu błyskawicznie myśli „… To niemożliwe, by zwykły eliksir uzupełniający krew miał takie właściwości … ale w sumie … może to była jakaś ulepszona wersja? … Kiedyś czytałem gdzieś, że w skrajnych przypadkach używali tego eliksiru w szpitalach. Ale dlaczego Umbridge mi go podała? …” Przez chwilę w głowie miał pustkę po zadaniu sobie tego pytania, po czym odpowiedź przyszła mu do głowy „… Wiedziała ... Hermiona kiedyś mi opowiadała, że szpitalu podają go, gdy pacjent nie ma już żadnych ran otwartych, żeby krew nie miała ujścia … W moim przypadku owszem, ma ujście, stąd ta słabość …” Harry przymknął na moment powieki i wziął głęboki oddech. Wciąż było mu słabo, a nie było to najlepsze miejsce do omdlenia. Uwagę Gryfona zwrócił nagły pomruk ze strony trochę zapomnianej księgi. To przywołało go do rzeczywistości.

- Może ty masz jakiś pomysł jak temu zaradzić? – Dość zdesperowanemu, osłabionemu chłopcu księga wydała się nagle przyjacielem, więc bez namysłu zadał pytanie i pokazał swoją zakrwawioną dłoń. Zdumiony obserwował jak stary tom zsuwa się z jego kolan i wędruje do przeciwległego regału. Tam tomiszcze znieruchomiało na moment, po czym zaczęło sugestywnie podskakiwać w miejscu, jakby dawało znać, że ma podejść. Czyżby księga zrozumiała? Harry postanowił się nad tym zbytnio nie zastanawiać, tylko chwytać szansę na pomoc, kiedy się pojawia.

- Chcesz żebym tam poszedł? - Czuł się trochę głupio rozmawiając z przedmiotem, ale gdy usłyszał zadowolony pomruk postanowił zaryzykować i podszedł powoli do regału. Domyślił się, że pewnie chodzi, o którąś ze stojących na nim książek, więc powoli wyciągnął rękę w ich kierunku. Okazało się, że gryząca księga była inteligentniejsza, niż można było by przypuszczać. Kiedy Harry przesuwał rękę w złym kierunku, słyszał warczenie, a gdy w dobrym zadowolony pomruk. Szybko zorientował się w tych wskazówkach i postępował zgodnie z nimi. W momencie, gdy zbliżył się do górnej półki i zbliżył rękę do pierwszej książki, został delikatnie pociągnięty za nogawkę spodni. Spojrzał w dół na pomagający mu tom. „… To pewnie ta …” pomyślał i wyjął wskazaną książkę z regału. Chłopak wrócił na swoje poprzednie miejsce na podłodze i spojrzał na trzymaną w ręku księgę świeżo wyjętą z półki. Jej tytuł był w jakimś nieznanym języku, a sama książka wyglądała tak krucho, jakby miała się zaraz rozlecieć. Delikatnie otworzył ją na losowej stronie, ale poczuł rozczarowanie oczywiście tekst był napisany w tym samym języku, co tytuł, czyli absolutnie niezrozumiały dla niego. Harry westchnął zrezygnowany, kładąc obcojęzyczny tom na kolanach. Zwrócił się przepraszającym tonem do gryzącej księgi, czekającej obok:

- Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego chciałaś pokazać mi tę księgę ... Może przeceniłaś moją inteligencję? Nie mam pojęcia co jest w niej napisane ... – Sam we własnym głosie usłyszał wyrzut do gryzącej książki. Ta przez moment była nieruchoma, po czym delikatnie wspięła się na kolana Harry’ego i bezceremonialnie zaczęła zjadać księgę, której nie potrafił odczytać. – Ah nie rób tego! – Harry był przerażony tym widokiem, i próbował odzyskać konsumowaną księgę. Na niewiele się to zdało. Gryząca książka dosłownie wciągnęła tą drugą, a następnie ostentacyjnie beknęła, wyrzucając z siebie kawałki papieru. Harry’emu po prostu zabrakło słów na ten widok, a po chwili wydukał … – Em ... mam nadzieję, że była smaczna ... Choć w życiu nie spodziewałem się że może istnieć kanibalizm wśród książek ... - Zawroty głowy się nasiliły, więc zamknął na moment oczy. Po czym, nagle poczuł ciężar na kolanach, domyślił się, że to gryząca książka, gdy ręką pogładził jej grzbiet i usłyszał zadowolone mruczenie. Nagle usłyszał nowy, dziwny dźwięk i otworzył oczy. Okazało się, że gryząca książka się otworzyła i zaciekawiony Gryfon wyszeptał Lumos by cokolwiek zobaczyć. Na stronie widniał tytuł gryzącej książki:

Agresja – Księga Tajemnic

- Agresja? – Chłopak powtórzył zaskoczony. Po czym przez chwilę bez słowa wpatrywał się w leżący mu na kolanach tom. – To twoje imię? – Zapytał trochę inaczej, a słysząc zadowolony pomruk zrozumiał, że miał rację. – Agresja ... to się nazywa idealnie dobranie imię. – Gryfon zaśmiał się cicho, a jego myśl pobiegła dalej. – Księga tajemnic ... - Nigdy nie słyszał o czymś takim. „… Czym w zasadzie jest księga tajemnic? A co ważniejsze, dlaczego są w niej tylko puste strony? …” pytania same pojawiły mu się, gdy powoli przewracał kolejne strony. Nagle na ostatniej stronie zauważył jakieś słowa, których jednak nie zdążył przeczytać bo księga zatrzasnęła się energicznie o mało nie przytrzaskując mu palców. Próbował ponownie ją otworzyć, jednak była nieugięta i po chwili siłowania chłopak stwierdził, że nie warto tracić jeszcze więcej sił. W końcu musi jeszcze dotrzeć do dormitorium. Odłożył delikatnie gryzącą księgę na podłogę i podjął pierwszą próbę wstania na nogi. Nic z tego, ponownie upadł, tym razem na kolana uderzając boleśnie o twardą powierzchnię podłoża.

- Przeklęta wiedźma ... – Gryfon warknął ponownie siadając. Cała sytuacja nie wyglądała optymistycznie, a jego brak sił był co najmniej niepokojący. Jeżeli szybko czegoś nie wymyśli, spędzi tutaj noc powoli się wykrwawiając. Jego myśli płynęły leniwie, choć treść bynajmniej nie zachęcała do opieszałości: „… czy Umbridge byłby zdolna do morderstwa? Może tak, a może nie, a może eliksir przestanie wkrótce działać ... co wtedy? …”. Harry usłyszał głośny szelest od strony odłożonej na podłogę księgi, ale zanim zdążył zareagować, ta ponownie wspięła się na jego kolana i otworzyła zachęcająco:

- Oh ... To wygląda znajomo ... Jak napisy w tamtej książce, którą zjadłaś i której nie umiałem zrozumieć ... Spać mi się chce … - Harry westchnął i zamknął oczy z wyczerpania. – Auć! – Nie dane było mu zasnąć, poczuł ból w lewej ręce gwałtownie otworzył oczy. Oczywiście, został ugryziony przez Agresję, która podskoczyła mu na kolanach, zwracając na siebie uwagę i ponownie otworzyła się na jakiejś stronie. Gryfon przez moment, zdeprymowany, przyglądał się otwartej księdze. Nie wiedział jakie ma zamiary, nie potrafił przecież zrozumieć tych cholernych napisów nie ważne jak długo na nie patrzył ... Postanowił jednak zaryzykować z nadzieją, że księdze właśnie o to chodzi i wpatrywał się uparcie w niezrozumiały tekst, który nagle zaczął się zmieniać i układać w zrozumiałe słowa ... - Ale jak to możliwe ... - Wyszeptał do siebie chłopak, odczytując powoli formułę zaklęcia:

- Descenim novas deperdium linoa. – Kiedy tylko skończył, poczuł jakby całe jego ciało płonęło, a krew zaczęła krążyć wokół niego w powietrzu. W pewnym momencie nie mógł już złapać tchu i zaczął się dusić. Resztkami sił walczył o haust powietrza. Jedyne co zapamiętał resztką świadomości, to krwawy krąg wokół własnego ciała. Potem nie pamiętał już niczego.

Ocknął się w tym samym miejscu w bibliotece, był nawet czymś przykryty. Zastanowiło go to, zmrużył lekko oczy pod wpływem światła, a gdy już przyzwyczaił wzrok do jasności, zauważył urwaną zasłonkę i wtedy nagle zrozumiał czym był przykryty. Czuł się lepiej, ale na wszelki wypadek wstał powoli i rozejrzał się wkoło. Biblioteka wyglądała tak jak zawsze ... Nic się nie zmieniło i przez chwilę Gryfon zastanawiał się, czy aby mu się to wszystko co czuł i widział nie przyśniło. Kiedy jednak zwrócił uwagę na swoją chorą rękę, która dziwnie nie bolała, zamrugał w niedowierzaniu. Nic, nawet śladu rany, ręka była uleczona i już wiedział, że to nie był Sen ...

- Co to było do cholery za zaklęcie? Przez chwilę myślałem, że naprawdę umrę. – Powiedział cicho do siebie, marszcząc brwi z zastanowieniem „… Tamta książka naprawdę mi pomogła ... Nawet nie chcę wiedzieć do czego mogłoby dojść, gdyby nie ona … wiele jej zawdzięczam ... Czy Umbridge naprawdę do tego się posunęła, żeby mnie zabić? Zabić? Ucznia? Prawie nie do pomyślenia, ale tylko prawie …”. Harry potarł w zamyśleniu czoło i trochę oprzytomniał. Zaczął rozglądać się za gryzącą książką, ale nie zauważył jej nigdzie w pobliżu. Nawet ją cicho nawoływał, ale nigdzie jej nie było. Trochę go to rozczarowało, bo naprawdę chciał jej podziękować za to co zrobiła. Przecież cokolwiek to było, było skuteczne. Jeszcze raz ją zawołał, jednak i tym razem było to bezskuteczne, nie było słychać żadnego szmeru, który mógłby wskazać, gdzie teraz przebywała Agresja. Nie było potrzeby dalej zwlekać. Harry skierował się do wyjścia z Zakazanego Działu, ale po chwili stanął, bo przed nim leżała mokra i trochę lepka kartka, ze znajomym mu już pismem, którego nie mógł wcześniej odczytać ... Nie znał tych znaków, ale wiedział już co ma zrobić. Po kilku chwilach intensywnego wpatrywania się w znaki, te zaczęły się zmieniać i utworzyły zrozumiały napis: „ Maść na magiczne blizny”. Przeczytał w myślach, uśmiechając się i jednocześnie wycierając delikatnie mokrą stronę o spodnie. Był niemal pewien że Agresja „zwróciła” mu tą stronę i to dosłownie. Teraz przynajmniej miał już pewność że nie próbowała go zabić również ona.

- Agresjo wiem, że na pewno gdzieś tam jesteś. Wkrótce tu wrócę i mam nadzieję, że tym razem pozwolisz mi odpowiednio podziękować. – Powiedział Gryfon przyciszonym głosem, który w ciszy biblioteki zabrzmiał wystarczająco głośno. Odpowiedziała mu cisza, ale czuł że to nie będzie ostatnie spotkanie z gryzącą książką. Nie było na co czekać, wyszedł z Zakazanego Działu, uprzednio naprawiając zasłonkę.
W pokoju wspólnym Gryfon opadł bezwładnie na kanapę. Ostatnie dni był naprawdę męczące. Cały ten tydzień należał do wyjątkowo wyczerpujących nie tylko fizycznie. Również jego psychika została porządnie nadwyrężona. Nie było sensu wędrować do sypialni, dlatego chłopak po prostu położył się na kanapie, chcąc zasłonić ręką oczy. Zanim jednak to zrobił, ujrzał na dłoni bliznę i słowa, które pisał wczoraj „Nigdy nie podważę kompetencji nauczyciela”. W tym momencie zrozumiał, dlaczego „Agresja” zostawiła mu również recepturę na tą maść ... Nie chciał mieć na ciele nic, co kojarzyłoby mu się z Umbridge. Nie chciał dać jej tej pieprzonej satysfakcji. Naciągnął rękaw swetra tak, by nie widzieć blizny i sięgnął do kieszeni po kartkę z recepturą na maść i zaczął czytać składniki potrzebne do wytworzenia tego specyfiku: „… Liść miechunki pospolitej, sproszkowany róg buchorożca, śluz gumochłona … te składniki powinienem bez problemu dostać w aptece ... choć róg będzie naprawdę bardzo drogi ... włos pogrebina ... pióro feniksa i jad akromantuli ...”

- O rany ... - Jęknął, bo wiedział, że zdobycie tych dwóch ostatnich składników jest wręcz niemożliwe. Feniks aktualnie przebywał w gabinecie dyrektora, a w zaistniałej sytuacji trudno byłoby akurat jemu się tam dostać, a z ostatniego spotkania z akromantulą ledwo uszedł z życiem. Ponowne spotkanie z Aragogiem byłoby wręcz głupotą, chociaż wtedy miał ze sobą Rona ... Teraz nie miał już nikogo, do kogo mógłby się zwrócić o pomoc. Harry zastanawiał się przez chwilę, czy warto byłby ryzykować życiem by usunąć jakąś głupią bliznę i w rezultacie doszedł do wniosku, że jednak nie. Nie zmieniało to jednak faktu, że samo jej posiadanie było po prostu wkurzające i zmusiło go do refleksji: „… Może jednak warto zrobić rozpoznanie możliwości zakupu tych składników podczas następnej wizyty w Hogsmeade? …”. Harry czuł się strasznie senny, jednak było teraz coś o wiele bardziej ważnego niż sen. Wstał z wysiłkiem i wyciągnął ze swojej torby tajemniczą książkę, którą wczoraj otworzył. Teraz zrobił to już bez problemu, ponowie czytając słowa, które wcześniej się w niej ukazały:

Nasz świat ma wiele fałszywych urojeń... Białe nie zawsze jest białe a czarne
nie zawsze pozostaje czarnym. Istnieje o wiele więcej barw o których inni nie
mają pojęcia bo są zwykłymi pionkami w rękach potężniejszych od siebie. Czy
jesteś wart mojej uwagi? Czy może ty również jesteś zwykłym pionkiem?

Zastanowił się chwilę nad znaczeniem tych słów i doszedł do wniosku, że wcześniej pewnie nie wiedziałby co one mogą znaczyć, jednak w świetle ostatnich zdarzeń doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co osoba pisząca w dzienniku miała na myśli. W końcu sam do tej pory żył w otoczeniu kłamstw i urojeń. Jednak na szczęście w porę otworzył oczy. Owszem, pozbawił się przy tym fałszywego szczęścia, które serwowali mu jego przyjaciele i czasem doskwierała mu samotność, jednak uważał, że to lepsze niż życie złudzeniami. W głowie już miał ułożoną odpowiedź dla nieznajomego. Przez chwilę Harry jeszcze zastanawiał się, jak dać tę odpowiedź, by się z nim skontaktować. Jednak przeczucie mówiło mu, że powinien po prostu napisać co myśli w dzienniku i tak zrobił. Nie podpisał się, tak było bezpieczniej, a poza tym, tamta osoba także tego nie zrobiła. Gryfon był tym człowiekiem naprawdę zaintrygowany. W krótkiej wiadomości wyczytał między wierszami dużo więcej, niż było napisane i wiedział, że zdecydowanie ma do czynienia z osobą o silnym, zdecydowanym charakterze. Świadczył o tym chociażby dobór słów.

- Harry, musimy poważnie porozmawiać. – Był tak pogrążony w myślach, że kiedy usłyszał głos Hermiony drgnął lekko z zaskoczenia.

- Coś się stało? - Zapytał trochę zbyt beztrosko i gdy zdał sobie z tego sprawę natychmiast dodał ciąg dalszy. – Jeśli chodzi o wczoraj ... to nie chcę teraz o tym rozmawiać. – W sumie nie skłamał, naprawdę teraz nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać z kimkolwiek, a zwłaszcza z Hermioną o czymkolwiek, ale wiedział, że dziewczyna nie da tak szybko za wygraną.

- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakie Umbridge może zastosować wobec ciebie konsekwencje za twój wczorajszy ... – Gryfonka urwała w połowie, zastanawiając się jak odpowiednio ubrać w słowa wczorajsze zdarzenie - Wybryk... – dokończyła trochę niepewnie.

- Nie wiem co we mnie wczoraj wstąpiło i jest mi naprawdę przykro z tego powodu, ale czasu już nie cofnę! - Wcale nie było mu zbyt przykro z powodu wybuchu, ale Hermiona nie musiała o tym wiedzieć, dlatego dla świętego spokoju skłamał. Umbridge już dawno się prosiła o to, by ktoś rzucił jej prawdę w oczy. Odwrócił wzrok od Hermiony i zauważył, że dziennik wciąż leży zamknięty na stole. Zgarnął go i pośpiesznie schował do torby modląc się, by Hermiona jednak tego nie zauważyła. Kiedy ponownie zwrócił wzrok na przyjaciółkę wiedział, że jednak zwróciła uwagę na to co zrobił. Sprytnie nie dała tego po sobie poznać, ale Harry zdał sobie sprawę, że musi postarać się dobrze zabezpieczyć dziennik. Musi też znaleźć dobrą odpowiedź, kiedy Hermina o dziennik zapyta. Był pewien, że to kiedyś nastąpi.

- Dlaczego wczoraj tak wybuchłeś? – Nieoczekiwanie dziewczyna ominęła temat dziennika i Harry po cichu ucieszył się, że ma jeszcze jakiś, zapewne krótki, czas na zastanowienie w tej kwestii.

- Nie wiem ... myślę, że chyba ostatnio było tego zbyt wiele i po prostu nie wytrzymałem ... - Odparł ze skruchą w głosie, a przynajmniej miał nadzieję, że jego głos tak właśnie brzmiał.

- Próbowaliśmy wczoraj z Ronem rozmawiać z innymi Gryfonami, jednak nie chcieli nas słuchać. Większość sądzi, że powoli opętuje cię Sam Wiesz Kto ...

- To Ron nie jest na mnie zły? - Zapytał Harry zaskoczony. Nie interesowali go teraz inni Gryfoni, bo od dawna już wiedział, że nie ma w nich żadnego oparcia.

- Nie jestem zły Harry. - Usłyszał nagle za sobą znajomy głos Rona, a gdy odwrócił się zobaczył przyjaciela, który stał niedaleko, a po chwili powoli do nich podszedł i usiadł na kanapie naprzeciwko nich. - I tak jestem pełen podziwu, że wcześniej nie wybuchłeś. – Dodał Ron nie patrząc na nich, co nieco zaniepokoiło Harry'ego. Takie zachowanie zupełnie nie pasowało do rudzielca.

- Cieszę się, że nie jesteście na mnie źli. – Odpowiedział Harry, udając ulgę, a jednocześnie czując straszny ucisk w środku, jakby jakaś pętla, którą miał od jakiegoś czasu zawiązaną w tym miejscu, coraz bardziej się zaciskała. Naprawdę się cieszył, że jego przyjaciele nie są źli choć możliwe, że udawali tylko po to, by uśpić jego czujność. Przez myśl mu przebiegło: „… Kiedy stałem się tak wobec wszystkich podejrzliwy i nieufny? …”.

- Harry! Słuchasz mnie? - Wyrwał go z zamyślenia głos Hermiony.
- Wybacz, zamyśliłem się, możesz powtórzyć? – Musiał odpowiedzieć, bo rzeczywiście nie słyszał co mówiła dziewczyna.

- Pytałam się co robiłeś u Umbridge?

-Oh ... To co zwykle, tylko trochę więcej. – Stwierdził Harry, a kiedy zauważył, że Hermiona nabiera powietrza, by zacząć kolejną mowę o nielegalnych metodach Umbridge, pośpiesznie dodał: – Zażyłem już potrzebne eliksiry i nic mi nie jest, no może poza tym, że jestem nie wyspany, ale tak poza tym wszystko jest w porządku. – Uśmiechnął się lekko do przyjaciół, mając nadzieję, że nie będą drążyć tematu.

- I tak jestem za tym, by powiadomić o tym Dumbledore'a kiedy wróci do zamku. – Ogłosiła Hermiona.

- Po ostatnim zdarzeniu wątpię, by to miało jakiekolwiek znaczenie. – Powiedział cicho Harry, skutecznie uciszając swoją przyjaciółkę. Sam jeszcze nie był pewien konsekwencji wczorajszego zdarzenia, ale podejrzewał, że dla niego na pewno dobrze się to nie skończy.

Na śniadanie najlepiej nie poszedłby wcale, ale czekał na list od Williama, zdecydował więc, że się zmusi. Pierwsze co go w Wielkiej Sali spotkało było raczej przyjemne i satysfakcjonujące. Zaskoczone spojrzenie i zdumienie malujące się na twarzy Umbridge, dostarczyły mu tych odczuć dostatecznie dużo. Odpowiedział jej lekkim uśmiechem i usiadł przy stole. Tu już nie było tak miło. Starał się ignorować nienawistne spojrzenia współdomowników i mniej, czy też bardziej głupie zaczepki. Harry był głodny i to bardzo, w końcu wczoraj nie poszedł na kolację, ale posiłek nie był mu dany z powodu głupich żartów, albo niby przypadkowych wypadków: na przykład wysypania całej solniczki do jego tostów, czy też do owsianki. Ron z Hermioną próbowali ingerować, jednak zostali całkowicie zlekceważeni przez innych. Harry po tym doświadczeniu czekał już tylko na jedno … na pocztę. Zauważył chmarę sów, która właśnie zaczęła wlatywać przez okna I dość szybko wypatrzył małą sówkę lecącą w jego stronę, jednak zanim zdążył pochwycić swój list, ktoś nieoczekiwanie wyrwał go sowie. Harry odwrócił się spoglądając na sprawcę. Był to jeden z szóstoklasistów:

- Oddaj mi mój list. – Poprosił na początek grzecznie, choć widząc wzrok starszego chłopaka wiedział, że to nie będzie takie proste.

- Kto wie, czy nie korespondujesz z Sam Wiesz Kim. – Powiedział Joseph oschle, rozrywając kopertę i wyciągając złożony list.

- Oddaj mi go w tej chwili! - Podniósł głos Harry, zwracając na siebie uwagę innych domów.

- Zdaje się, że masz coś do ukrycia skoro tak desperacko pragniesz go odzyskać ... – Podsumował szóstoklasista.

Owszem Harry czuł się zdesperowany, nawet bardzo. Modlił się, by William nie napisał nic ważnego. Skoro jednak ten szóstoklasista myślał, że tak łatwo da sobie odebrać to co jest jego, to był w grubym błędzie. Harry wstał i spojrzał na przeciwnika nienawistnie. Starszy uczeń górował nad nim i to całkiem sporo jednak ta przewaga nie przeszkadzała mu.

- Radzę ci lepiej go oddać. – Szepnął tak cicho, że tylko oni dwaj byli wstanie to usłyszeć.

- A co jeśli odmówię? - Równie cicho odparł adwersarz Harry’ego nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Jesteś pewien, że naprawdę chcesz poznać tego konsekwencje?

Joseph momentalnie zbladł słysząc ostatnie słowo Pottera. W jego głowie zakołatała myśl: „… Czy mi się wydawało, czy ostatnie słowo Pottera przerodziło się w syk? Dlaczego teraz pod jego wzrokiem wydaje mi się, że jestem taki malutki, mimo że znacznie przewyższam go wzrostem? Czy jego oczy przez chwilę zalśniły zielenią? … boję się go ...” skonstatował starszy chłopak. Czuł się teraz tak, jakby igrał z drapieżnikiem i zdecydowanie to on był ofiarą, zimny pot na plecach przyspieszające serce potwierdziły tylko, że coś jest nie tak. Zanim Joseph zdążył jednak jakkolwiek zareagować na słowa Pottera, znienacka coś go oślepiło, po czym ktoś wyrwał mu list z ręki. Kiedy odzyskał ostrość widzenia, zauważył Colina Creewey'a trzymającego sporny list w ręce. Gdy spojrzał na aparat zwisający na jego szyi, już wiedział czym został oślepiony. Joseph przez moment się zawahał, po czym podjął decyzję, Potter zaczął co prawda nie wyglądał tak jak wcześniej, nie był już otoczony tą groźną aurą, którą czuł przed chwilą, ale i tak postanowił się wycofać. Tak było bezpieczniej.
- Radzę ci Creevey, trzymaj się od tego dziwoląga jak najdalej jeśli cenisz własne życie. – Powiedział szóstoklasista na odchodnym i wrócił do swoich kolegów, którzy zasypali go gradem pytań, gdy tylko usiadł.

Harry obserwował Josepha do momentu, aż usiadł. W głowie wciąż słyszał wycedzone słowo „dziwoląg”, które odbijało się niczym echo w jego głowie. Poczuł znajome ukłucie w piersi, takie, które czuł od dziecka słysząc to słowo kilkakrotnie każdego dnia. Odetchnął i pozbierał się szybko, wymierzając sobie mentalnego kopniaka. Odwrócił się do Colina, który bez słowa podał mu list. Wypadało podziękować:

- Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny. Jeszcze chwila, a chyba rzuciłbym się na niego. – Przyznał Harry.

- To chyba nie widziałeś Rona. Jeszcze chwila, a przeleciałby przez stół, by porachować mu kości. – Powiedział młody Gryfon, zaskakując tym Harry’ego, który powoli odwrócił się w stronę swojego rudowłosego przyjaciela. Rzeczywiście widać było jak stopniowo, czerwona od emocji twarz Rona, zaczyna przybierać swój zwyczajny kolor. Wywarło to Harry’m niemałe wrażenie. Pojawiła mu się nawet w myśli wątpliwość, czy Ron jedynie pozował, czy też faktycznie czuł to co wyrażał zachowaniem. Harry przeprosił przyjaciół za zamieszanie i szybkim krokiem wyszedł z Wielkiej Sali. Po drodze przeczytał krótką wiadomość, którą otrzymał sową: „ Do zobaczenia”. Ulżyło mu, że William tylko to napisał. Gdyby wiadomość została przechwycona, czytający niczego by z niej nie wywnioskował. No może tyle, że Harry miałby się z kimś spotkać. Nic więcej. Harry nie znał godziny spotkania, ale był pewien, że to nie było jakimś wielkim problemem. William też uczył się w Hogwarcie, niewątpliwie wie dobrze w jakich godzinach uczniowie wychodzą do Hogsmeade. Gryfon nie mógł już się doczekać kolejnego spotkania.

Ostatnie dni przed wypadem do Hogsmeade wyglądały dla Harry’ego tak samo. Lekcje, żarty, szydzenia, lekcje i tak ciągle. Ron z Hermioną na szczęście zrozumieli jego niechęć dotyczącą wyjścia do wioski z nimi i nie naciskali, z czego był zadowolony. Gdy właściwie wszyscy z wieży Gryffindoru już poszli, zaczął przygotowania. Podczas ubierania przeszło mu przez myśl, że powinien kupić więcej ubrań. Nie mógł przecież ciągle pokazywać się w tych samych spodniach. Dobrze że chociaż kupił dwie bluzki. Włożył teraz jedną z nich na siebie i szybko przejrzał się w lustrze i stwierdził że jest dobrze. Kontrolnie zerknął na swoje oczy, by upewnić się co do ich koloru i wzdrygnął się nieznacznie. Ich zieleń przypominała Avadę z wizji, od której zemdlał. Przypomniała mu też niestety o incydencie, o którym wolałby jednak nie pamiętać. O zaklęciu, które rzucił, by skrócić męki samicy graniana. Harry potrząsnął głową, by odegnać niechciane myśli i spojrzał na swoje dłonie. Tym razem lekko się skrzywił, gdy nie proszone wspomnienia zaatakowały, przypominając mu incydent z Umbridge. Żadne maskujące zaklęcie nie działało na bliznę na dłoni i żeby choć trochę ją zasłonić, pożyczył od Hermiony mugolski podkład. Oczywiście bez jej wiedzy. Miała sporo różnych specyfików tego typu, więc miał nadzieję, że nie zauważy zniknięcia małej tubki. Wychodząc, Harry założył pelerynę niewidkę, by uniknąć przyłapania przez Malfoy’a, czy kogokolwiek innego i pobiegł w stronę posągu przesłaniającego tajemne wyjście.

Na szczęście po drodze nie było nikogo i gdy przekroczył próg tajnego przejścia, odetchnął z ulgą. Wychodząc z Miodowego Królestwa, Harry wciąż miał na sobie pelerynę niewidkę, którą ściągnął dopiero w jednej z nieuczęszczanych uliczek. Po tym, wyszedł na główną ulicę z nadzieją, że jego kamuflaż nie zostanie przez nikogo odkryty. Wędrówka główną aleją Hogsmeade stresowała go jednak. Wciąż miał wrażenie, że ktoś rzuca mu ukradkowe spojrzenia, które znikały tak samo nagle jak się pojawiały. Jeśli zdarzało się, że złapał na tym konkretną osobę, ta speszona, lub zarumieniona szybko odwracała wzrok. Było to dość dziwne, jednak skoro nikt do tej pory go nie zagadnął, ani nie wyzwał od najgorszych, mógł chyba spokojnie chodzić po głównej uliczce. Wolałby nie zwracać na siebie tak dużej uwagi, miał raczej nadzieję na wędrówkę incognito. Niestety, musiał z tego zrezygnować jeśli chciał się dostać na miejsce spotkania i zrobić zakupy.

Harry był już niedaleko gospody „ Pod Świńskim Łbem”, kiedy jego uwagę zwrócił jakiś ruch z prawej strony. Spojrzał w tą stronę uważniej, ale niczego nie dostrzegł. Nie zaprzątał więc tym sobie dłużej głowy i powędrował dalej. Okazało się, że niesłusznie. W momencie, gdy już miał wchodzić do pubu, został nagle gwałtownie szarpnięty w stronę ślepego zaułku, w którym gromadzone były śmieci. Zaskoczony Harry starał się wyciągnąć różdżkę, ale jego ręce zostały silnie przytrzymane, a usta zasłonięte z pewnością po to, by nie mógł wołać o pomoc. Gryfon poczuł się jak w pułapce. Był zdezorientowany i nie bardzo rozumiał o co w tym napadzie mogłoby chodzić? Moment wahania szybko minął i Harry zaczął działać. Odchylił gwałtownie głowę do tyłu i uderzył nią napastnika w nos. Ten widocznie zaskoczony kontratakiem, puścił Harry’ego, który błyskawicznie wykorzystał okazję i odwrócił się w stronę atakującego, celując w niego różdżką. I właściwie na tym skończyła się jego obrona, ponieważ zupełnie zaskoczony zorientował się, że napastnikiem był William w tej chwili stojący z rękoma podniesionymi ku górze w geście poddania:

- Nieźle Aren. – Podsumował całe zdarzenie William tak cicho, że Harry musiał natężyć słuch, by zrozumieć co właśnie powiedział.

- Dlaczego mnie napadłeś? – Zapytał tym razem Harry, równie cicho. Zaskoczony obserwował nerwowe ruchy Williama, który po chwili kontrolnego rozglądania się cichutko odszepnął:

- Ciii ... szukają mnie …

Dla Harry’ego cała ta sytuacja była absolutnie niezrozumiała. Miał mnóstwo pytań: kto i dlaczego szukał Williama? Czy to możliwe, by był uciekinierem z Azkabanu tak jak Syriusz? Przed kim uciekał? Jedno było dla Harry’ego pewne William był w tarapatach. Gryfon zastanowił się krótko i podjął, raczej spontaniczną niż przemyślaną, decyzję.

- Załóż to i idź za mną. – Powiedział pospiesznie podając mu pelerynę niewidkę. Nie miał czasu zastanawiać się czy było to mądre posunięcie. Lekko rozszerzone z zaskoczenia źrenice Williama powiedziały Harry’emu, że ten zauważył jak cenny przedmiot ma właśnie w swoich dłoniach. Po chwili William skinął głową i założył płaszcz na siebie, znikając gryfonowi z oczu.

Harry wyszedł z zaułku jak gdyby nigdy nic i skierował się ponownie w stronę głównej alei. Jeśli ktoś rzeczywiście siedział William’owi na ogonie, to pewnie już niecierpliwie się za nim rozgląda. Gryfon zdecydował, że nie powinien ściągać na siebie nadmiernej uwagi i grać zwykłego ucznia, który był na zakupach. Tak naprawdę nie wiedział czy jego znajomy za nim podąża, ponieważ nic nie słyszał przez gwar miasta. Czuł się jednak zobligowany do pomocy Williamowi i nie zamierzał zmieniać zdania. Harry zamyślił się chwilę, po czym ruszył do apteki, zamierzając utrzymać swój status ucznia załatwiającego niezbędne sprawunki. Idąc dostrzegł kątem oka kilku czarodziejów, którzy zachowywali się podejrzanie i postanowił trochę zaryzykować. Lekko zmienił kierunek i powoli przeszedł obok tej grupki. Gdy ją mijał usłyszał strzep rozmowy:

- … zabije nas ... On na pewno jest gdzieś tutaj! - Sapnął nerwowo jeden z mężczyzn.

Harry przezornie ominął ich nie dając po sobie poznać, że cokolwiek dotarło do jego uszu, a po chwili wszedł do apteki i powiedział szeptem z nadzieją, że William znajdował się wciąż za nim, a nie ulotnił się z peleryną niewidką, korzystając z idealnego kamuflażu: „… Stań gdzieś na uboczu, żeby nikt nie wpadł na ciebie …”. Po wydaniu tej instrukcji, Harry podszedł do lady, gdzie stał znudzony młody czarodziej. Gryfon odchrząknął lekko, by zwrócić na siebie uwagę sprzedawcy i szubko zdobył jego całkowite zainteresowanie:

- Witam młodzieńcze. W czym mogę ci pomóc? – Powiedział aptekarz nieznacznie pochylając się nad ladą i wyraźnie górując wzrostem nad Harrym.

- Potrzebuję sproszkowany róg buchorożca … – zaczął Gryfon, zastanawiając się jednocześnie, czy wystarczy mu galeonów na ten rzadki składnik.

- Bardzo mi przykro, jednak dosłownie przed chwilą, jeden z uczniów Hogwartu kupił ostatnią sztukę. – Powiedział ze szczerą troską w głosie sprzedawca, a zabrzmiało to tak, że Harry zaczął podejrzewać, że naprawdę było mu przykro.

- Oh ... w takim razie, może włos pogrebina? -Podjął kolejną próbę zakupu młody Gryfon, ale wyraźnie nie miał dziś szczęścia:

- Włos pogrebina? - Powtórzył wolno sprzedawca, a jego brwi zmarszczyły się. gdy zaczął najwidoczniej o czymś intensywnie myśleć. – Jesteś pewien, że nie pomyliłeś włosa ze śliną? Z tego co mi wiadomo, te stworzenia nie mają włosów i nigdy nie spotkałem się z żadnym eliksirem z takim składnikiem. – Zdecydowany ton głosu i badawcze spojrzenie sprzedawcy, skłoniły Harry’ego do chwilowego wycofania się z chęci zakupu tego konkretnego składnika:
- Może się jednak pomyliłem ... jak wrócę to sprawdzę ponownie … A pióro feniksa? – Harry konsekwentnie starał się kontynuować zakupy, choć wyraźnie nie szło mu dziś dobrze. Przekonała go o tym przygnębiona mina aptekarza.

- Pióro feniksa należy do najbardziej luksusowych produktów i muszę z przykrością stwierdzić, że co roku dostajemy ich tylko z tuzin, a następna dostawa będzie dopiero w przyszłym roku. – Odparł sprzedawca smutno, a Harry westchnął i zdecydował zaryzykować z ostatnim składnikiem:

- Em ... w takim razie ... czy znajdę tutaj jad akroman... – Harry przerwał, widząc szklące się oczy sprzedawcy, a po chwili dokończył zrezygnowanym już tonem: – akromantuli ...

- Jadu akromantuli nie używa się w eliksirach ... chyba, że tworzy się truciznę ... -Odpowiedział cicho aptekarz, pochylając się jeszcze bardziej nad Harrym. I dodał szeptem prosto do ucha: - Można ją dostać tylko na czarnym rynku, jednak nie radzę ci chłopcze tam się udawać, bo to bardzo niebezpieczne i sam możesz skończyć jako składnik. – Po wygłoszeniu tej rady sprzedawca wyprostował się i dokończył smutno. - Jesteś pierwszym klientem, któremu nie mogłem w żaden sposób pomóc. Bardzo mi przykro z tego powodu.

- Rozumiem ... – Harry postanowił wykazać się wyrozumiałością. - Dziękuję za poświęcenie mi czasu oraz przydatną małą lekcje o składnikach.

- Jeśli znowu będziesz czegoś potrzebować, chętnie ci pomogę, choć mam nadzieję, że następnym razem lista będzie ... – sprzedawca przez moment szukał odpowiednich słów, po czym dokończył: - … bardziej dostępna i jeśli wyrazisz chęć, mogę również poopowiadać co nieco o ... – Aptekarz nie dokończył wypowiedzi, bo przerwał mu apodyktyczny, choć młody głos:

- Hej! Ile można czekać! Rusz się w końcu!

Sprzedawca zamknął oczy w wyrazie zdenerwowania, po czym otworzył je i lekko skinął głową Harry’emu na pożegnanie, po czym udał się w stronę marudzącego klienta a raczej klientów, którymi okazali się Malfoy z Zabinim.

- Oh, czy potrzebuje Pan, panie Malfoy czegoś więcej, niż sproszkowanego rogu buchorożca? - Powiedział doniosłym tonem do uciążliwego młodego klienta sprzedawca, a Harry podziękował mu w myślach, bo tym sposobem wiedział, kogo musi znaleźć w Hogwarcie, by zdobyć pożądany składnik. Na razie zdecydował, że dobrze będzie się wycofać, zanim Malfoy go zauważy. Niestety, kiedy zaczął się odwracać, usłyszał głos blądwłosego Ślizgona:

- Hej! Zaczekaj! – Harry postanowił , że zignoruje to wezwanie i udając, że nie zrozumiał o co chodzi, wyszedł ze sklepu mając nadzieję, że William ciągle z nim jest. Przyśpieszył kroku, myśląc tylko o tym, by jak najszybciej zniknąć Malfloy’owi z oczu i nie zauważył osoby przed sobą. Wpadł na nią z impetem, przewracając się samemu i pociągają za sobą uczestnika tej małej katastrofy. Zerwał się dość szybko i dopiero teraz przyjrzał się osobie, z którą się zderzył. I na sekundę zamarł… była to bowiem Hermiona. Błyskawicznie opanował panikę i zachowując uprzejmą maskę na twarzy, wyciągnął rękę, by pomóc wstać dziewczynie:

- Naprawdę bardzo mi przykro, mam nadzieję, że nic ci nie jest. – Powiedział podciągając ją do pionu.

- To nic takiego … - Powiedziała Hermina, rumieniąc się, gdy na niego spojrzała. I Harry poczuł się zdumiony, bo jeszcze nigdy nie widział tak rumieniącej się przyjaciółki. Postanowił jednak nie przedłużać tego spotkania i oddalić się stąd jak najszybciej. Skinął krótko głową na pożegnanie i szybko ruszył przed siebie.

Dotarł do Wrzeszczącej Chaty i zmęczony usiadł na jednym ze starych kufrów wzdychając głęboko. Dzisiejszy dzień dostarczył mu aż nadto wrażeń. Miał pewność, że nie był śledzony, ale zdecydowanie niepokoił się tym, czy William okazał się godny zaufania i przyszedł tu za nim. Po chwili ciszy Harry zaryzykował i powiedział głośno w przestrzeń, czując się trochę głupio:

- Emm ... Jesteś tutaj? Jestem pewien, że nie ma w tej okolicy nikogo z tych co cię szukali. – Z prawdziwą ulgą przyjął materializującą się przed nim postać William’a, który ściągnął z siebie pelerynę niewidkę i tym samym stał się widzialny.
- Myślałem, że już po mnie … – Podsumował krótko William, siadając na jakimś starym krześle. – Naprawdę, gdyby nie twoja pomoc, już dawno by mnie dorwali ... mało brakowało … – Odetchnął głośno i potarł twarz w znużeniu, a kiedy odsunął dłonie, jego mina wyrażała ulgę.

- Skoro wiedziałeś, że ktoś cię ściga, to dlaczego przyszedłeś na umówione spotkanie? To było naprawdę nierozsądne, naraziłeś się na schwytanie i ... – Tyradę Harry’ago przerwał William w widoczny sposób nieco zakłopotany:

- Wiem to wszystko Aren, ale nie chciałem cię zawieść. Miałem przeczucie, że jeśli teraz zawalę, to będzie koniec naszej znajomości ...

- Oh ... – To był jedyny komentarz, który przyszedł Gryfonowi do głowy. Zapadła niezręczna cisza, którą na szczęście przerwał William:

- Zupełnie tego nie rozumiem ... Widzisz, od naszego pierwszego spotkania naprawdę często o tobie myślałem. Czuję jakieś … przyciąganie do ciebie. To jest naprawdę dziwaczne ... – William przerwał i chwilę obserwował mocno zakłopotanego, siedzącego przed nim Gryfona, po czym szybko zmienił temat. - Zastanawiam się dlaczego mi pomogłeś? W dodatku dałeś mi tak cenny przedmiot. Skąd miałeś pewność, że po prostu nie wezmę peleryny i nie ucieknę?

- Myślę, że to był impuls. Nie zastanawiałem się nad słusznością swojej decyzji, po prostu zrobiłem to, co mogłem w takiej sytuacji ... O pelerynę martwiłem się, a jakże, jednak miałem nadzieje, że mnie nie oszukasz. – Odparł Harry szczerze.

- Jednak pomimo całego tego zamieszania, w które cię wciągnąłem, cieszę się, że tutaj jestem. Czy jest coś w czym mógłbym ci pomóc? Chciałbym się jakoś odwdzięczyć za to co dla mnie zrobiłeś.

- Uważam cię za swojego przyjaciela i myślę, że to normalne … – Harry zaryzykował tym stwierdzeniem, modląc się w duchu, by były Krukon go nie wyśmiał. Rozpromieniona twarz Williama powiedziała mu jednak, że ryzyko się opłaciło i jak się wydaje jego rozmówca uważa podobnie.

- I tak chciałbym coś zrobić. – Upierał się dalej William, a Harry zaryzykował stwierdzenie pół żartem, pół serio:

- Cóż ... Jeśli znasz jakąś miłą akromantulę, która chętnie podzieli się swoim jadem, to chętnie skorzystam.

- Oh ... nie mam dobrych doświadczeń z tym pająkiem ... - stwierdził ponuro William, a Harry uśmiechnął się i przyznał:

- Spokojnie żartowałem tylko. Tak się składa, że ja również mam niemiłe wspomnienia z Aragogiem. Prawie zginąłem wtedy …

- Aragogiem? Czyli wychodzi na to. że ty również byłeś trochę dalej w Zakazanym Lesie ... Obydwaj też nie lubimy tego paskudnego stworzenia za bardzo. – Były Krukon wyszczerzył się radośnie, jednak żaden z nich nie poruszył tematu, w jakich okolicznościach spotkali tego samego pająka. Po chwili ciszy William zaczął z „innej beczki” - Tak nawiasem, coś ty zrobił temu aptekarzowi? Myślałem przez chwilę, że się rozpłacze po rozmowie z tobą.

- Był chyba poruszony tym, że nie mógł mi pomóc, gdyż nie posiadał na stanie żadnego składnika, którego szukałem. Wskazał mi jednak osobę, która ma sproszkowany róg buchorożca. Mam nadzieję, że potem uda mi się go jakoś zdobyć ...

- Od tego jasnowłosego ucznia? – Były Krukon spojrzał na Harry’ego, który przytaknął głową w odpowiedzi. – Myślę, że to nie będzie trudne. Chłopak jest tobą wyraźnie zainteresowany.

- Chyba żartujesz. – Harry odpowiedział z niedowierzaniem.

- Takie są fakty. Gdybyś przyjrzał się wyrazowi twarzy, jaki miał, gdy cię zauważył zrozumiałbyś. Teraz skupmy się na tym, jak odebrać mu ten składnik. – William nie zważając na rumieniec zażenowania na twarzy Gryfona kontynuował, uśmiechając się przebiegle. - Z twoim wyglądem i po moim małym szkoleniu sprawię, że będzie ci jeść z ręki.

- Williamie, ale ja planowałem ten składnik odkupić, a nie zdobyć. – Protest Harry’ego i ostre spojrzenie trochę powstrzymały zapędy byłego Krukona.

Chodziło mi o to, że bez problemu odkupisz od niego ten proszek. Tylko dam ci parę wskazówek. Na pewno się przydadzą i pomogą. Zobaczysz. – William wstał i z uśmiechem podszedł do Gryfona: - Po pierwsze kontakt wzrokowy. Nigdy pierwszy go nie przerywaj. Musisz zmusić drugą osobę, by ona to zrobiła. Z twoim fenomenalnym kolorem oczu będzie to banalnie proste, niechętnie przyznaję, ale chyba sam bym ci uległ. – Były Krukon zignorował konsternację na twarzy Harry’ego i mówił dalej: - Po drugie, musisz pokazać swoje zainteresowanie. Wątpię czy zauważyłeś, ale ten aptekarz zdecydowanie również był tobą zainteresowany, choć pewnie tylko ze względu na twoją urodę. Mówiąc o okazywaniu zainteresowania mam na myśli zmniejszanie odległości pomiędzy tobą, a drugą osobą. Musisz robić to oczywiście z wyczuciem. Czasem można się pokusić o delikatny, przelotny dotyk, oczywiście niby przypadkowy. Po trzecie, uśmiech! Niby taka prosta sprawa, ale niektóre osoby mają „to coś”, gdy się szczerze uśmiechają, choć w twoim wypadku wystarczy nawet łagodny, delikatny uśmiech. Mówię ci, połącz wszystkie wskazówki, zrealizuj je, a nie znajdziesz nikogo, kto by ci się oparł! Blondasek prawdopodobnie nawet nie będzie wymagał tyle zachodu. Będzie twój nawet wtedy, jeśli zastosujesz jeden z tych punktów i jestem pewien, że nie odmówi ci odsprzedania tego składnika.

- Nie jestem tego pewien i myślę, że zdecydowanie przesadzasz z tym wszystkim. – Powiedział Harry zmieszany, ale i trochę rozbawiony „szkoleniem”.

- Nic na to nie poradzisz, jesteś śliczny i tyle. – William z uśmiechem wzruszył ramionami, udając, że oświadczył rzecz oczywistą:

- Śliczny? A nie powinno się mówić, że przystojny? – Konsternacja Harry’ego na moment się zmniejszyła, a zajęło jej miejsce jakieś drażniące odczucie, że słowo „śliczny” nie jest słowem odpowiednim, jeśli chodzi o określenie jego urody.

- Pewnie że jesteś przystojny, ale uważam, że bardziej pasuje do ciebie „śliczny”. Masz wielki urok w sobie i bogowie, nie mam pojęcia dlaczego tego nie dostrzegasz! Mam plan, by cię powoli do tego faktu przyzwyczajać … szykuj się! – Lekkie pchnięcie palcem w pierś Harry’ego miało zapewne podkreślić słowa byłego Krukona. Gryfona ogarnęło jakieś miłe uczucie i ciepło gdzieś w środku. Uśmiechnął się i delikatnie uścisnął rękę Williama:

- Dziękuję, że jesteś moim przyjacielem. – Powiedział, ale już po chwili prawie rzucił się na ratunek byłemu Krukonowi, który nagle przysiadł na podłodze zasłaniając twarz dłońmi: „... Cholera, jest zdecydowanie zbyt uroczy! W dodatku ma wrodzony talent do uwodzenia, choć zdaje się, że nie jest tego świadom ...” William usilnie starał się uspokoić i przeczekać, aż znikną mu z twarzy zdradliwe rumieńce. W końcu przecież niedawno sam dawał chłopakowi wskazówki, zresztą jak widać zupełnie niepotrzebnie! Po chwili poczuł, że wraca mu równowaga, że ochłonął. Wstał i powiedział głośno:

- Nawet nie masz pojęcia ile bym dał, żebyś był kobietą! – To oświadczenie wprawiło Harry’ego w niemały szok. Po chwili ciszy, która pozwoliła Gryfonowi zebrać myśli zaczęli rozmowę na inne jeszcze tematy. Spędzili jeszcze razem dwie godziny, ale żaden z nich nie wrócił już do poprzednich kwestii. Harry potrzebował takiej odskoczni od ponurej szkolnej rzeczywistości, toteż niechętnie żegnał się z nowym przyjacielem.

- Dokąd się teraz wybierasz? - Zapytał, trochę zmartwiony.
- Hmm ... Tak szczerze to nie mam pojęcia. – Odparł William beztrosko, wzruszając ramionami.
- Ile to już trwa? – Harry postanowił drążyć ten temat:

- Ponad rok już będzie. – Odpowiedział po chwili William, jakby zastanawiał się ile może powiedzieć. Harry’emu po tej odpowiedzi coś zaświtało i postanowił rozwiać wątpliwości, pytając wprost:

- Czyli to z twoim bratem było kłamstwem? - Miał nadzieję, że nie było słychać w jego głosie nutki żalu.

- To akurat była prawda, tylko zdarzyło się to dwa lata temu. Jeśli o czymś nie chcę mówić, z reguły o tym nie mówię, albo uprzedzam, że nie mam ochoty w tym momencie do tej sprawy nawiązywać. Poznaliśmy się dość niedawno Aren, ale chcę zbudować naszą przyjaźń na stabilnych fundamentach. Wierzę, że przyjdzie czas na odkrycie kart. - William zamyślił się na moment i po chwili podjął: - Wielka szkoda, że nie będę mógł już robić wypadów do Świńskiego Łba. Co jak co, ale to najlepsze źródło wszelakich informacji. Żałuję jeszcze, że nie spędziliśmy więcej czasu razem ... Z przykrością to mówię, ale muszę już wyruszyć. – Były Krukon westchnął. – W zamian za dzisiejszy ratunek powiem ci, jak zdobyć pióro feniksa ... Obaj dobrze wiemy, gdzie znajduje się ptak ... Słyszałem, że Dumbledore jest od dłuższego czasu nieobecny w szkole ...

- Sugerujesz mi włamanie do jego gabinetu? - Zapytał Harry nie dowierzając własnym uszom.

- Oj tam, zaraz włamanie ... nazwijmy to … krótką wizytą ...
- Wiesz dobrze, że bez zaproszenia żaden człowiek tam nie wejdzie ...

- No właśnie, człowiek! A co, gdyby zrobiło to zwierzę? - Nie czekając na reakcję Harry’ego dopowiedział: - Zwierzę bez problemu przejdzie przez zabezpieczenia! Możesz w tym momencie podziękować Filchowi, że ma Panią Norris – William uśmiechnął się, widząc błysk zrozumienia na twarzy Harry’ego.

- Mówisz o animagii ...? – Wolał upewnić się Harry, a kiedy zauważył twierdzące kiwnięcie głową ze strony przyjaciela, dodał z lekkim powątpiewaniem. – Tylko, czy to nie jest jedna z najtrudniejszych sztuk magicznych? Co jeśli nie dam rady?

- Jestem pewien, że dasz radę. A teraz zbliż się, dam ci podpowiedź jak tego dokonać. – Harry podszedł do niego czekając na wskazówkę. William natomiast pochylił się nad nim szepcząc słowa, na które Gryfon zareagował nieukrywanym szokiem.

- Gwarantuje sukces. - Odparł były Krukon wyszczerzając się. - Na mnie już czas Aren, skontaktuję się z tobą, mam nadzieję, że będzie to dość szybko. – Po tych słowach William pomachał mu i szybko odszedł. Kiedy zniknął z pola widzenia Gryfona, ten westchnął i postanowił wrócić do wioski i zapolować na pewnego ślizgona...

***

Tom rozmyślał. Minęło kilka dni od ostatniego zdarzenia. Wciąż nie wiedział o co dokładnie chodziło z tamtym nagłym napływem emocji, jednak był niemal pewien, że należały do jego przeznaczonego. Nie czytał w żadnej księdze o podobnym zjawisku. To było interesujące, jednak w pewnym stopniu również niepokojące: „… W jakim stopniu jesteśmy połączeni, skoro emocje tego drugiego wpłynęły również na mnie? ... Musiało to być coś naprawdę okropnego, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczył w całym swoim życiu …”. Rozmyślania przerwał mu Abraxas, zajmując miejsce naprzeciwko niego. Tom widział jego wahanie, jednak nic nie zrobił, czekając na pierwszy ruch Malfoya:

- Zastanawiałem się nad naszą rozmową sprzed trzech tygodni. – Zaczął dość niepewnie blondyn. – Myślałem o tym bardzo dużo i wydaje mi się, że znalazłem jedną nieprawidłowość ... – Abraxas przerwał, czekając na ruch Toma, jednak gdy się nie doczekał kontynuował: – Jak już wiadomo, Przeznaczeni mają ten sam rodzaj sygnatury i rdzenia, dzięki czemu mogą razem łączyć zaklęcia w jedno ... Wcześniej nie zwróciłem uwagi na te małe ilustracje, ale gdy już to zrobiłem zauważyłem, że jedna z dwóch postaci zawsze ma zwierzęcą głowę, a nie ludzką ... W kilku wypadkach był to wilk, a w innych orzeł ...

- I jakie wnioski wyciągałeś z tego? - Zapytał zaintrygowany Tom.

- Wydaje mi się, że może być potężnym animagiem. Czytałem kiedyś, że dawno temu ci, co opanowali sztukę zmieniania się w zwierzę, potrafili zamieniać dowolną część ciała, nie tracąc przy tym formy ludzkiej. W tym wypadku głowy ...

- A dlaczego akurat wilk i orzeł? - Zagadnął Tom, coraz bardziej zainteresowany:

- Orzeł ze względu na jego wzrok, a wilk z racji wrażliwego słuchu ... Niewątpliwie te dwa zmysły mogły być przydatne podczas walki w czasach, gdy wojny czarodziejów były czymś częstym, nieomal codziennym ... - Zakończył swój wywód Abraxas, czekając na reakcję drugiego ślizgona.

- Widzę, że odrobiłeś lekcje, jednak umknęło ci jeszcze kilka istotnych faktów … jednakże ... Jestem zadowolony, że udało ci się coś innego dostrzec. – Tom pochwalił wysiłki Abraxasa.
- Dziękuję Panie, nie przestanę szukać kolejnych wskazówek. – Zapowiedział blondyn, kłaniając się lekko.

Wieczorem Tom zebrał całą grupę w jednej z nieużywanych klas. Gdy wszyscy już dotarli, spojrzał na grupę pięciu stojących przed nim uczniów, czekających tylko na jego rozkazy, po czym stwierdził:

- Mam dla was bardzo ciekawą zabawę ... Ostatnio natknąłem się na bardzo ciekawy przedmiot ... – To powiedziawszy wskazał w kierunku kufra, który znajdował się niedaleko nich. – Chcę, by którykolwiek z was otworzył ten przedmiot. Chyba nie muszę mówić o konsekwencjach nie wykonania zadania? – Zapytał ostro, czekając na potwierdzenie słów, które nadeszło szybko i objawiło się zgodnym kiwnięciem wielu głów. – Zaczynajcie więc. – Zaordynował Tom i usiadł na stole nauczyciela, obserwując poczynania swoich popleczników.

Pierwszy ruch wykonał Mulciber, otwierając skrzynię, z której ku zdziwieniu młodych uczniów wysunęła się księga, która zaczęła na nich szybko szarżować, ukazując swoje ostre zęby. Pierwszy z zaskoczenia otrząsnął się Malfoy i jako pierwszy rzucił Expelliarmus w jej stronę. Zaklęcie nic nie dało. Pierwszą ofiarą księgi został Avery, którego tomiszcze mocno ugryzło w nogę. Szamotanie Avery’ego uniemożliwiło innym rzucanie zaklęć i przez to jedno z zaklęć wiążących trafiło w niego. Upadł z głośnym łoskotem, a księga ruszyła ponownie, tym razem na Black’a.

- Panie, jakie zaklęcia są dozwolone przeciwko temu czemuś? – Zapytał szybko Riddle'a.

- Wszystkie. – Odparł krótko Tom.

Słysząc odpowiedź, Black nie zawahał się i posłał w stronę książki pierwszą klątwę. Podobnie jak inne zaklęcia nie zadziałała. Każdy już dawno przestał się ograniczać i zaczęli ciskać różnymi klątwami w kierunku atakującego tomu. Zdawało się jednak, że żadne zaklęcie, ani klątwa po prostu nie działała, nawet gdy Lastrange zaryzykował niewybaczalne. Z każdym kolejnym czarem, wydawać się mogło, że agresja tego piekielnego przedmiotu jest coraz większa i zdecydowanie to oni byli na przegranej pozycji.

Malfoy spojrzał na innych, którzy krwawili z różnych miejsc, choć zazwyczaj to były ręce i nogi. Sam pewnie nie wyglądał lepiej. Ich ubrania w tej chwili przypominały raczej strzępy niż odzież. Spojrzał z ukosa na Toma, który obserwował ich potyczkę, jednak nie wyglądał na zadowolonego. „… To będzie bolesna noc...” przeszło mu na myśl, gdy zauważył, że Tom zdecydowanym krokiem ruszył w ich kierunku. Abraxas dostrzegł również, że księga także zobaczyła ruch Toma i momentalnie ruszyła na niego, szczękając zębami. Malfoy poczuł się zaskoczony, gdy Tom poradził sobie z księgą, używając zwykłej siły fizycznej, dociskając ją szybko kolanem do podłogi. Riddle przywołał niewerbalnie kufer, a następnie obydwoma dłońmi mocno przytrzymał szczękę tomiszcza i wrzucił je do kufra, szybko go zamykając. Wstał otrzepując się lekko i spojrzał na nich z widocznym gniewem.

- Ten pokaz był najbardziej żałosnym widokiem jaki kiedykolwiek widziałem. – Powiedział to cichym głosem, a Ślizgoni w przeczuciu nadchodzących bolesnych doświadczeń zadrżeli. – Jak widać nie umiecie polegać na niczym innym niż magia. A gdyby ją wam zabrać? - Zapytał retorycznie. - Pewnie zaczniecie czekać na śmierć? Żałosne! – Ryknął Tom, nie starając się już opanować ogarniającej go wściekłości. – Czy tak się zachowują moi przyszli niepokonani podwładni? - Ponownie zaniżył głos, mam nadzieję, że dzisiejsza lekcja czegoś was nauczy ... Crucio!

- Bezużyteczni idioci ... Czego się po was w sumie spodziewałam? Było do przewidzenia, że nie poradzicie sobie z zadaniem. Myślał na głos w wężomowie Riddle patrząc na wijących się z bólu Ślizgonów. Przerwał niechętnie zaklęcie. Musiało im przecież starczyć siły, by dojść do własnych pokoi. Zignorował ciche jęki bólu i wyszedł z pomieszczenia.

Obudził się nagle, czując znajomą mu magię. „… Czy to możliwe...?” Przeszło mu szybko przez myśl, gdy schylił się do kufra, wyciągając dziennik, od którego można było wyczuć subtelne wirowanie magii. Tom otworzył go i z satysfakcją zaczął obserwować pojawiające się słowa ...

Myślę że, każdy kiedyś był lub jest pionkiem. Jeśli nim jest, to oznacza tylko, że nie
zdaje sobie z tego sprawy i pozwala innym kierować sobą niczym marionetką. Silni
wiedzą jak kierować innymi i w dodatku czują się tym bardziej ważni. Choć tak naprawdę, w takim momencie coraz bardziej można ich kontrolować.
Byłem pionkiem całkiem długi czas, jednak gdy w końcu to do mnie dotarło, cały mój światopogląd zmienił się diametralnie. Świat nabrał zupełnie innych barw niż widziałem wcześniej.
„ Czy jesteś wart mojej uwagi?” Widzisz, w zasadzie mogę zapytać cię o to samo, ostatnio zauważyłem, że otaczają mnie tylko ułuda i kłamstwa.

- Gratuluję ... W końcu tego dokonałeś ... więc może jeszcze nie warto cię skreślać? - Powiedział do siebie Riddle, uśmiechając się groźnie. Tyle na to czekał! Czuł ekscytację nie potrafiąc sobie odmówić kolejnego przeczytania treści wiadomości. Ta osoba była naprawdę intrygująca i już nie mógł się doczekać tego wyzwania. Wiedział już, że manipulacja tą osobą nie będzie należała do najłatwiejszych. W końcu zaczęło się robić ciekawie ...