poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Rozdział 21: Rozmowa w kąpieli

Jest dobrze, póki co ładnie wyrabiam się z rozdziałami. Mam nadzieję, że kolejny będzie planowo we wrześniu :) Dziękuję ślicznie za komentarze: 
Raisa: Haha znam te wewnętrzne podszepty które mówią nam zgoła dwie różne rzeczy... ;) Jak to piszę mam naprawdę wiele takich dylematów ^^
Osaki Nana: Nie zgodzę się, że nie wiele wnosi gdyż każdy wnosi naprawdę sporo w dalszy bieg historii a parę rzeczy musi zaistnieć bym mogła dalej pisać :) Zamierzam naprawdę się teraz trzymać planu rozdziału na miesiąc... 
Shiroxx X.: Haha nie wiem którą jesteś już osoba z kolei która mi to wypomniała, chyba do końca życia zapamiętam kwestię że Orion był ojcem Syriusza :) Nie miej miło, że się ujawniłaś, bo to chyba był twój pierwszy komentarz ^^ Dziękuję za uznanie odnośnie mojej pracy. 
Anonimowy: Dziękuję ślicznie za pochwałę i proszę na przyszłość o podpis gdyż lubię wiedzieć z którym konkretnie czytelnikiem mam do czynienia :)
M. Na moment wielkiego objawienia Przeznaczonego przyjdzie trochę poczekać, ale wiadomo to musi nastąpić, jako główny motyw całej historii, bo w końcu od tego się zaczęło... ;)
Queen of the wars in the stars: Cóż... chyba dobrze, że miałaś do nadrabiania więcej tekstu prawda? Ominął cie przynajmniej ten moment czekania pomiędzy rozdziałami ^^ Nie dziwię Ci się odnośnie małej intrygi Abraxas x Aren... Wszyscy wiemy, że zazdrosny Tom to to co lubimy najbardziej... Turniej Trójmagiczny jest potrzebny, ale wiadomo wszystko wyjdzie w trakcie ^^
Malinkaa246: Lubię zaskakiwać czytelników, choć nie zawsze będą one miłe :) To ja Dziękuję Tobie za komentarz i wsparcie ;*
Kiminari: Komanterz tasiemiec na koniec a co :) Nigdy nie jeździłam konno, mimo wszystko drogie hobby, ale bardzo lubię konie. Wspaniałe stworzenia. Też bardzo lubię YOI, ale jak oglądałam na bieżąco to był koszmar czekać tydzień na kolejny odcinek. Teraz bardzo przyjemnie ogląda mi się Hitorijime my hero. Opisy eliksirów przychodzą mi stosunkowo łatwo... ale to chyba dlatego, że na co dzień praktycznie mam z nimi sporo wspólnego ;) Choć nie chodzi wiadomo o te magiczne, choć wielka szkoda... Cóż Tom w swoich czasach jest jeszcze wrednym dupkiem Riddle'm :P Nie mógł być od razu wielkim złym i potężnym Voldemortem w końcu to wciąż nastolatek, potężny ale jednak młody. Hmm chyba jesteś ósmą osobą któa zwraca mi uwagę na temat Oriona, haha na zawsze zostanie w mym sercu fakt, że Orion jest ojcem Syriusza xD. No wypadek nie przemyślany, ale skutki były dosyć chyba ciekawe. Witam w fanklubie Abraxasa, też go uwielbiam, ale skończyłabym na stosie gdyby z Tomarry/Voldarry zrobiło się Abrarry xD. Akurat mojemu Harry'emu zostało z kanonicznego chyba fakt, że jeżeli chodzi o romanse to trochę wolno z tym u niego... ale na pewno jest większy progres niż u oryginału i nie sformułuje pocałunku jako "mokro" xd Jak sobie wyobrażam Toma? Zupełnie inaczej niż w filmach tak naprawdę :) Najczęściej to z artów a jak jest u Ciebie? Nie ma czym się chwalić odnośnie wyjazdu gdyż był to jeden wielki nie wypał przez skomplikowaną sytuację rodzinną przez którą byłam jednym kłębkiem nerwów i bez kija lepiej nie podchodzić. Teraz mam remont w mieszkaniu i co chwilę coś, dziś podczas wymiany gazowo hydraulicznej pękła mi ściana i muszę ją sama załatać więc muszą mi w tym pomóc internety. Cóż uczymy się całe życie... Powoli kończę Nie z Wyboru choć nie nienawidzę czytać na raty, ale sytuacja niestety nie dała mi wyboru, cóż za wspaniałe porównanie do tytułu Twojego opowiadania! Buziaki ;*



Betowała: Mato

Rozdział 21: Rozmowa w kąpieli

Po wyjściu Arena z Wielkiej Sali w grupie Riddle'a zapanowała chwilowa cisza. Właściwie każdy z tego grona z Tomem włącznie odprowadził chłopaka wzrokiem, po czym prefekt Slytherinu przeniósł spojrzenie na stół w zamyśleniu, a reszta towarzystwa skierowała wzrok na niego, wyraźnie czekając na jego reakcję.

Tom miał przez chwilę ochotę pójść za Greyem, ale powstrzymał się przed tym. Taki ruch zwróciłby niepotrzebną uwagę i pobudził do zbędnych spekulacji nawet jego grupę o innych nie wspominając. Poświęcił chwilę na zastanowienie się dlaczego zielonooki Ślizgon zareagował tak nerwowo na słowa dyrektora. Riddle, odkąd dowiedział się o zamyśle wznowienia Turnieju, uważał to za pomysł chybiony i mocno podejrzany. Nie mógł właściwie znaleźć żadnego sensownego powodu, jakiegokolwiek argumentu, który mógłby w tym momencie uzasadnić przywrócenie idei Turnieju. Teraz natomiast zaświtał mu pomysł, że Aren miał dużo większe pojęcie o co tu chodziło niż oni wszyscy razem wzięci. Większe nawet niż mieli nauczyciele, jak sugerowały informacje Toma, dotyczące tego szacownego grona. Według Riddle'a istniała możliwość, że nerwowa reakcja Greya wynikała z jego wiedzy o związku między wznowieniem Turnieju Trójmagicznego, a działaniami Grindelwalda. W związku z tym wszystkim Tom poczuł, że musi się za wszelką cenę dowiedzieć jakie jest powiązanie Arena z Czarnym Panem. Rozmyślania przerwał mu głos Oriona, który tym sposobem przełamał panującą w grupie ciszę:

– To było nieco dziwne ... – Na to stwierdzenie Tom zareagował błyskawicznie, postanawiając uprzedzić ewentualne, niepotrzebne szkody, jakie mogły spowodować plotki i dywagacje. Spokojnie rozejrzał się, sięgając wzrokiem również Ślizgonów spoza swojej grupy, którzy widzieli co się działo i oznajmił głosem nie znoszącym sprzeciwu, na tyle głośno, by tamci też usłyszeli:

– Jeżeli ktokolwiek z was rozpowie o tym co się przed chwilą stało, osobiście dopilnuję, żeby przez najbliższy miesiąc miał zarezerwowane łóżko w Skrzydle Szpitalnym. Czy to jasne? – Należący do grupy Toma bez słowa skinęli zgodnie głowami, a ci spoza grupy powtórzyli szybko ten gest, okraszając go rozmaitymi nerwowymi reakcjami: lekkim poblednięciem, dreszczami, głośnym przełykaniem. Tuż po tym, jakby na hasło, osoby spoza grupy zajęły się pilnie swoimi posiłkami. Po chwili ciszy zdecydował się odezwać Rudolf, którego wyraźnie nurtowała sprawa Greya:

– Wybacz moją śmiałość, ale dlaczego tak bardzo interesujesz się tym char ... nowym? – Tom zdecydował, że warto nieco uchylić rąbka tajemnicy, by uzasadnić jakoś swoje postępowanie:

– Jest w posiadaniu pewnych informacji, które mogą być dla nas bardzo istotne w przyszłości. – Tym razem Avery po chwili wahania zaryzykował pytanie, a raczej sugestię:

– Czy nie istnieje sposób, który mógłby przyspieszyć uzyskanie tych informacji? – Każdy z grupy wiedział, że chodziło o legilimencję. Przecież Tom był bez wątpienia uzdolniony w tej dziedzinie. Riddle zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Zdecydował, że konieczne jest przyznanie, że w tym wyjątkowym przypadku nie jest w stanie osiągnąć tego, czego chciał. Nie lubił przyznawać się do porażki, uznał jednak, że tym razem zrobi wyjątek:.

– Umysł chłopaka jest chroniony przez potężne zaklęcie. Nie ma do niego dostępu, a to oczywiście tylko podkreśla wagę tych informacji ...

– Więc pozostają inne sposoby, by wydobyć z niego potrzebne wiadomości. – Zasugerował Lastrange uśmiechając się nikczemnie, ale na to z kolei zareagował groźnym szeptem Abraxas:

– Radzę nie próbować tych twoich sposobów na Arenie, inaczej gorzko tego pożałujesz. – Rudolf wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na Toma, który jednak ograniczył się do obserwowania tej konfrontacji. Wątpił by Lastrange w jakiś znaczący sposób zaszkodził Greyowi. Wiedział co go czeka, jeśli bez wyraźnego rozkazu przesadzi. Co do Abraxasa to Riddle zauważył, że bardzo, może aż za bardzo wczuł się w swoją rolę, która polegać miała na zdobyciu zaufania Arena. Widział to, ale zdecydował, że dopóki będzie miał z tego korzyści, pozwoli Malfoyowi na kontynuowanie i pogłębianie tej znajomości. Mogą z tego wyniknąć same plusy. Jego myśli przeskoczyły na Turniej Trójmagiczny i ewentualnych uczestników. Riddle założył, że swój udział w Turnieju zgłoszą Abraxas bądź Orion, albo obydwaj. Pod względem mocy oraz zdolności wybijali się w jego grupie. Oczywiście nie dorównywali jemu samemu, ale w Turnieju powinno wystarczyć to co sobą reprezentowali. Kolacja zaczęła się ponad miarę przedłużać i Tom zaczynał się nudzić, dlatego postanowił wypytać Abraxasa o nowe wieści w kwestii Arena. Nie spodziewał się żadnych rewelacji, sam przecież też trochę się w tym czasie dowiedział, ale nie zamierzał z tego powodu rozluźniać smyczy Malfoyowi. Jasne było, że jeżeli wiadomości będą bezużyteczne, albo jeżeli Abraxas nie zdobył żadnej, Tom zadba o to, by Malfoy odczuł jego niezadowolenie i postarał się bardziej. Dlatego też zapytał:

– Jakieś nowe informacje Abraxasie? – Blondyn, który chyba przeczuwał jaki może być wynik tej wymiany zdań, najpierw spiął się nerwowo, co nie uszło uwadze Toma, ale po chwili zastanowienia odpowiedział:

– Dziś miał małe starcie z tą dziwną księgą w bibliotece. Pytał też czy jest jakieś zaklęcie, które pozwoliłoby mu wynieść książkę z Zakazanego Działu. Na święta zostaje w zamku.

– Dobra robota Abraxasie. – Usłyszał Malfoy w odpowiedzi, co go trochę zdziwiło. Relacja, którą zdał Tomowi nie wydawała mu się jakoś szczególnie istotna i wiele wnosząca, ale Riddle najwyraźniej był zadowolony. Humor mu się poprawił, za to samopoczucie Malfoya pogorszyło się zdecydowanie. Źle się poczuł z tym, że był zmuszony przekazywać wieści dotyczące Arena. Nie pocieszało go nawet to, że bez wątpienia Grey zdawał sobie sprawę z faktu, że on, Abraxas, należy do grupy Toma i że z tej racji może być zmuszony do wykonywania rozmaitych poleceń.

***

Aren musiał jak najszybciej wydostać się z zamku na świeże powietrze. Liczył na to, że cisza i rześki chłód pozwolą mu odgonić demony przeszłości, które go nawiedzały od momentu ogłoszenia tego nieszczęsnego Turnieju Trójmagicznego. Na dworze panował już mrok, ale nie powstrzymało to Arena przed szybką wędrówką. Zatrzymał się dopiero przed pomostem, oddychając ciężko i starając się za wszelką cenę opanować. W końcu ruszył dalej. Doszedł na sam koniec pomostu i tam stanął, wpatrując się w wodę, która połyskiwała srebrzystymi smugami w świetle księżyca. Zamknął oczy starając się uspokoić umysł. Zimne powietrze i plusk wody wydatnie w tym pomagały. Na koniec całkowicie się opanował i dopiero wówczas zdecydował się zastanowić nad wydarzeniami w Wielkiej Sali. Nie powinien reagować tak emocjonalnie. Fakt, że akurat ta reakcja nie bardzo od niego zależała i wypłynęła sama jakoś tak z głębi niego, nie poprawiał mu humoru. Miał nadzieję, że nie wzbudził powszechnej sensacji. Po odzyskaniu świadomości wydawało mu się raczej, że ludzie byli tak zaaferowani wiadomością o Turnieju, że nie zwracali na niego uwagi. Przecież gdyby jego zachowanie zwróciło powszechną uwagę nie obyłoby się bez szeptów, wpatrzonych w niego oczu i wytykania palcami. Co do tego miał w przeszłości wystarczająco dużo szans na obserwację. Zdarzało mu się wzbudzać podobne reakcje na tyle często, że właściwie patrzył pod tym względem z nadzieją na dalszą egzystencję tutaj. Wydawało się, że niezbyt wielu ludzi widziało jego kryzys i pomoc Toma. Oczywiście oprócz samego Riddle'a i jego grupy, ale nad nimi Tom jako przywódca, według Greya potrafił zapanować. Co gorsza Aren uświadomił sobie właśnie w tej chwili, że ma kolejny dług u Toma, Tym razem był to spory dług wdzięczności. Kiedy Aren ustalił wreszcie, że dzięki Riddle'owi uniknął sensacji i plotek, uspokoił się właściwie zupełnie. To pozwoliło mu też wrócić myślą do innego problemu. Dlaczego Turniej został wznowiony właśnie teraz? W 1994 roku, gdy sam był uczestnikiem tego wydarzenia mówiono im wyraźnie, że zostało wznowione po ponad dwustu latach przerwy. Nie cofnął się w czasie o dwieście lat. Tego Turnieju nie powinno być, a jednak … Musiała być jakaś konkretna przyczyna takiego działania. Może warto napisać o tym Kasandrze? Pewnie dowie się i tak w jutrzejszym porannym Proroku, ale czuł że powinien. Kiedy Aren podjął już tą decyzję, zdecydowanym krokiem ruszył w stronę sowiarni, równocześnie zastanawiając się co i jak przekazać wieszczce. Jedno było pewne, musiał ująć sprawę oględnie. W sowiarni wyjął pergamin, pióro i kałamarz z torby i przysiadł pod oknem próbując w świetle księżyca ułożyć list:

Droga Kasandro.
Być może już usłyszałaś o wznowieniu Turnieju Trójmagicznego.
Jeżeli jeszcze nie, to z pewnością przeczytasz o tym w porannym Proroku.
My dowiedzieliśmy się podczas kolacji. Jestem zaskoczony tą informacją.
Nie sądziłem, że zostanie przywrócony.
W szkole wszystko w porządku. Nie wychylam się i staram się
nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi.
Przez moją małą przypadłość, to nie stanowi problemu, choć prefekt
mojego domu zdaje się mieć mnie na oku.
Aren

Przeczytał całość dwa razy i stwierdził, że jakby ktoś postronny przejął ten list, to nic specjalnego by z niego nie wywnioskował. Ot, zwykły list koleżeński, informujący znajomą o rozmaitych szkolnych przypadkach. Nieistotne informacje, które były prawdą, a równocześnie dla kogoś, kto nie wiedział o Signum Temporis i związanych z tym wydarzeniach w życiu Arena, nie brzmiały podejrzanie i nie wnosiły nic interesującego. Pozwoliły ukryć w treści cały jego niepokój. Grey skinął głową sam do siebie i rozejrzał się za jakąś sową. Oczywiście w tym pomieszczeniu było ich wiele, ale którąś musiał wybrać. Jedna z nich zdawała się być aż nader aktywna: stroszyła i otrzepywała pióra, pohukiwała i skrzeczała. Przywołał ją i podał list głaszcząc po beżowych piórach. Była jedyną uszatką z tego co zauważył i wyglądała bardzo osobliwie. Zresztą niezbyt długo miał okazję ją podziwiać. Pogłaskana zahukała w odpowiedzi i poderwała się do lotu znikając po chwili w ciemnościach. Aren przeciągnął się, schował do torby swoje rzeczy i szybkim krokiem udał się w drogę powrotną do pokoju wspólnego Slytherinu. Wchodząc do środka odruchowo rzucił okiem na stałe miejsce zajmowane przez grupę Riddle'a i zdziwił się niepomiernie nie widząc tam nikogo. Zaskoczony omiótł wzrokiem cały pokój wspólny i napotkał zdecydowanie nieprzyjazne spojrzenie Rudolfa, który już po chwili podszedł i pchnął go na najbliższą ścianę celując w niego różdżką. Grey nie zamierzał dawać napastnikowi satysfakcji i obronnie zakpił, przy okazji nawiązując do wypadku Abraxasa:

– Zdaje się, że uwielbiasz atakować nie uzbrojonych ludzi. Pewnie również nie masz skrupułów, by atakować znienacka, najlepiej celując w plecy przeciwnika. – Widok szerokiego uśmiechu Lastrenge potwierdził jedynie jego domysły. Rudolf w odpowiedzi powiedział przyciszonym głosem:

– Słuchaj cholerny charłaku. Może Tom jest Tobą chwilowo zainteresowany, ale bądź pewien, że gdy już osiągnie swój cel, staniesz się na powrót niewidzialny … i zbędny. Ostrzegam Grey, mam Cię na oku i radzę byś okazywał mu należny szacunek, bo jeśli nie ...

– To co? Rzucisz na mnie Cruciatusa? Proszę bardzo, ale ciekawe co Riddle by na to powiedział. – Aren zdawał sobie sprawę, że grał w ryzykowna grę. Powoływał się na Toma, a przecież nie wiedział, czy Rudolf nie robi tego wszystkiego na jego rozkaz. Z drugiej strony nie zamierzał dawać sobą pomiatać, a nie bardzo jak miał się bronić:

– Pożałujesz tego. Naciesz się tym ulotnym zainteresowaniem. Tak samo zresztą jak tą śmieszną znajomością z Malfoyem. Oh ... to zdecydowanie zabawne. Myślę jednak, że tą rozrywkę zaplanuję sobie na inny raz. – Wycedził napastnik opuszczając różdżkę, a chwilę później także pomieszczenie. Grey lekko wzruszył ramionami i spokojnym krokiem udał się do swojego dormitorium. Tam napotkał pozostałych współlokatorów. Musiał kilkukrotnie upewnić Abraxasa, że na pewno wszystko z nim w porządku. Powiedział, że go trochę boli głowa i chce się wcześniej położyć. W efekcie otrzymał eliksir na ból głowy, który zażył chętnie, bo faktycznie głowa go rozbolała od tego wszystkiego.

***

Kasandra zaskoczona była szkolną sową, która zaczęła dobijać się do jej okna podczas kolacji, wydając z siebie głośne skrzeki. Wpuszczona do środka nie zaprzestała swojego „koncertu”, ani przed oddaniem listu, ani też po jego odebraniu przez wieszczkę. Kasandra zirytowała się wreszcie i zastosowała ostateczne środki, wyrzucając ptaka za okno i zdecydowanym ruchem zamykając je. Otworzyła list i szybko zerknęła na podpis. Bardzo szybko ustaliła, że list napisał Aren. Uśmiechnęła się do siebie i szybko przeczytała treść wiadomości. Zanim zdążyła się głębiej nad nią zastanowić, usłyszała ponownie głośny skrzek za oknem. Zerknęła w tamtą stronę i stwierdziła, że sowa nie dość, że nie odleciała, to jeszcze okazywała najwyższe niezadowolenie, że usunięto ją z domu. Ptak był wyraźnie rozjuszony i patrzył na nią przez szybę wręcz złowrogo. Kasandra z uśmiechem podeszła do okna i pokazała sowie w odpowiedzi język, zasłaniając kotary. Zanim odwróciła się od okna usłyszała za sobą głos:

– Oh jakie to dziecinne moja droga.

– Mieliśmy umowę, złamałeś ją! – Wieszczka zdecydowała się nie owijać niczego w bawełnę i od razu przejść do sedna sprawy. Odkąd przeczytała list Arena wiedziała, że to właśnie temu osobnikowi z tą jego nieodłączną laską i cylindrem, można przypisać sprawę Turnieju Trójmagicznego. Mężczyzna tylko zacmokał z dezaprobatą, sięgając do torby i wyciągając z niej butelkę wina.

– Przyniosłem wino. – Oświadczył i podszedł do barku po otwieracz i dwa kieliszki. Po chwili oba zapełnił rubinowym płynem, rozsiadając się w fotelu. Upił łyk zamykając oczy z przyjemnością i wyraźnie rozkoszując się smakiem alkoholu. Po chwili spojrzał na Kasandrę, która wydawała się być o krok od furii. Uśmiechnął się kpiąco i odpowiedział cytatem na jej oskarżenie – Tak, tak wiem, mieliśmy umowę, która brzmiała: „Pamiętaj, że masz nie ingerować w Hogwarcie w stosunki między Tomem, a Harry'm. Zakład obejmował tylko ścieżki i tego mamy się trzymać.” Tak to brzmiało. Powiedz mi teraz wobec tego, gdzie według Ciebie ingeruję w ich stosunki?

– Włączając Hogwart w Turniej naruszyłeś tą zasadę. – Sapnęła rozdrażniona wieszczka i wyciągnęła rękę po swój kieliszek. Wypiła zawartość szybko do dna, spoglądając w oczy mężczyzny wyzywająco.

– Naprawdę. Taki brak wyczucia i taktu przy tak doskonałym roczniku. Miałem nadzieję, że docenisz fakt, że tym razem postarałem się i to ja dostarczyłem alkohol. Gdybym wiedział, że tak potraktujesz mój prezent przyniósłbym po prostu Ognistą. – Po tym oświadczeniu skrzywił się na samą nazwę alkoholu i ponownie nalał sobie wina, tym razem jednak pozostawiając kieliszek Kasandry pusty. Po chwili wymownego milczenia, mężczyzna powrócił do głównego wątku rozmowy: – Nie ingeruję w ich stosunki. Przecież nie każę im brać udziału w Turnieju. Zresztą Twój chłopak nie jest nawet w stanie w nim uczestniczyć. Dlaczego zawsze oskarżasz mnie o jakieś niecne plany? – Na koniec wypowiedzi mężczyzna przybrał smutną minę i westchnął teatralnie choć uśmieszek, który niemal natychmiast po tym pojawił się na jego twarzy, zepsuł cały efekt.

– Wiem, że coś knujesz. Jeszcze nie wiem co. Widzę jednak, że bardzo dobrze się bawisz. Nie sądzisz, że posuwasz się trochę za daleko ze swoimi gierkami? – Mówiąc to, Kasandra usiadła naprzeciwko swojego rozmówcy, sięgając po butelkę. Nie udało jej się jednak napełnić kieliszka, bo z podziwu godnym refleksem, mężczyzna zabrał błyskawicznie trunek z zasięgu jej ręki, stawiając butelkę za sobą i mówiąc wyjaśniająco:

– Mogłaś wcześniej docenić mój dar. – W odpowiedzi rozzłoszczona Kasandra prychnęła, krzyżując ręce na piersiach i prawie warknęła:
– Skoro to wszystko, to zabieraj się do siebie.

– Nie mogę pozwolić byś była sama, skoro tak dawno nie rozmawialiśmy. Noc jeszcze młoda, a jak wiesz ja mam zawsze dużo czasu. – Usłyszał tylko dźwięk frustracji z jej ust, na który uśmiechnął się szeroko zupełnie nie zrażony.

***

Abraxas obudził się słysząc jakiś jęk. Otworzył oczy nasłuchując, ale po dłuższej chwili doszedł do wniosku, że musiało mu się coś przyśnić. Przymknął oczy zamierzając powrócić do krainy snu, ale w tym samym momencie znowu dobiegło go zduszone jęknięcie i odgłos wskazujący na miotanie się po łóżku. Wszystko to dobiegało bez wątpienia od strony łóżka Arena. Co się działo? Malfoy zerwał się szybko i chwytając swoją różczkę, rzucił słabe Lumos, by oświetlić łóżko Greya. Aren spał, ale kręcił się w pościeli i rzucał głową, co bardzo wyraźnie wskazywało na koszmary. Abraxas nie zastanawiając się długo rozciągnął zaklęcie wyciszające również na łóżko zielonookiego nowego Ślizgona. Po tym pochylił się nad Greyem zamierzając obudzić go z męczących snów, gdy usłyszał słowa:

– Cedrik ... przepraszam ... przepraszam, że Cię nie uratowałam. – Z kącików zamkniętych oczu śpiącego chłopaka popłynęły łzy, a Malfoy poświęcił sekundę na myśl „.. Cedrik? Kto to jest Cedrik? ...”. Po chwili jednak stwierdził, że zastanawianie się nad tym nie ma sensu, a ważniejsze jest obudzenie Arena choćby po to, by już się nie dręczył. Wyciągnął dłoń w stronę ramienia Greya i w tej samej chwili poczuł czyjąś rękę na swoim. Zadziałał błyskawicznie i instynktownie, obracając się i wbijając koniec różdżki w gardło stojącej za nim osoby. Przez moment trwała cisza, po czym zaatakowana osoba wolno uniosła ręce w górę w geście poddania i stwierdziła:

– Niezły refleks Abraxasie, ale zabierz już tę różdżkę, bo zaczynam się czuć nieswojo. – Tak głos, jak i światło różdżki pozwoliło na zidentyfikowanie intruza, którym okazał się Black. Abraxas zmrużył oczy w namyśle. Był pod wrażeniem umiejętności Oriona. Znalazł się w zasięgu zaklęcia wyciszającego niepostrzeżenie i jeszcze zdołał jego, Abraxasa zajść od tyłu. Istna myszka. Nie podobało się blondynowi to, że Black uważnie obserwował Arena, który wciąż był w świecie koszmarów. Na koniec Malfoy zdecydował: opuścił różdżkę, ale pozostał czujny. Należało jakoś rozwiązać tą patową sytuację, więc zapytał:

– Czego chcesz? – W tej samej jednak chwili Aren zaczął krzyczeć głosem pełnym bólu i desperacji i tak Abraxas, jak i Orion drgnęli zaskoczeni, wbijając wzrok w śpiącego. Malfoy zrobił ruch, jakby chciał zbliżyć się do Greya z pewnością w celu obudzenia go, ale Black powstrzymał go zdecydowanie. Rzucił wokół nich zaklęcie prywatności tak na wszelki wypadek i dopiero wtedy odpowiedział:

– Próbuję uchronić Cię przed błędem, który właśnie chcesz zrobić. – Blondwłosy Ślizgon spojrzał na niego z niezrozumieniem, po czym zerknął na Arena i znowu na Blacka, czekając na dalsze wyjaśnienia. Orion podjął więc dalej: – Masz świetną okazję, by się dowiedzieć co nieco o naszym nowym, tajemniczym koledze. Wcześniej wymówił czyjeś imię. Może wyjawi coś więcej? Jestem pewien, że Tom będzie zachwycony z tych informacji, a Ty próbujesz zaprzepaścić taką szansę ... – Abraxas zamrugał z niedowierzaniem, wzruszył ramionami i odpowiedział zdecydowanie:

– Powiedz mi, że żartujesz … mam pozwolić, by tkwił w tym koszmarze tylko po to, by zaspokoić Jego ciekawość?! Nie obchodzi mnie w tej chwili co i w jaki sposób chciałby uzyskać Riddle. Daj spokój Orionie i daj mi do podejść do Arena. Muszę go obudzić.

– Ty ... to zaszło już za daleko. Dlaczego nagle zaczęło Ci na kimkolwiek zależeć? Wcześniej wszyscy byli tylko zabawkami i pionkami w Twoich gierkach. Co się zmieniło? Nie rozumiem Twojego postępowania wobec Greya. Wytłumacz mi to. – Teraz na Oriona przyszedł czas jeśli chodziło o niedowierzający wyraz twarzy. Malfoy rzeczywiście postępował wobec Arena zupełnie inaczej. Jak nie on. Abraxas zerknął na rzucającego się we śnie Greya i odpowiedział z przejęciem w głosie:

– Nie wiem dokładnie dlaczego. On ... on jest inny. Nie patrzy na mnie tak jak wszyscy pozostali ludzie, którzy widzą jedynie nazwisko, własne ewentualne korzyści ze znajomości, pozycję społeczną mojej rodziny, albo pieniądze. Aren patrzy na prawdziwego mnie. Przy nim nie muszę używać tych wszystkich masek, które na co dzień przyodziewam. Właściwie … nawet jak używam przy nim maski, to on jakimś sposobem i tak doskonale widzi to, co jest pod nią. To wynika z jego zachowania, czy też aluzji słownych. Nie wiem jak to robi, ale zawsze mnie przejrzy. – Black słuchając tłumaczeń Abraxasa był wstrząśnięty. Rozumiał co Malfoy chce przez to wszystko powiedzieć, ale równocześnie wiedział, że z Tomem nie wolno zadzierać, ani pogrywać. Stawka była zbyt wysoka. To było zbyt niebezpieczne. Dlatego zdecydował, że spróbuje sprowadzić Abraxasa na ziemię, odwiedzie go od tych sentymentalnych bzdur i pogłębiającego się dążenia do przyjaźni z Greyem:

– Posłuchaj siebie! Co by powiedział Twój ojciec gdyby słyszał ten żałosny bełkot wychodzący z Twoich ust! Otrząśnij się! Aren jest tylko tymczasowym celem naszego Pana, a Ty utrudniając Riddle'owi dostęp do informacji tylko się pogrążasz. Wyobrażasz sobie co się będzie działo, gdy On się o tym dowie?

– Nie dowie się o ile mu nie powiesz. Jeśli powiesz natomiast, to rzeczywiście przekonam się o tym na własnej skórze. Odczuję to boleśnie, a może nawet zginę, ale to Ty będziesz miał moją krew na rękach. Jak widzisz doskonale zdaję sobie sprawę co robię i jakie konsekwencje poniosę gdyby co do czego. A teraz daj mi wreszcie obudzić Arena z tego koszmaru.

Po tej przemowie Orion zrozumiał, że nic nie wskóra. Malfoy wiedział doskonale co i dlaczego robi. W swoich działaniach nie był ani zaślepiony, ani zaczarowany, ani zakochany. Po prostu postanowił się zaprzyjaźnić i tyle. Black odczuł słowa Abraxasa jako szantaż, a po lekkim, przebiegłym uśmiechu jaki pojawił się na twarzy blondyna poznał, że tak było w istocie. Westchnął zrezygnowany, a uśmiech Malfoya się poszerzył, kiedy ten zrozumiał, że wygrał. Mimo, że od zawsze właściwie ze sobą rywalizowali, to równocześnie od tak samo dawna chronili się wzajemnie przed gniewem Toma. W tym samym momencie, kiedy Black zrezygnował z walki, Aren zaczął krzyczeć przez sen:

Kości ojca … dana nieświadomie ... Przestań! Ciało sługi ... Błagam niech się to utopi! ... Krew wroga ... Niech to umrze … niech umrze! … Nie!!! ...

– Zachowaj to dla siebie Orion. Idź do łóżka, niech Cię nie widzi kiedy go obudzę. I ani słowa Riddle'owi!

– Jesteś głupcem Abraxasie. Pożałujesz tego przywiązania. Wiesz o tym, że ujawniasz w ten sposób swoją słabość? – Abraxas nie skomentował tej wypowiedzi stając nad Greyem i wyczekująco patrząc na Oriona. Ten widząc, że nic więcej nie wskóra wyszedł z zasięgu zaklęcia wyciszającego, a po chwili położył się na własnym łóżku, odwracając się plecami do tamtej dwójki. Nie był w stanie na razie zasnąć, więc myślał nad tym co się wydarzyło. Abraxas grał w bardzo niebezpieczną grę, a on sam kryjąc Malfoya również się narażał. Nie zamierzał jednak wydać tamtych dwóch, a Abraxas doskonale zdawał sobie sprawę z tego faktu. Rozmyślania zmęczyły Blacka i wreszcie usnął.

Abraxas próbował delikatnie obudzić Arena, lekko potrząsając go za ramię, ale bardzo szybko przekonał się, że to na nic. Grey zbyt głęboko pogrążony był w koszmarze. Wciąż rzucał się na łóżku i miotał głową, a z zaciśniętych oczu płynęły mu łzy. Nie było wyjścia. Malfoy stanowczo chwycił leżącego za ramiona i silnie nim potrząsnął. To dało oczekiwany rezultat i już po chwili ujrzał otwierające się zszokowane, zielone oczy. Grey zamrugał nieprzytomnie dysząc ciężko, jak po długim i forsownym biegu. Nagle poderwał się do siadu rozglądając z prawdziwym przerażeniem. Moment później jego wzrok spoczął na Abraxasie i zielonooki chłopak znieruchomiał, widocznie uświadamiając sobie, że nic mu nie grozi. Przymknął oczy z widocznym wysiłkiem starając się zapanować nad oddechem. Kiedy już przynajmniej po części mu się udało, na powrót spojrzał na stojącego przy nim spokojnie, milczącego Malfoya. Przyjrzał mu się uważniej, jakby dopiero dotarło do niego kim jest będący tuż przy nim człowiek, przetarł twarz, objął się ciasno ramionami próbując zapanować nad drżeniem ciała. Po długiej ciszy Aren zdecydował się zapytać:

– Czy kogoś jeszcze obudziłem? – Głos miał schrypnięty, ale już opanowany.

– Nie, kiedy tylko Cię usłyszałem, rzuciłem zaklęcie wyciszające na obydwa nasze łóżka. – Malfoy posłużył się częściową prawdą, nie chcąc ujawniać wcześniejszej obecności Blacka. Nie było takiej potrzeby. Grey i tak nie czuł się w tym momencie komfortowo, było to widać. Pewnie wolałby, żeby nikt nie widział tego co się z nim działo w czasie snu. Przez chwilę panowało milczenie, po czym Aren zapytał:

– Czy ... coś mówiłem? – W pierwszej chwili Abraxas chciał zaprzeczyć, ale przemknęło mu przez myśl, że być może imię, które usłyszał jest dla Arena jakoś ważne. Może kiedyś będzie chciał o tamtym człowieku porozmawiać. Malfoya zaskoczyło, ale też i bardzo zainteresowało to, co usłyszał później razem z Orionem. Miał nadzieję, że może i do tego w rozmowach z Greyem uda mu się wrócić, dlatego zmienił zamiar i niepewnie poinformował:

– Padło imię. Cedrik. Przepraszałeś go kilka razy za to, że go nie uratowałeś, ale nic więcej. Padły też słowa, które brzmiały jak ... jakiś rytuał. Czarnomagiczny rytuał … – Aren drgnął wyraźnie, przygryzł lekko wargi, a po chwili powiedział:

– Przepraszam, że Cię obudziłem ... i dziękuję. – Po tych słowach smutno uśmiechnął się do Malfoya, ponownie przecierając wciąż jeszcze lśniące od nie do końca osuszonych łez oczy, a Abraxas nie zastanawiał się długo, spontanicznie pochylił się i objął go w geście pocieszenia ku własnemu zaskoczeniu. Nie miał zwyczaju, ani tendencji do takich reakcji. Grey nie odsunął się. Siedział jednak sztywno, jakby nie wiedział jak zareagować, co mówiło samo za siebie i było dla Abraxasa zupełnie jasne. Zielonooki chłopak podobnie jak on sam nie przywykł do przytulania. Pod tym względem mieli najwyraźniej podobne doświadczenia. Abraxas nie do końca rozumiał własne postępowanie, ale postanowił nie rezygnować tym bardziej, że Grey wsparł się o niego przyjmując w końcu taki gest pocieszenia. Blondyn przysiadł więc przy nim, poprawił chwyt i czekał, aż tamten się uspokoi, przestanie dygotać, a najlepiej zaśnie. Dość długo trwało nim bliskość drugiego człowieka wpłynęła uspokajająco na Arena, ale wreszcie przestał drżeć i zaczął przysypiać. Malfoy wstał wtedy, pozwalając Greyowi się ułożyć i dopilnował, by chłopak się przykrył, po czym wrócił na swoje posłanie i zasnął głęboko.

Rano Aren obudził się, a raczej został obudzony przez Abraxsasa trochę niewyspany po nocnych przejściach. Początkowo czuł się zażenowany, ale Malfoy ani słowem, ani zachowaniem nie wykazywał, że cokolwiek się w nocy wydarzyło, za co Aren był mu niepomiernie wdzięczny. Takie postawienie sprawy przez blondyna, pozwoliło Greyowi dość szybko wrócić do równowagi i przygotować się do wyjścia na śniadanie. Do Wielkiej Sali wyruszyli razem, ale tuż przed drzwiami zielonooki Ślizgon zaproponował, by siedli z dala od Toma i reszty, co zostało przez blondwłosego chłopaka zaakceptowane. Aren nie czuł się bowiem na siłach po nocnych niepokojach, by wystawić się dobrowolnie na ogień dociekliwych, wnikliwych pytań Toma i reszty na temat wczorajszej utraty świadomości przy stole. Nie wątpił, że takie pytania by padły, a na razie nie chciał wracać myślami do Turnieju Trójmagicznego w swoich czasach i tragicznych wydarzeń z nim związanych. Posiłek jadł pozornie spokojnie, ale równocześnie rozglądał się po sali, jak mu się wydawało, dyskretnie. Nikt nie rzucał mu jakiś dziwnych spojrzeń, ani nie obgadywał za plecami. Właściwie to absolutnie nikt nie zwracał na niego uwagi, ku jego uldze. Doszedł więc do niezwykle pozytywnego wniosku, że jego niedyspozycja nie została powszechnie zauważona. Od razu poczuł się lepiej. Pozostawała jeszcze oczywiście kwestia grupy Riddle'a. Grey nie był w stanie zapanować nad wzrokiem, który jakby bez udziału jego woli poszybował w stronę Toma i otaczających go uczniów. Ku własnemu zaskoczeniu napotkał uważne i skupione spojrzenie Oriona, który przez moment na niego patrzył, po czym spokojnie powrócił do rozmowy z Avery'm. Okazało się, że te jego manewry nie pozostały nie zauważone, bo nagle usłyszał głos Abraxasa:

– Nie przejmuj się tak Aren i daj już spokój temu rozglądaniu się. W końcu zwrócisz tym na siebie uwagę i ktoś gotów dojść do wniosku, że coś kombinujesz. To dopiero będzie podejrzane. Zachowuj się jak zwykle. – Grey przyjął tą łagodną krytykę, a zarazem naukę spokojnie:

– Masz rację, straciłem trochę kontrolę nad sobą, ale już wszystko w porządku. – Po tych słowach odetchnął głęboko i powrócił do posiłku, ale po chwili, pomiędzy kolejnymi kęsami wrócił do nurtującej go sprawy: – Jeszcze raz dziękuję za wczoraj. Mam też prośbę, czy mógłbyś o tym nikomu nie wspominać? – Zadał to pytanie tak na wszelki wypadek, chociaż właściwie przeczuwał, że blondyn dochowa jego tajemnicy:

– Masz moje słowo. Możesz mi zaufać. – Abraxas uśmiechnął się ciepło, a Aren uwierzył w to zapewnienie.

***

Popołudniowe zajęcia odbywały się w cieplarni profesora Beery'ego, który był dziś w wyjątkowo ponurym nastroju. Stojący obok Malfoy szepnął na ten widok Arenowi, by się nie wychylał pod żadnym pozorem, bo profesor przy takim nastawieniu bywał nieprzyjemny w obyciu. Oczywiście Grey przyjął to ostrzeżenie z wdzięcznością i wziął sobie radę do serca. Z przykrego doświadczenia wiedział jacy mało przyjemni, a wręcz dokuczliwi potrafią być „nieprzyjemni w obyciu” nauczyciele.
Dzisiejsze zajęcia polegały na nawożeniu kłaposkrzeczek, które po dodaniu zbyt dużej ilości nawozu zaczynały się wić i skrzeczeć z niezadowolenia ogłuszająco. Paru uczniów już zdążyło przedawkować nawóz, co kosztowało ich utratę punktów. Aren pracował pilnie i równocześnie dyskretnie obserwował nauczyciela, który rzeczywiście miał minę jak chmura gradowa i jak się zdawało, podobny humor. Chłopak zastanawiał się, co mogło wpłynąć na nastrój profesora. Grey polubił Beery'ego od pierwszych zajęć. Ocenił go jako świetnego nauczyciela, który wiedzę na temat magicznych i nie magicznych roślin miał opanowaną doskonale, a przede wszystkim widać było, że to co robi, wykonuje z prawdziwą pasją. Zielarstwo traktuje nie tylko jako pracę, ale i hobby. Przede wszystkim zaś umie o swoim zajęciu opowiadać niezwykle zajmująco. Mimo to byli uczniowie, do których taki sposób przekazu nie docierał i próbowali okazać to na swój sposób. Aren doskonale widział jak kątem oka profesor obserwował uczniów, którzy okazywali całkowite znużenie, lekceważąc przedmiot. W takich momentach Barry przypominał mu trochę Hagrida podczas zajęć.

W pewnym momencie przypomniał sobie, jak zdarzyło mu się zostać po lekcjach po to, by zapytać nauczyciela odnośnie tej, czy innej rośliny. Za pierwszym razem profesor był tak zaskoczony jego zainteresowaniem, a chyba przede wszystkim faktem, że ktoś został po lekcjach, by uzyskać wiedzę, że chwila minęła zanim zebrał myśli. Kiedy jednak ochłonął ze zdumienia, zrobił Greyowi naprawdę wyczerpujący wykład. Aren przypomniał sobie na przykład szeroką demonstrację nauczyciela na temat właściwości i różnic pomiędzy tak prozaicznymi wydawałoby roślinami jak pietruszka i trybula. Ich zielone części okazały się być do złudzenia podobne, ale właściwości jednak miały inne. I to nie tylko właściwości w mugolskim rozumieniu tego słowa, czyli przyprawowe i ziołolecznicze. W eliksirach, w połączeniu z niektórymi magicznymi składnikami, działanie obu roślin diametralnie się zmieniało, a natka pietruszki w pewnych specyficznych warunkach wykazywała nawet działanie silnie trujące. Nie była co prawda w stanie zabić, ale doprowadzić człowieka do silnych torsji owszem, mogła. Aren otrząsnął się ze wspomnień i zabrał do pracy, robiąc miejsce przy „swoich” czterech doniczkach. Stojący obok Malfoy już był w trakcie dodawania nawozu, stopniowo dostarczając go jednej ze swoich uciążliwych roślin, która w pewnym momencie zaczęła cicho kwilić. Abraxas czujnie przestał sypać, ale kiedy kwilenie nie cichło, szybko zagarnął garść ziemi, dosypał do doniczki i roślina zamilkła. Najwyraźniej w ten sposób kryzys został zażegnany. Grey, uważnie obserwujący poczynania Abraxasa skinął głową z uznaniem i postanowił pójść za jego przykładem.

Rudolf obserwował z oddali Greya, Malfoya i ich wzajemne relacje na co dzień uważnie. Znał Malfoya na tyle długo by wiedzieć, że tak jak przy tym nowym nie zachowywał się nigdy. Nie uśmiechał się delikatnie i zdecydowanie nie pokazywał tej strony siebie. Czy to oznaczało, że Malfoyowi zaczęło na kimś zależeć? Rudolf początkowo ignorował te sygnały, ale im dłużej je widział, tym bardziej zaczynały go intrygować. Przez lata szukał słabego punktu Abraxasa, ale nigdy by się nie spodziewał, że będzie nim ktoś taki jak ten charłak. Nie było mowy o pomyłce! Dzisiaj też zerkał na tą dwójkę co jakiś czas. Widział jak na początku lekcji rozmawiali cicho między sobą, a później każdy z nich zajął się swoimi roślinami, ale to wystarczyło, by rozdrażnić Lestrange'a. Zacisnął dłonie w pięści co nie uszło uwadze Mulcibera, który spojrzał na niego z pytaniem w oczach. Początkowo Rudolf go zignorował obmyślając niecny plan, który wykluł mu się w umyśle. Rozejrzał się po otoczeniu wyszukując osoby i przedmioty, które mogły by mu się przydać i dopiero wtedy odezwał się cicho do Mulcibera:

– Pamiętasz Albercie, że wciąż jesteś mi winien przysługę? – Mówiąc to przeniósł wzrok na Malfoya i Greya, wskazując zagadniętemu cele. Stojący obok Albert najpierw przyjrzał mu się, a następnie podążył wzrokiem w tym samym kierunku i zapytał:

– Co mam robić? – Rudolf lekko się na to uśmiechnął. Lubił w Mulciberze właśnie to, że niezależnie o co go poprosił, Albert nigdy nie pytał o powód, choć pewnie się domyślał. Wystarczyło wyjaśnić co się chciało, a on po prostu przechodził do realizacji. Tak jak teraz:

– Zrób zamieszanie, by przyciągnąć uwagę wszystkich z Beery'm włącznie. Najlepiej zrób to tak, by wina spadła na kogoś innego. A jeszcze lepiej byłoby, żeby dało się obwinić na przykład charłaka.

Albert skinął lekko głową w odpowiedzi potwierdzając, że usłyszał i skupił się na obmyślaniu sposobu realizacji zlecenia. Po chwili już wiedział co i jak zrobi. Musiał tylko wybrać odpowiednią chwilę. Długo nie musiał czekać na okazję. Nadarzyła się, gdy Aren poszedł po kolejną porcję nawozu. Mulciber ruszył za nim pod tym samym pretekstem. Zaproponował Greyowi pomoc w przesypaniu go z worka do wiadra. Aren przyjął pomoc skinięciem głowy, więc Albert przeszedł do czynu, specjalnie napełniając wiadro do pełna. Domyślał się, że Grey tego nie skomentuje i nie skrytykuje. Tak było w istocie. Aren w milczeniu skinął mu głową w podziękowaniu, chwycił ciężkie wiadro i zaczął wracać do swojego stanowiska pracy. Mulciber szedł za nim, bo pracował z Lestrange kilka stanowisk dalej, więc teoretycznie jego intencje były szczere. Oczywiście jedynie pozornie. Kiedy Grey był już właściwie przy swoim stanowisku i stawiał wiadro przy roślinach, Albert udał potknięcie i wpadł na niego „niechcący” z rozmachem, powodując że cała zawartość wiadra wysypała się na Greya i Malfoya kłaposkrzeczki. Oczywiście rośliny momentalnie zaczęły przeraźliwie skrzeczeć i nadmiernie rosnąć oraz wić się w każdym kierunku, powodując ogólny zamęt i harmider. Mulciber w tym całym zamieszaniu postarał się w miarę dyskretnie wycofać mając świadomość, że Aren i tak doskonale będzie zdawał sobie sprawę komu zawdzięcza cały ten chaos i niewątpliwą karę, nadciągającą wraz z osobą nauczyciela.

Lastrange był pod wrażeniem rezultatu poczynań Alberta. Nawet gdyby w tej chwili rozebrał się do naga nikt by na to nie zwrócił uwagi. Kłaposkrzeczki Greya i Malfoya były zbyt absorbujące i ogłuszające. Nie tracił czasu i korzystając z zamieszania szybko podbiegł do rogu szklarni, gdzie rosła mała, niepozorna roślinka. Szybko za pomocą magi uciął jedną gałązkę i zabezpieczając ją magicznie schował do swojej torby, po czym prędko wrócił do swojego stanowiska. Był na to najwyższy czas. Wystarczyło teraz udać zainteresowanie spektaklem rozgrywającym się przy stanowisku Greya i Malfoya, by nie odstawać od reszty klasy. Tymczasem do dwu pechowych Ślizgonów zdążył podejść profesor Beery, szybko niwelując skutki nadmiaru nawozu za pomocą magii i dodając coś do ich doniczek. Rośliny prawie natychmiast się uspokoiły. Rudolf pogratulował sobie w myślach szybkości. Chwila spóźnienia i mógłby podpaść nauczycielowi. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy usłyszał rozwścieczony głos profesora, który nieomal warknął w stronę obu jego zdaniem winowajców:
– Kto jest odpowiedzialny za ten cały bałagan! – Aren lekko się wzdrygnął na te słowa, ale nieznacznym ruchem powstrzymując Abraxasa przed odezwaniem się, odpowiedział z odpowiednią dozą skruchy w głosie:

– Przepraszam profesorze to moja wina. Byłem nieuważny. – Oczywiście doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to Albert na niego wpadł, ale trudno byłoby udowodnić, że zrobił to celowo. Aren zresztą miał nadzieję, że był to jednak przypadek. Jeśli nie, to cała rzecz byłaby przeprowadzona tak zgrabnie, że należałoby może ją i podziwiać, gdyby nie skutkowała niechybną karą. Westchnął w duchu z pewną rezygnacją, widząc cień zaskoczenia na twarzy nauczyciela, który jednak szybko doszedł do siebie i zaordynował:

– Szlaban dziś o dwudziestej. Masz się tutaj zjawić i nie radze się spóźnić choćby sekundy, zrozumiano? – Aren skinął głową twierdząco, a Berry rzucił już do całej klasy: – Koniec lekcji! Wynoście się! – Nikt o zdrowych zmysłach po tak rzuconym rozkazie, nawet nie pomyślał o tym by się ociągać, czy też zostać.

***

Aren udał się do biblioteki, by w spokoju przeczekać tam do obiadu. Właściwie zdążył wybrać książkę, zająć miejsce przy stoliku i ledwo napocząć tekst, kiedy dołączył do niego Malfoy, który bez słowa przysiadł się do stolika. Wyciągnął książkę do transmutacji i zaczął czytać, od czasu do czasu notując. Pomimo, że Abraxas nie był ani hałaśliwy, ani w jakikolwiek inny sposób dokuczliwy, Aren nie mógł się skupić na nauce i w końcu zamknął własną książkę. Wyprostował się, wygodnie rozparł na krześle i trochę bezmyślnie zaczął śledzić poczynania blondyna. Malfoy tymczasem chyba nawet nie zarejestrował, że stał się obiektem obserwacji, bo nadal pisał coś zawzięcie ledwie na chwilę odrywając się od pergaminu, by pomyśleć. Grey zauważył u niego osobliwy i trochę zabawny obyczaj przygryzania lekko końcówki pióra podczas rozmyślań. Po dobrej chwili na twarz Abraxasa wypłynął lekki uśmiech, po czym blondwłosy Ślizgon odłożył pióro i z widocznym triumfem zwinął pergamin. Kiedy zauważył wpatrzone w siebie zielone oczy zamarł na moment, nareszcie zdając sobie sprawę, że jest obserwowany:

– Coś nie tak?

– W zasadzie to nie. – Wymijająco odpowiedział Aren przyłapany na gapieniu się i momentalnie uwolnił Malfoya od swojego spojrzenia. Starał się szybko wymyślić jakiś pretekst, który wyjaśniłby jego zachowanie i po chwili wpadł na pomysł: – Właściwie, to się zamyśliłem nad tym szlabanem. Jak myślisz, co będzie moją karą? – Abraxas przyjął takie wytłumaczenie, rozluźnił się w widoczny sposób i odpowiedział:

– Cóż, ciężko stwierdzić, ale skoro to Zielarstwo to pewnie coś z roślinami. No tak, nie bardzo Ci pomogłem, bo tyle pewnie i sam wymyśliłeś. Z drugiej strony słyszałem, że w zeszłym roku ktoś mocno podpadł Beery'emu i za karę musiał zbierać odchody testrali, potrzebne podobno jako składnik do autorskiego nawozu naszego szanownego nauczyciela Zielarstwa. Miejmy jednak nadzieję, że w Twoim przypadku nie będzie tak źle. Chociaż dziś był cholernie ponury i prawdę mówiąc trudno stwierdzić co wymyśli.

– Nie pomagasz. – Westchnął ciężko Aren, po czym zgrabnie, choć dość drastycznie zmienił temat: – Co sądzisz o Turnieju? – Zaskoczenie na twarzy Abraxasa było zupełnie szczere, a odpowiedź ostrożna:

– Myślę, że chciałbym wziąć w nim udział. – Grey nie wątpił, że ta ostrożność związana jest z tym, że Abraxas nie bardzo wiedział w jaki sposób Aren związany jest z kwestią Turnieju Trójmagicznego. Blondwłosy Ślizgon bez wątpienia był przekonany, że jakiś związek tu zachodzi. Słusznie wnioskował o tym po reakcji zielonookiego chłopaka, jaka nastąpiła po ogłoszeniu reaktywacji Turnieju, stąd ostrożność. Aren to rozumiał, dlatego postanowił nieco złagodzić obawy Malfoya:

– Już dobrze, nie musisz uważać na to co mówisz Abraxasie. – Po usłyszeniu tego Malfoy wyraźnie poczuł się zakłopotany, na co Aren uśmiechnął się lekko i kontynuował spokojnie: – . Po prostu jeśli o mnie chodzi samo wydarzenie, to znaczy Turniej, jest z czymś powiązany i ... i to po prostu ... nie jest dobre wspomnienie. To znaczy od tamtej pory miewam koszmary, ale daję sobie radę. Po prostu powróciły przykre wspomnienia i gdyby ... – Aren nagle przerwał i zbeształ się w myśli. Sam zaczął już się gubić we własnym bełkocie, a co dopiero ktoś, kto nie wiedział co działo się podczas pamiętnego Turnieju w przyszłości. Tymczasem Abraxas wyraźnie otrząsnął się z chwilowego zakłopotania i odpowiedział uspokajająco:

– Jeżeli nie czujesz się komfortowo, jeżeli trudno Ci o tym mówić, nie zmuszaj się. Naprawdę doceniam, że pozwoliłeś mi się do siebie zbliżyć na tyle, byśmy mogli swobodnie rozmawiać. To rzadkość. Sądzę, że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że właściwie tylko przy Tobie nie przybieram ostatnio żadnej maski. – Malfoy odpowiedź zakończył uśmiechem, który Aren odwzajemnił. Po chwili jednak powrócił do pierwotnego tematu:

–Jesteś pewien, że chciałbyś zgłosić swoją kandydaturę do Turnieju? Czytałem o tym i wiem, że to naprawdę nie są ani żarty, ani przelewki. To niebezpieczna gra, w trakcie której można stracić zdrowie, a nawet życie. – Aren nie zamierzał póki co uchylać rąbka tajemnicy i powoływać się na własne uczestnictwo i doświadczenia. Trudno byłoby przedstawić sprawę tak, by nie ujawnić, że rzecz działa się w przyszłości. Właściwie było to niemożliwe, więc ograniczył się do swojej teoretycznej wiedzy, niby pozyskanej właśnie w czytelni. Chciał ostrzec Abraxasa, bo właściwie, ku własnemu zdziwieniu naprawdę się o niego martwił. W odpowiedzi usłyszał:

– Zdaję sobie sprawę z ryzyka. Są jednak spore plusy. Samo uczestnictwo znacznie zwiększa możliwości przyszłych propozycji zatrudnienia. Już po szkole, rozumiesz. Nie muszę być zwycięzcą. Wystarczy, że Czara Ognia mnie wybierze. Uczestników jest zaledwie trzech, więc ich nazwiska będą znane powszechnie i zapamiętane, a przecież Czara nie wybrałaby spośród tylu propozycji byle kogo. Jakiegoś słabego maga. Zainteresowanie Turniejem i jego uczestnikami będzie duże, ponieważ jak wiesz został wznowiony po tylu latach. Oczywiście zdaję sobie również sprawę z tego, że nie jest pewne, czy zostanę wybrany. Może wcale nie, ale mimo to chcę spróbować. – Abraxas pominął oczywiście kwestię wymagań rodzinnych z jednej strony i nakazu Toma z drugiej. Ojciec blondwłosego Ślizgona nigdy by mu nie darował, gdyby chociaż nie spróbował wystartować w Turnieju. Abraxas był o tym przekonany. Sława, którą pozyskałby, gdyby został wybrany, rzutowałaby na nazwisko Malfoy i promieniowałaby na całą rodzinę, a takiej okazji jego ojciec nie przepuściłby za nic. Pod taką presją Abraxas przewidywał już z góry, że właściwie nie będzie miał wyjścia i złoży swoją propozycję uczestnictwa. Czy zostanie wylosowany, to już inna kwestia.

Aren doskonale rozumiał pobudki, które kierowały Abraxasem, ale nie zmieniło to w żaden sposób jego podejścia do tej sprawy. Wciąż nie mógł pozbyć się obaw. Wiedział jednak, że siedzący przed nim Ślizgon dogłębnie wszystko już sobie przeanalizował i nie było sensu próbować go od przyszłej decyzji odwodzić. Pokiwał więc jedynie w zamyśleniu głową do swoich myśli, po czym pod wpływem nagłego olśnienia, znieruchomiał i niepewnie zerknął na blondyna. Tak właściwie, jeżeli chciał się czegokolwiek dowiedzieć na ten konkretny temat, to nie było innej osoby, którą mógłby o rzecz całą zapytać, tylko Abraxas. Aren lekko odchrząknął, po czym zaczął:

– Czy ... – Malfoy cierpliwie czekał, aż Grey zdecyduje się wyartykułować pytanie, co szło mu z trudem i tym bardziej ciekawiło Abraxasa: – Czy ... Riddle chce wziąć również udział w Turnieju? – No tak, teraz już Malfoy nie dziwił się wahaniu zielonookiego rozmówcy, za to miał niepowtarzalną okazję przyjrzeć mu się w momencie, gdy ten był skrępowany. Taka reakcja trochę zaskoczyła Abraxasa, dlatego do swojej odpowiedzi wplótł także odpowiednie pytanie:

– Z tego co mi wiadomo, to Tom nie zamierza brać w nim udziału. Dlaczego pytasz? – Malfoy z zaciekawieniem czekał na komentarz Arena. Zielonooki chłopak praktycznie nigdy nie wspominał o Riddle'u, dlatego teraz Abraxas po prostu płonął z ciekawości, co też chodzi Greyowi po głowie:

– Po prostu wydaje się być najbardziej odpowiednią osobą, jeżeli chodzi o udział w tym wydarzeniu. I wiesz, to nie tak, że uważam, że jesteś słaby czy coś … To takie stwierdzenie wynikłe z … właściwie to z obserwacji. Po prostu Riddle ma w sobie coś takiego ... Nie wiem jak to określić nawet ...

– Taaa ... nie wysilaj się, wiem o czym mówisz. Jest dosyć charyzmatyczną osobą, za którą chce się podążać. – Abraxas nagle umilkł, zdając sobie sprawę z tego co powiedział. Spojrzał szybko na Arena, ale ten zupełnie nie zareagował na niebaczne słowa. Za to wydawał się być zainteresowany czymś, co działo się gdzieś z boku. Abraxas powiódł wzrokiem w kierunku, w którym spoglądał Grey i zauważył, że z bibliotekarką rozmawia obiekt ich niedawnej rozmowy, czyli Riddle. Malfoy wrócił wzrokiem do Arena, ale ten nadal wnikliwie obserwował Toma. Abraxas stwierdził, że powinien odciągnąć uwagę Greya od Riddle'a, dlatego cicho odchrząknął, co przyniosło oczekiwany efekt. Aren drgnął i po chwili znów skupił uwagę na nim:

– Oh, przepraszam. Zamyśliłem się. – Abraxas skinął głową na zgodę, ale w środku skręcał się cały z ciekawości. Chciałby wiedzieć o czym zielonooki myślał patrząc na Toma, że tak go to pochłonęło. Po chwili jednak uniósł lekko brew w zdziwieniu obserwując poczynania chłopaka. Tymczasem Aren bez zastanowienia, nie wracając póki co do rozmowy spuścił wzrok na leżącą przed nim publikację, otworzył ją na dowolnej stronie i szybko chwycił za pióro, wracając pozornie do nauki. Jakoś przeczuwał, że tak będzie lepiej, zwłaszcza dla Abraxasa. Malfoy jeszcze chwilę patrzył na niego, po czym spojrzał w stronę Toma. Bibliotekarki już przy nim nie było, a Riddle właśnie umieszczał w torbie jakieś dwie książki. Kiedy skończył, nagle odwrócił się w kierunku ich stolika, co trochę zmartwiło Abraxasa. Tom skupił jednak póki co uwagę wyłącznie na Greyu, który nadal pisał coś na pergaminie, sprawiając wrażenie pochłoniętego do reszty pracą. Malfoy obserwujący na wszelki wypadek Riddle'a zauważył, że ten patrząc na Arena ma jakiś specyficzny, trudny w jego wypadku do zinterpretowania wyraz twarzy. Kojarzyło się to Abraxasowi z zachłannością, zaborczością. Tak przynajmniej zinterpretował by podobny wyraz twarzy u innych, ale u Toma takie emocje w związku z drugim człowiekiem właściwie jak dotąd się nie pojawiały. To po raz kolejny było niezwykle zdumiewające. Abraxas nie miał jednak czasu, by dogłębnie przemyśleć sytuację, bo nagle wzrok Toma przesunął się na niego i spojrzenie oraz twarz prawie natychmiast się zmieniło. Po kręgosłupie Malfoya przebiegł dreszcz przerażenia, tak intensywnie i niemal fizycznie odczuł ostrość tego wzroku. Nie wytrzymał długo jego naporu i odwrócił oczy od swojego Pana. Kiedy po chwili kontrolnie i niepewnie zerknął w tamtym kierunku Toma już nie było. Wyszedł.

***

W drodze na obiad Aren rozważał spory dylemat. Z jednej strony wypadało podziękować wreszcie Riddle'owi za wcześniejszą pomoc, ale z drugiej nie chciał tego robić przy całej jego świcie. Dlatego też podjął decyzję i usiadł na swoim zwyczajowym miejscu z dala od grupy Toma. Abraxas musiał porozmawiać z Blackiem więc podszedł do grupy, ale nie usiadł razem, tylko odwołał Oriona w inne miejsce z dala od Toma i reszty. Tym sposobem Grey został sam, ale nie przeszkadzało mu to. Przynajmniej miał czas pomyśleć. Spojrzał na magiczne płomienie Czary Ognia, która od niedawna stała się dodatkowym wyposażeniem tej sali, podziwiając ich niezwykłą barwę i zamyślił się głęboko nad przeszłością. Miał świadomość, że roztrząsanie przeszłości jest bezsensowne, ale nie potrafił nie myśleć. Zwłaszcza o Cedriku. Czara nasunęła mu wspomnienie wydarzenia, które analizował już niezliczoną ilość razy: co by się stało gdyby nie zaproponował Cedrikowi wspólnego chwycenia za puchar. Jedno wydawało się być pewne. Puchon na pewno by przeżył. Aren nieodmiennie dochodził do wniosku, że ta śmierć była jego winą nawet jeśli nie uświadomioną i że już zawsze będzie mieć krew Cedrika na rękach. Westchnął niecierpliwie i oderwał myśli od smutnych wspomnień, mimochodem kierując wzrok na Abraxasa i Blacka. Sądząc po ich minach nie prowadzili przyjemnej rozmowy. Zdawali się wręcz o coś kłócić. Nie zauważył wcześniej jakichś tarć między nimi, dlatego zdziwił go ten spór, który obserwował. Z zamyślenia wyrwał Arena dźwięk spadającej przed nim koperty. Zamrugał szybko zaskoczony i zdezorientowany, jednak szybko przypomniał sobie, że przecież była w tej rzeczywistości jedna osoba, która znała jego sytuację i jak najbardziej mogła do niego napisać. Prawdę mówiąc sam przecież tą wymianę korespondencji zapoczątkował. Rozerwał kopertę wyciągając list, zerknął najpierw na podpis przekonując się, że faktycznie był to list od Kasandry, po czym zajął się czytaniem:

Kochany Arenie.
Nawet nie wiesz jak bardzo zaskoczyła, ale i ucieszyła mnie Twoja
wiadomość. Ostatnio, czyli od wczorajszego wieczora w gazetach nie
piszą o niczym innym tylko o Turnieju Trójmagicznym, to istna sensacja.
Myślę, że jednak, że nie masz czym się martwić.
Pamiętaj tylko, by trzymać się z dala od tego wydarzenia!
Cieszę się, że się zaadaptowałeś i dostosowałeś jakoś do braku magii.
Z pewnością jest to dokuczliwy i denerwujący stan.
Zdaję sobie sprawę jak może być Ci ciężko.
Nie przypominam sobie jednak bym kazała Ci nie wychylać się
czy też nie zwracać na siebie uwagi. Nie jesteś niewidzialny.
Nie jesteś też szarą, nie zwracającą na siebie uwagi myszką.
Takie rzeczy zawsze się zdarzają, a ja chciałabym,
byś nareszcie zaczął żyć po swojemu, przestrzegając tylko naszej
małej tajemnicy. Wydaje mi się, że coś musiałeś przeskrobać skoro
Prefekt Twojego domu ma Ciebie na oku ...

Ps: Sowa, którą do mnie wysłałeś była jakaś nawiedzona! Słowo
daję! Pierwszy raz w życiu bałam się sowy!

Ps2: List spłonie chwilę po przeczytaniu.
Kasandra

Kiedy Grey skończył czytać, list faktycznie stanął w płomieniach zaskakując kilka najbliższych osób. Na ich spojrzenia Aren wzruszył tylko ramionami i wrócił do posiłku. Uśmiechnął się lekko przypominając sobie co pisała Tralawney o sowie. Faktycznie, akurat ten ptak wydawał się trochę narwany i pewnie dlatego zwrócił na siebie uwagę w sowiarni. Najważniejsze jednak, że dotarł tam gdzie trzeba i dostarczył przesyłkę. Zastanowił się nad pozostałą częścią listu. Na pewno zamierzał trzymać się jak najdalej od Turnieju. Kasandra miała rację, że być może za bardzo się spinał. W końcu przecież, dopóki sam nic nie powie o swoim pochodzeniu, ta informacja nie ma prawa wypłynąć. Dziękował w duchu Kasandrze za to, że zapieczętowała jego umysł. Cała wiedza w nim zawarta mogłaby wpaść w bardzo niepowołane ręce Riddle'a. Przecież już próbował. Mimochodem spojrzał w stronę Prefekta Ślizgonów, ale z zaskoczeniem stwierdził, że jego miejsce było puste. Rozejrzał się szybko i zauważył, że ten właśnie przechodzi przez drzwi Wielkiej Sali i to bez żadnego członka świty. Była to idealna okazja, by podziękować bez świadków. Dlatego też Grey nie bardzo się zastanawiając, wstał szybko od stołu i szybkim krokiem podążył za Tomem.

Tom nie miał dziś humoru i sam do końca nie znał powodu takiego stanu rzeczy. Na szczęście członkowie jego świty byli na tyle wyczuleni, że również to zauważyli i trzymali się z daleka od niego, na tyle na ile było to możliwe. Podczas obiadu nikt go nie zaczepiał, z czego Riddle był zadowolony. Z Wielkiej Sali wyszedł jako jeden z pierwszych, by wykorzystać czas na przemyślenie pewnych rzeczy. Szedł niespiesznie i rozmyślał. Zauważył, że Abraxas znacząco zbliżył się do Arena na tyle, że obaj wydawali się być w swoim towarzystwie dość zrelaksowani. W zasadzie tego właśnie oczekiwał w nadziei, że dzięki temu Malfoy będzie w stanie uzyskać dla niego więcej informacji. Z drugiej jednak strony jakoś irytował go widok tej dwójki. Ku własnemu zdziwieniu stwierdził, że nie drażni go sam fakt przyjaźni, ale osoba Abraxasa obok Arena. Czyżby dopadła go tak trywialna przypadłość jak zazdrość? Tom potrząsnął z niedowierzaniem głową w odpowiedzi na swoje myśli, po czym zastanawiał się dalej. Ucieszyło go w zasadzie, że Grey ma dziś szlaban z Beery'm. Przynajmniej nie będzie rozglądał się za Abraxasem i może innymi, gdy pójdą na spotkanie z nim, Tomem. Tak, czekał na to zebranie niecierpliwie. Zamierzał dziś wyładować trochę frustracji. Dawno tego nie robił. Może zainicjuje jakiś pojedynek, za który karą będzie przyjęcie paru opracowanych przez niego klątw. Tom zdecydował w myśli, że to doskonały pomysł, który wymagał jednak kilku przygotowań. Jego myśli podryfowały dalej i znowu dotarły do osoby nowego Ślizgona. Oczywiście nie uszło uwadze Toma, że Grey dostał dziś list, a zwłaszcza fakt, że list ten po przeczytaniu spłonął. Byle wiadomość nie byłaby obwarowywana takimi zabezpieczeniami, dlatego można było przyjąć, że zawierał interesujące i wymagające tajemnicy wieści. Niestety, wraz z samounicestwieniem listu, wiadomości były nie do uzyskania, bo umysł chłopaka był, jak na własnej skórze odczuł Tom, doskonale chroniony. Była to wielka szkoda. Na pewno wśród informacji zawartych w liście znalazłoby się coś, co mógłby w jakiś sposób wykorzystać. I jeszcze feralnie dla całej sprawy, Malfoy nie siedział w czasie obiadu przy Arenie, więc na bieżąco nie mógł o nic pytać.
Podczas rozmyślań, Tom stopniowo posuwał się po korytarzach Hogwartu, zbliżając się do pokoju wspólnego Slytherinu. Właśnie skręcił w korytarz, który doprowadziłby go wprost do drzwi salonu, kiedy usłyszał za sobą pospieszne kroki. Poczuł rozdrażnienie i szybko odwrócił się z zamiarem przeklęcia delikwenta przeszkadzającego mu w myśleniu. Do klątwy jednak nie doszło, bo za sobą zobaczył nieco zdyszanego pośpieszną wędrówką Arena. Zielonooki chłopak zatrzymał się przed nim, wyraźnie mając jakąś sprawę. Riddle przyglądał się przez chwilę chłopakowi, czekając aż zdradzi z czym do niego przyszedł. Aren też chwilę milczał uspokajając oddech, po czym zaczął:

– Powinienem to zrobić wcześniej, ale jakoś nie było okazji. – Tom podniósł wymownie brew. Nie bardzo rozumiał na razie o co chodzi zielonookiemu, ale postanowił nie przerywać mu, domyślając się, że powoli dojdzie do sedna: – No dobra, może okazja była, ale nie chciałem za bardzo przy świadkach. A chodzi o to, że chciałem podziękować za to co zrobiłeś wtedy, podczas kolacji. Naprawdę to doceniam. – Aren wyrzucił z siebie te słowa jednym tchem, a jego twarz wyrażała prawdziwą wdzięczność, co Tom obserwował z zadowoleniem, zastanawiając się równocześnie, czy Grey świadomie pozwolił opaść z twarzy masce. Riddle poczuł, że humor mu się troszkę poprawia pod wpływem tego widoku. Nie chciał jeszcze kończyć tej rozmowy, więc postanowił odpowiedzieć w nieco inny sposób niż miał w zwyczaju:

– Proszę bardzo. Czujesz się już lepiej? – Grey zdawał się być zaskoczony takim obrotem spraw, ale szybko się opanował i odpowiedział:

– Tak. Wszystko gra.

– Przyznam, że w związku z tym miałbym ochotę zapytać Cię teraz o sporo rzeczy, ale podejrzewam, że nie odpowiesz na moje pytania. – Na twarz Arena powróciła maska, kiedy obronnym tonem stwierdził:

– Podejrzewam, że nie. I nie myśl sobie, że zapomniałem o tym co próbowałeś zrobić jakiś czas temu. – Tom oczywiście spodziewał się takiego obrotu spraw, więc tylko skinął głową w odpowiedzi. Widział w zielonych oczach, że chłopak chciał go jeszcze o coś zapytać, ale postanowił na razie zakończyć rozmowę na tym etapie. Sam był ciekawy, co jeszcze może chcieć Aren, ale gra musiała się toczyć i stwierdził, że jego celom lepiej posłuży jeśli poczeka, aż Grey znowu do niego przyjdzie na rozmowę. Dlatego też nie ociągając się dłużej odwrócił się i po prostu odszedł, pozostawiając Arena w korytarzu.

***

Grey zjawił się przed cieplarnią kilka minut przed dwudziestą. Zapukał i wszedł do środka, ale okazało się, że profesora jeszcze nie było. Nie pozostało nic innego jak poczekać, dlatego zajął jedno z krzeseł i z braku zajęcia zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Widać było, że profesor Beery uwielbia przedmiot, którego naucza. Neville byłby zachwycony jakby zobaczył to co i w jaki sposób było tu robione. Po tej myśli Aren potrząsnął ze zniecierpliwieniem głową, mentalnie przywołując się do porządku. Tamto życie już nie istniało. W końcu miał okazję odzyskać utraconą kontrolę nad swoim życiem. Mógł je poprowadzić tak jak chciał, bez Czarnego Pana czyhającego na każdym kroku na niego. Oczywiście teoretycznie i oficjalnie w tych czasach również ściga go czarnoksiężnik, ale to na szczęście tylko przykrywka. Czytał trochę o Gellercie Grindelwaldzie i prawdę mówiąc nie rozumiał jego działań. Gazety pisały, że próbuje ujawnić magiczny świat przed mugolami oraz chce doprowadzić do tego, że to oni, mugole, będą się ukrywać. To było bez sensu, tym bardziej, że czyny raczej przeczyły tej teorii. Dlatego Aren nadal nie miał wyrobionej opinii o teraźniejszym czarnoksiężniku. Czuł jednak przez skórę, że chodzi o coś zupełnie innego. Arena zastanawiało też co innego. Stawiał sobie po cichu pytanie dlaczego Dumbledore, potężny przecież mag, będzie czekał jeszcze aż dwa lata, by pokonać ostatecznie Gellerta. To było właściwie nielogiczne. Rozmyślania ucznia przerwał wchodzący do cieplarni profesor Beery, który podając mu płaszcz zaordynował:

– Widzę że jesteś punktualnie. Doskonale. Ubierz się, bo wychodzimy. – Po tym stwierdzeniu nauczyciel na moment wszedł do jednego ze składzików, niewątpliwie po jakieś potrzebne mu akcesoria.

Aren nie protestował i posłusznie ubrał nieco za duży płaszcz. Profesor po chwili powrócił ze sporej wielkości torbą i wyszli obaj na zewnątrz. Grey szedł za nauczycielem, zastanawiając się, co też można o tej porze roku robić na dworze w kwestii zielarstwa. Była w końcu zima. Po drodze natknęli się na woźnego, którego Beery poinformował o szlabanie Arena oraz o fakcie, że jego wykonywanie może się przedłużyć, tak że trudno określić o której wrócą do zamku, po czym wyszli na zewnątrz. Panował już zmrok, więc Beery wręczył Greyowi lampę i ruszyli przed siebie. Aren nie wytrzymał długo i zapytał:

– Co będziemy robić profesorze?

– Pójdziemy kawałek w głąb Zakazanego Lasu. Rośnie tam pewna roślina, którą chcę zdobyć. Ponieważ zmuszony byłem dać Ci szlaban na dzisiaj, pójdziemy razem. Właściwie traktuję Twoją obecność jako pomoc, a nie karę, ale przecież nie mogłem próbować tłumaczyć tego woźnemu, więc … – Aren z lekkim zdumieniem zauważył uśmiech na twarzy profesora, który kontynuował: – Pan Carpe jest bardzo zasadniczy i wątpię, by nie poinformował dyrektora o moich nocnych eskapadach z uczniami, które byłyby innymi rodzajami spotkań niż szlaban. – Uczeń przyjął słowa nauczyciela trochę z niedowierzaniem, a trochę i z ulgą. Wyraźnie Beery był w lepszym humorze niż za dnia. To chyba ogólnie dobrze wróżyło tej wyprawie. Przynajmniej nie musiał obawiać się jakiegoś nagłego wybuchu i kolejnej kary. Dlatego też postanowił wrócić do meritum sprawy:

– Gdzie rośnie ta roślina profesorze i co to jest?

– Szukamy ciemiernika. Rosną nieopodal małego jeziorka w Zakazanym Lesie. Będziemy zbierać liście, a jeżeli jeszcze będą, to i owoce, czyli takie długie, wielonasienne mieszki. Owoce trzeba zbierać o tej porze delikatnie, żeby ich nie naruszyć. Pęknięte nie nadają się do użycia, przynajmniej dla nas. Natomiast co do liści, to staraj się ich przy zbieraniu nie przełamać. Mają niezwykle intensywny, ostry zapach. Na dłuższą metę nie do zniesienia. No i ze złamanych liści wycieka sok, a glikozydy w nim zawarte, nie przetworzone i w większej ilości mogą być trujące także dla nas, magów. Oczywiście na wszelki wypadek mam odtrutkę, ale lepiej byśmy nie musieli jej stosować. Zabrałem Cię ze sobą, ponieważ zamierzam zebrać więcej tego surowca. Potrzebny jest mi do badań. Przyznam, że w wersji pierwotnej zamierzałem poprosić Cię o przysługę któregoś dnia i zaprosić do nocnej współpracy. No, ale wyszło jak wyszło i na koniec dał znać o sobie mój temperament. Skończyło się na szlabanie. Nie miej mi tego za złe. W sumie na jedno wyszło zresztą. – Wyjaśnił Beery uśmiechając się do Arena, na co chłopak odpowiedział:

– Oczywiście, że nie mam Panu tego za złe. Opanowanie kłaposkrzeczek jest problematyczne. Postaram się następnym razem być bardziej uważny. – Aren wciąż jeszcze miał wątpliwości, czy to co zrobił Mulciber było wypadkiem. Faktem było, że tamten Ślizgon czasem wydawał się nieobecny duchem, jakby żył we własnym świecie. Nie zamierzał jednak roztrząsać tego zdarzenia przy profesorze, więc skupił się na pokonywaniu trasy.

Okazało się, że jeziorko w lesie było tym samym nad którym Aren ratował w swoich czasach graniana. Dlatego też obudziły się w nim te wspomnienia. Brakowało mu w tych czasach różnych zaprzyjaźnionych stworzeń. Choćby granianów, czy Pogina. Co do tego ostatniego, to miał nadzieję, że w końcu zaprzyjaźnił się ze Szpilką. W tym momencie jego melancholię rozproszyła gałąź świerka, która litościwie pacnęła go w policzek. Westchnął ciężko i ruszył szybszym krokiem za profesorem, który właśnie zatrzymał się przy jakiejś roślinie. To musiała być ta, której szukali. Zresztą, kiedy Aren rozejrzał się wzdłuż brzegu, ujrzał przynajmniej jeszcze kilkanaście egzemplarzy sporych, prawie metrowych krzewów o grubych liściach. Profesor wyjął z torby pojemnik i ostry nożyk i zgrabnym, pewnym ruchem naciął liść tuż u nasady, tak, że oddzielił go od łodygi, ale nie uszkodził. Po chwili to samo zrobił z drugim i trzecim, po czym spojrzał pytająco na Arena, który skinieniem potwierdził, że wie już w czym rzecz, po czym sięgnął po kolejny pojemnik i jeszcze jeden nożyk, przeniósł się do drugiego krzewu i zaczął zbierać liście. Początkowo nie szło mu to zbyt sprawnie, a jeden z liści nawet naciął zbyt wysoko i miał okazję zapoznać się z zapachem wydzielanym przez sok tych roślin, ale z czasem zbiór wychodził mu coraz lepiej. Po pewnym czasie obydwa pojemniki były pełne, a profesor zdążył zebrać ostrożnie kilkanaście owoców ciemiernika i wprost promieniował zadowoleniem. Zabezpieczył wszystkie zdobycze przed zgnieceniem i umieścił w torbie, którą zarzucił na ramię. Aren obserwował te działania w milczeniu, ale w końcu nie wytrzymał i zapytał o coś, co gnębiło go już przy zbiorze:

– Dlaczego akurat w nocy chciał Pan zbierać te rośliny? – Beery trochę się zawahał zanim odpowiedział:

– Te rośliny ... prawdę mówiąc są zakazane przez Ministerstwo. W czystej postaci surowce z nich pobierane są silnie trujące. Przez to służą do tworzenia trucizn, trujących eliksirów. Podczas badań naukowych prowadzonych nad tą rośliną było wiele wypadków w tym jeden śmiertelny i to dlatego zakazano używania tej rośliny. Uważam jednak, że to błędne postępowanie. Co prawda tworzenie eliksirów mnie nie interesuje, ale zamierzam w innym kierunku skierować swoją uwagę, na przykład na tworzenie płynów chroniących rośliny przed niektórymi szkodnikami. Sądzę też, chociaż tego nie sprawdzono dotąd, że po odpowiednim przetworzeniu i przygotowaniu można by tą roślinę wykorzystywać przy dezynfekcji, ale to już oczywiście kwestia eliksirów. Wszystko to na razie jest teorią i podlega jedynie moim niesformalizowanym badaniom, ale mam nadzieję przynajmniej pierwszą hipotezę sprawdzić. – Aren słuchał w milczeniu, idąc obok profesora w stronę zamku. Rozumiał fascynację nauczyciela, ale postanowił zahaczyć go o zupełnie inną kwestię, która nasunęła mu się na myśl:

– Profesorze, skoro ta roślina jest nielegalna, dlaczego mnie Pan zaprosił do jej zbioru? Nie uważa Pan, że lepiej byłoby to zrobić po cichu samemu? Dlaczego Pan sądzi, że nie zgłoszę tego dyrektorowi? – Ku zdumnieniu Greya Beery najpierw spojrzał na niego, a później zaczął się cicho śmiać. Na koniec zaś oznajmił:

– Myślę, że tego nie zrobisz. Różnisz się od uczniów z Twojego domu, mimo że typowe ślizgońskie cechy również posiadasz. Jesteś typem eksperymentatora. A skąd o tym wiem? Widzisz, ściśle współpracuję z profesorem Slughornem i uwierz mi, że właściwie za każdym razem kiedy się z nim widzę po dłuższym, czy też krótszym czasie wypływa temat Twojej osoby. Oh, nie masz się czego wstydzić! – Berry widząc zmieszanie na twarzy ucznia widocznie postanowił go uspokoić, a później kontynuował: – Wypowiada się w Tobie tylko w pochlebny sposób i Merlin mi świadkiem, że czasem aż sam jestem ciekawy niektórych zastosowań roślin. Wasze dyskusje są intrygujące, fascynujące wręcz. I powiem szczerze, że słuchając o nich robię się zazdrosny. – To oświadczenie było zdumiewające i prawdę mówiąc Aren nie spodziewał się tego typu stwierdzeń po tym profesorze. Trochę skrępowany zdecydował się zapytać:

– Nie rozumiem za bardzo ... Dlaczego Pan miałby być zazdrosny?

– Masz naprawdę bardzo przejrzysty, a zarazem analityczny, dociekliwy umysł i kompletnie inne podejście do nauki. My ze Slughornem jesteśmy w stanie zauważyć to i docenić, bo znamy to z autopsji. Zauważyliśmy tą cechę niezależnie, ja na przykład podczas naszych pozalekcyjnych rozmów, podczas których pytałeś o niektóre rośliny. Wtedy zorientowałem się dlaczego Horacy jest tobą taki podekscytowany. Ostatnio stwierdziłem, że chciałbym również nieco z Tobą podyskutować w nadziei, że odświeży to mój umysł i spowoduje, że kilka projektów badawczych, z którymi stoję w miejscu, ruszy do przodu. Może zainspirujesz mnie jakimś nowym pomysłem, albo choćby zasugerujesz coś, o czym nie pomyślałem. Oczywiście współpraca ze mną będzie się wiązała z pewnymi korzyściami. Tak dla równowagi. Widzisz, nie chcę się chwalić, ale mam naprawdę bardzo dobrą rękę do roślin, co chyba nie powinno dziwić. Faktem jest, że czasem udaje mi się wyhodować jakiś nowy gatunek, czy odmianę. Zyskiem dla Ciebie byłoby to, że miałbyś dostęp do tych roślin, a właściwie wszystkich roślin, które posiadamy w cieplarni. Daję Ci nie tylko możliwość korzystania z mojej pracy i autorskich roślin, ale również być może bardziej efektywnego eksperymentowania podczas warzenia eliksirów. W końcu odkrywanie zastosowań roślin i rozmaitych interakcji powinno Ciebie, mnie, a także Horacego interesować. Korzyści będą wzajemne.

Aren nie odpowiedział na tą propozycję, ale czuł, że przemawia ona do niego pełnym głosem. Już w tej chwili chciałby wiedzieć co to za autorskie rośliny profesor wyhodował. Na pierwszy rzut oka ta współpraca naprawdę przyniosłaby im wszystkim wiele korzyści. Ale wolał póki co wstrzymać się z decyzją i przeanalizować tą propozycję na spokojnie. Dlatego też zaczął z nieco innej beczki:

– Teraz trochę lepiej rozumiem dlaczego chciał Pan, żebym uczestniczył w łamaniu prawa. – Oznajmił niby poważnie Aren, uważnie przyglądając się widocznej w świetle latarni twarzy nauczyciela, całkiem jeszcze młodego człowieka o falowanych, sięgających ramion włosach, które od czasu do czasu odsuwał, gdy wpadały mu do oczu. Był szczupły, ale miał zwinne ruchy i wyglądał na wysportowanego. Na koniec Aren nie wytrzymał i zachichotał cicho, a profesor odpowiedział na to także uśmiechem. Kiedy chłopak opanował rozbawienie zapytał: – Czy nie był aby profesor Ślizgonem? – Na tak zadane pytanie uśmiech Beery'ego poszerzył się, ale odpowiedź trochę zaskoczyła Greya:

– Uczyłem się w Durmstrangu. Prawdę mówiąc, odkąd pracuję w Hogwarcie, czasem zastanawiam się w jakim domu bym wylądował, gdybym uczył się w tej szkole. Bardzo mnie niekiedy kusi, by zakraść się do gabinetu dyrektora i założyć Tiarę Przydziału. Sądzisz, że by mi odpowiedziała? – Ostatnie pytanie zostało zadane z pełną powagą, a Aren zaczął podejrzewać, że Tiara jednak mogłaby wskazać profesorowi Gryffindor. Włączył się do zabawy i z powagą odpowiedział:
– Być może. W końcu co ma robić biedny magiczny artefakt, który jest wyciągany tylko raz do roku. Przynajmniej miałby miłą odmianę. Nie prościej byłoby jednak po prostu zapytać dyrektora, czy nie udostępniłby na moment starego kapelusza?

– Wtedy całemu przedsięwzięciu nie towarzyszyła by żadna zabawa, ani dreszczyk emocji. – Odpowiedział konspiracyjnie nauczyciel. Na takiej dyskusji minęła im dość szybko droga i niedługo potem stanęli przed schodami prowadzącymi do głównego wejścia do zamku. Profesor zatrzymał się tam na chwilę w zamyśleniu, po czym stwierdził: – Wejdę bocznym wejściem, będzie bliżej do cieplarni. Dziękuję za pomoc. Przemyśl sobie to co powiedziałem i daj znać, jaką decyzję podjąłeś. Aren w odpowiedzi skinął głową.

To wyraźnie wystarczyło nauczycielowi, bo nie przedłużając odwrócił się i poszedł w kierunku drugiego wejścia. Aren także postanowił już wejść do zamku, bo mroźny wiatr dawał mu się we znaki, gdy z prawej strony zamigotało na błoniach, dość daleko, przy prawym narożniku budowli, małe światełko. Na początku myślał, że to po prostu mu się przywidziało, ale dokładniejsze przyjrzenie się nic nie zmieniło. Światełko wciąż tam błyszczało. Grey zawahał się przez chwilę, czy warto podejmować ryzyko, ale jakiś cień jego gryfońskiej przeszłości musiał tu zadziałać, bo w rezultacie ciekawość w nim zwyciężyła i poszedł w tamtym kierunku. Im bliżej był plamki światła tym stawała się wyraźniejsza. Kiedy dotarł dostatecznie blisko, by zobaczyć trochę więcej, zauważył w tym świetle zarys sylwetki kobiety, która po chwili zniknęła, a światełko pojawiło się chwilkę później i dużo dalej. Arenowi ta sylwetka coś przypominała, ale nie był do końca pewien, dlatego nie zastanawiając się wiele zaczął biec w stronę oddalającej się poświaty. Kiedy zamajaczyło przed nim ogromne drzewo właściwie był już pewien, że ma rację i kobietą, którą ujrzał w świetle była driada. Tak bardzo chciał odnowić tą znajomość, że nie pomyślał o otoczeniu. Wyszło mu z głowy, że nawet w jego czasach wielkie drzewo okalało bagno, które miejscami przemieniało się w stawek. Dlatego też wbiegł z rozpędu na ten grząski i zdecydowanie podmokły teren, zamaskowany teraz śniegiem i lodem. Dopiero chrzęst pękającego lodu przywrócił mu pamięć, niestety trochę zbyt późno. Wpadł w wodę do pasa i dałby sobie rękę uciąć, że usłyszał w tym momencie znajomy chichot dobiegający od strony siedziby driady. Niezbyt o tej porze roku przyjemna przygoda ostudziła Arena w zamiarach i zmusiła do odwrotu. Kiedy starał się wydobyć z wody, oczywiście nie obyło się bez zamoczenia i reszty ubrania. Pozostawał mu już tylko szybki powrót do zamku, bo mroźny powiew powodował, że przemoknięta odzież nieprzyjemnie ocierała się i ziębiła ciało. Chłopak w połowie drogi, mimo że biegł, zaczął szczękać z zimna zębami. Kiedy wreszcie dotarł do drzwi głównych zamku, był siny z zimna, skostniały i prawie stracił czucie w dłoniach i stopach. Przeklinał w duchu swoją głupotę i ciekawość.

Mokry i zmarznięty Aren z ulgą zamknął za sobą drzwi wejściowe do zamku, odcinając się w ten sposób od przejmującego wiatru. Na szczęście nie trafił na woźnego. Za to kiedy był w drodze do swojego pokoju wspólnego, natknął się na prefekta Krukonów. Rozpoznał w nim tego samego chłopaka, z którym niedawno miał mało przyjemną pogawędkę odnośnie Abraxasa.

– Co tutaj robisz o tej godzinie? Już dawno jest po rozpoczęciu ciszy nocnej. Wszyscy uczniowie powinni już być w pokojach wspólnych. – Takie oczywistości rozzłościły Arena, ale powstrzymał się na razie od ostrej odpowiedzi. Nie umniejszało to faktu, że miał ochotę przekląć tego bufona zwłaszcza teraz, kiedy mokre ubranie nie poprawiało jego samopoczucia, a zgrabiałe z zimna ciało powoli zaczynało przypominać sopel lodu. Przemówił jednak spokojnie:

– Wracam ze szlabanu z profesorem Beery'm. Jeżeli mi nie wierzysz sam go zapytaj. Powinien być w tej chwili nadal w cieplarni. Jeżeli to wszystko to pozwól, że już sobie pójdę. Muszę się przebrać. – Po tym oświadczeniu Aren chciał wyminąć rozmówcę, ale zatrzymało go stanowcze pchnięcie, a później słowa:

– Widzę, że nie wziąłeś do siebie moich słów odnośnie Malfoya. Jak możesz być takim głupcem? Widać gołym okiem, że manipuluje Tobą i … – Grey teraz już nie wytrzymał. Było mu lodowato zimno, był mokry, a ten tu zamiast jak na prefekta przystało pomóc woli ględzić, urządzać sobie długie dysputy i jeszcze obrażać ludzi. Warknął więc ostro w odpowiedzi:

– Nawet jeśli, to nie jest twoja pieprzona sprawa! Odwal się i daj mi wreszcie przejść!

– Dziesięć punktów od Slytherinu za obrażanie prefekta. – Oznajmił sucho, ale z pewną satysfakcją w głosie Krukon, nie przesuwając się nawet o milimetr. Greya nie poruszyła zupełnie utrata punktów, ale drażnił go ten człowiek do tego stopnia, że był gotów, jeśli ten tam nie przepuści go natychmiast, przejść do rękoczynów. Już zamierzał ponownie przejść do ofensywy, gdy usłyszał zza pleców Krukona jedwabisty głos Toma:

– Czy nie sądzisz, że za bardzo naprzykrzasz się mojemu domownikowi? – Słowa zostały wypowiedziane niemalże szeptem, ale efekt był taki jakby Riddle ryknął Krukonowi do ucha. Chłopak wzdrygnął się na sam dźwięk tego głosu i zrobił krok w bok, równocześnie odwracając się do mówiącego. Odsłonił w ten sposób przed wzrokiem Arena postać Toma, który wciąż mierzył różdżką w stronę prefekta Ravenclawu. Krukon zbladł tymczasem jak ściana. Riddle niewzruszony kontynuował tym samym tonem: – Chłopak Ci wszystko wyjaśnił, więc dlaczego wciąż go zatrzymujesz? Radzę, byś w tej chwili opuścił to miejsce. Natychmiast. Drugiej szansy nie będzie.

Krukonowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Kiedy tylko Tom opuścił różdżkę, prefekt Ravenclawu odwrócił się i bez słowa czym prędzej odszedł, nawet się nie oglądając. Aren uśmiechnął się z mściwą satysfakcją i bez udziału woli zaszczękał pokazowo zębami z zimna. Widząc to Tom, również się uśmiechnął przyglądając mu się uważnie. Zielonooki chłopak dygotał właściwie cały czas i był siny z zimna. Riddle postanowił działać. Nie pytając o nic wziął nagle Greya za rękę i zaczął iść szybkim krokiem wzdłuż korytarzy, a wkrótce potem również po schodach. Aren przez pewien czas szedł bezwolnie, bo ruch rozgrzewał go trochę, a ręka Toma była ciepła i przyjemnie promieniowała na skostniałą dłoń. Poza tym zaskoczenie nie pozwoliło mu na wykrztuszenie słowa przez jakiś czas. W końcu jednak ochłonął i rzucił:

– Gdzie mnie prowadzisz? Dormitorium jest zgoła w przeciwnym kierunku.

Tom pominął pytanie milczeniem, bo doszedł do wniosku, że ich cel nie był już daleko, więc Grey sam się wkrótce przekona o co chodziło. Riddle w czasie całej wędrówki po korytarzach z Greyem w formie pakunku, zastanawiał się co też musiał robić ten intrygujący zielonooki Ślizgon, że skończył w takim stanie? Oczywiście Tom nie zamierzał zapomnieć prefektowi Krukonów z kim zadarł. Nie miał w zwyczaju zapominać, ale „wypłata” mogła poczekać. Wreszcie osiągnęli piąte piętro i minęli posąg Borysa Szalonego. Po skręcie w lewo Tom odliczył czwarte drzwi i wymawiając krótkie hasło „ Zimowe rozgrzanie” otworzył wejście, które ukazało łazienkę prefektów. Obaj wraz z Arenem przekroczyli jej próg.

Aren znał tą łazienkę. Było to kolejne miejsce, które przypominało mu Cedrika. W tych czasach łazienka była nieco inna na szczęście, więc skojarzenie nie uderzyło Greya aż tak mocno. Gdy tylko weszli do pomieszczenia woda zaczęła od razu napełniać basen, lejąc się strumieniami ze złotych kranów. Aren spojrzał na Toma trochę niepewnie, bo właściwie marzył o tym by znaleźć się w tej gorącej wodzie, ale nie przy nim. Nie zamierzał się rozbierać przy Riddle'u, tego byłoby już zbyt wiele. Prefekt Ślizgonów spojrzał na niego w oczekiwaniu, a wreszcie wręcz rozkazał spokojnym, opanowanym głosem, równocześnie siadając na ławce obok szafek ze szlafrokami i ręcznikami:

– Rozbieraj się, chyba że naprawdę masz zamiar sterczeć tutaj i trząść się z zimna przez całą noc. – Aren zerknął tęsknie na wodę, po czym wrócił wzrokiem do Riddle'a i zaczął trochę niepewnie:

– Czy naprawdę konieczne jest żebyś tutaj był? Nie możesz po prostu udać się ... gdziekolwiek? Naprawdę doceniam Twoją pomoc, ale ... – Grey przerwał widząc jak Riddle wywraca oczami w zniecierpliwieniu. Po chwili usłyszał z jego strony propozycję:

– Może powinienem ci pomóc? – To mówiąc Tom wstał płynnym ruchem z ławki i zaczął wolno podchodzić do Arena, uśmiechając się szyderczo. Zielonooki chłopak odruchowo zaczął się cofać, a po kilku krokach wyrzucił z siebie:

– Nie podchodź bliżej! Inaczej ... inaczej … – Nawet w jego uszach ta groźba nie zabrzmiała przekonywająco. Na Tomie oczywiście nie zrobiła najmniejszego wrażenia:

– Zastanówmy się. Pomijając już ewidentny brak magii, porównajmy nasze sylwetki. Na pierwszy rzut oka widać, że jeśli chodzi o siłę fizyczną również nad Tobą góruję. – Podczas tej przemowy Riddle nie przerywał swojego powolnego marszu w stronę Arena do czasu, aż Grey znalazł się na skraju basenu. Nie mając już możliwości się wycofać, stanął obserwując zbliżającego się prefekta. Tom widząc obawę w oczach adwersarza, tylko uśmiechnął się z politowaniem i po prostu pchnął go wody. Aren wpadł do niej z pluskiem, zanurzając się w całości. Po chwili jednak wypłynął na powierzchnię i spojrzał na Riddle'a z zaskoczeniem i niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Tom usatysfakcjonowany wrócił na swoje miejsce na ławce z tą różnicą, że teraz odwrócił się plecami do basenu i oznajmił: – Teraz, możesz przestać się krępować.

Aren spojrzał nieco nieufanie na jego plecy, ale ten z oczywistych powodów nie mógł tego widzieć. Minęła chwila nim zielonooki chłopak zdecydował się wreszcie i zaczął zdejmować z siebie mokre ubrania, odkładając poszczególne części garderoby na brzeg basenu. Ciepła woda przyjemnie opływała jego ciało. Niestety mniej przyjemne były efekty powracającego w dłoniach i stopach czucia. Bolało, ale był to ból do zniesienia. Kiedy wreszcie kryzys minął na tyle, że był w stanie dłońmi coś zrobić, wyciągnął rękę i odkręcił jeden z kranów. W jego czasach ten kran przewodził płyn do kąpieli o lawendowym zapachu. Miał nadzieję, że w tych czasach było tak samo. Już po chwili widok fioletowej cieczy i roznoszący się wokół przyjemny zapach uspokoiły go i upewniły, że się nie pomylił. Po chwili zakręcił kran i oparł się o brzeg basenu przymykając oczy i starając się zrelaksować. Przeszkadzała mu w tym trochę świadomość obecności prefekta Slytherinu, ale kiedy uchylił powieki i spojrzał w stronę, gdzie siedział Tom okazało się, że Riddle zajął się czytaniem książki. Grey przez moment zastanawiał się skąd Tom ją wziął, ale na koniec wzruszył na swoje myśli ramionami i skupił się na cieple i odprężającym działaniu kąpieli. Po dłuższej chwili idealnej niemal ciszy, przerywanej jedynie dźwiękami lekko pluskającej wody i szelestem przewracanych kartek książki, Aren zdecydował się podziękować krótko Riddle'owi za pomoc i rzucił w przestrzeń:

– Dziękuję. – Tom nie drgnął nawet, ale spokojnym głosem odpowiedział:

– Kiedy rozmawialiśmy ostatnio, słyszałem dokładnie to samo. Zastanawiam się jednak, czy ktoś kiedyś zwrócił Ci uwagę, że zaczynasz rozmowę nie z tej strony z której powinieneś. – Aren słysząc to stwierdził nagle, że otwiera się przed nim furtka, by trochę dowiedzieć się o Tomie od niego samego. Jakoś nie miał ochoty wypytywać Abraxasa. Niestety wiązało się to bez wątpienia z uchyleniem rąbka tajemnicy na własny temat. Postanowił jednak, że troszeczkę może i odpowiedział:

– To nie tak, że ciągle tak mam. Po prostu zaczynam w ten sposób mówić, gdy jestem zdenerwowany.

– Denerwuje Cię rozmowa ze mną? Czy ma to coś wspólnego z tamtym? – Zapytał Tom, a Aren poczuł się lekko zdeprymowany, bo nie bardzo wiedział co Riddle ma namyśli mówiąc o „tamtym”. Pierwsze co mu przyszło na myśl to wspomnienie pochylającego się nad nim Toma w Skrzydle Szpitalnym i jego niesamowite oczy. Grey nie mógł w żaden sposób odpędzić tej wizji. Poza tym poczuł momentalnie palenie policzków. Cichy śmiech od strony, gdzie siedział Riddle podpowiadał, że z pewnością na twarzy ma rumieńce. Otworzył oczy i zerknął na Toma. No oczywiście, prefekt Slytherinu co prawda siedział odwrócony plecami do basenu, ale w tej chwili patrzył na niego przez ramię, najwyraźniej sprawdzając efekt swoich słów. Aren na powrót zamknął oczy starając się zapanować nad emocjami, ale po chwili stwierdził, że ma na to zbyt bujną wyobraźnię. Postanowił wobec tego zmienić temat rozmowy na jego zdaniem bezpieczniejszy. Przynajmniej pod tym szczególnym względem:

– Dlaczego interesuje Cię Grindelwald ? – Tom powoli wstał, najwyraźniej zastanawiając się nad odpowiedzią i usiadł znowu, ale tym razem już przodem w stronę basenu. Aren szybko kontrolnie zerknął na wodę wokół siebie, ale wszędzie była piana, więc przestał się tym przejmować i wrócił wzrokiem do Riddle'a, który tymczasem zebrał myśli i odpowiedział:

– Jest potężnym czarnoksiężnikiem. Chcę wiedzieć jak wielka jest jego potęga.

– Do czego jest Ci potrzebna ta wiedza? Jesteś silnym magiem, nawet bardzo silnym. Chyba nie zamierzasz się z nim zmierzyć? Gellert bez wątpienia jest potężny, ale przypuszczam, że być może jego potęga może być trochę przeceniana. Wyolbrzymiona przez strach, który zasiał w sercach czarodziejów. Nie należy go nie doceniać, ale … i na niego w końcu przyjdzie pora. – Tom skinął w zamyśleniu głową po czym zaczął filozoficznie:

– Widzisz wiedza to potężna broń. A ja zawsze wykazywałem może nawet nadmierne zainteresowanie wiedzą. Skutek jest taki, że to co jest w Hogwarcie już mi nie wystarcza. Dlatego Twoje pojawienie się, a zwłaszcza tajemnicze powiązanie z Grindelwald'em zainteresowało mnie tak bardzo. Pomyśl, samo zaklęcie, które spowodowało zanik Twojej magii jest wyjątkowym majstersztykiem. Nigdy o takim nie słyszałem. Powiem więcej, nawet nie znalazłem żadnej informacji na ten temat. Owszem, są wzmianki na temat klątw, bądź eliksirów pozwalających na krótkotrwałe, kilkugodzinne, czy nawet kilkunastogodzinne pozbawianie mocy czarodzieja, ale na tak długo? A jednak Grindelwald znalazł sposób. Twój przypadek jest naprawdę intrygujący. Zastanawia mnie jakim byłeś magiem przed tą klątwą?

– Nie pomogę Ci jeśli chodzi o samą naturę tamtego zaklęcia. Nie rozumiem jej. – Odpowiedział Aren myśląc oczywiście o Signum temporis. Po czym krótko zastanowił się nad odpowiedzią na ostatnie pytanie Toma i postanowił jednak za bardzo się nie odkrywać: – Jeżeli natomiast chodzi o moje zdolności przed tą czasową, ale jednak długotrwałą utratą magii to sądzę, że nie byłem raczej zbyt potężnym magiem.

– Ale jednak masz w sobie coś co zainteresowało Czarnego Pana. Nie możesz być aż tak przeciętny jak sugerujesz.

– Najwidoczniej mam w sobie coś co przyciąga do mnie Czarnych Panów. – Spróbował zażartować Grey, ale Riddle spojrzał w niego w jakiś dziwny sposób i Arena zastanowiło, czy słusznie wysilił się na tego typu żart. Spojrzenie Toma przylgnęło do twarzy kąpiącego się chłopaka i nie schodziło z niej bardzo długo. W międzyczasie Riddle stwierdził tylko:

– W rzeczy samej. – Po czym kontynuował wnikliwą obserwację. Aren natomiast stwierdził, że sam nie potrafi odwrócić wzroku od prefekta Ślizgonów. Znowu zaczął się czuć niezręcznie i przez krótką chwilę zaczął się nawet zastanawiać co z nim jest nie tak. Po długim czasie Tom rzucił pytanie dotyczące czego innego: – Jak to się stało, że byłeś w takim stanie?

– Mały wypadek. Przez przypadek wpadłem do wody. – Grey posłużył się właściwie prawdą, choć nie wnikał w okoliczności, które doprowadziły do tego wypadku i miał nadzieję, że Riddle nie będzie drążył tej sprawy, bo znowu musiałby skłamać. Na twarzy Toma zagościło rozbawienie, kiedy skwitował:

– Zdążyłem zauważyć, że masz dziwne skłonności do wpadania w rozmaite kłopoty i tendencje do przeróżnych „wypadków”.

– To nie tak, że jakoś specjalnie ich szukam. Same mi się trafiają. Ciągną do mnie stadami. Muszę też przyznać, że zdarzyło mi się już słyszeć podobne uwagi do Twojej. – Tom zakończył swoją długotrwałą kontemplację kąpiącego się chłopaka i podniósł się mówiąc:

– Zostawię Cię teraz, byś bez stresu mógł się ubrać. Jak będziesz gotowy wyjdź, będę czekać za drzwiami. – Po tym oznajmieniu po prostu wyszedł, zostawiając Arena samego. Zielonooki chłopak westchnął z ulgą, bo prawdę mówiąc zastanawiał się już jak tu zakończyć kąpiel bez wystawiania się na spojrzenia Toma. Nie czekając dłużej wyszedł z basenu i skierował się do szafek z ręcznikami. Wybrał jeden z nich i zaczął się wycierać energicznie, krzywiąc się równocześnie na myśl o założeniu mokrego ubrania i chłodu panującego na korytarzach. Przez głowę przemknęła mu niechętna myśl, że znowu zmarznie. Nie było jednak wyjścia, więc zaczął szukać wzrokiem swojej odzieży. Kiedy nie odkrył jej tam, gdzie ją zostawił zmarszczył brwi i uważnie rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Ubrania leżały na ławce obok miejsca, które zajmował Riddle. Już na pierwszy rzut oka widać było, że są suche. Buty stały przy ławce i też wyglądały na wysuszone. Aren zamrugał zdziwiony. Nie zauważył kiedy Tom zdążył to wszystko zrobić. Mimo woli poczuł do niego wdzięczność i uśmiechnął się radośnie. Najwyraźniej ten dzień nie należał jednak do najgorszych.

Tymczasem Tom, kiedy był już za drzwiami łazienki, odetchnął głęboko opierając czoło o zimną kamienną ścianę. Coś z nim wyraźnie było nie tak. Nie umiał nawet nazwać tych wszystkich emocji, które odczuwał. Pewnie też dlatego, że jak dotąd nigdy podobnych nie miał. Westchnął jeszcze raz próbując zapanować nad sobą, starając się uspokoić, wrócić do równowagi. Doszedł do wniosku, że wszystko co wcześniej próbował zamknąć gdzieś głęboko w sobie po prostu wyszło, wypłynęło na wierzch, kiedy Aren się nieco otworzył. To było … zaskakujące, chociaż w sumie był zadowolony, że udało mu się zbliżyć do Greya na tyle, by przeprowadzić z nim dłuższą rozmowę. Tym bardziej był zadowolony, że znowu, mógł patrzeć w jego piękne oczy z bliska. To było dużo lepsze, przyjemniejsze niż obserwacja z ukrycia. Musiał przyznać sam przed sobą, że podobało mu się to, że Aren jako jedyny nie pozostawał mu dłużny i patrzył śmiało na niego nie uciekając ze wzrokiem i nie wzdrygając się nerwowo. Jakimś cudem w jego spojrzeniu widział własne emocje. Identyczne. To było zaskakujące. Takie inne. Tom czuł z tego powodu istny chaos w duszy. Nie do końca zdawał sobie sprawę co to mogło znaczyć. 

____________________
Nowy rozdział się pisze. Za to u bety znajduje się nowe opowiadanie, które jest moją odskocznią od Signum o ile naprawdę kocham swoje opowiadanie to nie zawsze mam akurat ochotę je pisać. Dlatego nowe będzie zuepłnie inne.
Przede wszystkim jest to AU czyli świat alternatywny, więc próżno jest szukać kanonu, dalej oczywiście lecimy w Tomarry/Voldarry/Harrymorty itd itp... ;) Bohaterowie są dorośli więc akcja nie będzie w Hogwarcie. To takie trzy podstawowe aspekty... Myślę jednak, że w pewnym stopniu one pomogą wam podjąć decyzje czy będziecie zainteresowani nowością czy też nie, gdyż z reguł większość czytelników woli akcje w szkole :) Rozdział nowości powinien się ukazać przed następnym rozdziałem Signum.

7 komentarzy:

  1. Wiem, wiem... moja wyobraźnia galopuje na za dalekie rejony... ale cichy głosik w mojej głowie był tak podekscytowany, gdy Tom zaczął prowadzić Harrego do łazienki, że już wymyślał niestworzone sceny. I tak, w tych scenach oboje znajdowali się w wannie. Chociaż chcę akurat wierzyć, że nie tylko ja mam tak spaczony umysł.
    Rozdział, oczywiście mi się podobał, bo... szczerze nie spodziewam się, żeby kiedyś spotkał mnie zawód po przeczytaniu jakiejkolwiek twojej noty. Co prawda nie wprawiał mnie w mini zawały i nie zapierał tchu, ale był po prostu ciekawy i przyjemnie się go czytało. A to przecież najważniejsze.
    Hm, nadal nie zmieniam zdania, uwielbiam Abraxasa i twoje opowiadanie tylko potęguje tę miłość. Zaciekawił mnie wątek z Orionem, jestem ciekawa, czy chłopak dotrzyma słowa i nie podzieli się z nikim słowami, które usłyszał z ust Harrego. Jestem człowiekiem, który ma lekką paranoję, więc siłą rzeczy nie chce mi się wierzyć że uda mu się to utrzymać w tajemnicy, a co za tym idzie, że Abraxasowi uda się jej dochować.
    Pomijając oczywiście ich lojalność wobec siebie (i w przypadku Malfoya, wobec Harrego) Tom w każdej chwili mógłby użyć na nich legilimencji...
    Chociaż... Mieszaj kochana, mieszaj między nimi, im więcej intryg tym lepiej.
    Btw, wątki, hm, prawie miłosne (:p) są takie urocze... i pobudzają wyobraźnie. I... pragnę więcej zazdrosnego Toma, więcej... bardziej jednoznacznych sytuacji, by Czarny Pan mógł poczuć się zagrożony i, co za tym idzie więcej uczuć naszego byłego Gryfona.
    A właśnie, tu mam pytanie. Bo wnioskując po treści listu Kassandry i moich domysłów (wybacz mi, jeśli to zostało już powiedziane, ale moja pamięć jest dość tragiczna) Harry nie będzie już mógł wrócić do swoich czasów?
    Na koniec życzę ci wiele weny, wiary w Signum i podzielę się przypuszczeniem, że twoje drugie opowiadanie będzie tak wielkim strzałem w dziesiątkę jak właśnie to, które mam szczęście czytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pan komentarz znowu przychodzi spóźniony... To prawie jak mój nauczyciel od wf-u. Jest pierwszy miesiąc szkoły, a ja już mam dość - błagam, zabij mnie.
    Ogarniając się:
    Jestem chora, więc mogę narzekać i być nieznośna, okej? Czuję się usprawiedliwiona.
    Tak więc wreeeszcie mam czas, aby zrobić cokolwiek innego oprócz cholernych projektów. Czasami dobrze jest się pochorować – nagle wszyscy chcą robić wszystko za ciebie. Nie narzekam.
    Tuż po obejrzeniu Yuri on Ice miałam galerię równie zapchaną Victuuri jak i Voldarry. Niemniej po dłuższych refleksjach przypomniałam sobie ile już miałam ulubionych par z anime. Wszystkie przesły do wieczności, ale Tom x Harry jest wieczne. To moja miłość kropka. Mogę nawet zostać starą panną z dziesiątkami kotów, psów i węży.
    Zaś nie tak dawno udało mi się wreszcie przebrnąć przez Killing Stalking. Nie polecam. Ba! Odradzam. Spierniczać od tego gówna jak najdalej się da! Takiej patologii w życiu nie widziałam. Nie. Po prostu nie.
    „Wielki zły i potężny Voldemort” – to mi się podoba. Za cztery dni urodzinki – koleżanka obiecała mi kupić poduszkę albo z Tomem (o ile znajdzie tego młodego), albo z Bellą.
    Cóż… Kiedy widzisz, jak ktoś zmienia rodzinne powiązania jakiejś lubianej postaci, to aż wrze w środku, zatem… Oriona zapewne nie wytknęłam ci jako ostatnia. To prawie tak samo irytujące, jakby ktoś próbował wcisnąć mi kit, że Tom jest od Ignotusa Peverella.
    Nie no – przelotny romansik Abraxas/Harry to chyba nie zbrodnia. Tak żeby troszeczkę podręczyć pana „Ja jestem królem świata, a wy tylko nędznym pyłem na moich butach”. Jakby co, to ja cię obronię przed stosem i uchronię od ognia piekielnego… Znowu mi odwala.
    Heh! Ta chwila, kiedy przypominasz sobie minę znajomej, gdy zapytała się, czy wiesz, co to, do jasnej cholery, są Wolfstary, ponieważ wszędzie to słyszy, a nie wie, o co chodzi. A później niszczysz jej świat, tłumacząc, że to po prostu Remus x Syriusz. Biedactwo będzie miało spaczoną psychikę do końca życia. Jakoś nie żałuję :).
    Z moim wyobrażeniem Toma to jest tak w sumie zupełnie różnie, ale w Signum Temporis zdecydowanie widzę jego nastoletnią wersję żywcem z Księcia Półkrwi. No może z drobną korektą tu i tam – nie ma aż tak ulizanych włosów. Za to w moim opowiadaniu, podobnie jak ty, mam przed oczami jakieś arty. Zazwyczaj te „mokre” :D.
    Szkoda, że z wyjazdu klapa. Ale spokojnie, moje wakacje też do najlepszych należeć nie należały. Witam w drużynie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz odnośnie rozdziału:

      Już na samym początku otrzymujemy solidną porcję chorej i obsesyjnej troski Toma. I to to ja mogę czytać! Ach, jak bardzo mnie bawi ta nieświadomość biednego, młodziutkiego Czarnego Pana. T opo prostu jest u-ro-cze.
      Oho, Tommy już coś kombinuje. Już się zaczyna.
      Tak szczerze, to uwielbiam Riddle’a. Na papierze. Bo gdybym spotkała w ciemnej uliczce, to spierniczałabym na ile pozwoli mi beznadziejna kondycja. Trzeba przyznać, że trzyma tych swoich małych, niewinnych Śmierciojadków żelazną ręką, no ale żaby od razu grozić Skrzydłem Szpitalnym?
      I jakoś do tej pory nie potrafię zrozumieć jednej rzeczy: dlaczego w tych wszystkich przenosinach w czasie musi być ktoś, kto nie trawi Harry’ego? Albo dokładniej – dlaczego zawsze tym kimś jest jakiś Lestrange? Tak sobie teraz zadałam to pytanie. Cóż, nadal go nienawidzę :).
      Mój mózg wziął się, prześlizgnął i na noc poszedł do domu publicznego. „Przecież Tom był bez wątpienia uzdolniony w tej dziedzinie” – pierwsze, co podsunęła mi moja podświadomość, to Riddle przebywający w tym samym miejscu, co obecnie mój mózg i robiąc dokładnie to samo, co on. Nie. Nope. No. To zła godzina na komentowanie. Wiem to już od dawna. I nadal nie potrafię się zmienić.
      Jest i Abraxas-Obrońca-Arena! Da-jesz! Da-jesz! Wiesz co… zrób z nimi miniaturkę, co? Tak na święta albo nowy rok? Ooo! Albo na Halloween! Hm? Co ty na to? I dlaczego wciąż mam wrażenie, że zrobisz nam nieszczęśliwie zakochanego Malfoya?
      Coś mi nie pasuje w Orionie, wiesz? Jest jakiś taki podejrzany, gadzina jedna. Niby totalny outsider, ale z drugiej strony sprawia wrażenie dobrze poinformowanego. Jakiś taki… Dziwny jest. Ale go lubię.
      A przechodząc do Harry’ego, czy mi się tylko zdaje, czy nasz Chłopiec-Który-Przeżył właśnie się nad sobą użala? O nie, mój drogi, tak to nie będzie No to teraz leć przypudrować nosek, na twarzyczkę uroczy uśmieszek i wio do Toma. Już cię tu nie widzę!
      I znowu ten Lestrange. I znowu mam ochotę tam wejść i przygrzmocić mu w łeb. Niemniej Harry wybrnął z tej sytuacji iście Ślizgońsko, kiedy złożył przyszłość swojej dupy (Salazarze, to źle brzmi) w rękach Toma. Wow! Harry! Dopiero ci grożono! Nie ma to jak reakcja „wzruszyć ramionami”. To wygląda tak bardzo: „Aha, spoko. I tak mam głęboko w nosie, co masz do powiedzenia, co robisz i co planujesz. Po prostu spadaj. Carpe Diem, po prostu.”
      Jest i Kassandra! I jej bezczelny przyjaciel-alkoholik też!
      - Mieliśmy umowę, złamałeś ją!
      - Przyniosłem wino.
      Ten tekst wygrał rozdział. Jest najlepszy. A: Zabiłeś człowieka! B: Ale przyniosłem wino! Kocham, zdecydowanie kocham!
      Ten dziwny koleś jest chyba jeszcze bardziej bezczelny i arogancki, niż sam Tom! Nie ma to jak wymieszać pijaństwo Tony’ego Starka i charakter Voldemorta… I może jeszcze jakiegoś wrednego typa.
      Wracamy do Harry’ego, jak widzę. Szkoda, polubiłam te przekomarzania Kassandry. Kiedy Harry’emu śni się ta jego przeszłość/przyszłość, to przez cały czas czekam, kiedy krzyknie coś w stylu „Voldemort, ty łajdaku!” i jego współlokatorzy już w ogóle się skołują.
      Pojawia się i Orion. Kurczę, naprawdę lubię tego gościa. Jest fajny. Jak taki cichy obserwator, który wie wszystko, ale nic nie mówi i nie jest w centrum uwagi. Tacy są niebezpieczni. Wprawdzie Black nie stoi po stronie Arena, ale nie mogę go nie lubić. Pasuje mi jego Ślizgoński do cna charakter.
      I kolejny raz Rudolfus wrzucił w coś Harry’ego. No tylko mu po prostu oczy wydrapać. No i nic więcej. Tym razem szlaban (pomińmy, że w większości nijak miało się to do szlabanu), choć trzeba przyznać, że w pięknym, naprawdę pięknym stylu. Ale po co mu ten mały badyl? Chce zrobić Veritaserum czy jak?
      Ach, zazdrosny Tom. To jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Mogę o takim Voldemorcie czytaaać i czytaaać, i czytaaać.
      Harry; mój słodki, uroczy, Harry. Uwielbiam ich interakcje (Harry’ego i Toma). Nawet jeżeli ograniczają się do czegoś tak trywialnego, jak zwykła rozmowa przy kubku herbaty. Oho! I już zamiast potulnego kociaka pan Harry Potter zamienia się w obrażoną lwicę!
      C.D.N

      Usuń
    2. Oficjalnie coraz bardziej zaczyna mi się podobać Beery. Niemniej dziwi mnie, że w całym Hogwarcie nie ma tego „złego” nauczyciela, który non stop przewijałby się w tłumie, wlepiając Harry’emu szlaban za szlabanem.
      Ale tak czy inaczej, Beery jest świetny. Te rośliny są zakazane przez Ministerstwo, ale ja mam na to całkowicie wyrąbane. Chodźmy i zbierajmy je dalej, tylko wiesz co, uważaj na truciznę, żebyś mi nie zginął w samym środku Zakazanego Lasu, okej, Aren?
      A ten prefekt Krukonów, na które natknął się Harry, gdy wracał do dormitorium… To jakiś były Abraxasa? Nie wiem, w każdym razie wkurzający jegomość, że się tak wyrażę. Tommy ładnie go pogonił. I tak to, powolutkimi kroczkami zbliżamy się do finiszu tego rozdziału – mojej ulubionej sceny. Zwłaszcza, kiedy Tom zasugerował Harry’emu pomoc w rozbieraniu się. Niby wiadomo, że bez zgody Arena, Riddle raczej nic mu się zrobi (raczej), a banan na twarzy i tak się pojawia.
      I ta rozmowa w łazience. Ja po prostu nie wiem, jak to skomentować. Jest cała po prostu obłędna. I tyle. Jest tylko jeden aspekt, który pragnę z niej najbardziej wyróżnić, który najbardziej mi się spodobał. Kiedy Harry stwierdził, że coś go przyciąga do Czarnych Panów, a Tom podbił to swoim potwierdzeniem, to myślałam, że zejdę!
      Halina! Wody! Dajże wody! Prędko! Mam zawał!
      Okej. Halina dała wody, mogę żyć dalej.
      Teraz to wychodzisz, kiedy się przebiera, co Tom? Poczekaj ze cztery miesiące, już ja wiem, jak będzie reagować na jakiekolwiek rozbieranie się Harry’ego.
      Słowem: rozdział super (jak zawsze – następny pojadę od góry do dołu. Dajże mi się do czegoś przyczepić, noo!). Tam gdzieś były jakieś błędy w zapisie dialogów (też mama z tym problem, bo to wszystko zależy od kontekstu czy czegośtam i prawie zawsze coś się wkradnie. Bardziej rzucające się w oczy jest używanie formy „tą” i „tę” w niewłaściwych miejscach. Dobry krytyk, który zna się na takich diabelskich szczególikach to podstawa – jak ci wytknie błąd, to wierz mi – drugi raz świadomie go nie popełnisz. Znam to z autopsji.

      Ach, rekordu nie będzie, ale myślę, że i tak jest okej :)
      Pa, pa!
      PS. Niedługo postaram się skomentować jeszcze to nowe cudeńko, które zdążyło mi już wpaść w łapki. Zapowiada się naprawdę nieźle. Przynajmniej obaj są dorośli :D

      Usuń
  3. Rozdział cudowny zresztą jak zwykle nie moge doczekać jak to się wszystko dalej potoczy
    Pozdrawiam Natalia

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaaa to takie wspaniale tom i harry razem czekam na wiecej troche szkoda mi bedzie pozniej Abraxasa ale coz w koncu tamci sa sobie przeznaczeni nie wiem jak wytrzymam do nastepnego rozdzialu
    Weronika

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    wspaniały rozdział... grrr... Lastrage mnie bardzo wkurza, więc bardzo czekam na moment kiedy to Arden odzyska magię i pokaże mu gdzie jest jego miejsce.. och Abraxas miał się zaprzyjaźnić z Ardenem na rozkaz Toma, ale mam nadzieje, że sam z siebie tego chce... czyżby Tom jednak odczuwał, ze to jest jego przeznaczony? I to takie inne zachowanie, przecież Abraxa nie ciągnął do łazienki prefektów aby ten się rozgrzał... i co z tym dziennikiem się dzieje?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń