piątek, 20 października 2017

Rozdział 23: Zemsta Lestrange'a

Normalnie tylko 2,5 tyg minęło od ostatniego rozdziału... Mato bardzo szybko zajęła się rozdziałem :). Dziękuję za komentarze:

Osaki Nana: Dziękuję za wsparcie i bardzo mnie cieszy, że skomentowałaś poprzedni rozdział. Wierzę, że ten również przypadnie Ci do gustu, zwłaszcza że to jeden z moich ulubionych i pisanie go było czystą przyjemnością.
Queen of the wars in the stars: Oh nawet nie wiesz jak ja się szczerzyłam czytając Twój komentarz. Zdecydowanie połechtałaś bardzo moją wenę. Edgar zyskuje fanki, byłby wniebowzięty! Zwłaszcza, że w tym rozdziale bardziej ukazuje jego charakter który naprawdę bardzo lubię. Też zawsze nie lubiłam, że kanoniczny Potter tak bardzo się nie przykładał do nauki i to nie tylko eliksirów. Przecież na Merlina siedział mu na głowie Czarny Pan! Powinnaś być zachwycona w tym rozdziale scenami Tomarry gdyż zdecydowanie jest ich tutaj najwięcej ze wszystkich rozdziałów dotąd publikowanych. Smacznego ;*

Betowała: Matonemis


Rozdział 23: Zemsta Lestrange'a

Wspólny lot nie trwał zbyt długo głównie ze względu na stan Arena. Kiedy już szli w stronę szatni, widać było po Abraxasie, że był dumny ze swojego pomysłu tym bardziej, że czuł i widział radość Greya. Malfoy zaproponował zielonookiemu Ślizgonowi, że kiedy odzyska już sprawność i siły, mogą częściej powtarzać takie loty, co Aren przyjął z entuzjazmem. W szatni Grey przysiadł na ławce pod ścianą, by trochę odpocząć, a Abraxas poszedł pod prysznic. Po szybkiej kąpieli i przebraniu się w codzienne ubrania dołączył do Greya i razem ruszyli w stronę lochów. Abraxas co chwilę zerkał po drodze na Arena, który po zniknięciu rumieńców wywołanych wysiłkiem włożonym w utrzymanie się na miotle i samym lotem, okazał się blady jak ściana. Malfoya martwiło to bardzo i w końcu nie wytrzymał, wspomniał o swoich obawach Arenowi, który machnął tylko na to ręką twierdząc, że jutro odpocznie. Po prostu będzie spać do południa korzystając z weekendu i w ten sposób niewątpliwie odzyska siły. Zielonooki nie mówił tego na wyrost. Miał szczerą nadzieję, że rzeczywiście tak będzie, bo póki co jego stan nie poprawiał się w widoczny sposób. Postanowił jednak i oznajmił to również Abraxasowi, który naciskał na wizytę u szkolnej pielęgniarki, że poczeka do niedzieli i jeśli nie będzie zmian, to pójdzie do niej po pomoc.

Na takich rozmowach szybko minęła im droga i wkrótce stanęli przed wejściem do pokoju wspólnego Ślizgonów. Kiedy tylko weszli Abraxas odruchowo zdwoił czujność, bo w salonie panowała dość niezwykła jak na piątek wieczór cisza. To nie było normalne. Szybki rzut oka wokół pozwolił mu ustalić, że bez wątpienia źródłem ciężkiej, przytłaczającej atmosfery jest znany powszechnie osobnik rezydujący na kanapie przy kominku i czytający książkę z kamienną twarzą. Oczywiście chodziło o Toma, wokół którego siedziała reszta jego grupy z grobowymi minami, zajmując się własnymi sprawami. Spojrzenie Abraxasa pochwyciło na moment wzrok Blacka, który tylko wzruszył ramionami, co nie było zbyt pomocne w zidentyfikowaniu powodu nastroju Riddle'a. Ponure towarzystwo nie zachęcało do dołączenia, dlatego Malfoy zamierzał zaproponować Arenowi, by udali się od razu do dormitorium. Odwrócił się w stronę zielonookiego chłopaka i mrugnął zaskoczony. Arena przy nim nie było. Uniósł wzrok i zobaczył z niejakim przerażeniem, że ten idzie w kierunku miejsca, gdzie siedzi Tom ponury i w bardzo złym humorze, a to połączenie jak wiadomo było skrajnie niebezpieczne. Było już jednak za późno na jakiekolwiek ostrzeżenia i Abraxasowi pozostało jedynie ruszyć w ślad za Greyem.

Tymczasem Aren, kiedy tylko weszli wraz z Malfoyem do pokoju wspólnego, wyczuł przytłaczającą atmosferę bijącą z grupy skupionej w okolicy kominka. Próbował uchwycić spojrzenie Riddle'a, ale nie powiodło mu się, bo Tom nie oderwał wzroku od książki, którą czytał. Zielonooki chłopak był zawiedziony i jakby na przekór poczuł nieodpartą ochotę zbliżenia się do niego. Właściwie to nie tylko z przekory, ale też dlatego, że z nie do końca ustalonej przyczyny bliskość Toma, jak pamiętał, działała na niego wzmacniająco, pokrzepiająco. Po prostu czuł się przy nim lepiej. Zanim podjął świadomą decyzję skonstatował, że nogi same, prawie bez udziału woli, skierowały go w stronę kanapy zajmowanej przez Prefekta Slytherinu. Minęła zaledwie chwila i z pewnym zadowoleniem zajął miejsce na drugim końcu kanapy, na której rezydował Riddle. Niedługo później Abraxas zajął fotel po prawej stronie od Toma. Aren oczywiście już wcześniej zauważył pewien stały porządek w zajmowaniu miejsc wokół siedziska Riddle'a: Malfoy po prawej stronie, Black po lewej, a naprzeciwko Lestrange, Mulciber i Avery. Kiedy Grey dowędrował wzrokiem do tej trójki z niejakim zdziwieniem zauważył wbity w siebie wzrok Rudolfa, który patrzył na niego najpierw z niedowierzaniem, a po chwili z wściekłością. Grey spokojnie przeniósł wzrok na Toma, ale ten zupełnie nie zareagował na jego obecność. Z godnym podziwu zacięciem pogrążony był w lekturze. Cisza się przedłużała, ale wreszcie zdecydował się ją przerwać Avery, który jako jedyny sprawiał wrażenie spokojnego.

– Co robiliście? Dosyć późno wróciliście. – Pytanie spowodowało, że Abraxas spiął się i zawahał, dlatego Aren postanowił wziąć odpowiedź na siebie.

– Po treningu dałem się namówić Abraxasowi na przejażdżkę na miotle. Od wieków tego nie robiłem i naprawdę brakowało mi związanych z tym odczuć.

– Teraz rozumiem dlaczego zostaliście na boisku. Czyli polecieliście we dwóch na jednej miotle. Lot we dwójkę wydaje się być dosyć mało stabilny. Miotły nie są przystosowane do lotu w parach jak wiadomo. Skoro jednak dotarliście tutaj bez żadnego złamania, to najwidoczniej udało się Wam to osiągnąć. Gratulacje – Grey uśmiechnął się lekko w odpowiedzi, wciąż jeszcze podekscytowany lotem i skomentował.

– Oh, były w trakcie tego lotu i oczywiste usterki, i niedoskonałości połączone z możliwością, że zaraz się rozbijemy. Daliśmy jednak radę. Oczywiście jeśli uwzględni się to, że nie chodziło o lot szybki, czysty i doskonały technicznie, a tylko o sam fakt unoszenia się w powietrzu i czerpanej z tego przyjemności, to poszło nam świetnie. Trzeba było uważać zwłaszcza na zakrętach i synchronizować ruchy. Bez wątpienia gorzej było z prędkością, a właściwie to zupełnie marnie, ale przecież nie to było celem. Zresztą niech Malfoy Ci opowie.

Avery miał ochotę roześmiać się widząc twarz Abraxasa po tej propozycji. Wydawało się, że Aren kompletnie nie pojmował w jakim położeniu stawiał blondyna. Zresztą od początku zachowywał się tak, jakby nie zauważał, że siedział obok rozjuszonej bestii gotowej w każdej chwili do ataku. Edgar obserwował całą trójkę z ciekawością i zastanawiał się, czy Grey jest aż takim ignorantem, czy też ryzykantem. Na oko wydawało się, że zupełnie nie zwraca uwagi na humor Toma i czuje się nad podziw swobodnie. To było intrygujące. Sam Avery miał pełną świadomość, że ryzykował prowokując tą dyskusję. Grał w niebezpieczną grę, ale taką miał naturę. Nie lubił, gdy wszyscy siedzieli sztywno i prawie bali się oddychać. Zagrożenie rosło wraz z przedłużaniem tej konwersacji, ale Edgar świadomie postanowił ją kontynuować i w tym celu z całym spokojem na jaki było go stać zwrócił się do blondwłosego Ślizgona:

– Wobec tego powiedz mi Abraxasie na czym polegała, potrzebna w wypadku dwóch osób na miotle, synchronizacja? Jestem niezwykle ciekaw dlatego, że kiedyś próbowałam polecieć w ten sposób z Dianą. Niestety nie wyszło. To było kompletne nieporozumienie i skończyło się połamanymi kończynami. Na szczęście nie moimi, ale jednak – Abraxas wbił w Edgara morderczy wzrok, ale nie miał wyjścia, musiał odpowiedzieć.

– To nic wielkiego. Wystarczyło wiedzieć, w którym kierunku chcemy lecieć, a następnie podczas zakrętu, przy wznoszeniu czy opadaniu odpowiednio reagować na miotle. Ważne było, by pochylać się w tym samym czasie i w wystarczający dla zmiany kierunku sposób.

– Oh! To może zademonstrujecie – Avery kiedy już rzucił propozycję uświadomił sobie, że być może jednak przesadził tym razem w zabawie, ale słowo się rzekło. Trudno. Już nieraz bywało, że w trakcie swoich prowokacji stawał się nieobliczalny i niekiedy za to płacił. Odruchowo przeniósł wzrok na siedzącą na przeciwległej kanapie parę i uderzył go rzucający się w oczy kontrast. Tom wciąż udawał pogrążonego w lekturze, choć zaciśnięte w wąską linię usta wskazywały, że doskonale orientuje się w temacie rozmowy, a obok Aren spokojny i zrelaksowany. Edgar aż się na moment zagapił, a przez myśl przemknęło mu, że to nie jest normalne. Myśli przerwała mu jednak krótka i ostra odpowiedź Malfoya.

– Nie!

– Skoro nie chcesz pokazać to narysuję – Ogłosił Edgar, szarżując coraz bardziej. Nie zważając na przerażony wzrok Abraxasa przywołał zaklęciem pergamin i pióro po czym kilkoma ruchami różdżki naszkicował dwie postacie na miotle. Kiedy skończył szkicować ułożył rysunek na stoliku i czarem sprawił, że narysowane osoby zaczęły „latać” wokół po pergaminie.

Zaciekawiony Aren obserwował co też Edgar narysował, ale niewiele widział ze swojego miejsca. Było po prostu za daleko. Postanowił więc upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i zbliżyć się do Toma. W ten sposób nie wzbudzając żadnych podejrzeń mógł dyskretnie zmniejszyć odległość do źródła dającego mu lepsze samopoczucie, a przy okazji mógłby z bliska obejrzeć rysunek Avery'ego. Potrzebował do tego jeszcze jakiegoś słownego pretekstu, więc czekał z niecierpliwością na niewielką choćby okazję. Pojawiła się szybko.

– To nie ma sensu Abraxasie – ogłosił z pretensją Avery, obserwując swoje dzieło – To co tu widzę nie różni się w zasadzie niczym od mojego lotu z Dianą. Też staraliśmy się na komendę w odpowiedni sposób dostosować położenie naszych ciał, a jednak ...

– W zasadzie na tym rysunku jest błąd – Aren Bez wahania wykorzystał okazję, dostrzegając szansę na realizację planu. Przysiadł się dużo bliżej Toma i prawie westchnął z ulgi. Od razu poczuł wielką zmianę na lepsze w samopoczuciu. Opanował się jednak i pochylił nad stołem udając, że całkiem pochłonęła go ta dyskusja.

– Tak sądzisz? Powiedz gdzie.

– Na początku owszem, trzymałem Abraxasa za ramiona, ale taka pozycja okazała się nieefektywna. Raz, że krępowała nam ruchy, dwa nie wyczuwałem dość szybko położenia, czy też stopnia pochylenia ciała Abraxasa. To nie było dobre, bo nasz lot zaczął być chwiejny i niebezpieczny. Dlatego zdecydowałem się na inny układ. Siadłem bliżej i zacząłem trzymać go za biodra. To poprawiło synchronizację – Avery szybko zlikwidował poprzedni rysunek i zgrabnie naszkicował kolejny, prezentujący nowy sposób dosiadania miotły przez dwie postacie. Kiedy skończył, zaklęciem sprawił, że rysunek ożył i przez moment go obserwował, po czym ogłosił:

– To ma sens! Kiedy przylgnąłeś do ciała Abraxasa zmniejszył się opór powietrza i jak zgaduję, znacznie polepszyła się dynamika, a także tak jak wspomniałeś, synchronizacja. Będąc tak blisko można łatwo zareagować na ruch drugiej osoby – Edgar spojrzał na Arena i skinął mu głową z uznaniem i nagle w tej samej niemal chwili poczuł dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa. Wyczuł równocześnie złowrogą aurę, którą mógł emanować jedynie Tom. Zdarzało się to tylko wtedy, gdy był absolutnie wściekły. Najwyraźniej ich przywódca osiągnął kres wytrzymałości. Edgar z lękiem przeniósł wzrok na Riddle'a i stwierdził, że ten morderczym wzrokiem wpatruje się w jego obrazek. Wyraźnie wizualizacja nie była najlepszym pomysłem, ale oczywiście było już za późno. Rozejrzał się po swoich towarzyszach. Po twarzach i spięciu widać było, że doskonale czują co się święci.

Edgar rozejrzał się więc po pokoju wspólnym i zarejestrował, że emanację aury Toma odczuli także inni, co objawiło się stopniowym, ale systematycznym opuszczaniem tego pomieszczenia. Instynkt samozachowawczy Ślizgonów działał bezbłędnie i Avery pozazdrościł im tego, że mogą po prostu swobodnie sobie wyjść, czując co się może stać. Edgar obserwował kolejnych Ślizgonów udających się do dormitoriów i nagle błysnęła mu myśl, że bardzo współczuje Arenowi, który siedział przecież tuż przy ich Panu, więc musiał tą aurę odczuwać niezwykle intensywnie. Wrócił wzrokiem do Greya spodziewając się zobaczyć na jego twarzy przerażenie, a przynajmniej dyskomfort i znieruchomiał z zaskoczenia otwierając ze zdumienia usta. Może i było to nieodpowiednie dla osoby z jego statusem krwi i pochodzenia, ale ... Aren wyglądał na najbardziej zadowolonego czarodzieja na świecie. Zupełnie nie przejmował się, że siedzi koło naprawdę wściekłej bestii. To było niewiarygodne. Nie uwierzyłby, gdyby nie widział na własne oczy. Kiedy już doszedł do siebie, popadł w kolejne zdumienie wywołane myślą „... dlaczego Tom przy takim poziomie rozdrażnienia jeszcze nie zaczął rzucać klątwami ...”. Kolejną chwilę zajęło mu dojście do wniosku, że to Aren był pewnego rodzaju buforem, który powstrzymywał Riddle'a przed rzucaniem klątw. Bez wątpienia każdy z nich powinien być zielonookiemu chłopakowi wdzięczny. Problem polegał na tym, że nie wiadomo było na jak długo Riddle'owi starczy samokontroli. Ogólne napięcie przerwał Aren kontynuując rozmowę jakby nigdy nic.

– Myślę, że dużą rolę odgrywają umiejętności. Abraxas jest zawodnikiem od lat, ja również byłem graczem, dlatego obaj mieliśmy większe pojęcie co należy, a czego nie wolno robić siedząc na miotle. Jak należy reagować przy wznoszeniu, jak przy skręcie łagodnym, jak przy ciaśniejszym i tak dalej. No i zaufanie też chyba dużo dało. Z Abraxasem praktycznie nie musieliśmy używać zbyt wielu słów. Świetnie rozumieliśmy się bez nich.

– Tak, pewnie masz rację ... – Oszczędnie powiedział Edgar starając się zapanować nad drżącym głosem, ale nie rozwijając tematu. Wolał nie ryzykować i nie przerywać szczęścia, które im dotąd dopisywało. Aura Toma była wyjątkowo paskudna i ciężko było siedzieć blisko niego, nie czując przytłaczającego uczucia. Avery poczuł pewnego rodzaju uznanie dla Greya zastanawiając się dlaczego ten nie reagował tak jak wszyscy inni. Nagle zauważył, że chłopak dyskretnie rozejrzał się po nich, widocznie orientując się, że coś jest nie tak.

Aren od jakiegoś czasu wyczuwał napięcie i zmiany w atmosferze panującej w grupie. Nie ulegało żadnej wątpliwości, że przyczyną powszechnego dyskomfortu był Tom, a przede wszystkim pogarszanie się jego humoru i zmiany w magii. Oczywiście Aren to czuł, ale w jego przypadku powodowało to jedynie polepszenie kondycji. W końcu jednak drastyczna zmiana w aurze Riddle'a i ogólne przerażenie, które zgromadzeni wokół Toma starali się pokryć maską zwróciło jego uwagę. Rozejrzał się uważnie. Zarejestrował powszechną bladość na twarzach, stróżkę potu spływającą po skroni Abraxasa, który wyglądał na chorego i zdecydował, że powinien coś spróbować zrobić. Nie liczył na spektakularne efekty, ale skoro sam tak dobrze się czuł przy Tomie to może i … To było warte przetestowania. Ciekawość popchnęła go do tego, że wstał wsparł się kolanem na stole i sięgając przez narożnik położył Malfoy'owi dłoń na czole, pozornie po to, by sprawdzić czy nie ma gorączki. Czoło było wręcz zimne, co też nie było normalne, więc Aren konsekwentnie dążąc do celu i wykorzystując nadarzającą się okazję powiedział zmartwionym głosem, wprawiając wszystkich w zdumienie i wywołując pewną konsternację.

– Może lepiej się położysz Abraxasie? Obawiam się, że mogłem Cię zarazić tym moim przeziębieniem – Kiedy Grey dotknął Malfoya, atmosfera stała się jeszcze bardziej okropna niż była. Malfoy nie miał odwagi przeciągać struny odzywając się, więc odpowiedział jedynie oszczędnym ruchem głowy.

Obserwujący wszystko czujnym okiem i w milczeniu Black stwierdził w duchu, że oczywiście wszystkiemu bez wątpienia winny jest Avery, który jak zwykle przesadził i doprowadził wydarzenia na skraj przepaści. Mały błąd i skupi się na nich wszystkich. Polecą w otwartą czeluść i odpokutują za jego brawurę. Teraz wzrok Oriona spoczął na Arenie, ale kątem oka zauważył, że jego Pan także obserwuje zielonookiego chłopaka. Jeszcze nigdy nie widział takiego przerażającego wzroku u Riddle'a. Podejrzewał, że za moment cała wściekłość Riddle'a skupi się na Abraxasie i nie chciałby być teraz w skórze Malfoya. Napięcie wciąż rosło, atmosfera gęstniała tak, że ciężko było oddychać. Ciężkie przyspieszone oddechy wszystkich, wyraźnie odbiegały od zachowania Greya, które było wręcz niepojęte. Orionowi przemknęło przez myśl, że może on po prostu nie wyczuwał tego co się działo. Może powodem był brak magii. Już chwilkę potem Orion odrzucił własną koncepcję. Widział już przecież mugoli, którzy doskonale wyczuwali przerażającą aurę Riddle'a, czyli to nie było to.

Rudolf zazdrościł charłakowi odwagi, kiedy ten nie zwracając uwagi na zły humor Riddle'a po prostu sobie przy nim usiadł. Kiedy mimo takiej bezczelności nic się nie stało, Tom nie zareagował, Lestrange poczuł wściekłość i zazdrość, że to właśnie takie nic jest inaczej niż oni wszyscy traktowane przez ich Pana. Stopniowo jednak, w miarę wydarzeń, jego gniew skierował się również w inną stronę. Był wściekły na Avery'ego za to, że znowu grał w te swoje prowokatorskie gierki. Były dobre, kiedy ich Pana nie było w pobliżu, a przede wszystkim kiedy był w lepszym humorze. Dzisiaj najwyraźniej samopoczucie Toma nie było najlepsze i z każdą chwilą było gorzej. Kiedy Riddle niemal stracił nad sobą panowanie Rudolf zbladł z przerażenia wściekły równocześnie na Edgara za to, że tak ryzykował. Za to, że bawił się ich kosztem. Za to, że oddalił się od Alberta i niego, wyraźnie oscylując w stronę charłaka. Był wściekły na tego przeklętego półkrwi charłaka, który wyglądał jakby jemu aura ich Pana nie przysparzała kłopotów w oddychaniu. Jak to jest, że on swobodnie sobie siedzi przy Tomie. Taki rozluźniony. Czyżby był tak bardzo pewny, że to na nich skupi się gniew ich Pana? Właściwie … dlaczego Tom dotąd nie rzuca klątw? To znowu ten charłak o nieczystej krwi. Jak on śmie … Rudolf z napięciem wpatrywał się w Riddle'a, ledwie rejestrując poczynania Greya, kiedy nagle nastąpił przełom.

Aren przyjął skąpą odpowiedź Abraxasa spokojnie i jakby nigdy nic wrócił na swoje miejsce. Pozornie na swoje. Z rozmysłem bowiem, realizując swój plan, skorzystał z okazji i usiadł dużo bliżej Toma niż poprzednio. Celowo pozwolił, by ich uda otarły się o siebie. W tym samym momencie cała ponura aura Toma i gęsta atmosfera dosłownie zniknęły niczym zły sen. Aren w myśli się uśmiechnął, ale nie pokazał po sobie satysfakcji, którą odczuł. Miał rację. Nie tylko on czuł się w towarzystwie Toma lepiej. To działało również na odwrót. Zmianę nastroju potwierdziło lekkie, ale gremialne westchnienie ulgi, które objęło pozostałych. Mogli już najwyraźniej normalnie oddychać. Grey był zadowolony, że udało mu się zaoszczędzić im bólu.

Napięcie powoli opuściło ciało Oriona, który równocześnie obserwował podobne zachowania u innych. Wniosek był jeden. Grey nie był głupi, ani nieuważny. Widział co się działo i znalazł sposób by temu zaradzić. Wyraźnie zdawał sobie sprawę z własnego wpływu na Toma, albo też testował dopiero swoje możliwości. Nie było to właściwie dla Oriona ważne, ale jedno było pewne, mieli być za co Arenowi wdzięczni.

– To było naprawdę pouczające. – Stwierdził nagle znienacka Edgar jakby zupełnie od rzeczy. Nie rozwijał jednak poprzedniego tematu, zmieniając jakby nigdy nic kierunek rozmowy – To co, może omówimy kwestię jutrzejszego wypadu do Hogsmeade skoro jesteśmy wszyscy?

– To jednak idziesz? – Wtrącił mimochodem wciąż jeszcze lekko schrypniętym ze stresu głosem Malfoy, który z napięcia i przerażenia był nieprzeciętnie blady. Aren zerknął na niego zdawałoby się niefrasobliwie i spokojnie odpowiedział:

– Mhm ... Avery potrafi być dosyć przekonujący.

– By nie powiedzieć upierdliwy. – Dopowiedział usłużnie Black, na co Edgar zareagował z właściwą sobie werwą, zakładając ręce na piersiach w geście oburzenia:

– Ej! Ja tu jestem!

Rozmowa potoczyła się wokół bezpiecznego tematu, a tymczasem Tom uspokajał się powoli. Bliskość Arena pomagała mu opanować nerwy. Zauważył moment kiedy odczuł nagłą zmianę w samopoczuciu. Swego rodzaju ulgę. Stało się to w chwili, kiedy Aren naruszył jego przestrzeń osobistą. Kiedy go dotknął. Nie czuł już potrzeby torturowania Abraxasa tak długo, by błagał o śmierć. Nie marzył już tylko o tym, by leczyć go po to, by znowu torturować i tak bez końca. Wszystko dlatego, by nigdy, przenigdy nie zbliżał się już do Arena. On był jego i nikt nie miał prawa go dotykać. To podpowiadała mu natura … po chwili sam przed sobą przyznał w duchu, że podpowiadała mu to najwyraźniej zazdrość. A jednak mimo to zauważył, że Malfoy wywiązał się ze swojego zadania pozyskując zaufanie Greya. Doceniał ten wysiłek, choć sam fakt wyjątkowo działał mu na nerwy. Minęła chwila, zanim był w stanie śledzić toczącą się rozmowę i obserwować spokojnie otoczenie i wyciągać wnioski.

Jedno było pewne w jego grupie dały się zauważyć wyraźne zmiany. Black prawie nigdy nie brał udziału w takich rozmowach i trzymał się z boku. Tym razem uczestniczył w rozmowie, a to odbiegało od normy. Coś w tym musiało być. Uwagę Toma zwrócił też Avery, który najwyraźniej zaczął lekko alienować się od Rudolfa i Mulcibera, których dotąd się trzymał. Po chwili obserwacji Riddle doszedł do wniosku, że obydwaj zaczęli ciążyć w kierunku Arena. Do tej trójki należało dodać oczywiście Abraxasa. Aren w ich towarzystwie wydawał się być rozluźniony. Stopniowo opadała jego maska. Tom skonstatował, że bez tego zabezpieczenia zielonooki chłopak okazywał się być jeszcze bardziej czarujący niż na początku znajomości. To było niezwykle absorbujące odczucie. Chwilę po tym, jak Tom doszedł do takiego wniosku, Aren opadł na oparcie kanapy, równocześnie delikatnie ocierając się przez chwilę o jego ramię i nie przerywając rozmowy. Riddle nie był pewien czy to było świadome działanie, czy też zwyczajny przypadek. Poświęcił chwilę, by szybko przeanalizować postępowanie Arena od chwili pojawienia się go w pokoju wspólnym i doszedł do wniosku, że musi docenić kunszt chłopaka.

Doszedł bowiem do wniosku, że zielonooki Ślizgon od początku zaplanował stopniowe zbliżanie się do niego. Oczywiście robił to niby przypadkowo, subtelnie, ale konsekwentnie dążył do celu. Takie systematyczne realizowanie planu można było tylko podziwiać i Tom, ku własnemu zdumieniu odczuł dumę. Ta myśl w jakiś sposób ogrzewała jego serce i było to zdumiewające. A ta myśl w jakiś sposób ogrzewała jego serce. Gdy był obok czuł, jakby to miejsce od zawsze było jego, to była stosunkowo dziwna myśl, ale nie mógł wyrzucić jej z głowy. Nie chciał zdradzić się ze swoimi myślami, dlatego wrócił wzrokiem do książki, słuchając jednocześnie jednym uchem przebiegu rozmowy, która od jakiegoś czasu była zwykłą pogawędką krążącą wokół wydarzeń jutrzejszego dnia. Minęła około godzina, kiedy Tom usłyszał u swojego boku stłumione ziewnięcie, które sugerowało, że Aren już zbyt długo nie przetrwa i powędruje spać. Riddle poczuł żal, bo całkiem przyjemnie było czuć go tak blisko siebie. Nie zareagował jednak w żaden sposób, a jedynie przewrócił kolejną kartkę czytanej publikacji. Niedługo potem niespodziewanie poczuł na swoim ramieniu ciężar. Nie przerwał czytania i nie pokazał po sobie zaskoczenia, ale szybkim, krótkim rzutem oka sprawdził co się stało. Okazało się, że Aren ostatecznie zasnął sobie smacznie, obierając jego ramię za poduszkę. Tom zanotował sobie w pamięci, że musi poinstruować Greya na przyszłość. Nie powinien zasypiać w pokoju wspólnym Slytherinu. Przy nim nic mu nie grozi jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, ale jeśli jego, Toma nie będzie w pobliżu, taka drzemka mogłaby się skończyć nieciekawie. Po co tak ryzykować.

– Jak on śmie... – Wycedził Rudolf jakby na potwierdzenie myśli Toma. Patrzył na Arena jakby był czymś obrzydliwym.

– Przysnęło mu się tylko, obudźmy go – Zaproponował Avery, podnosząc się z miejsca i wyciągając rękę, by potrząsnąć Arena za ramię. Tom nie zamierzał do tego dopuścić, więc ogłosił nie znoszącym sprzeciwu głosem.

– Sam go obudzę, jesteście wolni.

Takie postawienie sprawy nie pozostawiało miejsca na żadne dyskusje. Wszyscy potulnie wstali z miejsc i bez dalszych dyskusji udali się w kierunku sypialni. Abraxas zawahał się przez chwilę, ale po namyśle nic nie powiedział i oddalił się tak jak i inni. Tom usiadł wygodniej i zaczął przyglądać się spokojnej, rozluźnionej twarzy śpiącego Arena. Wciąż jeszcze nie mógł do końca uwierzyć, że znalazł się człowiek, który w jego towarzystwie czuł się na tyle komfortowo i spokojnie, żeby zmniejszyć czujność do tego stopnia, by zasnąć. Gdyby ktoś próbował go przekonać, że ufa mu do tego stopnia, to bez pardonu wyśmiałby go, a może i ukarał jakąś klątwą za bezczelność i nieśmieszny żart. A jednak życie zaskoczyło Toma. Pojawił się Aren Grey tajemniczy czarodziej pozbawiony mocy z dyszącym w jego kark czarnoksiężnikiem ... Zaiste ekscytujące połączenie. Uśmiechnął się do swoich myśli. Nie mógł się powstrzymać i zaczął delikatnie gładzić po głowie nieświadomego niczego, śpiącego chłopaka. Jego wzrok błądził w zamyśleniu po pokoju wspólnym i w pewnym momencie natrafił na pozostawiony na stole rysunek przedstawiający dwóch czarodziejów na miotle wyglądających, jakby się do siebie przytulali. Riddle nie wytrzymał i ruchem dłoni sprawił, że obrazek strawił ogień pozostawiając jedynie popiół.

***

Abraxas obudził się około czwartej nad ranem. Po chwili oprzytomniał i kontrolnie zerknął na łóżko Arena. Było puste. Przez chwilę wpatrywał się w nie zaskoczony. Pomyślał, że pewnie Grey wyszedł na moment do łazienki, ale po chwili stało się jasne, że coś za długo to trwa. Malfoy zaniepokoił się i wstał podchodząc do sąsiedniego łóżka. Kontrolnie dotknął pościeli, ale ta była zimna, czyli Aren jeszcze się nie kładł. Abraxas zastanowił się przez chwilę, po czym rzucił na siebie zaklęcie lekkich stóp, by nie hałasować i ruszył w stronę pokoju wspólnego, by rozejrzeć się za zaginionym. W salonie panował półmrok rozświetlony jedynie płomieniami trawiącymi drewno w kominku. Abraxas nie musiał szukać długo. Wystarczyło, że skierował wzrok na kanapę przy kominku. Tom nadal czytał, chociaż stosik publikacji wskazywał, że to nie jest wciąż ta sama książka, a Aren spał w najlepsze wsparty o Riddle'a. Uwagę Malfoya zwrócił specyficzny jak na Toma wyraz twarzy. Tak bardzo inny od tego, który można było zobaczyć u niego na co dzień, zupełnie nieznany, łagodny. Zszokowany blondyn nie śmiał się poruszyć, by nie zostać odkrytym. Obserwował twarz ich Pana, jak i wolno, z czułością, przesuwającą się w geście pieszczoty po włosach, a czasem i po twarzy Arena rękę. Malfoy nie podejrzewałby nawet Riddle'a o umiejętność czułego zachowania, dlatego teraz patrzył z pewną fascynacją, nie śmiąc nawet drgnąć. Patrzył bardzo długo zanim się wycofał wypędzony śmiechem Toma i nie zauważony przez tamtą dwójkę.

Śpiący chłopak zaczął się chyba budzić, bo zamruczał coś niezrozumiale przez sen. Wtulił się bardziej w Toma i westchnął. Riddle spojrzał na niego czujnie, choć z lekkim uśmiechem i przestał go głaskać, na co od strony zielonookiego dobiegł nieco bardziej artykułowany protest:

– Mmm ... nie przestawaj, to takie przyjemne ... – Kiedy dłoń Toma powróciła do głaskania Grey przeciągnął się, ponownie wtulił w Riddle'a i westchnął okazując zadowolenie. Chwilę trwało uspokajające gładzenie, po czym tuż przy uchu usłyszał niezbyt głośny, dobrze mu znany, choć w tej chwili brzmiący rozbawieniem głos:

– Przypominasz teraz kota. Jeszcze troszkę tego głaskania, a zaczniesz mruczeć z przyjemności.

Efekt był piorunujący. Aren momentalnie odskoczył od Toma zaskoczony zapominając, że są na kanapie. Oczywiście spadł z niej i klapnął ciężko na podłogę obijając sobie boleśnie tyłek i przy okazji uderzając tyłem głowy o brzeg stołu. Dopiero teraz oprzytomniał, rozejrzał się szybko, a po chwili, rejestrując ból przyłożył dłoń do tyłu głowy. Bolało. Nawet nie zdążył sprawdzić, czy nie krwawi, kiedy usłyszał propozycję Riddle'a.

– Pokaż, uleczę to. – Dłoń Arena została odsunięta, a zaklęcie leczące zakończyło tą nieprzyjemną przygodę. Oczywiście pozostało bolące siedzenie, ale o tym drobnym niuansie Grey wolał już nie wspominać. Tom powrócił na swoje miejsce, a zielonookiemu pozostało tylko powiedzieć:

– Dziękuję. – Sam też wstał z podłogi, otrzepał spodnie i wrócił z westchnieniem na kanapę. Usiadł na wyciągnięcie ręki od Riddle'a, ale z zawstydzenia nie śmiał na niego spojrzeć.. Czuł jak palą go policzki. Podejrzewał, że płoną czerwienią. Sytuacji nie poprawiał czujny wzrok Toma, który czuł na sobie. Trzeba było się otrząsnąć i porozmawiać. Aren nie bardzo wiedział
jak zacząć, więc niepewnie zapytał z nadzieją, że zostanie zrozumiany:

– Jak długo ...?

– Kilka godzin. – Stwierdził ze stoickim spokojem Tom, wciąż nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Zielonooki zaskoczony uniósł wzrok na niego, patrząc z niedowierzaniem, na co Riddle uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami wskazując wzrokiem zegar, który wskazywał czwartą nad ranem. Grey zamrugał zaskoczony. Czyli Tom nie żartował. Przeniósł wzrok na siedzącego obok, który wciąż mu się przyglądał, a później na leżący na stole stosik książek. Doszedł do wniosku, że Tom przez ten czas najwidoczniej czytał. Kolejny raz zwrócił wzrok na Riddle'a, próbując dostrzec na jego twarzy oznaki zmęczenia. Niczego podobnego nie zobaczył, co go na krótko zdumiało. Nie trwało to długo, bo już chwilę później zrozumiał. Zareagował spontanicznie. Przemieścił się szybko w stronę Toma i ujął jego twarz w dłonie mówiąc nakazująco:

– Ściągaj je! – Tom rozbawiony żywiołową reakcją adwersarza i tym, że chłopak najwyraźniej nie zwrócił w zapale uwagi na to, że właściwie niemalże usiadł mu na kolanach, wciąż spokojnie stwierdził:

– Aren, mówiłem Ci już jak powinieneś zaczynać rozmowę.

– Dobrze wiesz, że chodzi mi o glamour.

– Oh, proszę bardzo. – Krótko odpowiedział Tom, zdejmując z twarzy zaklęcie. Wiedział, że po jednej zarwanej nocy może mieć co najwyżej cienie pod oczami, a i to niewielkie. Zastanawiał się o co chodzi Arenowi, że uparł się na zobaczenie jego twarzy. Widząc skupiony wzrok zielonookiego chłopaka studiujący jego twarz z tak bliska, nie zamierzał narzekać. Czekał na konkluzję, przy okazji korzystając z przyjemnej bliskości. Grey wpatrywał się w jego twarz, lekko gładził kciukami miejsca pod oczami, gdzie prawdopodobnie zauważył cienie. Dotknięcie było delikatne, ale posłało do kręgosłupa Toma całą serię przyjemnych dreszczy. Nie poruszył się jednak, nie chcąc spłoszyć Arena, który w tej samej chwili zażartował:

– Następnym razem po prostu mnie obudź. Właściwie, to istnieje jeszcze jedna opcja, pozostaw mnie śpiącego na pożarcie straszliwym Ślizgonom, którzy tylko czekają na to, by przelać moją krew.

Kiedy Tom to usłyszał nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Najwidoczniej Aren nie był ani naiwny, ani głupi. Najwidoczniej miał pełną świadomość, że spanie w pokoju wspólnym Slytherinu nie było najlepszym rozwiązaniem. Postanowił wobec tego wstrzymać się z pouczeniami, ale dla odmiany zarejestrował, że Aren zaczął się na niego wręcz gapić. Uniósł pytająco brwi i usłyszał w odpowiedzi:

– Jednak potrafisz się szczerze śmiać. Mój dowcip widocznie nie jest taki tragiczny jak sądziłem – Grey mówiąc to uśmiechnął się ciepło, a Tom zdecydował się odpowiedzieć zgodnie z prawdą.

– Uznaj, że dla Ciebie robię wyjątek. To co, gotowy na pożarcie przez Ślizgona, który tylko na to czekał przez kilka godzin? – Pytanie zostało zadane z pełną powagą, równocześnie Tom płynnym ruchem zamyknął talię Greya w uścisku tak, że teraz faktycznie chłopak wylądował na jego kolanach. Riddle był jak zwykle oczarowany zażenowaniem jakie zagościło na twarzy Arena. Tymczasem zielonooki chłopak powoli miał dość tego swojego zawstydzenia. Skonstatował, że odkąd się obudził, policzki płoną mu z emocji. Tymczasem Tom najwyraźniej dobrze się bawił. Ta jego cholerna pewność siebie deprymowała. Trudno było wyczuć o co dokładnie mu chodzi, a Grey nie zamierzał czekać. Spróbował się uwolnić, ale trzymany był w żelaznym uścisku. Potrzebował więc planu na tyle skutecznego, by osiągnąć cel. Musiał się przede wszystkim uspokoić, dlatego zamknął oczy i wziął parę głębokich oddechów.

Riddle przeczuwał podstęp, ale postanowił spokojnie poczekać na to, co Aren wymyślił. Domyślał się już, że Grey nie pozostanie mu dłużny. Z pewnym podziwem obserwował, jak chłopak opanowuje nerwy. Kiedy otworzył oczy nie był już zawstydzonym nastolatkiem. Uśmiechnął się szelmowsko i opadł całym ciałem na Riddle'a, zaskakując go takim postępkiem. Tom odruchowo na moment rozluźnił uścisk, co zostało natychmiast wykorzystane przez Arena, który wyślizgnął się z rąk czerwonookiego pokazując mu w trochę dziecinnej reakcji język. Tom roześmiał się szczerze na taki pokaz zwinności, a Grey triumfował, trzymając się przebiegle poza zasięgiem jego rąk.

– A widzisz, „posiłek” zdążył Ci uciec – Tom był w wyśmienitym humorze i nie zamierzał go sobie psuć, dlatego stwierdził:

– Oh, co się odwlecze to nie uciecze. Tym razem pozwolę Ci umknąć. Nie zamierzam jednak zapewniać, że tak będzie zawsze – Po tych słowach i kolejnym uśmiechu wstał zabierając swoje książki. Już po chwili wolnym krokiem skierował się w stronę swojej sypialni, zostawiając Greya samego.

Aren ociągał się z powrotem do dormitorium, leżąc na kanapie, którą jeszcze niedawno zajmowali wraz z Riddle'm. Czuł się doskonale. Oczywiście wciąż jeszcze był przeziębiony, ale jakoś nie odczuwał skutków wyczerpania magicznego, co było dziwne. Najwyraźniej miało to coś wspólnego z bliskim kontaktem z Tomem. Aren przyznał sam przed sobą, że dziś chyba pobił jakiś rekord przebywania tuż przy Riddle'u. Dotykanie go i bycie dotykanym przez niego było tak przyjemne. Od tego doznania nie mógł i nie chciał uciec. Właściwie to nie czuł potrzeby uciekania z uścisku Toma. Zrobił to wyłącznie z przekory, bo nie z przekonania. To było dość niepokojące.

***

Na śniadaniu do Abraxasa dosiedli się tylko Avery oraz Black. Reszta dalej koczowała w dormitorium, próbując się wybrać, a Aren spał w najlepsze. Malfoy zanim wyszedł, przezornie rzucił na łóżko Greya zaklęcie ochrony w razie, gdyby Lestrange wpadł na jakiś głupi pomysł. Jedząc analizował to, co widział w nocy. Był zbyt daleko od kanapy, by słyszeć rozmowę, a zza oparcia mebla widział jedynie głowy i ramiona siedzących. Nie zamierzał ryzykować wykrycia tym bardziej, że dość już się wczoraj naraził Tomowi i wolał nie sprawdzać, czy jego nerwy wytrzymają kolejny raz. Zresztą, kara i tak mogła go dosięgnąć po pewnym czasie, choć miał wielką nadzieję, że odsunięta została na stałe. Wczoraj obserwował wszystko do czasu, kiedy Tom się roześmiał szczerze i z radością. Ten śmiech zszokował blondyna i wygnał go do dormitorium. Zszokował go dlatego, że … był niepojęty. Tom nie śmiał się w ten sposób nigdy. Nigdy było tu kluczowym słowem. A jednak przy Arenie wszelkie zasady co do zachowania się Riddle'a przestawały obowiązywać. Riddle zachowywał się jakby był ... Abraxasowi to słowo jakoś nie chciało się nawet pojawić w umyśle w zestawieniu z osobą Toma, a coś w środku nie chciało nawet rozważać takiej opcji. Nagle zobaczył coś przed oczami, a przy uchu usłyszał:

– Ziemia do Abraxasa! – Okazało się, że to Avery machał mu dłonią przed twarzą, starając się zwrócić jego uwagę.

– Zamyśliłem się, możesz powtórzyć?

– Rozmawialiśmy o wczorajszej sytuacji. Upiekło nam się. A już myślałem, że przyjdzie mi się kurować do końca weekendu. Zresztą nam wszystkim. Ostatnio był tak zdenerwowany jak zapytałam o tamten przełom, pamiętacie? – I Black i Malfoy zgodnym ruchem przytaknęli. Ciężko było o tym zapomnieć. Bolało i to bardzo. Skutki zdenerwowania ich Pana utrzymywały się przez dobrych kilka dni. Teraz wiele zawdzięczali Arenowi i właściwie każdy z nich w duchu, oddzielnie, doszedł do tego wniosku.

Abraxas zamyślił się ponownie, choć na trochę inny temat. Ciekawe jak by wyglądała teraz sytuacja z Greyem, gdyby doszło do spotkania Toma z Przeznaczonym. W końcu do niedawna ich Pan nie szczędził sił, by odnaleźć tego całego Przeznaczonego. Może to byłoby lepsze dla nich, dla Arena. Gdyby nie wpadł na beznadziejny pomysł i nie zabrał tego przeklętego dziennika Przeznaczony by po niego wrócił i nawiązał kontakt z Tomem. Istnieje prawdopodobieństwo, że Tom skupiłby się na nim i po wyduszeniu informacji z Greya zostawiłby go w spokoju. A wtedy mógłby ... W zasadzie co? Myśli Abraxasa zatrzymały się w tej chwili, a on sam poczuł się trochę zaskoczony kierunkiem w jakim płynęły. Przecież gdyby Tom nie zlecił mu zbierania informacji o Arenie i zdobycia jego zaufania był pewien, że pomimo niewątpliwej urody zielonookiego chłopaka, nie zainteresowałby się czarodziejem bez możliwości rzucania zaklęć. A jednak na dzień dzisiejszy, kiedy poznał go bliżej, przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie. Zostali przyjaciółmi i Abraxas nie bał się do tego przyznać przed samym sobą. Nie miało to jednak większego znaczenia dla całości sprawy i nie było sensu roztrząsać co by było gdyby. Powrócił myślą do tematu rozmowy i do śniadania. Biorąc do ust kęs pożywienia odpowiedział Avery'emu:

– Pamiętam, tak jak pewnie każdy z naszej grupy. Mam też świadomość, że było to spowodowane jak zwykle tym, że nie potrafisz się oprzeć i trzymać jęzora za zębami. Jesteś jakimś masochistą Edgar?

– Nie, nie lubuję się w bólu. Jednak chciałbym wiedzieć nieco więcej o Tomie. Naprawdę go podziwiam i szanuję. Jego moc jest niesamowita i jestem pewien, że dokona wielkich czynów. Z taką charyzmą z jaką potrafi oczarować każdego nie powinno być to trudne.

– Cóż Abraxasie. Sądzę, że nie powinieneś obwiniać Edgara. Sam nie jesteś lepszy – stwierdził oschle Orion. – Obaj powinniście się trzymać od Arena Greya jak najdalej. Dla własnego i nas wszystkich bezpieczeństwa.

– Daj spokój. Gdyby wczoraj Arena nie było, to dobrze wiem jakby się to skończyło. A tak Tom po raz pierwszy powstrzymał się od rzucania klątw na prawo i lewo. Dlatego myślę, że właśnie bezpieczniej jest się trzymać blisko Greya – Stwierdził z pełną powagą Avery.

Orion miał już dość przekomarzania się. Nie miał ochoty tego ciągnąć. Wstał z miejsca, dopijając kawę, ale od odejścia powstrzymała go ręka Edgara. Natychmiast ją odepchnął patrząc wilkiem, jednak oczywiście na Averym nie zrobiło to większego wrażenia.

– O co Ci chodzi Orionie? Serio, gdybyś jaśniej wyrażał swoje myśli, być może byłbyś dla innych przyjemniejszy w obyciu i nie odstraszał swoją osobą.

– Oh w porządku, nie mam ochoty siedzieć z kretynem, do którego najwidoczniej dołączył drugi. Nie chcę zarazić się waszym idiotyzmem. Skoro jesteście tacy ślepi proszę bardzo, spoufalajcie się z Greyem, ale potem nie przychodźcie ze skargami. Nie mówcie, że nie ostrzegałem.

Po tym oświadczeniu Orion po prostu odszedł. Abraxas zgadzał się z nim właściwie, że niebezpiecznie jest tworzyć jakąkolwiek więź z Arenem. Uważał jednak, że Black za bardzo skupia się na samym Tomie i tym co może ich spotkać z tej strony. A przecież trzeba zwrócić uwagę na Arena. On Toma nie zna. W końcu jednak dostrzeże jaki naprawdę jest Riddle. Jak rozwiązuje wszelkie niedogodności. Kiedy wreszcie pozna jego osobowość, powinno go to odepchnąć od Riddle'a. Abraxas ku własnemu zdumieniu zauważył, że byłby w stanie nawet się poświęcić po to, by Aren mógł poznać prawdziwe oblicze ich Pana.

***

Pod wieczór zebrali się wszyscy i razem udali do Hogsmeade. Aren czuł się wypoczęty, choć ponownie zaczął odczuwać w pewnym stopniu wyczerpanie magiczne. Nie było to tak przemożne uczucie jak wcześniej, a bardziej jako dokuczliwa niedogodność. Obiecał sobie jednak, że jutro pójdzie do Pomfrey i rozprawi się z przeziębieniem, które za nic nie chciało ustąpić. Podzielił się tą informacją z Malfoyem, który poparł go niezwykle entuzjastycznie, a nawet zobowiązał się zaprowadzić go pod sam gabinet, bo do końca nie ufał mu w tej kwestii. Aren nie mógł się nawet przed tym zarzutem bronić, bo zdawał sobie doskonale sprawę z faktu, że od początku swojego pobytu tutaj bagatelizował trochę zdrowie.

Już wczoraj zostało ustalone, że od razu udają się do Pubu pod Trzema Miotłami i tak też zrobili. Abraxas ruszył zająć stolik, a inni poszli złożyć zamówienie. Kiedy Grey zakupił już co należało i poszukał wzrokiem Malfoya, miał ochotę parsknąć śmiechem. Siedział dokładnie w tym samym miejscu, które zajął w poprzednich czasach Arena Draco, gdy się spotkali. Może to jakiś specjalny stół rodu Malfoyów? Ta myśl spowodowała, że Aren nie wytrzymał i głośno zachichotał, równocześnie zajmując miejsce na jednym z końców wygodnej kanapy w kształcie podkowy, przy Abraxasie. Tym razem nie chciał siadać koło Toma. Zdecydowanie co za dużo wrażeń to nie zdrowo. Niestety miejsce, które zajął wypadło naprzeciwko Rudolfa, który o dziwo przynajmniej na razie nie zabijał go wzrokiem.

– Co ci tak wesoło? – Zapytał zaciekawiony Abraxas.

– Oh przypominałem sobie zdarzenie z przeszłości.

– Ooo ... uwielbiam historyjki z przeszłości. Opowiedz! – Wręcz zażądał Avery, a jego oczy błyszczały ciekawością, co sugerowało, że nie odpuści. Zresztą po krótkim rzucie oka wokół, Aren przekonał się, że wszyscy patrzyli na niego z wyczekiwaniem. Po krótkim zastanowieniu Aren stwierdził, że po ominięciu i przemilczeniu kilku szczegółów może podzielić się z nimi opowieścią o Draco, dlatego też po chwili zaczął:

– Przypomniałem sobie pewnego chłopaka, z którym chodziłem do szkoły...

– Niech zgadnę byliście przyjaciółmi? – zainteresował się Abraxas.

– Wręcz przeciwnie. Spotkałem go w sklepie z szatami, gdy zaczynałem pierwszy rok nauki. Od tego spotkania, wręcz się nie znosiliśmy i byliśmy zaciekłymi wrogami. Potrafiliśmy rozmawiać tylko poprzez wymianę zaklęć. Oczywiście rękoczyny również wchodziły w grę, na przykład w czasie, gdy nasze różdżki zostały odebrane przez nauczyciela. Zdecydowanie ten chłopak działał mi na nerwy. Najbardziej nie lubiłem, kiedy nazywał moją bliską przyjaciółkę „szlamą”. Widziałem jak ona początkowo to przeżywała, więc za każdym razem jak tylko otwierał usta, by to powiedzieć wyciągałem różdżkę. Oczywiście wówczas, kiedy był daleko. Jeśli był blisko, używałem najpierw pięści – Zaśmiał się niewesoło i wzruszył ramionami na użytek słuchaczy. W duchu pomyślał jakie to wszystko teraz wydawało się głupie. W końcu Hermiona okazała się bardziej wyrachowana niż przypuszczał i wszystkie obelgi jakie wylał na nią Draco okazały się słuszne. Westchnął, omiatając towarzystwo wzrokiem. Czekali chyba na ciąg dalszy, ale tym, który nie wytrzymał był oczywiście Edgar.

– Na Merlina! Kim jesteś i co zrobiłeś z Arenem! Jakby powiedział mi to ktoś inny w życiu bym nie uwierzył.

– A co to ma wspólnego ze mną? – Zapytał podejrzliwie Abraxas, któremu nie bardzo spodobało się, że został porównany do wroga Arena.

– Przypadkowo poznałem drugą stronę tamtego chłopaka i po tym nie umiałem już go nienawidzić. Rozumiałem powody, dla których zachowywał się tak, a nie inaczej. Jego postępowanie zaczęło być dla mnie zrozumiałe. Okazało się, że wszystko co musiał mówić i robić oficjalnie, było kłamstwami i mistyfikacją. Prawdziwy on był zupełnie inny. Masz z nim Abraxasie kilka wspólnych cech. Najbardziej rzucającą się w oczy jest kolor włosów. To w sumie tyle, jak widzicie nic ciekawego.

Temat zapoczątkowany przez Greya wyraźnie odpowiadał zebranym, bo został podchwycony. Zaczęły się mniej, bądź bardziej rozwinięte opowieści jak to pozostali obecni się poznali. Wyszło na jaw, że jedyną osobą, która nie miała z nikim problemu był Mulciber. Wszyscy jednak zgodnie stwierdzili, że Albert był zawsze dosyć spokojny i zgodny, nie robił nikomu problemu Sam zainteresowany wzruszył jedynie ramionami. Ku zdziwieniu Arena okazało się, że największy problem z dostosowaniem się do grupy miał Edgar, który był dosyć buntowniczo nastawiony generalnie do wszystkich. Najwięcej zatargów miał z Blackiem i Malfoyem. Nagle stało się jasne skąd taki, a nie inny podział w grupie Toma i dlaczego Edgar trzymał z Rudolfem i Albertem. Do ogólnej rozmowy o dziwo włączył się nawet Lestrange. Ku lekkiemu zaskoczeniu Arena, wymienili nawet kilka spostrzeżeń między sobą. Normalnie świat oszalał.

W pewnym momencie podszedł do ich stolika jakiś czarodziej wyglądający bardzo podejrzanie i skrzyżował swój wzrok z Riddle'm, który w odpowiedzi kiwnął głową. Na ten widok przybysz opuścił lokal, aportując się z cichym trzaskiem. Tom dopił swoje wino i oznajmiając, że wróci za jakiś czas również się aportował.

Rudolf obserwował aportację Riddle'a z zadowoleniem. To była jego szansa. Niechęć do charłaka rosła w nim odkąd tylko Grey pojawił się w szkole. Lestrange uważał, że chłopak wprowadza tylko zamieszanie w ich od dawna uporządkowaną grupę. Zagarnął Avery'ego, ich Pan poświęcał mu wielką uwagę, traktował go dużo lepiej niż ich wszystkich. Rudolfa już choćby z tego powodu drażniła jego obecność, ale były też inne powody. Na tym półkrwi charłaku zależało Abraxasowi, a to wystarczyłoby, żeby podjudzić Lestrange'a do zrobienia wszystkiego, byleby mu dopiec. Do tego dołożyły się ostatnie wydarzenia na boisku. Grey ośmieszył go przy całej drużynie. Może ktoś by uważał, że stało się to przypadkowo, ale stało się i już. I do tego charłak obronił Malfoya. To wszystko gotowało się w Rudolfie podczas całego spotkania. Ostatnią kroplą, która przeważyła szalę i pokonała jego lekkie wahanie była informacja, że Grey przyjaźnił się ze szlamą. Miał nadzieję, że Tom zostanie na jakiś czas odwołany. Często tak bywało. Tym razem też się tak stało, ku radości Rudolfa. Teraz, bez czujnego oka przywódcy, mógł zrealizować swój plan i ukarać tego … półkrwi charłaka. Dlatego też nie przedłużając zaoferował:

– To co, następna kolejka? Ja stawiam! – Towarzystwo zgodziło się chętnie i Rudolf podszedł do lady by zamówić drinki, a dla Greya kremowe. Musiał poczekać aż barman skompletuje całe zamówienie na tacy. Był weekend i pub przeżywał prawdziwe oblężenie. Pierwsze pojawiło się piwo dla Arena. Lestrange miał okazję przeprowadzić to co zamierzał. Oparł się o blat w ten sposób, by zasłonić swoje poczynania, wyjął małą fiolkę z fioletową cieczą, odkorkował i wlał do piwa kilka kropel. Miał nadzieję, że domieszka nie zmieni koloru trunku. Po chwili było już jasne, że barwa się utrzyma ku cichej radości Rudolfa. Po jakimś czasie zamówienie zostało skompletowane i Lestrange wrócił z tacą do stolika. Rozdał napoje i zajął swoje miejsce. Abraxas jako jedyny rzucił na swojego drinka zaklęcie wykrywające substancje trujące i tym razem, feralnie nie pomyślał o zrobieniu tego samego dla Arena. Rudolf z zadowoleniem obserwował Greya, który właśnie upijał łyk swojego piwa z „małym” dodatkiem.

– Dokąd on się udał? – Zapytał Aren, zaciekawiony nagłym zniknięciem Riddle'a.

– Tom interesuje się różnymi magicznymi artefaktami. Zdobywa je, a później bada – Wyjaśnił spokojnie Orion po dłuższej chwili powszechnej ciszy.

To była ciekawa informacja. Aren natychmiast zapisał ją sobie w pamięci. Rzadko ktokolwiek w tej grupie mówił cokolwiek o Riddle'u, dlatego każda taka kropelka wiedzy była pilnie zbierana przez Greya. Chciał wiedzieć więcej o Tomie, a przecież nie zamierzał, jak ten drań, posuwać się do legilimancji. Skrzywił się odruchowo na wspomnienie tego samego ze strony Dumbledore'a, po czym chwycił za swój kufel i wypił jego zawartość jednym haustem. Kiedy już przełknął,przez myśl mu przemknęło, że kremowe w tych czasach jakoś inaczej smakuje. To delikatna odmienność, ale jest. Właściwie jest smaczniejsze niż to, które pijał w swoich czasach. Istniała przecież możliwość, że były jakieś różnice w recepturze. Zastanawiając się nad tym, Aren podniósł wzrok i napotkał zdziwione spojrzenie Rudolfa. Nie wiedział o co mu mogło chodzić, dlatego zapytał:

– Coś nie tak?

– Nie, nie ... po prostu narzuciłeś ostre tempo. – Stwierdził na pozór spokojnie Lestrange, choć w środku jego myśli wręcz szalały. Z niecierpliwością czekał na rezultaty zaaplikowania specyfiku ofierze. Powinno zadziałać jakieś parę minut po spożyciu, a minęło już dobre pół godziny i nic. Żadnych objawów. Rudolf zastanawiał się nawet, czy nie podał zbyt małej dawki, ale po chwili doszedł do wniosku, że wszystko zrobił jak należy. To jak zwykle z Greyem jest coś nie tak, może jego organizm potrzebuje więcej czasu. Po kolejnych kilkunastu minutach napięcie w Lestrange'u osiągnęło punkt kulminacyjny i nerwy go poniosły. Zaproponował następną kolejkę na swój koszt i tym razem wlał do piwa Arena wszystko, co jeszcze miał w fiolce. Przemyślał sobie wcześniej wszystko i doszedł do wniosku, że nie mógł popełnić błędu w pozyskiwaniu substancji trującej z tej rośliny, którą ukradł na lekcjach zielarstwa. Najwyraźniej więc problem leżał w zbyt małej dawce.

Tom wracał do pubu pieszo, rozmyślając nad zdobyczą i wydarzeniami. Nie znosił Chefsiby Smith. Ta kobieta reprezentowała wszystko czego nie lubił u kobiet i tak samo jak inne zdawała się mieć do niego słabość. Oczywiście to wykorzystywał. Zależało mu na artefakcie, który kobieta posiadała, ale jeszcze niestety mu nie przekazała. Chodziło o czarkę Helgi Hufflepuff. Smith zdradziła mu w wielkiej tajemnicy, że ma czarkę. Zrobiła to pewnie po to, by mu się przypodobać. Był to oczywiście wielki błąd z jej strony, bo nie wiedziała kto się kryję ze maską dobrego chłopca, ale oczywiście Tom nie zamierzał jej w tym uświadamiać. Na razie zdobył pewien pierścień, a nad problemem naczynka jeszcze popracuje. Tymczasem dotarł do wejścia do pubu i już po chwili znalazł się w środku. Jego grupa właśnie się z czegoś głośno śmiała. Aren, jakby wyczuwając jego obecność zerknął w stronę wejścia. Tom już zauważył, że obaj tak mają. Wyczuwają kiedy pojawi się w jakimś pomieszczeniu ten drugi. Riddle lawirując między ludźmi i stołami dotarł do swojego towarzystwa. Lestrange, który chwilę wcześniej go zauważył przesunął się, robiąc mu miejsce. Dzięki temu Tom, ku własnemu zadowoleniu siedział aktualnie naprzeciw Greya. Nie próbował nawiązywać z chłopakiem rozmowy, bo podejrzewał, że wciąż jeszcze zielonooki czuje się zażenowany. Tomowi wystarczył jednak sam widok Arena.

***

W drodze powrotnej do zamku, Riddle zauważył, że Grey wciąż na przemian kicha i kaszle. Padający śnieg i zimny wiatr raczej nie pomagały. Słyszał już wcześniej przy stole, ze ten planuje jutro udać się ze swoim przeziębieniem do Pomfrey, więc nie komentował tych objawów. Kiedy jednak po raz kolejny Arena chwycił atak kaszlu nie wytrzymał i rzucił na niego niewerbalne zaklęcie ocieplające. Nie spodziewający się niczego Grey aż podskoczył z zaskoczenia, poślizgnął się i upadł. Ślizgoni wybuchnęli śmiechem, ale potem Abraxas pomógł mu wstać. Kiedy Aren otrzepywał się jeszcze ze śniegu minął go Tom, na którego chłopak zerknął podejrzliwie. Tom lekko się uśmiechnął, puszczając mu oczko, co Grey skomentował cichym:

– Dziękuję, ale następnym razem mnie uprzedź.

Dalsza droga minęła już bez przygód i po pewnym czasie byli w zamku. Kiedy szli głównym korytarzem usłyszeli, że ktoś woła za nimi imię Arena. Grey obejrzał się i zauważył nauczyciela Zielarstwa, który już po chwili do nich podszedł lustrując wzrokiem całe towarzystwo i zwrócił się do niego bezpośrednio:

– Masz chwilę Aren?

– Myślę, że tak. Wrócę później – Poinformował pozostałych. Zanim odeszli profesor dodał jeszcze:

– Black, jutro widzę Cię na szlabanie po obiedzie. Skończył mi się nawóz z łajna testrali. Wierzę, że wiesz co to znaczy – Po tym oświadczeniu wraz z Arenem oddalił się w kierunku cieplarni. Kiedy byli już dostatecznie daleko od Ślizgonów Beery roześmiał się cicho i skomentował reakcję Oriona – Widziałeś jego minę? – Aren lekko się uśmiechnął i zapytał:

– Żartował profesor z tą karą prawda?

– Nie żartowałam. Naprawdę tego potrzebuję, a Orionowi nic się nie stanie jak splami swoje czystokrwiste rączki odrobiną pracy. Uprzedzając jakikolwiek Twój komentarz dodam, że nie odwołam tej kary, więc szkoda wysiłku. A teraz chodź, dokonałem wspaniałego odkrycia. Jak sądzę spodoba się również i Tobie.

Aren musiał przyznać, że i jemu zaczęła się udzielać radość profesora. Zastanawiał się co to za odkrycie. Niespodziewanie poczuł uderzenie gorąca w okolicach brzucha, co było dziwnym odczuciem. Złożył to jednak na karb nadmiaru alkoholu. Uczucie gorąca w żołądku pojawiło się jeszcze raz, kiedy doszli do cieplarni, ale nie bardzo zwróciło jego uwagę. Nie było dokuczliwe, nie był to ból. Tymczasem Beery skierował kroki do swoich prywatnych kwater, więc Aren podążył za nim, rozglądając się z ciekawością. Było tu przytulnie. Salonik był okrągły, na środku stały dwa fotele, a pomiędzy nimi stolik. Poza tym były tu półki na książki i dwie mini szklarnie z jakimiś roślinami. Oczywiście ciekawość zwyciężyła i chłopak podszedł bliżej, żeby obejrzeć rośliny.

– Uważaj tylko na tą koło półki, różnie reaguje na nowe zapachy – usłyszał za sobą głos Beery'ego.

– Te wszystkie rośliny... Pan je wyhodował? Nie poznaję żadnej z nich.

– Cóż, żadna z nich nie została zatwierdzona przez Ministerstwo – odpowiedział z przekąsem nauczyciel. – Uważają, że moje eksperymenty są niebezpieczne i zupełnie niepotrzebne. Wyobrażasz to sobie? Za każdym razem kiedy próbuję wprowadzić nowość, odsyłają mnie z kwitkiem!

– Teraz rozumiem. Gdyby udało mi się stworzyć jakiś naprawdę pożyteczny eliksir używając tych nowych odmian, wówczas Panu udałoby się przekonać ich do rejestracji nowych roślin.

– Czytasz mi w myślach Aren. Zatem, pokażę Ci efekty moich badań nad ciemiernikiem. Posłuchaj. Pamiętasz z pewnością, że liście zawierają toksyczne soki, ale po wielu eksperymentach udało mi się jeden z ciemierników połączyć z miodnikiem olbrzymim i otrzymałem roślinę o zdumiewających walorach. Wyczuwa zapachy, a na nieprzyjemne dla siebie reaguje wyrzutem miodu. Miód, podobnie jak u miodownika magazynuje w gruczołach umieszczonych na liściach. Przyjrzyj się, widzisz te pomarańczowe wypustki? To właśnie miododajne gruczoły. Można je również rozcinać, by pozyskać miód. I teraz najważniejsze. Ten miód nie nadaje się do jedzenia na co dzień. Mam jednak nadzieję, że znajdziesz dla niego zastosowanie w eliksirach.

– Dlaczego nie nadaje się do jedzenia?

– Ponieważ jest toksyczny. Zawiera w sobie mieszankę miodu i soków liściowych ciemiernika. Właściwie bardziej przypomina miód obłędu pochodzący od rododendronów. Spożywany w czystej postaci powoduje obniżenie częstotliwości skurczów serca, zmniejszenie ciśnienia tętniczego, nudności, wymioty i zaburzenia świadomości.

– Rzeczywiście lepiej go nie spożywać.

– Ano lepiej, ale powtarzam mam nadzieję, że uda Ci się znaleźć dla niego zastosowanie w eliksirach. A tu mamy ciemiernik biały, który udało mi się połączyć z kalinówką błyszczącą, co złagodziło toksyczność soków zawartych w liściach ciemiernika.

– Złagodziło? Do jakiego stopnia?

– Właściwie jedynym objawem zatrucia jest ból głowy, nic poza tym.

– To faktycznie niewiele.

***

Rudolf spoglądał z niepokojem na zegar siedząc z całą grupą w pokoju wspólnym. Minęły już ponad trzy godziny odkąd podał truciznę Arenowi. Czuł coraz większy niepokój. Wszystkie negatywne emocje zdążyły go już opuścić i teraz czuł jedynie strach, że skrzywdził człowieka. Chciał jedynie charłaka nastraszyć, zadać lekki ból, doprowadzić do wymiotów, czy rozwolnienia i tyle. Nawet miał przy sobie odtrutkę, ale ta działała tylko przy pierwszych objawach. Beery popsuł mu wszystko, zabierając chłopaka. Teraz nie był w stanie kontrolować postępów zatrucia i się denerwował. Martwił się tym, że podał Arenowi całą fiolkę silnej przecież trucizny. Co go podkusiło. Przecież charłak mógł umrzeć … dobrze, mała dawka na niego nie podziałała, a duża też nie bardzo nie wiadomo dlaczego, ale przecież skumulowana trucizna mogła uderzyć z opóźnieniem ze zdwojoną siłą. Rudolf miał już teraz najbardziej czarne wizje. Co gorsza w tle majaczyła mu wizja własnej śmierci. Jeśli Tom dowie się, że to on podał Greyowi truciznę, a domyśli się bez wątpienia ... wyrzucenie ze szkoły wydawało mu się w tym momencie błogosławieństwem i Lestrange nie wątpił, że decyzja o nim przyjdzie zbyt późno już po jego śmierci. Żałował, że zrealizował ten cały plan. Mógł to rozegrać w inny sposób, ale teraz było już za późno. Pocieszał się, że Aren był w tej chwili z nauczycielem, który bez wątpienia mu pomoże jeśli jego stan się pogorszy, ale cierpliwość zaczęła mu się już kończyć. To jednak już zbyt długo trwało. Kilka minut później Tom opuścił pokój wspólny i udał się do swojej sypialni, a Rudolf ponownie spojrzał na zegar.

– Czekasz na coś Rudolfie? – Zagaił Edgar patrząc na niego z ciekawością.

– Nie twoja sprawa, odwal się! – Odwarknął odruchowo Lestrange, bo w tej samej chwili podjął decyzję, że pójdzie do cieplarni i wydostanie stamtąd charłaka po to, by nawet siłą zaaplikować mu antidotum. Nie mógł dłużej czekać, a i tak nie wiadomo co zastanie na miejscu.

– Ej to nie było miłe! – Mruknął zdenerwowany Avery, chwytając Rudolfa za ramię i próbując go zatrzymać. W rezultacie strącił mu z ramienia torbę, z której wysypała się większość rzeczy.

– Ty głupcze! – Warknął nerwowo Rudolf schylając się by pozbierać dobytek. Już po chwili zorientował się z przerażeniem, że nigdzie nie było pustej buteleczki po toksynie. Szybko rozejrzał się i serce mu zamarło na widok Oriona przyglądającego się fiolce w skupieniu. Bez słowa wyciągnął do niego rękę w czytelnym żądaniu, ale Black postąpił po swojemu.

– Wydajesz się dosyć nerwowy Rudolfie. Czy to ta rzecz jest przyczyną? – Po tych słowach odkorkował fiolkę i powąchał jej zawartość. Jego spokój momentalnie zniknął, gdy zidentyfikował specyfik. Oczy Oriona rozszerzyły się w szoku. Spojrzał na Rudolfa z niedowierzaniem, a gdy Lestrange spuścił wzrok nie potrafiąc wytrzymać jego oceniającego spojrzenia uzyskał pewność. Reakcja Oriona zwróciła uwagę Abraxasa, który podszedł do kolegi i zapytał:

– Co to?

– Trucizna z jadowitej tentakuli, a raczej tylko pozostałości po niej. Pusta fiolka. Rudolf idioto, tylko mi nie mów, że jej użyłeś – Mózg Blacka pracował na najwyższych obrotach i już po chwili stało się jasne komu Lestrange mógł podać truciznę. Nie wróżyło to niczego dobrego. Trzeba było się szybko upewnić w podejrzeniach i zacząć działać – Do diabła gadaj Lestrange! Expelliarmus! – Krzyknął widząc, że Rudolf dobywa różdżki. Reszty dopełnił Malfoy, który przyszpil winowajcę do ściany celując różdżką w jego klatkę piersiową. Orion nie wątpił w inteligencję Abraxasa, a po jego reakcji domyślił się, że ten również już wie kto był ofiarą Rudolfa.
– Ile mu podałeś tej toksyny?! – Zapytał na pozór spokojnie Malfoy jednak jego oczy były teraz wypełnione bezgraniczną nienawiścią do Rudolfa.

– Boisz się, ze Twój cenny przyjaciel wykituje? A może właśnie już jest jedną noga w grobie? – Zaśmiał się okrutnie Lestrange i splunął na Malfoya uśmiechając się szyderczo. Tym samym potwierdził przypuszczenia komu podał truciznę. W duchu Rudolf czuł ulgę, że nie musi już sam borykać się ze swoim problemem, ale nie potrafił inaczej reagować dlatego atakował.

– Zapomniałem, że takich jak Ty od razu trzeba sprowadzić do parteru. – Wyszeptał Abraxas, wycierając rękawem z policzka ślinę. Kiedy skończył, nagle rzucił – Crucio! – Krzyk Rudolfa był dla niego niczym melodia. Nie był w stanie się powstrzymać i powtórzył – Crucio... – Niech cierpi ... Jak śmiał skrzywdzić jedyną osobę, która nie powinna ... – Crucio.

– Dość Abraxasie! Jak zemdleje nie dowiesz się ile podał trucizny – Usłyszał jak przez mgłę głos Blcka i natychmiast przerwał zaklęcie uznając słuszność argumentów. Black podszedł do jęczącego na podłodze Rudolfa i pochylił się mówiąc szeptem by nikt inny nie słyszał:

– Jeżeli w tej chwili nie powiesz ile tego było i ile czasu upłynęło, to jak myślisz co zrobi Tom na wieść, że śmiałeś czyhać na życie jego cennego źródła informacji?
– Cała fiolka. Cztery godziny temu – Wyjęczał Rudolf w odpowiedzi.

Informacja zmroziła im krew w żyłach. Abraxas, poruszając się biegiem co nie było normalną reakcją, pomknął do dormitorium. Już w chwilę później był z powrotem i wraz z Orionem wybiegli z pokoju wspólnego na korytarz zdążając do cieplarni. Mulciber z Averym podeszli do leżącego Rudolfa pomagając mu wstać i przenieść się na kanapę. Z początku rzucali niespokojne spojrzenia w stronę sypialni Toma, ale najwyraźniej Riddle wyciszył swój pokój bo nie pojawił się, choć przecież Lestrange krzyczał bardzo głośno. Obaj niezależnie doszli do wniosku, że Rudolf miał więcej szczęścia niż rozumu. Mulciber wyszedł po eliksir łagodzący skutki po cruciatusie, a Avery dotrzymywał towarzystwa poszkodowanemu. Polegało to głównie na pilnowaniu, by nie zleciał z siedziska więc poświęcił ten czas zastanawianiu się nad tym co się stało. Pierwszy raz widział tak potężny atak zadany przez Abraxasa. Musiał być wściekły. Sam Edgar nie pobiegł do Greya z tamtymi dwoma tylko dlatego, że wykalkulował, że ktoś musi zostać by odpowiednio przedstawić sprawę Tomowi, gdyby się pojawił. Wziął na siebie niewdzięczną misję, ale trudno. Ktoś musiał. Na szczęście Toma póki co nie było. Miał nadzieję, że mimo dawki i upływu czasu obaj ratownicy dotrą z pomocą wystarczająco szybko. Marna to była nadzieja, ale jakoś nie mógł z tego kierunku myślenia zrezygnować. Z zamyślenia wyrwał go jęk Rudolfa, ale nie był w stanie zmusić się do współczucia.

– Jesteś takim głupcem Rudolfie.

***

Droga do cieplarni zdawała się trwać wieczność. Orion chciał wrócić się po odtrutkę do Lestrange'a, którą widział w jego torbie, ale Abraxas kategorycznie odmówił podania Arenowi jakiegokolwiek specyfiku od tamtego śmiecia. Sam miał sporo odtrutek z zaufanych źródeł, więc był przygotowany na takie wypadki. Czuł wyrzuty sumienia, że nie pomyślał, by sprawdzić piwo Greya. Nigdy by nie przyszło by mu do głowy, że Aren znajdzie się na celowniku Rudolfa. Wpadli dysząc ciężko do cieplarni, ale ta była pusta.

– Może w gabinecie Beery'ego? – Rzucił Orion pokazując na drzwi, za którymi znajdowały się prywatne kwatery nauczyciela. Malfoy podbiegł do nich i zaczął dosłownie w nie walić pięściami, nie zważając na konwenanse.

– Profesorze! Proszę natychmiast otworzyć! – Krzyczał dobijając się coraz głośniej. Kiedy drzwi się uchyliły zobaczył w progu zaskoczonego nauczyciela, który zmierzył ich obu wzrokiem i zapytał:

– Panie Malfoy, panie Black … co was tutaj sprowadza o tej porze i dlaczego próbujecie wyłamać mi drzwi?

-Aren. Gdzie jest Aren?! – To była teraz jedyna kwestia jaka obchodziła Abraxasa. Co prawda widział całkowite zaskoczenie na twarzy nauczyciela z czego wywnioskował, że raczej nic się nie stało, ale przecież Grey mógł już wyjść i być gdzieś na drodze do lochów.

– Jest w środku, jeżeli chcecie to mogę ... – Nie zdążył nawet dokończyć, a Malfoy po prostu go wyminął i wszedł do wnętrza – Taaaaa ... Oczywiście zapraszam – Powiedział nieco posępnie i przesunął się, by Black, nieco bardziej opanowany, również mógł wejść.

Malfoy ułamkiem świadomości zarejestrował, że zachował się bardzo niegrzecznie, ale nie było czasu na wyjaśnianie wszystkiego zwłaszcza, że czas działał tutaj tylko na niekorzyść. Mijając dosyć długi przedpokój wszedł szybkim krokiem do salonu natrafiając na dosyć osobliwy widok, którego raczej się nie spodziewał. Aren siedział na jednym z dwóch foteli popijając herbatę i jedząc ciastko. Grey, kiedy ujrzał Abraxasa, a tuż za nim Oriona uniósł w zdziwieniu brwi i zapytał:

– Oh ... co Was tutaj sprowadza? Coś się stało?

Obaj przybyli spojrzeli na siebie kompletnie nic nie rozumiejąc. W zasadzie wszyscy obecni wyglądali na zaskoczonych, choć powody oczywiście były różne. Abraxas postanowił zapytać wprost, bo krążenie wokół tematu tylko zabierało czas.

– Nic Ci nie jest? Jak się czujesz?

– Czuję się dobrze. Skąd to pytanie i dlaczego wyglądasz na tak roztrzęsionego Abraxasie? – Obaj przybyli zamarli patrząc na siebie, ale Aren wyczuł, że jest coś o czym nie chcą mówić przy nauczycielu dlatego postanowił się już pożegnać. Zresztą właściwie skończyli tą zajmującą dyskusję, więc niewiele to zmieniało. – Dziękuję za pouczający wykład profesorze, ale będę się już zbierał. – W momencie gdy to powiedział poczuł, że coś spłynęło mu po brodzie, więc odruchowo sięgnął do niej ręką by obetrzeć. Zerknął na dłoń i zobaczył trochę krwi. Coś zdecydowanie było nie tak. Postarał się jednak zachować spokój i poprosił – Mogę jeszcze tylko prosić o chusteczkę profesorze?

– Aren wypij to. – Abraxas momentalnie przeszedł do ataku i wręczył natychmiast Greyowi eliksir zamiast chusteczki. Aren zmarszczył brwi przyjął od Beery'ego podawaną chusteczkę lekko kłaniając się na pożegnanie, a od Malfoya przyjął fiolkę i ruszył do wyjścia z pokoi prywatnych profesora. Za nim podążyli obaj Ślizgoni. Szli przez chwilę dość szybko, a później Aren skręcił do nieużywanej klasy i poczekał aż zamkną za sobą drzwi po czym zapytał:

– Możecie mi wyjaśnić o co chodzi? Wątpię byście przychodzili do Beery'ego gdyby nie zaszła jakaś naprawdę pilna potrzeba i co to za eliksir?

– Posłuchaj. Istnieje podejrzenie, że Rudolf podczas naszej wizyty w Trzech Miotłach otruł Cię jadowitą tentakulą. Oczywiście wiesz, że to niebezpieczny i śmiertelny środek. Z tego co udało nam się ustalić podał Ci solidną dawkę, po której praktycznie powinieneś już nie żyć. Zwłaszcza, że zażyłeś ją już cztery godziny temu.

– Jak widzicie nadal tu stoję. Chociaż mam kilka niepokojących objawów, ale żyję.

– Skoro masz wątpliwości wypij ten eliksir. – Abraxas był widocznie skarbnicą odtrutek, bo podał Arenowi kolejną fiolkę wyciągniętą z zanadrza. Black widząc co podaje uniósł brwi w zdumieniu. Grey ujął fiolkę, ale zanim zapytał, Malfoy odpowiedział – To mikstura, która potrafi rozpoznać truciznę. Wystarczy tylko odrobina trucizny, by ją wykryć. Po wypiciu poczujesz zimno, a gdy zaaplikujemy Ci kroplę na dłoń tego co podał Lestrange i zmieni to coś barwę, będziemy wiedzieć na czym stoimy.

– Co ma barwa do wykrycia trucizny?

– Jeżeli toksyny nie ma w twoim ciele, powinna przybrać kolor biały. Im większa dawka, tym bardziej intensywny kolor. Jasne odcienie to małe zawartości niegroźne dla organizmu, jednak gdy kolor przechodzi w ciemne barwy, wtedy trzeba zacząć się martwić. Czarny oznacza śmierć. Dlatego proszę sprawdźmy chociażby to Aren – Desperacja w głosie Malfoya wskazywała na to, że jest pewny swego. Aren podejrzewał, że dwaj Ślizgoni nie biegaliby po korytarzach, gdyby nie sprawdzili, że toksyna rzeczywiście została mu podana. Po wyjaśnieniach Aren kiwnął głową i wypił bezbarwny eliksir, czując posmak anyżu na języku oraz małą nutę wyciągu z liści mandragory. Nie miał czasu skupiać się nad składem, bo nagle poczuł zimno w całym ciele.

– Działa? – Dopytywał się Abraxas.

– Aż za dobrze. Zdecydowanie czuję zimno – Odsunął rękaw pokazując gęsią skórkę na ręce. Zauważył, małą fiolkę w dłoni Oriona i podejrzewając, że to właśnie może być przyczyna całego zamieszania poprosił – Mogę? – Wyciągnął rękę po buteleczkę, otworzył i powąchał. Tak, to było to co czuł w swoim piwie. Bez wątpienia. Uśmiechnął się niewesoło i skomentował:

– Nigdy bym nie pomyślał, że kremowe z trutką może tak dobrze smakować – Zakorkował i oddał fiolkę w ręce Oriona, który ponownie ją otworzył i przechylił w kierunku jego ręki. Kropelka spadła na skórę, przywarła do niej i zmieniła kolor na ciemno czerwony, który po chwili stał się czarny. Aren i pozostali patrzyli na to jak urzeczeni, po czym Grey niepewnie zapytał – Emmm ... Więc nie żyję?

– Na Merlina! Co jest z Tobą do cholery nie tak?! – Wykrzyknął Black tracąc na moment swoje opanowanie i zaskakując ich obu. Kompletnie nie rozumiał, a zarazem rozumiał tą chorą fascynację Greyem, którą widział u ich Pana. Jeżeli chciał mieć dowód dlaczego i skąd to zainteresowanie, miał właśnie jeden solidny argument przed oczami. Po tym chwilowym wybuchu postarał się opanować i myśleć trzeźwo choć okoliczności nie pomagały. Westchnął ciężko patrząc na Arena i widząc jego zakłopotanie. „ … Myśl Orionie ... dlaczego trucizna nie zadziałała, a raczej zadziałała tylko bez żadnych szkód dla samego Greya … Jak to możliwe ...”. Po chwili przyszedł mu do głowy pewien pomysł i powiedział głośno – Czy Ty... czy miałeś kiedyś do czynienia z jakąś silną substancją trującą, która jest mocniejsza od tej podanej przez Rudolfa?

– W zasadzie to tak ... Wydaje mi się, że chyba jest silniejsza. – Stwierdził Aren przygryzając wargę. Zastanawiał się czy podzielić się tą informacją. Po krótkim przemyśleniu sprawy zdecydował, że powie im o toksynie, ale nie będzie opowiadał o szczegółach w jaki sposób miał do czynienia z jadem Aragoga.

– Co to było? – Zapytał Black, przeglądając w pamięci silniejsze substancje od tej z jadowitej tentakuli.

– Dwukrotnie jad akromantuli – powiedział z powagą Aren – Jednak nie wyjawię w jakich okolicznościach miałem z nim do czniania …

– Tak, to może być przyczyna.

Abraxas z Orionem czuli, że chłopak nie kłamał chociaż to co powiedział wydawało się być absurdalne. Malfoy postanowił za wszelką cenę wcisnąć w Arena odtrutkę mimo, że nie wyglądało by ten jej potrzebował. Orion był w wielkim szoku, że Abraxas poświęcił tak bardzo cenną miksturę dla Greya. Uchodziła za jedną z bardzo rzadkich i cholernie trudno dostępnych. Oczywiście Abraxas był jednym z Malfoyów więc musiał mieć swoje dojścia, ale jednak ... Gdy Grey przełknął kolejny eliksir Abraxas rozluźnił się i odetchnął z ulgą wyglądając, jakby ktoś zdjął z niego wielki ciężar. Black pomyślał sobie, że teraz już nie dziwi się Gridelwaldowi, że ściga tego chłopaka. Musi mieć solidny powód, a odmienności jest jak widać w Arenie wiele. Po zażyciu przez Greya odtrutki chłopcy wyszli z pustej klasy, podążając do lochów.

Gdy klasa opustoszała obok miejsca, w którym chłopcy stali pojawił się Herbert Beery ściągając z siebie zaklęcie maskujące. To co usłyszał i co widział było bardzo fascynujące. Jego myśli krążyły wokół tematu w jaki sposób i kiedy Gellert poznał Arena i co on takiego ma w sobie, że się chłopakiem zainteresował. To musiało być coś nieprzeciętnego, bo czarnoksiężnik nie zwrócił by uwagi na byle nastolatka. Beery zamyślił się głębiej. Minęły trzy lata odkąd kontaktował się z Gellertem, może warto by to zmienić?





7 komentarzy:

  1. Ale się cieszę, że tak szybko dodałaś nowy rozdział :D już się martwiłam, że miesiąc będę musiała czekać po tak ciekawym zakończeniu. Ale dzisiaj to już w ogóle mnie zaskoczyłaś tą końcówką :o nie spodziewalam się jakis połączeń Berry'ego oraz Gellerta, i znów będę sie zastanawiac co bedzie dalej :D Ogólnie opowiadanie naprawdę z każdym rozdziałem jeszcze ciekawsze, dodatkowo bardzo zaskakujące, bo nigdy nie mogę zgadnąć co będzie dalej :D i zawsze dzieje się jakaś świetna akcja!
    Pozdrawiam i weny życzę :D
    ~S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhuhuhu! Dziewczyno!
    ...jak wino uderzasz do głowy, aniele tak wiele dla ciebie bym zrobił... i... nie, skończmy to, nie będę się pogrążać dalej. Jestem dorosłą kobietą, powinnam się tak zachowywać, ale....
    ALE! TO JEST TAKIE DOBRE!
    Czytałam ten rozdział w niezłych ratach... Na chwilę weszłam w pracy na twojego bloga i oczywiście, nagle wszyscy zaczęli mi przeszkadzać. A ja potrzebowałam tylko chwili dla siebie, Toma, Arena, Abraxasa, Edgara i Oriona... czy to tak wiele...?
    Ale nie ważne. Koniec.
    A raczej początek.
    Czytając twoją odpowiedź do mojego komentarza już mi się cieszyła twarz i wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz. Oczywiście się nie pomyliłam.
    Tak bardzo! Tak bardzo mi się podobała scena w salonie Ślizgonów! Aren tak cudownie zagrał, Edgar, o tak! Ma wielką fankę w mojej osobie! Wprost go ubóstwiam. Zasłużył sobie <3. Tak mi było żal (wcale nie, śmiałam się z niego) Abraxasa, taki zestresowany biedaczyna, gnębiony przez Edgara, a potem przez Arena, hahah.
    Już oczami wyobraźni widziałam, jak Tom dzieli się z ogółem wszechświata, jak bardzo się cieszy, że Abraxas taak bardzo zbliżył się do Arena! Hahah.
    Swoją drogą, Tom był tak cudownie zazdrosny. Haha i tak bardzo wszyscy jego, hm z braku lepszego słowa przyjaciele (choć ja uważam, że na swój pokręcony sposób są pewnego rodzaju przyjaciółmi... ekhm) no, tak bardzo wiedzą, że Tomowi zależy na Arenie <3. Ah! Cudne <3
    I ten moment kiedy pozwolił zasnąć sobie na ramieniu! Awww!
    No nie wiem... czy zachwycanie się nad tym co piszesz może mieć jakiś koniec? Gdybym się nie powstrzymywała, na prawdę mogłabym pisać w nieskończoność o tym jak baardzo mi się podoba wszyyystko!
    No, ale może ciąg dalszy? Hm?
    Lestrange... oh, no właśnie, istnieje jeszcze on. Żywię wielką nadzieję, że Tom się dowie o tym incydencie.
    Fakt, że chłopak może okazać się na tyle inteligentny, żeby nie robić więcej Arenowi... hm "psikusów", wcale nie jest wystarczający. Ma ponieść karę! Zasłużył! To że Arenowi nic się nie stało, nie ma żadnego znaczenia.
    Gdyby nie miał... hm drastycznych przygód z Aragogiem i własną psychiką Tom mógłby stracić przeznaczonego. I byłoby źle...
    No, a skoro mowa o przeznaczonym. Abraxasie... mógłbyś oddać własność Arena! Hahah! To by było zaaa proste.
    No nic, na koniec. Trochę się zdenerwowałam,że Berry może poznać prawdę... a raczej jej część, która mówi o tym, że czarnoksiężnikiem, który interesuje się Harrym wcale jestem Grindelwald. No cóóóż, tym niepokojącym akcentem kończąc, chcę ci tylko powiedzieć, że robisz świetną robotę!
    Urozmaicasz życie takim żuczkom jak ja i karmisz weną, którą siłą telepatyczną wysyłam tobie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć! Troszkę mnie tutaj nie było i zdążyłaś wstawić kolejny rozdział. Szczerze to zrobiłaś mi niemałą niespodziankę, kiedy przeglądałam opowiadania, czy też czasem nie pojawiło się gdzieś tam coś nowego. Jakoś udało mi się uporać z moją miniaturką i rozdziałem, więc wreszcie mogę przysiąść i skomentować.
    Rozdział od samego początku wprowadził atmosferę grozy. Muszę przyznać, że znów jak idiotka szczerzyłam się do telefonu, robiąc wielkie oczy i czekając z nadzieją na to, co za moment się stanie. Łapki aż się same lepiły do telefonu i wciskałam nos w ekran, serio. Piski zachwytu trzeba było tłumić poduszką — moje godziny czytania są nieraz bardzo chore.
    Toma widziałam świetnie. Taki fochnięty, wbija wzrok w książkę i bieleją mu palce. I to głównie do tego obrazu tak cieszyłam michę. Tak, a dookoła niego jeszcze taka czarna mgiełka, jakby i tego było mało. Wszyscy się go boją i drżą ze strachu, tak jak to powinno być, a Aren co? A Aren ma odgórnie ustalone standardy w dupie i z uśmiechem wbija się Riddle’owi na kanapę. Można i tak, ale sądzę, że gdyby zrobiłby to ktokolwiek inny, to nie skończyłby szczęśliwie (wiesz, Crucio, Sectumpempra, Avada Kedavra i te sprawy). Mam być szczera? Ten fragment z Harrym i Tomem był po prostu rozczulający. I kiedy oni wreszcie zdadzą sobie sprawę z tego, że są połączeni? Chcesz nas zabić tym czekaniem czy jak?
    Zdecydowałam także, że będę lubić Avery’ego. Dlaczego? Ponieważ jest bezczelny, a ja lubię bezczelne charaktery ^^. Trzeba też przyznać, że chłopak ma jaja i odwagę, ponieważ ja chyba bym podciągnęła nogi pod brodę i przeczekała wstrętny humor Toma, albo lepiej — skryłabym się pod łóżkiem i nie wyszła, dopóki nie byłoby mniej—więcej bezpiecznie. Dlatego zostałabym Ślizgonką.
    W pewnym momencie w mojej głowie powstał rysunek takiego małego Harry’ego z zakrytymi oczami jakąś chustką, za którym stał wielki, czarny bazyliszek i syczał na małych człowieczków, którzy stali przed nimi. Przyznasz, że to idealnie obrazuje ten rozdział, prawda?
    No nie, znowu zaczęłam się śmiać jak głupi do sera! Te małe Śmierciożerce są po prostu przezabawne i tchórzliwe jak małe kotki. I albo mi się wydaje, albo twój Potter jest okropnie i do bólu wręcz sadystyczny. Poza tym stworzyłaś świetny kontrast pomiędzy odczuwaniem magii Voldemorta przez jego Śmierciożerców (czy jak tam się teraz nazywają) i przez Harry’ego. To wyszło po prostu wspaniale i pozwoliło ładnie podkreślić to, ze naprawdę się ku sobie mają.
    O Merlinie… Avery zatkaj buzię, bo ci mucha wleci! Nie słyszysz? Zatkaj, bo mucha... Dobra, widzę, ze i tak masz w dupie, co do ciebie mówię, stary. A co udław się tą muchą. Oby była trująca. Tak, tak, Edgarze, Aren zamienia się w Hagrida z zamiłowaniem do wielkich, jadowitych i groźnych bestii i możesz mi wierzyć, ze uważa Czarnego Pana za naprawdę wspaniałego wierzchowca. To bardzo źle, źle, źle brzmi.
    Ciąg dalszy nastąpi przez ten cholerny limit słów, którego tak bardzo nienawidzę, że mam ochotę rozwalić kompa na ścianie!
    Sorry, poniosło mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy Ślizgoni powinni całować Harry’emu stopy — ocalił ich mało warte tyłki od porządnego Cruciatusa. A szczególnie tyłek Avery’ego i Abraxasa. Im zapewno oberwałoby się najmocniej.
      Niech ktoś urwie temu Lestrange’owi łeb, bo przysięgam, że sama się tam zmaterializuje i to zrobię! Och, jak ja tego gościa ścierpieć nie mogę! Niech no tylko Harry odzyska magię, to skończy się wesoły czas dla tej gnidy. Tak, tak, idioto Miej pretensje o to, że właśnie nie dostaje ci się porządnie po głowie. Świetnie, inteligencja po prostu Level Master of Masters.
      Ogółem scena bardzo długo utrzymała mój uśmiech, dlatego jestem za nią naprawdę bardzo wdzięczna. Ja nie wiem, jak ktoś może czytać o dwóch chłopcach (szczególnie o tych konkretnych chłopcach) i nie dostać: a) wypieków na twarzy; b) ataku duszności; c) nie jęknąć czegoś w stylu: ooooooooo…
      Zaborczy Tom i chęć zamorrrrrdowania Abraxasa to coś, co jest jak najbardziejna tak i chyba wszyscy tu obecni zgodzą się ze mną co do tego (szuka jakichś sprzeciwów i rzuca zwycięskie uśmieszki, kiedy żadnych nie znajduje). Mówiłam?
      Przemyślenia Riddle’a zawsze czytam z przyjemnością i wydaje mi się, że nawet nie muszę tego mówić, ponieważ doskonale to wiemy. Ale jeszcze nie wiemy, że wydałąm dźwięk jak dusząca się kura, kiedy Harry usnął mu na ramieniu, prawda? Nie, tego jeszcze nie było. Halina, daj wody! No dawajże znowu tę wodę! Tak, tak, znowu czytam o Voldemorcie, no i co? Halina! Miałaś dać wodę, a nie chamsko się ze mnie śmiać. Och, nareszcie. Dzięki, Halina.
      Czyta jeszcze kawałeczek.
      Haaa….aaaa…liiii….naaaa…. Teeeee….raaa…. tleeeeeeeee…..n…n…u… Zdycha.
      Wow, zabiłaś mnie, no dzięki, ale wiesz co? Dzięki temu spotkałam potwora spaghetti i przekonałam się, że moja wiara w niego jest jedyną prawdziwą. Masz mnie na sumieniu. Ty też, Tom. W sądzie powiem, że jesteś zbyt młody i zbyt uroczy, by zgnić w Azkabanie więc masz dostać dożywocie ze mną, z Harrym, tylko z jednym pokojem i z dwoma łóżkami; jedno dla was, a jedno dla mnie. No co? Ułatwiam ci robotę, więc bierz się za niego. Obiecuję, że nie będę podglądać .
      Okej, zdechłam po raz drugi, kiedy Harry się obudził. Nie, już nie będę mówić, jak to dokładnie się stało. Chodzi o to, że tym razem Halina nie dała wody…
      O zabicie dla mnie Lestrange’a już dzisiaj prosiłam, więc kolejny raz spróbuję dopiero pry następnej notce, lecz wiedz, że z każdym rozdziale ta menda pogrąża się w mych oczach coraz bardziej. Jak tak można? Otruć Harry’ego? Czy jemu już kompletnie na mózg padło? Powinni go wykastrować za takie coś i to aż dziw, że on jeszcze żyje; że Riddle go nie wykończył. Banda idiotów, powinni od razu mu powiedzieć, co się stało, a nie kryć tego debila. Dobrze, Abraxas! Właśnie tak! Crucio! Haha! Bingo. O to chodzi. Broń swego, broń, to może jeszcze uda mi się, ubić interes i namówić twoją stwórczynię na romansik pomiędzy tobą i Arenem .
      C.D.N

      Usuń
    2. Nie ma to jak wypić groźny eliksir i mieć to gdzieś. Takie szczęście i nieszczęście to tylko Made in Potter. To jak wejść w ścianę i z trzech tysięcy ścian trafić akurat na tę, która zawiera tajne przejście.
      Fajnie. Harry jest żywym trupem. Szczerze — to akurat było bardzo łatwe do przewidzenia, ale i tak uśmiechnęłam się zwycięsko do telefonu. A tak na marginesie: wiem, ze Harry nie pamięta o bazyliszku, ale… Czy to aby nie jest jednak jego sprawka, że Potter ciągle żyje? Aaaaa! Olśnienie, olśnienie, olśnienie! To DLATEGO Harry przeżył ugryzienie Aragoga! Bo wcześniej dziabnął go bazyliszek. Teraz to ma sens! Tak, tak, tak! Teraz to ma sens! Teraz to ma sens! Mam rację, prawda? Mam? Powiedz, że mam !
      Nie. No po prostu nie. Wiesz co, jak mogłaś? A ja tak lubiłam Beery’ego. A teraz się okaże, że jest jakimś kumplem/zwolennikiem Grindelwalda. I będzie próbował albo zabić Harry’ego, albo Toma, albo zabić ich obu, albo z obu zrobić sługi tej taniej podróbki Czarnego Pana, którą Dumbledore mógłby już sprzątnąć do Nurmengardu.
      Podsumowując rozdział naprawdę interesujący (mimo że nadal wkurzają mnie te „Cię” i „Tobie” w tekście z wielkiej litery bo tak niemiło wcinają się w tekst, że ohhhh…). Kiedy kolejny?
      Zdrówka i weny, i czasu
      Pozdrawiam baaaaaardzo cieplutko z dworu potwora spaghetti!

      Usuń
  4. Siemanko! :D
    Przepraszam, że podpisuje się jako anonim, jednak jest to mój pierwszy raz w życiu, gdy komentuje bloga o tematyce Harrego Pottera! Dotychczas ani razu mi się nie zdarzyło, żeby jakaś historia ze świata magii, aż tak mnie wciągnęła... Jestem pod WIELKIM wrażeniem tego bloga, szczególnie że jestem fanką fanfiction o Harrym. Przeczytałam ich dziesiątki... Jednak dopiero czytając to opowiadanie zdecydowałam się skomentować. Jestem dość wybredną czytelniczką, często nie podoba mi się styl pisania niektórych bloggerów, bądź niedopracowana fabuła... Moje ulubione historie, można policzyć na palcach u jednej ręki, bądź dwóch. Dodatkowo nie lubię zagłębiać się w niedokończone opowiadania, nie podoba mi się ten niedosyt, gdy nie mogę poznać dalszych losów bohaterów. Jest to według mnie bardzo frustrujące i twórca takiego bloga, razem z historią, mimo że była ciekawa i dobrze napisana, traci na mojej ocenie. Pisząc to, chce ci przekazać jedną rade ode mnie: NIGDY, PRZENIGDY, POD ŻADNYM POZOREM, CZY NAWET GROŹBĄ ŚMIERCI (moją w tym wypadku, jeśli się nie zastosujesz *-*)... NIE PORZUCAJ TEGO OPOWIADANIA!!! Jest cudowne, wiele wątków które zapierają dech w piersi, a z każdym rozdziałem ciekawość czytelnika rośnie. Pierwszy raz w życiu jestem tak nienasycona, chce więcej, dużo więcej...
    Pierwszy raz pojawiłam się na tym blogu, gdy opublikowałaś rozdział 18:Być Ślizgonem, więc stosunkowo późno, ze względu na ilość rozdziałów. Jednak wszystkie 18 wręcz pochłonęłam, pożarłam w jeden dzień. Od tamtej pory, sprawdzanie czy nie ma nowych postów stało się dla mnie codziennością. Mimo iż wiem, że nie wstawiasz rozdziałów z dnia na dzień, jest to ode mnie silniejsze, nie mogę się oprzeć. Mogę wręcz śmiało powiedzieć, że oszalałam na punkcie tego opowiadania, zauroczyłam się w tej historii! Czytając kolejne rozdziały moja cierpliwość jest wystawiana na próbę. Kiedy widzę nowy post, jest to dla mnie najlepsza część dnia bądź tygodnia, jednak kiedy kończę czytać rozdział, nie jest już tak wesoło, ponieważ uświadamiam sb, że na kolejny muszę czekać TAK DŁUGO...!
    Uwielbiam każdy moment tego opowiadania, mimo iż wielu wątków dotychczas nie rozwinęłaś, pojawiają się tylko drobne niuanse, zrobiłaś to w tak umiejętny sposób, że człowiekowi to nie przeszkadza, po prostu cierpliwie czeka na rozwinięcie... To przyjemne, bardzo wielu autorom tego brakuje, więc masz u mnie dozgonny szacunek!
    Na koniec, mogę ci obiecać, że będę czytać twoje opowiadanie do końca, wytrwam do samego epilogu, choćbym miała po samym jego przeczytaniu umrzeć! Więc dalej będę trwać w codziennym oczekiwaniu na ciąg dalszy historii, mając nadziej na przeczytanie wkrótce całości... Nawet jeśli nie zobaczysz ode mnie komentarza, wiedz że ja ciągle tu zaglądam, może znów się zdecyduje, jak się będziesz opierdzielać z dodawaniem rozdziałów, bądź jak napiszesz taką PETARDĘ, że nawet ja nie dam rady pozostawić tego bez komentarza... =D Także, życzę mnóstwa weny, pomysłów i czasu na pisanie.
    Pozdrawiam i powodzonka!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    fantastyczny, boski, rewelacyjny, Aren od razu wyczuł tą gęstą atmosferę... ale usiadł przy Riddlu bez konsekwencji, co powinna dać Rudolfowi pewną informację... ;] och Tom pokazał taką delikatną, czułą twarz... widać gołym okiem, że Arena traktuje zupełnie inaczej niż innych, ich by nie leczył, czy używał czaru ogrzewającego, docenił to jego subtelne dążenie do celu... chciałabym bardzo, zęby Abraxowi wypadł ten dziennik przypadkowo i żeby się okazało, ze to własność Arena... podobało mi się to, że Aren jest jego i nikt inny nie ma prawa go dotykać, niech Tom dowie się o tym otruciu przez Rudolfa Arena i wymierzy odpowiednią karę ;] a ten wybuch Blacka, boski... na merlina co jest z Tobą nie tak i ciekawe skąd Berry zna Grinewalda, czyżby jakaś tajemnica...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń