środa, 1 lutego 2017

Rozdział 16: Gorzka prawda

Przed wami rozdział przełomowy i jednocześnie najdłuższy w mojej karierze, ale wiem, że się cieszycie z tego powodu ^^. Przeczytaliście nowy prolog prawda? :)


Dziękuję Kiminari, Raisie, M, Queen of the wars in the stars, KiRa Ariana, Kasumi, Monika Garbicz, Marcepance za wspaniałe komentarze dzięki którym wiem, że to co piszę podoba się komuś. Jesteście kochani i wspaniali.

Betowała: Mato



 
Rozdział 16: Gorzka prawda

Harry od dobrych kilkunastu minut dyskutował z Mistrzem Eliksirów na temat uwarzonej przez siebie mikstury. Trudno to było właściwie nazwać dyskusją, bo sam musiał pisać, więc gdyby ktoś podsłuchał ich z zewnątrz, usłyszałby wyłącznie monologi Snape'a. Harry właściwie wciąż nie mógł uwierzyć, że to co stworzył mogłoby być substancją czarnomagiczną i dlatego ignorując prychnięcia i posykiwania nauczyciela próbował przekonać go w kwestii użyteczności eliksiru. W odpowiedzi dowiedział się, że profesor nie ujmuje jego miksturze nic z jej niewątpliwej przydatności, nie zmienia to jednak faktu, że jest to twór czarnomagiczny. Na ponowne pytanie zdumionego, upartego Gryfona Snape odparł:

– Zapewne zauważyłeś ból na twarzach swoich kolegów? – Harry potwierdził kiwnięciem głowy, a Snape kontynuował – Mamy szczęście, że odezwałeś się wtedy na tyle cicho, że nie uszkodziłeś słuchu wszystkim znajdującym się w klasie, a jedynie nieco naruszyłeś kanał słuchowy. Byłoby z Twoimi kolegami naprawdę kiepsko, a ja bym musiał ostro się tłumaczyć przed Radą Czarodziejów. W razie gdybyś wcześniej nie dosłyszał, jeszcze raz powtórzę. Mikstura spowodowała, że częstotliwość Twojego głosu stała się nienaturalnie wysoka, natężenie też wzrosło wielokrotnie i każdy dźwięk, który byś z siebie wydał, spowodowałoby pęknięcie bębenków. Wyobraź sobie co by się stało, jakie spektakularne efekty byś osiągnął, gdybyś krzyknął. – Mistrz Eliksirów skinął głową i skrzywił lekko usta w namiastce uśmiechu widząc, jak Złoty Chłopiec pobladł. – Teraz przeprowadzimy mały test, by przekonać się, czy po czasie jaki minął od uwarzenia, siła mikstury jest wciąż taka sama, czy też może już się wyczerpuje. Powiedz coś najciszej jak potrafisz. Tylko bez sztuczek! Jeśli nie odezwę się spróbuj głośniej i tak stopniowo coraz głośniej, aż powiem Ci byś przestał. Zaczynaj.

– Magia – Harry szepnął prawie niedosłyszalnie i kontrolnie zerknął na nauczyciela eliksirów, ale ten nie zareagował, więc Gryfon powtórzył to słowo nieco wyraźniejszym szeptem, a później jeszcze raz. Snape wciąż nie reagował, dlatego Złoty Chłopiec kontynuował eksperyment wciąż powtarzając to samo słowo. Dopiero kiedy wypowiedział je normalnym tonem przez twarz Mistrza Eliksirów przebiegł lekki skurcz i nauczyciel zarządził:

– Wystarczy, wygląda na to, że skutki mikstury słabną i w ciągu kilku minut powinny zniknąć całkowicie. Do tego czasu zostaniesz tutaj zrozumiano? Ton głosu profesora nie sugerował nawet, żeby ten przewidywał odmowę, więc Harry kiwnął jedynie głową. – Teraz wypisz mi wszystkie składniki, które dodałeś i opisz sposób wykonania mikstury. Na tyle na ile pamiętasz.

Harry ciężko westchnął, co zostało przez profesora skwitowane krzywym uśmieszkiem, po czym zamarł z piórem nad pergaminem. Nie zamierzał Snape'owi powierzać takiego eliksiru. Nie ufał mu na tyle. Pamiętał doskonale kolejne etapy warzenia, nawet te wykonywane w popłochu i uważał, że byłby w stanie powtórzyć wszystkie, gdyby zaszła taka potrzeba. Skoro jednak tej wiedzy nie chciał udostępniać, to musiał szybko coś wymyślić. Westchnął ponownie i postanowił opisać wykonanie eliksiru zgodnie z opinią jaką o jego umiejętnościach miał Mistrz Eliksirów. Skupił się i zaczął wymieniać składniki, których użył, przy czym dodał trzy, których nie wykorzystywał. Zamiast opisu postępowania z miksturą dopisał, że nie pamięta w jakiej kolejności dodawał składniki, a już naprawdę nie potrafiłby chyba odtworzyć tego co dokładnie robił z miksturą, zwłaszcza od momentu, gdy próbował ją uratować. Takie przedstawienie sprawy oczywiście nie zadowoliło Snape'a, który zirytowany pomrukiwał coś o głupocie Gryfonów i niekompetencji. Dalsze drążenie tematu zostało przerwane przez list wypadający z kominka. Profesor złapał go w locie szybko rozwijając i mrużąc oczy z irytacji. Harry dostrzegł na papierze znajome pismo Pomfrey i to było właściwie wszystko co zdołał zauważyć. Mistrz Eliksirów zerwał się sprężyście i warknął:

– Zostajesz tu póki nie wrócę. – Z furkotem szat skierował się w stronę wyjścia i zniknął za drzwiami zamykając je z trzaskiem.

Harry odechciał głęboko z ulgą. Na razie drążenie w kwestii tworzenia eliksiru zostało odroczone i miał przynajmniej czas, by się zastanowić. Przypuszczał, że pielęgniarka posłała po nauczyciela eliksirów, by jej wytłumaczył stan uczniów. Pewnie nie często zdarzało jej się widywać tylu poszkodowanych z bólem uszu. Gryfon usiadł i w zamyśleniu patrzył na kociołek zawierający ciemno różową miksturę. W końcu podjął decyzję. Przelał trochę eliksiru do dwóch małych fiolek i bezpiecznie schował w swojej torbie, a resztę po prostu usunął jednym ruchem różdżki. Domyślał się, że Mistrz Eliksirów będzie zły, ale sumienie nie pozwalało Harry'emu zostawić kociołka wypełnionego czarnomagicznym eliksirem Śmieciożercy.

Minęła długa chwila od czasu kiedy Snape wyszedł i Harry podejrzewał, że specyfik, który narobił tyle zamieszania przestał wreszcie działać. Zamknięty w klasie eliksirów, spędzał czas na rozmyślaniu. Doszedł do wniosku, że nie powinien dostać żadnej kary, bo przecież w ostatecznym rozliczeniu udało mu się uwarzyć eliksir. Nie jakąś dowolną, różowo zabarwioną miksturę, ale eliksir o wyraźnym, konkretnym działaniu. Znając Snape'a, mogło być różnie, ale Gryfon miał nadzieję, że nawet profesor tego nie podważy. W pewnym momencie chłopak wyprostował się i wsłuchał w odgłosy dobiegające z korytarza. Już po chwili był pewien, że zbliża się Mistrz Eliksirów, którego poprzedzał dźwięk charakterystycznych cichych, ale stanowczych kroków. Harry westchnął ciężko i wewnętrznie przygotował na nadchodzącą konfrontację. Na gwałtowne otworzenie drzwi zareagował nieznacznym drgnięciem, po czym z napięciem wpatrzył się w profesora, który wkroczył do klasy, przemaszerował do swojego miejsca, usiadł i skierował wzrok na jedynego aktualnie w klasie ucznia i bez żadnych wstępów ogłosił:

– Oficjalna wersja jest taka, że uwarzyłeś eliksir głośnomówiący i za bardzo podniosłeś głos jak zwykle się ze mną spierając. Ze względu na to, że znajdowaliśmy się w lochach, gdzie dźwięk nie miał gdzie się rozejść, ogłuszyłeś tymczasowo uczniów. Rozumiesz Potter? – Harry kiwnął potwierdzająco głową. Wolał się nie odzywać, by nie rozdrażnić nauczyciela, który wyraźnie postarał się go ochronić. – Jaka była prawdziwa natura twojej mikstury ma pozostać między nami, a jak się dowiem, że ktoś inny wie co się tutaj stało, to osobiście dopilnuję by twoje szkolne dni stały się koszmarem.

– Oczywiście profesorze ... – Tym razem Harry odpowiedział, doskonale wiedząc do czego może być zdolny Mistrz Eliksirów i mając pełną świadomość, że nauczyciel spełni swoją groźbę. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nagle poczuł bolesne skręcanie w żołądku i nie czekając ani chwili podbiegł do najbliższego kociołka, wymiotując gwałtownie. Kiedy wreszcie torsje ustały i nie wyglądało na to, że zamierzają powrócić, Gryfon ruchem różdżki oczyścił nieszczęsny kociołek i podszedł do zlewu, by wygonić z ust nieprzyjemny smak i zapach. Po tych zabiegach odwrócił się w stronę profesora z zamiarem przeproszenia, ale nauczyciel ubiegł jego słowa komentarzem:

– A oto i skutki uboczne. Interesujące ... – Kpiący uśmiech kłócił się nieco z uważnym spojrzeniem oceniającym stan ucznia. – Dodałeś jakieś kolidujące ze sobą składniki, które w rezultacie powodują dość dokuczliwe jak widać efekty u tworzącego. To pewnie przez to działanie „na żywioł”. Dobór składników zawsze trzeba przemyśleć. W tym wypadku, nawet gdybyś wykorzystał wykonaną przez siebie miksturę na polu bitwy, to marny byłby Twój los. Nie byłbyś w stanie nic zrobić wymiotując i zapewne zginąłbyś zanim odzyskałbyś formę na tyle, by cokolwiek przedsięwziąć. – Sarkazm aż ociekał z głosu nauczyciela: – Nie żebym się spodziewał czegoś innego Potter, gdybyś znał chociażby podstawy eliksirów, być może efekt byłby inny. Cieszy mnie to, że jak widzę usunąłeś różowy efekt swojej lekcyjnej pracy, bo był całkowicie bezużyteczny. – Zakończył tyradę Snape, a Harry zdecydował się na lekką obronę:

– Być może mikstura rzeczywiście nie wyszła do końca taka jak powinna, ale jednak była eliksirem o konkretnym, dającym się określić działaniu panie profesorze. Czyli nie powinienem dostać szlabanu? – Zapytał z nadzieją Gryfon, gotów na wiele, byleby tylko wybronić się od tej kary. Z napięciem czekał na werdykt nauczyciela, który wyraźnie coś przemyślał, po czym stwierdził oschle:

– Napiszesz trzy rolki pergaminu o eliksirze, którzy miałeś wykonać na lekcji tak, jak i cała pozostała klasa, a który kompletnie zawaliłeś. Napiszesz też dodatkowe dwie rolki o składnikach jakie dodałeś we własnym zakresie. Śmiem wątpić byś wywnioskował co zrobiłeś źle, ale może jednak ci się uda. Cuda się zdarzają. A teraz wynocha Potter!

Chłopcu nie trzeba było powtarzać dwa razy, natychmiast wyszedł z klasy co przepełniło Severusa zadowoleniem, chociaż dość względnym, ponieważ ponownie zaczęła go boleć głowa. Przymknął oczy i lekko ucisnął nasadę nosa w nadziei, że to pomoże. Korzystając z ciszy rozmyślał. Wyglądało bowiem na to, że jednak miał rację. Potter posiadał talent do eliksirów, a najgorsze w tym wszystkim było to, że ten specyfik, który dziś stworzył, był doprawdy wyjątkowy. Ogłuszający eliksir, który w dodatku nie powodował obrażeń u warzyciela. Skutek uboczny z pewnością można zniwelować i Snape miał nadzieję, że praca domowa chłopaka mu w tym pomoże. Mistrz Eliksirów żałował jedynie, że sam twórca jest kompletnym ignorantem mimo ewidentnej smykałki. Ciężko westchnął wypijając jednym haustem eliksir na ból głowy.

***

Pierwszą myślą Harry'ego był Pokój Życzeń, ale po namyśle stwierdził, że najpierw powinien odwiedzić Rona i Hermionę w Skrzydle Szpitalnym. Nie miał na to najmniejszej ochoty, ale tak wypadało.

Wśród uczniów przebywających w Skrzydle Szpitalnym widać było pewną symetrię: Gryfoni wyraźnie oddzieleni byli od Ślizgonów, którzy na widok Potter'a wzdrygnęli się w widoczny sposób ze strachem. Domownicy Harry'ego natomiast, łypali na niego nieprzychylnie oczami. Potter przełknął ślinę żałując, że w ogóle tutaj przyszedł i nie rozglądając się dłużej, zwrócił się do przyjaciół:

– Hej jak się czujecie?
– Stary, ale dałeś czadu. – Stwierdził bez ogródek Ron, ale widząc zmartwiony wyraz twarzy Złotego Chłopca natychmiast dodał: – Spokojnie, żyjemy. Choć muszę przyznać, ze było to nieco nieprzyjemne i szokujące.

– Nie martw się o nas Harry, uważam że to wina profesora. Nie powinien kazać ci samemu testować tego eliksiru. Chociaż jestem pod wrażeniem. Udało ci się zwiększyć moc tej mikstury. – Powiedziała z nutką zazdrości Hermiona, po czym dodała jeszcze: – Powiedz jak to się stało, że ty nie czujesz objawów? – Harry zachował spokój, ale zaklął w myślach. Dziewczyna oczywiście zauważyła więcej niż inni. Trzeba było jakoś zneutralizować jej domyślność:

– Oh ... czułem, ale Snape kazał mi zostać, a potem sam mi podał eliksir, żeby pomóc. Twierdził, że w drodze tutaj i w samym Skrzydle mógłbym narobić jeszcze więcej szkód. – Skłamał gładko Złoty Chłopiec i z ulgą przyjął milczenie Hermiony. Wyraźnie uwierzyła, bo inaczej z pewnością zalała by go tymi swoimi dociekliwymi pytaniami.

– Przynajmniej nietoperz też oberwał! – Wykrzyknął Ron entuzjastycznie, ale widząc karcący wzrok Pomfrey uciszył się i nieco skulił na krześle.

– Kiedy wyjdziecie? – Zapytał Harry, a Hermiona udzieliła szczegółowej odpowiedzi:

– Musimy jeszcze przyjąć jedną dawkę. Zapasy, które miała Pomfrey nie starczyły na nas wszystkich i musiała rozdzielić eliksir tak, by każdemu zniwelować chociaż objawy bólu uszu. Teraz to jedynie wszystkich boli głowa i czekamy, aż profesor Snape uwarzy więcej odpowiedniej leczniczej mikstury.

– Czyli to jeszcze potrwa. – Westchnął Harry mając nadzieję, że zawarł w swoim głosie wystarczającą ilość zmartwienia, po czym dodał jeszcze: – To chyba, by nie tracić czasu, zajmę się swoim karnym wypracowaniem.
– Czyli nie udało ci się uniknąć kary? – Zapytał Ron:

– W sumie to połowicznie. Nie mam szlabanu, ale za to muszę zapełnić pięć rolek pergaminu.

– Uuu ... to nieciekawie kumplu.
– Mhm, daruję sobie w ten weekend wycieczkę do Hogsmeade. Nie chcę wiedzieć co zrobiłby ze mną Snape, gdybym nie wyrobił się z tym konkretnym zadaniem. Pomijając już fakt, że wciąż nie zrobiłem tego, co było zadane z innych przedmiotów. – Złoty Chłopiec kłamał jak z nut, ale widział po twarzach przyjaciół, że z łatwością to kupili. Miał z głowy przynajmniej wymówkę, by wymknąć się na spotkanie z Malfoy'em.

– Harry, myślę że lepiej będzie jak już pójdziesz. – Powiedziała w tym momencie niemalże szeptem Hermiona, rozglądając się na boki. Harry'ego to zastanowiło i odruchowo zrobił to samo. Już po chwili doszedł do wniosku, że dziewczyna ma rację. Wbite w niego oskarżycielskie, a nawet nienawistne spojrzenia współdomowników, nie zachęcały do przedłużania wizyty. Harry ponownie poczuł nieprzyjemne ukłucie bólu w piersi, ale nie komentował już tego co zauważył. Skinął niemrawo głową i postanowił wyjść jak najszybciej. Okazało się jednak, że jego zła passa na ten dzień jeszcze się nie wyczerpała. Odwrócił się w stronę wyjścia i w tym samym momencie drzwi do Skrzydła Szpitalnego uchyliły się, a zza nich pojawiła się sama Dolores Umbridge. Harry znieruchomiał, nie było jak umknąć, musiał wysłuchać wszystkiego co to różowe nienawistne coś miało do powiedzenia:

– Przyszłam tutaj z zawiadomienia jednego z uczniów. – Oznajmiła oschle Umbridge do Pomfrey, po czym jak sprężyna odwróciła się w stronę Harry'ego i jej głos zaraz nabrał zjadliwych i przesłodzonych tonów: – Ty Potter zostajesz, mam do ciebie kilka pytań.

Harry bez udziału woli rzucił oskarżycielskie spojrzenie na Malfoy'a. Ten jednak dyskretnie, by nikt tego nie zauważył, obronnie podniósł ręce lekko w górę, zaprzeczając ruchem głowy. Złoty Chłopiec natychmiast zrozumiał, że jego podejrzenia były niesłuszne, i że było gorzej niż przypuszczał. To musiał zrobić ktoś z jego domu. Ślizgoni może i byli jego wrogami, ale po Draco zawsze było widać gdy chciał mu zaszkodzić. Rozejrzał się po osobach z Gryfindoru i widząc zadowolone uśmiechy Seamusa i Deana już wiedział kto był odpowiedzialny za jego z pewnością duże kłopoty. Uśmiech Różowej Ropuchy nie sugerował dobrego zakończenia tej sprawy, a świergotane słodko słowa tylko to potwierdziły:

– Widzę Potter, że do końca będziesz sprawiał problemy. Oczywiście Ministerstwo doda to Twojej rozprawy również ten incydent.

– A za co tym razem mam płacić? – Zapytał spokojnym głosem Harry w nadziei, że wychwyci z tej denerwującej dyskusji choćby najcieńszą, możliwą linię obrony.

– Za zamierzony zamach na zdrowie uczniów i nauczyciela. – Odpowiedziała Umbridge, a Harry'ego po prostu zatkało:

– S … słucham? – Spodziewał się co prawda wielu rzeczy, ale nie tego.

– Uczniowie przedstawili mi swoją wersję wydarzeń, a ja nie mam powodu, by im nie wierzyć. Poza tym podejrzane jest, że cała klasa wylądowała przez Ciebie w Skrzydle Szpitalnym. Widać jak na dłoni, że to było zamierzone działanie.

– Ale profesor Snape ... – Próbował zacząć się bronić, jednak nie miał szans, bo różowe coś ponownie weszło mu w słowo:

– Skontaktuję się z nim wkrótce, jednak nie licz na to, by cokolwiek powiedział na Twoją obronę.

– To był tylko wypadek. Jak jeden z wielu, które zdarzają się podczas lekcji eliksirów!– Krzyknął Harry, ale oczywiście został totalnie zignorowany:

– Tylko Ty tak sądzisz. – Oznajmiła z zadowoleniem Umbridge, po czym głośniej zwróciła się do wszystkich obecnych, zatrzymując wzrok na Ron'ie i Hermionie: – A może jest ktoś, kto uważa tak samo jak Potter? – Harry spojrzał na nich również, ale widząc jak oboje wpatrują się intensywnie w podłogę zrozumiał, że z ich strony nie może liczyć na wsparcie. Po raz kolejny się na nich zawiódł. Kolejny i ostatni ... już wszystko rozumiał, żadne ich tłumaczenie nie mogło nic zmienić. Udając spokój wrócił wzrokiem do Różowej Ropuchy, teraz nad podziw uradowanej:

– Nie sądzę, by Potter mógłby zrobić zamach na lekcjach eliksirów Pani Profesor. – Zaskoczył i Harry'ego i Umbridge głos Malfoya: – Jak ogólnie wiadomo, Potter jest beznadziejny jeśli chodzi o eliksiry, co zdążył udowodnić podczas pięciu lat nauki. Żeby zrobić zamach na tej lekcji, musiałby posiadać w tej dziadzinie hmm ... talent? A może choć odrobinę mózgu. – Dokończył kpiąco wypowiedź Draco, a Ślizgoni podkreślili niedorzeczność podejrzeń o posiadanie wspomnianego, istotnego wszak narządu przez Złotego Chłopca głośnym rechotem. Harry pomyślał jedynie, że musiał nisko upaść, skoro największą pomocą służyli mu potencjalni wrogowie?

– Czy to już wszystko? – Złoty Chłopiec resztką sił panował nad emocjami, ale wciąż usilnie starał się utrzymać spokój na twarzy:

– Czyżbyś przestał się już bronić? – Odparła drwiąco Różowa Ropucha ignorując wystąpienie Ślizgonów:

– Tak – Odpowiedział zrezygnowany Harry i nie czekając na odpowiedź po prostu wyszedł. Cicho zamknął za sobą drzwi do Skrzydła Szpitalnego i od razu zaczął biec. Chciał znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Czuł jak pieką go oczy, jednak resztkami sił nie pozwolił łzom popłynąć. Zatrzymał się dopiero na skraju Zakazanego Lasu oddychając ciężko. Nie wierzył, że to działo się naprawdę. Przy takich oskarżeniach istniało spore prawdopodobieństwo, że zostanie wyrzucony ze szkoły. Wyglądało na to, że faktycznie mu to zrobią. W takim wypadku pozostałoby mu tylko czekać, aż Voldemort „zechce go odwiedzić”. Czuł się zdradzony. Już wcześniej to widział, jednak teraz, kiedy Hermiona z Ronem otwarcie, na forum publicznym odmówili mu swojego wsparcia … bolało... tak bardzo to bolało. Harry odetchnął kilka razy głęboko, by opanować emocje. Nie zamierzał na razie wracać do zamku. Na jakiś czas miał dość tych wszystkich fałszywych ludzi. Postanowił, że skoro już tu jest, co prawda trochę za wcześnie, ale i tak spróbuje odnaleźć Aragoga. Musiał natychmiast zająć czymś myśli, żeby nie analizować bez końca zachowania swoich wątpliwych przyjaciół i innych ludzi, ani swoich przyszłych poczynań na wypadek wydalenia. Westchnął ciężko i ruszył jedną ze ścieżek w głąb Zakazanego Lasu.

Harry nie bardzo wiedział, gdzie znaleźć Aragoga, dlatego postanowił na początek dojść na znaną sobie polanę, na której niegdyś leczył samicę graniana. Nawet jeśli gdzieś po drodze nie natrafi na pająka, to odpocznie na brzegu jeziorka. Chłopak rozglądając się uważnie po drodze dotarł wreszcie do celu. Miejsce okazało się takie jak pamiętał. Zielona polana, duża, cicha, urokliwa i jak się okazało po krótkiej chwili nie pusta. Niedaleko od miejsca, w którym Harry próbował pomóc granianowi leżał Aragog. Nawet z daleka widać było, że cierpi, wstrząsany co jakiś czas dreszczami. Harry, zadowolony ze spotkania odetchnął, by zapanować nad nerwami i ruszył w stronę stworzenia. Tym razem był uzbrojony w różdżkę i czuł się przez to pewniej, chociaż nie zamierzał osłabiać czujności. Kiedy był już zaledwie kilka kroków od wielkiego pająka, powiedział na powitanie:
– Witaj, cieszę się, że mimo wszystko Cię widzę.

– Chęć przeżycia była większa niż duma, choć zaskoczony jestem, że Ciebie widzę. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się. Podejrzewam, że żaden inny człowiek by tego nie zrobił dla takiej istoty jak ja. – Stwierdził Aragog.
– Masz rację, ludzie myślą tylko o sobie. – Przytaknął Harry, mając w pamięci niedawne wydarzenia ze Skrzydła Szpitalnego i wyciągając równocześnie różdżkę. Pająk na ten widok gwałtownie drgnął, a Harry poniewczasie zreflektował się i uspokajająco wyjaśnił: – Przepraszam, mogłem uprzedzić. Chcę rzucić na Ciebie zaklęcie ogrzewające, pozwolisz mi? – Aragog wyraźnie się rozluźnił i lekko skinął potwierdzająco, a chłopak wykonał co zamierzał i natychmiast schował różdżkę, po czym sięgnął do torby i wydobył kilka fiolek eliksirów. Teraz dopiero nadszedł najtrudniejszy moment i Gryfon zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Pająk będzie musiał zaufać jemu, ale i on będzie zmuszony zaufać Aragog'owi i podejść bardzo blisko, by zaaplikować lekarstwa. Zanim Harry cokolwiek zrobił czy powiedział, odezwał się bardzo zadowolonym, na ile pozwalało cierpienie, głosem wielki pająk:

– Boisz się Harry Potterze. – Chłopak lekko wzruszył ramionami i stwierdził:

– Byłbym głupcem gdybym się nie bał. – Po czym uniósł fiolki, by podkreślić wagę tego co teraz chciał stworzeniu oznajmić. – Mam tutaj kilka eliksirów odkażających. Proszę, byś się teraz nie ruszał. Zamierzam podejść do Ciebie i polać nimi ranę. – Aragog w milczeniu skinął i zamarł. Harry z mocno bijącym sercem, spokojnym krokiem podszedł do stworzenia, odkorkował fiolkę i zawartością polał ranę. Później w ten sam sposób zużył kolejne. Pająk uważnie obserwował jego poczynania, ale chyba nie byłby sobą, gdyby nie skomentował całej sytuacji po swojemu:

– Jesteś teraz całkowicie odsłonięty, byłbyś dla mnie wprost idealnym łupem.

– Zdaję sobie z tego sprawę. – Harry ponownie wzruszył ramionami, obserwując jak powoli eliksir zaczyna działać. – Obaj mamy do siebie interesy, więc możemy o tym równie dobrze podyskutować. Choć wolałbym tym razem uniknąć testowania mocy Twojego jadu na sobie. To co działo się podczas naszego poprzedniego spotkania było chyba najgorszym doświadczeniem w moim życiu.

– Jednak przeżyłeś. – Skwitował z zadowoleniem wielki pająk. – Od początku wiedziałem, że tak właśnie będzie.

– Skąd mogłeś mieć niby pewność, że przeżyję? – Zapytał podejrzliwie Gryfon, po czym dodał: – I przy okazji, muszę na chwilę wyjąć znowu różdżkę, by wyczarować pojemnik. – Informacja została zignorowana przez Aragog'a, który nie silił się już na odpowiedzi, a ograniczył się jedynie do obserwacji poczynań chłopaka. Harry wyciągnął więc różdżkę i transmutował pobliski kamień w miskę, po czym ponownie sięgnął do torby, wyjmując kolejno osiem fiolek z eliksirami i opróżniając je do naczynia. Przy tej pracy komentował, od razu informując stworzenie: – Jest tutaj eliksir uzupełniający krew oraz regenerujący. Wypij, pomogą Ci dojść do siebie. Mam tu też słoiczek z maścią i opatrunki. Muszę wrócić do Twojej rany. – Aragog w milczeniu zajął się piciem, pozwalając Gryfonowi wetrzeć maść w okolice rany, następnie delikatnie obłożyć skaleczenie gazą i zakleić. Harry zadowolony z efektu usiadł na ziemi, obserwując jak stworzenie wypija eliksir. Akromantula skończyła i skomentowała:

– Masz jednak więcej odwagi niż sądziłem, albo głupoty. – Na co Harry odpowiedział spokojnie:

– Masz więcej honoru od ludzi i jestem niemalże pewien, że nic mi nie zrobisz.
Aragog wnikliwie wpatrzył się w oczy chłopca, a widząc, że ten naprawdę wierzył w to co mówił, zamyślił się głęboko. Miał mieszane uczucia. Ogólnie nienawidził ludzi, ale to ludzkie młode było jednak inne. Chłopak dotrzymał swojej umowy, choć tak naprawdę nie musiał tego robić. Nie tylko on, Aragog zauważył tą odmienność. Centaury również zdawały się to widzieć. To młode zachowywało się inaczej od innych ludzi przy magicznych stworzeniach. Choćby teraz, po początkowym niepokoju nie było nawet śladu, chłopak wydawał się spokojny, wręcz zrelaksowany. Wielka akromantula była taką postawą młodego maga zaskoczona, a nawet zszokowana. Aragog nie był młody, ale takie zachowanie człowieka wobec niego, miał okazję obserwować po raz pierwszy. Jaki czarodziej czułby się tak swobodnie przy akromantuli? Najwyraźniej jeden się taki znalazł. Aragog z każdą chwilą zaczynał odzyskiwać siły, rana coraz mniej mu dokuczała, opatrunek przyjemnie ją rozgrzewał i trochę wbrew sobie odczuł wdzięczność i szacunek do młodego czarodzieja.

– Po co potrzebny Ci mój jad? – Zapytał głównie po to, by przerwać ciszę.

– Oh ... Chcę uwarzyć eliksir, który pomoże mi usunąć bliznę. Składniki są naprawdę bardzo trudne do zdobycia i praktycznie pozostał mi tylko Twój jad.– Wytłumaczył chłopak.
– O tej bliźnie mówisz? – Podniósł powoli jedno ze swoich odnóży, by odsunąć włosy z czoła chłopaka i odkryć sławną bliznę. Jednocześnie wielki pająk chciał sprawdzić jego reakcję, nie spodziewał się jednak, że będzie to lekki uśmiech.
– Liczę, że i na tą bliznę coś da się poradzić. Prawdę mówiąc chodziło mi o inną: – Mówiąc to Harry wyciągnął w stronę stworzenia rękę, na której widniała biała blizna w formie napisu: „ Nie będę opowiadać kłamstw. Nigdy nie podważę kompetencji nauczyciela”. – Aragog wydawał się poruszony tym widokiem i pewnie, gdyby miał brwi uniósł by je w zdumieniu. Po chwili zapytał:

– Jak powstały te znamiona?

– To było krwawe pióro. W używaniu go w ramach kary lubuje się Umbridge, zresztą nieważne ... pisałam nim dość często w tym roku. Działa na takiej zasadzie, że cokolwiek nim napiszesz na pergaminie, kopiuje się na dłoni, a za atrament służy krew piszącego. Niezbyt przyjemne i dość bolesne. – Wyjaśnił Harry, a pająk skinięciem potwierdził, że zrozumiał. – To nie jest coś o czym chciałbym wspominać, a patrzenie na tą skazę na dłoni przypomina mi cholerną różową ropuchę, która przyszła do szkoły tylko po to, by mi uprzykrzać życie i ułatwić Voldemort'owi jak najszybsze zabicie mnie. Prawdopodobnie zostanę wkrótce wyrzucony z Hogwartu z jej winy ... Wiesz, ludzie są naprawdę okropni i nie można im ufać. W ciągu mojego całego życia zawsze byłem okłamywany, wykorzystywany przez innych, szykanowany oraz raniony. Mam tego już naprawdę dosyć. Nie dziwię się, że nie ufasz ludziom. Jestem człowiekiem, a też im nie ufam, już nie potrafię. Zawsze na koniec jest tylko ból. – Gryfon skończył i odetchnął czując, że naprawdę mu ulżyło. Widział wyraźnie, że Aragog słucha go cierpliwie i uważnie. Chyba to mu najbardziej pomagało, że ktoś go wysłuchał, że nie musi już sam się z tym wszystkim co się działo borykać. Nie spodziewał się właściwie żadnego komentarza, ani rady, wystarczyło podzielenie się kłopotami. Wielki pająk jednak zdecydował się odezwać, równocześnie przyciągając do siebie wcześniej przez Harry'ego wyczyszczone zaklęciem fiolki po eliksirach leczących i napełniając je po kolei jadem:
– Przechodzisz przez ciężkie czasy Harry Potterze. Zostałeś zdradzony zdecydowanie zbyt wiele razy ... – Trzecia fiolka została wypełniona jadem, ale Aragog nie przerwał swojego zajęcia, mimo cichej uwagi Harry'ego, że już wystarczy. Akromantula systematycznie wypełniła wszystkie fiolki, po czym spokojnie obserwowała jak chłopak je korkuje, zabezpiecza kilkoma różnymi zaklęciami i chowa do torby. Kiedy Gryfon skończył i podniósł na stworzenie swój smutny wzrok, Aragog ku własnemu zdumieniu odczuł potrzebę pocieszenia młodego maga. Roześmiał się po swojemu i z mrocznym humorem skomentował całą sytuację: – Masz przy sobie dostateczną ilość jadu, by zlikwidować co najmniej połowę ludzi w zamku. Mogę Ci tylko życzyć powodzenia, mnie się to jak dotąd nie udało. – Harry nie wytrzymał i roześmiał się, szczerze zaskoczony, że pająk ma poczucie humoru, co prawda specyficzne, ale jednak. Na koniec odpowiedział, wciąż z uśmiechem na ustach:
– Warto to przemyśleć. Dziękuję za pomoc. – Kiedy już słowa przebrzmiały, Gryfon ponownie parsknął śmiechem przy wtórze charakterystycznego śmiechu akromantuli. Zdał sobie sprawę, że jego podziękowania zabrzmiały cokolwiek dwuznacznie. Po chwili się opanował i w dużo pogodniejszym nastroju niż w momencie, kiedy przybył w to miejsce, postanowił się pożegnać z wielkim pająkiem. Zanim jednak wstał, zaproponował jeszcze: – Może wspomnieć Hagridowi o Twojej ranie? Mógłby pomóc jakby coś się skomplikowało.

– Twoja dzisiejsza pomoc jest wystarczająca. Dziękuję.

– Oh ... to nic takiego. Cieszę się, że mimo wszystko mogłem pomóc, choć za otrucie mnie wciąż jestem zły.

– Byłem pewny, że nic Ci nie będzie. – Powtórzył tajemniczo pająk, więc Harry ponowił pytanie:
– Mówiłeś już o tym wcześniej ... Skąd miałeś pewność?
– Pamiętasz jak znalazłeś się w głębiach lasu? – Zapytał Aragog obserwując chłopca, który zaprzeczył ruchem głowy. Pająk kontynuował: – Jedno z moich dzieci widziało Cię i powiedziało mi. Nie mogłem w to uwierzyć, więc poszedłem na miejsce, w którym leżałeś wciąż w swojej animagicznej formie. Niedługo już to trwało, po chwili zmieniłeś się z powrotem.
– Widziałeś moją animagiczną formę? Jaka ona jest?

– Podejdź Harry Potterze sądzę, że nie warto tego rozgłaszać. – Chłopak podniósł się z dotychczas zajmowanego miejsca i podszedł do akromantuli. Pająk nieomalże szeptem wypowiedział nazwę zwierzęcia, a Harry'emu momentalnie zaschło w gardle z emocji. Zamrugał szybko z zaskoczenia i rzucił:

– Żartujesz prawda? – W zamian otrzymał dobrą radę:

– Sam sprawdź. Znajdź odpowiednie miejsce, z którego się nie wymkniesz. Być może wtedy uwierzysz. A teraz na mnie już pora, zaczynam odczuwać poważnie głód, a nie przywykłem do gawędzenia z potencjalna ofiarą.

– Taa ... też było mi miło. – Odpowiedział Harry trochę zaczepnie, po czym spokojnie obserwował jak Aragog znika w ciemnościach lasu. Po chwili sam udał się w drogę powrotną, a kiedy doszedł na skraj Zakazanego Lasu, narzucił na siebie pelerynę niewidkę i wrócił do zamku. Nie miał teraz najmniejszej ochoty z kimkolwiek rozmawiać tym bardziej, że chciał najpierw sprawdzić to, co powiedział mu Aragog. Nawet nie bardzo obchodził go fakt, że prawdopodobnie nie wróci na noc do dormitorium. Przelotnie pomyślał, że może Ron z Hermioną będą mieć na tyle przyzwoitości, że jakoś zatają ten fakt. Oczywiście teraz wątpił w to coraz bardziej.

Przed Pokojem Życzeń wyobraził sobie polankę z umieszczonymi naokoło lustrami porośniętą miękką trawą. Jak zawsze pokój spełnił jego oczekiwania. Zadowolony Gryfon schował torbę i położył się na trawie, starając się oczyścić umysł. Początkowo dręczyły go obawy, że znowu poczuje ten okropny ból, co nie pomagało mu w skupieniu. Po pewnym czasie zorientował się, że to mu przeszkadza i odepchnął tą myśl. Zamknął oczy wyciszając się, skupił się na swoim wnętrzu i zaczął czuć jak jego ciało powoli przekształca się w zwierzęce. Świadomość jednak balansowała na krawędzi ponownego zatracenia się, więc wciąż leżał. Starał się utrzymać swoją ludzką jaźń jak najdłużej. Walka o dominację w głowie naprawdę była ciężka, Harry stracił poczucie czasu. Jedna myśl kołatała mu się w głowie, że udało mu się przemienić i wciąż walczy ze zwierzęcą naturą. To dodawało mu otuchy. W końcu zdecydował się wstać i wciąż panując nad zwierzęciem spojrzał w lustra. Zobaczył wyraźnie swoje odbicie, ale niestety w tym samym momencie jego zwierzęca forma ponownie przejęła władzę nad ciałem i ludzka jaźń została gwałtownie zepchnięta w daleki zakamarek umysłu.

Harry wybudzał się powoli. Czuł się lekko zamroczony. Pamiętał dużo ze swojej przemiany, to znaczy wszystko wraz z chwilą spojrzenia w lustro. Już wiedział jakim zwierzęciem jest jego animagiczna forma. W sumie był z niej naprawdę zadowolony. Oczywiście nadal problemem było zapanowanie nad zwierzęcą naturą, ale chłopak miał nadzieję, że treningi pomogą mu rozwiązać ten problem. Zdecydował, że Pokój Życzeń jest doskonałym miejscem do ćwiczeń, przynajmniej do czasu, aż będzie pewny, że nikogo nie skrzywdzi nieświadomie. Pokój, który był teraz w opłakanym stanie się odnowi, ale poranieni, czy zabici ludzie nie koniecznie. Zwłaszcza zabici. Chłopak przetarł twarz, po czym rzucił krótkie „Tempus”, by sprawdzić czas. Zaskoczyło go, że miał jeszcze pół godziny nim nauczyciele zaczną patrolować korytarze. Spędził tu zatem tylko trzy godziny. To było pocieszające, zdecydowanie krócej niż podczas ostatniej przemiany, co napawało go optymizmem. Zastanawiał się czym powinien się teraz zająć. Nie bardzo miał ochotę wracać do dormitorium. Odpowiedź nadeszła sama, gdy usłyszał burczenie we własnym brzuchu. Kuchnia pełna skrzatów, to zdecydowanie było dobre miejsce. Wychodząc upewnił się, że nikt go nie widzi i udał się w stronę w stronę piwnic Hufflepuffu. Nie do końca miał szczęście, jeśli chodzi o omijanie ludzi, ponieważ na jednym z głównych korytarzy natknął się Malfoy'a. Harry postanowił udać, że go nie widzi, jednak Ślizgon zdawał się tego nie zauważyć i gdy tylko zbliżyli się do siebie odezwał się:

– Przykro patrzeć na lwa, który stracił pazury. – Powiedział to tak zwyczajnie, bez kpiny, a nawet smutno, że Harry odwrócił się do niego, by skomentować, równie spokojnym głosem:

– Nie potrzebuję Twojej litości Malfoy To co zrobiłeś w Skrzydle Szpitalnym było niepotrzebne. – Blondwłosy Ślizgon chciał się chyba oburzyć, ale Harry nie dopuścił go do głosu: – Mimo to dziękuję. Mój szkolny wróg okazał się być bardziej odważny i honorowy niż przyjaciele. Doceniam Twój wysiłek.

– Zdajesz sobie sprawę, że naprawdę możesz wylecieć? Twój kochany dyrektor nie robi ostatnio zupełnie nic. Ty również popadłeś w stagnację. Nie poznaję Cię.

– Wystarczy, nic więcej nie mów. Nie mam czasu na pogaduszki. Myśl sobie co chcesz. To co zrobię, albo i nie zrobię, nie powinno Cię interesować. To nie twoja sprawa. – Harry umilkł, a po chwili uśmiechnął się drapieżnie i dopowiedział: – Zemsta najlepiej smakuje na zimno Draco. I myśl sobie o tym co mówię, co uważasz za stosowne.

Kiedy Złoty Chłopiec odszedł, Malfoy uśmiechnął się szczerze. Intrygował go ten inny Harry. Ten, który czasem wyglądał zza naiwnej maski. Zdecydowanie, już od dawna zauważył, że Gryfon się zmienił i nie jest już tym Potterem, którym Draco gardził. Harry miał w sobie coś mrocznego i gdy Ślizgon widział jak ujawnia tą stronę, mimowolnie dreszcze przechodziły mu po plecach. Znał jeszcze jedną osobę, która potrafiła jak Potter, odpowiednim uśmiechem sprawić, że jej wrogowie drżeli. Był nią oczywiście sam Czarny Pan. Malfoy pokręcił w zamyśleniu głową, kiedy doszedł do wniosku, że jednak jego odczucia wobec Potter'a i Voldemorta zdecydowanie się różnią. Postanowił jedno – będzie obserwować Gryfona.

Harry wszedł do hogwardzkiej kuchni i rozejrzał się po otoczeniu. Dostrzegł Zgredka, który jak zwykle cały się rozpromienił, gdy tylko go zauważył. Kiedy skrzat usłyszał, że Harry jest głodny, natychmiast zaproponował miejsce przy stole i na moment zniknął tylko po to, by w następnej chwili pojawić się wraz z innymi skrzatami. Wspólnie zastawiły blat przed Złotym Chłopcem naczyniami wypełnionymi różnymi potrawami. Harry roześmiał się, podziękował serdecznie stworzeniom i zabrał się za jedzenie. Apetyt mu dopisywał i gdy już się nasycił, ponownie podziękował skrzatom. Zawahał się, po czym postanowił jeszcze raz porozmawiać ze Zgredkiem, który zdawał się wiedzieć więcej o jego drugim roku w szkole, niż on Harry, sam pamiętał. Popatrzył w wielkie oczy stojącego obok skrzata i uśmiechnął się lekko zaczynając rozmowę:

– Zgredku, możesz mi powiedzieć czy ktoś zabronił Ci rozmawiać ze mną? – Warto było się tego dowiedzieć, bo jak Harry zauważył stworzenie, mimo że chciało, nie mogło mówić o tym jak się poznali.
– Nic Zgredkowi nie powiedziano o zakazie rozmowy z Harry'm Sir! Jednak Zgredek nie może wspominać o przeszłości Harry'ego.

– Nie czujesz teraz żadnego przymusu krzywdzenia się prawda? – Chłopak wolał się upewnić, zanim zada kolejne pytanie.

– Zgredek jest bardzo rad, że Harry Potter się martwi. Zgredkowi nic nie będzie, dopóki nie będziemy rozmawiać o przeszłości, o której nie wolno Zgredkowi mówić. – Skrzat uśmiechnął się radośnie.

–Więc ... możesz mi powiedzieć kto stoi za tym, że musisz milczeć?

– Obecny dyrektor tego zamku Albus Dumbledore, zabronił Zgredkowi mówić o tym co było.

–Ah ... to ma sens ... – Wycedził gorzko Złoty Chłopiec, jednak widząc jak skrzat smutnieje, natychmiast przywołał na twarz cokolwiek sztuczny uśmiech. Więcej na razie nie chciał wiedzieć, więc pogawędził jeszcze ze stworzeniem na różne tematy. Później, żegnając się poprosił o kilka kanapek na jutrzejsze śniadanie i narzucając pelerynę niewidkę opuścił gościnną kuchnię.

Długo stał za drzwiami zastanawiając się co teraz powinien zrobić. Dość dawno zaczęła się cisza nocna, a co za tym idzie patrolowanie korytarzy przez nauczycieli. W końcu zdecydował. Dawno nie odwiedzał Agresji, więc równie dobrze mógł to zrobić dzisiaj. Ukryty pod peleryną niewidką dotarł do biblioteki, wszedł cicho do niej i oświetlając sobie różdżką pomieszczenie ruszył w stronę Zakazanego Działu nawołując cicho znajomą księgę. Już po chwili usłyszał spadające z jednej z półek tomiszcze, które z szelestem i cichymi, pełnymi zadowolenia pomrukami sunęło po podłodze. Harry zdjął z siebie pelerynę, wsunął ją do torby i pochylił się, by podnieść książkę. Kiedy już miał ją w rękach, tomiszcze polizało go po dłoniach.

– Mam nadzieję, że nie robisz tego by sprawdzić mój ewentualny smak. – Zażartował siadając na jednym z krzeseł czytelni, a księgę położył przed sobą na stole. – Wciąż zastawiam się jak by tu Cię wynieść ... W wolnych chwilach sprawdzałem różne zaklęcia i o ile zwykłe książki nie stanowią problemu, to z tymi z Zakazanego Działu jest już poważny kłopot, którego jak na razie nie potrafię ominąć. Pomyślałem, że być może coś na to poradzisz, ostatnio pomogłaś mi z recepturą na eliksir, który pomoże mi usunąć tą paskudną bliznę, wątpliwą pamiątkę po Umbridge. Nawet mam już wszystkie składniki! – Pochwalił się, zdając sobie jednocześnie sprawę, że nic już nie stoi na przeszkodzie, by ten eliksir uwarzyć. W tym momencie Harry postanowił, że następnym miejscem, które odwiedzi będzie niestety wieża Gryffindoru. Musiał zebrać wszystko co było potrzebne do warzenia mikstury. Postanowił, że pracę wykona w Pokoju Życzeń. Wszystkie myśli przemknęły mu błyskawicznie przez głowę, ale równocześnie zauważył ruch ze strony Agresji, która otworzyła się w jednym miejscu. Harry mając nadzieję, że być może to wskazówka jak wydostać ją z biblioteki, zajrzał z uwagą na otwarte strony i aż sapnął z zaskoczenia. Tomiszcze prezentowało mu przepis na eliksir poprawiający humor. Chłopak zaśmiał się cicho i skomentował lekko głaszcząc księgę: – Dziękuję. Ostatnio otuchy dodają mi magiczne stworzenia i przedmioty, a ludzie jedynie gnębią i zawodzą. – Harry zamyślił się smutno wracając pamięcią do dzisiejszych wydarzeń. Pewnie rozmyślałby długo, ale dość mocne ugryzienie zaoferowane mu przez Księgę, natychmiast postawiło go do pionu. Chłopak masując obolałą dłoń uśmiechnął się niewesoło i stwierdził: – Tak, tak, pojąłem, mam nie rozpamiętywać. Dzięki Agresjo, to było otrzeźwiające. Pobędę trochę z Tobą, popracuję nad zadaniami.

Złoty Chłopiec otworzył torbę, wyciągając z niej kilka pergaminów, pióro i kałamarz, a także podręczniki. Postanowił zabrać się za zadanie dla Snape'a, więc zebrał na stoliku również kilka książek dotyczących eliksirów i składników do nich, mając nadzieję, że będą mu pomocne. W końcu zasiadł do pisania. Agresja okazała się niezwykle użyteczna. Pomagała szukać najbardziej przydatnych w danej chwili książek, nakierowując jego dłoń na odpowiednią, tak jak ostatnim razem. Dzięki księdze nie tracił czasu na przeszukiwanie podręczników i w rezultacie praca szła Harry'emu składnie. Szybko posuwał się w niej do przodu. Po pewnym czasie obydwa wypracowania były gotowe i Gryfon postanowił przeczytać je jeszcze raz w całości, by wyłapać ewentualne błędy, czy niedociągnięcia. Kiedy skończył, ocenił, że obydwie prace były bardzo dobre. Doszedł nawet do tego co zrobił źle i dlaczego odczuł nieprzyjemne skutki uboczne. Analiza wypracowań pochłonęła Harry'ego na pewien czas i Agresja najwyraźniej zaczęła się nudzić, bo zwijając już rolki pergaminów chłopak zauważył, że tomiszcze podskubuje podręcznik Obrony przed Czarną Magią. Harry uśmiechnął się i stwierdził:

– Jak chcesz proszę bardzo, zjedz ją. Ta książka jest bezużyteczna i nie zawiera w sobie nic wartego przeczytania. – Agresja zdawała się podzielać jego opinię i zaczęła już bez żadnego krygowania się, ostentacyjnie gryźć wspomniany podręcznik. Mniej więcej w połowie książki tomiszcze zaczęło wypluwać co ugryzło, na co Harry patrzył z uśmiechem i w końcu stwierdził: – Nie żebym się dziwił, że nie jest smaczna. – Agresja skończyła z Obroną przed Czarną Magią, na moment zamarła, jakby się zastanawiała, po czym skubnęła leżący przy stercie książek dziennik. Harry zareagował głośno: – Ej! Tego nie ruszaj! – Okrzyk właściwie nie był potrzebny, bo to małe skubnięcie i uważne obwąchanie dziennika wystarczyło, by Agresja zaczęła na niego warczeć, co z kolei zaskoczyło Harry'ego. Tomiszcze odsunęło się od dziennika, następnie szybko zeskoczyło ze stołu i wróciło z powrotem do Zakazanego Działu. Nawoływanie księgi nic nie dawało, więc Gryfon odniósł wzięte z półek bibliotecznych książki, spakował swoje rzeczy i zarzucając na siebie pelerynę niewidkę, ruszył w stronę wieży Gryffindoru.

Wszyscy oczywiście dawno już spali, również w dormitorium Harry'ego, więc Złoty Chłopiec po cichu zebrał komponenty do wykonania eliksiru, co trzeba było zmniejszył i schował wszystkie wybrane rzeczy do torby. Żeby upewnić Rona, że mimo wszystko był tutaj, spał i wszystko gra, trochę potarmosił idealnie posłane łóżko. Ostatnie czego mu brakowało to poszukiwania na szeroką skalę po całym zamku. Tak cicho jak się pojawił, wyszedł i pod peleryną niewidką udał się do Pokoju Życzeń. Pokój odpowiedział na potrzeby Harry'ego i kiedy chłopak do niego wszedł, zobaczył tylko łóżko. Nie zastanawiał się długo i opadł na nie, błyskawicznie zapadając w sen.

Rano obudził się rześki i wypoczęty. Na pierwszej lekcji pojawił się zajmując pustą ławkę na uboczu. Hermiona z Ron'em przyglądali mu się uważnie, jednak postanowił ich ignorować i nie reagować na znaki zachęcające do siadania bliżej, czy też podejścia. Wychodził z lekcji pierwszy, a na kolejnych zajęciach pojawiał się jako ostatni. Robił wszystko, by nie mieć możliwości spotkania z „przyjaciółmi” i rozmowy, bo nie był pewien czy podczas konfrontacji nad sobą zapanuje. Zbawiennym elementem wyposażenia okazała się peleryna niewidka, która pomagała Harry'emu uniknąć Ron'a i Hermiony na korytarzach i podczas przejść na kolejne zajęcia. Z zadowoleniem przyjmował też fakt, że następnego dnia była sobota i wyjście do Hogsmeade z czego pewnie jego „przyjaciele” i większość innych uczniów skorzystają, a w niedzielę wypadała Noc Duchów. Harry znał swój dom i wiedział, że będzie z tej okazji wielka impreza, więc dla niego generalnie też święty spokój. Harry'ego wyjście sobotnie, Noc Duchów i impreza w Gryffindorze niewiele obchodziły, ale były ważne, ponieważ te dni postanowił przeznaczyć na warzenie swojego eliksiru, wypróbowanie go, ćwiczenia animagii, a w międzyczasie spotkanie z Draco i odpoczynek. Już dziś rano go zaczął warzenie eliksiru i zgodnie z przepisem zostawił zanurzony w wodzie włos pogrebina na małym ogniu na kilka godzin. Dzięki temu mógł spokojnie uczestniczyć w lekcjach, bo termin kolejnych prac przy miksturze wypadał już po ostatniej lekcji przewidzianej na ten dzień. Dlatego po zajęciach Harry planował wrócić do Pokoju Życzeń i kontynuować wykonywanie specyfiku, który miał zlikwidować bliznę po krwawym piórze.

Lekcje się skończyły i Harry osłonięty peleryną niewidką udał się zgodnie z planem, szybkim krokiem do Pokoju Życzeń, gdzie od razu zajrzał do kociołka. Ku jego radości gotowanie przez kilka godzin włosu pogrebina spowodowało, że eliksir na tym etapie warzenia przybrał intensywnie żółtą barwę, czyli taką jaka była przewidziana w przepisie. Po kilkunastu minutach chłopak mógł przejść do dalszych czynności. Dodał odpowiednią, odmierzoną dokładnie ilość pokruszonego, suszonego liścia miechunki i startego w moździerzu na proszek korzenia karbownika. Podczas, gdy komponenty łączyły się same, Harry miał godzinę na zajęcie się piórem feniksa, które trzeba było pokroić na równe kawałeczki. To była trudna i wymagająca szczególnej uwagi część przygotowania składników. Nie mógł tutaj popełnić żadnego błędu. Odciął i odrzucił obydwa końce pióra, a to co zostało wyrównał. Teraz pozostało pociąć je na precyzyjne, prostokąciki o wymaganych wymiarach. Kiedy Harry wreszcie był pewien, że wszystkie kawałki pióra są takie jak należy, minęła wymagana godzina i nadszedł czas dodania tego składnika do tworzonej mikstury. Prostokąciki pióra feniksa rozrzucone równomiernie po całej powierzchni zawartości kociołka podskakiwały wesoło na bulgoczącej cieczy. Chłopak obserwował eliksir i czekał na odpowiedni moment, by dodać następny składnik. Na razie miał czekać, aż pióro stopniowo odda wywarowi swoją magię, a mikstura przybierze odpowiedni, opisany w przepisie kolor. Minęła chwila i fragmenty pióra feniksa zaczęły tracić ostre kontury i zaczęły się jakby roztapiać, łącząc z całością, która najpierw przybrała miły dla oka zielony kolor, na którym z czasem zaczęły pojawiać się słonecznie żółte smugi. Kiedy cała powierzchnia eliksiru zaczęła wyglądać jak zielono–żółta zebra, przyszedł czas na dodanie sproszkowanego rogu buchorożca i mieszanie znów wymagające precyzji, tym razem w odmierzaniu czasu. Co pół minuty, trzeba było zamieszać jeden raz, powoli, albo zgodnie z ruchem wskazówek zegara, albo w stronę przeciwną do tego ruchu i tak na przemian. Całość miała trwać pół godziny. Skupienie nad wykonywaną pracą spowodowało, że Harry'emu nie zdążyło się znudzić przy tym zajęciu. Kiedy eliksir przybrał już odpowiednio soczysto–krwisty kolor, przyszedł czas na wygaszenie ognia, przykrycie kociołka i odstawienie mikstury na dwie godziny, by jak pisano w przepisie ostygła i odstała się w celu dokładnego przeniknięcia się dotychczas dodanych elementów, co było ważne dla dalszego etapu warzenia. Harry odetchnął z ulgą i otarł pot ze skroni zmęczony kilkugodzinnym napięciem. Położył się na łóżku. Odetchnął kilka razy, by się rozluźnić. Nie chciało mu się właściwie spać, dlatego postanowił trochę poćwiczyć animagię. Nie zamierzał jednak się przemieniać, by nie stracić eliksiru. Zamierzał poćwiczyć skupienie i mobilizację ciała do momentu, kiedy będzie czuł, że jest na skraju przemiany. Jak pamiętał, zawsze odczuwał ten moment wyraźnie. Dopiero sama przemiana powodowała, że tracił kontrolę nad animagiczną postacią. Wielokrotne ćwiczenia tego etapu spowodowały, że kiedy do podjęcia pracy nad eliksirem pozostało trzynaście minut, Harry mógł uznać, że opanował animagię do momentu przemiany. Nie miał czasu się z tego cieszyć, ponieważ musiał się skupić na przygotowaniu odpowiedniej ilości śluzu gumochłona, który jako kolejny miał zostać dodany do eliksiru, wraz z jedną kroplą jadu akromantuli. Harry odmierzył do miseczki odpowiednią ilość śluzu, po czym dodał kroplę jadu i zabrał się za trudny etap przygotowania tych składników, który teoretycznie na trudny nie wyglądał. Należało trzymać łyżeczkę do mieszania wykonaną z drewna gruszy pod odpowiednim kątem i mieszać zawartość od zewnątrz do środka spiralnie, wciąż utrzymując mieszadełko w tym samym nachyleniu. To miało zapobiec wydzielaniu się trujących oparów powstających podczas łączenia się obydwu składników. Teoretycznie łatwe zadanie okazało się wyjątkowo trudne. Przede wszystkim Harry miał w torbie oprócz srebrnej, stołowej i złotej, także trzy drewniane łyżeczki do mieszania: z drewna głogu, gruszy i lipy. Problem w tym, że nigdy nie był pewien która jest która. Wybrał jedną, która wydawała mu się odpowiednia i wziął się do pracy. Pierwsza porcja składników już po dwu ruchach łyżką zaczęła wydzielać trujące opary, więc Harry czym prędzej usunął zawartość miseczki i zabrał się do odmierzania kolejnej porcji składników. Ustawił łyżeczkę jak mu się wydawało odpowiednio i podjął kolejną próbę, ale niestety efekt był ten sam. Opary zaczęły powodować u niego zawroty głowy i pieczenie oczu, ale czas kiedy musiał dodać tę mieszankę do eliksiru się zbliżał, więc chłopak zignorował ewidentne objawy zatrucia i odmierzył kolejne porcje składników. Tym razem postanowił wymienić drewnianą łyżeczkę, bo przecież również ona mogła być przyczyną wydzielania się trującego gazu. Ustawił mieszadełko pod odpowiednim kątem i zaczął mieszać. Niemal od razu przerwał. Wyjątkowo intensywny kłąb oparów spowodował, że odczuł ból w całym ciele i zaczął mieć problemy z oddychaniem, Po raz kolejny więc usunął zawartość miseczki i pospiesznie odmierzył kolejne porcje śluzu gumochłona i kroplę jadu Aragoga, wymienił łyżeczkę do mieszania na trzecią i wsparty mocno o blat, bo zawroty głowy nie ustawały, skrupulatnie pochylił łyżeczkę pod wskazanym kątem i zaczął mieszać. Tym razem nie było trujących oparów, a składniki ładnie się łączyły, tworząc jednolitą masę. Harry odetchnął z ulgą, odkrył kociołek z eliksirem. Przez moment stał pochylony nad nim intensywnie mrugając nie dlatego, żeby w kociołku było coś dziwnego, ale dlatego, że snująca się wokół toksyczna mgiełka spowodowała, że na moment stracił ostrość widzenia. Nie poddał się jednak i gdy tylko odzyskał ostrość wzroku sięgnął po miseczkę ze śluzem i jadem. Był już najwyższy czas, by dodać je do tworzonego eliksiru. Należało je wygarnąć do ostudzonej mikstury i pozwolić, by ten cięższy od całości cieczy składnik opadł na dno. Dopiero teraz trzeba było włączyć ogień i doprowadzić eliksir do wrzenia. Kiedy już substancja bulgotała, Harry zaobserwował, że nie tracąc swojej czerwonej barwy, zaczęła gęstnięć, niewątpliwie pod wpływem ostatnio dodanych elementów. Złe samopoczucie chłopaka powodowało, że marzył już tylko o tym, żeby skończyć eliksir i zemdleć sobie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Trzeźwość umysłu utrzymywał już jedynie siłą woli. Pomagała też świadomość potrzeby posiadania warzonego eliksiru. Ostatnim krokiem było dodanie dwudziestu kropli jadu akromantuli odmierzanych co czterdzieści pięć sekund. Harry zmusił się do skupienia, przetarł suche, szczypiące i niewyraźnie widzące oczy, potrząsnął głową i zaczął w skupieniu obserwować czasomierz, odmierzając precyzyjnie jad. Kiedy spadła ostatnia kropla Złoty Chłopiec zgasił płomień pod kociołkiem, ubrał rękawice ze smoczej skóry uniósł kociołek nad palnikiem i delikatnie nim poruszając wymieszał w ten sposób składniki. W przepisie wyraźnie podkreślona była konieczność takiego, a nie innego sposobu połączenia elementów składowych mikstury. Kiedy chłopak odstawił kociołek, eliksir miał już taki kolor jaki powinien: był złoty. Pochylony nad kociołkiem i uśmiechający się z satysfakcją, ledwo przytomny od trujących oparów Harry z opóźnieniem zareagował na specyficzne odczucie lecącej z nosa krwi, odsunął się natychmiast znad naczynia z eliksirem, otarł nos i bezwładnie osunął się na podłogę, poddając się omdleniu. Nie zauważył, że trzy krople jego krwi kapnęły do kociołka, gdzie po chwili połączyły się z eliksirem, powodując, że w miksturze pojawiły się delikatne srebrne pasemka.

– Harry Potter Sir! Harry Potter Sir! – Obudziło go i zaniepokoiło natrętne wołanie imienia i lekkie tarmoszenie. Kiedy uchylił powieki dostrzegł Zgredka i odetchnął z ulgą, zadając podstawowe pytanie:

– Oh ... która godzina? – Zupełnie nagle Harry zdał sobie sprawę, że teraz leży na łóżku, nie na podłodze i jest przykryty kocem, a pod głową ma miękką poduszkę. Na jego pytające spojrzenie stworzenie zrelacjonowało:

– Dochodzi pora kolacji Sir. Zgredek bardzo się przestraszył widząc Harry'ego w takim stanie!
Zgredek ocenił, że to ze zmęczenia i efekt uboczny dymu pod sufitem. Zgredek szybko się go pozbył i przetransportował Harry'ego na łóżko.

– Dziękuję ci Zgradku, naprawdę bardzo mi pomogłeś, nie wiem co by się stało gdyby nie ty. – Szczere podziękowanie uradowało skrzata, który słysząc głośne burczenie w brzuchu Harry'ego dodał jeszcze:

– Zgredek zaraz przyniesie kolację! – I zniknął z cichym pyknięciem.

Po około dziesięciu minutach ponownie się pojawił i postawił przed Gryfonem przepysznie wyglądającą pieczeń z ziemniakami i surówką, zupę oraz dzbanek dyniowego soku i szklankę, a wszystko na dość dużej tacy. Harry'emu nie pozostało nic innego, jak zabrać się do jedzenia, tym bardziej, że jego organizm rzeczywiście domagał się posiłku. Zjadł wszystko, co spotkało się z zadowoleniem Zgredka i błogim uczuciem sytości u niego, po czym pożegnawszy skrzata, który zniknął z tacą pełną naczyń, zabrał się za dalsze prace przy eliksirze. Kiedy tylko pochylił się nad kociołkiem zauważył leciutkie srebrne refleksy na złotym tle mikstury i trochę się zawahał. Nie było o nich mowy w przepisie. Już po chwili Harry wzruszył ramionami na tą nieścisłość, tym bardziej, że eliksir podczas warzenia zachowywał się jak należy, a teraz nawet pachniał jak trzeba, całkiem zresztą przyjemnie. Westchnął na koniec i zabrał się za przelewanie eliksiru do kilku fiolek. Czuł się wypoczęty, wręcz zrelaksowany i bardzo zadowolony. Już dawno nie był tak pozytywnie nastawiony, więc czerpał z tego odczucia pełnymi garściami, odpychając jak najgłębiej w świadomość nieprzyjemne, czy niespokojne myśli. Harry postanowił nie zwlekać z próbą generalną i zdecydował się natychmiast zastosować na sobie uwarzony eliksir. Nie zastanawiając się dłużej wylał sobie na dłoń pół fiolki mikstury, czekając na efekty. Nic się jednak nie działo z blizną na co zmarszczył brwi w konsternacji. Właściwie nie do końca wiedział, czy powinien posmarować bliznę miksturą, czy też raczej eliksir wypić, zdecydował jednak, że da czas specyfikowi na działanie, na wypadek, gdyby wymagał on takiego opóźnienia. Później, jeśli nie będzie wyników, zaryzykuje i wypije pozostałe pół fiolki i zobaczy co się będzie działo. Ponieważ jednak takie bezproduktywne czekanie dłużyło mu się niemiłosiernie, postanowił znów poćwiczyć animagię, uprzednio sprzątając i zabezpieczając swoją torbę. Ćwiczenia relaksacyjne naprawdę dużo dawały, choć ta druga natura była dosyć ekspansywna, uparta i wiele kosztowało Harry'ego–człowieka, by zapanować nad zwierzęcymi zmysłami, nawet nie dopuszczając do przemiany. Na sam koniec przemienił się, próbując się przyzwyczaić do zwierzęcego ciała. W zwierzęcej formie było już o wiele trudniej utrzymać koncentrację, więc gdy tylko poczuł, że zaczyna przegrywać i zwierzę bierze górę nad człowiekiem, natychmiast opuścił kosmate cielsko, wracając do ludzkiej postaci. Westchnął ciężko i przetarł czoło z potu, po czym szybko uniósł dłoń z blizną do oczu, by sprawdzić, czy nie zaszły na niej jakieś zmiany. Prawie od razu wrzasnął z radości, bo w miejscu blizn była teraz idealnie gładka skóra, bez śladu pamiątki po Różowej Ropusze.
Jakiś dziwny taniec szczęścia był dopełnieniem wesołego wydarzenia. Na koniec Harry zadowolony, choć zmęczony, położył się na łóżku, wciąż z radosnym niedowierzaniem patrząc na swoją dłoń. Złoty Chłopiec pomyślał, że koniecznie musi podziękować Agresji za przepis. Na koniec podjął decyzję, że dziś wróci do dormitorium. Chciał mieć z głowy konfrontację z byłymi „przyjaciółmi”. Wiedział też, że musi ich przekonać, że wszystko jest po staremu, by wciąż wierzyli, że nie wie o ich działaniach przeciw niemu. Miał dziś o wiele lepszy humor i postanowił załatwić tą smutną sprawę na radosnej fali sukcesu.

Wszedł cicho do pokoju wspólnego Gryfonów, starając się zwracać na siebie jak najmniej uwagi. Oczywiście został zauważony i kilka osób łypnęło na niego wzrokiem, ale szybko powróciło do swoich zajęć ignorując jego obecność. Harry, zadowolony z takiego obrotu spraw spokojnie ruszył w stronę dormitorium, mając nadzieję, że siedzący przy kominku Ron i Hermiona bez zachęty z jego strony ruszą za nim. W pewnym momencie kątem oka dostrzegł jak Hermiona szturcha Rona, pokazując mu, że już wrócił. Złoty Chłopiec uśmiechnął się do siebie. Wiedział już, że jego plan dojdzie do skutku, dlatego też w dormitorium spokojnie położył się na łóżku czekając. Nie zdążył się znudzić, drzwi otworzyły się cicho i dwoje Gryfonów dołączyło do niego:

– Harry ... – Powiedziała Hermiona na dzień dobry, siadając na skraju łóżka i kładąc rękę na jego ramieniu. Złoty Chłopiec spojrzał na nią poważnie i zapytał z udanym żalem, chociaż przecież doskonale znał odpowiedź:

– Powiedz mi dlaczego się za mną nie wstawiliście?

– Nie mieliśmy wyjścia. Sam rozumiesz, że to była patowa sytuacja i tak już wiele ryzykujemy. – Hermiona zaczęła pospieszne tłumaczenia, a Harry w międzyczasie dopowiedział sobie „... Taa ryzykujecie na przykład rozmawiając ze mną, co? ...”. Wciąż jednak zachowywał obrażony wyraz twarzy, by nie wypaść z roli, a dziewczyna kontynuowała: – Harry jest nam naprawdę bardzo przykro, ale mam nadzieję, że potrafisz zrozumieć nasze położenie – Ron tylko pokiwał twierdząco głową, a Harry mentalnie przewrócił oczami na to całe gadanie i usiadł na łóżku:

– Naprawdę bardzo mnie zwiedliście.

– Wiemy Harry, ale obiecuję, że to się więcej już nie powtórzy. – Zarzekała się Hermiona, a złośliwy głosik w głowie Złotego Chłopca dopowiedział „... Oczywiście, że się nie powtórzy, bo zostanę wyrzucony ze szkoły ...”. Harry powstrzymał się jednak przed ostrym komentarzem i przybrał taki wyraz twarzy, jakby zamierzał im obojgu przebaczyć. Wyraz ulgi na twarzy „przyjaciół” pokazał mu, że dobrze odegrał swoją rolę. Teraz musiał jakoś wybrnąć i wytłumaczyć swoje alienowanie się od ich towarzystwa: – W sumie macie rację ... Musiałem trochę ochłonąć i przemyślałem sobie parę rzeczy. Nie chciałem się z Wami kłócić, dlatego nie chciałem wcześniej rozmawiać.

– Nie, no miałeś prawo się na nas gniewać. – Wypalił Ron. – Naprawdę przepraszam stary. – Rudowłosy wyglądał na skruszonego w przeciwieństwie do Hermiony i Harry na chwilę się zawahał. Stwierdził jednak, że nie może dać się ponownie złapać na takie gierki. Ile razy można popełniać ten sam błąd. Uśmiechnął się jednak i odpowiedział pojednawczo:

– Już wszystko w porządku. Myślę, że pójdę spać wczoraj nie miałem najlepszej nocy.

– Musiałeś późno wrócić. – Stwierdził Ron, przekonując Harry'ego, że sztuczka z pościelą jednak zadziałała. – Na pewno nie chcesz jutro iść do Hogsmeade?

– Odpuszczam. Nie chcę spędzić reszty roku na czyszczeniu kociołków w jednym pomieszczeniu z Snape'em, a doskonale wiesz do czego jest zdolny.

– Okej nie było pytania. – Uśmiechnął się w odpowiedzi Ron. – No ty my wracamy do pokoju wspólnego. Dobranoc Harry!

Oboje wstali z uśmiechami na twarzach i opuścili dormitorium, a Harry odetchnął z ulgą. Granie starego siebie było naprawdę bardzo trudne. Najbardziej przytłaczała go świadomość, że był wówczas taki ślepy. Po kilku głębokich oddechach i opanowaniu emocji Złoty Chłopiec wziął szybki prysznic, przebrał się w piżamę i wszedł pod kołdrę zapadając w głęboki sen.

Obudził się około pierwszej po południu i stwierdził, że jest sam w dormitorium. Po sprawdzeniu czasu domyślił się, ze reszta pewnie zeszła już do Wielkiej Sali na obiad, a Harry postanowił, że dziś dołączy do wszystkich. Nie spiesząc się przygotował się do zejścia na obiad, po czym spacerowym krokiem przemieścił się do Wielkiej Sali i zasiadł do stołu z samego brzegu, nie chcąc wdawać się w żadną konfrontację z uczniami. Wolał myśleć o swoich sprawach niż udawać, że interesują go zakupy w miasteczku, czy też impreza z okazji Nocy Duchów i przygotowania do niej. Dziś miał się spotkać z Draco, przygotował już odpowiednią sumę pieniędzy, jak również przebranie. Pozostało tylko poczekać, aż reszta uczniów wyjdzie do Hogsmeade i wówczas poczynić własne przygotowania. Obejrzał się za siebie na stół Slytherinu, dostrzegając Malfoy'a który zdawał się być zamyślony i nieobecny duchem, gdyż tylko kiwał niemrawo głową na coś co opowiadała mu Pansy. Harry szybko odwrócił się w stronę posiłku i spokojnie kończył jeść. Miał już ochotę stąd wyjść, najchętniej nie do dormitorium, bo tam musiałby uczestniczyć w rozmowach na bieżące, mało interesujące tematy. Zdecydował więc, że póki co uda się ponownie do Pokoju Życzeń, poćwiczy animagię, a za półtorej godziny wróci do Gryffindoru. Wtedy już wszyscy powinni wychodzić, więc jedyne, co mu groziło, to życzenia miłego pobytu w miasteczku. Jak pomyślał, tak zrobił, tym razem był w stanie nieco dłużej utrzymać formę zwierzęcia, jego zmysły były niezwykle wyostrzone, zaczął za ich pomocą badać otoczenie i przez moment zapomniał się, dając wygrać kosmatej naturze. Nie martwił się kolejnym potknięciem, liczył na to, że kolejne treningi temu zaradzą. Czas minął szybko i trzeba było ruszać w stronę wieży, jeśli chciał zdążyć na spotkanie z Draco. Tuż przy wejściu do pokoju wspólnego Gryfonów, spotkał jeszcze Rona i Hermionę, życząc im udanej wycieczki, po czym zniknął za obrazem. Spodobała mu względna cisza jaką zastał w wieży, nie licząc pierwszo– i drugorocznych. Skierował się do swojej sypialni i zaczął się przebierać w odpowiednie ubrania. Następnie, nadeszła pora na włosy. „ Ulizanna” jak zwykle świetnie sobie poradziła z jego rozczochranymi kosmykami choć wiedział, że wystarczyło po myciu włosów nie kłaść się od razu spać i efekt byłby podobny. Schował swoje okulary do torby, zastanawiając się co zrobić z wszystkimi eliksirami które tam przechowywał. Spojrzał na zegar i stwierdził, że nie ma już na to czasu. Zdjął jeszcze tylko zaklęcie z tęczówek, przyglądając się w lustrze swojemu nowemu ja i uśmiechnął się do swojego odbicia. Naprawdę je lubił. Aren mógł być sobą, Harry Potter nie mógł sobie na to pozwolić. Wyszedł z pokoju ukrywając się pod peleryną niewidką i kierując się do posągu jednookiej wiedźmy.

W piwnicy Miodowego Królestwa zdjął z siebie pelerynę i udał się do Trzech Mioteł ze świadomością, że jest już lekko spóźniony. Wszedł do środka, ale początkowo nie zauważył Malfoy'a, dopiero po chwili wypatrzył go w najdalszym kącie gospody. Skierował się w jego kierunku i zauważył, że w momencie, kiedy blondyn go zobaczył, uśmiechnął się nieznacznie.

– Przepraszam za spóźnienie. – Powiedział Harry na wstępie, nie dodając żadnego usprawiedliwienia i dosiadając się naprzeciwko. Od razu pojawiła się przy nim kelnerka, więc złożył zamówienie na jedno kremowe. Draco uśmiechnął się w odpowiedzi i powiedział:

– Już myślałem, że jednak zapomniałeś, cieszę się że Cię widzę. – Harry zauważył, że blondwłosy chłopak tutaj, z dala od szkoły i swoich znajomych, zachowywał się dużo swobodniej. Właściwie, to w pewien sposób przypominał jego samego, czyli Harry'ego. Najwyraźniej Draco również zakładał w szkole maskę. Złoty Chłopiec doszedł do tego budującego wniosku, odpowiedział uśmiechem na uśmiech i zaczął żartobliwie zrzędzić:

– W zasadzie nie miałem wyjścia. Świetną pułapkę na mnie zastawiłeś, choć pewnie nawet i bez tego chętnie bym się z Tobą spotkał. – W międzyczasie kelnerka postawiła przed nim zamówione piwo i szybko odeszła do innych przybyłych:

– Ty mnie już znasz, ale jak wtedy się pożegnaliśmy, zdałem sobie sprawę, że nawet nie znam Twojego imienia. – Stwierdził w odpowiedzi Draco, upijając łyk swojego piwa. Ciemnowłosy chłopak przyjął to upomnienie ze spokojem i skwitował je stwierdzeniem:

– Masz rację, zupełnie to pominąłem. Jestem Aren.

– Aren ...? – Draco zawiesił sugestywnie głos, a Harry błyskawicznie zrozumiał, że czeka na dalszą część, czyli na nazwisko. Spojrzał w oczy Malfoy'a dodając pewnym głosem:

– Grey.

– Nie jesteś czystej krwi prawda? – Zaciekawił się blondyn, choć w jego oczach Złoty Chłopiec widział, że nawet jeśli by powiedział, że ma rodziców mugoli, nie zrobiło by to na Ślizgonie wrażenia.

– Jestem półkrwi – Potwierdził domysły blondyna Gryfon, po czym dodał trochę prowokacyjnie: – Czy to jakiś problem? Wiem, że Malfoy'owie od pokoleń są czystej krwi i otaczają się raczej takimi właśnie znajomymi.

– Wiesz, mówiąc tak zupełnie szczerze, jeszcze do niedawna sądziłem, jak i większość czystokrwistych, że inna krew to brudna krew. Nie tak dawno temu doszedłem jednak do wniosku, że się myliłem. Tak, naprawdę to nie ma żadnego znaczenia. – Wahanie było wyraźnie słyszalne w odpowiedzi Ślizgona, ale Harry jakoś nie dziwił się temu. W końcu Draco właśnie przyznał się do czegoś, co było przeciwieństwem tego w co wierzyli jego rodzice i w co sam, jak przyznał wierzył. To musiało być trudne:

– Cieszę się, że tak sądzisz. – Spokojnie odpowiedział Gryfon, w sercu czując prawdziwą radość, że Malfoy był z nim szczery, ale nie okazując tego. To była taka miła odmiana po przejściach z „przyjaciółmi” i pozostałymi Gryfonami.

Spędził z Draco naprawdę miłe dwie godziny. Po tym czasie postanowił się jednak pożegnać głównie dlatego, że zamierzał przed powrotem do zamku zakupić kilka rzeczy. Ślizgon niechętnie na to przystał, widać było, że z radością spędziłby z Arenem więcej czasu. W ostatniej chwili Harry przypomniał sobie, że wciąż nie oddał blondynowi pieniędzy, więc odwracając się pociągnął go lekko za szatę, wkładając do kieszeni sakiewkę z monetami. Na zdziwione spojrzenie Malfoy'a odpowiedział:

– O mało bym nie zapomniał. Tym razem wolałem się upewnić, że na pewno oddam i znowu nie zostanę wrobiony. – Stwierdził patrząc w oczy Draco, który zarumienił się uroczo i odchrząknąwszy mruknął kiwając głową:

– Yhym... jasne. – Harry'ego przez moment zastanowiły kolory na twarzy blondyna, dopóki nie zauważył jak bardzo blisko siebie w tym momencie stali.

– Oh, wybacz ... – To było jedyne, co w tej chwili przyszło Złotemu Chłopcu do głowy, chociaż widok zarumienionego Ślizgona, był doprawdy intrygujący i przyciągał wzrok. Niemniej, nie było powodu tego przeciągać, więc Harry odsunął się szybko o krok i pożegnał obiecując, że wkrótce napisze.

Harry wyszedł na dwór, opatulając się bardziej płaszczem. Zbliżał się listopad, więc należało przewidywać, że będzie już tylko coraz zimniej. Kupił kilka drobiazgów oraz ciekawą książkę o składnikach eliksirów. Była bardzo droga, ale udało mu się dostać sporą, naprawdę dużą obniżkę ceny, a wszystko to przez zwykły przypadek. Początkowo sprzedawca potraktował go dość lekceważąco, kiedy prosił o książkę, z informacjami o włosie pogrebina. Nie wierzył, że taka ingrediencja istnieje, niemniej po dłuższych namowach ze strony Harry'ego zdecydował się rzucić zaklęcie wyszukujące. Jego postawa zmieniła się w chwilę po tym, jak w jego ręku znalazła się zakurzona, opasła księga, wyraźnie zapomniana w podziemiach księgarni. Sprzedawca przekartkował ją widząc same obrazki i podał Harry'emu z komentarzem, że nie wie czy taka publikacja mu wystarczy. Kiedy jednak Harry wziął księgę do rąk i otworzył, na stronach pomiędzy rysunkami zaczął pojawiać się tekst. Chłopak szybko zamknął tom, by sprzedający tego nie zauważył i głośno oświadczył, że skoro nic innego nie ma na ten temat, to trudno, weźmie to co jest. Cena za książkę zaskoczyła sprzedawcę, bo była naprawdę ogromna. Do tego stopnia go poruszyła, że skonsultował się z przełożonym, który po obejrzeniu księgi, w jego rękach również tylko rysunkowej stwierdził, że to z pewnością błąd w druku i wycenił ją ponownie. W rezultacie Harry zapłacił kilka sykli. Zadowolony z zakupu szedł teraz do ostatniego miejsca, które zamierzał odwiedzić, czyli do Miodowego Królestwa. Po drodze zauważył idących trochę z przodu Rona z Hermioną oraz bliźniaków. Cała grupka ostatecznie skierowała się w stronę Świńskiego Łba co już samo w sobie było nieco podejrzane. Normalnie zawsze chodzili do Trzech Mioteł. Harry, zaintrygowany postanowił posłuchać o czym też będą rozmawiali, bo wyraźnie starali się ukryć. Złoty Chłopiec skręcił w pobliski zaułek, tam osłonił się peleryną niewidką i podszedł w pobliże wejścia do Świńskiego Łba, by wraz z kolejnym klientem dostać się do środka. Nie czekał długo i już po chwili rozglądał się po wnętrzu karczmy. Siedzieli niedaleko baru, więc Harry podszedł do ściany w pobliżu i zaczął przysłuchiwać się rozmowie.

– Wiecie może gdzie Harry ostatnio znikał? – Zapytała bez ogródek Harmiona bliźniaków.

– Nie wiemy, póki co prosi nas tylko o krycie. Może uda się coś konkretnego ustalić w przyszłym tygodniu, ale tak jak mówiliśmy, jest dość zamknięty w sobie. – Westchnął Fred i z ubolewaniem pokręcił głową. Widać było, że skrytość Harry'ego było dla niego sporym problemem. Teraz westchnęła ciężko Hermiona i cicho zrelacjonowała:

– Dyrektor kazał nam go obserwować. I tak teraz zrobił się wielki bałagan, bo oczywiście jak zwykle Harry nie mógł utrzymać języka za zębami, a Umbridge tylko na to czekała. Nie rozumiem dlaczego robił nam wyrzuty, że nie poparliśmy go w Skrzydle Szpitalnym. W końcu to on posłał nas wszystkich do szpitala. I wiecie co wam powiem? Nie sądzę, że to był tylko przypadek. – Na te słowa Ron pokiwał gorliwie głową i poparł dziewczynę:

– Masz rację Hermiono, przypadkiem byłby wybuchający kociołek, ale nie ogłuszający eliksir. – Hermiona skinęła na te słowa głową, po czym powiedziała:

– Nie wiem co to było, ale musimy to koniecznie sprawdzić. Obawiam się, że Harry naprawdę może być kontrolowany przez Sami Wiecie Kogo. Zaczął się tak zachowywać od incydentu w jadalni na początku roku, a z czasem zaczęło się robić coraz gorzej. Naprawdę nie poznaję go. Kiedyś wszystko było o wiele prostsze, dlatego poprosiłam was byście mieli na niego oko. – Prychnięcie bliźniaków wyraźnie wskazywało do kogo kierowała ostatnie słowa. Odpowiedział Fred:

– To, że Harry Ci teraz nie ufa, sama sobie zafundowałaś swoją dociekliwością. Nawarzyłaś piwa to je teraz wypij. My nie byliśmy jego bliskimi przyjaciółmi, musimy najpierw zdobyć jego zaufanie, a dopiero potem można będzie omawiać ewentualne kolejne działania. Myślę, że nie powinno być problemu z przekonaniem Harry'ego do naszych dobrych intencji, więc niedługo powinniśmy wiedzieć więcej. Dumbledore się odzywał? – Pytanie było oczywiście skierowane do Hermiony i to ona odpowiedziała:
– Tak oczywiście. Napisał, że jak nie znajdzie lekarstwa na chorobę Harry'ego, to jedynym wyjściem będzie spróbować wysłać do go Munga …

Hermiona pewnie chciała kontynuować, ale przerwały jej w pół słowa niespodziewane wydarzenia. Nagle zgasły wszystkie światła, a drzwi Świńskiego Łba otworzyły się z hukiem wpuszczając do środka zimny wiatr, przez który większość klientów baru wzdrygnęła się w widoczny sposób. Barman jednym machnięciem różdżki doprowadził wnętrze karczmy do porządku i niewzruszony, ponownie zaczął wycierać kufle. Jego spokój wpłynął w widoczny sposób na klientów, którzy wrócili do swoich spraw.

Tymczasem Harry, przyczyna małego zamieszania w karczmie, biegł nie zważając na fakt, że mimo tego, że był niewidoczny pod peleryną, potrącił kilku przechodniów. Teraz zdezorientowani, rozglądali się szukając przyczyny potrącenia. Złoty Chłopiec chciał się jak najszybciej znaleźć się poza miastem. Zatrzymał się oddychając ciężko dopiero przed Wrzeszczącą Chatą i opadł na ziemię, czując cisnące się łzy pod powiekami. Tym razem ich nie powstrzymywał, nie miał na to siły. Kolejne osoby zawiodły jego zaufanie, a miał nadzieję, że bliźniacy są inni. Pozwolił słonym kroplom płynąć po policzkach. Okazało się, że naprawdę nie mógł nikomu ufać, że wszyscy go zdradzali i oszukiwali. Był sam i to go ostatecznie dobiło, podobnie jak wzmianka o Mungu. Nie dość, że chcą go wyrzucić z Hogwartu, to jeszcze planują zamknąć w Świętym Mungu na oddziale dla psychicznie chorych. Mimo całego smutku ironiczna myśl pojawiła się w głowie Złotego Chłopca i nie poprawiła mu bynajmniej humoru. Być może faktycznie był wariatem, a już na pewno ślepy był bez wątpienia, bo kto daje sobą przez tak długi czas manipulować nie domyślając się niczego. Nie pamiętał nawet połowy pieprzonego drugiego roku, wspomnienia z tego czasu były pomieszane i umykały, kiedy chciał się na nich skupić, więc być może rzeczywiście oszalał i nawet się w tym nie zorientował. Zaszlochał głośno próbując zetrzeć łzy, które wciąż płynęły po policzkach. Starał się opanować, ale najwyraźniej ostatnie wydarzenia przełamały jakąś tamę, bo żadne sposoby odzyskania kontroli nad sobą nie działały. Zresztą, nie miał już sił walczyć, tak bardzo już miał wszystkiego dosyć. Nie widział dla siebie wyjścia z tej zagmatwanej sytuacji, nie widział już teraz szans pomocy. Rozpacz go pochłaniała, chciał ją odepchnąć, zapanować nad nią, ale ból i zawód tylko się wzmagały. Cała wcześniejsza radość z niego uleciała, oddech stał się szybki i przerywany, a serce biło niczym oszalałe. Nic nie pomagało, ani próby kontroli oddechu, ani krzyk, ani płacz … cokolwiek by nie robił, przez jego umysł przepływały złe, krzywdzące, oceniające słowa i twarze uczniów z oczami pełnymi podejrzliwości, a nawet nienawiści. W tym momencie miał wielką ochotę umrzeć i mieć z tym wszystkim wreszcie spokój. Nie denerwować się, nie szarpać, nie ukrywać, nie dać sobą pomiatać, nie dać się okłamywać, oszukiwać. Szukając jakiejkolwiek pociechy wyciągnął dziennik i przytulił do siebie. Niewiele to pomogło, więc wyciągnął pióro, otworzył dziennik i drżącymi dłońmi zaczął pisać:

Pomóż mi ... Błagam Cię pomóż mi ... Ja ...”

Chciał napisać więcej ale zwyczajnie nie dał już rady, ręka mu opadła, a łzy przysłoniły cały widok i zaczęły kapać na otwarte strony rozmazując tusz. Spróbował schować pióro i zahaczył dłonią o fiolki z jadem Aragoga, wyciągnął jedną i patrząc na nią wykrzyczał, a raczej zawył rozpaczliwie:

– Niech to się już skończy! Nie chcę już tutaj być! Niech to się skończy! – Po czym bez zastanowienia wypił cały jad znajdujący się w tej fiolce. Ogarnął go dodatkowy, dotkliwy ból, ale nie przebił się przez to co czuł. Chłopiec zakrył twarz dłońmi płacząc i nie zauważając bezszelestnie zbliżającego się do niego mężczyzny w garniturze z cylindrem na głowie oraz laską. Przybyły przystanął tuż przy Harry'm i dotykając jego ramienia stwierdził spokojnie:

– Drogie dziecko, spełnię twoje życzenie. – Po czym obydwaj zniknęli w czerwonym kręgu.

***

Tom spacerował wraz z Abraxasem po obrzeżach Hogsmeade, robiąc zakupy w podejrzanych sklepach. Był zadowolony, ponieważ udało mu się znaleźć parę interesujących go przedmiotów. Malfoy również znalazł coś dla siebie. Riddle rzadko korzystał ze szkolnych wyjść do miasteczka, częściej robił to indywidualnie. Dziś jednak postanowił wyjątkowo pójść, bo pojawiła się nowa dostawa u Darwisza i Bankesa. Nie żałował. Właściwie obaj Ślizgoni zdecydowali się już wracać do zamku, a nawet skierowali się już w tamtą stronę, kiedy Tom poczuł nagły, bardzo silny ból w klatce piersiowej, który dosłownie zwalił go z nóg. Dyszał ciężko opierając się dłońmi o ziemię i starał się przynajmniej trochę otrząsnąć. Miał świadomość, że Malfoy coś do niego mówi. Widział ruch ust, gdy ten się pochylił, żeby pomóc, ale nic nie słyszał, ból zagłuszał wszystko. Wydusił z siebie tylko, że to zaraz przejdzie i czekał na koniec. Domyślał się, że całą przyjemność zafundował mu Przeznaczony, przecież już tak było wcześniej. Za pierwszym razem jednak to nie było takie intensywne. Usiadł powoli na ziemi ostrożnie się poruszając, kiedy poczuł znajome wibracje magii w torbie. Chwycił ją i nie zwracając uwagi na Abraxasa otworzył dziennik, widząc powoli kształtujące się słowa:

Pomóż mi ... Błagam Cię pomóż mi ... Ja ...”

Potem napis zaczął się rozmywać, a na stronie pojawiły się plamy, jakby spadały na nią jakieś krople. Tom patrzył na to przez chwilę z niezrozumieniem, po czym poczuł jeszcze inny ucisk w sercu i nawet nie zorientował się, że to tym razem jego reakcja na wzruszający widok. „ … On płacze ...” przeszło przez myśl Tom'owi.

Abraxas obserwował wszystko nieco zdezorientowany i starał się pomóc Riddle'owi na tyle, na ile się dało. Niedawno również wiedział go w podobnym stanie, ale zdecydowanie poprzedni raz był łagodniejszy. Widząc, że Tom stara się usiąść wsparł go i dzięki temu był na tyle blisko, że doskonale widział i dziennik, i pojawiający się w nim napis, i krople. Nie miał na razie czasu na myślenie, ale odniósł wrażenie, że kiedy tylko to przemyśli, zrozumie. Przynajmniej tyle ile się da ze strzępów informacji jakie posiada. Spojrzał na Toma i przez jeden jedyny moment zobaczył na jego twarzy jakąś dziwną emocję, jakby łagodność i współczucie. To co stało się potem było chyba jeszcze gorsze niż wcześniejsze zasłabnięcie. Ciało Riddle'a wygięło się w łuk, a Tom zaczął kaszleć i pluć krwią, był rozpalony i widać było po nim, że czuł ogromny ból.

– Tom! Poczekaj, zawołam kogoś! – Krzyknął Abraxas spłoszony, jednak został przytrzymany za rękę zanim zdążył gdziekolwiek pójść.

– Ani mi się waż! – Syknął Tom z trudem oddychając. Malfoy wstrzymał się więc z poszukiwaniem pomocy, ale dziwnie się czuł widząc Riddle'a w takim stanie i tak odsłoniętego jeśli chodzi o emocje i przeżycia. Wszystko trwało dłuższą chwilę, po której Tom zupełnie nagle doszedł do siebie. Błyskawicznie przybrał zwyczajowy wyraz twarzy i wstał jakby nigdy nic chowając dziennik do torby. Abraxas już po raz drugi tego dnia był zszokowany i nie dowierzając własnym oczom niepewnie zapytał:

– Wszystko w porządku?

– To nic takiego. – Usłyszał w odpowiedzi, ale widać było, że Tom rozmyśla nad czymś gorączkowo.

Niespodziewanie obaj poczuli niedaleko od miejsca, w którym się znajdowali, wielkie wyładowanie magiczne. Zaskoczony Abraxas nie zareagował od razu, kiedy Tom zaczął biec w tamtym kierunku, dlatego dopiero po chwili ruszył biegiem za nim.

Kasandra nie lubiła chodzić tymi samymi drogami, dlatego zawsze wybierała inne ścieżki, a intuicja podpowiadała jej, że dziś stanie się coś nieoczekiwanego. Cały dzień to czuła, aż w końcu przeczucie wygoniło ją z domu. Wędrowała już dłuższą chwilę, wciąż kierując się wewnętrznym nakazem, kiedy nagle za sobą poczuła niezwykle silną magię. Zaskoczona odwróciła się i zobaczyła magiczny krąg, a w środku dwie osoby. Jedną rozpoznała natychmiast.

– Co Ty tutaj robisz? – Zapytała zaskoczona. Obserwując swojego znajomego w cylindrze z laską, po czym spuściła wzrok na leżącą na ziemi drugą osobę.

– No proszę, chociaż raz udało mi się ciebie zaskoczyć. – Przywitał ją mężczyzna kłaniając się i uchylając uprzejmie nakrycie głowy. – Mam dla Ciebie prezent moja droga. – Dodał z uśmiechem i wskazał na leżącego. Kasandra podeszła i sapnęła zaskoczona.

– Chyba sobie żartujesz. – Skomentowała, sprawdzając jednocześnie puls chłopca, by przekonać się czy żyje. Nie wyglądał zbyt dobrze. W odpowiedzi usłyszała:

– Po prostu uprzyjemniam naszą grę, a teraz jeśli pozwolisz udam się do siebie. – Po czym nie czekając na odpowiedź zniknął, zostawiając Kasandrę samą, a raczej nie samą, a z nieprzytomnym młodzieńcem.

Kobieta pokręciła z niedowierzaniem głową i skupiła się na leżącym chłopcu. Przyjrzała się dokładniej jego twarzy i po chwili nie miała żadnych wątpliwości. Była to osoba z wizji sprzed roku. Kasandra odsłoniła lekko grzywkę chłopca i widząc znajomą bliznę zastanowiła się co teraz powinna zrobić. Przeczucie jej mówiło, że nie może zostawić go samego. Znalazł się w obcym świecie i kiedy odzyska już świadomość, z pewnością chwilę zajmie wytłumaczenie mu tego. Równocześnie Kasandra czuła, że do tego miejsca zbliża się Tom, a nie był to jeszcze czas na ich spotkanie. Nie było powodu by dłużej zwlekać. Objęła chłopca i aportowała się z nim do swojego mieszkania.

Tuż po tym, jak zniknęła, ponownie pojawił się mężczyzna w cylindrze tylko po to, by rzucić dziennik, który wcześniej zabrał młodemu magowi i zniknąć ze słowami:

– Wierzę, że nie będziesz miała mi tego za złe Kasandro.

***

Tymczasem w Gospodzie pod Świńskim Łbem trwała dyskusja czworga Gryfonów:

– Konstatując niczego nowego nie dowiedzieliśmy się o ostatnim zachowaniu Harry'ego. – Westchnęła Hermiona dopijając swoje piwo kremowe. – To jak zbieramy się? Chciałabym jeszcze wstąpić do księgarni.

– Hermiono mamy jeszcze prawie pełne kufle. – Zaprotestował Ron.

– Mam propozycję, może idź do tej księgarni skoro musisz, a my w spokoju dopijemy i dołączymy do ciebie później. – Podsunął pomysł Fred.

– I tym samym nie spowodujesz u Rona bólu głowy widokiem nadmiaru książek. Wiesz jak jest. Jak go będzie bolała głowa, to w nocy już do niczego Ci się nie przyda. – Stwierdził z niewinnym wyrazem twarzy, acz nad wyraz sugestywnie George.

– Oh, zamknijcie się! – Warknął na takie dictum Ron, rumieniąc się wściekle. Hermiona zdawała się zgadzać z George'm, bo bez słowa, choć zarumieniona, tylko skinęła głową i szybko wyszła z baru. Bliźniacy wybuchnęli śmiechem widząc zachowanie obydwojga, po czym Fred, wciąż uśmiechnięty podsumował:

– Przysięgam, droczenie się z Wami to istna rozkosz.

– Wcale nie jest mi do śmiechu. – Mruknął Ron, na co bliźniacy również spoważnieli, przypatrując się swojemu bratu z troską. George spróbował go pocieszyć:

–Hej Ron, wszystko będzie dobrze. – Ron spojrzał na nich ponurym wzrokiem i smutno wyjaśnił:

– Jestem pewien, że Harry mi nigdy nie wybaczy. Już teraz widzę, że traktuje mnie inaczej. Czuję, że czegoś się domyśla, stał się obojętny, przez co ja jeszcze bardziej czuję się jak gówno ... Już nie potrafię być takim podstępnym śmieciem widząc, jak mój przyjaciel, który już wyraźnie nie uważa mnie za przyjaciela coraz bardziej się przez to wszystko zmienia. To miało być tylko chwilowe, a każda kolejna akcja tylko potęguje … – Zadrżał mu głos więc schował twarz w dłoniach czując, jak jeden z bliźniaków poklepuje go delikatnie po plecach.
– Ron, gdy mu wszystko wyjaśnisz zrozumie, że chciałeś go chronić przed dyrektorem.

– Nie byłbym tego taki pewien. Jednak chcę odzyskać wspomnienia Harry'ego z drugiego roku. Sami widzieliście, że Harry przed i po wydarzeniach z tamtego czasu to były jakby dwie różne osoby. Z drugiej strony ta intryga stała się już chyba trochę zbyt zawiła. Hermiona wtajemniczyła mnie i wciągnęła w obserwację Harry'ego, zacząłem również stopniowo zdobywać zaufanie dyrektora. To wciąż Granger gra pierwsze skrzypce, a ja jestem tylko pionkiem do zadawania bólu komuś, kogo wciąż uważam za swojego przyjaciela. Zaczyna mi to ciążyć, przeszkadzać. Zrozumcie, to mnie boli tak samo jak i Harry'ego. – Poskarżył się Ron gorzko, starając się opanować cisnące się do oczu łzy.

– Dlaczego sądzisz, że Harry po utracie wspomnień się zmienił? – Postanowił uściślić Fred.

– Pamiętam, że w noc po tym wszystkim leżałam z nim w Skrzydle Szpitalnym, czekając aż się obudzi. Już wtedy byłem po rozmowie z Dumbledor'em i oczywiście miałem wmyślić bajeczkę na temat wydarzeń z tamtego dnia. – Opowieść przerwał George słysząc, że brat unika mówienia o przebiegu wypadków na drugim roku związanych z Komnatą Tajemnic. Sam wcześniej uwierzył dyrektorowi, gdy wyjaśnił całą sytuację zamachem ze strony Śmierciożercy. Choć z perspektywy czasu było faktycznie dziwne, że wszyscy przyjęli tą wymówkę jako wiarygodną i nie zadawali więcej pytań.

– Ron ... powiedz mi, czy złożyłeś dyrektorowi przysięgę wieczystą? – Ron w odpowiedzi skinął głową, a bliźniacy zamarli. Po chwili to Fred zapytał:

– Co takiego się stało tamtej nocy w szpitalu? Powiedz ile możesz. – Ron westchnął i kontynuował:

– Obudził się nagle, spoglądając na mnie w przerażeniu. Mówił, że stracił coś ważnego i musi to odzyskać. Błagał mnie bym mu pomógł. Potem zasnął, a rano był już nie tym Harrym, którego poznałem na pierwszym roku. Był inny ... po prostu inny. Nie pamiętał tamtych wydarzeń. Dopiero zaczął przypominać siebie po spotkaniu Syriusza ... Choć może to ja chcę tak sobie wmówić?

– Ron, ale przecież ludzie się zmieniają.
– Nie wiem, być może i masz rację, ale odzyskam jego wspomnienia i gdy już będzie kompletny, będę mógł ocenić czy rzeczywiście się zmienił, czy tylko tak zachowywał się, bo brakowało mu tych wspomnień. Teraz sumienie nie pozwala mi na skreślenie przyjaciela. Dzięki, że wspieracie Harry'ego i chociaż na was może liczyć.

– Gdybyś nas o to nie poprosił pewnie nawet byśmy nie zauważyli, że potrzebuje pomocy. Dobrze to maskował. – Powiedzieli razem bliźniacy z poczuciem winy.

***

Tom dotarł na miejsce wybuchu mocy wyczuł tutaj silną obcą magię, ale też i swoją sygnaturę, co z oczywistych przyczyn było niemożliwe. Nie używał w ciągu co najmniej godziny magii, a w tym miejscu tym bardziej. Wniosek był jeden ta magia mogła należeć jedynie do jego Przeznaczonego. Rozejrzał się uważnie, ale w okolicy nie widać było żywej duszy. Nasilenie magii po wybuchu słabło i rozpraszało się stopniowo, niemniej nie mógł się mylić. Riddle czuł się tak, jak już dawno mu się nie zdarzyło. Miał wrażenie, że ilość zdarzeń go zalewa, a jak dotąd nie miał nawet chwili czasu, żeby je przeanalizować, zastanowić się nad nimi, jakoś logicznie poukładać. Kiedy tak się rozglądał dostrzegł Abraxasa, który go obserwował z niewielkiej odległości, ciężko dysząc, pewnie po biegu. Kiedy Tom spojrzał na blondyna, ten zdecydował się zapytać:

– Co to było? – Tom jednak nie zamierzał odpowiadać, tym bardziej, że najpierw musiał sam się nad tym zjawiskiem zastanowić i wyciągnąć wnioski. Dlatego pomijając pytanie zaordynował:

– Wracamy. – I natychmiast ruszył w stronę zamku.

Abraxas obserwował go jeszcze przez chwilę. Po czym ruszył za swoim przywódcą, ale niemal natychmiast stanął. Potrącił coś nogą, więc spojrzał w dół i dostrzegł znajomy dziennik, który tak po prostu leżał na ziemi. Malfoy podniósł go natychmiast i próbował otworzyć. Oczywiście nie zdziwił się nawet, kiedy nie był w stanie tego zrobić. Schował go więc do torby niemal automatycznie i ruszył w ślad za Tomem, po drodze się zastanawiając. Nie było mowy, żeby ten egzemplarz należał do Riddle'a, bo pamiętał, że Tom chował go do torby, zanim zaczął biec tutaj. Zresztą, właściwie nigdy nie rozstawał się ze swoim dziennikiem. Odpowiedź była oczywista, egzemplarz dziennika, który znalazł należał do tego drugiego. Schował go więc po prostu do swojej torby i dogonił Toma nie mówiąc mu nic o znalezisku.





8 komentarzy:

  1. Tyle nowych możliwości.
    Tyle możliwych dróg.
    Tylko teraz pozostaje nam czekać na ciąg dalszy. Proszę, nie karz nam długo czekać...
    Rozdział dużo wprowadził. Dałaś nam tak wiele nowych faktów i jeszcze więcej niewiadomych.
    Harry blisko Toma... Ciekawa jestem jak wytłumaczysz Harry’emu jego obecną sytuację? Reakcja Toma będzie równie intrygująca. Jednak zastanawiam się jak przedstawisz reakcje Harry’ego. Czy Harry zaakceptuje ciemność, którą nosi w sobie Tom? Tak wiele możliwości. Nawet akceptacja Toma jako osoby nie wyklucza lęk przed tą ciemnością. A jak wiemy, strach robi dziwne rzeczy z ludźmi.
    Może już trochę bredze. Jeśli tak, przepraszam, ale jest późno, a dawno nie spałam.
    Liczę, że nie karzesz nam długo czekać na kolejny rozdział.
    PS. Uwielbiam nowy prolog. Dużo lepszy niż pierwsza wersja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zanim zacznę czytać. Moja reakcja, gdy zobaczyłam 16ty rozdział wyglądała tak jakbym się zapowietrzyła i starała nie umrzeć. Tak chciałam ci powiedzieć... hmm. Biorę się za czytanie <3
    Zdecydowanie się napisałaś, ale to cholerny plus! Ah! Nie mogłam się doczekać tego rozdziału, bo tak bardzo byłam ciekawa rozwiązania problemu mikstury, którą uwarzył Harry, ale na tle całej noty... łał, to wydaje się być takim, hm, przecinkiem historii.
    Intrygujące. Zadziało się tyle rzeczy, że nawet nie wiem o czym pisać...
    Miałam cichą nadzieję, że dowiem się jakiego rodzaju jest postać animagiczna Harry'ego (ale widać nie zasłużyłam <3), cieszy mnie to, że udało się pozbyć blizny, w końcu naszemu wybrańcowi tak bardzo na tym zależało, a idąc tym tropem! Kurde, wątek z Aragogiem był świetny. Podobało mi się to, że ten pajęczak uznał Pottera za, hm jedynego w swoim rodzaju czarodzieja. Mam nadzieję, że Aragog odegra jeszcze jakąś znaczącą rolę w opowiadaniu. Koniec końców, akromantula to potężny sprzymierzeniec.
    Co do Gryfonów... tak coś czułam, że bliźniacy tylko udają w Świńskim Łbie i tak na prawdę są cichymi agentami Harry'ego, haha. Jednak postawa Rona mnie zdziwiła (tłumaczyłabym to sobie moją delikatną niechęcią do jego osoby) i cholera, niesamowicie mnie zainteresowałaś planami Dumbledore'a odnośnie Harrego
    ... muszę wiedzieć więcej!
    Ah i Dracuś <3. Słodziaczek. Swoją drogą, to było bardzo honorowe, że postanowił wstawić się za Złotym Chłopcem (nie mniej, oczywiście we własny Malfoy'owski sposób) i... jest mi przykro, kiedy zdaję sobie sprawę, że Draco kiedyś będzie musiał się dowiedzieć, że Aren to tak naprawdę Potter. Biedne serduszko Dracona...
    No i w końcu! Kulminacyjna część! Harry cofnął się w czasie! Cholera! Tak bardzo mnie zastanawiało jak oni mają się spotkać! ...choć nie przesądzajmy, równie dobrze mogą wcale się nie spotkać, nie wiadomo, co wymyśli Kasandra...
    I cholera Abraxas musiał zakosić ten dziennik? (Tak, byłoby zbyt pięknie i zbyt łatwo, gdyby to Tom go znalazł... ekhm). Raaany, nie mam pojęcia co o tym wszystkim myśleć (i napisać). Mam natłok myśli!
    Ale zdecydowanie głównie marzę teraz o rozdziale 17nastym!
    Kochana, wiele, wiele weny, mocy dla twojej bety i, ah! Uśmiechu na twarzy <3.
    Dziękuję ci za tę cudną, przepełnioną literami notę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się,ze w tym rozdzale była kochana Agresia ubustwiam Ją tak bardzo jak kocham twoją Kasandrę ja również chcę się dowiedzeć jakim zwierzenciem jest Harry jestem oburzona zachowaniem Dambledora świenty mungo nie mam słów jestem ciekawa kto tak zawzencie przeszkadza Kasandrze mam nadzieję,że Tom i Harry się jednak spotkają pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się,ze w tym rozdzale była kochana Agresia ubustwiam Ją tak bardzo jak kocham twoją Kasandrę ja również chcę się dowiedzeć jakim zwierzenciem jest Harry jestem oburzona zachowaniem Dambledora świenty mungo nie mam słów jestem ciekawa kto tak zawzencie przeszkadza Kasandrze mam nadzieję,że Tom i Harry się jednak spotkają pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę! Tom i Harry nareszcie razem! Cudownie! Dlaczego mam wrażenie, że formą animagiczną Harry'ego jest wąż? Proszę, powiedz że trafiłam! Uch... Okej, pięć sekund na ogarnięcie się.
    Dobra.
    Wspominałam już kiedyś, że uwielbiam tą akcję? Napewno wspominałam, ale wolę powtórzyć.
    Nareszcie ten Aragog jakoś mi się rozjaśnia, nie jest już taką bezdenną dziurą, której wypełnienia nie rozumiem i jestem z siebie dumna.
    Eliksir Harry'ego, Merlinie, widzę tą wściekłość Severusa, kiedy zda sobie sprawę, że za Chiny nie potrafi odtworzyć całej receptury... To by było genialne.
    Cieszę się, że Harry'emu udało się pozbyć tej paskudnej blizny po Umbridge (zabić, nadziać na pal i dać bocianom na kolację).
    Ale jestem zdziwiona, że eliksir zadział, skoro znalazł się w nim dodatkowy składnik.
    A jeżeli już jestem przy tym, czego nie rozumiem, to Harry ma dwa te dzienniki, czy jak? Ponieważ, jeżeli dobrze zrozumiałam, to dziennik podrzucił mu ten "bardzo uprzejmy" pan w cylindrów, ale znowu Abraxas też jakiś tam dziennik znalazł. Nieee gubię się!
    Ulżyło mi, że bliźniacy są po stronie Harry'ego i Ron... No jego nie lubię i jak na mój gust, to mógłby przytrafić mu się nieszczęśliwy wypadek... Może zleciałby ze schodów, albo całkiem przypadkiem dokonałby samozapłonu..
    Okej, koniec pomstowania na Weasley'a.

    Lubię tą Agresję, naprawdę przemiła książeczka i mam nadzieję, że jeszcze się pojawi.
    A swoją drogą, do tej pory wciąż miałam nadzieję, że to Tom przeniesie się w czasie jako to genialne dziecko, a tu taka niespodzianka. Cóż, ciekawi mnie co zrobi z Harry'm Kasandra i jak dalej potoczą się jego.
    Co mi się jeszcze podobało, to ta scena z Tomem. Czytałam ją z takim czymś na twarzy, jakby rozmarzeniem. Kurcze, jednak ruszyło mnie to, że odepchnął ból, a bardziej był zainteresowany tym, że jego Przeznaczony może płakać. No... To było... Słodkie. Zwłaszcza, kiedy chodzi o Voldemorta.
    Tak samo jak to jego "Ani mi się waż! " było takie wladcze i takie typowe dla niego.

    Hermiona jest tą złą, prawda? Nie lubię jej. Abraxasa lubię, ale trochę mniej niż przedtem i mam wrażenie, że jeszcze nie raz namiesza między Tomem i Harry'm .

    Na razie to chyba będzie tyle.
    Czekam na siedemnasty, jak zwykle. Cholera, jakie to życie jest ciężkie!

    Aa jeszcze nie wypowiedziała się o Prologu, więc króciutko że dwa zdania.
    Jest wiele lepszy od tego poprzedniego. Mistrzostwo, po prostu mistrzostwo!

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle nowych informacji to ja się nie spodziewałam!! Strasznie ciekawi mnie jak będzie wyglądało spotkanie Toma z Harry'm. Intryguje mnie również postać animagiczna Potter'a. Ciekawe jak wytłumaczysz cofnięcie w czasie głównego bohatera oraz czy odzyska on wspomnienia z 2 roku.
    Rozdział jak zawsze świetny ^^.
    Dużo weny życzę!!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    komentarz pisany na bieżąco czytania....
    wspaniale, ciekawe czy Snape stanął po stronie Harrego, okazało się, ze pomoc przyszła ze strony Slytherinu, udało mu się pomóc Aragnogowi, ale zastanawia mnie czy ta krew jak się pojawiła nie zaszkodziła eliksirowi, a później... jak się okazało bliźniacy tak na prawdę nie są po stronie Harrego... ból, łzy, prośba w dzienniku i nasz w cylindrze, czyż by miuało si.e stac to z wizji Kasandry, że są w jednym czasie?jeszcze nie dojdzie do spotkania, podrzucił dziennik, jak Tom na to zareaguke?no i czemu Abraxas zakosił dziennik, jedyne to to, ze go nie otworzy... jak Harry poradzi sobie w tym świecie? Widać, że Ron źle się czuje z tym, jak się spotkają to zauważą, że dzieliły ich wcześniej lata...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    okej, okej przeczytałam... może być mój komentarz trochę chaotyczny, bo zapisywałam od razu moje wrażenia... no a często na końcu zapominam co miałam jeszcze napisać...
    więc zacznijmy od tego wspaniały, cudowny, fantastyczny, fenomenalny rozdział, no w zasadzie tak jak każdy poprzedni ;)
    zastanawia mnie kwestia Snape tego czy stanął po stronie Harrego? jak się okazało, pomoc przyszła ze strony Slytherinu, no cudnie udało mu się pomóc Aragnogowi (czy jak to się pisze), zastanawiam się czy ta krew, która przypadkowo wpadła do kociołka nie zaszkodziła eliksirowi, och a później... bliźniacy tak na prawdę nie są po stronie Harrego..., smutno, przykro, że takich wielkich przyjaciół udawali... a potem, potem to już... ból, łzy, prośba w dzienniku i nasz kochany facet w cylindrze... czyżby stało się to z wizji Kasandry, że obaj są teraz w jednym czasie? no coz5jeszcze nie dojdzie do ich spotkania, nasz facio w cylinderku podrzucił dziennik należący do Harrego, ciekawe jak Tom na to zareaguje? ej czemu Abraxas zakosił dziennik? jedyne dobre to to, że go nie otworzy... ;) ciekawe jak Harry poradzi sobie w tym świecie? Ron bardzo źle się z tym wszystkim czuje... och ciekawi mnie jak się spotkają to zauważą, że dzieliły ich wcześniej lata...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń