czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 3 - Szukając odpowiedzi

Trochę minęło od ostatniego razu. Przepraszam że tak długo to trwało ale wyszły pewne zawirowania i problemy u Mato, dlatego tak długo był odwlekany ten rozdział. W tym roku możecie spodziewać się rozdziału przed 21 grudnia, o ile zdążę do 12 grudnia oddać Mato rozdział inaczej znika do stycznia. Myślę, że dam radę więc raczej nie ma co się martwić. Dziękuję Aevum, Kaja Kot, Dagna Płecha naprawdę, sprawiacie mi wielką radość swoimi komentarzami. Dziękuję wam z całego serca i zapraszam do czytania




Rozdział 3: Szukając odpowiedzi

Harry otworzył oczy. Było ciemno. Po chwili jego wzrok przyzwyczaił się do mroku i chłopak zaczął dostrzegać niewyraźne kształty, odruchowo zaczął szukać na nocnej szafce swoich okularów. Znalazł je, założył i wszystko nabrało ostrości. Był w skrzydle szpitalnym. Spędził tu już tyle nocy, że bez problemu rozpoznał pomieszczenie. „... Dlaczego tu był? ...” Przemknęło przez myśl Harry'ego
Położył się z powrotem na miękkiej poduszce starając się przypomnieć sobie jak tu się znalazł. Nie widział u siebie, ani nie czuł żadnych urazów, na szafce obok nie stały żadne eliksiry.
... Czemu tu leży? Ostatnim co pamiętał była uczta, a potem …? O nie... nie,nie,nie! ...” Z narastającym przestrachem pomyślał Harry. Nie ważne ile razy to sobie powtarzał wiedział, że to co sobie przypomniał było prawdą ... Swój krzyk, przerażone twarze uczniów i bladą profesor McGonagall zbliżającą się do niego wraz z Dumbledore'm Później zemdlał.

... Cholera! Teraz na pewno wszyscy będą myśleć, że oszalałem zupełnie! Nikt już na pewno nie będzie wierzył w odrodzenie Voldemorta. Nikt! ...” Pomyślał rozżalony Harry i zamknął oczy czując narastający ból głowy.

W wyobraźni już widział nagłówki Proroka Codziennego. Już wcześniej było źle, ale czuł, że teraz będzie jeszcze gorzej. Czuł obawę przed tym, co pomyślą jego przyjaciele. Zastanawiał się, czy się od niego się odwrócą. Miał nadzieję, że nie, że Hermiona i Weasleyowie nie są tacy. Sądził, że martwią się o niego. Jednak w głębi serca naprawdę bał się odtrącenia … zwłaszcza przez nich.
Ponure rozmyślania przerwały mu liczne kroki zbliżające się do skrzydła szpitalnego. Nie wiedział kto to, ale wyraźnie słyszał stąpania większej ilości osób. Nie chciał teraz rozmawiać z nikim, więc postanowił udawać, że śpi. Usłyszał jeszcze otwieranie drzwi do skrzydła szpitalnego, a później do gabinetu pani Pomfrey, po czym usłyszał rozmowę prowadzoną przyciszonym tonem.

- Harry Potter to wariat! Wszyscy dziś zobaczyliśmy, że z chłopakiem najwidoczniej jest coś nie tak. Wcześniej nikt mnie nie chciał słuchać, a teraz widzisz Dumbledore do czego doprowadziłeś! Jutro jak to rozgłoszą na pewno przyjdzie wiele skarg od rodziców zmartwionych, że ich dzieci muszą chodzić do szkoły z tym szaleńcem! - Po głosie Harry rozpoznał Umbridge.

- Ciszej! Harry może się obudzić. – zwróciła uwagę McGonagall

- Nie obudzi się, podałam mu sporą ilość eliksirów uspokajającego i słodkiego snu. – Dodała Pomfrey, by uspokoić obie kobiety, które miały jak się wydawało wyjątkowo bojowy nastrój.

- Dolores, Harry nie jest szalony, mogę ci zagwarantować, a już na pewno nie stanowi żadnego zagrożenia dla naszych uczniów. – Powiedział uspokajająco do kobiety dyrektor

- Nie jest szalony?! - Prychnęła Umbridge. – Chyba sobie żartujesz! Normalni uczniowie nie zachowują się w ten sposób. Jako Wielki Inkwizytor Hogwartu żądam wydalenia chłopaka!

- Chłopak może przeżył jakieś chwilowe załamanie, ale to nie jest powód by go wyrzucać ze szkoły, pomyśl logicznie Umbridge! – Syknęła ostro McGonagall. – Poppy powiedziała, że poza anemią oraz przemęczeniem Harry'emu nic nie dolega. – Chwilkę trwała cisza, a Harry wyobraził sobie, jak pielęgniarka kiwa twierdząco głową.

- Dlatego właśnie przyprowadziłam se sobą Edwarda Pillswortha, który specjalizuje się w Świętym Mungu w chorobach umysłowych. Z całym szacunkiem ... – Usłyszał Harry ostry głos Umbridge – … ale uważam, że nie jest pani specjalistką właśnie w tej dziedzinie.

- Nie jestem, ale … - Zaczęła pielęgniarka, jednak nauczycielka OPCM weszła jej w słowo.

- I to wystarczy. Edwardzie, powiedz nam do jakich wniosków doszedłeś w przypadku Pottera.

Harry słysząc to zacisnął ręce pod kołdrą w pięści, słuchając głosu nieznanego mu mężczyzny:

- Jak powiedziała wcześniej pani inkwizytor, nie możemy być pewni czy rzeczywiście Harry Potter nie ma problemów umysłowych. Wcześniej przepytaliśmy wielu uczniów i większość z nich stwierdziła, że po turnieju trójmagicznym zmienił się i ...

- Na litość boską! – Ponownie odezwała się opiekunka jego domu, przerywając magomedykowi. - Przecież wtedy zginął uczeń! U każdego takie zdarzenie wpłynęło by na relacje z innymi. Także na zachowanie, zwłaszcza, że chłopak był świadkiem śmierci Diggory'ego.

- Ale nikt nie udowodnił, że Cedrik Digorry zginął z rąk Sami-Wiecie-Kogo jak twierdzicie, a ja uważam, że jest to bujda zmyślona przez nastolatka, który pragnie tylko zwracać na siebie uwagę. Kto wie czy nie on sam zabił biednego Diggory'ego? Mógł przecież podmienić puchar i zamienić go w świstoklik! - Umbridge zdecydowanie nie była pozytywnie nastawiona do Harrego.

- Harry nigdy nikogo nie skrzywdził ... – ponownie w obronie chłopaka wystąpił dyrektor Hogwartu. - … i wątpię żeby to zrobił w przyszłości, a twoje oskarżenia mają w sobie pełno sprzeczności. Jak Harry mógłby ukraść puchar, skoro ten był strzeżony przez magię, której na pewno nie zna żaden czternastolatek. Nawet wielu doświadczonych dorosłych czarodziejów miało by z nią poważne problemy.

- Jesteś głupcem Dumbledore skoro wierzysz w słowa tego gówniarza. Powinieneś patrzeć na fakty, a one wskazują, że Potter nie jest normalny. Być może świadomość Sami-Wiecie-Kogo miesza w jego głowie i … - Umbridge nie miała szans skończyć.

- Wystarczy! - Zagrzmiał dyrektor przerywając nagle jej tyradę. Po czym już dużo ciszej kontynuował: - To wszystko są pomówienia, a ja mogę cię zapewnić, że nie wyrzucę Harry'ego z Hogwartu i jestem pewien, że znajdziemy razem rozwiązanie tego problemu.

Cisza, która nastąpiła, zaczęła ciążyć na sercu Harry'ego, który przysłuchiwał się rozmowie dorosłych z coraz większą paniką i niepokojem. Zwłaszcza, że to co powiedziała na końcu Ubridge nie było do końca pomówieniem, z czego Harry doskonale zdawał sobie sprawę, choć nie zamierzał tego rozgłaszać. W końcu ciszę przerwał magomedyk:

- Również uważam, że wydalenie ucznia to przesada z całym szacunkiem pani inkwizytor. - Ton jego głosu był pełen szacunku – Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie zostawić sprawy własnemu biegowi, a jeśli Harry będzie miał kolejny atak, zabrać go na przymusowe badania do szpitala. Wtedy zatrzymać go w Świętym Mungu do czasu, aż poczuje się lepiej. Chyba, że badania wskażą inaczej. – Ostatnie zdanie powiedział bardzo szybko, widocznie obawiając się, że znowu ktoś mu przerwie.

- Przymusowe badania?! Powtarzam po raz kolejny. Harry jest normalnym uczniem i nastolatkiem, nie widzę potrzeby by podejmować tak radykalne kroki. – Zaczęła głosem przepełnionym urazą i oburzeniem opiekunka Gryffindoru.

- Zgadzam się – Przerwał jej zmęczonym jakby głosem dyrektor Hogwartu, a czyjś szybki spazmatyczny wdech podpowiedział Harry'emu, że Dumbledore bynajmniej nie wyraził zgody na twierdzenia opiekunki Gryffindoru, ale na propozycje magomedyka. Harry'emu wydało się, że jego jak dotąd stabilny świat, oparty na zaufaniu dyrektorowi legł w gruzach.

- Ależ Albusie … - Wstrząśnięty, zduszony głos McGonagall wskazywał, że ona także jest zszokowana decyzją dyrektora. Co trochę podniosło na duchu Harry'ego.

- Niech i tak będzie. I tak to kwestia czasu, kiedy chłopaka zamkną w Mungu. – Stwierdziła Umbridge nie do końca zadowolonym głosem, wychodząc z gabinetu pielęgniarki wraz z magomedykiem.

Po kolejnych licznych odgłosach kroków zmierzających w kierunku wyjścia ze skrzydła szpitalnego nastała cisza. Pomfrey zgasiła światła i udała się do swoich komnat, które znajdowały się za jej gabinetem.

Na początku Harry leżał jak sparaliżowany, mając w głowie jeden wielki natłok myśli. Ocenił, że podane mu eliksiry najwidoczniej były jakieś słabe, bo nie miał już ochoty zasnąć ani nie mógł się uspokoić. Po głowie krążyły mu rozmaite myśli: „... Snape się chyba starzeje. … Mam kłopoty, to było pewne. ...”

Nie chciał iść na żadne przymusowe leczenie, czy też opuszczać Hogwartu. Nie czuł się też szalony jak próbowała wszystkim wmówić Umbridge i Prorok Codzienny. Zastanawiał się jednak, czy po zdarzeniu na kolacji ktokolwiek mu uwierzy. Harry wykonał kilka głębokich, w zamierzeniu uspokajających oddechów i zamknął oczy czekając na sen, który nie nadchodził. Nie chciał teraz myśleć o niczym, ale nie bardzo mu się udawało. Ogarniał go bowiem coraz większy niepokój, który rósł wraz ze zbliżającym się rankiem. W końcu zbeształ się ostro w myśli „... jesteś gryfonem do cholery ogarnij się! ...” Niestety efekt wciąż był mizerny, nadal bał się zmierzyć z tym co niedługo miało nastąpić.

- Oh, już nie śpisz złotko. – Usłyszał głos pielęgniarki, która wyszła rankiem ze swojego gabinetu i skierowała kroki do jego łóżka. – Jak się czujesz?

- Emm ... myślę, że chyba dobrze … - niepewnie stwierdził Harry.

- Jeszcze tylko przeprowadzę standardowe badania i będę mogła cię wysłać na lekcje. Obawiam się bowiem, że nie zdążysz na śniadanie. – Odparła spokojnie parząc na wielki zegar na ścianie.

Harry gdy to usłyszał odetchnął z ulgą. Co innego zmierzyć się z klasą, a co innego ze wszystkimi uczniami w Wielkiej Sali.

Kiedy badania się skończyły Harry ruszył w stronę sali gdzie odbywały się lekcje z jego opiekunką i niestety ze Ślizgonami. Było mu niedobrze z nerwów, gdy stanął przed ciężkimi drzwiami sali. Wahał się długo i dopiero po dobrej minucie zapukał. Wziął głęboki oddech i wszedł do środka.

Spodziewał się na sobie wzroku wszystkich uczniów, ale nikt nawet nie odwrócił się w jego kierunku. McGongall powiedziała mu tylko, by zajął swoje miejsce. To było dziwne. Chyba już wolałby słyszeć jakieś drwiny ze strony Węży a nie tą ciszę. W tej atmosferze czuł, że stąpa po niepewnym gruncie, co tym bardziej go niepokoiło. Usiadł koło Rona, który posłał mu uśmiech, co Harrego nieco uspokoiło. Nie na długo jednak. Śmiech ze strony Ślizgonów spowodował, że odwrócił się i zobaczył Draco Malfoya, który parodiował jego wczorajsze zachowanie na kolacji, a pozostali rżeli ze śmiechu. W momencie, gdy Draco zauważył, że Harry się temu przygląda, wskazującym palcem zakręcił w powietrzu koło skroni, sugerując, że jest wariatem. Gryfon odwrócił się od nich, nie miał ochoty się z nimi użerać.

- Oni chcą cie tylko sprowokować Harry. - Szepnęła Hermiona.

- Właśnie stary, nie zwracaj na nich uwagi – dodał Ron.

Mimo wkurzającego zachowania świty Malfoya, Harry był szczęśliwy, że przyjaciele nie odwrócili się od niego. To dało mu siłę, by przetrwać następne lekcje.

W porze obiadu, kiedy Harry wraz z Ronem i Hermioną zmierzał do Wielkiej Sali na posiłek, czuł, że nogi ma jak z waty ze zdenerwowania. Stres musiał być chyba widoczny, skoro Ron starał się go pocieszyć:

- To nic takiego, po paru dniach wszystko rozejdzie się po kościach. Poza tym, to nie pierwszy raz gdy coś zwraca na ciebie uwagę. Zawsze tak się dzieje. Na przykład jak była ta akcja na czwartym roku podczas turnieju, albo jak uciekł Syriusz, non stop coś o tobie pisali i ...

- Ronaldzie zamknij się! - Warknęła Hermiona. Użycie pełnego imienia oznaczało, że dziewczyna jest naprawdę zła, dlatego Ron posłusznie umilkł. – Tym nie pomożesz Harry'emu, a co najwyżej przyniesiesz odwrotny skutek.

- Ja tu jestem Hermiono. – Zwrócił jej uwagę Harry. – Dam sobie radę, naprawdę. - Powiedział, ale chyba mało przekonująco, bo widział wyraźne zmartwienie w jej oczach. Po chwili namysłu dziewczyna zaproponowała:

- Wiesz … możemy ci przynieść coś do jedzenia jeżeli nie jesteś jeszcze gotowy i …

- Będzie jeszcze więcej plotek, gdy się nie pojawię. Wiesz o tym przecież. – Dziewczyna przygryzła lekko wargę i skinęła twierdząco głową.

- Razem damy radę! - Wykrzyknął Ron, obejmując z jednej strony Hermionę, a z drugiej Harry'ego ramieniem i tak objęci, wszyscy troje wkroczyli do Wielkiej Sali.

Kiedy weszli gwar zazwyczaj panujący na posiłkach nasilił się, a sądząc po licznych twarzach skierowanych w stronę ich trójki, to właśnie oni byli tego przyczyną. Zasiedli do obiadu, a Harry usiadł plecami do pozostałych domów cisząc się że Gryffindor ma tak szczęśliwie usytuowany stół. Ron z Hermioną zajęli miejsca naprzeciwko niego. Dopiero po chwili Harry zauważył, ze po bokach ma dużo przestrzeni. Nikt nie chciał usiąść koło niego. Harry postanowił to zignorować i skupił się na słuchaniu przyjaciółki. Opowiadała im o kolejnym zadaniu domowym, które powinni mieć już napisane. Rozmowę przerwały im sowy, wlatujące do Wielkiej Sali. Większość z nich niosła Proroka Codziennego. Jedna z gazet wylądowała przed Hermioną, która spojrzała niepewnie na Harry'ego. Skinął jej głową, by się nim nie przejmowała i wrócił do obiadu. Podczas, gdy jego przyjaciele razem zagłębili się wręcz w Proroku, podleciała do niego mała sówka trzymająca w dziobie list. Harry rozpoznał znajome pismo Syriusza, odebrał więc list, dając sowie smakołyk i schował kopertę do kieszeni, żeby jego przyjaciele nie zauważyli korespondencji. Jak ich znał, zadawali by zbyt dużo pytań i chcieliby poznać treść listu. Nie bardzo się chciał z nimi tym dzielić.

- O czym piszą? – Zapytał jakby od niechcenia.

Przyjaciele spojrzeli na siebie zastanawiając się co odpowiedzieć:

- Może lepiej sam zobacz … - Zaproponowała Hermiona podsuwając mu gazetę.

Harry Potter chłopiec, który oszalał

Wczorajszego wieczoru, na kolacji w Wielkiej Sali Hogwartu
doszło do nieprawdopodobnego zdarzenia.
Harry Potter, znany jako Złoty Chłopiec Gryffindoru, prawdopodobnie
ma problemy związane z psychiką! To nie wszystko! „Podczas kolacji krzyczał
jak opętany … dziwnie zaczął się zachowywać … był straszny” – relacjonowali uczniowie,
którzy zaczęli bać się Potter'a. „Uważam, że stanowi zagrożenie dla nas, a zwłaszcza
dla naszych dzieci. Co jeżeli wszystkich pomorduje w nocy? Śmierć Diggory'ego to
na pewno nie była robota Sam-Wiesz-Kogo, tylko Pottera!” - Powiedział nam poufnie
jeden z profesorów Hogwartu. Sądzę, że sytuacja z ostatniego zadania turnieju jest
co najmniej podejrzana i obiecuję przyjrzeć się temu z szerszej perspektywy w
jutrzejszym wydaniu. Dlaczego Dumbledore pozwala chłopcu przebywać nadal w
Hogwarcie? Czy musi się stać coś strasznego, by w końcu dyrektor przejrzał na oczy i
zaczął robić coś w tym kierunku? Dla Proroka Codziennego.

Rita Skeeter

Gdy skończył czytać nagłówek wziął głęboki oddech. Umbridge dołożyła wszelkich starań, by upewnić się, że nie będzie miał życia w tej szkole. Po tym artykule był tego pewien jak niczego innego. Czuł na sobie liczne spojrzenia, co stawało się stopniowo nie do zniesienia, ale nie zrobił nic, bo zdawał sobie z tego sprawę, że na to czeka Różowa Ropucha. Popatrzał w kierunku stołu nauczycieli. Umbridge patrzyła na niego z wyższością i tryumfującym uśmiechem na ustach. Dumbledore kolejny dzień był nieobecny na uczcie, a McGonagall patrzyła na niego ze zmartwieniem. Harry miał dość, ale spokojnie wstał od stołu informując przyjaciół, by nie szli za nim. Będzie w bibliotece jakby go szukali. Opuszczając salę czuł na sobie spojrzenia, do momentu, gdy zamknął za sobą drzwi. Nawet przez nie słyszał gwar uczniów, którzy teraz pewnie wieszali na nim psy. Cóż nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz.

Biblioteka na szczęście była pusta. Bardzo to Harry'ego ucieszyło. Usiadł przy stole na uboczu, takim, który najbardziej zakrywały regały i wyciągnął list od Syriusza, a na stół przed sobą położył tajemniczy dziennik. Przypominając sobie przyjemne uczucie ciepła, które chciał tak bardzo jeszcze poczuć, otwierając list od ojca chrzestnego miał nadzieję, że ten pomoże mu rozwiązać tajemnicę dziennika. Zaczął czytać:

Kochany Harry,

To bardzo dobrze, że Hermiona pilnuje was z nauką. Uwierz mi na
słowo, twoja matka była taka sama! Do dziś pamiętam jak trzymała
nas cały weekend przed SUMA'mi nie pozwalając nam nawet pograć
w quidditcha. Wyobrażasz to sobie? Pod koniec nauki Pettigrew aż
się popłakał, że ma dość, co zmiękczyło serce twojej matki. Dość
często wykorzystywaliśmy z James'em jego płaczliwość, chociaż
taki był pożytek z tego nędznego szczura … Wracając do twojej
prośby, to przykro mi, ale nie mogę ci pomóc Harry. Dumbledore
wczoraj wysłał mi sowę na temat twojego zdrowia i obawiam się,
że mimo wszystko to o co mnie prosisz nie jest do końca bezpieczne
zwłaszcza, że masz w sobie geny Jamesa. Pamiętaj to dla twojego
dobra.

Łapa


Harry zakończył czytać ostatnie zdanie i ze złości, aż zgniótł list w dłoni. Włożył go z powrotem do kieszeni. Nie tego się spodziewał, zdecydowanie czuł w tym liście aż nazbyt wielką ingerencję dyrektora. Zwłaszcza w ostatnim zdaniu '' wszystko dla twojego dobra ''. Akurat! Nie takiej postawy spodziewał się po wielkim Albusie Dumbledore. Na szczęście Harry czuł, że ma jeszcze przyjaciół po swojej stronie, inaczej już dawno by rzeczywiście zwariował od tego wszystkiego.

- Cześć Harry, tu się zaszyłeś.

Przerwał mu rozmyślania Ron, który dość niespodziewanie pojawił się wraz z Hermioną tuż przy stoliku zajmowanym przez Harry'ego.

- Myślę, że póki co jest to najlepsze miejsce, przynajmniej do następnych lekcji. – Odpowiedział ostro Harry, wciąż jeszcze zły na Syriusza.
- Harry - zaczęła dziewczyna – przecież wiesz, że nikt nie będzie cię obwiniał za śmierć Cedrika i są to tylko domysły Umbridge.

- Skąd wiesz. że ona to napisała? - Zapytał Harry, trochę zaskoczony przenikliwością przyjaciółki.

- Oboje dobrze wiemy, że ona ma największy interes w tym, żeby cię pogrążyć. Im więcej cienia na twojej osobie tym lepiej.

- Pewnie masz rację – westchnął zrezygnowany chłopak.

- Jeszcze się jej odpłacimy Harry! - Zareagował na jego smutek Ron - Albo wiem! Poproszę Freda i Georga, by załatwili coś ekstra dla tej starej torby, zapłaci za wszystko co ci zrobiła!

- Nie jest tego warta Ron, dajmy temu spokój. – Harry ukrócił szybko zapędy Rona.

- Masz zamiar tak to zostawić? - Rudzielec był wyraźnie zdegustowany.

- Mam już i tak zbyt wiele na głowie, by przejmować się tak błahymi sprawami jak Umbridge. Zwłaszcza, że wiem, że i tak w końcu cokolwiek by się stało, to w ostatecznym rozrachunku odbiłoby się to na mnie.

- A … ale … - Niepewnie zaczął Ron.

- Harry ma rację, powinieneś wziąć z niego przykład i zacząć się zachowywać bardziej dojrzale. – Przerwała Ronowi Hermiona, ucinając temat i jednocześnie powodując na policzkach rudzielca dorodną czerwień, co ciekawie kontrastowało z włosami.

- Ron nie miał nic złego na myśli prawda? - Harry spróbował poprawić humor zażenowanemu przyjacielowi, który energicznie pokiwał głową w odpowiedzi na tak zadane pytanie.

- Skoro tak, ale ... – Wzrok Hermiony spoczął na dzienniku, na którym Harry opierał dłonie. – Co to jest Harry?

- Nic takiego ... - Odpowiedział i równocześnie chciał schować dziennik, ale dziewczyna była szybsza i wyrwała mu go z rąk.

- Hej! Hermiono oddaj mi to! – Poprosił stanowczo.

- Oh, jeszcze nie widziałam tej książki, daj mi tylko zajrzeć Harry. – Odpowiedziała, nawet na niego nie spoglądając, za to łakomym wzrokiem patrząc na dziennik.

- Hermiono! Nie zgadzam się byś ... - Oczywiście nic to nie dało, a Harry z przerażeniem, jakby w zwolnionym tempie zobaczył, że gdy dziewczyna próbowała otworzyć dziennik, jakaś siła odepchnęła ją mocno. Dziewczyna poleciała w stronę ściany obijając się o nią boleśnie.

- Hermiono! - Krzyknęli obaj nieomal równocześnie, podbiegając do leżącej na ziemi przyjaciółki.

Ron odwrócił ją twarzą do nich delikatnie, upewniając się, czy nie ma jakiś poważniejszych obrażeń. Gryfonka jęknęła przeciągle otwierając oczy i chwytając za tył głowy.

- Wszystko w porządku Hermiono? Boli cię coś? - Zapytał Harry, uprzedzając Rona, który trząsł się z nerwów, wciąż trzymając przyjaciółkę w ramionach.

- Myślę że tak … tylko za mocno uderzyłam się w głowę chyba … - Odpowiedziała Hermiona słabym głosem.

Ron podniósł ją z podłogi i pomógł jej usiąść na najbliższym krześle, nie spuszczając jej z oka. Kiedy nabrała już na twarzy kolorów Harry odetchnął z ulgą. Podniósł dziennik i schował do torby mając świadomość, że jest uważnie obserwowany przez obydwoje przyjaciół.

- Harry do cholery co to jest!? - Warknął Ron.

- Mówiłem Hermionie, żeby nie dotykała. – Mruknął Harry w odpowiedzi. - Poza tym, ten dziennik naprawdę nie jest niebezpieczny. Nie wiem dlaczego tak się stało ale ...

- Jeszcze masz jakieś ale?! Przecież ta przeklęta rzecz mogła jej zrobić coś poważnego! - Wybitnie rozdrażniony Ron zrobił krok w jego stronę i wyciągnął rękę. – Oddaj mi to, trzeba to zniszczyć.

Harry, gdy tylko usłyszał te słowa zamarł z przerażenia. Nie ... nie mógł oddać tego dziennika, a tym bardziej zniszczyć.. Czuł irracjonalną potrzebę chronienia go, nawet jeżeli to oznaczało kłótnię z najlepszym przyjacielem.

- Ron ja … - Zaczął obronnie Harry, ale przerwała mu Hermiona pytaniem:

- Czy to jest ta książka dla Syriusza, o której mi mówiłeś?

... Uratowany...” tylko ta myśl przebiegła Harry'emu w tym momencie przez głowę wraz z przypływem ulgi. Postanowił dalej brnąć w kłamstwo, więc odpowiedział:

- Tak Miona, to jest dokładnie ta książka, o której ci kiedyś wspominałem, Syriusz wysłał mi ją niedawno, bym mógł przetestować na niej różne zaklęcia, ale niestety, bez skutku, książka dalej pozostała zamknięta.

- Dlaczego nam o tym nie powiedziałeś? - Powiedział jakby z żalem Ron.

- Nie pomyślałem, że to takie ważne … ale obiecuję, że dziś odeślę ją Syriuszowi. – Ogłosił Harry. Po uldze w oczach przyjaciół poznał, że zrobił słusznie. Równocześnie zapisał sobie w pamięci, że musi ukryć dziennik przed wszystkimi. Widząc radość w twarzach przyjaciół po obietnicy odesłania dziennika, Harry poczuł wyrzuty sumienia, które starał się na próżno zdusić. Wydawało się jednak, że jego zmieszanie i Ron i Hermiana odczytali inaczej.

- Cóż, dla mnie też to była nauczka, żeby nie dotykać nie swoich rzeczy, przepraszam Harry. - Z pewną skruchą stwierdziła Hermiona, lekko się uśmiechając.

- Emm ... nie to ja powinienem was przeprosić, bo nie poinformowałem, że to ta książka i naraziłem cię Hermiono na niebezpieczeństwo, naprawdę bardzo mi przykro. - Tu akurat był szczery, faktycznie był zmartwiony wypadkiem dziewczyny.

- Zostawmy ten temat. Skoro Harry obiecał odesłać książkę nie ma co tego roztrząsać, a teraz chodźmy na lekcje. - Podsumowała Hermiona wstając z krzesła.

- Jesteś pewna, że nie powinnaś iść do Pani Pomfrey? - Zapytał zaniepokojony Ron.

- Nie potrzebuję, to tylko spory guz, poza tym w dormitorium mam eliksir przeciwbólowy. Chodźmy już. profesor Flitwick nie lubi spóźnień.

Do końca dnia Harry był obiektem drwin ze strony Slytherinu, Puchoni wyglądali, jakby się go bali, natomiast Krukoni zachowywali dystans. Jego własny dom go unikał. Gdy tylko Wchodził do jakiegoś pomieszczenia, natychmiast opuszczano je, a na kolacji odsuwano się jak najdalej od niego, jakby był trędowaty. Wciąż miał przy sobie kilka przyjaznych osób, więc nie pokazywał po sobie jak bardzo go to bolało. Wieczorem, kiedy wraz z Ronem udali się spać do swojej części dormitorium, pierwsze co Harry zauważył to brak jego łóżka tam, gdzie powinno być. Rozejrzał się więc i odnalazł je wzrokiem przy oknie, na samym końcu pokoju. W oczywisty sposób odseparowane od pozostałych.

- Co to ma być do cholery?! - Zagrzmiał Ron z oburzeniem wypisanym na twarzy.

- Może tobie to nie przeszkadza Weasley, ale my nie chcemy, by Harry przebywał zbyt blisko nas. Kto wie co nam może zrobić w nocy. – Powiedział z powagą Seamus, a z tyłu Dean i Neville pokiwali twierdząco głowami.

- Nie przejmuj się Ron. Myślę, że nowe miejsce nawet bardziej mi odpowiada. – Powiedział uspokajająco Harry zbliżając się do swojego łóżka i zabierając się za przebieranie w piżamę.

Ron chwilę się wahał. ale zostawił temat zaczynając również się przebierać. Po wieczornych przygotowaniach do snu, Harry powiedział wszystkim dobranoc i usłyszawszy odpowiedź jedynie od Rona zasunął kotary łóżka. Słyszał szeptane zaklęcia ochronne i zaczął naprawdę się martwić, że mają go za jakiegoś psychopatę co najmniej pokroju Voldemorta. To z kolei sprowadziło rozmaite myśli:
... A może o to chodzi największemu obłąkańcowi? Po co pokonywać mnie, skoro łatwiej jest najwidoczniej wsadzić mnie do Munga. Nawet Syriusz mi nie pomógł, a tak bardzo na niego liczyłem w sprawie dziennika! Kolejny zawód, cóż od dzieciństwa musiałem sam sobie radzić, najwidoczniej nie zmieniło się nic w tej kwestii....”

Harry poczekał około godziny i gdy natężył słuch słyszał już tylko miarowe oddechy. Jego współlokatorzy najwyraźniej spali spokojnie. Uśmiechnął się do siebie gorzko, bo przecież, jeżeli naprawdę byłby nieobliczalnym wariatem nie powinni tak łatwo zasypiać. Najwidoczniej jednak wolą wierzyć prasie i Umbridge. Chłopak nie mógł zasnąć i czuł, że jeszcze długo mu się to nie uda. Wstał więc, założył pelerynę niewidkę i ruszył do wyjścia z dormitorium. Kiedy przechodził obok łóżka Rona zauważył, że ono również otoczone jest barierami. To było dziwne i dość zaskakujące dla Harry'ego. Przez chwilę zastanowił się, czy to nie inni rzucili zaklęcia bariery na łóżko przyjaciela? Harry poczuł nieprzyjemnie uczucie w żołądku, kiedy pojawiła się w jego umyśle idea, że być może Ron sam rzucił te bariery …. jednak szybko odegnał tą myśl i wyszedł z dormitorium, a chwilę później z wieży Gryffindoru.

Korytarze Hogwartu wyglądały bardzo tajemniczo, gdy nikogo na nich nie było, a cienie rzucane przez chybotliwe płomienie pochodni zdradzały każdy podejrzany ruch. Dlatego Harry tak bardzo się cieszył ze spuścizny po swoim ojcu. Nocne wędrówki przez te wszystkie lata przebywania w szkole nauczyły go, gdzie powinien stawiać swe kroki, by nie zostać zauważonym. Wiedział nawet, które schody są jedynie atrapą. Do tej pory jednak wpadał w pułapki zastawione przez Irytka. Po dłuższej wędrówce, Harry doszedł do celu, czyli biblioteki. Syriusz odmówił mu pomocy, więc postanowił znaleźć rozwiązanie na własna rękę. Jak dotąd nie zadziałało nic co było łatwo dostępne w bibliotece. Doszedł więc do wniosku, że trzeba zajrzeć do działu ksiąg zakazanych. Był pewien, że znajdzie tam informacje jak otworzyć dziennik. Zamierzał zrobić wszystko, byle tylko przekonać się o zawartości samego dziennika i pochodzenia tajemniczej magii dochodzącej z niego. Chłopak usiadł na zakurzonej podłodze i zaczął czytać pierwszą książkę o tytule „ Magia pieczętująca – wejdź tam gdzie cię nie chcą”.

Ranek zaczął się zbliżać nieubłaganie wraz z pierwszymi promieniami światła, które wpadały przez okna biblioteki. Harry był niepocieszony. Nie znalazł kompletnie nic! Przeczytał trzy książki o magii chroniącej i żadne zaklęcie nie chciało otworzyć dziennika. Postanowił więcej nocy poświęcić na szukanie, co nie bardzo mu się uśmiechało, ale czuł, że będzie warto. Wrócił do pokoju upewniając się , że na pewno wszyscy śpią i położył się na swoim łóżku. Przez moment zastanawiał się dlaczego dziennik tak zareagował, kiedy Hermiona go dotknęła ... to było dziwne... i jeżeli się głębiej zastanowić, to zachowanie Hermiony również było odmienne niż zazwyczaj. Nigdy wcześniej nie ruszała jego rzeczy bez pozwolenia ... chociaż … myślała, że to książka … a to przecież Hermiona. Ma fioła na punkcie książek.. Wciąż jeszcze rozmyślał, gdy pozostali się obudzili. Każdy z osobna obrzucił go lekko niespokojnym wzrokiem. Harry postanowił to zignorować i poczekać na Rona.

Zeszli na śniadanie, a Hermiona z Ronem znowu usiedli naprzeciwko niego, najwidoczniej nie zwracając uwagi jak inni się izolują. Harry zastanawiał się nawet, czy to przypadkiem on sam nie popadał już w paranoję?

- Jak się czujesz Hermiono? - Zapytał ostrożnie widząc, że Ron lekko się spiął na to pytanie.

- Wszystko w porządku Harry, już wczoraj Ron milion razy pytał mnie o to samo. To nie było nic poważnego, naprawdę. – Na jej słowa Ron zaczerwienił się nieznacznie, a ona uśmiechnęła się do niego. Jak ocenił Harry, zdecydowanie było coś na rzeczy.

- Co zrobiłeś z ta przeklętą rzeczą? – Zapytał ściszonym głosem Ron.

- Nie musicie się już o to martwić, wczoraj wieczorem odesłałem ją do Łapy i jeszcze raz cię przepraszam Hermiono za ten incydent, już więcej nie zrobię czegoś tak głupiego.

- Wiem Harry, mam nadzieję, że ostrzegłeś również Syriusza przed tym dziennikiem.

- Emm … tak, napisałem mu co się stało, więc na pewno albo zniszczy go, albo ukryje tak by się nikt do niego nie dostał.

- Mam nadzieję, że jednak zniszczy. – Wtrącił Ron ponuro.

Ponownie Harry pomyślał, że musi naprawdę bardzo dobrze ukryć dziennik. Nie chciał nawet wiedzieć co się stanie, kiedy jego przyjaciele się dowiedzą, że wciąż go posiada. Miał wielką nadzieję, że może podczas kolejnej wizyty w Zakazanym Dziale znajdzie odpowiednie zaklęcie. Chociaż, na razie dziennik jak widać jest bardzo dobrze zabezpieczony „... może to jakaś magia kamuflująca? ...” zastanawiał się przez chwilę. Mógł się bardziej przyłożyć na zajęciach z McGonagall może teraz szybciej doszedłby do sedna sprawy.

- Słuchasz mnie Harry? - Ostre pytanie wdarło się w tok myśli chłopaka, przerywając je brutalnie.
Drgnął nieznacznie, gdy usłyszał głos przyjaciółki.

- C...co?

- Kompletnie odleciałeś, pytałam czy pamiętasz, że masz iść dziś do Hagrida?

Spojrzał zdezorientowany:

- Harry, mieliśmy przecież szlaban, ja wczoraj odrobiłam jak byłeś w skrzydle szpitalnym ...

- Ah no tak, masz rację – Hary ciężko westchnął. Oczywiście zapomniał o tak prozaicznej sprawie jak szlaban.

Jego przyjaciele spojrzeli na siebie, a potem na niego.

- Harry … nie przejmuj się tym co inni mówią … – powiedział poważnym głosem Ron, a Hermiona z tyłu przytaknęła mu głową.

- Nie martwcie się o mnie, naprawdę wszystko w porządku – Uśmiechnął się mając nadzieję, że nie zauważyli jak bardzo wymuszony był to uśmiech. Najwidoczniej podziałało sądząc po ich minach. – Myślę, że pójdę już do Hagrida. Spotkamy się na kolacji, a jak nie zdążę to w dormitorium.

Harry ruszył w kierunku wyjścia z zamku, słysząc po drodze szepty. Naprawdę myślał, że to go nie obchodzi, ale jednak słowa bolały, zwłaszcza te, które mówiły o śmierci Cedrika z jego ręki. Czuł się już dostatecznie odpowiedzialny za jego śmierć, ale nie przyłożył ręki do jego morderstwa ... „ ... gdybyś nie zaproponował wspólnego złapania pucharu nadal byś żył ...„ powiedział do siebie w myślach Harry, pogrążając się w jeszcze gorszy nastrój. Na zewnątrz ciężkie, czarne chmury wisiały nisko, miał tylko nadzieję, że zdąży dojść do Hagrida, nim spadnie deszcz.

***

Abraxas był jedynym, który widział subtelne zmiany w humorze ich Pana. Inni nie dostrzegali ich wcale. Mimo, iż pozostali wypełnili swoje zadania w terminie, Tom nie był zadowolony z wyników. Abraxas zastanawiał się kogo szuka wśród Gryfonów? Wiedział. że na pewno jest to ważne, ponieważ Tom, mimo wszystko rzadko pokazuje jakiekolwiek uczucia. Abraxas widział, że Tom jest zniecierpliwiony, a z drugiej strony podekscytowany. To drugie uczucie powoli, z czasem się ulotniło. W dodatku te książki o Przeznaczonym, nim oddał je Tomowi przeczytał wszystkie i jak ocenił, te informacje były w sumie cóż... mało pomocne, wszystko co było napisane to tylko domysły. Gdy obserwował jak Riddle je czyta, doszedł do wniosku, że ten myśli prawdopodobnie tak samo.

- Abraxusie, a co ty sądzisz o tym co przeczytaliśmy? - Zapytał Tom, a przez myśl Abraxusa przemknęło:„ ...No tak mogłem się domyśleć, że Riddle będzie wiedział, że ja również przeczytałem te książki, nic nie da się przed nim ukryć ...”. Odwrócił się w stronę Toma odpowiadając:

- Uważam, że jest to tylko mit. Nie jestem w stanie uwierzyć że ktoś mógłby posiadać taki sam magiczny rdzeń. Może i istnieją bliźniacze różdżki, ale jednak to nie jest to samo co posiadanie tej samej magicznej mocy.

- W istocie masz rację, ale jeżeli założymy, że jednak naprawdę istnieje taki związek między dwojgiem ludzi? - Riddle drążył temat nieustępliwie.

- Jest to niewątpliwe źródło potęgi. Przecież nie można łączyć magii przez różne sygnatury i rdzenie magiczne, a w takim wypadku było by to możliwe … gdyby zdobyć taką moc, można zostać niepokonanym zwłaszcza, jeżeli będzie to dwu potężnych magów. - Odpowiedział po krótkim zastanowieniu Abraxas.

- Otóż to, jednak czy również dostrzegłeś pewną nieprawidłowość w tych księgach? - Tom nie ustępował.

- Nieprawidłowość … ? - Powtórzył pytany, jednocześnie powtarzając w swojej głowie to co przeczytał, ale nie potrafił sobie przypomnieć nic co wzbudziło w nim podejrzenia – Nie, nie zauważyłem. – Odpowiedział, będąc zły na siebie, że nic nie zauważył. Może na tym właśnie polega potęga siedzącego przed nim Ślizgona, potrafił dostrzegać rzeczy, których nikt nie widział.

- Rozumiem, w takim razie zapomnij o tej rozmowie. - Tom najwyraźniej nie zamierzał dzielić się swoimi spostrzeżeniami.

Abraxas czuł się tak, jakby właśnie oblał test, który przeprowadził na nim jego Pan. Rozmyślał o co mogło chodzić Tomowi, a jednocześnie odprowadzał, go wzrokiem do wyjścia z lochów. Kiedy Riddle już wyszedł, Abraxas uderzył z frustracji pięścią w stół zwracając na siebie uwagę pozostałych.

- Chyba nie poszła ci rozmowa z Riddle'em – zakpił Lastragne.

- Zamknij się, ty nawet do niego nie jesteś w stanie się odezwać bez jąkania. – Odwarknął sfrustrowany Abraxas, na co drugi chłopak natychmiast stanął i zaczął mierzyć w niego różdżką.

- Jak śmiesz … myślisz, że jesteś od nas lepszy, bo nasz Pan odrobinę lepiej cię traktuje?!

- Skoro tak uważasz, musisz mieć naprawdę niskie mniemanie o sobie, gdyż ja nigdy nie zauważyłem tego specjalnego traktowania. – Odpowiedział Abraxas sięgając po książkę na stole i otwierając ją na wcześniej zaznaczonym rozdziale i kompletnie nie zwracając uwagi na wymierzoną w niego różdżkę.

Lastrange aż zagotował się ze złości, jednak po chwili schował swoją broń i niby przechodząc obok Abraxasa szepnął słowa, które tylko oni dwaj słyszeli:

- Wiesz Malfoy … obiecuję, że doigrasz się, a gdy znajdę dowody, nawet nasz Pan od ciebie się odwróci, a ty zapłacisz za wszystko co mi zrobiłeś. Zniszczę cię …

Chłopak tylko przewrócił następną stronę książki, jednak Lastrange wiedział, że Abraxas go słyszał. Zdradziły go napięte plecy oraz mocniejszy uścisk trzymanej książki. Lastrange uśmiechnął się do siebie zadowolony, że choć trochę udało mu się wyprowadzić Malfloy'a z równowagi.

Początkowo Tom chciał pójść do biblioteki jednak zrezygnował z tego pomysłu kiedy już był pod samymi jej drzwiami. Czy był sens sprawdzać? Owszem, czasami wracał do pomieszczenia, w którym ukrywał dziennik, jednak nie licząc pierwszego dnia, gdy znalazł szal, nie zmieniło się nic. Nie czuł żadnej magii, nawet tej najbardziej subtelnej, czyli mógł założyć, że osoba posiadająca drugi dziennik nie wróciła tutaj.

Zastanowił się przez chwilę i ruszył w stronę wyjścia z zamku. Udał się na błonia, zaczynało się już ściemniać więc mógł przy okazji zrobić pracę domową z Astronomi. Oparł się o drzewo i oświetlając sobie magią miejsce wyciągnął mapę nieba. Zaczął robić notatki, czasami zerkając na niebo. Zadanie nie zajęło mu dużo czasu. Już na piątym roku zaczął odczuwać nudę … nie było nic co by go zaskoczyło, a każda dostępna, jak i nie dostępna wiedza możliwa do uzyskania w tym miejscu została już przez niego odkryta. Ludzie w zamku też byli zbyt przewidywalni dla niego, czytał z nich jak z otwartych kart. Może w wyjątkiem miłośnika szlam i dropsów – Dumbledore 'a jednak on, mimo dość potężnej mocy nie interesował Toma, czego Riddle nie mógł niestety powiedzieć o Dumbledorze. Nauczyciel Transmutacji wyraźnie go obserwował i zapewne podejrzewał o paranie się czarną magią. Może innych Dumbledore potrafiłby zwieść, pozorując dobrotliwego starszego czarodzieja, ale nie jego. Riddle wiedział, że pod tą maską kryje się przebiegły mag. Kres jego nudy wyznaczyła przepowiednia Kasandry, którą usłyszał rok temu. Może i źle ja zinterpretował, ale w końcu możliwość poznania swojego Przeznaczonego wcześniej była tylko zaletą, ale teraz, gdy jest już blisko poznania tego kogoś, okazuje się, że to nie jest takie proste jak na początku zakładał. Był już znużony tym czekaniem, choć tak naprawdę to nie był długi czas. Tom planował, że gdy już pozna Przeznaczonego, zrobi wszystko by był jego, a skoro jest Gryfonem z łatwością go zmanipuluje.




8 komentarzy:

  1. Oj Pupuś "planuje" .
    Zaciepać różową babę, a może Tom się nią zajmie podobnie jak w innym fiku voldarry i to szybko.
    Dziennik może schować w komnacie tajemnic. Życzę weny i pomocy "Mato" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachodzę w głowę kogo masz na myśli pisząc " Pupuś " :) Pozdrawiam i dziękuję za komentarz

      Usuń
  2. Uwielbiam, opowiadanie naprawde dobre i bardzo przyjemnie się czyta, jednak cały czas będę ględzić o trochę częstsze wstawianie nowych rozdziałów. Ja wiem, czas nie zawsze pozwala ale proooooszę, czekanie jest torturą przy tak dobrym fiku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę chciałabym częściej wstawiać ale, moje tempo pisania jest cóż .... bardzo powolne ( niestety! ) potrafię siedzieć przez godzinę, nieraz ponad i napisać tylko jedną stronę, co jest dość frustrujące. Również czas oczekiwania na zbetowania tekstu. Tym razem długo musiałam czekać mimo iż oddałam rozdział 1 listopada ale, cóż niektórych rzeczy nie można przewidzieć i Mato miała urwanie głowy. Praca też życia nie ułatwia, mi jak i Mato. Obiecuję że może coś pokombinuje w nowym roku :) . Dziękuję za pozytywnie nastawiający komentarz i mam nadzieję że nie spadnie poziom opowiadania. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Pupuś - Tom Riddle - Voldemort - wężowa morda, beznosy - łysy

      Usuń
  3. Witam,
    mam nadzieję, że Harremu uda się szybko wpaść na pomysł jak otworzyć ten dziennik, aż mam wielką ochotę, aby Voldemort się ujawnił, a wtedy słowa Harrego jego nie ma jesteście szaleni...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    mam nadzieję, że Harry szybko wpadnie ns pomysł jak otworzyć ten dziennik... mam wielką ochotę aby Volcemort się ujawnił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń